Wnęka
Strona 1 z 2 • 1, 2
AutorWiadomość
Wnęka
Wynik spartaczonego przez magicznych budowlańców remontu znajdujący się w przejściu między gabinetem, a salonem, który odbył się jeszcze za życia dziadków Oyvinda, dzisiaj służy jako główna powierzchnia pracy dla gospodarza. Choć podczas pracy na blacie znajduje się wiele notatek i zapisków, często dotyczących run czy pigmentów, poza czasem użytkowania przestrzeni, ta jest niezwykle zadbana i uporządkowana, w przeciwieństwie do gabinetu.
I den skal Fienderne falde
Dalens sønner i skjiul ei krøb
Oyvind Borgin
Zawód : Pracownik Borgin and Burkes, specjalista od run nordyckich
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Hide away the proof that I had loved you
Never see the truth, that final breakthrough
Never see the truth, that final breakthrough
OPCM : 7
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 9 +2
CZARNA MAGIA : 16 +3
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Choć nie potrzebował dzisiaj zajmować się swoją pracą, lubił być przygotowany na różne wypadki - lubił mieć wszystko gotowe na nagłą potrzebę. Nakładanie klątw w końcu było zajmującym procesem, począwszy od samych baz, przechodząc do zapisywania wszystkiego w odpowiedniej kolejności, kończąc na samej aktywacji. Liczyła się intencja,
Na czystym blacie ułożył przepis. Eliksiry nigdy nie były jego ulubionym przedmiotem, ale jednak bazy w samej przestrzeni łączenia składników nie były niczym wymagającym.
Wyciągnął na blat pojemnik, z którego wyciągnął dwie skorupki jaja kukułki, dorzucając do moździerza wraz z kręgosłupem skorpeny, której choć nie widział nigdy na żywo, czytał nieco o odpowiednich właściwościach mających wzmocnić bazę pod klątwę. Zabrał się do pracy, skutecznie ubijając w moździerzu składniki na proszek, co zajęło dłuższą chwilę. Odsypał proszek do pojemniczka, sięgając do słoika w którym znajdywała się sproszkowana kość guziczna garbatego i dodał dwie płaskie łyżeczki do dopiero co utartego proszku. Po połączeniu wszystkiego dokładnie, zaraz wysypał proszek na szklaną podstawkę, aby utrzeć go wraz ze śliną zakażonego i przygotować swoistego rodzaju pastę w ten sposób.
Szpachelką zebrał szarawą masę do naczynka, przenosząc się z nią do rozgrzanego już kociołka, do którego przeniósł, powoli rozpuszczającą się w nim masę. Po krótkim zagotowaniu, kiedy wywar przybrał kolor wcześniejszych składników, sięgnął po fiolkę z żółtawą cieczą, nie przejmując się charakterystycznym zapachem, który się z niej wydobył po odkorkowaniu. Ostrożnie dodał do wywaru kilka kropli szpiku kostnego, zmniejszając skinieniem różdżki ogień na którym znajdywał się kociołek i z zegarkiem znajdującym się po drugiej stronie pokoju odliczył dokładnie trzydzieści siedem sekund, zanim dwukrotnie zamieszał wywar i zgasił płomień, oczekując rezultatów.
| Serce: szpik kostny
Komponenty plugawe odzwierzęce: skorupki jaja kukułki, kręgosłupem skorpeny
Komponenty plugawe ludzkie: sproszkowana kość guziczna garbatego, ślina zakażonego
ST bazy: 20
I den skal Fienderne falde
Dalens sønner i skjiul ei krøb
Oyvind Borgin
Zawód : Pracownik Borgin and Burkes, specjalista od run nordyckich
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Hide away the proof that I had loved you
Never see the truth, that final breakthrough
Never see the truth, that final breakthrough
OPCM : 7
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 9 +2
CZARNA MAGIA : 16 +3
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Oyvind Borgin' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 95
'k100' : 95
Wywar zdawał się zachowywać zgodnie ze wszystkimi przewidywaniami. W końcu mimo całej jego niechęci do eliksirów, tworzenie podstaw pod nakładanie klątw bardziej przypominało proces tworzenia farb, których podejmował się dla swojej żony. W obu dziedzinach było coś relaksującego i odprężającego, co sprawiało mu przyjemność i pozwalało odetchnąć na moment od całego irytującego go świata - jednocześnie te dziedziny nie wymagały od niego dogłębnego zapoznawania się z roślinnością czy zwierzętami. O ile to pierwsze jeszcze mógłby znieść tak posiadania zwierząt w domu nie pojmował. Wystarczającym obowiązkiem i nieprzyjemnym przymusem było posiadanie w domu sowy służącej jednak do komunikacji.
Po przelaniu bazy do odpowiedniej fiolki i podpisaniu jej, ponownie przystąpił do kociołka, chcąc zająć się dalszymi przygotowaniami i uzupełnianiem swoich zapasów.
Tym razem główny składnik, aby mógł dobrze połączyć się z wybranymi na nowo komponentami, znalazł się w kociołku jako pierwszy. Kolejna doza szpiku kostnego powoli nabierała temperatury, kiedy Oyvind wrócił do pólek ze składnikami. Tym razem w samym kociołku wylądowały zmiażdżone, aby łatwiej było im puścić soki podczas zagotowania, pędy jałowca, a zaraz za nimi zasuszone i skruszone w dłoniach liście dziewanny. Kiedy tylko wywar powoli zaczął zmieniać kolor za sprawą dodanych roślin, Oyvind zamieszał trzykrotnie w kociołku, odwrotnie do wskazówek zegara, po tym odsuwając się na dwa kroki, aby ponownie sięgnąć po potrzebne składniki.
Ze słoika pesetą wyciągnął jedną z ludzkich brodawek, która już po chwili również wpadła do roztworu, cały czas jednak znajdując się gdzieś na powierzchni. Ostrożnie obserwował to, jak wywar ponownie zmienia kolor, nieco ciemniejąc, odliczając zgodnie z uderzeniami zegara odpowiedni czas, który musiał upłynąć przed dodaniem ostatniego składnika. Rzęsa pięknej wręcz od razu rozpadła się w kociołku, kiedy dotknęła powoli bulgoczącego i łączącego się na małym ogniu wywaru. Jeszcze dwie minuty i osiem sekund nim mógł ocenić pełny rezultat swojej pracy.
|| Serce: szpik kostny
Komponenty plugawe roślinne: pędy jałowca, liście dziewanny
Komponenty plugawe ludzkie: ludzka brodawka, rzęsa pięknej
ST bazy: 20
Po przelaniu bazy do odpowiedniej fiolki i podpisaniu jej, ponownie przystąpił do kociołka, chcąc zająć się dalszymi przygotowaniami i uzupełnianiem swoich zapasów.
Tym razem główny składnik, aby mógł dobrze połączyć się z wybranymi na nowo komponentami, znalazł się w kociołku jako pierwszy. Kolejna doza szpiku kostnego powoli nabierała temperatury, kiedy Oyvind wrócił do pólek ze składnikami. Tym razem w samym kociołku wylądowały zmiażdżone, aby łatwiej było im puścić soki podczas zagotowania, pędy jałowca, a zaraz za nimi zasuszone i skruszone w dłoniach liście dziewanny. Kiedy tylko wywar powoli zaczął zmieniać kolor za sprawą dodanych roślin, Oyvind zamieszał trzykrotnie w kociołku, odwrotnie do wskazówek zegara, po tym odsuwając się na dwa kroki, aby ponownie sięgnąć po potrzebne składniki.
Ze słoika pesetą wyciągnął jedną z ludzkich brodawek, która już po chwili również wpadła do roztworu, cały czas jednak znajdując się gdzieś na powierzchni. Ostrożnie obserwował to, jak wywar ponownie zmienia kolor, nieco ciemniejąc, odliczając zgodnie z uderzeniami zegara odpowiedni czas, który musiał upłynąć przed dodaniem ostatniego składnika. Rzęsa pięknej wręcz od razu rozpadła się w kociołku, kiedy dotknęła powoli bulgoczącego i łączącego się na małym ogniu wywaru. Jeszcze dwie minuty i osiem sekund nim mógł ocenić pełny rezultat swojej pracy.
|| Serce: szpik kostny
Komponenty plugawe roślinne: pędy jałowca, liście dziewanny
Komponenty plugawe ludzkie: ludzka brodawka, rzęsa pięknej
ST bazy: 20
I den skal Fienderne falde
Dalens sønner i skjiul ei krøb
Ostatnio zmieniony przez Oyvind Borgin dnia 23.05.22 23:49, w całości zmieniany 1 raz
Oyvind Borgin
Zawód : Pracownik Borgin and Burkes, specjalista od run nordyckich
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Hide away the proof that I had loved you
Never see the truth, that final breakthrough
Never see the truth, that final breakthrough
OPCM : 7
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 9 +2
CZARNA MAGIA : 16 +3
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Oyvind Borgin' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 22
'k100' : 22
Obserwował jak wywar powoli przybierał ciemniejszej barwy, mogącej doskonale nadawać się do użycia jako pigment w jednej z farb, które mógł w przyszłości wykonać. Nie miał ostatnim czasem zbyt wiele wolnych chwil, w których mógłby się oddać relaksującemu zajęciu, którym było tworzenie sztuki i potrzebnych do niej materiałów, ale może dlatego czuł, że dzisiejszy wieczór chciał spędzić właśnie na tworzeniu baz pod klątwy. Musiał pilnować, aby jego zapasy były odpowiednio zaopatrzone - w ostatnich dniach stanowczo to zaniedbał.
W końcu zdjął z ognia kociołek, ponownie przenosząc ciecz do fiolki. Krótka notka na kawałku pergaminu została przypięta do niej - szpik kostny. Nie potrzeba było więcej informacji ani jemu, ani nikomu kto ewentualnie zjawiłby się w tym miejscu. Zresztą, może poza bólem brzucha, wątpił aby cokolwiek innego miało dolegać komuś, kto przypadkiem spożyłby podobną bazę. Nie była ona trująca, co wcale nie oznaczało, że była jadalna. Choć czy spowodowanie niestrawności lub innych uciążliwych dolegliwości mogło być jednoznaczne z nie byciem trującą?
Nie była śmiertelna, nie powinna być. Choć ludzie i czarodzieje niejednokrotnie mieli zaskakującą wolę życia, często uciążliwą w wypadku mugoli. Byli niczym robactwo, które trzeba było wytępić, ale nie był to prosty proces - za każdym razem zdawało się, że wychodziło ich jeszcze więcej ze wszystkich kryjówek. Był to mozolny proces.
Ale nie powinien być takim przygotowanie bazy z ostatniej porcji szpiku kostnego, jaki posiadał w swoich zapasach Oyvind. Powinien to uzupełnić przy najbliższej okazji.
Tym razem pierw skupił się na zagotowaniu trzech kamieni nerkowych wspólnie z woskowiną głuchego, pozwalając aby składniki w wywarze zaczęły się wspólnie łączyć, nadając temu co było w kociołku odpowiednią konsystencję. Do gotującej się substancji dodał swoją ostatnią porcję szpiku kostnego. Chcą tym razem uzyskać nieco bardziej czerwonawy kolor, zdecydował się sięgnąć po nasiona granatu oraz cebule tulipana, dodając je również do wywaru.
Zostało mu jedynie odczekać na efekt i obserwować jak zawartość kociołka zmienia swoją barwę.
| Serce: szpik kostny
Komponenty plugawe roślinne: nasiona granatu, cebule tulipana
Komponenty plugawe ludzkie: kamienie nerkowe, woskowina głuchego
ST bazy: 20
W końcu zdjął z ognia kociołek, ponownie przenosząc ciecz do fiolki. Krótka notka na kawałku pergaminu została przypięta do niej - szpik kostny. Nie potrzeba było więcej informacji ani jemu, ani nikomu kto ewentualnie zjawiłby się w tym miejscu. Zresztą, może poza bólem brzucha, wątpił aby cokolwiek innego miało dolegać komuś, kto przypadkiem spożyłby podobną bazę. Nie była ona trująca, co wcale nie oznaczało, że była jadalna. Choć czy spowodowanie niestrawności lub innych uciążliwych dolegliwości mogło być jednoznaczne z nie byciem trującą?
Nie była śmiertelna, nie powinna być. Choć ludzie i czarodzieje niejednokrotnie mieli zaskakującą wolę życia, często uciążliwą w wypadku mugoli. Byli niczym robactwo, które trzeba było wytępić, ale nie był to prosty proces - za każdym razem zdawało się, że wychodziło ich jeszcze więcej ze wszystkich kryjówek. Był to mozolny proces.
Ale nie powinien być takim przygotowanie bazy z ostatniej porcji szpiku kostnego, jaki posiadał w swoich zapasach Oyvind. Powinien to uzupełnić przy najbliższej okazji.
Tym razem pierw skupił się na zagotowaniu trzech kamieni nerkowych wspólnie z woskowiną głuchego, pozwalając aby składniki w wywarze zaczęły się wspólnie łączyć, nadając temu co było w kociołku odpowiednią konsystencję. Do gotującej się substancji dodał swoją ostatnią porcję szpiku kostnego. Chcą tym razem uzyskać nieco bardziej czerwonawy kolor, zdecydował się sięgnąć po nasiona granatu oraz cebule tulipana, dodając je również do wywaru.
Zostało mu jedynie odczekać na efekt i obserwować jak zawartość kociołka zmienia swoją barwę.
| Serce: szpik kostny
Komponenty plugawe roślinne: nasiona granatu, cebule tulipana
Komponenty plugawe ludzkie: kamienie nerkowe, woskowina głuchego
ST bazy: 20
I den skal Fienderne falde
Dalens sønner i skjiul ei krøb
Oyvind Borgin
Zawód : Pracownik Borgin and Burkes, specjalista od run nordyckich
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Hide away the proof that I had loved you
Never see the truth, that final breakthrough
Never see the truth, that final breakthrough
OPCM : 7
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 9 +2
CZARNA MAGIA : 16 +3
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Oyvind Borgin' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 47
'k100' : 47
Wywar powoli dochodził, przybierając czerwonawe odcienie, kiedy Oyvind odsunął się i przystąpił do przygotowania kolejnych składników na bazę, kiedy ta poprzednia bezpiecznie dochodziła wciąż w kociołku.
Zerknął na moment przez okno znajdujące się w salonie, słysząc uderzenia w zakurzoną szybę. Znów padało, ale wcale nie przeszkadzał mu ten naturalny fenomen. Był przyzwyczajony do chłodniejszej i zimnej pogody, choć wilgoć wysp brytyjskich była zupełnie inna niż ta, z którą spotykał się w Norwegii. Tęsknił czasem za Skandynawią - budził się w nim ten żal za miejscem, w którym wiedział, że nigdy nie będzie dane mu się osiąść na stałe. Nie po tym, co miało miejsce - po tym, że ich przodkowie nie mieli już tam miejsca.
Możliwe, że nie lubił ciepłych dni właśnie dlatego, że były tak inne od tego, co miał blisko serca - od chłodu Norwegii, od chłodu północy.
Kiedy wyciągnął już wszystkie składniki, przeszedł z powrotem do kociołka, aby przelać swój poprzedni wywar do odpowiedniej fiolki i po tym znów odpowiednio podpisał fiolkę.
Szybkim zaklęciem pozbył się resztek wywaru, tak aby nic nie weszło w reakcję z pozostałościami szpiku kostnego. Wolał zachować ostrożność, bo łączenie różnych serc baz w wypadku eliksirów mogło przynieść często niechciany efekt.
Gałka oczna znalazła się pierwsza w kociołku, a razem z nią oczy gnoma. Odliczył siedem sekund nim wrzucił do środka osiem igieł jadowych jeżowca, obserwując jak jad rozpuszcza błonę trzymającą w całości pływające w wywarze gałki oczne i jak powoli wszystko zmienia się w jedną masę. Nie był to jednak koniec w kwestii tego, co potrzebne było do poprawnego uwarzenia bazy.
Ruchem różdżki zwiększył ogień pod kociołkiem, chcąc aby wywar powoli przechodził do bulgotania.
