Wydarzenia


Ekipa forum
Prywatne biuro Hectora
AutorWiadomość
Prywatne biuro Hectora [odnośnik]13.12.21 12:13
First topic message reminder :

Biuro


Biuro przylega do sypialni Hectora i znajduje się w części niedostępnej dla pacjentów, oraz - w odróżnieniu od biblioteki - niedostępnej dla gości. Vale przechowuje tutaj książki i zapiski, których lepiej, by nikt nie widział. Zmieściły się tu ustawione wzdłuż ścian regały i biurko, mniejsze niż to w oficjalnym gabinecie.

Pułapki: Śmiechy-chichy, Zapach alihotsy, Somniamortem (na niezapowiedzianych gości)



Pułapki: Śmiechy-chichy, Zapach alihtosy, Somniamortem (wszystkie na niezapowiedzianych gości)


We men are wretched things.
Hateful to me as the gates of Hades is that man who hides one thing in his heart and speaks another.



Ostatnio zmieniony przez Hector Vale dnia 31.01.23 14:02, w całości zmieniany 3 razy
Hector Vale
Hector Vale
Zawód : Magipsychiatra, uzdrowiciel z licencją alchemika
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
I love it and I hate it at the same time
Hidin' all of our sins from the daylight

OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 17 +3
UZDRAWIANIE : 26 +8
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 1
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10855-hector-vale https://www.morsmordre.net/t10885-achilles#331700 https://www.morsmordre.net/t12123-hector-vale#373184 https://www.morsmordre.net/f389-walia-wybrzeze-rhyl-rhyl-coast-road-8 https://www.morsmordre.net/t10887-skrytka-bankowa-nr-2379#331777 https://www.morsmordre.net/t10886-hector-vale

Re: Prywatne biuro Hectora [odnośnik]27.01.22 18:26
Pojawienie się Aongusa zaskoczyło ją zupełnie, przejął kontrolę szybciej niż ostatnio, gdy krwawo karała Wren, czuła się tak, jakby wpadła w misternie przygotowaną pułapkę i to w chwili, w której przygotowywała się do jej rozbrojenia. Przecież po to przyszła do Hectora, by wzmocnić swą psychikę, poznać sposoby wybudowania jeszcze wyższego i silniejszego muru odgradzającego ją od uczuć - bo instynktownie podejrzewała, że to one najlepiej karmią pożerającego ją żywcem pasażyta. Vale miał stać się ostatnią deską ratunku, nieco desperacką, sprowokowaną ostatnim haniebnym faux pas, jakie popełniła nieświadomie w Domu Mody Parkinson. Nie miała pojęcia, że tamten incydent nie miał związku z opanowującym ją Aongusem: zrzucała na niego wszystko, co złe, uznając go za winnego każdego niepowodzenia, błędu lub porażki. Tak było łatwiej, zmniejszyć ciężar odpowiedzialności spoczywający na ramionach, dzielić z kimś, w nierówny sposób, wstyd i gorycz, wzniesienie kozła ofiarnego i masochistyczne czczenie go jako bożka chaotycznej nierównowagi. Nienawidziła jej, unikała, lecz tak naprawdę jakaś dziwna, autonomicznie wroga część jej osobowości odnajdywała w entropii działania istoty pewną ulgę, czasem nawet fascynację.
Pozwalała sobie poczuć te dwie emocje - czyż nie na tym właśnie polegała terapia? na pozwoleniu sobie na słabość, na przeżywanie, na zagłębienie się w sobie do granic możlliwości? - powoli akceptując nagłe zachwianie rzeczywistości. Jakby ktoś wyrwał spod stóp podłogę, zamienił ziemię z niebem, zarzucił na ręce powrozy: w jednej chwili brylowała jako nieidealna pacjentka, w drugiej stała się gościem we własnej głowie i organizmie. Nie broniła się przed władzą Aongusa, nie od razu, musząc zebrać siły: postawienie się mu wymagało ich wiele, to było, jak podejrzewała, gorsze od wymuszonej brutalnie legilimencji. Przy niej miała do czynienia z byle czarodziejem, owszem, władającym niesamowitą mocą zaklęcia penetrującego umysł, ale pozostającym człowiekiem. Szarpanina z pradawnym rycerzem, z bytem mającym tysiące lat, znajdowała się na zupełnie innym poziomie wyzwania. Któremu starała się sprostać. Znów zaczynała od końców palców i stóp, od skupianiu się na detalach, na wyszarpywaniu z władzy absolutnej strzępów mięśni i ciała. Pstryknięcie palców nie należało do niej, jeszcze - nigdy? - nie, ale ten impuls pozwolił pokierować myślami Deirdre w odpowiednie miejsce, by podważyć ciężkie wieko trumny, w której zamknął ją Aongus. Zostaw mnie. Nie jesteś tu potrzebny. Jej myśli i intencje nabierały na wściekłości, podsycała ten żar, wiedząc, że gniew był najskuteczniejszą bronią. Znała przecież od podszewki sytuację narzuconej bierności i pamiętała, że wyłącznie furia potrafiła przebić się przez pozorne posłuszeństwo. A więc - pozwoliła gniewowi ją wypełnić, zalać ciało żarem emocji, pobudzić je, nastawić przeciwko temu, który chciał ją wykorzystać, przerywając terapeutyczną sesję w najmniej elegancki ze sposobów.

| próbuję się wyswobodzić i wygonić z siebie Aongusa


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 45 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Prywatne biuro Hectora [odnośnik]27.01.22 18:26
The member 'Deirdre Mericourt' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 90
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Prywatne biuro Hectora - Page 2 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Prywatne biuro Hectora [odnośnik]28.01.22 1:32
Zaklęcie rzucone przez Hectora było nieudane, ale on sam nie odczuł wstydu fatalnym brakiem umiejętności, intuicyjnie zrzucając niedyspozycję na karb błędów wokół niego; rozpraszaczy, wadliwej różdżki, a może niesprawnego nadgarstka. Wewnątrz niego nie było nic, zupełna pustka, świszcząca ciemność mocy tak dawnych i zapomnianych, że najwięksi badacze mieli trudność z ich rozumieniem. Pozostawał świadom wszystkiego, co się działo, reagował zgodnie ze sobą, słuchając jednak podszeptów bóstwa. A bóstwo łaknęło krwi, Hector musiał zaspokoić ten głód.
— Idź, szukaj — odpowiedziała figlarnie Deirdre, wygodniej rozsiadając się w fotelu. Nie dbała o to, co się wydarzy, ani o to, co miało się dopiero stać, z radością obserwując jego zachowanie i czerpiąc nieprawdopodobną przyjemność z usłużnych działań czarodzieja. Ale prawdziwa Deirdre nie czuła nawet tego —m mogła jedynie obserwować własną mimikę i sposób, w jaki sama od dawna nie wyrażała siebie. Otwarty, pełny — może figlarny. Niezależnie od jej własnych myśli, widziała przed sobą kogoś innego, choć o własnych rysach twarzy, zupełnie innej mimice.
Była zdeterminowana, a za jej determinacją kroczyła nieprawdopodobna siła i wola walki wykuta w bolesnych doświadczeniach własnej przeszłości. Konkurując z bóstwem o powrót do ciała, z którego ją wypędzono podjęła nierówną walkę, lecz świadomie przyciągana ku własnej jednostce, cząstkom, tkankom, rosła w siłę, spychając moszczącego się w jej ciele demona. Walka ta odbywała się na płaszczyźnie niezauważalnej dla nikogo, Hector nie był w stanie dostrzec niczego, ślepo pochłonięty wizją przelania krwi. Czyjejkolwiek, cudzej, pierwszej osoby w pobliżu poza Deirdre, gotów wyruszyć na poszukiwania byle tylko ją znaleźć i bezmyślnie i bezrefleksyjnie pozbawić ją życia.
Aongus, choć czuł się doskonale w jej ciele nie miał wystarczająco energii, by zablokować psychiczną batalię. Przegrał, ustępując prawowitej właścicielce, znikając w czeluściach jej duszy po to, by za jakiś czas znów powstać i się zbudzić, silniejszy i pewniejszy znów przejmując nad nią władzę.
Deirdre znów czuła, znów mogła nad sobą panować, decydować o swoim losie.

