Ogród
Strona 2 z 2 • 1, 2
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Ogród
Wejście do ogrodu znajduje się tuż obok spiżarki i prowadzi do całkiem przyjemnego dla oka ogrodu. Można znaleźć tu różne zioła, można znaleźć warzywa, ostało się nawet parę kwiatów czy krzaki malin i porzeczek. Okalający ogród płot jest dość wysłużony i stary, miejscami dziurawy, furtka wisi smętnie na jednym zawiasie, czekając na lepsze czasy...
...lub na zakończenie cichej wojny ze ślimakami, kto wie, może nauczyły się już zjadać drewno.
...lub na zakończenie cichej wojny ze ślimakami, kto wie, może nauczyły się już zjadać drewno.
― Pacjenta, pacjenta ― potaknęła, oglądając się przez ramię w stronę głównej izby. Błękitne oko błysnęło władczo i z nadzieją, jakby liczyła na to, że niuchaczowi na widok Celine poprawi się na tyle, że zachce mu się psot, ale nie. Nie ruszył się ze swojego wiklinowego koszyka, a wystająca poza kosz nóżka wciąż dyndała w tę i we wtę w prawdziwie markotny i niepocieszony sposób.
Prima westchnęła ciężko i smutno, ale widok rozglądając się z cichym przejęciem Celine wlał w jej serce nową dozę ciepła i nadziei. Widok ukochanej duszki zawsze napawał ją optymizmem, w dzień i w nocy, w niepogodę i gwałtowne burze, w ciepłym słońcu i przyjemnym wietrze.
― To bardzo markotny pacjent i lubi wybrzydzać ― odparła kwaśno, podpierając się pod boki w prawdziwie wojowniczej pozie. ― Jeśli uda ci sie podać wzmacniającą papkę z jagód, to będę pod wrażeniem, naprawdę.
W natłoku myśli, emocji i dalszych planów leczniczych opartych na wskazówkach otrzymanych od znawcy stworzeń, Everetta, Prima zapomniała powiedzieć, że chodzi o niuchacza. Uniosła zatem brwi, zdziwiła się bardzo wyraźnie i przez jeden dziwny moment wypełniło ją osobliwe przekonanie o tym, że o czymś zapomniała. Czy uzdrowiciele byli też przeszkoleni do uzdrawiania zwierząt? Czy w Mungu były zwierzęta? Nie przypominała sobie, ale cały tamten epizod próbowała ostatnimi czasy trochę wymazać z pamięci, by przestać wyć w poduszkę za Gregiem i może coś jej umknęło?...
Chociaż nie, zapominanie o przeszłości chyba tak nie działało. Nie do końca w każdym razie.
Stara, odezwała się czaszka zmęczonym, pełnym znudzenia głosem, może powiedz jej o tym, że niańczysz niuchacza, a nie jakiegoś, bo ja wiem, barczystego kowala?
Prima rozejrzała się podejrzliwie na boki, ale tym razem czaszki nigdzie nie dostrzegła. Zmarszczyła brwi.
W życiu mnie nie znajdziesz. Hehe.
― To… to niucha-acz ― dodała z wahaniem, rozjaśniając sytuację. ― Błąkał się nieopodal chaty po tym wszystkim, więc wzięłam go do siebie. Nie znam się za mocno na zwierzętach, więc napisałam list do znajomego o wskazówki i ech… robię co mogę, ale wcale mu się nie polepsza, duszko. Nie wiem już co powiedzieć, jak zacmokać, jak się uśmiechnąć, żeby mu wmusić papkę. Nic nie działa.
To mówiąc, odeszła w stronę blatu na którym stał koszyk, by zaprezentować Celine biednego niuchacza poowijanego pasmami czystego płótna. Nie prezentował się najlepiej, pyszczek miał smutny, spojrzenie zamglone, a na widok nowej twarzy wydał z siebie jedynie umęczone westchnienie.
Ucieszyła się z wieści o Elricu, potem zmartwiła nieco Chrupką, ale na lunaballach nie znała się kompletnie, trudno było jej pomóc, coś zasugerować, poza oczywistym przerażeniem. Ludzie mieli traumę z powodu tamtej nocy, a co dopiero biedne stworzenia, o wiele czulsze na huki i drgania magii…
Słuchając o poświęceniu Hectora uśmiechnęła się blado, bez trudu dostrzegając potwierdzenie tego, czego Celine wciąż jej oficjalnie nie zdradziła, a co Prima, poczuwając się do roli matki półwili, wiedziała od dłuższego czasu.
― Przemagicznienie to poważna sprawa ― odparła smutno, znów wracając spojrzeniem do niuchacza ― rozumiem jego chęć pomocy, ale powinien pamiętać, żę przemagiczniony i wykończony nikomu nie pomoże. Trzeba dbać o swoje zasoby. ― Teraz sięgała po klasyczną mądrość po szkodzie; sama wielokrotnie doprowadziła się do podobnego stanu, przedkładając dobro i potrzeby innych nad siebie. Warzyła eliksiry dniami i nocami, a potem o, klops, zasnęła nad kociołkiem i lepiej nie wspominać powstałych wtedy skutków ubocznych.
Przyjrzała się Celine spod oka, trochę ukradkowo, trochę tak, jakby nie chciała by półwila to zauważyła.
― Celine, jeśli… ― zawahała się; na takie sytuacje nigdy nie było dobrych słów ― …jeśli Hector jest dla ciebie bliższy niż przyjaciel, to wiesz, że możesz mi powiedzieć, prawda? Nie musisz się przede mną z takimi rzeczami ukrywać… Wiem, że prowadzisz powoli już swoje życie, ale ja... ja nadal chcę być jego częścią.
Prima westchnęła ciężko i smutno, ale widok rozglądając się z cichym przejęciem Celine wlał w jej serce nową dozę ciepła i nadziei. Widok ukochanej duszki zawsze napawał ją optymizmem, w dzień i w nocy, w niepogodę i gwałtowne burze, w ciepłym słońcu i przyjemnym wietrze.
― To bardzo markotny pacjent i lubi wybrzydzać ― odparła kwaśno, podpierając się pod boki w prawdziwie wojowniczej pozie. ― Jeśli uda ci sie podać wzmacniającą papkę z jagód, to będę pod wrażeniem, naprawdę.
W natłoku myśli, emocji i dalszych planów leczniczych opartych na wskazówkach otrzymanych od znawcy stworzeń, Everetta, Prima zapomniała powiedzieć, że chodzi o niuchacza. Uniosła zatem brwi, zdziwiła się bardzo wyraźnie i przez jeden dziwny moment wypełniło ją osobliwe przekonanie o tym, że o czymś zapomniała. Czy uzdrowiciele byli też przeszkoleni do uzdrawiania zwierząt? Czy w Mungu były zwierzęta? Nie przypominała sobie, ale cały tamten epizod próbowała ostatnimi czasy trochę wymazać z pamięci, by przestać wyć w poduszkę za Gregiem i może coś jej umknęło?...
Chociaż nie, zapominanie o przeszłości chyba tak nie działało. Nie do końca w każdym razie.
Stara, odezwała się czaszka zmęczonym, pełnym znudzenia głosem, może powiedz jej o tym, że niańczysz niuchacza, a nie jakiegoś, bo ja wiem, barczystego kowala?
Prima rozejrzała się podejrzliwie na boki, ale tym razem czaszki nigdzie nie dostrzegła. Zmarszczyła brwi.
W życiu mnie nie znajdziesz. Hehe.
― To… to niucha-acz ― dodała z wahaniem, rozjaśniając sytuację. ― Błąkał się nieopodal chaty po tym wszystkim, więc wzięłam go do siebie. Nie znam się za mocno na zwierzętach, więc napisałam list do znajomego o wskazówki i ech… robię co mogę, ale wcale mu się nie polepsza, duszko. Nie wiem już co powiedzieć, jak zacmokać, jak się uśmiechnąć, żeby mu wmusić papkę. Nic nie działa.
To mówiąc, odeszła w stronę blatu na którym stał koszyk, by zaprezentować Celine biednego niuchacza poowijanego pasmami czystego płótna. Nie prezentował się najlepiej, pyszczek miał smutny, spojrzenie zamglone, a na widok nowej twarzy wydał z siebie jedynie umęczone westchnienie.
Ucieszyła się z wieści o Elricu, potem zmartwiła nieco Chrupką, ale na lunaballach nie znała się kompletnie, trudno było jej pomóc, coś zasugerować, poza oczywistym przerażeniem. Ludzie mieli traumę z powodu tamtej nocy, a co dopiero biedne stworzenia, o wiele czulsze na huki i drgania magii…
Słuchając o poświęceniu Hectora uśmiechnęła się blado, bez trudu dostrzegając potwierdzenie tego, czego Celine wciąż jej oficjalnie nie zdradziła, a co Prima, poczuwając się do roli matki półwili, wiedziała od dłuższego czasu.
― Przemagicznienie to poważna sprawa ― odparła smutno, znów wracając spojrzeniem do niuchacza ― rozumiem jego chęć pomocy, ale powinien pamiętać, żę przemagiczniony i wykończony nikomu nie pomoże. Trzeba dbać o swoje zasoby. ― Teraz sięgała po klasyczną mądrość po szkodzie; sama wielokrotnie doprowadziła się do podobnego stanu, przedkładając dobro i potrzeby innych nad siebie. Warzyła eliksiry dniami i nocami, a potem o, klops, zasnęła nad kociołkiem i lepiej nie wspominać powstałych wtedy skutków ubocznych.
Przyjrzała się Celine spod oka, trochę ukradkowo, trochę tak, jakby nie chciała by półwila to zauważyła.
― Celine, jeśli… ― zawahała się; na takie sytuacje nigdy nie było dobrych słów ― …jeśli Hector jest dla ciebie bliższy niż przyjaciel, to wiesz, że możesz mi powiedzieć, prawda? Nie musisz się przede mną z takimi rzeczami ukrywać… Wiem, że prowadzisz powoli już swoje życie, ale ja... ja nadal chcę być jego częścią.
świeć nam żywym, świeć umarłym
- Upewnię się nawet, że poprosi o dokładkę - obiecała solennie. Jeśli pacjentem Primy był znębiony przez gwiazdy mężczyzna, choćby rozkapryszony, nieprzyjemny i wymyślający, Celine bez trudu owinęłaby go sobie wokół palca i nakłoniłaby do zmiany zdania co do pasty z jagód, gorzej jednak, jeśli miały do czynienia z kobietą. W takim wypadku nieznajoma mogłaby przecież zaprzeć się rękoma i nogami, byle tylko utrzeć półwili nosa, a wtedy nie pomogłoby poprzedzenie jagodowego remedium trzydaniowym obiadem.
Przez moment Prima zdawała się ugrzęznąć w kuluarach własnego świata. To zdarzało się jej często, coś z pogranicza pola widzenia przykuwało jej uwagę, zmieniało mimikę, i Celine nauczyła się już, że nie warto z tym walczyć. Prędzej czy później cioteczka zawsze do niej wracała, o dziwo przytomniejsza niż przedtem. Cokolwiek ją ku sobie ściągnęło również teraz, musiało wybrzmieć i przeminąć, półwila obserwowała więc w ciszy podejrzliwe zmrużenie jej oczu i ściągnięte brwi, ruch ciała, które obracało się to w jedną, to w drugą stronę, by odnaleźć coś, co wymykało się percepcji. Kiedyś miała wrażenie, że to dom do niej przemawiał, ale takie sytuacje miały miejsce także poza lasem i chyba nie warto było rozkładać ich na czynniki pierwsze. Dzięki nim Prima wydawała się jej zresztą bardziej baśniowa i magiczna.
Smukłe brwi dziewczyny podsunęły się ku górze na wzmiankę o niuchaczu. To był tajemniczy pacjent czarownicy? Zapewne spłoszyły go grzmoty meteorytów, może wbiegł do lasu szukając schronienia, ale doznał tu krzywdy i nie mógł wrócić do miast pełnych błyskotek i nęcących świecidełek. Miał ogromne szczęście, że natknęła się na niego skora do pomocy lisia pani. Woń krwi sprowadziłaby do niego drapieżniki, zwichnięte kończyny nie pozwoliłyby mu przed nimi uciec: los, który czekał na niego bez Primy, był po prostu przerażający.
- Jak to dobrze, że go przygarnęłaś! - zaszczebiotała, po raz kolejny (setny? tysięczny?) wzruszona dobrocią czarownicy. - Moja portowa siostra miała kilka niuchaczy, a chociaż nie znam się na ich zdrowiu, to myślę, że mogę mieć pomysł, jak zachęcić go do zjedzenia tej papki. Masz może miód? - spytała z nadzieją. W dobie wojennej cenny towar, zastępujący cukier, którego niemal nie sposób było już dostać; chciałoby się rzecz towar na wagę złota, mogący okazać się kluczem do powodzenia ich misji. - Niuchacze uwielbiają wszystko, co się błyszczy. Są jak... Jak dzieci, które nie mogą się oprzeć przed sięgnięciem po to, czego pragną. A one pragną ładnych, mieniących się ozdób. Pod światło miód wygląda jak złoto, prawda? Więc jeśli niuchacz pomyśli, że to, czym polana jest papka, jest bardzo cenne, na dodatek skrzące się jak prawdziwy klejnot, może w końcu zechciałby jej spróbować - proponowała, czując ogarniającą ją ekscytację. Żadna z nich nie mogła być pewna, czy sposób mógłby zadziałać, ale wystarczyła jedynie kapka, by to sprawdzić. Nachyliła się potem obok ramienia czarownicy, spoglądając na poobijane zawiniątko. - Biedactwo - westchnęła, nie wyobrażając sobie, ile zwierząt, magicznych i niemagicznych, tej nocy w ogóle nie przeżyło. - Zatrzymasz go, prawda? - spojrzała na Primę z rozbrajającym błyskiem w oku.
Pokiwała głową, pamiętając, że powiedziała Hectorowi dokładnie to, co mówiła teraz ciocia. Zbyt wielu bohaterów chętnie ciskało na szalę swoje życie, a śmierć jednego bohatera - ile to będzie nieuratowanych w przyszłości istnień? Ich dobiegająca końca historia oznaczała również koniec ich starań, ich poświęceń, ich sagi, duch nie obroniłby niewinnych. Zamierzała to podkreślić, dumnie wspomnieć także, że wykazała się podobną mądrością, zanim w ogóle ją usłyszała, ale wtedy jej policzki pokryły się szkarłatnym rumieńcem i uciekła spojrzeniem. Jak mogła zapomnieć? Przed Primą nic nie mogło się ukryć, jej wzrok zawsze docierał do tajemnic półwili.
- To znaczy... Och, no bo... - urwała, głęboko poruszona deklaracją kobiety, jej zrozumieniem, tęsknotą, czystością jej uczuć. Nadal chcę być jego częścią, wydawać by się mogło, że to kilka zwyczajnych słów, lecz były to słowa, które wypowiadała matka do dorastającej córki. Powróciła do niej zaszklonymi oczyma i zamknęła jej dłoń w obu swoich, przyciągając płomiennowłosą czarownicę bliżej. Teraz nie mogłaby nie być z nią szczera. - To, czego nie wiedziałam, że ty wiesz, a co już wiem, że wiesz, jest prawdą, ciociu - przyznała, uśmiechnąwszy się, i z każdą sekundą jej uśmiech promieniał coraz bardziej. - Ja... Wybrałam go, a on wybrał mnie. Trzynastego chronił mnie przed gwiazdami, gdy odwiedzaliśmy tatka na cmentarzu - wciąż w to nie dowierzała, ich relacja rozwijała się na przestrzeni ostatnich miesięcy, aż eksplodowała w iskrach tęsknoty i miłości, której nie sposób już tłumić. Zerknęła na ich splecione ze sobą palce, zanim znów zbliżyła się do Howell i otoczyła ją ramionami. - A ty zawsze będziesz częścią mojego życia. Jesteś jak matka, której nie miałam - właściwie jesteś wręcz jak matka, którą wybrałam i która mnie wybrała. Zobacz, jakie to zbieżne. I takie wybory są najtrwalsze - wtuliła się w nią, chłonąc do płuc miły zapach lasu i ziół goszczących zazwyczaj w primowym kociołku.
Przez moment Prima zdawała się ugrzęznąć w kuluarach własnego świata. To zdarzało się jej często, coś z pogranicza pola widzenia przykuwało jej uwagę, zmieniało mimikę, i Celine nauczyła się już, że nie warto z tym walczyć. Prędzej czy później cioteczka zawsze do niej wracała, o dziwo przytomniejsza niż przedtem. Cokolwiek ją ku sobie ściągnęło również teraz, musiało wybrzmieć i przeminąć, półwila obserwowała więc w ciszy podejrzliwe zmrużenie jej oczu i ściągnięte brwi, ruch ciała, które obracało się to w jedną, to w drugą stronę, by odnaleźć coś, co wymykało się percepcji. Kiedyś miała wrażenie, że to dom do niej przemawiał, ale takie sytuacje miały miejsce także poza lasem i chyba nie warto było rozkładać ich na czynniki pierwsze. Dzięki nim Prima wydawała się jej zresztą bardziej baśniowa i magiczna.
Smukłe brwi dziewczyny podsunęły się ku górze na wzmiankę o niuchaczu. To był tajemniczy pacjent czarownicy? Zapewne spłoszyły go grzmoty meteorytów, może wbiegł do lasu szukając schronienia, ale doznał tu krzywdy i nie mógł wrócić do miast pełnych błyskotek i nęcących świecidełek. Miał ogromne szczęście, że natknęła się na niego skora do pomocy lisia pani. Woń krwi sprowadziłaby do niego drapieżniki, zwichnięte kończyny nie pozwoliłyby mu przed nimi uciec: los, który czekał na niego bez Primy, był po prostu przerażający.
- Jak to dobrze, że go przygarnęłaś! - zaszczebiotała, po raz kolejny (setny? tysięczny?) wzruszona dobrocią czarownicy. - Moja portowa siostra miała kilka niuchaczy, a chociaż nie znam się na ich zdrowiu, to myślę, że mogę mieć pomysł, jak zachęcić go do zjedzenia tej papki. Masz może miód? - spytała z nadzieją. W dobie wojennej cenny towar, zastępujący cukier, którego niemal nie sposób było już dostać; chciałoby się rzecz towar na wagę złota, mogący okazać się kluczem do powodzenia ich misji. - Niuchacze uwielbiają wszystko, co się błyszczy. Są jak... Jak dzieci, które nie mogą się oprzeć przed sięgnięciem po to, czego pragną. A one pragną ładnych, mieniących się ozdób. Pod światło miód wygląda jak złoto, prawda? Więc jeśli niuchacz pomyśli, że to, czym polana jest papka, jest bardzo cenne, na dodatek skrzące się jak prawdziwy klejnot, może w końcu zechciałby jej spróbować - proponowała, czując ogarniającą ją ekscytację. Żadna z nich nie mogła być pewna, czy sposób mógłby zadziałać, ale wystarczyła jedynie kapka, by to sprawdzić. Nachyliła się potem obok ramienia czarownicy, spoglądając na poobijane zawiniątko. - Biedactwo - westchnęła, nie wyobrażając sobie, ile zwierząt, magicznych i niemagicznych, tej nocy w ogóle nie przeżyło. - Zatrzymasz go, prawda? - spojrzała na Primę z rozbrajającym błyskiem w oku.
Pokiwała głową, pamiętając, że powiedziała Hectorowi dokładnie to, co mówiła teraz ciocia. Zbyt wielu bohaterów chętnie ciskało na szalę swoje życie, a śmierć jednego bohatera - ile to będzie nieuratowanych w przyszłości istnień? Ich dobiegająca końca historia oznaczała również koniec ich starań, ich poświęceń, ich sagi, duch nie obroniłby niewinnych. Zamierzała to podkreślić, dumnie wspomnieć także, że wykazała się podobną mądrością, zanim w ogóle ją usłyszała, ale wtedy jej policzki pokryły się szkarłatnym rumieńcem i uciekła spojrzeniem. Jak mogła zapomnieć? Przed Primą nic nie mogło się ukryć, jej wzrok zawsze docierał do tajemnic półwili.
- To znaczy... Och, no bo... - urwała, głęboko poruszona deklaracją kobiety, jej zrozumieniem, tęsknotą, czystością jej uczuć. Nadal chcę być jego częścią, wydawać by się mogło, że to kilka zwyczajnych słów, lecz były to słowa, które wypowiadała matka do dorastającej córki. Powróciła do niej zaszklonymi oczyma i zamknęła jej dłoń w obu swoich, przyciągając płomiennowłosą czarownicę bliżej. Teraz nie mogłaby nie być z nią szczera. - To, czego nie wiedziałam, że ty wiesz, a co już wiem, że wiesz, jest prawdą, ciociu - przyznała, uśmiechnąwszy się, i z każdą sekundą jej uśmiech promieniał coraz bardziej. - Ja... Wybrałam go, a on wybrał mnie. Trzynastego chronił mnie przed gwiazdami, gdy odwiedzaliśmy tatka na cmentarzu - wciąż w to nie dowierzała, ich relacja rozwijała się na przestrzeni ostatnich miesięcy, aż eksplodowała w iskrach tęsknoty i miłości, której nie sposób już tłumić. Zerknęła na ich splecione ze sobą palce, zanim znów zbliżyła się do Howell i otoczyła ją ramionami. - A ty zawsze będziesz częścią mojego życia. Jesteś jak matka, której nie miałam - właściwie jesteś wręcz jak matka, którą wybrałam i która mnie wybrała. Zobacz, jakie to zbieżne. I takie wybory są najtrwalsze - wtuliła się w nią, chłonąc do płuc miły zapach lasu i ziół goszczących zazwyczaj w primowym kociołku.
paruje świt. mgła półmrok rozmydla. wschodzi światło spomiędzy mych ud, miodem rozlewa i wsiąka w trawę.
Celine Lovegood
Zawód : Baletnica, tancerka w Palace Theatre
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczona
i was given a heart before i was given a mind.
OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30+3
SPRAWNOŚĆ : 17
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
Prima potarła brodę palcami i zmrużyła oczy. Spojrzenie powędrowało w stronę komód i szafek, a sama czarownica przeczesywała pasma pamięci w poszukiwaniu wspomnienia słoika miodu. Miała kiedyś taki, owszem. Ceramiczne, brązowe naczynie z namalowaną w bardzo amatorski sposób pszczołą. I ta śmieszna łyżeczka taka, jak ona się nazywała…
― Musiałabym poszukać, ale przecież nigdzie nam się nie spieszy ― odparła z uśmiechem i zagłębiła się w izbę kuchenną, na pierwszy ogień biorąc najbardziej prawdopodobne miejsce bytności miodu ― szafkę pod głównym blatem. Zaskrzypiały wysłużone drzwiczki, szczęknęły przesuwane gliniane talerze, zadzwoniły kubki, zaszurały słoiki; izbę wypełnił zapach kurzu i odgłosy mamrotania.
― Gdzie ja go… o, a co to tu robi? Ciekawe czy jeszcze…. nie, zdecydowanie nie, fuj…
Zza drzwiczek wyłoniła się blada dłoń i ustawiła pozbawiony etykiety słoik na blacie. Po dłuższej chwili spędzonej mniej lub bardziej wewnątrz szafki, Prima wyłoniła się w końcu z triumfalnym błyskiem w oku i poszukiwanym miodem. Dostała go w podzięce od pewnego pszczelarza, któremu pomogła z bólami pleców, było to już dobrych parę miesięcy temu, ale korzystała z płynnego złota bardzo oszczędnie, tak, by starczyło jej na jak najdłużej.
― Jeśli twój pomysł zadziała, duszko, to będziesz najgenialniejszą czarownicą pod słońcem ― odparła z zapałem i podsunęła słoik półwili. Zaraz potem do kompletu dołączyła także lipowa łyżka, a wcześniej wyjęte ceramiczne naczynie o podejrzanej zawartości trafiło za okno, na parapet.
― Jak chcesz mu to podać? ― zapytała cicho, konspiracyjnie. ― Na zmianę miód i jagodowa papka? A może wymieszać? Chociaż nie, wtedy straci zapewne swój kolor… szkoda, że nie da się zrobić miodowej miski, wtedy zjadłby i lekarstwo i samą miskę…
Widząc błysk w oku Celine ― Prima niemalże spłoniła się jak świeża dzierlatka i w pełnym zakłopotania geście uniosła dłoń na kark, rozmasowała grające pod skórą mięśnie.
― Noo-o ― jęknęła przeciągle ― mam tu już trochę tałatajstwa, bo i kurka i Stokrotka, jeszcze Hermenegildę chciałabym od pasterza nazad odkupić…
Krótkie westchnienie, zrezygnowana mina. Kogo ona próbowała oszukać?
― Zatrzymam, zatrzymam. Nie wiem jeszcze gdzie go umieszczę, może sam sobie gdzieś norkę zmajstruje… ale! ― czarownica klasnęła cicho w dłonie ― najpierw musisz go zachęcić do jedzenia, moja panno.
Potem temat zboczył nieco z kwestii niuchaczowego zdrowia, tym razem to Celina oblała się żywoczerwonym rumieńcem prawdy i jeśli Prima miała jeszcze jakiekolwiek wątpliwości w tej kwestii ― tak teraz zniknęły, rozwiane przez reakcję półwili. Sprawa o której miała nie wiedzieć, ale dowiedziała się naturalną koleją rzeczy, była jak najbardziej realna.
Postąpiła krok do przodu, przyciągnięta przez Celine, a obserwując narastającą intensywność błyszczących w oczach emocji ― sama nie mogła powstrzymać cisnącego się na wargi uśmiechu. Znaleźć w tak ponurej godzinie prawdziwą miłość i oparcie nie było łatwo. Od dawien dawna życzyła tego bratanicy, odkąd ją tylko poznała, tuż przed tym, jak brała własny ślub. Po prawdzie życzyła tego każdemu Lovegood’owi, ale z racji na szczególną więź, to słowa srebrnowłosej duszki wywołały w niej największe poruszenie.
― A jak tatko to przyjął? ― zagadnęła jeszcze, otaczając drobną sylwetkę baletnicy ramionami. ― Widziałaś jakiś znak? Drobne poruszenie krzewów w okolicy? Mocniejszy podmuch wiatru? Może i nie ma go wśród nas ― dodała smutno ― ale jakaś jego część na pewno przy tobie czuwa.
Co prawda późniejszy kataklizm mógł mu nieco utrudnić przekazanie swojej aprobaty, ale Prima żywiła naiwną nadzieję na to, że jednak zdążył przekazać co mu leży na od dawna nieistniejącej wątrobie.
Przesunęła palcami po srebrnych kosmykach, głaszcząc Celine po głowie i dziękując w duchu wszystkim świętym i okolicznym duchom za to, że postanowiła się przytulić i nie widzi tego, jak jej ciotka nieelegancko się wzruszyła. Długo jednak tego stanu ukrywać się nie dało ― Prima chrząknęła, usiłując powstrzymać cieknący katar, który pojawiał się zawsze przy wzruszeniach i sięgnęła po chusteczkę w haftowane groszki, by otrzeć zaczerwienione oczy.
― Wiesz… to chyba najpiękniejsza rzecz, którą usłyszałam od… od dawna ― szepnęła i przytuliła policzek do włosów Celine ― …od bardzo dawna.
Chwilę trwały jeszcze w tej pozie, otoczone zapachem lasu, miodu i jagód, w złotym blasku słońca wpadającego najbliższym oknem, aż upomniała się o nie rzeczywistość w postaci markotnego niuchacza. Zainteresowany nową osobą, wychylił się nieco z kosza, wystawił łebek, przyjrzał się półwili, ale bez specjalnego przekonania.
― Przynajmniej się ruszył ― skomentowała Prima. ― To już coś…
― Musiałabym poszukać, ale przecież nigdzie nam się nie spieszy ― odparła z uśmiechem i zagłębiła się w izbę kuchenną, na pierwszy ogień biorąc najbardziej prawdopodobne miejsce bytności miodu ― szafkę pod głównym blatem. Zaskrzypiały wysłużone drzwiczki, szczęknęły przesuwane gliniane talerze, zadzwoniły kubki, zaszurały słoiki; izbę wypełnił zapach kurzu i odgłosy mamrotania.
― Gdzie ja go… o, a co to tu robi? Ciekawe czy jeszcze…. nie, zdecydowanie nie, fuj…
Zza drzwiczek wyłoniła się blada dłoń i ustawiła pozbawiony etykiety słoik na blacie. Po dłuższej chwili spędzonej mniej lub bardziej wewnątrz szafki, Prima wyłoniła się w końcu z triumfalnym błyskiem w oku i poszukiwanym miodem. Dostała go w podzięce od pewnego pszczelarza, któremu pomogła z bólami pleców, było to już dobrych parę miesięcy temu, ale korzystała z płynnego złota bardzo oszczędnie, tak, by starczyło jej na jak najdłużej.
― Jeśli twój pomysł zadziała, duszko, to będziesz najgenialniejszą czarownicą pod słońcem ― odparła z zapałem i podsunęła słoik półwili. Zaraz potem do kompletu dołączyła także lipowa łyżka, a wcześniej wyjęte ceramiczne naczynie o podejrzanej zawartości trafiło za okno, na parapet.
― Jak chcesz mu to podać? ― zapytała cicho, konspiracyjnie. ― Na zmianę miód i jagodowa papka? A może wymieszać? Chociaż nie, wtedy straci zapewne swój kolor… szkoda, że nie da się zrobić miodowej miski, wtedy zjadłby i lekarstwo i samą miskę…
Widząc błysk w oku Celine ― Prima niemalże spłoniła się jak świeża dzierlatka i w pełnym zakłopotania geście uniosła dłoń na kark, rozmasowała grające pod skórą mięśnie.
― Noo-o ― jęknęła przeciągle ― mam tu już trochę tałatajstwa, bo i kurka i Stokrotka, jeszcze Hermenegildę chciałabym od pasterza nazad odkupić…
Krótkie westchnienie, zrezygnowana mina. Kogo ona próbowała oszukać?
― Zatrzymam, zatrzymam. Nie wiem jeszcze gdzie go umieszczę, może sam sobie gdzieś norkę zmajstruje… ale! ― czarownica klasnęła cicho w dłonie ― najpierw musisz go zachęcić do jedzenia, moja panno.
Potem temat zboczył nieco z kwestii niuchaczowego zdrowia, tym razem to Celina oblała się żywoczerwonym rumieńcem prawdy i jeśli Prima miała jeszcze jakiekolwiek wątpliwości w tej kwestii ― tak teraz zniknęły, rozwiane przez reakcję półwili. Sprawa o której miała nie wiedzieć, ale dowiedziała się naturalną koleją rzeczy, była jak najbardziej realna.
Postąpiła krok do przodu, przyciągnięta przez Celine, a obserwując narastającą intensywność błyszczących w oczach emocji ― sama nie mogła powstrzymać cisnącego się na wargi uśmiechu. Znaleźć w tak ponurej godzinie prawdziwą miłość i oparcie nie było łatwo. Od dawien dawna życzyła tego bratanicy, odkąd ją tylko poznała, tuż przed tym, jak brała własny ślub. Po prawdzie życzyła tego każdemu Lovegood’owi, ale z racji na szczególną więź, to słowa srebrnowłosej duszki wywołały w niej największe poruszenie.
― A jak tatko to przyjął? ― zagadnęła jeszcze, otaczając drobną sylwetkę baletnicy ramionami. ― Widziałaś jakiś znak? Drobne poruszenie krzewów w okolicy? Mocniejszy podmuch wiatru? Może i nie ma go wśród nas ― dodała smutno ― ale jakaś jego część na pewno przy tobie czuwa.
Co prawda późniejszy kataklizm mógł mu nieco utrudnić przekazanie swojej aprobaty, ale Prima żywiła naiwną nadzieję na to, że jednak zdążył przekazać co mu leży na od dawna nieistniejącej wątrobie.
Przesunęła palcami po srebrnych kosmykach, głaszcząc Celine po głowie i dziękując w duchu wszystkim świętym i okolicznym duchom za to, że postanowiła się przytulić i nie widzi tego, jak jej ciotka nieelegancko się wzruszyła. Długo jednak tego stanu ukrywać się nie dało ― Prima chrząknęła, usiłując powstrzymać cieknący katar, który pojawiał się zawsze przy wzruszeniach i sięgnęła po chusteczkę w haftowane groszki, by otrzeć zaczerwienione oczy.
― Wiesz… to chyba najpiękniejsza rzecz, którą usłyszałam od… od dawna ― szepnęła i przytuliła policzek do włosów Celine ― …od bardzo dawna.
Chwilę trwały jeszcze w tej pozie, otoczone zapachem lasu, miodu i jagód, w złotym blasku słońca wpadającego najbliższym oknem, aż upomniała się o nie rzeczywistość w postaci markotnego niuchacza. Zainteresowany nową osobą, wychylił się nieco z kosza, wystawił łebek, przyjrzał się półwili, ale bez specjalnego przekonania.
― Przynajmniej się ruszył ― skomentowała Prima. ― To już coś…
świeć nam żywym, świeć umarłym
Przyglądała się krzątającej się Primie, w duchu dopingując ją w poszukiwaniach miodu, bo bez tego przecież nie miała innego pomysłu na podanie kapryśnemu niuchaczowi lekarstwa. Raz po raz parskała cichym śmiechem, kiedy czarownica odnajdowała coś, czego posiadania i przechowywania pod swoim dachem nie pamiętała, i krzywiła się pod wpływem niezbyt pięknych zapachów docierających do nozdrzy, jednocześnie cały czas myśląc nad tym, jak bardzo kocha tę kobietę. Roztargnioną, żyjącą we własnym świecie, specyficzną, ale zarazem ciepłą i matczyną, będącą jej oparciem od dnia, w którym ją poznała. Kiedy gliniany słoiczek brzdęknął o blat, zbliżyła się do Howell i przygładziła rude włosy zmierzwione przygodą poszukiwań.
- Och, mam nadzieję, że wtedy rozgłosisz to wszem i wobec. Pomyśl tylko, jak zadrży w posadach świat nauki, kiedy okaże się, że jakiś baletniczy podlotek bije ich wszystkich na głowy - zaśmiała się dźwięcznie, odebrawszy naczynko od cioci. Było tam dostatecznie dużo przyjemnie pachnącego miodu, by mogły pokusić się nawet o trzy czy cztery próby przekupstwa stworzenia, aczkolwiek nie chciała zużywać go całego, kiedy okazało się, że Prima posiadała go w domu i mogła przeznaczyć jego słodycz na wypieki czy własne potrzeby. - Myślę, aby zastosować fortel. Przelejemy miód z łyżeczki do łyżeczki, z góry na dół, a kiedy niuchacz będzie próbował go chapsnąć, przez błyszczącą powłokę podamy mu łyżeczkę pasty - zaproponowała z zadowolonym błyskiem w oku. Półwila nie miała pojęcia, czy sposób zadziała, lecz było to wszystko, na co wpadła, i czym zdawała się zupełnie usatysfakcjonowana, przynajmniej na etapie planowania. - Ale wtedy nie miałabyś miski, skoro by ją zjadł - zauważyła i uśmiechnęła się szeroko do Primy.
A uśmiech ten stawał się słodszy i słodszy, im bardziej cioteczka rozważała przyjęcie pod swój dach niuchaczowego podopiecznego, jednocześnie próbując imać się rozsądku i wymówek. Kiedy jednak padła odpowiedź, na którą tak liczyła, uniosła się lekko na palcach i ucałowała czarownicę najpierw w jeden, później w drugi policzek, wieńcząc pieszczotę kolejnym całusem w sam środek jej czoła.
- Zachęcę! A ty już możesz myśleć nad jego imieniem, bo teraz jeszcze bardziej zrobię wszystko, żeby zjadł całą mieszankę ze smakiem - oznajmiła szczęśliwie i skierowała kroki do szufladki, której zawartość dobrze znała, wybierając ze środka najbardziej matowe sztućce, jakie mogła znaleźć. Błyszczące czy wypolerowane przykułyby uwagę małego złodziejaszka i mogłyby rozniecić jego marzenia bardziej niż miód, czemu musiała przeciwdziałać. Oceniła więc każdą łyżeczkę z osobna i wysupłała spośród nich odpowiednie kandydatki, układając je na kuchennym blacie, zanim jej uwaga ponownie podryfowała do gospodyni.
Rumieńce piekły skórę jej policzków, serce szamotało się w piersi. Bardzo zależało jej na aprobacie i zrozumieniu Primy, na akceptacji powziętej przez nią decyzji. I otrzymała to, na Merlina, otrzymała z nawiązką. Różnokolorowe oczy zaskrzyły się obecnością świeżych łez wzruszenia, kiedy myślała o tatku, i lekko pokiwała głową.
- Kiedy spadły gwiazdy, cmentarz wokół nas niszczał. Pękały groby, szyby w oknach kościółka, trzęsła się cała ziemia, powietrze przecinały ostre odłamki. Ale nas nic nie dosięgło. Myślę, że nas ochronił. Że w ten sposób pokazał, że wierzy w intencje Hectora - wyjawiła, czując narastającą w gardle obręcz, zaciskającą się wokół jej strun głosowych i drapiącą o wypowiadane przez nią słowa. Patrzyła przy tym na Primę, ciekawa, co zastanie w jej oczach. Egerton był dla niej bratem odzyskanym po latach, człowiekiem, z którym związała ją ciasna nić krwi, a którego im obu odebrano przedwcześnie. Jak często ciocia o nim myślała? I co myślała o drugim bracie, tak podle zakradającym się w świętość cudzego małżeństwa, by spłodzić półwilego bękarta w łonie żony własnego brata?
Przylgnęła do niej, zamknięta w ciepłych ramionach czarownicy, wdychająca do płuc przyjemny zapach lasu i ziół wpisanych na stałe w aurę Howell. Wzruszenie osnuło je obie i półwila uśmiechnęła się drżącymi wargami, słysząc jego dowody w siąpnięciach ciocinego nosa, chrząknięciach jej gardła. - W takim razie muszę ci to mówić częściej. Bo to wszystko prawda - obiecała, znów złożywszy na jej policzku pełen miłości pocałunek, po czym powiodła spojrzeniem za kobietą do wychylającego łebek niuchacza. Wydawał się wymizerowany i zmęczony, jego sierści brakowało blasku, jego oczom - nadziei. - Czas zacząć plan pasta przeznaczenia - szepnęła konspiracyjnie, wysunąwszy się z objęć cioci (tuż po tym, jak znów ucałowała jej policzek, tym razem drugi) i pognała do blatu po łyżeczki i słoik naturalnie płynnego miodu. Miska z papką już oczekiwała na uwagę przy koszyku. - Ja będę przelewać miód, ty spróbuj wcisnąć mu do pyszczka pastę - poinstruowała skupiona, nabierając niedużą ilość płynu na sztuciec, który następnie pokazała niuchaczowi. Ciemne, paciorkowate oczy błysnęły delikatną iskierką zainteresowania, kiedy zobaczył, jak ładnie produkt mienił się w popołudniowym świetle wpadającym przez okna i Celine poczuła ukłucie nadziei. Musiały działać szybko, musiały być ze sobą idealnie zsynchronizowane. Spojrzała na Primę i skinęła do niej głową. - Raz, dwa, trzy...
k1 - niuchacz daje się nakarmić, ale kaszle pastą, krzywi się i chyba wie, że próbujemy go oszukać
k2 - niuchacz daje się nakarmić, krzywi się delikatnie, ale miód rekompensuje mu straty moralne
k3 - niuchacz daje się nakarmić i nie rozumie, że pasta mu nie smakuje, bo miód jest pyszny
- Och, mam nadzieję, że wtedy rozgłosisz to wszem i wobec. Pomyśl tylko, jak zadrży w posadach świat nauki, kiedy okaże się, że jakiś baletniczy podlotek bije ich wszystkich na głowy - zaśmiała się dźwięcznie, odebrawszy naczynko od cioci. Było tam dostatecznie dużo przyjemnie pachnącego miodu, by mogły pokusić się nawet o trzy czy cztery próby przekupstwa stworzenia, aczkolwiek nie chciała zużywać go całego, kiedy okazało się, że Prima posiadała go w domu i mogła przeznaczyć jego słodycz na wypieki czy własne potrzeby. - Myślę, aby zastosować fortel. Przelejemy miód z łyżeczki do łyżeczki, z góry na dół, a kiedy niuchacz będzie próbował go chapsnąć, przez błyszczącą powłokę podamy mu łyżeczkę pasty - zaproponowała z zadowolonym błyskiem w oku. Półwila nie miała pojęcia, czy sposób zadziała, lecz było to wszystko, na co wpadła, i czym zdawała się zupełnie usatysfakcjonowana, przynajmniej na etapie planowania. - Ale wtedy nie miałabyś miski, skoro by ją zjadł - zauważyła i uśmiechnęła się szeroko do Primy.
A uśmiech ten stawał się słodszy i słodszy, im bardziej cioteczka rozważała przyjęcie pod swój dach niuchaczowego podopiecznego, jednocześnie próbując imać się rozsądku i wymówek. Kiedy jednak padła odpowiedź, na którą tak liczyła, uniosła się lekko na palcach i ucałowała czarownicę najpierw w jeden, później w drugi policzek, wieńcząc pieszczotę kolejnym całusem w sam środek jej czoła.
- Zachęcę! A ty już możesz myśleć nad jego imieniem, bo teraz jeszcze bardziej zrobię wszystko, żeby zjadł całą mieszankę ze smakiem - oznajmiła szczęśliwie i skierowała kroki do szufladki, której zawartość dobrze znała, wybierając ze środka najbardziej matowe sztućce, jakie mogła znaleźć. Błyszczące czy wypolerowane przykułyby uwagę małego złodziejaszka i mogłyby rozniecić jego marzenia bardziej niż miód, czemu musiała przeciwdziałać. Oceniła więc każdą łyżeczkę z osobna i wysupłała spośród nich odpowiednie kandydatki, układając je na kuchennym blacie, zanim jej uwaga ponownie podryfowała do gospodyni.
Rumieńce piekły skórę jej policzków, serce szamotało się w piersi. Bardzo zależało jej na aprobacie i zrozumieniu Primy, na akceptacji powziętej przez nią decyzji. I otrzymała to, na Merlina, otrzymała z nawiązką. Różnokolorowe oczy zaskrzyły się obecnością świeżych łez wzruszenia, kiedy myślała o tatku, i lekko pokiwała głową.
- Kiedy spadły gwiazdy, cmentarz wokół nas niszczał. Pękały groby, szyby w oknach kościółka, trzęsła się cała ziemia, powietrze przecinały ostre odłamki. Ale nas nic nie dosięgło. Myślę, że nas ochronił. Że w ten sposób pokazał, że wierzy w intencje Hectora - wyjawiła, czując narastającą w gardle obręcz, zaciskającą się wokół jej strun głosowych i drapiącą o wypowiadane przez nią słowa. Patrzyła przy tym na Primę, ciekawa, co zastanie w jej oczach. Egerton był dla niej bratem odzyskanym po latach, człowiekiem, z którym związała ją ciasna nić krwi, a którego im obu odebrano przedwcześnie. Jak często ciocia o nim myślała? I co myślała o drugim bracie, tak podle zakradającym się w świętość cudzego małżeństwa, by spłodzić półwilego bękarta w łonie żony własnego brata?
Przylgnęła do niej, zamknięta w ciepłych ramionach czarownicy, wdychająca do płuc przyjemny zapach lasu i ziół wpisanych na stałe w aurę Howell. Wzruszenie osnuło je obie i półwila uśmiechnęła się drżącymi wargami, słysząc jego dowody w siąpnięciach ciocinego nosa, chrząknięciach jej gardła. - W takim razie muszę ci to mówić częściej. Bo to wszystko prawda - obiecała, znów złożywszy na jej policzku pełen miłości pocałunek, po czym powiodła spojrzeniem za kobietą do wychylającego łebek niuchacza. Wydawał się wymizerowany i zmęczony, jego sierści brakowało blasku, jego oczom - nadziei. - Czas zacząć plan pasta przeznaczenia - szepnęła konspiracyjnie, wysunąwszy się z objęć cioci (tuż po tym, jak znów ucałowała jej policzek, tym razem drugi) i pognała do blatu po łyżeczki i słoik naturalnie płynnego miodu. Miska z papką już oczekiwała na uwagę przy koszyku. - Ja będę przelewać miód, ty spróbuj wcisnąć mu do pyszczka pastę - poinstruowała skupiona, nabierając niedużą ilość płynu na sztuciec, który następnie pokazała niuchaczowi. Ciemne, paciorkowate oczy błysnęły delikatną iskierką zainteresowania, kiedy zobaczył, jak ładnie produkt mienił się w popołudniowym świetle wpadającym przez okna i Celine poczuła ukłucie nadziei. Musiały działać szybko, musiały być ze sobą idealnie zsynchronizowane. Spojrzała na Primę i skinęła do niej głową. - Raz, dwa, trzy...
k1 - niuchacz daje się nakarmić, ale kaszle pastą, krzywi się i chyba wie, że próbujemy go oszukać
k2 - niuchacz daje się nakarmić, krzywi się delikatnie, ale miód rekompensuje mu straty moralne
k3 - niuchacz daje się nakarmić i nie rozumie, że pasta mu nie smakuje, bo miód jest pyszny
paruje świt. mgła półmrok rozmydla. wschodzi światło spomiędzy mych ud, miodem rozlewa i wsiąka w trawę.
Celine Lovegood
Zawód : Baletnica, tancerka w Palace Theatre
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczona
i was given a heart before i was given a mind.
OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30+3
SPRAWNOŚĆ : 17
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
The member 'Celine Lovegood' has done the following action : Rzut kością
'k3' : 2
'k3' : 2
Fortel w ustach Celine brzmiał jak narzędzie arcyskomplikowane i wysoce skuteczne, jakby była to tajemna sztuka wykradziona prosto spod bajecznych dachów francuskiej szkoły. W połączeniu z bujną wyobraźnią pani Howell, plan Celine urósł do jakiegoś nienazwanego misterium w którym to niuchacz poddawany jest działaniu sił, których nie sposób objąć umysłem ani sercem. Przez chwilę pozwoliła sobie analizować ten scenariusz, zanurzyć się w kolejnych scenach tkanych przez wyobraźnię. I kiedy już-już dostawały Order Merlina za innowacyjne podejście do magicznych stworzeń – wizja rozmyła się, przegnana widmem dotyku miękkich ust na jej policzkach i czole. Prima uśmiechnęła się bezwiednie, odruchowo i uniosła dłoń, by odwzajemnić pieszczotę krótkim muśnięciem policzka Celine. W chwilach takich jak te wydawało jej się, że bogowie odmówili jej szczęścia w postaci dziecka tylko dlatego, by mogła więcej czasu i emocji poświęcić Celine. Lubiła sobie wyobrażać, że tak naprawdę filigranowa baletnica jest jej córką; jej własną, wymarzoną duszką. I choć rozsądek czasem budził się z letargu i podpowiadał, że nic bardziej mylnego, tak Prima lubiła przebywać w objęciach tej fantazji w głębi ducha życząc sobie, by jakiś lokalny duch, bóg czy ktoś o równie niezrównanej mocy przeistoczył fantazję w rzeczywistość.
Gdy Celine zaczęła poszukiwania stosownego sztućca, Prima ruszyła do zlewu i w paru szybkich ruchach przemyła łyżkę drewnianą, lipową, rzeźbioną w fantazyjny, roślinny wzór. Był to prezent od zielarza zza rzeki, jej dobrego przyjaciela, który ostatnio odkrył nowe hobby w postaci obróbki drewna. Lipowa łyżka była trochę koślawa, trochę nieidealna, ale nie przeszkadzało jej to w codziennym użytkowaniu.
– Ta chyba będzie najlepsza? – Podsunęła sztuciec nieśmiało, chcąc ułatwić Celine wybór. Drewniana łyżka miała jednak parę szorstkich zadziorów, które przy nieostrożnym ruchu mogły zmienić się w drzazgi i ugrzęznąć w niuchaczowym pyszczku, zatem decyzję pozostawiła w rękach półwili.
Temat nieoczekiwanie podryfował w kompletnie inny rejon, budząc przy tym pamięć zmarłego. Prima kojarzyła Hectora z przeszłości, która teraz wydawała jej się kompletnie innym życiem. Nigdy nie miała powodu, by zarzucić mu coś złego i miała szczerą nadzieję, że nigdy nie wyrządzi Celine krzywdy. Że będzie dla niej takim oparciem i takim przyjacielem, jakim był dla niej Greg. Czasy mieli, jakie mieli, ale równie szczerą nadzieją obudowała niemą prośbę – by nigdy, ale to przenigdy, Hector nie był zmuszony do jej obrony. Żeby los, cokolwiek miał w zanadrzu, chował dla nich tylko to, co najlepsze. Na Merlina, była gotowa nawet iść w konszachty z diabłem i wziąć na siebie wszystko co potencjalnie złe, byleby oszczędzić tego Celine. Żadna żona nie powinna przeżywać śmierci męża, nie w taki sposób. W jej wyidealizowanej wizji powinno umierać się wspólnie, w sędziwym wieku, na bujanym fotelu wśród dzikich malw i mięty.
– Też tak myślę – potaknęła cicho. – Że to był znak od niego, aprobata. I cieszę się, nawet nie wiesz jak bardzo, że nic się wam nie stało. Ja… – zawahała się na moment, uśmiechnęła smętnie – znam Hectora z przeszłości, zawsze był dla mnie miły. To mądry mężczyzna. Może nasza ostatnia rozmowa nie wypadła najlepiej, ale myślę, że może dać ci poczucie stabilności, którego w obecnych czasach tak bardzo wszystkim brakuje.
Wspomnienie brata pojawiło się między nimi jedynie na moment; osobliwie krótką chwilę w której po prostu nie wiedziała co myśleć. Zgubiła rytm wspomnień, zgubiła echo rodzinnych historii.
Wargi ułożyły się w drżący uśmiech pełen stłumionego pod mostkiem wzruszenia, gdy Celine po raz kolejny ucałowała jej policzek. Prima, niezdolna do wydobycia głosu, skinęła głową w milczeniu. Czasem dobrze było usłyszeć coś dobrego na swój temat. Zwykle nie oczekiwała tego od nikogo, ale fakt, że wypłynęło to naturalnie, że pochodziło od najmilszej jej osoby, sprawiał, że znów brało ją wzruszenie.
Uśmiech poszerzył się – pasta przeznaczenia, powtórzyła w duchu Prima – a chwilę potem już cała uwaga ich obu skupiła się na niegrzecznym niuchaczu.
Celine nabrała miodu, Prima złapała drugą łyżeczkę i nabrała na nią pasty. Wymieniły porozumiewawcze spojrzenia, rozpoczęło się odliczanie i… cyk! Niuchacz nawet się nie zorientował i zdawać by się mogło, że nie dostrzegł nawet istoty całego fortelu. Skrzywił się, owszem, ale Prima wychodziła z założenia, że każdy trochę się krzywi przy lekarstwie, jakby była to jakaś niepisana reguła.
– Świetnie, świetnie! – pochwaliła przejętym szeptem, nie chcąc by zbyt wysoki ton przestraszył niuchacza. – Jeszcze parę razy i pasta będzie tylko wspomnieniem. Gotowa? Raz, dwa…
I jak nam poszło?
k1 - niuchacz zorientował się przy drugiej porcji, że coś tu nie gra i odmawia współpracy
k2 - niuchacz się nie zorientował, ale jego pyszczek wyraża głęboką dezaprobatę wobec smaku "miodu"
k3 - niuchacz od razu poczuł się lepiej i wydaje się być wdzięczny (albo po prostu już zauważył coś, co mu się bardzo spodobało i zaraz trzeba będzie go łapać)
Gdy Celine zaczęła poszukiwania stosownego sztućca, Prima ruszyła do zlewu i w paru szybkich ruchach przemyła łyżkę drewnianą, lipową, rzeźbioną w fantazyjny, roślinny wzór. Był to prezent od zielarza zza rzeki, jej dobrego przyjaciela, który ostatnio odkrył nowe hobby w postaci obróbki drewna. Lipowa łyżka była trochę koślawa, trochę nieidealna, ale nie przeszkadzało jej to w codziennym użytkowaniu.
– Ta chyba będzie najlepsza? – Podsunęła sztuciec nieśmiało, chcąc ułatwić Celine wybór. Drewniana łyżka miała jednak parę szorstkich zadziorów, które przy nieostrożnym ruchu mogły zmienić się w drzazgi i ugrzęznąć w niuchaczowym pyszczku, zatem decyzję pozostawiła w rękach półwili.
Temat nieoczekiwanie podryfował w kompletnie inny rejon, budząc przy tym pamięć zmarłego. Prima kojarzyła Hectora z przeszłości, która teraz wydawała jej się kompletnie innym życiem. Nigdy nie miała powodu, by zarzucić mu coś złego i miała szczerą nadzieję, że nigdy nie wyrządzi Celine krzywdy. Że będzie dla niej takim oparciem i takim przyjacielem, jakim był dla niej Greg. Czasy mieli, jakie mieli, ale równie szczerą nadzieją obudowała niemą prośbę – by nigdy, ale to przenigdy, Hector nie był zmuszony do jej obrony. Żeby los, cokolwiek miał w zanadrzu, chował dla nich tylko to, co najlepsze. Na Merlina, była gotowa nawet iść w konszachty z diabłem i wziąć na siebie wszystko co potencjalnie złe, byleby oszczędzić tego Celine. Żadna żona nie powinna przeżywać śmierci męża, nie w taki sposób. W jej wyidealizowanej wizji powinno umierać się wspólnie, w sędziwym wieku, na bujanym fotelu wśród dzikich malw i mięty.
– Też tak myślę – potaknęła cicho. – Że to był znak od niego, aprobata. I cieszę się, nawet nie wiesz jak bardzo, że nic się wam nie stało. Ja… – zawahała się na moment, uśmiechnęła smętnie – znam Hectora z przeszłości, zawsze był dla mnie miły. To mądry mężczyzna. Może nasza ostatnia rozmowa nie wypadła najlepiej, ale myślę, że może dać ci poczucie stabilności, którego w obecnych czasach tak bardzo wszystkim brakuje.
Wspomnienie brata pojawiło się między nimi jedynie na moment; osobliwie krótką chwilę w której po prostu nie wiedziała co myśleć. Zgubiła rytm wspomnień, zgubiła echo rodzinnych historii.
Wargi ułożyły się w drżący uśmiech pełen stłumionego pod mostkiem wzruszenia, gdy Celine po raz kolejny ucałowała jej policzek. Prima, niezdolna do wydobycia głosu, skinęła głową w milczeniu. Czasem dobrze było usłyszeć coś dobrego na swój temat. Zwykle nie oczekiwała tego od nikogo, ale fakt, że wypłynęło to naturalnie, że pochodziło od najmilszej jej osoby, sprawiał, że znów brało ją wzruszenie.
Uśmiech poszerzył się – pasta przeznaczenia, powtórzyła w duchu Prima – a chwilę potem już cała uwaga ich obu skupiła się na niegrzecznym niuchaczu.
Celine nabrała miodu, Prima złapała drugą łyżeczkę i nabrała na nią pasty. Wymieniły porozumiewawcze spojrzenia, rozpoczęło się odliczanie i… cyk! Niuchacz nawet się nie zorientował i zdawać by się mogło, że nie dostrzegł nawet istoty całego fortelu. Skrzywił się, owszem, ale Prima wychodziła z założenia, że każdy trochę się krzywi przy lekarstwie, jakby była to jakaś niepisana reguła.
– Świetnie, świetnie! – pochwaliła przejętym szeptem, nie chcąc by zbyt wysoki ton przestraszył niuchacza. – Jeszcze parę razy i pasta będzie tylko wspomnieniem. Gotowa? Raz, dwa…
I jak nam poszło?
k1 - niuchacz zorientował się przy drugiej porcji, że coś tu nie gra i odmawia współpracy
k2 - niuchacz się nie zorientował, ale jego pyszczek wyraża głęboką dezaprobatę wobec smaku "miodu"
k3 - niuchacz od razu poczuł się lepiej i wydaje się być wdzięczny (albo po prostu już zauważył coś, co mu się bardzo spodobało i zaraz trzeba będzie go łapać)
świeć nam żywym, świeć umarłym
The member 'Prima Lovegood' has done the following action : Rzut kością
'k3' : 2
'k3' : 2
Niuchacz naprawdę nie miał w sobie wiele siły. Czasem lubił dramatyzować, owszem, przesadzać, jak najbardziej, jednak tym razem niczego nie udawał. Walące się niebo niemalże przyprawiło go o zawał malutkiego serca, zaś panika nigdy nie była dobrym doradcą. Dlatego właśnie skończył cały poobijany, bogatszy nie tylko o nowe, traumatyczne doświadczenia, ale i kilka głębszych zadrapań. Przewrotny los sprawił, że ta miła, rudowłosa czarownica przygarnęła go pod swój dach, do tego stworzyła dość wygodne legowisko w wiklinowym koszyku i regularnie sprawdzała, jak się miewa. Mimo to stworzonko za każdym razem było tak samo niepocieszone, że nie dostrzega w jej uszach żadnych godnych uwagi świecidełek, palce ma wolne od pierścionków, zaś z szyi nie zwisa nawet najsubtelniejszy łańcuszek. I jak miał poczuć się lepiej, gdy w jego najbliższym otoczeniu nie znajdowały się żadne wabiące wzrok skarby? No jak?
Ten dzień był jednak inny od poprzednich. Nad jego łóżeczkiem zamajaczyła jakaś nowa twarz - co więcej twarz okolona falami złotawych włosów, prawda, to jednak nie wystarczyło, by rozbudzić niuchaczą ciekawość na dobre. Podsumował zjawienie się nieznajomej bolesnym westchnieniem, po czym na powrót przymknął powieki i sięgnął łapką do czoła w iście dramatycznym geście.
Zmienił swe położenie dopiero w chwili, w której obie kobiety pochyliły się nad nim, czy raczej jego koszykiem, i zaczęły coś między sobą omawiać. Co dokładnie? Nie miał bladego pojęcia. Ich niezrozumiałe słowa wpadały jednym uchem, a wypadały drugim, niewiele sobie z nich robił, do czasu. Gdy ujrzał żywe złoto, jego ślepia otworzyły się szerzej niż do tej pory. Piękne. Wspaniałe. Złociste.
Fortel baletnicy przyniósł oczekiwany rezultat. Niuchacz pochłonął łyżkę złota, później kolejną, coś jednak było nie tak. Pamiętał jego smak inaczej. Bardziej słodko. Skrzywił się, mrużąc przy tym oczy, nie przestawał jednak otwierać dzioba, dzięki czemu czarownice wciąż mogły go karmić; nie potrafiłby przecież zrezygnować z mieniącego się skarbu, poza tym należał mu się, za te wszystkie cierpienia.
Ten dzień był jednak inny od poprzednich. Nad jego łóżeczkiem zamajaczyła jakaś nowa twarz - co więcej twarz okolona falami złotawych włosów, prawda, to jednak nie wystarczyło, by rozbudzić niuchaczą ciekawość na dobre. Podsumował zjawienie się nieznajomej bolesnym westchnieniem, po czym na powrót przymknął powieki i sięgnął łapką do czoła w iście dramatycznym geście.
Zmienił swe położenie dopiero w chwili, w której obie kobiety pochyliły się nad nim, czy raczej jego koszykiem, i zaczęły coś między sobą omawiać. Co dokładnie? Nie miał bladego pojęcia. Ich niezrozumiałe słowa wpadały jednym uchem, a wypadały drugim, niewiele sobie z nich robił, do czasu. Gdy ujrzał żywe złoto, jego ślepia otworzyły się szerzej niż do tej pory. Piękne. Wspaniałe. Złociste.
Fortel baletnicy przyniósł oczekiwany rezultat. Niuchacz pochłonął łyżkę złota, później kolejną, coś jednak było nie tak. Pamiętał jego smak inaczej. Bardziej słodko. Skrzywił się, mrużąc przy tym oczy, nie przestawał jednak otwierać dzioba, dzięki czemu czarownice wciąż mogły go karmić; nie potrafiłby przecież zrezygnować z mieniącego się skarbu, poza tym należał mu się, za te wszystkie cierpienia.
I show not your face but your heart's desire
Błysk w paciorkowatych oczach niuchacza sprawił, że Prima zawahała się na moment – a co jeśli im tu… zwymiotuje? Myśl ta, dość nieprzyjemna, niech będzie jej dane to podkreślić, na chwilę wywołała nieprzyjemne dreszcze. Kiedy jednak zimne uczucie niepokoju spłynęło wzdłuż kręgosłupa, niuchacz nadstawił dzioba i dał się karmić, w jakiś cudowny sposób nabierając się na obmyślony wcześniej fortel. Cieszyło ją to. W końcu był to jakiś okruch nadziei, że coś zacznie się układać.
Nakarmiwszy niuchacza, Prima zadbała o to by zwierzak ponownie umościł się w koszyku, a następnie wróciła do swoich zajęć. Nie wypadało gościć krewniaczki na goło i wesoło: wyciągnęła zatem dwa gliniane kubeczki, a zaraz po nich rozejrzała się za imbrykiem. Co powinna dziś zaparzyć? Napar miętowy, jak zawsze? Nie, dzisiejszy dzień nie nadawał się na jej chłodnawy posmak. Może zatem liście pokrzywy z wiśnią? Lata temu słyszała o jej zbawiennym działaniu na włosy, skórę i paznokcie, a całkiem niedawno obił jej się o uszy przepis na bardzo polecaną przez gospodynie wcierkę. Może powinna spróbować?...
Przygotowanie naparu chwilę jej zajęło, a gdy imbryk spoczął już nad paleniskiem, Prima wybrała się do piwniczki po kawałek ciasta. Z jej skomplikowanych obliczeń wynikało, że powinna jeszcze mieć nieco tej szarlotki, tak samo zresztą jak tamten słoik powideł. I och, orzechy! Orzechy też powinna przynieść. A ciastka?
Prima zajrzała z nadzieją do jednej z puszek, ale – wcale jej to nie zaskoczyło – puszka okazała się pusta. Jakim cudem myszy się do niej dobrały? Bo to przecież musiała być ich sprawka, niczyja inna. Widziała już raz czy dwa umykający pod szafkę malutki kształt, widziała wystający spod mebla ogonek, a chrobotanie w nocy nie dawało jej spać. No pięknie. No ładnie. A ona im umościła posłanie w tamtej komodzie przy pracowni…
Z westchnieniem pełnym pogodnego rozczarowania Prima opuściła piwnicę i wróciła do kuchni. Imbryk akurat zaczął gwizdać.
|zt
Nakarmiwszy niuchacza, Prima zadbała o to by zwierzak ponownie umościł się w koszyku, a następnie wróciła do swoich zajęć. Nie wypadało gościć krewniaczki na goło i wesoło: wyciągnęła zatem dwa gliniane kubeczki, a zaraz po nich rozejrzała się za imbrykiem. Co powinna dziś zaparzyć? Napar miętowy, jak zawsze? Nie, dzisiejszy dzień nie nadawał się na jej chłodnawy posmak. Może zatem liście pokrzywy z wiśnią? Lata temu słyszała o jej zbawiennym działaniu na włosy, skórę i paznokcie, a całkiem niedawno obił jej się o uszy przepis na bardzo polecaną przez gospodynie wcierkę. Może powinna spróbować?...
Przygotowanie naparu chwilę jej zajęło, a gdy imbryk spoczął już nad paleniskiem, Prima wybrała się do piwniczki po kawałek ciasta. Z jej skomplikowanych obliczeń wynikało, że powinna jeszcze mieć nieco tej szarlotki, tak samo zresztą jak tamten słoik powideł. I och, orzechy! Orzechy też powinna przynieść. A ciastka?
Prima zajrzała z nadzieją do jednej z puszek, ale – wcale jej to nie zaskoczyło – puszka okazała się pusta. Jakim cudem myszy się do niej dobrały? Bo to przecież musiała być ich sprawka, niczyja inna. Widziała już raz czy dwa umykający pod szafkę malutki kształt, widziała wystający spod mebla ogonek, a chrobotanie w nocy nie dawało jej spać. No pięknie. No ładnie. A ona im umościła posłanie w tamtej komodzie przy pracowni…
Z westchnieniem pełnym pogodnego rozczarowania Prima opuściła piwnicę i wróciła do kuchni. Imbryk akurat zaczął gwizdać.
|zt
świeć nam żywym, świeć umarłym
Strona 2 z 2 • 1, 2
Ogród
Szybka odpowiedź