Ząb mądrości znalazł się w moździerzu, zgodnie z radami jego dziadka. Niech wywar bulgocze tak długo jak zajmuje sproszkowanie zęba mądrości i dodanie go do wywaru - więc i ogień zmniejszył się dopiero, gdy Oyvind dosypał sproszkowanej kości. Wywar zdawał się wręcz od razu wchłonąć proszek, a chwilę po tym, kiedy wywar zaczynał stygnąć zdjęty z ognia, mężczyzna dodał kilka kropel łez rozpaczy, zamieszując cztery razy zgodnie z ruchem wskazówek zegarka i czekając na efekt.
| Serce: gałka oczna
Komponenty plugawe odzwierzęce: oczy gnoma, igły jadowe jeżowca
Komponenty plugawe ludzkie: ząb mądrości, łzy rozpaczy
ST bazy: 15
Zerknął na moment przez okno znajdujące się w salonie, słysząc uderzenia w zakurzoną szybę. Znów padało, ale wcale nie przeszkadzał mu ten naturalny fenomen. Był przyzwyczajony do chłodniejszej i zimnej pogody, choć wilgoć wysp brytyjskich była zupełnie inna niż ta, z którą spotykał się w Norwegii. Tęsknił czasem za Skandynawią - budził się w nim ten żal za miejscem, w którym wiedział, że nigdy nie będzie dane mu się osiąść na stałe. Nie po tym, co miało miejsce - po tym, że ich przodkowie nie mieli już tam miejsca.
Możliwe, że nie lubił ciepłych dni właśnie dlatego, że były tak inne od tego, co miał blisko serca - od chłodu Norwegii, od chłodu północy.
Kiedy wyciągnął już wszystkie składniki, przeszedł z powrotem do kociołka, aby przelać swój poprzedni wywar do odpowiedniej fiolki i po tym znów odpowiednio podpisał fiolkę.
Szybkim zaklęciem pozbył się resztek wywaru, tak aby nic nie weszło w reakcję z pozostałościami szpiku kostnego. Wolał zachować ostrożność, bo łączenie różnych serc baz w wypadku eliksirów mogło przynieść często niechciany efekt.
Gałka oczna znalazła się pierwsza w kociołku, a razem z nią oczy gnoma. Odliczył siedem sekund nim wrzucił do środka osiem igieł jadowych jeżowca, obserwując jak jad rozpuszcza błonę trzymającą w całości pływające w wywarze gałki oczne i jak powoli wszystko zmienia się w jedną masę. Nie był to jednak koniec w kwestii tego, co potrzebne było do poprawnego uwarzenia bazy.
Ruchem różdżki zwiększył ogień pod kociołkiem, chcąc aby wywar powoli przechodził do bulgotania.
Ząb mądrości znalazł się w moździerzu, zgodnie z radami jego dziadka. Niech wywar bulgocze tak długo jak zajmuje sproszkowanie zęba mądrości i dodanie go do wywaru - więc i ogień zmniejszył się dopiero, gdy Oyvind dosypał sproszkowanej kości. Wywar zdawał się wręcz od razu wchłonąć proszek, a chwilę po tym, kiedy wywar zaczynał stygnąć zdjęty z ognia, mężczyzna dodał kilka kropel łez rozpaczy, zamieszując cztery razy zgodnie z ruchem wskazówek zegarka i czekając na efekt.
| Serce: gałka oczna
Komponenty plugawe odzwierzęce: oczy gnoma, igły jadowe jeżowca
Komponenty plugawe ludzkie: ząb mądrości, łzy rozpaczy
ST bazy: 15
I den skal Fienderne falde
Dalens sønner i skjiul ei krøb
Oyvind Borgin
Zawód : Pracownik Borgin and Burkes, specjalista od run nordyckich
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Hide away the proof that I had loved you
Never see the truth, that final breakthrough
Never see the truth, that final breakthrough
OPCM : 7
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 9 +2
CZARNA MAGIA : 16 +3
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Oyvind Borgin' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 52
'k100' : 52
Odlał spreparowany z dodatkiem gałki ocznej roztwór tuszo podobny na bok, odpowiednio go znakując dla komfortu własnej, późniejszej pracy z nim, a po tym przesunął jeszcze wzrokiem po tym, co potrzebował zrobić przed posprzątaniem mieszkania i odpoczynku, aby być w pełni sił przed kolejnym dniem.
Jego wzrok przykuła torba, którą przyniósł do domu. Specjalnie nadłożył dzisiaj drogi, uśmiechając się pod nosem i zaraz wyjmując ze środka skórzany folder z mniejszym menu w środku, przedstawiającym ofertę kawiarni czekoladowej perły. Skoro już miał spotkać się z Elvirą w tym miejscu, powinien postarać się przygotować dla niej coś interesującego, jak na gospodarza spotkania przystało, nieprawdaż?
Tym bardziej, że już nie mieszkała w Londynie. Miał pewność, że teraz bardziej niż kiedykolwiek wcześniej miała kontakt z różnorodnymi zwierzętami - a on wiedział doskonale, w jaki sposób mógł jej utrudnić chociaż odrobinę życie w tej materii.
Ostrożnie sięgnął po jeden z pędzli, który choć zniszczony i stary, przypominał te stosowane w kaligrafii.
Zanurzył w przygotowanym roztworze, zaczynając kreślić runy w pełnym skupieniu na papierowym, wysuwanym z folderu menu z kawiarni, odpowiednie runy odpowiadające ja klątwę błotną - tę, która miała powodować agresję wśród zwierząt w stronę osoby przeklętej. Bazująca na runie algiz, utożsamianą z obroną i bezpieczeństwem, jako odwrócona miała na zadanie zaburzać te dwie, często niezwykle istotne rzeczy w życiu.
Istniały klątwy potężne i wyniszczające od środka, jednak nie było jego celem zamordowanie Elviry czy doprowadzenie jej na skraj wytrzymałości - w końcu była wiedźmą czystej krwi, nawet jeśli nie najlepszym jego osobnikiem, to wciąż nie miał większych powodów do przelewania podobnej krwi. Jednak uwielbiał klątwy złośliwe w swej prostocie. Może zajmie kobiecie nieco więcej czasu odgadnięcie, że padła jako ofiara podobnej? W końcu złośliwość zwierząt, szczególnie tych dzikich, zdawała się być czymś wynikającym z natury, a nie z klątw.
Ostatecznie na odwrocie karty menu znalazł się szyk run spisany przy pomocy bazy ze szpiku kostnego, z dominującą runą algiz.
| Klątwa nakładana na tutaj wyniesione menu.
Zużywam bazę ze szpiku kostnego. ST klątwy błotnej 50.
Jego wzrok przykuła torba, którą przyniósł do domu. Specjalnie nadłożył dzisiaj drogi, uśmiechając się pod nosem i zaraz wyjmując ze środka skórzany folder z mniejszym menu w środku, przedstawiającym ofertę kawiarni czekoladowej perły. Skoro już miał spotkać się z Elvirą w tym miejscu, powinien postarać się przygotować dla niej coś interesującego, jak na gospodarza spotkania przystało, nieprawdaż?
Tym bardziej, że już nie mieszkała w Londynie. Miał pewność, że teraz bardziej niż kiedykolwiek wcześniej miała kontakt z różnorodnymi zwierzętami - a on wiedział doskonale, w jaki sposób mógł jej utrudnić chociaż odrobinę życie w tej materii.
Ostrożnie sięgnął po jeden z pędzli, który choć zniszczony i stary, przypominał te stosowane w kaligrafii.
Zanurzył w przygotowanym roztworze, zaczynając kreślić runy w pełnym skupieniu na papierowym, wysuwanym z folderu menu z kawiarni, odpowiednie runy odpowiadające ja klątwę błotną - tę, która miała powodować agresję wśród zwierząt w stronę osoby przeklętej. Bazująca na runie algiz, utożsamianą z obroną i bezpieczeństwem, jako odwrócona miała na zadanie zaburzać te dwie, często niezwykle istotne rzeczy w życiu.
Istniały klątwy potężne i wyniszczające od środka, jednak nie było jego celem zamordowanie Elviry czy doprowadzenie jej na skraj wytrzymałości - w końcu była wiedźmą czystej krwi, nawet jeśli nie najlepszym jego osobnikiem, to wciąż nie miał większych powodów do przelewania podobnej krwi. Jednak uwielbiał klątwy złośliwe w swej prostocie. Może zajmie kobiecie nieco więcej czasu odgadnięcie, że padła jako ofiara podobnej? W końcu złośliwość zwierząt, szczególnie tych dzikich, zdawała się być czymś wynikającym z natury, a nie z klątw.
Ostatecznie na odwrocie karty menu znalazł się szyk run spisany przy pomocy bazy ze szpiku kostnego, z dominującą runą algiz.
| Klątwa nakładana na tutaj wyniesione menu.
Zużywam bazę ze szpiku kostnego. ST klątwy błotnej 50.
I den skal Fienderne falde
Dalens sønner i skjiul ei krøb
Oyvind Borgin
Zawód : Pracownik Borgin and Burkes, specjalista od run nordyckich
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Hide away the proof that I had loved you
Never see the truth, that final breakthrough
Never see the truth, that final breakthrough
OPCM : 7
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 9 +2
CZARNA MAGIA : 16 +3
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Oyvind Borgin' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 93
--------------------------------
#2 'k10' : 2
#1 'k100' : 93
--------------------------------
#2 'k10' : 2
Żałował braku wystarczającej ilości snu, choć wcale nie mógł powiedzieć, aby żałował wesela Sallowów, na którym spędził dzień wcześniej przyjemny czas. Pałac zimowy był niezwykle urokliwy w swoim wystroju, a również i udało mu się spędzić miłe chwile z czarownicami i czarodziejami na odpowiednim poziomie. Życie salonowe nie było czymś, do czego aspirował - nie chciał brylować w towarzystwie w ten sposób, znacznie bardziej woląc skupić się na swoich własnych zainteresowanych i pracy.
Decyzja na temat tego, gdzie miał zamieszkać Ull, została podjęta już wcześniej - po części również wcale nie dziwił się, że ich rodzicom znacznie bardziej odpowiadało, aby najmłodszy syn nie znajdywał się bezpośrednio pod ich skrzydłami. Powinien stanąć o własnych nogach, znaleźć odpowiednią pracę...
- Jeśli będziesz potrzebował gdzieś eskorty, przypomnij mi. Wiesz jak wygląda Nokturn - przypomniał bratu, wnosząc jego walizki do mieszkania, które kiedyś należało do ich dziadka od strony ojca. Wiele książek i przedmiotów znajdywało się w tym mieszkaniu nieruszonych już od lat - nawet jeśli Freya zawsze starała się dodać nieco więcej życia i barw temu miejscu, wiele elementów pozostawało bez zmiennych. Podobnie jak po jej śmierci - nie przemeblował zbyt wielu rzeczy, a nawet nawyknął rzeczywiście do uzupełniania jednego z wazonów w salonie kwiatami, tak jak zdarzało mu się to robić kiedy jeszcze żyła. Może była to kwestia rzeczywiście faktu, że jej duch wciąż czasem się tutaj pojawiał...
Sięgnął po klatkę z sową młodszego, słysząc od razu irytujący skrzek podekscytowania Frode. Z westchnięciem sięgnął do swojej kieszeni po różdżkę, jednym ruchem otwierając klatkę tak, aby sowa mogła wylecieć z niej. Nie przepadał za tym jak te chciały się przywitać, i jak Frode była podekscytowana na jakiekolwiek dodatkowe zwierzęta w mieszkaniu, ale nauczył się również, że więcej spokoju dostanie, kiedy wylatają się już teraz.
- Będziesz w sypialni gościnnej. Zostawiłem tam również kilka obrazów Freyi, wiem że je lubisz - oznajmił spokojnie, kolejnym ruchem różdżki posyłając bagaże młodszego brata w stronę odpowiedniego pomieszczenia. Po tym skierował swoje kroki w kierunku kuchni. Było po nim widać, że był zadowolony - ale jednocześnie zmęczony. Nie zrzędliwy, nie podirytowany. Zwyczajnie w świecie niedospany.
Czajnik z wodą wylądował na palniku, który również zaraz się podpalił.
- Mam czarną herbatę, i masz również szczęście, bo udało mi się kupić nieco cukru. Jesteś głodny? Możemy zjeść na Pokątnej dzisiaj - zaproponował, wyciągając dwa kubki. Właściwie to nie pamiętał czy pił w ostatnich miesiącach herbatę poza miejscem pracy i poza kawiarnią - chociaż i w tych preferował kawę. Zdawała mu się bardziej... luksusowa? Ciężej dostępna? Choć w smaku wciąż nie dorównywała tej sprzed czasów wojny. Kryzys ekonomiczny doskwierał im wszystkim, a jako człowiek znający się choć odrobinę na finansach i obrocie towarem, dostrzegał jak wiele szkód to wszystko wyrządzało.
- Jak się czujesz po podróży? - zapytał w końcu, sypiąc po odpowiedniej ilości herbaty do dzbanka i wyciągając cukier. - Usiądź, odpocznij, jesteś w końcu w domu, prawda? - dodał spokojnie, zalewając dzbanek wrzącą wodą i ustawiając na tacce. Podniósł ją, niosąc na stół i siadając przy nim. Znów przesunął spojrzenie na Ulla. - Myślałeś już o pracy, jaką będziesz chciał podjąć? Jeśli w sklepie tutaj na Nokturnie, mogę porozmawiać z lordem Edgarem na ten temat. Na pewno nie miałby nic przeciwko. Jeśli będziesz potrzebował pomocy z czymkolwiek, nie czekaj na nic, po prostu mi powiedz - mówił spokojnie, nalewając po herbacie dla siebie i dla brata. Wiedział, że kraj przez wojnę wyglądał zupełnie inaczej niż Ull go zapamiętał - ale to nie było nic, czego nie mógłby go nauczyć. Musiał wiedzieć gdzie chodzić, a gdzie nie - że nie były to czasy, w których mógł sobie pozwolić na swobodne podróże. Musiał uważać, w końcu był jeszcze młody i stanowczo zbyt ufny. A on miał być za niego odpowiedzialny.
I den skal Fienderne falde
Dalens sønner i skjiul ei krøb
Oyvind Borgin
Zawód : Pracownik Borgin and Burkes, specjalista od run nordyckich
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Hide away the proof that I had loved you
Never see the truth, that final breakthrough
Never see the truth, that final breakthrough
OPCM : 7
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 9 +2
CZARNA MAGIA : 16 +3
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Ostatni rok w Durmstrang minął mu jak z bicza strzelił; zdecydowanie zbyt szybko i zbyt chaotycznie, jak każdy poprzedni z resztą.. Z tą różnicą, że, właśnie, to był ten ostatni. Kilka lat wstecz był przekonany, że po skończeniu szkoły będzie mądry, dorosły, że będzie doskonale wiedział co chce dalej ze sobą zrobić i że na pewno będzie miał cały zestaw umiejętności, gotowych do użycia w prawdziwym świecie.. Nie. Ani trochę. Mały Ull był cholernie naiwny myśląc, że po skończeniu szkoły w jakiś magiczny sposób coś się zmieni. Nic się nie zmieniło. Wciąż był tym samym, idiotycznie podatnym na perswazję, niezbyt przydatnym i zdecydowanie zbyt łatwowiernym dzieciakiem, z tą różnicą, że rzeczywiście był trochę wyższy i może odrobinę lepiej zbudowany. Oprócz tego? Miał takie samo siano w głowie.
Nie łudził się, że wybór miejsca, w którym miał się zatrzymać na jakiś bliżej nieokreślony czas, był jego wyborem. Tak, jasne, padło takie pytanie w pewnym momencie i oczywiście, że wybrałby mieszkanie z Oyvindem zawsze, nad wiecznym stresem związanym z niespełnianiem oczekiwań rodziców. Nie wątpił też, że Oy będzie miał wobec niego swój własny zestaw oczekiwań, ale łudził się, że tym będzie trochę łatwiej sprostać, albo że przynajmniej będzie dla niego trochę łagodniejszy. Pewnie był to kolejny przejaw naiwności Ulla.
Odpowiedział mu przytakującym pomrukiem, bardziej zajęty rozglądaniem się po mieszkaniu zaraz po wejściu, niż rzeczywiście słuchaniem. Z natury nie był jakoś specjalnie rozgadany, a nawet jeśli, zmęczenie grało tutaj główną rolę. Nawet nie pomyślał o tym, żeby tachać dalej te wszystkie toboły, czy wtrącić swoje trzy grosze o tym, że da sobie radę; nie widział w tym sensu w tym konkretnym momencie i jeśli tylko starszy brat chciał mu pomóc, to pewnie, nie chciał się sprzeciwiać. Podążając za starszym mężczyzną nieco wolniejszym krokiem, brał swój czas, by zatrzymać się przy co ciekawiej wyglądających grzbietach książek. Tak, oceniał książki po grzbietach. W tym momencie. Był zmęczony. Dygnął, lekko spłoszony, nie spodziewając się nieznanego skrzeku innej sowy, zaraz potem prychnął sam na siebie, kręcąc z niedowierzaniem głową. Tak, Ull. Padnij na zawał przez sowy. Uśmiechnął się jednak mimochodem obserwując dwa ptaszyska, zwłaszcza, że Ratatoskr postanowił nawet zachować się kulturalnie i nie pokazywać swojego temperamentu. To, albo po prostu nowe miejsce sprawiało, że nie czuł się jeszcze do końca pewnie; mógłby zrozumieć, sam czuł się podobnie.
- Tak. Dziękuję. - lekki uśmiech pozostał na jego twarzy, kiedy brat wspomniał o obrazach swojej zmarłej żony. Żałował tylko, że po jej kreatywności zostały same obrazy; zdecydowanie zbyt mało czasu z nią spędził i gdyby tylko mógł się cofnąć w czasie, nie dałby jej spokoju, dopóki nie zgodziłaby się na jakąś małą, twórczą sesję. Rozpakowanie swoich gratów i ułożenie się w przestrzeni gościnnej sypialni zostawiał sobie jednak w liście zadań dla Ulla w przyszłości. Ten teraźniejszy nie miał na to najmniejszej ochoty. - Nie wiem dlaczego, nie podejrzewałbym cię o posiadanie kwiatów. - wtrącił luźno, robiąc mentalną notatkę, żeby później przyglądnąć się im z bliska. Nie chciał być niegrzeczny i przerywać bratu, wiadomo. Kuchnia wydawała mu się bardziej interesująca od roślinek, przynajmniej na tamtą chwilę. Natłok informacji płynący z ust rudzielca, przyprawiał go jednak o lekki ból głowy; on sam z resztą wyglądał na zmęczonego, co Ull stwierdził, kiedy już zatrzymał spojrzenie na piegowatej twarzy brata na chwilę dłużej.
- Wiesz co, wydaje mi się, że obydwoje jesteśmy zmęczeni.. Możemy coś po prostu ugotować? - właściwie nie był jakoś specjalnie głodny, ale też nie miał ochoty wyściubiać nosa za drzwi tego mieszkania, przynajmniej przez następną dobę. Właściwie, im dłużej myślał o tym gotowaniu, tym bardziej był przekonany, że mógłby nawet coś sam spróbować zrobić, gdyby starszy Borgin nie miał na to ochoty. Rzucanie garnkami było całkiem niezłą zabawą.
- W porządku. - musiał się bardzo mocno powstrzymać przed wywróceniem oczami, kiedy usłyszał dalszą część pytań, jakie miał dla niego brat. Z jednej strony doceniał, że wyraźnie zależało mu na tym, by odnalazł się jak najszybciej w swoich nowych realiach, a z drugiej.. Dałby mu chwilę odetchnąć. Odrobinkę. Jeden dzień?
- Właściwie to chciałem pracować w jubilerskim Blythe'ów. - wzruszył ramionami, przyglądając się twarzy brata uważnie, by nie przegapić jego pierwszej reakcji na tą informację. Nie pamiętał, czy kiedyś mu o tym wspominał; właściwie wcale by się nie zdziwił, gdyby po prostu o tym zapomniał. Nigdy też nie przejawił ani odrobiny zainteresowania wobec sklepu na Nokturnie.. Z jakiegoś powodu myśl o tym, że być może to było to pierwsze oczekiwanie, które właśnie zawodził, sprawiła, że jego żołądek zawiązał się nerwowo w supeł, odbierając śladowe ilości apetytu, które mógł posiadać. - Jeśli to nie problem. - dodał dość szybko, marszcząc lekko brwi, chcąc zdusić ewentualny konflikt w zarodku. Nie miał siły na sprzeczki na dzień dobry.
Nie łudził się, że wybór miejsca, w którym miał się zatrzymać na jakiś bliżej nieokreślony czas, był jego wyborem. Tak, jasne, padło takie pytanie w pewnym momencie i oczywiście, że wybrałby mieszkanie z Oyvindem zawsze, nad wiecznym stresem związanym z niespełnianiem oczekiwań rodziców. Nie wątpił też, że Oy będzie miał wobec niego swój własny zestaw oczekiwań, ale łudził się, że tym będzie trochę łatwiej sprostać, albo że przynajmniej będzie dla niego trochę łagodniejszy. Pewnie był to kolejny przejaw naiwności Ulla.
Odpowiedział mu przytakującym pomrukiem, bardziej zajęty rozglądaniem się po mieszkaniu zaraz po wejściu, niż rzeczywiście słuchaniem. Z natury nie był jakoś specjalnie rozgadany, a nawet jeśli, zmęczenie grało tutaj główną rolę. Nawet nie pomyślał o tym, żeby tachać dalej te wszystkie toboły, czy wtrącić swoje trzy grosze o tym, że da sobie radę; nie widział w tym sensu w tym konkretnym momencie i jeśli tylko starszy brat chciał mu pomóc, to pewnie, nie chciał się sprzeciwiać. Podążając za starszym mężczyzną nieco wolniejszym krokiem, brał swój czas, by zatrzymać się przy co ciekawiej wyglądających grzbietach książek. Tak, oceniał książki po grzbietach. W tym momencie. Był zmęczony. Dygnął, lekko spłoszony, nie spodziewając się nieznanego skrzeku innej sowy, zaraz potem prychnął sam na siebie, kręcąc z niedowierzaniem głową. Tak, Ull. Padnij na zawał przez sowy. Uśmiechnął się jednak mimochodem obserwując dwa ptaszyska, zwłaszcza, że Ratatoskr postanowił nawet zachować się kulturalnie i nie pokazywać swojego temperamentu. To, albo po prostu nowe miejsce sprawiało, że nie czuł się jeszcze do końca pewnie; mógłby zrozumieć, sam czuł się podobnie.
- Tak. Dziękuję. - lekki uśmiech pozostał na jego twarzy, kiedy brat wspomniał o obrazach swojej zmarłej żony. Żałował tylko, że po jej kreatywności zostały same obrazy; zdecydowanie zbyt mało czasu z nią spędził i gdyby tylko mógł się cofnąć w czasie, nie dałby jej spokoju, dopóki nie zgodziłaby się na jakąś małą, twórczą sesję. Rozpakowanie swoich gratów i ułożenie się w przestrzeni gościnnej sypialni zostawiał sobie jednak w liście zadań dla Ulla w przyszłości. Ten teraźniejszy nie miał na to najmniejszej ochoty. - Nie wiem dlaczego, nie podejrzewałbym cię o posiadanie kwiatów. - wtrącił luźno, robiąc mentalną notatkę, żeby później przyglądnąć się im z bliska. Nie chciał być niegrzeczny i przerywać bratu, wiadomo. Kuchnia wydawała mu się bardziej interesująca od roślinek, przynajmniej na tamtą chwilę. Natłok informacji płynący z ust rudzielca, przyprawiał go jednak o lekki ból głowy; on sam z resztą wyglądał na zmęczonego, co Ull stwierdził, kiedy już zatrzymał spojrzenie na piegowatej twarzy brata na chwilę dłużej.
- Wiesz co, wydaje mi się, że obydwoje jesteśmy zmęczeni.. Możemy coś po prostu ugotować? - właściwie nie był jakoś specjalnie głodny, ale też nie miał ochoty wyściubiać nosa za drzwi tego mieszkania, przynajmniej przez następną dobę. Właściwie, im dłużej myślał o tym gotowaniu, tym bardziej był przekonany, że mógłby nawet coś sam spróbować zrobić, gdyby starszy Borgin nie miał na to ochoty. Rzucanie garnkami było całkiem niezłą zabawą.
- W porządku. - musiał się bardzo mocno powstrzymać przed wywróceniem oczami, kiedy usłyszał dalszą część pytań, jakie miał dla niego brat. Z jednej strony doceniał, że wyraźnie zależało mu na tym, by odnalazł się jak najszybciej w swoich nowych realiach, a z drugiej.. Dałby mu chwilę odetchnąć. Odrobinkę. Jeden dzień?
- Właściwie to chciałem pracować w jubilerskim Blythe'ów. - wzruszył ramionami, przyglądając się twarzy brata uważnie, by nie przegapić jego pierwszej reakcji na tą informację. Nie pamiętał, czy kiedyś mu o tym wspominał; właściwie wcale by się nie zdziwił, gdyby po prostu o tym zapomniał. Nigdy też nie przejawił ani odrobiny zainteresowania wobec sklepu na Nokturnie.. Z jakiegoś powodu myśl o tym, że być może to było to pierwsze oczekiwanie, które właśnie zawodził, sprawiła, że jego żołądek zawiązał się nerwowo w supeł, odbierając śladowe ilości apetytu, które mógł posiadać. - Jeśli to nie problem. - dodał dość szybko, marszcząc lekko brwi, chcąc zdusić ewentualny konflikt w zarodku. Nie miał siły na sprzeczki na dzień dobry.
Mimochodem skierował wzrok na kwiaty, do których odnosił się młodszy brat. Nie notował, kiedy je wkładał do wazonu - czy lubił je? Nie był pewny. Tym bardziej, że w mieszkaniu na Nokturnie zdawały się być bardziej niż groteskowe - ale tak samo mieszkanie w tym miejscu z kobietą jak już zmarła pani Borgin. Nie pasowała tutaj - nie pasowała do Nokturnu, nie pasowała do Londynu, a już z pewnością nie pasowała do Anglii.
- Nawyk, nic więcej. Freya lubiła świeże kwiaty - odpowiedział zupełnie spokojnie, niekoniecznie chętny do kontynuowania tej kwestii. Choć może bardziej było to za sprawą zmęczenia?
Nie był jednak fanem pomysłu o gotowaniu - nie był zwolennikiem gotowania samemu. - Jeśli nie jesteś głodny, nie musimy gotować teraz. Później muszę wstąpić do sklepu, żeby sprawdzić czy zamówienia dla klientów przybyły, miały być wczoraj, ale rzecznik ministra wyprawiał wczoraj ślub, a podobnych wydarzeń się nie opuszcza. Wracając jednak, mogę po drodze wstąpić do lokalu aby wziąć coś na wynos dla nas - wyjaśnił spokojnie, od razu podając bratu powód własnego zmęczenia. Kontakty z innymi czarodziejami, równie wpływowymi co Cornelius, były w końcu istotne. Ich dziadek ich na to uczulił za życia. Nie bez powodu nauczał ich etykiety, historii magii i tego, jaką drogę przebyli w Anglii - w jaki sposób rodzica Burke wyświadczyła im przysługę i w jaki sposób w końcu sprawiła, że Durrham, a później i Anglia, stały się ich domem.
Tak jak teraz sam musiał i również chciał poprowadzić brata. W końcu sam był kilka lat temu w podobnej sytuacji - choć wojenna rzeczywistość Anglii prezentowała się zupełnie inaczej dzisiaj niż dziesięć lat temu, kiedy on sam ukończył szkołę. Powrót z Norwegii zdawał się czymś... odrealnionym wtedy. Była tak inna od Anglii, od brudnych ulic Londynu, choć teraz rzeczywiście te ulice były znacznie czystsze niż przed laty. Brak mugoli wpływał pozytywnie - nawet jeśli zniszczenia miasta wciąż były widoczne.
- Jubilerskim? - powtórzył nieco zaskoczony na słowa brata. Zastanowił się jednak nad tym przez chwilę - a z jego mimiki jak zwykle trudno było wyczytać konkretną emocję. Zadowolenie, a może zawód? Zazwyczaj jego spojrzenie wyłącznie świdrowało, a mimika wskazywała na neutralne nastawienie do rozmówcy. Również teraz błękitne oczy Oyvinda padły na brata, jakby obserwując jego osobę i czy na pewno był pewny podjętej decyzji.
Nie, aby uważał wyrabianie biżuterii za zły zawód. Wręcz przeciwnie - zdawał mu się być przyszłościowy, szczególnie posiadając powiązania rodzinne w sklepie, w którym chciał pracować. Wielu czarodziejów również mogło potrzebować biżuterii - od drobnych podarków po pierścionki zaręczynowe. To był dobry zawód, aby zdobyć przychylność wśród czarodziejskiej socjety.
- Problem? Oh, nie, nie, spokojnie - zapewnił, sięgając po filiżankę z herbatą. Uniósł ją do warg, na moment się wahając zanim upił łyk. - To dobry zawód. Rozmawiałeś już na ten temat w sklepie czy nie miałeś okazji? Warto wysłać pierw list, i naturalnie zjawić się osobiście na miejscu. Nie musisz tego robić natychmiast rzecz jasna - ale miej to na uwadze w przyszłości, kiedy się zaaklimatyzujesz na nowo w Londynie - powiedział spokojnie, a po tym zmarszczył brwi na moment. Odłożył filiżankę na stół.
- Mówiąc o zaklimatyzowaniu, pamiętaj, że panuje wojna. Musisz być ostrożny. Jeśli cokolwiek się wydarzy, musisz bezzwłocznie dać mi znać lub teleportować się samemu, rozumiesz? Przygotuję również dla ciebie świstoklik na wszelki wypadek, gdybyś znalazł się w niebezpieczeństwie i musiał uciekać - zapewnił, choć nie był pewny czy młodszy brat go w tej chwili słuchał w jakikolwiek sposób - nie mógł sobie tego zagwarantować, że zapamięta ich rozmowę zanim położy się spać. - Mogę zostawić ci kilka starszych egzemplarzy Walczącego Maga jeśli potrzebujesz zapoznać się z aktualną sytuacją w kraju. Sieć fiuu również już działa, więc nie powinieneś mieć problemów z korzystaniem z niej - mówił powoli i spokojnie, jakby ważąc każde słowa. Nie chciał straszyć brata - wręcz przeciwnie, zależało mu na jego bezpieczeństwie. Chciał, aby młodszy był świadomy tego, co działo się w kraju.
- Nawyk, nic więcej. Freya lubiła świeże kwiaty - odpowiedział zupełnie spokojnie, niekoniecznie chętny do kontynuowania tej kwestii. Choć może bardziej było to za sprawą zmęczenia?
Nie był jednak fanem pomysłu o gotowaniu - nie był zwolennikiem gotowania samemu. - Jeśli nie jesteś głodny, nie musimy gotować teraz. Później muszę wstąpić do sklepu, żeby sprawdzić czy zamówienia dla klientów przybyły, miały być wczoraj, ale rzecznik ministra wyprawiał wczoraj ślub, a podobnych wydarzeń się nie opuszcza. Wracając jednak, mogę po drodze wstąpić do lokalu aby wziąć coś na wynos dla nas - wyjaśnił spokojnie, od razu podając bratu powód własnego zmęczenia. Kontakty z innymi czarodziejami, równie wpływowymi co Cornelius, były w końcu istotne. Ich dziadek ich na to uczulił za życia. Nie bez powodu nauczał ich etykiety, historii magii i tego, jaką drogę przebyli w Anglii - w jaki sposób rodzica Burke wyświadczyła im przysługę i w jaki sposób w końcu sprawiła, że Durrham, a później i Anglia, stały się ich domem.
Tak jak teraz sam musiał i również chciał poprowadzić brata. W końcu sam był kilka lat temu w podobnej sytuacji - choć wojenna rzeczywistość Anglii prezentowała się zupełnie inaczej dzisiaj niż dziesięć lat temu, kiedy on sam ukończył szkołę. Powrót z Norwegii zdawał się czymś... odrealnionym wtedy. Była tak inna od Anglii, od brudnych ulic Londynu, choć teraz rzeczywiście te ulice były znacznie czystsze niż przed laty. Brak mugoli wpływał pozytywnie - nawet jeśli zniszczenia miasta wciąż były widoczne.
- Jubilerskim? - powtórzył nieco zaskoczony na słowa brata. Zastanowił się jednak nad tym przez chwilę - a z jego mimiki jak zwykle trudno było wyczytać konkretną emocję. Zadowolenie, a może zawód? Zazwyczaj jego spojrzenie wyłącznie świdrowało, a mimika wskazywała na neutralne nastawienie do rozmówcy. Również teraz błękitne oczy Oyvinda padły na brata, jakby obserwując jego osobę i czy na pewno był pewny podjętej decyzji.
Nie, aby uważał wyrabianie biżuterii za zły zawód. Wręcz przeciwnie - zdawał mu się być przyszłościowy, szczególnie posiadając powiązania rodzinne w sklepie, w którym chciał pracować. Wielu czarodziejów również mogło potrzebować biżuterii - od drobnych podarków po pierścionki zaręczynowe. To był dobry zawód, aby zdobyć przychylność wśród czarodziejskiej socjety.
- Problem? Oh, nie, nie, spokojnie - zapewnił, sięgając po filiżankę z herbatą. Uniósł ją do warg, na moment się wahając zanim upił łyk. - To dobry zawód. Rozmawiałeś już na ten temat w sklepie czy nie miałeś okazji? Warto wysłać pierw list, i naturalnie zjawić się osobiście na miejscu. Nie musisz tego robić natychmiast rzecz jasna - ale miej to na uwadze w przyszłości, kiedy się zaaklimatyzujesz na nowo w Londynie - powiedział spokojnie, a po tym zmarszczył brwi na moment. Odłożył filiżankę na stół.
- Mówiąc o zaklimatyzowaniu, pamiętaj, że panuje wojna. Musisz być ostrożny. Jeśli cokolwiek się wydarzy, musisz bezzwłocznie dać mi znać lub teleportować się samemu, rozumiesz? Przygotuję również dla ciebie świstoklik na wszelki wypadek, gdybyś znalazł się w niebezpieczeństwie i musiał uciekać - zapewnił, choć nie był pewny czy młodszy brat go w tej chwili słuchał w jakikolwiek sposób - nie mógł sobie tego zagwarantować, że zapamięta ich rozmowę zanim położy się spać. - Mogę zostawić ci kilka starszych egzemplarzy Walczącego Maga jeśli potrzebujesz zapoznać się z aktualną sytuacją w kraju. Sieć fiuu również już działa, więc nie powinieneś mieć problemów z korzystaniem z niej - mówił powoli i spokojnie, jakby ważąc każde słowa. Nie chciał straszyć brata - wręcz przeciwnie, zależało mu na jego bezpieczeństwie. Chciał, aby młodszy był świadomy tego, co działo się w kraju.
I den skal Fienderne falde
Dalens sønner i skjiul ei krøb
Oyvind Borgin
Zawód : Pracownik Borgin and Burkes, specjalista od run nordyckich
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Hide away the proof that I had loved you
Never see the truth, that final breakthrough
Never see the truth, that final breakthrough
OPCM : 7
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 9 +2
CZARNA MAGIA : 16 +3
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Nie miał w planach drążenia tematu. Zmęczenie nie wpływało na jego umiejętności dyskretnej obserwacji rozmówcy i wyczuwania, kiedy należało po prostu odpuścić. Kwiaty były ładne, podobały mu się; może i nie pasowały mu do postaci brata, ale jego wyjaśnienie o prostym przyzwyczajeniu miało sens. O sentymentalność go nie podejrzewał, chociaż głęboko wierzył, że nawet takie głazy nie do poruszenia jak on, miały swoją łagodną stronę. Nawet jeśli to miała być tylko jakaś rutyna pozostała po zmarłej żonie.
Kiwał powoli głową, kiedy wykładał mu historię o weselu, nie przerywając, mimo że Oyvind wcale nie musiał mu tego tłumaczyć. Naprawdę nie miał nic przeciwko pojawienia się w tym miejscu dzień później.. Gdyby to od niego zależało, zostałby w Norwegii. Kraj polarnych zórz, gór, jezior i lasów był nieporównywalnie bardziej jak dom, niż pogrążona w chaosie Anglia.. Mimo to Ull nigdy nie zapytał, czy mógłby tam zostać. Był pewny odpowiedzi i nawet nie chciał denerwować swojej rodziny poruszaniem tego tematu.
- Zrobienie czegoś nie byłoby bardziej ekonomiczne? - zastanowił się, marszcząc lekko brwi, obracając w palcach ciepłą filiżankę z herbatą. Starszy mężczyzna znał się bardziej.. Na wszystkim. Blondyn liczył się z jego zdaniem zawsze i nie śmiałby go podważać, ale z drugiej strony nie widział niczego złego w zadawaniu pytań. Temat wydawał mu się dość prosty; knajpy wydawały pieniądze na jedzenie, na opłacanie pracowników, więc musiały jakoś na tym wszystkim zarobić. Domowe gotowanie najzwyczajniej brzmiało bardziej oszczędnie, a młody Borgin, mimo młodego wieku, cenił sobie oszczędność.
- Nie mam nic przeciwko, mogę coś zrobić sam. Właściwie myślałem, czy by się nie podszkolić z gotowania. Brzmi sensownie. Wszystko jest teraz strasznie drogie, opłacałoby się bardziej kupować jedynie półprodukty i ograniczyć jedzenie na mieście. - rozwinął swoje zdanie, delikatnie wzruszając ramionami. Nie był mistrzem w kwestiach gospodarczych, ale nie trzeba było nim być, żeby zauważyć wzrost cen. Nawet jeśli dopiero co przyjechał i nawet nie miał jeszcze czasu się tak do końca rozglądnąć. Upił kilka łyków herbaty, uśmiechając się mimowolnie, gdy przyjemne ciepło rozlało się po jego klatce. Teraz, kiedy już siedział na czterech literach w świętym spokoju obok Oya, mógł rzeczywiście trochę się zrelaksować.. I stwierdzić w duchu, że o ile za Anglią i Londynem nie przepadał, o tyle cieszył się na możliwość spędzania więcej czasu z bratem.
W odpowiedzi na jego pytanie, pokiwał głową, przyglądając mu się uważnie znad filiżanki. Swoją drogą, był prawie pewny, że to między innymi dzięki intensywnemu spojrzeniu Oyvinda, był w stanie wytrzymywać spojrzenie rozmówcy bez poczucia niezręczności. Lata praktyki.
- Tak. Pewnie nie pamiętasz, jesteś zapracowanym mężczyzną, to jasne, ale spędzałem tam u nich.. Większość swoich wszystkich wakacji. Dziadek mnie nazywał sroką. - zaśmiał się pod nosem miękko na miłe wspomnienia związane z niezobowiązującą nauką, którą wyciągał z godzin spędzonych na zapleczu jubilerskiego sklepu. - Teraz tam rządzą nasi kuzyni, właściwie nie wiem jeszcze, czy razem, czy któryś z nich przejął rolę właściciela, a drugi pracuje na zapleczu.. Muszę się dowiedzieć. - rozgadał się, uspokojony faktem, że brat wyraźnie nie wydawał się mieć problemu z tym konkretnym zawodowym wyborem. Nie przyznałby się na głos, ale dość spory kamień spadł mu z serca, a ciężar całego świata na ramionach nieco zmalał. Był prawie pewny, że Oyvind nie zdawał sobie z tego sprawy, ale z jego zdaniem blondyn liczył się bardziej, niż z opinią ich rodziców. A może wiedział? Młody Borgin tak się przyzwyczaił do zawodzenia oczekiwań, że po prostu postanowił wybrać sobie jedną osobę, której nie chciał zawieść. Padło na starszego brata. Trochę sztampowo, ale nigdy nie uważał się za oryginalnego.
- Jestem w tym dobry. Mówili mi, że mam dobre pomysły, czuję materiał, nie przesadzam i do tego jestem kreatywny. No i potrafię rysować, to też się przydaje, przy dyskusjach o projektach zwłaszcza. Mógłbym o tym gadać godzinami, nie chcesz tego. - znów się lekko zaśmiał, kręcąc krótko głową. Dziecinny entuzjazm i pasja, która jeszcze nie zdążyła się tak naprawdę rozpalić. Oczy rozbłysnęły mu radośnie, pierwszy raz wykazując jakieś chęci do życia odkąd postawił stopy na angielskiej ziemi.
Spoważniał dopiero, kiedy Oyvind zmienił ton rozmowy. Słuchał go w milczeniu, przytulając dłonie do ciepłej porcelany, której ani na moment nie odstawił na blat... Oczywiście, że go słuchał. Zawsze go słuchał. Gdyby się tak zastanowił nad tym głębiej, prawdopodobnie mógłby sobie przypomnieć większość z ich konwersacji bez większego problemu. Nie był tylko jego bratem; był autorytetem, jedynym, którego nie chciał kwestionować, nawet jeżeli ich poglądy nie zawsze szły ramię w ramię.
- Ja, sir. - odpowiedział grzecznie i nie, nie była to wcale wymuszona kultura. Rozumiał, że takie mieli czasy, wiedział, że Oyvind wcale nie próbuje mu ubliżyć, czy traktować jak duże dziecko; był po prostu racjonalny. Najzwyczajniej w świecie, Ull był przyzwyczajony do bezpiecznych murów Durmstrang, w których jedyne co mogło mu grozić, to mocniejsze uderzenie partnera w sparingu, przed którym nie zdołał się uchylić. Czasy, kiedy środowisko wokół niego było kontrolowane i łatwe do przewidzenia minęły.
- Tak, przeglądnę je. Polityka przyprawia mnie o ból głowy, ale rozumiem, że to istotne.. - zagapił się na moment w swoją filiżankę, zbierając myśli i zastanawiając się jakich słów powinien dobrać, by nie zabrzmieć jak większy idiota, niż był w rzeczywistości. To wszystko było pokręcone. W tych niepewnych czasach naprawdę ciężko było mu się rozeznać w tych wszystkich odcieniach szarości, a zwłaszcza, kiedy próbował myśleć o zasłyszanych wydarzeniach w kontekście moralności i sumienia. Był pewny, że Oyvind wręcz słyszy, jak trybiki w głowie blondyna działają ze wzmożoną prędkością, nie mogąc znaleźć żadnego odpowiedniego sposobu, by zapytać o... O co właściwie? O jakieś umocnienie w pewności, że to wszystko jest dobre? O podkreślenie, że to ma cel, że prowadzi do lepszych czasów?
Wybrał milczenie.
Kiwał powoli głową, kiedy wykładał mu historię o weselu, nie przerywając, mimo że Oyvind wcale nie musiał mu tego tłumaczyć. Naprawdę nie miał nic przeciwko pojawienia się w tym miejscu dzień później.. Gdyby to od niego zależało, zostałby w Norwegii. Kraj polarnych zórz, gór, jezior i lasów był nieporównywalnie bardziej jak dom, niż pogrążona w chaosie Anglia.. Mimo to Ull nigdy nie zapytał, czy mógłby tam zostać. Był pewny odpowiedzi i nawet nie chciał denerwować swojej rodziny poruszaniem tego tematu.
- Zrobienie czegoś nie byłoby bardziej ekonomiczne? - zastanowił się, marszcząc lekko brwi, obracając w palcach ciepłą filiżankę z herbatą. Starszy mężczyzna znał się bardziej.. Na wszystkim. Blondyn liczył się z jego zdaniem zawsze i nie śmiałby go podważać, ale z drugiej strony nie widział niczego złego w zadawaniu pytań. Temat wydawał mu się dość prosty; knajpy wydawały pieniądze na jedzenie, na opłacanie pracowników, więc musiały jakoś na tym wszystkim zarobić. Domowe gotowanie najzwyczajniej brzmiało bardziej oszczędnie, a młody Borgin, mimo młodego wieku, cenił sobie oszczędność.
- Nie mam nic przeciwko, mogę coś zrobić sam. Właściwie myślałem, czy by się nie podszkolić z gotowania. Brzmi sensownie. Wszystko jest teraz strasznie drogie, opłacałoby się bardziej kupować jedynie półprodukty i ograniczyć jedzenie na mieście. - rozwinął swoje zdanie, delikatnie wzruszając ramionami. Nie był mistrzem w kwestiach gospodarczych, ale nie trzeba było nim być, żeby zauważyć wzrost cen. Nawet jeśli dopiero co przyjechał i nawet nie miał jeszcze czasu się tak do końca rozglądnąć. Upił kilka łyków herbaty, uśmiechając się mimowolnie, gdy przyjemne ciepło rozlało się po jego klatce. Teraz, kiedy już siedział na czterech literach w świętym spokoju obok Oya, mógł rzeczywiście trochę się zrelaksować.. I stwierdzić w duchu, że o ile za Anglią i Londynem nie przepadał, o tyle cieszył się na możliwość spędzania więcej czasu z bratem.
W odpowiedzi na jego pytanie, pokiwał głową, przyglądając mu się uważnie znad filiżanki. Swoją drogą, był prawie pewny, że to między innymi dzięki intensywnemu spojrzeniu Oyvinda, był w stanie wytrzymywać spojrzenie rozmówcy bez poczucia niezręczności. Lata praktyki.
- Tak. Pewnie nie pamiętasz, jesteś zapracowanym mężczyzną, to jasne, ale spędzałem tam u nich.. Większość swoich wszystkich wakacji. Dziadek mnie nazywał sroką. - zaśmiał się pod nosem miękko na miłe wspomnienia związane z niezobowiązującą nauką, którą wyciągał z godzin spędzonych na zapleczu jubilerskiego sklepu. - Teraz tam rządzą nasi kuzyni, właściwie nie wiem jeszcze, czy razem, czy któryś z nich przejął rolę właściciela, a drugi pracuje na zapleczu.. Muszę się dowiedzieć. - rozgadał się, uspokojony faktem, że brat wyraźnie nie wydawał się mieć problemu z tym konkretnym zawodowym wyborem. Nie przyznałby się na głos, ale dość spory kamień spadł mu z serca, a ciężar całego świata na ramionach nieco zmalał. Był prawie pewny, że Oyvind nie zdawał sobie z tego sprawy, ale z jego zdaniem blondyn liczył się bardziej, niż z opinią ich rodziców. A może wiedział? Młody Borgin tak się przyzwyczaił do zawodzenia oczekiwań, że po prostu postanowił wybrać sobie jedną osobę, której nie chciał zawieść. Padło na starszego brata. Trochę sztampowo, ale nigdy nie uważał się za oryginalnego.
- Jestem w tym dobry. Mówili mi, że mam dobre pomysły, czuję materiał, nie przesadzam i do tego jestem kreatywny. No i potrafię rysować, to też się przydaje, przy dyskusjach o projektach zwłaszcza. Mógłbym o tym gadać godzinami, nie chcesz tego. - znów się lekko zaśmiał, kręcąc krótko głową. Dziecinny entuzjazm i pasja, która jeszcze nie zdążyła się tak naprawdę rozpalić. Oczy rozbłysnęły mu radośnie, pierwszy raz wykazując jakieś chęci do życia odkąd postawił stopy na angielskiej ziemi.
Spoważniał dopiero, kiedy Oyvind zmienił ton rozmowy. Słuchał go w milczeniu, przytulając dłonie do ciepłej porcelany, której ani na moment nie odstawił na blat... Oczywiście, że go słuchał. Zawsze go słuchał. Gdyby się tak zastanowił nad tym głębiej, prawdopodobnie mógłby sobie przypomnieć większość z ich konwersacji bez większego problemu. Nie był tylko jego bratem; był autorytetem, jedynym, którego nie chciał kwestionować, nawet jeżeli ich poglądy nie zawsze szły ramię w ramię.
- Ja, sir. - odpowiedział grzecznie i nie, nie była to wcale wymuszona kultura. Rozumiał, że takie mieli czasy, wiedział, że Oyvind wcale nie próbuje mu ubliżyć, czy traktować jak duże dziecko; był po prostu racjonalny. Najzwyczajniej w świecie, Ull był przyzwyczajony do bezpiecznych murów Durmstrang, w których jedyne co mogło mu grozić, to mocniejsze uderzenie partnera w sparingu, przed którym nie zdołał się uchylić. Czasy, kiedy środowisko wokół niego było kontrolowane i łatwe do przewidzenia minęły.
- Tak, przeglądnę je. Polityka przyprawia mnie o ból głowy, ale rozumiem, że to istotne.. - zagapił się na moment w swoją filiżankę, zbierając myśli i zastanawiając się jakich słów powinien dobrać, by nie zabrzmieć jak większy idiota, niż był w rzeczywistości. To wszystko było pokręcone. W tych niepewnych czasach naprawdę ciężko było mu się rozeznać w tych wszystkich odcieniach szarości, a zwłaszcza, kiedy próbował myśleć o zasłyszanych wydarzeniach w kontekście moralności i sumienia. Był pewny, że Oyvind wręcz słyszy, jak trybiki w głowie blondyna działają ze wzmożoną prędkością, nie mogąc znaleźć żadnego odpowiedniego sposobu, by zapytać o... O co właściwie? O jakieś umocnienie w pewności, że to wszystko jest dobre? O podkreślenie, że to ma cel, że prowadzi do lepszych czasów?
Wybrał milczenie.
Strona 1 z 2 • 1, 2
Wnęka
Szybka odpowiedź