Palarnia opium
AutorWiadomość
First topic message reminder :
★★★ [bylobrzydkobedzieladnie]
Palarnia opium
Największe pomieszczenie w piwnicach pod sklepem Borgina & Burke'a. Do palarni można dostać się trzema drogami. przechodząc przez zaplecze sklepu, przez tunele w piwnicach Śmiertelnego Nokturnu oraz przy pomocy sieci fiuu. Drewniany, zdobiony sufit, dźwiga ciężar brylantowych żyrandoli sprowadzonych z najdalszych zakątków świata. Każdy rozpalany jest tylko na okazyjne spotkania. Palarnia liczy sobie kilkanaście stolików otoczonych fotelami obitymi czerwonym materiałem. Pomimo tego, że palarnia znajduje się w piwnicy, sufit jest na tyle wysoki, co umożliwiło stworzenie drewnianego półpiętra. Wystrój zawiera również bar z alkoholem wszelkiej maści. Od czasu do czasu w palarni organizowane są koncerty na żywo.
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:46, w całości zmieniany 1 raz
Podziękowała pannie Burke skinieniem głowy za pokrzepiające słowa o profesorze astronomii. Nie sądziła nawet, że na Nokturnie mogłoby mu się stać cokolwiek złego, obawę niosły kolejne teleportacje, które, jak wskazywało doświadczenie, nie były jego mocną stroną. Naprędkie ukrócenie tematu Aresa skwitowała lekkim uśmiechem, czując wciąż narastającą dumę z przyjaciółki, która w tak szybkim czasie nauczyła się dostosowywać do naciskającego nań otoczenia. Nieobecność lorda Carrowa nie przeszła bez echa, można było pokusić się o stwierdzenie, iż skradł uwagę przykrótkiej sukni Octavii, lecz Primrose świetnie radziła sobie z napotkanym dyskomfortem.
Syreny, nawet w niewoli, kontynuowały swą pieśń, nie pozwalając na to, by ktokolwiek mógł zarzucić im brak wytrwałości. Z wymalowanym na twarzy bólem niosły trudy losu, nie poddając się przy pierwszych wybojach, nie truchlejąc na widok naglących spojrzeń. Promienny uśmiech lady Nott od razu wprawił ją w lepszy nastrój, gdy ta zawitała przy ich stoliku. Wymienione listownie wiadomości zawsze pozostawiały niedosyt i Evandra miała chęć porozmawiać szczerze z kuzynką na poruszone na pergaminach tematy, lecz obecne okoliczności nie były ku temu sprzyjające.
Radość ze spotkania z Eurydice prędko wyparowała, gdy za jej plecami wyrósł Leander. Oczywistym było, iż ta dwójka poruszać się będzie razem do momentu, aż stanie się zadość uroczystościom związanym z oficjalnym wprowadzeniem nastoletniej panny Nott do towarzystwa. Evandra uniosła wzrok na mecenasa sztuki i krótko skinęła mu głową, nie chcąc by ktokolwiek zwrócił uwagę na cień niechęci, jaki na moment zagościł na jej twarzy.
- Twa obecność, droga Eurydice, świadczy wyłącznie o sile dzisiejszego przedsięwzięcia, jakie łączy w swej mocy wielopokoleniowe zaangażowanie. Niesiemy ideę nie tylko ze względu na obowiązek, ale i szczerą chęć pełnienia naszej odpowiedzialności. - Swoimi słowami zwróciła się także do lady Burke, która pomimo tremy świetnie radziła sobie dziś w roli gospodyni. Evandra odprowadziła Primrose wzrokiem i zaraz przeniosła spojrzenie na Tristana, który zdawał się chcieć ją czymś zająć i włączyć w rozmowę na temat wystawianych na aukcję przedmiotów.
- Toporne? - zawahała się, zerkając w kierunku dzierżonych w dłoniach lorda Burke kul. - Mógłby to być pewien problem w przypadku użytkowania, choć nie sądzę, bym miała potrzebę mieć kogokolwiek na oku. Osobiście natomiast preferuję ozdoby, przy których pierwszym spotkaniu serce natychmiast, nawet jeśli subtelnie, zabije mocniej. - Przywiązywała się do bibelotów, które miały dla niej znaczenie. Pękające w szwach notatniki, szkatułki i puzderka kryły w sobie tajemnice, których znaczenie często znane były tylko właścicielce, dla innych będąc wyłącznie nieistotnym szpargałem.
O ile chętnie wypowiedziałaby się w temacie bezpieczeństwa i działania na rzecz obrony głoszonych przez nich ideałów, oraz poruszonego przez Rigela tematu zniewolonych istot, tak w jednej chwili wszelka motywacja do udzielenia się w dyskusji nagle wyparowała. Przez krótki moment przysłuchiwała się jeszcze niezobowiązującej pogawędce, by zaraz po tym zwrócić się do kuzynek.
- Niepowtarzalna atmosfera tego miejsca wręcz zapiera dech w piersi. Przewietrzymy się. Octavio, Eurydice? - zawyrokowała, podnosząc się z miejsca i utkwiwszy w lady Lestrange i lady Nott znaczące, nieznoszące sprzeciwu spojrzenie. Krótki uśmiech posłany zebranym przy stoliku lordom miał dać im wolną chwilę na zajęcie się męskimi sprawami. Poprawiła tylko brzeg szkarłatnej sukni i ruszyła przed siebie mając pewność, że obie kobiety podążyły za nią.
Ze sceny doszedł ją jeszcze głos wyrokujący zakończenie licytacji pierwszego przedmiotu. Evandra uśmiechnęła się do zwycięskiej Aquili, skinieniem głowy gratulując jej zdobytego artefaktu. Kolejny pochodzący z Egiptu przedmiot nie leżał w kręgu zainteresowań półwili, lecz zaraz uniosła głowę, by sprawdzić kto zdecyduje się podnieść swoją tabliczkę jako pierwszy.
Syreny, nawet w niewoli, kontynuowały swą pieśń, nie pozwalając na to, by ktokolwiek mógł zarzucić im brak wytrwałości. Z wymalowanym na twarzy bólem niosły trudy losu, nie poddając się przy pierwszych wybojach, nie truchlejąc na widok naglących spojrzeń. Promienny uśmiech lady Nott od razu wprawił ją w lepszy nastrój, gdy ta zawitała przy ich stoliku. Wymienione listownie wiadomości zawsze pozostawiały niedosyt i Evandra miała chęć porozmawiać szczerze z kuzynką na poruszone na pergaminach tematy, lecz obecne okoliczności nie były ku temu sprzyjające.
Radość ze spotkania z Eurydice prędko wyparowała, gdy za jej plecami wyrósł Leander. Oczywistym było, iż ta dwójka poruszać się będzie razem do momentu, aż stanie się zadość uroczystościom związanym z oficjalnym wprowadzeniem nastoletniej panny Nott do towarzystwa. Evandra uniosła wzrok na mecenasa sztuki i krótko skinęła mu głową, nie chcąc by ktokolwiek zwrócił uwagę na cień niechęci, jaki na moment zagościł na jej twarzy.
- Twa obecność, droga Eurydice, świadczy wyłącznie o sile dzisiejszego przedsięwzięcia, jakie łączy w swej mocy wielopokoleniowe zaangażowanie. Niesiemy ideę nie tylko ze względu na obowiązek, ale i szczerą chęć pełnienia naszej odpowiedzialności. - Swoimi słowami zwróciła się także do lady Burke, która pomimo tremy świetnie radziła sobie dziś w roli gospodyni. Evandra odprowadziła Primrose wzrokiem i zaraz przeniosła spojrzenie na Tristana, który zdawał się chcieć ją czymś zająć i włączyć w rozmowę na temat wystawianych na aukcję przedmiotów.
- Toporne? - zawahała się, zerkając w kierunku dzierżonych w dłoniach lorda Burke kul. - Mógłby to być pewien problem w przypadku użytkowania, choć nie sądzę, bym miała potrzebę mieć kogokolwiek na oku. Osobiście natomiast preferuję ozdoby, przy których pierwszym spotkaniu serce natychmiast, nawet jeśli subtelnie, zabije mocniej. - Przywiązywała się do bibelotów, które miały dla niej znaczenie. Pękające w szwach notatniki, szkatułki i puzderka kryły w sobie tajemnice, których znaczenie często znane były tylko właścicielce, dla innych będąc wyłącznie nieistotnym szpargałem.
O ile chętnie wypowiedziałaby się w temacie bezpieczeństwa i działania na rzecz obrony głoszonych przez nich ideałów, oraz poruszonego przez Rigela tematu zniewolonych istot, tak w jednej chwili wszelka motywacja do udzielenia się w dyskusji nagle wyparowała. Przez krótki moment przysłuchiwała się jeszcze niezobowiązującej pogawędce, by zaraz po tym zwrócić się do kuzynek.
- Niepowtarzalna atmosfera tego miejsca wręcz zapiera dech w piersi. Przewietrzymy się. Octavio, Eurydice? - zawyrokowała, podnosząc się z miejsca i utkwiwszy w lady Lestrange i lady Nott znaczące, nieznoszące sprzeciwu spojrzenie. Krótki uśmiech posłany zebranym przy stoliku lordom miał dać im wolną chwilę na zajęcie się męskimi sprawami. Poprawiła tylko brzeg szkarłatnej sukni i ruszyła przed siebie mając pewność, że obie kobiety podążyły za nią.
Ze sceny doszedł ją jeszcze głos wyrokujący zakończenie licytacji pierwszego przedmiotu. Evandra uśmiechnęła się do zwycięskiej Aquili, skinieniem głowy gratulując jej zdobytego artefaktu. Kolejny pochodzący z Egiptu przedmiot nie leżał w kręgu zainteresowań półwili, lecz zaraz uniosła głowę, by sprawdzić kto zdecyduje się podnieść swoją tabliczkę jako pierwszy.
show me your thorns
and i'll show you
hands ready to
bleed
and i'll show you
hands ready to
bleed
Evandra Rosier
Zawód : Arystokratka, filantropka
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I am blooming from the wound where I once bled.
OPCM : 0
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 16 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Półwila
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Podarowano im krótką przerwę, by muzyka zdołała na dobre wsiąknąć w umysły oraz duszę, tym samym doceniając kunszt występujących kobiet. Jak cudownym by było, gdyby tak melodia raz jeszcze się wzniosła, a stoliki przesunęły się pod ścianę, tworząc tym samym parkiet idealny pod możliwy taniec, gdzie szlachetne sylwetki zawirowałyby tak pięknie w blasku świec. Eurydice na samą myśl gotowa była przyłożyć drobne rączki do piersi i westchnąć w rozmarzeniu, jednak pilnie musiała się upominać, iż wieczór ten miał być poświęcony smutnym, biednym i cierpiącym, a malowniczy szelest przednich materiałów spódnic wirujących po posadzce nijak się miał do szczytności celu, jaki to został wyznaczony. I to była prawdziwa tragedia, aż chęć miała wytknąć, lecz jako dobrze wychowana panienka nie pozwoliłaby sobie na podobne zachowanie, bo przecież to był wyjątkowy dzień dla Primrose, a to oznaczało, że wszystko musiało być miłe, ładne oraz dlań przyjemne. Tak bardzo musiała się starać razem z lady Aquilą! Duma pęczniała w serduszku szlachcianki, a przecież nie powinna, wszak nic tutaj zasługą jej nie było, ale ach! Jak mogłaby powstrzymać ten podziw? Ten zachwyt niezmącony przesytem salonów pełnych masek i słów ostrych, tnących boleśniej niźli srebrne igły dotąd kąsające podle jasną skórę? Sarnie spojrzenie spod woalu czernionych rzęs objęło sobą zebrane osoby, a ulga osiadła w kącikach różanych ust, kiedy obecność jej oraz szanownego pana brata została przyjęta mile, wywołując iskierki radości w chabrowych oczętach małej wili.
- Oby nasze skromne wsparcie choć trochę mogło odciążyć tych, dla których los nie był łaskawy, a których serca są po właściwej stronie - odpowiedziała miękko Euri lady Burke oraz Evandrze, łagodność wplatając w trel swego głosu na równi z troską odbijającą się na urokliwej buzi. Widząc tylu szacownych gości zgromadzonych w nieznośnie ciemnej sali, ktoś doprawdy mógłby wątpić w szczerość intencji ich? Pewnie mógłby, lecz lwiątko nie pozwoliło sobie na podobny sceptycyzm, uśmiechem żegnając lady Primrose, którą obowiązki gospodyni pochłonęły całkowicie. Całe szczęście, aż westchnęła w duchu panienka Nott, ciesząc się, iż brak narzeczonego w pobliżu nie odbija się w żaden widoczny sposób na tak zdolnej wiedźmie. Zdecydowanie blondyneczka powinna pomówić ostro z Aresem, ale może po tym, jak przestanie czuć palącą czerwień na bladych policzkach i może jak już przestanie być obrażona na lorda Carrow, za to, iż nie przysłał jej żadnych obiecanych błyskotek, ani nie płakał za nią wcale. Oburzające. Złość mogłaby wprawić w lekkie zmarszczenie brwi młódkę, lecz Octavia brzmiała tak rozkosznie miło, że wszelkie dąsy wyparowały z jasnej główki, wprawiając ją w iście szampański nastrój, mając tak miłe dusze tuż obok, jak mogłaby pozwolić złości przejąć wrażliwe wnętrze? Nawet jeśli niektóre z tychże dusz miały podejrzane zdolności do przynudzania, choć nie były to ich największe wady.
- Och, jesteś zbyt miła lady Octavio, ale twoja uprzejmość oraz urok zawsze szły ze sobą w parze - odezwała się z naturalną słodyczą, jakby w lekkim zawstydzeniu paluszkami dotykając warg przy tym. Nieśmiałość ładnie wyglądała na lwiątku, choć brakowało w niej lęku, nie było nic gorszego ponad wystraszoną debiutantkę, która nie potrafi w słowa ująć swych myśli. A myśli Eurydice zawsze należały do lekkich i przyjemnych, nawet jeśli przeszły w lekkie znudzenie, kiedy szanowny lordzłodziej nestor Rosier wygłosił swój wykład o małżach. Ojej, aż płoche serce zadrżało w smutku niezmierzonym, kiedy uświadomiła sobie, iż podobnych tematów na co dzień słuchać musiała Evandra. Ach, gdyby chociaż o perłach wspomniał, tak lady Nott spokojniejszą by była, lecz nie, nie, poruszona została kwestia ślimaków, polujących, potwornych - na dodatek morderczych! - ślimaków i biedna, biedna, najsłodsza syrenka była na nie skazana. Co ta okropieństwo, co za los okrutny, czy na święta powinna podarować jej jakieś ładne zatyczki do uszu? Te zaklęte potrafiły wybrzmieć szeptami oceanu i Euri była pewna, iż kochana kuzynka doceni głęboko tak przemyślany prezent. Nie wiedziała, co mogłaby rzec na tak intrygujący temat, nie wiedziała nawet, czy chciałaby podjąć się jakiejkolwiek dysputy, ciesząc się, iż trwająca licytacja była idealnym pretekstem do milczenia. Kryształowe łzy niemalże zadrgały w kącikach oczu z ulgi, gdy lady Rosier w swej mądrości zaproponowała przewietrzenie się, pozwalając tym samym umknąć niewygodnym rozmowom, które nie interesowały jej wcale. Tego wieczora Wanda obrała postać prawdziwej bohaterki, która nawet w tej chwili, nieświadomie wyciągała z troską wypielęgnowaną dłoń w stronę młodszej kuzynki.
- Oczywiście, proszę wybaczyć - zaświergotała radośnie, na moment tylko chwytając za rękaw pana brata, wspinając się na same czubki drogocennych bucików, w rączką zasłaniającą twarz, jakby właśnie zdradzała największy spośród wszystkich sekretów Leandrowi i zdołała wyszeptać cichuteńko - Powodzenia - mrugając psotliwie do swego lwiego rycerza, podążyła za smukłymi sylwetkami syren, czując się dumna niczym najprawdziwsza lwica. W międzyczasie została zapowiedziana kolejna licytacja i na ten widok Euri aż westchnęła w zauroczeniu, od razu wiedząc, komu właściwości amuletu mogłyby być przydatne. Evandra musiała dostrzec lekkie wahanie u dziewczątka, bo jej kroki kierowały się prosto do stolika, który zajmowała wcześniej lady Nott, a gdzie czekały już tabliczki do licytacji. Ach, splotła ze sobą paluszki w uciesze, idąc w ślady kuzynek, które po wymianie odpowiednich grzeczności, zajęły swe miejsca. Octavia, jakże pięknie dumna usiadła obok lady Bulstrode, z kolei słodka lady Rosier przysiadła przy lady Fawley zaszczycając ją uśmiechem. Euri z radością zajęła miejsce wcześniej przez brata wybrane, muskając niemal czule tabliczki.
- Drogie lady, lordowie, co sądzicie o przedmiotach przedstawionych dotychczas na aukcji? - zapytała grzecznie, szykując się wewnętrznie do podjęcia się licytacji, niezmiernie ciekawa, czy Cressie wypowie się w kwestii stroju lady Lestrange z podobną pewnością co poprzednio.
- Oby nasze skromne wsparcie choć trochę mogło odciążyć tych, dla których los nie był łaskawy, a których serca są po właściwej stronie - odpowiedziała miękko Euri lady Burke oraz Evandrze, łagodność wplatając w trel swego głosu na równi z troską odbijającą się na urokliwej buzi. Widząc tylu szacownych gości zgromadzonych w nieznośnie ciemnej sali, ktoś doprawdy mógłby wątpić w szczerość intencji ich? Pewnie mógłby, lecz lwiątko nie pozwoliło sobie na podobny sceptycyzm, uśmiechem żegnając lady Primrose, którą obowiązki gospodyni pochłonęły całkowicie. Całe szczęście, aż westchnęła w duchu panienka Nott, ciesząc się, iż brak narzeczonego w pobliżu nie odbija się w żaden widoczny sposób na tak zdolnej wiedźmie. Zdecydowanie blondyneczka powinna pomówić ostro z Aresem, ale może po tym, jak przestanie czuć palącą czerwień na bladych policzkach i może jak już przestanie być obrażona na lorda Carrow, za to, iż nie przysłał jej żadnych obiecanych błyskotek, ani nie płakał za nią wcale. Oburzające. Złość mogłaby wprawić w lekkie zmarszczenie brwi młódkę, lecz Octavia brzmiała tak rozkosznie miło, że wszelkie dąsy wyparowały z jasnej główki, wprawiając ją w iście szampański nastrój, mając tak miłe dusze tuż obok, jak mogłaby pozwolić złości przejąć wrażliwe wnętrze? Nawet jeśli niektóre z tychże dusz miały podejrzane zdolności do przynudzania, choć nie były to ich największe wady.
- Och, jesteś zbyt miła lady Octavio, ale twoja uprzejmość oraz urok zawsze szły ze sobą w parze - odezwała się z naturalną słodyczą, jakby w lekkim zawstydzeniu paluszkami dotykając warg przy tym. Nieśmiałość ładnie wyglądała na lwiątku, choć brakowało w niej lęku, nie było nic gorszego ponad wystraszoną debiutantkę, która nie potrafi w słowa ująć swych myśli. A myśli Eurydice zawsze należały do lekkich i przyjemnych, nawet jeśli przeszły w lekkie znudzenie, kiedy szanowny lord
- Oczywiście, proszę wybaczyć - zaświergotała radośnie, na moment tylko chwytając za rękaw pana brata, wspinając się na same czubki drogocennych bucików, w rączką zasłaniającą twarz, jakby właśnie zdradzała największy spośród wszystkich sekretów Leandrowi i zdołała wyszeptać cichuteńko - Powodzenia - mrugając psotliwie do swego lwiego rycerza, podążyła za smukłymi sylwetkami syren, czując się dumna niczym najprawdziwsza lwica. W międzyczasie została zapowiedziana kolejna licytacja i na ten widok Euri aż westchnęła w zauroczeniu, od razu wiedząc, komu właściwości amuletu mogłyby być przydatne. Evandra musiała dostrzec lekkie wahanie u dziewczątka, bo jej kroki kierowały się prosto do stolika, który zajmowała wcześniej lady Nott, a gdzie czekały już tabliczki do licytacji. Ach, splotła ze sobą paluszki w uciesze, idąc w ślady kuzynek, które po wymianie odpowiednich grzeczności, zajęły swe miejsca. Octavia, jakże pięknie dumna usiadła obok lady Bulstrode, z kolei słodka lady Rosier przysiadła przy lady Fawley zaszczycając ją uśmiechem. Euri z radością zajęła miejsce wcześniej przez brata wybrane, muskając niemal czule tabliczki.
- Drogie lady, lordowie, co sądzicie o przedmiotach przedstawionych dotychczas na aukcji? - zapytała grzecznie, szykując się wewnętrznie do podjęcia się licytacji, niezmiernie ciekawa, czy Cressie wypowie się w kwestii stroju lady Lestrange z podobną pewnością co poprzednio.
Magic tumbled from her pretty lips and when she spoke the language of the universe – the stars
sighed in unison
sighed in unison
Nie planował brać udziału w licytacji, nawet jeśli cel był szczytny. Powinien wystarczyć datek, który wrzucił do skrzynki. Nie potrzebował błyskotek, dodatków, ani innego rodzaju świecidełek, chociaż przez myśl przeszło mu, aby znaleźć coś co byłoby odpowiednim prezentem w przyszłości dla kogoś bliskiego. Niemniej jednak, zdecydowanie był tu po to, aby posłuchać wspaniałego występu Primrose. Był ciekaw czym jeszcze Lady Burke była w stanie go zaskoczyć, poza oczywistą dozą informacji, którą otrzymał na jej temat do tej pory. Kto by pomyślał, że kuzynka Xaviera w taki właśnie sposób zainteresuje go swoją osobą. A jednak… To z Calypso siedział przy stoliku, rozmawiał i musiał przyznać, że wyśmienicie czuł się w jej towarzystwie, co nie zdarzało mu się zbyt często. Żałował jedynie, że Ares był takim dupkiem wobec Primrose, on naprawdę prosił się o jakąś niespecjalnie pomyślną dla niego rozmowę, w której dadzą mu jasno do zrozumienia, że nie powinien swoim działaniem krzywdzić Lady Burke w żaden sposób. Xavier to z pewnością załatwi.
Rozmowa przy stoliku płynęła dość pomyślnie, ale nadszedł kluczowy element całego spotkania – licytacja. Nie brał w tym udziały, był jedynie obserwatorem i o wiele bardziej pozwalał się pochłonąć rozmowie. Spojrzał na Melisande i uśmiechnął się lekko. Mieli tak mało czasu na rozmowy, może powinien poświęcić jej go więcej, dopytać jak sobie radzi, w końcu…. nie rozmawiali o śmierci Alpharda i o tym, jak to wszystko odbiło się na niej. Może z Blackiem nie żył w rewelacyjnych stosunkach, zawsze było między nimi specyficzne napięcie, ale wiedział, że dla niej byłby dobrym mężem, odpowiednim. Oderwał się od ponurych myśli, skupiając się bardziej na rozmowie i licytacji jednocześnie. To miłe, że wszyscy przy tym stoliku powinni wyjść poza schemat przykrych stereotypów i zachowywać się wobec Calypso w tak naturalny i neutralny spokój. To, że przypadkiem nader często wpadał na młodą Lady Carrow, nie miało tu żadnego znaczenia. Nie miał wpływu na jej wybory, miała wolną wolę, a dzisiejszego wieczoru…. Wybrała towarzystwo Róż.
- Nie ma konieczności przenoszenia terminu wizyty, Lady Carrow. Zgodnie ze złożoną obietnicą oprowadzę Lady po Rezerwacie. – rzekł do Calypso z delikatnym uśmiechem. Powiedział, że to zrobi i słowa zamierzał dotrzymać. Był słownym mężczyzną, nie rzucał słów na wiatr, a już na pewno nie jeśli chodziło o piękne szlachcianki. – Niekorzystnie na moje zdrowie wpływa stagnacja, dlatego nasze spotkanie się odbędzie. – dopowiedział po chwili, aby całkowicie rozjaśnić jej sytuację. Od nieprzyjemnego wypadku minął miesiąc, a Mathieu miał dość „nic nie robienia”, więc to będzie dla niego jak prawdziwy rodzaj terapii.
- Co z licytowanych rzeczy podoba Wam się najbardziej? – spytał, patrząc na resztę zgromadzonych przy stoliku. Na razie nic nie przykuło jego uwagi, choć może znajdzie się coś co zapragnie mieć…
Rozmowa przy stoliku płynęła dość pomyślnie, ale nadszedł kluczowy element całego spotkania – licytacja. Nie brał w tym udziały, był jedynie obserwatorem i o wiele bardziej pozwalał się pochłonąć rozmowie. Spojrzał na Melisande i uśmiechnął się lekko. Mieli tak mało czasu na rozmowy, może powinien poświęcić jej go więcej, dopytać jak sobie radzi, w końcu…. nie rozmawiali o śmierci Alpharda i o tym, jak to wszystko odbiło się na niej. Może z Blackiem nie żył w rewelacyjnych stosunkach, zawsze było między nimi specyficzne napięcie, ale wiedział, że dla niej byłby dobrym mężem, odpowiednim. Oderwał się od ponurych myśli, skupiając się bardziej na rozmowie i licytacji jednocześnie. To miłe, że wszyscy przy tym stoliku powinni wyjść poza schemat przykrych stereotypów i zachowywać się wobec Calypso w tak naturalny i neutralny spokój. To, że przypadkiem nader często wpadał na młodą Lady Carrow, nie miało tu żadnego znaczenia. Nie miał wpływu na jej wybory, miała wolną wolę, a dzisiejszego wieczoru…. Wybrała towarzystwo Róż.
- Nie ma konieczności przenoszenia terminu wizyty, Lady Carrow. Zgodnie ze złożoną obietnicą oprowadzę Lady po Rezerwacie. – rzekł do Calypso z delikatnym uśmiechem. Powiedział, że to zrobi i słowa zamierzał dotrzymać. Był słownym mężczyzną, nie rzucał słów na wiatr, a już na pewno nie jeśli chodziło o piękne szlachcianki. – Niekorzystnie na moje zdrowie wpływa stagnacja, dlatego nasze spotkanie się odbędzie. – dopowiedział po chwili, aby całkowicie rozjaśnić jej sytuację. Od nieprzyjemnego wypadku minął miesiąc, a Mathieu miał dość „nic nie robienia”, więc to będzie dla niego jak prawdziwy rodzaj terapii.
- Co z licytowanych rzeczy podoba Wam się najbardziej? – spytał, patrząc na resztę zgromadzonych przy stoliku. Na razie nic nie przykuło jego uwagi, choć może znajdzie się coś co zapragnie mieć…
Mathieu Rosier
The last enemy that shall be destroyed is | death |
Może tylko dopatrywał się w twarzy Evandry odbicia własnych negatywnych emocji, które mimo upływu lat wciąż budziły się gdzieś na tyłach świadomości, stanowiące przebrzmiałe echo wydarzeń z przeszłości. Ale istniało też prawdopodobieństwo, że to ona wciąż posyła mu krzywe spojrzenie, kiedy w towarzystwie zmuszeni byli stanąć ze sobą oko w oko. W każdym razie – którekolwiek z tych dwóch nie okazałoby się bardziej prawdziwe – były to ułamki sekund. Ledwie mrugnięcie okiem spowodowało, że wyraz twarzy znów stawał naturalny, uprzejmy, elegancki. Odpowiedni.
Leander na dźwięk słów nestora Rosiera powiódł spojrzeniem w bok, w kierunku sceny i zawiesił je nieco dłużej na intrygujących, tajemniczych sztalugach, na których ustawione eksponaty wciąż zakryte były przed spojrzeniami zebranych gości eleganckim materiałem. Czekał na ich odsłonięcie przynajmniej z zawodowego punktu widzenia, aczkolwiek był nimi zainteresowany również z prywatnej ciekawości. Odpowiedź Evandry na temat pierwszego artefaktu była niepokojącym odbiciem jego własnych myśli, więc odwrócił się znów do zebranych przy stoliku i rzucił, przenosząc ciężar spojrzenia na lorda Rosiera:
— Sztalugi w dość oczywisty sposób nawiązują do przekazu artystycznego... Jednak gospodarze zdążyli mnie już przekonać o swojej pomysłowości. Poczekam aż odsłonią kryjące się na nich eksponaty. — Sam miał zamiar licytować, jednak jeszcze nie teraz. Kule, nieważne jak interesująco przedstawione, w jego oczach były przeznaczone dla kogoś o bardziej sentymentalnej naturze, bo dla niego byłyby jedynie zbędnym, zalegającym w dworze gratem.
Spojrzał z ukosa na siostrę wciąż stojącą u jego boku, ale wydawała sobie doskonale radzić ze swoją uroczą nieśmiałością i świeżością w rozmowach z kobietami, dlatego znów skupił się na wymianie zdań pomiędzy lordami. Wrzucony przypadkiem, w połowie rozmowy wprost na głęboką wodę, Leander słuchał uważnie, wciąż z tym samym, uprzejmym zainteresowaniem. Mimo pozornego zrelaksowania, jego umysł pracował na najwyższych obrotach, a wzrok starał się wyłapać szczegóły, żeby mógł zrozumieć o czym mężczyźni naprawdę rozmawiają. Co kryje się pod tą akwarystyczną, luźną pogawędką – wątpił bowiem, żeby nestor Rosier bez powodu snuł takie opowieści. Natomiast wyrwany do odpowiedzi, Leander zmrużył ledwie dostrzegalnie oczy.
— Nie na tyle, żeby opowiedzieć równie interesującą ciekawostkę, lordzie Rosier — odparł swobodnie, dając się ponieść lekkiemu tonowi, w który wpadł lord Rosier. — A nie zwykłem wypowiadać się w tematach, które mógłbym swoją niewiedzą jedynie obrazić — dodał spokojnie, wręcz prosto.
Wtedy też lady Rosier głosem iście władczym, noszącym ślady rozkazu oznajmiła, że opuszczają towarzystwo. Akurat te jej słowa Leander przyjął z ulgą; obawiał się, że tak poważne tematy szybko znudzą wulkan niespożytej energii, jakim była jego młodsza siostra. A on sam chętnie poświęciłby na nie jeszcze kilka chwil, podczas których nie musiałby martwić się opieką nad debiutującą Eurydice. Nachylił się lekko w jej stronę, kiedy do ucha wyszeptała mu jedno krótkie, zawadiackie słówko, ale powstrzymał się od prychnięcia śmiechem głównie przez wzgląd na szacunek dla nestora.
— Zostawiam cię w dobrych rękach, siostro — mruknął tylko. I więcej nie poświęcił jej już ani jednej myśli, znów całym skupieniem obdarzając dyskusję.
O ile rozprawy na temat małży i innych morskich stworzeń lekko mówiąc nie leżały w kręgu jego zainteresowań, o tyle następne słowa nestora skierowane do Rigela spowodowały, że Leander niemal zastrzygł uszami. Zalążek ekscytacji szarpnął się w żołądku, jednak nie pozwolił sobie, aby te emocje odbiły się w wyrazie jego twarzy lub głęboko na dnie źrenic. Opanowanie było trudną do przyswojenia sztuką, a jakże cenną nie tylko na salonach, ale też w galerii sztuki, przy rozmowach z innymi arystokratami. Było maską, którą Tristan Rosier posiadał mistrzowską – jego powaga i brak zbędnych gestów mogły imponować.
Właśnie tutaj Leander upatrzył wygodny kierunek do pociągnięcia rozmowy. Odczekał, aż lord Rosier skończy swoją myśl, którą z resztą on sam popierał w każdym calu.
— Osobiście nigdy nie znajdowałem przyjemności w przyglądaniu się zwierzętom zamkniętym w klatkach czy sztucznych akwenach. Wyrwanie ich z naturalnego środowiska odbiera im wszystko, co najbardziej pierwotne, dzikie i ulotne — zaczął od stwierdzenia najbardziej oczywistego. — Choć wiem, że odizolowanie ich od świata jest niejako koniecznością, kiedy ważą się losy gatunku i jest to dla nich jedyną szansą na przetrwanie w czasach, kiedy ich naturalne środowiska są im coraz śmielej wyrywane przez mugoli. Ale wciąż z zaskoczeniem przyglądam się niezwykle interesującemu zjawisku zachodzącemu na szeroką skalę, kiedy to dziesiątkowanie liczebności pasożytów niszczących plony lub trzebiących hodowle jest akceptowalne, a ograniczanie destrukcyjnej dla ekosystemu działalności mugoli nieodmiennie wzbudza gorący sprzeciw tych, którzy sami siebie okrzykują najbardziej humanitarnymi. — Nawiązał do mocnych, aczkolwiek w jego opinii prawdziwych słów lorda Rosiera na temat mugoli. Porównywanie ludzi do zwierząt nigdy nie było dla niego ujmą; po prostu obrywało rzeczywistość z przesadnych ozdobników, które arystokracja tak sobie umiłowała na przestrzeni wieków. Skoro nie było już z nimi kobiet, z natury delikatnych i wrażliwych, nie widział sensu w ciągnięciu ów ułudy. Sam Leander czasem miał wrażenie, że więcej jest w nim z dzikiego drapieżnika niż ułożonego szlachcica, zwłaszcza kiedy dawał upust swoim żądzom.
Spojrzał w kierunku Rigela, kiedy lord Rosier zadał to czysto filozoficzne pytanie dotyczące ludzkości, na które prawdopodobnie nie istniała dobra odpowiedź. Wreszcie uśmiechnął się pod nosem, ale uśmiech ten nie był nijak określony; ot, zwyczajny, uprzejmy grymas.
— Jedna zmiana prowokuje kolejne, ten ciąg przyczynowo skutkowy zdaje się być niemożliwy do powstrzymania. Według mnie jedyne co można zrobić, to znaleźć odpowiednie osoby, które mogłyby te zmiany ukierunkować — odparł i słowa te można było jasno odczytać jako aprobatę dla działań Ministerstwa oraz Rycerzy, których działania sam popierał.
Zaczęła się kolejna aukcja, tej jednak Leander poświęcił tylko przelotne, raczej niezainteresowane spojrzenie.
Leander na dźwięk słów nestora Rosiera powiódł spojrzeniem w bok, w kierunku sceny i zawiesił je nieco dłużej na intrygujących, tajemniczych sztalugach, na których ustawione eksponaty wciąż zakryte były przed spojrzeniami zebranych gości eleganckim materiałem. Czekał na ich odsłonięcie przynajmniej z zawodowego punktu widzenia, aczkolwiek był nimi zainteresowany również z prywatnej ciekawości. Odpowiedź Evandry na temat pierwszego artefaktu była niepokojącym odbiciem jego własnych myśli, więc odwrócił się znów do zebranych przy stoliku i rzucił, przenosząc ciężar spojrzenia na lorda Rosiera:
— Sztalugi w dość oczywisty sposób nawiązują do przekazu artystycznego... Jednak gospodarze zdążyli mnie już przekonać o swojej pomysłowości. Poczekam aż odsłonią kryjące się na nich eksponaty. — Sam miał zamiar licytować, jednak jeszcze nie teraz. Kule, nieważne jak interesująco przedstawione, w jego oczach były przeznaczone dla kogoś o bardziej sentymentalnej naturze, bo dla niego byłyby jedynie zbędnym, zalegającym w dworze gratem.
Spojrzał z ukosa na siostrę wciąż stojącą u jego boku, ale wydawała sobie doskonale radzić ze swoją uroczą nieśmiałością i świeżością w rozmowach z kobietami, dlatego znów skupił się na wymianie zdań pomiędzy lordami. Wrzucony przypadkiem, w połowie rozmowy wprost na głęboką wodę, Leander słuchał uważnie, wciąż z tym samym, uprzejmym zainteresowaniem. Mimo pozornego zrelaksowania, jego umysł pracował na najwyższych obrotach, a wzrok starał się wyłapać szczegóły, żeby mógł zrozumieć o czym mężczyźni naprawdę rozmawiają. Co kryje się pod tą akwarystyczną, luźną pogawędką – wątpił bowiem, żeby nestor Rosier bez powodu snuł takie opowieści. Natomiast wyrwany do odpowiedzi, Leander zmrużył ledwie dostrzegalnie oczy.
— Nie na tyle, żeby opowiedzieć równie interesującą ciekawostkę, lordzie Rosier — odparł swobodnie, dając się ponieść lekkiemu tonowi, w który wpadł lord Rosier. — A nie zwykłem wypowiadać się w tematach, które mógłbym swoją niewiedzą jedynie obrazić — dodał spokojnie, wręcz prosto.
Wtedy też lady Rosier głosem iście władczym, noszącym ślady rozkazu oznajmiła, że opuszczają towarzystwo. Akurat te jej słowa Leander przyjął z ulgą; obawiał się, że tak poważne tematy szybko znudzą wulkan niespożytej energii, jakim była jego młodsza siostra. A on sam chętnie poświęciłby na nie jeszcze kilka chwil, podczas których nie musiałby martwić się opieką nad debiutującą Eurydice. Nachylił się lekko w jej stronę, kiedy do ucha wyszeptała mu jedno krótkie, zawadiackie słówko, ale powstrzymał się od prychnięcia śmiechem głównie przez wzgląd na szacunek dla nestora.
— Zostawiam cię w dobrych rękach, siostro — mruknął tylko. I więcej nie poświęcił jej już ani jednej myśli, znów całym skupieniem obdarzając dyskusję.
O ile rozprawy na temat małży i innych morskich stworzeń lekko mówiąc nie leżały w kręgu jego zainteresowań, o tyle następne słowa nestora skierowane do Rigela spowodowały, że Leander niemal zastrzygł uszami. Zalążek ekscytacji szarpnął się w żołądku, jednak nie pozwolił sobie, aby te emocje odbiły się w wyrazie jego twarzy lub głęboko na dnie źrenic. Opanowanie było trudną do przyswojenia sztuką, a jakże cenną nie tylko na salonach, ale też w galerii sztuki, przy rozmowach z innymi arystokratami. Było maską, którą Tristan Rosier posiadał mistrzowską – jego powaga i brak zbędnych gestów mogły imponować.
Właśnie tutaj Leander upatrzył wygodny kierunek do pociągnięcia rozmowy. Odczekał, aż lord Rosier skończy swoją myśl, którą z resztą on sam popierał w każdym calu.
— Osobiście nigdy nie znajdowałem przyjemności w przyglądaniu się zwierzętom zamkniętym w klatkach czy sztucznych akwenach. Wyrwanie ich z naturalnego środowiska odbiera im wszystko, co najbardziej pierwotne, dzikie i ulotne — zaczął od stwierdzenia najbardziej oczywistego. — Choć wiem, że odizolowanie ich od świata jest niejako koniecznością, kiedy ważą się losy gatunku i jest to dla nich jedyną szansą na przetrwanie w czasach, kiedy ich naturalne środowiska są im coraz śmielej wyrywane przez mugoli. Ale wciąż z zaskoczeniem przyglądam się niezwykle interesującemu zjawisku zachodzącemu na szeroką skalę, kiedy to dziesiątkowanie liczebności pasożytów niszczących plony lub trzebiących hodowle jest akceptowalne, a ograniczanie destrukcyjnej dla ekosystemu działalności mugoli nieodmiennie wzbudza gorący sprzeciw tych, którzy sami siebie okrzykują najbardziej humanitarnymi. — Nawiązał do mocnych, aczkolwiek w jego opinii prawdziwych słów lorda Rosiera na temat mugoli. Porównywanie ludzi do zwierząt nigdy nie było dla niego ujmą; po prostu obrywało rzeczywistość z przesadnych ozdobników, które arystokracja tak sobie umiłowała na przestrzeni wieków. Skoro nie było już z nimi kobiet, z natury delikatnych i wrażliwych, nie widział sensu w ciągnięciu ów ułudy. Sam Leander czasem miał wrażenie, że więcej jest w nim z dzikiego drapieżnika niż ułożonego szlachcica, zwłaszcza kiedy dawał upust swoim żądzom.
Spojrzał w kierunku Rigela, kiedy lord Rosier zadał to czysto filozoficzne pytanie dotyczące ludzkości, na które prawdopodobnie nie istniała dobra odpowiedź. Wreszcie uśmiechnął się pod nosem, ale uśmiech ten nie był nijak określony; ot, zwyczajny, uprzejmy grymas.
— Jedna zmiana prowokuje kolejne, ten ciąg przyczynowo skutkowy zdaje się być niemożliwy do powstrzymania. Według mnie jedyne co można zrobić, to znaleźć odpowiednie osoby, które mogłyby te zmiany ukierunkować — odparł i słowa te można było jasno odczytać jako aprobatę dla działań Ministerstwa oraz Rycerzy, których działania sam popierał.
Zaczęła się kolejna aukcja, tej jednak Leander poświęcił tylko przelotne, raczej niezainteresowane spojrzenie.
the fire can't touch me,
for i have burned one too many times & the sea can't harm me, for i've been drowning all my life. Oh but you could rip my heart open, darling,for i have never known love before.
Leander Nott
Zawód : mecenas sztuki, handlarz dziełami sztuki
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
You might think that you can hurt me but the damage has been done.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Koncert teoretycznie się zakończył, jednak przedstawienie trwało nadal. Ta jednak, nazwijmy to, rozrywka, nie dostarczała jej szczególnej radości, gierki słowne nigdy nie były bowiem jej ulubionym zajęciem, zwłaszcza, kiedy zamiast lekkich tematów kryły się te cięższe. Cicho liczyła, że zgromadzonych przy stoliku zainteresuje licytacja, jednak pierwszy przedmiot nie należał do tych, które w tym towarzystwie wzbudzają szczególna ekscytację. Bardziej od praktyczności liczył się zapewne aspekt historyczny, a to porywało jedynie pasjonatów. Tych akurat w towarzystwie nie brakowało, pech chciał, że nie w tym kierunku zmierzały ich pragnienia. Koniec końców rozwijała się więc ta rozmowa o podwójnym, a może i potrójnym znaczeniu i nawet przybycie gości niewiele w tym temacie zmieniło. Można było pokusić się o stwierdzenie, że obecność Leandra podziałała w sposób odwrotny, chociaż ten ledwo się odezwał, a i to w sposób nader uprzejmy. Na jego komplement zresztą uśmiechnęła się i skinęła głową. W końcu ktoś, kto nie podchodzi do życia aż tak poważnie.
Słysząc ponowne ciągnięcie za język w wykonaniu Tristana Octavia rozważała już nawet, czy jakoś się nie odezwać i nie próbować zmienić tematu, chociaż Rigel odpowiadał całkiem zręcznie w końcu pewnie się zmęczy i potknie, wtedy jednak, ku jej zdumieniu, Evandra zarządziła odwrót. I chociaż Lestrange chciała protestować i pozostać przy stoliku to wzrok kuzynki jasno mówił, że najlepszym wyjściem będzie tym razem posłuszeństwo i złożenie broni. To, że wypyta o powody takiej decyzji było bardziej niż pewne, jednak nie tutaj i nie teraz. Teraz należało grzecznie wstać i uśmiechnąć się na pożegnanie.
-Doskonały pomysł, dobrze nam to zrobi - posłała jeszcze Blackowi wzrok pełen wsparcia i czegoś, co można uznać za przeprosiny po czym wraz z innymi przemierzyła salę i zajęła nowe miejsce.
Nowy przedmiot licytacji, ponownie, nie wzbudził w niej większych emocji, w przeciwieństwie jednak do panny Nott. Musiała mimo wszystko przyznać, że miał już znacznie szersze zastosowanie, a w obecnych czasach przydałby się całej rzeszy ludzi.
-Drugi przedmiot zdaje mi się ciekawszy od poprzedniego. Jeżeli utrzymamy taki obrót spraw na sam koniec spodziewa się istnych perełek - uśmiechnęła się do Eurydice. - Acz nie powiem, ciekawi mnie cóż takiego podarowała nasza Evandra. Planujesz masowe zejścia na zawał czy raczej wielką bitwę o skarb? - mrugnęła do kuzynki i roześmiała się.
Miała przeczucia, że mniej i bardziej dyskretne spojrzenia kierowały się również z tego stolika, była więc ciekawa, czy ktokolwiek będzie miał odwagę, chociażby aluzją czy niby komplementem, poruszyć wiadomy temat w jej obecności. W końcu nie sztuką jest plotkować za plecami, wyzwaniem jest dyskusja z udziałem samego zainteresowanego.
Słysząc ponowne ciągnięcie za język w wykonaniu Tristana Octavia rozważała już nawet, czy jakoś się nie odezwać i nie próbować zmienić tematu, chociaż Rigel odpowiadał całkiem zręcznie w końcu pewnie się zmęczy i potknie, wtedy jednak, ku jej zdumieniu, Evandra zarządziła odwrót. I chociaż Lestrange chciała protestować i pozostać przy stoliku to wzrok kuzynki jasno mówił, że najlepszym wyjściem będzie tym razem posłuszeństwo i złożenie broni. To, że wypyta o powody takiej decyzji było bardziej niż pewne, jednak nie tutaj i nie teraz. Teraz należało grzecznie wstać i uśmiechnąć się na pożegnanie.
-Doskonały pomysł, dobrze nam to zrobi - posłała jeszcze Blackowi wzrok pełen wsparcia i czegoś, co można uznać za przeprosiny po czym wraz z innymi przemierzyła salę i zajęła nowe miejsce.
Nowy przedmiot licytacji, ponownie, nie wzbudził w niej większych emocji, w przeciwieństwie jednak do panny Nott. Musiała mimo wszystko przyznać, że miał już znacznie szersze zastosowanie, a w obecnych czasach przydałby się całej rzeszy ludzi.
-Drugi przedmiot zdaje mi się ciekawszy od poprzedniego. Jeżeli utrzymamy taki obrót spraw na sam koniec spodziewa się istnych perełek - uśmiechnęła się do Eurydice. - Acz nie powiem, ciekawi mnie cóż takiego podarowała nasza Evandra. Planujesz masowe zejścia na zawał czy raczej wielką bitwę o skarb? - mrugnęła do kuzynki i roześmiała się.
Miała przeczucia, że mniej i bardziej dyskretne spojrzenia kierowały się również z tego stolika, była więc ciekawa, czy ktokolwiek będzie miał odwagę, chociażby aluzją czy niby komplementem, poruszyć wiadomy temat w jej obecności. W końcu nie sztuką jest plotkować za plecami, wyzwaniem jest dyskusja z udziałem samego zainteresowanego.
Octavia A. Lestrange
Zawód : Konsultant artystyczny w rodzinnej operze
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Odrobina szaleństwa jeszcze nikomu nie zaszkodziła
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Cressida była naprawdę ciekawa dalszego przebiegu wydarzenia, bo choć aukcje wydawały jej się zawsze rozrywką raczej męską, to zamierzała z ciekawością obserwować wystawione przedmioty oraz okazywane im zainteresowanie. Po artystycznych doznaniach była w dobrym nastroju, obcowanie ze sztuką (obojętnie, czy było to malarstwo, czy muzyka) poprawiało jej humor i karmiło jej wrażliwą duszę. W dodatku tuż obok był mąż, pod stołem dyskretnie trzymający jej drobną dłoń tak, aby nikt postronny nie widział tego przejawu uczuć, wszak przedstawicielom ich warstwy społecznej nie uchodziło okazywać sobie uczuć publicznie.
Uśmiechnęła się do Eurydice, kiwając ze zrozumieniem głową, gdy ta oznajmiła, że chce przywitać się z lady Rosier. Skinęła także jej bratu, gdy ten uprzejmie się z nimi pożegnał. Cressidę też kusiło, żeby wstać od stolika i pójść wraz z nimi, ale zaraz potem uznała, że nie chce młodszej koleżance przeszkadzać, jeśli miała jakieś swoje sprawy do omówienia. Cressie nigdy nie lubiła się narzucać, poza tym brak pewności siebie i niskie poczucie własnej wartości nakazywały jej myśleć, że najprawdopodobniej byłaby w takiej sytuacji zbędna i tylko by przeszkadzała. Może później nadarzy się okazja, żeby chociaż pomówić z Prim i osobiście pochwalić jej występ, zasługiwała na to, zwłaszcza że jej narzeczony nie pojawił się na wydarzeniu. Powinna otrzymać jak najwięcej wsparcia i zrozumienia.
Gdy zaczęła się aukcja pierwszego przedmiotu wciąż siedziała przy stoliku z mężem, bratem i bratową, zastanawiając się przez chwilę, czy tego typu błyskotki by jej się przydały, ale przecież i tak zawsze wiedziała, kiedy William był w domu, a kiedy go w nim nie było, skoro mieszkali razem. Siedziała więc spokojnie u boku męża, jedynie obserwując i myśląc, że dostępne im galeony powinni zachować na później, bo może pojawi się jakieś niezwykłe dzieło sztuki, które mogłoby pięknie uświetnić zbiory Fawleyów?
W pewnym momencie jej mąż i brat postanowili opuścić stolik, by korzystając z rozluźnienia omówić swoje męskie sprawy, jakimi nie chcieli jej zanudzać. Obaj przeprosili ją i zapewnili, że niedługo wrócą; Cressie nie bała się, w sali i tak mogła wciąż ich widzieć i wiedziała, że nie jest tu sama, nawet jeśli pozostała przy stoliku bez męża i brata, a i bratowa udała się w tym czasie do łazienki. Siedziała więc, bezwiednie bawiąc się swoją tabliczką, ale nie musiała być samotna długo, bo niebawem powróciła Eurydice, i ku jej zaskoczeniu, przyprowadziła towarzystwo swoich kuzynek, Evandry oraz Octavii w kontrowersyjnej sukience jakże niemoralnie odsłaniającej zgrabne łydki.
Niepewna siebie Cressida nie miała w sobie złośliwości ani bezczelności, była zbyt dobrą i miłą osóbką, by wygłosić jakiś kąśliwy komentarz prosto w twarz kobiety i to tak na samym wstępie. Poza tym jej niepokój wyglądem Octavii wynikał raczej ze zmartwienia i troski niż z realnej niechęci, bo przecież dbanie o moralność i tradycje było czymś dobrym, zresztą każda normalna kobieta powinna pragnąć wyjść za mąż i rodzić mężowi dzieci! Cressida była typowym produktem patriarchatu i myślała takimi, a nie innymi kategoriami, przekonana o tym, że to jest dobre i słuszne, zaś odstępstwa były złe i należało dbać o to, by odstępców nawracać na odpowiednią drogę nim będzie dla nich za późno. Miała nadzieję, że dla lady Lestrange nie było, ale wspominanie o pewnych rzeczach w towarzystwie, i to tak na wstępie rozmowy, byłoby nietaktem, a Cressie zawsze starała się być taktowna i nikogo nie urazić, nawet jeśli z daną osobą niekoniecznie się zgadzała. Starała się też nie gapić na suknię zbyt nachalnie, bo i to mogłoby uchodzić za nietakt.
By uporać się z chwilowym zmieszaniem postanowiła po prostu się przywitać.
- Evandro i Octavio, cieszę się, że was widzę – powiedziała więc; obie kobiety znała, z żadną nigdy nie była blisko przez wzgląd na naukę w różnych szkołach, ale miała okazję poznać je w przeszłości na salonach. Bycie absolwentką Beauxbatons utrudniało i tak niełatwe zawiłości życia towarzyskiego, bo z większością rówieśniczek nie dzieliła szkolnych wspomnień, nie przeżywała wspólnych wzlotów i upadków, które niejednokrotnie cementowały relacje. Odkąd zadebiutowała na salonach zawsze czuła się trochę z boku, mogąc jedynie z zazdrością spoglądać na relacje rówieśnic uczących się w Hogwarcie, i żałując że nie miała szans konkurować z ich długoletnimi przyjaźniami. Brakowało jej siły przebicia i pewności siebie. Trudno było wchodzić później w układy, które istniały już od lat bez niej, bo choć oczywiście poznała niektóre dziewczęta na długo przed debiutem (przynajmniej te, z którymi była spokrewniona lub z których rodami Flintowie żyli w przyjaźni), to każdego roku dziesięciomiesięczna rozłąka sprawiała, że ich relacje nie mogły być tak bliskie jak byłyby, gdyby uczyły się razem. Choć z drugiej strony trafienie do Hogwartu mogłoby się dla niej okazać jeszcze bardziej zgubne w skutkach, gdyby tylko Tiara Przydziału przydzieliła ją do niewłaściwego domu, skazując ją na rolę wyrzutka. Zawsze lepiej było być absolwentką Beauxbatons niż Hufflepuffu.
- Przedmioty wydają się bardzo ciekawe, choć wciąż najbardziej ciekawi mnie to, co skryte jest na sztalugach. – Wiadomo, jako malarkę najbardziej fascynowało ją to, co mogło być obrazami. Niewątpliwie jednak ród Burke postarał się, by zaciekawić swoich gości. – Jak wam podobał się koncert? Talent Primrose wydaje się bardzo obiecujący, a ona sama wygląda dziś wprost kwitnąco. Naprawdę się cieszę, że Burke'owie zaprosili mnie tu wraz z mężem, byśmy mogli podziwiać to niezwykłe widowisko oraz przyczynić się do wspaniałej inicjatywy wspierania potrzebujących – zwróciła się do Evandry i Octavii, ponieważ z Eurydice już miała okazję wcześniej wymieniać się spostrzeżeniami na temat samego koncertu i chętnie pozna zdanie innych kobiet. Tym bardziej że był to bezpieczny i neutralny temat, starannie omijający kwestię kontrowersyjnego ubioru czy innych spraw, od których lepiej nie zaczynać konwersacji, by nie popsuć dobrej atmosfery przy stoliku. Może później będzie okazja, by zapytać o suknię, ale póki co Cressie kwestię tę grzecznie przemilczała, jedynie w duchu martwiąc się o to, czy Octavia ułoży sobie życie jak przystało na damę z tak dobrego rodu, i czy nie skaże się na los wiecznej starej panny. Kątem oka mogła też wychwycić, że Evandra wyglądała jakby mizerniej, ale może była to tylko gra świateł? Dlatego wolała nie pytać o samopoczucie ani być w żaden inny sposób nachalna.
Kolejny przedmiot także wydawał się ciekawy, nawet bardziej niż kule, ale widząc zainteresowanie Eurydice nie chciała się wcinać i podbijać jej oferty, skoro najwyraźniej bardzo spodobał jej się amulet. Poza tym wciąż była ciekawa, co dalej i nie chciała pozbawiać się galeonów już na samym początku, byłoby to nierozsądne i lekkomyślne, a Cressie, choć z natury naiwna, w kwestii wydatków zawsze starała się zachowywać zdrowy rozsądek i nie szastać galeonami na prawo i lewo zbyt lekkomyślnie. Tego nauczył ją pan ojciec, nie chcąc, by jego córki wyrosły na głupie trzpiotki natychmiast przepuszczające wszystkie otrzymane monety na góry sukien i błyskotek.
| Mąż, brat i bratowa Cressie chwilowo opuścili stolik, Cressie cały czas siedzi w tym samym miejscu.
Uśmiechnęła się do Eurydice, kiwając ze zrozumieniem głową, gdy ta oznajmiła, że chce przywitać się z lady Rosier. Skinęła także jej bratu, gdy ten uprzejmie się z nimi pożegnał. Cressidę też kusiło, żeby wstać od stolika i pójść wraz z nimi, ale zaraz potem uznała, że nie chce młodszej koleżance przeszkadzać, jeśli miała jakieś swoje sprawy do omówienia. Cressie nigdy nie lubiła się narzucać, poza tym brak pewności siebie i niskie poczucie własnej wartości nakazywały jej myśleć, że najprawdopodobniej byłaby w takiej sytuacji zbędna i tylko by przeszkadzała. Może później nadarzy się okazja, żeby chociaż pomówić z Prim i osobiście pochwalić jej występ, zasługiwała na to, zwłaszcza że jej narzeczony nie pojawił się na wydarzeniu. Powinna otrzymać jak najwięcej wsparcia i zrozumienia.
Gdy zaczęła się aukcja pierwszego przedmiotu wciąż siedziała przy stoliku z mężem, bratem i bratową, zastanawiając się przez chwilę, czy tego typu błyskotki by jej się przydały, ale przecież i tak zawsze wiedziała, kiedy William był w domu, a kiedy go w nim nie było, skoro mieszkali razem. Siedziała więc spokojnie u boku męża, jedynie obserwując i myśląc, że dostępne im galeony powinni zachować na później, bo może pojawi się jakieś niezwykłe dzieło sztuki, które mogłoby pięknie uświetnić zbiory Fawleyów?
W pewnym momencie jej mąż i brat postanowili opuścić stolik, by korzystając z rozluźnienia omówić swoje męskie sprawy, jakimi nie chcieli jej zanudzać. Obaj przeprosili ją i zapewnili, że niedługo wrócą; Cressie nie bała się, w sali i tak mogła wciąż ich widzieć i wiedziała, że nie jest tu sama, nawet jeśli pozostała przy stoliku bez męża i brata, a i bratowa udała się w tym czasie do łazienki. Siedziała więc, bezwiednie bawiąc się swoją tabliczką, ale nie musiała być samotna długo, bo niebawem powróciła Eurydice, i ku jej zaskoczeniu, przyprowadziła towarzystwo swoich kuzynek, Evandry oraz Octavii w kontrowersyjnej sukience jakże niemoralnie odsłaniającej zgrabne łydki.
Niepewna siebie Cressida nie miała w sobie złośliwości ani bezczelności, była zbyt dobrą i miłą osóbką, by wygłosić jakiś kąśliwy komentarz prosto w twarz kobiety i to tak na samym wstępie. Poza tym jej niepokój wyglądem Octavii wynikał raczej ze zmartwienia i troski niż z realnej niechęci, bo przecież dbanie o moralność i tradycje było czymś dobrym, zresztą każda normalna kobieta powinna pragnąć wyjść za mąż i rodzić mężowi dzieci! Cressida była typowym produktem patriarchatu i myślała takimi, a nie innymi kategoriami, przekonana o tym, że to jest dobre i słuszne, zaś odstępstwa były złe i należało dbać o to, by odstępców nawracać na odpowiednią drogę nim będzie dla nich za późno. Miała nadzieję, że dla lady Lestrange nie było, ale wspominanie o pewnych rzeczach w towarzystwie, i to tak na wstępie rozmowy, byłoby nietaktem, a Cressie zawsze starała się być taktowna i nikogo nie urazić, nawet jeśli z daną osobą niekoniecznie się zgadzała. Starała się też nie gapić na suknię zbyt nachalnie, bo i to mogłoby uchodzić za nietakt.
By uporać się z chwilowym zmieszaniem postanowiła po prostu się przywitać.
- Evandro i Octavio, cieszę się, że was widzę – powiedziała więc; obie kobiety znała, z żadną nigdy nie była blisko przez wzgląd na naukę w różnych szkołach, ale miała okazję poznać je w przeszłości na salonach. Bycie absolwentką Beauxbatons utrudniało i tak niełatwe zawiłości życia towarzyskiego, bo z większością rówieśniczek nie dzieliła szkolnych wspomnień, nie przeżywała wspólnych wzlotów i upadków, które niejednokrotnie cementowały relacje. Odkąd zadebiutowała na salonach zawsze czuła się trochę z boku, mogąc jedynie z zazdrością spoglądać na relacje rówieśnic uczących się w Hogwarcie, i żałując że nie miała szans konkurować z ich długoletnimi przyjaźniami. Brakowało jej siły przebicia i pewności siebie. Trudno było wchodzić później w układy, które istniały już od lat bez niej, bo choć oczywiście poznała niektóre dziewczęta na długo przed debiutem (przynajmniej te, z którymi była spokrewniona lub z których rodami Flintowie żyli w przyjaźni), to każdego roku dziesięciomiesięczna rozłąka sprawiała, że ich relacje nie mogły być tak bliskie jak byłyby, gdyby uczyły się razem. Choć z drugiej strony trafienie do Hogwartu mogłoby się dla niej okazać jeszcze bardziej zgubne w skutkach, gdyby tylko Tiara Przydziału przydzieliła ją do niewłaściwego domu, skazując ją na rolę wyrzutka. Zawsze lepiej było być absolwentką Beauxbatons niż Hufflepuffu.
- Przedmioty wydają się bardzo ciekawe, choć wciąż najbardziej ciekawi mnie to, co skryte jest na sztalugach. – Wiadomo, jako malarkę najbardziej fascynowało ją to, co mogło być obrazami. Niewątpliwie jednak ród Burke postarał się, by zaciekawić swoich gości. – Jak wam podobał się koncert? Talent Primrose wydaje się bardzo obiecujący, a ona sama wygląda dziś wprost kwitnąco. Naprawdę się cieszę, że Burke'owie zaprosili mnie tu wraz z mężem, byśmy mogli podziwiać to niezwykłe widowisko oraz przyczynić się do wspaniałej inicjatywy wspierania potrzebujących – zwróciła się do Evandry i Octavii, ponieważ z Eurydice już miała okazję wcześniej wymieniać się spostrzeżeniami na temat samego koncertu i chętnie pozna zdanie innych kobiet. Tym bardziej że był to bezpieczny i neutralny temat, starannie omijający kwestię kontrowersyjnego ubioru czy innych spraw, od których lepiej nie zaczynać konwersacji, by nie popsuć dobrej atmosfery przy stoliku. Może później będzie okazja, by zapytać o suknię, ale póki co Cressie kwestię tę grzecznie przemilczała, jedynie w duchu martwiąc się o to, czy Octavia ułoży sobie życie jak przystało na damę z tak dobrego rodu, i czy nie skaże się na los wiecznej starej panny. Kątem oka mogła też wychwycić, że Evandra wyglądała jakby mizerniej, ale może była to tylko gra świateł? Dlatego wolała nie pytać o samopoczucie ani być w żaden inny sposób nachalna.
Kolejny przedmiot także wydawał się ciekawy, nawet bardziej niż kule, ale widząc zainteresowanie Eurydice nie chciała się wcinać i podbijać jej oferty, skoro najwyraźniej bardzo spodobał jej się amulet. Poza tym wciąż była ciekawa, co dalej i nie chciała pozbawiać się galeonów już na samym początku, byłoby to nierozsądne i lekkomyślne, a Cressie, choć z natury naiwna, w kwestii wydatków zawsze starała się zachowywać zdrowy rozsądek i nie szastać galeonami na prawo i lewo zbyt lekkomyślnie. Tego nauczył ją pan ojciec, nie chcąc, by jego córki wyrosły na głupie trzpiotki natychmiast przepuszczające wszystkie otrzymane monety na góry sukien i błyskotek.
| Mąż, brat i bratowa Cressie chwilowo opuścili stolik, Cressie cały czas siedzi w tym samym miejscu.
Wszyscy chcą rozumieć malarstwoDlaczego nie próbują zrozumieć śpiewu ptaków?
Cressida Fawley
Zawód : Arystokratka, malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
To właśnie jest wspaniałe w malarstwie:
można przywołać coś, co się utraciło i zachować to na zawsze.
można przywołać coś, co się utraciło i zachować to na zawsze.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Nieaktywni
Craig niemal od razu zapewnił ją, że dostanie gorącą herbatę, an to przeraźliwe i przenikające zimno. Nie chciała tam drżeć i trząść się niczym mały piesek, który pierwszy raz w swoim krótkim życiu dotknął śnieg. Przygryzła więc policzki i starając się myśleć o lipcowej wycieczce po londyńskim porcie razem z Forsythią, sierpniowym spacerze po lasach Durham z Primrose, o wrześniowym słońcu, które uderzało w oczy gdy wychodziła z gmachu Ministerstwa Magii. Przygryzła policzki mocniej i wspomniała wrześniowy chłód szklanego lodowiska, drobinki szkła, które wbiły się w jej palce i czerwoną od zimna skórę. Po raz kolejny po kręgosłupie przeszedł ją intensywny dreszcz, który wręcz krzyczał o pomoc. - Tak? - dopytała, zbyt rozproszona, by dosłyszeć pytanie Craiga. - Ach tak. Jedną, proszę - powiedziała miękko, wpatrując się w lejący się miód, po czym niemal od razu przyłożyła gorącą filiżankę napoju do ust. Okropne wspomnienia z tamtego dnia, widok czarnego całunu, to wszystko wciąż ją prześladowało, nie pozostawiając w duszy spokoju. Nie mogła sobie jednak pozwolić na kolejne wyjście, na krzyk albo jakąkolwiek niepewność. Była Blackiem, była silna, chociaż pękła w środku. Dopiła kolejny łyk herbaty, delikatnie uśmiechając się jeszcze do Craiga. - Dziękuję, chyba już lepiej, Odetto? - spojrzała na lady Parkinson, szukając odpowiedzi, jak ona się czuła.
Wzrok skupiła przez chwilę na lordzie Edgarze, który stal obok skrzynki, zachęcając do wrzucania tam kolejnych datków. Tak bardzo różnił się od swoich kuzynów. Z czego to mogło wynikać? Oczywiście, matka Craiga pochodziła z rodu Crouch, a chociaż byli to ludzie nadwyraz nieprzyjemni, niesympatyczni, zadufani w sobie oraz zakłamani, to jednak towarzyskości nie można było im odebrać. Primrose oraz Edgar za to wydawali się być bardziej zacofani, pochłonięci czasem własnymi sprawami. Czyżby na tym polegał wpływ Slughornów na ich geny?
Gdy do stolika podeszła Primrose Burke, Black od razu podniosła się z krzesła, przytulając przyjaciółkę oraz składając pocałunki na obydwu jej policzkach. - To było niezwykle - powiedziała, niemal teatralnie kładąc dłoń na wysokości lewej piersi. - Zachwycona jestem, jak wielki postęp udało ci się zrobić w ciągu ostatnich miesięcy, doprawdy - była dumna jak nigdy, zachwycona tym jak poważnie kobieta podeszła do kwestii zbiórki funduszy i żywności. Organizacja takiego wydarzenia była wielkim przedsięwzięciem, a fakt, że podjęła się go razem z lady Adeline oraz lordem Xavierem, pokazywał ród Burke w nowym świetle. Aquila w końcu kochała tego typu uroczystości, chociaż obecna żałoba nie pozwalała się nimi do końca delektować. Nie zamierzała jej jednak przerywać. Nosiła dumnie czerń, która przypominać miała o tym, jakim bohaterstwem odznaczył się Alphard Black, jej tragicznie zmarły brat. - Jestem z Ciebie taka dumna, musisz mi koniecznie wszystko opowiedzieć - skomentowała jeszcze kwestie wizyty do Beamish Town. - Dzisiaj jednak powinnyśmy celebrować Twój doskonały występ, kochana - odrywając dłonie od ramion przyjaciółki, ponownie zaklaskała w dłonie, tym razem niemal bezdźwięcznie, okazując, jak bardzo jej się podobało. Uśmiechnęła się tylko pod nosem na jej komentarz o wyglądzie Craiga. Przed chwilą kipiała z niego złość, ale może lepiej by tego droga Primrose nie wiedziała, zwłaszcza że sprawa dotyczyła bezpośrednio jej urody. Było to nawet ciekawe zachowanie. Choć mogło pozostawiać wiele do życzenia z punktu widzenia rodów, które na pierwszym miejscu stawiały etykietę, to jednak Burke dla rodziny był w stanie zrobić wiele. O czym to świadczyło? Jak wiele mógł zrobić dla niej?
Licytacja rozpoczęła się, a Black aż zaświeciły się oczy. Prawdziwe Kule z Ottosdalu! Przedmiot mający blisko 3 miliardy lat. Pal sześć było za jego właściwości, sama jego historyczna wartość przewyższała wszystko innego. Pierwszy zalicytował lord Burke, zapewne po to, by podbić aukcje w górę, ale Aquila nie miała żadnego oporu. Gdy wypowiedziała swoją kwotę pewnym głosem, nie licytował już nikt, a ona skinęła tylko głową w stronę Xaviera, gdy ten ogłosił jej zwycięstwo. Będą pięknie wyglądać na półce. Rozpoczęła się kolejna licytacja, ale Black miała już swoją zdobycz. Na amuletach jej nie zależało. Spojrzała jeszcze na Cordelię siedzącą obok. - Jak myślisz, czyje to dzieło? - wskazała na przykryty materiałem obraz, dopiero czekający na swoje odsłonięcie.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Wzrok skupiła przez chwilę na lordzie Edgarze, który stal obok skrzynki, zachęcając do wrzucania tam kolejnych datków. Tak bardzo różnił się od swoich kuzynów. Z czego to mogło wynikać? Oczywiście, matka Craiga pochodziła z rodu Crouch, a chociaż byli to ludzie nadwyraz nieprzyjemni, niesympatyczni, zadufani w sobie oraz zakłamani, to jednak towarzyskości nie można było im odebrać. Primrose oraz Edgar za to wydawali się być bardziej zacofani, pochłonięci czasem własnymi sprawami. Czyżby na tym polegał wpływ Slughornów na ich geny?
Gdy do stolika podeszła Primrose Burke, Black od razu podniosła się z krzesła, przytulając przyjaciółkę oraz składając pocałunki na obydwu jej policzkach. - To było niezwykle - powiedziała, niemal teatralnie kładąc dłoń na wysokości lewej piersi. - Zachwycona jestem, jak wielki postęp udało ci się zrobić w ciągu ostatnich miesięcy, doprawdy - była dumna jak nigdy, zachwycona tym jak poważnie kobieta podeszła do kwestii zbiórki funduszy i żywności. Organizacja takiego wydarzenia była wielkim przedsięwzięciem, a fakt, że podjęła się go razem z lady Adeline oraz lordem Xavierem, pokazywał ród Burke w nowym świetle. Aquila w końcu kochała tego typu uroczystości, chociaż obecna żałoba nie pozwalała się nimi do końca delektować. Nie zamierzała jej jednak przerywać. Nosiła dumnie czerń, która przypominać miała o tym, jakim bohaterstwem odznaczył się Alphard Black, jej tragicznie zmarły brat. - Jestem z Ciebie taka dumna, musisz mi koniecznie wszystko opowiedzieć - skomentowała jeszcze kwestie wizyty do Beamish Town. - Dzisiaj jednak powinnyśmy celebrować Twój doskonały występ, kochana - odrywając dłonie od ramion przyjaciółki, ponownie zaklaskała w dłonie, tym razem niemal bezdźwięcznie, okazując, jak bardzo jej się podobało. Uśmiechnęła się tylko pod nosem na jej komentarz o wyglądzie Craiga. Przed chwilą kipiała z niego złość, ale może lepiej by tego droga Primrose nie wiedziała, zwłaszcza że sprawa dotyczyła bezpośrednio jej urody. Było to nawet ciekawe zachowanie. Choć mogło pozostawiać wiele do życzenia z punktu widzenia rodów, które na pierwszym miejscu stawiały etykietę, to jednak Burke dla rodziny był w stanie zrobić wiele. O czym to świadczyło? Jak wiele mógł zrobić dla niej?
Licytacja rozpoczęła się, a Black aż zaświeciły się oczy. Prawdziwe Kule z Ottosdalu! Przedmiot mający blisko 3 miliardy lat. Pal sześć było za jego właściwości, sama jego historyczna wartość przewyższała wszystko innego. Pierwszy zalicytował lord Burke, zapewne po to, by podbić aukcje w górę, ale Aquila nie miała żadnego oporu. Gdy wypowiedziała swoją kwotę pewnym głosem, nie licytował już nikt, a ona skinęła tylko głową w stronę Xaviera, gdy ten ogłosił jej zwycięstwo. Będą pięknie wyglądać na półce. Rozpoczęła się kolejna licytacja, ale Black miała już swoją zdobycz. Na amuletach jej nie zależało. Spojrzała jeszcze na Cordelię siedzącą obok. - Jak myślisz, czyje to dzieło? - wskazała na przykryty materiałem obraz, dopiero czekający na swoje odsłonięcie.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Może nic tam nie będzie. może to tylko fantazja. Potrzeba poszukiwania, która mnie wzmacnia. Potrzeba mi tego by wzrastać.
Ostatnio zmieniony przez Aquila Black dnia 16.05.21 22:00, w całości zmieniany 1 raz
Aquila Black
Zawód : badaczka historii, filantropka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Czas znika, mija przeszłość, wiek niezwrotnie bieży,
A występków szkaradność lub cnoty przykłady,
Te obrzydłe, te święte zostawują ślady.
A występków szkaradność lub cnoty przykłady,
Te obrzydłe, te święte zostawują ślady.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Miała wrażenie, że chłód ustępuje – nie mogła mieć całkowitej pewności, rzecz jasna, bardziej skupiając się na tym, żeby jakkolwiek się rozgrzać. Musiała przyznać, że niezwykle miłe było działanie Craiga – nie spodziewała się, że ten od razu zwróci uwagę na jej zachowanie, a to, że Aquila również doświadczała takiego problemu sprawiał, że przekonywała się, iż nie było to jej wyobrażenie. Kątem oka rozglądała się jeszcze po sali, obserwując różne reakcje, od załzawionych oczu aż po lekkie opuszczenia głowy. Czyżby instrumenty, którymi posługiwały się dziś występujące, były jakkolwiek zaczarowane? Wątpiła, aby o taki efekt chodziło komukolwiek, kto nie miał intencji wymordowania swoich gości, dlatego musiało to być zupełnie coś innego. Alkohol? Nie, po łyku koktajlu zaczęła jedynie czuć nieprzyjemne ssanie w żołądku. Wiedziała, że nie powinna się opychać – nie tylko nie wypadało, ale również musiała się pilnować, aby nie przybierać na wadze. Miały w tym pomóc jej regularne ćwiczenia, ale to oznaczało, że nie mogła bezkarnie jeść wszystkiego i w ogromnych ilościach.
Z tych rozważań na temat jej niegodności wyrwało ją pojawienie się kelnera z filiżanką, z której delikatnie unosiła się wirująca mgiełka pary. Sięgnęła ostrożnie po naczynie, dmuchając lekko aby chwilę potem upić nieco ciepłego naparu, odciskając ślad swojej szminki na kolejnym naczyniu i wybitnie cicho, tak, by jedynie siedzący obok niej Edward mógł to usłyszeć, wzdychając z ulgą. Nie wiedziała, czy to ciepło herbaty, gorzkość niesłodzonego naparu czy jednak pewne zadbanie o należyty komfort przez obsługę, ale zrobiło jej się o wiele cieplej niż poprzednio.
- Dziękuję, lordzie Burke. – Posłała jeszcze delikatny uśmiech w stronę Craiga, zaraz też słuchając oburzenia na temat sukni panny Lestrange. Prawdą było, że chociaż wprowadzenie pewnych awangardowych rozwiązań nie było czymkolwiek dziwnym, tak jednak nikomu ze szlacheckich rodów nie wypadało ubierać się w kierunku, który by jakkolwiek nawiązywał do mugoli. Nie miała pojęcia, jak dokładnie takie stroje mogą wyglądać, ale na pewno nie mogły wyglądać dobrze! Odsłanianie całych nóg? A może jeszcze gorzej, całkowite odsłonięcia ramion? Było w tym coś pozbawionego smaku i gustu.
- Już wszystko w porządku, Aquilo, dziękuję, że pytasz. Mam nadzieję, że ciebie również opuścił ten natrętny chłód. – Głowę odwróciła w kierunku Primrose, kiedy ta pojawiła się przy ich stoliku, posyłając jej równie lekki i uroczy uśmiech, bardzo chętnie dołączając do zapewnień odnośnie dobrego koncertu. – Lady Burke, bardzo się cieszymy za zaproszenie nas tutaj. Dobrze lady zorientowałaś się, iż noszę właśnie najnowsze dzieło mojego brata. – Pokiwała głową, zerkając jeszcze w stronę sceny, na których odbywała się aukcja. Z jednej strony te wszystkie przedmioty wydawały się interesujące i nie mogła się dziwić, jeżeli ktoś chciałby nabyć taki przedmiot, z drugiej sama nie wiedziała, czy w ogóle powinna wydawać rodowe pieniądze, wstrzymywała się więc z jakąkolwiek decyzją na ten temat, nie dotykając nawet tabliczki.
- Lady Primrose, czy to były twoje ulubione wyboru, czy wybór repertuaru podyktowany był czymś innym? O ile oczywiście wolno mi zapytać.
Z tych rozważań na temat jej niegodności wyrwało ją pojawienie się kelnera z filiżanką, z której delikatnie unosiła się wirująca mgiełka pary. Sięgnęła ostrożnie po naczynie, dmuchając lekko aby chwilę potem upić nieco ciepłego naparu, odciskając ślad swojej szminki na kolejnym naczyniu i wybitnie cicho, tak, by jedynie siedzący obok niej Edward mógł to usłyszeć, wzdychając z ulgą. Nie wiedziała, czy to ciepło herbaty, gorzkość niesłodzonego naparu czy jednak pewne zadbanie o należyty komfort przez obsługę, ale zrobiło jej się o wiele cieplej niż poprzednio.
- Dziękuję, lordzie Burke. – Posłała jeszcze delikatny uśmiech w stronę Craiga, zaraz też słuchając oburzenia na temat sukni panny Lestrange. Prawdą było, że chociaż wprowadzenie pewnych awangardowych rozwiązań nie było czymkolwiek dziwnym, tak jednak nikomu ze szlacheckich rodów nie wypadało ubierać się w kierunku, który by jakkolwiek nawiązywał do mugoli. Nie miała pojęcia, jak dokładnie takie stroje mogą wyglądać, ale na pewno nie mogły wyglądać dobrze! Odsłanianie całych nóg? A może jeszcze gorzej, całkowite odsłonięcia ramion? Było w tym coś pozbawionego smaku i gustu.
- Już wszystko w porządku, Aquilo, dziękuję, że pytasz. Mam nadzieję, że ciebie również opuścił ten natrętny chłód. – Głowę odwróciła w kierunku Primrose, kiedy ta pojawiła się przy ich stoliku, posyłając jej równie lekki i uroczy uśmiech, bardzo chętnie dołączając do zapewnień odnośnie dobrego koncertu. – Lady Burke, bardzo się cieszymy za zaproszenie nas tutaj. Dobrze lady zorientowałaś się, iż noszę właśnie najnowsze dzieło mojego brata. – Pokiwała głową, zerkając jeszcze w stronę sceny, na których odbywała się aukcja. Z jednej strony te wszystkie przedmioty wydawały się interesujące i nie mogła się dziwić, jeżeli ktoś chciałby nabyć taki przedmiot, z drugiej sama nie wiedziała, czy w ogóle powinna wydawać rodowe pieniądze, wstrzymywała się więc z jakąkolwiek decyzją na ten temat, nie dotykając nawet tabliczki.
- Lady Primrose, czy to były twoje ulubione wyboru, czy wybór repertuaru podyktowany był czymś innym? O ile oczywiście wolno mi zapytać.
Odetta Parkinson
Zawód : ambasadorka Domu Mody Parkinson, alchemiczka
Wiek : 23 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
It’s a game of war
death, love
And sacrifice
death, love
And sacrifice
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
- Zawsze do usług - zwrócił się zarówno do Aquili jak i Odetty.
Kilka łyków herbaty i od razu zrobiło mu się cieplej. Ziąb też zaczął powoli odpuszczać, najwyraźniej faktycznie zlikwidowano źródło przeciągu, dzięki niech będą Salazarowi. Honor Burke'ów zostanie uratowany, a aukcja trwała w najlepsze. Sam był ciekaw, co też za artefakty zostaną wystawione do licytacji. On sam oczywiście wiedział o obrazach, sam je przygotował, kazał odświeżyć i przekazał bratu, jednakże pozostałe trzy przedmioty były dla niego zupełną niewiadomą. Dlatego też, gdy zaprezentowano kule, Burke aż pokiwał głową z uznaniem. To doprawdy była gratka, szczególnie dla kogoś, kto.. tak jak Aquila, interesował się historią. Aż ciężko było mu uwierzyć, że dostali w swoje ręce coś, co było tak stare. On także spodziewał się, że kule zejdą za nieco wyższą cenę, z daleka dostrzegł też, że Xavier był odrobinkę zawiedziony. Najwyraźniej jednak nikt z obecnych nie był bardzo zainteresowany podobnym przedmiotem. Oczywiście poza Aquilą, która wygrała aukcję.
- Gratuluję, moja droga. Jestem pewien, że kule te będą stanowić niezwykle ważny element twojej kolekcji - wyraził uznanie względem Aquili. Nie wiedział co prawda czy faktycznie posiadała jakąś kolekcję, ale podejrzewał że owszem. Który historyk nie posiadałby w swoim posiadaniu kilku przedmiotów, niezwykle interesujących oraz istotnych z punktu widzenia dziejów?
Istniało kilka wyjaśnień, które tłumaczyły dlaczego Craig znacząco różni się w swoim zachowaniu od reszty krewniaków - geny mogły być jednym z nich, wszak Xavier też całkiem nieźle czuł się jako gospodarz, czy to na co dzień w palarni, czy też podczas urządzania koncertu oraz aukcji! Obaj mieli śmiałość i krew nieco gorętszą niż gałąź rodziny, w której płynęła krew Slughornów. Craig jednak dodatkowo kilka lat spędził przecież w środowisku zupełnie odmiennym od cichego, ponurego Durham, co z resztą Aquila dobrze wiedziała. Nie miał więc żadnego oporu przed wygłaszaniem własnego zdania. Z resztą, akurat co do Burke'ów, zawsze krążyła wokół nich opinia, że kiedy już mają coś do powiedzenia, ich słowa są szczere i czasem nawet zbyt bezpośrednie. Po co było strzępić ozorem? Nie zamierzał więc ciągnąć kłótni bez potrzeby. Szczególnie że sama Primrose zawitała do ich stolika. Nie było sensu psuć jej wieczoru.
- Bawcie się dobrze, proszę moi mili. Ja pójdę jeszcze porozmawiać z innymi gośćmi - powiedział, wstając z miejsca. Nie wypadało by siedział tylko w jednym miejscu, nie zamienił słowa jeszcze z innymi gośćmi - chociaż nie był dziś gospodarzem, czuł się w obowiązku wymienić choć kilka uprzejmości. Posłał zebranym przy stoliku szarmancki uśmiech, swoje następne kroki kierując jednak ku skrzynce na datki. Nie omieszkał wrzucić do środka sakiewki z brzęczącą zawartością, trzeba było dawać innym przykład. Następnie ruszył ku stolikowi zajmowanemu przez trójkę róż z Dover, lady Carrow oraz lorda Shafiq'a.
- Moje drogie lady, wyglądacie dziś naprawdę zjawiskowo - skłonił się po dżentelmeńsku przed Fantine, Melisande i Calypso. - Wybaczcie, że pytam dopiero teraz. Jak się bawicie tego wieczora? - zapytał, szczególną uwagę poświęcając dwójce swoich kuzynek. - Rad jestem, że znaleźliście czas, aby wziąć udział w tym wydarzeniu. To było bardzo ważne dla Primrose - dodał jeszcze, tym razem spoglądając na Zachary'ego oraz Mathieu. Nie zamierzał pytać Calypso o Aresa. Nie chciał psuć sobie tego wieczoru.
Idę sobie pogadać do stolika z miejscami 11-15
Kilka łyków herbaty i od razu zrobiło mu się cieplej. Ziąb też zaczął powoli odpuszczać, najwyraźniej faktycznie zlikwidowano źródło przeciągu, dzięki niech będą Salazarowi. Honor Burke'ów zostanie uratowany, a aukcja trwała w najlepsze. Sam był ciekaw, co też za artefakty zostaną wystawione do licytacji. On sam oczywiście wiedział o obrazach, sam je przygotował, kazał odświeżyć i przekazał bratu, jednakże pozostałe trzy przedmioty były dla niego zupełną niewiadomą. Dlatego też, gdy zaprezentowano kule, Burke aż pokiwał głową z uznaniem. To doprawdy była gratka, szczególnie dla kogoś, kto.. tak jak Aquila, interesował się historią. Aż ciężko było mu uwierzyć, że dostali w swoje ręce coś, co było tak stare. On także spodziewał się, że kule zejdą za nieco wyższą cenę, z daleka dostrzegł też, że Xavier był odrobinkę zawiedziony. Najwyraźniej jednak nikt z obecnych nie był bardzo zainteresowany podobnym przedmiotem. Oczywiście poza Aquilą, która wygrała aukcję.
- Gratuluję, moja droga. Jestem pewien, że kule te będą stanowić niezwykle ważny element twojej kolekcji - wyraził uznanie względem Aquili. Nie wiedział co prawda czy faktycznie posiadała jakąś kolekcję, ale podejrzewał że owszem. Który historyk nie posiadałby w swoim posiadaniu kilku przedmiotów, niezwykle interesujących oraz istotnych z punktu widzenia dziejów?
Istniało kilka wyjaśnień, które tłumaczyły dlaczego Craig znacząco różni się w swoim zachowaniu od reszty krewniaków - geny mogły być jednym z nich, wszak Xavier też całkiem nieźle czuł się jako gospodarz, czy to na co dzień w palarni, czy też podczas urządzania koncertu oraz aukcji! Obaj mieli śmiałość i krew nieco gorętszą niż gałąź rodziny, w której płynęła krew Slughornów. Craig jednak dodatkowo kilka lat spędził przecież w środowisku zupełnie odmiennym od cichego, ponurego Durham, co z resztą Aquila dobrze wiedziała. Nie miał więc żadnego oporu przed wygłaszaniem własnego zdania. Z resztą, akurat co do Burke'ów, zawsze krążyła wokół nich opinia, że kiedy już mają coś do powiedzenia, ich słowa są szczere i czasem nawet zbyt bezpośrednie. Po co było strzępić ozorem? Nie zamierzał więc ciągnąć kłótni bez potrzeby. Szczególnie że sama Primrose zawitała do ich stolika. Nie było sensu psuć jej wieczoru.
- Bawcie się dobrze, proszę moi mili. Ja pójdę jeszcze porozmawiać z innymi gośćmi - powiedział, wstając z miejsca. Nie wypadało by siedział tylko w jednym miejscu, nie zamienił słowa jeszcze z innymi gośćmi - chociaż nie był dziś gospodarzem, czuł się w obowiązku wymienić choć kilka uprzejmości. Posłał zebranym przy stoliku szarmancki uśmiech, swoje następne kroki kierując jednak ku skrzynce na datki. Nie omieszkał wrzucić do środka sakiewki z brzęczącą zawartością, trzeba było dawać innym przykład. Następnie ruszył ku stolikowi zajmowanemu przez trójkę róż z Dover, lady Carrow oraz lorda Shafiq'a.
- Moje drogie lady, wyglądacie dziś naprawdę zjawiskowo - skłonił się po dżentelmeńsku przed Fantine, Melisande i Calypso. - Wybaczcie, że pytam dopiero teraz. Jak się bawicie tego wieczora? - zapytał, szczególną uwagę poświęcając dwójce swoich kuzynek. - Rad jestem, że znaleźliście czas, aby wziąć udział w tym wydarzeniu. To było bardzo ważne dla Primrose - dodał jeszcze, tym razem spoglądając na Zachary'ego oraz Mathieu. Nie zamierzał pytać Calypso o Aresa. Nie chciał psuć sobie tego wieczoru.
Idę sobie pogadać do stolika z miejscami 11-15
monster
When I look in the mirror
I know what I see
One with the demon, one with the beast
I know what I see
One with the demon, one with the beast
The animal in me
Craig Burke
Zawód : Handlarz czarnomagicznymi przedmiotami, diler opium
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
If I die today, it won’t be so bad
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
OPCM : 7 +1
UROKI : 13 +3
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 32 +3
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Szepty i spojrzenia, które ciągnęły się za nią i pytania, gdzie był człowiek, który winien siedzieć w pierwszym rzędzie sprawiały, że za spokojną i opanowana fasadą skrywały się emocje. Nie wiedzieli, że zdrowie Aresowi nie pozwoliło się zjawić, choć z jednej strony winno być to coś bardzo poważnego, a nie błahy ból głowy, z drugiej zaś nie chciała mu życzyć cierpienia. Miał być jej mężem, a ona jego oparciem, cieniem, który czuwa nad mężem. Zaś sama lady Burke lubiła działać z ubocza, niż stać na scenie jak to miało miejsce teraz. Bywały jednak sytuacje, w których należało zrobić to co słuszne, to co oczekiwane niż to co się chciało. Była niemalże pewna, że przez następny tydzień będzie unikać ludzi i bliższych spotkań, tak dla równowagi psychicznej. Świat spotkań należał do Aquili i Evandry, Prim i Rigel woleli stać z boku.
Uścisnęła przyjaciółkę, gdy ta wylewnie ją powitała. - Dziękuję, kochana. To wiele dla mnie znaczy. Teraz czas na ciebie. - Odpowiedziała swobodnie, a następnie zerknęła na Craiga, który się z nią droczył. - Dziś mam wybitnie dobry humor i jestem łaskawa w swych osądach. - Kuzyn był jej wsparciem i siłą, jak zresztą każdy mężczyzna z rodu Burke. To dzięki nim była tym kim jest teraz, a oni nadal wpływają na to jak postrzega świat oraz w jaki sposób jest oceniany. Ponownie skupiła się na osobie Aquili. - Oczywiście, w najdrobniejszych szczegółach. Nie będzie brakować opowieści o tym jak Oriana chciała spróbować swoich sił i obraz jednej z ciotek krzyczał, żeby zabrać to narzędzie tortur. Craig udawał, że go nie ma w domu, Xavier nagle musiał być w palarni, a Edgar koniecznie, w tej chwili miał spotkania w sklepie z bardzo ważnymi ludźmi. - Uśmiechnęła się ciepło do przyjaciółki. Jej obecność, tak samo jak Evandry dodawała jej otuchy, odwagi i siły, a tej ostatniej bardzo potrzebowała. Słysząc pytanie Odetty zwróciła się prosto do niej. -Przyznam, że starałyśmy się wybrać jednocześnie utwory, które pasują do celu, w jakim zbierane są fundusze, więc nie mogły być to utwory bardzo radosne i skoczne, ale jednocześnie miały oddawać też ducha, tych które je wykonują. - Pospieszyła z odpowiedzią, na chwilę się zatrzymując aby zebrać myśli. - Jednocześnie jestem początkującą skrzypaczką więc wiele utworów wciąż pozostaje na poziomie zbyt zaawansowanym dla moich umiejętności. Wobec tego musiałyśmy kierować się jeszcze ich trudnością. - Nie było sensu kreowania siebie na wybitnego muzyka, gdyż zaraz ktoś mógłby chcieć to zweryfikować, a wtedy ośmieszenie i porażka gotowa. Uczciwość w takich kwestiach była w cenie, a Prim doskonale znała ich wartość. Praca w rodzinnym biznesie nauczyła ją, że pewne kwestie należało mówić od razu, nawet jeżeli na samym początku zdawać by się mogło, że ich wypowiedzenie jedynie zmniejszy wartości. Potoczyła wzrokiem po reszcie stolika. - Zachęcam do licytacji, mamy przygotowanych parę ciekawych artefaktów, a pozytywka lady Rosier oraz obraz myślę, że państwa zachwycą. Cordelio, pozwolę się do ciebie odezwać po koncercie, chętnie się z Tobą spotkam. Odetto, jak tylko czas będzie dla nas łaskawy musimy nadrobić stracony czas, lordzie Parkinson nie omieszkam zjawić się w twoim Domu Mody aby odświeżyć swoją garderobę. - Zwracała się do każdego jak tego wymagało dobre wychowanie, ale czuła, że energia zaczyna się już jej kończyć. Nie mogła jednak pozwolić sobie na słabość, była lady Burke, reprezentowała swoją rodzinę oraz szczytną ideę. - Pozwolą państwo, że udam się dalej. Życzę miłego wieczoru, obsługa jest w pełni do waszej dyspozycji. - Z tymi słowami, nadal popijając jednego drinka udała się dalej, w stronę kolejnego stolika. Tym razem na chwilę podeszła do brata, który siedział sam, a przed chwilą dorzucił od siebie datek do skrzynki. Przystanęła obok niego. - Dziękuję, że jesteś dziś tutaj ze mną. Wiele to dla mnie znaczy. - Spojrzała na Edgara z ciepłem w oczach zarezerwowanym dla najbliższych. Nie musieli mówić wiele, znali się bowiem bardzo dobrze. Primrose zaś była świadoma tego, że brat nie jest typem osoby towarzyskiej i przybycie na taki wieczór stanowi dla niego wyzwanie. Upewniła się jeszcze, że ma przed sobą drinka i oznajmiła, że idzie dalej jak na prawdziwą gospodynię przystało, będą mieli jeszcze czas aby chwile porozmawiać. Tym samym skierowała się teraz do stolika, przy którym siedziały lady Fawley oraz lady Bulstrode.
-Cressido, Vivienne, dziękuję za przybycie. - Zwróciła się do obydwu kobiet posyłając im uprzejmy i delikatny uśmiech, a Prim obawiała się, że ten wyraz twarzy zostanie jej już do końca życia. -Mam nadzieję, że macie wszystkiego pod dostatkiem?
Uśmiechnęła się ponownie na widok kobiet, z którymi wcześniej rozmawiała. Cieszył ją fakt, że goście zaczęli przechadzać się między stolikami, korzystają ze swobodniejszej atmosfery.
Kiedy padało z ust jej pytanie, wtedy też Xavier oznajmił, że kule wylicytowała Aquila, a te zostały spakowane i podane szczęśliwej wygranej. Kuzyn zaś zaczął prezentować amulet i wtedy usłyszała głosy na licytacji. Czyżby amulet wzbudził większe zainteresowanie? Postanowiła również się dołączyć aby podbić trochę stawkę. Unosząc do góry swoją tabliczkę.
|Kończę rozmowę przy stoliku gdzie siedzą Aquila, Cordelia, Edward, Odetta i Craig, następnie przechodzę do stolika Edgara i kończe na rozmowie z Cressidą i Vivien, uśmiecham się do Evandry, Octavii oraz Euri.
Dołączam również do licytacji w szafce.
Uścisnęła przyjaciółkę, gdy ta wylewnie ją powitała. - Dziękuję, kochana. To wiele dla mnie znaczy. Teraz czas na ciebie. - Odpowiedziała swobodnie, a następnie zerknęła na Craiga, który się z nią droczył. - Dziś mam wybitnie dobry humor i jestem łaskawa w swych osądach. - Kuzyn był jej wsparciem i siłą, jak zresztą każdy mężczyzna z rodu Burke. To dzięki nim była tym kim jest teraz, a oni nadal wpływają na to jak postrzega świat oraz w jaki sposób jest oceniany. Ponownie skupiła się na osobie Aquili. - Oczywiście, w najdrobniejszych szczegółach. Nie będzie brakować opowieści o tym jak Oriana chciała spróbować swoich sił i obraz jednej z ciotek krzyczał, żeby zabrać to narzędzie tortur. Craig udawał, że go nie ma w domu, Xavier nagle musiał być w palarni, a Edgar koniecznie, w tej chwili miał spotkania w sklepie z bardzo ważnymi ludźmi. - Uśmiechnęła się ciepło do przyjaciółki. Jej obecność, tak samo jak Evandry dodawała jej otuchy, odwagi i siły, a tej ostatniej bardzo potrzebowała. Słysząc pytanie Odetty zwróciła się prosto do niej. -Przyznam, że starałyśmy się wybrać jednocześnie utwory, które pasują do celu, w jakim zbierane są fundusze, więc nie mogły być to utwory bardzo radosne i skoczne, ale jednocześnie miały oddawać też ducha, tych które je wykonują. - Pospieszyła z odpowiedzią, na chwilę się zatrzymując aby zebrać myśli. - Jednocześnie jestem początkującą skrzypaczką więc wiele utworów wciąż pozostaje na poziomie zbyt zaawansowanym dla moich umiejętności. Wobec tego musiałyśmy kierować się jeszcze ich trudnością. - Nie było sensu kreowania siebie na wybitnego muzyka, gdyż zaraz ktoś mógłby chcieć to zweryfikować, a wtedy ośmieszenie i porażka gotowa. Uczciwość w takich kwestiach była w cenie, a Prim doskonale znała ich wartość. Praca w rodzinnym biznesie nauczyła ją, że pewne kwestie należało mówić od razu, nawet jeżeli na samym początku zdawać by się mogło, że ich wypowiedzenie jedynie zmniejszy wartości. Potoczyła wzrokiem po reszcie stolika. - Zachęcam do licytacji, mamy przygotowanych parę ciekawych artefaktów, a pozytywka lady Rosier oraz obraz myślę, że państwa zachwycą. Cordelio, pozwolę się do ciebie odezwać po koncercie, chętnie się z Tobą spotkam. Odetto, jak tylko czas będzie dla nas łaskawy musimy nadrobić stracony czas, lordzie Parkinson nie omieszkam zjawić się w twoim Domu Mody aby odświeżyć swoją garderobę. - Zwracała się do każdego jak tego wymagało dobre wychowanie, ale czuła, że energia zaczyna się już jej kończyć. Nie mogła jednak pozwolić sobie na słabość, była lady Burke, reprezentowała swoją rodzinę oraz szczytną ideę. - Pozwolą państwo, że udam się dalej. Życzę miłego wieczoru, obsługa jest w pełni do waszej dyspozycji. - Z tymi słowami, nadal popijając jednego drinka udała się dalej, w stronę kolejnego stolika. Tym razem na chwilę podeszła do brata, który siedział sam, a przed chwilą dorzucił od siebie datek do skrzynki. Przystanęła obok niego. - Dziękuję, że jesteś dziś tutaj ze mną. Wiele to dla mnie znaczy. - Spojrzała na Edgara z ciepłem w oczach zarezerwowanym dla najbliższych. Nie musieli mówić wiele, znali się bowiem bardzo dobrze. Primrose zaś była świadoma tego, że brat nie jest typem osoby towarzyskiej i przybycie na taki wieczór stanowi dla niego wyzwanie. Upewniła się jeszcze, że ma przed sobą drinka i oznajmiła, że idzie dalej jak na prawdziwą gospodynię przystało, będą mieli jeszcze czas aby chwile porozmawiać. Tym samym skierowała się teraz do stolika, przy którym siedziały lady Fawley oraz lady Bulstrode.
-Cressido, Vivienne, dziękuję za przybycie. - Zwróciła się do obydwu kobiet posyłając im uprzejmy i delikatny uśmiech, a Prim obawiała się, że ten wyraz twarzy zostanie jej już do końca życia. -Mam nadzieję, że macie wszystkiego pod dostatkiem?
Uśmiechnęła się ponownie na widok kobiet, z którymi wcześniej rozmawiała. Cieszył ją fakt, że goście zaczęli przechadzać się między stolikami, korzystają ze swobodniejszej atmosfery.
Kiedy padało z ust jej pytanie, wtedy też Xavier oznajmił, że kule wylicytowała Aquila, a te zostały spakowane i podane szczęśliwej wygranej. Kuzyn zaś zaczął prezentować amulet i wtedy usłyszała głosy na licytacji. Czyżby amulet wzbudził większe zainteresowanie? Postanowiła również się dołączyć aby podbić trochę stawkę. Unosząc do góry swoją tabliczkę.
|Kończę rozmowę przy stoliku gdzie siedzą Aquila, Cordelia, Edward, Odetta i Craig, następnie przechodzę do stolika Edgara i kończe na rozmowie z Cressidą i Vivien, uśmiecham się do Evandry, Octavii oraz Euri.
Dołączam również do licytacji w szafce.
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Pierwsza część licytacji za nimi. Lady Black weszła w posiadanie Kul z Oddostalu, które dla niej miały zdecydowanie znaczenie historyczne. Z pewnością byli inni, którzy inaczej wykorzystaliby ten konkretny artefakt, ale teraz nie było sensu nad tym rozważać. Lady Black zdecydowanie wygrała tą część licytacji płacąc równe 85 galeonów, przelicytowując tym samym nestora Burka o 5 galeonów. Po przekazaniu przez kogoś z obsługi elegancko zapakowanego artefaktu Lady Black, Xavier na spokojnie przedstawił kolejny przedmiot.
Amulet Bes był znaleziony osobiście przez gospodarza dzisiejszego wydarzenia i był z tego powodu dumny. Naprawdę miał nadzieję, że ten specjalny, w pewnym sensie ochronny amulet pójdzie za więcej niż poprzedni artefakt.
W międzyczasie na Sali trwały dalej rozmowy. Lady Evandra postanowiła w pewien sposób uniknąć brania udziału w dalszej rozmowę swojego męża z gentlemanami przy stoliku i zabrała swoje kuzynki w osobie Lady Lestrange i Lady Nott do stolika nieopodal by dołączyć do Lady Fawley, gdzie panie na spokojnie rozpoczęły rozmowę na temat dzisiejszego wieczoru. Jednocześnie pozostawiając Lorda Notta „na pastwę” nestora Rosiera i Lorda Black’a. W tym samym czasie przy stoliku, przy którym zasiadała szczęśliwa zwyciężczyni pierwszej licytacji, kryzys związany z nagłym chłodem został zgrabnie zażegnany przez Craig’a, który tak sprawnie rozporządził kelnerami, że przed trójką zmarzniętej szlachty raz dwa pojawiła się ciepła herbata. Lady Primrose nadal zgrabnie lawirowała między stolikami, by przywitać się i zamienić chociaż słowo z każdym przybyłym gościem. Z całą pewnością było to męczące zajęcie dla kogoś kto raczej rzadko kiedy, a w zasadzie nigdy nie był wcześniej gospodarzem na wydarzeniu o takiej skali. Dała jednak radę po mistrzowsku i z pewnością każdy to doceniał.
Nadzieję Xaviera się spełniły. Amulet Bes miał zdecydowanie większe wzięcie nić poprzedni przedmiot. Pierwsza głos zabrała młodziutka Lady Nott, proponując 60 galeonów. Przez chwilę wydawało się, że nikt inny nie weźmie udziału w licytacji, kiedy to Lord Craig Burke uniósł swoją tabliczkę od siebie dając 70 galeonów. Chyba mało kto się tego spodziewał, ale po chwili młoda lwica ponownie uniosła swoją tabliczkę rzucając pewnie i głośno 80 galeonów. W międzyczasie do licytacji dołączyła również Lady Primrose, jednak jej kuzyn szybko ją przelicytował proponując od siebie 110 galeonów. Wygrała jedna determinacja i chęć posiadania młodej Lady Nott, która finalnie pokonała wszystkich rzucając ostateczną kwotę 120 galeonów.
- Nie ma co ukrywać, to była zacięta rywalizacja.Bracie byłeś naprawdę blisko, ale musisz uchylić czoła naszej cudownej Lady Nott, która zostaje zwyciężczynią tej licytacji. Szanowna Lady Nott, na twoje ręce składam ten Amulet i mam nadzieję, że będzie ci dobrze służył. – Xavier uśmiechnął się do młodej Lady łagodnie, patrząc na nią ze sceny, po czym przekazał amulet obsłudze, która, podobnie jak poprzedni przedmiot, elegancko zapakowała w ładne, drewniane pudełeczko i przeszła przez salę, kładąc je na stoliku przed Lady Nott.
Xavier był dumny jak paw, chociaż nie dawał tego po sobie poznać. Właśnie o to chodziło w licytacji, by cena była jak najwyższa, by ludzie wydawali jak najwięcej pieniędzy, które oni potem mieli przekazać na szczytny cel.
- Szanowni Państwo, prawie połowa za nami, pozostały jeszcze trzy przedmioty do licytowania. Dwa obrazy, które mam nadzieję, że wpadną w oko znawcom oraz specjalny podarek od Lady Evandry. I właśnie do tego teraz przejdziemy. – odezwał się ze sceny, po czym odkrył materiał na stole i wciął do ręki srebrzyste pudełko – Przedstawiam Państwu piękną, srebrną pozytywkę, której melodia to wychwycony pod wodą piękny, syreni śpiew. Pozytywka nie gra jednej melodii, nigdy tak naprawdę nie wiadomo jaką melodię usłyszymy po jej otwarciu. Możliwe, że zależy to od nastroju osoby jej posiadającej, a może powód jest inny? Kto wie, może jej nowy właściciel lub właścicielka odkryje jej tajemnice. Dodam jeszcze, że istnieją pogłoski, które mówią, że słyszana melodia jest pewnego rodzaju proroctwem dla osoby, która jej aktualnie słucha. – przedstawił licytowany przedmiot dokładnie go prezentując, by każdy na Sali mógł się mu dokładnie przyjrzeć. – Cena wywoławcza to 40 galeonów.
Licytacja odbywa się w szafce zniknięć na takich zasadach jak wcześniej.
Czas na odpis i licytację do 18.05 do godziny 22:00.
Amulet Bes był znaleziony osobiście przez gospodarza dzisiejszego wydarzenia i był z tego powodu dumny. Naprawdę miał nadzieję, że ten specjalny, w pewnym sensie ochronny amulet pójdzie za więcej niż poprzedni artefakt.
W międzyczasie na Sali trwały dalej rozmowy. Lady Evandra postanowiła w pewien sposób uniknąć brania udziału w dalszej rozmowę swojego męża z gentlemanami przy stoliku i zabrała swoje kuzynki w osobie Lady Lestrange i Lady Nott do stolika nieopodal by dołączyć do Lady Fawley, gdzie panie na spokojnie rozpoczęły rozmowę na temat dzisiejszego wieczoru. Jednocześnie pozostawiając Lorda Notta „na pastwę” nestora Rosiera i Lorda Black’a. W tym samym czasie przy stoliku, przy którym zasiadała szczęśliwa zwyciężczyni pierwszej licytacji, kryzys związany z nagłym chłodem został zgrabnie zażegnany przez Craig’a, który tak sprawnie rozporządził kelnerami, że przed trójką zmarzniętej szlachty raz dwa pojawiła się ciepła herbata. Lady Primrose nadal zgrabnie lawirowała między stolikami, by przywitać się i zamienić chociaż słowo z każdym przybyłym gościem. Z całą pewnością było to męczące zajęcie dla kogoś kto raczej rzadko kiedy, a w zasadzie nigdy nie był wcześniej gospodarzem na wydarzeniu o takiej skali. Dała jednak radę po mistrzowsku i z pewnością każdy to doceniał.
Nadzieję Xaviera się spełniły. Amulet Bes miał zdecydowanie większe wzięcie nić poprzedni przedmiot. Pierwsza głos zabrała młodziutka Lady Nott, proponując 60 galeonów. Przez chwilę wydawało się, że nikt inny nie weźmie udziału w licytacji, kiedy to Lord Craig Burke uniósł swoją tabliczkę od siebie dając 70 galeonów. Chyba mało kto się tego spodziewał, ale po chwili młoda lwica ponownie uniosła swoją tabliczkę rzucając pewnie i głośno 80 galeonów. W międzyczasie do licytacji dołączyła również Lady Primrose, jednak jej kuzyn szybko ją przelicytował proponując od siebie 110 galeonów. Wygrała jedna determinacja i chęć posiadania młodej Lady Nott, która finalnie pokonała wszystkich rzucając ostateczną kwotę 120 galeonów.
- Nie ma co ukrywać, to była zacięta rywalizacja.Bracie byłeś naprawdę blisko, ale musisz uchylić czoła naszej cudownej Lady Nott, która zostaje zwyciężczynią tej licytacji. Szanowna Lady Nott, na twoje ręce składam ten Amulet i mam nadzieję, że będzie ci dobrze służył. – Xavier uśmiechnął się do młodej Lady łagodnie, patrząc na nią ze sceny, po czym przekazał amulet obsłudze, która, podobnie jak poprzedni przedmiot, elegancko zapakowała w ładne, drewniane pudełeczko i przeszła przez salę, kładąc je na stoliku przed Lady Nott.
Xavier był dumny jak paw, chociaż nie dawał tego po sobie poznać. Właśnie o to chodziło w licytacji, by cena była jak najwyższa, by ludzie wydawali jak najwięcej pieniędzy, które oni potem mieli przekazać na szczytny cel.
- Szanowni Państwo, prawie połowa za nami, pozostały jeszcze trzy przedmioty do licytowania. Dwa obrazy, które mam nadzieję, że wpadną w oko znawcom oraz specjalny podarek od Lady Evandry. I właśnie do tego teraz przejdziemy. – odezwał się ze sceny, po czym odkrył materiał na stole i wciął do ręki srebrzyste pudełko – Przedstawiam Państwu piękną, srebrną pozytywkę, której melodia to wychwycony pod wodą piękny, syreni śpiew. Pozytywka nie gra jednej melodii, nigdy tak naprawdę nie wiadomo jaką melodię usłyszymy po jej otwarciu. Możliwe, że zależy to od nastroju osoby jej posiadającej, a może powód jest inny? Kto wie, może jej nowy właściciel lub właścicielka odkryje jej tajemnice. Dodam jeszcze, że istnieją pogłoski, które mówią, że słyszana melodia jest pewnego rodzaju proroctwem dla osoby, która jej aktualnie słucha. – przedstawił licytowany przedmiot dokładnie go prezentując, by każdy na Sali mógł się mu dokładnie przyjrzeć. – Cena wywoławcza to 40 galeonów.
Licytacja odbywa się w szafce zniknięć na takich zasadach jak wcześniej.
Czas na odpis i licytację do 18.05 do godziny 22:00.
I show not your face but your heart's desire
Ostatnio zmieniony przez Ain Eingarp dnia 21.05.21 23:43, w całości zmieniany 1 raz
Musiała przyznać, że sama była pozytywnie zaskoczona tym przyjęciem. Nie, żeby spodziewała się, żeby ktokolwiek ze szlachetnego rodu Rosier jej ubliżał w jakiś sposób, ale bardziej obstawiała, że kulturalnie zignorują jej obecność. Lady Carrow, chociaż nie bywała na takich przyjęciach do tej pory sama, wiedziała jak się zachować, żeby ani jej ojciec, czy matka musieli wstydzić się, że to właśnie ona reprezentowała ich dzisiejszego wieczoru.
A rozmowa z Lordem Rosier? Nie była ich pierwszą i miała nadzieję, że nie ostatnią, bo im więcej rozmawiali, tym więcej miała nadzieję się o nim dowiedzieć.
Wielkim szczęściem można było jednak nazwać to, że nie doszło do jej uszu to, w jaki sposób niektórzy wyrażali się o jej bracie.
Owszem koncert Primrose się odbył, a jego tu nie było, ale sądziła, że brat ma ku temu z pewnością ważny powód, a ona nawet domyślała się jaki. Problem w tym, że dla większości obecnych powód nie miał uzasadnienia, bo w teorii… nigdy nie istniał .
Ares nawet nie próbował udawać, więc dlatego nie do końca chyba rozumiała Primrose, że zdecydowała się na koncert w takim okresie życia jej narzeczonego, ale nie zamierzała jej krytykować za to. Ostatecznie ceniła ją za niezależność, bo sama ją łaknęła.
Calypso bowiem była bardziej tą stroną, która próbowała dojść do porozumienia w sytuacjach konfliktowych. Sprytem, a nie siłą, to była jej domena.
Niemniej ucieszyła się, że jej spotkanie z Lordem Rosier jest aktualne. Nie bardzo chciała odkładać je w czasie, ale z drugiej strony liczyła, że Mathieu będzie w formie, gdy się spotkają. Już nawet nie chodziło o jakieś przekomarzanki, ale zdawała sobie sprawę z tego, że smoki to niebezpieczne stworzenia. Jakiś problem ze zdrowiem Lorda mógł się ostatecznie odbić na ich bezpieczeństwie w trakcie zwiedzania.
Calypso założyła jasny pukiel włosów za ucho, uśmiechając się na jego słowa.
- Nie będę ukrywać, że liczyłam na taką odpowiedź. - Odparła, żeby po chwili dodać - Nuda i stagnacja bywa zabójcza, dlatego mam nadzieję, że pomogę Lordowi się z niej wyrwać w czasie odwiedzin. - Nie, żeby miała coś zdrożnego na myśli. Ot, skoro te rzeczy niekorzystnie wpływają na jego zdrowie, to chciała jak najlepiej! Niech Lord Rosier żyje jak najdłużej w zdrowiu!
Po chwili przy ich stoliku pojawił się Lord Craig Burke i Calypso po raz pierwszy miała wrażenie, że ktoś nie jest zbytnio zachwycony jej obecnością. Oczywiście wrażenie być może było mylne, jednak mężczyzna raczej omijał ją wzrokiem i uwagą. Czyżby to ze względu na nieobecność Aresa? Niewykluczone.
Dlatego odczekała, aż zapytani wprost odpowiedzą na pytania, żeby wreszcie samej uśmiechnąć się do przybyłego.
- Dobry wieczór Lordzie Burke. - Uśmiechnęła się uprzejmie, ale nie przymilnie. Nie czuła potrzeby płaszczenia się, czy przepraszania za nieobecność brata. Była obecna ona i jako nosząca nazwisko Carrow zamierzała zachować się, jak należy. - Doprawdy niesamowity wieczór. Muszę przyznać, że dawno muzyka nie wprawiła mnie w podobny nastrój. - Nie mogła powiedzieć, że pierwszy utwór był przyjemny, bo przywołał same ciężkie wspomnienia, ale później magia, opium i alkohol zrobiły swoje i humor jej się znacznie poprawił. A może była to zasługa siedzącego obok niej Lorda Rosiera?
Przeniosła wreszcie wzrok na Lorda Xaviera Burke, który niedługo słowach Mathieu zaczął zapowiadać kolejny przedmiot. I to taki, który Calypso niespodziewanie, nawet dla siebie samej, zapragnęła mieć.
Tabliczka sama znalazła się w jej dłoni. Calypso zalicytowała po raz pierwszy. Ciekawość wygrała.
Licytuję w szafce
A rozmowa z Lordem Rosier? Nie była ich pierwszą i miała nadzieję, że nie ostatnią, bo im więcej rozmawiali, tym więcej miała nadzieję się o nim dowiedzieć.
Wielkim szczęściem można było jednak nazwać to, że nie doszło do jej uszu to, w jaki sposób niektórzy wyrażali się o jej bracie.
Owszem koncert Primrose się odbył, a jego tu nie było, ale sądziła, że brat ma ku temu z pewnością ważny powód, a ona nawet domyślała się jaki. Problem w tym, że dla większości obecnych powód nie miał uzasadnienia, bo w teorii… nigdy nie istniał .
Ares nawet nie próbował udawać, więc dlatego nie do końca chyba rozumiała Primrose, że zdecydowała się na koncert w takim okresie życia jej narzeczonego, ale nie zamierzała jej krytykować za to. Ostatecznie ceniła ją za niezależność, bo sama ją łaknęła.
Calypso bowiem była bardziej tą stroną, która próbowała dojść do porozumienia w sytuacjach konfliktowych. Sprytem, a nie siłą, to była jej domena.
Niemniej ucieszyła się, że jej spotkanie z Lordem Rosier jest aktualne. Nie bardzo chciała odkładać je w czasie, ale z drugiej strony liczyła, że Mathieu będzie w formie, gdy się spotkają. Już nawet nie chodziło o jakieś przekomarzanki, ale zdawała sobie sprawę z tego, że smoki to niebezpieczne stworzenia. Jakiś problem ze zdrowiem Lorda mógł się ostatecznie odbić na ich bezpieczeństwie w trakcie zwiedzania.
Calypso założyła jasny pukiel włosów za ucho, uśmiechając się na jego słowa.
- Nie będę ukrywać, że liczyłam na taką odpowiedź. - Odparła, żeby po chwili dodać - Nuda i stagnacja bywa zabójcza, dlatego mam nadzieję, że pomogę Lordowi się z niej wyrwać w czasie odwiedzin. - Nie, żeby miała coś zdrożnego na myśli. Ot, skoro te rzeczy niekorzystnie wpływają na jego zdrowie, to chciała jak najlepiej! Niech Lord Rosier żyje jak najdłużej w zdrowiu!
Po chwili przy ich stoliku pojawił się Lord Craig Burke i Calypso po raz pierwszy miała wrażenie, że ktoś nie jest zbytnio zachwycony jej obecnością. Oczywiście wrażenie być może było mylne, jednak mężczyzna raczej omijał ją wzrokiem i uwagą. Czyżby to ze względu na nieobecność Aresa? Niewykluczone.
Dlatego odczekała, aż zapytani wprost odpowiedzą na pytania, żeby wreszcie samej uśmiechnąć się do przybyłego.
- Dobry wieczór Lordzie Burke. - Uśmiechnęła się uprzejmie, ale nie przymilnie. Nie czuła potrzeby płaszczenia się, czy przepraszania za nieobecność brata. Była obecna ona i jako nosząca nazwisko Carrow zamierzała zachować się, jak należy. - Doprawdy niesamowity wieczór. Muszę przyznać, że dawno muzyka nie wprawiła mnie w podobny nastrój. - Nie mogła powiedzieć, że pierwszy utwór był przyjemny, bo przywołał same ciężkie wspomnienia, ale później magia, opium i alkohol zrobiły swoje i humor jej się znacznie poprawił. A może była to zasługa siedzącego obok niej Lorda Rosiera?
Przeniosła wreszcie wzrok na Lorda Xaviera Burke, który niedługo słowach Mathieu zaczął zapowiadać kolejny przedmiot. I to taki, który Calypso niespodziewanie, nawet dla siebie samej, zapragnęła mieć.
Tabliczka sama znalazła się w jej dłoni. Calypso zalicytowała po raz pierwszy. Ciekawość wygrała.
Licytuję w szafce
Calypso Carrow
But he that dares not grasp the thorn
should never crave the rose
should never crave the rose
Calypso Carrow
Zawód : Malarka, Arystokratka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
I won't be silenced
You can't keep me quiet
Won't tremble when you try it
All I know is I won't go speechless
You can't keep me quiet
Won't tremble when you try it
All I know is I won't go speechless
OPCM : 10
UROKI : 5 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Otarcie mokrym od łez policzków zwieńczył, odkładając chusteczkę do wewnętrznej kieszeni szaty. Jeszcze przez chwilę spoglądał na scenę, na której koncert został zamknięty, a pierwsza część wieczoru płynnie, tym razem bez incydentów, przeszła w kolejną. Aukcja, w której Burke'owie mieli podzielić się swoimi zdobyczami. Zachary miał jednak pewne, dziwne i dość skrajne przemyślenia co do tego, co mogłoby zostać zaprezentowane. W tym wszystkim wolał jednak cicho i skromnie uczestniczyć w całej uroczystości.
Czas poświęcony na wspólne rozmowy przy stoliku otoczonym godnym towarzystwem przyjaciela oraz dam, które miał zaszczyt poznać nieco bliżej, w odczuciu wezyra powoli obfitował w porozumienie, w lekkie rozwiązanie języków, rozluźnienie gardeł ściśniętych duszną atmosferą palarni.
— To twoja opinia, Mathieu — odparł przyjacielowi swobodnym tonem. — Ja natomiast nie mam złudzeń, że każde przeciw zostanie skrupulatnie wykorzystane. Jakby nie było, objęcie stanowiska ordynatora w tak młodym wieku, i to przez lorda, a nie jakiegoś czarodzieja półkrwi, daje powody przypuszczać, że ktoś jeszcze maczał w tym palce. — Stwierdził rzeczowo, w zasadzie jasno przedstawiając swój pogląd na tę sytuację. — Na razie nie muszę się przejmować tego typu bzdurami, oczywiście. Są sprawy wymagające większej uwagi w tej chwili. — Dodał, znacząco spoglądając w stronę Mathieu. Obaj wiedzieli, jakie zobowiązania zajmowały ich od dłuższego czasu. Dla pozostałych nie było to także żadną tajemnicą. Wszystko było nad wyraz oczywiste, czyż nie?
— Tak, masz rację, lady — odparł na słowa Melisande. — To ta dobra strona przemian ostatnich miesięcy. Nasza praca w Świętym Mungu jest właściwie doceniana. Czy uwierzycie, że jakiś rok temu... biedna mugolaczka napisała do mnie list z prośbą, bym zbadał jej sowę? — Krótką pauzą chciał jedynie odnaleźć właściwe słowo oddające sytuację. Nie mógł, choć chciał, dosadnie odwołać się do szlamy, jak powinno nazywać się takich ignorantów magicznego świata. Otoczenie dość różnorodnym towarzystwem, musiał uważać na każde wypowiedziane sformułowanie. Jego słowa były słowami jego ojca, przypomniał sobie, odwracając wzrok w stronę sceny, na której rozpoczęła się aukcja. Jakże udaną próbę wykupienia magicznych kul przez Aquilę zwieńczył kurtuazyjnym spojrzeniem wyrażającym gratulacje. Nie było potrzeby robienia dodatkowej sceny, szczególnie, że chwilę po tym podszedł kolejny z bliskich mu lordów.
— Tak, wspaniały wieczór — potwierdził Craigowi. — Nie wiedziałem, że twoja kuzynka tak pięknie gra — skomentował grzecznie. Nie mając większej wiedzy o kompozycjach ani muzyce, mógł jedynie zdać się na własne odczucia w tej materii. — Dotrzymujesz dziś towarzystwa lady Black? — Zapytał, spoglądając na stolik, przy którym przyjaciel siedział, po czym wrócił doń wzrokiem, jednoznacznie zadając niewypowiedziane pytanie.
— Będziecie coś licytować? — Zapytał pozostałych, zastanawiając się, co jeszcze Burke'owie odnaleźli w ramach działalności swojego sklepu. Pominąwszy ich naturalne zainteresowanie afrykańskimi artefaktami.
Czas poświęcony na wspólne rozmowy przy stoliku otoczonym godnym towarzystwem przyjaciela oraz dam, które miał zaszczyt poznać nieco bliżej, w odczuciu wezyra powoli obfitował w porozumienie, w lekkie rozwiązanie języków, rozluźnienie gardeł ściśniętych duszną atmosferą palarni.
— To twoja opinia, Mathieu — odparł przyjacielowi swobodnym tonem. — Ja natomiast nie mam złudzeń, że każde przeciw zostanie skrupulatnie wykorzystane. Jakby nie było, objęcie stanowiska ordynatora w tak młodym wieku, i to przez lorda, a nie jakiegoś czarodzieja półkrwi, daje powody przypuszczać, że ktoś jeszcze maczał w tym palce. — Stwierdził rzeczowo, w zasadzie jasno przedstawiając swój pogląd na tę sytuację. — Na razie nie muszę się przejmować tego typu bzdurami, oczywiście. Są sprawy wymagające większej uwagi w tej chwili. — Dodał, znacząco spoglądając w stronę Mathieu. Obaj wiedzieli, jakie zobowiązania zajmowały ich od dłuższego czasu. Dla pozostałych nie było to także żadną tajemnicą. Wszystko było nad wyraz oczywiste, czyż nie?
— Tak, masz rację, lady — odparł na słowa Melisande. — To ta dobra strona przemian ostatnich miesięcy. Nasza praca w Świętym Mungu jest właściwie doceniana. Czy uwierzycie, że jakiś rok temu... biedna mugolaczka napisała do mnie list z prośbą, bym zbadał jej sowę? — Krótką pauzą chciał jedynie odnaleźć właściwe słowo oddające sytuację. Nie mógł, choć chciał, dosadnie odwołać się do szlamy, jak powinno nazywać się takich ignorantów magicznego świata. Otoczenie dość różnorodnym towarzystwem, musiał uważać na każde wypowiedziane sformułowanie. Jego słowa były słowami jego ojca, przypomniał sobie, odwracając wzrok w stronę sceny, na której rozpoczęła się aukcja. Jakże udaną próbę wykupienia magicznych kul przez Aquilę zwieńczył kurtuazyjnym spojrzeniem wyrażającym gratulacje. Nie było potrzeby robienia dodatkowej sceny, szczególnie, że chwilę po tym podszedł kolejny z bliskich mu lordów.
— Tak, wspaniały wieczór — potwierdził Craigowi. — Nie wiedziałem, że twoja kuzynka tak pięknie gra — skomentował grzecznie. Nie mając większej wiedzy o kompozycjach ani muzyce, mógł jedynie zdać się na własne odczucia w tej materii. — Dotrzymujesz dziś towarzystwa lady Black? — Zapytał, spoglądając na stolik, przy którym przyjaciel siedział, po czym wrócił doń wzrokiem, jednoznacznie zadając niewypowiedziane pytanie.
— Będziecie coś licytować? — Zapytał pozostałych, zastanawiając się, co jeszcze Burke'owie odnaleźli w ramach działalności swojego sklepu. Pominąwszy ich naturalne zainteresowanie afrykańskimi artefaktami.
Once you cross the line
Zachary Shafiq
Zawód : Ordynator oddziału zatruć eliksiralnych i roślinnych, Wielki Wezyr rodu
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
I am an outsider
I don't care about
I don't care about
the in-crowd
OPCM : 21 +1
UROKI : 4 +2
ALCHEMIA : 8
UZDRAWIANIE : 26 +5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
- Zawsze znajdzie się ktoś, komu nie będzie odpowiadał ten wybór. Dlatego przyznaję rację, tym problemem nie należy się przejmować, kiedy wokół jest wiele innych. – odparł na słowa przyjaciela, podsumowując dość zwięźle podjęty temat. Zachary był młodym Lordem, którego umiejętności dla Rosiera pozostawały nieocenione i zawsze będzie wspierał jego działalność, bo sam wielokrotnie na niej skorzystał. Nie wybrałby innego magomedyka z własnej woli, szczególnie, że nawet Tristan pokładał wiarę w jego zdolności, skoro to właśnie po Lorda Shafiqa posłał, kiedy Mathieu wykrwawiał się na śmierć na Bezimiennej Wyspie. Mieli o wiele większe problemy niż przeciwnicy awansów, zazdroszczący powodzenia. Ludzie byli zawistni, doszukiwali się problemów w miejscach, w których ich nie było. Świat toczony wojną mierzył się z czymś zupełnie innym, o wiele bardziej poważnym, a ich zadaniem było powstrzymanie wszelkiego robactwa przed wtargnięciem na ich teren i zanieczyszczeniem tych ziem. Bądź co bądź… widział reakcję Fantine, kiedy na sali pojawił się ten cały profesor z Hogwartu, nie była pewna czy to kolejny akt niesubordynacji, misja samobójcza czy… jakkolwiek by to nazwać. Nie chciał, aby najbliższe mu osoby ciągle musiały się obawiać, czy kolejny dzień nie będzie ich ostatnim.
Przesunął wzrok na Calypso, która najwyraźniej była usatysfakcjonowała jego odpowiedzią. Dla wszystkich było niespodziewanym to, że siedziała przy ich stoliku. Zupełnie inną kwestią był fakt, że wyraźnie intrygowała Lorda Rosiera, który zwracał uwagę na detale i szczegóły. Aresa puścił w niepamięć, miał gdzieś tą gnidę, której nie znosił w zasadzie w imię zasad. Nie to, że chodziło o Primrose, którą wyraźnie dzisiaj zawiódł. Calypso była inna niż on, miała w sobie coś więcej, pewien niepowtarzalny urok, który go urzekał. A jednak, po ostatnich miesiącach stąpał po tym gruncie jak po kruchym lodzie, ciągle dopatrując się zasadzki wszechświata. Może to podstęp, który uknuli przeciwko niemu? Nie chciał jednak dać się zwariować.
- Wierzę, że Lady odwiedzie mnie od nudy, a nasze smoki zaintrygują Cię jeszcze bardziej. – Niż moja osoba. Mathieu wyrażał się przez te smoki, potrafił się wczuć bardziej i mocniej, kiedy był w Rezerwacie i mógł widzieć Albiony rozprostowujące skrzydła na tle mglistego nieba. Prawie znikały wtenczas, pozostawiając za sobą jedynie przyjemny podmuch powietrza, wzniecający zapach spalenizny. Potrafiłby ze szczegółami opisać wszystko, co należało do Rezerwatu, każdą jego część. Był tam wrośnięty, bardziej niż powinien.
Na szczęście obecność Craiga przy ich stoliku odciągnęła jego uwagę. Skinął głową Lordowi Burke, przypatrując się jak komplementuje jego siostry i Lady Carrow. Zawsze w odpowiednim miejscu i o odpowiedniej porze. Wieczór był zachwycający, nie było ku temu wątpliwości, atmosfera swobodna i wspaniała, rozluźniała się z każdą chwilą. – Craig. – powiedział na powitanie, nie siląc się na kurtuazje i inne szczegóły zwarte w niezliczonych protokołach. Kto by się tym przejmował, szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że od dłuższego czasu Mathieu w Durham gościł nader często, co prawda nie u Craiga, ale u Xaviera. – Oczywistym było, że Primrose oczaruje wszystkich zebranych, jest wyjątkową młodą damą. – skomentował z lekkim uśmiechem, czy to opium, czy to drinki. Olać to. Nowa, rozluźniona wersja Mathieu była z pewnością przyjemniejsza dla oka i ucha, niż ten posępny milczek gdzieś z tyłu, blisko drzwi, aby ewakuować się szybko przed niechcianymi rozmowami. Ten rok był naprawdę zaskakujący, w rzeczy samej. – A Ty jak się bawisz? Licytujesz coś? – spytał, widząc, że Calypso podnosi karteczkę, w celu wylicytowania pozytywki Evandry. Sam nie chciał licytować, to nie coś, co wpadło mu w oko. Może gdyby oczekiwał potomka albo choćby go planował, rozważyłby tą możliwość, jednakże w takim wypadku nie było mu to potrzebne. – To zależy czym nas jeszcze zaskoczą. – odparł na słowa Zachary’ego. Może jakby trafił tam sygnet Xaviera… z czystym rozbawieniem licytowałby ten przedmiot, mając w pamięci, że sam dzierżył go na palcu przez jedną noc i nie pamiętał specjalnie jak do tego doszło. Licytowałby go tylko po to, żeby później mogli się z tego świat, ale na takie cacko raczej nie miał co liczyć.
Przesunął wzrok na Calypso, która najwyraźniej była usatysfakcjonowała jego odpowiedzią. Dla wszystkich było niespodziewanym to, że siedziała przy ich stoliku. Zupełnie inną kwestią był fakt, że wyraźnie intrygowała Lorda Rosiera, który zwracał uwagę na detale i szczegóły. Aresa puścił w niepamięć, miał gdzieś tą gnidę, której nie znosił w zasadzie w imię zasad. Nie to, że chodziło o Primrose, którą wyraźnie dzisiaj zawiódł. Calypso była inna niż on, miała w sobie coś więcej, pewien niepowtarzalny urok, który go urzekał. A jednak, po ostatnich miesiącach stąpał po tym gruncie jak po kruchym lodzie, ciągle dopatrując się zasadzki wszechświata. Może to podstęp, który uknuli przeciwko niemu? Nie chciał jednak dać się zwariować.
- Wierzę, że Lady odwiedzie mnie od nudy, a nasze smoki zaintrygują Cię jeszcze bardziej. – Niż moja osoba. Mathieu wyrażał się przez te smoki, potrafił się wczuć bardziej i mocniej, kiedy był w Rezerwacie i mógł widzieć Albiony rozprostowujące skrzydła na tle mglistego nieba. Prawie znikały wtenczas, pozostawiając za sobą jedynie przyjemny podmuch powietrza, wzniecający zapach spalenizny. Potrafiłby ze szczegółami opisać wszystko, co należało do Rezerwatu, każdą jego część. Był tam wrośnięty, bardziej niż powinien.
Na szczęście obecność Craiga przy ich stoliku odciągnęła jego uwagę. Skinął głową Lordowi Burke, przypatrując się jak komplementuje jego siostry i Lady Carrow. Zawsze w odpowiednim miejscu i o odpowiedniej porze. Wieczór był zachwycający, nie było ku temu wątpliwości, atmosfera swobodna i wspaniała, rozluźniała się z każdą chwilą. – Craig. – powiedział na powitanie, nie siląc się na kurtuazje i inne szczegóły zwarte w niezliczonych protokołach. Kto by się tym przejmował, szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że od dłuższego czasu Mathieu w Durham gościł nader często, co prawda nie u Craiga, ale u Xaviera. – Oczywistym było, że Primrose oczaruje wszystkich zebranych, jest wyjątkową młodą damą. – skomentował z lekkim uśmiechem, czy to opium, czy to drinki. Olać to. Nowa, rozluźniona wersja Mathieu była z pewnością przyjemniejsza dla oka i ucha, niż ten posępny milczek gdzieś z tyłu, blisko drzwi, aby ewakuować się szybko przed niechcianymi rozmowami. Ten rok był naprawdę zaskakujący, w rzeczy samej. – A Ty jak się bawisz? Licytujesz coś? – spytał, widząc, że Calypso podnosi karteczkę, w celu wylicytowania pozytywki Evandry. Sam nie chciał licytować, to nie coś, co wpadło mu w oko. Może gdyby oczekiwał potomka albo choćby go planował, rozważyłby tą możliwość, jednakże w takim wypadku nie było mu to potrzebne. – To zależy czym nas jeszcze zaskoczą. – odparł na słowa Zachary’ego. Może jakby trafił tam sygnet Xaviera… z czystym rozbawieniem licytowałby ten przedmiot, mając w pamięci, że sam dzierżył go na palcu przez jedną noc i nie pamiętał specjalnie jak do tego doszło. Licytowałby go tylko po to, żeby później mogli się z tego świat, ale na takie cacko raczej nie miał co liczyć.
Mathieu Rosier
The last enemy that shall be destroyed is | death |
Skinął głową Primrose z niemrawym uśmiechem, kiedy przeszła obok jego stolika. Miała rację, że nie przepadał za takimi wydarzeniami, ale zazwyczaj nie miał większych trudności, żeby się w nich odnaleźć – wbrew pozorom nie był nieobeznanym dzikusem, należał do arystokracji i niejednokrotnie brał udział w podobnych spędach, ale dzisiaj nie czuł się dobrze. Ilość bodźców go przytłaczała. Dochodzące zewsząd dźwięki rozmów, śmiechów, szurania krzeseł, zderzania kieliszków i dzwonienia drogich bransoletek zdawały się być kilkukrotnie głośniejsze niż zazwyczaj, nie pozwalały mu do końca skupić się na rozmowie. Przytłaczający zapach opium przemieszany z perfumami gośćmi mieszał mu w głowie, przymulał, usypiał. Ilość osób, niby znanych, ale ta wiedza nie przychodziła do niego tak od razu, dodatkowo go stresowała. Nie mógł sobie pozwolić na kontrowersyjne zachowanie, już wystarczająco wiele razy zachowywał się karygodnie przez swoje problemy z pamięcią. Dlatego uparcie siedział przy swoim stoliku, licząc na to, że wyjątkowa aktywność jego rodziny wystarczy do zabawienia gości. Popijał swojego drinka, nie będąc pewnym czy to taki dobry pomysł, bo nadmiar alkoholu mógł mu zaszkodzić, ale musiał zająć czymś ręce i myśli, a to było najłatwiejsze. To, oraz licytacje, które niedawno się rozpoczęły. Nie widział wcześniej żadnych przedmiotów, które teraz były wystawiane, ale wszystkie wydawały się ciekawe i dobrze stonowane – nie sprawiały wrażenia wyjątkowo rzadkich i cennych (przynajmniej dla wprawionego oka), ale były wystarczająco ciekawe, by chciało im się przyjrzeć bliżej. Szczególnie ta pozytywka, niby nieszczególnie wyróżniająca się w porównaniu do chociażby kul z Ottosdal, wydała mu się ciekawa. Nie był to artefakt, który można gdzieś zdobyć, a po prostu misternie wykonany przedmiot, być może zrobiony na zamówienie. Edgar miał ochotę ją otworzyć i zajrzeć do środka, usłyszeć dobywającą się z niej melodię – a może również śpiew? Podniósł swoją tabliczkę, dwukrotnie podbijając wyjściową stawkę, bo chyba chciałby to mieć.
We build castles with our fears and sleep in them like
kings and queens
kings and queens
Edgar Burke
Zawód : nestor, B&B, łamacz klątw
Wiek : 35
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Gdybym był babą, rozpłakałbym się rzewnie nad swym losem, ale jestem Burkiem, więc trzymam fason.
OPCM : 25 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 30 +1
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 9
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Palarnia opium
Szybka odpowiedź