Deirdre wyzwoliła się spod jarzma bóstwa, ale jego zniknięcie nie zdjęło uroku z Hectora. Do końca dnia, będzie ślepo podążał za rozkazem, nie czując żadnych emocji. Dopiero w kolejnych dniach te zaczną przez niego przemawiać, powoli docierając do jego wnętrza. Hector po tygodniu będzie w pełni sobą, świadome wszystkiego czego doświadczył i tego, że zalęgła się w nim przerażająca pustka na tamten czas. Po upływie tygodnia Hectora zaczną nawiedzać koszmary, w których będzie występował pod postacią najgorszej wersji samego siebie. Koszmary miną do końca miesiąca.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Prywatne biuro Hectora - Page 2 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Prywatne biuro Hectora [odnośnik]28.01.22 15:24
Zaklęcie nie powiodło się, a w figlarnym głosie Danielle usłyszałby kiedyś kpinę, ale nie czuł wstydu, nie czuł nic. Może poza chłodną ciekawością, nakazującą zastanowić się nad kondycją własnego nadgarstka i własnej różdżki. Nawet jeśli coś rozpraszało wkoło magię, to zniknęły wszystkie emocjonalne rozpraszacze i Hector mógł skupić się na zadaniu z przenikliwą intensywnością. Szybkim krokiem podszedł do drzwi, prowadzących na korytarz - otworzył je zamaszyście, wyjrzał z gabinetu, nic. Nie odczuł irytacji ani zaskoczenia, ruszył jedynie w przeciwną stronę, do okna, by rozsunąć zasłony i sprawdzić, czy nikogo nie ma na zewnątrz. Twarz miał obojętną, bez wyrazu, ale oczy wydawały się równie przenikliwe jak zawsze - tyle, że skupione na celu, ledwo prześlizgujące po kobiecie.
Nie zauważył zmiany, jaka znów w niej zachodzi - Aongus skutecznie odwrócił jego uwagę od terapii, a szkoda. Teraz, gdy nie przejmował się już niczym, byłby w stanie myśleć szybciej, śmielej, lepiej. Poprowadziłby spotkanie inaczej, jej prowokacje i pytania nie robiłyby na nim wrażenia (bo przecież tylko udawał, że nie robiły), pewnie opowiedziałby nawet o swoim kalectwie, bo i ono przestało być powodem do wstydu. Z jednej strony podążał właśnie za rozkazem bezmyślnie, z drugiej - dziwna pustka (uznawana obecnie za naturalną, nie pamiętał jak to jest czuć - pamiętał tylko, że marnował wcześniej sporo czasu na różne rozpraszacze, na syna i żonę i znajomych, a mógłby przecież spożytkować ten czas lepiej. Na pozbyciu się z domu intruza, na przykład) pozwalała mu myśleć szybciej, logicznie, bez żadnych zahamowań. Przemknął wzrokiem po książkach, których nigdy nie zdążył przeczytać, na usta cisnęły się słowa, których nie miał odwagi powiedzieć pacjentom, w tyle głowy miał sytuacje, gdy mógł przepisać im dodatkowe eliksiry, oszukać nieco w księgowości i otrzymać za terapię więcej pieniędzy niż powinien. Zimny pragmatyzm, na który nigdy nie umiał się zdobyć - dlaczego był tak głupi?
Za oknem nie było żadnego człowieka, ale była żywa istota. Kot sąsiadki przysiadł na parapecie. Przychodził tu zawsze, gdy jej dom - najbliższy Hectorowi, na pustawej ulicy - był pusty, gdy wychodziła. Deimos czasem go dokarmiał, Hector też.
Szkodnik, wyjadał im jedzenie. Czy to był ten intruz? Zawahał się na moment, był pewien, że pragnął ludzkiej krwi, ale istota była równie żywa. Ignorując Dei, otworzył okno. Kot zeskoczył na ziemię, nieco nieufny, ale nie na tyle, by uciekać - znał Hectora.
-Lancea. - syknął, celując w zwierzę, bo nie potrafił rzucić Lamino, a szkoda.



1. zaklęcie
2. zwinność kota : ( (+20, bo to kot)


We men are wretched things.
Hateful to me as the gates of Hades is that man who hides one thing in his heart and speaks another.

Hector Vale
Hector Vale
Zawód : Magipsychiatra, uzdrowiciel z licencją alchemika
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
I love it and I hate it at the same time
Hidin' all of our sins from the daylight

OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 17 +3
UZDRAWIANIE : 26 +8
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 1
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10855-hector-vale https://www.morsmordre.net/t10885-achilles#331700 https://www.morsmordre.net/t12123-hector-vale#373184 https://www.morsmordre.net/f389-walia-wybrzeze-rhyl-rhyl-coast-road-8 https://www.morsmordre.net/t10887-skrytka-bankowa-nr-2379#331777 https://www.morsmordre.net/t10886-hector-vale
Re: Prywatne biuro Hectora [odnośnik]28.01.22 15:24
The member 'Hector Vale' has done the following action : Rzut kością


#1 'k100' : 17

--------------------------------

#2 'k100' : 5
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Prywatne biuro Hectora - Page 2 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Prywatne biuro Hectora [odnośnik]29.01.22 15:39
Wyrzuciła go z siebie. Pozbyła się go, zamknęła umysł, zatrzasnęła na nowo bramy, podniosła zasieki i zwodzony most, z panicznie bijącym sercem opierając się o zaryglowane drzwi. Znów się jej to udało, lecz wcale nie odczuwała satysfakcji, przynajmniej nie w tym momencie - świat znów się chwiał, a powrót kontroli nad ciałem miał w sobie więcej z dyskomfortu niż triumfalnej przyjemności. Odrętwienie zamieniło się w skrzenie, a poczucie obcości i bezradności w absolutną władzę. Wzięła głęboki, świszczący oddech, tak, jakby właśnie wynurzyła się spod tafli wody, i gwałtownie wyprostowała się na fotelu. Rozjaśniona złośliwym, prowokującym uśmiechem twarz ponownie stała się obojętna, choć nie opanowała uczuć od razu, pobladła, nie tyle wystraszona, co zszokowana szybkością, z jaką Aongus potrafił zapanować nie tylko nad nią, ale i nad ludźmi ją otaczającymi. Czym innym była implantancja gniewu i agresji w podatnej na nie Wren, żerowanie na poczuciu niesprawiedliwości oraz pragnieniu krwi, tkwiącym w gotowej na wszystko podopiecznej Śmierciożerczyni, a czym innym igranie z profesjonalistą, z uzdrowicielem, z kimś, kto miał pomóc w pozbyciu się groźnego pasażera, wypychającego ją na skrajnie niebezpieczne wody. Deirdre nie była świadoma wszystkiego, co zadziało się w sercu i umyśle Hectora, ale poniekąd czuła to, co magicznie wpajał mu Aognus, a spektrum potworności, do jakich zdolna była pradawna istota, pozwalała przewidywać, że pstryknięcie palca nie sprowadzi na Vale'a radosnych doświadczeń.
Nie wyglądał na szczęśliwego. Już wcześniej zachowywał profesjonalny dystans, ale ten pogłębił się, a z twarzy odpłynęły wszelkie uczucia. Dei nie wstawała jeszcze z fotela, potrzebowała kilka sekund, by opanować skurcze mięśni oraz drżenie kolan; gwałtowne wyrzucenie z siebie Aongusa nie pozostawało bez konsekwencji, choć tym razem okazały się łagodne, przynajmniej dla niej. - Nie waż się robić tego więcej - chrypnęła cicho, do siebie, ostro, wiedząc, że przestroga dotrze do Rycerza, choć ten nie przejmie się nią nawet w najmniejszy sposób. Potem odetchnęła ponownie, już spokojniej, wstając z krzesła, ciągle skupiona wzrokiem na poruszającym się dość mechanicznie uzdrowicielu. - Jak się pan czuje, doktorze? - zapytała beznamiętnie, nie z troski, a wyłącznie z zaciekawienia: co właśnie się stało, jak wyglądało to w oczach uzdrowiciela, czy cokolwiek pamiętał i czy ponosił długotrwałe konsekwencje? Odpowiedź na to ostatnie pytanie nadeszła niespodziewanie szybko, bowiem Hector zaczął zachowywać się irracjonalnie. Chłodny powiew z otwartego okna pomógł na dobre pożegnać otumanienie Deirdre; podeszła do rozchylonych skrzydeł, przystając tuż za Vale'em, w jego cieniu, mrużąc oczy z przyjemności, jaką okazało się wystawienie twarzy na lodowaty wiatr. I na słodkie, mordercze zakusy uzdrowiciela, próbującego pozbyć się niewinnego zwierzęcia.
- Powinieneś polować na mugoli i terrorystów, nie na koty - szepnęła mu prawie do ucha, na moment wychylając się znad jego ramienia, po czym cofnęła się kilka kroków w tył, obserwując mężczyznę spod przymrużonych powiek. Cały czas, nawet kiedy sięgała do kieszeni sukni i kładła na jego biurku sakiewkę wypełnioną złotem: godną zapłatę za godną pracę. Miała mieszane wrażenia po ich pełnej emocji sesji, nie wiedziała, czy jeszcze się tu pojawi i nie mogła pozbyć się też ciągłego wrażenia, że skądś zna tego człowieka - lecz na razie chciała po prostu bezpiecznie opuścić dom przy Rhyl Coast Road. - Polecałabym też bardziej skuteczne zaklęcia - o ile podejrzewa pan, że to animag - dorzuciła jeszcze swobodnie, w ramach darmowej dobrej rady, odwracając się i zmierzając ku drzwiom wyjściowym, ciągle nieco zdezorientowana nagłym atakiem Aongusa i magią, które wypełniała teraz kogoś, kto miał pomóc jej w pozbyciu się psychicznego ciężaru.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 45 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Prywatne biuro Hectora [odnośnik]29.01.22 17:01
Dawno nie rzucał uroków, nie na ruchome cele, nie z dużej odległości. Czy to dlatego drgnęła mu ręka, a magia nawet nie uformowała się w świetlistą włócznię?
Gdy będzie analizował te wydarzenia po upływie tygodnia, ze zgrozą zastanowi się, czy duchy potrafią być tak potężne, czy też współwinna była jego własna natura - pusta, naznaczona dawną klątwą, w dorosłym życiu mogą pojawić się problemy psychiczne... Będzie próbował powrócić myślami do tej Lancei, przeanalizować jak ją rzucił i jak rzucał każdy inny czar tego dnia - krok po kroku, szukając przyczyn i błędów. Czy jego podświadomość, dzięki zdławionym wspomnieniom o tym, jak Deimos bawił się z tym kotem, próbowała zaprotestować przeciw bestialskim zapędom, choćby przez niemoc wykrzesania z siebie zaklęcia? Nie - dojdzie Hector do przykrego wniosku. Chciałby wmówić sobie, że wyrażał jakikolwiek opór, ale to nieprawda. Magia była kapryśna, i tyle - a gdy kot zaczął pędzić w stronę ogrodzenia, w głowie Vale'a panowała jedynie zimna determinacja.
Jak się czuł…?
-Nijak. - odpowiedział szczerze, bez śladu żalu ani irytacji, ani jakiejkolwiek innej emocji. Głos brzmiał zupełnie bezbarwnie, również gdy (znając przecież zasady racjonalnego zachowania i rozumiejąc, że jego gesty mogły wydać się jej niespodziewane) dodał w ramach wyjaśnienia.
-Mam w domu intruza. - intruza, którego musiał się pozbyć. Nie ją, to jasne - spojrzenie z determinacją utkwił w kocie, który przycupnął pod płotem.
Poczuł za sobą obecność Danielle, zrobiło się trochę cieplej, ale wiatr i potrzeba przelania krwi skutecznie ochładzały jej wcześniejszy powab. Urok roztaczany przez Aongusa i samą kobietę został zastąpiony klarownym zadaniem - i pustką, zupełną pustką.
Deirdre wreszcie była w pozycji, której tak pragnęła - magipsychiatra chwilowo stracił zainteresowanie jej problemami, w zamian słuchając jej rad i autorytetu. Obejrzał się przez ramię i skrzyżował z nią spojrzenia - gdy zasugerowała, że to animag (intruz! Szpieg! W jego domu! W dodatku być może mugolak lub terrorysta - niegdyś wzbudziłoby to w Hectorze lęk, teraz uznał tylko, że to ktoś obcy i sprytny), w jasnych oczach błysnęło coś znajomego. Bezbarwny wyraz twarzy też wydawał się znajomy.
-Dziękuję za radę. W razie czego, zatłukę go laską. - postanowił, bazując na znanym sobie doświadczeniu, na tym jak wyżywał się w Wenus. Nigdy na śmierć, nigdy nikt nie odciągał go od tamtych kobiet, ale potrafiłby wykazać się większą siłą, chyba.
-Commotio. - odwrócił się plecami do kruczowłosej, niezainteresowany receptą ani zapłatą. Kot musiał umrzeć.
Magia znów jedynie zatliła się w różdżce, a zwierzę uciekło za ogrodzenie.

Wróci, zawsze wracał. Kot nie był już intruzem w domu, ale Vale musiał go znaleźć, wyeliminować. Gdy za Deirdre zamknęły się drzwi, Hector zaczął metodycznie przeszukiwać cały dom, pomieszczenie po pomieszczeniu. Skończył na strychu - noga bolała po wspinaczce na drabinie, ale nawet tego nie czuł. Gdzieś zapiszczały myszy (nie zastawiał tu pułapek, wyręczał go kot sąsiadki) - czy to też animagowie?
Wszystkie dziś zginą.

/zt x 2
Rzuty


We men are wretched things.
Hateful to me as the gates of Hades is that man who hides one thing in his heart and speaks another.

Hector Vale
Hector Vale
Zawód : Magipsychiatra, uzdrowiciel z licencją alchemika
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
I love it and I hate it at the same time
Hidin' all of our sins from the daylight

OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 17 +3
UZDRAWIANIE : 26 +8
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 1
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10855-hector-vale https://www.morsmordre.net/t10885-achilles#331700 https://www.morsmordre.net/t12123-hector-vale#373184 https://www.morsmordre.net/f389-walia-wybrzeze-rhyl-rhyl-coast-road-8 https://www.morsmordre.net/t10887-skrytka-bankowa-nr-2379#331777 https://www.morsmordre.net/t10886-hector-vale
Re: Prywatne biuro Hectora [odnośnik]08.09.23 18:36
31 lipca
Hep!
Drobna sylwetka Ryne zniknęła mu sprzed oczu, zniknął i aparat, przed którym jeszcze chwilę temu zapozował jak wytrawny model, a nie podrzędna szumowina. Zniknął zapach roślin, zniknął szum okolicznych drzew i trawy ― zamiast nich pojawiła się woń drewna, papieru i kleju do skóry, do okładek ciężkich tomiszczy. Victor nieśpiesznie rozejrzał się po pomieszczeniu ― całkiem przestronne, choć niespecjalnie duże ― a wśród notatek na biurku i znajomej aury odnalazł ślad obecności kogoś, kogo wolałby nie oglądać. Jego relacje z bratem, z rodziną, były trudne i zagmatwane, a im mniej czasu spędzał w ich towarzystwie tym, teoretycznie, lepiej. Dla nich, rzecz jasna. Nikt nie powinien mieć kontaktu z kimś jego pokroju.
Tymczasem jednak dziwka fortuna postanowiła po raz kolejny zaśmiać mu się w twarz i wrzucić do gabinetu Hectora. Nie tego dla pacjentów, tamten wyglądał inaczej, ale do jakiegoś… prywatnego? Odosobnionego? Victor postąpił parę kroków naprzód, pobieżnie przyjrzał się jakiejś notatce wyciągniętej na blat biurka, ale były to pozbawione sensu spostrzeżenia (a przynajmniej dla niego były pozbawione sensu) dotyczące kogoś, kogo nie znał. Prócz tego elegancka, ciężka popielniczka z… mosiądzu? Żelaza? Miał trudności z rozpoznaniem materiału. Ujął w palce skręta i przyjrzał mu się z miną znawcy, potem podsunął bibułkę bliżej, powąchał. A potem uśmiechnął się bardzo głupio i bardzo dumnie.
Dziwka fortuna ― ta sama, która postanowiłą go tu umieścić ― najwidoczniej na celownik obrała sobie obu braci Vale, bo oto Victor znalazł jawny dowód na to, że pan domu spożywa diable ziele, a rzeczony pan domu właśnie wdusił klamkę i stanął w drzwiach. Wyszedł tylko na moment? Dopiero wrócił po ciężkiej sesji? Wypalił już coś, czy jeszcze nie zdążył? Pytań było wiele, ale żadne z nich nie doczekało się odpowiedzi.
Tylko domysły. Domysły, iluzje i zwątpienie.
Czy po diablim miało się halucynacje?... Szkoda, że tego nie pamiętał.
No proszę ― mruknął z uznaniem, odkładając skręta na miejsce, a lisi błysk w oku mógł Hectorowi sugerować, że jego młodszy brat wpadł na coś wybitnie genialnego. ― Nie wiedziałem, że potrafisz być rozrywkowy ― dodał po chwili i wsunął dłonie do kieszeni. Czuł się swobodnie, mówił swobodnie, ale tylko dlatego, że udawał iluzję. Wspomnienie przywołane narkotycznym stanem, używką, po którą jako porządny pan magipsychiatra sięgać zapewne nie powinien.
I nawet nie wziął pod uwagę tego, że być może Hector zna skutki uboczne diablego ziela lepiej niż on sam. I że halucynacji na tej liście nie ma.


Soul for sale

Victor Vale
Victor Vale
Zawód : morderca
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler

red comes in many shades

OPCM : 13 +1
UROKI : 11 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 11
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11520-victor-vale https://www.morsmordre.net/t11555-damocles#358098 https://www.morsmordre.net/t12154-victor-vale#374133 https://www.morsmordre.net/f439-smiertelny-nokturn-34 https://www.morsmordre.net/t11553-skrytka-bankowa-nr-2512#358090 https://www.morsmordre.net/t11556-victor-vale#358128
Re: Prywatne biuro Hectora [odnośnik]15.09.23 22:36
31.07

Improwizowany eksperyment medyczny sprzed paru dni dostarczył Hectorowi chwilowej adrenaliny, ale ostatecznie nie przyniósł wymiernych rezultatów. Rozmowa z naćpanym pacjentem była dość ekscytująca i miała w założeniu wynagrodzić brak zapłaty w gotówce, ale spisywanie wniosków przyniosło za sobą prozę codzienności. Nie znał dokładnej dawki wróżkowego pyłu, jaką wziął tamten pacjent; wypalenie połowy skręta też było średnio naukowe. Zniechęcony chaosem we własnych notatkach (artykułu z tego nie będzie), wmówił sobie, że gdy samemu wypali skręta to przynajmniej zbada naukowo koncentrację diablego ziela w tej konkretnej próbce.
Zaciągając się dymem musiał przyznać, że był mistrzem wymówek przedstawianych samemu sobie. Od niechcenia zanotował, że dawka jest przeciętna i wreszcie dopuścił do siebie myśl, że chciał się po prostu odprężyć. Orestes był u dziadków, działanie diablego ziela zelżeje zanim go stamtąd odbierze (a szkoda...), a bez pacjentów i syna dom był przytłaczająco cichy. Gdy Beatrice żyła, cały czas marzył o ciszy i spokoju, ale zaczynało mu doskwierać coś, czego nie chciał nazywać samotnością. Dym odpędził te myśli, zastępując je pragnieniem poczytania Freuda i skosztowania domowego bimbru od jednego z pacjentów. Zanotował, ile czasu ma do odebrania syna i ile może wypić, zostawił dopalonego do połowy skręta w popielniczce i ruszył do kuchni po butelkę.
Zanim zdążył wybrać książkę, zaalarmował go nagły hałas zza uchylonych drzwi do biura. Brzmiał jak trzask teleportacji, a choć Oliver zapewniał, że pułapki w domu będą działać niezawodnie to pierwszą reakcją Hectora i tak był lęk spleciony z nieufnością i niejasną ulgą, że syn jest daleko stąd. Wyciągnął różdżkę, butelkę z zaaferowania wsadzając pod pachę (ręki, w której trzymał laskę) i wrócił się do biura ze ściągniętymi brwiami i pobladłą twarzą.
Opuścił rękę, a niepokój minął, gdy tylko rozpoznał sylwetkę brata, stojącego nad notatkami o przypadku niejakiego Michaela S. Jakiekolwiek słowa by między nimi nie padły i jakiegokolwiek niedowierzania nie wzbudziłaby w nim nagła wizyta bliźniaka, przy Victorze zawsze (no, nie licząc rozmowy pierwszego lipca, ale dziesiątego spróbował spopielić jej wspomnienie wraz z portretem ojca) czuł się bezpiecznie.
-A co... - chcesz się poczęstować?, miał zaproponować na jednym wydechu, ale rozpoznał znajomy, psotny błysk w spojrzeniu brata. Niewidziany od dzieciństwa. Ciekawość powstrzymała jego słowa, skłaniając do neutralniejszego i ostrożniejszego: -...tu robisz? - zmrużył oczy, udając zaskoczonego i odłożył butelkę bimbru na blat, czekając na ruch Victora w tej dziwnej grze. Kiedyś odgadywali swoje psoty i podstępy na poczekaniu, ale przepaść lat zatarła tamtą więź. Pozostało tylko nieokreślone wrażenie rozbawienia i intuicja mówiąca, że powinien je na razie skryć pod maską zaskoczenia.
-Nie wiedziałem, że znasz się na leczniczych ziołach. - odłożył laskę, podniósł skręta z popielniczki i obrócił go w palcach, jakby rozważając czy zapalić go na nowo.-W szufladzie jest więcej. - podpowiedział usłużnie bratu, stojącemu metr od niego, dokładnie nad ową szufladą.


We men are wretched things.
Hateful to me as the gates of Hades is that man who hides one thing in his heart and speaks another.

Hector Vale
Hector Vale
Zawód : Magipsychiatra, uzdrowiciel z licencją alchemika
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
I love it and I hate it at the same time
Hidin' all of our sins from the daylight

OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 17 +3
UZDRAWIANIE : 26 +8
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 1
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10855-hector-vale https://www.morsmordre.net/t10885-achilles#331700 https://www.morsmordre.net/t12123-hector-vale#373184 https://www.morsmordre.net/f389-walia-wybrzeze-rhyl-rhyl-coast-road-8 https://www.morsmordre.net/t10887-skrytka-bankowa-nr-2379#331777 https://www.morsmordre.net/t10886-hector-vale
Re: Prywatne biuro Hectora [odnośnik]20.09.23 15:44
Victor uniósł brwi w wyrazie uprzejmego zaskoczenia. Różdżka we własnym domu? Kogo on się spodziewał, włamywacza? Kwestia ta zaciekawiła go jednak jedynie przelotnie, bo o wiele uważniejszym spojrzeniem obdarzył trzymaną pod pachą butelkę. Co zawierała? Jakiś nudny syrop na kaszel, czy inną mieszankę dla świrusów? A może porządny alkohol? Czy iluzjom wolno pić? Zresztą, najwyżej spróbuje mu wmówić, że sam to wszystko wypił, a jego tu nigdy nie było.
Nie wiem ― wzruszył beztrosko ramionami ― jestem twoją halucynacją, więc ty mi powiedz, co tu robię ― odparł z uciechą, bezrefleksyjnie brnąc w swoje płytkie kłamstwo i sięgnął po butelkę. Z miną znawcy obejrzał etykietę, uniósł brwi w wyrazie uznania, pokiwał głową.
A już myślałem, że to jakieś antydepresyjne gówno dla tego… ― pochylił się z powrotem do notatek, odszukał wzrokiem personalia pacjenta ― …Michaela S.
Jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz ― skontrował natychmiast, nawet nie myśląc nad odpowiedzią. Wzroku nie podniósł, wciąż badał nim etykietę, jakby miał tam znaleźć odpowiedzi na wszystkie swoje pytania. Na szufladę także nie spojrzał, przynajmniej nie w pierwszym odruchu.
Nie boisz się, że zniknę? ― zagadnął, na pozór niezobowiązująco i dość obojętnie. Ciemne szkło stuknęło o blat biurka, Victor wsunął dłonie w kieszenie. Różdżka nadal była na swoim miejscu, parę monet, nóż… nie, nie miał przy sobie nic ciekawego. Nic z czym mógłby uświetnić swoje cyrkowe przedstawienie. ― Halucynacje podobno lubią się nakładać ― poinstruował go, ruchem brody wskazując na skręta ― odpal, zobaczymy, kogo jeszcze przywołasz. Może Letę? Może nieporadną Ariadne? ― kontynuował, teraz przechadzając się powoli wzdłuż regału uginającego się od książek. Jego oko wyłapało parę boleśnie znajomych pozycji; niektóre z nich pamiętał z domu. Z innego życia, w którym lubił przeglądać je razem z bratem. Szybko się przy nich nudził, to prawda, ale sentyment ― pewien jego rodzaj ― nadal w nim tkwił. Ciekawe, czy Hector miał mapy. Te mapy do których on, Victor Vale, wzdychał i kreował rzeczywistość, która nigdy miała się nie spełnić.
Uśmiechnął się półgębkiem, dość paskudnie. Ależ on był kurwa naiwny.
Odpal dwa ― rzucił przez ramię, a kiedy doszedł do końca regału, zawrócił. ― Kto wie, może ja też ściągnę kogoś myślami.


Soul for sale

Victor Vale
Victor Vale
Zawód : morderca
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler

red comes in many shades

OPCM : 13 +1
UROKI : 11 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 11
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11520-victor-vale https://www.morsmordre.net/t11555-damocles#358098 https://www.morsmordre.net/t12154-victor-vale#374133 https://www.morsmordre.net/f439-smiertelny-nokturn-34 https://www.morsmordre.net/t11553-skrytka-bankowa-nr-2512#358090 https://www.morsmordre.net/t11556-victor-vale#358128
Re: Prywatne biuro Hectora [odnośnik]27.09.23 23:10
Umknął wzrokiem, widząc zaskoczenie brata, bliźniacze tęczówki (to chyba jedyne, co ich łączyło) przemykające niby mimochodem po trzymanej w pogotowiu różdżce. Może gdyby był barczysty i silny i miał dwie zdrowe nogi, mógłby witać intruzów samym lodowatym spojrzeniem i ironicznym uśmiechem. Może. Victor przeniósł spojrzenie na butelkę, a Hector otworzył usta aby zaproponować mu kolejkę, ale...
...co?
-Jesteś... - powtórzył po nim ostrożnie, początkowo nie dowierzając ani w usłyszane słowa ani w ton, którym wypowiedział je Victor. Dziwnie swobodny, wręcz radosny. Zamrugał. -...moją halucynacją, fakt. - chwilę brzmiał jeszcze niepewnie, ale jeśli miał udawać, że widzi halucynacje to taki ton był nawet uzasadniony. Powstrzymał się od komentarza, gdy rzekoma halucynacja sięgnęła po całkowicie materialną butelkę. "Lepiej powiedz mi, co tu robię?" Gryfoni najwyraźniej zawieszali czasem logikę, może też mógłby spróbować. -Widać zmieniłem dostawcę i wizje są jakieś inne. - pokiwał z namysłem głową, przyglądając się Victorowi uważnie. Na wykładach o uzależnieniach nauczył się, że po diablim zielu nie występują halucynacje, czy nokturnowa edukacja uliczna była gorsza? Najwyraźniej tak, co sprawiało mu przewrotną satysfakcję. -Zwykle widuję roztańczone wile, dziwne. - choć brat widział go kiedyś w Wenus i musiał widzieć sińce trzymanej pod rękę Katiuszy, to Hector uparcie udawał przed nim normalnego, a roztańczone wile zdawały się całkowicie normalną, niewinną, chłopięcą wręcz fantazją.
-Uspokajające i rozweselające, ale niekoniecznie antydepresyjne. Depresji nie wyleczy się nawet eliksirami, są raczej doraźne. - wzruszył ramionami i posłał bratu wilczy uśmiech, bo przy halucynacjach nie musiał przecież gryźć się w język w sprawach swojej ekspertyzy.
-Za to alkohol to depresant, ale z ziołem akurat się wyrówna. - wzruszył ramionami. Kiedyś wiedzieliśmy o sobie wszystko - cisnęło mu się na usta, ale rozsądnie przemilczał uwagę Victora. Przy kolejnych słowach nie zdołał równie dobrze zachować pokerowej maski. Uśmiech od razu spełzł z twarzy, w spojrzeniu odbiło się zirytowane niedowierzanie.
Całe życie bałem się, że znikniesz, i nawet nie próbuj udawać, że tego nie zauważyłeś.
Wbił wzrok w szufladę, do której schował dziecięce rysunki Orestesa, listy od Lety, mapy Victora.
-Zniknąłeś już dawno temu. - wtedy, po szkole, by wrócić i uwolnić Hectora od ojca, ale zostawić z bałaganem do posprzątania. I znowu, po tamtym zabójstwie, by niespodziewanie uwolnić Hectora od powrotu myśli samobójczych niewiernej żony i zostawić go bez żadnych odpowiedzi. I łaskawie udzielić ich po jedenastu miesiącach, znów przywołując zemstę Furii nad dom Vale'ów.
Ilekroć Victor się pojawiał, zostawiał za sobą jakieś zgliszcza, ale jego nieobecność zawsze bolała jeszcze bardziej. A Hector specjalizował się w gaszeniu pożarów w psychice swoich pacjentów, więc naprawdę doszedł do pewnej wprawy.
Już odpalał kolejnego skręta, jeszcze zanim Victor się odezwał by to zaproponować. Chyba potrzebował się uspokoić.
-Skąd wiesz, że już ich tu nie ma? - zdołał uśmiechnąć się blado, gdy zaciągnął się dymem. -Leta siedzi w kącie i patrzy na nas spode łba, a Ariadne stoi za tobą i przyprawia ci rogi. - uśmiechnął się cieplej, zarówno na wspomnienie Lety, jak i słysząc arcynieporadną logikę Victora. Pomijając fakt, że nigdy nie byli w stanie okłamać siebie nawzajem, o czym Vic zdawał się wygodnie zapomnieć, to w dzieciństwie też nie wychodziły mu zmyślone historie. Hector zawsze je poprawiał, dodawał im krukońskiej logiki. Miał ochotę pokręcić głową i cierpliwie wytłumaczyć Victorowi, że w myśl (stworzonej pięć minut temu przez bliźniaka!) logiki halucynacji, tylko ludzie mogli odpalać diable ziele i ściągać kolejne halucynacje i że właśnie podkopał swoją wiarygodność, ale po namyśle się poddał. Zbyt dobrze się bawił.
-Proszę. - podał Victorowi własnego skręta i odpalił dla siebie kolejnego. -A kogo byś ściągnął, gdybyś mógł wybierać? - może nagą babę i wymyślą razem, jakiego kształtu ma cycki.


We men are wretched things.
Hateful to me as the gates of Hades is that man who hides one thing in his heart and speaks another.

Hector Vale
Hector Vale
Zawód : Magipsychiatra, uzdrowiciel z licencją alchemika
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
I love it and I hate it at the same time
Hidin' all of our sins from the daylight

OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 17 +3
UZDRAWIANIE : 26 +8
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 1
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10855-hector-vale https://www.morsmordre.net/t10885-achilles#331700 https://www.morsmordre.net/t12123-hector-vale#373184 https://www.morsmordre.net/f389-walia-wybrzeze-rhyl-rhyl-coast-road-8 https://www.morsmordre.net/t10887-skrytka-bankowa-nr-2379#331777 https://www.morsmordre.net/t10886-hector-vale
Re: Prywatne biuro Hectora [odnośnik]25.10.23 13:42
Logika uciekała z jego świetnego pomysłu, ale Victor niespecjalnie zwracał na to uwagę. Niespodziewane, czkawkowe okoliczności wprawiły go w całkiem dobry humor, a choć dom brata nie był jego własnym, to czuł się tu dość swobodnie. Zresztą, zwykle planując psikusy zapominał o tej logicznej stronie, to Hector był mózgiem operacji. Victor zadowalał się rolą zadaniowca, co na przestrzeni jego życia nie uległo zmianie; wciąż wolał po prostu wykonywać rozkazy, być trybikiem maszyny.
Roztańczone wile… ― mruknął usłużnie zaraz za bratem, zastanawiając się, czy senna fantazja ma coś wspólnego z wizytami w pewnym drogim przybytku, nazwą nawiązującym do planety przypisywanej kobietom. ― Wiesz, nie zatańczę ci, wilą też nie jestem, ale kulą ognia mógłbym w ciebie cisnąć ― dodał, barwiąc ton odrobiną braterskiej złośliwości i zaraz teatralnie i bardzo ostentacyjnie przewrócił oczami. Nie znosił lekarskich wynurzeń, ani magipsychiatrycznego pierdolenia, ale teraz, udając halucynację, przytomnie mu tego nie wypomniał, choć ten jeden raz usiłując utrzymać logiczny front. Uśmiech Hectora, wilczy, tak niepodobny do zazwyczaj posępnego brata, wzbudził w nim jednak pewna podejrzenia. Wiedział? Domyślił się? W sumie nie byłoby to takie dziwne, ale nawet jeśli się domyślił, nawet jeśli go przejrzał, to nie chciał porzucić pozorów nowej gry; zbyt dobrze się bawił.
Sięgnął po kolejne pytanie, tym razem sprawiając, że uśmiech zniknął z twarzy Hectora, wywołując w nim jednocześnie przewrotną satysfakcję, jak i coś na kształt przykrości. Szybko odrzucił obie te emocje, swoim zwyczajem uciekając od wszystkiego co niewygodne i prowadzące do głębszych przemyśleń ocierających się o tematy rodzinne.
Oboje spojrzeli w stronę szuflady, choć Victor nie miał bladego pojęcia co zawiera. Coś… coś mu jednak podpowiadało, że jest w jakiś sposób ważna. Ważna dla Hectora. I że dla niego też powinna być.
Halucynacje mają taki niepisany pakt i widzą się wzajemnie, panie doktorze ― odparł kąśliwie, acz znów z humorem. Ujął w palce podanego skręta i z lubością zaciągnął się dymem, teraz już kompletnie nie dbając o swoją bajkę z halucynacjami; traktował to jako wygodną wymówkę w którą nikt nie uwierzy, co sprawiało mu przewrotną satysfakcję. Zupełnie tak, jakby ktoś złapał go na gorącym uczynku, nad trupem, a on mówił, że ta krew, którą ma na rękach wcale nie należy do ofiary. Śmieszne uczucie.
Jakby pan uważał na zajęciach z podświadomego diagnozowania wszystkich i wszystkiego, prowadzonych przez profesora bazyliszka, to może by pan wiedział. A tak ― wzruszył niewinnie ramionami ― minus dziesięć punktów dla Krukonów.
Bajeczkę o Lecie i Ariadne puścił mimo uszu; tę pierwszą rozpoznałby po samym zapachu, o drugiej nie pamiętał i nie chciał pamiętać.
Ściągnąłbym luzowanego świniaka z jabłkiem w ryju, taką porcję w sam raz na piętnaście osób. Co powiesz? ― zagadnął go, jedynie pozornie zainteresowany odpowiedzią i znów zaciągnął się dymem, witając przyjemne poczucie odprężenia i lekkiego mrowienia w okolicy karku.
A tak nieco poważniej… nie wiem, może jakąś wilę? ― zagadnął beztrosko, nawiązując do jego poprzednich słów. ― Wtedy twoja tradycja zostanie zachowana, nic straconego. Byleby nie pierdolnęła we mnie ogniem na dzień dobry, dopiero łatałem kurtkę.


Soul for sale

Victor Vale
Victor Vale
Zawód : morderca
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler

red comes in many shades

OPCM : 13 +1
UROKI : 11 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 11
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11520-victor-vale https://www.morsmordre.net/t11555-damocles#358098 https://www.morsmordre.net/t12154-victor-vale#374133 https://www.morsmordre.net/f439-smiertelny-nokturn-34 https://www.morsmordre.net/t11553-skrytka-bankowa-nr-2512#358090 https://www.morsmordre.net/t11556-victor-vale#358128
Re: Prywatne biuro Hectora [odnośnik]25.10.23 19:16
-Szkoda, nieźle tańczysz. - odpłacił się złośliwym uśmieszkiem. Lepiej ode mnie, choć brat też wolał podpierać ściany. Dlaczego? Miał nadzieję, że nie z powodu jakiejś chorej solidarności. Powinien korzystać z tego, że nie był chory. -Może kule ognia halucynacji są łagodniejsze niż te prawdziwych wil. - zastanowił się, zaciągając się skrętem. -Zresztą, jedną już kiedyś gasiłem. - pochwalił się nagle, szczeniacko, bo w tym kontekście nie dało się wywnioskować, że na terapii, a dym i obecność bliźniaka rozwiązały mu nieco język. Uśmiechnął się. Głupio.
Podstęp Victora też był obiektywnie rzecz biorąc głupi, ale Hector nie miał zamiaru psuć jemu - i sobie - dobrej zabawy.
-Rozumiem. - przytaknął, teatralnie przeciągając sylaby. -To dobrze, życie halucynacji nie jest zatem samotne. - zażartował, ale uśmiech nie objął jeszcze oczu. W melancholijnym spojrzeniu czaiła się nostalgia, której nie miał odwagi zwerbalizować. Tęsknota za czasami, gdy to ich wiązały niepisane pakty, więź właściwa tylko bliźniakom. Victor był mu droższy niż ojciec i matka - jedyny kompan (zanim siostry nie podrosły) i opiekun. Z perspektywy czasu rozumiał, że brat nigdy nie powinien wchodzić w rolę opiekuna, że może to dlatego wszystko się tak zjebało. Że może gdyby tej opieki nie potrzebował, gdby był zdrowszy i silniejszy (nawet przed upadkiem ze schodów, zawsze był w końcu przeklętym i słabym dzieckiem) i zdolny o siebie zadbać albo przywalić komuś pięścią (a nie laską)... może wtedy Victor nie miałby go dość, nie zachłysnąłby się tak wolnością w Hogwarcie? Zamek, pierwszy raz w życiu, zapewnił im alternatywę od posępnego domu na wzgórzu, dystans i bezpieczeństwo od ojca. Czy to wtedy Vic przestał go potrzebować?
Śmiech sięgnął oczu dopiero wtedy, gdy brat teatralnie odjął mu punkty. Czyli pamiętał jego zażarte kłótnie z Francescą i z pieprzonym Hopkirkiem.
-Pieprzeni prefekci. - skwitował cicho. -Zdiagnozowałem ich wszystkich. - pochwalił się z błyskiem w oku. I odjęli mu więcej niż dziesięć punktów za dzielenie się tymi bystrymi, choć amatorskimi i aroganckimi spostrzeżeniami.
-Nie zaprosiłbym tu piętnastu osób, ale chętnie zjadłbym świniaka. Wieprzowiny dziś u mnie nie uświadczysz, ale jeśli halucynacjom dopisuje apetyt to mam gulasz cielęcy. - zaproponował, bo choć drogim mięsem nie podzieliłby się z byle gościem, to brat to jednak brat. -Co ci się stało w kurtkę? I ty umiesz szyć? - zdziwił się, a potem, na jednym wydechu, wziął wyimaginowaną wilę w nietypową jak na siebie obronę. Jeszcze w dzieciństwie fascynował się potworami, syrenami i hydrami, a wile uważał za równie nieludzkie jak całą resztę tej upiornej ferajny. -Nie wszystkie wile są takie. I nie walą kulami ognia ot tak, muszą być zestresowane albo zapędzone w kozi róg. - zapatrzył się gdzieś w dal, pamiętając jak zrobił to Celine na terapii, zmusił do wyznań o Tower, wycisnął z niej i katharsis i iskry ognia. Nie chciała tego, a naciskał i tak. -Poznałeś kiedyś jakąś? - spytał cicho, z lekkim roztargnieniem. Miał taką samą minę jak wtedy, gdy jako nastolatek wpatrywał się w posągi Apolla na rodzinnym spacerze po British Museum - i gdy sądził, że nikt go nie widzi.


We men are wretched things.
Hateful to me as the gates of Hades is that man who hides one thing in his heart and speaks another.

Hector Vale
Hector Vale
Zawód : Magipsychiatra, uzdrowiciel z licencją alchemika
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
I love it and I hate it at the same time
Hidin' all of our sins from the daylight

OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 17 +3
UZDRAWIANIE : 26 +8
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 1
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10855-hector-vale https://www.morsmordre.net/t10885-achilles#331700 https://www.morsmordre.net/t12123-hector-vale#373184 https://www.morsmordre.net/f389-walia-wybrzeze-rhyl-rhyl-coast-road-8 https://www.morsmordre.net/t10887-skrytka-bankowa-nr-2379#331777 https://www.morsmordre.net/t10886-hector-vale
Re: Prywatne biuro Hectora [odnośnik]29.10.23 16:29
Ty? Zgasiłeś wilą kulę ognia? ― podłapał, gotów pociągnąć brata za język. Gdzie on niby widział wilę? Na obrazku w swojej magipsychiatrycznej książce chyba, bo raczej nie w gabinecie. Ani nie w szpitalu. Ani nie… no, w ogóle nie. Wile to były stworzenia bajkowe, baśniowe i ― między innymi dzięki niemu ― raczej na wyginięciu. Ostatnio popyt na Śnieżkę był jakiś duży.
Uśmiech, dotąd całkiem wesoły, nabrał cierpkiej nuty. Ukryte przesłanie do niego dotarło, zawarty w nim przytyk także. Nie znalazł jednak żadnej kontry, a chujowo-smutnych wspomnień nie chciał do siebie dopuszczać. Nie miał dzisiaj ochoty na taplanie się w nostalgii i smutku, nie miał ochoty na wyciąganie trupa dawnego Victora z szafy. Tamta jego wersja nie żyła ― lubił tak sobie wmawiać, lubił także uważać to za coś oczywistego.
Odwrócił na chwilę spojrzenie, przebiegł nim po opasłych woluminach ułożonych w pedantycznym rządeczku, odnajdując w tym pewne podobieństwo do biblioteczki ojca, tej z gabinetu. Dokładnie tej, której nie wolno było im ruszać.
W to nie wątpię ― mruknął, maskując dziwny niepokój wywołany wspomnieniem ojca złośliwością i pozornie dobrym humorem. Czuł się trochę jak baba w ciąży albo gorzej, ostatnio ciągle wpadał z jednego nastroju w drugi, jakby był na jakiejś pierdolonej huśtawce. Czuł się rozstrojony ― Victor-którego-już-nie-było stukał w deskę trumny, obwieszczając światu, że owszem, jeszcze nie jest takim trupem, podczas gdy Victor-szumowina-margines-społeczny wmawiał światu, że wszystko pod kontrolą. Rozjazd nadający się na kozetkę, ale ani myślał się przed kimkolwiek otwierać, a tym bardziej nie przed Hectorem. Wizja szczerej rozmowy nadal była dla niego absurdalna, a ryzyko, że skończy się tak, jak na początku lipca, było zbyt duże.
Gulasz powiadasz. ― Wizja jedzenia jakoś odsunęła od niego ponure myśli, rozwiała przykrą konieczność rozmowy i pozwoliła Victorowi zepchnąć ten temat w wygodną niszę “być może kiedyś, a najlepiej nigdy”. ― A wiesz, nie pogardziłbym. Chyba, że to ty gotowałeś, to jednak podziękuję. Cenię sobie swoje bebechy.
Uniósł brwi i wypuścił nosem obłok dymu.
A ty nie umiesz? ― zapytał, szczerze rozbawiony wizją Hectora, którego pokonuje dziura w skarpecie. Może magipsychiatrzy nie potrzebowali takich rzeczy, ale on, pan poradzę-sobie-ze-wszystkim-sam, owszem, coś tam potrafił. Nie tak dobrze jak Leta co prawda, ale z drobnymi naprawami potrafił sobie poradzić. I nawet nie było wstydu.
Nie wszystkie wile są takie ― powtórzył, przedrzeźniając bliźniaka. ― Bo ty znasz w chuj wil i wiesz, jakie są. Daj spokój. ― Strzepnął popiół do popielniczki, a zaraz potem zmrużył oczy. Pamiętał fascynacje brata z dzieciństwa, pamiętał zaskakująco i boleśnie dużo, ale nigdy nie przypominał sobie, by bronił jakichś cudaków wpisujących się w tę grupę. Co się zmieniło?
Victor zmrużył oczy, węsząc trop.
Nie, nie poznałem ― mruknął w odpowiedzi, obrócił skręta w palcach. ― Ale wygląda na to, że ty owszem. I to nie taką z obrazka w książce ani z ulotki dla dorosłych.


Soul for sale

Victor Vale
Victor Vale
Zawód : morderca
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler

red comes in many shades

OPCM : 13 +1
UROKI : 11 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 11
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11520-victor-vale https://www.morsmordre.net/t11555-damocles#358098 https://www.morsmordre.net/t12154-victor-vale#374133 https://www.morsmordre.net/f439-smiertelny-nokturn-34 https://www.morsmordre.net/t11553-skrytka-bankowa-nr-2512#358090 https://www.morsmordre.net/t11556-victor-vale#358128
Re: Prywatne biuro Hectora [odnośnik]31.10.23 12:34
-Ja. Zresztą wystarczy Balneo, chyba nie wątpisz, że umiem je rzucić? - odparował natychmiast, a urażona duma uniemożliwiła mu dostrzeżenie, że brat próbuje pociągnąć go za język. -Chodź, zobacz. - wyszedł z małego biura do rodzinnej biblioteki, otwierającej się na salon. -Tam, widzisz nogę fotela? Jest osmalona. - obwieścił. -Zasłonę też mi przypaliła, ale już wymieniłem. - dodał, bo obydwoje lubili konkretne fakty. Victor jakoś zmarkotniał, a Hector zaciągnął się znowu dymem, zapominając, że ułożył książki w bibliotece w podobnie pedantycznym porządku jak ojciec. Wygodnie uznał, że być może zbił z tropu brata tymi niezbitymi dowodami na ogień we własnym salonie. Zazwyczaj przypatrywał się Victorowi aż nazbyt uważnie, roztrząsając po kilka razy każde słowo, ale dziś był bardziej rozluźniony niż zwykle i nie stresował się aż tak każdą wymianą zdań. Zresztą, chciał się tak znowu czuć. Swobodnie, tak jak w dzieciństwie, gdy Victor był jedyną osobą, którą dopuszczał do siebie. Przed matką udawał dzielnego chłopca, przed siostrami udawał, że w domu wszystko w porządku, o ojcu szkoda nawet myśleć. Prawdziwym sobą był tylko przy bliźniaku i to dlatego dorastanie bez niego - w tym samym zamku, a jednak tak daleko od siebie - było takie trudne.
Miłosiernie zignorował temat apetytu halucynacji i uśmiechnął się, rad, że zatrzyma tu Victora na dłużej.
-Gotowała sąsiadka, bez obaw. - obiecał, zmierzając do kuchni. Starsza czarodziejka dostarczała im obiadów (ze składników kupionych przez Hectora), poruszona losem owdowiałego uzdrowiciela i na zasadzie barteru. Regularnie dostarczał jej w zamian prostych eliksirów, a w deszczowe i chłodne dni rzucał zaklęcia, łagodzące jej reumatyzm.
W pomieszczeniu panował półmrok, okna wychodziły na północ. Machnięciem różdżki rozpalił świecę i palnik, nad którym stał żeliwny garnek.
-Jak miałbyś żonę, to ona by szyła. - przypomniał bratu. Nigdy nie musiał się tym zajmować, Beatrice nie była - na szczęście - aż tak bezużyteczna, a teraz zdążył zacieśnić sieć barteru z mieszkańcami Rhyl. Podsunął Victorowi popielniczkę, zamieszał w garnku i poprawił ułożenie świecy na stole, żeby było symetrycznie.
-Nie wszystkie. Półwile są ludźmi, a każdy jest inny. - uparł się cicho, udając, że nie wychwytuje kpiny w słowach Victora. W dzieciństwie nie fascynował się wilami, ale jeśli czasami o nich wspominał, to jak o potworach, a nie ludziach. Jako chłopiec stawiał je w jednym rzędzie z syrenami i harpiami.
Wyciągnął dłoń nad płomień świecy, słuchając brata z dziwnym uśmiechem. Zniżył rękę nad płomień świecy. Najpierw poczuł ciepło, a potem znajome ukłucie bólu - płomień muskał jego skórę w miejscu, w którym zwykle robiła to laska. Zerknął na brata kątem oka, nieświadom, że jego wzrok iskrzy jak w dzieciństwie—Victor musiał pamiętać, że skryty Hector ożywiał się, prawdziwie i wręcz nienaturalnie, tylko czując lub widząc ból.
-Poznałem. Leczyłem... - diable ziele rozwiązało mu język, ale nie aż tak by zapomniał o tajemnicy lekarskiej i lojalności względem pacjentów gabinetu. Wiedział jednak, że nie zdoła okłamać bliźniaka, zwłaszcza nie w stanie obecnego rozluźnienia. -...jej dłoń. - wybrał wygodną półprawdę, zdarzenie spod wieży w Llangurig, zanim została jego pacjentką. Zanim narzucił sobie okowy przyzwoitości, gdy mógł jeszcze zachłysnąć się jej pięknem i jej bólem. Obniżył dłoń jeszcze bardziej, ale nawet się nie skrzywił. Nozdrza zadrżały lekko, a usta wygięły się w uśmiechu. -Mówią, że ich urok zawsze doprowadza do szaleństwa i zwierzęcego pożądania, ale to też mit. Mam wrażenie, że dopasowuje się raczej do ich własnych pragnień i potrzeb. Ona... ona była taka młoda. - zamrugał, bardzo powoli. -Bała się mnie. - przyznał głucho. Nikt nigdy się go nie bał, nie jego. Płacił za to, by kobiety się go bały. -I zdawała się potrzebować przede wszystkim ochrony. A gdy ją podleczyłem, obiecała, że nie użyje na mnie tego swojego czaru, nigdy. - czy w jego głosie dźwięczała duma czy rozczarowanie? -Pragnąłeś kiedyś kobiety, od której musisz trzymać się z daleka? - spytał ledwo słyszalnie, spoglądając w ogień.


We men are wretched things.
Hateful to me as the gates of Hades is that man who hides one thing in his heart and speaks another.

Hector Vale
Hector Vale
Zawód : Magipsychiatra, uzdrowiciel z licencją alchemika
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
I love it and I hate it at the same time
Hidin' all of our sins from the daylight

OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 17 +3
UZDRAWIANIE : 26 +8
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 1
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10855-hector-vale https://www.morsmordre.net/t10885-achilles#331700 https://www.morsmordre.net/t12123-hector-vale#373184 https://www.morsmordre.net/f389-walia-wybrzeze-rhyl-rhyl-coast-road-8 https://www.morsmordre.net/t10887-skrytka-bankowa-nr-2379#331777 https://www.morsmordre.net/t10886-hector-vale

Strona 2 z 3 Previous  1, 2, 3  Next

Prywatne biuro Hectora
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach