Prosektorium
Strona 1 z 4 • 1, 2, 3, 4
AutorWiadomość
Prosektorium
To właśnie dla piwnicy domu w okolicy Evesham Elvira zdecydowała się na akurat ten zakup. Alchemik zorganizował pojedyncze podziemne pomieszczenie w swoją pracownię wytwórczą, Elvira natomiast wykorzystała część pozostawionych po nim rzeczy, dodała kilka własnych i przekształciła dawne laboratorium w swoje małe prosektorium domowe, leżące co prawda odlegle od jej miejsca pracy, ale umożliwiające mniej zacne eksperymenty, rozwijanie pasji, a także - jeżeli zajdzie konieczność - badanie zwłok w pełnej dyskrecji za pieniądze.
you cannot burn away what has always been
aflame
Ostatnio zmieniony przez Elvira Multon dnia 07.01.23 12:03, w całości zmieniany 1 raz
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Niedzielne popołudnie brzmiało jak idealna pora na spotkanie w prosektorium.
Z niemałym trudem odnalazła dom kuzynki, złorzecząc pod nosem, że też Multon musiała wybrać sobie wieś na swoje nowe lokum. Dotychczas widywały się sporadycznie, czy to na rodzinnych przyjęciach (kiedy zrządzeniem losu okazywało się, że akurat trafiły na to samo) czy też w Londynie, gdzie obie pracowały i mieszkały, mając tam najwyższe prawdopodobieństwo, że znajdą dla siebie czas. Rzadkiego kontaktu nie wzmocnił ogarniający świat konflikt, zmuszając obie panie do zajęcia się własnymi, ważniejszymi sprawami, niż plotki dwóch starych panien. Nic nie stało jednak na przeszkodzie, by stan ten zmienić, a nie było ku temu lepszego powodu, niż przysługa.
Wystroiwszy się w prostą, sięgającą za kolano sukienkę z cienkiej wełny o barwie czekoladowego brązu czuła się wygodnie. Zapinany rzędem guzików żakiet chronił od chłodu na zewnątrz, za to schowana w jego kieszeni piersiówka chroniła od wewnątrz. Lubiła kiedy rozpuszczone włosy lekko unosił wiatr, lecz w zaplanowanych na dziś zadaniach mogły jedynie przeszkadzać, więc splotła je w luźny warkocz i pozostawiła z tyłu głowy. Całości wyglądu dopełniała przypięta do klapy żakietu drobna broszka w kształcie żółwia.
Zatrzymawszy się na niewielkim ganku, jeszcze raz krytycznym okiem zlustrowała rzeźbione rośliny stojące w ogrodzie, szczerze wątpiąc zarówno w to, że są dziełem Elviry, jak i w to, że utrzymają swój kształt na dłuższy czas. Zapukała kilkakrotnie i w trakcie oczekiwania rozpięła już guziki płaszcza.
- Nigdy nie przypuszczałam, że będę cię odwiedzać w takim domu - powiedziała w ramach słów powitania, mając na myśli kilkupoziomową posiadłość, jakie zwykle zamieszkują całe rodziny. - Do pełni sielanki brakuje tylko białego płotu - dodała jeszcze z ironią, darując sobie daleko idące komentarze, jakimi przez swoje przedłużające się panieństwo, mogła dopiec także sobie. - Przyznaję, że zdziwiłaś mnie swoim listem. Zaczęłam się poważnie zastanawiać i niepokoić czy aby nie padłaś ofiarą żadnej klątwy. - Elvira odmawiająca Ognistej i w dodatku zarzekająca się, że nie jest to żart, budziła wątpliwości w - o ironio - trzeźwość jej umysłu. Kusiło, aby napisać od razu i wypytać o szczegóły powziętego postanowienia, lecz papier rzadko kiedy oddawał wszystko to, co chciało się powiedzieć. Przesłuchanie zostawiła więc na ten dzień.
- Skąd decyzja o przeprowadzce? - zapytała, kiedy znalazły się już we wnętrzu domu i Fancourt pozbyła się płaszcza, zostawiając go we wskazanym sobie miejscu. Ona sama uciekła najpierw z własnego mieszkania, a następnie z rodzinnej rezydencji pod pretekstem szukania czegoś nowego, o czym Elvira wiedziała już od jakiegoś czasu, jako jedna z nielicznych wzbudzając w Claire zaufanie. Wiedziała też, że za tym wszystkim stoi cholerny Runcorn, z którym łamaczka klątw wiązała nadzieje co do świętego spokoju, jaki miał przynieść jej dokument o zawartym małżeństwie. Jak to jednak z mężczyznami bywa - są zawodni i wcale nie można na nich polegać, co także Claire podkreślała na każdym kroku.
I will not ask you where you came from
I will not ask you, neither should you
I will not ask you, neither should you
Nie odmawiała prośbom o naukę dziedziny tak wysublimowanej i wyjątkowej jak anatomia, nie pozwalał jej na to stan sakwy oraz duma, każąca - mniej lub bardziej słusznie - mienić się wyjątkowym ekspertem w zakresie prawidłowości rządzących ludzkim ciałem. Teraz, gdy miała własny dom, nie będący może rezydencją, ale zdecydowanie okazały, podobny nieco do domu, w którym sama dorastała, z większą nawet dumą zaprosiła do niego swoją kuzynkę, gotowa przeprowadzić rozmowę i lekcję wstępną w znacznie spokojniejszych warunkach niż centrum Londynu. Choć do kostnicy pod domem pogrzebowym zdążyła się przywiązać, spędzając tam niezliczone godziny, zupełnie własne miejsce pracy było tym, o czym marzyła - a co jej pozostawało poza spełnianiem marzeń?
Pannę Fancourt znała na tyle, by nie mieć wątpliwości, że więcej ich łączy niż dzieli. Z krótkich spotkań wnioskowała, że jest to zadziorna, sarkastyczna stara pannica, podróżująca i spełniająca się w swoim zawodzie, a więc w każdym calu ktoś, komu Elvira byłaby skłonna zawierzyć cząstkę swojego zaufania. Miało to stworzyć ich współpracę wygodniejszą dla nich obu.
- Tobie też dzień dobry. - Uniosła ironicznie jedną brew, schodząc po schodach po tym jak podniesionym głosem poinformowała Claire o tym, że może wchodzić. - Uważaj, droga kuzynko, jeszcze chwilę, a przyjdzie mi pomyśleć, że zazdrość cię zżera. - Uśmiechnęła się uśmiechem paskudnym, jak to miała w zwyczaju, gdy odpuszczała miażdżącą ducha grzeczność. Ostatnio miała na to coraz mniej okazji, toteż coraz bardziej takie chwile doceniała.
Nie szykowała się specjalnie na przybycie kuzynki, wychodząc z założenia, że ich spotkanie kręcić będzie się przede wszystkim wokół pracy. Wygodna spódnica, falująca zaraz pod kolanami, płaskie buty wiązane sznurowadłami i sweter zapewniały wygodę w piwnicy, w której przez wzgląd na konieczność bywało chłodno. Włosy upięła ciasno na karku, bo nic nie było tak rozpraszające jak kosmyki wpadające do preparatów. Od razu też zwróciła uwagę na fryzurę Claire.
- Albo zwiąż warkocz ciaśniej przy głowie albo ci dam czepek. Nie chcesz, żeby włosy wpadły ci do formaliny albo w inne, jeszcze trudniejsze do spłukania płyny - Zatarła dłonie i zsunęła się z ostatniego stopnia, nie wyciągając ramion do uścisku, bo i nie widziała powodu dla którego miałyby się ściskać. - Też się czasem zastanawiam czy to nie klątwa. Niestety, wszystko wskazuje na to, że jednak rzeczywistość - Z trudem przyszło jej zachowanie swobodnego tonu głosu, ale uparcie unosiła brodę, by nie dać przyłapać się na zwątpieniu. - Powody, dla których muszę obecnie odmawiać dobrym trunkom, są przerażająco skomplikowane, pozwól, że nie będę zanudzać cię szczegółami. - Twarde spojrzenie mówiło wyraźnie, że Fancourt nie powinna naciskać.
Potem Elvira westchnęła milcząco, rozglądając się po nieco podstarzałych tapetach holu, które wciąż wymagały remontu.
- Spędziłam dziesięć lat w Londynie. Zmęczył mnie. Uznałam, że czas pozwolić sobie na więcej. No i w kamienicy nie założyłabym prosektorium w piwnicy. Sąsiedzi mogliby zaprotestować - powiedziała z kamienną twarzą, a potem parsknęła pod nosem, co tylko trochę brzmiało jak śmiech.
Mimo wszystko, w towarzystwie Claire czuła się lżej, swobodniej, silniej zakotwiczona w rzeczywistości.
- Jeżeli masz ochotę na coś do picia, zrobię ci w kuchni, nie znoszę jedzenia ani picia do prosektorium - zaznaczyła.
you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Przekroczyła próg domu kuzynki i wzrokiem odnalazła sylwetkę jasnowłosej. Uśmiechnęła się szeroko, widząc że otrzymany od niej list tylko wyglądał na alarmujący, a stan Elviry nie jest najgorszy (przynajmniej na pierwszy rzut oka). Trzymające się jej poczucie humoru wywołało u Claire westchnie ulgi. Tylko tego by jeszcze brakowało, aby Multon wraz ze zmianą miejsca zamieszkania i stylu życia, porzuciła swój cięty język.
- Zazdrość względem ciszy i spokoju we własnych czterech ścianach? Zdecydowanie tak - odparła tylko, nie widząc nic złego w ulegnięciu przytykowi, który zresztą zgodny był nawet z prawdą. Opuszczenie rodzinnego domu i przeniesienie się do sąsiedniego hrabstwa miało przynieść upragnioną wolność z dala od czujnego spojrzenia rodziców, moralizatorskiego tonu i ciągłych ponagleń do zmiany zawodu na mnie niebezpieczny, czy znalezienia męża. We własnej samotni, w niezmąconej irytującymi krewnymi przestrzeni spędziła cały rok, czerpiąc przyjemność ze sprawionego sobie błogostanu. Sielanka, o ile tak można nazwać życie w kraju objętym wojną i z tkwiącą w martwym punkcie karierą, nie trwała jednak wiecznie. Zakończyła się przed kilkoma dniami wraz z otrzymanym od matki listem i rudowłosym chłopcem pojawiającym się znienacka na progu domu w Cranham.
- Co masz na myśli, mówiąc trudniejsze do spłukania płyny? - zapytała niemal od razu, sięgając do swoich włosów, by zgodnie z sugestią poprawić fryzurę. Nie wstydziła się swojej ciekawości i otwartych pytań już od momentu wejścia, wszak po to tu właśnie była, by anatomia przestała stanowić dla niej tajemnicę. Miała świadomość, że przed nią jeszcze wiele nauki i nie opanuje całej dziedziny w jeden wieczór. Podejmując decyzję o zwróceniu się po pomoc do panny Multon, była już jej pewna, zarówno spełnienia głodu wiedzy, jak i uzupełnienia niezbędnych do pracy luk.
Oszczędna odpowiedź Elviry postawiła więcej pytań, niż rozwiała wątpliwości. Jakież to powody mogły być tak przerażająco skomplikowane, by nie móc uraczyć się whisky? Czy sam trud życia nie był dostatecznym powodem, by wypić i ze dwie kolejki?
- Skoro tak, w porządku. - Wzruszyła tylko ramionami, nie zamierzając naciskać. Prawdę mówiąc była wdzięczna, że nie wciąga jej w swe zawiłe problemy, po których wysłuchaniu musiałaby Multon usłużyć radą, albo - co gorsza - pocieszeniem. Naturalnie ciekawość od razu podsunęła Claire lawinę potencjalnych argumentów, niebędących klątwą. Najbardziej prawdopodobna wydawała się choroba, wskutek której jasnowłosa uzdrowicielka zmuszona była obrać nowy tryb życia. Czy wiązało się to z jej obecnym pustelnictwem, decyzją przeniesienia z nowego, czystego od szlamu Londynu do hrabstwa słynącego z produkcji niezbędnego do Krwawej Mary sosu? To ucieczka, rekonwalescencja, a może naturalna kolej rzeczy?
Odpowiedź przyszła szybko, bo wraz z westchnieniem Elviry i żartobliwą nutą. Nie ona jedna była zmęczona Londynem. Ciasnotą wszechobecnych ludzi (i goblinów) i wspomnieniami, które nadal wywoływały niechęć oraz obrzydzenie. Własny kąt dawał nadzieję i pozwalał z optymizmem spojrzeć w przyszłość. Dla Claire skończyła się ona trzy dni temu, jak długo potrwa u Multon?
- Naprawdę? Kto by pomyślał, że tacy z nich sztywniacy - parsknęła wraz za nią. Sama także ceniła sobie możliwość pracy w domu, ale profesja łamacza klątw wydawała się być mniej gorsząca otoczenie, niż badanie zwłok. Stan posiadłości może i nie był najlepszy, ale dawał pewną świadomość władzy nad własnym życiem, bez przymusu stałego konfrontowania się z innymi lokatorami budynku. W Mulberry House Claire ceniła sobie możliwość pozostawienia tych wszystkich pamiętających uprzednie stulecia mebli, nie tylko dlatego, że nie przykłada wielkiej wagi do wystroju wnętrz, ale dlatego, że może.
- I to szanuję. Żadnych rozlewających się na pergaminy herbat ani odcisków tłustych palców. Niczego nie potrzebuję. Prowadź do tych podziemi. - Wsparła się dłońmi na biodrach, spoglądając wyczekująco na niewiele wyższą od siebie kuzynkę. Zmobilizowana i w gotowości do pracy nie chciała przedłużać etapu pogawędki. Pożartować sobie mogły w dowolnym momencie, nie tylko stojąc w holu, który nadawał wrażenia tymczasowości.
- Zazdrość względem ciszy i spokoju we własnych czterech ścianach? Zdecydowanie tak - odparła tylko, nie widząc nic złego w ulegnięciu przytykowi, który zresztą zgodny był nawet z prawdą. Opuszczenie rodzinnego domu i przeniesienie się do sąsiedniego hrabstwa miało przynieść upragnioną wolność z dala od czujnego spojrzenia rodziców, moralizatorskiego tonu i ciągłych ponagleń do zmiany zawodu na mnie niebezpieczny, czy znalezienia męża. We własnej samotni, w niezmąconej irytującymi krewnymi przestrzeni spędziła cały rok, czerpiąc przyjemność ze sprawionego sobie błogostanu. Sielanka, o ile tak można nazwać życie w kraju objętym wojną i z tkwiącą w martwym punkcie karierą, nie trwała jednak wiecznie. Zakończyła się przed kilkoma dniami wraz z otrzymanym od matki listem i rudowłosym chłopcem pojawiającym się znienacka na progu domu w Cranham.
- Co masz na myśli, mówiąc trudniejsze do spłukania płyny? - zapytała niemal od razu, sięgając do swoich włosów, by zgodnie z sugestią poprawić fryzurę. Nie wstydziła się swojej ciekawości i otwartych pytań już od momentu wejścia, wszak po to tu właśnie była, by anatomia przestała stanowić dla niej tajemnicę. Miała świadomość, że przed nią jeszcze wiele nauki i nie opanuje całej dziedziny w jeden wieczór. Podejmując decyzję o zwróceniu się po pomoc do panny Multon, była już jej pewna, zarówno spełnienia głodu wiedzy, jak i uzupełnienia niezbędnych do pracy luk.
Oszczędna odpowiedź Elviry postawiła więcej pytań, niż rozwiała wątpliwości. Jakież to powody mogły być tak przerażająco skomplikowane, by nie móc uraczyć się whisky? Czy sam trud życia nie był dostatecznym powodem, by wypić i ze dwie kolejki?
- Skoro tak, w porządku. - Wzruszyła tylko ramionami, nie zamierzając naciskać. Prawdę mówiąc była wdzięczna, że nie wciąga jej w swe zawiłe problemy, po których wysłuchaniu musiałaby Multon usłużyć radą, albo - co gorsza - pocieszeniem. Naturalnie ciekawość od razu podsunęła Claire lawinę potencjalnych argumentów, niebędących klątwą. Najbardziej prawdopodobna wydawała się choroba, wskutek której jasnowłosa uzdrowicielka zmuszona była obrać nowy tryb życia. Czy wiązało się to z jej obecnym pustelnictwem, decyzją przeniesienia z nowego, czystego od szlamu Londynu do hrabstwa słynącego z produkcji niezbędnego do Krwawej Mary sosu? To ucieczka, rekonwalescencja, a może naturalna kolej rzeczy?
Odpowiedź przyszła szybko, bo wraz z westchnieniem Elviry i żartobliwą nutą. Nie ona jedna była zmęczona Londynem. Ciasnotą wszechobecnych ludzi (i goblinów) i wspomnieniami, które nadal wywoływały niechęć oraz obrzydzenie. Własny kąt dawał nadzieję i pozwalał z optymizmem spojrzeć w przyszłość. Dla Claire skończyła się ona trzy dni temu, jak długo potrwa u Multon?
- Naprawdę? Kto by pomyślał, że tacy z nich sztywniacy - parsknęła wraz za nią. Sama także ceniła sobie możliwość pracy w domu, ale profesja łamacza klątw wydawała się być mniej gorsząca otoczenie, niż badanie zwłok. Stan posiadłości może i nie był najlepszy, ale dawał pewną świadomość władzy nad własnym życiem, bez przymusu stałego konfrontowania się z innymi lokatorami budynku. W Mulberry House Claire ceniła sobie możliwość pozostawienia tych wszystkich pamiętających uprzednie stulecia mebli, nie tylko dlatego, że nie przykłada wielkiej wagi do wystroju wnętrz, ale dlatego, że może.
- I to szanuję. Żadnych rozlewających się na pergaminy herbat ani odcisków tłustych palców. Niczego nie potrzebuję. Prowadź do tych podziemi. - Wsparła się dłońmi na biodrach, spoglądając wyczekująco na niewiele wyższą od siebie kuzynkę. Zmobilizowana i w gotowości do pracy nie chciała przedłużać etapu pogawędki. Pożartować sobie mogły w dowolnym momencie, nie tylko stojąc w holu, który nadawał wrażenia tymczasowości.
Zakres zmian możliwych do wprowadzenia w codziennym życiu był ograniczony - mogła się wyprowadzić, mogła ustalić nowe priorytety, mogła nawet nauczyć się etykiety, której wpojenia poskąpiono jej w dzieciństwie i którą tak długo uznawała za nieprzydatną. Nie mogła jednak zmienić natury, już tak głęboko zakorzenionej w dojrzałej duszy, że praktycznie stanowiła jej nierozerwalną część. Empatii człowiek nie uczył się tak po prostu, zwłaszcza, gdy nie widział takiej potrzeby. Jej urokliwa przemiana od początku więcej miała w sobie ze sprytnego oszustwa niż cudu - i tak pozostać miało do końca.
- Dobrze, że potrafisz to przyznać. Ja bym nie potrafiła - stwierdziła bez cienia wstydu, bawiąc się przez moment luźnymi kosmykami w rękawie zużytego swetra. Jej ubrania prosektoryjne zawsze wyglądały jakby wyciągnięto je z piwnic, niemniej jednak na górę i tak narzucała biały kitel. To nie miało znaczenia. - Nie myślałaś o ustatkowaniu się? Nie chodzi mi o rodzinę, Merlinie broń... - Uśmiechnęła się nieco ostrzej, nie mówiąc całej prawdy. - Na pewno stać cię na kupienie domu. Masz dobrą pracę, a nieruchomości potaniały odkąd szlam zaczął wynosić się za ocean. To najlepsza chwila. - Z innych, bardziej skomplikowanych niż pieniądze problemów kuzynki nie zdawała sobie w pełni sprawy, szansa na to, że przyjdzie im do tak intymnych zwierzeń była też niewielka.
Zaprosiła Claire gestem do swojej małej kuchni z wyszorowanymi na błysk blatami i smutną pustką wszędzie tam, gdzie zwyczajne gospodynie miały kolorowe ściereczki, komplety solniczek i koszyki z owocami. Nigdy nie spędzała na gotowaniu dużo czasu, nie czuła też potrzeby trzymania bibelotów ani jedzenia na wierzchu. Plaga bahanek sprzed roku nauczyła ją większej ostrożności.
- Krew chociażby, a to jeszcze nie najgorsze, choć lubi uparcie trzymać się wszystkiego na czym osiądzie - odpowiedziała chętnie, zalewając wrzątkiem liście mięty (nie miała innej herbaty). To że Claire nie miała ochoty na żadną nie oznaczało, że Elvira nie ma zamiaru zalać czegoś dla siebie na później. - Także żółć, soki trawienne, treść jelitowa, tej jednak staram się pozbywać wcześniej. Coś zawsze zostanie, rzecz jasna. Płyn mózgowo-rdzeniowy, czasem. Z płuc lubi prysnąć krwista piana, są jak gąbka. Ach, no i mocz. - Postawiła na blacie kubek z wyszczerbionym uchem, a potem wsunęła do ust liście mięty, lubiła je bowiem żuć przed zejściem do prosektorium. Mentolowy oddech w jakiś sposób niwelował zapachy.
Cieszyła się, że Claire nie zamierzała naciskać jej na zdradzenie szczegółów swojej pożal się Merlinie abstynencji. Po trzech miesiącach głód picia był trochę mniejszy, ale w towarzystwie znajomej duszy, z którą wiedziała, że mogłaby się napić, unikanie tematu wydawało się najlepszą drogą do niwelowania pokus. Poprzysięgła. Nie dla Valerie, pierdolić ją. Dla swojej przyszłej kariery.
- Wiem, to absurdalne. Tamiza spływa trupami, a ludzie dalej zachowują się tak, jakby martwi byli dla nich większym niebezpieczeństwem niż żywi - Uśmiechnęła się kątem ust, lubiąc prowadzić te ironiczno-filozoficzne rozmówki z kuzynką. - Dodaj do tego, że jestem kobietą. Przeklętą dotykiem zwłok, splamioną czarną magią, może nawet nie tylko - parsknęła do siebie, ale nie dodała nic więcej, bo w gardle ją zapiekło, zmuszając do odchrząknięcia. Kiedy stała się tak otwarta?
To nie był właściwy moment.
- Jestem gotowa, chodź. Wszystko mam na dole.
Żeby dostać się do prosektorium musiały otworzyć niskie drzwi pod schodami na piętro; zejście w dół wymagało pochylenia głowy pod stropem, a potem ostrożnego zejścia po stromych, kamiennych stopniach pokrytych przetartym chodnikiem. Piwnica była chłodna, ale sucha, wilgoć nie panowała tu nigdy, wszak wcześniej służyła alchemikowi za pracownię. Na drzwiach, na których wcześniej znajdowała się tabliczka z nazwiskiem mężczyzny i jego tytułem naukowym, teraz widniał tylko wypalony na drewnie napis - "Prosektorium". W przedsionku ściągnęła z wieszaka dwa kitle i jeden rzuciła Claire. Były białe, choć szarawe, sztywne, nieprzyjemnie szorstkie w dotyku, ale spełniały swoje zadanie. Po wejściu do środka powitało je obszerne pomieszczenie z dwoma kamiennymi stołami oraz prowadzącymi od nich rurami odpływu. Zbiorniki odpadów oczyszczały się same dzięki zaklęciom, było to jednak bezpieczniejsze niż rzucenie czarów bezpośrednio na blaty i ryzykowanie wpływu magii na jakość ciał. Każda taka ingerencja mogła wywołać zgubne artefakty w protokołach.
Pod ścianą mieściły się blaty z narzędziami, regały zapełnione słoikami z pojedynczymi preparatami w formalinie, jeden stół do przeprowadzania analiz szczegółów oraz sporego rozmiaru zlew.
Machnięcie różdżki zapaliło okrągłą lampę pod sufitem, rzuciła ona na całość chłodne, białe światło.
Powietrze pachniało słodko, cierpko i początkowo drapało w gardle. Elvira nie zwróciła na to większej uwagi, po prawdzie prawie już tego nie czuła, tak jak nie czuła, gdy po wyjściu z prosektorium zapach ten osiadał jej na włosach.
Z dwóch stołów zajęty był tylko jeden. Nie zakrywała ciała prześcieradłem, przestarzała tradycja nie była konieczna, gdy powietrze nad ciałem migotało lekko w świetle lampy, znakując w ten sposób wyczarowaną barierę nieprzepuszczalną dla szkodliwych drobin.
- Umyj ręce, ubierz rękawiczki, jeśli potrzebujesz. Ja nie używam ich zawsze, czasem potrzebuję bezpośredniego dotyku. Ale na pewno wzmagają bezpieczeństwo. Czasem wystarczy maleńkie zacięcie, by się zatruć - Sama podeszła do zlewu pierwsza. - To twój pierwszy trup? - zapytała z ciekawością.
Ciało, które obecnie badała, należało do kobiety w okolicach czterdziestki. Nie miała imienia, odkupiła ją w Evesham od mężczyzny prowadzącego dom pogrzebowy. Wielu ludzi ginęło teraz w niewyjaśnionych okolicznościach. Mugole byli o tyle wygodnym obiektem badań, że ich ciała w znacznym stopniu przypominały ciało człowieka, ale nie czuła potem moralnego ani prawnego zobowiązania do zwracania ich domom pogrzebowym albo organizacji pochówku na własną rękę. Czarodziejów, choćby i w częściach, wypadało chować. Mugoli wystarczyło palić.
[bylobrzydkobedzieladnie]
- Dobrze, że potrafisz to przyznać. Ja bym nie potrafiła - stwierdziła bez cienia wstydu, bawiąc się przez moment luźnymi kosmykami w rękawie zużytego swetra. Jej ubrania prosektoryjne zawsze wyglądały jakby wyciągnięto je z piwnic, niemniej jednak na górę i tak narzucała biały kitel. To nie miało znaczenia. - Nie myślałaś o ustatkowaniu się? Nie chodzi mi o rodzinę, Merlinie broń... - Uśmiechnęła się nieco ostrzej, nie mówiąc całej prawdy. - Na pewno stać cię na kupienie domu. Masz dobrą pracę, a nieruchomości potaniały odkąd szlam zaczął wynosić się za ocean. To najlepsza chwila. - Z innych, bardziej skomplikowanych niż pieniądze problemów kuzynki nie zdawała sobie w pełni sprawy, szansa na to, że przyjdzie im do tak intymnych zwierzeń była też niewielka.
Zaprosiła Claire gestem do swojej małej kuchni z wyszorowanymi na błysk blatami i smutną pustką wszędzie tam, gdzie zwyczajne gospodynie miały kolorowe ściereczki, komplety solniczek i koszyki z owocami. Nigdy nie spędzała na gotowaniu dużo czasu, nie czuła też potrzeby trzymania bibelotów ani jedzenia na wierzchu. Plaga bahanek sprzed roku nauczyła ją większej ostrożności.
- Krew chociażby, a to jeszcze nie najgorsze, choć lubi uparcie trzymać się wszystkiego na czym osiądzie - odpowiedziała chętnie, zalewając wrzątkiem liście mięty (nie miała innej herbaty). To że Claire nie miała ochoty na żadną nie oznaczało, że Elvira nie ma zamiaru zalać czegoś dla siebie na później. - Także żółć, soki trawienne, treść jelitowa, tej jednak staram się pozbywać wcześniej. Coś zawsze zostanie, rzecz jasna. Płyn mózgowo-rdzeniowy, czasem. Z płuc lubi prysnąć krwista piana, są jak gąbka. Ach, no i mocz. - Postawiła na blacie kubek z wyszczerbionym uchem, a potem wsunęła do ust liście mięty, lubiła je bowiem żuć przed zejściem do prosektorium. Mentolowy oddech w jakiś sposób niwelował zapachy.
Cieszyła się, że Claire nie zamierzała naciskać jej na zdradzenie szczegółów swojej pożal się Merlinie abstynencji. Po trzech miesiącach głód picia był trochę mniejszy, ale w towarzystwie znajomej duszy, z którą wiedziała, że mogłaby się napić, unikanie tematu wydawało się najlepszą drogą do niwelowania pokus. Poprzysięgła. Nie dla Valerie, pierdolić ją. Dla swojej przyszłej kariery.
- Wiem, to absurdalne. Tamiza spływa trupami, a ludzie dalej zachowują się tak, jakby martwi byli dla nich większym niebezpieczeństwem niż żywi - Uśmiechnęła się kątem ust, lubiąc prowadzić te ironiczno-filozoficzne rozmówki z kuzynką. - Dodaj do tego, że jestem kobietą. Przeklętą dotykiem zwłok, splamioną czarną magią, może nawet nie tylko - parsknęła do siebie, ale nie dodała nic więcej, bo w gardle ją zapiekło, zmuszając do odchrząknięcia. Kiedy stała się tak otwarta?
To nie był właściwy moment.
- Jestem gotowa, chodź. Wszystko mam na dole.
Żeby dostać się do prosektorium musiały otworzyć niskie drzwi pod schodami na piętro; zejście w dół wymagało pochylenia głowy pod stropem, a potem ostrożnego zejścia po stromych, kamiennych stopniach pokrytych przetartym chodnikiem. Piwnica była chłodna, ale sucha, wilgoć nie panowała tu nigdy, wszak wcześniej służyła alchemikowi za pracownię. Na drzwiach, na których wcześniej znajdowała się tabliczka z nazwiskiem mężczyzny i jego tytułem naukowym, teraz widniał tylko wypalony na drewnie napis - "Prosektorium". W przedsionku ściągnęła z wieszaka dwa kitle i jeden rzuciła Claire. Były białe, choć szarawe, sztywne, nieprzyjemnie szorstkie w dotyku, ale spełniały swoje zadanie. Po wejściu do środka powitało je obszerne pomieszczenie z dwoma kamiennymi stołami oraz prowadzącymi od nich rurami odpływu. Zbiorniki odpadów oczyszczały się same dzięki zaklęciom, było to jednak bezpieczniejsze niż rzucenie czarów bezpośrednio na blaty i ryzykowanie wpływu magii na jakość ciał. Każda taka ingerencja mogła wywołać zgubne artefakty w protokołach.
Pod ścianą mieściły się blaty z narzędziami, regały zapełnione słoikami z pojedynczymi preparatami w formalinie, jeden stół do przeprowadzania analiz szczegółów oraz sporego rozmiaru zlew.
Machnięcie różdżki zapaliło okrągłą lampę pod sufitem, rzuciła ona na całość chłodne, białe światło.
Powietrze pachniało słodko, cierpko i początkowo drapało w gardle. Elvira nie zwróciła na to większej uwagi, po prawdzie prawie już tego nie czuła, tak jak nie czuła, gdy po wyjściu z prosektorium zapach ten osiadał jej na włosach.
Z dwóch stołów zajęty był tylko jeden. Nie zakrywała ciała prześcieradłem, przestarzała tradycja nie była konieczna, gdy powietrze nad ciałem migotało lekko w świetle lampy, znakując w ten sposób wyczarowaną barierę nieprzepuszczalną dla szkodliwych drobin.
- Umyj ręce, ubierz rękawiczki, jeśli potrzebujesz. Ja nie używam ich zawsze, czasem potrzebuję bezpośredniego dotyku. Ale na pewno wzmagają bezpieczeństwo. Czasem wystarczy maleńkie zacięcie, by się zatruć - Sama podeszła do zlewu pierwsza. - To twój pierwszy trup? - zapytała z ciekawością.
Ciało, które obecnie badała, należało do kobiety w okolicach czterdziestki. Nie miała imienia, odkupiła ją w Evesham od mężczyzny prowadzącego dom pogrzebowy. Wielu ludzi ginęło teraz w niewyjaśnionych okolicznościach. Mugole byli o tyle wygodnym obiektem badań, że ich ciała w znacznym stopniu przypominały ciało człowieka, ale nie czuła potem moralnego ani prawnego zobowiązania do zwracania ich domom pogrzebowym albo organizacji pochówku na własną rękę. Czarodziejów, choćby i w częściach, wypadało chować. Mugoli wystarczyło palić.
