Ognisko Wyzwolenia - 11 maj 1958r
Strona 20 z 21 • 1 ... 11 ... 19, 20, 21
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Ognisko Wyzwolenia
Ottery St. Catchpole 11 maja 1958
Anne, Castor, Celine, Eve, James, Leon, Leonie, Marcel, Neala, Sheila, Steffen, Roratio
Szafka zniknięć
1 Roratio 2 Leonie, 3 Castor 4 Nela, 5 Steff, 6 Celina, 7 Marcel 8 Anne 9 Leon 10 Eve, 11 Sheila, 12 James
Wepchnęłam was chłopaki w miejsca wcześniej nie zajęte. Jakby ktoś chciał jednak GDZIEŚ INACZEJ to krzyczcie.
Butelka
Zasady:
1. Osoba rozpoczynająca - a dalej osoba po wykonanym zadaniu (A) rzuca kostką k15 żeby zobaczyć kogo wylosowała(B).
Zakładajmy, że pytanie “prawda czy wyzwanie” pada chwilę po tym, jak butelka się zatrzyma (chyba że ktoś ma chęć dopisać trzy słowa o tym jak je zadaje to droga wolna)
2. Po wylosowaniu osoby, w powiadomieniach u nas oznaczcie daną osobę żeby mogła przyjść i powiedzieć które z dwóch wybiera. (też oznaczając rzucającego o odpowiedzi)
3. Rzucający (A) zadaje zadanie/pytanie
3. (B) Po wykonaniu zadania/odpowiedzeniu na pytanie (TYLKO SZCZERZE) sama kręci butelką - patrz punkt 1
ad3. Niewykonanie zadania skutkuje ponownym kręceniem osoby która kręciła wcześniej
KAŻDY GRAJĄCY MA PRAWO DO ZREZYGNOWANIA Z JEDNEGO WYZWANIA/PYTANIA
Chyba cała filozofia.
Kości:
1 - rzuć jeszcze raz
2 - rzuć jeszcze raz
3 - Roratio
4 - Leonie,
5 - Castor
6 - Nela,
7 - Steff,
8 - Celina,
9 - Marcel
10 - Anne
11 - Leon
12 - Eve,
13 - rzuć też jeszcze,
14 - James
15 - szczęście tak Ci sprzyja, że butelka wskazuje dokładnie tego, kogo chciałeś żeby wskazała
Anne, Castor, Celine, Eve, James, Leon, Leonie, Marcel, Neala, Sheila, Steffen, Roratio
Szafka zniknięć
1. Skrzacie wino - 1 butelka - 1k6
2. Piwo kremowe - 1 butelka - 1k3-1
3. Rum - 1 butelka (0.75)1k6+1
4. Ognista whisky - 1 butelka (0.75) 1k6+2
5. Mocarz - 3 butelki 1k6+3
+100g tytoniu +1 do każdej kości na upojenie
Wytrzymałość alkoholowa
Efekty:
75% - upojenie
50% - pijany
25% - zatacza się
0% - zgon
Jedzenie
2. Piwo kremowe - 1 butelka - 1k3-1
3. Rum - 1 butelka (0.75)1k6+1
4. Ognista whisky - 1 butelka (0.75) 1k6+2
5. Mocarz - 3 butelki 1k6+3
+100g tytoniu +1 do każdej kości na upojenie
Korzystanie z używek ma swoje konsekwencje. Alkohol pobudza produkcję soków trawiennych i ogranicza łaknienie, podnosi ciśnienie krwi, zaburza pracę serca. Obniża koncentrację, poprawia humor i powoduje kaca.
Każdy pijący jest zobowiązany do sprawdzenia swoich możliwości z pomocą wzoru bazowego i modyfikatorów:
100 + sprawność x2
- modyfikator zależny od wieku ( -5 za każdy 1 rok poniżej 23 lat)
- modyfikator za bycie kujonem -15
- modyfikator za abstynencję -20 (całkowita) -10 (sporadyczna)
- modyfikator losowy (forma w danym dniu) 1k20 (1-10 ujemny, 11-20 dodatni)
- modyfikator kolektywny - przyznawany uznaniowo (potwierdzenia należy szukać u organizatorów) -10 (za stan psychiczny postaci)
- modyfikator wagowy - +5 za każde zaczęte 5 kg powyżej 70 kg wagi
- modyfikator gastronomiczny - +2 za posiłek (umówmy się nie mamy dań)
- modyfikator taneczny +10 za taniec (przetańczenie całej piosenki)
- modyfikator narkoleptyczny +20 za ucięcie godzinnej drzemki
Efekty:
75% - upojenie
50% - pijany
25% - zatacza się
0% - zgon
- Mocarz:
- 1. Alkohol mocno pali w gardło, tak bardzo, że nie jesteś w stanie wytrzymać i musisz go czymś popić. Wydaje ci się, że sięgnięcie po wodę jest dobrym pomysłem, jednak w pośpiechu i emocjach mylisz szklanki i wypijasz alkohol najbliższej postaci do dna, co przyprawia cię o mdłości. Jest jest to początek imprezy i nie zdążyłeś wypić zbyt dużo odbije się to tylko okropnym bólem głowy na drugi dzień. Jeśli jesteś już pijany, zachce ci się wymiotować...
2. Możliwe, że Marcel pomylił zaklęcia i chcąc przyspieszyć proces dochodzenia owoców w alkoholu i cukrze rzucił coś zupełnie niechcąco. Twój kieliszek zdaje się nie tracić swojej zawartości, a ty pijesz i pijesz, nie możesz przestać. Kiedy już jesteś w stanie przyjąć w siebie drinka i odsuwasz go od siebie, kieliszek wciąż jest pełny, jego zawartość wylewa ci się na strój, mocząc go z przodu całkowicie. Przyda ci się trochę chłodna kąpiel, inaczej zaliczysz solidnego zgona. Punkty upojenia rosną o 10, o ile w ciągu najbliższych trzech tur nie zanurzysz się w pobliskim jeziorze.
3. Nic się nie dzieje niezwykłego, ale alkohol jest bardzo mocny. Wypicie kilku kieliszków w krótkim odstępie czasu grozi pijaństwem, a kilkunastu totalnym zgonem. Punkty upojenia rosną o 5.
4. Już po uwarzeniu alkoholu, kiedy nabrał swojego koloru, James postanowił zmienić jego różowawą barwę na jakąś mniej dziewczęcą. Jego próba okazała się bezskuteczna - przynajmniej wtedy. Teraz, kiedy spojrzysz na zawartość szkła alkohol zmieni przypadkiem kolor, na taki który będzie ci się bardzo źle kojarzył. Jeśli jednak zaryzykujesz i wypijesz Mocarza do dna, zrozumiesz, że w smaku mimo ostrości jest bardzo dobry. Alkohol wprawi cię jednak w śmieszny nastrój i jeszcze przez pewien czas będziesz opowiadać ludziom sprośne lub głupie żarty.
5. Mocarz ma ostry smak i już po wypiciu zaczyna cię rozgrzewać. Możliwe, że chłopcy przesadzili z proporcjami, wlewając zbyt wiele alkoholu na tyle owoców i cukru. Nie dość, że dość szybko wpadniesz w pijacki nastrój, to jeszcze zrobi ci się bardzo gorąco. Ubrania, które masz na sobie zechcesz zdjąć, ale jeśli nie chcesz lub nie możesz tego uczynić będziesz szukać szybkiego sposobu na gwałtowną ochłodę. Kąpiel w pobliskim jeziorze będzie dobrym pomysłem.
6. Ponoć wystarczy jeden kieliszek, żeby przegiąć. To chyba właśnie ten kieliszek. Kiedy go wypijesz, niezależnie od tego, czy jest twoim pierwszym, czy nie, zaczynasz tracić głowę, a do tego strasznie poplącze ci się język. Wypowiedzenie prostych słów okaże się trudne, możesz seplenić i jąkać się, myląc słowa. Efekt jednak szybko z ciebie zejdzie, wystarczy kilka łyków czegoś bezalkoholowego.
7. Im mocniejszy alkohol tym silniejszy eliksir prawdy. Mocarz wyciska z ciebie wszystkie sekrety, pleciesz wszystko, co ślina przyniesie ci na język. Nie potrafisz powstrzymać się przed zwerbalizowaniem własnych myśli, nawet tych, które powinieneś lub wypadałoby zachować dla siebie. Może to tylko komplementy, może dwuznaczne propozycje — pilnuj się przez najbliższą godzinę, jeśli obawiasz się skutków.
8. Nic się nie dzieje niezwykłego, ale alkohol jest bardzo mocny. Wypicie kilku kieliszków w krótkim odstępie czasu grozi pijaństwem, a kilkunastu totalnym zgonem. Punkty upojenia rosną o 5.
9. Alkohol rozluźnia ciało i umysł. Wypicie jednego kieliszka pozwoli ci przełamać swoje własne bariery i przesunąć granicę na tyle, by nikt nie uznał cię za pijanego, ale na tyle, by dodać ci odwagi do robienia tego, co wcześniej wydawało ci się niemożliwe.
10. Marcel i James nie wymyli słojów, w których pędzili alkohol — nie zauważyli też, że na nich pozostały resztki warzonych eliksirów. Alkohol po wypiciu nie wywołuje niczego poza skrzywieniem. Jest mocny i, choć słodki i ostatecznie przyjemny w smaku, silnie pali przełyk. Po tym jednak stajesz się znacznie atrakcyjniejszy dla pozostałych. Wydajesz się piękniejszy, bardziej urodziwy, czarujący i pociągający. Twoją zmianę może zauważyć każdy kto choć chwilę na ciebie spojrzy. Jak się okazało, ktoś szykował w słojach eliksir upiększający.
11. Alkohol jak alkohol. Jest mocny, a jego wyraźny smak pozostaje na języku i krtani dość długo. Niefortunnie zaplątała się w nim pestka, która stanęła ci w gardle. Musisz ją wykrztusić.
12. Jeden kieliszek sprawił, że od razu zachciało ci się kolejnego, ale ugaszenie pragnienia w ten sposób jest złudne. Pijąc rzucasz jeszcze raz.
13. Nic się nie dzieje niezwykłego, ale alkohol jest bardzo mocny. Wypicie kilku kieliszków w krótkim odstępie czasu grozi pijaństwem, a kilkunastu totalnym zgonem. Przez najbliższe trzy tury otrzymujesz 5 punktów upojenia więcej za każdy wykonany rzut.
14. Mocarz, czy tego chcesz czy nie, zwiększył atrakcyjność ludzi wokół ciebie, niezależnie od wszystkich czynników. Nie łudź się, że życie stało się piękniejsze, alkohol po prostu zawrócił ci w głowie, wzmógł w tobie potrzebę bycia blisko innych — przytulenia, pocałowania, dotknięcia. Po prostu bycia blisko.
15. Masz ochotę zrobić coś szalonego. Nie wiesz co, ale czujesz się pobudzony i zachęcony do wzięcia udziału w czymś, o czym nigdy wcześniej byś nie pomyślał — a jeśli byś pomyślał, to zwyczajnie masz ochotę poddać temu i to zrobić. Niezależnie od tego, czy miałby to być taniec na stole, czy przytulenie nieznajomego, czujesz, że możesz żyć tą chwilą.
16. Nic się nie dzieje niezwykłego, ale alkohol jest bardzo mocny. Wypicie kilku kieliszków w krótkim odstępie czasu grozi pijaństwem, a kilkunastu totalnym zgonem. Punkty upojenia rosną o 5.
17. Zbyt szybkie wypicie alkoholu wywołało w tobie atak czkawki. Jest nagła i trudna do opanowania, co gorsza, przypomina czkawkę teperotacyjną. Na szczęścia działa na niewielkie odległości i przenosi cię tylko z pokoju do pokoju przez kilka chwil. Wypicie szklanki wody przerwie ten dziwny cykl podróży.
18. Alkohol, jak każdy wie, wzmaga popęd. To stało się niezależne od ciebie, ale jedna z osób, które towarzyszyły ci w piciu na krótką chwilę wydała się atrakcyjniejsza od wszystkich pozostałych. Twoje serce zabiło szybciej, a w głowie pojawiły się kompletnie nie twoje myśli. Może to minie, może pozostanie - wiesz tylko ty.
19. Alkohol rozszerza naczynia krwionośne, a w takich ilościach, jak w przypadku Mocarza, zdaje się robić to bardzo wyraźnie. Twoje oczy zaczynają błyszczeć, usta wydają się pełniejsze, bardziej soczyste i miękkie, nabrzmiał krwią, a policzki lekko, zdrowo zaróżowione. O ile nie jest to któryś kieliszek z kolei nie musisz się niczym martwić. Otrzymujesz 3 punkty upojenia więcej.
20. Nic się nie dzieje niezwykłego, ale alkohol jest bardzo mocny. Wypicie kilku kieliszków w krótkim odstępie czasu grozi pijaństwem, a kilkunastu totalnym zgonem. Punkty upojenia rosną o 5.
- chleb pokrojony na kromki,
- sok z dyni w przezroczystej dużej butelce ze szkła,
- gotowany makaron w słoiku,
- ciasteczka z owocami,
1 Roratio 2 Leonie, 3 Castor 4 Nela, 5 Steff, 6 Celina, 7 Marcel 8 Anne 9 Leon 10 Eve, 11 Sheila, 12 James
Wepchnęłam was chłopaki w miejsca wcześniej nie zajęte. Jakby ktoś chciał jednak GDZIEŚ INACZEJ to krzyczcie.
1. Osoba rozpoczynająca - a dalej osoba po wykonanym zadaniu (A) rzuca kostką k15 żeby zobaczyć kogo wylosowała(B).
Zakładajmy, że pytanie “prawda czy wyzwanie” pada chwilę po tym, jak butelka się zatrzyma (chyba że ktoś ma chęć dopisać trzy słowa o tym jak je zadaje to droga wolna)
2. Po wylosowaniu osoby, w powiadomieniach u nas oznaczcie daną osobę żeby mogła przyjść i powiedzieć które z dwóch wybiera. (też oznaczając rzucającego o odpowiedzi)
3. Rzucający (A) zadaje zadanie/pytanie
3. (B) Po wykonaniu zadania/odpowiedzeniu na pytanie (TYLKO SZCZERZE) sama kręci butelką - patrz punkt 1
ad3. Niewykonanie zadania skutkuje ponownym kręceniem osoby która kręciła wcześniej
KAŻDY GRAJĄCY MA PRAWO DO ZREZYGNOWANIA Z JEDNEGO WYZWANIA/PYTANIA
Chyba cała filozofia.
Kości:
1 - rzuć jeszcze raz
2 - rzuć jeszcze raz
3 - Roratio
4 - Leonie,
5 - Castor
6 - Nela,
7 - Steff,
8 - Celina,
9 - Marcel
10 - Anne
11 - Leon
12 - Eve,
13 - rzuć też jeszcze,
14 - James
15 - szczęście tak Ci sprzyja, że butelka wskazuje dokładnie tego, kogo chciałeś żeby wskazała
I show not your face but your heart's desire
Ostatnio zmieniony przez Ain Eingarp dnia 13.09.22 9:45, w całości zmieniany 3 razy
The member 'Roratio J. Prewett' has done the following action : Rzut kością
#1 'k20' : 3, 5, 17
--------------------------------
#2 'k3' : 1
#1 'k20' : 3, 5, 17
--------------------------------
#2 'k3' : 1
Uniosłam brwi. Woda sięgała mi już do bioder jakoś. Sięgnęłam rękami do mokrych włosów, podzieliłam je na pół przerzucając do przodu. Ale zatrzymałam się, kiedy przybrał wyraz twarzy. Marszcząc lekko brwi. Ładny był co nie? - To lesz! - zgodziłam się, mając postawić kolejny krok w jego stronę, ale zachwiałam się słysząc za sobą krzyk. Odwróciłam głowę. Ale zanim wzrok wyostrzyłam na nim znów mnie wołał. Więc znów odwróciłam głowę trochę chwiejnie jego znajdując szybciej. Zmarszczyłam nos. - Facere? - zapytałam się go w odpowiedzi. Co to ja miałam? Zatrzymałam się tak, bokiem do niego, bokiem do reszty jeziora. - SAM SE TEN… ACAJ! - odkrzyknęłam Roryemu. - Leonie zostanie… - zaczęłam odwracając się w stronę Leonie znów robiąc tam krok. Zatrzymując się. Spoglądając znów na Jamesa. Wzdychając ciężko. Stawiając ciężkie od wody kroki. Sukienka była cała mokra. Dotarłam do brzegu, opadając na kolana obok niego. Wyciągnęłam dłonie żeby ułożyć je na ziemi i patrzeć czy leje dobrze. - Tylko szybko… Leonie… Celine... potfór... - powiedziałam do Roratio poganiając go. - Mofę iść już sobie? - zapytałam odwracając głowę w stronę jeziora.
próbując się oprzeć na dłoniach
1 - jedna mi się omsknęła więc upadam chyba trochę bardzo
2 - źle trafiam i wbijam się nią jamesowi w bok
3 - wszystko pod kontrolą pico belo
próbując się oprzeć na dłoniach
1 - jedna mi się omsknęła więc upadam chyba trochę bardzo
2 - źle trafiam i wbijam się nią jamesowi w bok
3 - wszystko pod kontrolą pico belo
she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela, pomocnica w Sanatorium
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 15 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
a i kostka
she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela, pomocnica w Sanatorium
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 15 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
The member 'Neala Weasley' has done the following action : Rzut kością
'k3' : 1
'k3' : 1
Wystawił język, parząc na butelkę z dołu, a kiedy alkohol się polał, zakrztusił się. Musiał się przewrócić na bok, bo Roratio trafił prosto do gardła, bezbłędnie, ale kosztowało go to prawe utratę życia. Krztusząc się mocarzem obrócił się na bok w stronę Neali, ale dostrzegając jej chęć ruszenia Celinie na pomoc pokręcił głową, wciąż kszaląc.
— T-o-o-opi-e si-e-e, wicisz? — jęknął i znów zakaszlał, pochylając głowę w dół, w kierunku piachu.
— T-o-o-opi-e si-e-e, wicisz? — jęknął i znów zakaszlał, pochylając głowę w dół, w kierunku piachu.
ay, Romale, ay, Chavale
Djelem, djelem, lungone dromensa
maladilem baxtale Romensa
maladilem baxtale Romensa
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Duchy świata, cyganie,
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 35
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
The member 'James Doe' has done the following action : Rzut kością
#1 'k6' : 1
--------------------------------
#2 'k20' : 4
#1 'k6' : 1
--------------------------------
#2 'k20' : 4
Oparłam prawą rękę gdzieś na wysokości jego ramienia. I z lewą chciałam to samo przenosząc już ciężar ciała, ale ta się wzięła i podwinęła więc poleciałam do przodu barkiem uderzając w podłoże. Udając że to dokładnie właśnie tak miało być. Znaczy nie miało, ale jak chciał patrzyłam jak Rory leje mu ten alkohol. I chciałam spojrzeć na nich ale zaczął kaszleć.
- Roatio, Leonie a tam potfory so… - zaczęłam tłumaczyć kuzynowi, ale James musiał przerwać na nie.
- Nie mojżesz się topić. - orzekłam w pełnej medycznej fachowej tym. Jak to się nazywało. Wizji? O wizji! - Dychasz? - zapytałam go, unosząc się na kolanach, żeby próbować poklepać go po plecach? - Jusz, jusz. Oddychaj, Jimmy, bo umrzesz. - poleciłam mu jako pełen profesjonalizmu medyk. - Szybjko muszę iźć.
- Roatio, Leonie a tam potfory so… - zaczęłam tłumaczyć kuzynowi, ale James musiał przerwać na nie.
- Nie mojżesz się topić. - orzekłam w pełnej medycznej fachowej tym. Jak to się nazywało. Wizji? O wizji! - Dychasz? - zapytałam go, unosząc się na kolanach, żeby próbować poklepać go po plecach? - Jusz, jusz. Oddychaj, Jimmy, bo umrzesz. - poleciłam mu jako pełen profesjonalizmu medyk. - Szybjko muszę iźć.
she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela, pomocnica w Sanatorium
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 15 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
Kaszlał cały czas, ledwie łapiąc powietrze w usta. Drobiu wody skapywały mu na oczy z włosów, ale kiedy poklepała go po plecach, zerknął przez ramię na Marcela, sprawdzając jak tam mu idzi z Cliną, a późnij przeniósł wzrok na Weasley. — N-i-e — szepnął łapiąc si za gardło. — N-i-e mochę...oty...chać... — szepnął, patrząc na nią. — Ej... Słuchaj — zwrócił się nagle do Roratio, ale zaczął się śmiać. — Pszypomniał mi się... dowcip... Neala... — Popatrzył na nią z pełną powagą, siadając. — Męszczysna na jarmarku pyta kobietę... Psze pani, mochę usiąść na tym koszu? — Zerknął z nadzieją na Roratio, jakby już miał wiedzieć. — Tak, ale niech pan uwasza na jajka, odpowiada. — Zaczął się nagle śmiać, ale to nie był koniec dowcipu. Po chwili rechotania pod nosem łapał powietrze i spojrzał na Nealę. — A on tak paczy... To tso, ma pani jajka w tym koszyku? A ona... a ona... a ona... Nie, gwoździe!
ay, Romale, ay, Chavale
Djelem, djelem, lungone dromensa
maladilem baxtale Romensa
maladilem baxtale Romensa
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Duchy świata, cyganie,
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 35
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
Jak tylko pochyliłam się nad nim mój nos zmarszczył się i dopiero sobie uświadomiłam, co to było to coś drażniącego. - Czujecie to? - zapytałam ich spoglądając na jednego i drugiego, marszcząc nos i machając sobie ręką przed nosem. Coś cuchnęło po prostu. - Potrzebujsz resułstyacji? - zapytałam go, opadając na pięty, ale chyba nie potrzebował, bo zaraz jednak mógł oddychać. Dowcip? No dobra. Uniosłam jedną brew, układając ręce na udach. Zmarszczyłam trochę brwi. Sensu to już nie miało po pierwszym zdaniu. Po co ktoś na koszyku miałby siadać? Słuchałam jednak dalej co ona mu tam odpowiada, mrugając, fokusując spojrzenie na Jamesie. A kiedy zaczął się śmiać spojrzałam z niezrozumieniem na Roratio. To już? Ten dowcip? Stało się coś śmiesznego, że miała jajka w koszyku? Patrzyłam tak na rechotającego Jima. Uniosłam brwi kiedy spojrzał znów na mnie, zapominając o tych potworach. Słuchałam dalej. Brew mi się uniosła trochę, a potem jeszcze wyżej nikt… co… nie? Zmarszczyłam brwi a potem się uniosłam się znów wyciągając rękę żeby przytknąć mu ją do czoła. - Masz gorąszke po tym topijeniu? - zapytałam się może nabawił się choroby i dlatego bredził coś bez sensu. - Uhm, Jimmy, to ty...- mruknęłam, marszcząc znów nos wykrzywiając usta wachlując sobie ręką pod nosem. - czy Roatio? - uniosłam wzrok na kuzyna niepewnie.
she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela, pomocnica w Sanatorium
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 15 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
-Poczebuje... poczebuje...— Chciał odpowiedzieć, ale zawiesił się. Zmarszczył brwi, czego właściwie potrzebował. Snu? Wody? Jedzenia? Wydawało mu się, że niczego. Kompletnie niczego. Ciało miał lekkie, choć jeszcze nie wiedział jak niezdarne. Śmiał się więc przez chwilę, aż w końcu przestał, patrząc z niedowierzaniem na Nealę, która zdawała się nie łapać żartu.
— Jajka, łapiesz? — spytał kontrolnie, unosząc wysoko brwi i patrząc na nią nieco zapijaczonym spojrzeniem. Zamrugał od uderzenia dłoni, gdy przyłożyła mu ją do czoła. Wszystko zawirowało wokół. — A jestem gorąsy?— spytał z niedowierzaniem, zerkając na nią. — Ja? Gorąso si tesz?— Spytał cicho, patrząc jak się wachlowała. Powieki zrobiły się ciężkie, a klatka piersiowa opadała coraz wolniej. — Muszę... ehh... muszono... Siku — mruknął cicho, podnosząc się z brzegu chwiejnie. Ubranie przesiąkło rzeczywiście błotem zmieszanym z końskim łajnem, ale zupełnie mu to nie przeszkadzało. — Gcie Eve?— zerknął nieprzytomnie, na brzdękającego Castora. Zmarszczył brwi, próbując w ciemności trafić w krzaki. Ruszył przed siebie, potykając się raz po raz dotarł gdzieś pod szopę, dotarł w końcu do celu, by później z niedopiętym rozporkiem trafić do końskiego boksu, którego od środka nie był w stanie zamknąć i przytulił się do leżącego konia.
| zt
— Jajka, łapiesz? — spytał kontrolnie, unosząc wysoko brwi i patrząc na nią nieco zapijaczonym spojrzeniem. Zamrugał od uderzenia dłoni, gdy przyłożyła mu ją do czoła. Wszystko zawirowało wokół. — A jestem gorąsy?— spytał z niedowierzaniem, zerkając na nią. — Ja? Gorąso si tesz?— Spytał cicho, patrząc jak się wachlowała. Powieki zrobiły się ciężkie, a klatka piersiowa opadała coraz wolniej. — Muszę... ehh... muszono... Siku — mruknął cicho, podnosząc się z brzegu chwiejnie. Ubranie przesiąkło rzeczywiście błotem zmieszanym z końskim łajnem, ale zupełnie mu to nie przeszkadzało. — Gcie Eve?— zerknął nieprzytomnie, na brzdękającego Castora. Zmarszczył brwi, próbując w ciemności trafić w krzaki. Ruszył przed siebie, potykając się raz po raz dotarł gdzieś pod szopę, dotarł w końcu do celu, by później z niedopiętym rozporkiem trafić do końskiego boksu, którego od środka nie był w stanie zamknąć i przytulił się do leżącego konia.
| zt
ay, Romale, ay, Chavale
Djelem, djelem, lungone dromensa
maladilem baxtale Romensa
maladilem baxtale Romensa
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Duchy świata, cyganie,
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 35
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
- I szerwone oszy i maski, widziałem! Kły jak u nieszwiesza! - Nie śmiałby z niej kpić, och nie, może odrobinę. Jezioro nie było niebezpieczne, a on nie był strachliwy, nawet pijany nie mógł podchwycić tej paniki. Nachylił się nad jej ramieniem, żeby szeptem zdradzić tajemnicę - Kref mu z pyska kapała, pewnie jest najedzony... - Tylko pozornie próbował ją uspokoić, alkohol zwolnił hamulce, nie tylko uczynił go bezradnym wobec jej aury, ale i pobudził pragnienia zachowania bliskości. Zamrugał kilka razy, był zbyt pijany, żeby połapac się w jej słowach i odnaleźć w rozmarzonej myśli, mógł wydać się zamyślony, ale w rzeczywistości wpatrywał się w jej zarumienione policzki. - Mhmm - mruknął, przytakując jej również kiwnięciem głowy: cokolwiek mówiła. Ale to było bez znaczenia, atak glona i jej późniejsza reakcja mocniej tylko rozpalała ciało, wydał z siebie mało kontrolowane westchnienie, kiedy oparła stopę o jego udo.
- Hej, hej... spokojnie, Celine - szepnął, głosniej, niż zamierzał, bo alkohol uniemożliwiał mu całkowitą kontrolę gestów. - Jusz... jusz go zabieram, nie ruszaj się, obronię cię - obiecał i poprosił jednocześnie, sięgając dłonią jej odsłoniętego dekoltu, cztery guziki mokrej sukienki to dużo, dość, by odsłonić bieliznę. Jego dłoń drżała, kiedy sięgał po glona, niekontrolowane gesty nie pozwoliły mu zrobić tego delikatnie; musnął przy tym dłonią jej odsłonięta skórę - tym razem daleko wyrzucając oślzigłą roslinę. Mokry materiał przylegał do jej ciała tak mocno, że musiał przełknąć ślinę. - Jusz... jusz, spokojnie... - Lecz nie potrafił oderwać wzroku od odsłoniętego widoku, dłonie powróciły na jej talię, przyciągając ją ku sobie w obronnym geście. - Emm... Ekhm - odchrząknął, oglądając się przez ramię, na ognisko. Roześmiał się na żart Jamesa, ale po chwili powrócił do niej wzrokiem, w śmiechu ukrywając własne zakłopotanie. Towarzystwo już się zbierało. - Powinniśmy chyba... - zaczął bez przekonania, wracać?
- Hej, hej... spokojnie, Celine - szepnął, głosniej, niż zamierzał, bo alkohol uniemożliwiał mu całkowitą kontrolę gestów. - Jusz... jusz go zabieram, nie ruszaj się, obronię cię - obiecał i poprosił jednocześnie, sięgając dłonią jej odsłoniętego dekoltu, cztery guziki mokrej sukienki to dużo, dość, by odsłonić bieliznę. Jego dłoń drżała, kiedy sięgał po glona, niekontrolowane gesty nie pozwoliły mu zrobić tego delikatnie; musnął przy tym dłonią jej odsłonięta skórę - tym razem daleko wyrzucając oślzigłą roslinę. Mokry materiał przylegał do jej ciała tak mocno, że musiał przełknąć ślinę. - Jusz... jusz, spokojnie... - Lecz nie potrafił oderwać wzroku od odsłoniętego widoku, dłonie powróciły na jej talię, przyciągając ją ku sobie w obronnym geście. - Emm... Ekhm - odchrząknął, oglądając się przez ramię, na ognisko. Roześmiał się na żart Jamesa, ale po chwili powrócił do niej wzrokiem, w śmiechu ukrywając własne zakłopotanie. Towarzystwo już się zbierało. - Powinniśmy chyba... - zaczął bez przekonania, wracać?
jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali
To, co działo się między Jamesem, Nealą a Roratio pochodziło z innego świata, nadbrzeżnego, odseparowanego leniwymi falami jeziora i szumem wody - i nawet jeśli razem z Marcelem utknęli w potrzasku z krwiożerczą, wygłodzoną nieurodzajem kelpią, nie mogłaby mieć przeznaczeniu za złe takich wyborów. W końcu gdyby tylko mogła zamienić resztę ogniska, nie, resztę kosmosu niezbadanych galaktyk na kilka dni samotności z Carringtonem, zrobiłaby to - bez zawahania rzuciłaby się razem z nim w pustkę mokrą od pocałunków, lepką od dotyku i melodyjną od słodyczy słów.
- Uważaj! - zakwiliła, blondyn znów zamierzał być bohaterem, ale przed takim przeciwnikiem na pewno nigdy wcześniej nie stanął: podstępnym i zdolnym do zmiany formy na żądanie. - Zje cię, pożre, rozszarpie, ojeju, tylko ostrożnie! - wciąż usiłowała odpłynąć, nawet gdy w dłoniach Marcela pojawił się podwodny winowajca i plasnął o taflę jeziora kawałek dalej. Czuła to na sobie: nie kelpię, jednakże, a dotyk dłoni, która pojmała stwora za pysk i zwróciła jej wolność. - Skąd kelpia u Weslaków? Wos... Weasleyów - wymruczała, powoli uspokajając oddech; jej twarz ociekała wodą, a ciało jakby mimowolnie przylgnęło do sylwetki Marcela, choć wydawać by się mogło, że nastąpiło to bez wiedzy Celine. Samoistnie, naturalnie. Grawitacja. Tylko czy na pewno? Jedna z jej nóg oplotła go w talii, druga wciąż palcami poszukiwała dna, podczas gdy ręce odnalazły drogę do jego ramion, gdzie ułożyły się jak wcześniej. Lekko drżące wargi były rozchylone, patrzyła przez moment w jego oczy, po czym odwróciła wzrok na oddalającą się roślinę, nieufnie. - Mało brakowało, a zostałby z nas brzydki pasztet... - westchnęła cicho, z ulgą, dwoma palcami musnąwszy szyję Marcela, bohatera, herosa, księcia z Jeziora Łabędziego. - Och - druga z dłoni sięgnęła rozprutego materiału sukienki i łagodnie przycisnęła go do piersi, w marnej próbie ukrycia tego, co młodzieniec zdążył już zobaczyć. Ale tak wypadało. Tak należało. Tak było słodziej. - Mogliśmy upiec ją na ogniu. Makaron zrobiłam, wiesz. Suchy. Z takim, hm, czymś może byłby lepszy - sprawiała wrażenie, jakby umykała jej bliskość bioder i ciepło przebijające się przez wieczorną temperaturę wody, choć w rzeczywistości każdy zmysł w jej ciele wrzał pobudzoną czerwienią. - Chyba... - podniosła na niego spojrzenie, ni to pytająco, ni w zachęcie do niepowinności. Dokąd im się spieszyło? Dokąd, jeśli nie do siebie nawzajem? - A ty... Dziś tu zostaniesz? - spytała czułym szeptem; na noc, gdziekolwiek, byle blisko, do wspólnego wschodu słońca.
- Uważaj! - zakwiliła, blondyn znów zamierzał być bohaterem, ale przed takim przeciwnikiem na pewno nigdy wcześniej nie stanął: podstępnym i zdolnym do zmiany formy na żądanie. - Zje cię, pożre, rozszarpie, ojeju, tylko ostrożnie! - wciąż usiłowała odpłynąć, nawet gdy w dłoniach Marcela pojawił się podwodny winowajca i plasnął o taflę jeziora kawałek dalej. Czuła to na sobie: nie kelpię, jednakże, a dotyk dłoni, która pojmała stwora za pysk i zwróciła jej wolność. - Skąd kelpia u Weslaków? Wos... Weasleyów - wymruczała, powoli uspokajając oddech; jej twarz ociekała wodą, a ciało jakby mimowolnie przylgnęło do sylwetki Marcela, choć wydawać by się mogło, że nastąpiło to bez wiedzy Celine. Samoistnie, naturalnie. Grawitacja. Tylko czy na pewno? Jedna z jej nóg oplotła go w talii, druga wciąż palcami poszukiwała dna, podczas gdy ręce odnalazły drogę do jego ramion, gdzie ułożyły się jak wcześniej. Lekko drżące wargi były rozchylone, patrzyła przez moment w jego oczy, po czym odwróciła wzrok na oddalającą się roślinę, nieufnie. - Mało brakowało, a zostałby z nas brzydki pasztet... - westchnęła cicho, z ulgą, dwoma palcami musnąwszy szyję Marcela, bohatera, herosa, księcia z Jeziora Łabędziego. - Och - druga z dłoni sięgnęła rozprutego materiału sukienki i łagodnie przycisnęła go do piersi, w marnej próbie ukrycia tego, co młodzieniec zdążył już zobaczyć. Ale tak wypadało. Tak należało. Tak było słodziej. - Mogliśmy upiec ją na ogniu. Makaron zrobiłam, wiesz. Suchy. Z takim, hm, czymś może byłby lepszy - sprawiała wrażenie, jakby umykała jej bliskość bioder i ciepło przebijające się przez wieczorną temperaturę wody, choć w rzeczywistości każdy zmysł w jej ciele wrzał pobudzoną czerwienią. - Chyba... - podniosła na niego spojrzenie, ni to pytająco, ni w zachęcie do niepowinności. Dokąd im się spieszyło? Dokąd, jeśli nie do siebie nawzajem? - A ty... Dziś tu zostaniesz? - spytała czułym szeptem; na noc, gdziekolwiek, byle blisko, do wspólnego wschodu słońca.
paruje świt. mgła półmrok rozmydla. wschodzi światło spomiędzy mych ud, miodem rozlewa i wsiąka w trawę.
Celine Lovegood
Zawód : Baletnica, tancerka w Palace Theatre
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczona
i was given a heart before i was given a mind.
OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30+3
SPRAWNOŚĆ : 17
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
- Hej, hej, hej, nie ruszaj się! Pokonam go! - powtórzył, kiedy próbowała się wydostać, kiedy szukała ucieczki; jego objęcia trzymały ją mocno, pozwalając jej przestać szukać dna drugą nogą; oplatająca go budziła gorąc, którego nie był w stanie opanować, zwodził i kusił. - Wpadła na impresę - rzucił, z uśmiechem, szukając ratunku od wciąż obezwładniającego go zakłopotania, od którego wcale nie chciał uciekać. - W tym jeziosze musi być strasznie nudno w nosy. Nikogo oprósz nas tu nie ma. - Jej oczy były dziś piękniejsze od gwiazd, których blask odbijał się w tafli jeziora. Zawsze były. - Pasztet może, ale na pewno nie brzydki - dodał, z rozbawieniem, gdyby Celine była pasztetem, byłaby słodkim jak miód pasztetem z truskawek. Na pewno nie z królika, króliki były okropne. Uciekł wzrokiem, w zawstydzeniu, kiedy zakryła ciało, nie powinien był patrzeć. - Mhm - mruczał dalej, nie był w stanie myśleć teraz o makaronie i jego smaku, gdy jej biodra dotykały jego bioder. Oddech przyśpieszył mimowolnie. Zaczął wycofywać się w kierunku brzegu, zabierając ją ze sobą. - Ja... tak - I tak nie miał jak wrócić, lecz na podobne pytanie i tak nie potrafiłby odpowiedzieć inaczej. Nic to, że wcale nie pytał o to Neali, mamiące brzmienie jej głosu nie pozwalało mu o tym myśleć. Nie pozwalało mu myśleć o niczym oprócz niej. Jego brudne ubrania leżały przy brzegu, poczuł chłód nocnego powietrza, kiedy zaczął wynurzać się z wody. A im dalej się znalazł, tym mocniej dostrzegał, jak mokry materiał sukienki Celine opada na jej ciele, zbyt ciężko. Niechętnie wypuścił ją z objęć, szybko pochylając się po porzucone ubrania, nie miał na sobie spodni, przysłonił się ich materiałem, niby przypadkiem. - Ekhm - odchrząknął - Szim chyba jusz gdzieś... Snajdę go... - zaczął, bez przekonania. Powinien był powiedzieć coś innego? Zakryła materiał bluzki, na krótko uciekł wzrokiem ku pozostałym przy ognisku. - A ty idzies... z Nealą? - zapytał, na tyle cicho, by te słowa dotarły tylko do niej, ale zaraz ugryzł się w język. Mógł zapytać inaczej. Nie mógł. Mógł? Kręciło mu się w głowie. Nie chciał wcale jej zostawiać. - Mosze wiesz, gdzie on mosze być - Czy znała ten teren lepiej od niego? Nie wiedział. Wokół był las, dom, a Neala była już pijana. Ledwo stał na nogach.
jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali
- Jak, nie masz różdżki! - zaoponowała, bezradnie uderzając otwartymi dłońmi w policzki tafli jeziora. Bez ubrań Marcel nie mógł schować magicznego drewna w kieszeni, nie trzymał go też w rękach, z góry będąc na przegranej pozycji wobec wroga, na którego teren oboje się zapuścili. A gdyby tak po prostu się poddać, opaść na dno w ciasnym splocie zamotanych ramion, zanurzyć głowy pomiędzy kolorowe kwiaty błyszczące przy mule w świetle księżyca, leżeć pod pościelą wody, gdzie nikt by ich nie dostrzegł, ani nie rozdzielił... Celine potrząsnęła głową, wyrzucając z niej to śliczne marzenie. Umarliby, nie mieli skrzeli. - Ale są listy w butelkach do czytania, może było ich więcej naprawdę, a może kelpia to ten auror, co Neala do niego wzdychała, w końcu przyszedł przeczytać - zastanawiała się chaotycznie, rozbawiona perspektywą kelpii przesiadującej z towarzystwem przy ognisku, a potem ujawniającej prawdziwą tożsamość.
Marcel prowadził ich w kierunku brzegu; każdy jego krok naprzód sprawiał, że jej ciało przylegało do niego szczelniej pod naporem wody, a półwila, choć zarumieniona, nie przestawała się uśmiechać. Niósł ją jak prawdziwy książę, znowu ocalił, wyrywając niewiastę spomiędzy szczęk demona, jak mogłaby go nie uwielbiać? Nieopodal brzegu oplotła rękoma jego szyję i z radosnym westchnieniem ułożyła głowę pod jego brodą, jakby próbowała schować się w zagłębieniu jego szyi, zamrozić moment w dopasowujących się do siebie oddechach i uderzeniach serc; musiała być ciężka, przemoczona do ostatniej nitki, a jednak dawał sobie radę, zawsze stawał na wysokości zadania. I nigdy jej nie zawiódł.
- Poszedł sobie? Nawet on? - spytała, przymknąwszy powieki. Wielu imprezowiczów już się oddaliło, nie była pewna dlaczego, ale teraz to nie miało znaczenia. - Może porwała go ta gadzina? - zapytała nagle, znów otwarła oczy i spojrzała na pięknego cyrkowca spod kurtyny sklejonych błyszczącymi kroplami rzęs. Mokry i półnagi przypominał bóstwo w lunarnej poświecie, senne dzieło sztuki podarowane rzeczywistości przez samego Merlina. Nigdy nie sądziła, że zobaczy go takim. - Tragedia, on już nigdy nie zagra na skrzympcach - jęknęła, w upojeniu szczerze wierząc, że James został porwany przez aurora-zmiennokształtną-kelpię-zazdrosnego-o-uwagę-Neali. Osunęła stopy na ziemię, gdy znaleźli się na stabilnym gruncie, i gdzie dalsze wieszanie się na Carringtonie nie miało już racji bytu. - Razem mamy spać u niej - przytaknęła i pochyliła się, żeby wycisnąć wodę z połów sukienki lepiącej się do nóg. Malinowy kolor policzków zdawał się pogłębić. Łatwiej było na chwilkę uciec spojrzeniem. - A... Chyba że mogłabym, moglibyśmy... Że mogłabym z tobą? - spytała szeptem, trudno powiedzieć, o co dokładnie: o wspólne drzemanie do ranka, gdy alkohol wyparuje z żył, albo wspólne poszukiwania Doe, którego życie było zagrożone. - W ogrodzie może? Tam jest taka ławka, pod drzewem wysokim jak wieża, mógł pójść spać, tam zmieniłam Neali te włoski w różowe... Klątwa go mogła ściągnąć - oceniła cicho, tym razem sięgnąwszy srebrnych pukli, żeby zrobić z nimi to samo co z sukienką, ani na moment nie opuściła przy tym jego boku, podążając za nim krok w krok, łagodnie, miękko, płynnie, ale przy tym odrobinę ospale.
Marcel prowadził ich w kierunku brzegu; każdy jego krok naprzód sprawiał, że jej ciało przylegało do niego szczelniej pod naporem wody, a półwila, choć zarumieniona, nie przestawała się uśmiechać. Niósł ją jak prawdziwy książę, znowu ocalił, wyrywając niewiastę spomiędzy szczęk demona, jak mogłaby go nie uwielbiać? Nieopodal brzegu oplotła rękoma jego szyję i z radosnym westchnieniem ułożyła głowę pod jego brodą, jakby próbowała schować się w zagłębieniu jego szyi, zamrozić moment w dopasowujących się do siebie oddechach i uderzeniach serc; musiała być ciężka, przemoczona do ostatniej nitki, a jednak dawał sobie radę, zawsze stawał na wysokości zadania. I nigdy jej nie zawiódł.
- Poszedł sobie? Nawet on? - spytała, przymknąwszy powieki. Wielu imprezowiczów już się oddaliło, nie była pewna dlaczego, ale teraz to nie miało znaczenia. - Może porwała go ta gadzina? - zapytała nagle, znów otwarła oczy i spojrzała na pięknego cyrkowca spod kurtyny sklejonych błyszczącymi kroplami rzęs. Mokry i półnagi przypominał bóstwo w lunarnej poświecie, senne dzieło sztuki podarowane rzeczywistości przez samego Merlina. Nigdy nie sądziła, że zobaczy go takim. - Tragedia, on już nigdy nie zagra na skrzympcach - jęknęła, w upojeniu szczerze wierząc, że James został porwany przez aurora-zmiennokształtną-kelpię-zazdrosnego-o-uwagę-Neali. Osunęła stopy na ziemię, gdy znaleźli się na stabilnym gruncie, i gdzie dalsze wieszanie się na Carringtonie nie miało już racji bytu. - Razem mamy spać u niej - przytaknęła i pochyliła się, żeby wycisnąć wodę z połów sukienki lepiącej się do nóg. Malinowy kolor policzków zdawał się pogłębić. Łatwiej było na chwilkę uciec spojrzeniem. - A... Chyba że mogłabym, moglibyśmy... Że mogłabym z tobą? - spytała szeptem, trudno powiedzieć, o co dokładnie: o wspólne drzemanie do ranka, gdy alkohol wyparuje z żył, albo wspólne poszukiwania Doe, którego życie było zagrożone. - W ogrodzie może? Tam jest taka ławka, pod drzewem wysokim jak wieża, mógł pójść spać, tam zmieniłam Neali te włoski w różowe... Klątwa go mogła ściągnąć - oceniła cicho, tym razem sięgnąwszy srebrnych pukli, żeby zrobić z nimi to samo co z sukienką, ani na moment nie opuściła przy tym jego boku, podążając za nim krok w krok, łagodnie, miękko, płynnie, ale przy tym odrobinę ospale.
paruje świt. mgła półmrok rozmydla. wschodzi światło spomiędzy mych ud, miodem rozlewa i wsiąka w trawę.
Celine Lovegood
Zawód : Baletnica, tancerka w Palace Theatre
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczona
i was given a heart before i was given a mind.
OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30+3
SPRAWNOŚĆ : 17
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
- Siłom umysłu - oznajmił bez zawahania, szukając ratunku przed brakiem różdżki, nie do końca chyba zdając sobie sprawę, ze wszystkich możliwości wybrał tę najbardziej absurdalną. - Co? Cela, jaki auror... jakie... listy... - Mieszało mu się w głowie coraz mocniej. Było już późno, za dużo wypił. Kręciło mu sie w glowie coraz mocniej. Przeciągnął dłonią wzdłuż jej pleców, przytulając ją do siebie ciepło i tęsknie, brakowało mu tego od dawna, bliskości drugiego człowieka. W ostatnim czasie czuł się bardziej sam, niż kiedykolwiek wcześniej i choc to ona była tego bezpośrednią przyczyną, niczego nie żałował. Był gotów walczyć jak lew o to, jak ją traktowali. Zmarszczył brew, czy traktowali ją aż tak źle?
- Nie mów tak o niej, nie jest gadziną - szepnął, choć z lekkim rozbawieniem. Eve bywała nieznośna, trochę sobie na to zasłużyła. - Przeciesz Eve mu nie połamie rąk - Chyba? Wydawała się nerwowa, od początku imprezy. Chciała stąd zabrać Jamesa już dawno. Dlaczego, nie wiedział. Odchrząknął głośno, kiedy zapytała, czy mogłaby spać z nim, jakby zakrztusił się wodą nałykaną w jeziorze; na krótko uciekł od niej wzrokiem, powracając dopiero po chwili: bardzo chcąc patrzeć na jej twarz, nie na mokry materiał przylegajacej do ciała sukienki pozbawionej az czterech guzików przy dekolcie. Czuł, że ta duchota nie wynikała z nadmiaru wody a z niedomiaru powietrza. Było duszo, tak. Bardzo duszno. Oczywiście, że chciał z nią zostać, że chciał ją mieć przy sobie. Że nie chciał porzucać tej bliskości. Razem z nią ruszył przed siebie - wymijając zebraną przy ognisku resztę. Chyba wszyscy już przysypiali. I on tez... był coraz cięższy. Ciężkie miał nogi, ciężkie ramiona i ciężkie powieki. - Mosze... mosze choszmy gdzieś... indziej - zaczął, bez przekonania, w ogole nie powinien tu zostawać, ale spanie na ogrodowej ławce z pewnością zwróci czyjąś uwagę. Nie powinien jej na siebie ściągać. Czy rodzina Neali w ogóle była w domu? Jaki miał lepszy pomysł? - Mosze... mosze ćcieś tam - rzucił bez ładu, zabierając ją w nocne ciemności, w kierunku stodoły.
- Nie mów tak o niej, nie jest gadziną - szepnął, choć z lekkim rozbawieniem. Eve bywała nieznośna, trochę sobie na to zasłużyła. - Przeciesz Eve mu nie połamie rąk - Chyba? Wydawała się nerwowa, od początku imprezy. Chciała stąd zabrać Jamesa już dawno. Dlaczego, nie wiedział. Odchrząknął głośno, kiedy zapytała, czy mogłaby spać z nim, jakby zakrztusił się wodą nałykaną w jeziorze; na krótko uciekł od niej wzrokiem, powracając dopiero po chwili: bardzo chcąc patrzeć na jej twarz, nie na mokry materiał przylegajacej do ciała sukienki pozbawionej az czterech guzików przy dekolcie. Czuł, że ta duchota nie wynikała z nadmiaru wody a z niedomiaru powietrza. Było duszo, tak. Bardzo duszno. Oczywiście, że chciał z nią zostać, że chciał ją mieć przy sobie. Że nie chciał porzucać tej bliskości. Razem z nią ruszył przed siebie - wymijając zebraną przy ognisku resztę. Chyba wszyscy już przysypiali. I on tez... był coraz cięższy. Ciężkie miał nogi, ciężkie ramiona i ciężkie powieki. - Mosze... mosze choszmy gdzieś... indziej - zaczął, bez przekonania, w ogole nie powinien tu zostawać, ale spanie na ogrodowej ławce z pewnością zwróci czyjąś uwagę. Nie powinien jej na siebie ściągać. Czy rodzina Neali w ogóle była w domu? Jaki miał lepszy pomysł? - Mosze... mosze ćcieś tam - rzucił bez ładu, zabierając ją w nocne ciemności, w kierunku stodoły.
jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali
Strona 20 z 21 • 1 ... 11 ... 19, 20, 21
Ognisko Wyzwolenia - 11 maj 1958r
Szybka odpowiedź