Wydarzenia


Ekipa forum
salon
AutorWiadomość
salon [odnośnik]22.08.15 0:19
First topic message reminder :

Salon

Salon jest przechodnim pomieszczeniem z którego można dostać się do sypialni Billego i małego pokoiku Poli. Na samym środku stoi kanapa z zielonego materiału - nie wygląda tak bogato, jak ta którą widzi Pola. Ściany wyłożone są beżowymi kawałkami tapety, a obdarte z niej części zostały pozasłaniane obrazkami. Na niektórych uśmiecha się Pola, na niektórych widnieją wizerunki rodziny, są także dwa małe dzieła Poli. Cała jedna ściana zapełniona jest starymi książkami, znajdują się one również w innych pomieszczeniach mieszkania. Generalnie w całym domu panuje ciemność, ale taki obrazek jaki widzicie to efekt zniszczenia mózgu Poli, ona tak widzi świat.


    I get down to Beat poetry  ◇ They say I'm too young to love you I don't know what I need They think I don't understand The freedom land of the seventies I think I'm too cool to know ya You say I'm like the ice I freeze I'm churning out novels like Beat poetry on Amphetamines ©️endlesslove
Polly Havisham
Polly Havisham
Zawód : piecze ciastka w Słodkiej Próżności
Wiek : 21
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
I've been smoking dream dust
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
możesz pozostawić puste
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1033-polly-havisham#5949 https://www.morsmordre.net/t6967-pan-darcy-ii https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f130-robert-adam-st-28-6 https://www.morsmordre.net/t1128-pola-havisham#7455

Re: salon [odnośnik]23.08.16 23:51
Nie myślę o twoich badaniach. Wcale. Że mógłbyś mieć tysiące lepszych planów na to popołudnie, ze zrobieniem manicure włącznie. Nie interesuje mnie to, taka ze mnie egoistka. Czasem nią bywam, tylko nie mów nikomu. W centrum aktualnej tapety znajduje się śmierć mojej ukochanej, wieloletniej roślinki, tak tragicznie zmarłej. Niespodziewanie. Dlatego i ja robię tobie niespodziankę stojąc przed twoimi drzwiami niewerbalnie prosząc o wsparcie. Nie pytaj z jakiej racji wybrałam ciebie, a nie na przykład moją siostrę - nie wiem tego. Świat jest zamazany, tak jak moje myśli, mój rozsądek. Może właściwie w ogóle go ze sobą nie wzięłam, nie oczekuj za wiele. Spieszyłam się do kogoś, kto mógłby uleczyć moje złamane serduszko. Niezła ironia, prawda? Ty, który zraniłeś mnie najbardziej na świecie, ty miałeś mnie teraz poskładać. Możesz odkupić swoje winy. Na pewno spodziewałeś się, że po zabraniu mnie wtedy do kawiarni, przekupstwem słodyczami mnie udobruchasz i będziemy kwita, mam rację? Niestety, twój dług nadal pozostał niespłacony, a ja widocznie miałam być twoją życiową zmorą już zawsze. Uważającą, że dalej jesteś mi coś winien. I tak do końca świata. W ten sposób na pewno nie znajdziesz kobiety, ale tak naprawdę to jej nie potrzebujesz. Gorzej, jeśli Polly się od ciebie w końcu wyprowadzi - zginiesz z głodu. Tknięta wyrzutami sumienia na nowo zacznę do ciebie sprowadzać najróżniejsze obiadki (osobiście jedynie w weekend, w tygodniu zatrudnię szkolną sowę), pogłębiając w ten sposób twój debet na moim koncie. Nigdy nie wyjdziesz na prostą. Nie pozwolę ci na nią wyjść. Zostaniesz moim niewolnikiem już na zawsze. Oblepisz się lepkim poczuciem winy zalegającym w twoim umyśle. Przysięgam, że nie zapomnisz.
Czy właśnie zaczęłam ci grozić?
Nie, powinnam odejść. Dać ci spokój. Nie potrzebujesz mnie. Jestem tylko problemem. Chcę obrócić się na pięcie, przekreślić niecne pragnienia, ten diaboliczny plan. Nie umiem się znęcać nad innymi. Nie bacząc na ich winę lub niewinę. Drżą mi usta, przygryzam je lekko, ale wtedy mnie poklepujesz. Raz za razem pociągam nosem pozwalając kolejnym łzom zdobić zaczerwienione policzki. Też czuję kubeł zimnych lodów między nami. Czy to alegoria, aluzja tak mocna, że aż realna? Nie wiem, wciągasz mnie do środka, zamykasz drzwi będące jedyną formą ucieczki. Opadam ciężko na twoją kanapę nie przerywając pochlipywania. Tragedia, tragedia się stała.
- Chloe - wypowiadam w końcu to imię. Drżącym od smutku głosem. Patrzę na ciebie cielęcymi oczami dopóki nie siadasz obok mnie. Nie zabieram się od razu za lody (co jest do mnie niepodobne!), tylko opieram głowę na twoim ramieniu, na szyi zaplatając swoje pulchne ręce. - Jeszcze wczoraj była taka silna, zielona… dziś zwiędła na amen. Jak mogła mnie zostawić? - pytam rozpaczliwie. Nabieram głośno powietrza, zaraz wybuchając na nowo szlochem. Jak mogła…