[bylobrzydkobedzieladnie]
you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
- Przyznać się do słabości? Im lepiej znasz siebie, tym łatwiej w życiu. Przynajmniej wiem, że mój problem leży w niechęci do nadprogramowych lokatorów, a nie w tym, że cię nie lubię. - Wzruszyła ramionami, w duchu dochodząc do wniosku, że jeśli ze związku z Maxwellem wyniosła cokolwiek dobrego, to była to umiejętność rozróżniania potrzeb. Gdyby nie wiedziała czego oczekuje od życia, mogłaby zinterpretować chęć wydrapania Elvirze oczu jako zwykłą niechęć, a przecież wcale nie o to chodziło, problem leżał w innym miejscu. - Miałam swój dom - odparła z przenikającą w ton głosu niechęcią. - Do momentu, aż szanowni rodziciele uznali, że potrzebuję towarzystwa i pod opiekę przysłali mi Deimosa, syna mojego brata. Powinnam była od razu odmówić, lecz zanim znalazłam chwilę, by zaadresować list, ten stał już pod moimi drzwiami. - Machnęła ręką lekceważąco, nie chcąc nadto zagłębiać się w tę sprawę.
Żółć, soki trawienne, treść jelitowa. Claire zatrzymała się w przejściu, czując jak jej własny żołądek zaciska się do rozmiarów orzeszka. Przez krótki moment łudziła się, że wystarczy jej sama teoria. Oczami wyobraźni widziała jak zasiadają z Elvirą przy herbacie, czy innej whisky i omawiają kolejne elementy budowy człowieka, co pozwoliłoby Fancourt na zapoznanie się z podstawami anatomii. Skąd ta irracjonalna myśl? Czyżby zbyt rzadko widywała się z kuzynką, by nie skojarzyć metod pracy Multon? Pamiętała przecież, że obie cechują się wysoką praktycznością i zamiast długiego teoretyzowania przechodzą od razu do praktyki, chcąc poznać rzecz metodą prób i błędów. - Rzeczywiście, nie brzmi to jak coś, czym chciałabym mieć oblepione włosy - skwitowała z przekąsem, próbując wyrzucić z wyobraźni mało przyjemny obraz.
Prychnęła także ironicznie i pokręciła głową z niedowierzaniem. Ludzie potrafili być nieznośni, zarówno ci bliscy, jak i zupełnie obcy. Hipokryzja nie znała granic, o czym niejednokrotnie zdarzało jej się dowiadywać na własnej skórze. Nie miała powodu, by doszukiwać się w słowach Elviry czegokolwiek podejrzanego. - Sami by się poprzekręcali, gdyby zamknęli jadaczki. Trzymanie języka za zębami i zachowywanie komentarzy dla siebie jest niezdrowe, nie mówili o tym na kursie uzdrowicielskim? - Czasem odnosiła wrażenie, że wielu kierowało się tą zasadą, uznając za punkt honoru posunięcie się do przytyku w sprawie, w której nie mieli żadnej mocy sprawczej. Czy naprawdę uważali się za tak wielce szanowane autorytety, by ich miała być nieodzowna do podjęcia decyzji?
Podążyła za nią niskim przejściem, schylając głowę przed stropem. Ten, kto tu wcześniej mieszkał, musiał być wybitnie karłowaty, skoro te wysokości mu odpowiadały. Kamienna, ciasna klatka schodowa przywodziła na myśl korytarze w Gringocie, przystosowane w większości dla goblińskich pracowników. Lata przebywania w klaustrofobicznych pomieszczeniach przyzwyczaiły Fancourt do podobnych warunków, bez słowa przyjęła sztywny fartuch. Wzdrygnęła się pod przebiegającym na plecy dreszczem, gdy szorstkość materiału zetknęła się ze skórą dłoni. Ściągnęła też brwi, wyczuwając w powietrzu charakterystyczny słodki zapach. Kojarzyła go, lecz nie obcowała z nim na co dzień, by przyjąć go lekką ręką. Zatrzymała się wpół kroku, z wolna oswajając z zapachem i jednocześnie przesuwając pobieżnym wzrokiem po wystroju wnętrza.
- Tak, to mój pierwszy trup - odparła z pewnym przekąsem, zgodnie z poleceniem kierując się do zlewu. Zdarzało się, że miała problemy z egzekwowaniem zadań, niechętnie wykonując te, które były zlecane przez osoby bez wyraźnego autorytetu w oczach łamaczki klątw. Dodatkowy minus dostawali mężczyźni. Mimo to parając się dość niebezpiecznym zawodem, miała świadomość tragicznych w skutkach konsekwencji. Mając do dyspozycji Elvirę nie musiała, ani też nie chciała podważać jej kompetencji, więc po umyciu rąk sięgnęła także po rękawiczki. - Jakie są zagrożenia wynikające z takiego zatrucia? - zapytała, chcąc zapisać wskazówki w pamięci. Miała świadomość, że wszystko zależy od przypadku i nie da się stale generalizować, lecz wolała mieć pewien obraz, umożliwiający wyobrażenie sobie skali. - Czy podczas pobierania ingrediencji alchemicznych, także istnieje takie ryzyko? - Nie zamierzała ukrywać, że jest tu w konkretnym celu. Zbyt wiele razy dała się oszukać, kupując felerne, nierzadko odzwierzęce składniki, jakie skazały jej dalszą pracę na niepowodzenie. Nadeszła najwyższa pora, by uchronić się przed podobnymi sytuacjami i nauczyć je lepiej rozpoznawać.
Żółć, soki trawienne, treść jelitowa. Claire zatrzymała się w przejściu, czując jak jej własny żołądek zaciska się do rozmiarów orzeszka. Przez krótki moment łudziła się, że wystarczy jej sama teoria. Oczami wyobraźni widziała jak zasiadają z Elvirą przy herbacie, czy innej whisky i omawiają kolejne elementy budowy człowieka, co pozwoliłoby Fancourt na zapoznanie się z podstawami anatomii. Skąd ta irracjonalna myśl? Czyżby zbyt rzadko widywała się z kuzynką, by nie skojarzyć metod pracy Multon? Pamiętała przecież, że obie cechują się wysoką praktycznością i zamiast długiego teoretyzowania przechodzą od razu do praktyki, chcąc poznać rzecz metodą prób i błędów. - Rzeczywiście, nie brzmi to jak coś, czym chciałabym mieć oblepione włosy - skwitowała z przekąsem, próbując wyrzucić z wyobraźni mało przyjemny obraz.
Prychnęła także ironicznie i pokręciła głową z niedowierzaniem. Ludzie potrafili być nieznośni, zarówno ci bliscy, jak i zupełnie obcy. Hipokryzja nie znała granic, o czym niejednokrotnie zdarzało jej się dowiadywać na własnej skórze. Nie miała powodu, by doszukiwać się w słowach Elviry czegokolwiek podejrzanego. - Sami by się poprzekręcali, gdyby zamknęli jadaczki. Trzymanie języka za zębami i zachowywanie komentarzy dla siebie jest niezdrowe, nie mówili o tym na kursie uzdrowicielskim? - Czasem odnosiła wrażenie, że wielu kierowało się tą zasadą, uznając za punkt honoru posunięcie się do przytyku w sprawie, w której nie mieli żadnej mocy sprawczej. Czy naprawdę uważali się za tak wielce szanowane autorytety, by ich miała być nieodzowna do podjęcia decyzji?
Podążyła za nią niskim przejściem, schylając głowę przed stropem. Ten, kto tu wcześniej mieszkał, musiał być wybitnie karłowaty, skoro te wysokości mu odpowiadały. Kamienna, ciasna klatka schodowa przywodziła na myśl korytarze w Gringocie, przystosowane w większości dla goblińskich pracowników. Lata przebywania w klaustrofobicznych pomieszczeniach przyzwyczaiły Fancourt do podobnych warunków, bez słowa przyjęła sztywny fartuch. Wzdrygnęła się pod przebiegającym na plecy dreszczem, gdy szorstkość materiału zetknęła się ze skórą dłoni. Ściągnęła też brwi, wyczuwając w powietrzu charakterystyczny słodki zapach. Kojarzyła go, lecz nie obcowała z nim na co dzień, by przyjąć go lekką ręką. Zatrzymała się wpół kroku, z wolna oswajając z zapachem i jednocześnie przesuwając pobieżnym wzrokiem po wystroju wnętrza.
- Tak, to mój pierwszy trup - odparła z pewnym przekąsem, zgodnie z poleceniem kierując się do zlewu. Zdarzało się, że miała problemy z egzekwowaniem zadań, niechętnie wykonując te, które były zlecane przez osoby bez wyraźnego autorytetu w oczach łamaczki klątw. Dodatkowy minus dostawali mężczyźni. Mimo to parając się dość niebezpiecznym zawodem, miała świadomość tragicznych w skutkach konsekwencji. Mając do dyspozycji Elvirę nie musiała, ani też nie chciała podważać jej kompetencji, więc po umyciu rąk sięgnęła także po rękawiczki. - Jakie są zagrożenia wynikające z takiego zatrucia? - zapytała, chcąc zapisać wskazówki w pamięci. Miała świadomość, że wszystko zależy od przypadku i nie da się stale generalizować, lecz wolała mieć pewien obraz, umożliwiający wyobrażenie sobie skali. - Czy podczas pobierania ingrediencji alchemicznych, także istnieje takie ryzyko? - Nie zamierzała ukrywać, że jest tu w konkretnym celu. Zbyt wiele razy dała się oszukać, kupując felerne, nierzadko odzwierzęce składniki, jakie skazały jej dalszą pracę na niepowodzenie. Nadeszła najwyższa pora, by uchronić się przed podobnymi sytuacjami i nauczyć je lepiej rozpoznawać.
Czyżby przeliczyła się, zakładając, że Claire nie zaufa jej na tyle, by zwierzać się z prywatnych aspektów swojego życia? Niespodziewana informacja o Deimosie, synu brata, zaskoczyła Elvirę na tyle, że z początku nie potrafiła znaleźć odpowiednich słów, by ją skomentować. Leniwie mieszała łyżeczką w swoim naparze i pozwalała Claire mówić dalej, na równi zdumiona i wzruszona tą podwaliną zaufania. Choć może wszystko sprowadzało się do tego, że mierzyła innych własną miarą - a sama przecież z trudem opowiadała o sobie, w każdym razie o tych rzeczach, które nie stanowiły gruntu pod przechwałki.
- Na jak długo ci go przysłali? Kuzynowi coś się stało? - spytała wreszcie, bo skoro nadarzyła się okazja, równie dobrze mogła drążyć dalej. Dzieci niewiele ją interesowały i właściwie Claire współczuła, ale koniec końców Fancourt mogła pewnie znaleźć sposób na to, by pozbyć się dzieciaka. Oddając gdzie indziej, rzecz jasna, lub szukając wymówek. Czysta krew była cenniejsza od złota. - Gdyby nie miał w sobie krwi Multonów, powiedziałabym, żebyś go zostawiła, bo sam sobie poradzi. W tych warunkach jednak mogę tylko wyrazić ubolewanie nad tym twoim nowym ponurym obowiązkiem. Ile właściwie Deimos ma lat? - Sama wzięła ostatnio pod skrzydła młodszą kuzynkę Marię, zrobiła to jednak z własnej woli. I cóż, Maria była dorosła i miała swój dom. Nawet jeśli częściej niż rzadziej Elvira odnosiła wrażenie, że nie wyrosła z kruchego wieku nastoletniego.
Nie przeszło jej nawet przez myśl, że Claire mogłaby preferować zajęcia teoretyczne; tego typu lekcje rezerwowała dla uczennic pokroju Odetty, która z wahaniem zabierała się do oglądania preparatów, a i te wszak Multon przygotowywała dla niej specjalnie, by nie musiała uczestniczyć w ćwiartowaniu ciał. Claire była łamaczem klątw, wprawioną podróżniczką, Elvira od razu założyła, że najlepszą i najszybszą metodą nauki będzie dla niej zanurzenie się we krwi. Nawet jeśli jej o tym nie ostrzegła, wychodziła z założenia, że Fancourt powie, jeżeli coś naprawdę wzbudzi jej dyskomfort. Choć byłoby to, rzecz jasna, rozczarowujące.
Schodząc do piwnicy odwróciła się przez ramię jeden raz, by posłać Claire pokrętny uśmieszek, będący jedyną odpowiedzią na pełen jadu komentarz na temat ludzi i ich gadulstwa. Zgadzała się z nią bez wątpienia, ale nie miała wiele do dodania, zwłaszcza, że z każdym krokiem zbliżającym do prosektorium wyostrzała się jej koncentracja, a myśli stawały przyjemnie zorientowane na cel.
W pierwszych chwilach pobytu w chłodnej piwnicy zupełnie poświęciła się sprawdzaniu, czy wszystko znajduje się na swoim miejscu i jest gotowe do pracy, dopiero po tym przyjrzała się uważniej twarzy kuzynki, by mieć pewność, że nie stchórzy ani nie omdleje. Nie powinna; nawet jeśli to naprawdę był jej pierwszy trup.
- Doprawdy? Nigdy nie spotkałaś żadnego podczas wypraw? - Trudno było w to uwierzyć; a może zwyczajnie zwłoki spowszedniały jej na tyle, że nie wyobrażała sobie jakby to było z nimi nie obcować? Oczyściła ręce i wsunęła na dłonie cienkie, czarne rękawice z elastycznej skóry. Na początek się nadadzą. - Och, głównie ostry proces zapalny. Infekcja. Czasem wstrząs, ale rzadziej. Mam antidota, ta praca tego wymaga, więc nie musisz się obawiać. - Lekko uniosła brew, słysząc drugie pytanie. - Oczywiście. Mniejsze lub większe, w zależności od świeżości i pochodzenia zwłok. Jeśli ktoś za życia był nosicielem zakaźnej choroby, można się nią też czasami zarazić przez wydzieliny ciała po śmierci, szczególnie na początku. W ostateczności pochodzenie każdej ingrediencji powinno być zweryfikowane, zwłaszcza, jeśli używa się ich do tworzenia eliksirów, które ma się zamiar wypić. Z bazami do klątw może być inaczej, nie mam pewności. Szczerze mówiąc, niewiele się na nich znam, musiałabym... - Ugryzła się w język, odwróciła raptownie i uśmiechnęła boleśnie sama do siebie. Nie, nie zapytałaby Drew. Już nie. - Przejdźmy do działania. Przypomnij mi, proszę, które działy anatomii stanowią dla ciebie największą wartość? Czy poznałaś już jakieś podstawy, choćby z książek? Odpowiedzi usprawnią zajęcia i zaoszczędzą czas. - Już mówiąc, ściągnęła czar ochronny z ciała kobiety.
Była średniej budowy, lecz z pokaźną warstwą tkanki tłuszczowej na brzuchu i udach, typowo dla płci. Otwarte oczy dawno zmatowiały i pożółkły, skóra była woskowa i chłodna w dotyku, plamy opadowe zostawiły fioletowe wykwity na pośladkach i łopatkach. Stężenie pośmiertne zdążyło ustąpić, co ułatwiało pracę. Sięgnęła do tacy z narzędziami po jeden z większych skalpeli, aby poprowadzić pierwsze cięcie nim sprecyzują obszar zainteresowania. Na potrzeby Claire zostawiła kobietę świeżą, toteż nie miała jeszcze blizn po poprzednim otwarciu jam ciała; stanowiła niespodziankę i pole do odkrywania dla nich obu. Ostrze zatopiło się gładko w okolicy wcięcia mostka, a sięgać miało spojenia łonowego. Proste, dobre do sekcji edukacyjnej.
- Na jak długo ci go przysłali? Kuzynowi coś się stało? - spytała wreszcie, bo skoro nadarzyła się okazja, równie dobrze mogła drążyć dalej. Dzieci niewiele ją interesowały i właściwie Claire współczuła, ale koniec końców Fancourt mogła pewnie znaleźć sposób na to, by pozbyć się dzieciaka. Oddając gdzie indziej, rzecz jasna, lub szukając wymówek. Czysta krew była cenniejsza od złota. - Gdyby nie miał w sobie krwi Multonów, powiedziałabym, żebyś go zostawiła, bo sam sobie poradzi. W tych warunkach jednak mogę tylko wyrazić ubolewanie nad tym twoim nowym ponurym obowiązkiem. Ile właściwie Deimos ma lat? - Sama wzięła ostatnio pod skrzydła młodszą kuzynkę Marię, zrobiła to jednak z własnej woli. I cóż, Maria była dorosła i miała swój dom. Nawet jeśli częściej niż rzadziej Elvira odnosiła wrażenie, że nie wyrosła z kruchego wieku nastoletniego.
Nie przeszło jej nawet przez myśl, że Claire mogłaby preferować zajęcia teoretyczne; tego typu lekcje rezerwowała dla uczennic pokroju Odetty, która z wahaniem zabierała się do oglądania preparatów, a i te wszak Multon przygotowywała dla niej specjalnie, by nie musiała uczestniczyć w ćwiartowaniu ciał. Claire była łamaczem klątw, wprawioną podróżniczką, Elvira od razu założyła, że najlepszą i najszybszą metodą nauki będzie dla niej zanurzenie się we krwi. Nawet jeśli jej o tym nie ostrzegła, wychodziła z założenia, że Fancourt powie, jeżeli coś naprawdę wzbudzi jej dyskomfort. Choć byłoby to, rzecz jasna, rozczarowujące.
Schodząc do piwnicy odwróciła się przez ramię jeden raz, by posłać Claire pokrętny uśmieszek, będący jedyną odpowiedzią na pełen jadu komentarz na temat ludzi i ich gadulstwa. Zgadzała się z nią bez wątpienia, ale nie miała wiele do dodania, zwłaszcza, że z każdym krokiem zbliżającym do prosektorium wyostrzała się jej koncentracja, a myśli stawały przyjemnie zorientowane na cel.
W pierwszych chwilach pobytu w chłodnej piwnicy zupełnie poświęciła się sprawdzaniu, czy wszystko znajduje się na swoim miejscu i jest gotowe do pracy, dopiero po tym przyjrzała się uważniej twarzy kuzynki, by mieć pewność, że nie stchórzy ani nie omdleje. Nie powinna; nawet jeśli to naprawdę był jej pierwszy trup.
- Doprawdy? Nigdy nie spotkałaś żadnego podczas wypraw? - Trudno było w to uwierzyć; a może zwyczajnie zwłoki spowszedniały jej na tyle, że nie wyobrażała sobie jakby to było z nimi nie obcować? Oczyściła ręce i wsunęła na dłonie cienkie, czarne rękawice z elastycznej skóry. Na początek się nadadzą. - Och, głównie ostry proces zapalny. Infekcja. Czasem wstrząs, ale rzadziej. Mam antidota, ta praca tego wymaga, więc nie musisz się obawiać. - Lekko uniosła brew, słysząc drugie pytanie. - Oczywiście. Mniejsze lub większe, w zależności od świeżości i pochodzenia zwłok. Jeśli ktoś za życia był nosicielem zakaźnej choroby, można się nią też czasami zarazić przez wydzieliny ciała po śmierci, szczególnie na początku. W ostateczności pochodzenie każdej ingrediencji powinno być zweryfikowane, zwłaszcza, jeśli używa się ich do tworzenia eliksirów, które ma się zamiar wypić. Z bazami do klątw może być inaczej, nie mam pewności. Szczerze mówiąc, niewiele się na nich znam, musiałabym... - Ugryzła się w język, odwróciła raptownie i uśmiechnęła boleśnie sama do siebie. Nie, nie zapytałaby Drew. Już nie. - Przejdźmy do działania. Przypomnij mi, proszę, które działy anatomii stanowią dla ciebie największą wartość? Czy poznałaś już jakieś podstawy, choćby z książek? Odpowiedzi usprawnią zajęcia i zaoszczędzą czas. - Już mówiąc, ściągnęła czar ochronny z ciała kobiety.
Była średniej budowy, lecz z pokaźną warstwą tkanki tłuszczowej na brzuchu i udach, typowo dla płci. Otwarte oczy dawno zmatowiały i pożółkły, skóra była woskowa i chłodna w dotyku, plamy opadowe zostawiły fioletowe wykwity na pośladkach i łopatkach. Stężenie pośmiertne zdążyło ustąpić, co ułatwiało pracę. Sięgnęła do tacy z narzędziami po jeden z większych skalpeli, aby poprowadzić pierwsze cięcie nim sprecyzują obszar zainteresowania. Na potrzeby Claire zostawiła kobietę świeżą, toteż nie miała jeszcze blizn po poprzednim otwarciu jam ciała; stanowiła niespodziankę i pole do odkrywania dla nich obu. Ostrze zatopiło się gładko w okolicy wcięcia mostka, a sięgać miało spojenia łonowego. Proste, dobre do sekcji edukacyjnej.
you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
- Tak, cierpi na chroniczny ból istnienia związany z przymusem wychowywania spłodzonego dzieciaka. Prawdą jest jednak, że ma głęboko w poważaniu co się z nim dzieje i nie miałby problemu z zostawieniem go na stałe z opiekunką czy guwernerem. To inni mają z nim problem, a raczej ze mną - mówiła niemal przez zaciśnięte usta, po czym westchnęła tylko ciężko i machnęła ręką lekceważąco. - Zresztą nieistotne. Chłopak ma siedem lat i potrafi się sobą zająć. O ile będzie słuchać się zasad, nic mu się nie stanie. - Pierwszego dnia w Mulberry House dostał wytyczne względem poruszania się po domu, a także został ostrzeżony co może się stać, kiedy je zbagatelizuje. Jeśli mała dziecięca rączka sięgnie po antyczną wazę, stos czarnomagicznych ksiąg zamkniętych pod kluczem czy choćby do zaklętego sekretarzyka w holu na piętrze, spotka się z efektami klątw, po których już raz na zawsze zapamięta, że ostrzeżeń się nie ignoruje.
- Oczywiście, że spotkałam, ale nigdy nie przyszło mi na myśl, by któregoś rozkrajać - żachnęła się, wymownie wywracając oczami na dźwięk zaskoczonego tonu uzdrowicielki. - Zazwyczaj styczność mam z zaklętymi przedmiotami i miejscami. Ludzie, którzy się im poddają są już o wiele mniej interesujący. - Z drugiej strony, trupy, tak jak przedmioty - również były martwe. - Badając raz zabezpieczenia w katakumbach Aleksandrii w dzielnicy Gabbari znaleźliśmy runiczne inskrypcje zapisane na ludzkich zwłokach. Swoją drogą, była to bardzo ciekawa zagadka, gdzie korzystając z wyrwanych z kontekstu run należało powiązać kilka leżących w komnacie elementów, by z ich połączenia wywnioskować gdzie znajduje się klucz do interesującego nas grobowca - zamyśliła się, oczami wyobraźni wracając do dnia sprzed kilku laty, gdzie z lordem Bulstrode wykłócali się o słuszność otwarcia ciała. Szlachcic chciał dostać się do niego za wszelką cenę, zaś Claire nie zamierzała niszczyć tak znamienitego dziedzictwa kulturowego. Wspominki z wypraw nie były jednak głównym tematem ich dzisiejszego spotkania, więc Fancourt skupiła się na zapamiętaniu wyliczanych przez kuzynkę potencjalnych zagrożeń wynikających z braku rozwagi w postępowaniu ze zwłokami. Brew Claire drgnęła, kiedy Elvira urwała wpół zdania, nie kończąc myśli. Nie trzeba być geniuszem, by wywnioskować co też czarownica chciała powiedzieć, nie wiążąc ich jednak z osobą Macnaira.
- Chore serca czy zainfekowana krew są głównymi powodami, dla których bazy do mikstur pod klątwy nie wychodzą - wyjaśniła, niejako rozwiewając wątpliwości Multon i jej potencjalną potrzebę skonsultowania się z osobą trzecią - najpewniej z mężczyzną. Wyprostowała przy tym plecy, utkwiwszy wzrok w trupie, a przez jej twarz przemknął cień urazy, że kuzynka nie zapytała jej o to wprost, nie uznając Fancourt za osobę, która mogłaby znać odpowiedź. - Spodziewam się, że nie wszystkie schorzenia psują eliksir i wszystko będzie zależeć od stopnia… zanieczyszczenia składników. - Tę kwestię można by było poddać badaniom, bądź rzeczywiście skonsultować z kimś bardziej biegłym w temacie, lecz to nie Drew nasunął jej się na myśl, jeszcze nie.
- Absolutne podstawy nie są dla mnie tajemnicą, ale w dalszym ciągu to tylko teoria. Szukałam informacji dotyczących odróżniania ludzkich… wnętrzności od zwierzęcych. - Choć sądziła, że anatomia nie będzie stanowić dlań problemu, tak napotkała pewne opory przed stosowaniem profesjonalnego nazewnictwa bez poczucia obrzydzenia. Widać potrzebowała częstszej praktyki. - Rozumiem, że nie zawsze jest sposób, by się przed tym uchronić i mieć pewność z czym ma się do czynienia, czy to pod kątem gatunku, czy też choroby. Interesuje mnie w jaki sposób można zabezpieczyć się przed oszustwem na rynku, a także w jaki sposób najlepiej pobrać krew i gałki oczne. Domyślam się, że pobranie szpiku kostnego oraz wyszczególnienie włókna z serca nie należą do najprostszych zadań? - Obeszła stół z drugiej strony, by móc nieco nachylić się nad ciałem i lepiej przyjrzeć się wykonywanemu przez Elvirę nacięciu. Z zaciekawieniem obserwowała pewność jej ruchów oraz sposób postępowania, chcąc zapamiętać jak najwięcej praktycznych szczegółów.
- Oczywiście, że spotkałam, ale nigdy nie przyszło mi na myśl, by któregoś rozkrajać - żachnęła się, wymownie wywracając oczami na dźwięk zaskoczonego tonu uzdrowicielki. - Zazwyczaj styczność mam z zaklętymi przedmiotami i miejscami. Ludzie, którzy się im poddają są już o wiele mniej interesujący. - Z drugiej strony, trupy, tak jak przedmioty - również były martwe. - Badając raz zabezpieczenia w katakumbach Aleksandrii w dzielnicy Gabbari znaleźliśmy runiczne inskrypcje zapisane na ludzkich zwłokach. Swoją drogą, była to bardzo ciekawa zagadka, gdzie korzystając z wyrwanych z kontekstu run należało powiązać kilka leżących w komnacie elementów, by z ich połączenia wywnioskować gdzie znajduje się klucz do interesującego nas grobowca - zamyśliła się, oczami wyobraźni wracając do dnia sprzed kilku laty, gdzie z lordem Bulstrode wykłócali się o słuszność otwarcia ciała. Szlachcic chciał dostać się do niego za wszelką cenę, zaś Claire nie zamierzała niszczyć tak znamienitego dziedzictwa kulturowego. Wspominki z wypraw nie były jednak głównym tematem ich dzisiejszego spotkania, więc Fancourt skupiła się na zapamiętaniu wyliczanych przez kuzynkę potencjalnych zagrożeń wynikających z braku rozwagi w postępowaniu ze zwłokami. Brew Claire drgnęła, kiedy Elvira urwała wpół zdania, nie kończąc myśli. Nie trzeba być geniuszem, by wywnioskować co też czarownica chciała powiedzieć, nie wiążąc ich jednak z osobą Macnaira.
- Chore serca czy zainfekowana krew są głównymi powodami, dla których bazy do mikstur pod klątwy nie wychodzą - wyjaśniła, niejako rozwiewając wątpliwości Multon i jej potencjalną potrzebę skonsultowania się z osobą trzecią - najpewniej z mężczyzną. Wyprostowała przy tym plecy, utkwiwszy wzrok w trupie, a przez jej twarz przemknął cień urazy, że kuzynka nie zapytała jej o to wprost, nie uznając Fancourt za osobę, która mogłaby znać odpowiedź. - Spodziewam się, że nie wszystkie schorzenia psują eliksir i wszystko będzie zależeć od stopnia… zanieczyszczenia składników. - Tę kwestię można by było poddać badaniom, bądź rzeczywiście skonsultować z kimś bardziej biegłym w temacie, lecz to nie Drew nasunął jej się na myśl, jeszcze nie.
- Absolutne podstawy nie są dla mnie tajemnicą, ale w dalszym ciągu to tylko teoria. Szukałam informacji dotyczących odróżniania ludzkich… wnętrzności od zwierzęcych. - Choć sądziła, że anatomia nie będzie stanowić dlań problemu, tak napotkała pewne opory przed stosowaniem profesjonalnego nazewnictwa bez poczucia obrzydzenia. Widać potrzebowała częstszej praktyki. - Rozumiem, że nie zawsze jest sposób, by się przed tym uchronić i mieć pewność z czym ma się do czynienia, czy to pod kątem gatunku, czy też choroby. Interesuje mnie w jaki sposób można zabezpieczyć się przed oszustwem na rynku, a także w jaki sposób najlepiej pobrać krew i gałki oczne. Domyślam się, że pobranie szpiku kostnego oraz wyszczególnienie włókna z serca nie należą do najprostszych zadań? - Obeszła stół z drugiej strony, by móc nieco nachylić się nad ciałem i lepiej przyjrzeć się wykonywanemu przez Elvirę nacięciu. Z zaciekawieniem obserwowała pewność jej ruchów oraz sposób postępowania, chcąc zapamiętać jak najwięcej praktycznych szczegółów.
- Siedem lat? I zostawiasz go samego? - spytała z powątpiewaniem. Co prawda przyznać musiała, że dziecko chodzące i jedzące samodzielnie jest znacznie wygodniejsze od berbecia, sama jednak raczej nie poważyłaby się, by coś tak nieokiełznanego wędrowało bez nadzoru po jej domu czy nawet starym mieszkaniu. Mgliście pamiętała siebie jako tak młode dziecko; rodzice pozwalali jej na mnóstwo swobody, co niejednokrotnie kończyło się marnie. - Oddał ci syna tylko dlatego, że nie chciał się nim zajmować? Mężczyźni są bezczelni. - dodała również, wywracając oczami. Dziwiła się, że Claire na to pozwalała, być może kierowała nią jakaś dobroć ducha, ale Elvira zapewne odmówiłaby podobnemu obowiązkowi, gdyby nie krył się za tym poważniejszy powód niż męska słabość.
W prosektorium ich myśli skierowały się ku sprawom przyjemniejszym; a w każdym razie Elvira zwykle czuła się najswobodniej w swoim małym królestwie, które wreszcie udało jej się utworzyć we własnym domu. Nie miał tutaj dostępu nikt, kogo uprzednio sama nie wpuściła. Otwierało to pole do eksperymentów, których nikt nie nadzorował. Uśmiechała się na wyobrażenie możliwości, jakie dzięki temu otrzymała; odnalezienie porzuconego domu na sprzedaż w Worcestershire było strzałem w dziesiątkę.
- Może to i lepiej. Za brakiem doświadczenia idzie zwykle ogromny bałagan - rzuciła lekkim tonem i spojrzała na Claire z ukosa. Nie uznawała za interesujących ludzi zmożonych klątwą? To ją zaskoczyło, z drugiej jednak strony Fancourt miała w sobie cechy introwertyczki, które Elvira potrafiła dostrzec i docenić. - Czy runy wypisane na zwłokach lub tkankach ludzkich mają specjalne właściwości? - spytała ze szczerym zainteresowaniem. W tej akurat kwestii ich fascynacje mogły się pokrywać.
Skupiona na przygotowywaniu narzędzi, nie zwróciła uwagi na to w jaki sposób kuzynka zareagowała na jej nagłą zmianę tematu. Specjalnie zresztą odwróciła wzrok, by ukryć własny żałosny smutek, nie mogła więc dostrzec, że brak zaufania - czy może raczej wiedzy o rozległości doświadczeń Claire - w jakikolwiek sposób na kobietę wpłynął. Może powinna pokłaść w kuzynce więcej wiary; obiecała sobie wszak, że będzie wspierać kobiety w nauce.
- To ciekawy temat do zgłębienia. Jeśli potrzebowałabyś ingrediencji wysokiej jakości, możesz się od czasu do czasu zgłosić do mnie. Choć nie prowadzę praktyki patologicznej na szeroko zakrojoną skalę, zwykle pozostają mi narządy, z którymi nie mam nic do zrobienia. - Zamyśliła się, dokładnie wymierzając cięcie, by nie naruszyć ściany otrzewnej oraz skrywających się w niej jelit. Obfita tkanka tłuszczowa ułatwiała to zadanie; zaraz też zresztą objawiła się przed nimi w całej swej jaskrawożółtej krasie. - Czy ma znaczenie pochodzenie ingrediencji? Mam na myśli, czy można wykorzystywać ingrediencje mugolskie? To by wiele ułatwiało. Nie wszystkie czarodziejskie rodziny wyrażają zgodę na to, by oddać ciało bliskiej osoby na rozczłonkowanie, a mugolacy w znacznej mierze powyjeżdżali lub zalęgli w swoich kryjówkach. Mugoli mamy na pęczki, nie ma też wtedy żadnych przeciwności natury etycznej. Kto by o nich dbał? - Kończąc cięcie uzupełniła pracę o kilka mniejszych linii u krawędzi obojczyków, skrzętnie omijając skrywające się pod kośćmi duże naczynia. Rozcinane mięśnie miały wilgotny poblask i rozkosznie bordową barwę. - To zresztą jest właśnie mugolka. Podobieństwa są wystarczające, żeby prowadzić naukę na ich ciałach, choć nie należy zapominać o wyłuszczeniu odmienności. - Uśmiechnęła się do Claire kątem ust, najwyraźniej nieświadoma okrucieństwa przebrzmiewającego przez jej słowa. Nigdy nie darzyła mugoli uznaniem większym niż uznanie, jakie można odczuwać wobec myszy, która jest w stanie szybko skryć się w norze, a długotrwałe przebywanie w sferach rewolucjonistów nowego porządku zupełnie znieczuliło ją na kwestie mugolskiego człowieczeństwa. Kogo obchodziło co czuł mugol? Dla niemagicznych czarodzieje zawsze byli tylko potworami godnymi przebicia widłami, mugole byli też chciwi i aroganccy, przejmując świat dla siebie. Och nie, nie uważała za haniebne, by szala przechyliła się wreszcie we właściwą stronę.
Rękami okrytymi rękawiczkami bez najmniejszego zawahania rozwarła tkanki, szarpiąc je aż zmarszczyły się i odsłoniły przed nimi zarówno jamę klatki piersiowej jak i brzuszną, wciąż zamkniętą w tłuszczowym worku otrzewnej.
- Popatrz na tę wątrobę. - Z niechęcią cmoknęła językiem, gdyż szarawe plamy i guzki oraz wszechobecna żółć wskazywały na jej znaczne stłuszczenie. - Wchodziła już w niewydolność. To może być kwestia otrucia, ale i tragicznego stylu życia. Nadużywania alkoholu, chociażby. Śledziona też jest powiększona, tutaj. - Przesunęła palcami po śliskim organie, a potem skinieniem głowy wskazała Claire rękawiczki. Jeśli chciała się uczyć, nie mogła się brzydzić. - Otrzewną otworzymy za chwilę, jelita są powiększone przez gazy, normalnie nie są tak wzdęte. Uwierz mi, nie chcemy ich przypadkiem przeciąć. Co do mostka, można go rozciąć zaklęciem, ale osobiście preferuję narzędzia. - Sięgnęła po grubsze ostrze okrężne, którym zaczęła rozpiłowywać kość. - Mostek to twarda kość, rzadko się łamie. Więc chcesz odróżniać tkanki zwierzęce od ludzkich? Może to być trudne. Najlepiej będzie, jeśli dobrze przyswoisz sobie anatomię ludzką zamiast każdego poszczególnego rzędu zwierząt. Co najwyżej zapoznaj się jeszcze z ciałami świni, konia, hipogryfa, może lunaballi... wystarczy, że je nabędziesz, zabijesz i poćwiartujesz. Te konkretne zwierzęta mają wiele organów, które bardzo przypominają ludzkie, nie tylko planem budowy, to wszak oczywiste dla ssaków, ale i wielkością. - Pozbywając się mostka i najbliższego fragmentu żeber, które wciąż nie w pełni skostniały, zrobiła przerwę, by spojrzeć na Claire. - Krew i gałki oczne można pobierać od żywych. - powiedziała z typową sobie lodowatą pragmatycznością. - Na potrzeby wyższe zdarzało mi się w ten sposób pozyskiwać nawet język. Ze szpikiem kostnym i sercem rzecz jasna jest inaczej. Choć nie zawsze - skonstatowała tajemniczo. - W tym ciele krew w większości skrzepła, inaczej już byśmy nią przesiąknęły. Kiedy jednak skończymy oglądać wnętrzności, możesz spróbować samodzielnie wyłuskać gałkę oczną. Oraz pobrać mi krew przez nacięcie lub igłą, jak wolisz. - Bynajmniej się tego nie obawiała. - Ale nie pozwolę ci jej zabrać! - podkreśliła, z oczywistych powodów. Na razie zbliż się i przejmij skalpel. Rozetnę worek osierdziowy, a potem razem wyciągniemy serce. Tnij po prostu wszystkie naczynia i więzadła, byle nie za blisko samego serca.
W prosektorium ich myśli skierowały się ku sprawom przyjemniejszym; a w każdym razie Elvira zwykle czuła się najswobodniej w swoim małym królestwie, które wreszcie udało jej się utworzyć we własnym domu. Nie miał tutaj dostępu nikt, kogo uprzednio sama nie wpuściła. Otwierało to pole do eksperymentów, których nikt nie nadzorował. Uśmiechała się na wyobrażenie możliwości, jakie dzięki temu otrzymała; odnalezienie porzuconego domu na sprzedaż w Worcestershire było strzałem w dziesiątkę.
- Może to i lepiej. Za brakiem doświadczenia idzie zwykle ogromny bałagan - rzuciła lekkim tonem i spojrzała na Claire z ukosa. Nie uznawała za interesujących ludzi zmożonych klątwą? To ją zaskoczyło, z drugiej jednak strony Fancourt miała w sobie cechy introwertyczki, które Elvira potrafiła dostrzec i docenić. - Czy runy wypisane na zwłokach lub tkankach ludzkich mają specjalne właściwości? - spytała ze szczerym zainteresowaniem. W tej akurat kwestii ich fascynacje mogły się pokrywać.
Skupiona na przygotowywaniu narzędzi, nie zwróciła uwagi na to w jaki sposób kuzynka zareagowała na jej nagłą zmianę tematu. Specjalnie zresztą odwróciła wzrok, by ukryć własny żałosny smutek, nie mogła więc dostrzec, że brak zaufania - czy może raczej wiedzy o rozległości doświadczeń Claire - w jakikolwiek sposób na kobietę wpłynął. Może powinna pokłaść w kuzynce więcej wiary; obiecała sobie wszak, że będzie wspierać kobiety w nauce.
- To ciekawy temat do zgłębienia. Jeśli potrzebowałabyś ingrediencji wysokiej jakości, możesz się od czasu do czasu zgłosić do mnie. Choć nie prowadzę praktyki patologicznej na szeroko zakrojoną skalę, zwykle pozostają mi narządy, z którymi nie mam nic do zrobienia. - Zamyśliła się, dokładnie wymierzając cięcie, by nie naruszyć ściany otrzewnej oraz skrywających się w niej jelit. Obfita tkanka tłuszczowa ułatwiała to zadanie; zaraz też zresztą objawiła się przed nimi w całej swej jaskrawożółtej krasie. - Czy ma znaczenie pochodzenie ingrediencji? Mam na myśli, czy można wykorzystywać ingrediencje mugolskie? To by wiele ułatwiało. Nie wszystkie czarodziejskie rodziny wyrażają zgodę na to, by oddać ciało bliskiej osoby na rozczłonkowanie, a mugolacy w znacznej mierze powyjeżdżali lub zalęgli w swoich kryjówkach. Mugoli mamy na pęczki, nie ma też wtedy żadnych przeciwności natury etycznej. Kto by o nich dbał? - Kończąc cięcie uzupełniła pracę o kilka mniejszych linii u krawędzi obojczyków, skrzętnie omijając skrywające się pod kośćmi duże naczynia. Rozcinane mięśnie miały wilgotny poblask i rozkosznie bordową barwę. - To zresztą jest właśnie mugolka. Podobieństwa są wystarczające, żeby prowadzić naukę na ich ciałach, choć nie należy zapominać o wyłuszczeniu odmienności. - Uśmiechnęła się do Claire kątem ust, najwyraźniej nieświadoma okrucieństwa przebrzmiewającego przez jej słowa. Nigdy nie darzyła mugoli uznaniem większym niż uznanie, jakie można odczuwać wobec myszy, która jest w stanie szybko skryć się w norze, a długotrwałe przebywanie w sferach rewolucjonistów nowego porządku zupełnie znieczuliło ją na kwestie mugolskiego człowieczeństwa. Kogo obchodziło co czuł mugol? Dla niemagicznych czarodzieje zawsze byli tylko potworami godnymi przebicia widłami, mugole byli też chciwi i aroganccy, przejmując świat dla siebie. Och nie, nie uważała za haniebne, by szala przechyliła się wreszcie we właściwą stronę.
Rękami okrytymi rękawiczkami bez najmniejszego zawahania rozwarła tkanki, szarpiąc je aż zmarszczyły się i odsłoniły przed nimi zarówno jamę klatki piersiowej jak i brzuszną, wciąż zamkniętą w tłuszczowym worku otrzewnej.
- Popatrz na tę wątrobę. - Z niechęcią cmoknęła językiem, gdyż szarawe plamy i guzki oraz wszechobecna żółć wskazywały na jej znaczne stłuszczenie. - Wchodziła już w niewydolność. To może być kwestia otrucia, ale i tragicznego stylu życia. Nadużywania alkoholu, chociażby. Śledziona też jest powiększona, tutaj. - Przesunęła palcami po śliskim organie, a potem skinieniem głowy wskazała Claire rękawiczki. Jeśli chciała się uczyć, nie mogła się brzydzić. - Otrzewną otworzymy za chwilę, jelita są powiększone przez gazy, normalnie nie są tak wzdęte. Uwierz mi, nie chcemy ich przypadkiem przeciąć. Co do mostka, można go rozciąć zaklęciem, ale osobiście preferuję narzędzia. - Sięgnęła po grubsze ostrze okrężne, którym zaczęła rozpiłowywać kość. - Mostek to twarda kość, rzadko się łamie. Więc chcesz odróżniać tkanki zwierzęce od ludzkich? Może to być trudne. Najlepiej będzie, jeśli dobrze przyswoisz sobie anatomię ludzką zamiast każdego poszczególnego rzędu zwierząt. Co najwyżej zapoznaj się jeszcze z ciałami świni, konia, hipogryfa, może lunaballi... wystarczy, że je nabędziesz, zabijesz i poćwiartujesz. Te konkretne zwierzęta mają wiele organów, które bardzo przypominają ludzkie, nie tylko planem budowy, to wszak oczywiste dla ssaków, ale i wielkością. - Pozbywając się mostka i najbliższego fragmentu żeber, które wciąż nie w pełni skostniały, zrobiła przerwę, by spojrzeć na Claire. - Krew i gałki oczne można pobierać od żywych. - powiedziała z typową sobie lodowatą pragmatycznością. - Na potrzeby wyższe zdarzało mi się w ten sposób pozyskiwać nawet język. Ze szpikiem kostnym i sercem rzecz jasna jest inaczej. Choć nie zawsze - skonstatowała tajemniczo. - W tym ciele krew w większości skrzepła, inaczej już byśmy nią przesiąknęły. Kiedy jednak skończymy oglądać wnętrzności, możesz spróbować samodzielnie wyłuskać gałkę oczną. Oraz pobrać mi krew przez nacięcie lub igłą, jak wolisz. - Bynajmniej się tego nie obawiała. - Ale nie pozwolę ci jej zabrać! - podkreśliła, z oczywistych powodów. Na razie zbliż się i przejmij skalpel. Rozetnę worek osierdziowy, a potem razem wyciągniemy serce. Tnij po prostu wszystkie naczynia i więzadła, byle nie za blisko samego serca.
you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
- Wysyłając go do mnie wszyscy dobrze wiedzieli z czym się to wiąże - odparła beznamiętnie wzruszając ramionami. - Nie będę dostosowywać całego życia pod jednego smarkacza. Nauczy się jak przetrwać, albo nie. - Czy odgryzała się na malcu za beznadziejne decyzje rodziny? Możliwe, jednak była zbyt zdenerwowana upartością matki i brakiem odpowiedzialności brata, by przejmować się ichszymi problemami. Własne obowiązki były dlań ważniejsze od młodego Deimosa. Zresztą zostawiła go w domu z wszelkimi najważniejszymi wytycznymi, jeśli się do nich nie zastosuje, to będzie jego własna wina. Zawiązała usta, wymownym uśmiechem komentując słowa kuzynki. Mogła dodać, że chłopiec, to wyłącznie środek do wzmożenia obowiązkowości u Claire, złudna próba wzbudzenia matczynego instynktu, potrzeby aktywnego poszukiwania męża, przyniesienia rodzinie zasłużonego spokoju. Rodzinie, nie jej samej, co tylko wywoływało w Fancourt dodatkowy sprzeciw. Nie wspomniała o tym Elvirze, to zbyt poniżające.
W prosektorium czuła, że wkraczają wreszcie w prawdziwie interesujący ją temat i nawet jeśli nie posiada wiedzy, którą mogłaby kuzynkę zaskoczyć czy jej zaimponować, oddychała tu z większym spokojem.
- Oczywiście, wszystko ma swoją moc, zwłaszcza ludzkie ciało. Najsilniejsze właściwości można osiągnąć na ciele żywym, kiedy magia wciąż przez nie przepływa. Im dłużej ciało pozostaje martwe w momencie nakładania zaklęć, tym mniejszą ma ono wartość, jednak wciąż może być silniejsze od tych zapisywanych na pergaminie - wyjaśniła ze spokojem, widząc że mimo swej obecności w formie uczennicy, nadal mogły wymienić się doświadczeniami jak równa z równą.
Uśmiechnęła się nieznacznie i podziękowała skinieniem głowy za propozycję udostępniania ingrediencji. Dodatkowe źródło było na wagę złota i znacznie zmniejszało ryzyko wpadania w pułapkę oraz wykorzystania wadliwych produktów, lecz jak sama Elvira wspomniała, nie posiadała ich na tyle często, by móc nimi handlować. Zamyśliła się nad kolejnym pytaniem, zawieszając wzrok na dłoni kobiety, która cięła już ciało kobiety. Zatopione gładko ostrze wzbudziło w Claire pewien niepokój, na krótką chwilę wstrzymała oddech, by zaraz przypomnieć sobie, że przecież nie jest to dlań żaden nadzwyczajny widok.
- Prawdę mówiąc, wszystko zależy od wierzeń i zwyczajów zaklinacza - zaczęła powoli, nie będąc pewną czy Multon oczekuje suchych faktów czy też klątwowych ciekawostek. - W pewnych kręgach panuje przekonanie, że najlepsza jest krew czarodziejska, w innych, że mugolska, a u kolejnych, że nadaje się tylko ta, która została samodzielnie przelana przez zaklinacza. Wychodzę z założenia, że krew, to krew. Poza biologicznymi problemami, choroby i reszta, nie zauważyłam żadnych różnic podczas zaklinania - mówiła wprost, choć nie miała pewności, czy nie natrafi tu na czułą nutę rozbieżności ideologicznych. Od wojny chciała trzymać się z dala, nigdy szczególnie nie gasiła ani nie wzniecała ognia różnic między posiadaczami różnej krwi. W szkole unikała konfliktów, obierając inną drogę na widok uczniów, którzy wyzywali i mierzyli różdżką do mugolaków. Dziś także nie zamierzała iść w żadną ze stron, w niczym nie sprzyjało to ani rozwojowi nauki, ani jej własnej karierze.
Skinęła tylko głową, słysząc o odmiennościach, jakie mimo niezbitych podobieństw, różniły od siebie czarodziejów i mugoli. Pochyliła się nieznacznie nad ciałem, zaglądając do jego wnętrza, by sprawdzić wskazywaną wątrobę. Na sugestywne spojrzenie nie wahała się ani chwili, obleczoną w rękawiczkę dłonią przesunęła po śliskim organie, wyczuwając zgrubienia.
- U czarodziejów to nie występuje, przez wzgląd na zwiększoną odporność? - dopytywała, chcąc wiedzieć w temacie jak najwięcej. Zaraz pomyślała o własnej wątrobie i śledzionie, mając szczerą nadzieję, że jej własne organy nie wyglądają w podobny sposób; no bo co oznacza nadużywanie alkoholu? Widząc jak Elvira sięga po piłę zabrała palce. Zapisała w umyśle, by zapoznać się z anatomią świni czy konia, ale słysząc o ich zabijaniu i ćwiartowaniu, ze świstem wypuściła z płuc powietrze. Może uda się jakoś ominąć ten fragment, znaleźć kogoś, kto będzie miał te stworzenia na zbyciu? Konie były dlań szczególnie drażliwym tematem, darzyła je wielką sympatią, lecz czy na tyle wielką, by nie móc ich wykorzystać dla wyższego celu? Uważnie obserwowała kolejne ruchy Multon, miejsce nacięcia mostka i sposób wyjmowania żeber z otwartego ciała. Przy własnej próbie nie mogła sobie pozwolić na błędy.
- Jak, łyżeczką? - wypaliła od razu wpół sarkastycznie, słysząc o pobieraniu gałek ocznych od żywych. Kiepska była z niej kucharka, o wyprawianiu zwierząt czy ludzi nie wspominając. O ile ogłuszenie i unieruchomienie delikwenta nie należało do szczególnie trudnych zadań, tak pobieranie interesujących ją ingrediencji już tak. Na tajemnicze spojrzenie odpowiedziała uniesieniem jednej brwi. Elvira bywała specyficzna; podczas tych wszystkich nielicznych spotkań wyrobiła sobie o kuzynce opinię, jakoby była całkiem sympatyczna, ale i konkretna oraz specyficzna właśnie. Nie odpychająca, ale wprawiająca w zastanowienie, sprawiająca wrażenie oddanej swym ciekawym pasjom. Przejęła od niej skalpel, godząc się na postawione warunki. - Jak szybko krzepnie krew? To kwestia minut, godzin, dni? Czy są na to zaklęcia? - dopytywała dalej, przysuwając się bliżej ciała. Kolejny oddech na uspokojenie nie sprawił, że dłoń przestała drżeć, lecz wsuwając skalpel do rozwartej jamy bez większych problemów zaczęła rozcinać kolejne naczynia. - Skąd zamiłowanie do narzędzi? Dlaczego nie stosujesz do tego magii? To też? - Wskazała końcem ostrza jedno z więzadeł, woląc się upewnić, nim posunie się za daleko.
W prosektorium czuła, że wkraczają wreszcie w prawdziwie interesujący ją temat i nawet jeśli nie posiada wiedzy, którą mogłaby kuzynkę zaskoczyć czy jej zaimponować, oddychała tu z większym spokojem.
- Oczywiście, wszystko ma swoją moc, zwłaszcza ludzkie ciało. Najsilniejsze właściwości można osiągnąć na ciele żywym, kiedy magia wciąż przez nie przepływa. Im dłużej ciało pozostaje martwe w momencie nakładania zaklęć, tym mniejszą ma ono wartość, jednak wciąż może być silniejsze od tych zapisywanych na pergaminie - wyjaśniła ze spokojem, widząc że mimo swej obecności w formie uczennicy, nadal mogły wymienić się doświadczeniami jak równa z równą.
Uśmiechnęła się nieznacznie i podziękowała skinieniem głowy za propozycję udostępniania ingrediencji. Dodatkowe źródło było na wagę złota i znacznie zmniejszało ryzyko wpadania w pułapkę oraz wykorzystania wadliwych produktów, lecz jak sama Elvira wspomniała, nie posiadała ich na tyle często, by móc nimi handlować. Zamyśliła się nad kolejnym pytaniem, zawieszając wzrok na dłoni kobiety, która cięła już ciało kobiety. Zatopione gładko ostrze wzbudziło w Claire pewien niepokój, na krótką chwilę wstrzymała oddech, by zaraz przypomnieć sobie, że przecież nie jest to dlań żaden nadzwyczajny widok.
- Prawdę mówiąc, wszystko zależy od wierzeń i zwyczajów zaklinacza - zaczęła powoli, nie będąc pewną czy Multon oczekuje suchych faktów czy też klątwowych ciekawostek. - W pewnych kręgach panuje przekonanie, że najlepsza jest krew czarodziejska, w innych, że mugolska, a u kolejnych, że nadaje się tylko ta, która została samodzielnie przelana przez zaklinacza. Wychodzę z założenia, że krew, to krew. Poza biologicznymi problemami, choroby i reszta, nie zauważyłam żadnych różnic podczas zaklinania - mówiła wprost, choć nie miała pewności, czy nie natrafi tu na czułą nutę rozbieżności ideologicznych. Od wojny chciała trzymać się z dala, nigdy szczególnie nie gasiła ani nie wzniecała ognia różnic między posiadaczami różnej krwi. W szkole unikała konfliktów, obierając inną drogę na widok uczniów, którzy wyzywali i mierzyli różdżką do mugolaków. Dziś także nie zamierzała iść w żadną ze stron, w niczym nie sprzyjało to ani rozwojowi nauki, ani jej własnej karierze.
Skinęła tylko głową, słysząc o odmiennościach, jakie mimo niezbitych podobieństw, różniły od siebie czarodziejów i mugoli. Pochyliła się nieznacznie nad ciałem, zaglądając do jego wnętrza, by sprawdzić wskazywaną wątrobę. Na sugestywne spojrzenie nie wahała się ani chwili, obleczoną w rękawiczkę dłonią przesunęła po śliskim organie, wyczuwając zgrubienia.
- U czarodziejów to nie występuje, przez wzgląd na zwiększoną odporność? - dopytywała, chcąc wiedzieć w temacie jak najwięcej. Zaraz pomyślała o własnej wątrobie i śledzionie, mając szczerą nadzieję, że jej własne organy nie wyglądają w podobny sposób; no bo co oznacza nadużywanie alkoholu? Widząc jak Elvira sięga po piłę zabrała palce. Zapisała w umyśle, by zapoznać się z anatomią świni czy konia, ale słysząc o ich zabijaniu i ćwiartowaniu, ze świstem wypuściła z płuc powietrze. Może uda się jakoś ominąć ten fragment, znaleźć kogoś, kto będzie miał te stworzenia na zbyciu? Konie były dlań szczególnie drażliwym tematem, darzyła je wielką sympatią, lecz czy na tyle wielką, by nie móc ich wykorzystać dla wyższego celu? Uważnie obserwowała kolejne ruchy Multon, miejsce nacięcia mostka i sposób wyjmowania żeber z otwartego ciała. Przy własnej próbie nie mogła sobie pozwolić na błędy.
- Jak, łyżeczką? - wypaliła od razu wpół sarkastycznie, słysząc o pobieraniu gałek ocznych od żywych. Kiepska była z niej kucharka, o wyprawianiu zwierząt czy ludzi nie wspominając. O ile ogłuszenie i unieruchomienie delikwenta nie należało do szczególnie trudnych zadań, tak pobieranie interesujących ją ingrediencji już tak. Na tajemnicze spojrzenie odpowiedziała uniesieniem jednej brwi. Elvira bywała specyficzna; podczas tych wszystkich nielicznych spotkań wyrobiła sobie o kuzynce opinię, jakoby była całkiem sympatyczna, ale i konkretna oraz specyficzna właśnie. Nie odpychająca, ale wprawiająca w zastanowienie, sprawiająca wrażenie oddanej swym ciekawym pasjom. Przejęła od niej skalpel, godząc się na postawione warunki. - Jak szybko krzepnie krew? To kwestia minut, godzin, dni? Czy są na to zaklęcia? - dopytywała dalej, przysuwając się bliżej ciała. Kolejny oddech na uspokojenie nie sprawił, że dłoń przestała drżeć, lecz wsuwając skalpel do rozwartej jamy bez większych problemów zaczęła rozcinać kolejne naczynia. - Skąd zamiłowanie do narzędzi? Dlaczego nie stosujesz do tego magii? To też? - Wskazała końcem ostrza jedno z więzadeł, woląc się upewnić, nim posunie się za daleko.
Podejście Claire do sprawy Deimosa zrobiło na Elvirze pozytywne wrażenie - nie życzyła jej co prawda konieczności użerania się z rodziną i własnym sumieniem w przypadku wypadku chłopca, niemniej jednak szanowała twarde trzymanie się własnych postanowień. Kuzynka nie chciała objawić przed Elvirą pełni intencji swojej rodziny, a szkoda - pewnie znalazłyby na tym gruncie wspólny język, obie były wszak starymi pannami o reputacji kobiet niepokornych.
Temat dziecka musiał jednak się skończyć, ulecieć w niebyt; gdy zbyt długo próbowała sobie wyobrażać Claire z kilkulatkiem uczepionym spódnicy, jak grom z jasnego nieba spadały na nią dreszcze. Znów czuła w dłoni chłodny ciężar noża, brodziła w krwi tryskającej z maleńkich arterii. Martwe ciało dziecka, które wczoraj zabiła, było tu z nią wciąż w postaci transmutowanej figurki królika. Nie wiedziała jeszcze co z nim uczyni.
- Hmm, mówisz o klątwach nałożonych na żywe ciało czy poprzez żywe ciało? - zainteresowała się; runy i klątwy nie były jej mocną stroną, ale interesowała się zakazanymi odłamami magii i naginaniem granic nieprzekraczalnego. Im bardziej coś było wstrętne, tym większą budziło w niej ciekawość. - Jeśli tak mówisz... choć ciężko mi uwierzyć, by krew mugoli nie była słabsza. - Na końcu języka miała ofertę porównania swojej własnej krwi z martwą mugolką, ugryzła się jednak w język, gdy zrozumiała, że Claire podkreśliła konieczność stopniowania mocy materii żywej od martwej. Poza tym, nie zostawi jej swojej krwi, nie pozwoli jej zabrać. Nie była już tak nieostrożna, nawet jeśli kuzynce relatywnie ufała.
Uśmiechnęła się niekrycie, gdy Claire bez chwili wahania sięgnęła dłońmi do wciąż świeżego wnętrza; organy były chłodniejsze niż normalnie, bardziej lepkie, ale odpowiadały za to czary konserwujące. Zmarszczyła brwi, gdy padło pytanie i z namysłem przesunęła palcami wzdłuż tętnic i żył wiodących do wrót wątroby.
- Częściowo. Wytrzymujemy znacznie więcej i dłużej, gdyż nasze wątroby są przystosowane do metabolizowania składników pochodzenia magicznego, eliksirów choćby, więc wydają się też sprawniejsze. Niemniej jednak uporczywy alkoholizm w połączeniu z niezdrowym trybem życia prędzej czy później może pokonać także i nasze organy... choćby poprzez marskość wątroby. - Wyciągnęła dłonie i zajęła się otwieraniem dostępu do klatki piersiowej.
Rzuciła Claire spojrzenie z ukosa na dziwny odgłos, który wydała, gdy wspomniały o anatomii porównawczej między gatunkami.
- Zabiłaś kogoś kiedyś? Albo coś? Z ciekawości pytam - rzuciła cicho, niemal nonszalancko, skupiona na pracy, którą wykonywała. Wyłamywanie kości nie było co prawda rzeczą wymagającą subtelności, ale nie chciała doprowadzić do żadnych niekorzystnych uszkodzeń. - Jeżeli chcesz, może być i łyżeczką... ja kiedyś obcięłam kobiecie język scyzorykiem. Toporne warunki, ale ważna sprawa. Medyczna, powiedzmy. - Pokręciła głową. - Krew krzepnie dość szybko w kontakcie z powietrzem. Jeśli chodzi o zwłoki, z początku też krzepnie, ale potem znów się upłynnia, odpowiada za to rozpad i rozkład. Jeśli chcesz utrzymać w fiolkach nieskrzepniętą krew możesz dodać kroplę jadu bahanki lub kupić specjalne fiolki pokryte od środka substancją antykoagulacyjną. Stosowaliśmy takie w szpitalu, sama mam garść, ale nie jestem pewna, czy mogę się podzielić. Przede wszystkim, nie próbuj upłynniać krwi ogrzewaniem, bo łatwo ją zniszczysz. - Złapała Claire lekko za nadgarstek i pokręciła głową, gdy ta próbowała przesunąć ostrze po wyblakłym naczyniu, które nie było bezpośrednio połączone z sercem. - Narzędzia są precyzyjniejsze przy mniejszym wysiłku. Magia wymaga wysiłku, a jedno potknięcie może sprawić, że zwłoki do niczego się już nie nadadzą. Ciało, nawet martwe, mocno reaguje z zaklęciami. - Powoli wyjęła oswobodzone serce ze środkowego śródpiersia i wykonała prawą dłonią nacięcie wzdłuż lewej komory. - Proszę, rozchyl sobie - powiedziała uprzejmie, chwytając kciukami brzegi. - Tam znajdziesz kolejną prawdziwą magię. Struny ścięgniste, które całe życie kontrolują ruch zastawek. Potężny mięsień, który w moim i twoim ciele pracuje nieprzerwanie nawet w tej chwili, tłocząc w ciągu jednej minuty pięć litrów krwi.
Temat dziecka musiał jednak się skończyć, ulecieć w niebyt; gdy zbyt długo próbowała sobie wyobrażać Claire z kilkulatkiem uczepionym spódnicy, jak grom z jasnego nieba spadały na nią dreszcze. Znów czuła w dłoni chłodny ciężar noża, brodziła w krwi tryskającej z maleńkich arterii. Martwe ciało dziecka, które wczoraj zabiła, było tu z nią wciąż w postaci transmutowanej figurki królika. Nie wiedziała jeszcze co z nim uczyni.
- Hmm, mówisz o klątwach nałożonych na żywe ciało czy poprzez żywe ciało? - zainteresowała się; runy i klątwy nie były jej mocną stroną, ale interesowała się zakazanymi odłamami magii i naginaniem granic nieprzekraczalnego. Im bardziej coś było wstrętne, tym większą budziło w niej ciekawość. - Jeśli tak mówisz... choć ciężko mi uwierzyć, by krew mugoli nie była słabsza. - Na końcu języka miała ofertę porównania swojej własnej krwi z martwą mugolką, ugryzła się jednak w język, gdy zrozumiała, że Claire podkreśliła konieczność stopniowania mocy materii żywej od martwej. Poza tym, nie zostawi jej swojej krwi, nie pozwoli jej zabrać. Nie była już tak nieostrożna, nawet jeśli kuzynce relatywnie ufała.
Uśmiechnęła się niekrycie, gdy Claire bez chwili wahania sięgnęła dłońmi do wciąż świeżego wnętrza; organy były chłodniejsze niż normalnie, bardziej lepkie, ale odpowiadały za to czary konserwujące. Zmarszczyła brwi, gdy padło pytanie i z namysłem przesunęła palcami wzdłuż tętnic i żył wiodących do wrót wątroby.
- Częściowo. Wytrzymujemy znacznie więcej i dłużej, gdyż nasze wątroby są przystosowane do metabolizowania składników pochodzenia magicznego, eliksirów choćby, więc wydają się też sprawniejsze. Niemniej jednak uporczywy alkoholizm w połączeniu z niezdrowym trybem życia prędzej czy później może pokonać także i nasze organy... choćby poprzez marskość wątroby. - Wyciągnęła dłonie i zajęła się otwieraniem dostępu do klatki piersiowej.
Rzuciła Claire spojrzenie z ukosa na dziwny odgłos, który wydała, gdy wspomniały o anatomii porównawczej między gatunkami.
- Zabiłaś kogoś kiedyś? Albo coś? Z ciekawości pytam - rzuciła cicho, niemal nonszalancko, skupiona na pracy, którą wykonywała. Wyłamywanie kości nie było co prawda rzeczą wymagającą subtelności, ale nie chciała doprowadzić do żadnych niekorzystnych uszkodzeń. - Jeżeli chcesz, może być i łyżeczką... ja kiedyś obcięłam kobiecie język scyzorykiem. Toporne warunki, ale ważna sprawa. Medyczna, powiedzmy. - Pokręciła głową. - Krew krzepnie dość szybko w kontakcie z powietrzem. Jeśli chodzi o zwłoki, z początku też krzepnie, ale potem znów się upłynnia, odpowiada za to rozpad i rozkład. Jeśli chcesz utrzymać w fiolkach nieskrzepniętą krew możesz dodać kroplę jadu bahanki lub kupić specjalne fiolki pokryte od środka substancją antykoagulacyjną. Stosowaliśmy takie w szpitalu, sama mam garść, ale nie jestem pewna, czy mogę się podzielić. Przede wszystkim, nie próbuj upłynniać krwi ogrzewaniem, bo łatwo ją zniszczysz. - Złapała Claire lekko za nadgarstek i pokręciła głową, gdy ta próbowała przesunąć ostrze po wyblakłym naczyniu, które nie było bezpośrednio połączone z sercem. - Narzędzia są precyzyjniejsze przy mniejszym wysiłku. Magia wymaga wysiłku, a jedno potknięcie może sprawić, że zwłoki do niczego się już nie nadadzą. Ciało, nawet martwe, mocno reaguje z zaklęciami. - Powoli wyjęła oswobodzone serce ze środkowego śródpiersia i wykonała prawą dłonią nacięcie wzdłuż lewej komory. - Proszę, rozchyl sobie - powiedziała uprzejmie, chwytając kciukami brzegi. - Tam znajdziesz kolejną prawdziwą magię. Struny ścięgniste, które całe życie kontrolują ruch zastawek. Potężny mięsień, który w moim i twoim ciele pracuje nieprzerwanie nawet w tej chwili, tłocząc w ciągu jednej minuty pięć litrów krwi.
you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
O ile nie pałała wielką sympatią do dzieci i młodzieży, nieszczególnie chciała oglądać ich ciała martwe, ani tym bardziej mierzyć do nich różdżką. Wolała także nie wiedzieć o transmutowanej figurce, której obecność przyprawiłaby ją o dreszcze i nasunęła lawinę pytań, jakich wolała Elvirze nie zadawać.
- W sumie chodzi mi o oba przypadki - odparła po chwili krótkiego zastanowienia. - Może nie zauważyłam różnicy dlatego, że nie ja jestem zwykle ofiarą nakładanej przeze mnie klątwy? Dotąd nikt się nie skarżył. Myślisz, że ktoś zrobił w tym kierunku badania? - Wzruszyła zaraz ramionami, bo nawet nie przyszło jej na myśl, by w tym przypadku porównywać własną krew. Uznawała się za badaczkę, odkrywczynię, podróżniczkę, a nie eksperymentatorkę. Chciała uczyć się nowych receptur czarnomagicznych, ale też borykała się z silnym kompasem moralnym, który nie pozwalał na stosowanie do tego niewinnych ludzi. Zastanawiała się wprawdzie czy w czasach wojny sensownym jest jeszcze stosować podział ze względu na moralność i niewinność. Jako że sama z filozofowaniem niewiele miała wspólnego, porzuciła temat na bliżej nieokreśloną przyszłość.
- Ja, czy zabiłam? - zdziwiła się naraz, nie wiedząc skąd Elvirze się to wzięło. - Może i param się klątwami, ale żadna, którą dotąd nakładałam, nie była śmiertelna. - Pochylała się wciąż nad ciałem, obserwując uważnie z jaką wprawą Multon zajmuje się swoją pracą. Ceniła sobie profesjonalizm, a Elvirze z pewnością go nie brakowało. Otrzymywane od niej informacje były znacznie cenniejsze od tego, co znaleźć mogła w podręcznikach, które skupiały się na przekazywaniu suchej, acz niekoniecznie praktycznej wiedzy. Przeglądała już liczne woluminy, w których błądzono wokół tematu, nie podając tego, co interesowało ją najbardziej. Powinna była zwrócić się do kuzynki wcześniej.
- Nie musisz uszczuplać swoich zasobów, a po prostu powiedzieć gdzie mogę je dostać - odparła ze spokojem w kwestii specjalistycznych fiolek. - Sprzedają je w sklepach ze sprzętem alchemicznym, w aptekach? Czy jednak lepiej przygotowywać je samodzielnie? - Na tym także się nie znała - póki co. Dotąd rzadko sięgała do tajników alchemicznych, nie mając powodu, by mieszać eliksiry inne, niż te będące bazą pod klątwy. Wszelka dodatkowa wiedza w tym temacie była dlań zbędna, wolała udać się do kogoś, kto zajmował się tym na co dzień, niż przeznaczać swój cenny czas na coś, co mógł zrobić dla niej dostawca.
Zastygła nagle, czując zaciskające się na nadgarstku palce. Uniosła gwałtownie głowę, by spojrzeć pytająco na blondynkę, przestraszona że pokrzyżuje zaraz ich całą pracę. Wycofała się ze skalpelem, wzrokiem wracając do wyjmowanego z klatki piersiowej serca.
- Jest to z pewnością istotne, kiedy pogania presja, zwłaszcza obawa przed zrobieniem czegoś źle - skwitowała z przekąsem, rozumiejąc co ta ma na myśli. Odłożyła nóż na bok i przejęła organ, aby rozchylić poły serca. - Fascynujące… - mruknęła bardziej do siebie, niż do swojej dzisiejszej nauczycielki, przyglądając się z uwagą kolejnym strunom. - Jak je stąd wydobyć? Palcami, pęsetą? - dopytywała, nie chcąc nierozważnie czegoś popsuć. Włókna z ludzkiego serca były najcenniejszymi ingrediencjami i stosowano je jako bazę do najtrudniejszych klątw. Dotychczas musiała opierać się na składnikach zdobywanych u dostawców, którzy jedyną gwarancję jakości stanowili swoim słowem. Od tej pory będzie mogła nie dość, że rozpoznać czy ktoś nie chce jej oszukać, ale i pozyskać takowe samodzielnie.
- W sumie chodzi mi o oba przypadki - odparła po chwili krótkiego zastanowienia. - Może nie zauważyłam różnicy dlatego, że nie ja jestem zwykle ofiarą nakładanej przeze mnie klątwy? Dotąd nikt się nie skarżył. Myślisz, że ktoś zrobił w tym kierunku badania? - Wzruszyła zaraz ramionami, bo nawet nie przyszło jej na myśl, by w tym przypadku porównywać własną krew. Uznawała się za badaczkę, odkrywczynię, podróżniczkę, a nie eksperymentatorkę. Chciała uczyć się nowych receptur czarnomagicznych, ale też borykała się z silnym kompasem moralnym, który nie pozwalał na stosowanie do tego niewinnych ludzi. Zastanawiała się wprawdzie czy w czasach wojny sensownym jest jeszcze stosować podział ze względu na moralność i niewinność. Jako że sama z filozofowaniem niewiele miała wspólnego, porzuciła temat na bliżej nieokreśloną przyszłość.
- Ja, czy zabiłam? - zdziwiła się naraz, nie wiedząc skąd Elvirze się to wzięło. - Może i param się klątwami, ale żadna, którą dotąd nakładałam, nie była śmiertelna. - Pochylała się wciąż nad ciałem, obserwując uważnie z jaką wprawą Multon zajmuje się swoją pracą. Ceniła sobie profesjonalizm, a Elvirze z pewnością go nie brakowało. Otrzymywane od niej informacje były znacznie cenniejsze od tego, co znaleźć mogła w podręcznikach, które skupiały się na przekazywaniu suchej, acz niekoniecznie praktycznej wiedzy. Przeglądała już liczne woluminy, w których błądzono wokół tematu, nie podając tego, co interesowało ją najbardziej. Powinna była zwrócić się do kuzynki wcześniej.
- Nie musisz uszczuplać swoich zasobów, a po prostu powiedzieć gdzie mogę je dostać - odparła ze spokojem w kwestii specjalistycznych fiolek. - Sprzedają je w sklepach ze sprzętem alchemicznym, w aptekach? Czy jednak lepiej przygotowywać je samodzielnie? - Na tym także się nie znała - póki co. Dotąd rzadko sięgała do tajników alchemicznych, nie mając powodu, by mieszać eliksiry inne, niż te będące bazą pod klątwy. Wszelka dodatkowa wiedza w tym temacie była dlań zbędna, wolała udać się do kogoś, kto zajmował się tym na co dzień, niż przeznaczać swój cenny czas na coś, co mógł zrobić dla niej dostawca.
Zastygła nagle, czując zaciskające się na nadgarstku palce. Uniosła gwałtownie głowę, by spojrzeć pytająco na blondynkę, przestraszona że pokrzyżuje zaraz ich całą pracę. Wycofała się ze skalpelem, wzrokiem wracając do wyjmowanego z klatki piersiowej serca.
- Jest to z pewnością istotne, kiedy pogania presja, zwłaszcza obawa przed zrobieniem czegoś źle - skwitowała z przekąsem, rozumiejąc co ta ma na myśli. Odłożyła nóż na bok i przejęła organ, aby rozchylić poły serca. - Fascynujące… - mruknęła bardziej do siebie, niż do swojej dzisiejszej nauczycielki, przyglądając się z uwagą kolejnym strunom. - Jak je stąd wydobyć? Palcami, pęsetą? - dopytywała, nie chcąc nierozważnie czegoś popsuć. Włókna z ludzkiego serca były najcenniejszymi ingrediencjami i stosowano je jako bazę do najtrudniejszych klątw. Dotychczas musiała opierać się na składnikach zdobywanych u dostawców, którzy jedyną gwarancję jakości stanowili swoim słowem. Od tej pory będzie mogła nie dość, że rozpoznać czy ktoś nie chce jej oszukać, ale i pozyskać takowe samodzielnie.
Elvira nie kochała dzieci. Odkąd tylko pamiętała, rozwrzeszczane, marudne, a przy tym niezwykle delikatne istoty ludzkie budziły jej niesmak i niechęć. Nie uważała się za osobę o wystarczającej cierpliwości do tego, by je wychowywać, a jednak szanowała porządne matki, które zajmowały się krwią z własnej krwi z godnością i zaciętością niezależną od okoliczności. Chodziło o magiczne dzieci, rzecz jasna, bo dzieci mugolskie uznawała za warte niewiele więcej od kociąt. Magię należało chronić u podstaw, pozwalać jej wzrastać - sama myśl jednak i ta niefortunna dyskusja wprawiały ją w poczucie osaczenia. Była w idealnym wieku na przynajmniej jedno posłane już do Hogwartu dziecko, a choć nie żałowała życiowych wyborów, wciąż się zastanawiała. Choćby nad tą dziewczynką, której odebrała szansę... może przyszłą uzdrowicielką, może czarnoksiężniczką. Teraz już tylko trupem.
Z trudem przychodziło jej się uśmiechać, ale musiała w jakiś sposób ukryć swój dyskomfort. Pamiętała wszak euforię, którą czuła, gdy krew trysnęła jej między palcami. Pamiętała podniecenie i poczucie władzy nad życiem i śmiercią. A także pustkę, która nadeszła potem.
- Nie mam pojęcia, dotąd nie śledziłam badań na ten temat. Można jeszcze spytać... znasz może... znasz Drew Macnaira? - Musiała przyznać, że mężczyzna służył za doskonałą formę odwrócenia uwagi od tego co męczyło ją wcześniej. Teraz miast wyrzutu sumienia czuła tylko suche ściskanie i drapanie w gardle, ciężar niedotrzymanych obietnic i niespełnionych życzeń. - Też zajmuje się klątwami. To kuzyn Cilliana. Bo Cilliana znasz, tak mi się wydaje. - Uśmiechnęła się kątem ust na wspomnienie przyjaciela.
Gdy przeszły do pracy nad dobrze zakonserwowanym materiałem, miała okazję zadać Claire więcej pytań, także tych, które mogły ją wprawiać w dyskomfort. Chciała zbadać jej opinie i podejście do wątpliwych moralnie spraw, dość szybko też otrzymała odpowiedzi. Kuzynka nie wydawała się co prawda oburzona, ale ostrożność w jej powolnych słowach była trudna do przegapienia.
- Hmm. - mruknęła tylko, rezygnując z planu dzielenia się z nią jeszcze kilkoma szczegółami ze swojego życia. Zamiast tego, dodała tylko: - Będziesz musiała się bardziej oswoić ze śmiercią, jeśli chcesz się rozwinąć w tej sztuce. - Miała na myśli anatomię, rzecz jasna. Nie doprecyzowała, co dokładniej chce przekazać. Wystarczyło, że Claire przypomniała sobie własny dyskomfort na myśl o martwych zwierzętach; koniach, czy jakichkolwiek innych. Śmierć była naturalna dla wszystkich. Chyba, że byli potężni, pragnęła w to wierzyć równie wariacko co bała się własnego odejścia w niebyt.
- Na pewno można je nabyć w sklepach ze sprzętem magomedycznym, znałam przynajmniej jeden taki w Londynie, jeśli jeszcze go nie zamknięto. Co do aptek, nie byłabym tak pewna - odpowiedziała rzeczowo jeszcze przed wyjęciem serca. - Znacznie łatwiej zepsuć coś nierozważnie rzuconym zaklęciem niż skalpelem. - Wzruszyła ramieniem. Rozcięcie dało się załatać, ale nie każdy czar cofnąć. - Struny ścięgniste będziesz musiała wyciągać cienką pęsetą, palce są zbyt grube i toporne, Aby tego dokonać, trzeba najpierw odciąć je na końcach od mięśni brodawkowatych, żebyś przypadkiem ich nie rozerwała. Czy korzystasz z tych części w pracy? - Zerknęła na Claire z zainteresowaniem.
Wyglądało na to, że zgoda na wspólne zajęcia była najlepszą możliwą decyzją - bo przynosiła korzyści im obu.
/zt
Z trudem przychodziło jej się uśmiechać, ale musiała w jakiś sposób ukryć swój dyskomfort. Pamiętała wszak euforię, którą czuła, gdy krew trysnęła jej między palcami. Pamiętała podniecenie i poczucie władzy nad życiem i śmiercią. A także pustkę, która nadeszła potem.
- Nie mam pojęcia, dotąd nie śledziłam badań na ten temat. Można jeszcze spytać... znasz może... znasz Drew Macnaira? - Musiała przyznać, że mężczyzna służył za doskonałą formę odwrócenia uwagi od tego co męczyło ją wcześniej. Teraz miast wyrzutu sumienia czuła tylko suche ściskanie i drapanie w gardle, ciężar niedotrzymanych obietnic i niespełnionych życzeń. - Też zajmuje się klątwami. To kuzyn Cilliana. Bo Cilliana znasz, tak mi się wydaje. - Uśmiechnęła się kątem ust na wspomnienie przyjaciela.
Gdy przeszły do pracy nad dobrze zakonserwowanym materiałem, miała okazję zadać Claire więcej pytań, także tych, które mogły ją wprawiać w dyskomfort. Chciała zbadać jej opinie i podejście do wątpliwych moralnie spraw, dość szybko też otrzymała odpowiedzi. Kuzynka nie wydawała się co prawda oburzona, ale ostrożność w jej powolnych słowach była trudna do przegapienia.
- Hmm. - mruknęła tylko, rezygnując z planu dzielenia się z nią jeszcze kilkoma szczegółami ze swojego życia. Zamiast tego, dodała tylko: - Będziesz musiała się bardziej oswoić ze śmiercią, jeśli chcesz się rozwinąć w tej sztuce. - Miała na myśli anatomię, rzecz jasna. Nie doprecyzowała, co dokładniej chce przekazać. Wystarczyło, że Claire przypomniała sobie własny dyskomfort na myśl o martwych zwierzętach; koniach, czy jakichkolwiek innych. Śmierć była naturalna dla wszystkich. Chyba, że byli potężni, pragnęła w to wierzyć równie wariacko co bała się własnego odejścia w niebyt.
- Na pewno można je nabyć w sklepach ze sprzętem magomedycznym, znałam przynajmniej jeden taki w Londynie, jeśli jeszcze go nie zamknięto. Co do aptek, nie byłabym tak pewna - odpowiedziała rzeczowo jeszcze przed wyjęciem serca. - Znacznie łatwiej zepsuć coś nierozważnie rzuconym zaklęciem niż skalpelem. - Wzruszyła ramieniem. Rozcięcie dało się załatać, ale nie każdy czar cofnąć. - Struny ścięgniste będziesz musiała wyciągać cienką pęsetą, palce są zbyt grube i toporne, Aby tego dokonać, trzeba najpierw odciąć je na końcach od mięśni brodawkowatych, żebyś przypadkiem ich nie rozerwała. Czy korzystasz z tych części w pracy? - Zerknęła na Claire z zainteresowaniem.
Wyglądało na to, że zgoda na wspólne zajęcia była najlepszą możliwą decyzją - bo przynosiła korzyści im obu.
/zt
you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Na wspomnienie Macnaira mimowolnie spięła się, zastygając na moment, zaskoczona wzmianką. Nie spodziewała się usłyszeć tu tego nazwiska, choć wcale nie powinna się dziwić, że Elvira zna się z czarodziejami, którzy parają się handlem dóbr wszelakich, niekoniecznie legalnych.
- Tak, mieliśmy okazję poznać się na tym przyjęciu w Londynie - odparła po chwili krótkiego zastanowienia, nie znając jeszcze powiązań kuzynki z Drew, ani nie będąc świadomą emocji, jakie ten w niej wzbudzał. - Byłam tam zresztą w towarzystwie Cilliana - nadmieniła jeszcze, unosząc lekko kącik ust. Niedościgniona szkolna miłostka zdawała się dojrzewać i spełniać w teraźniejszości. Nie od początku mu zaufała, ba! nawet w chwili przyjmowania zaproszenia targały nią wątpliwości, powstrzymujące przed podjęciem decyzji, a mimo to okazał się być godnym uwagi. A przynajmniej tydzień temu, bo od pamiętnego pierwszego dnia kwietnia nie mieli okazji, by pomówić. - W sumie jest to dobry pomysł, napiszę do niego. - Po zastanowieniu dyskusja na temat właściwości krwi mugolskiej i charakteryzujących jej różnic mogła okazać się być kluczowa do przyszłych badań oraz pracy nad klątwami. Do tej pory nie zwracała na to większej uwagi, jednak Elvira podsunęła jej kilka ciekawych wniosków.
Wstrzymała na dłużej powietrze w płucach, by zaraz odetchnąć, niejako godząc się ze stwierdzeniem kuzynki. Świadomość, że musi oswoić się i przyzwyczaić do śmierci, by zgłębić anatomiczne tajniki przyszła z pewnym oporem, lecz nie zatrzymała jej na długo. Nie od dziś była przecież pasjonatką sztuki sepulkralnej, zgłębianie kolejnych ciekawostek związanych z nieżyciem należało do zajmujących Fancourt hobby. Ograniczało się ono jednak do przeglądania staroci, oglądania i omawiania sztuki, analizowania technik, nigdy zaś samodzielnego zabijania czy rozkrawania ciał.
- Rozejrzę się więc w Londynie - podsumowała, zapisując w pamięci, by następnego dnia po pracy udać się do sklepów ze sprzętem magomedycznym. Sięgnęła po wskazaną sobie pęsetę i utkwiła wzrok w dłoniach Elviry, kiedy ta zaczęła prezentować kolejny krok. - Tak, są niezbędnym składnikiem klątw. Klątwa Niewidzącego Oka, Klątwa Robactwa, Klątwa Ciemiernika - wymieniała kolejne nazwy, chcąc przybliżyć Multon przykłady zaklęć, do których należało użyć włókna z ludzkiego serca. - To jeden z droższych składników, pewnie dlatego, że wymaga najbrudniejszej roboty do jego pozyskania. - W głosie Claire wybrzmiała ironiczna nuta. Cena włókien nie zwalała na kolana, pozostając wciąż w granicach, na jakie mogła sobie pozwolić. Chciała poznać tajniki anatomii nie po to, by przyoszczędzić na ingrediencjach, ale też po to, by nie dać się nigdy oszukać przy zakupie.
Dalszą część spotkania z kuzynką spędziła w skupieniu, przy pomocy pęsety wysuwając z serca kolejne włókna, coby nabrać wprawy. Nie miała pewności kiedy nadarzy się kolejna okazja, by sięgnąć do świeżego wciąż serca, by w tak doskonałych warunkach oskubać je z włókien. Wtedy też podziękowała Elvirze za poświęcony czas i przyjęła garść oferowanych, przydatnych wskazówek. Gdyby wiedziała, że jej towarzystwo okaże się być tak sympatyczne, a wiedza przekazywana w konkretny, przystępny sposób, już dawno by się do niej zgłosiła.
- Odezwij się, gdy będziesz potrzebowała mojego rewanżu. Wiesz, że zawsze spłacam swoje długi - zwróciła się jeszcze do jasnowłosej, kiedy stojąc w progu jej domu związywała pas płaszcza. Posłała jej uśmiech oraz porozumiewawczo skinęła głową. Słońce schowało się już za horyzontem, skrywając okolice Evesham w ciemności. Fancourt zeszła z głównej ścieżki, rozejrzała się po okolicy i teleportowała do Gloucestershire.
| zt
- Tak, mieliśmy okazję poznać się na tym przyjęciu w Londynie - odparła po chwili krótkiego zastanowienia, nie znając jeszcze powiązań kuzynki z Drew, ani nie będąc świadomą emocji, jakie ten w niej wzbudzał. - Byłam tam zresztą w towarzystwie Cilliana - nadmieniła jeszcze, unosząc lekko kącik ust. Niedościgniona szkolna miłostka zdawała się dojrzewać i spełniać w teraźniejszości. Nie od początku mu zaufała, ba! nawet w chwili przyjmowania zaproszenia targały nią wątpliwości, powstrzymujące przed podjęciem decyzji, a mimo to okazał się być godnym uwagi. A przynajmniej tydzień temu, bo od pamiętnego pierwszego dnia kwietnia nie mieli okazji, by pomówić. - W sumie jest to dobry pomysł, napiszę do niego. - Po zastanowieniu dyskusja na temat właściwości krwi mugolskiej i charakteryzujących jej różnic mogła okazać się być kluczowa do przyszłych badań oraz pracy nad klątwami. Do tej pory nie zwracała na to większej uwagi, jednak Elvira podsunęła jej kilka ciekawych wniosków.
Wstrzymała na dłużej powietrze w płucach, by zaraz odetchnąć, niejako godząc się ze stwierdzeniem kuzynki. Świadomość, że musi oswoić się i przyzwyczaić do śmierci, by zgłębić anatomiczne tajniki przyszła z pewnym oporem, lecz nie zatrzymała jej na długo. Nie od dziś była przecież pasjonatką sztuki sepulkralnej, zgłębianie kolejnych ciekawostek związanych z nieżyciem należało do zajmujących Fancourt hobby. Ograniczało się ono jednak do przeglądania staroci, oglądania i omawiania sztuki, analizowania technik, nigdy zaś samodzielnego zabijania czy rozkrawania ciał.
- Rozejrzę się więc w Londynie - podsumowała, zapisując w pamięci, by następnego dnia po pracy udać się do sklepów ze sprzętem magomedycznym. Sięgnęła po wskazaną sobie pęsetę i utkwiła wzrok w dłoniach Elviry, kiedy ta zaczęła prezentować kolejny krok. - Tak, są niezbędnym składnikiem klątw. Klątwa Niewidzącego Oka, Klątwa Robactwa, Klątwa Ciemiernika - wymieniała kolejne nazwy, chcąc przybliżyć Multon przykłady zaklęć, do których należało użyć włókna z ludzkiego serca. - To jeden z droższych składników, pewnie dlatego, że wymaga najbrudniejszej roboty do jego pozyskania. - W głosie Claire wybrzmiała ironiczna nuta. Cena włókien nie zwalała na kolana, pozostając wciąż w granicach, na jakie mogła sobie pozwolić. Chciała poznać tajniki anatomii nie po to, by przyoszczędzić na ingrediencjach, ale też po to, by nie dać się nigdy oszukać przy zakupie.
Dalszą część spotkania z kuzynką spędziła w skupieniu, przy pomocy pęsety wysuwając z serca kolejne włókna, coby nabrać wprawy. Nie miała pewności kiedy nadarzy się kolejna okazja, by sięgnąć do świeżego wciąż serca, by w tak doskonałych warunkach oskubać je z włókien. Wtedy też podziękowała Elvirze za poświęcony czas i przyjęła garść oferowanych, przydatnych wskazówek. Gdyby wiedziała, że jej towarzystwo okaże się być tak sympatyczne, a wiedza przekazywana w konkretny, przystępny sposób, już dawno by się do niej zgłosiła.
- Odezwij się, gdy będziesz potrzebowała mojego rewanżu. Wiesz, że zawsze spłacam swoje długi - zwróciła się jeszcze do jasnowłosej, kiedy stojąc w progu jej domu związywała pas płaszcza. Posłała jej uśmiech oraz porozumiewawczo skinęła głową. Słońce schowało się już za horyzontem, skrywając okolice Evesham w ciemności. Fancourt zeszła z głównej ścieżki, rozejrzała się po okolicy i teleportowała do Gloucestershire.
| zt
6 czerwiec?
Choć Worcestershire sąsiadowało z ustabilizowanym Shropshire, to Cornelius i tak nie czuł się tutaj bezpiecznie - i zastanawiał, co skłoniło Elvirę Multon do wyprowadzki z Londynu. Sam również rozważał przeprowadzkę, ale do rodzinnego domu, a te ziemie sąsiadowały z szarganym wojną Staffordshire i leżały niepokojąco blisko Półwyspu Kornwalijskiego (jak na jego gust, najchętniej mieszkałby po przeciwnej stronie kraju). Czy samotna panna czuła się tu bezpieczna?
Z drugiej strony - większość kobiet sprzyjających sprawie Rycerzy Walpurgii było całkowicie zdolne, by ochronić się same.
Sallow nie lubił się przemęczać, a przykrości doznane z rąk mugolaka w Derbyshire były wystarczające, by nie ruszał się ze stolicy bez ochroniarza. Gdy pukał do drzwi, przychodząc punktualnie na umówioną wizytę, Dirk Doge stał tuż obok, milcząco pilnując swojego pracodawcy. Dom Multon był rzecz jasna bezpieczny, Cornelius obawiał się raczej okolic - a do nieustannego towarzystwa ochroniarza zdążył się przyzwyczaić.
-Dzień dobry. - powitał pannę Multon uprzejmym, szerokim uśmiechem, niemalże jakby spotkali się na salonach w celach towarzyskich.
Dziś mieli jednak omówić sprawy służbowe. A raczej - naukowe. "Walczący Mag" przyjmie każdą propagandę, ale Corneliusowi zależało, żeby przygotowywany przez niego artykuł przedstawiał fakty i miał poparcie anatoma.
-Dziękuję, że znalazłaś czas. Czy zwłoki dostarczone przez Dirka na coś się przydały? - przeszedł od razu do sedna sprawy. Gdy umówił się z Multon na spotkanie, poprosił Dirka o dostarczenie jej ciał dwóch więźniów z lochów Averych, mugoli złapanych podczas czystek w hrabstwie i trzymanych przy życiu jedynie dla rozrywki. Zakładał (choć może błędnie, bo nie pytał, kierując się wspólnymi ideałami, które wystarczały mu za rekomendację) że na co dzień Multon współpracowała z Mungiem, gdzie leczyli się tylko czarodzieje - nie wnikał w resztę jej interesów, ale wydawało mu się niewłaściwe, by kobieta musiała zdobywać mugolskie zwłoki sama. Właściwie, podejrzewał, że akurat dla Elviry nie stanowiłoby to problemu - ale słyszał, że Valerie udzielała jej lekcji savoir-vivre'u i wystarczyło, że wyobraził sobie minę własnej żony na wieść o tym, że dama sama pozyskiwała króliki doświadczalne.
A Dirk, w odróżnieniu od Corneliusa, mógł sobie przecież ubrudzić ręce.
-Gdzie jest prosektorium? - zapytał naiwnie, nie spodziewając się, że w piwnicy. Sam nie mógłby spać nad takim... czymś.
Zachowywał się naturalnie, choć nie patrzył Elvirze w oczy, nie nazbyt długo. Sprawę otumanienia przez zbuntowanego skrzata domowego chciał zostawić za sobą, bo nawet przyjemność nie usprawiedliwia upokorzenia i utraty kontroli. Obydwoje byli ambitnymi profesjonalistami, a dziś chciał porozmawiać o mugolskich organizmach.
-Zagrożenie ze strony mugoli nie ustaje, chciałbym opisać sposoby samoobrony - wliczając słabe punkty ich anatomii. Różnią się czymś od... nas? - "my i oni", kiedyś nie myślał o ludziach w tych kategoriach, ale odkąd zaczął - przychodziło mu to z łatwością.
Dirk grzecznie wymamrotał coś na powitanie i milczał. Do jego obowiązków należało w końcu pozostawanie niezauważonym.
Choć Worcestershire sąsiadowało z ustabilizowanym Shropshire, to Cornelius i tak nie czuł się tutaj bezpiecznie - i zastanawiał, co skłoniło Elvirę Multon do wyprowadzki z Londynu. Sam również rozważał przeprowadzkę, ale do rodzinnego domu, a te ziemie sąsiadowały z szarganym wojną Staffordshire i leżały niepokojąco blisko Półwyspu Kornwalijskiego (jak na jego gust, najchętniej mieszkałby po przeciwnej stronie kraju). Czy samotna panna czuła się tu bezpieczna?
Z drugiej strony - większość kobiet sprzyjających sprawie Rycerzy Walpurgii było całkowicie zdolne, by ochronić się same.
Sallow nie lubił się przemęczać, a przykrości doznane z rąk mugolaka w Derbyshire były wystarczające, by nie ruszał się ze stolicy bez ochroniarza. Gdy pukał do drzwi, przychodząc punktualnie na umówioną wizytę, Dirk Doge stał tuż obok, milcząco pilnując swojego pracodawcy. Dom Multon był rzecz jasna bezpieczny, Cornelius obawiał się raczej okolic - a do nieustannego towarzystwa ochroniarza zdążył się przyzwyczaić.
-Dzień dobry. - powitał pannę Multon uprzejmym, szerokim uśmiechem, niemalże jakby spotkali się na salonach w celach towarzyskich.
Dziś mieli jednak omówić sprawy służbowe. A raczej - naukowe. "Walczący Mag" przyjmie każdą propagandę, ale Corneliusowi zależało, żeby przygotowywany przez niego artykuł przedstawiał fakty i miał poparcie anatoma.
-Dziękuję, że znalazłaś czas. Czy zwłoki dostarczone przez Dirka na coś się przydały? - przeszedł od razu do sedna sprawy. Gdy umówił się z Multon na spotkanie, poprosił Dirka o dostarczenie jej ciał dwóch więźniów z lochów Averych, mugoli złapanych podczas czystek w hrabstwie i trzymanych przy życiu jedynie dla rozrywki. Zakładał (choć może błędnie, bo nie pytał, kierując się wspólnymi ideałami, które wystarczały mu za rekomendację) że na co dzień Multon współpracowała z Mungiem, gdzie leczyli się tylko czarodzieje - nie wnikał w resztę jej interesów, ale wydawało mu się niewłaściwe, by kobieta musiała zdobywać mugolskie zwłoki sama. Właściwie, podejrzewał, że akurat dla Elviry nie stanowiłoby to problemu - ale słyszał, że Valerie udzielała jej lekcji savoir-vivre'u i wystarczyło, że wyobraził sobie minę własnej żony na wieść o tym, że dama sama pozyskiwała króliki doświadczalne.
A Dirk, w odróżnieniu od Corneliusa, mógł sobie przecież ubrudzić ręce.
-Gdzie jest prosektorium? - zapytał naiwnie, nie spodziewając się, że w piwnicy. Sam nie mógłby spać nad takim... czymś.
Zachowywał się naturalnie, choć nie patrzył Elvirze w oczy, nie nazbyt długo. Sprawę otumanienia przez zbuntowanego skrzata domowego chciał zostawić za sobą, bo nawet przyjemność nie usprawiedliwia upokorzenia i utraty kontroli. Obydwoje byli ambitnymi profesjonalistami, a dziś chciał porozmawiać o mugolskich organizmach.
-Zagrożenie ze strony mugoli nie ustaje, chciałbym opisać sposoby samoobrony - wliczając słabe punkty ich anatomii. Różnią się czymś od... nas? - "my i oni", kiedyś nie myślał o ludziach w tych kategoriach, ale odkąd zaczął - przychodziło mu to z łatwością.
Dirk grzecznie wymamrotał coś na powitanie i milczał. Do jego obowiązków należało w końcu pozostawanie niezauważonym.
Słowa palą,
więc pali się słowa. Nikt o treści popiołów nie pyta.
więc pali się słowa. Nikt o treści popiołów nie pyta.
Ostatnio zmieniony przez Cornelius Sallow dnia 04.12.23 14:53, w całości zmieniany 1 raz
Cornelius Sallow
Zawód : Szef Biura Informacji, propagandzista
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda
OPCM : 8 +3
UROKI : 38 +8
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1 +3
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Strona 1 z 4 • 1, 2, 3, 4
Prosektorium
Szybka odpowiedź