Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Lancashire
Zajazd „Pod Gruszą”
Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
AutorWiadomość
First topic message reminder :
★★ [bylobrzydkobedzieladnie]
Zajazd „Pod Gruszą”
Prowadzony od kilku pokoleń przez jedną czarodziejską rodzinę zajazd jest miejscem ciepłym i przestronnym. W środku zawsze jest się witanym ciepłym uśmiechem przez właścicielkę lub kogoś z obsługi, a oferta lokalu nie kończy się na smacznym obiedzie i wynajęciu pokoju, ale wiele czarodziejów również zamawia w Pod Gruszą słodkie wypieki na różne okazje, choć z pewnością trwająca wojna nie wpływa pozytywnie na biznes.
Na głównej sali można zająć jeden z wielu stolików przygotowanych dla gości oraz cieszyć się wystrojem, który zawiera zarówno obrazy w zdolnych ramach, jak i oprawione trofea myśliwskie, a nawet na jednej ze ścian znajduje się dziura, podobno będąca pamiątką po jednym z wybuchów złości lorda Ollivandera - a stali bywalcy wiedzą nawet, którego z braci dokładnie.
Na głównej sali można zająć jeden z wielu stolików przygotowanych dla gości oraz cieszyć się wystrojem, który zawiera zarówno obrazy w zdolnych ramach, jak i oprawione trofea myśliwskie, a nawet na jednej ze ścian znajduje się dziura, podobno będąca pamiątką po jednym z wybuchów złości lorda Ollivandera - a stali bywalcy wiedzą nawet, którego z braci dokładnie.
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:36, w całości zmieniany 1 raz
Kiwnął głową, wyglądało na to, że dochodzili do porozumienia. Hipotetyczne rozważania odnośnie hipotetycznej dalszej współpracy mogły zostać odłożone na bok, choć Riana w tym momencie wydawała mu się mało problematyczną czarownicą, zdawał sobie sprawę z kilku problemów, które dyskretnie przemilczał. Czy im podoła - to miało się dopiero okazać. Konkretna, niemal żołnierska rozmowa była dla niego jedynym dobrze znanym sposobem komunikacji. Stawka, którą proponowała, wydawała mu się bardzo wysoka, ale już po chwili zdał sobie sprawę z tego, że nawet nie znał wartości pieniądza; odkąd posługiwał się nim ostatnim razem, minęło kilkanaście miesięcy toczącej się wojny. Nie znał cen. Mogła proponować mu uczciwą stawkę, mogła głodową, a on i tak - tu i teraz - nie mógłby się w tym połapać. Może to nawet lepiej - że za pokój chciała zapłacić sama. Był pewien, że wystarczy, niezależnie od tego, jak bardzo upokarzająco to brzmiało. Oczywiście, że wolałby dostać pieniądze do ręki, nie był dzieckiem, które należało kontrolować. Nie znał dotąd podobnej zależności, a wobec żebraków nigdy nie miał w sobie dużej empatii. Właściwie żadnej - głęboko wierzył jednak, że jego i ich sytuacja była całkowicie inna. Przecież nie był jak oni - miał tylko przejściowe problemy wywołane paroma błędami i paroma nieszczęśliwymi okolicznościami.
- Niech będzie - odparł, nie kryjąc niezadowolenia. Pytała, czy brzmiało uczciwie i z tym nie mógł się nie zgodzić. Opłacenie noclegu i obietnica wcześniejszego przekazania pierwszej dniówki zabezpieczały też jego, z tym, że mu się to nie podobało, będzie musiał się pogodzić. Wytrąciła mu z rąk większość argumentów - może niepotrzebnie lekceważył jej badania, rzeczywiście wydawała się bystra - a prosić nie miał w zwyczaju. - Mhm - zgodził się na przedstawienie szczegółów, nie rozumiał zupełnie, dlaczego przemieszczanie się było tak ważne dla jej pracy, ale próbować zrozumieć tego nie zamierzał - zrzucił to na karb ekscytacji nowym wyzwaniem, tacy jak ona przeważnie bywali ekscentryczni. - Co właściwie będziemy robić w tych punktach? - spytał w końcu, jeśli tak ważne było, by znaleźć się w konkretnym miejscu, musiał istnieć ku temu istotny powód. Chodziło o układ gwiazd, współrzędne? Krajobraz? - Nie znam okolicy - odparł wprost, choć zdawał sobie sprawę z tego, że nie mógł wiecznie omijać tematu. Kwestia teleportacji była... dość problematyczna z więcej niż jednego powodu. Nie mógł przenieść się w miejsce, którego wcześniej nie widział, ale nie mógł przenieść się nigdzie, póki nie miał różdżki. Miał nadzieję, że uda mu się to przemilczeć. - Jestem tu pierwszy raz, nie zdołam przenieść się do żadnego z punktów. Nie mam miotły, ale potrafię się nią posługiwać - poinformował, zbierając myśli. Nie był pewien, na ile miał w tym momencie poczucie równowagi. Nie siedział na miotle od kilkunastu miesięcy - tyle czasu, ile czasu nie znał wolności. Kiedy był w formie, latał bardzo dobrze, ale teraz miał problemy z chodzeniem. Fiiuu, świstokliki, teleportacja, świetnie. Po proszku Fiuu czasem go mdliło, a świstokliki nie działały wcale lepiej. - Nie - Nie potrafił teleportować się z kimś. Całkiem przydatna umiejętność, której nigdy nie zgłębił. Zaczynał się czuć jak uczeń, który nie był dobrze przygotowany. - Ale jeśli będziemy musieli wrócić w to samo miejsce... - zaczął, bez przekonania. - Jest jeszcze jeden mały problem. Nie będę w stanie w ogóle się teleportować, przynajmniej dopóki... nie natrafimy na pierwszych bandytów, być może. Moja różdżka uległa... pewnemu wypadkowi. Nie skorzystam z niej - Nie miał jej wcale. Kieran ruszył przodem, Ollivanderowie pewnie strugali już dla niego nową, ale póki tego nie zrobią, nie miał nic. - Kiedy zdobędę już cudzą, ten problem odpadnie - oznajmił z przekonaniem, jak gdyby w istocie nie uważał tego za żadną przeszkodę.
Trochę uważał.
- Niech będzie - odparł, nie kryjąc niezadowolenia. Pytała, czy brzmiało uczciwie i z tym nie mógł się nie zgodzić. Opłacenie noclegu i obietnica wcześniejszego przekazania pierwszej dniówki zabezpieczały też jego, z tym, że mu się to nie podobało, będzie musiał się pogodzić. Wytrąciła mu z rąk większość argumentów - może niepotrzebnie lekceważył jej badania, rzeczywiście wydawała się bystra - a prosić nie miał w zwyczaju. - Mhm - zgodził się na przedstawienie szczegółów, nie rozumiał zupełnie, dlaczego przemieszczanie się było tak ważne dla jej pracy, ale próbować zrozumieć tego nie zamierzał - zrzucił to na karb ekscytacji nowym wyzwaniem, tacy jak ona przeważnie bywali ekscentryczni. - Co właściwie będziemy robić w tych punktach? - spytał w końcu, jeśli tak ważne było, by znaleźć się w konkretnym miejscu, musiał istnieć ku temu istotny powód. Chodziło o układ gwiazd, współrzędne? Krajobraz? - Nie znam okolicy - odparł wprost, choć zdawał sobie sprawę z tego, że nie mógł wiecznie omijać tematu. Kwestia teleportacji była... dość problematyczna z więcej niż jednego powodu. Nie mógł przenieść się w miejsce, którego wcześniej nie widział, ale nie mógł przenieść się nigdzie, póki nie miał różdżki. Miał nadzieję, że uda mu się to przemilczeć. - Jestem tu pierwszy raz, nie zdołam przenieść się do żadnego z punktów. Nie mam miotły, ale potrafię się nią posługiwać - poinformował, zbierając myśli. Nie był pewien, na ile miał w tym momencie poczucie równowagi. Nie siedział na miotle od kilkunastu miesięcy - tyle czasu, ile czasu nie znał wolności. Kiedy był w formie, latał bardzo dobrze, ale teraz miał problemy z chodzeniem. Fiiuu, świstokliki, teleportacja, świetnie. Po proszku Fiuu czasem go mdliło, a świstokliki nie działały wcale lepiej. - Nie - Nie potrafił teleportować się z kimś. Całkiem przydatna umiejętność, której nigdy nie zgłębił. Zaczynał się czuć jak uczeń, który nie był dobrze przygotowany. - Ale jeśli będziemy musieli wrócić w to samo miejsce... - zaczął, bez przekonania. - Jest jeszcze jeden mały problem. Nie będę w stanie w ogóle się teleportować, przynajmniej dopóki... nie natrafimy na pierwszych bandytów, być może. Moja różdżka uległa... pewnemu wypadkowi. Nie skorzystam z niej - Nie miał jej wcale. Kieran ruszył przodem, Ollivanderowie pewnie strugali już dla niego nową, ale póki tego nie zrobią, nie miał nic. - Kiedy zdobędę już cudzą, ten problem odpadnie - oznajmił z przekonaniem, jak gdyby w istocie nie uważał tego za żadną przeszkodę.
Trochę uważał.
we penetrated deeper and deeper into the heart of darkness
Brendan Weasley
Zawód : auror, szkoleniowiec
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
don't you ever tame your demons, always keep them on a leash
OPCM : 30 +8
UROKI : 25
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 30 +3
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
Nie onieśmielała ją rozmowa, a nawet dyskusja. Mając samych braci w naturalny sposób wykształciła w sobie zdecydowanie, które przez lata kontaktu z klientami nabrało tylko na wyrazistości. Nie wspominając już o tym, że naukowe obrady wymagały od niej dozy zaciekłości - nie tej ślepej, a uporządkowanej i merytorycznej mogącej dowieść jej racji. Dzisiejsze spotkanie miało zadowolić jej potrzeby jako pracodawcy. Wiedziała czego chciała i co mogła zaoferować więc niezadowolenie mężczyzny nie robiło na niej wrażenia - ostatecznie godził się z jej słowami. Nie zmuszała go przecież do tego. nazywała to dojściem do porozumienia.
- My nic. Ja będę pracowała, a Pan będzie mi zapewniał bezpieczeństwo pracy - ich zadania miały być kompletnie inne. Wydawało jej się, że wyraziła się w tej kwestii klarownie ale jeżeli chodziło mu o to co konkretnie planowała robić w danym miejscu to była gotowa cierpliwie wyjaśnić - Moja praca będzie polegała głównie na wykonaniu świstoklików. Świstoklik teleportuje użytkownika do miejsca w którym został stworzony więc przedmiot musi być zaklęty w konkretnym, wskazanym przez klienta miejscu. Jednorazowa próba zaklinania może trwać do godziny. Przez te dni skupię się na realizacji świstoklików mających być stworzonymi za pomocą sproszkowany meteorytu. Uncja tego materiału oscyluje w granicach 25-50 galeonów w zależności od jakości. Ilość podjętych prób zależy od ustaleń z klientem. Może się więc zdarzyć, że w jednym miejscu spędzimy od 2 do 4 godzin. Mam zlecenia od różnych klientów więc miejsca też będą różne - Wspominała już na początku czego się obawia i jedną z tych obaw był rabunek podczas tworzenia śwsitoklika. Nie wiedziała ile mężczyzna wie o procesie więc wyczerpująco udzieliła odpowiedzi chcąc uniknąć innych, jak uważała, podstawowych pytań. Mając krótki okres wykorzystania mężczyzny chciała się skupić na realizacji zleceń o najwyższym poziomie potencjalnej straty - Jeden dzień w pełni zostanie poświęcony na badanie aktywnej żyły magicznej w okolicach Nateby. Jej magia ostatnio jest chwiejna. Prawdopodobnie jest powiązane ze znajdującymi się w pobliżu tej okolicy ruinami. Będzie trzeba je zwiedzić, a żyłę zbadać. Nie wiem co tam mogło się zadziać ale wywołuje to dziwne reperkusje na terenach klienta - skończyła mając nadzieję, że zaspokoiła rządze wiedzy mężczyzny.
Informacje zwrotne dotyczące mobilności mężczyzny, a właściwie jej braku, przyjmowała we względnym spokoju. Nie miał grosza przy duszy, zdrowia, wyglądu, miotły ani pojęcia o okolicy, czy hrabstwie w którym przebywał. Słysząc o kolejnym problemie początkowo mruknęła zachęcając do kontynuowania, ciekawa czy uda mu się czymś jeszcze ją zaskoczyć. Już jednak w połowie patrzyła na niego, jakby mówił w obcym dla niej języku. Na koniec obserwowała jego pewność siebie zastanawiając się z jakiej bajki się urwał. Na jej oko mogła być to komedia.
- Panie Laserian... - wypuściła powietrze odchylając się do tylu by znaleźć oparcie w stelażu krzesła. Chciała kontynuować ale gdy tylko otworzyła usta zdała sobie sprawę, że zbrakło jej słów. Uśmiechnęła się markując zakłopotanie. Zabębniła palcem o blat stołu kilkukrotnie w zamyśleniu - Pominę i udam, że nie słyszałam szczegółów dotyczących tego, jak wyobraża Pan sobie rozwiązanie Pańskiego problemu - był co najmniej kontrowersyjny i tak właściwie nie miał pewności, czy takie rozwiązanie się napatoczy mu pod pięść - co do czasu, kiedy nie będzie ten problem "odpadał"? Myśli Pan, że brak możliwości korzystania z różdżki utrudnia wyłącznie transport? - dopytała nieco poirytowana bo dla niej oczywistym było, że nie - Wie Pan co, proszę nie odpowiadać - jeżeli chciał coś dodać to go powstrzymała gestem otwartej dłoni. Myślała nad czymś intensywnie - Zachowuje się Pan jakby nie był to problem więc w zasadzie czemu ja mam to uważać za problem i się przejmować? Jak Pan zauważył, Goblińskie srebro na pewno wzbudzi więcej uwagi w potencjalnym grabieżcy. Więcej niż kobieta z torebką o wątpliwej zawartości. Zgadzam się. Więc jeżeli napatoczy się problem to nim zostanie Pan zdemontowany powinnam zdążyć bezpiecznie się oddalić i deportować. To też zadziała - Jak najbardziej była gotowa rozważyć taki scenariusz. Płaciła, mogła wymagać. Właściwie w tym momencie werbalizowala dosłownie swoje myśli. Jeżeli mężczyzna z nią pogrywał to był to dobry moment by wymięknąć i odpuścić - Skoro brak różdżki rodzi wyłącznie mały problem z transportem to myślę, że Pan sobie z nim poradzi samodzielnie - Zaczęła pakować swoje przybory. Czuła, że ponosiły ja emocje więc nic sensownego nie zaplanuje - Pod wieczór prześlę do gospody plan na kolejne dni. Zaznaczę miedzy którymi miejscami będziemy mogli się przemieszczać korzystając z sieci Fiu w pozostałe będzie musiał Pan dotrzeć samodzielnie. Według z rozkładu. Przypominam, że zgodnie z ustaleniami wypłata nastąpi za przepracowanie wyłącznie pełnych dni. Mapę Panu zostawię. Miotłę może uda się Panu pożyczyć od właściciela - niestawienie się w którymś miejscu o danym czasie w naturalny sposób dyskwalifikowało do wynagrodzenia. - Czy ma Pan jeszcze inne problemy?
- My nic. Ja będę pracowała, a Pan będzie mi zapewniał bezpieczeństwo pracy - ich zadania miały być kompletnie inne. Wydawało jej się, że wyraziła się w tej kwestii klarownie ale jeżeli chodziło mu o to co konkretnie planowała robić w danym miejscu to była gotowa cierpliwie wyjaśnić - Moja praca będzie polegała głównie na wykonaniu świstoklików. Świstoklik teleportuje użytkownika do miejsca w którym został stworzony więc przedmiot musi być zaklęty w konkretnym, wskazanym przez klienta miejscu. Jednorazowa próba zaklinania może trwać do godziny. Przez te dni skupię się na realizacji świstoklików mających być stworzonymi za pomocą sproszkowany meteorytu. Uncja tego materiału oscyluje w granicach 25-50 galeonów w zależności od jakości. Ilość podjętych prób zależy od ustaleń z klientem. Może się więc zdarzyć, że w jednym miejscu spędzimy od 2 do 4 godzin. Mam zlecenia od różnych klientów więc miejsca też będą różne - Wspominała już na początku czego się obawia i jedną z tych obaw był rabunek podczas tworzenia śwsitoklika. Nie wiedziała ile mężczyzna wie o procesie więc wyczerpująco udzieliła odpowiedzi chcąc uniknąć innych, jak uważała, podstawowych pytań. Mając krótki okres wykorzystania mężczyzny chciała się skupić na realizacji zleceń o najwyższym poziomie potencjalnej straty - Jeden dzień w pełni zostanie poświęcony na badanie aktywnej żyły magicznej w okolicach Nateby. Jej magia ostatnio jest chwiejna. Prawdopodobnie jest powiązane ze znajdującymi się w pobliżu tej okolicy ruinami. Będzie trzeba je zwiedzić, a żyłę zbadać. Nie wiem co tam mogło się zadziać ale wywołuje to dziwne reperkusje na terenach klienta - skończyła mając nadzieję, że zaspokoiła rządze wiedzy mężczyzny.
Informacje zwrotne dotyczące mobilności mężczyzny, a właściwie jej braku, przyjmowała we względnym spokoju. Nie miał grosza przy duszy, zdrowia, wyglądu, miotły ani pojęcia o okolicy, czy hrabstwie w którym przebywał. Słysząc o kolejnym problemie początkowo mruknęła zachęcając do kontynuowania, ciekawa czy uda mu się czymś jeszcze ją zaskoczyć. Już jednak w połowie patrzyła na niego, jakby mówił w obcym dla niej języku. Na koniec obserwowała jego pewność siebie zastanawiając się z jakiej bajki się urwał. Na jej oko mogła być to komedia.
- Panie Laserian... - wypuściła powietrze odchylając się do tylu by znaleźć oparcie w stelażu krzesła. Chciała kontynuować ale gdy tylko otworzyła usta zdała sobie sprawę, że zbrakło jej słów. Uśmiechnęła się markując zakłopotanie. Zabębniła palcem o blat stołu kilkukrotnie w zamyśleniu - Pominę i udam, że nie słyszałam szczegółów dotyczących tego, jak wyobraża Pan sobie rozwiązanie Pańskiego problemu - był co najmniej kontrowersyjny i tak właściwie nie miał pewności, czy takie rozwiązanie się napatoczy mu pod pięść - co do czasu, kiedy nie będzie ten problem "odpadał"? Myśli Pan, że brak możliwości korzystania z różdżki utrudnia wyłącznie transport? - dopytała nieco poirytowana bo dla niej oczywistym było, że nie - Wie Pan co, proszę nie odpowiadać - jeżeli chciał coś dodać to go powstrzymała gestem otwartej dłoni. Myślała nad czymś intensywnie - Zachowuje się Pan jakby nie był to problem więc w zasadzie czemu ja mam to uważać za problem i się przejmować? Jak Pan zauważył, Goblińskie srebro na pewno wzbudzi więcej uwagi w potencjalnym grabieżcy. Więcej niż kobieta z torebką o wątpliwej zawartości. Zgadzam się. Więc jeżeli napatoczy się problem to nim zostanie Pan zdemontowany powinnam zdążyć bezpiecznie się oddalić i deportować. To też zadziała - Jak najbardziej była gotowa rozważyć taki scenariusz. Płaciła, mogła wymagać. Właściwie w tym momencie werbalizowala dosłownie swoje myśli. Jeżeli mężczyzna z nią pogrywał to był to dobry moment by wymięknąć i odpuścić - Skoro brak różdżki rodzi wyłącznie mały problem z transportem to myślę, że Pan sobie z nim poradzi samodzielnie - Zaczęła pakować swoje przybory. Czuła, że ponosiły ja emocje więc nic sensownego nie zaplanuje - Pod wieczór prześlę do gospody plan na kolejne dni. Zaznaczę miedzy którymi miejscami będziemy mogli się przemieszczać korzystając z sieci Fiu w pozostałe będzie musiał Pan dotrzeć samodzielnie. Według z rozkładu. Przypominam, że zgodnie z ustaleniami wypłata nastąpi za przepracowanie wyłącznie pełnych dni. Mapę Panu zostawię. Miotłę może uda się Panu pożyczyć od właściciela - niestawienie się w którymś miejscu o danym czasie w naturalny sposób dyskwalifikowało do wynagrodzenia. - Czy ma Pan jeszcze inne problemy?
W milczeniu słuchał jej opowieści, techniczne szczegóły odnośnie tworzenia świstoklika wlatywały jednym uchem, a wylatywały drugim, podobnie jak informacje, które usłyszał już za pierwszym razem, dla niego istotna była logistyka - ale i raban, jakiego zamierzała narobić na miejscu, a także detale, w trakcie których musiałby polegać na umiejętnościach leżących dziś poza jego zasięgiem. Wyglądało na to, że zamierzała spędzić po kilka godzin w jednym miejscu, w trakcie raczej monotonnej pracy, podczas której nie będzie zwracała na siebie większej uwagi - nie brzmiało to jak coś, w trakcie czego powinny pojawić się komplikacje. Nieczęste przemieszczanie się było mu na rękę, będzie miał czas zebrać siły między jednym punktem a drugim, o ile nie pojawią się komplikacje w postaci zagrożenia, o którym wspominała - to jednak było ryzykiem tylko potencjalnym, szansa na wejście w potyczkę wydawała mu się znikoma. Wierzył, że był w stanie przegnać większość potencjalnych grabieżców z okolicy - według słów Primy nie byli to przeciwnicy dla niego wymagający - choć cena sproszkowanego meteorytu zrobiła na nim wrażenie. Tak jak przewidywała, nieszczególnie znał się na poszczególnych komponentach. W ostatnim czasie wprawił się w siedzeniu na miejscu bez większego celu, nie powinno być trudno. Badanie magicznej żyły brzmiało nieco mniej stabilnie, w szczególności w zestawieniu z zagadkowym rezultatem. Nie mógł wiedzieć, na ile ta kobieta wiedziała, co robiła - wydawała się dość konkretna, ale niewątpliwie miała o swoich badaniach mniemanie nieco większe, niżeli na to zasługiwały - pozostało zaufać szczęściu, bo innego wyboru i tak nie miał.
Nie była zachwycona brakiem różdżki - cóż, spodziewał się tego - ale jej słowa nieszczególnie go dotknęły. Nie musiał o tym mówić, nie powinien był - teraz widział, że ryzykował utratę wypłaty. Wpatrywał się w nią w dalszym milczeniu, kiedy rugała go jak dziecko - jego interesowały pieniądze i to, czy ostatecznie zamierzała zapłacić. Zamierzała. Brak różdżki był komplikacją na wielu płaszczyznach, lecz nie wydawał się istotny wobec niczego, o czym opowiedziała przed momentem. Czekał, aż skończy mówić, cierpliwie, przymus znoszenia tego niezadowolenia był dla niego niewygodny i był czymś nowym, bo przecież oto pierwszy raz w życiu rzeczywiście znalazł się na cudzej łasce. Uczono go jednak pokory, a ta dyktowała milczenie, był świadom, że ta niewygodna pozycja, w jakiej się znalazł, nie potrwa wiecznie. Swoboda i wolność wracały do niego powoli. Nie chciała odpowiedzi, więc się z nią nie wyrywał. Od początku liczył się ze scenariuszem, który przedstawiała i gotów był podjąć to ryzyko.
Teleportacja z pewnością przyśpieszyłaby poruszanie się, zwłaszcza gdy nie był jeszcze w kondycji na długie loty, po części miał nadzieję, że porozumieją się względem świstoklika prowadzącego przynajmniej do pubu, ale szybkość, jednak szybkość, z jaką zaczęła pakować swoje rzeczy, odwiodły go od tego pytania. Twierdziła, że oberżysta mógłby być skłonny wypożyczyć miotłę, wątpił, by za darmo, ale może jak poprzerzuca w stajni trochę siana, to na to pójdzie. Łypnął na niego okiem z zastanowieniem, nie miał innego wyboru, niż spróbować. Rozumiał jej potrzebę powtarzania, że wynagrodzenie przysłuży za przepracowanie pełnych dni, otaczało ich wielu oszustów i naciągaczy, ale nie był jednym z nich. Ze słów tych wyciągał informacje o niej, a przede wszystkim szansę na to, że naciągaczką nie była i ona. Zarobek nie będzie lekki ani przyjemny, lecz trud nadchodzących dni - mimo zmęczenia - wydawał się wciąż odpoczynkiem od walki o przetrwanie, jaką toczył przez ostatnie miesiące. Spojrzał na mapę, którą mu zostawiła, w dalszym ciągu nie wykonując żadnego gestu ani nie otwierając ust - wydając się całkowicie nieporuszony tą irytacją. Będzie musiał znaleźć się na miejscu o czasie, w ten czy inny sposób. Jeśli nie zamierzała zapłacić w przypadku spóźnienia, nie podejmie się pracy wcale - a tego wolałby uniknąć, nie widział wielu alternatyw. Będzie musiał przenalizować ten jej plan, kiedy już go przyśle.
- Nie - odpowiedział po chwili zastanowienia, gdy spytała, czy miał inne problemy. Jakby się na tym dłużej zastanowić, byłby nawet w stanie podać co najmniej kilka, ale rozsądniej było zachować je już dla siebie. - Do zobaczenia, pani Vane - odpowiedział tylko, akceptując tym samym przedstawione przez nią warunki.
/zt x2
Nie była zachwycona brakiem różdżki - cóż, spodziewał się tego - ale jej słowa nieszczególnie go dotknęły. Nie musiał o tym mówić, nie powinien był - teraz widział, że ryzykował utratę wypłaty. Wpatrywał się w nią w dalszym milczeniu, kiedy rugała go jak dziecko - jego interesowały pieniądze i to, czy ostatecznie zamierzała zapłacić. Zamierzała. Brak różdżki był komplikacją na wielu płaszczyznach, lecz nie wydawał się istotny wobec niczego, o czym opowiedziała przed momentem. Czekał, aż skończy mówić, cierpliwie, przymus znoszenia tego niezadowolenia był dla niego niewygodny i był czymś nowym, bo przecież oto pierwszy raz w życiu rzeczywiście znalazł się na cudzej łasce. Uczono go jednak pokory, a ta dyktowała milczenie, był świadom, że ta niewygodna pozycja, w jakiej się znalazł, nie potrwa wiecznie. Swoboda i wolność wracały do niego powoli. Nie chciała odpowiedzi, więc się z nią nie wyrywał. Od początku liczył się ze scenariuszem, który przedstawiała i gotów był podjąć to ryzyko.
Teleportacja z pewnością przyśpieszyłaby poruszanie się, zwłaszcza gdy nie był jeszcze w kondycji na długie loty, po części miał nadzieję, że porozumieją się względem świstoklika prowadzącego przynajmniej do pubu, ale szybkość, jednak szybkość, z jaką zaczęła pakować swoje rzeczy, odwiodły go od tego pytania. Twierdziła, że oberżysta mógłby być skłonny wypożyczyć miotłę, wątpił, by za darmo, ale może jak poprzerzuca w stajni trochę siana, to na to pójdzie. Łypnął na niego okiem z zastanowieniem, nie miał innego wyboru, niż spróbować. Rozumiał jej potrzebę powtarzania, że wynagrodzenie przysłuży za przepracowanie pełnych dni, otaczało ich wielu oszustów i naciągaczy, ale nie był jednym z nich. Ze słów tych wyciągał informacje o niej, a przede wszystkim szansę na to, że naciągaczką nie była i ona. Zarobek nie będzie lekki ani przyjemny, lecz trud nadchodzących dni - mimo zmęczenia - wydawał się wciąż odpoczynkiem od walki o przetrwanie, jaką toczył przez ostatnie miesiące. Spojrzał na mapę, którą mu zostawiła, w dalszym ciągu nie wykonując żadnego gestu ani nie otwierając ust - wydając się całkowicie nieporuszony tą irytacją. Będzie musiał znaleźć się na miejscu o czasie, w ten czy inny sposób. Jeśli nie zamierzała zapłacić w przypadku spóźnienia, nie podejmie się pracy wcale - a tego wolałby uniknąć, nie widział wielu alternatyw. Będzie musiał przenalizować ten jej plan, kiedy już go przyśle.
- Nie - odpowiedział po chwili zastanowienia, gdy spytała, czy miał inne problemy. Jakby się na tym dłużej zastanowić, byłby nawet w stanie podać co najmniej kilka, ale rozsądniej było zachować je już dla siebie. - Do zobaczenia, pani Vane - odpowiedział tylko, akceptując tym samym przedstawione przez nią warunki.
/zt x2
we penetrated deeper and deeper into the heart of darkness
Brendan Weasley
Zawód : auror, szkoleniowiec
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
don't you ever tame your demons, always keep them on a leash
OPCM : 30 +8
UROKI : 25
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 30 +3
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
Zajazd „Pod Gruszą”
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Lancashire