Wydarzenia


Ekipa forum
Pracownia
AutorWiadomość
Pracownia [odnośnik]08.02.23 9:44

Pracownia

Jedyną drogą do pracowni znajdującej się na poddaszu jest przejście przez laboratorium. Wysokie wąskie regały ukrywają księgi, plany i manuskrypty wykorzystywane w trakcie prac. Wygodne biurko, na którym zawsze znajdują się gęsie pióro, inkaust i drewniane wiaderko wypełnione czystymi pergaminami, gotowymi do ich zapisania lub zarysowania, służy domownikom w trakcie ich pracy twórczej. Na długim stole leży kilka anatomicznych preparatów, w tym spreparowana ludzka czaszka, gałka oczna w słoju oraz dłoń chorego na sinicę, nadto globus, oktant, sfera armilarna oraz podręczne astrolabium, a także stojak z igłami różnej wielkości, kilka par różnej wielkości i kształtu nożyc krawieckich, i wiele innych przedmiotów coraz trudniejszego do rozpoznania użytku. W kącie pracowni znajduje się stojący manekin naturalnej wielkości, na którym przeważnie wiszą rozpoczęte projekty krawieckie. Pracownia jest znacznie czystsza od znajdującego się poniżej laboratorium.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Pracownia Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Pracownia [odnośnik]19.02.23 13:30
22 lipca 1958 r.

Długie, łowieckie buty ze skóry spoczęły w przedsionku, zaraz przed wejściem do laboratorium i dalej warsztatu. Naznaczone śladem błota, rysunkami z traw i pajęczyn niespecjalnie nadawały się do czegokolwiek. Po polowaniu wymagały kompleksowego czyszczenia, a czasem nawet bardziej zaawansowanej renowacji. Bywało różnie. W ślad za butami podążyła specjalna szata, ale akurat jej tego dnia oszczędziłam. Wystarczyło tylko jedno proste zaklęcie, by pozbyć się zwierzęcej krwi. Póki co jednak zawisła na haku. Truchła dźwignęłam z podłogi i dość sprawnie przeprowadziłam przez laboratorium. Już nie krwawiły, ale dalej wymagały porządnej obróbki, zanim będę mogła zrobić z nimi cokolwiek. Minęłam laboratorium pełne słojów z anatomicznymi odczynnikami, już w holu orientując się, że tego dnia ktoś już nad czymś pracował w warsztacie. Yelena. O wiele czystsze pomieszczenie zdawało się bezgłośnie zakazywać mi wciskania się z martwymi truchłami między jedwabie i wypielęgnowane już eleganckie skóry. Zerknęłam tylko przelotnie na jej postać. Przez uchylone drzwi dojrzałam ledwie jej ułamek. Cofnęłam się jednak ze stertą swoich zwierzaków, były raczej mniejsze, dość lekkie, ale czasami znacznie trudniejsze do upolowania od potężnych bestii. Wcisnęłam je póki co do brytfanny, gdzie miały spokojnie zaczekać na swoją kolej. Rozpięłam dwa guziki kamizelki, pod którą kryła się wyświechtana, luźniejsza koszula. Polowałam swobodnie, bez oglądania się za modą i elegancją. Jeżeli miałam cokolwiek zdobyć, nie mogłam biegać po lesie w sukni i gorsecie. Pchnęłam drzwi oddzielające pracownię od laboratorium i oparłam się bokiem o futrynę. Popatrzyłam na zajętą swoimi krawieckimi wytworami kuzynką. Jednocześnie pociągnęłam za sznur, który zamiast kołnierza spajał górną część kremowej koszuli. Potrzebowałam jeszcze więcej luzu.
Yeleno przywitałam się z kuzynką jeszcze niedawno prawie obcą, a dzisiaj w siatce moich osobistych powiązań właściwie siostrą. Poprowadzona do czoła dłoń odgarnęła do góry mnóstwo pojedynczych włosów, które w łowieckim szaleństwie wytrąciły się z warkocza. Wcale nie wyglądałam jak dama. Mam nowe łupy. Może coś będziesz mogła wykorzystać. Bo oczywiście znowu polowałam. Jak prawie codziennie. Jak uzależniona, jak dająca się kusić nieustającym wołaniu lasów. Moje słowa zapewne w ogóle jej nie dziwiły, choć mieszkałyśmy ze sobą raczej dość krótko. Nie marnowałam czasu. Jeżeli nie jedliśmy tych stworzeń, to szły na alchemię, szaty albo moje łowieckie zlecenia. Choć pozycja kuzyna namiestnika zapewniała nam wiele dóbr, zamierzałam wnieść swój wkład. W ten dom, tę rodzinę i wspólnie odbudowywaną potęgę dziejów. Pracowałam. Podobnie jak Yelena czy mój brat. Mimo czasów letniej beztroski i chwilowego zawieszenia walk żadne z nas nie zapominało o tym, że wciąż mieliśmy do wygrania wojnę.
Przeszłam przez pomieszczenie, koncentrując spojrzenie na ubranym w tkaninę manekinie. Ciasno związane nici zdawały się boleśnie podkreślać talię. Choć zdążyłam po powrocie umyć dłonie, wolałam niczego tutaj nie dotykać. Sama nie znosiłam, gdy ktoś wciskał paluchy, kiedy preparowałam stworzenie. Co to będzie? pytałam wciąż po rosyjsku, mrużąc lekko oczy. Suknia, to wydawało mi się oczywiste. Albo jakaś peleryna wiązana w pasie? Patrząc na to poczułam nieprzyjemny dyskomfort na własnej talii. Zupełnie jak ciasno obwiązane sznurem martwe zwierzę. Znałam podstawy sztuki krawieckiej, ale na pewno nie umiałam czegoś takiego stworzyć. Potrafiłam załatać proste dziury w swoich strojach. Moja matka dbała o to, bym była dobrze przygotowana do wszystkiego, co nadejdzie. Jednak projektowanie, tworzenie zupełnie czegoś od wydawało do mnie pojęciem zupełnie odległym. Jej zdolności jednak doceniałam. Każdy talent w rodzinie, wzmacniał ją dodatkowym spoiwem. Wiedziałam, że w zwierzęcych skórach kryły się różne niesamowite właściwości, które my mogliśmy wykorzystać w walce. A pośród nich istniało wiele wciąż nieodkrytych. Obróciłam się cała w stronę młodej projektantki. Krew z krwi.
Varya Mulciber
Varya Mulciber
Zawód : łowczyni, twórczyni zwierzęcych trofeów
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Uczuł lód aż w głębi serca, które już miał na wpół zlodowaciałe; przez mgnienie oka zdawało mu się, że umiera, ale to minęło. Nie czuł już wcale zimna.
OPCM : 8 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +2
CZARNA MAGIA : 5 +4
ZWINNOŚĆ : 11
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t11435-varya-mulciber https://www.morsmordre.net/t11445-olgierd#353862 https://www.morsmordre.net/t12091-varya-mulciber https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t11446-skrytka-bankowa-nr-2500#353865 https://www.morsmordre.net/t11447-varya-mulciber#353889
Re: Pracownia [odnośnik]20.02.23 17:31
W porównaniu do Cynobrowego Świergotnika, na próżno byłoby szukać wokół Yeleny wystawnych, fantazyjnych sukni wspartych przez pozbawione twarzy manekiny, ciche i posłuszne. Nie tutaj, nie dziś. Tu działa się inna magia, mniej kolorowa, ekstrawagancka, krzykliwa, nie mniej jednak elegancka i dostojna. Zimowy projekt dla surowej lady Rowle.
Perfekcja domagała się wielu tygodni pracy. Kreacje pełne detali nie powstawały w jedną dobę, ich przygotowanie rozciągało się często na długość jednego sezonu mody. Świadome swych potrzeb panie decydowały się więc na zamówienie stosownych partii garderoby z wyprzedzeniem. Powstał już pierwszy, jakże wstępny szkielet sukni: od ciasno zebranej, udrapowanej talii odchodziły się warstwy tkanin w tintach głębokiej purpury. Krój podkreślał biodra, rozkloszowując się od wysokości kolan. Wysmakowany, skromny dekolt podkreślały prowizorycznie i poglądowo przypięte elementy biżuterii, mieniące się w bladym świetle kamienie szlachetne, czarne, fioletowe i grafitowe, niewielkie. W ich okolicach kolory tkanin były wyraźnie najciemniejsze, rozjaśniając się delikatnie im bliżej było im dolnych partii. Na wierzchu sukni znajdował się natomiast niemalże gotowy płaszcz. Był ciemniejszy niż suknia, wykonany z materii, która zdawała się opalizować na pograniczu wykorzystanych wcześniej czerni, fioletu i granatu. Zależnie od światła oszukiwał spojrzenie i zmieniał kolor. Od spodu podbijała go szczodra futrzana wyściółka, wyraźnie zarysowana w dużym kapturze naciągniętym na anonimową głowę manekina. Tutaj zdobienia były uboższe, ograniczały się do akcentów czarnych nici mknących wzdłuż sylwetki, głównym elementem był bowiem kołnierz przykuwający uwagę, bogaty, zbierający wzrok. Yelena stała przodem do swojej pracy, drgnęła jednak, słysząc skrzypnięcie drzwi prowadzących do pracowni. Varya. Wyglądająca jak sto łowieckich nieszczęść Varya, rumiana od dotyku wysiłku, jakie musiało kosztować ją przedzieranie się przez lasy i tropienie zwierzyny.
- Moja zimo - przywitała ją z półuśmiechem. Moja zima, tak zwykła nazywać Varyę, odkąd tylko ją poznała. Dziewczyna nosiła w sercu lód powzięty z mroźnej Syberii, była tak piękna, jak i nieprzystępna, a to czyniło z niej powiew świeżości na tle angielskiej nijakości. - Zdrowe? - spytała prosto, zaintrygowana. Stan zdrowia zwierząt odbijał się w ich sierści, choroby niweczyły piękne futra, odbierały im blasku, którego nie zwróci zabieg krawiecki; dlatego też w swoim zawodzie Yelena stawiała na korzystanie z okazów cieszących się nienaganną kondycją. Nie potrzebowała mizernych pokrak. Nie potrzebowała zwierząt splugawionych syndromem Grauguss'a. - Może to czas, by wykorzystać je na coś dla ciebie. Na ubranie łowieckie, dobre i wygodne, z prawdziwego zdarzenia - zaproponowała, znając stosunek Varyi do strojnych sukni, baśniowych kaftanów i pończoch.
Spojrzenie na powrót osiadło na manekinie, a Yelena skrzyżowała ręce na piersi i westchnęła przeciągle, z kontemplacją.
- Komplet na zimę. Muszę zadecydować o wzorach, przenieść je z projektu. Najpierw chciałam zobaczyć całość - wyjaśniła płynnością współdzielonego między nimi języka. To także lubiła w Varyi: odcinały się od brytyjskich deszczy, dziewczyna porywała ją za sobą z powrotem do krain, które sama pamiętała już jak przez mgłę. - Daleka droga jeszcze przede mną. Podstawa jest prosta. To, co stanie się z nią później, jest wyzwaniem. Twoje szaty nie wyglądałyby w ten sposób. Choć na pewno by ci pasowały - oceniła, krytycznym spojrzeniem obrzuciwszy rozpiętą koszulę przepięknej kuzynki, o ile koszulą mogła zostać nazwana. - Swoboda nie musi być byle jaka, wiesz?
Yelena Mulciber
Yelena Mulciber
Zawód : Krawcowa w Cynobrowym Świergotniku
Wiek : 23
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
let's live in the land of yesterday, live in the grand imperial heyday.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11433-yelena-mulciber#353232 https://www.morsmordre.net/t11613-puszkin#359174 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t11612-skrytka-nr-2496#359171 https://www.morsmordre.net/t11635-yelena-mulciber#359725
Re: Pracownia [odnośnik]20.02.23 21:51
Nigdy nie byłam w miejscu pracy Yeleny. Wspomniana gdzieś między korytarzami nazwa zakładu sprawiała mi trudności w samej wymowie, więc nawet nie próbowałam sobie wyobrażać, jak owo miejsce wyglądało w rzeczywistości. Mogłam podejrzewać jedynie, że nie spodobałoby mi się. Ani ono ani stroje tam tworzone. Chociaż o kuzynce nie wiedziałam wiele, zdawało mi się, że wyczuwała moją niechęć do określonych ubrań i eleganckich tradycji. Zresztą wystarczyło przyjrzeć się moim własnym garderobianym przyzwyczajeniom. Domyślałam się, że jako rodzina niosąca tym ziemiom opiekę i nadzieję, musieliśmy również trzymać jakieś standardy reprezentacyjne. Lada chwila spodziewałam się wyzwania w podobnym zakresie, choć nasze walizy ledwo co zostały rozpakowane. Korzenie jednak wsiąkały głęboko do ziemi. Odciski niedźwiedzich łap odznaczały się mocno. Przyjdzie moment, w którym będę musiała przełknąć niechęć i zmienić nawyki. O tym już słyszałam przy paru uwagach rzucanych gdzieś po kątach domostwa. Nadchodziła zmiana, a moja głowa musiała być wysoko uniesiona. Dojrzewałam do niej, ale powoli. Być może zbyt wolno.
Pozbawiona schludnego wizerunku tutaj, przy Yelenie, wcale nie czułam się marnie. Zmęczenie po polowaniu było przyjemne, wyrzut dobrej energii rozprowadzał po ciele uczucie błogości. Byłam spełniona, gdy wracałam ze skarbami podkradzionymi lasom. To wystarczyło.Odpowiednio. Wyglądały dobrze. Więcej dowiem się, jak je rozkrojęoświadczyłam z zupełnie naturalnym tonem. Proceder wydrapywania wnętrzności zwierząt nie robił już na mnie żadnego wrażenia. Podczas dokładnego przeglądu skóry i sierści mogłam też wyłapać ewentualne wady i je odpowiednio zatuszować. Choć oczywiście na potrzeby strojów najlepiej było szukać nieskazitelnej powłoki. Zdrowej. Idealnej. Upolowanie takiej bywało trudne.
Popatrzyłam na nią mętnie, niespecjalnie chętna na przymiarki. Gdy jednak mówiła dalej, nęcąc mnie wizją nowego łowieckiego stroju, rysy twarzy łagodniały, a spojrzenie przestawało z wolna mrozić. Może i mogłam rozważyć odrobinę świeżości. W końcu i tak będę musiałam się tym zająć. Jakbyś to widziała? zapytałam po chwili namysłu. Na pewno miała w głowie jakiś projekt. Słyszałam, że była znakomita. Nie zdążyłam się jeszcze osobiście poznać na jej kunszcie. Wystarczyło jednak, że nosiła tak dumne nazwisko. Musiała być zdolna. Nie bez przyczyny wysuwała propozycję stworzenia ubrania do polowań, zamiast błyszczącej sukni, w której nie będę mogła złapać oddechu.
Słuchałam, gdy prezentowała historię zawieszonej na manekinie tkaniny. Faktycznie daleka była ona od moich preferencji, chociaż nie aż tak straszna jak kreacje, które widywałam na ciałach dam w Londynie. Odpowiednio dobrany do charakteru krój i materiał może pozwoliłby wygasić część wątpliwości. Byle jaka. Zmarszczyłam brwi i popatrzyłam na nią z boku, dłużej, głębiej. Zrobisz to? Angielską swobodę, stonowaną i… ładną? zapytałam, prawie gryząc język przy ostatnim słowie. Piękno rzadko mnie interesowało. W formie stroju tym bardziej. Musiałam jednak tutaj choć trochę się do niego zbliżyć. Przeczuwałam, że jeżeli ktokolwiek mógłby mi w tym pomóc, to była to Yelena. Albo Cassandra. Niedźwiedzią dodałam jeszcze, obchodząc manekina. Potem porzuciłam zainteresowanie nim, by skupić się na całym pomieszczeniu. Na rulonach tkanin i pojedynczych skrawkach układających się przy młodej projektantce. Czy skóra któregoś ze stworzeń daje ciszę, lekkość, bezszelestność? Jest odporna? zapytałam, próbując dopasować znane mi stworzenia do właściwości. Lekkość i odporność w pierwszej myśli wcale nie wędrowały ze sobą w parze. Magia jednak była niezmierzona.
Varya Mulciber
Varya Mulciber
Zawód : łowczyni, twórczyni zwierzęcych trofeów
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Uczuł lód aż w głębi serca, które już miał na wpół zlodowaciałe; przez mgnienie oka zdawało mu się, że umiera, ale to minęło. Nie czuł już wcale zimna.
OPCM : 8 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +2
CZARNA MAGIA : 5 +4
ZWINNOŚĆ : 11
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t11435-varya-mulciber https://www.morsmordre.net/t11445-olgierd#353862 https://www.morsmordre.net/t12091-varya-mulciber https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t11446-skrytka-bankowa-nr-2500#353865 https://www.morsmordre.net/t11447-varya-mulciber#353889
Re: Pracownia [odnośnik]21.02.23 0:58
Skinęła głową, akceptując taką odpowiedź. Ekspertyza Varyi była ważna, jej umiejętności również, to, jak trafnie oceniała zwierzęta po zapoznaniu się z ich wnętrzem, poczuciu ich krwi na palcach. Yeleny nie interesowały wywleczone z ciał flaki, przyciągały ją skóry, które kładły kres taksydermicznym zadaniom dziewczyny. Bez skór i futer nie można było odtworzyć owocu łowów. Nie było im pisane drugie życie wypływające spod palców Varyi, a właśnie Yeleny. Miały szansę nawiązać współpracę, spleść ze sobą losy nie tylko więzami krwi, lecz także zawodową działalnością. Świergotnik dobrze opłacał dostawców solidnych tkanin, Varya miała więc szansę dorobić na tym kilka lśniących monet.
Przyjrzała się kuzynce, taksując ją uważnym spojrzeniem od czubka głowy po koniuszki palców u stóp. W wyobraźni rysowała jej sylwetkę niczym projekt i dopasowywała do niego kroje strojów odpowiednio surowych, rosyjskich, a przy tym dyskretnie wystawnych. Podkreślających przynależność do rodziny oficjalnie wyniesionej spośród innych za sprawą dokonań Ramseya. Ilekroć o nim myślała, jej serce miękło, napawając się dumą. Osiągnął dla nich tak wiele, poprowadził w przyszłość z wysoko uniesioną dumą, odznaczony, wybrany przez samego Czarnego Pana poprzez wagę zasług, jakimi wsławił się w szeregach Rycerzy Walpurgii. Obie musiały godnie nieść jego schedę, reprezentować to, co zapoczątkował i wywabił z cienia.
- Kaftan w odcieniu głębokiego szmaragdu i czerni, ozdobiony cienką, srebrną nicią wijąca się w kształtach walczących niedźwiedzi. Kołnierz zdobiony polerowanymi guzikami w kształcie półksiężyców. Dopasowane, miękkie spodnie, które nie krępują żadnego ruchu - wymieniała z pasją, do reszty pochłonięta nurtem imaginacji oblepiającym Varyę materiałami i zdobieniami. Na tle brytyjskich myśliwych nie mogła odstawać bylejakością. Należało podkreślić kunszt, zaznaczyć dobrobyt, którym cieszyli się u boku Ramseya. Było ich stać na dobre stroje i nikt nie miał prawa tego kwestionować. - Srebrny, galowy sznur przewieszony przez skromny naramiennik, przypięty do jednego z guzików. Można by go odpinać podczas gonitw, by nie wadził o gałęzie. Wysokie buty sięgające kolan, ze żłobionej, ciemnej skóry. Do tego nawet kapelusz. Tradycyjny, z kruczym piórem przeciśniętym przez matową wstęgę - proponowała z pysznym półuśmiechem, po czym obróciła się w kierunku stołu suto zastawionego krawieckimi przyrządami i sięgnęła po jeden z pergaminów z nakreśloną gotową sylwetką. Należało nanieść na nią upragniony strój. W ręku Yeleny znalazł się ołówek, poczęła szkicować szybko, sprawnie. Jeśli Varya miała w sobie wyobraźnię, powinna zobaczyć jej oczyma ten obraz, siebie w myśliwskim stroju projektu kuzynki, jednak na wszelki wypadek Yelena zdecydowała się wesprzeć jej pojętność rysunkiem.
- Będzie ładna i będzie niedźwiedzia - obiecała bez wahania. Varya była młodą kobietą, wychowaną co prawda w innej rzeczywistości, jednak ich płeć cechowała wiodąca potrzeba: bycia piękną. Na swój sposób. Każda postrzegała piękno inaczej, a Yelena wychodziła z założenia, że dobrze dobrany ubiór mógł jedynie dodawać uroku, zamiast go odbierać. W eleganckiej kreacji Varya nie straciłaby siebie. Zyskałaby coś, co miała w sobie uśpione.
Nie zmarszczyła nawet brwi w odpowiedzi na zadane przez dziewczynę pytanie. Było podstawowe, nie wymagało rozległej krawieckiej wiedzy, zapewne ów sekret wyjawiłby jej byle laik amator.
- Skóra gryfa posiada takie właściwości. Jest bardzo lekka, nie krępuje. Sprawdziłaby się w aktywnych łowach. Gryfy to dumne stworzenia, niezłomne i silne. Wierzę, że to przesyca ich materiały - mówiła cierpliwie znad szkicu, ze wzrokiem wpatrzonym w kreślone grafitem linie, które zaczynały układać się powoli w satysfakcjonującą całość. - Skóra kelpii też by cię nie zawiodła. Zdjęta z ich grzbietów i przekuta w buty potrafi dodać siły najdłuższym biegom, rwie się do nich, śpiewa z rytmem kroków. Mniej męczy. Jest też skóra tebo, jednak za nią nie przepadam. Wydaje mi się tania - usta Yeleny skrzywiły się delikatnie. - I oczywiście skóra wsiąkiewki. Cienka, czarna, niezwykle elastyczna. Niezbyt wytrzymała, za to niepozorna. Potrafi wyciszyć każdy krok. Byłabyś niesłyszalna na leśnych ostępach, na iglanej ściółce. Da się to zrobić - znów zerknęła na nią znad pergaminu, jej oczy błyszczały wyzywająco, przywołała ją do siebie delikatnym ruchem dłoni.
Yelena Mulciber
Yelena Mulciber
Zawód : Krawcowa w Cynobrowym Świergotniku
Wiek : 23
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
let's live in the land of yesterday, live in the grand imperial heyday.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11433-yelena-mulciber#353232 https://www.morsmordre.net/t11613-puszkin#359174 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t11612-skrytka-nr-2496#359171 https://www.morsmordre.net/t11635-yelena-mulciber#359725
Re: Pracownia [odnośnik]23.02.23 21:56
Chciałam wielkości. Chciałam dziedzictwa. Nie chciałam błyszczeć się jak księżyc w pełni. Z pragnieniami tak ściśle związanymi z rodziną i potęgą korzeni wiązały się jednak powinności. To jasne. Mimo to jakimiś pokrętnymi ścieżkami w umyśle próbowałam to wyprzeć. Próbowałam wierzyć, że nie jest to konieczne. Tej dumie, tej sile, tej pozycji towarzyszyć powinna odpowiednia elegancja, prezencja wyróżniająca się. Chyba nie miałam żadnego wyboru. Mogłam więc przyjąć to do siebie i oswajać się ostro z myślą, że od tego nie ucieknę. W stronę tych srebrnych nici i zdobionego kołnierzu, o którym tak pięknie mówiła kuzynka, wcale się nie uśmiechałam. Z drugiej jednak strony odgradzałam się od tego naprawdę długo, mając w syberyjskim otoczeniu komfort w tym względzie. Oczywiście wcale nie taki całkowity, ale wciąż dość spory. Tutaj musiałam się bardziej dopasować. Pod tak wieloma względami. Jednocześnie też czułam, że dotarłam do właściwego miejsca. Że byłam pośród swoich. Zapędy do narzekań zwykle przełykałam, zanim zdołały jakkolwiek wybrzmieć. Raniły wtedy w tajemnicy przed wszystkimi wyłącznie moje gardło. Wpojone głęboko posłuszeństwo nie pozwalało na to. Zaś mając przed sobą mistrzynię, z tej jednej krwi, mogłabym przejść przez to wszystko łatwiej.
– Brzmi dość strojnie – jak przesadzony świąteczny stroik, a nie profesjonalny łowca przemykający przez las. Tylko miała to być również wizytówka. Miało brzmieć, miało wyglądać jak Mulciber, tutaj w Warwick. U siebie. Westchnęłam cicho, godząc się niejako na to wszystko. – Ale ty na pewno wiesz, co mówisz. Wiesz, czego potrzeba stwierdziłam dość chłodno, gdy podzieliła się pierwszą częścią swych wizji. Brak entuzjazmu nie był jednak czymś, co u mnie się bardzo wyróżniało. Trzymane na wodzy emocje sprawiały, że stawałam się tylko bardziej stonowana, trudna do rozszyfrowania i problematyczna. Najważniejsze, by był praktyczny i wygodny podsumowałam, podkreślając to, o czym przecież wiedziała. Czy ja wcześniej nie wspomniałam jeszcze o pięknie? Yelena mówiła z uwielbieniem dla swej profesji. Ceniłam ludzi głęboko oddanych swym zainteresowaniom, przedkładających swe talenty w realne tworzywa. Jej praca przynosiła Mulciberom dumę. To było ważne. Kapelusz z piórem powtórzyłam po niej, obserwując, jak przemieszcza się i rozpoczyna prace nad szkicem. Próbowałam zbudować obraz, który zaproponowała, ale to, co umiałam ujrzeć w głowie, nijak miałoby się pewnie do jej kunsztownej krawieckiej fantazji. Poddałam się więc, oczekując, że podzieli się ze mną konceptem. Że mnie zachęci, zmyje sceptycyzm. Nie chcąc, patrzeć jej przez ramię, przeszłam kawałek i rozejrzałam się po przyrządach, jakie wykorzystywała do pracy, po skrawkach zwierzęcych materiałów, a dopiero później kolorach i drobnych elementach, które być może kiedyś staną się zdobnymi detalami w stroju. Wszystko wymyślono po coś. Tylko ja wciąż nie miałam przekonania.
Uniosłam głowę, wbijając w nią głębsze spojrzenie, kiedy tylko padła interesująca obietnica. Wierzyłam jej. Nie miałam powodu wątpić w profesjonalizm i zdolność dopasowania strojów do ludzi. W końcu przynosiła zachwyty. Mój lód musiał jednak nieco stopnieć, by odnaleźć się w tej rzeczywistości. W gęstwinie myśli piękno schodziło wciąż na zupełnie odległy plan. Nie przybyłam tutaj po piękno. Zdawało się jednak, że trwałam w mylnym przekonaniu, że właśnie ono mogło mnie dopaść na tej angielskiej ziemi.
Obydwie pracowałyśmy ze skórą, na zewnętrznych powłokach zwierzęcych. Mimo to wykorzystywałyśmy je inaczej. Zaznajomiona z siłą i zdolnościami magicznych stworzeń, tak naprawdę mogłam się domyślić o części informacji, z którymi się właśnie dzieliła. Wydały się nagle dość oczywiste. Znałam doświadczenie dotykania, miękkość, napięcie, blask płynący ze skóry czy futra. Być może gdybym sama miała dobrać materiał, poszukiwałam w podobnym kręgu możliwości. Choć i tutaj syberyjska natura zdawała się z największą przychylnością skłaniać do futrzastych struktur. Otrzymałam dość sporo wskazówek na temat tego, by mimo wszystko odejść od mody wyniesionej z rodzinnych stron. Rozdział, który rozpoczęłam, docierając do brytyjskiej stolicy, przynosił zmiany niemal w każdym możliwym zakresie.
Zaproszona podeszłam bliżej. Pochyliłam głowę, przenosząc uwagę na pergamin.Zdaje się, że nie ma dla ciebie rzeczy niemożliwych, kuzynko wyraziłam z dozą pogodności. Z dumą również. Znałam swój opór. Jeżeli Yelena zdoła go przekonać, kierując w moją stronę zupełnie niespodziewany rodzaj czaru, to będzie to dość zaskakujące. Mogła stworzyć coś, czego potrzebowałam, nawet tego nie wiedząc. Nie dając pięknu żadnej szansy. - Nigdy nie wyobrażałam sobie siebie w takim stroju - przyznałam cicho, zapoznając się w pierwszym spojrzeniu z tym, co naszkicowała. Czy to wciąż byłabym ja?
Varya Mulciber
Varya Mulciber
Zawód : łowczyni, twórczyni zwierzęcych trofeów
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Uczuł lód aż w głębi serca, które już miał na wpół zlodowaciałe; przez mgnienie oka zdawało mu się, że umiera, ale to minęło. Nie czuł już wcale zimna.
OPCM : 8 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +2
CZARNA MAGIA : 5 +4
ZWINNOŚĆ : 11
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t11435-varya-mulciber https://www.morsmordre.net/t11445-olgierd#353862 https://www.morsmordre.net/t12091-varya-mulciber https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t11446-skrytka-bankowa-nr-2500#353865 https://www.morsmordre.net/t11447-varya-mulciber#353889
Re: Pracownia [odnośnik]03.03.23 18:58
Zapragnęła od razu podkreślić, że łowczy pogrążony w gonitwie za przerażoną zwierzyną nie musiał wyglądać jak ona, ta zwierzyna; brudny, oblany potem połyskującym w słabym świetle księżyca przedzierającym się przez baldachimy drzewnych gałęzi. Z ubłoconymi, dziurawymi butami, z krawędziami rękawów o odchodzących nitkach, z obdartymi kolanami. Z desperacją wypisaną na twarzy. To było dobre dla biedoty, której nie stać było na rzeczy lepsze, bardziej reprezentacyjne, odpowiednie do pozycji - wszakże pozycji do podkreślenia nawet nie mieli. Przypadek Varyi był inny. Każdy Mulciber siłą rzeczy wzniósł się na świecznik, którym tak gardziła dziewczyna, ich nazwisko nigdy więcej nie zatrze się w oczach i pamięci Brytyjczyków, nie tylko Ramsey musiał się o to postarać, ale oni również. Otworzył przed nimi wrota prowadzące rozżarzoną, świetlistą ścieżką ku wspaniałej przyszłości.
- Co pomyśli Brytyjczyk na widok rozchełstanej koszuli i brudnych spodni? - choć w oczach Yeleny błysnęła aprobata po dopowiedzianym komentarzu, komentarzu, który otulał jej ramiona przyjemnym ciężarem bycia docenioną, nie byłaby sobą, gdyby nie kontynuowała. - Wiem, że ciebie obchodzić to nie musi i najpewniej nie obchodzi. Ale spojrzenia kierowane w twoją stronę wystawią opinię także Ramseyowi. Nam wszystkim. Jesteśmy jednym organizmem spojonym na zawsze - przestrzegła z niekrytą przyjemnością. Rodzina zawsze była dla niej niezwykle ważna, podobnie jak postać samego Ramseya. Musieli wzajemnie sobie ufać, budować, wypełniać doświadczeniem tam, gdzie doświadczenia brakowało; poza tym, Yel nie mogła nie przyznać, że perspektywa wprowadzenia Varyi w świat mody jako takiej wprawiał ją w dobry humor. Często sama marzyła o tym, by utracić wspomnienia i zanurzyć się w meandrach tkackich tajników od podstaw, przeżyć to jeszcze raz, uszyć od nowa pierwszą suknię, zobaczyć projekt na sylwetce ślicznej, aczkolwiek niezbyt mądrej gwiazdy teatralnej. - Taki będzie - obiecała bez cienia wątpliwości. - Nie obawiaj się, to nie pióra z pawiego ogona. Nie staniesz się dzięki niemu cyrkowym chochlikiem. Masz ulubione ptasie trofea, które padły od bełtów twojej kuszy? - spytała. W pierwszym odruchu pragnęła użyć błyszczących lotek ciemnych jak noc, wyrwanych z kruczego skrzydła, ale Varya mogłaby poczuć się lepiej, gdyby w swoim nowym stroju otrzymała trofeum o ważnym dla niej znaczeniu.
Grafit przyciskany do pergaminu wydawał z siebie piękną melodię. Szumiał jak woda ocierająca się o piaszczyste brzegi plaży i polerował natchnienie lepiej niż muzyka dochodząca z gramofonu, dlatego Yelena zazwyczaj pracowała w ciszy. W Świergotniku zwykle spotykało się to z niezadowoleniem, gdzie królową rzekomo miała być muzyka klasyczna, jednak od czasu, aż igła gramofonu została wygięta po raz trzeci jednego tygodnia, niby niezrozumiałym przypadkiem, dalszych prób umilania czasu zaniechano.
- Na kiedy będziesz go potrzebować? Inaczej: kiedy wybierasz się na polowanie, gdzie będzie obecnych więcej ważnych osób? - uśmiech przemknął po ustach i rozsunął ich kąciki wyżej, była zadowolona. Z początku sądziła, że przebicie się przez fortyfikacje obronne kuzynki będzie większą trudnością, jednak nawet surowa niczym rosyjska zima Varya nie mogła pozostawać ignorantką wobec dobrze skrojonego stroju zbyt długo. Nikt nie zamierzał przekuć ją w lalkę, głupotą byłoby oferować jej połaci różowych jedwabiów i warstw tiulu spiętrzonych jak bita śmietana. Yelena podsunęła szkicownik bliżej niej, choć wciąż szkicowała, z precyzją usiłując oddać detale zdobień, które chodziły jej po głowie. - To tylko początek. Pierwsza z wielu pięknych rzeczy, które dostaniesz - zapowiedziała, bynajmniej w próbie roztoczenia groźby, a raczej nęcąc słodyczą obietnicy. Później uniosła wzrok na nieco młodszą czarownicę i delikatnie przechyliła głowę do boku. - A jak miewa się twój angielski, moja droga? - tym razem zwróciła się do Varyi w języku Wysp, tak odmiennym od rosyjskich dźwięków, surowych, ostrych i pełnych charakteru.
Yelena Mulciber
Yelena Mulciber
Zawód : Krawcowa w Cynobrowym Świergotniku
Wiek : 23
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
let's live in the land of yesterday, live in the grand imperial heyday.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11433-yelena-mulciber#353232 https://www.morsmordre.net/t11613-puszkin#359174 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t11612-skrytka-nr-2496#359171 https://www.morsmordre.net/t11635-yelena-mulciber#359725
Re: Pracownia [odnośnik]05.03.23 12:06
Pojmowałam to. Naszą wielkość, naszą rolę i powinność pisaną przez przodków od wielu wieków. Pojmowałam, że daleko nam było do byle parobów z rosyjskich, lichych wiosek. Szczególnie tutaj nasza historia pisana była na nowo, melodią właściwego mordu i potęgi. Byliśmy rodem silnym, dyktującym porządek świata. Anglia dzięki kuzynowi dobrze poznała noszone przez nas nazwisko. Nie bez powodu obdarowano go ziemią, tytułem, nie bez powodu podążał u boku najpotężniejszego czarnoksiężnika. Pojmowałam. Tylko w ciszy drażniły się ze sobą dwie myśli, które tak precyzyjnie wytykała mi kuzynka. Miała słuszność. Nie mogłam nosić się jak byle kto, bo żadne z nas, żaden niedźwiedź, nie był zwyczajny. W tej wojnie wszyscy braliśmy udział, budowaliśmy nową rzeczywistość na fundamencie naszych ryków. Być może ja, dopiero co przybyła, nie zdążyłam jeszcze zaostrzyć pazurów, ale służyć obiecałam Ramseyowi całą sobą. Nie tylko kuszą czy różdżką. Nie chciałam zatem przynosić wstydu, zmuszać kogokolwiek do upomnień. Prędko i dobrze musiałam odnaleźć się w nowej roli. Nawet jeżeli przy tym należało odrzucić na bok dawne przyzwyczajenia i stawianie prezencji na tak niskiej pozycji.   Rację maszprzyznałam z powagą, szczerze. Niech nasze futra błyszczą nie tylko groźnie, ale i wytwornie wyraziłam, pamiętając przy tym o stworzeniach, których wygląd pomagał w kamuflażu lub miał zniechęcić drapieżnika do ataku. W głębi duszy jednak każde z nas było drapieżnikiem. Dla ludu zamieszkującego te tereny stawać mieliśmy się obrońcą, opoką, gwarantem w tak niepewnych czasach. Choć stawiałam wygląd na dalekim miejscu, nie mogłam tego wszystkiego lekceważyć. Wizerunek jednego mógł zaważyć na wizerunku wszystkich. Zaś kuzynka jak nikt znała się na sztuce dobrania właściwego stroju. Nie było miejsca na moje grymasy czy zbyt dumne spojrzenia. Nie tak miałam je wykorzystywać.
Zapewnienie padające z ust Yeleny było dokładnie tym, co potrzebowałam usłyszeć, tym, co mogło precyzyjnie mrozić każdą wątpliwość. Chciałam, by ceniono mnie nie za to, jak wyglądam, ale za to, co potrafię. Pozostawałam wciąż nieświadoma siły czaru i korzyści płynących z tej wizualnej części. Nie dopuszczałam tego do siebie, skupiając się na całkiem innych aspektach. Pióro lelka wróżebnikaodpowiedziałam po przedłużającej się ciszy. Potrzebowałam namysłu. Podarowała mi je matka po pierwszych wygranych łowach. Nie wiem, skąd miała pióro brytyjskiego ptaka. Może przeczuła, dokąd się udam. Że znajdę się na angielskiej ziemi stwierdziłam raczej ponuro, z zakamuflowanym gdzieś na dnie przejęciem, do którego trudno się było tak po prostu przyznać, bo przecież od samego początku uczono nas powściągliwości. Obie, Yelena i ja, wiedziałyśmy, co mówiło się o tych ptakach. Że wiązano je z symbolem śmierci. Ja jednak nigdy nie stroniłam od tamtego podarku. Wolałam uczynić z niego mój osobisty talizman. Zazwyczaj trzymałam pióro przy sobie. Lelek, jeżeli niósł mi wróżbę, to była to wizja deszczowych krain. Spełniona.Myślę, że będzie odpowiednie dodałam na koniec, czekając jednak, aż znajdę w jej osobie potwierdzenie. Nie było to pióro złapane przeze mnie samą, nie znałam jego kompletnej historii, ale dopisałam mu własną. Ważną dla mnie.
Urok samego stroju nie nęcił tak bardzo, jak powinność, o której rozmawiałyśmy przed chwilą. Jak potrzeba pisania wytwornej opowieści o pożądanych wątkach. Potrzeba sylwetek ładnie dopasowanych do tych obrazów. Ludzie lubili patrzeć na piękno i porządek. Nie chciałam się z tym kłócić. Yelena będzie umiała znaleźć rozwiązanie, odpowiednie dla mnie tkaniny i kroje. Czułam ulgę. Wolałam ją, niż złote szyldy głośnych londyńskich salonów.Przed nami letni festiwal. Wieść niesie, że będziemy mogli wznieść kusze zakomunikowałam, wiedząc jednak, że czasu wcale nie zostało wiele. Wydarzenie to jednak podobno było w Anglii ważne. My zaś musieliśmy się pokazać. Arsentiy i ja będziemy reprezentować niedźwiedzie. Nie podejrzewałam, jak wiele spojrzeń zdołamy przyciągnąć. Choć wizja zabawy zimowych dzieci w uroczystościach palącego słońca wydała się kuriozalna, należało na bok odłożyć zbyt przymarzniętego rosyjskiego ducha. Przynajmniej w tym względzie. Musiałam wypracowywać sama ze sobą kompromisy. Pokiwałam powoli głową w wyrazie wdzięczności, gdy niedźwiedzia siostra przemówiła znów, oferując mi jeszcze więcej.
Angielskie słowa zdawały się zburzyć czar naszego porozumienia. Mimo to nie pozwoliłam sobie na żaden grymas. Już teraz, po tych kilkunastu tygodniach było mi łatwiej, rozumiałam coraz więcej. Słowa łapałam prędko. Zupełnie jak w pierwszych miesiącach stąpania w szatach norweskiej szkoły. Ten dom miał dwa języki i oba musiałam chować w sercu. – Lepiej niż angielska zwierzyna – odpowiedziałam, pozwalając sobie na nieco więcej luzu w wyrazie twarzy. – Zaczekaj – dodałam,  znikając płynnie za drzwiami pracowni. Przecież miałam dla niej kilka materiałów. Nie tych, które przytargałam teraz, ale jeszcze innych. Leżały już jakiś czas, obrobione, piękne kawałki futer i skór. Niewiele z nich mogłam już zrobić, ale jej, mistrzyni krawiectwa, mogły się przecież przydać. Ja zaś, gdyby tylko byłoby mi to dane, nie wychodziłabym z lasów. Wróciłam, układając przed nią stos materiałów. – Wszystkie dla ciebie – podsumowałam w prostych słowach. Coraz mniejszy czułam opór przed mową wysp.

Przekazuję Yelence: futro górskiego yeti, skóra z wsiąkiewki x2, wełna górskiego abraksana
Varya Mulciber
Varya Mulciber
Zawód : łowczyni, twórczyni zwierzęcych trofeów
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Uczuł lód aż w głębi serca, które już miał na wpół zlodowaciałe; przez mgnienie oka zdawało mu się, że umiera, ale to minęło. Nie czuł już wcale zimna.
OPCM : 8 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +2
CZARNA MAGIA : 5 +4
ZWINNOŚĆ : 11
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t11435-varya-mulciber https://www.morsmordre.net/t11445-olgierd#353862 https://www.morsmordre.net/t12091-varya-mulciber https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t11446-skrytka-bankowa-nr-2500#353865 https://www.morsmordre.net/t11447-varya-mulciber#353889
Re: Pracownia [odnośnik]07.03.23 1:08
Varya była mądrą czarownicą, prędko pojmowała rodzinne powinności, przystosowywała się do Wielkiej Brytanii pomimo tęsknoty, która musiała przelewać się w szpiku jej kości, tęsknoty za mroźnym domem, surowością i ostrością rosyjskich krajobrazów, za lasami, które znała jak własną kieszeń. Każdy liść był jej tam przyjacielem, każde żłobienie kory albo grzyb spojony z pieniem drzewa, każdy centymetr poszycia, mchu, patyczków, każdy błyszczący żuk, żaba rechocząca w zielonych królestwach i pająk żerujący na nieostrożnych owadach.
Yelena była z niej dumna, czuła się tak, jakby pod skrzydła powzięła młodszą siostrę, której pokazywała nowy, obcy świat.
- I kły - dodała z krzywym uśmiechem, który tak bardzo jej nie pasował. Rysy twarzy Yel nie były stworzone do miłych grymasów, wyciosano ją z twardego kamienia, pasowała jej mrukliwość, jaką traciła u boku Varyi. - Tych ci nie brak - wymruczała z zadowoleniem, ani na moment nie usiłowała dziś go ukryć.
Szmaragdowo-czarne pióro lelka wróżebnika mogłoby nadać planowanemu strojowi nieco inny kierunek, który czarownica przyjęła z zaintrygowanym skinieniem głowy. Pozostawi po sobie najpiękniejszy strój myśliwski, w jakim Varya pojawi się u boku mężczyzn rozkoszujących się w gonitwie, naprężonej cięciwie kuszy i bełtach przeszywających upolowane ciała. Tym będzie jej scheda w rodzinie Mulciberów. Za dwadzieścia lat, jeśli dane jej będzie dożyć lat czterdziestu, być może nad jej grobem Varya wspomni pierwszy projekt, który je ze sobą spoi, pierwszy i najpiękniejszy, okraszony drobiną matczynej dumy i czułości.
- A zatem nici nie będą srebrne, a zielone. Ciemne jak leśny mech, na który padł cień gałęzi podczas zmierzchu - zadecydowała płynnie. Na szczęście nie zdążyła się przywiązać do perspektywy srebrnego zdobienia, błyszczącego przepychem i elegancją, mogła więc powitać w swojej głowie widok malachitowych ornamentów tkających niedźwiedzie sylwetki.
Jej brwi drgnęły delikatnie ku górze na wspomnienie Festiwalu Lata. Planowana uroczystość w Londynie podobno miała przebiegać z wykluczeniem brudnych czarodziejów i równie brudnych mugoli pałętających się po świecie, będzie celebrowana przez tych, do których dziś należał świat.
- Doprawdy? To już niedługo - zastanowiła się i lekko uderzyła opuszką palca w swój podbródek. Yelena pracowała wolno i skrupulatnie, wręcz chirurgicznie, każdy detal w jej dłoniach był wymuskany, daleki od dzieła przypadku. Nie była byle jaką krawcową ani amatorką szyjącą w zaciszu domowego ogniska, tworzyła za to dzieła sztuki i tym pyszniła się z uzasadnioną dumą. Cuda nie powstawały w jeden dzień. - Zdążę - zapowiedziała z determinacją. - Będzie to wymagać pokaźnego nakładu pracy, ale zacznę jeszcze dziś. Zaraz cię zmierzę. Zdejmij ile możesz - wskazała na niechlujny ubiór wciąż zalegający na ciele kuzynki.
Jednak zanim to nastąpiło, Varya znikła na moment i powróciła zza drzwi, dzierżąc w dłoniach coś, na czego widok oczy Yeleny wręcz roziskrzyły się ekscytacją. Mimo to nie dała jej po sobie poznać, mięśnie twarzy nie drgnęły, mówiły tylko tęczówki i źrenice odbijające w sobie wątły blask lamp rozświetlających pracownię. Bez słowa odebrała materiały od kuzynki i rozłożyła je na stołach, z namaszczeniem i należyta ostrożnością wodząc palcami po krawędziach ich faktur.
Oceniała je w ciszy, surowo. Wnikliwie.
- Są dobrej jakości. Ze skóry wsiąkiewki sprawię ci strój myśliwski, mam u siebie jeszcze mały zapas, który dopełni całości. Będziesz cicha jak cień - snuła ukontentowana, w pewien sposób zaspokojona tym, co dostrzegała przed sobą. Wełna górskiego abraksana była wręcz w idealnym stanie, zjawiskowa, szorstka i gruba, dokładnie taka, jak być powinna. Na chwilę pochyliła się nad futrem górskiego yeti i zmrużyła oczy, lekko przeczesując włókna palcami. - To ma małe niedoskonałości, ale odpowiednio poprowadzone sploty je zatuszują. Jestem ci wdzięczna, droga kuzynko. Sama upolowałaś te stworzenia? - spytała, wciąż zwróciwszy się do czarownicy po angielsku. Musiały szlifować ten język, poszerzać umiejętności Varyi, by stworzyć z niej wspaniałego Mulcibera. Już nim była, reszta to tylko detale, jednak Yelena wiedziała jak ważne potrafiły być one w odbiorze całości. - Powiedz mi jak sobie tu radzisz. Zdobyłaś już jakichś przyjaciół? Sojuszników? - Yel zręcznie składała i zwijała sprezentowane przez nią materiały, miały trafić do półek i przegródek, gdzie poczekają na blask swoich reflektorów, na moment użycia.
Yelena Mulciber
Yelena Mulciber
Zawód : Krawcowa w Cynobrowym Świergotniku
Wiek : 23
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
let's live in the land of yesterday, live in the grand imperial heyday.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11433-yelena-mulciber#353232 https://www.morsmordre.net/t11613-puszkin#359174 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t11612-skrytka-nr-2496#359171 https://www.morsmordre.net/t11635-yelena-mulciber#359725
Re: Pracownia [odnośnik]14.03.23 22:06
W podzięce za dobre słowo ofiarowałam jej skinienie głowy, a towarzyszące temu spojrzenie wyrażało coś, czego nie potrafiły przekazać wargi. Doceniałam jej zrozumienie dla mojej osoby. Miała rację, podkreślając ostrość, waleczność, która przejmowała nade mną kontrolę, która pchała mnie do działania, rwała moją kuszę do ataku i wypowiadała milczące groźby w stronę świata, który był przeciwko nam – niedźwiedziom. Nie czarowałam uśmiechami, nie nęciłam okrutnie słodkimi mrugnięciami, nie trułam sytuacji niepotrzebną gadaniną. Nie dawałam wiele, widząc o większą użyteczność w czynie i konkretnych przekazach. Przez to zdarzało mi się wpaść w pułapki niezrozumienia, w łapy, które na siłę próbowały wydusić ze mnie coś, czego nie umiałam objawić. Tutaj, w domu, nieważne jak daleko był on od rodzimego gniazda, czułam ulgę, komfort, azyl. Wymogom związanym z naszą nową rolą na angielskiej ziemi towarzyszył także wewnętrzny sojusz. Chociaż mogliśmy gryźć i drapać samych siebie, szanowaliśmy się, jednoczyliśmy. To było najważniejsze.
- Dopóki kolorom bliżej do lasów, ziemi i nocy, nie będę wnosić sprzeciwu, Yeleno – odparłam, godząc się z jej koncepcją. Ona będzie umiała właściwie łączyć materiały i barwy, będzie umiała znaleźć taki krój, który pozwoli mi wygodnie poruszać się podczas polowań. To było istotne. Jako łowca nie mogłam nosić się w jaśniejących bielach czy zbyt wyróżniających się wśród drzew jaskrawych płaszczach. Kreacjom stosownym do innych okoliczności niż wspomniana nie poświęcałam myśli. Samo zbliżenie się do choćby wizji samej siebie na wytwornym balu przyprawiało mnie o nieznośne drżenie gdzieś w głębi. Tylko niechęć czy może też strach? Nie umiałam stwierdzić.
- Powiedz, jeżeli trzeba jeszcze zwierza. Dam ci go – obwieściłam nieco kulawo, obserwując, jak ogląda materiały. Jej słowa musiałam sobie wolno w myśli powtarzać, czasami sens wyłapywałam, opierając się o te części zdań, które potrafiłam przyporządkować do znaczeń. Wciąż jednak były dziury, komunikaty przemijające bez trafnego pojęcia. – Moje łowy… brak im końca – ale przecież to wiesz. Że robię to nieustannie, że wyrywam się do lasu w każdej wolnej chwili, że nie daję sobie czasu na zbyt długi sen, że nie umiem tkwić bezczynnie, czerpać rozkoszy z długich rozmów i przeciągających się spotkań, że niezmiennie wybieram własne szlaki, z daleka od zbyt wielu twarzy. Niech służą dopowiedziałam po rosyjsku, bo tak było łatwiej. Gdy jednak wprowadziła słownictwo ze swej krawieckiej sztuki, pojęcie stało się jeszcze większym wyzwaniem. Odpowiedziało Yelenie kolejne proste kiwnięcie, gdy szukała potwierdzenia co do źródła dostarczonych tkanin. Jednak nie mogłam tego potwierdzenia odnieść do całości. – Prawie. Nie dałam yeti mojej kuszy. Nie ja – oznajmiłam, starając się zbudować zrozumiały komunikat. Mierzenie się z górskim potworem wciąż było poza moim zasięgiem. W tych stronach bestia również pozostawała nieosiągalna. – Człowiek ze śniegu… ojciec go zabił – obwieściłam ni to z dumą, ni z pogardą. Kusza ojcowska nie bała się żadnej bestii. Osiedlony w głębi tybetańskiej krainy śniegu yeti nie stanowił wyzwania, z którym ten by sobie nie poradził. Miałam w nim wzorzec, mocarny posąg, chłodną przestrogę. Domyślałam się, że skazy na futrze związane były z brutalną walką. Nie miał litości.
Kuzynka nie ustępowała, a ja nie przywykłam do tak gęstych rozmów nawet w rodowej mowie. To nie było ucieleśnieniem komfortu. Rozumiałam jednak, co próbowała robić. Wiedziałam, że muszę, że poczuję ulgę i zyskam cenną zdolność, gdy tylko zacznę płynnie i barwniej budować komunikaty. Nie stawiałam więc oporu. Dbałam o to, by nie poczuła widma niechęci w mojej postawie. – Poznałam kilka osób. Nie są przyjaciółmi – zaczęłam szczerze, bo i nie widziałam w pojedynczych spotkaniach więzi. Nawet jeśli były osoby, z którymi porozumienie osiągałam większe, trudno było nazwać to prawdziwym sojuszem. Nie ufałam zbyt łatwo. – Może kiedyś – dopełniłam raczej bez entuzjazmu. Potrzebowałam czasu. – Odwiedziłam zamek na morzu. W Norfolk. Lady Travers – wspomniałam na koniec o wizycie sprzed kilku dni. Imogen i ja złapałyśmy dość zaskakujące porozumienie. Nie sądziłam, że mogę mieć tak wiele wspólnych tematów z jakąkolwiek angielską damą. – Twoi przyjaciele? – zapytałam krótko, choć i brak odpowiedzi mogłam przyjąć, gdyby nie miała ochoty mówić zbyt wiele. Albo wcale.
Później za jej słowami moje palce powędrowały do guzików luźniej koszuli. Zupełnie beznamiętnie rozpinałam jeden za drugim, odsłaniając kawałki ciała, pod którym kryła się zupełnie prosta bielizna. Robiłam to w ciszy, dobrze wiedząc, że bez dobrych wymiarów nie będzie mogła stworzyć właściwego stroju. Poły materiału rozsunęły się, by później zjechać z ramion aż do łokci. Ściągnęłam koszulę i porzuciłam ją na krześle. Ile możesz. Płytkie spojrzenie skupiło się na niewiadomym punkcie, kawałek dalej od kuzynki. Nie przywykłam do rozbierania się. Przed nikim. Skórzany pas wysunął się wkrótce ze szlufek i chwilę po zadźwięczeniu metalowej klamry również znalazł się poza moim ciałem. Sięgnęłam do zapięcia spodni i rozsunęłam lekko materiał w pasie.
– Jak wiele?
Varya Mulciber
Varya Mulciber
Zawód : łowczyni, twórczyni zwierzęcych trofeów
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Uczuł lód aż w głębi serca, które już miał na wpół zlodowaciałe; przez mgnienie oka zdawało mu się, że umiera, ale to minęło. Nie czuł już wcale zimna.
OPCM : 8 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +2
CZARNA MAGIA : 5 +4
ZWINNOŚĆ : 11
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t11435-varya-mulciber https://www.morsmordre.net/t11445-olgierd#353862 https://www.morsmordre.net/t12091-varya-mulciber https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t11446-skrytka-bankowa-nr-2500#353865 https://www.morsmordre.net/t11447-varya-mulciber#353889
Re: Pracownia [odnośnik]17.03.23 12:06
- Zwierzyna zapewne też nie - oceniła z krzywym uśmiechem. Strój bliski lasom, mchom, rozłożystym drzewom i krzewom gęsto wyścielającym podłoże nie wprowadziłby strachu do imperium zamieszkiwanego przez dzikie stworzenia. Im mniej zgrozy było w ich sercach, tym łatwiej było im kłaść się ofiarą ku korzyści myśliwych. Przyjmowały groty wystrzelone z kusz, wpadały w pułapki, które prędko ukracały życia. Yel przytaknęła, sięgnęła po inny ołówek i bliżej krawędzi pergaminu narysowała jego ciemnozieloną barwą nieduży kwadrat. Zawsze zaznaczała umyślone kolory w ten sposób, notowała wszystko na wypadek buntu pamięci.
- Im więcej, tym lepiej. Chciałabym stosownie obdarować wszystkich Mulciberów zamieszkujących Niedźwiedzią Jamę. Każdy z was zasługuje na nie jeden, a tysiąc pięknych strojów, które nie pozostawią pola do dyskusji na temat pozycji tej rodziny w magicznym społeczeństwie - stwierdziła, powoli tkając słowa po angielsku, i pozwoliła sobie na nikły, rozmarzony uśmiech. Ramsey wprowadził ich na piedestał, podążali za nim nie jak cień, ale jak wsparcie, mur, na którym w każdym momencie mógłby się oprzeć. Mulciberowie stali się jednym organizmem zgromadzonym pod jednym dachem. Zasługiwali na wszystko co najlepsze i właśnie to wszystko pragnęła dać im Yelena. Jej wkład w budowanie nowej siły ich rodziny był właśnie taki, niesiony igłą i nicią. Budowała wizerunek, dbała, by pokrywał się z wartościami, które wyznawali. - Satysfakcjonują cię? Różnią się od rosyjskich łowów? - zainteresowała się nie z kurtuazji, a faktycznej ciekawości. Varyę wychowały gęstwiny ciemnych borów, gdzie nauczyła się stąpać cicho jak duch i tropić zwierzynę po najdrobniejszych śladach. Czy Anglia była jej przychylna?
Skinęła lekko głową na wspomnienie yeti. Los obdarował je obie potężnymi sylwetkami ojców, nie rozumiała jednak ukłucia żalu, które poczuła w piersi na wieść, że Varyi odebrano ten mord.
- Upolujesz jeszcze wiele ludzi ze śniegu - posłużyła się tym samym nazewnictwem, na swój sposób uroczym.
Sielanka czułych rozmów spełzła nagle na dalszy plan, a oczy Yel rozwarły się szeroko. Usta przykryła dłońmi, szczerze wprawiona w osłupienie. Lady Travers? Zamek w Norfolku? Skąd Varya znalazła drogę aż tam, do domeny morskich panów, do ich gniazda, skąd wykluło się tak wielu znamienitych czarodziejów? Teraz stali po słusznej stronie barykady, nie można było odmówić im szacunku. Na moment zabrakło jej oddechu, ale ciało szybko odzyskało rezon, oparła więc dłonie na stole i nachyliła się w kierunku Varyi, spomiędzy palców wystawała jej miara, którą miała zaraz oblec kończyny kuzynki.
- W co byłaś ubrana? - zapytała szybko, po rosyjsku. W mniemaniu Yeleny było to jedną z ważniejszych kwestii, a nie kojarzyła, by Varya przywiozła ze sobą eleganckie stroje, jakie można było wykorzystać do podobnej wizyty. - Skąd takie zaproszenie? Opowiedz mi wszystko. To... niestandardowe, by tak szybko znaleźć się przy arystokracji. Masz w sobie wiele ukrytych talentów, moja zimo - chyba że to Ramsey postanowił poznać ze sobą obie kobiety, lecz jak bardzo mogło być to prawdopodobne? Varya była jeszcze nieco nieopierzona, surowa. Była Mulciberem z krwi i kości, z syberyjskich zimnic i ostrego lodu. - Znam lady Imogen Travers jeszcze ze szkoły - przyznała, gdy opadły pierwsze emocje i przekalkulowała, że skoro nie dotarła do nich wieść o społecznej naganie, to Varya nie mogła zachować się niestosownie.
Dopiero wtedy pozwoliła sobie na nowo wyprostować plecy i rozciągnęła taśmę w dłoniach. Przygotowała miejsce na pergaminie, ułożyła obok niego ołówek i zbliżyła się do młodszej czarownicy, prześlizgując się spojrzeniem po jej ciele. Była ładnie zbudowana, kobieco. Na pierwszy rzut oka dostrzec w niej było można zapał do przeczesywania lasów, to umocniło jej mięśnie i nadało im charakteru. Łowiecka szata będzie jej pasować.
- Sio z nimi - uśmiechnęła się krzywo, a kiedy i spodnie znalazły się na ziemi, poczęła skrupulatnie mierzyć Varyę. Wartość każdego kawałka kończyny w calach zapisywała na ułożonym na stole pergaminie, czasem prowadziła linie od liczb do naszkicowanego modelu kobiecej sylwetki, by jasno i klarownie oznaczyć do czego odnosił się pomiar. Szata miała leżeć na niej jak druga skóra, a to wymagało precyzji, nic dziwnego, że mierzyła ją długo, dłużej, niż Varya zapewne mogłaby założyć. - Jak mówiłam, pracę zacznę jeszcze dziś. Będę potrzebować cię do regularnych przymiarek. Pierwszy szkic będzie równie ważny jak finalne modyfikacje. Znajdziesz czas? - spytała, pewna jednak, że wykłóciłaby się o stawiennictwo kuzynki, gdyby ta odmówiła z jakiegokolwiek powodu. Po mierzeniu odłożyła taśmę na stół i pochyliła się nad kartą, ostatni raz wodząc wzrokiem po zapisanych numerach. Musiała się upewnić co do ich czytelności. - Mogę liczyć, że przyprowadzisz mi też swojego brata? - poprosiła po chwili. Sama nie pamiętała który pokój należał do niego. - Oboje dostaniecie ode mnie powitalny prezent - czyli odpowiedni, Mulciberowy strój, który pchnie na kolana każdego Brytyjczyka. Już niebawem.

zt? :pwease:
Yelena Mulciber
Yelena Mulciber
Zawód : Krawcowa w Cynobrowym Świergotniku
Wiek : 23
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
let's live in the land of yesterday, live in the grand imperial heyday.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11433-yelena-mulciber#353232 https://www.morsmordre.net/t11613-puszkin#359174 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t11612-skrytka-nr-2496#359171 https://www.morsmordre.net/t11635-yelena-mulciber#359725
Re: Pracownia [odnośnik]18.03.23 16:52
- Lasy Anglii to coś nowego – wyraziłam bez cienia niepewności. Owa nowość nie wiązała się bowiem z większym wyzwaniem, z zadaniem powodującym udrękę młodego łowcy. Ja urodziłam się w butach do polowań. Zanim przywitały mnie wrota norweskiej szkoły, umiałam tropić zwierzynę i nakłuwać ją ostrym bełtem. Może nie garboroga, ale te pospolite, mniejsze futrzaki i ptaszyska nie stanowiły aż takiego wyzwania już dla dziecka. Chybiłam częściej niż teraz, potykałam się, tłumiąc wściekły ryk, zdzierałam kolana, walczyłam do upadłego. Dziś popełniałam mniej błędów, ale wytrwałość pozostała równa, jeżeli nie większa. Zawsze wstawaliśmy. – Ciekawią, gdy są mniej znane. Czasem drażnią wyjawiłam krótko, wciąż zastanawiając się, czy te polowania niosły mi faktyczną satysfakcję. Czy większą? Z pewnością inną. – Są tu zwierzęta, których nie zna moja kusza – kontynuowałam, mierząc się z oporem języka. Brak płynności wciąż blokował moją opowieść. Nabierałam wprawy, ale stopniowo. Rozmawiając po angielsku, tak jak teraz, łapałam słowa i sensy, nawet nie mając wyłożonego na tacy znaczenia. To ułatwiało, ale i gdzieś wewnętrznie burzyło spokój, emocje, które starałam się trzymać mocno przy ziemi. Nie one miały mnie prowadzić. Łowca kierował się głową, nie szaleństwem. Nauczono mnie dobrze ukierunkowywać energię, z pożytkiem, nie lubiłam rozlewać jej na byle co. Rzadko wchodziłam w dialog z chaosem.
Przytaknęłam, gdy Yelena wyraziła się pomyślnie o mojej łowieckiej przyszłości. Nie zamierzałam w tym względzie być skromna. Moje plany zakładały zmierzenie się z każdym zwierzęciem, każdym stworzeniem, jakie tylko stanie na mojej drodze. Dla niektórych byłam gotowa na długie, męczące wyprawy, mordujące ducha walki. Satysfakcja ze zwycięstwa była zbyt łakomym kąskiem, aby odpuścić sobie groźne próby. Ojciec, który nigdy nie darzył mnie zbytnią czułością ani opieką, drapał moją ambicję, nawet będąc tysiące kilometrów stąd. Nie ja byłam jego dumą, nie ja byłam jego przyszłością. Nie chwalił, wciąż wymagał. Dlatego więc i ja nieustannie goniłam się sama ze sobą. Wciąż sięgałam po odważniejsze wyzwania, chociaż wiedziałam, że w relacji z nim niczego to nie zmieni. Gdy zaś znalazłam się daleko od niego, uczucie nie zgasło. Dziwne ramiona wolności wciągały mnie za to w wir nowych przygód, których on, tkwiąc tam, nigdy nie dotknie.
Entuzjazm kuzynki zderzył się z moim twardym, niemal wyzbytym wyrazu spojrzeniem. – Nie pamiętam. Nic nadzwyczajnego, Yeleno. Nie noszę strojnych sukien i błyszczących klejnotów podkreśliłam, choć wydawało mi się, że krewna bardzo dobrze o tym wiedziała. Na pewno znała skład mojej garderoby lepiej ode mnie samej. – Któregoś dnia w Londynie Imogen i ja… rozmawiałyśmy. Odnalazłyśmy porozumienie, więc mnie zaprosiła do zamku. Jest mądra, intrygująca, sądzę, że ma w głowie więcej, niż niejedna angielska dama wyraziłam tak po prostu, bez poczucia, że ta relacja stanowiła coś wyjątkowego, że tamto zaproszenie miało tak duże znaczenie. – Jeżeli jesteście ze sobą zaznajomione, to zapewne o tym wiesz – stwierdziłam chłodno, w zupełnym przeciwieństwie do emocji wyrażanych przez kuzynkę. Przejażdżka konna, rozmowa, zwiedzanie posiadłości na wyspie. Nic wielkiego. Polowania bywały znacznie bardziej ekscytujące. Nie traktowałam tej znajomości jak wydarzenia sezonu, nie traktowałam jej jak jakiegoś upragnionego diamentu pośród wąskiego grona znajomych. Traktowałam ją tak, jak na to zasługiwała. Być może sama byłam dość zaskoczona tym, że w ogóle zawiązałyśmy sojusz, ale byłam ostrożna w zbyt prędkim wyrażaniu uczuć.
Byłam lodowata. Opadło ciepło związane z łowieckim wysiłkiem. Jeżeli Yelenie zdarzyło się musnąć palcem moją skórę, poczuła zimno. Ja raczej nie przywiązywałam do tego stanu rzeczy większej wagi. Pozwalałam jej na zebranie miary, tkwiłam sztywno nieruchomo, podatna na ewentualnie prośby o zmianę pozy. Przeciągało się to nieznośnie, a ja byłam nieprzyzwyczajona. – Znajdę – odpowiedziałam, bo tak należało. Czyniła dla mnie przysługę, tworzyła coś wyjątkowego. Powinnam przełknąć własną niewygodę i postąpić zgodnie z instrukcją. To w końcu nie kosztowało aż tak wiele. Jestem pewna, że Arsentiy nie odmówi ci… zebrania miaryzgodziłam się na jej prośbę, weryfikując w myślach entuzjazm brata wobec tego, co Yelena miała mu do zaoferowania. Tak samo jak ja powinien nosić się w stroju odpowiednim dla angielskich krain, dobrym do łowów.Twe talenty wytworzą z pewnością coś godnego niedźwiedzi skomplementowałam, nim przyszło nam rozejść się do swych zająć.

zt :pwease:
Varya Mulciber
Varya Mulciber
Zawód : łowczyni, twórczyni zwierzęcych trofeów
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Uczuł lód aż w głębi serca, które już miał na wpół zlodowaciałe; przez mgnienie oka zdawało mu się, że umiera, ale to minęło. Nie czuł już wcale zimna.
OPCM : 8 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +2
CZARNA MAGIA : 5 +4
ZWINNOŚĆ : 11
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t11435-varya-mulciber https://www.morsmordre.net/t11445-olgierd#353862 https://www.morsmordre.net/t12091-varya-mulciber https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t11446-skrytka-bankowa-nr-2500#353865 https://www.morsmordre.net/t11447-varya-mulciber#353889
Re: Pracownia [odnośnik]20.07.23 23:37
LIPIEC 1958

Poza zleceniami wypełniającymi pracownię przyjemnie twórczym chaosem, Yelena nie mogła powstrzymać mrowienia w palcach, tęsknie domagającego się uwagi. Jej dusza wiła się w okowach ciała, kiedy spoglądała ku górze przez otwarte okna i zatrzymywała wzrok na karminowym ogonie gwiazdy zawieszonej na niebie tuż obok księżyca, na atramentowym płótnie obsypanym gwiazdami. Jej migotliwa aura rozświetlała najbliższe otoczenie opalizującym światłem, rozmywającym się im cal po calu, aż szkarłat zanikał w ciemności kopuły. Była jak gorejąca na ciele rana. Jak podrażniona tkanka zwiastująca nadejście nieszczęścia. Jak choroba ropiejąca na organizmie, który miał zostać uzdrowiony chwilowym zawieszeniem broni i zaniechaniem buntowniczych działań ze strony Zakonu Feniksa i jego popleczników. Świat miał jednak swoje plany i chociaż mieszkańcy Wysp mieli cieszyć się spokojem letnich dni, to rozsnuta nad nimi bestia szeptała o niepokojących znakach.
Yelena wciąż pamiętała ich bolesne nadejście wraz z trzecim dniem lipca. Jej organizm buntował się na samą woń jedzenia, kończyny wiotczały, opustoszałe z sił, które ulatywały z niej wraz z oddechem. Koszmary rozświetliły się czerwienią trawiącą twarz Alekseja. Widziała w nich płomienie wgryzające się w sylwetkę brata, czuła w nozdrzach swąd dymu, palonej skóry i włosów. Od tamtej chwili, od przebudzenia wyrywającego ją z duszącego snu, marzyła tylko o jednym. O hołdzie temu, co działo się na niebie, przeniesionym na zachwycającą kreację, astronomiczno nieziemską i niepokojącą jednocześnie. Czwartego lipca chwyciła za szkicownik i pozwoliła grafitowi mazać po pergaminie, nanosząc na proste sylwetki kształty sukni, która by ją zadowalała; jej palce poruszały się niemalże gwałtownie, zachłannie, tworzyły most między papierem a jej umysłem, rozlewając na nim przeróżne propozycje. Było ich tak dużo, że w pewnym momencie skończyło jej się miejsce - stronice zapełniły się projektami, z żadnego jednak nie była zadowolona, toteż sięgnęła po nowy notes i kontynuowała szaleńszą pogoń za ideałem tak długo, aż coś na dobre nie przykuło jej wzroku. Tak, to jest to.
Z wyrysowaną inspiracją natychmiast udała się do pracowni, żeby oszacować posiadane materiały i sporządzić listę, które z nich ewentualnie należałoby domówić. Sprawdziła stan ozdobnych kamyczków, które miały dopełnić całości, rozprowadziła bele tkanin na obszernym stole, zaklęciem natomiast sprawiła, że przyszykowane szkice unosiły się w powietrzu, zawieszone w przestrzeni jak fascynująca ją kometa. Świergotnik powinien być usatysfakcjonowany, jeśli owoc jej pracy okaże się tak zadowalający, jak sobie to założyła.
W pierwszej kolejności przygotowała wykrojniki, z pieczołowitą uwagą sprawdzając czy wszystkie elementy będą łączyć się ze sobą prawidłowo, a potem zabrała się do pracy. Pruski błękit tkaniny rozjaśniał się w dolnych rąbkach, ciągnąc do przygaszonego lapis lazuli. Przy kołnierzu kolor wydawał się za to niemalże czarny. Dekolt pokryła elementem ledwo dostrzegalnej ciemnej koronki, przetykanej kompozycjami równie ciemnych kamieni, które w przyjemny, nieoczywisty sposób współgrały ze światłem, odbijając je z nasyconym magią migotem. Suknia pozbawiona była rękawów, natomiast w wierzchniej części pokrywał ją delikatny tiul opończy zwieńczonej dużym, lejącym się kapturem. Oprócz tego krój wydawał się klasyczny, drapowana talia, miękka spódnica, rozkloszowana u dołu, łaskocząca drewno podłogi. Z racji tego, że w pracowni Niedźwiedziej Jamy gościły również inne projekty, nie mogła poświęcić kreacji tak dużo czasu, jak miała na to ochotę, choć Yelenie wydawało się, że słyszy jej nawoływanie, słodkie i oniryczne jak narkotyk. Najważniejszy element, swoistą wisienkę na torcie, pozostawiła sobie na porę bliższą zakończenia pracy. Nadszedł czas na kometę.
Misternie wyszywanego węża o długim, świetlistym ogonie, złożonym z wiązek czerwieni, pomarańczu i bladego różu przechodzącego we fioletowawy błękit tam, gdzie ten fascynujący, zimny omen stykał się z wyszytym rozgwieżdżonym niebem. Kometę otaczały srebrzyste kamyczki imitujące orszaki gwiazd, rozsiane po delikatnym materiale w zgodzie z prawdziwą mapą astronomiczną. Zdawały się otulać karminową towarzyszkę, która pięła się pomiędzy nimi i błyszczała prawdziwym, faktycznym lśnieniem, zaczarowana. Pomiędzy pozostałymi projektami Yelena wiele dni spędziła nad jej haftem, dopracowując każdą nitkę i każdą pętelkę bez przypadkowości. Musiała być perfekcyjna. Smuga krwi rozciągnięta na polanie czerni. Otwarta, wybebeszona rana plująca życiodajną ambrozją. Na tle przepastnej otchłani upstrzonej połyskliwymi kamieniami wydawała się niepokojąca i magnetyzująca zarazem, a kiedy Yelena dotknęła jej krańcem różdżki i posłużyła się znanymi sobie zaklęciami transmutacyjnymi po raz kolejny, światło tryskające z komety zajaśniało żywo i wyraźnie, zupełnie jakby ktoś wtłoczył w nią promień świecy. To nie był jeszcze koniec. Oceniwszy nasycenie światła, przeszła dalej: do nadania jej toru ruchu. Chociaż gwiazda rozcinająca niebo nad Wielką Brytanią trwała w zamrożeniu, Yel przywykła do podarowywania swoim kreacjom przyciągających wzrok magicznych elementów pogrążonych w różnych wariacjach ruchów lub zachowań. Powoli poprowadziła ogon komety dookoła sukni zawieszonej na manekinie. Kula tocząca za sobą karminowy warkocz wirowała leniwie na zakrzywionym okręgu, przecinając sukienkę dookoła pod starannie dobranym kątem. Kiedy zanikała z niewidocznej strony, tkanina mieniła się łagodnym szafirowym połyskiem, a kiedy powracała do zasięgu wzroku, natychmiast wychodziła na pierwszy plan, jak rana zadana ostrzem, wylewająca krew całego nieba.
Trwało to długo, zanim Yelena poczuła zadowolenie i doszła do wniosku, że czas najwyższy zaprezentować nadprogramową letnią kreację w Cynobrowym Świergotniku. Starannie opakowała suknię na czas podróży, po czym teleportowała się do londyńskiego atelier i od razu skierowała kroki do gabinetu zwierzchniczki, starszej krawcowej doglądającej przybytku i oceniającej co nadawało się na manekiny zdobiące główną wystawę. Z początku, zanim jeszcze projekt został odsłonięty, kobieta nie wykazywała przesadnego zainteresowania, znała jednak zdolności Yeleny i pozwoliła jej pokazać owoc niemalże miesięcznej pracy - a gdy jej oczom ukazała się nadniebna kompozycja, tak niestandardowa i aktualna, czarownica orzekła, że następnego dnia zaszczyci sylwetkę jednego z manekinów w bocznej sali, gdzie wystawiano fasony niestandardowe, odbiegającej od trendu przygotowanego na florystyczną modłę. Machnięcie różdżki wsunęło kreację na podporę o ludzkim kształcie, Yelena rozprostowała fałdy spódnicy, wygładzając nienaturalnie wręcz cienkie warstwy materiału układające się w swobodny krój. Nie będzie to suknia dla każdej kobiety, zdawała sobie z tego sprawę. Szczęśliwie jednak w brytyjskim społeczeństwie nie brakowało pewnych siebie i silnych czarownic, a takie również odwiedzały Świergotnika w poszukiwaniu intrygujących strojów mogących dopełnić wizualnie ich wykute z żelaza charaktery. Uśmiechnęła się pod nosem. Wyobrażała sobie znane z gazet kobiety decydujące się publicznie założyć kreację podczas ważnego wydarzenia, wyobrażała sobie spojrzenia wodzące za poruszającą się kometą orbitującą wokół sylwetki, wyobrażała sobie hardą, nieporuszoną ekspresję twarzy posągowo podkreślającą niepokój płynący z nieba uchwyconego na materiale. Dzięki temu kometa stanie się nieśmiertelna. Kto wie, czego zwiastunem tak naprawdę była, kto wie, kiedy odejdzie - bo kiedyś musiałaby odejść. Yelena wlała w nią gorączkę, żar, wspomnienie o płonącej twarzy Alekseja, które wyżłobiły w jej pamięci odrętwiające żyły tęsknoty i goryczy, napełniła kształt gwiazdy emocjami, które wyniosła z nocy otwierającej się na trzeciego lipca. Z ukłuciem ekstazy przyjrzała się sukni raz jeszcze, by potem cofnąć się o opieszałe kilka kroków; dystans generowany między nią a manekinem wydawał się nieodpowiedni, dziwnie bolesny, ale musiała wrócić do pracy, skupić się na zleceniach wykonywanych pod dachem krawieckiego atelier, w którym rozpościerała skrzydła. Odgarnąwszy za ucho kosmyk jasnych włosów wróciła do swojego stanowiska, oparłszy się rękoma o blat pokryty materiałami, nićmi i igielnikami, pergaminami obsypanymi szkicami strojów, które miała przygotować. Dopełniwszy dzieła komety, czuła, że z resztą poradzi sobie bez trudu. Żałowała jedynie, że samej nie przywdziała tej szaty, nie obejrzała się w lustrze, nie pozwoliła materiałom spływać kaskadą w dół jej kończyn i korpusu, na to jednak było już za późno. Nie sądziła zresztą, że byłaby w stanie podołać aurze roztaczanej przez suknię. W swym mniemaniu nie była tak silna, by w niej nie zaginąć. Pozwoliła więc działać przeznaczeniu, ciekawa, czy dzieło wypływające spod jej rąk sprzeda się na przestrzeni nadchodzących dni... I tak właśnie było.

zt
Yelena Mulciber
Yelena Mulciber
Zawód : Krawcowa w Cynobrowym Świergotniku
Wiek : 23
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
let's live in the land of yesterday, live in the grand imperial heyday.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11433-yelena-mulciber#353232 https://www.morsmordre.net/t11613-puszkin#359174 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t11612-skrytka-nr-2496#359171 https://www.morsmordre.net/t11635-yelena-mulciber#359725
Re: Pracownia [odnośnik]21.07.23 10:48
7 lipca

O tym, że spod jej palców mogły wyjść niezwykłe szaty już wiedział — czy zdoła stworzyć dla niego kaftan, który zapewni mu lepszą ochronę przed lamino — nie wiedział. Blizny po ostatniej walce już dawno się zagoiły. Pomogła mu wtedy Belvina, ale gwałtowna utrata krwi mocno go osłabiła. Nigdy nie był ani silny ani bardziej od innych wytrzymały. Potrafił znieść ból, nauczył się z nim egzystować i ignorować większość ran tak długo, jak to było tylko możliwe, ale temu nie potrafił przeciwdziałać, mimo najsilniejszej woli. Mroczki przed oczami, nagła słabość, zawroty głowy — to było coś co mogło zmienić bieg każdej walki, sprawić, że ze zwycięzcy szybko stanie się przegranym. I choć rany goiły się na nim jak na psie, chciał minimalizować szansę na otrzymanie śmiertelnego obrażenia. O właściwościach skóry reema, którą niósł dla Yeleny, wiele słyszał, nie tylko od niej choć to właśnie ona podpowiedziała mu, że taki kaftan byłby idealną odpowiedzią na jego potrzeby. Miał być wytrzymały, ale jednocześnie lekki, bo nie mógł pozwolić sobie na dodatkowe obciążenie. Zachęcony opowieściami o możliwościach czarodziejskiego stroju nie próżnował, od razu odzywając się do ludzi, którzy mogli mu załatwić odpowiedni — drogi i trudno dostępny materiał. Miał jednak znajomości zarówno w Londynie, jak i wielu innych miejscach w kraju; miał kontakty, które sprawiły, że odpowiedź przyszła szybko, a cena, choć dla niego przesadnie wysoka, akceptowalna. Wierzył, że nie będzie żałował wydanego złota. I to w jego ciemnych barwach mieniła się skóra. Kolor nie przypadł mu do gustu, mimo ciemnej barwy, wydawała mu się wciąż zbyt jaskrawa i rzucająca w oczy, ale nie zamierzał grymasić. Liczył się efekt, jaki mógł osiągnąć.
Pozostawił pod jej nieobecność zapakowane materiały w pracowni, dołączając do nich krótką notatkę na pergaminie, że są od niego, tak by wiedziała, że nawiązywał do ich ostatniej rozmowy.



| Przekazuje Yelenie materiały



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Pracownia 966c10c89e0184b0eef076dce7f1f36cfb5daf71
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Pracownia [odnośnik]21.07.23 17:06
LIPIEC ROKU 1958

Jeden manekin przestał wystarczać. W krawieckim królestwie na poddaszu zawitały nowe szkielety, magią zmodyfikowane tak, by odzwierciedlać życzone wymiary; nie musiała przypinać do nich łatek z imionami, doskonale wiedziała do kogo należała dana sylwetka. A tych było już okrągłe pięć. Dodatkowe zlecenia posypały się jak krople deszczu, przyjemnie chłodne na tle dusznego i parnego lata, które brzydziłoby ją, gdyby nie zaklęcia mogące wpłynąć na otoczenie za zamkniętymi drzwiami, bez nich bowiem niewątpliwie dostałaby szału. Pracownię wychłodziła niemalże do ostatniego akceptowalnego stopnia, nie na tyle, by palce podtrzymujące igłę skostniały, ale by mogła otulić się szalem i nie czuła się przy tym tak, jakby zalewał ją żar.
Zaniedbywała sen, żeby oddawać się pracy. Na długim drewnianym stole wiły się bele materiałów, z których wykrajała potrzebne elementy, niektóre z nich mieniły się olśniewającym, enigmatycznym blaskiem, inne wręcz pochłaniały światło, utkane z nici płynnej czerni. Ściany pokryły się przyczepionymi do nich szkicami tych kilku projektów, nad którymi tak intensywnie pracowała. Różne pozy, przód, tył, bok. Najważniejsze rysunki miała pod ręką, sygnowane wymiarami przeznaczonymi na konkretne części ciała. Dla postronnego obserwatora wydawać by się to mogło chaosem, ale Yelena doskonale wiedziała gdzie znaleźć to, czego akurat potrzebowała, wcale nie tak roztrzepana, jak można byłoby założyć - a zaskakująco metodyczna w otaczających ją warunkach. Zaraz po po powrocie z londyńskiego atelier zaszywała się tutaj na długie godziny, do ostatnich promieni słońca, a nawet i dłużej, dopóki ciało nie zaczynało się domagać odpoczynku. Ale jak miała odpoczywać? Miała tyle do zrobienia.
Stojący najbliżej drzwi manekin odzwierciedlał sylwetkę nieco młodszej kuzynki. Szkic, który powstał w trakcie jednego z ich spotkań, został wypielęgnowany i doprowadzony w mniemaniu surowej Yeleny do perfekcji. Przez ostatnie dni wcielała go w życie; na szkielecie rysował się elegancki kaftan wykonany ze skóry wsiąkiewki, czarnej jak otchłań spoglądająca w oczy, przetykanej subtelną, zielonkawą nicią układającą się na plecach w niedźwiedzi wzór. Poniżej pięły się równie ciemne spodnie, w zamiarze podkreślające kształtne i umięśnione nogi czarownicy. Ich elastyczność gwarantowała łatwość poruszania się po leśnych ściółkach w pogoni za ofiarą, a zatem to, na czym Varyi zależało najbardziej. Silne szwy scalały ze sobą elementy całej konstrukcji, nienaganne, bez ani jednej bezmyślnej pętelki. Całości dopełniał natomiast kapelusz z piórem wybranym przez kuzynkę. Typowo myśliwski krój, żadnej rażącej kobiecości, żadnej sugestii o delikatności albo kruchości. Komplet miał nadać jej eleganckiego animuszu wśród brytyjskich łowczych, podkreślić zimny, pewny siebie charakter; magia drzemiąca w skórze wsiąkiewek wygłuszy kroki i sprawi, że cienie będą jej podległe. Yelena wykorzystywała numerologiczną wiedzę, żeby wyczuć, czy wychodząca spod jej igły kreacja scalała się w prawidłowy sposób, równie silna na łączeniach jak w jednolitej płachcie materiału, z łatwością wyłapywała niedoskonałości i korygowała je, a im bliżej końca znajdował się projekt przeznaczony dla Varyi, tym mocniej nie mogła strząsnąć ze swoich ramion poczucia dumy. Nie znały się jeszcze zbyt dobrze, miała jednak wrażenie, że udało jej się dotrzymać słowa i przekuć wiarę kuzynki w owoc, który ją zadowoli; upewniwszy się, że nie pozostało już nic, co mogła poddać we własną wątpliwość, jeszcze tego samego wieczora udała się do pokoju opatrzonego symbolem rydwanu i zaprezentowała Varyi łowiecki strój, ciekawa jej opinii.
Przeznaczona dla Cassandry opończa powstawała w tym samym czasie. Mając przed sobą tak trudno dostępny materiał jak tkaninę z przędzy akromantuli, mimowolnie zastanawiała się, czy stworzenia te zdołały doprowadzić do krzywdy magów zbierających ich przędzę; bele błyszczącego materiału miały przerodzić się w elegancką, wystawną opończę pani całego Warwickshire, kobiety, która usidliła Ramseya, silnej, opiekuńczej i przede wszystkim niebywale mądrej. Pierwszy przejaw stosownego luksusu. Tyle razy pomagała Yelenie, gdy ta podupadała na zdrowiu... A choć na jej przypadłość nie istniało lekarstwo, przyłapywała się czasem na naiwnej myśli, że to właśnie Cassandra je odnajdzie. Na szkicach unoszących się nad manekinem prężyła się postać w srebrnawej pelerynie pozbawionej rękawów, z obszernym, wyprofilowanym kapturem. Pieczołowicie wykrajała człony opończy, zszywając je ze sobą srebrną nicią. Z każdym skrawkiem przędzy obchodziła się tak delikatnie, jak tylko było to fizycznie możliwe. Połyskliwe płótno nawet w nocnym półmroku wydawało się lśnić własnym blaskiem. Każde pociągnięcie igły zbliżało ją do celu, do ujrzenia Cassandry w sprezentowanym odzieniu, a kiedy wreszcie po raz ostatni wygładziła materiał na manekinie i spojrzała na niego z odległości kilku kroków, nie mogła odegnać od siebie wrażenia, że akromantula, ta potworna, absolutnie przerażająca bestia, byłaby zadowolona z owoców jej pracy. Ostrożnie zsunęła pelerynę z podpory i łagodnie przewiesiła lejącą się tkaninę przez swoje ramię, od razu pędząc do Cassandry, żeby wręczyć jej podarek, z dziecięcą wręcz nadzieją licząc na błysk prawdziwej radości w oczach szwagierki - wszak tak o niej teraz myślała, mając Ramseya za brata.
Szata dla Arsentijego, w porównaniu do opończy, nie zajęła jej tak długo. Czarny jak noc materiał pasował do kreacji łowieckiej przeznaczonej dla jego siostry, lecz nie został wykorzystany do odzienia służącego leśnym gonitwom. Yelena postawiła na elegancki, klasyczny krój ozdobiony niewysokim, stojącym kołnierzem, poniżej którego wplotła srebrną sprzączkę z wygrawerowanym niedźwiedzim motywem. Nie powstydziłby się przywdziać tego projektu pośród szanowanych klientów powierzających mu w zaufaniu cyfry i liczby swoich rachunków, wszelkie finansowe machinacje, w których odpowiednio dojrzały i wysmakowany wizerunek mógł jedynie pomagać zamiast szkodzić. Na mankietach rękawów zagościły ozdobne pasy układające się w tradycyjny ornament. A kiedy od stroju dla kuzyna robiła przerwę, zasiadała, paradoksalnie, do szaty przeznaczonej dla Corneliusa. Schlebiał jej patronat tak szanowanego polityka, który nie pierwszy już raz decydował się zasięgnąć jej usług i polegał na jej krawieckim drygu. Cynobrowy Świergotnik rzeczywiście dysponował jego aktualnymi wymiarami, Yelena zrewidowała je więc w swoich notatkach i bezzwłocznie po otrzymaniu listu (oraz materiałów od mrukliwego, posępnie wyglądającego draba), a także zgodzie na zaproponowany przez nią szkic - zabrała się do pracy. Gust Sallowa był jej doskonale znany. Przepadał za ciemnymi kolorami, lecz tym razem ograniczał ich dobór materiałów, na jakich miała bazować; tkanina z włókiem sierści czarokrólików skrzyła się przepięknym srebrem, łączonym z wełną dwurożca, czarną, przyjemnie matową, którą wykorzystała przede wszystkim w okolicach kołnierza oraz rękawów. Celtyckie upodobania wynikające z historii rodziny nie uchodziły jej uwadze, wplotła je więc w projekt nieco ciemniejszą wstążką, układając ją w mozaikę celtyckich geometrycznych splotów, jakie oddawała z najwyższą starannością. Całości dopełniały eleganckie, czarne guziki, rozważała również, czy nie zastosować sprzączki na podobę szaty Arsentijego, ale pamiętała, że Cornelius lubił pysznić się otrzymanymi w kwietniu medalami i nic nie powinno odbierać im uwagi w okolicach torsu, jeśli akurat do tego ubrania zapragnąłby je przywdziać. Gdy projekt był gotowy, zapakowała go w czarny papier wzmocniony magią rozganiającą możliwe niekorzystne warunki atmosferyczne, po czym powierzyła list i paczkę Puszkinowi, kierując sowę do Sallow Coppice. Niecałe dwa dni później manekin podtrzymujący elegancką szatę Arsentijego również otrzymał swe ostatnie szlify - i wówczas udała się do pokoju kuzyna, zaintrygowana jego reakcją. Wydawał się być człowiekiem wrażliwym na punkcie odpowiedniego, szykownego odzienia, potrafił je ocenić, czy doceni więc również i to?
Ostatnim z jej lipcowych zajęć wykraczających poza ramy pracy była szata dla Ramseya. Kuzyn zasługiwał na odświeżoną garderobę, odpowiednią do nowego stanowiska, na lepsze tkaniny i jeszcze elegantsze kroje. Tym razem miała uszyć dla niego kaftan z ciemnozłotej skóry reema, którą oglądała z każdej możliwej strony w poszukiwaniu śladu niedoskonałości. Dopiero gdy upewniła się, że tkanina była porządna - także na głębszym, magicznym poziomie - Yelena przystąpiła do dalszego działania, mającego na celu przekuć grafitowy projekt skapujący z końcówki ołówka w rzeczywistość. Odrobinę wyższy kołnierz spinały drobne czarne guziki biegnące w dół, mogące odsłonić szyję, gdyby miał takie życzenie. Zastosowane zdobienia były dyskretne, wyszyte pasującą czarną nicią przedstawiającą na lamowaniach niedźwiedzie wzory, drobne i pieczołowicie wykonane. Miała mimo wszystko - być może naiwną - nadzieję, że magiczne właściwości ciemnozłotawej skóry nigdy nie okażą się mu potrzebne; że każde ostrze ciśnięte w jego stronę przez wroga po prostu zmieni kurs. Merlin mu sprzyjał. Magia mu sprzyjała. Był potężny, potrafiłby się obronić bez mrugnięcia okiem, kaftan jedynie go w tym wspomoże, ale myśl, że pewnego dnia coś może pójść nie tak wprawiała ją w zimne, zdjęte strachem odrętwienie. Przysiadła przy manekinie odzianym w ukończony strój i przez długą chwilę po prostu patrzyła, jak gdyby intensywność jej wzroku mogła nasycić materiał dodatkowym czarem i sprawić, że niwelowane obrażenia zmienią się w obrażenia nieistniejące. Później zwlokła się z krzesła, rozmasowała odrobinę rozbolałe już skronie i machnięciem różdżki zsunęła ubranie z sylwety, które przeniosła na stół. Tam złożyła je w elegancką kostkę i ruszyła w kierunku wyjścia z pracowni, by odszukać Ramseya w Niedźwiedziej Jamie i wręczyć mu najświeższe dzieło (a także poinstruować, z którymi istniejącymi już częściami garderoby mógł łączyć kolor ciemnego złota, dla mężczyzn nie było to wszak oczywiste).
I tak oto zamykał się ten rozdział owocnego, nadprogramowo twórczego lipca.

opończa dla cassandry
strój łowiecki dla varyi
szata dla arsentijego
szata dla corneliusa
kaftan dla ramseya
wszystkie szaty przekazane nowym właścicielom


zt
Yelena Mulciber
Yelena Mulciber
Zawód : Krawcowa w Cynobrowym Świergotniku
Wiek : 23
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
let's live in the land of yesterday, live in the grand imperial heyday.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11433-yelena-mulciber#353232 https://www.morsmordre.net/t11613-puszkin#359174 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t11612-skrytka-nr-2496#359171 https://www.morsmordre.net/t11635-yelena-mulciber#359725

Strona 1 z 2 1, 2  Next

Pracownia
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach