Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Buckinghamshire
Sierociniec im. Phoebe Black
Strona 2 z 2 • 1, 2
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Sierociniec im. Phoebe Black
Sierociniec im. Phoebe Black znajduje się w wiktoriańskiej posiadłości Bletchley Park, która podczas II Wojny Światowej służyła za siedzibę kryptologów, pracujących między innymi nad złamaniem szyfru niemieckiej Enigmy. Po wojnie należała do brytyjskiego rządu aż do samej Bezksiężycowej Nocy.
Budynek został podzielony na dwa skrzydła - dla chłopców oraz dziewczynek, w których to na piętrze znajdują się 3-osobowe sypialnie dzieci. Sale lekcyjne, stołówka oraz aula, będąca kiedyś salą balową, zajmują parter. Do dyspozycji dzieci jest też obszerna biblioteka, świetlica, boisko oraz ogród z jeziorem gdzie na samym środku umieszczona została prosta i zgrabna fontanna. Na tyłach posiadłości znajdują się domki dla służby, a w odległej części parku - drewniane baraki, będące pozostałościami po działalności kryptologów i służące obecnie za składziki na różne niepotrzebne rzeczy oraz rupiecie, które pozostały po mugolach.
Wychowanków sierocińca można poznać po mundurkach w rodowych kolorach rodu Black - czarnej szacie, białej koszuli, szaro-niebieskich spodniach dla chłopców oraz spódnicach dla dziewczynek. Służba ubrana jest klasycznie - na czarno i biało.
Według zasad, do sierocińca mogą trafić jedynie dzieci półkrwi oraz krwi czystej, a adoptować je mogą wyłącznie osoby o dobrej reputacji i zarejestrowanej różdżce. Mówi się też, że, podobno, w sierocińcu nie są stosowane żadne kary cielesne.
Patronką ośrodka jest czarownica z rodu Black, żyjąca na przełomie XVIII i XIX wieku. Nigdy nie wyszła za mąż i nie miała dzieci, ale w rodzinie słynęła za tą ciotkę, do której lgnęły wszystkie pociechy. Całe swoje życie poświęciła na działania charytatywne, wspierające najsłabszych członków magicznej społeczności i wydając na nich niebotyczne sumy.
Budynek został podzielony na dwa skrzydła - dla chłopców oraz dziewczynek, w których to na piętrze znajdują się 3-osobowe sypialnie dzieci. Sale lekcyjne, stołówka oraz aula, będąca kiedyś salą balową, zajmują parter. Do dyspozycji dzieci jest też obszerna biblioteka, świetlica, boisko oraz ogród z jeziorem gdzie na samym środku umieszczona została prosta i zgrabna fontanna. Na tyłach posiadłości znajdują się domki dla służby, a w odległej części parku - drewniane baraki, będące pozostałościami po działalności kryptologów i służące obecnie za składziki na różne niepotrzebne rzeczy oraz rupiecie, które pozostały po mugolach.
Wychowanków sierocińca można poznać po mundurkach w rodowych kolorach rodu Black - czarnej szacie, białej koszuli, szaro-niebieskich spodniach dla chłopców oraz spódnicach dla dziewczynek. Służba ubrana jest klasycznie - na czarno i biało.
Według zasad, do sierocińca mogą trafić jedynie dzieci półkrwi oraz krwi czystej, a adoptować je mogą wyłącznie osoby o dobrej reputacji i zarejestrowanej różdżce. Mówi się też, że, podobno, w sierocińcu nie są stosowane żadne kary cielesne.
Patronką ośrodka jest czarownica z rodu Black, żyjąca na przełomie XVIII i XIX wieku. Nigdy nie wyszła za mąż i nie miała dzieci, ale w rodzinie słynęła za tą ciotkę, do której lgnęły wszystkie pociechy. Całe swoje życie poświęciła na działania charytatywne, wspierające najsłabszych członków magicznej społeczności i wydając na nich niebotyczne sumy.
Margaret Statton. Jakże mógłby zapomnieć o małej, kapryśnej dziewczynce, która mimo swojego bardzo młodego wieku już potrafiła dyrygować chłopcami, nawet tymi starszymi od siebie. Doprowadziło to do tego, że jedna z dziewczyn — Susan, podczas lekcji plastyki obcięła jej jeden z warkoczyków, nazywając ją przy tym wstrętnym gumochłonem.
-Margaret, tak. Na pewno muszę ci ją przedstawić. - Lekko kiwnął głową. - Wydaje mi się, że gdzieś wśród jej przodkiń musiała być jakaś osoba twojej krwi, jednak są to jedynie moje przypuszczenia. To, że ma jasne włosy, a chłopcy ją lubią, jeszcze o niczym przecież nie świadczy.
Rigel nie wykluczał, że ten przypadek mógł być również przejawem chaotycznej magii dziecięcej, którą to dziewczynka już w pewnym stopniu potrafiła kontrolować. Takich dziwacznych przypadków było coraz więcej — sierociniec już przeżył parę pierwszych magicznych wybuchów w postaci drobnych trzęsień ziemi, wymyślonych przyjaciół, którzy nagle materializowali się w pokoju, lewitujących przedmiotów oraz jednego ogona, który wyrósł panu Chatwinowi po tym, jak upomniał swojego podopiecznego Collina, że nie można zabierać innym dzieciom podwieczorku.
-Oczywiście, że tak. Dzieci, nawet te, które przeżyły prawdziwy koszmar, są bardzo ciekawskie. Nie możemy dopuścić, by chęć poznawania świata zginęła.
Głównym celem tego miejsca jest zrobienie wszystkiego, by dzieci mogły czuć się tu bezpiecznie, ale i rozwinąć skrzydła, odnajdując swoje pierwsze pasje. Dlatego dużo czasu zajęło Blackowi znalezienie odpowiednich ludzi — nauczycieli, opiekunów, dla których wyznawane przez niego wartości były rzeczą nadrzędną. Ci, którzy patrzyli na dzieci jak na ludzi, a nie na chaotyczne zwierzątka, które należało tresować.
-Cóż, jeśli tak mówisz, to możemy powoli ruszać w stronę ogrodu. - Zrobił większy łyk, by opróżnić kieliszek z lekkim i chłodnym winem do końca. - Marudek jednak na wszelki wypadek weźmie napoje. Pogoda może jednak być zdradliwa.
Mężczyzna podniósł się ze swojego miejsca, by w towarzystwie lady Travers udać się na spotkanie z podopiecznymi.
Dzieci już zdążyły skończyć posiłek i wybiec na zewnątrz z taką energią i pasją, jakby zostały wypuszczone na wolność po wielu godzinach zamknięcia. Był to jednak chaos kontrolowany, gdyż całego tego rozgardiaszu pilnowali wychowawcy, a dzieci trzymały się w swoich grupach.
-To ona. - Black zwrócił się do Imogen, wskazując jej lekkim kiwnięciem głowy jasnowłose i dziecko z krótkimi włosami, które bujało się na drewnianej huśtawce, w asyście okropnie chudego chłopca, który próbował za wszelką cenę pomóc Margaret huśtać się coraz wyżej i wyżej. Widać było, że sprawia mu to nie lada problem, jednak mina jego była zacięta, zupełnie jakby od tej czynności zależało całe jego życie. - Porozmawiaj z nią, pani. Ja w tym czasie dowiem się, z którą grupą możemy usiąść i podzielić się opowieściami. Chyba że chcesz spędzić czas tylko z Margaret?
-Margaret, tak. Na pewno muszę ci ją przedstawić. - Lekko kiwnął głową. - Wydaje mi się, że gdzieś wśród jej przodkiń musiała być jakaś osoba twojej krwi, jednak są to jedynie moje przypuszczenia. To, że ma jasne włosy, a chłopcy ją lubią, jeszcze o niczym przecież nie świadczy.
Rigel nie wykluczał, że ten przypadek mógł być również przejawem chaotycznej magii dziecięcej, którą to dziewczynka już w pewnym stopniu potrafiła kontrolować. Takich dziwacznych przypadków było coraz więcej — sierociniec już przeżył parę pierwszych magicznych wybuchów w postaci drobnych trzęsień ziemi, wymyślonych przyjaciół, którzy nagle materializowali się w pokoju, lewitujących przedmiotów oraz jednego ogona, który wyrósł panu Chatwinowi po tym, jak upomniał swojego podopiecznego Collina, że nie można zabierać innym dzieciom podwieczorku.
-Oczywiście, że tak. Dzieci, nawet te, które przeżyły prawdziwy koszmar, są bardzo ciekawskie. Nie możemy dopuścić, by chęć poznawania świata zginęła.
Głównym celem tego miejsca jest zrobienie wszystkiego, by dzieci mogły czuć się tu bezpiecznie, ale i rozwinąć skrzydła, odnajdując swoje pierwsze pasje. Dlatego dużo czasu zajęło Blackowi znalezienie odpowiednich ludzi — nauczycieli, opiekunów, dla których wyznawane przez niego wartości były rzeczą nadrzędną. Ci, którzy patrzyli na dzieci jak na ludzi, a nie na chaotyczne zwierzątka, które należało tresować.
-Cóż, jeśli tak mówisz, to możemy powoli ruszać w stronę ogrodu. - Zrobił większy łyk, by opróżnić kieliszek z lekkim i chłodnym winem do końca. - Marudek jednak na wszelki wypadek weźmie napoje. Pogoda może jednak być zdradliwa.
Mężczyzna podniósł się ze swojego miejsca, by w towarzystwie lady Travers udać się na spotkanie z podopiecznymi.
Dzieci już zdążyły skończyć posiłek i wybiec na zewnątrz z taką energią i pasją, jakby zostały wypuszczone na wolność po wielu godzinach zamknięcia. Był to jednak chaos kontrolowany, gdyż całego tego rozgardiaszu pilnowali wychowawcy, a dzieci trzymały się w swoich grupach.
-To ona. - Black zwrócił się do Imogen, wskazując jej lekkim kiwnięciem głowy jasnowłose i dziecko z krótkimi włosami, które bujało się na drewnianej huśtawce, w asyście okropnie chudego chłopca, który próbował za wszelką cenę pomóc Margaret huśtać się coraz wyżej i wyżej. Widać było, że sprawia mu to nie lada problem, jednak mina jego była zacięta, zupełnie jakby od tej czynności zależało całe jego życie. - Porozmawiaj z nią, pani. Ja w tym czasie dowiem się, z którą grupą możemy usiąść i podzielić się opowieściami. Chyba że chcesz spędzić czas tylko z Margaret?
HOW MUCH CAN YOU TAKE BEFORE YOU SNAP?
Rigel Black
Zawód : Stażysta w Departamencie Tajemnic, naukowiec
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wszystko to co mam, to ta nadzieja, że życie mnie poskleja
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak
Nieaktywni
Młoda Statton przeżywać miała niedługo swój szczyt; bycie młodą półwilą niepokoi, gdy nieświadome dziewczę zauważa nienaturalne zachowania wobec swojej osoby. Niekiedy rośnie na dziewczę pewne siebie, przepełnione swoją siłą i kobiecością, ale broń ukryta w uroku potrafi być obosieczna. Bez roli matki, bez kobiety prowadzącej przez trudy półwilego życia, mogła się zagubić, a na żywoty eterycznych kobiet czajono się od pokoleń, chcąc pozyskać z nich wszystko. Włosy, skóra, serca, bliskość. Chcieli je żywe i martwe, o pozyskanym towarze decydował ledwie kaprys - ich opraców, nie kobiet.
Nie powstrzymała się przed ruszeniem z Rigelem w stronę ogrodu, wychwycając srebrzyste włosy pośród tłumu dziecięcych głów, potwierdzenie ze strony lorda Blacka. Troskliwe spojrzenie prześlizgnęło się pośród dziewczęcej sylwetki, usta zbiły się krótko w cienką kreskę.
- Nie będę jej faworyzować, to źle zadziała w dwie strony. Pozwolę sobie na rozmowę z nią, ale nie chcę ani by poczuła się lepsza, ani inne dzieci odebrały to w taki sposób. - Tego była przekonana, sama doświadczała niechęci ze strony innych uczniów, gdy w gronie kadry nauczycielskiej pojawiały się ledwie sygnały symaptii. Podziękowała uśmiechem lordowi, skinęła krótko głową i skierowała swoje kroki w stronę grupy dzieci.
- Margaret? Porozmawiasz ze mną chwilę? - Rzuciła, skupiając na sobie spojrzenia a zaskoczone dziecko skierowało w jej stronę kroki. Sukienka nadawała jej lekkości, włosy błyszczały łagodnie. Spojrzenie błękitnych oczu skupiło się na twarzy Imogen, następnie przybierając na twarzy łagodny uśmiech. Krótkie powitanie polegało na ledwie wyszeptanych słowach, a arystokratka wyciągnęła do dziewczynki dłoń, prosząc ją o ruszenie wspólne, spokojnie, na krótki spacer.
- Margaret. Powiedz mi coś o sobie. Co pamiętasz, co lubisz robić? - Zaczęła łagodnym głosem, kciukiem gładząc dziecięcą twarz. Dziewczynka początkowo wstrzymała oddech, chwilę później zbierając się na falę słów, naturalnych, dziecięcych.
- Ja... lubię kwiatki, szczególnie stokrotki i zwierzęta. - Odpowiedziała naturalnie, dziecięco, bez skrępowania. Chwilę później zacisnęła mocniej dłoń na kobiecej ręce, aby kontynuować. - Lubię tańczyć i lubię śpiewać, a pani lubi? - Uniosła twarz, wyraźnie zaciekawiona. Wtedy to Imogen podjęła się rozmowy, rozkładając na ustach szerszy uśmiech.
- Lubię, bardzo. Znasz przyśpiewkę o córkach lasu? Moja mama mi ją kiedyś śpiewała. - To był punkt zapalny, który chciała podjąć, aby poznać historię dziewczynki. Eurydice poznała ją od jednej z opiekunek, która sama będąc półwilą, opiekowała się młodą lady Lestrange. Dziewczynka podłapała temat, na krótki moment, bo zaraz na jej ustach pojawił się grymas smutku. - Znam, moja mama śpiewała mi ją... - Dziewczynka podjęła się słów łagodnie, choć wybrzmiewał w niej smutek. Dłoń półwili zacisnęła się więc łagodnie, kobieta przystanęła i kucnęła przy dziewczynce, zauważając, jak ludzie gromadzą się i spoglądają na nich z oddali. Kciuk Imogen trafił do twarzy dziecka, łagodnie pogładziła jej policzek. Łzy tliły się krótko, klucz trafił do sedna i rozpętał smutek dziecka, któremu potrzebowała postawić stop. - Nie płacz. - Druga dłoń spłynęła na plecy dziewczynki, a to był bufor, który zastymulował wtulenie się dziewczynki w ciało półwili. Mimo niegodności, mimo tego, że nie powinna, pozwoliła jej na to, tuląc dziewczynkę łagodnie do swojego ciała.
- Nie musimy śpiewać, ale możemy porozmawiać.
Nie powstrzymała się przed ruszeniem z Rigelem w stronę ogrodu, wychwycając srebrzyste włosy pośród tłumu dziecięcych głów, potwierdzenie ze strony lorda Blacka. Troskliwe spojrzenie prześlizgnęło się pośród dziewczęcej sylwetki, usta zbiły się krótko w cienką kreskę.
- Nie będę jej faworyzować, to źle zadziała w dwie strony. Pozwolę sobie na rozmowę z nią, ale nie chcę ani by poczuła się lepsza, ani inne dzieci odebrały to w taki sposób. - Tego była przekonana, sama doświadczała niechęci ze strony innych uczniów, gdy w gronie kadry nauczycielskiej pojawiały się ledwie sygnały symaptii. Podziękowała uśmiechem lordowi, skinęła krótko głową i skierowała swoje kroki w stronę grupy dzieci.
- Margaret? Porozmawiasz ze mną chwilę? - Rzuciła, skupiając na sobie spojrzenia a zaskoczone dziecko skierowało w jej stronę kroki. Sukienka nadawała jej lekkości, włosy błyszczały łagodnie. Spojrzenie błękitnych oczu skupiło się na twarzy Imogen, następnie przybierając na twarzy łagodny uśmiech. Krótkie powitanie polegało na ledwie wyszeptanych słowach, a arystokratka wyciągnęła do dziewczynki dłoń, prosząc ją o ruszenie wspólne, spokojnie, na krótki spacer.
- Margaret. Powiedz mi coś o sobie. Co pamiętasz, co lubisz robić? - Zaczęła łagodnym głosem, kciukiem gładząc dziecięcą twarz. Dziewczynka początkowo wstrzymała oddech, chwilę później zbierając się na falę słów, naturalnych, dziecięcych.
- Ja... lubię kwiatki, szczególnie stokrotki i zwierzęta. - Odpowiedziała naturalnie, dziecięco, bez skrępowania. Chwilę później zacisnęła mocniej dłoń na kobiecej ręce, aby kontynuować. - Lubię tańczyć i lubię śpiewać, a pani lubi? - Uniosła twarz, wyraźnie zaciekawiona. Wtedy to Imogen podjęła się rozmowy, rozkładając na ustach szerszy uśmiech.
- Lubię, bardzo. Znasz przyśpiewkę o córkach lasu? Moja mama mi ją kiedyś śpiewała. - To był punkt zapalny, który chciała podjąć, aby poznać historię dziewczynki. Eurydice poznała ją od jednej z opiekunek, która sama będąc półwilą, opiekowała się młodą lady Lestrange. Dziewczynka podłapała temat, na krótki moment, bo zaraz na jej ustach pojawił się grymas smutku. - Znam, moja mama śpiewała mi ją... - Dziewczynka podjęła się słów łagodnie, choć wybrzmiewał w niej smutek. Dłoń półwili zacisnęła się więc łagodnie, kobieta przystanęła i kucnęła przy dziewczynce, zauważając, jak ludzie gromadzą się i spoglądają na nich z oddali. Kciuk Imogen trafił do twarzy dziecka, łagodnie pogładziła jej policzek. Łzy tliły się krótko, klucz trafił do sedna i rozpętał smutek dziecka, któremu potrzebowała postawić stop. - Nie płacz. - Druga dłoń spłynęła na plecy dziewczynki, a to był bufor, który zastymulował wtulenie się dziewczynki w ciało półwili. Mimo niegodności, mimo tego, że nie powinna, pozwoliła jej na to, tuląc dziewczynkę łagodnie do swojego ciała.
- Nie musimy śpiewać, ale możemy porozmawiać.
ogień, morze i kobieta - trzy nieszczęścia.
Imogen Yaxley
Zawód : dama, poliglotka, tłumaczka języka rosyjskiego
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
rozpalasz ogień, niech płonie
nie mógłby żaden z nich temu
zapobiec
nie mógłby żaden z nich temu
zapobiec
OPCM : 2
UROKI : 2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2
TRANSMUTACJA : 9 +8
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Półwila
Neutralni
Strona 2 z 2 • 1, 2
Sierociniec im. Phoebe Black
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Buckinghamshire