Wydarzenia


Ekipa forum
Sypialnia Igora
AutorWiadomość
Sypialnia Igora [odnośnik]19.07.23 0:07

Sypialnia Igora

Gotycki przepych wystroju na pierwszy rzut oka zdaje się osaczający, ale przez większość czasu zanurzony jest w mroku lichego światła świec i starego żyrandola. Ciemne ściany i wysoki sufit okazjonalnie wybijają się w przebłysku dnia wyzierającym zza ogromnych okiennic; te bowiem zakrywają zwykle długie zasłony z grubego zamszu. Wiktoriańskie meble tłoczą się w całkiem przestrzennym pokoiku, do którego wejścia strzegą masywne drzwi z ciemnego drewna. Skrzypiący parkiet ugina się pod ciężarem wyposażenia i stanowczym krokiem; miękki materac łóżka również wymownie trzeszczy starością, choć bynajmniej nie powinien. Pościel zazwyczaj piętrzy się w nieładzie, książki na skromnej półeczce leżą w chaosie, palenisko gromadzi popioły po wszystkim, co zdołał strawić ogień. W kącie stoi pokaźna komoda, a w jej szufladach - między zwykłymi koszulami i sparowanymi skarpetkami - chowają się wszystkie sekretne przedmioty, i pewnie też pół litra na czarną godzinę. W powietrzu unosi się zapach spalanego drewna i tytoniu, świeżego prania i męskiej obecności.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sypialnia Igora Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Sypialnia Igora [odnośnik]07.09.23 14:28
GŁĘBIA NOCY Z 1 NA 2 SIERPNIA
Cichy trzask teleportacji przeciął samotność zaległą w Przeklętej Warowni, najpierw jedno pyknięcie, zaznajomione z zacienionymi labiryntami korytarzy rodzinnej siedziby, potem drugie, przywiedzione pamięcią wcześniejszej wizyty. Księżyc bystrze zaglądał przez przysłonięte kotarami okna, rzucając na posadzki smugi jasnej poświaty. W jego asyście przedzierali się przez zaułki i zakręty, czuła na sobie ogarnięte potrzebą dłonie, które sunęły po ciele i uczyły się odnalezionych nań kształtów, czuła kradzione naprędce pocałunki, jakby kolejna sekunda mogła pozbawić ich na nowo odnalezionej radości ze wzajemnego towarzystwa. Było coś magicznego w tej bliskości - pachnącego świeżością norweskich lasów, tak mocno zespolonych z jego skojarzeniem. Wreszcie ręka sięgnęła upatrzonej klamki i dopuściła ich do prywatności pokoju Igora, pełnego przepychu i gotyckiego uroku, zdobionego tak bogato, że ze zdumieniem objęła wzrokiem zastawione elegancją kąty; tutaj światło księżyca ginęło w zamszowych zasłonach, widziała niewiele, w ostatku otrzeźwienia sięgając po różdżkę, której machnięciem roznieciła blask kilku świec. Miękkie światło otuliło więc wnętrze, podkreślając masywną budowę łoża, na którym na dłużej zawiesiła wzrok. A więc to tu. To tu śnił o przeszłości i o potędze, o błędach i sukcesach, o tęsknotach i klarownych oczekiwaniach. Oparta o zamknięte na nowo drzwi pochłaniała ten widok łapczywie, dotarłszy do głębin jego intymności, zdziwiona poniekąd tym, co znalazła w jego osobistych kątach - tak różnych od zbutwiałych komórek chaty drzemiącej w sercu dalekiej dzikości.
- Tym teraz się otaczasz? - spytała miękko, głosem podszytym miriadem rządzących nią emocji. Był za te uczucia odpowiedzialny, rozniecił je, jako pierwszy sięgnąwszy po pocałunek odnawiający smak przeszłości i dodający mu bukietu nowych nut. A przy tym łatwo, być może, byłoby obnażać się naprzeciw jego rozochoconych oczu w oczekiwany sposób - ukazywać zbyt szczupłe ciało, proste, długie nogi, krągłości drobnych piersi, lecz nie ten zamiar podyktował jej ruch, a ciekawość wnętrzem podkreślającym rozłam między przeszłością i angielską już teraźniejszością. Z głębokim oddechem odsunęła się od zamkniętych wrót jego izby, sunąc wzrokiem po splendorze zgromadzonych przedmiotów, skrzących się łagodnie w blasku płomieni. Złocenia, garnirunki, upstrzenia. Nie tolerował tego w szatach, a jednak otaczał się nimi w przestrzeni, która winna być mu najbliższa. Polerowane panele ciemnej podłogi skrzypiały pod niespiesznym krokiem, którym przemierzała pomieszczenie, wdychając do płuc aromat drewna i popiołów. Przynajmniej to pozostało niezmienne, zrozumiała, w kontraście do nowego przepychu. Nie pasowało do niego to bogactwo. Te zdobne kandelabry i ornamentalne ramy spoglądające na nią z wysokości ścian, trącając fałszem. Uniosła dłoń do krawędzi zawieszonej nad kominkiem, sunąc opuszką palca przez jej długość, z oczami utkwionymi w ozdobach zalegających na półce, czy sam w ogóle je wybrał? Czy do tego doprowadziła jego dorosłość? Nigdzie indziej nie uznałaby takich dekoracji za nieodpowiednie, rozczarowujące; obróciła głowę, by odnaleźć go spojrzeniem rzuconym znad ramienia, na którym ułożyła się lwia część zmierzwionych włosów.
- Opowiedz mi o Lokim - szepnęła płomiennie, nie w tonie nakazu, a prośby, intensywnej, stęsknionej do dawności. Tu nigdzie nie widziała śladów Norwegii, coś szeptało jednak, że widoków fiordów i wyrytych w omszałych kamieniach nordyckich run nie porzucił do końca na rzecz angielskiego dobrobytu. Nie była pewna tego, co czuje, jasnym było jedynie pełne zaintrygowania oczekiwanie, które sprawiało, że trwała bez ruchu przy nierozpalonym kominku, wpatrzona teraz w oczy łotrzyka, który mierził bogów. Czy wciąż nim był? - I Sigyn.
Yelena Mulciber
Yelena Mulciber
Zawód : Krawcowa w Cynobrowym Świergotniku
Wiek : 23
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
let's live in the land of yesterday, live in the grand imperial heyday.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11433-yelena-mulciber#353232 https://www.morsmordre.net/t11613-puszkin#359174 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t11612-skrytka-nr-2496#359171 https://www.morsmordre.net/t11635-yelena-mulciber#359725
Re: Sypialnia Igora [odnośnik]08.09.23 12:44
Zaległa w wielkim, majestatycznym budynku cisza działała kojąco na pobudzony zmysłowością umysł; dłoń zastygła na oplecionym biodrze, dłoń powędrowała na szczupłe ramię, dłoń szukała innej dłoni, w nienormalnym spragnieniu bliskości, niedoświadczonej tam, wtedy, pośród dziczy gęstych lasów, gdzie za priorytet uchodziło łamanie gałęzi i szukanie zatartych ścieżek. Teraz nie zmierzali jednak w nicość nordyckiej przygody, teraz nie gonili za ujmującym świtem albo zachwycającym zachodem słońca; teraz spieszyli do czegoś innego, żądni skąpanej w ciemności pokoiku intymności, żądni stabilnego rozejmu, przypieczętowanego wyczekiwanym przez lata zespoleniem. Tak mu się przynajmniej zdawało, gdy ochoczo odpowiadała na nęcące rozgrzaną skórę pocałunki; tak mu się przynajmniej zdawało, gdy całkiem wdzięcznie odwzajemniała blade uśmiechy swoim frywolnym grymasem. Wpuścić ją miał w cztery ściany własnej prywatności, wpuścić ją miał w meandry poufności, niesionej szeptem obopólnej dyskrecji. Niespecjalnie zastanawiała go przyszłość, równie nierozważnie ani myślał o tym, gdzie i jak zastanie ją o nadchodzącym poranku; coś podpowiadało jednak, że chciałby ujrzeć ją właśnie tu, u jego boku, w miękkości skrzypiącego materaca, wśród białych połaci zwyczajnej pościeli. Nie była konwencjonalnie piękna, nie była też konwencjonalnie fizyczna; nie przypominała byle rozpasanego dziewuszyska, przeciwnie wręcz istniejąc w ramach zwykle nieimponującej mu nieśmiałości. Najwyraźniej widniejąc zamglonym sentymentem pociągała go inaczej, niż cielesnym porywem; najwyraźniej jako jedyna namiastka dawnej niezależności kusiła samą swoją obecnością. Wiedziony hajem kadzidła o ciężkim, drzewnym zapachu zrobiłby dla niej wszystko; wiedziony wspomnieniem tamtej dziecięcej miłostki pozwalał chyba rozpalić ją na nowo. Czy słusznie, przekonać się miał zapewne dopiero niebawem, gdzieś w niedookreślonej perspektywie; Norny zdecydowały na powrót spleść ich losy jedną nicią już na angielskiej ziemi, a czyhające nań przeznaczenie nieznane było obydwojgu. Słusznością było tylko oddać się mu dzisiaj, temu pieprzonemu fatum, bezwstydnie i trochę zwierzęco ulegając instynktom, drzemiącym wewnątrz tak różnych od siebie ludzi. W brytyjskiej rzeczywistości nie łączyło ich już aż tak wiele, bo on przyodział fałszywą maskę salonowego zdegenerowania, a ona mimiką zdradzała swoją przesadną oschłość. Ale ichniejszy konflikt zgasł gdzieś w toczonej lapidarnie rozmowie i przynieść miał chyba nową, zastanawiającą predestynację.
Wyrzekłem się skromności ― stwierdził krótko i niepełnie prawdziwie, bo zastały tu splendor należał do jednego z wielu stanowczych widzimisię Iriny. Jakoś głupio byłoby wstawić tu leciwą prycz, rozpadającą się szafę i zniszczony kandelabr; jakoś nieadekwatnie byłoby, względem całego bogactwa tego domostwa, oszczędzić na wystroju tej jednej sypialni. Od czasu do czasu miewał tu zresztą gości, a w ich oczach jawić się miał przecież jako prawdziwy Macnair z krwi i kości, nie jakiś niechciany tu imigrant, siłą wepchnięty pod rządy mamusi i złączonego pokrewieństwem namiestnika. Z początku zgoła przytłaczający był ten wiktoriański przepych, ale w tym kraju prominenci tak już zwykli przyozdabiać swoje przestrzenie. Zupełnie jakby ego nie domagało, więc luksus spływać winien z posiadanych obiektów konsumpcjonizmu. W migoczących blado świecach dojrzał wreszcie zdziwienie szarych oczu, nie cierpiąc zwłoki przywarł więc do jej ciała, znowu ulegając gorączce afektu. Przezornie zaryglował jeszcze drzwi na klucz, w razie gdyby pijany Drew pogubił się w labiryncie korytarzy, albo rodzicielce zbrzydły wygody festiwalowego namiotu. I tak powziął ją całą, drobną, w ciasnym objęciu rąk łapczywie sięgających guziczków ciemnej sukienki.
Jutro ― wykrzesał z siebie na ostatnim wdechu rozrzewnionych warg. Podniósł ją łagodnie, pozwolił kończynom uczepić się męskiego karku, a kobiecym stopom frywolnie lewitować; zaraz usadził na krańcu szerokiego łoża, gotów zerwać z niej wreszcie te niepotrzebne płachty materiału. ― Jutro ci opowiem ― doprecyzował, porzucając niegrzecznie jej oczekiwania na moment nie tak odległej sposobności. Prosta koszula krępowała postawny tułów, metalowa klamra wyznaczała linię skórzanego paska, drażniąco owiniętego wokół dolnej części korpusu, ale nie rozbierał się jeszcze, jakby w niemym podejrzeniu, że ona zrobi to za niego.
Opowiem rano, gdy niewyspana wsłuchiwać się będziesz w bicie mojego serca.
Igor Karkaroff
Igor Karkaroff
Zawód : pomocnik w domu pogrzebowym; początkujący zaklinacz; zarządca karczmy
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
his eyes are like angels
but his heart is
c o l d
OPCM : 6 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 17 +3
ZWINNOŚĆ : 9
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Czarodziej
beyond your face I saw my own reflection
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t11807-igor-karkaroff-budowa#364730 https://www.morsmordre.net/t11827-listy-igora#365077 https://www.morsmordre.net/t12117-igor-karkaroff#373077 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t11813-skrytka-nr-2571#364862 https://www.morsmordre.net/t11812-igor-karkaroff#364859
Re: Sypialnia Igora [odnośnik]08.09.23 20:20
Każdy pocałunek, każdy dotyk i każdy oddech, wszystkie one były słodsze od poznanych tego dnia kadzideł. Pozwalała mu na śmiałość, której niewielu przed nim doświadczyło i której niewielu po nim miało doświadczyć - na pieszczoty ciepłych dłoni poszukujących skrawków odsłoniętej skóry, na język malujący po wnętrzu ust barwami przyjemności, na stykające się ze sobą ciała w rozognionych poszukiwaniach jego prywatni, a wreszcie też na wprawienie jej serca w przyspieszone, rwące łomotanie, wygrywające na pnączach żeber niesamowite melodie. Nie myślała o tym jak o wkroczeniu do męskiej sypialni, a jak o zawitaniu w strumyku wspomnień - w gorącym islandzkim źródle odpędzającym od doświadczonego zimą ciała powidoku szronu i zimna. W porównaniu do nieposkromionej gwałtowności takiego akwenu, on spalał ją powoli, spopielał jej skórę fragment po fragmencie, odpychał na boki poczerniałe płaty i wkradał się między mięśnie, torując sobie drogę do pozbawionej zwyczajowego rozsądku duszy. Znów czuła się jak tamta pogrzebana w norweskiej ziemi dziewczyna, poddająca się jego urokowi, lecz dziś przynajmniej nie miała śmiałości dopisywać pod poznawanym rozdziałem historii wzniosłych planów i wspólnych ambicji. Ot, świętowali letnią beztroskę, wchłaniali lekkość, zespoleni w plątaninie kończyn i oddechów. Nie była pewna gdzie kończyły się jej własne, a gdzie zaczynały jego usta - i czy nie było to piękne? Na ułamek sekundy w istnieniu Midgardu, na kilka wyrwanych z nici przeznaczenia chwil. Z ciążącą w piersi pogonią za tchem wodziła wzrokiem po zastanym wnętrzu, przypatrywała się ciemnemu drewnu, żyrandolowi tworzącemu pod sufitem błyszczący baldachim, obrazom, z których spoglądały na nią pary zamrożonych w bezruchu oczu.
- Widzę - wymruczała w odpowiedzi, nie potrafiąc jednak w pełni porzucić nierozsądnych prób odsłonięcia jego dawnego ja spod reliktów teraźniejszości. Gdzieś tu na pewno przemycił ślady norweskiego Igora, pamiątki, zasuszone rośliny, gałęzie tamtejszych sosen. Gdzie były? Jej palce w tym czasie pozostawiały na meblach niewidzialne ścieżki, jakby Yelena usiłowała utrwalić tu własny ślad - niedostrzegalny dla innych, a wyczuwalny dla niego siłą podświadomości, utkany przez powłóczyste ruchy opuszek muskających powierzchnie i zawijasy ornamentów. - Ale nie z szat - dodała, pozwoliwszy sobie na kąśliwość spływającą z ułożonych w krzywawym, zaczepnym uśmiechu warg, na których wciąż czuła jego smak, po dolnej z nich przesunąwszy językiem; spojrzenie wciąż miała przy tym utkwione w głębinach jego oczu, pąsowiejąc jeszcze mocniej na rumianych już wcześniej policzkach. Niedoświadczona i skądinąd wstydliwa natura prosiła, by odwróciła wzrok i chociaż odgrodziła się od niego mrugnięciem, lecz nie usłuchała, pewna jedynie tego, że podobne prowokacje musiały być dla niego chlebem powszednim. Młody, egzotyczny i dobrze sytuowany paniczyk, hojnie wyrzeźbiony dłutem genów; ani się obejrzeć, jak zawróci w głowie dziesiątkom angielskich dzierlatek.
W posrebrzanym blasku księżyca tańczył jednak z nią, z nią, z nią. To do niej lgnęły jego silne ramiona zamykające ją w spragnionym uścisku, to jej uszy słuchały nierównego oddechu wyślizgującego się z piersi, to w jej postaci zagubił się już jego zapach. Oplotła jego szyję rękoma, chowając twarz w zagłębieniu jego szyi, kiedy szeptał odroczoną powinność, a potem sapnęła cicho, oderwana od stabilnego podłoża ciemnych paneli. Lubiła siłę; lubiła wiedzieć, że potencjał drzemał nie tylko w różdżce, ale i ludzkich mięśniach, że bez trudu mógł przenieść ją z miejsca jednego na drugie. Materac nie wydał dźwięku, gdy opadł na niego jej filigranowy ciężar. Oczy skrzyły się tęsknotą nawet teraz, gdy zabrakło go tuż przy niej, górował nad nią, czekał, ujęty za gardło przez oczekiwanie intensywne i żarliwe, którego istnienie przeszyło jej ciało dreszczem. Uśmiech, jakim mu odpowiedziała, nie miał w sobie wcześniejszej frywolności, był za to miękki i przedziwnie wręcz aksamitny, złączony ze spojrzeniem padającym spod kotary rzęs. - Dzisiaj - ponowiła, unosząc ku niemu jedną z nóg, by stopę oprzeć tuż nad jego kolanem i nacisnąć - nieboleśnie, lecz w swoistym upomnieniu, w ostudzeniu płomieni szarpiących za jego namiętność. Zapięcie jej sukienki mogło poddać się jego zabiegom, ograniczone do ostatnich podtrzymujących je guzików, ona jednak nie zamierzała poddawać się tak łatwo. - Niewiele pamiętam - niewiele ciebie, twojego świata, twoich miłostek zaklętych w odległych nordyckich surowiznach. - Możesz całować mnie, dotykać i opowiadać, a możesz prosić o więcej i nie dostać nic - szepnęła kusząco i czule, bo gdy wybrzmiały te słowa, to swoiste ultimatum, pozwoliła sobie znów sięgnąć ku niemu i uchwycić między palce poły jasnej koszuli, pachnącej lasem i dymem ogniska. Ściągnęła go potem ku sobie, usta przy ustach, nos delikatnie oparty o nos, i zamarła, ofiarując mu moment na podjęcie decyzji. Co wybierzesz, Igorze?
Yelena Mulciber
Yelena Mulciber
Zawód : Krawcowa w Cynobrowym Świergotniku
Wiek : 23
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
let's live in the land of yesterday, live in the grand imperial heyday.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11433-yelena-mulciber#353232 https://www.morsmordre.net/t11613-puszkin#359174 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t11612-skrytka-nr-2496#359171 https://www.morsmordre.net/t11635-yelena-mulciber#359725
Re: Sypialnia Igora [odnośnik]09.09.23 20:56
Niewiele jej było trzeba, aby na twarzy wykwitł rumieniec krępacji; równie niewiele potrzebowała, by śmiałym i stanowczym krokiem wstąpić w cztery ściany jego prywatni. Maniera dzisiejszej schadzki nosiła znamiona sugestywności, i choć przezornie zdążyła już ostrzec go tam, jeszcze w mrocznym zakątku, o swojej niegotowości do spełniania jego potencjalnych zachcianek, zręcznie zignorował je wówczas w rozrzewnieniu zastałego dotyku. Tak też w napływie kadzidlanego gorąca, podsycanego jeszcze rzutami dziwacznej tęsknoty, albo tej nienormalnej namiastki skandynawskiego lądu, zupełnie bezczelnie przestał już zważać na cokolwiek. Nie dbał o jej nieśmiałość, nie dbał o jej niepewność; chciał scałowywać je obie, bezwstydnie i z przesadną arogancją, z miękkich warg, z rozpalonych policzków, z prężącego się na materacu ciała. Rozczarowującą nutą objawiła się zatem ta niepotrzebna w tej chwili dywagacja o wystroju przestrzennego pokoiku; za zupełnie zbędne uznał również bajdurzenie o mitycznym złośliwcu i jego wiernej żonie, bo przecież opowiadał jej o tym kiedyś, a na wspomnienia znaleźliby jeszcze dogodny moment. Choćby o jaśniejącym bladym blaskiem poranku, pod cienką poszwą białej płachty, we wzajemności uśmiechów i zupełnie lekkiej wymianie spostrzeżeń. Teraz ciszę miało tylko przerywać rozległe w eterze westchnienie rozkoszy, albo inny, nienazwany wyraz drzemiących weń fantazji. Dawna, widziana jeszcze chłopięcymi oczyma szarych tęczówek, Yelena nigdy nie zdążyła należeć do niego; dawna, mniej oschła i naburmuszona, Yelena nigdy nie oddała mu się w podobnym zespoleniu. W afekcie sensualnej zgody niemo pragnął tę stratę nadrobić, właśnie tu i teraz, jakby rychło miała na powrót wyślizgnąć się z jego sideł. Nie znał jej planów, nie znał jej myśli; zażegnany, przynajmniej chwilowo, konflikt rozmył się gdzieś w woni sandałowego drzewa, ale już wkrótce wrócić miał zapewne z siłą obciążającego dylematu. Zwątpienie miało namieszać w głowach ich obydwojgu, szepcząc lodowatą niepewnością, zarazem kusząc stężałym ogniem jarmarcznych doświadczeń. Ale o tym też przyjdzie mu myśleć dopiero jutro, o tym też dywagować będą dopiero z dala od siebie, w intymności osobnych domostw i osobistych deliberacji. Żal zastąpi popęd, haj odejdzie, zamieniony przez trzeźwość; chwilowo zażegnana waśń odezwie się wraz z potokiem wyrzutów sumienia, podobnym do norweskich wodospadów, żarliwie spływających pionowymi strużkami ku zimnym źródełkom, gdzie nadaremno szukać mogli odbicia własnych twarzy. Natura nie pozwoliła spojrzeć w toń niezburzonej tafli, natura nie zezwoliła uwiecznić ich wspólnoty pod topniejącym z wolna lądolodem, więc tkwili w matni zawieszenia, na pozór bliscy, w istocie jednak okrutnie sobie obcy. Miałka namiętność tej nocy trącała reminiscencją historycznych ja, których wyzbyli się już pewnie oboje. Zorientowanie się w tej prawdzie okazać się mogło nie lada zawodem; czy nie pierwszym z nich okazał się już ten karykaturalny splendor? Doszukiwała się w nim napotkanej przed laty skromności; nic tutaj nie mogło o niej przypomnieć, nic tutaj nie majaczyło już widmem Igora, którego niegdyś znała. Sprawne oko dojrzeć mogło jednak winlandzkie i islandzkie sagi, także tę dotyczącą jomskich wikingów, również Eddę starszą i młodszą; wścibskie palce odnaleźć mogły w odmętach szuflad enigmatyczny amulet, naznaczoną runami tarczę algizową, otrzymaną niegdyś w powodzeniu szczęścia od krzątającej się między straganami większej osady staruszki. Były to jednak niewielkie świadectwa, na pozór niewidoczne w ciemności zaburzonej tu i ówdzie płomieniem świec, na pozór już nieaktualne w całej tej brytyjskiej fizjonomii jestestwa.
Pewnych przyzwyczajeń nie sposób się pozbyć ― zaczął w zupełnie neutralnym tonie, wszakże noszone tutaj koszule w istocie nijak się miały do prostych szmat okalających niegdyś kończyny; zmuszony był wstąpić na ścieżkę większej elegancji, dodającej mu zresztą powagi i korzystnie świadczącej też o dzierżonym statusie. Ornamenty były tej teatralności zbyteczne, więc widziała go dzisiaj w nieporywającym jej wyczulone gusta wcieleniu. W obecnej sytuacji nie miało to chyba jednak aż takiego znaczenia. ― Ty wiesz o tym aż za dobrze ― dodał w nucie zagadkowości, ze zgoła cwaniackim uśmiechem i roziskrzonym spojrzeniem. Odruch, a może o b s e s j a znowu cię do mnie przywiodła? Jeszcze niedawno, w jadalnianej rozprawie kąśliwości, wymownie zarzucał jej szaleńczy trans, którego machinalnie wręcz się wyrzekła. Ale może jakieś ziarno faktu kłębiło się w tych domysłach. Nie wszystkie koleje losu tłumaczyć należało przeznaczeniem ― w ich przypadku swój udział mogło mieć obopólne, magnetyczne zaintrygowanie, nabrzmiały sentyment, albo zmartwychwstałe uczucie. I dlatego najpewniej nie kierował teraz silnych, należących do egzotycznego paniczyka ramion w stronę konwencjonalnie pociągającej kurewki; i dlatego najpewniej do reszty oczarowany był teraz właśnie nią ― niekonwencjonalną, nieco speszoną lokalną scenerią chwil. Drażniąco wzmogła dystans opartą na męskim udzie stopą, drażniąco sprzeciwiała się jego postanowieniu; zaraz odważnie stawiała jeszcze ultimatum, kontrolująco, manipulując nim całym bez cienia zawahania. Zniecierpliwiony ujął ją za oba nadgarstki, siłą rzeczy przytwierdzając jej plecy do miękkości łóżka; nosy stykały się dalej, spojrzenia wwiercały się w połacie dusz, oddechy wymieniały się wspólnym ciepłem.
Nie sądź naiwnie, że tylko ty masz w tym momencie moc stawiania warunków ― zapowiedział w imię zaznaczenia własnej dominacji, coby nie myślała sobie, że tak po prostu zgodzi się na którąś z wyznaczonych opcji. Gotów byłby to uczynić, ale to przecież ona, buńczuczna dziewczyna z odbytych wśród fiordów wędrówek, przyjemnie irytująca towarzyszka lapidarnych rozmówek. Wiecznie pragnęli sobie coś udowadniać; tym razem nie miało być inaczej. ― Możesz, po dobroci, poczekać na opowieści, albo niepokornie zaakceptować, że trochę je odroczymy ― szepnął zaraz, jedną dłonią błądząc już w pobliżu szczupłych ramion, z których mimowolnie zsunęła się nieznacznie zdobna suknia. Co wybierzesz, Yeleno?
Igor Karkaroff
Igor Karkaroff
Zawód : pomocnik w domu pogrzebowym; początkujący zaklinacz; zarządca karczmy
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
his eyes are like angels
but his heart is
c o l d
OPCM : 6 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 17 +3
ZWINNOŚĆ : 9
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Czarodziej
beyond your face I saw my own reflection
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t11807-igor-karkaroff-budowa#364730 https://www.morsmordre.net/t11827-listy-igora#365077 https://www.morsmordre.net/t12117-igor-karkaroff#373077 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t11813-skrytka-nr-2571#364862 https://www.morsmordre.net/t11812-igor-karkaroff#364859
Re: Sypialnia Igora [odnośnik]10.09.23 1:29
Ciasnota zawieszonego między nimi gorąca otulała ich kokonem tak precyzyjnie, że wystarczyłby jeden głębszy oddech, by poczuć rozżarzony na krańcach istnienia ból; spragnieni siebie nawzajem, łapczywie spijający z ust smak utraconych wspomnień, słodycz beztroski i pozbawionych konsekwencji błędów, balansowali na cienkiej granicy wytworzonego porozumienia. Sztucznego? Nie zastanawiała się nad tym, chłonąc jego otępiającą bliskość i ciesząc zmysły intymnością jego pokoju. Nierozważny krok, naprędce przyjęte zaproszenie, bezwstydne przekroczenie granic, instynkt i potrzeba zmieszane w przepastnym kotle letniego upojenia; podążała za głosem pozbawionym melodii, za szeptem pozbawionym dźwięku, za skrawkami myśli wiodącymi naprzód, absorbowała wnętrze pomieszczenia, jakby zetknięta z kaplicą jego brytyjskiej persony znacznie intymniej niż wcześniej. Co dotychczas razem przeżyli - tutaj? Byle przymiarki, rozmowę pełną złośliwości wymierzanych na oślep, bezowocną interakcję zakrawającą o nieuprzejmy profesjonalizm, nic więcej. Teraz miała go przy sobie w zupełnie nowej konwencji, niemłodzieńczej tak bardzo jak kiedyś, a dojrzalszej i skąpanej w angielskiej szarości. Tytuły ksiąg żłobione w eleganckich skórach migały na skraju widoczności, ale nie im poświęciła uwagę, gdy dopadł do niej i rozniecił obezwładniający gorąc, sącząc w jej fizyczność miarowe, podekscytowane drżenie. Pieszczoty Goyle'a były inne, zupełnie inne, a znała wyłącznie je; z narzeczonym jednak nigdy nie nadchodziło smętnie wiszące w powietrzu zwątpienie i zawstydzenie dnia następnego, łączyła ich obietnica i pierścień błyszczący na palcu, z Igorem natomiast, teoretycznie, nie łączyło jej nic. Żadna powinność. Dlatego też, pomimo podniecenia przeszywającego ciało i skoncentrowanego wokół drżących w oczekiwaniu ud, zachowywała resztki rozsądku, nie pozwoliwszy do głosu dojść czystej i nieposkromionej, nieznanej wręcz żądzy. Nie skłamała przy ognisku, nie podarowałaby mu tego, czego się spodziewał, choć sygnały, które odbierał Karkaroff - czy może już Macnair? - mogły być żałośnie inne. Krzywy uśmiech rozsunął kąciki ust w jeszcze szerszym, podjudzonym grymasie, gdy bez trudu wytrzymywała jego błyszczące lubieżnością i prowokacją spojrzenie, zadarłszy głowę z dumą ku górze. Och, znowu to.
- Schlebiasz sobie - odparła rozbawiona, rozumiejąc do czego zmierzał. Te kalumnie, te wyssane z palca insynuacje, te zwidy zmieszane z rzeczywistością. - Okazało się raczej, że panująca między nami obsesja urosła w tobie - ciągnęła cicho, sekwencją miękkich pomruków, podszytych przyjemnością wymienianych złośliwości, tak silnie kontrastującą ze szczerym rozdrażnieniem, które budził w niej tamtego dnia w ciemnej jadalni Przeklętej Warowni. w dzisiejszej perspektywie tamta niechęć wydawała się zatarta. - Ale żeby podążać moim tropem w leśnych ciemnościach? - zacmokała, przeinaczając okoliczności, w jakich dziś przyszło się im spotkać. Nie śledził jej, nie tropił jak wilk włóczący się za krwawiącą sarną, łasy na odurzony kadzidłem kąsek, nie przeszkadzało jej jednak przedstawić mu tego w ten sposób, karykaturalnie przejaskrawiony i pełen dobrego humoru.
A błogość trwała dalej. Przystawiona do męskiego uda stopa naparła na obleczone tkaniną mięśnie, bezskutecznie usiłując wtłoczyć między nich dystans pewnego bezpieczeństwa, z ust spłynęło natomiast zduszone sapnięcie, gdy pchał ją na miękkość materaca i przytwierdzał ją tam stanowczo, pętał jak w sidłach, z których nie mogłaby się wydostać. Udawanie szarpnęła nadgarstkami, jakby testując siłę, w jakich je zakleszczył, a gdy te ani drgnęły, obnażając za to obojczyki wychylające się ponad skromny dekolt, w jej oczach zapłonęło przyjęte wyzwanie. Jego oddech osiadał na zarumienionych policzkach, wargi delikatnie muskały wargi przy wypowiadanych słowach kreślących triumf, a jedna z jej uwięzionych pod nim nóg uniosła się lekko w jego kierunku, oparta o rozgrzane ciało, badająca bliskość jego ud. Brwi drgnęły ku górze, wątpiące i wyzywające. Wierzył, że pójdzie mu tak łatwo?
- Ach, wychodzi więc na to, że sam ich nie pamiętasz - zinterpretowała odroczone historie, przesuwając czubek nosa wzdłuż jego policzka; na dłuższy moment zatrzymała się przy żuchwie, przymknąwszy powieki. Całe jej ciało było napięte jak struna, drżące pod nim nieznacznie, mrowiące pragnieniem, którego uparcie odmawiała zarówno sobie, jak i jemu. Spełnienie zagubione w myślach miało nie nadejść. - Tych mitów, postaci, legend, czy tak? Poświęcisz noc na wertowanie ksiąg i odświeżysz wiadomości, a kiedy stwierdzisz, że nadszedł czas na poranek i obiecane opowieści, udasz, że od początku pamiętałeś je doskonale - godziła w jego norweską dumę, przeciągnąwszy się pod nim z zadowolonym pomrukiem, jak kot, któremu wybitnie podobały się otrzymywane pieszczoty. Ze zdumieniem odkrywała, że dobrze czuła się pod nim: unieruchomiona, zmuszona do ofensywy innego rodzaju, przesuwająca rozwartymi lekko wargami po ciepłej skórze jego twarzy, zanim sięgnęła po kolejny pocałunek, zwieńczony ledwo wyczuwalnym przygryzieniem dolnej z jego warg. - Narysuję na tobie palcem nordycką runę. Jeśli zgadniesz, jaką narysowałam... Pozwolę ci złożyć pocałunek taki, jaki zechcesz. Jeden. A jeśli nie zgadniesz, opowiesz mi jeden mit. Co ty na to? - walka była nierówna, jego wiedza wykraczała poza tajemnice odkryte przez nią, lecz w gruncie rzeczy w obu perspektywach jawiła się jako zwyciężczyni, czy tego chciał, czy nie. Wciąż nie mogła poruszyć ramieniem, wyprężyła zatem plecy, wygiąwszy je w delikatny łuk, sunąc ustami do jego ucha. - Więcej dziś się nie wydarzy - jedynie lapidarny, zachłanny dotyk i wykreowany pocałunek, resztę zamykając w winiecie przyszłości, która nigdy mogła nie nadejść.
Yelena Mulciber
Yelena Mulciber
Zawód : Krawcowa w Cynobrowym Świergotniku
Wiek : 23
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
let's live in the land of yesterday, live in the grand imperial heyday.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11433-yelena-mulciber#353232 https://www.morsmordre.net/t11613-puszkin#359174 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t11612-skrytka-nr-2496#359171 https://www.morsmordre.net/t11635-yelena-mulciber#359725
Re: Sypialnia Igora [odnośnik]10.09.23 23:52
Jak długo miała jeszcze spoglądać nań wzrokiem podniecającej, nie wrogiej, żarliwości? Jak długo zamierzała naiwnie oszukiwać samą siebie, tłumacząc dzisiejszy poryw sensualnej zgody byle kadzidłem? Co w istocie wyniknie z tego chwilowego porozumienia, zawstydzająco sięgającego najbardziej wrażliwych kart obydwu ścierających się ze sobą osobowości? Wiele pytań zastygło między złączeniem ciał, jeszcze więcej najpewniej miało pałętać się w ichniejszym umyśle, niezaspokojonych nigdy kojącą odpowiedzią ulgi. Sczytana z obszernych stron Völuspá, pieśń dumnie rozpoczynająca dźwięczny zabytek islandzkiego piśmiennictwa, skrywała tajniki stworzenia i końca świata, zaspokajając domysły skrzętną opowieścią o spotkaniu lodowej krainy Nilfheim i ognia z kraju Muspelheim; zrodzony z nich Ymir i dalsze, następujące po nich wróżby stanowiły uśmierzającą wścibskość opowiastkę, swoiście zadowalające wyjaśnienie losów otaczającego go wszechświata. Ciekawość dostała się jednakże do jego trzewi, mącąc potrzebą powrotu do obrzydliwej staruchy, nazywającej się odważnie prawdziwą volvą, łączniczką z bogami. Jakże wredna dla świadomości okazała się tamta wieszczba, jakże uciążliwe stało się potem miano zdrajcy; dziś w podobnej manierze ulegał tej podłej absorbcji, zaintrygowany nią, zaintrygowany ichniejszym przeznaczeniem, zaintrygowany wizją sugestywnego wspomnienia. Dziwacznym omamem mieszał się w jego umyśle obraz dawny z obrazem teraźniejszym; oszukańczo, w niezgodzie z prawdą, widzieć w niej chciał tylko tamtą przeszłość, zapamiętaną w atmosferze miałkiego sentymentu i niedoścignionej nigdy miłostki, rozerwanej na strzępu przez błahą waśń o nierozwagę słów. Iluzja ta była jednak przykurzona, schowana gdzieś głęboko w odmętach duszy, oddanej obecnie brytyjskiej błazenadzie, która podpowiadała swawolne korzystanie z dobrobytu otaczającej cywilizacji. Tak też chyba mylnie ocenił dzisiejsze możliwości, tak też chyba niezasłużenie dostrzegł w niej byle dziewuszysko gotowe rozkładać nogi w znak wymownej wiktorii. Albo, po prostu, doszczętnie już uległ perwersyjnej manierze niedbalstwa, głośno odzywającej się w bliskości dzielonej z kobietami. Wartość realnego uczucia miała w tej przestrzeni niewielkie już znaczenie; wartość ulotnych przeżyć fizyczności stała teraz na piedestale wszystkiego. Kawalerska wolność zanadto uderzyła mu do głowy, albo spędzone w nordyckiej gęstwinie lata odzywały się teraz podwójnym echem niesprzyjającej konsekwencji; coś, w każdym razie, grzesznie sprowadzało byle czułość na ścieżkę zwierzęcego instynktu, który drażniąco naprzykrzał się w chwili swojego niespełnienia. Irytowała go zatem niezmiernie, ciągnąc zbędną w tej okoliczności gadkę; zręcznie manipulowała myślą, gdy naprzemiennie przyciągała go i odpychała. Każde narzucenie dystansu pobudzało go jeszcze bardziej, każda wizja zbliżającej się powoli rozkoszy cięła fatalnym ostudzeniem, gdy przecząco odmawiała jego oczekiwaniom.
Tyle że ja się jej wcale nie odżegnałem ― zauważył równie cicho, szokując najpewniej własną otwartością, tym samym czerpiąc z wyrzucanych tu i ówdzie złośliwości. Spodziewała się stanowczego zaprzeczenia? Spodziewała się wyznania zgoła innego formatu? ― Schlebiasz sobie. A przy tym zawodzi cię pamięć ― odparł łagodnie, zarazem jawna stała się w tym przekazie analogiczna kąśliwość. Insynuacje należało tępić, włącznie z obłudą, która, choć wsparta karykaturalnym rozbawieniem, wkradła się chyba w zagłaskane napotkaną namiętnością ego. Niech nie myli niewinnej fantazji z chorobliwym natręctwem, do tego było mu wszakże daleko. Nie byłoby jej, byłaby inna, tłumaczył się w poruszonym nostalgią sercu. I pewnie miał w tym względzie rację, bo dążąca do erotycznego spełnienia umowa z każdą chwilą odraczała się gestem niewieściej powściągliwości. A on nie przywykł przecież do przywiązania, gotów szaleć lubieżnie w powszechności dotyku i w rozpiętości możliwości. Racjonalnie zatem zwlekała z obsunięciem sukienki, trzeźwo zabawiała się jego żądzą, pociągająco pragnęła się przeciwstawić. Rozczulające, jak niedorzecznie wierzyła w siłę własnych decyzji; poruszające, jak bezkrytycznie sądziła, że bez choćby słówka sprzeciwu zdominuje go wydumaną propozycją. Dobrała sobie do tej batalii złego partnera, okrutnie upartego, niezłomnego w podejmowanych próbach jedynaka, który każdą zachciankę dostawał zwykle na tacy. Przyjęła jednak to wyzwanie, bezsilnie chcąc wydostać się spod okręcających ją sideł płomiennego temperamentu, którego nijak chyba nie dało się ugasić. Wszystko to było, co prawda, banalną grą pozorów, a wbrew hipotetycznym przypuszczeniom znał granice jej dobrego smaku. Wystarczył szczery protest niechcenia, by puścił ją wolno; wystarczyłby cichy brak zgody, jęk niezadowolenia, albo jakikolwiek inny gest negacji, by uwolnił nadgarstki od ucisku osobistych wymagań.
Noc poświęcę na... robieniu ci dobrze, nie na czytaniu sag, które znam od podszewki ― wytłumaczył w teatralnym westchnieniu, jakby chciał wreszcie dać upust tej narastającej gorączce. Czy bezpośredniość tej deklaracji wywoła na licu kolejny rumieniec speszenia? Na pewno, ona przecież tak niewinnie próbowała bronić swojej cnoty, jednocześnie muskając w rozrzewnieniu wargi, jednocześnie błądząc nogą gdzieś w okolicach męskiego uda, jednocześnie prężąc się pod nim w kociej postawie. Tak nie postępowały samozwańcze skromnisie, tak nie zachowywały się onieśmielone męską obecnością dziewice. Ile w tym było jednak zręczności prób, a ile niesionej empirią umyślności?
Negocjujmy. Jeden jest niewystarczającą nagrodą za podjęte trudy. Więcej ― uznał po chwili, gotów przyjąć godnie tę prowokację, wzrokiem sunąc po odkrytym obojczyku, opuszkami palców zaczepnie naciągając kraniec ciemnego materiału jej sukni. Zaraz szeptała jednak rozczarowująco, jakby poruszona nagle była brakiem zaufania i własną, minioną już bezpruderyjnością. Zachcesz więcej, Yeleno, jeszcze poprosisz.
Twoja strata ― stwierdził i tak też odstąpił nagle od jej ciała, poderwał się gwałtownie, zostawiwszy ją bez słowa na materacu łóżka; spośród chaosu niewielkiej biblioteczki wyciągnął oprawioną w skórę książkę, przekartkował beznamiętnie, zaraz wciskał w jej drobne ręce, gotów opowiadać bez wygranych i przegranych. Nic z niej na pewno nie rozumiała, całość spisana była wszakże w staronordyjskim stylu, ale gdzieniegdzie dostrzec można było fikuśne ryciny.
Loki, jako symbol ognia, oszustwa i psot, istnieje jako mitologiczny archetyp zdrajcy. Bezustannie towarzyszył bogom i zarazem się ich wyrzekał, aż do ragnaröku, czasu ichniejszej wielkiej walki, podczas której ostatecznie opowiedział się po stronie olbrzymów. Długo znoszono jego wybryki, tłumacząc go szaleństwem i naturą łajzy, ale gdy przyczynił się do zabójstwa Baldura, boga piękna i syna Odyna, w ramach kary przykuto go do skały. Na jego twarz padać miał powodujący cierpienie jad węża. Wierna żona Sigyn czuwała przy nim, trzymając nad głową misę. Ilekroć ją opróżniała, tylekroć Loki trząsł się z bólu, powodując tym samym trzęsienie ziemi.
Słuchasz mnie jeszcze? Czy myślisz już tylko o tym, by z powrotem poczuć na sobie mój dotyk?
Igor Karkaroff
Igor Karkaroff
Zawód : pomocnik w domu pogrzebowym; początkujący zaklinacz; zarządca karczmy
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
his eyes are like angels
but his heart is
c o l d
OPCM : 6 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 17 +3
ZWINNOŚĆ : 9
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Czarodziej
beyond your face I saw my own reflection
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t11807-igor-karkaroff-budowa#364730 https://www.morsmordre.net/t11827-listy-igora#365077 https://www.morsmordre.net/t12117-igor-karkaroff#373077 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t11813-skrytka-nr-2571#364862 https://www.morsmordre.net/t11812-igor-karkaroff#364859
Re: Sypialnia Igora [odnośnik]12.09.23 1:25
Jak długo? Złogi tego pytania odkładały się w parnym powietrzu przylegającym do ciał, szepczące o wątpliwościach, które drżały gdzieś w głębinach świadomości Yeleny. Pełna zarzutów względem własnej fizyczności nie wyobrażała sobie, by mężczyzna taki jak Igor patrzył na nią ze szczerym zainteresowaniem. Jej podbródek był zbyt długi, jej nos zbyt wyrazisty, jej oczy zbyt zimne, jej sylwetka zbyt chuda, nosząca w sobie ślady trwającej od lat choroby, cichego zabójcy przesiadującego w tkankach. Jej istnienie było nie takie, nieporównywalne z pewnością do dziewcząt, którymi musiał otaczać się na co dzień, ślicznych, kształtnych i chłonnych każdego tchnienia atencji. Jak mogła zaufać? Jak uznać, że posąg wyrytych wspomnień na kaplicy adolescencji mógł pokazać mu ją dziś w korzystnym świetle? Stłamszone w gęstwinie myśli przeczulenia roztaczały chaos, szepcząc o tym, że bawił się z nią z braku laku - bo napotkał ją w dogodnym momencie, a wymęczony długą celebracją pierwszego dnia festiwalu lata zdecydował się pocieszyć łatwym kąskiem, zamiast uganiać się za trudniejszą zdobyczą. Brzydsze dziewczęta zawsze wydawały się łatwymi kąskami. Spragnione docenienia i akceptacji, jakiejkolwiek czułości, niedowierzające w szczęście, jakie je spotykało, gdy zwrócił na nie uwagę atrakcyjny młodzieniec. Z Yeleną nie było inaczej. Choć usiłowała tłumić w sobie te natręctwa, patrząc w oczy Igora, tak dziwnie pełne uwielbienia, nie mogła nie dopatrywać się w tym krztyny ułudy, jakiegoś wytworu jej przykrytej kurzem wspomnień wyobraźni. Był przecież piękny, posągowy, mógł mieć każdą. Kadzidlane opary rozmywały co prawda większość oporów na ich krańcach, zmiękczając obawy, kompleksy i rozterki, sycąc ją za to przeciągłym dreszczem podniecenia, gdy ten przyznał się tak otwarcie do fascynacji żywionej wobec jej osoby. Tak nonszalancki, jakby było to prawdą, prostolinijną i niezakrzywioną przez gram teatralnej zwodniczości. Zamrugała, zęby nacisnęły lekko na dolną wargę, zakleszczając jej rąbek pomiędzy obnażoną bielą, wzrok przesunął się natomiast przez długość torsu, by potem powrócić w górę, przez naprężoną szyję, skrojone do pocałunków usta i rozmigotane oczy oprawione ciemnymi rzęsami.
- Mylisz się - zaczęła miękko, gdy zwilżone wargi odzyskały wolność. Oddech nieustannie drżał jednak w rozpalonej piersi, z trudem przemykając szpalerami rozchodzących się po całym ciele dróżek. - Nie zapominam niczego. Nigdy - szepnęła płomiennie. Żadnej wspólnie spędzonej chwili w norweskich pejzażach, żadnych mimowolnych gestów, żadnych zbłąkanych, przypadkowych dotyków, ani tym bardziej pocałunku, który wtedy jej skradł. Dotyku ust opartych o jej niewprawność, łagodnej, młodzieńczej pieszczoty. Spoglądając na jego usta, znów rozpamiętywała ten moment, czując powracające do policzków rumieńce, które pogłębiły się jaskrawszą tintą. Od tamtego dnia czasem odwiedzał ją w snach. Wyobrażała sobie, że obraza nigdy nie przecięła powietrza, a oni pozostali w swoich zagajnikach i swoich miłostkach, bez końca przemierzając nieodkryte jeszcze punkty na norweskiej mapie. Zawsze trudno było jej budzić się z takich majaków. O brzasku przeklinała samą siebie i własną słabość, ale przeklinała też jego, winowajcę tych uczuć. Czy rzeczywiście było to obsesją? Jeśli tak, Salazarze, była winna. Z czasem jego widmo rozmyło się w pełni, zastąpione przez nową figurę i nowy męski wzorzec - dziś jednak znów chciała jego. Znów sięgała do niego drżącymi lekko opuszkami, poznając tajemnice, na które niegdyś była za młoda: gorąc jego skóry, naprężenie jego mięśni, twardość skrytą pod pasem, najszczerszy dowód ciągoty. Jakże rozkosznie byłoby poddać się temu pragnieniu, zaniechać rozsądku i oddać mu się tak intymnie, bez opamiętania, jak nie miał jej jeszcze nikt... Lecz rozum krzyczał i karcił. Odmawiał nawet w obliczu bezwstydności wybrzmiewającej niskim, wibrującym tembrem; znów szarpnęła się pod nim, tym razem nieco mocniej, z rozchylonymi w podnieceniu wargami i zaćmionym zaskoczonym zawstydzeniem spojrzeniem.
- To ślubny dar - wzbraniała się drżąco, rozpostarta pod nim z wdziękiem spętanego zwierzęcia zaglądającego w oczy drapieżnikowi; ocierająca się o jego uda noga znów poruszyła się delikatnie. - Nie mogę ci go oddać - a mimo to wyprężała szyję i szukała jego warg, spragniona chociaż pocałunków i pieszczot języka, za którym zdążyła zatęsknić. Bo cóż innego mógł mieć na myśli, jeśli nie to, to absolutne połączenie ciał i zatarcie granic fizyczności? Znikoma wiedza podkreślała rażące braki, Goyle nie zdążył nauczyć jej wszystkiego, zaś od jego śmierci Yelena skrupulatnie unikała zderzenia z lubieżną potrzebą. Policzki płonęły, czerwone jak krew, nadgarstki ocierały się o zakleszczone na nich dłonie, lecz daleko im było do pragnienia ucieczki. - Więcej zatem - zgodziła się, zanim rozsądek nakazałby inaczej. Dostrzegając natomiast jego spojrzenie, mimowolnie odchyliła głowę do tyłu, akcentując smukłą szyję, która zapraszała ku sobie rozgrzane wargi. Całuj mnie, Igorze, całuj, skoro tylko na tyle możemy sobie pozwolić. Całuj mnie bez pamięci aż zastanie nas jutrzenka. Całuj...
Lecz jego już przy niej nie było. Podniósł się, odszedł, pozostawiwszy ją na łóżku zdjętą zdumieniem. Zanikająca sylwetka pozostawiła po sobie nieprzyjemny chłód, który uderzył w nią wraz z rozczarowaniem. Ale czy nie tego oczekiwała? Zastygła w bezruchu i wydała z siebie głębokie, oczyszczające westchnienie. Nagle wydawał się tak odległy, tak nieosiągalny; Yelena powoli podniosła się na łokciach, odnajdując go wzrokiem, stojącego przy biblioteczce, z wertowaną księgą w dłoni. Nie zdążyła jeszcze podnieść się w pełni, gdy lektura została wepchnięta w jej dłonie, symbol naburmuszonego rozdrażnienia. Spojrzała więc na oprawioną w skórę okładkę z wyrytym w niej runicznym pismem, bo księgę zdążyła zamknąć, zasłuchana za to w opowieści spływające z jego ust. Płynnym ruchem później uniosła się do siadu, wsuwając się w głębinę łóżka, z nogami ułożonymi na boku, jedna na drugiej, podczas gdy ciężar ciała spoczywał na ręce. Drugie ramię, niemal obnażone przez osuniętą suknię, wyciągnęła w jego kierunku.
- Jesteś za duży, by tupać nogą - upomniała go z uśmiechem poruszającym kącikami ust. Naprawdę oczekiwał jedynie bezecnego spółkowania? Tyle z niego zostało na angielskiej glebie? - Chodź do mnie, bliżej. Tutaj - podbródkiem wskazała na miejsce tuż obok, gdzie mógłby opowiadać z ciałem opartym o ciało, z dłonią zgubioną pomiędzy jasnością rozmierzwionych kosmyków. Być może za sprawą kadzidlanego narkotyku, a być może za sprawą samej siebie czuła się pozbawiona ważnego elementu, gdy nagle zabrakło go u jej boku. - Czy po śmierci Baldura Loki nie zdradził żony z Angrbodą? - spytała cicho, przyzywając w pamięci okruchy wiadomości, którymi dawniej ją karmił. - Dając początek potworom - odgarnęła pukiel za ucho, przechyliwszy głowę do boku, z zarysowaną linią szyi i wyraźnych obojczyków odznaczających się pod skórą, gdy przyglądała się mu przedziwnie czułym spojrzeniem. Wróć do mnie, Igorze. Jeśli potrafisz, chciej mnie taką, jaką dziś jestem i taką, która dać ci może niewiele. A jeśli nie, pokaż mi swoje zepsucie i wzgardź mną, bym i ja znów mogła tobą pogardzać.
Yelena Mulciber
Yelena Mulciber
Zawód : Krawcowa w Cynobrowym Świergotniku
Wiek : 23
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
let's live in the land of yesterday, live in the grand imperial heyday.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11433-yelena-mulciber#353232 https://www.morsmordre.net/t11613-puszkin#359174 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t11612-skrytka-nr-2496#359171 https://www.morsmordre.net/t11635-yelena-mulciber#359725
Re: Sypialnia Igora [odnośnik]14.09.23 16:56
Płomyki świec migocząco chybotały się w niestabilnym pionie, rzucając na twarze zaledwie blady cień niepoznanej emocji; tocząca się od dawna gra pozorów zmieniała tor swojej ścieżki, płynnie lawirując między fascynacją, a niechęcią, między angielską wrogością, a nieaktualnym wymiarem tamtej norweskiej, młodzieńczej miłostki. Głosem jawnej niejednoznaczności odzywała się dzieląca ich przestrzeń, raz przecinana złośliwością wymienianych ripost, innym razem kojąco spajana dłużyzną zachłannych pocałunków. Dzisiaj gniew ustąpił pod naporem kadzidlanej namiętności, jutro jednak mogła już na powrót nie znosić go w pełni, oburzona własną słabością, oburzona być może brakiem zobowiązania. Zmarłe widmo narzeczonego zasługiwało niegdyś na pieszczoty, te dzielone były wszakże w aurze obopólnego zaufania, skwitowanego jednością postanowienia o dumnym ślubie; w stykających się ze sobą ciałach nie spoczęła dotąd choćby myśl o podobnej przyszłości, jakby w istocie pisane było im zaledwie efemeryczne napięcie, zaraz rozładowane kolejną zbliżającą się waśnią. Jej zimne spojrzenie, jej za długi podbródek, jej zbyt wyrazisty nos, jej wątła figura jawiły się nienazwanym kompleksem, w istocie nie będąc wcale wyrazem nieatrakcyjności; on zdawał się te wydumane przezeń niuanse pomijać, doceniając długość miękkich włosów, doceniając gładkość cery, doceniając dyskrecję uśmiechu oraz rumiane policzki zawstydzenia. Rozpasanych dziewuszysk nie zwykły peszyć proste porywy namiętności, nieobyczajnych rozpustnic nie napędzało doraźne pozytonium warg. Może dlatego dzisiaj, w pokoiku skąpanym w blasku księżyca i komety nocy, zapragnął właśnie jej, osobistej namiastki historycznie pięknych wspomnień zdziczałej duszy. Jakże przyjemnie było móc zostać wtedy jej przewodnikiem, wyrwać się z matni ambicji i obowiązków, ulegając urokom przyrody i obcowania z niewidzianą od miesięcy kobietą; jakże przyjemnie było wtedy naiwnie uwierzyć, że skamieniałe serce zdolne jest do czegoś większego, oddając się nienormalnej wrażliwości. Była teraz uzupełnieniem dla tęsknoty, jakąś dziwacznie poruszającą cząstką straconego ja, pochłoniętego doszczętnością brytyjskiej bufonady. I to chyba rysowało ją tak znacznym podnieceniem, razem z ograniczoną konserwatyzmem cnotliwością, która nie pozwalała sensownie skwitować im tego wieczora. Co ciekawsze, zdawał się podobać jej także w przybranej tu formie, nijak przypominającej już tamtego zakochanego w Skandynawii chłopca. Zupełnie jakby czas ukształtował jej preferencje; jakby czas wymusił na niej potrzebę posiadania egoistycznie narcystycznego mężczyzny, który najpewniej wcale na nią nie zasługiwał. Goyle był taki sam? A może lgnęła teraz do niego również wiedziona zaledwie wyobrażeniem Igora Karkaroffa, którym już nie był? Zapach sandałowego drzewa oddalił rozsądek na rzecz ckliwych, trącających romantyzmem reminiscencji, nieprzyjemnie zjadających ich od środka najpewniej już od chwili rozstania o jutrzence, naznaczonego jarzmem dylematu. Perypetią, która nie dawała jasnych odpowiedzi na wykwitłe w umysłach pytania. Bardziej bliscy, czy bardziej obcy? Tacy sami, czy inni?
A zapomnisz kiedyś wreszcie o tamtym?O tamtych nieudolnych słowach uznania, powinien dodać dla klarowności, ale ciężarem było przyjąć na siebie winy nieświadomości. Nie mógłby podejrzewać nawet, że nastoletnia mrzonka dręczyła ją później w snach, drażniąco przypominając jej o tym skurwysyńskim licu, nazywającym ją wtedy okropną obelgą. Obsesja, czy raczej naturalne zauroczenie, coś niechybnie popychało ją w jego kierunku, po miesiącach rozłąki znów pozwalając jej ugrząźć w tych samych ramionach. Silnych i ciepłych, wtedy czule obejmujących, teraz nieczule instynktownych, drapieżnie żądnych więcej. Zbłądzoną gdzieś pomiędzy udami nogą mimowolnie zbadać musiała najszczersze świadectwo tej chciwości, ale brzydkiemu dziewczęciu musiało to przecież schlebiać. To perwersyjne odczłowieczenie, te bezpośrednie propozycje. Pozostawała jednak konsekwentnie nieugięta, z satysfakcją bawiąc się nim jak kukiełką, przyciągając i odpychając jednocześnie.
Niech będzie. Marniej w tym postanowieniu aż do ślubu ― uznał niby beznamiętnie, po raz ostatni składając na jej szyi miałki wyraz swoich potrzeb. Wcale nie widział w niej zdobyczy, wcale nie myślał porzucać jej bestialsko, ale zniecierpliwienie sięgnęło już kuriozalnego szczytu. I tak też pesymistycznie postanowił przemówić po raz kolejny: ― Jakże przykrym może okazać się ten dar, jeśli obdarujesz nim męża, na którego nie będziesz mogła patrzeć, bo wepchnięta zostaniesz w aranżowany układ. ― Hipotetycznie postanowił przez chwilę dumać sobie na głos, chłodem szarych tęczówek wwiercając się w rozszerzone hajem i ciemnością źrenice. Nie żebym tego właśnie ci życzył, wybrzmiało niemo w duchu, który karcąco postanowił przedstawić jedną z potencjalnych możliwości. Zaraz potem już oddalił się od niej w strofującej manierze, szukając odpowiedniej książki i podpalając końcówkę papierosa o leciwe źdźbło pobliskiego ognika. Zniesiesz tę gorycz, Yeleno? Długo wytrzymasz? Zgodnie z oczekiwaniem otrzymał łechtającą ego prośbę, prędkie potwierdzenie swoich wyzywających domysłów. Gotów był droczyć się dalej, bocząc się w geście obrażonego dzieciaka, ale ułożoną na boku sylwetką zasłużyła na powrót. Tak przynajmniej tłumaczyć chciał swoje nieuleczone rozczarowanie, spotęgowane dystansem dzielących ich kroków i nieistotną dlań teraz rozmową o mitologii. Być może tak właśnie skończyć się miała ichniejsza zgoda ― cichym zrozumieniem odgrywanych w swoim towarzystwie ról, służalczym podporządkowaniem przeznaczeniu. Tak też opowiadał z wolna o losach Lokiego, przeplatając te fakty dusznością dymu i reprymendą rezerwy; napięcie zniknęło gdzieś w połaciach niewspółmiernych celów, gasnąc w tonie banalnej rozmowy. W końcu pozbył się ostatków spalonego kiepa, dosłyszał pytanie o kochankę, podszedł do skraju łóżka, łącząc palce z wyczekującą dotyku, kobiecą dłonią.
Tak, zrobił to. Urodziła mu trójkę dzieci, które przez tysiąclecia nie ubiegały się o kontakt z matką. Nienawidziła Sigyn i nienawidziła Sleipnira, których jej córka Hel postanowiła zaprosić na rodzinne spotkanie w Helheimie. Zdradzili ją wszyscy, więc uchodzi za zwiastunkę smutku ― odpowiedział, siadając na łożu, zwrócony do niej plecami, jak statyczny wosk, albo majestatyczna rzeźba. W końcu jednak uległ jej ponownie, kładąc się tuż obok, zaszczycając ją w końcu spojrzeniem.
Skąd to zainteresowanie Lokim? To nie jest bóg, do którego się modlono. Zamiast tego błagano innych bogów, by trzymać go, ten chaos, z dala od doczesności. To zdrajca, to rozszczepienie pomiędzy Asami i Jotunami, to połączenie mężczyzny i kobiety. To przyjaciel i wróg, to przestępca i bohater, najbardziej niejednoznaczna postać mitów ― wymieniał w niezrozumieniu, tępym wzrokiem wpatrując się w zawieszony wysoko sufit. ― Utożsamiasz się z nim? ― dopytał po dłuższej przerwie, w końcu sięgając oczyma w stronę rozpościerającej się w błogości sylwetki.
Powiedz, Yeleno, powiedz, czy i tobą mąci analogiczna rozbieżność.
Igor Karkaroff
Igor Karkaroff
Zawód : pomocnik w domu pogrzebowym; początkujący zaklinacz; zarządca karczmy
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
his eyes are like angels
but his heart is
c o l d
OPCM : 6 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 17 +3
ZWINNOŚĆ : 9
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Czarodziej
beyond your face I saw my own reflection
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t11807-igor-karkaroff-budowa#364730 https://www.morsmordre.net/t11827-listy-igora#365077 https://www.morsmordre.net/t12117-igor-karkaroff#373077 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t11813-skrytka-nr-2571#364862 https://www.morsmordre.net/t11812-igor-karkaroff#364859
Re: Sypialnia Igora [odnośnik]17.09.23 21:47
Ledwo sprostował dawny błąd, a już poszukiwał zań zapomnienia. Już napierał na żelazne mury pamięci, domagając się zmazania win. Uśmiech dotykający kącików ust Yeleny zakrawał o rozbawioną pobłażliwość, gdy kadzidlane tchnienie rozpierające od środka pajęczyny żył odmalowało jego słowa jako skądinąd ujmujące, przydające mu potrzeby, o jaką wcześniej by go nie podejrzewała. Igor utkany z jej zakrzywionego mniemania wzruszyłby jedynie ramionami, dochodząc do wniosku, że nie obchodziło go to, czy kiedykolwiek mu przebaczy; nie był zainteresowany absolucją, polerujący własne paznokcie na błysk o ciała podległych mu kochanek, panien, które zapomniałyby o wszystkim, gdyby tylko je o to poprosił. To, jak wykraczał poza jej skąpane w goryczy oczekiwania, miało w sobie dziwnie cytrusową świeżość. Odbiegające od wyobrażenia zachowanie orzeźwiało ją jak wieczorny zefirek obmywający ciało ze wspomnienia upalnego dnia. Wiedziała o czym mówił, choć dryfujący po kadzidlanym morzu umysł ściągał ku wirowi tego pierwszego nieporadnego pocałunku, lapidarnego, kruchego zetknięcia warg pod baldachimem norweskich gałęzi - ale tego nie powinna zapominać, on nie powinien zapominać. To była ich przeszłość, ich definicja, coś, co spopieliło ich i narodziło dziś na nowo, zapraszając dwa zmęczone umysły do wątłej szarfy rozciągniętej między dwoma wieżami, mostu, po którym mogliby podążyć, by spotkać się gdzieś w połowie drogi.
- Nie wiem. Takie wspomnienie trzeba czymś zastąpić, przyćmić - odpowiedziała niespiesznie, z głową przechyloną do boku, a płomienie rozpalone na knotach świec przesunęły ciepłą łunę wzdłuż pasma jasnych włosów spoczywających na ramieniu. - Póki co jesteś na intrygującej drodze - dodała powłóczystym pomrukiem, ciepłym i dźwięcznym. W jedną sierpniową noc przyniósł jej więcej emocji niż dokonało tego przeznaczenie całego poprzedniego roku, spędzonego na ponurej żałobie wczepionej szponami w tkankę opustoszałego serca, a choć trudno było mówić o nagłym zrywie zakochania, jak wtedy, gdy razem czarterowali skandynawskie ścieżki, to rozpalił jej skostniałe dotychczas wnętrze i pozwolił słodkiemu oddechowi pełniej wyścielać płuca. Dlatego jeszcze stąd nie odeszła - bo czuła przy nim szarpiące się w klatce żeber dudnienie serca, którego nie czuła od dawna. Bo dotyk jego dłoni lizał skórę płomieniami odpychającymi w niepamięć szron, którym się oblekła. Bo w jego oczach widziała coś, co mogło powstać jedynie z jej czczych pragnień, a co sprawiało, że drżała przy nim w podszytym słodyczą wspomnień oczekiwaniu. Być może już zawsze mieli orbitować wokół siebie w ten sposób, labilni, utrwaleni w biało-czarnej sekwencji relacji, która nie dopuszczała szarości, jednonocna miłość i wieloletnia nienawiść. Jednonocna nienawiść, wieloletnia miłość. Nie poświęcała temu logicznej myśli, skupiona do reszty na tym, by nie pozwolić ciału omotać jej zbyt potężnym pragnieniem, wszakże fizyczność musiała pozostać w ryzach, ściśnięta stalową obręczą czystości, choć on wcale jej tego nie ułatwiał. Wił się wokół jej kości jak mityczny Jormungandr, niemalże czuła podskórne migotanie jego ruchów, kiedy przypominał o podnieceniu gorącem oblewającym wnętrze jej ud - a potem ukąsił ją i wtłoczył truciznę w żyły, zabarwiając krew lepką czernią. Otwarła oczy nieco szerzej, chmurniejąc pod nim wyraźnie, choć kadzidło nie pozwalało na wybuch gniewu, który zapragnął utorować sobie drogę na powierzchnię.
- Nawet jeśli tak będzie, zniosę to z godnością - odparła pomiędzy głębokim i powolnym oddechem, drżącym tuż przed tym, jak zwrócona zostawała mu wolność. Zgodziłaby się na ślub wzmacniający koneksje Ramseya i służący jego celom, wiedziała również, że kuzyn, jeśli zapragnąłby decydować o jej ślubnym kobiercu, nie wybrałby dla niej niedojdy ni słabeusza. Nie tylko w arystokratycznym świecie takie decyzje miały polityczne podłoże, sama Yelena natomiast zdawała sobie z tego sprawę, jakkolwiek niewygodną i niechcianą było to dla niej myślą. Ślub bez miłości, przyszłość bez miłości. - Już raz się z tym liczyłam - przyznała niespodziewanie, bo Goyle nie był wyborem jej serca, nie. Był wyborem jej ojca. Sama z czasem nauczyła się go szanować, doceniać i prawdopodobnie kochać, i dzięki temu przyszła przypieczętowana pierścieniem unia stała się znacznie łatwiejsza. Igor jednak tego nie wiedział, powiedziała mu jedynie to, że jej lojalność oscylowała wyłącznie wokół najbliższej złączonej krwią rodziny. Czy miało go to szokować, odstręczyć? Niemal sapnęła z rozczarowaniem, gdy poczuła jego oddalające się nagle ciepło, kiedy przeszedł pod biblioteczkę i odszukał księgę, ostentacyjnie, wręcz z przytupem podkreślając własne niezadowolenie. Nie do tego przywykł, nie takie miał plany, nie dziwiła mu się. Los obdarował go tak hojnie, że żalem byłoby nie skorzystać z dobrodziejstwa fizyczności do zjednywania sobie jednonocnych kochanek, dodających do rozpasanego ego kolejnych dowodów męstwa. To, co dla niego było banalną rozmową, dla niej jednak miało wartość ponad fizyczne igraszki - od tak wielu lat nie mieli okazji porozmawiać, po prostu ze sobą być, a to za tym tęskniła najbardziej. Za prostotą przebywania w jego towarzystwie, nawet w ciszy. Uśmiechnęła się pod nosem, kiedy z powrotem dołączył do niej na łóżku, racząc ciszę pomieszczenia brzmieniem głosu rozplatającego przed nią węzły skandynawskiej opowieści, i kiedy położył się obok, ułożyła głowę na jego ramieniu, dłonią muskając ramię przeciwne. Stąd mogła słuchać nie tyle jego wyjaśnień, co i bicia jego serca.
- Uważasz mnie za niejednoznaczną? - najpierw odpowiedziała pytaniem na pytanie, zaskoczona, do tej pory nie myśląc o tym w ten sposób. - Nie jestem pewna. Być może. Czasem mam wrażenie, jakbym żyła jednocześnie teraz i dwanaście lat temu, kiedy nasz dom trawiły płomienie. Jakbym utknęła gdzieś po drodze i próbowała otworzyć drzwi, które zawsze pozostają dla mnie zamknięte. I jakby gdzieś za rogiem non stop czaiła się śmierć, od której próbuję uciec, bo żyję wykradzionymi latami. To chaos, ale tylko głęboko we mnie - przyznała z cierpkim, zamglonym uśmiechem, sycąc płuca długim oddechem, oczyszczającym, mającym przynieść ulgę. Na taką szczerość nie pozwalała sobie zbyt często, czy o tym wiedział? Trudno powiedzieć, czy winowajcą stało się kadzidło, czy może to dawna łatwość odsłaniania przed Igorem skrawków duszy przez nią przemówiły; śmierć miała ją spotkać za niecałe dwadzieścia lat, nieuchronna, niewrażliwa na błagania, wkradająca się w wychudłe kończyny. Tak będzie i być musi. Yelena sądziła zatem, że zimnem będzie w stanie się na to przygotować; że odsunie od siebie najbliższych na dystans rozłożonego ramienia i dzięki temu zarówno jej, jak i im będzie łatwiej z przedwczesną zgnilizną odejścia. Parszywe karty parszywego losu. Westchnęła przeciągle i przesunęła się tak, by oprzeć plecy na jego torsie, ze wzrokiem utkwionym w suficie i dłonią sięgającą w górę, z palcami prężącymi się z gracją we wręcz tanecznej manierze, tak jak zrobiła to przy ognisku. Pukle jasnych włosów miękko wyścielały jego ramię, gdzie osiadły i odbijały rozkoszny blask świec. Teraz to serce, w które się wsłuchiwała, biło pod nią. Jego krew płynęła pod nią. Unosił ją wraz ze swoim oddechem i otulał ciepłem, które od niego emanowało, ciepłem wiosennego poranka po długiej zimie. - Ale Loki zawsze kojarzył mi się z tobą - dodała po chwili. Błagała bogów, by trzymali go od niej z daleka, on jednak nie usłuchał i wrócił, i przyniósł ze sobą rozjaśnienie dawnego sporu. - Kiedy w norweskich lasach opowiadałeś mi o mitach, to twoją twarz widziałam w wyobrażeniu o nim. Przyjaciel i wróg. Przestępca i bohater - powtarzała po nim, odwróciwszy ku niemu głowę. Dłoń oparła na jego policzku i przysunęła go do siebie, muskając ustami jego usta, gdy wypowiadała te słowa, po czym przesunęła dłoń wyżej i znów zatopiła palce w jego włosach, bawiąc się nimi i mierzwiąc, zanim język znów trącił język. Całuj mnie, kiedy nie opowiadasz. Całuj.


The lessons of the fire as we reach for something higher.
Yelena Mulciber
Yelena Mulciber
Zawód : Krawcowa w Cynobrowym Świergotniku
Wiek : 23
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
let's live in the land of yesterday, live in the grand imperial heyday.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11433-yelena-mulciber#353232 https://www.morsmordre.net/t11613-puszkin#359174 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t11612-skrytka-nr-2496#359171 https://www.morsmordre.net/t11635-yelena-mulciber#359725
Re: Sypialnia Igora [odnośnik]20.09.23 19:13
Nienormalną potrzebą trącała w nim teraz wizja wybaczenia, ta mityczna łaska, przełamująca zlodowaciałe połacie dzielącego ich powietrza. To przypominało zgoła rześką, poranną bryzę nad fiordem, przyjemnie pachnącą, zarazem drażniącą nozdrza przenikającym skórę zimnem; dobrze było poczuć na licu smaganie takiego wiatru, jednak po czasie i on stawał się przesadnie nadgorliwy, irytująco ostry i surowy. Analogicznie należało myśleć o ichniejszej waśni, dotąd nieskwitowanej jeszcze zasłużonymi przeprosinami, ani jawnym darowaniem, dotąd przyćmionej zaledwie ciepłem rozrzewnionych warg, doraźnie roztapiających pokryte szronem, wzajemne pretensje. Błąd w komunikacji, chciałoby się rozsądnie wyjaśnić zastały stan rzeczy, choć cała sprawa jawiła się z pewnością większym skomplikowaniem; na jej młodzieńczej wrażliwości pozostawił bowiem głęboką rysę rozczarowania, ona natomiast wykazała się równie zawodnym nierozsądkiem, nie zaszczyciwszy go wyjaśnieniem aż do teraz. Potrzebowali kadzidlanego haju, pachnącego sandałowym drzewem i niewypowiedzianą na głos tęsknotą, by poruszyć skorupę istniejącego w letargu już od lat konfliktu. Naiwnie sądził, że nie wyrośnie mu przed oczami nigdy więcej, naiwnie prosił, by tak właśnie się nie stało ― w innym wypadku gniew za zruszone wówczas kości musiałby znaleźć ujście w akcie podłej zemsty. Kim wszakże była, żeby karać go taką ujmą? Nieznośną dziewuchą, myślał tuż po tym, jak kwieciście ujął w nieodpowiednie słowa swój poetycki obrazek ckliwego romantyzmu; głupim dzieckiem, dopowiadał jeszcze, personalnie urażony okolicznością, która nad wyraz dobrze przypominała odrzucenie. A nikt go przecież wcześniej nie śmiał odprawić z kwitkiem; nikt nigdy nie śmiał przeciwstawić się żadnej propozycji, kierowany raczej ujmującą aparycją, niźli pociągającym charakterem, ale motywacja nie miała dlań w tym dylemacie większego znaczenia. Ten drugi rysował się bowiem paskudnym narcyzmem, dziwaczną dążnością do triumfu, wiecznym niezaspokojeniem; twarz i ciało były jednak satysfakcjonująco dorodne, najwyraźniej na tyle, że skutecznie przysłaniały wszelkie niedociągnięcia ducha. Pierwszy raz zaznał wtedy odmowy, co uderzyło weń, rzecz jasna, niebywałą siłą; mocy dodawał jeszcze fakt, że srogość jestestwa rozpłynęła się gdzieś w odmętach doznawanej izolacji i tak, chwilowo i nieodrzecznie, uwierzył w miłowanie. Być może dzisiaj przyniosła myślom to samo zaślepienie, skoro tak bardzo pragnął, by wreszcie zapomniała. Być może dzisiaj zdjęła zeń maskę obcej, angielskiej persony, którą tak dumnie reprezentował podczas wystawnych kolacji.
Nie kłóćmy się więcej ― zaproponował cicho, wsłuchując się w zapewnienia, że być może wywalczy kiedyś ten wyczekiwany spokój. Miała w sobie zadrę, której nie miał rozwiać byle pocałunek; miała w sobie żal, którego nie miała zmyć intymność jednej nocy. Mogła pamiętać, byleby tylko przebaczyła; mogła się gniewać, byleby nie o tamto niezrozumienie z przeszłości. Zmierzali w dobrym kierunku, ale droga ta nagle stać się mogła dojmująco kręta i wyboista; oboje zdawali się nie mieć pojęcia, co w istocie czekać ich miało choćby o jutrzence, ale chyba odpowiadało im bezmyślne oddawanie się losowi.
Nie wątpię ― odparł bez krzty ironii, szarością spojrzenia omiatając drżenie kończyn, jawnie rozbudzone rzuconą w eter złośliwością. Taki już był, do reszty kąsający każdy skrawek należącej do niej materii, do reszty zajadły w swoich hipotetycznych zadumach, wypowiedzianych zresztą tylko dlatego, że nie dostał tego, czego nieskrywanie żądał. Inny scenariusz tejże rozmowy na pewno nie przyniósłby podobnej uwagi. ― Co się z nim stało?Z twoim narzeczonym, powinien dodać dla pełni zrozumienia, ale ciekawość wylewająca się z jego spojrzenia zdradzała już właściwie wszystko. Kim był ten, którego nakazano ci poślubić, Yeleno? Dlaczego nie zwą cię jeszcze mianem jego żony? Podświadomie chciał usłyszeć więcej, choć pozornie niezainteresowana statura wzbraniała wargi przed zalaniem jej potokiem wścibskich pytań. Zapewniała go ostatnio, że poświęca się wyłącznie rodzinie, służąc dzielnie swojemu namiestnikowi, ale służąc przede wszystkim też sobie. W jadalnianej konfrontacji nie padła deklaracja względem żadnego wybranka; zresztą, chroniąca tak wytrwale swej czystości, nie odważyłaby się postąpić pełnią niemoralnego czynu sensualności. Nie, jeśli formalnie należałaby już do kogoś innego. Była więc dziś cała, na wyłączność, tylko dla niego; pomiędzy wymienianymi symultanicznie oddechami nie padło żadne zobowiązanie, ale tak chciał już o niej myśleć. Trochę przedmiotowo, jak o rozkosznej zabawce, i trochę z uczuciem, jak o swojej namiastce Norwegii. Bez zająknięcia wykorzystywał więc akty niemej manipulacji w grze kobiecymi oczekiwaniami, z zadowoleniem spijając z jej warg słowa skargi, z płuc głębokie westchnienia utrapienia, z kości znużenie marazmem. Chciała go tak samo, najpewniej równie mocno; chciała dotyku i pocałunków, chciała czułości i bliskości. Na twarzy wyrósł dyskretny uśmiech, proste świadectwo ukontentowanego ego, wiecznie niezasłużenie majaczącego gdzieś u szczytu rozpiętości.
Owszem ― przytaknął stanowczo, gotów wysłuchać o ciężarze dywagacji, który kierował nią w tej parszywej rzeczywistości. ― Musisz to wszystko ujarzmić, jakoś wyrwać się ze stagnacji minionych czasów, jakoś pozbyć się tego lęku ― zaczął przejęty, czując na sobie ciepło jej palców i pokrewność bijących serc. Może i nie czuł rytmu jej wnętrza, wierzył jednak w szczerość trudu wyznania, którym postanowiła go obdarować; to wystarczyło, by wyrazy goryczy zaistniały echem dawnego zaufania, splecionego między nimi pod skandynawskim nieboskłonem, usłanym kaskadami gwiazd oraz szumiącymi nocą igłami świerków i sosen. ― Potrzebujesz szczęścia. Tutaj i teraz, w doczesności, dopóki jeszcze możesz ― dodał po chwili, obejmując ją ciasno ramieniem, jakby w sygnale wsparcia. Mogła mówić dalej, mogła opowiadać aż do rana, jeśli tylko miałoby to przynieść jakąkolwiek ulgę. Dla niej, zdawałoby się, na powrót potrafił stać się ludzkim.
Więc tamta wieszczba to prawda. Tak samo jak on będę też zdrajcą ― uznał w niejednoznacznym rozbawieniu, osobiście nie dostrzegając w tym porównaniu żadnej słuszności. Zaraz zaszczyciła go jednak znowu strugą miękkich pieszczot, zaskakująco wdzięcznych, nie tyle dla dzierżonej uprzednio fantazji, co kojąco błogich w całym wyrazie tego zażyłego sprzężenia. Zupełnie jakby licząca się jeszcze przed chwilą fizyczność zniknęła w afekcie nastrojowego zachwytu. Na żadną inną nigdy dotąd tak nie spoglądał; każda inna była wszakże byle rozpasanym dziewuszyskiem, z której chciałby zerwać tylko połacie zakrywającej jędrność skóry halki. Chwycił ją mocniej, dłonią błądząc gdzieniegdzie pośród materiału sukienki, ale już bez uprzedniej intencji; całował ją mocniej, na ostatkach wydechu, prostodusznie ciesząc się z jej obecności. Pachniała słońcem i beztroską, widniała tęsknotą, umilała czas rozmową i milczeniem. W krótkiej przerwie frenetycznych westchnień kciukiem pogładził wierzch policzka, już zaraz formułując szeptem dudniące w głowie pytanie:
Kim więc jesteś ty?
Igor Karkaroff
Igor Karkaroff
Zawód : pomocnik w domu pogrzebowym; początkujący zaklinacz; zarządca karczmy
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
his eyes are like angels
but his heart is
c o l d
OPCM : 6 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 17 +3
ZWINNOŚĆ : 9
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Czarodziej
beyond your face I saw my own reflection
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t11807-igor-karkaroff-budowa#364730 https://www.morsmordre.net/t11827-listy-igora#365077 https://www.morsmordre.net/t12117-igor-karkaroff#373077 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t11813-skrytka-nr-2571#364862 https://www.morsmordre.net/t11812-igor-karkaroff#364859
Re: Sypialnia Igora [odnośnik]23.09.23 21:03
Słodka prośba zagościła w jej sercu tchnieniem ciepła meandrującym przez arterie żył, tak niewinna, czysta i prosta. Nie kłóćmy się więcej, nieskoordynowana z nicią przyszłości przysięga zaklęta w bańce kadzidlanego upojenia i odnalezionego na nowo porozumienia. Jej uśmiech zajaśniał wyraźniej, tknięty pewnym rozczuleniem, gdy oczy spoglądały w oczy, a cisza zaległa między nimi na moment świadomie rozciągnięty w niepewności. Być może zadziornie nie odpowiedziała od razu, zamiast tego przyglądając się śnieżnej szarości tęczówek, w których wylegiwały się znajome włókienka, jakie na zawsze już chyba wyryły się w jej pamięci. Po przymknięciu powiek widziała je niczym słoneczny powidok błyszczący w ciemności, każde z nich splecione z następnym jak misternie utkany gobelin, którego nie była w stanie wyplenić ze wspomnień nawet pomimo skłębionych w trzewiach niechęci i rozczarowania. Niegdyś je idealizowała, te dwie srebrne tarcze - przypominały jej księżyc królujący na atramentowym norweskim niebie, albo gwiazdy ukazujące kierunek wędrówki, by nie zagubić się w bezkresie borów naszpikowanych zwierzyną. A dziś? Mogłaby patrzeć w te oczy i sycić się nimi od nowa, w bezpieczeństwie tego, co ważne i znajome. Ważne kiedyś, czy ważne też dzisiaj? Nie była pewna, nie poddawała tego rozmyślaniom.
- A potrafimy? - spytała w odwecie cicho i miękko, niepokornie, z wyzwaniem pchniętym w powietrze, którym oddychali dziś razem. Nie trwało to jednak długo, zanim dodała następne słowo, przypieczętowujące przymierze. Trwałe? To będą musieli poddać sprawdzianowi. - Spróbujmy - zdecydowała więc spolegliwie, ale nie bez twardości czy determinacji dźwięczących w głosie. Nie traciła charakteru nawet pod wpływem kadzidła, choć ono temperowało zwyczajowy chłód, którym otaczała się jak futrem chroniącym przed wichrową zimą. Czy będzie w stanie zapomnieć i wybaczyć? Czy odpuści drzazgę wbitą głęboko w serce? Czas musiał to pokazać, dlatego też nie obiecywała mu, że nie pokłócą się nigdy - bo trwałość ich sojuszu zależała od obojga. Gdyby nie zakleszczone w kajdanach jego dłoni nadgarstki, sięgnęłaby teraz do jego twarzy i przesunęła opuszkami palców po policzku, rozpamiętując fakturę skóry, niegdyś jakby nieco delikatniejszej, dziś natomiast przywodzącej na myśl elegancką tkaninę. On jednak nie puszczał, nie pozwalał jej uciec pomimo okazyjnych szarpnięć i nieznacznie wijącej się pod nim sylwetki. Ostygła nieco dopiero gdy na wokandę powołali temat jej niedoszłego małżeństwa. Uśmiech spełzł wówczas z warg i pozostawił je kusząco rozwarte, aczkolwiek niewyczekujące pocałunków.
- Zginął na morzu - wyjawiła bezbarwnie. - Statek handlowy, na którym znajdował się Colborn doglądający dostawy do angielskich portów, zatonął podczas sztormu. Dwa lata temu - nie odwracała wzroku, patrzyła na niego, nie tyle wyczekując wybuchu nierozsądnej zazdrości lub absurdalnego współczucia, co po prostu chwytająca się jego widokiem tkanki tu i teraz, zamiast zapadać się w moczarach żałoby, jaką wciąż nosiła w sercu. - Był dobrym człowiekiem - dobrym dla niej, surowym dla nielojalnych kontrahentów, skrupulatnym w wyliczeniach i charyzmatycznym w towarzystwie. Nieco ekscentrycznym, z okazjonalnie marynarskim poczuciem humoru, którego nie rozumiała i który wcale jej nie bawił. Ale życie u jego boku nie rysowało obrazu smętnej szarości i zimnej obojętności, a to było więcej, niż mogła oczekiwać. Dlatego właśnie tak trudno było jej pogodzić się z jego stratą, gdy przyszłość znów wkroczyła na niepewne trzęsawiska, a samotność została wymieniona na piętrzące się krawieckie zamówienia, które pozwalały jej nie zastanawiać się nad następnym dniem. - A ty? - spytała niespiesznie, ciekawa. - Gdzie twoja żona czy narzeczona, Igorze? Przyrzekłeś już komuś w błogosławieństwie Frei? - i co ważniejsze, czy gdyby tak było, to nie strawiłyby go wyrzuty sumienia przez jej gościnę w intymności jego pokoju? A on - odszedł od niej, wstał, oddalił się po księgę; czy to dlatego, że się opamiętał?
Nie. Z pewnością nie. Wrócił bowiem, przyjął dłoń i przyjął na siebie jej wątły ciężar, kruchą sylwetkę opartą o jego rzeźbiony tors. Unosił ją rytmem swoich oddechów, dzielił się ciepłem bijącym od zrelaksowanego ciała, sycił nozdrza znajomym zapachem. Miał rację - chciała wszystkiego, czego chciał on, chciała wszystkiego, czym był on, lecz nie potrafiła po to sięgnąć, ucinając wstęgę lubieżności splatającą ich ze sobą kuszącym grzechem. Chciała, by roztopił polodowcowy szron oprószony na skórze, chciała, by spił z ust każde wyznanie, chciała, by choć na kilka godzin mogli udawać, że taka właśnie przyszłość była im pisana - zanim wszystko rozmyje się w świetle brzasku sprowadzającego otrzeźwienie. Obawiała się tego momentu, lecz odpychała od siebie wizję wstydu i zażenowania, bo te teraz były nieważne. Ważny był on. Jego ramiona oplatające jej tors, słowa jego twardego pocieszenia, bynajmniej nie rozczulającego jak porady przyjaciółki, lecz silnego jak głos zdecydowanego mężczyzny. Nie był już chłopcem, rozumiała to coraz bardziej. Nie był tym młodzieńcem, który zranił ją połamanym kręgosłupem słów.
- To prawda. Muszę. I mam nadzieję, że potrafię - westchnęła miękko pomiędzy muśnięciami warg o wargi. Z zasady nie użalała się nad sobą, nie w ten sposób ją wychowano, ale przy nim, zapewne pod wpływem kadzideł, czuła się bezpiecznie, przyznając się do pewnych słabości. - Szczęściem są moi bliscy, moja praca. Teraz mam ich przy sobie, ich rady, obecność i żelazne ramię, wszystko to pod jednym dachem. Nie wypada mi oczekiwać nic więcej, dlatego tego nie robię - kontynuowała cicho. Wraz z Colbornem umarły marzenia o małżeństwie i dzieciach, teraz czas zbyt mocno uciekał przez palce, by połasiła się znów rozważać taką ewentualność. Ledwo zdążyłaby bowiem odchować dzieci, zanim te musiałyby przywdziać żałobną czerń i odprowadzić jej trumnę do zimnej ziemi. O tym mu nie powiedziała i powiedzieć nie mogła, była przecież silnym Mulciberem. Palce gładziły jego włosy i muskały skórę głowy, masując lekko odnalezione tam twardości. - Sekret za sekret, prawda za prawdę. Twoja kolej - zachęciła niewyraźnie podczas wznowionego wtedy pocałunku, natomiast kąciki przyciśniętych do jego warg ust drgnęły ku górze. Ich języki niemal bez trudu odnajdywały wspólny rytm, uczyły się tańca, który od czasu do czasu smagał Yelenę dreszczem zadowolenia.
Zdrada, to słowo lepiło się do jego myśli i kłębiło je jak wir ściągający go ku sobie w nadchodzącej zgubie. Jak można było nadać takim przepowiedniom słowa? Po cóż były one wieszczkom, czy służyły sadystycznej torturze zsyłanej na zagubionych ludzi zamrożonych na rozdrożu? Targnęła nią złość na mistyczną kobietę, która obarczyła Igora takim proroctwem, lecz zamiast dać upust łaskoczącej ją od środka bulwersacji, obróciła się na jego posturze i zgięła ramię oparte o jego pierś, brodę natomiast opierając właśnie na tym ramieniu. Mogła teraz spoglądać mu w oczy, mogła delikatnie przesuwać czubkiem nosa po jego policzku w kojącej, niemalże kociej manierze, mogła składać pocałunki w kącikach jego ust i na szerokości jego warg, jakby usiłowała scałować z niego posępny zwiastun przyszłości. Drugą dłoń oparła przy tym na jego przeciwległym ramieniu, niespiesznie poruszając palcami po materiale koszuli. Czasem zahaczała opuszkami o ciepło jego szyi, zaglądała paznokciami pod jasny kołnierz w czułej pieszczocie, nienasyconej już tym gwałtownym i spopielającym pożądaniem, z którym zaczęli; było w tym coś spokojnego i błogiego, coś balsamicznego. Jej brwi drgnęły potem na dźwięk jego pytania, a głowa delikatnie przechyliła się do boku, znów zachłystując się odrobiną ciszy, zanim utkała odpowiedź.
- Kiedyś myślałam, że jest mi przeznaczona Angrboda - zaczęła powoli. - Ale nie wiedziałam o niej tego, co dziś powiedziałeś. Myślałam, że była ucieczką Lokiego od boskiego panteonu. Prawdziwą ostoją, do której wracał, by być szczęśliwym - ach, jakże się pomyliła, idealizując ten związek w wyobraźni ze skąpych wówczas fragmentów mitów. Ale czy na pewno? Czy nie była jej przeznaczona wieczna samotność i rozgoryczenie? Otoczyła się zimą i lodem, mogła zatem przyjąć do serca cierpkość tego skojarzenia. Tylko czy chciała? Bynajmniej. Westchnęła opieszale, lecz dźwięk ten zatonął w bliskości jego ust, zanim odsunęła lekko głowę i ułożyła ją na jego ramieniu. - Dziś już sama nie wiem. Nie znam tak wiele legend, te mniej głośne i popularne, które kiedyś mi opowiadałeś, zdążyły wywietrzeć. A z tych kobiet, które pamiętam, żadna mi się nie podoba - parsknęła cicho, przysuwając się do jego szyi, by ucałować ciepłą skórę. - Kogo przypisałby mi znawca? - tego była ciekawa, jego dzisiejszej interpretacji, choć skąpość ich dotychczasowych spotkań mogła nie powiedzieć mu zbyt wiele.


The lessons of the fire as we reach for something higher.
Yelena Mulciber
Yelena Mulciber
Zawód : Krawcowa w Cynobrowym Świergotniku
Wiek : 23
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
let's live in the land of yesterday, live in the grand imperial heyday.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11433-yelena-mulciber#353232 https://www.morsmordre.net/t11613-puszkin#359174 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t11612-skrytka-nr-2496#359171 https://www.morsmordre.net/t11635-yelena-mulciber#359725
Re: Sypialnia Igora [odnośnik]25.09.23 19:05
Przyszłość jawiła się jako przedmiot wielkiej niewiadomej, plecionej nićmi zaskoczeń i niedoścignionych fantazji; niemożliwym było stwierdzić jednoznacznie, co przyniesie im miałkie widmo konieczności, mogli jednak zaufać intuicji i jasno wyznaczyć los ścieżką nieustającej waśni. Tak już chyba mieli istnieć, w wiecznym sprzężeniu, ciągle gdzieś obok siebie, ale ciągle też osobno, niesieni goryczą skrywanych w podświadomości pretensji; tak już chyba rysowało się ich przeznaczenie, dyktowane przez śmiejące się z ich nieporadności Norny. To szeptuchy czyniły z nich wrogów, to one właśnie na powrót robiły z nich kochanków; jakże satysfakcjonującym byłoby wyrwać się z tego dojmującego okręgu fatum, tak żałośnie dominującym całość ichniejszego istnienia!
Spróbujmy ― przytaknął głucho, samemu chyba nie do końca wierząc w prawdziwość tego stwierdzenia; nasycony kadzidlanym hajem chwilowo zyskał jakąś kojącą miękkość duszy i czynu, ale wraz ze świtem maniera ta odejść miała w zapomnienie. Razem z reminiscencją Norwegii, jego utraconym w brytyjskości ja, dawną wersją Igora, która zauroczyła ją niegdyś, tam, pośród dalekich, chłodnych borów, i pośród ostrych grani wysokich skał. Mogła myśleć o nim przychylnie, ciesząc się męską bliskością, rozrzewnieniem warg, uśmierzającym samotność ciepłem; mogła naiwnie sądzić, że tamten szukający oparcia chłopiec gotów był po latach wciąż zaoferować jej to samo. W rzeczywistości doszczętnie już uległ tej dżdżystej, brytyjskiej degradacji; w rzeczywistości niewiele już dzierżył w sobie znamion tamtej historii. Ale o tym, jak wspólnie przemierzali kilometry terenu, ciesząc oko widokiem majestatycznego fiordu, nie zapomni nigdy. O tym, jak infantylnie dziecięco wówczas o niej myślał, wyzbywając się z ducha pierwiastka spontaniczności, nie zapomni nigdy. O tym, jak upajająco świeciły kaskady gwiazd nad ich głowami, jak ogień niewielkiego paleniska strzelał żarem, jak rześka bryza smagała wiatrem ich policzki, również nie zapomni nigdy. Niech tylko nie rozczaruje jej napotkany o zbliżającym się brzasku chłód, wygaszona obecnie złośliwość, rozpalający zazdrością bezwstyd; niech tylko nie dostrzeże w szarości oczu przebrzmiałego echa nastoletniej miłostki. Już nie był tamtym chłopcem, którego znała; już nie był tym samym, nasyconym dziką wolnością człowiekiem, którego cieszyłyby prozaiczne akty codzienności. Ciągle więcej, ciągle mocniej, ciągle inaczej, ot, wiecznie nienasycony wyrostek o paskudnym charakterze, momentalnie złagodniałym pośród połaci drzewnego pachnidła; to miało jednak wkrótce wywietrzeć, czyniąc z jej sylwetki jedną z wielu uległych mu sensualnością, jedną z wielu tutejszych uciech, naznaczonych zmysłowością intymnej nocy. Czy na pewno?
Kochałaś go? ― podpytał po dłuższej chwili milczenia, być może nierozsądnie dotykając głębin jej serca, niezasłużenie dziś otwartego na związane zaufaniem wyznania. Najpierw mówiła o aranżowanym ślubie, potem twierdziła gładko, że był dobrym człowiekiem; jej ton nie skrywał zadry, lecz tęsknotę, dziwnie cierpką stratę, jakby gdzieś w przymusowości dojrzała ostatecznie szczera emocja. Czy to możliwe, obdarzyć uczuciem zupełnie sobie obcego, wybranego przez kogoś innego narzeczonego?
Jedną wybrał mi ojciec, jeszcze w Bułgarii ― zaczął z wolna, obtaczając lapidarność opowieści wymownym westchnieniem. Pochodziła z dobrego rodu, trącającego wizją korzyści dla Karkaroffów, od zawsze kręcących się wokół carskiego złota; zniewalająco piękna, stosownie milcząca, opisywano ją w naglących potrzebą jego obecności listach, wszakże narzeczona czekała nań cierpliwie, gdy ten, zaborczo i bez pośpiechu, poznawał sekrety starożytnych run w skandynawskim buszu. Nigdy nie zdążył przekonać się, ile w tych obietnicach spoczywało prawdy; nigdy nie było mu dane, na szczęście, związać się z nią żadną formułą przysięgi. We krwi płynęło jednak nieobyczajne przeczucie, że wybranka pojęcia nie miała o imponującej mu zaradności, nauczona leżenia i pachnienia, skwitowanego niekiedy narcystycznym spoglądnięciem w taflę zwierciadła. Takie jak one dobrze sprawdzały się jako bezgłose kukiełki, dobrze wyglądające w łóżku, znacznie gorzej nadające się do konwersacji czy oczekiwanej przezeń roli matki. Poślubiłby taką, prędko znudził i najpewniej poszukał rozrywek gdzie indziej, stając się tą samą, zdradziecką bestią, nazwiskiem której naznaczony był dalej w formalnych świadectwach. ― Ale zamiast ożenku, wybrałem klątwy i bieganie po Północy ― kontynuował, przypomniawszy sobie niecierpliwość rodzica, nadaremnie grożącego mu pisanym słowem. Niedługo później sczezł żałośnie w pościeli, więc rozstali się w geście niezgody, swoiście zastygłych w eterze oczekiwań, zawsze nieudolnie spełnianych. Przez wiele lat był dobrym synem, nad wyraz uległym, nie poszukującym okazji do buntu bez powodu; przeciwnie wręcz, z pokorą przyjmował wszelkie plany, z pełnią zgody podążając nie tyle własną, co jego ścieżką, skrupulatnie ułożoną w biegu intratnych imaginacji. Miał być jego dziedzictwem, dumnym sukcesem, osobliwym laurem, ale i temu nie potrafił chyba sprostać. Tak też zapadł się bezdźwięcznie, nie wiadomo gdzie i nie wiadomo na jak długo, jawnie wyrzekając się macierzystego kraju i spoczywającego tam na niego szyku koncepcji.
Teraz sam mogę wybierać ― skwitował cicho, omiatając spojrzeniem pogrążony w półmroku pokój. Dzierżona w dłoniach decyzyjność była jednakże zaledwie baśniowym wyobrażeniem władzy; obdarowana takim zaszczytem luba dostąpić musi jeszcze akceptacji ze strony wszystkich członków obu rodzin, a proceder ten nie szumiał wcale dowolnością. Pewnie dlatego tak chętnie korzystał z wygód kawalerskiego życia, nie spiesząc się wcale do żadnych zobowiązań; pewnie dlatego bez skrępowania sprawdzał wszelakie możliwości spoczywające w zasięgu rąk, z pełną świadomością rozumiejąc ciężar analogicznego postanowienia. Zaraz jednak obejmował ją wsparciem, wydusiwszy z siebie parę mizernych oczywistości; zaraz jednak dawał popis własnego człowieczeństwa, chwilowo zapominając o niedawnym porywie ciał i pierwotnej inicjatywie. Swoją wstrzemięźliwością ostudziła chyba drzemiące żądze i pragnienia, swoją chęcią zwyczajnego przebywania z nim obudziła zaś coś na miarę zagadkowego toku. Orientację, która poprowadzić go mogła w stronę nieoczekiwanych kontemplacji, choćby jutro czy pojutrze, gdy mimowolnie nawiedzi go obraz jej naburmuszonej twarzyczki, tego wieczora rozluźnionej w wesołości słodkiego pozytonium.
Więc to barterowa transakcja? ― zagłuszył kobiecy apel retorycznym pytaniem, zapewne naiwnie wierząc, że obejdzie się bez wyznawania większych prawd. Szczerze wątpił, by chciał coś z siebie wyrzucić; już tamto streszczenie zasłyszanej od volvy wieszczby jawiło się niewiarygodną otwartością duszy. Czy miał jej coś więcej do powiedzenia? Coś poza tym, że pociągająco widniała w umyśle jako krzepiąca namiastka porzuconego psyche? Do tego wolałby się raczej nie przyznawać. Miast tego ciasno oplótł dłońmi smukłość kończyn, miast tego podziwiał blask jasnych włosów, już za moment zniewalając ją więzami zaangażowanego pocałunku, zgodnie łączącego ich ulotnym dreszczem ekscytacji. Smakowała słodką niedostępnością, zarazem majaczyła tym bliskim trwaniem, tak niekonwencjonalnie czułym i sensualnym; jeszcze niedawno warkliwie odzywała się w przestrzeni nieskromnej jadalni, w napięciu mierząc go krawiecką tasiemką. Teraz sama badać mogła fragmenty tych zarysów, teraz sama przekonać się mogła o skrywanych pod materiałem wklęsłościach i wypukłościach, w akcie bezecnego czynu czerpiąc z nich pełnię osobistej rozkoszy. Ale nie tego chciała, nie to uznała dziś za swój priorytet; ona jedyna nie widziała w nim tylko urodziwej figurki, ona jedyna z zainteresowaniem wsłuchiwała się w to, co miał do powiedzenia.
Nienormalne.
Ona do ciebie nie pasuje ― zaprotestował od razu, krótszą chwilę poświęciwszy na proste przemyślenie. ― Przypominasz mi Frigg. Była boginią małżeństwa, opiekunką rodziny i ogniska domowego. Razem ze swoimi służkami tkała chmury na swoim Morskim Dworze, w Fensalier ― stwierdził wreszcie, rękoma błądząc gdzieś pośród zwężeń talii. ― Znała swoje przeznaczenie, ale za nic nie mogła go odwrócić. Walczyła o to, by nikt nie skrzywdził jej syna, Baldura, ale Loki zdołał ją przechytrzyć ― przypomniał treściwie, sycąc jej ciekawość szczegółem mitycznego archetypu. Porównał ją do wzoru matki i żony, choć nie znał jej przecież wystarczająco dobrze.
Nienormalne.
Igor Karkaroff
Igor Karkaroff
Zawód : pomocnik w domu pogrzebowym; początkujący zaklinacz; zarządca karczmy
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
his eyes are like angels
but his heart is
c o l d
OPCM : 6 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 17 +3
ZWINNOŚĆ : 9
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Czarodziej
beyond your face I saw my own reflection
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t11807-igor-karkaroff-budowa#364730 https://www.morsmordre.net/t11827-listy-igora#365077 https://www.morsmordre.net/t12117-igor-karkaroff#373077 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t11813-skrytka-nr-2571#364862 https://www.morsmordre.net/t11812-igor-karkaroff#364859
Re: Sypialnia Igora [odnośnik]04.10.23 22:12
Kochałaś go? Pierwsza prostota pytania, wzniecona odruchowym twierdzeniem, przypominała jednolite pasmo ścieżki prowadzącej przez omszałe bramy starej posiadłości. To za ich żelaznymi prętami pojawiały się rozwidlenia, kwitły cierniska, gałęzie zamotane jak nici włóczki, w którą wpadło niesforne kocię, szarpiąc pazurami każde włókienko w zasięgu łap. Wspomnienia twarzy Colborna, jego szelmowskiego, krzywego uśmiechu rzucanego spod baldachimu finezyjnie zakręconego po jednej stronie wąsa, pozostawały tak żywe pod jej powiekami, jak gdyby pożegnała go ledwie tydzień temu. Wielokrotnie zastanawiała się, czy go kochała, czy emocje, które zagościły w jej sercu, były jedynie wdzięcznością za to, że nie okazał się okrutną bestią odzianą w ludzką skórę. Akceptacją powierzonego jej przeznaczenia, z którym mogłaby żyć bez poczucia żalu za czymś niedoścignionym, za przebrzmiałym szczęśliwym zakończeniem. Na dobrą sprawę nie wiedziała, czy owego szczęśliwego zakończenia nie doznałaby właśnie z nim - wszakże ukrócono bieg tej historii w dniu, kiedy woda wdarła się do jego płuc, a ciało zadryfowało bezwładnie na wzburzonej falami tafli, rozmiękłe i nabrzmiałe od gazów śmierci.
- Chyba tak - doszła do wniosku po chwili namysłu, długiej, niemalże zbyt długiej. - Szanował mnie i liczył się ze mną, a to szczęście, którego nie otrzymuje wiele kobiet w tego typu układach. Najpierw zgodziłam się za niego wyjść, bo takie było życzenie mojego ojca, lecz szybko pokazał mi się z dobrej strony - wzruszyła lekko jednym ramieniem, a srebrzysta koronka wierzchniej warstwy sukienki ozłociła się wyraźniej w blasku najbliższej świecy. Gdyby nie rozdzielił ich los, dziś zapewne byłaby już jego żoną. Towarzyszyłaby mu podczas Brón Trogain, wylegiwała się pod ciężarem jego ciała, zamiast pod norweskim wspomnieniem słodkiej miłostki, urwanej równie przedwcześnie, jak to, co przeżyć miała z Goylem. Czy zawsze będzie już właśnie tak? Czy to miało ją czekać przez następne dwadzieścia lat, a potem smętny, samotny koniec? Odetchnęła odrobinę głębiej, niespeszona, za to strząsająca z płuc zacieśniające się nici melancholii; z radością zogniskowała uwagę na opowieści Igora, a jej oczy błysnęły pokrewieństwem już podczas samego prologu. - A zatem i twojemu ojcowi los pokrzyżował plany - szepnęła z cierpkim uśmiechem, nieprzyjemnym, oboje okazali się swego rodzaju rozczarowaniem. Zagrzebywali w zimnej ziemi oczekiwania swych nestorów, jedno samym faktem przeżycia, drugie natomiast wolnością dokonanego wyboru, oraz pogonią za wolnością samą w sobie. Zaskakujące było jedynie to, że Wielka Brytania nie podsunęła mu nowej kandydatki, tym razem wyselekcjonowanej własnoręcznie, w zgodzie ze wszelkim kryterium, które w jego ocenie rysowało damską sylwetę jako intrygującą i wartościową, godną spędzenia u swego boku reszty życia. Czyżby potrzebował się wyszumieć? Czy może wodził wzrokiem, smakował, próbował, szukał? Zachłystywał się spektrum możliwości, rozsuwał je przed sobą jak ogniwa wachlarza, oceniając pełen wzór na wyścielającej drewienka tkaninie, zanim wybierze ten najmilszy sercu element? Miał czas, mógł korzystać z dobrodziejstwa obczyzny, lub raczej nowej, uaktualnionej ojczyzny, a z jego słów, podkreślających możność własnego werdyktu, przebijało się wyłącznie płynące za tym zadowolenie. Pokiwała głową, rozumiejąc to uczucie. - Życzę ci, Igorze, byś wybrał mądrze - stwierdziła więc miękko, bez zobowiązania ni przywiązania, wszakże pomyliłby się, jeśli myślał, że zachęci ją tym do wysunięcia własnej kandydatury. Wychowano ją w innym świecie, wpojono dumę, hardość, oni zresztą dopiero spotkali się na znów połączonych ścieżkach, tymczasowo przystając na jednym rozdrożu, nim ruszą w dalszą drogę. Dokąd? Trudno powiedzieć, dziś byłaby skłonna uwierzyć, że mogliby cieszyć się przyjaźnią podszytą wspólnymi wspomnieniami, jednak szafowanie wyrokami przed nadchodzącą wielkimi krokami kadzidlaną trzeźwością byłoby ryzykowne.
- Zachęta. Co z nią zrobisz, czy będziesz na tyle odważny, by z niej skorzystać, czy może nie, jest wyłącznie twoją decyzją - odparła swobodnie. Jeśli nie miał nastroju ni chęci na dzielenie się własnym sekretem, nie zamierzała go do tego zmuszać, nie zamierzała przypalać go nad ogniskiem, wyduszać wrzasków wyznania z płuc smaganych niejednostajnym bólem. Wygodnie jej było z nim milczącym i z nim głośno rozsupłującym sploty własnej tożsamości, wygodnie jej było z miękkością ciszy otulającą ich woalem spokoju, wygodnie jej było z zaskakującą szczerością wybrzmiewającą pod strojnym kandelabrem, w którym migotało odbite światło płomyków tańczących na knotach świeczek. Po prostu - z nim.
Palce wręcz opieszale gładziły odsłoniętą skórę, spod której biło ciepło życia splątane z rytmem przepływającej przezeń krwi i miarowy stukot serca uderzającego o klatkę żeber. Na moment cofnęła usta, by powieść opuszkami po wstęgach jego warg, jakby dotyk ich faktury mógł na zawsze zamrozić się w żłobieniach jej skóry, jeśli dany im był ten jeden lapidarny moment w dziejach dwóch żyć, prawdziwie fizycznie bliski, pozbawiony być może żarliwej, spopielającej pasji, lecz paradoksalnie cenniejszy w jej mniemaniu właśnie przez to. Tylko tyle mogła mu ofiarować, tylko tyle mogła od niego wziąć. Trąciła nosem jego policzek, zanim znów oparła głowę na jego ramieniu, ze wzrokiem sięgającym krzywizn jego twarzy, z której pragnęła wyczytać odpowiedź, nim ta wybrzmiałaby w słowach. Bogini małżeństwa, rodziny, ogniska domowego. Coś w jej wnętrzu uniosło się zgorzkniałym buntem, jakieś przewlekłe niedowierzanie, że mogłaby wyrwać tę historię ze szponów przeznaczenia, lecz z jej piersi uleciało zgoła przyjemniejsze westchnienie, gdy wspomniał o tkaniu chmur.
- Podoba mi się - przyznała, lecz po chwili jej trzewia szarpnęły się ponownie, ściśnięte cierpką analogią. Trafił. Merlinie, jakże bardzo trafił, wybierając jej właśnie tę rolę. Całe życie uciekała od nieuniknionego, podskórnie czując, że było to ledwie bezowocną desperacją, prowadzącą donikąd. - Ach, więc zamierzasz mnie przechytrzyć? - cmoknęła z dźwięczną pobłażliwością, dotkniętą rozbawieniem - nie prześmiewczym, a szczerym, bo na tym przyjemniej było się skupić, niż na konotacji podążającej za nieuchronnością zapisaną w ostatnich latach jej życia, nie sięgających nawet czarodziejskiego półmetku. - Rozumiem ją. Frigg. Dla swojego syna również zrobiłabym wszystko, byle go ochronić. Przed bogami, przed przeznaczeniem, przed śmiercią, nieważne, czy ta przyniosłaby za sobą koniec znanego świata, czy życie wokół nas trwałoby dalej. Dla mnie śmierć syna tak czy inaczej oznaczałaby koniec świata - skonstatowała cicho, nieco nieobecnym wzrokiem spoglądając na elegancki mostek jego nosa, jakby nie śmiała sięgnąć jego oczu i tego, co mogłaby w nich odnaleźć. Uznałby ją za ckliwą? Za histeryczną kobietę? - Być może w takiej chwili Ragnarok to łaska - westchnęła; koniec wszelkiego nieśmiertelnego istnienia, zdolnego ukrócić ciągnące się w nieskończoność cierpienie matki, z której piersi wyrwano serce. Yelena oparła ciężar ciała na łokciu i uniosła się na łóżku, muskając jego usta ostatnie trzy razy, raz po razie, zanim wyprostowała plecy i założyła za ucho kosmyk jasnych włosów. - W tak wielkim domu z pewnością kryje się wiele sypialni gościnnych. Będziesz tak miły i wskażesz mi jedną z nich? - poprosiła prostolinijnie, z sennym uśmiechem błąkającym się w kącikach warg. Szare tęczówki zamgliło zmęczenie, nie czułaby się jednak stosownie, zalegając w jego łożu, przesyconym jego zapachem, obok niego. Podczas nieobecności namiestnika jawił się w jej oczach jak gospodarz, w którego gościnie się znalazła, a nie miała w sobie sił, by wracać na tereny londyńskiego lasu przed wschodem słońca. Oboje zasłużyli na odpoczynek, oboje go potrzebowali, schwytani w sidła zbyt wielu zdumiewających emocji, w tonalną gamę lubieżności, sojuszu, zaufania i przedziwnej otwartości. Dokąd mogło zaprowadzić ich jutro?

zt x2 :pwease:


The lessons of the fire as we reach for something higher.
Yelena Mulciber
Yelena Mulciber
Zawód : Krawcowa w Cynobrowym Świergotniku
Wiek : 23
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
let's live in the land of yesterday, live in the grand imperial heyday.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11433-yelena-mulciber#353232 https://www.morsmordre.net/t11613-puszkin#359174 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t11612-skrytka-nr-2496#359171 https://www.morsmordre.net/t11635-yelena-mulciber#359725
Re: Sypialnia Igora [odnośnik]09.06.24 14:07

zaopiekuj się mną, nawet gdy nie będę chciał
zaopiekuj się mną
mocno tak


— wczesna noc dwudziestego dziewiątego sierpnia 1958 —

Jeden wdech, ostatnie wejrzenie na walący się za plecami dom, cel―wola―namysł i wyraźny trzask teleportacji; już zaraz krótki ogląd na znajome tereny i swoiste wrażenie ulgi, przerwane nagle przez widmo pulsującego bólu w prawej ręce. Różdżka żałośnie upadła na ziemię, mimika zdradzała się mimowolnym skrzywieniem, ostatki rozsądku nakazywały jednak trzymać kończynę we względnej stabilności; oszczędził więc sobie nieporadnego schylania po utracony oręż, po krokach kilku lub kilkunastu, sam nie potrafił naocznie stwierdzić, oszczędził też sobie kurtuazyjnych powitań, gdy w mroku wieczora wpadł do przestrzennego domostwa. I jakże dla siebie nietypowo prosił, autentycznie prosił o pomoc, w nieco zamglonej wizji przyjmując z pokrzepieniem obecność krzątających się tu i ówdzie sylwet; Drew, Irina, Lucinda, Mitch, mógłby niemo przypuszczać, które zareagowało jako pierwsze, które doprowadziło chwiejną staturę w kąty uporządkowanego pokoiku, które spisało krzykliwe formuły do zaznajomionej uzdrowicielki. Targała nim gorączka, sił dodawała więc już zaledwie uporczywa determinacja osobowości, może też tłumione w skutecznym kamuflażu emocje, ostałe weń po felernym pojedynku i zupełnie niespodziewanym zetknięciu się twarzą w twarz z podłym Cieniem; nie pamiętał dokładnie, kiedy zapadł się w miękkości materaca, kiedy dopadł go krótki, niewygodny sen w czarno-białych barwach i niepokojącej tonacji. Zbudził się dopiero po jakimś czasie, gdy światło księżyca przebijało się wymownie przez ciężar zasłon i osiadło gdzieś na krańcu jego czoła i powiek, a w progu dusznej klitki, przy asyście matczynego wskazania, pojawił się kształt zupełnie nieznajomy. Obcy, nierozpoznany, urodziwy najpewniej, choć w tutejszym migotliwym płomieniu dopalających się świec nie mógł stwierdzić tego z pełnym przekonaniem. W mglistej niemrawości powitał ją skinieniem głowy, nieznacznie unosząc się do połowicznego siadu; lewa dłoń instynktownie sięgnęła do guzików koszuli, po dwóch pierwszych porzuciła jednak dociekliwość tych starań, dostrzegając w nich pozbawioną sensu daremność.
Może pani rozciąć rękaw ― stwierdził na wstępie, tuż po tym, gdy nieoczekiwany ruch ciała wywołał parszywy dreszcz wzdłuż kręgosłupa; rumieniec maligny wstąpił na policzki w bladej dość, acz dostrzegalnej, formie, rysując je atypowym kolorem. Suchawe wargi zwilżył zaraz leciwym łykiem wody ze stojącej nieopodal szklanki, jakże przyjemnie chłodnej, jakże kojącej dla rozpalonej skóry; jej niezgrabne odstawienie odbiło się charakterystycznym dźwiękiem drewnianego blatu, a wzrok powiódł się na powrót ku niej, w bezgłosej próbie szacunków tego, czy wiedziała co robić. Poharatane kości dojmująco przypominały o sobie, wyczekujące litościwie jakiejś interwencji; głowa ociężale opadła w końcu na kraniec szerokiej poduszki, dalej jednak zwrócona w kierunku generującym obecnie najwięcej wątpliwości.
Rozszczepiłem się, to chyba... torebka stawowa ― wydusił jeszcze, cicho, nienachalnie, bez zbędnej gonitwy myśli następnych i kolejnych, chociaż te z wolna poczynały go chyba dręczyć. Udało się jej uciec bez szwanku?

obrażenia
Igor Karkaroff
Igor Karkaroff
Zawód : pomocnik w domu pogrzebowym; początkujący zaklinacz; zarządca karczmy
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
his eyes are like angels
but his heart is
c o l d
OPCM : 6 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 17 +3
ZWINNOŚĆ : 9
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Czarodziej
beyond your face I saw my own reflection
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t11807-igor-karkaroff-budowa#364730 https://www.morsmordre.net/t11827-listy-igora#365077 https://www.morsmordre.net/t12117-igor-karkaroff#373077 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t11813-skrytka-nr-2571#364862 https://www.morsmordre.net/t11812-igor-karkaroff#364859

Strona 1 z 2 1, 2  Next

Sypialnia Igora
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach