Wydarzenia


Ekipa forum
Korytarz
AutorWiadomość
Korytarz [odnośnik]25.04.23 22:57
First topic message reminder :

Korytarz

Drzwi wejściowe znajdujące się na końcu korytarza, posiadają duże, witrażowe szyby, które przepuszczają do pomieszczenia kolorowe refleksy światła. Zielone ściany są ciemne i głębokie, a ich gładka powierzchnia jest lekko połyskująca w świetle żyrandola. Belki stropowe, wykonane z ciemnego drewna mają ozdobne i skomplikowane żłobienia. Podłoga wykonana jest z surowego, ciemnego kamienia, który jest szorstki i chropowaty pod stopami. W korytarzu znajdują się również długie, drewniane ławki. Na ścianach znajdują się obrazy przedstawiające krajobrazy hrabstwa. Kwiaty w ciemnych, metalowych wazonach, są rozmieszczone w różnych miejscach, dodając pomieszczeniu koloru.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Korytarz - Page 2 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Korytarz [odnośnik]25.02.24 18:53
Szczerze powiedziawszy chyba nigdy specjalnie nie uznawałem mieszkania na Nokturnie za swój dom. Owszem, nazywałem go tak, bo w końcu mieszkałem tam od urodzenia, jednak pomimo jedynej bliskiej mi osoby w nim mieszkającej nigdy nie czułem się tam na miejscu. Gdy przebywał tam mój ojciec, wiedziałem, że nie jestem tam mile widziany. W młodości najlepiej czułem się w szkole, a kiedy ją skończyłem i wyjechałem, łatwiej było mi nazwać domem miejsca, w których mieszkałem później niż miejsce, w którym się wychowałem. Teraz jednak było inaczej. Odkąd zamieszkałem z kuzynostwem, słowo „dom” nabrało dla mnie kompletnie innego znaczenia niż w przeszłości. Chciałem tu wracać po całym dniu spędzonym poza nim, odnajdywałem spokój w murach Warowni, potrafiłem zrelaksować się nawet kiedy myśli co chwilę sięgały do projektów i zadań, które jeszcze zostały do wykonania. To była naprawdę miła odmiana, zwłaszcza, że moja obecność nie była napiętnowana bólem i złością. Wiedziałem, że jestem mile widziany w progach tego domostwa i nie muszę się obawiać niczego ze strony innych domowników, czego nie mogłem powiedzieć o poprzednim miejscu zamieszkania. Nadal nie rozumiałem dlaczego babcia uparła się by tam zostać. Naturalnie nic jej tam nie groziło, jednak nie odpowiadało mi, że mieszkała tam sama. Nie mogła liczyć na pomoc ojca, a ja byłem za daleko. Wielokrotnie odmawiała mi przeprowadzenia się do Przeklętej Warowni jednak nie zmierzałem się zaprzestać namawiania. Może w końcu, żeby w końcu mieć święty spokój się zgodzi. Naprawdę na to liczyłem.
- Wydaje mi się, że sztuka nie jest dla wszystkich. Niektórzy po prostu nie potrafią odpuścić, nawet jeśli twierdzą, że to zrobili. - odparłem spokojnie jej słowa kobiety lekko przy tym kiwając głową.
Kiedyś sam należałem do tej kategorii. Zarywałem całe noce, poświęcając je na naukę i pogłębianie swojej wiedzy, co potem skutkowało tym, że byłem wiecznie zmęczony. Nadal jednak odmawiałem odpoczynku na rzecz pracy i wykonywania poleconych mi zadań. Dopiero moment, kiedy zacząłem przez zmęczenie popełniać najprostsze błędy sprawiły, że poszedłem po rozum do głowy. Tak jak powiedziała Lucinda, odpoczynek był sztuką, którą wcale nie łatwo było opanować.
- Szczerze powiedziawszy artefakty nigdy nie znajdowały się w moim kręgu zainteresowań. Nie zmienia to jednak faktu, że niektóre przyrządy, uznawane za artefakty, mają naprawdę fascynującą budowę. Jeśli kiedykolwiek trafiłby mi w ręce takowy, na pewno z przyjemnością bym go zbadał. Kto wie, może nauczyłbym się czegoś nowego. - uśmiechnąłem się delikatnie, po czym upiłem łyk zbawiennej kawy – Staram się, to na pewno. Przez lata stworzyłem kilka ciekawych planów i projektów, które chciałbym kiedyś wprowadzić w życie. Zdaje sobie jednak sprawę z ograniczeń i wiem, że jeszcze daleka droga zanim posiądę umiejętności, które pozwolą mi na ich zrealizowanie. Chciałbym jednak by przysłużyły się one naszemu społeczeństwu i ułatwiły ludziom życie. - pokiwałem głową.
Nie kryłem się nigdy z tym, że chciałbym zostać sławnym i rozchwytywanym konstruktorem. Naprawdę lubiłem swoją pracę, gdyby tak nie było, nie spędzałbym tyle czasu na rozwijaniu swoich umiejętności i poszerzaniu wiedzy. Lubiłem czuć się potrzebny, lubiłem kiedy moje pomysły znajdowały zastosowanie w codziennym życiu.
- No cóż, najprostszym sposobem w aktualnej sytuacji jest rozbieranie zrujnowanych budynków, a pozyskany budulec wykorzystywać przy naprawie tych mniej zniszczonych. Jeśli jednak zależy nam na walorach estetycznych i chcielibyśmy, żeby budynek czy też na przykład most wyglądały dokładnie tak samo jak wcześniej, tutaj sprawa się trochę komplikuje. Trzeba wtedy mocno popracować z budulcem by dostosować go wizualnie do reszty. Wbrew pozorom runy mają szerokie zastosowanie w budownictwie, jednak jest to raptem procent tego co tak naprawdę jest potrzebne. Niestety nie wszystko da się załatwić prostymi zaklęciami. - starałem się wyjaśnić jej to najprościej jak się dało, domyślając się, że skoro pyta, sama nie koniecznie wie jak to wszystko działa.
- Tak, jesteśmy kuzynami drugiego stopnia, tak to się chyba nazywa. W każdym razie nasi ojcowie są kuzynami. - odparłem spokojnie lekko przy tym kiwając głową.
Nigdy nie byłem dobry w te klocki. Wystarczyło mi zawsze, że wiedziałem do kogo jest moim kuzynem. Chociaż z drugiej strony z Iriną też teoretycznie byliśmy kuzynostwem, chociaż dalekim, a ja nadal, pomimo zwracania się do niej po imieniu, poniekąd postrzegałem ją jako ciotkę.
Mitch Macnair
Mitch Macnair
Zawód : Twórca magicznych budowli
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Czasem nie da się czegoś poskładać, trzeba wtedy sprzątnąć odłamki i zacząć budować od nowa.
OPCM : 5 +6
UROKI : 10 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 15 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t12141-mitchell-macnair#dogory https://www.morsmordre.net/t12216-listy-do-mitch-a#376210 https://www.morsmordre.net/t12217-mitch-macnair#376211 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t12219-skrytka-bankowa-2608#376217 https://www.morsmordre.net/t12218-mitch-macnair#376212
Re: Korytarz [odnośnik]19.03.24 13:30
Rzadko spotykało się ludzi odnajdujących pasję i przyjemność w wykonywanej pracy. Częściej profesja była wynikiem przypadku lub odgórnego nakazu. Rodzice uczyli swe dzieci rzemiosła, które sami tak dobrze znali i oczekiwali, że ich pociechy przejmą po nich schedę, gdy przyjdzie na to odpowiedni moment. Nie we wszystkich domach miało to charakter nieznoszącego sprzeciwu nakazu, ale ona właśnie w takiej się wychowała i wiele krwi musiało upłynąć by była w stanie robić to o czym marzy. Inaczej sprawa wygląda, gdy człowiek zwyczajnie nie wie co chce robić w życiu i co przyniosłoby mu ewentualną przyjemność. Biorą to co zaoferuje im los i gniją w niezadowoleniu próbując dać z siebie wszystko pomimo tego, że wiedzą, iż jest to niemożliwe, bo przecież znajdują się w złym miejscu lub w złym czasie. Mitch zdawał się doskonale wiedzieć co robi i przede wszystkim fascynowało go to czym się zajmował. Widziała to w jego ruchach, słyszała w wypowiadanych słowach. Pasjonat zawsze rozpozna pasjonata. Ona o runach mogła rozmawiać godzinami, kolejne mogła poświęcić na opowieści o swoich podróżach. Nie wszystkie były miłe i przyjemne, ale budowanie też nie mogło takie być na każdym etapie. Błędy były przypisane człowiekowi tak samo jak oddychanie. Może była to też domena krukonów? Poświęcanie się własnej wizji często ze szkodą dla innych sfer życia?
- Odpuszczanie – zaśmiała się choć bez krzty wesołości. – Nie znam definicji odpuszczania, ale sądzę, że wciąż jest to dla mnie nie do osiągnięcia. Nawet teraz ciężko mi całkowicie odpuścić, wiesz? Wszyscy mówią odpocznij, skup się na sobie, złap oddech, a ja mam trudność z wysiedzeniem w jednym miejscu. Tym bardziej, że tyle się dzieje. – pokręciła głową z zdezorientowaniem i lekko wzruszyła ramionami. Właściwie nie wiedziała, dlaczego się tym dzieli. Była ostatnią osobą, która potrafiła dzielić się z innymi własnymi słabościami. Trzymała je w sobie, zakopane tak głęboko, że sama czasem miała problem z ich odnalezieniem. Tutaj jednak czuła się bezpiecznie i może właśnie to poczucie bezpieczeństwa sprawiło, że potrafiła się otworzyć przed właściwie obcymi jej ludźmi.
Nigdy nie spoglądała na artefakty pod kątem ich budowy. To zabawne jak bardzo może różnić się perspektywa. Uśmiechnęła się na tę wzmiankę. – Może, gdy to wszystko się uspokoi i wrócimy do jakiejś normalnej egzystencji, to wybiorę się na jakieś poszukiwania i wtedy będziesz mógł sprawdzić ich budowę – zaproponowała unosząc kącik ust w delikatnym uśmiechu. – W domu mam ich całkiem sporo, sądzę, że Drew również, ale wątpię by był tak wspaniałomyślny by się podzielić. – dodała nie bez kpiny w głosie. Tak mniej więcej wyglądała ich relacja. Wcale nie słodka, romantyczna, a przepełniona realizmem i kpiną.
- W świecie przelewającej się ambicji ciężko znaleźć taką prawdziwą. Widać, że faktycznie właśnie na tym ci zależy i myślę, że pewnego dnia twoje trudy zostaną docenione. Aktualna sytuacja pokazuje jak bardzo jesteś potrzebny – odparła zgodnie z prawdą. Choć nie wychodziła jeszcze na zewnątrz Przeklętej Warowni od nocy trzynastego sierpnia to sądziła, że zniszczenia są ogromne. – Więc jeśli będziesz potrzebował pomocy to pamiętaj o tym co ci mówiłam, jeśli chodzi o kwestię odpuszczania. Naprawdę zajęłabym się czymś pożytecznym. – dodała. Nie mogła pomóc w budulcach, tworzeniu mostów i odbudowie domów, ale jeśli runy tak czy inaczej czasem się przydawały to mogła zrobić cokolwiek. Wszystko by zagłuszyć te natrętne myśli. Gonitwę odbywającą się w jej głowie.
Skinęła głową, gdy potwierdził jej przepuszczenia. Musiała stworzyć sobie w głowie obraz rodziny, w której teraz przyszło jej żyć. – Pamiętam cię z Hogwartu, wiesz? – zaśmiała się odkładając kolejną stronę manuskryptu na bok. – Co właściwie myślisz o tym wszystkim? Wyobrażam sobie, że moja obecność jest tu raczej zaskoczeniem. – w jej głosie dało się wyczuć nerwowość. Może dla Drew ta sprawa była rozwiązana, nie przejmował się opinią innych osób, ale ona tak nie potrafiła. Wolała upewnić się, że dla wszystkich jest to choć w drobnej mierze komfortowa sytuacja. O to samo zresztą pytała też Irinę.


Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Korytarz - Page 2 Tumblr_on19yxR5PA1tj4hhyo2_500
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t3072-lucinda-lynn-selwyn https://www.morsmordre.net/t3145-sennett#51834 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t4137-skrytka-bankowa-nr-806#82308 https://www.morsmordre.net/t3214-lucinda-selwyn#55539
Re: Korytarz [odnośnik]28.03.24 18:47
Nigdy w życiu nie przeszło mi przez głowę, że kiedykolwiek będę zajmował się tym co ojciec. W sumie nie wiedziałem co on tak naprawdę robi. Babka wspominała coś o handlowaniu, ale czym i gdzie, tego nigdy się nie dowiedziałem. Szczerze mówiąc też mnie to nie interesowało, nie chciałem mieć z tym człowiekiem nic do czynienia. Kiedyś podpytałem babkę o mamę, ale jedyne co się o niej dowiedziałem to to, że była bardzo zdolną alchemiczką, nic więcej. Jak widać w tym przypadku również jabłko padło daleko od jabłoni, bo jeśli chodziło o eliksiry byłem w tym beznadziejny. Ile to razy za zajęciach w szkole wysadziłem kociołek i potem szorowałem klasę to nawet nie zliczę. Cieszyłem się, że alchemia nie miała nic wspólnego z budowaniem, wtedy na pewno nic by z tego nie wyszło. A tak mogłem się bez przeszkód poświęcać temu co lubiłem, co sprawiało mi przyjemność i dawało radość. Budowanie czegoś z niczego było czymś co sprawiało, że czasami miałem wrażenie, że jestem kimś wyjątkowym, kimś kto może coś zmienić w tym świecie. Kimś kto jest przydatny, a nie tylko zbędnym i niepotrzebnym bytem w tym wielkim świecie. Wiedziałem, że moja praca jest potrzebna i ma sens.
- No to pod tym względem zdecydowanie możemy sobie przybić piątkę. - pokiwałem głową z lekkim uśmiechem – Siedzenie na tyłku również nie leży w mojej naturze. W zasadzie nie cierpię się nudzić, mówi się, że nuda to domena ludzi mało inteligentnych, a w żadnym wypadku nie postrzegam siebie, ani ciebie, za kogoś mało inteligentnego. - puściłem jej oczko dopijając zawartość swojego kubka.
Obróciłem naczynie w dłoni, po czym spojrzałem na Lucinde. Nie sądziłem mimo wszystko, że będzie taka skora do dzielenia się swoimi przemyśleniami, odkrywania swoich kart. Wydawała mi się być osoba skrytą, tajemniczą, która nie ufa nikomu. Być może faktycznie zaczynała się czuć wśród nas bezpiecznie i pewnie, a to skłoniło ją do tego by się otworzyć. To dobrze rokowało.
- No właśnie! - pokiwałem głową z rozbawieniem i oburzeniem jednocześnie – Ten cholerny sknerus nie chce się niczym podzielić. Na bank ma pełno ciekawych i skomplikowanych artefaktów, ale nie dopuszcza do tego by ktoś je zobaczył. Może specjalista od artefaktów ze mnie żaden, ale mógłby się podzielić jakby już nie stanowiły ewentualnego zagrożenia. - powiedziałem podnosząc się z krzesła, bo coś sobie w tym samym momencie uświadomiłem.
Podszedłem do barku stojącego nieopodal, po czym wyciągnąłem z niego butelkę Ognistej. W szafce znalazłem czyste szklanki, po czym wyciągnąłem dwie i postawiłem jedną przed blondynką, a drugą zawłaszczyłem dla siebie.
- Oj tak, ambicji z całą pewnością mi nie brakuje. Ale wychodzę z założenia, że to dobrze. Człowiek bez ambicji, w moim mniemaniu to człowiek nijaki. Egzystujący z dnia nadzień, podążający codziennym nurtem, nudny. Kiedy posiadasz ambicję, chcesz zrobić coś więcej i dążący ku temu jesteś ciekawy, a życie ma zdecydowanie więcej kolorów. - odparłem puszczając jej oczko, po czym napełniłem szklanki odpowiednią ilością alkoholu – Uwierz mi, z chęcią skorzystam z twojej propozycji. Kiedy to wszystko się uspokoi z przyjemnością zbadam znalezione przez ciebie artefakty. Ale nie ukrywam, że przydałaby mi się również pomoc przy poszukiwaniach przydatnych run. Runy wiążące, wzmacniające i tak dalej. Jest ich wiele, ale znaleźć te najbardziej przydatne i najsilniejsze przy tym nawale pracy to wyzwanie. - napomknąłem zerkając na nią.
Wiedziałem, że chciała czuć się potrzebna, chciała działać. Być może moja prośba o pomoc, sprawi, że zrobi jej się lepiej. Poczuje, że mimo przesiadywania w domu może zdziałać coś dobrego. A jednocześnie stworzyłoby to między nami poniekąd więź porozumienia, które dzisiaj powoli , miałem wrażenie, zaczynało się rodzić.
- Z Hogwartu? - uniosłem brew ku górze lekko zaskoczony, a po chwili na momencie się zamyśliłem.
Wiedziałem, że była ode mnie starsza. Czy nasze ścieżki przecięły się na korytarzach zamku, a może… i wtedy mnie olśniło.
- Faktycznie! No właśnie tak myślałem, że wydawałaś mi się znajoma. Byliśmy w jednym domu...co prawda ja kilka lat niżej, ale to nie ważne. - pokiwałem głową z uśmiechem unosząc lekko szklankę – Za Kurkonów. - puściłem jej oczko – Najmądrzejszych uczniów Hogwartu. - dodałem z rozbawieniem – A przy okazji możemy wypić moje zdrowie, bo właśnie sobie uświadomiłem, że dzisiaj wypada dzień moich urodzin. - zaśmiałem się cicho.
Przez to całe zamieszanie w ogóle nie patrzyłem na kalendarz. Wiecznie zajęty pracą, projektowaniem i myśleniem, kompletnie nie zdałem sobie sprawy z tego, że dzisiaj wypadał siedemnasty sierpnia. Nigdy jakoś specjalnie nie przywiązywałem uwagi do swoich urodzin. Było to dzień jak co dzień, nic specjalnego.
- O tym wszystkim? - spojrzałem na nią uważnie – Szczerze? No było to małe zaskoczenie kiedy Drew powiadomił nas o twoim przybyciu, ale fajnie jest mieć drugą kobietę w domu. Przede wszystkim inną niż Irina, ona potrafi być taka...no myślę, że już ją zdążyłaś poznać i wiesz co mam na myśli – puściłem jej znów oczko z lekkim rozbawieniem wymalowanym na twarzy - Twoja obecność tutaj jest bardzo miłą odmianą i możesz być pewna, że nikomu nie przeszkadza. Kto wie, może płci pięknej będzie w domu niedługo jeszcze więcej, jak tylko uda mi się w końcu namówić babkę na przeprowadzkę z Nokturnu. - uśmiechnąłem się lekko.
Już jakiś czas próbowałem przekonać staruszkę by porzuciła małe mieszkanie w Londynie i przeniosła się do Warowni. Byłem przekonany, że jeszcze trochę pozawracam jej głowę i w końcu dla świętego spokoju się tu przeprowadzi. I w końcu będziemy mieć w domu kucharkę z prawdziwego zdarzenia. To byłby niewymierny plus.


Mitch Macnair
Mitch Macnair
Zawód : Twórca magicznych budowli
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Czasem nie da się czegoś poskładać, trzeba wtedy sprzątnąć odłamki i zacząć budować od nowa.
OPCM : 5 +6
UROKI : 10 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 15 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t12141-mitchell-macnair#dogory https://www.morsmordre.net/t12216-listy-do-mitch-a#376210 https://www.morsmordre.net/t12217-mitch-macnair#376211 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t12219-skrytka-bankowa-2608#376217 https://www.morsmordre.net/t12218-mitch-macnair#376212
Re: Korytarz [odnośnik]21.04.24 15:06
Nie potrafiła pojąć jak z takim spokojem przychodziło funkcjonować szlachciankom w ich nienaruszalnej bańce. Nie miały obowiązków, nie interesowały się wojną, nie zajmowały głowy polityką, jeśli ta wychodziła poza kobiece kompetencje. Oczywiście nie w jej gestii było wrzucać je wszystkie do jednego worka. Wyjątki stanowiły o ogólnie przyjętej regule. Nie mogła jednak zrozumieć, dlaczego godzenie się na to wszystko przychodziło im z taka łatwością. Czy w ich codziennej dawce herbaty znajdowała się mikstura kojąca zmysły, a może oszukiwały się nawzajem udając, że to co robią ma jakiś większy i jasny cel? Wierzyła, że każdy ma prawo kierować swoim losem bez względu na to jaka nić została mu utkana. Może nie powiedziałaby tego głośno, ale dla niej samej zakrywało to o marnotrawstwo. Sama czułaby, że egzystuje, a nie żyje. W swoim życiu znajdowała się w sytuacjach, w których nałożenie na siebie maski idealnej było wymagane, ale wciąż były to zaledwie momenty. Każdy kto znał ją choć trochę wiedział, że nic nie ceni sobie bardziej prócz wolności. Teraz wszyscy powtarzali jej, że powinna odpocząć, zregenerować siły, ale wierzyła, że wciąż ma wpływ na swoje życie i gdyby dziś postanowiła opuścić te mury to zwyczajnie by to zrobiła. Blondynka uniosła kącik ust słysząc wypowiedziane przez mężczyznę słowa. – Po czym wnioskujesz, że jestem inteligentna? – zapytała z czystej ciekawości tego jak ją odbiera. Nie negowała tych słów, bowiem mądrość była dla każdego istotnie indywidualna. Wiele osób wprost określiłoby podejmowane przez nią decyzje jako głupie i nierozważne. – Niektórzy wybierają takie życie z poczucia bezpieczeństwa, wiesz? Spokojne, rozważne i nudne. Wielu uważa, że to właśnie ryzyko jest oznaką braku zdrowego rozsądku. – dodała. Po części pewnie była w tym jakaś cząstka prawdy – nie można było być całkowicie zdrowym na umyśle świadomie każdego dnia narażając własne życie.
Zwykle miała trudności z zaufaniem. Nawet z najbliższymi dzieliła się zaledwie skrawkami swojego życia, okruchem własnych myśli. Wśród członków tej rodziny czuła się jednak nazbyt dobrze. Zaufanie przychodziło jej z o wiele większą łatwością. Nie wiedziała dlaczego. Może mogła zgonić to na ofiarowany ratunek i dach nad głową, ale wdzięczność nie równała się zaufaniu, prawda? Prowadzona rozmowa zaskoczyła ją samą. Nie znali się właściwie wcale.
Zaśmiała się, kiedy nazwał Drew sknerusem. – Powie ci, że wszystkie są zagrożeniem – odparła kręcąc głową z dezaprobatą. Cóż, poznała go już wystarczająco dobrze by przewidzieć możliwe reakcje. – Z drugiej strony chyba całkiem nieźli z was indywidualiści. – nie wiedziała czy dobrze kalkuluje. Mogła być to ich cecha rodzinna, ale równie dobrze mogła być to jedynie cecha namiestnika. Doświadczenie życiowe często wymuszało na ludziach zmianę charakteru, adaptacje. Nie wiedziała, dlaczego właściwie drąży ten temat. Może pragnęła ich po prostu poznać?
Uniosła brew w pytającym geście, kiedy mężczyzna postawił przed nią pustką szklankę. Czy był właściwie moment w ciągu dnia, który był nieodpowiedni na wychylenie szklanki bursztynowego płynu? Wątpiła w to. Pokiwała głową zgadzając się z jego słowami. – Marzenie, które staje się celem – rozumiała to doskonale. Ambicję, sprzeciw wobec zasadom mającym na celu studzenie wszelkich zapędów. – Mam nadzieje, że wojna i kataklizm nie zmienią twoich planów na zapisanie się w historii. – odparła uśmiechając się przy tym. Codzienność potrafiła zabijać fantazje. Zaśmiała się na złożoną propozycję. – Litujesz się nad mym marnym losem? – zapytała z lekkim przekąsem i machnęła dłonią. – Nieważne motywacje. Bardzo chętnie pomogę. – dodała. Wierzyła, że mężczyzna tak czy inaczej poradziłby sobie bez jej ingerencji, ale po części chciała znów poczuć się potrzebna. Nie posiadała wspomnień z ostatnich lat, jedynie migawki, ale czuła w kościach, że to właśnie motywowało ją w wielu kwestiach. Bycie potrzebną, bycie przydatną.
Blondynka uniosła szklankę zaraz za mężczyzną i już miała upić łyk, gdy dotarły do niej wypowiedziane przez mężczyznę słowa. – Masz dziś urodziny? – zapytała z lekkim zaskoczeniem. Sama nigdy nie przywiązywała mocno wagi do celebracji tego dnia, ale wiedziała, że dla wielu jest to okazja do świętowania. Nie wiedziała co powiedzieć. – Czego więc powinnam ci życzyć? O czym marzysz? – zapytała z uśmiechem zanim jakiekolwiek czcze pragnienia opuściły jej usta. – Nie macie w zwyczaju świętować urodzin? A może wolisz celebrować je w samotności? – upiła łyk, ale nie odstawiła szklanki
Skinęła głową na kolejne słowa mężczyzny. Podejrzewała, że Drew raczej nie bawił się w przygotowywanie rodziny na jej przybycie. Może sam nie był pewny czy to wszystko się powiedzie? Zaśmiała się. – Taka czyli jaka? – zapytała ciekawa opinii mężczyzny na temat ciotki. Odkąd się poznały ta właściwie pokazała jej się głównie z tej dobrej i rozsądnej strony. Nawet w Opuszczonym Teatrze. Sądziła jednak, że Mitch może mieć całkowicie inne doświadczenia. – Nie chce się przeprowadzić? – zapytała, ale wcale nie była tym zaskoczona. – Kiedyś usłyszałam, że starych drzew się nie przesadza. Nie zrozum mnie źle, nie chodzi o to, że krytykuje wiek twojej babki, ale bardziej o to, że kiedy człowiek zapuści korzenie, to później ciężko mu wyobrazić sobie życie w innym miejscu. Często, kiedy nawet podejmuje decyzje o przeprowadzce, to później na tym cierpi. Może daje jej to poczucie bezpieczeństwa? – uniosła brew w pytającym geście.


Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Korytarz - Page 2 Tumblr_on19yxR5PA1tj4hhyo2_500
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t3072-lucinda-lynn-selwyn https://www.morsmordre.net/t3145-sennett#51834 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t4137-skrytka-bankowa-nr-806#82308 https://www.morsmordre.net/t3214-lucinda-selwyn#55539
Re: Korytarz [odnośnik]14.05.24 18:54
Starałem się raczej nie oceniać ludzi bez wcześniejszego ich poznania. Nie lubiłem rzucać wyrokami nie mając żadnego podparcia. Każdy miał prawo robić ze swoim życiem to na co miał tylko miał ochotę, jednak nie zmieniało to jednak faktu, że odwracanie wzroku od wojny, udawanie, że jej nie ma, doprowadzało mnie do szewskiej pasji. W tych czasach nie można było siedzieć bezczynnie z założonymi rękami. Takie było moje zdanie. Dlatego kiedy słyszałem, że ludzie są chętni do pracy, chcą w jakikolwiek sposób pomóc byłem zadowolony, wiedziałem, że mam do czynienia z ludźmi, którym nie jest obojętny los innych.
- No i dlatego jest nudne życie moim zdaniem. - wzruszyłem ramionami – Nie mówię jednak, że sam jestem nie wiadomo jakim fanem ryzyka, ale czasami dobrze jest poczuć ten dreszczyk adrenaliny...poczuć, że się żyje. - uśmiechnąłem się delikatnie w jej kierunku – Po czym? - uniosłem brew ku górze obracając w dłoni szklankę – No cóż, Krukoni są tymi inteligentnymi, to raz. Dwa to po prostu widać, w spojrzeniu. W każdym razie ja to dostrzegam. - odparłem odpowiadając na jej pytanie.
W zasadzie wcale nie było łatwo mina nie odpowiedzieć. Gdzieś tam po prostu czułem, że mam do czynienia z osobą inteligentną, ale ciężko było mi to racjonalnie powiedzieć, przedstawić tak by to dziwnie nie zabrzmiało.
- No pewnie tak powie. - pokiwałem głową zgadzając się z jej słowami – Nie lubi się dzielić swoimi zabawkami. Sknerus jeden. - dodałem z rozbawieniem, teraz jakoś to przezwisko względem Drew idealnie zaczęło mi do niego pasować – Myślę, że można nas tak nazwać pod niektórymi względami...ale jednak mimo wszystko jesteśmy rodziną i wspieramy się, nie chcemy, by którekolwiek z nas czuło się wykluczone. - uśmiechnąłem się delikatnie.
Właśnie w ten sposób odbierałem naszą rodzinę. Pomimo, że może niektórzy z nas nie byli tak wylewni, dużo rzeczy zatrzymywali dla siebie i nie chcieli odkrywać wszystkich kart od razu, to jeśli chodziło w wsparcie, zawsze byliśmy je w stanie sobie dać. W każdym razie ci członkowie, z którymi mieszkałem. Szczerze powiedziawszy sam do końca nie znałem wszystkich z naszej gałęzi rodziny.
- Dobrze jest mieć w życiu jakieś cele. Możesz być spokojna, wojna i kataklizm na pewno nie zmieni moich planów. Szczerze powiedziawszy, i nie chcę by to źle zabrzmiało, ale pomagają mi. Teraz konstruktorzy są jeszcze bardziej potrzebni niż wcześniej. Nie narzekam na brak pracy, a jednocześnie daje mi to również sposobność do wyrobienia sobie marki. - taka była prawda, nie ważne jak bardzo okrutna.
Mój biznes skorzystał na wojnie i wszechobecnym zniszczeniu. Byłem wręcz przekonany, że niektórzy mogli mi mieć to za złe, że wzbogacam się na czyimś nieszczęściu, ale dawno temu nauczyłem się, że jak się jest w czymś dobrym to nie robi się tego za darmo. Kiedy wybierałem tą ścieżkę kariery nie przewidywałem, że nastąpi wojna, a potem spadnie na nas niebo.
- Ej, nie nazywaj tego tak. - pokręciłem głową z rozbawieniem słysząc jej śmiech, zastanawiając się jak wiele osób mogło tego doświadczyć – To nie jest litowanie się. Naprawdę przyda mi się pomoc, im silniejsza i bardziej trwała runa wcale nie jest taka prosta do znalezienia. Więc to nie będzie proste zadanie. - puściłem jej oczko nadal z rozbawieniem wymalowanym na twarzy, ale po chwili lekko wzruszyłem ramionami – Po tym jak skończyłem siedemnaście lat jakoś przestałem przykładać jakoś dużo uwagi do tego dnia. Często po prostu o nim zapominałem, zwłaszcza kiedy wyprowadziłem się z domu i podróżowałem. Moja głowa była zajęta czymś zdecydowanie ważniejszym. - odparłem spokojnie kręcąc głową, po czym lekko stuknąłem swoją szklanką o jej - Zwykłe „wszystkiego najlepszego” wystarczy, możesz mi wierzyć. - dodałem upijając łyk alkoholu.
Słysząc jej pytanie odnośnie ciotki przez dłuższy moment zastanawiałem się w milczeniu jak na nie odpowiedzieć. Nie mogłem mieć pewności, że moje słowa nie zostaną przekazane potem do Iriny, a jakoś mimo wszystko wolałem jej nie podpadać.
- Złego słowa o Irinie nie mogę powiedzieć. - pokręciłem w końcu głową uśmiechając się delikatnie – Po prostu czasami potrafi być...upierdliwa w niektórych tematach.
Zwłaszcza tych ślubnych, czasami odnosiłem wrażenie, że tylko to jej chodzi po głowie. Żeby każdy z nas wziął ślub i spłodził dzieciaki. W żadnym wypadku mi się do ożenku nie śpieszyło, miałem jeszcze za dużo do zrobienia, żeby teraz zakładać rodzinę.
- No staram się ją namówić, już nawet Igora do tego zwerbowałem. Ale opiera się. No ja wiem, że ona od zawsze mieszka na Nokturnie, ba sam się w tym domu wychowałem…ale po prostu chciałbym żeby miała wygodniejsze życie. Żeby nie musiała mieszkać z moim, pożal się Merlinie, ojcem. Należy jej się duża sypialnia, wygodne łóżko i ogród, w którym może przesiadywać, za te wszystkie lata kiedy mnie wychowywała i znosiła mojego ojca. - pokręciłem głową jakoś automatycznie się spinając, po czym upiłem spory łyk alkoholu.
Temat ojca nigdy nie był dla mnie przyjemny i naprawdę byłem gotowy nawet siłą zaciągnąć babkę do Warowni. Chciałem by miała wszystko co najlepsze, bo wiedziałem, że na to zasługiwała.


Mitch Macnair
Mitch Macnair
Zawód : Twórca magicznych budowli
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Czasem nie da się czegoś poskładać, trzeba wtedy sprzątnąć odłamki i zacząć budować od nowa.
OPCM : 5 +6
UROKI : 10 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 15 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t12141-mitchell-macnair#dogory https://www.morsmordre.net/t12216-listy-do-mitch-a#376210 https://www.morsmordre.net/t12217-mitch-macnair#376211 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t12219-skrytka-bankowa-2608#376217 https://www.morsmordre.net/t12218-mitch-macnair#376212
Re: Korytarz [odnośnik]18.05.24 22:00
Dawniej wydawało jej się, że życie bez ryzyka nie ma większego sensu. Nudne i poukładane od początku do końca. Komu w smak było budzenie się ze świadomością, że wszystko co wydarzy się danego dnia jest znane i przewidywalne? Z czasem jednak zdała sobie sprawę, że ryzyko tak jak i wszystko inne w życiu ma swoje poziomy. Wojna malowała im całkowicie inny rodzaj adrenaliny i choć wielu zdarzeń z tego czasu aktualnie po prostu nie pamiętała, to i tak jej ciało samoistnie spinało się na samą myśl. To co przeżyła, czego doświadczyła, to wszystko odcisnęło na niej swoje piętno i bez względu na to jak gęsta byłaby mgła w jej głowie, to ciało tworzyło własną mapę. W tego rodzaju kontekście dobrze było się nudzić. Może ryzyko powinno być wyborem lub jedynie dodatkiem do stateczności życia?
- Obawiam się, że dochodzimy do takiego momentu w życiu, że ryzyko znajduje nas samo bez względu na to czy jego chcemy czy wręcz przeciwnie. Łatwo odczuć, że się żyje zważywszy na to, że kolejnego dnia można się już nie obudzić. – spadające im na głowy gwiazdy były tego wystarczającym dowodem. Czy ona czuła, że prawdziwie żyje? Jeszcze kilka dni temu jedyne o czym myślała to to czy właściwie powinna żyć. Wyrzuty sumienia atakowały każdą pojedynczą myśl skazując ją na życie w błędnym kole. Nadal nie potrafiła się odnaleźć w tej nowej rzeczywistości i choć wcześniej miłowała się we wszelkim ryzyku tak teraz pragnęła tego co proste i stateczne. Proste i stateczne, ale nie nudne.
Uśmiechnęła się szeroko słysząc kolejne słowa mężczyzny. – Uznam to więc za komplement, widocznie jesteś dobrym obserwatorem ludzkich zachowań. – dodała z nutą wątpliwości w głosie. Inteligentny człowiek raczej nie znalazłby się w tak absurdalnym położeniu, inteligentny człowiek nie pozwoliłby się wciągnąć lawinie pełnej kłamstw i manipulacji.
Znała wiele twarzy Drew i prawdopodobnie wiele z nich wciąż pozostawało dla niej zagadką. Składał się ze skrajności, dlatego bez względu na to jakie epitety do opisu jego zachowań się wybierze, to finalnie znajdzie się dowód potwierdzający słuszność wyboru. Dbał o własne interesy, dbał o to na co sam sobie zapracował i może w tym kontekście stawał się samolubny. Tego rodzaju egoizmu każdy powinien się nauczyć. – Może fakt, że nie macie zbyt dużego doświadczenia w tworzeniu rodziny tylko wam sprzyja? Żyłam wśród zaprawionych, pokolenie po pokoleniu… te same zasady, te same tradycje i zobacz jak to się skończyło? Wykluczeniem. – odparła, ale w jej głosie nie było słychać żalu. Stwierdzała fakt, bowiem nieważne jak często jej myśli teraz kierowały się ku rodzinie, to nic nie mogło zmienić historii, która się już wydarzyła.
Blondynka przez chwilę zastanowiła się na wypowiedzianymi przez mężczyznę słowami. Wojna niosła ze sobą wiele negatywnych konsekwencji, ale jak widać w niektórych przypadkach mogła również pomóc. Ciężko było jej patrzeć na to w ten sposób. Właściwie ciężko było jej patrzeć na wojnę teraz w jakikolwiek sposób. Nie wiedziała, gdzie ulokować własne myśli i idącą za tym powinność. Skinęła głową w zrozumieniu. – Jak wszystko w życiu nawet wojna ma swoje plusy i minusy. – skwitowała nie wiedząc czy to dobrze czy wręcz przeciwnie. Nie oceniała go, nie poddawała pod wątpliwość jego moralności. Możliwe, że po części sama na niej skorzystała choć teraz nie wiedziała nawet jak. Fakt był taki, że teraz w każdej sytuacji mogłaby odnaleźć się jako hipokrytka.
- No dobrze – odetchnęła jakby z ulgą. – W takim razie przyjmuję wszystkie najtrudniejsze zadania. – uśmiechnęła się, a w jej głosie dało wyczuć się wdzięczność. Naprawdę potrzebowała zająć czymś umysł i ręce. Ciało samo rwało się do jakiejkolwiek pracy. Merlin jej świadkiem, że nie przyzwyczajona była do odpoczynku i to bez względu na trudności, z którymi przychodziło jej się mierzyć. – Będę czekać na zlecenie. -dodała mrużąc przy tym oczy konspiracyjnie.
Ludziom szybko przychodzi przyzwyczajenie się do dorosłości. Nie dostrzegają ubiegu lat, a każdy dzień traktują z taką samą emocjonalnością. To spłycenie nie mogło dla wszystkich być czymś dobrym. Sama również zwykle nie przykładała wagi do dnia swoich urodzin, traktując go jako zwyczajny dzień. To co się zmieniało to wiek, ale ten również tracił na wartości, gdy każda chwila była jedną wielką niewiadomą. – Gdzie podróżowałeś? – ciekawość destynacji wiązała się z jej własną miłością do podróżowania. Skinęła głową, gdy wspomniał, że wystarczy zwykłe „wszystkiego najlepszego”, a na jej ustach pojawił się wymowny uśmiech. Wyciągnęła różdżkę i rzucając proste flagrate zapisała wypowiedziane przez niego słowa nad jego głową. Zimny ogień iskrzył się delikatnie w przepełnionej banałem sztuczce. – Niestety nie przyjmuję słowa „zwykłe” – dodała ze wzruszeniem ramion.
Wszyscy mieszkańcy Przeklętej Warowni byli dla niej jedną wielką zagadką. Minęło dopiero kilka dni i nawet nie próbowała udawać, że cokolwiek o nich wie. Dała sobie czas na poznanie ich przyzwyczajeń, zasad, którymi żyli. Uciekała w cień nie chcąc być problemem lub ciężarem dla kogokolwiek. Widząc jak Mitch próbuje znaleźć odpowiednie słowa do opisu kobiety uśmiechnęła się delikatnie. Walczył ze sobą tak jakby żadne nie były do końca odpowiednie. – Upierdliwa w niektórych tematach? Więc są jakieś, których nie powinnam z nią poruszać? – zapytała unosząc brew w pytającym geście.
Nie próbowała tego racjonalizować, nie sprzeciwiała się jego wizji. Sam mógł odczuwać wyrzuty sumienia dlatego, że mieszkał w Przeklętej Warowni, a babcia została na Nokturnie. Dostrzegła, że temat ten wywoływał w nim emocje i wątpiła by akurat z nią chciał go przegadać. Skinęła głową w zrozumieniu. – Może więc musisz zabrać ją tutaj chociaż na kilka dni by mogła sprawdzić jak się tu czuje. – odparła upijając łyk alkoholu. – Na towarzystwo nie mogłaby narzekać. – dodała.



Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Korytarz - Page 2 Tumblr_on19yxR5PA1tj4hhyo2_500
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t3072-lucinda-lynn-selwyn https://www.morsmordre.net/t3145-sennett#51834 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t4137-skrytka-bankowa-nr-806#82308 https://www.morsmordre.net/t3214-lucinda-selwyn#55539
Re: Korytarz [odnośnik]09.06.24 14:56
Uniosłem na nią spojrzenie i przez moment milczałem. To co mówiła miało w sobie dużo pracy. Zwłaszcza kiedy odniesiemy się do czasów, w których przyszło nam żyć. Chociaż podział na zwolenników czystek krwi i tych drugich istniał od niepamiętnych czasów, to kiedy byliśmy młodzi nie odczuwało się tego aż tak jak w tym momencie. Wtedy nasze życia toczyły się swoim normalnym, może czasami nudnym i przewidywalnym torem, teraz jednak nic tak naprawdę nie było pewnie. Jednego dnia mogłeś być dystyngowanym i szanowanym jegomościem, a nazajutrz to wszystko mogło zniknąć, a ty zostać w wrzucony do więzienia lub po prostu być martwy. W codzienności w jakiej przyszło nam żyć nie mogliśmy być pewni niczego.
- To prawda, dlatego uważam, że niezależnie od warunków, powinniśmy cieszyć się, że mamy głowę na karku i żyjemy. - pokiwałem lekko głową kręcąc szklanką w dłoni.
Lubiłem swoje życie, czerpałem z niego garściami każdego dnia. W przeszłości nie podejrzewałem, że mogę zajść daleko, że mogę się wyrwać z szarych ulic Nokturnu i poznać życia jakie istniało poza jego granicami. Kiedy mi się to udało, wiedziałem, że nic nie jest w stanie mnie zatrzymać i od tamtej pory parłem na przód.
- Wiesz… - zacząłem trochę niepewnie – Wydaje mi się, że bycie pewnego rodzaju artystą, jeśli mogę siebie tak nazwać, wymaga ode mnie obserwowania otoczenia, zwłaszcza ludzi. Aby uchwycić każdy szczegół, każdą emocję na ludzkiej twarzy należy go obserwować, w pewnym sensie zakładać jego buty, bo wtedy twoja sztuka ma w sobie emocje i wpływa na odbiorce. Co prawda ja jedynie rysuje, ołówkiem lub węglem, moje prace nie mają kolorów, ale zdziwiłabyś się jak wiele można zdziałać używając tylko odcieni szarości. - uśmiechnąłem się łagodnie patrząc na nią.
Czy faktycznie nie mieliśmy doświadczenie w tworzeniu rodziny? Chyba tak, biorąc pod uwagę, że tak naprawdę do tej pory żyliśmy wszyscy osobno. Każdy wiódł własne życie, które czasami się ze sobą przeplatały. Do tej pory jednak nie było dla nas normą spędzanie ze sobą tak dużej ilości czasu jak w tym momencie. Całkiem możliwe, że jeszcze się po prostu nie dotarliśmy, nie poznaliśmy się wszyscy na takim poziomie jak znają się inne rodziny.
- Może i masz racje… ale z każdym dniem nabieramy doświadczenia w tym jak należy funkcjonować jak rodzina. - pokiwałem lekko głową, jednak jej słowa nadal gdzieś odbijały się echem w jej głowie.
Nie znałem jej historii, pamiętałem tylko tyle co gdzieś udało mi się zasłyszeć. Wiedziałem, że wcześniej miała na nazwisko Selwyn, że pochodziła z rodziny szlacheckiej, ale jej różnica w poglądach doprowadziła do okrzyknięcia jej zdrajczynią i wykreślenia z rodzinnego drzewa. Nie znałem reszty historii, tak naprawdę nie znałem w ogóle tej historii. Drew o tym nigdy nie opowiadał, a ja również nie pytałem. Nie miałem zamiaru również pytać i teraz, nie była to moja sprawa. Ważne było to, że teraz znów była po tej dobrej stronie barykady, a mój kuzyn zamierzał dopilnować by tak zostało.
- W moim mniemaniu sama wojna ma tylko minusy, ale ludzie potrafią na niej skorzystać… - odparłem wiedząc doskonale, że sam jestem jednym z tych ludzi.
Nie miałem jednak wyrzutów sumienia, bo gdybym miał nie miałbym za co żyć. Praca charytatywna była czymś co robiłem gdy się uczyłem, teraz takiej nie uznawałem.
- W takim razie oczekuj ode mnie swojego pierwszego zadania. - puściłem jej oczko z rozbawieniem wymalowanym na twarzy.
Jeśli faktycznie była w tym tak dobra jak mówiła jej pomoc byłaby dla mnie naprawdę nieoceniona. Odciążyła by mnie w tej kwestii i dzięki temu mógłbym skupić swoją uwagę na innych kwestiach, które również wymagały by się nad nimi pochylić. W pokoju czekało kilka kartek z projektami, do których potrzebowałem run, więc postanowiłem je potem pokazać Lucindzie by mogła na spokojnie zabrać się do pracy.
- Francja i Norwegia. Po szkole chciałem zdobyć więcej wiedzy w zakresie budowania i w ogóle, więc udałem się do Francji, nie tylko do Paryża, ale przeważnie i tak nawiązałem współprace z takim kołem architektów. Dużo mnie nauczyli, nawet języka. - uśmiechnąłem się na samo wspomnienie – A potem przeniosłem się do Norwegii, gdzie poznałem swojego mentora, który przekazał mi swoją wiedzę. Tam nauczyłem się najwięcej tak naprawdę, zwłaszcza też języka, bo to był warunek Andersa, że najpierw mam się nauczyć języka, a potem on będzie mnie uczył sztuki konstruowania. - zaśmiałem się pod nosem przypominając sobie te wszystkie dni spędzone nad słownikami i innymi księgami, które miały za zadanie pomóc mi opanować język, było to męczące, ale przyniosło niewymierne rezultaty.
Widząc jak słowa pojawiają się nad moją głową, zaśmiałem się w głos i pokręciłem głową z rozbawieniem.
- Oj tak, zdecydowanie słowo "zwykłe" nie figuruje w twoim słowniku. - pokiwałem głową unosząc ponownie szklankę w geście toastu i upiłem porządny łyk, pozwalając by alkohol na spokojnie spłynął po gardle przyprawiając o przyjemne uczucie.
Fakt, że dopytywała o ciotkę, nie był do końca dla mnie wygodny. Nie miałem jednak wyboru jak tylko odpowiedzieć na jej pytania. W końcu jak już poruszyliśmy ten temat, należało go skończyć.
- Na przykład w temacie ożenku...mam wrażenie, że leży jej na sercu bardzo to byśmy wszyscy znaleźli żony i spłodzili dzieci. Jakby z jednej strony ją rozumiem, chce żebyśmy przedłużyli ród i w ogóle. Jednak czasami odnoszę wrażenie, że nie bierze w ogóle pod uwagę tego co my chcemy. - westchnąłem cicho kręcąc przy tym lekko głową.
To był ciężki temat. Nie wiedziałem jakie były zamiary Drew w stosunku do Lucindy, jednak gdzieś tam kiedyś rozmawiałem z Igorem i wiedziałem, że podziela moje zdanie odnośnie ożenku. Nie śpieszyło nam się.
- Taki właśnie mam plan. Chce żeby zobaczyła, że tutaj również może mieć dobre życie, a przede wszystkim byłaby otoczona rodziną, bo wbrew temu, że może my nie mamy doświadczenia rodzinnego, ona jest bardzo rodzinną osobą. Jetem również przekonany, że by cię polubiła. - odparłem patrząc na nią, jednocześnie zastanawiając się czy Lucinda polubiłaby ją.
Cordelia Macnair potrafiła być kochającą i przemiłą starszą panią, jednocześnie jednak będąc stanowczą i twardą kobietą, która nie pozwoli nikomu wejść sobie na głowę. Pod tym względem Irina bardzo ją przypominała.


Mitch Macnair
Mitch Macnair
Zawód : Twórca magicznych budowli
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Czasem nie da się czegoś poskładać, trzeba wtedy sprzątnąć odłamki i zacząć budować od nowa.
OPCM : 5 +6
UROKI : 10 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 15 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t12141-mitchell-macnair#dogory https://www.morsmordre.net/t12216-listy-do-mitch-a#376210 https://www.morsmordre.net/t12217-mitch-macnair#376211 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t12219-skrytka-bankowa-2608#376217 https://www.morsmordre.net/t12218-mitch-macnair#376212
Re: Korytarz [odnośnik]19.06.24 22:14
Czy podobnych słów nie użyła w rozmowie z Drew zaledwie kilka dni wcześniej? Uważała, że los i tak był dla nich bardzo łaskawy. Zważywszy na to co wydarzyło się w nocy z trzynastego na czternastego sierpnia mieli bardzo dużo szczęścia, że wszyscy domownicy powrócili bezpieczni do murów Przeklętej Warowni. Ile ludzi tego dnia wyszło ze swojego domu po raz ostatni? Kiedy człowiek poświęci chwilę na rozmyślanie o kruchości losu zdaje sobie sprawę, że nieważne stają się waśnie, spory i niechęć. Małe rzeczy w kontekście wielkiej całości. Blondynka teraz rozumiała to jak nigdy. W końcu odzyskała to co jeszcze kilka chwil wcześniej było zaledwie mrzonką, marzeniem przeklętego umysłu. Chciała cieszyć się życiem, choć zdawała sobie sprawę, ile jeszcze wyrzeczeń będzie to ją kosztowało. Skinęła głową zgadzając się w pełni z mężczyzną. Nie miała nic do dodania. Powinni cieszyć się każdym dniem, który był im dany i wykorzystywać go w pełni w czystym egoizmie.
Artyści widzieli świat inaczej. Zamykali się w swoich wyobrażeniach by po chwili stworzyć coś z niczego. Podejrzewała, że tworzenie konstrukcji magicznych to nie tylko machanie różdżką i wydawanie poleceń innym. To również kreowanie nowej rzeczywistości. Była to sztuka, która wymagała nie tylko talentu, ale i odwagi, by podążać za własnymi wizjami, niezależnie od ich abstrakcyjności. Wszyscy bez względu na profesję otwierali drzwi do niekończących się możliwości. Lucinda nie czuła się artystką, choć w jej życiu również sztuka odgrywała ważną rolę. Muzyka, taniec, malarstwo. Potrafiła to docenić. Uśmiechnęła się delikatnie. – Bez twojej sztuki żylibyśmy w szałasach lub jaskiniach, czyż nie? – może nie mówiła dokładnie o jego osiągnięciach, ale tak, tworzył sztukę, która zmieniała świat, a nie zawsze była doceniana. – W takim razie musisz pochwalić się odcieniami szarości, które tworzysz. – dodała całkowicie szczerze.
Widziała zmianę w jego postawie i ta wcale nie różniła się zbytnio od postawy Drew. Wciąż mieli wiele niepewności względem rodziny, którą tworzyli. Może nie byli pewni czy robią w taki sposób w jaki powinni, a ona również nie mogła tego ocenić. Nie miała żadnych pozytywnych wzorców i pewnie sama nie byłaby w stanie stworzyć czegoś na kształt zdrowo funkcjonującego systemu. Tak czy inaczej podejrzewała, że muszą nauczyć się siebie nawzajem. A to na pewno nie było łatwe. – To najlepsze co chyba mogło was spotkać, wiesz? Nie musicie kierować się sztywnymi tradycjami, zasadami, z którymi możecie się nie zgadzać. Wszystko tworzycie sami i dostosowujecie pod własne potrzeby. Niewiele osób ma ten komfort. – tymi słowami prawdopodobnie otworzyła się delikatnie na kwestie własnej rodziny, ale nie czuła w związku z tym dyskomfortu. Wręcz przeciwnie. Mówienie o sobie stało się łatwiejsze choćby przez wzgląd na to, że mogła skonfrontować rzeczywistość z wyobrażeniami. Głowa wciąż płatała jej figle.
Ludzie potrafili odnaleźć korzyści we wszystkim. Może miało to związek z procesem adaptacji w końcu człowiek potrafi dostosować się do każdej sytuacji. Niezależnie od trudności, z jakimi się mierzyli, znajdowali sposoby, aby przekształcić wyzwania w szanse. Ich zdolność do adaptacji była kluczem do przetrwania i rozwoju, pozwalając im przekształcać przeciwności losu w wartościowe lekcje i nowe możliwości. Skinęła głową zgadzając się z mężczyzną.
- Dlaczego właściwie wyjechałeś? – zapytała. Rozumiała, że z tych wyjazdów udało mu się czerpać wiele doświadczenia, ale człowiekiem kierowały różne motywacje i te nie zawsze były tak jasne i przyjemne jak możliwość uczenia się. – Na Wyspach nie było odpowiedniego mentora? – mężczyzna nie musiał odpowiadać, jeśli nie czuł się z tym komfortowo. Dzielimy się z ludźmi tym co dla nas wygodne, dobre. Unikamy trudnych tematów, sytuacji, które wpłynęły na nas w traumatyczny sposób. Mózg dbał o nasze życie wypierając to co mogłoby je skomplikować.
Zamyśliła się przez chwilę nad słowami Mitcha dotyczącymi Iriny. Czy ciotka ponad wszystko stawiała ciągłość rodu? Czy faktycznie ich zdanie traciło na wartości w obliczu zobowiązań wobec rodziny? Nie znała kobiety na tyle dobrze by w ogóle wypowiadać się na temat jej pragnień, ale wiedziała jedno, wciąż nie daleko było im do szlacheckiego rodu, a co za tym szło do szlacheckich wytycznych. Może kobieta zwyczajnie martwiła się upływającymi nieubłaganie latami swoich chłopców? Może pragnęła ich szczęścia, rodzinnego ogniska, uciechy dla ich dusz? To, co wydawało się zimnym wyrachowaniem, mogło kryć głęboko zakorzenione uczucia i pragnienia, których nie była w stanie zrozumieć na pierwszy rzut oka. Może to właśnie ten wewnętrzny konflikt sprawiał, że Irina wydawała się tak nieprzystępna i surowa. Ale w rzeczywistości, czyż nie była tylko kobietą próbującą pogodzić swoje serce z wymaganiami, które narzuciła jej socjeta? – Finalnie każdy z was pewnie i tak postąpi zgodnie ze swoim sumieniem – zaczęła nie znajdując na to innej odpowiedzi. – Może w swej surowości i chłodzie pragnie oddać wam troskę? Otoczyć matczynym ramieniem? Trudno mi znaleźć odpowiednią odpowiedź, ale wydaje mi się, że interpretacja intencji często zależy od punktu widzenia. – doświadczenia życiowe w różny sposób kreują umiejętność okazywania emocji. Potrafiła jednak zrozumieć frustrację mężczyzny. – Uwierz mi jednak, że znam ten nacisk z autopsji i całkowicie cię rozumiem. – dodała.
Uśmiechnęła się na kolejne słowa mężczyzny. – W takim razie chyba najlepiej dać jej czas by podjęła decyzję sama, a na pewno przekona się do tego miejsca. Jeśli chodzi o członków rodziny, to podejrzewam, że już dawno się przekonała. Ciężko być na was obojętnym. – zaśmiała się, choć było w tym wiele prawdy.  

z.t x2


Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Korytarz - Page 2 Tumblr_on19yxR5PA1tj4hhyo2_500
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t3072-lucinda-lynn-selwyn https://www.morsmordre.net/t3145-sennett#51834 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t4137-skrytka-bankowa-nr-806#82308 https://www.morsmordre.net/t3214-lucinda-selwyn#55539
Re: Korytarz [odnośnik]16.11.24 14:08
19 września 1958 r. - wieczór

Gdy iście angielska pogoda wygrywała na szybach Przeklętej warowni swe gorzkie żale, my mogliśmy zgromadzić się w suchym salonie i czynić dokładnie to, co tej rodzinie wychodziło najlepiej. Odprawiać rytuały przy kilku wdzięcznie osadzonych na tacy karafkach. Nadchodziła idealna okazja, by wreszcie porozmawiać, niekoniecznie o poważnych i męczących sprawach, które od tygodni dominowały większość naszych spotkań. Pracowaliśmy ciężko, wszyscy, dbałość o hrabstwa w tym tragicznym czasie wyrwała nam wolne chwile. Niewiele było sposobności podobnych do tej, zamierzałam nacieszyć się obecnością krewnych, lecz z pewnością nie w ciszy. Widok wszystkich moich chłopców (oraz oczywiście Lucindy) napawał dumą, może też i troską. - Nie ma rozmowy bez alkoholu - rozpoczęłam, natychmiast dobierając w dłoń butelkę ognistej, żeby móc niczym ta ulubiona gospodyni poczęstować każdego z nich. Nikt nie mógł odmówić, ale dobrze wiedziałam, że w tym domu nie było wstrzemięźliwych. Przemknęłam zatem między kolejnymi rozsiadłymi w salonie postaciami, by do każdego dotrzeć z solidną porcją trunku.
- Mitchellu, zająłeś najlepszą sofę -
przyznałam głośno i wsunęłam dłoń w jego włosy, by lekko pogłaskać młodą głowę pełną twórczych konstrukcji. - Ale mam nadzieję, że obok znajdzie się dla mnie miejsce - dodałam w konspiracji, lekko się ku niemu nachylając. Prędko jednak rozprostowałam się, by przejść ze szkłem dalej, tuż do Igora. Kolejność wbrew pozorom miała znaczenie. Namiestnik poczeka najdłużej. I będzie czyścił flaszkę. - Potrzebujesz fryzjera, Igorze - przyznałam, polewając najmłodszemu, również od serca, choć nie bez dozy krytycznego spojrzenia. - Jeszcze przed piątkowym pogrzebem, będziesz wyglądał doskonale, wezwę go do nas. Wam też się przyda - przyznałam głośniej, kierując spojrzenie po wszystkich zebranych. Płynnie przeszłam do Lucindy. - Dla nas zaproszę innego, moja droga - zwróciłam się do niej z uśmiechem. - Zajmie się nami odpowiednio, świetnie masuje głowę, spodoba ci się - kontynuowałam nieskrępowanie, polewając jej w tym czasie. Jeżeli ktoś miał ochotę na inny trunek, to go odnalazł w swojej szklaneczce zamiast ognistej. Na sam koniec został Drew. I jemu również zaoferowałam wypełnienie kielicha, kończąc niejako ten taniec po salonie. Obeszłam fotel, na którym siedział, dłoń przeciągając przy tym od jego ramienia, aż z tyłu przez kark i barki. - Cieszy mnie, że jesteśmy tu wszyscy. To rzadki widok i dobra wieść... że zdołaliśmy zająć się najpilniejszymi sprawami - przyznałam, samej spijając wreszcie łyk ognistej. Na szkle pozostał czerwony ślad, a ja zdecydowałam się przez chwilę jeszcze postać. I popatrzeć z dumą na nich wszystkich.
Irina Macnair
Irina Macnair
Zawód : Właścicielka domu pogrzebowego
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
Ty się boisz śmierci, a ja nazywam ją przyjaciółką. Ja nią jestem.
OPCM : 15 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 22 +6
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica

Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8709-irina-macnair-dluga-budowa https://www.morsmordre.net/t8832-pani-macnair#263265 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t9237-skrytka-nr-2063#281040 https://www.morsmordre.net/t9127-irina-macnair#275271
Re: Korytarz [odnośnik]16.11.24 22:07
Takie spotkanie rodzinne nie zdarzały nam się zbyt często, więc tym bardziej z przyjemnością się na takowym pojawiłem. I nawet udało mi się nie spóźnić, jak ostatnio miałem w zwyczaju, ba, nawet ubrałem czystą, względnie wyprasowaną koszulę. Okazało się nawet, że nie przyszedłem ostatni, co było dobrym znakiem. Nie lubiłem się spóźniać. Zająłem miejsce na kanapie i rozsiadłem się wygodnie. W końcu byliśmy w gronie rodzinnym, nie musieliśmy nic udawać, ani stwarzać pozorów.
Kiedy wszyscy się zebrali, z mojej twarzy nie znikał delikatny uśmiech. Naprawdę miło było zobaczyć ich wszystkich w jednym miejscu, ostatnio nie mieliśmy specjalnie okazji, bo pracy było za dużo. Dzisiaj jednak, jeśli tylko nam się uda, może unikniemy tematów ważnych, a skupimy się na tych błahych i przyjemnych.
Mimowolnie pokręciłem głową z lekkim rozbawieniem słysząc jak cioteczka zarządziła rozdanie alkoholu. Byłoby co najmniej dziwne gdyby go zabrakło. W tej rodzinie nie wylewało się za kołnierz, ale też jakoś bardzo nie nadużywaliśmy...chyba.
- Kto pierwszy ten lepszy. - poruszałem zabawnie brwiami kiedy Irina podawała mi drinka, które z przyjemnością od niej przyjąłem – Ależ oczywiście, dla ciebie zawsze znajdzie się miejsce Irino. - uśmiechnąłem się porozumiewawczo, a kiedy poczułem jej palce między swoimi włosami przeszedł mnie dziwny dreszcz.
Nie spodziewałem się takiego gestu z jej strony, jednak było w tym coś...może nie przyjemnego, ale kojącego. Uśmiechnąłem się lekko sam do siebie, a po chwili mimowolnie cicho się zaśmiałem na komentarz ciotki skierowany do Igora. Ach nie ma to jak matczyna miłość.
- Ja się ze swoją fryzurą świetnie czuje. - pokręciłem głową.
Nie uważałem żebym potrzebował fryzjera, ale tak naprawdę chyba w tej kwestii nie miałem prawa głosu. Skoro Irina zarządziła fryzjera, nikt z nas nie będzie w stanie uniknąć tego fatum.
- I za to chciałbym oficjalnie wznieść toast, że nic nie jest w stanie stanąć nam na drodze. - uniosłem lekko swoją szklankę w górę.


Mitch Macnair
Mitch Macnair
Zawód : Twórca magicznych budowli
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Czasem nie da się czegoś poskładać, trzeba wtedy sprzątnąć odłamki i zacząć budować od nowa.
OPCM : 5 +6
UROKI : 10 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 15 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t12141-mitchell-macnair#dogory https://www.morsmordre.net/t12216-listy-do-mitch-a#376210 https://www.morsmordre.net/t12217-mitch-macnair#376211 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t12219-skrytka-bankowa-2608#376217 https://www.morsmordre.net/t12218-mitch-macnair#376212
Re: Korytarz [odnośnik]16.11.24 22:10
Gotycki, ciemny przepych murów napawał jakimś dziwacznym chłodem, ale samo serce tego domostwa tętniło dziś ciepłą obecnością rodziny, rzadko gromadzącej się przecież przy wspólnym stole, rzadko decydującej się na gromadną celebrację i współdzieloną żałobę. Każdy podążał dokądś własnym torem, każdy podlegał ustawicznie cierpkiej presji oczekiwań; dziś jednakże ichniejsze tory splatały się jednorodną nicią, w chaotyczny, złożony z rozmaitych umysłów kłębek, na tyle zaś harmonijny, by mogli myśleć o sobie w klasie względnego zaufania. To wszakże sprowadzało ich wszystkich na miękkość tutejszych mebli? To właśnie pozwalało rozplątać języki ostrością zaproponowanego na wejściu alkoholu? Swoboda i bezwstydne zacieśnianie więzi w obliczu zastałego kataklizmu, a może potrzeba realizacji wyższej, nieznanej mu wciąż, sprawy, sprowadziły ich do jednego pokoju, pod osłoną nocy, w godnym sekciarskiej dyskrecji zebraniu? Bez względu na powód blady uśmiech błąkał się gdzieś w konturach jego twarzy, gdy matka w niewinnie zgrabnych ruchach krążyła po przestrzennym pokoiku, raz po raz zaczepiając prostym słowem każdego ze zgromadzonych. Głową rodu był Drew, ona jednak zdawała się istnieć jako stabilna szyja, z czasem coraz to znaczniej wkradająca się w łaski namiestnika, dumnego pana tego przybytku, który przed ponad rokiem ich oboje otoczył ramieniem stosownej protekcji.
Wszystko mi jedno, dopóki sama nie chcesz się za to zabierać ― zaczął zgoła rozbawiony, sięgając po szklankę z bursztynowym trunkiem, z wielkim uwielbieniem spijanym w tym kraju przez biednych i bogatych, przez kobiety i mężczyzn, przez tych o głowach słabszych i mocniejszych. On wolał wyzwalać umysł czym innym, iście słowiańskim, jak na Bułgara przystało, ale przywykł już do tutejszych tendencji. Jak cytowano przy kartach na Nokturnie: jak mawiają Francuzi, co w ręce, to do buzi. Pamiętam, jak sama raz mnie ostrzygłaś, lata temu. Wyglądałem strasznie, jak dziecko z jakiegoś obozu pracy dla politycznych jeńców ― dodał żartobliwie, bez tonu pretensji czy gorzkiego zabarwienia, raczej w formule niegroźnego wspomnienia, których nie pozostało mu przecież w pamięci aż tak wiele. Toast skwitował lekkim skinieniem głowy i kielichem wychylonym aż do dna.
Igor Karkaroff
Igor Karkaroff
Zawód : pomocnik w domu pogrzebowym; początkujący zaklinacz; zarządca karczmy
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
his eyes are like angels
but his heart is
c o l d
OPCM : 6 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 17 +3
ZWINNOŚĆ : 9
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Czarodziej
beyond your face I saw my own reflection
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t11807-igor-karkaroff-budowa#364730 https://www.morsmordre.net/t11827-listy-igora#365077 https://www.morsmordre.net/t12117-igor-karkaroff#373077 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t11813-skrytka-nr-2571#364862 https://www.morsmordre.net/t11812-igor-karkaroff#364859
Re: Korytarz [odnośnik]16.11.24 22:13
Dni mijały jeden za drugim, a ona wciąż nie mogła uwierzyć, jak wiele wydarzyło się od pamiętnego trzynastego sierpnia. Mury Przeklętej Warowni, jeszcze niedawno obce i nieprzewidywalne, zaczynały wydawać się jej coraz bardziej znajome. Powoli odnajdywała się wśród domowników, twarzy widywanych niemal codziennie. Nie rozmyślała nad swoją zdolnością adaptacji – nie miała nawet do czego jej porównać. Często łapała się na tym, że przyswaja ogólne zasady i zwyczaje otaczających ją ludzi, jakby postanowiła pogodzić się z przeszłością i zanurzyć w tym, co przynosi teraźniejszość. Zastanawiała się, czy to, co teraz przeżywa, jest nowym początkiem, czy może tylko kolejnym przystankiem w drodze do czegoś jeszcze bardziej nieznanego. Nie czuła już tej gorączkowej potrzeby ucieczki. Już nie.
Do salonu weszła jako ostatnia, choć wcale nie była spóźniona. Punktualność reszty musiała świadczyć o ich tęsknocie za takim spotkaniem – rozmowami, towarzystwem i szklaneczką trunku. Zajęła wolne miejsce na jednej z kanap, a wzrok skierowała na Irinę, która z gracją przemieszczała się po pomieszczeniu. – Zdaję się na ciebie – powiedziała, przyjmując od niej naczynie z lekkim uśmiechem i odrobiną wdzięczności. W głębi duszy nie paliła się do oddania własnej głowy w ręce kogoś obcego, ale jaki sens miał sprzeciw? Przecież mogła na tym tylko zyskać. – Wierzę, że nie skończę ruda – dodała żartobliwie, obserwując płynne ruchy kobiety z mieszanką ciekawości i rezygnacji.
Nie skomentowała toastu, a jedynie uniosła szklankę ciut wyżej i zamoczyła w niej usta. Nie skomentowała toastu, jedynie uniosła szklankę odrobinę wyżej i zamoczyła w niej usta. Jej wzrok powędrował po zgromadzonych, aż na chwilę zatrzymał się na Igorze.
- Dziecko z obozu pracy dla politycznych jeńców? – powtórzyła z lekkim zaskoczeniem. – Trudno mi to sobie wyobrazić. Aż żal, że nie możesz tego zademonstrować – dodała, a w jej głosie pobrzmiewała nuta udawanego rozczarowania. Jednak unoszący się w znaczącym uśmiechu kącik ust zdradzał, że bardziej bawiła się sytuacją niż brała ją poważnie.
Alkohol przyjemnie rozgrzewał jej wnętrze, koił myśli, które od czasu do czasu próbowały przedrzeć do jej świadomości. Ułożyła się wygodniej na oparciu kanapy przypatrując się zgromadzonym.


[bylobrzydkobedzieladnie]


Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy


Ostatnio zmieniony przez Lucinda Hensley dnia 17.11.24 18:53, w całości zmieniany 3 razy
Lucinda Hensley
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Korytarz - Page 2 Tumblr_on19yxR5PA1tj4hhyo2_500
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t3072-lucinda-lynn-selwyn https://www.morsmordre.net/t3145-sennett#51834 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t4137-skrytka-bankowa-nr-806#82308 https://www.morsmordre.net/t3214-lucinda-selwyn#55539
Re: Korytarz [odnośnik]16.11.24 22:14
Niby od przeszło trzech miesięcy żyliśmy pod jednym dachem, a na palcach jednej ręki mogłem zliczyć wieczory, które przyszło nam spędzić we własnym, pełnym gronie. Korytarze stały się miejscem krótkich, porannych przywitań, zaś salon tudzież piwniczka nocnych pogawędek z przypadkowo napotkanymi tam osobami. Jeszcze przed katastrofą ilość obowiązków przytłaczała skutecznie ograniczając czas na przyjemności, jakie obecnie stały się towarem deficytowym. Właśnie z tego powodu wizja spędzenia czasu z rodziną wprawiła mnie w lepszy nastrój, mimo przypuszczenia, iż temat chaosu panującego na ziemiach hrabstwa szybko stanie się przedmiotem dyskusji. Wymianą spostrzeżeń, zdaniem relacji i nasuwających się wniosków z podjętych do tej pory działań. Nie zależało mi na tym, mogliśmy pozwolić sobie na oddech, kilka szklaneczek wybornej ognistej w trakcie zupełnie niezobowiązującej rozmowy. Pozbawionej późniejszych przemyśleń oraz wynikających z nich, kolejnych zadań. Chciałoby się rzecz jak za starych dobrych czasów, jednak czy ktokolwiek z nas miał okazję wcześniej tego doświadczyć? Być może Lucinda, choć szczerze wątpiłem, że na jej rodowym dworze porywano się na podobne spędy. Jeśli zaś tak, to czy w ogóle brała w nich udział.
-Dlatego pracujesz przy nieboszczykach?- wygiąłem wargi w kpiącym uśmiechu na wyznanie Iriny. -Dajesz sobie czas na zwalczenie bólu głowy?- dodałem nieco wygodniej rozsiadając się w jednym z foteli. Miałem już skomentować wybór Mitcha, ale wtem wkradła się matczyna uwaga o fryzjerze, na którą o mało nie zaśmiałem się w głos. Zacisnąłem usta ledwie prychając pod nosem i skupiłem wzrok na Igorze. Wspomnienie poczynań Iriny oraz jego późniejszego wyglądu pozostawał niestety w sferze wyobrażeń, aczkolwiek nawet pierwszy obraz wydał się komiczny. -Też ubolewam z tego powodu- przeniosłem spojrzenie na Lucindę kiwając wolno głową. -Jednak nic straconego. Co ty na to Irino? Mitch również zdaje się być chętny na trafienie pod twoje dłonie- zaśmiałem się pod nosem, po czym podążyłem wzrokiem za ciotką, która zatrzymawszy się przy fotelu wypełniła trunkiem trzymane przeze mnie szkło. Uwadze nie umknął mi jej gest, lecz do podobnych zdążyła mnie już przyzwyczaić. Wybrzmiały po chwili toast przyjąłem z uśmiechem; uniosłem wyżej kielich, a następnie upiłem jego zawartości. Znacznie więcej niżeli miałem w zwyczaju, bowiem były to słowa o jakich warto było pamiętać. -Panowie, pozwólcie mi na tę infantylną uciechę i odebranie Irinie możliwości, by zapytała o to jako pierwsza. Jak wam idzie poszukiwanie żony?- przemknąłem rozbawionym spojrzeniem po męskim gronie starając się zachować powagę. Rzecz jasna zerknąłem też na ciotkę, dla której ten temat – i słusznie – był jednym z newralgicznych priorytetów. Sam jednak byłbym skończonym hipokrytą, gdybym tego od nich wymagał. Finalnie mój wzrok skupił się na zielonych tęczówkach Lucindy.




The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair
Re: Korytarz [odnośnik]16.11.24 22:15
Uwaga Drew sprowokowała głębszy uśmiech. Nieco kąśliwy ton wołał o odpowiedź, którą doskonale przecież znał. – Żeby jeszcze co drugi nie cuchnął wódką… - podsumowałam ostatecznie. – Anglicy piją coraz więcej, bez wątpienia – stwierdziłam, bazując na własnych trupich obserwacjach.
- Wrócę do ciebie – przyznałam miło, obdarowując Mitcha przyjemnym spojrzeniem. Musiałam jednak rozpieścić pozostałych. W tej rzadkiej chwili swobodny, przy obietnicy dobrego wieczoru, nie zamierzałam nikogo zlekceważyć.  
- Nie bądź niewdzięczny, Igorze. Tamta fryzura wcale nie była taka podła – odpowiedziałam na jego zabarwiony rozbawieniem zarzut, jednak dość spodziewany, może nawet słuszny, bo tak po prawdzie, to ze wzgardą spoglądałam później na efekty tamtego fryzjerskiego eksperymentu. – Ale zmartwię was, nie będę więcej próbować. Wolę was oddać w ręce profesjonalisty. Jeżeli mogę komuś zapłacić, by wykonał dobrą robotę, to nie zamierzam się wahać – stwierdziłam z namiastką tego przedsiębiorczego ducha. Słyszałam, jak Mitch stwierdza, że nie czuje potrzeby spotkania z mistrzem fryzur – zmieni zdanie, jak zobaczy Igora. – Och, z pewnością nie, nie będziesz ruda, Lucindo – zaprzeczyłam natychmiast. – Chyba że właśnie o to poprosisz… - dodałam po chwili, zastanawiając się nad tym, jak wyglądałaby w tym kolorze. Nie znosiłam blondynek, może zmiana w tym względzie była warta rozważenia.
Wezwanie do toastów przyjęłam z zadowoleniem. Mitch miał rację. Nic nie miało prawa złamać tej rodziny. Po ciężkich dniach zasłużyliśmy na odrobinę pomyślności. Tyle że Drew powołał do życia nieco inny temat…rodzinnych uciech. Wzniosłam brew dość zainteresowana sprawą. Wiedziałam, że ironizuje, nawet prychnęłam, gdy pytanie o żony związał tak dobitnie ze mną. – No więc, moi chłopcy? – podchwyciłam, spoglądając to na Mitcha, to na Igora, a ostatecznie najbardziej wymownie na Drew. – Przy trzecim ślubie dojdę już do organizacyjnej perfekcji – pomyślałam głośno, odrywając wreszcie spojrzenie od namiestnika. Mogliśmy zacząć od tych młodszych. O ich kobietach nie wiedziałam niczego.
Irina Macnair
Irina Macnair
Zawód : Właścicielka domu pogrzebowego
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
Ty się boisz śmierci, a ja nazywam ją przyjaciółką. Ja nią jestem.
OPCM : 15 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 22 +6
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica

Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8709-irina-macnair-dluga-budowa https://www.morsmordre.net/t8832-pani-macnair#263265 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t9237-skrytka-nr-2063#281040 https://www.morsmordre.net/t9127-irina-macnair#275271
Re: Korytarz [odnośnik]16.11.24 22:16
Uwagę Igora na temat umiejętności posługiwania się nożyczkami przez Irinę skomentowałem śmiechem. Oczami wyobraźni wyraźnie widziałem jak komicznie musiał wtedy wyglądał kuzyn, po tym zabiegu „upiększającym”. W głowie pojawił się obraz Igora siedzącego z garnkiem na głowie kiedy ciotka przycinała mu włosy zgodnie z krawędzią naczynia. Na samą myśl doszedłem do wniosku, że najlepiej będzie się jednak oddać w ręce profesjonalisty. Wolałem nie wyglądać jak jakiś mnich z klasztoru. Należało sie prezentować porządnie, a nie śmiesznie.
- Jak to nie? Spójrz tylko na niego Lucindo, wcale dużo się nie różni. - powiedział rozbawiony, po czym posłałem kuzynowi rozbawione spojrzenie.
No po prostu nie mogłem sobie opuścić żeby się z nim nie przekomarzać. Coś było takiego w naszej kuzynowskiej relacji, że czasami jeden drugiemu lubił po prostu dogryźć. Wiedzieli, że to tylko żarty, więc nie było mowy o żadnym obrażaniu się. Z resztą przecież byli dorośli, nie było mowy o żadnym obrażaniu się czy coś.
Na słowa Drew spojrzałem na niego znad krawędzi szklanki.
- No ty chyba też. - uniosłem rozbawiony brew ku górze – Wiesz, starość nie radość. Aparycja nie ta co za młodu, dobra fryzura może doda ci powagi, co myślisz Irino? - przeniosłem spojrzenie na ciotkę, teraz siląc się na poważną minę, jednak rozbawiony uśmieszek gdzieś błąkał się w kąciku ust.
Po chwili znów upiłem łyk alkoholu, co o mało nie przypłaciłem życiem, krztusząc się na uwagę Drew. Spojrzałem na niego ocierając brodę, po czym przeniosłem wzrok na Igora. To był temat, którego raczej oboje unikaliśmy. Oczywiście, że ciotka pewnie tego od nas wymagała. Mi jednak osobiście dobrze żyło się w kawalerstwie. Mogłem się skupić na pracy, rozwijaniu swoich umiejętności. Nie potrafiłem jakoś sobie wyobrazić siebie jako męża.
- Serio? Będziemy psuć taki przyjemny wieczór takim tematem? - pokręciłem głową zerkając na ciotkę, jednocześnie starając się unikać jej spojrzenia.


Mitch Macnair
Mitch Macnair
Zawód : Twórca magicznych budowli
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Czasem nie da się czegoś poskładać, trzeba wtedy sprzątnąć odłamki i zacząć budować od nowa.
OPCM : 5 +6
UROKI : 10 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 15 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t12141-mitchell-macnair#dogory https://www.morsmordre.net/t12216-listy-do-mitch-a#376210 https://www.morsmordre.net/t12217-mitch-macnair#376211 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t12219-skrytka-bankowa-2608#376217 https://www.morsmordre.net/t12218-mitch-macnair#376212

Strona 2 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next

Korytarz
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach