Piwnice
Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Lasciate ogni speranza, voi ch'entrate :>
Lasciate ogni speranza, voi ch'entrate :>
Dawno już straciła rachubę czasu, ile przebywała w tej piwnicy. Miesiąc? Dwa? Kilka? Nie wiedziała nawet, jaka pora roku była obecnie na zewnątrz. Ale już dawno przestało ją to w jakikolwiek sposób obchodzić, tak samo jak dawno wyzbyła się naiwnych nadziei na uwolnienie. Wiedziała przecież, że umrze w tej piwnicy i właściwie czekała na to. Chciała umrzeć, uwolnić się od tego cierpienia i poniżenia, które musiała znosić każdego dnia, ale niestety, Fawley wydawał się czerpać jakąś chorą przyjemność z wydłużania jej męki, zamiast definitywnego zakończenia sprawy i pozwolenia jej na zaznanie upragnionego spokoju.
Jedynym wyznacznikiem mijającego czasu były wizyty Colina, który zawsze pojawiał się nagle w ciemnym i zimnym pomieszczeniu, a potem odchodził, pozostawiając upokorzoną do granic możliwości dziewczynę samą. Wolała być sama, choć wtedy wszystkie lęki i zmory wracały. Czasy Hogwartu oraz te dwa szczęśliwe lata po opuszczeniu ojca wydawały się jedynie odległym snem; ba, w piwnicy zatęskniła nawet za ojcem i jego „wychowaniem”. Teraz wszystko sprowadzało się do tej piwnicy; do ciemności, zimna, twardości kamiennych posadzek, ciągłego lęku, bólu poranionego ciała i towarzyszącego jej często pragnienia i głodu. Niemal zapomniała również, jak to jest znajdować się na świeżym powietrzu, kiedy wiatr lekko mierzwi włosy, a słońce ogrzewa bladą skórę. Wiedziała, że już nigdy tego nie poczuje, jej życie miało zakończyć się w piwnicy, pod ziemią, z dala od słońca i świeżego powietrza. Tak, jak przed laty się zaczęło.
Jej ciało było wychudłe, a posiniaczona i poznaczona bliznami skóra wydawała się niemal opinać na kościstej sylwetce. Włosy odrastały nierówno i były pozlepiane w strąki, jednego ucha brakowało, zamiast niego z boku jej głowy ziała tylko brzydka blizna w miejscu, gdzie się znajdowało. Oczy były podkrążone i zapadły się w jej twarzy o niezdrowo szarym odcieniu, a usta popękały praktycznie do krwi. Leżała w kącie piwnicy ciasno owinięta ramionami, kołysząc się sennie do przodu i do tyłu i przymykając drżące z osłabienia powieki.
Niech nadejdzie koniec, błagała w myślach. Może to pragnienie w końcu się spełni i pewnego dnia jej ciało już nie wytrzyma, pozwalając jej umrzeć w spokoju i ciemności?
Czas mijał, a ona nadal siedziała, kołysząc się. Tylko na moment przechyliła się w stronę ściany, by zlizać z niej odrobinę wilgoci. Był to zupełnie irracjonalny odruch, zupełnie jakby jej ciało, niezależnie od jej własnej woli i pragnienia śmierci, próbowało za wszelką cenę przetrwać.
Ale później znowu usłyszała kroki, co było najgorszą rzeczą, jaką można było usłyszeć podczas pobytu w piwnicy. Nie odgłosy kapiącej wody, nie ciche stąpanie piwnicznych stworzonek, a właśnie dźwięki zwiastujące powrót Fawleya, które potrafiła wychwycić nawet nie posiadając zewnętrznej części jednego z uszu.
Gdy wszedł, odruchowo się skuliła, już gotując się w myślach na ból. Ale nawet nie wyrywała się, gdy podszedł, jedynie jej oczy patrzyły błagalnie, licząc, że jej męki zostaną wreszcie zakończone. Godności została pozbawiona już dawno, więc ani trochę nie siliła się na próby zachowania dumy. Nie było po niej śladu, teraz była jedynie dogorywającym wrakiem dawnej siebie.
- Proszę... – wychrypiała ledwie słyszalnie. Za każdym razem prosiła go, żeby wreszcie to zakończył, ale upragniona łaska nie nadchodziła.
Czy dzisiaj będzie inaczej?
Zacisnęła powieki, nie chcąc na niego patrzeć. Gdy znowu poczuła silny ból, wydała z siebie krótki okrzyk, ale nie zrobiła nic poza mocniejszym skuleniem się na ziemi. Nie uciekała, dawno już pojmując, że to nie miało sensu. Całe jej ciało drżało, gdy czuła kolejne rozdzierające ją ciosy, krew spływającą po skórze i w końcu silną dłoń zaciskającą się raptownie na jej szyi i szczęce. Jedynie podrygiwała lekko na posadzce, czując, jak brakuje jej powietrza, ale choćby chciała, i tak nie miała siły, żeby się wyrywać. Niemożność oddychania doprowadzała do szaleństwa, ale mimo to Raven miała nadzieję, że Colin już nie poluzuje uścisku, że nie uda mu się wyczuć odpowiedniego momentu na puszczenie jej.
Chciała umrzeć.
Jej ręce podrygiwały na posadzce, ale nie wykonała żadnego ruchu, by schwycić jego dłoń, tak silnie zaciskającą się wokół jej wiotkiego gardła, niemal je zgniatając, nie pozwalając na zaczerpnięcie nawet najmniejszego haustu. Charczała i rzęziła, jej usta wypełniała krew, a przed oczami najpierw zatańczyły kolorowe plamy, które później zaczęły zmieniać się w coraz gęstszą ciemność.
Przestawała już widzieć jego sylwetkę, ale przecież chciała jej nie widzieć. Czy to już oznaczało upragniony koniec? Czy to w końcu był ten dzień, kiedy się zapomniał lub postanowił okazać jej ten ostatni akt litości?
Całe jej ciało przeszywał ból, ale mimo to była całkowicie uległa. Wraz z każdą kolejną sekundą czuła się coraz mniej przytomna, spazmatyczne ruchy wychudłych kończyn traciły na intensywności, a oczy w końcu błysnęły białkami i zniknęły pod powiekami, które opadły, gdy dziewczyna wydała z siebie ostatni charczący oddech.
Umierała. W tych ostatnich sekundach przed jej oczami przesunęło się kilka urywanych wspomnień, ale najsilniejsze było doznanie ulgi, oczekiwania na koniec, który miał wreszcie nadejść. A potem jej ciało znieruchomiało całkowicie, już nie poczuła tego, gdy dłonie zostały zdjęte z jej szyi. Teraz już tylko leżała na piwnicznej posadzce, nieruchoma i blada, ale na twarzy, mimo wyrazu bólu, po raz pierwszy od dawna można było dopatrzeć się również spokoju.
Odeszła.
| koniec.
Jedynym wyznacznikiem mijającego czasu były wizyty Colina, który zawsze pojawiał się nagle w ciemnym i zimnym pomieszczeniu, a potem odchodził, pozostawiając upokorzoną do granic możliwości dziewczynę samą. Wolała być sama, choć wtedy wszystkie lęki i zmory wracały. Czasy Hogwartu oraz te dwa szczęśliwe lata po opuszczeniu ojca wydawały się jedynie odległym snem; ba, w piwnicy zatęskniła nawet za ojcem i jego „wychowaniem”. Teraz wszystko sprowadzało się do tej piwnicy; do ciemności, zimna, twardości kamiennych posadzek, ciągłego lęku, bólu poranionego ciała i towarzyszącego jej często pragnienia i głodu. Niemal zapomniała również, jak to jest znajdować się na świeżym powietrzu, kiedy wiatr lekko mierzwi włosy, a słońce ogrzewa bladą skórę. Wiedziała, że już nigdy tego nie poczuje, jej życie miało zakończyć się w piwnicy, pod ziemią, z dala od słońca i świeżego powietrza. Tak, jak przed laty się zaczęło.
Jej ciało było wychudłe, a posiniaczona i poznaczona bliznami skóra wydawała się niemal opinać na kościstej sylwetce. Włosy odrastały nierówno i były pozlepiane w strąki, jednego ucha brakowało, zamiast niego z boku jej głowy ziała tylko brzydka blizna w miejscu, gdzie się znajdowało. Oczy były podkrążone i zapadły się w jej twarzy o niezdrowo szarym odcieniu, a usta popękały praktycznie do krwi. Leżała w kącie piwnicy ciasno owinięta ramionami, kołysząc się sennie do przodu i do tyłu i przymykając drżące z osłabienia powieki.
Niech nadejdzie koniec, błagała w myślach. Może to pragnienie w końcu się spełni i pewnego dnia jej ciało już nie wytrzyma, pozwalając jej umrzeć w spokoju i ciemności?
Czas mijał, a ona nadal siedziała, kołysząc się. Tylko na moment przechyliła się w stronę ściany, by zlizać z niej odrobinę wilgoci. Był to zupełnie irracjonalny odruch, zupełnie jakby jej ciało, niezależnie od jej własnej woli i pragnienia śmierci, próbowało za wszelką cenę przetrwać.
Ale później znowu usłyszała kroki, co było najgorszą rzeczą, jaką można było usłyszeć podczas pobytu w piwnicy. Nie odgłosy kapiącej wody, nie ciche stąpanie piwnicznych stworzonek, a właśnie dźwięki zwiastujące powrót Fawleya, które potrafiła wychwycić nawet nie posiadając zewnętrznej części jednego z uszu.
Gdy wszedł, odruchowo się skuliła, już gotując się w myślach na ból. Ale nawet nie wyrywała się, gdy podszedł, jedynie jej oczy patrzyły błagalnie, licząc, że jej męki zostaną wreszcie zakończone. Godności została pozbawiona już dawno, więc ani trochę nie siliła się na próby zachowania dumy. Nie było po niej śladu, teraz była jedynie dogorywającym wrakiem dawnej siebie.
- Proszę... – wychrypiała ledwie słyszalnie. Za każdym razem prosiła go, żeby wreszcie to zakończył, ale upragniona łaska nie nadchodziła.
Czy dzisiaj będzie inaczej?
Zacisnęła powieki, nie chcąc na niego patrzeć. Gdy znowu poczuła silny ból, wydała z siebie krótki okrzyk, ale nie zrobiła nic poza mocniejszym skuleniem się na ziemi. Nie uciekała, dawno już pojmując, że to nie miało sensu. Całe jej ciało drżało, gdy czuła kolejne rozdzierające ją ciosy, krew spływającą po skórze i w końcu silną dłoń zaciskającą się raptownie na jej szyi i szczęce. Jedynie podrygiwała lekko na posadzce, czując, jak brakuje jej powietrza, ale choćby chciała, i tak nie miała siły, żeby się wyrywać. Niemożność oddychania doprowadzała do szaleństwa, ale mimo to Raven miała nadzieję, że Colin już nie poluzuje uścisku, że nie uda mu się wyczuć odpowiedniego momentu na puszczenie jej.
Chciała umrzeć.
Jej ręce podrygiwały na posadzce, ale nie wykonała żadnego ruchu, by schwycić jego dłoń, tak silnie zaciskającą się wokół jej wiotkiego gardła, niemal je zgniatając, nie pozwalając na zaczerpnięcie nawet najmniejszego haustu. Charczała i rzęziła, jej usta wypełniała krew, a przed oczami najpierw zatańczyły kolorowe plamy, które później zaczęły zmieniać się w coraz gęstszą ciemność.
Przestawała już widzieć jego sylwetkę, ale przecież chciała jej nie widzieć. Czy to już oznaczało upragniony koniec? Czy to w końcu był ten dzień, kiedy się zapomniał lub postanowił okazać jej ten ostatni akt litości?
Całe jej ciało przeszywał ból, ale mimo to była całkowicie uległa. Wraz z każdą kolejną sekundą czuła się coraz mniej przytomna, spazmatyczne ruchy wychudłych kończyn traciły na intensywności, a oczy w końcu błysnęły białkami i zniknęły pod powiekami, które opadły, gdy dziewczyna wydała z siebie ostatni charczący oddech.
Umierała. W tych ostatnich sekundach przed jej oczami przesunęło się kilka urywanych wspomnień, ale najsilniejsze było doznanie ulgi, oczekiwania na koniec, który miał wreszcie nadejść. A potem jej ciało znieruchomiało całkowicie, już nie poczuła tego, gdy dłonie zostały zdjęte z jej szyi. Teraz już tylko leżała na piwnicznej posadzce, nieruchoma i blada, ale na twarzy, mimo wyrazu bólu, po raz pierwszy od dawna można było dopatrzeć się również spokoju.
Odeszła.
| koniec.
Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
Piwnice
Szybka odpowiedź