( i need your teeth )
in me, slow and vicious, to tell me my armor is just skin, bones, only bones


Pomona Vane
Pomona Vane
Zawód : nauczycielka zielarstwa
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna

ty je­steś tym co księ­życ
od da­wien daw­na zna­czył
tobą jest co słoń­ce
kie­dy­kol­wiek za­śpie­wa



OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3270-pomona-sprout#55354 https://www.morsmordre.net/t3350-pomonkowa-poczta#56671 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-upper-cottage https://www.morsmordre.net/t3831-skrytka-bankowa-nr-838#71331 https://www.morsmordre.net/t3351-pomona-sprout
Re: salon [odnośnik]24.08.16 22:40
No tak, manicure. Zupełnie o nim zapomniałem!
Na szczęście nie słyszę twoich myśli, bo pewnie szybko bym zwariował. Legilimencja nie działa w ten sposób, dzięki Merlinowi, więc nie wiem, jakie tam snujesz straszliwe plany. Roi ci się w głowie, panno Sprout. Perwersyjnie się roi. Aż dziw, że takie fantazje plamią twój jasny i czysty umysł - jesteś przecież prawdziwą ostoją moralności, a ja to w tobie wielbię, kiedy sobie przypomnę. Nie opowiadam ci o swoich przeżyciach w kwestiach damsko-męskich (nawet ja nie jestem tak nierozgarnięty), ale znam parę kobiet, które z mniejszą dbałością traktują zasady etyki.
Ale im nie kupiłbym pierścionka. W życiu.
Moje myśli galopują, galopują, ale szybko wracają do centralnego punktu, którym jesteś ty. Zapłakana, zasmarkana, zaczerwieniona, zachlipiała. Opierasz się o moje ramię, otulasz moją szyję, a mi przechodzi przez myśl, że byłem w stanie bez ciebie przeżyć tyle czasu. I, o zgrozo, jakoś nie zdawałem sobie wtedy sprawy z tego, jak bardzo mi cię brakuje. Jakim cudem? Nieważne, jest tu i teraz, t y jesteś i to jest najważniejsze. Nawet jeśli przyszłaś, żeby mi oblać łzami koszulę, bo twoja siostra koszul nie nosi.
- Pomonko - mamroczę nieporadnie, głaszcząc cię po głowie. Nie pytam kim jest Chloe, bo nie przypominam sobie, żebyśmy znali wspólnie jakąś Chloe - no więc milczę dyplomatycznie, nawet gdy okazuje się, że była zielona. I zanim zdążę się zdziwić, Chloe okazuje się być zwiędłą roślinką. To brzydko, ale odczuwam niewymowną ulgę, że nie będę musiał wbijać się w czarny frak i prowadzić cię pod rękę na dramatycznym pogrzebie. Z pewnością odczuwałbym zupełnie psychopatyczne zainteresowanie martwym ciałem, ty raczej nie byłabyś tym zachwycona, no więc to jednak lepiej, że chodzi o okaz flory a nie przedstawiciela homo sapiens. Oczywiście, że ci o tym nie powiem, ale moja dłoń na twojej głowie na momencik zamiera, a oddech nieco się normuje.
- Na każdego przychodzi pora - mówię melancholijnie, zastanawiając się czy zamordujesz mnie teraz czy może jak dojdziesz już do siebie. - Ja cię nie zostawię - dodaję szybko, żebyś nie potraktowała wcześniejszego stwierdzenia jako tezy nie do podważenia. No, jakby nie patrzeć, to ja tkwiłem na swoim miejscu cały czas. Tylko ty stałaś za drzwiami. - Szczególnie jak już ci się oświadczę. Ale to innym razem, bo teraz chyba nie za bardzo wypada.
No cóż, aż tak dyplomatyczny to ja nie jestem.
Gość
Anonymous
Gość
Re: salon [odnośnik]25.08.16 13:31
Dobrze, że nie używasz na mnie legilimencji. Uwaga, spoiler! Musiałbyś długo korzystać z usług psychiatry. Zdradzę ci, że to właśnie psychiatrzy najczęściej mają zaburzenia psychiczne. Dlatego czułbyś się jak w podwójnym wariatkowie - tym w twojej głowie (z moimi myślami) i tym takim rzeczywistym. Mają tam chyba marne zakwaterowanie, tak mi coś opowiadała jedna ze znajomych na stażu w Mungu. A wyżywienie podobno jeszcze gorsze. Dieta składa się głównie z wody i tabletek, masz pojęcie? Zeschłabym się tam szybciej niż Chloe. Zasuszona z głodu śliwka-Pomonka. Na samą myśl drżę mając nadzieję, że nie widzisz. Trudno byłoby to odróżnić od drgawek spowodowanych płaczem. Którym się zanoszę, tylko czasem robiąc sobie krótkie przerwy (tak trochę z premedytacją). Domagam się pocieszania, pieszczot z najwyższej półki. Słów kojących rozdygotaną duszę. Lodów wspaniale czekoladowych. Bliskości twojego ciała będącego moją podporą. Jestem wymagająca. Żyję w przeświadczeniu, że mi wolno. Wiesz, znów ta gadka ze spłatą długu na planie głównym. Nie będę tego powtarzać, nawet w myślach. Wolę się wtulać w twoje kościste ramię. Wpadam tak sobie na pomysł, żeby cię trochę utuczyć. Musisz nabrać miękkości, dzięki temu nie okaleczę się o twoje wystające chamsko kości. Jestem delikatna i wrażliwa, musisz o mnie dbać. Tak właśnie sobie postanowiłam. Wszystko odbywa się bez twojej zgody i bez twojego udziału w ogóle. Mawiają, że niewiedza jest błogosławieństwem, możesz to teraz sprawdzić na własnej skórze. Tylko w tym przypadku, gdyż jeśli chodzi o badania naukowe, to nie mają one przed tobą tajemnic. Dlatego to żadna frajda. Mogłabym się chyba pożegnać z życiem gdybym zakazała ci czytać książki lub dokształcać się w inny sposób. Nie jestem tak okrutna. Równa ze mnie babka.
Pociągam nosem, wydobywam z torebki ułożonej na kanapie chusteczki. Nie chcę być osmarkana, to nie wpływa korzystnie na mój wizerunek (w przeciwieństwie do zapuchniętych oczu czy zaczerwienionej twarzy, naturalnie), a ja chcę wyglądać korzystnie. Przy tobie. Gdybyś tak kiedyś pomyślał o jakiejś innej kobiecie. Muszę mieć jakieś argumenty w ręku, sam rozumiesz. Nie wiem nawet, że na tle tych wszystkich panien prezentuję się najlepiej. Nie jestem pewna czy mi o tym kiedyś mówiłeś.
- Ale tak nagle? - Oburzam się między jednym smarknięciem a drugim. Nie mogę pogodzić się z jej śmiercią, nie ostrzegła mnie! Tak nie można. Trzeba wcześniej zapowiedzieć swoją śmierć. - Tak tylko mówisz. A jutro uschniesz jak ona - burczę nadąsana. Wybacz mi, przemawia przeze mnie złość na Chloe. I rozpacz, że muszę ją… wyrzucić. Jak niepotrzebną roślinę. Skandal.
Tak chcę z tobą dyskutować, ale mówisz coś takiego, że ścina mnie z nóg. Dobrze, że siedzę. Prostuję się jednak zabierając ręce z twojej szyi i patrzę na ciebie tak jakoś dziwnie.
- Coooo?! - wyrzucam z siebie zdecydowanie za głośno. - Ja chcę teraz! Już! - krzyczę w tym momencie. Oburzona. Rozkapryszona Pomonka, która chce dostać wszystko teraz, natychmiast. Uderzam cię nawet w ramię, żałując tego szybko - znów ta cholerna kość. Nie zachowuję się racjonalnie, ale sam zacząłeś. Jestem dzieckiem wyłudzającym cukierka, oddaj go.



( i need your teeth )
in me, slow and vicious, to tell me my armor is just skin, bones, only bones


Pomona Vane
Pomona Vane
Zawód : nauczycielka zielarstwa
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna

ty je­steś tym co księ­życ
od da­wien daw­na zna­czył
tobą jest co słoń­ce
kie­dy­kol­wiek za­śpie­wa



OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3270-pomona-sprout#55354 https://www.morsmordre.net/t3350-pomonkowa-poczta#56671 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-upper-cottage https://www.morsmordre.net/t3831-skrytka-bankowa-nr-838#71331 https://www.morsmordre.net/t3351-pomona-sprout
Re: salon [odnośnik]25.08.16 19:24
Oczywiście, że równa z ciebie babka. Tylko masz trochę zbyt optymistyczne podejście do życia, a raczej do mnie. Ja bardzo chętnie się tobą zaopiekuję, naprawdę, ale wiesz jak jest. Wiem, że bohaterstwem jest dzielne trwanie w szarej codzienności, ale ja chyba wolę jednak być herosem nieco mniejszego kalibru i ważyć się na wielkie wyrzeczenia jedynie od święta. Kiedy będzie trzeba koniecznie, a tak w międzyczasie jednak wierzyć, że jakoś sama dasz radę. Bądź realistką, Pomono, bądź realistką.
- Nie znamy dnia ani godziny - mówię wciąż z patosem, ale takim dość ostrożnym, bo przecież nie chciałbym, byś oskarżyła mnie o kpinę. Bo to byłoby oskarżenie fałszywe, rzecz jasna. Widzisz, wbrew pozorom czytuję nie tylko opasłe tomiska wypełnione encyklopedyczną wiedzą i badaniami, bo czasami napada mnie też potrzeba poszerzania wiedzy ogólnej. Czasami.
Nie zapewniam cię, że nie uschnę, bo nawet w momencie tak dramatycznym skłonna jesteś do żartów. To bardziej czarny humor, ale lepsze to niż powódź w moim salonie. Chciałbym znaleźć lekarstwo dla twojej Chloe, ale nie jestem mistrzem zielarstwa i nie mam zielonego (ha ha) pojęcia, co mogłoby przywrócić uschniętej roślinie życie. Nie ma sensu się nad tym zastanawiać, tym bardziej, że nagle pojawia się temat o wiele bardziej mnie angażujący. I ciebie zresztą też.
- Teraz? - pytam powoli, z głupią miną, jakbym jeszcze bardziej był nieporadny życiowo niż jestem. Niby mam pierścionek, niby plan był jasny, ale nagłe wątpliwości związują mi ręce. A może to nie jest dobry pomysł? Może powinienem poczekać? Może najpierw zjemy obiad z Polly? Czy ja ci w ogóle o Polly powiedziałem? Miałaś oburzyć się na tę propozycję, miałaś powiedzieć Billy, nie widzieliśmy się dwa lata, nie szarżuj tak albo coś w tym guście. Zupełnie nie jestem przygotowany na taki entuzjazm i gotowość do natychmiastowego wyrwania mi pierścionka z ręki. Chociaż go tam wcale nie ma i w sumie to nie wiem gdzie jest.
- Chyba jednak powinniśmy zjeść razem obiad - mówię z pewną dozą niepewności, bo ty mnie naprawdę zaraz zamordujesz albo przynajmniej zakrzyczysz. - To znaczy, razem z moją siostrą. Mówiłem ci, że mam siostrę? Bo ona jest tak jakby w pakiecie ze mną. Obraziłaby się, gdybym się oświadczył bez waszego zapoznania, więc jej nie mów. - Chociaż wcale ci się jeszcze nie oświadczyłem. Nie dałem pierścionka.
W sumie jakoś tak gładko poszło. To podejrzane.
Gość
Anonymous
Gość
Re: salon [odnośnik]27.08.16 20:07
Nie chcę nic mówić, ale mógłbyś się trochę tego życia nauczyć. Tak wiesz, ogarniać więcej. Zapisać sobie najważniejsze sprawy na kartkach czy coś. Ja nie zawsze będę przy tobie, mam inne zobowiązania. Tak samo jak ty nie możesz wiecznie się ze mną użerać, musisz prowadzić swoje badania. Jesteśmy bardzo zajętymi ludźmi. Jeśli chcesz planować naszą wspólną przyszłość, musisz mieć to na względzie - nie jestem od niańczenia ciebie w kółko. Tak teraz myślę, ale naprawdę jak przyjdzie co do czego to będę przynosić ci zupki i podcierać nosek. Nie umiem być konsekwentna na długo. Asertywności też we mnie niewiele zostało. Jestem stworzona do pomagania innym, pochylania się nad nimi w sytuacjach kryzysowych, a do ciebie nadal coś czuję. Bez względu na to, jak potoczyła się nasza historia i jak wiele lat już minęło. Od tamtej pory nie miałam nikogo. Za bardzo się przywiązałam? Prawdopodobnie. Widocznie jestem zaginioną Penelopą czekającą wiernie na wybranka serca. Bez znaczenia ile nadziei i łez w tym czasie straciłam.
Patrzę na ciebie niemiło kiedy mówisz takie patetyczne rzeczy. Nie znam tego cytatu (jeśli nim jest), nie rozumiem o co ci chodzi. Co to znaczy, że nie znasz dnia ani godziny? Jest sobota, godzina szesnasta czterdzieści osiem. Zarzucasz mi, że nie odnajduję się w rzeczywistości? Muszę cię zdziwić, ale o czasie to ja wiem wszystko. Może niby nie wiem kiedy umrzemy? Oczywiście, że nie wiem, ale powiemy sobie wcześniej jeśli będzie to miało nastąpić w przyszłości. Jestem tego pewna, że nie zostawiłbyś mnie tak ze słowa…
…dobra, tak naprawdę to wcale nie. Znów przypomina mi się, że to zrobiłeś. Zamknąłeś się przede mną zostawiając mnie samą jak palec, nieuświadomioną. Wzdycham więc ze zrezygnowaniem i kręcę głową pochlipując jeszcze cicho. Tyle tragedii na raz. Biedna Chloe. Czy bardzo cierpiała? Wzdrygam się na samą myśl o bólu, jaki mogła przeżyć. Czy właśnie raczej nie przeżyć. Smutno mi bardzo, dopóki nie mówisz tak zadziwiających rzeczy jak oświadczyny. Jeszcze niedawno zarzekałam się, że nie wiem nawet czy ci wybaczę twoją okropną zbrodnię, a tu proszę. Okazuję się być niespełna rozumu pod wpływem tragedii jaka mnie dotknęła. I żądam pierścionka. Deklaracji. Wszystkiego, bylebyś mnie tylko znów nie zostawiał na pastwę okrutnego losu.
Otwieram i zamykam usta jak ryba słuchając twoich słów. Chcę tupnąć nóżką, ale na siedząco nie będzie takiego efektu. Odkładam obsmarkaną chusteczkę gdzieś daleko, poprawiam włosy.
- Mówiłeś mi o niej. - Stawiam sprawę jasno, żebyś wiedział. Nie będę cię trzymać w niepewności na kolejne lata. - Faktycznie jestem głodna, zjedzmy coś - dodaję pospiesznie. Nie dociera do mnie, że nie chodziło ci o obiad za piętnaście minut czy nawet za piętnaście godzin. A za ileś tam dni. Wstąpiła we mnie niecierpliwość małego dziecka. Dopadam torebki, żeby znaleźć w niej małe lusterko. Otwieram je szybko, widok w tafli bardzo mnie szokuje. Muszę szybko poprawić makijaż przed uroczystością!



( i need your teeth )
in me, slow and vicious, to tell me my armor is just skin, bones, only bones


Pomona Vane
Pomona Vane
Zawód : nauczycielka zielarstwa
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna

ty je­steś tym co księ­życ
od da­wien daw­na zna­czył
tobą jest co słoń­ce
kie­dy­kol­wiek za­śpie­wa



OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3270-pomona-sprout#55354 https://www.morsmordre.net/t3350-pomonkowa-poczta#56671 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-upper-cottage https://www.morsmordre.net/t3831-skrytka-bankowa-nr-838#71331 https://www.morsmordre.net/t3351-pomona-sprout
Re: salon [odnośnik]07.09.16 18:35
Kwestia naszych zaręczyn chwilowo zostaje odłożona, kiedy nagle na wierzch wypływają problemy bardziej konkretne. To trochę dziwne - w jednej chwili żądasz ode mnie poświadczenia, najlepiej z podpisem Ministra Magii, że faktycznie nasze oświadczyny dojdą do skutku, zaś w drugiej temat wydaje się być zdecydowanie przedawnionym. Rozmawiamy nagle o Polly (to znaczy okazuje się, że kojarzysz istnienie takiej osoby jak moja siostra, co napawa mnie niewymownym zdumieniem, gdyż nie przypominam sobie, żebym cokolwiek ci o niej opowiadał - ale też nie pamiętam, bym kiedykolwiek coś ci powiedział ważnego podczas naszej ekscytującej znajomości, a ty chyba wiesz o mnie absolutnie wszystko i ja też odnoszę analogiczne wrażenie, choć za nic nie wiem, jak to możliwe) i o obiedzie, który zaczyna przenikać czasoprzestrzenie, bo pojawia się zarówno w nieco odległej jak i bardzo bliskiej przyszłości. Nie wyobrażam sobie siadać teraz do stołu i z tobą i z Polly, chociaż Merlin świadkiem, że czas niewiele mi da, bo przecież i tak się do tego nie przygotuję. Nawet gdybym wiedział jak, nawet gdybym rzeczywiście umiał wymyślić zgrabne anegdotki do rozbawiania pań, to i tak o sprawie zapomniałbym po pięciu minutach od wielkiego postanowienia. Niemniej jednak tak z rozpędu to chyba nie wypada, bo ani nie jesteśmy przyodziani godnie, ani w domu obiadu pięknego nie ma, a Polly chyba zabiłaby mnie, gdybym na wejściu zażądał uroczystego jadła w imię zapoznawczego posiłku.
- To raczej umówimy się na za tydzień czy coś takiego - zauważam zatem pojednawczo (chociaż nie wiem, kto tutaj jest niby skłonny do bójki, bo ja nie), ale zaraz mi się przypomina, że skoro tu jesteś i płaczesz, to musisz być też głodna. To żaden argument, jakby się tak bardziej zastanowić, ale powiedziałaś przecież, że głodna jesteś, więc nie ma czego tutaj podważać i należy znaleźć ci coś do spożycia n a t y c h m i a s t. - Możesz coś ugotować - oświadczam więc z miną zadowoloną. W zaskakującym jednak tempie dociera do mnie jednak, że jest to wypowiedź mocno nieodpowiednia w naszych okolicznościach i ułamki sekund dzielą nas od katastrofy. Moja szybka orientacja jest niczym tęcza widziana przez psa, ale staję się rzeczywistością, gdy w ramach ratunku wytrącam ci z ręki lusterko i przyciągam twą osobę do mego własnego ciała.
To nie tak, że liczę na twoje zapomnienie tego ogromnego faux pas, bo niby dotyk naszych ust ma być jakiś magiczny (chociaż jest) i wyrywający z rzeczywistości (nie zaprzeczam). A może rzeczywiście trochę tak jest, może chcę zamknąć ci tym pocałunkiem usta, a przy okazji, szczęśliwym przypadkiem, uświadomić, że w każdych warunkach jesteś... no wiadomo. Kiedyś przejdzie to przez moją wewnętrzną cenzurę, obstawiam jakieś dwie dekady.
Gość
Anonymous
Gość
Re: salon [odnośnik]14.09.16 9:26
Zapominam o tym, że jesteś tak mocno niezapoznanym z rzeczywistością człowiekiem. Że targają tobą tyle wątpliwości, których nie byłabym w stanie zliczyć. Na pewno analizujesz teraz rozpaczliwie byle jaką wymówkę, dzięki której przeszlibyśmy obok tematu jak gdyby nigdy się nie wydarzył. Jakby nikt o nim wcale nie wspominał. Dlatego muszę wziąć sprawy w swoje ręce, doprowadzić to niecodzienne wyznanie do końca. Wszystko, bylebyś tylko nie uciekł w popłochu na kolejne kilka lat. Zawzięcie poprawiam włosy, nawołuję w myślach skórę do szybkiej utraty czerwonego koloru, który nie dodaje mi uroku. I nie pasuje mi do ubrań. Właśnie! Spoglądam kontrolnie na sukienkę, którą mam na sobie, ale za nic nie widzę w niej elegancji. A już na pewno nie takiej pasującej na uroczysty obiad z oświadczynami i czerwoną od płaczu twarzą. Panika rozlewa się po moich żyłach, rzucam ci niepewne spojrzenia. Szukając w nich ratunku, zapewnienia, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Zaraz zawołasz siostrę, nakryję do stołu, zjemy coś… nawet nie zdaję sobie sprawy z braku jakiejkolwiek strawy w tym domu, i tego, że Polly wcale nie ma ukrytej w swoim pokoju. Jestem słodko nieświadoma, skoncentrowana w całej rozciągłości na tym, co interesuje mnie najbardziej na świecie, czyli deklaracji odnośnie naszego wspólnego, wiecznego życia. Nie zmieni ono wiele w naszym życiu, jedynie doczekamy się dzieci, które trzeba będzie wychować i które odmienią nasze istnienie o sto osiemdziesiąt stopni, ale ty nadal będziesz zawziętym naukowcem, a ja pilną zielarką. Jeśli nie będę mogła wrócić do Hogwartu, to musimy kupić dom - z kilkoma szklarniami koniecznie. Mam już ułożoną dla nas całą przyszłość, nie musisz się o nic martwić! A na pewno nie o to, co robić, ja ci powiem co.
Tylko ty nie chcesz współpracować. Wymyślasz jakieś dziwne daty zamiast wołać siostrę do kuchni czy tam salonu. Przestaję patrzyć w swoje odbicie, mój nierozumiejący wzrok ląduje na tobie. Twojej twarzy. Chcę z niej coś wyczytać, ale niczego poza niepewnością na niej nie dostrzegam. Marszczę brwi niezadowolona z takiego obrotu sprawy.
- Czy ten tydzień wydłuży się do kolejnych kilku lat? Bo jeżeli tak, to wolę wycofać się od razu - pytam stanowczo, gdyż chcę stanowczej, konkretnej odpowiedzi. Doskonale wiesz, że moje obawy są jak najbardziej uzasadnione. Nie powinieneś się krzywić, wykręcać, kłócić się lub robić inne rzeczy narażające na szwank moją cierpliwość. Naszą wspólną przyszłość. Skoro rzucasz luźnymi - niby deklaracjami, to musisz zdawać sobie sprawę z powagi sytuacji i możliwych konsekwencji z jej płynącej. Nie zaprzeczaj.
Twoja druga uwaga spowodowała nabranie dużej ilości w płuca i ciężkie westchnięcie. Chcę zaproponować ugotowanie czegoś jak tylko zjemy (chyba już rozpuszczone) lody, których zmarnować nie można, ale wtedy robisz coś tak zaskakującego, że nie daję rady się nawet półsłówkiem odezwać. Lusterko ląduje na kanapie, ja ląduje w twoich ramionach, a moje usta na twoich ustach. Przez chwilę mrugam intensywnie chcąc się rozeznać w tym wszystkim, ale już po kilku sekundach odwzajemniam ten pocałunek czując całą serię uczuć, które były dla mnie niedostępne przez te kilka lat. Policzki czerwienieją zalewając twarz alarmującym gorącem, ale ja poświęcam się tej pięknej chwili, która na pewno nieprędko się powtórzy - znam cię na tyle, żeby to wiedzieć.
Gadamy, jemy, rozstajemy się.

zt. x2



( i need your teeth )
in me, slow and vicious, to tell me my armor is just skin, bones, only bones


Pomona Vane
Pomona Vane
Zawód : nauczycielka zielarstwa
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna

ty je­steś tym co księ­życ
od da­wien daw­na zna­czył
tobą jest co słoń­ce
kie­dy­kol­wiek za­śpie­wa



OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3270-pomona-sprout#55354 https://www.morsmordre.net/t3350-pomonkowa-poczta#56671 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-upper-cottage https://www.morsmordre.net/t3831-skrytka-bankowa-nr-838#71331 https://www.morsmordre.net/t3351-pomona-sprout
Re: salon [odnośnik]25.01.19 15:15
28.09?

Drobne rytuały, nieuchronnie splatające się w rutynę zasadniczo dobrze mu robiły. Kubek herbaty wypitej przed wyjściem z domu, kawa i trzy ciastka w przerwie w pracy, sprzątanie mieszkania dwa razy w tygodniu, wizyta u Havishama - raz. Niestety jednak Havisham już tu nie mieszkał. Została sama Havishamówna (kiedyś tylko tak do niej się zwracał). Pod wieloma względami jeszcze dziecko, któremu z dnia na dzień osunął się grunt pod nogami. To on nie żył, ale widując ją wtedy, dawniej i teraz, Coriander nie miał większych wątpliwości, że była ona ofiarą w równym stopniu, a być może nawet większym? On ostatecznie przestał cierpieć. Z szacunku do niego, z sympatii do niej bywał tu więc nadal, nawet częściej a na pewno regularniej, niż kiedykolwiek wcześniej. Chociaż tyle pozorów stabilności mógł zaoferować młodszej siostrze przyjaciela. Czasem zabierał ze sobą coś słodkiego, innym razem przemycał jakiegoś zwierzaka, podopiecznego przytuliska. Czasami, tak jak i tym razem, kwiaty. Pięć gerberów, żółtych z całego serca. Jakiż kontrast stanowiły dla panującego w pomieszczeniu półmroku!
Nieznośnego nawyku wpuszczania się samemu do mieszkania Sprout nabrał stosunkowo niedawno. Trudno przy tym powiedzieć, że tym samym mógł szczególnie zaskoczyć Polly. Niespodziewana byłaby raczej jego nieobecność czy spóźnienie. Oczywiście i to się zdarzało. Sytuacje losowe, czy to związane z pracą, czy z rodziną, nie omijają nikogo. Mimo to, za każdym razem Coriander czuł się winny. Miło jest na co dzień czuć się potrzebnym, kiedy jednak wolne nie wchodzi w rachubę, sprawa okazuje się na dłuższą metę dużo bardziej skomplikowana. Jego (bo tak też zwykł o nich myśleć) zwierzaki patrzyły na niego co prawda z wyrzutem, gdy ktoś musiał go zastąpić, ale miał swoje sposoby, by wkupić się na nowo w ich łaskę. W przypadku Polly, zastępstwo... po prostu nie było opcją. Nie pytał, nawet się nie zastanawiał. Po prostu był, w każdym razie starał się być zawsze wtedy, kiedy się go spodziewała i częściej, kiedy tylko przeczuwał, że tak będzie lepiej. Stojąc w progu salonu, z zamyśleniem przesunął wzrokiem po wiszących na ścianie zdjęciach, przeciwległej ścianie, zawieszając wreszcie wzrok na kanapie.
- Polly? - Nie podniósł głosu, niósł się on tu i tak dość dobrze. - Obecna? Głodna...?
Coriander Sprout
Coriander Sprout
Zawód : magiwet
Wiek : 31 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
raise a glass to freedom,
something they can
never take away,
no matter what
they tell you
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6883-coriander-sprout#179691 https://www.morsmordre.net/t6996-silva#183813 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f248-hartlake-road-18-3 https://www.morsmordre.net/t6997-skrytka-bankowa-nr-1708 https://www.morsmordre.net/t7442-c-sprout#203517

Strona 3 z 3 Previous  1, 2, 3

salon
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach