Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Mniejsze wyspy :: Wyspa Wight
Plaża
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Plaża
Linia brzegowa wyspy Wight obfituje w piękne plaże o złocistym piasku oraz wysokie kamieniste wybrzeża. Według wielu słynie z pięknych, malowniczych krajobrazów - i trudno odmówić im racji. Woda jest krystalicznie czysta, zaś piasek delikatny, przyjemny w dotyku; nie ma powodów, by obawiać się chodzić po nim na bosaka. Wśród majestatycznych, leniwie podmywających brzegi fal czasami da się nawet dostrzec ogony mieszkających przy wyspie syren.
The member 'Poppy Pomfrey' has done the following action : rzut kością
'k100' : 63
'k100' : 63
Miała ochotę wrzeszczeć ze złości, lecz nie mogła. Nie przy dzieciach. Zachowaj spokój, Poppy, zachowaj spokój. Wzniosła oczy ku niebu, myśląc o tym, co kiedyś powiedziała jej Valerie. O jej rodzicach, o tym, ze czuwają nadeń z góry, wśród gwiazd. Ileż by oddała, by teraz naprawę otoczyli ją swoją protekcją?
-PAXO MAXIMA! - powiedziała, starając się brzmieć spokojnie, różdżkę wciąż trzymając w tej samej pozycji.
-PAXO MAXIMA! - powiedziała, starając się brzmieć spokojnie, różdżkę wciąż trzymając w tej samej pozycji.
Poppy Pomfrey
Zawód : pielęgniarka w Hogwarcie
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
nie przeczułam w głębi snu,
że jeżeli gdzieś jest piekło,
to tu
że jeżeli gdzieś jest piekło,
to tu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
The member 'Poppy Pomfrey' has done the following action : rzut kością
'k100' : 74
'k100' : 74
Z końca wierzbowej różdżki wyłonił się promień, który wniknął w pierś aurora. Garrett rozchylił oczy, poruszył się, jak gdyby choć odrobina sił wstąpiła w jego ciało. Poppy odetchnęła z ulgą, miała ochotę załkać z ulgi, lecz to nie mogła. To jeszcze nie koniec. Musiała starać się bardziej. Postanowiła powtórzyć zaklęcie, które się powiodło, znów uniosła więc różdżkę i celując w aurora powiedziała - PAXO MAXIMA!
Po Surgito i Paxo Maxima: Garrett (42/234)
Po Surgito i Paxo Maxima: Garrett (42/234)
Poppy Pomfrey
Zawód : pielęgniarka w Hogwarcie
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
nie przeczułam w głębi snu,
że jeżeli gdzieś jest piekło,
to tu
że jeżeli gdzieś jest piekło,
to tu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
The member 'Poppy Pomfrey' has done the following action : rzut kością
'k100' : 31
'k100' : 31
Tym razem nic się nie stało. Z gardła Poppy wydarł się kolejny, cichy jęk. Zacisnęła oczy i na chwilę opuściła różdżkę. Wzięła głęboki oddech, próbując się skoncentrować. Pierwszą zasadą uzdrowiciela zawsze winnien być zakaz leczenia rodziny i przyjaciół. To nigdy nie kończyło się dobrze, miała tego doskonały przykład właśnie na tej plaży.
Uniosła różdżkę i powtórzyła: -Paxo Maxima!
Po Surgito i Paxo Maxima: Garrett (42/234)
Uniosła różdżkę i powtórzyła: -Paxo Maxima!
Po Surgito i Paxo Maxima: Garrett (42/234)
Poppy Pomfrey
Zawód : pielęgniarka w Hogwarcie
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
nie przeczułam w głębi snu,
że jeżeli gdzieś jest piekło,
to tu
że jeżeli gdzieś jest piekło,
to tu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
The member 'Poppy Pomfrey' has done the following action : rzut kością
'k100' : 70
'k100' : 70
Promień znów wystrzelił z różdżki Poppy i wniknął w pierś aurora. Oczy miał już otwarte, znów się poruszył, lecz nie mogła się cieszyć. Ani trochę. Wciąż był bardzo słaby, niezdolny by odlecieć stąd na miotle, niezdolny by utrzymać się na niej wraz z dzieckiem i dolecieć do kontynentu. Dzieliło ich od domu niebezpieczne i głębokie morze. Zabójcze morze. Musieli być więc silni. Oboje.
-PAXO MAXIMA! - powiedziała znów, nie wiedząc który to juz raz.
Garrett (61/234)
-PAXO MAXIMA! - powiedziała znów, nie wiedząc który to juz raz.
Garrett (61/234)
Poppy Pomfrey
Zawód : pielęgniarka w Hogwarcie
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
nie przeczułam w głębi snu,
że jeżeli gdzieś jest piekło,
to tu
że jeżeli gdzieś jest piekło,
to tu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
The member 'Poppy Pomfrey' has done the following action : rzut kością
'k100' : 17
'k100' : 17
Tylko spokojnie, Poppy. On żyje, jest po prostu bardzo słaby. Wciąż żyje. Odzyska siły.
Los okrutnie z niej drwił. Jedno na kilka zaklęć okazywało się poprawne. W mieszkaniu Frederica wszystko zbyt gładko, aby mogło być prawdziwe. Przez chwilę łudziła się, że los się do niej uśmiechnął, lecz rzeczywistość znów okazała się okrutna. Życie zawsze zrzucało jej kłody pod nogi, nie inaczej było tym razem.
-Paxo maxima - wyszeptała błagalnie, wciąż trzymając różdżkę wycelowaną w pierś aurora.
Garrett (61/234)
Los okrutnie z niej drwił. Jedno na kilka zaklęć okazywało się poprawne. W mieszkaniu Frederica wszystko zbyt gładko, aby mogło być prawdziwe. Przez chwilę łudziła się, że los się do niej uśmiechnął, lecz rzeczywistość znów okazała się okrutna. Życie zawsze zrzucało jej kłody pod nogi, nie inaczej było tym razem.
-Paxo maxima - wyszeptała błagalnie, wciąż trzymając różdżkę wycelowaną w pierś aurora.
Garrett (61/234)
Poppy Pomfrey
Zawód : pielęgniarka w Hogwarcie
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
nie przeczułam w głębi snu,
że jeżeli gdzieś jest piekło,
to tu
że jeżeli gdzieś jest piekło,
to tu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
The member 'Poppy Pomfrey' has done the following action : rzut kością
'k100' : 76
'k100' : 76
Z początku odczuwał tylko narastające tętnienie z tyłu głowy - zaraz do akompaniamentów bolesnych odgłosów doszło wyciszone dudnienie, jak wtedy, gdy, przebywając pod wodą odrobinę zbyt długo, słyszysz własny puls przeobrażający się w straceńczą, przerażającą melodię. Bo czuł się jak pod wodą - jak gdyby znów wyrwał się z morskich otchłani, gdy mocno i łapczywie brał oddech, wraz z którym wróciły mu siły. Otworzył oczy, a dudnienie nie ustępowało; jasność płomienia kłuła w oczy, ale wiedział, że nie mieli czasu na użalanie się nad własnym losem.
- Dzieci? - spytał krótko, urwanie, bo brakło mu jeszcze sił na zbudowanie pełnego zdania; obrócił się ciężko na jeden z boków i spróbował podeprzeć na łokciu. Co z dziećmi, czy wszystko było w porządku? - przemykało mu przez myśli, gdy wkładał niewyobrażalne ilości wysiłku w podniesienie się do pozycji siedzącej. Bolało - bolało go wszystko, skrzywił się, gdy uderzyła go dziwna fala bólu rozprzestrzeniająca się ostro po okolicach klatki piersiowej. Gorzka była cena, którą przyszło mu zapłacić, ale uczyniłby to ponownie. W końcu przysięgał. - Dziękuję - dodał krótko, unosząc spojrzenie i wbijając je w Poppy - nie uśmiechał się, a przynajmniej nie w sposób konwencjonalny (wyryte jak w marmurze zmarszczki przy kąciku oka, wzniesione kąciki ust, rozbawiona iskra w jasnej tęczówce - nie, to nie był na to odpowiedni moment), choć w jego oczach rzeczywiście jaśniała wdzięczność. Może w innych okolicznościach powiedziałby tonem zbitego psidwaka, że czuje się gorzej niż na kacu; jego aktorsko nieudolna parodia dogłębnego cierpienia może rozbawiłaby Poppy do łez; może napiliby się razem herbaty, wspomnieli dawne czasy, wymienili zasłyszanymi pogłoskami.
Ale tym razem - zamiast pogrążać się w dysputach - przyszło im razem ratować świat.
- Wzięłaś te miotły? - spytał, mając wielką nadzieję, że to pytanie jest wyłącznie retoryczne - znów powiódł spojrzeniem ku towarzyszce, całym sercem wierząc, że dostrzeże, jak ta kiwa potwierdzająco głową. Bo bez mioteł nie mieli żadnej drogi ucieczki. Podniósł się z piasku, nie mogąc nie marszczyć lekko brwi; zmęczenie i echo bólu wciąż dawały mu się we znaki. - Rzuć mi jedną, postaram się z niej nie spaść w trakcie lotu - odezwał się ponownie po chwili, drugą część zdania wypowiadając jakoś ciszej, niemalże wyłącznie pod nosem, na zmęczonym wydechu.
Chwilę potem kucał już koło Cathy (wciąż ignorując tętnienie z tyłu głowy - niech ten przeklęty ból wreszcie odejdzie), by upewnić ją krótkim słowem, że teraz już naprawdę wszystko będzie dobrze - nawet jeśli nie miała mu w to uwierzyć. Pomógł małej wsiąść na miotłę; kątem oka spoglądał na Poppy, czy czyni podobnie z niedawno jeszcze nieprzytomnym chłopcem. A potem odbili się już od ziemi, a wiatr targał ich szatami; musieli jak najszybciej zjawić się u Bathildy Bagshot, by oddać jej pod opiekę dzieci - i dowiedzieć się, co powinni czynić dalej.
| zt
- Dzieci? - spytał krótko, urwanie, bo brakło mu jeszcze sił na zbudowanie pełnego zdania; obrócił się ciężko na jeden z boków i spróbował podeprzeć na łokciu. Co z dziećmi, czy wszystko było w porządku? - przemykało mu przez myśli, gdy wkładał niewyobrażalne ilości wysiłku w podniesienie się do pozycji siedzącej. Bolało - bolało go wszystko, skrzywił się, gdy uderzyła go dziwna fala bólu rozprzestrzeniająca się ostro po okolicach klatki piersiowej. Gorzka była cena, którą przyszło mu zapłacić, ale uczyniłby to ponownie. W końcu przysięgał. - Dziękuję - dodał krótko, unosząc spojrzenie i wbijając je w Poppy - nie uśmiechał się, a przynajmniej nie w sposób konwencjonalny (wyryte jak w marmurze zmarszczki przy kąciku oka, wzniesione kąciki ust, rozbawiona iskra w jasnej tęczówce - nie, to nie był na to odpowiedni moment), choć w jego oczach rzeczywiście jaśniała wdzięczność. Może w innych okolicznościach powiedziałby tonem zbitego psidwaka, że czuje się gorzej niż na kacu; jego aktorsko nieudolna parodia dogłębnego cierpienia może rozbawiłaby Poppy do łez; może napiliby się razem herbaty, wspomnieli dawne czasy, wymienili zasłyszanymi pogłoskami.
Ale tym razem - zamiast pogrążać się w dysputach - przyszło im razem ratować świat.
- Wzięłaś te miotły? - spytał, mając wielką nadzieję, że to pytanie jest wyłącznie retoryczne - znów powiódł spojrzeniem ku towarzyszce, całym sercem wierząc, że dostrzeże, jak ta kiwa potwierdzająco głową. Bo bez mioteł nie mieli żadnej drogi ucieczki. Podniósł się z piasku, nie mogąc nie marszczyć lekko brwi; zmęczenie i echo bólu wciąż dawały mu się we znaki. - Rzuć mi jedną, postaram się z niej nie spaść w trakcie lotu - odezwał się ponownie po chwili, drugą część zdania wypowiadając jakoś ciszej, niemalże wyłącznie pod nosem, na zmęczonym wydechu.
Chwilę potem kucał już koło Cathy (wciąż ignorując tętnienie z tyłu głowy - niech ten przeklęty ból wreszcie odejdzie), by upewnić ją krótkim słowem, że teraz już naprawdę wszystko będzie dobrze - nawet jeśli nie miała mu w to uwierzyć. Pomógł małej wsiąść na miotłę; kątem oka spoglądał na Poppy, czy czyni podobnie z niedawno jeszcze nieprzytomnym chłopcem. A potem odbili się już od ziemi, a wiatr targał ich szatami; musieli jak najszybciej zjawić się u Bathildy Bagshot, by oddać jej pod opiekę dzieci - i dowiedzieć się, co powinni czynić dalej.
| zt
a gniew twój bezsilny niech będzie jak morze
ilekroć usłyszysz głos poniżonych i bitych
Początkowo planowała złożyć nieokreśloną konkretną datą i godziną wizytę w Thorness Manor. Ostatecznie, oparła się tej pokusie, uznając takie zachowanie za nietaktowne wobec mieszkającego tam nestora i starszych przedstawicieli rodziny Lestrange. O ile opinia Alix czy jej brata była jej względnie obojętna, o tyle stosunki z ich rodziną wolała utrzymać na neutralnym gruncie. Przynajmniej teraz, kiedy rozmowy nestorów o ociepleniu koligacji między rodzinami były w dalszym ciągu tak niepewne i jeszcze nie było wiadomo, czym trwające dyskusje miały zaoowocować. Swoją niechęć i zdystansowanie do młodszego pokolenia Lestrange’ów, zamierzała okazywać poza murami ich domu. Mając nadzieję, że Alix aktualnie znajduje się w posiadłości, postanowiła posłać jej wiadomość przez patronusa. Zanim jednak podjęła się próby wyczarowania go, przystanęła przy brzegu plaży, obserwując w zamyśleniu fale uderzające o ostre skały. Jeszcze przez chwilę rozważała, czy decyzja o rzuceniu zaklęcia, nawet tak prostego, była słuszna. W końcu Cressida i rodzice ostrzegali ją o panujących w Anglii anomaliach. Chociaż rodzicom mogła ufać, jako cynik, nie mogła tego nie sprawdzić. Mimo, że dała sobie jeszcze czas do przemyślenia tej czynności, ostatecznie wyjęła swoją różdżkę. NIe po to urodziła się i wychowała jako czarodziej, żeby teraz czuć lęk przed używaniem magii. Nawet jeśli aura wokół Anglii była tak niepewna i zakłócała kontrolę nad czarami, była pewna, że wystarczy odrobina silnej woli, żeby ją opanować.
– Expecto patronum — szepnęła zaklęcie przymykając powieki. Wsłuchana w dźwięk uderzającej o brzeg wody, wspominając najprzyjemniejsze chwile spędzone z bratem, poczuła napływającą na nią melancholię, odrobinę wzruszenia, ale też lekkie pocieszenie i odrobinę radości, przez którą kącik jej ust drgnął w ledwie widocznym uśmiechu.
Patronus miał dotrzeć do Alix, poinformowac ją o miejscu ją pobytu. O ile wcześniej magiczne komplikacje by jej tego nie utrudniły.
W takich okolicznościach, musiałaby się zastanowić czy byłaby to dla niej strata, czy zysk, gdyby wiadomość nie dotarła do swojego odbiorcy. W dalszym ciągu analizowała czy spotkanie z lady Lestrange było dobrym pomysłem. Czy wyszukana rozmowa, pełna dwuznaczności i podtekstów to coś, czym chciała teraz obciążać umysł, czy wolała cieszyć oko i duszę pięknem rozciągającego się przed nią krajobrazu. W spokoju, w odosobnieniu od zajmującego, kłopotliwego towarzystwa.
Rodzimy się w jeden dzień. Umieramy w jeden dzień. W jeden dzień możemy się zmienić. I w jeden dzień możemy się zakochać. Wszystko może się zdarzyć w ciągu zaledwie |
Blaithin Fawley
Zawód : kuratorka i krytyk muzyczny
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Cofnęłabym się tysiąc razy i straciła go tysiąc razy, żeby tylko usłyszeć jego snute opowieści albo tylko głos. Albo nawet bez tego. Jedynie wiedzieć, że gdzieś tutaj jest. Żywy.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Blaithin Fawley' has done the following action : Rzut kością
'Anomalie - CZ' :
'Anomalie - CZ' :
Morze już niedługo zamrze w jesiennej żałobie; wytrąci ze swych czeluści prądy zimne i burzliwe, zaraz potem rozstąpi się w szaleństwie. To nie tak, iż jego letnie fale pieszczą i nucą słodkie melodie, to nie tak, że syreni śpiew zawsze kołysać będzie do snu. Ono zacznie pochłaniać i pożerać, pienić się ze wściekłości. Płynnym lodem obkuwając piaszczyste wybrzeża. Alix z ogromnym utęsknieniem oczekuje tych dni.
Chciałaby podobną sympatią darzyć niespodziewaną akceptację zaproszenia przez Bláithín Fawley - wszak wychodząc z kurtuazyjnym listem i propozycją spotkania, nie spodziewała się, iż kobieta w istocie ma chęci oraz solidny zamiar złożyć im wizytę. Być może coś więcej kryje się za jej decyzją, być może ostatnie polityczno-poglądowa zawierucha u Fawleyów znacząco się do wszystkiego przyczyniła? A może to pobyt we Francji ją tak zmienił?
Jeszcze bardziej dziwi Lestrange kryształowa, prześwitująca postać obcego patronusa zjawiającego się za wezwaniem nadchodzącego gościa. W obliczu czyhających anomalii każdy zdaje się unikać magii, czarów zwłaszcza w samotności. Co więcej, w świadomości Alix, wysyłanie podobnego delegata wiążę się zazwyczaj z sytuacją palącą co najmniej desperacją, o ile nie zagrożeniem życia. Czy to wezwanie o pomoc? Czy zwyczajna nieznajomość angielskiej obyczajowości?
Wpadając na umówiony zakątek plaży, z gotowym do ewentualnego działania i wezwania pomocy, domowym skrzatem pod ręką, nie zastaje arystokratki w piachu przesiąkniętym jej własną krwią. Na próżno szukać również wokół niej, upiorów w kształcie wchłaniających duszę dementorów; panna tkwi wpatrzona w ostatnie chwile sierpniowego morza. Cała i zdrowa.
Najwidoczniej nic jeszcze nie zdołało wybuchnąć jej w twarz, dlatego rzuca zaklęciami na prawo i lewo bez namysłu. Tkwiąca w nieodwiecznej paranoi Alix, zazdrości koleżance takiej brawury.
- Cieszę się, że dotarłaś do nas cała i zdrowa - mówi donośnie, zbliżając się do niej, acz wciąż będąc w znaczącej odległości. Skinąwszy głową w jej kierunku, odprawia skrzata i właściwie dopiero teraz zastanawia się jak odebrać oraz podejść do zbliżającej się rozmowy.
Czy będzie mieć do czynienia z tą samą Blaithin?
- Ile to już lat, droga lady? - ile lat temu wytrąciły się nasze ostatnie gorące dysputy? Ile lat temu widziano cię w tych okolicach?
Jesteś czy nie jesteś tym samym podlotkiem?
Chciałaby podobną sympatią darzyć niespodziewaną akceptację zaproszenia przez Bláithín Fawley - wszak wychodząc z kurtuazyjnym listem i propozycją spotkania, nie spodziewała się, iż kobieta w istocie ma chęci oraz solidny zamiar złożyć im wizytę. Być może coś więcej kryje się za jej decyzją, być może ostatnie polityczno-poglądowa zawierucha u Fawleyów znacząco się do wszystkiego przyczyniła? A może to pobyt we Francji ją tak zmienił?
Jeszcze bardziej dziwi Lestrange kryształowa, prześwitująca postać obcego patronusa zjawiającego się za wezwaniem nadchodzącego gościa. W obliczu czyhających anomalii każdy zdaje się unikać magii, czarów zwłaszcza w samotności. Co więcej, w świadomości Alix, wysyłanie podobnego delegata wiążę się zazwyczaj z sytuacją palącą co najmniej desperacją, o ile nie zagrożeniem życia. Czy to wezwanie o pomoc? Czy zwyczajna nieznajomość angielskiej obyczajowości?
Wpadając na umówiony zakątek plaży, z gotowym do ewentualnego działania i wezwania pomocy, domowym skrzatem pod ręką, nie zastaje arystokratki w piachu przesiąkniętym jej własną krwią. Na próżno szukać również wokół niej, upiorów w kształcie wchłaniających duszę dementorów; panna tkwi wpatrzona w ostatnie chwile sierpniowego morza. Cała i zdrowa.
Najwidoczniej nic jeszcze nie zdołało wybuchnąć jej w twarz, dlatego rzuca zaklęciami na prawo i lewo bez namysłu. Tkwiąca w nieodwiecznej paranoi Alix, zazdrości koleżance takiej brawury.
- Cieszę się, że dotarłaś do nas cała i zdrowa - mówi donośnie, zbliżając się do niej, acz wciąż będąc w znaczącej odległości. Skinąwszy głową w jej kierunku, odprawia skrzata i właściwie dopiero teraz zastanawia się jak odebrać oraz podejść do zbliżającej się rozmowy.
Czy będzie mieć do czynienia z tą samą Blaithin?
- Ile to już lat, droga lady? - ile lat temu wytrąciły się nasze ostatnie gorące dysputy? Ile lat temu widziano cię w tych okolicach?
Jesteś czy nie jesteś tym samym podlotkiem?
Change in the airAnd they'll hide everywhere. And no one knows who's in control
Alix Lestrange
Zawód : Salonowa mądrala i tłumaczka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
"Lecz nie! To tylko maska, sztuki podstęp nowy -
Ta twarz, co wyszukanym uśmiechem porywa.
Oto ściągnięte bólem straszliwym oblicze,
Oto prawdziwa głowa i oto twarz żywa
Za rysy tamtej maski kryje się zwodnicze.
Biedna wielka Piękności! Łkanie piersi twojej. "
Ta twarz, co wyszukanym uśmiechem porywa.
Oto ściągnięte bólem straszliwym oblicze,
Oto prawdziwa głowa i oto twarz żywa
Za rysy tamtej maski kryje się zwodnicze.
Biedna wielka Piękności! Łkanie piersi twojej. "
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
Plaża
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Mniejsze wyspy :: Wyspa Wight