Wydarzenia


Ekipa forum
[SEN] Red comes in many shades
AutorWiadomość
[SEN] Red comes in many shades [odnośnik]27.10.23 23:48
Nie był w takim klubie od dawna, ale przecież nie mogło być tak źle, prawda?
Na prawdziwej randce też nie był od dawna, tak bardzo dawna. Przez pierwsze miesiące stronił od każdego, a sama perspektywa dotyku wydawała się odrealniona. Pogrążył się w czarnych myślach bez przyszłości, aż...
...aż terapia zaczęła działać. Małymi krokami do dawnego życia, z uwzględnieniem nowych słabości - mówili, a on desperacko próbował się do tego zastosować. Zaczął też działać eliksir tojadowy i było niemalże normalnie. Miał unikać silnych emocji i zbyt intensywnych bodźców, ale przygody we własnej kawalerce przecież do nich nie należały. Ba, magipsychiatra doradził mu - co prawda niechętnie - że bliskość i fizyczność, nawet przypadkowe, są lepsze od pokus samotności. Wpadł zatem w bezpieczną rutynę, niewinne flirty i namiętne wieczory. Jego mieszkanie było bezpieczne i brak zaangażowania emocjonalnego też był bezpieczny i wszystko toczyło się przewidywalnym, bezpiecznym rytmem.
Dopóki nie poznał Addy.
Miała śliczny uśmiech, który już na początku przykuł jego uwagę i świetne poczucie humoru. Była jedną z tych dziewczyn, które przywiązałyby go do siebie na dłużej gdy jeszcze był w pełni zdrowia; a fakt, że zainteresowała się nim teraz podbudowywał jego ego. Nie powiedział jej o własnej przypadłości, bo nie pytała i chciał jak najbardziej odwlec ten moment (mimo, że magipsychiatra doradzał szczerość), ale rok temu Ministerstwo huczało od plotek. Istniała niemiła możliwość, że może już wie. Niezależnie od tego, czy wiedziała, czy dopiero kiedyś się dowie, w ich kilkutygodniową relację zakradło się coś, czego nie czuł ani przed rokiem ani w niedawnych relacjach.
Lęk.
Że ją straci, że wyjdzie w jej oczach na frajera, że się nim znudzi.
To ostatnie było realną groźbą. Już kilka razy spotkali się w jego kawalerce, raz ugotował jej nawet kolację, ale z niewerbalnych sygnałów i werbalnych sugestii wychwytywał, że Adda pragnie więcej. A on - on nie miał serca jej odmówić. Zatraciwszy się w przypadkowych relacjach - jego słabość, o której wiedziano w Ministerstwie; nie miał nawet pojęcia kto się dowiedział i postanowił to wykorzystać - zapomniał jak to jest, gdy mu zależy. Nie dowiedział się też nigdy jak to jest, znowu czuć się niedoskonałym i nudnym i zakompleksionym. Ostatni raz czuł się tak w Hogwarcie, a wtedy lepiej to wypierał.
Dlatego, wbrew własnej rutynie i zasadom bezpieczeństwa, dał się Addzie namówić do wypad na tańce. Nie mogło być tak źle. Nie mogło. Pił eliksir i miał wszystko pod kontrolą.
Ale było... niedobrze. Zbyt duszno, a zapach potu wszystkich zebranych wdzierał mu się gwałtownie do nozdrzy. Zbyt ciemno, a podświadomość podpowiadała, że wilcze oczy odnalazłyby się tu lepiej. Zbyt ciasno, aż zaczynał czuć się klaustrofobicznie.
Już kilka razy, wbrew własnemu pragnieniu wydawania się atrakcyjnym i interesującym (a że to pragnienie było silne, to pragnienie odpoczynku musiało być stokroć silniejsze), prosił Addę o to, by wyszli na zewnątrz. Musiał zaczerpnąć świeżego powietrza i ochłonąć. Ona jednak wciąż prosiła go o kolejny taniec albo o drinka, a jej czerwona sukienka wirowała, a jego oszałamiał zapach frezji. Prawie chciał wyjść sam, tylko na chwilę, ale wtedy odwzajemniła uśmiech jakiegoś cwaniaczka, więc został, musiał zostać. Pomimo tego, że od papierosowego dymu łzawiły mu oczy i było mu niedobrze. Zakręciło mu się w głowie, gdy okręcał ją wokół siebie i gdy rozbrzmiały ostatnie takty wariackiej piosenki.
-Adda... - chciałby ją pocałować, ale czuł się źle. -Chodźmy na górę, na chwilę? - proszę.



Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
[SEN] Red comes in many shades 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12118-michael-tonks#373099 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
Re: [SEN] Red comes in many shades [odnośnik]28.10.23 9:29
W Ministerstwie, we właściwym dziale, panowało przekonanie, że jeśli chodzi o relacje, o podchodzenie ludzi i manipulację ― nie ma sobie równych. Że zawsze znajdzie sposób na to, by dopiąć swego, wślizgnąć się między myśli swojego celu i zakotwiczyć się w nich tak mocno, tak skutecznie, że nie będzie potrafił przestać o niej myśleć. Praca dla Wiedźmiej Straży jej się podobała; wykorzystywała jej naturalne talenty, a szkolenie tylko włożyło w jej dłonie jeszcze potężniejsze narzędzia, nauczyło jak wychodzić z beznadziejnych sytuacji i we właściwym splocie ułożyło intuicję i twardą wiedzę dotyczącą ludzkiej psychiki.
Była jedną z najbardziej oddanych agentek; zawziętą i cwaną, pewną siebie i doskonale realizującą kolejne cele, więc sprawa Tonksa musiała trafić do niej ― Adda nie widziała innego scenariusza, innej kobiety, która byłaby sobie w stanie z tym poradzić, choć cel sam w sobie od strony pewności siebie i stabilności psychicznej prezentował się raczej żałośnie. Jedyne na co musiała uważać to fakt, że wciąż pozostawał czynnym aurorem, a tacy mają oczy dookoła głowy.
Każdy auror jednak ― przeciągnięty na jedyną właściwą stronę lub martwy ― był na wagę złota w perspektywie kwietniowego przełomu.
Wiedziała o jego przypadłości, a wprawne oko obserwatorki bez problemu wychwyciło chwiejną równowagę, którą starał się utrzymywać by nie oszaleć. Pewność siebie nie miała solidnego fundamentu, ten zniknął zapewne zaraz po ugryzieniu. Powierzony jej opiece cel zapowiadał się więc na kąsek dość bezbronny i gdyby tylko żywiła cieplejsze uczucia wobec mugolaków i szlam ― byłoby jej go szkoda.
Ale nie było.
Operację rozpoczęła standardowo ― nieśmiałym zainteresowaniem i uśmiechem, pełnym zainteresowania błyskiem w oku, który łatwo było z siebie wykrzesać; mimo wilkołactwa nadal prezentował się atrakcyjnie, miło było zawiesić na nim oko. Stąd dość szybko przeszła dalej, do spotkań przy kawie, do spacerów wzdłuż brzegu Tamizy, w końcu także do jego kawalerki. Zaskoczył ją tamtą kolacją, to musiała mu oddać, ale zaskoczenie tylko nadało jej roli autentyczności, podsunęło kolejne narzędzia do rozłupywania jego obronnej skorupki. Mamiła go słowami; tym, jak dobrze się przy nim czuje, jak jest przyjemnie, że chciałaby tak już zawsze. Karmiła go gestami, które stopniowo przesuwały granicę coraz dalej; przypadkowe muśnięcie dłoni, szeptane w szyję senne życzenia dobrej nocy, krótki całus na policzku. Powoli, bez pośpiechu, bez podejrzeń i bez sumienia.
Dzisiejsze wyjście na tańce było kolejnym krokiem w ich relacji, ale miało też o wiele większe znaczenie dla planu. Społeczeństwo postrzegało wilkołaki jako z natury złe i żądne krwi, Ministerstwo zburzyło tę narrację wywarem tojadowym i trzymaniem w szeregach aurorów likantropa ― trzeba było wszystkim przypomnieć, że miejsce tych istot jest poza kręgiem światła, na uboczu, w głębokim cieniu i mroku, który potrafił karmić serce lepiej niż jakiekolwiek dyrdymały o czystych intencjach, prawości i szczerości.
Jakie szanse były na to, że mając jednego likantropa uda im się zwerbować kolejnych? Duże, małe? Nie miała pojęcia, nie potrafiła tego ocenić, ale zamierzała zrobić wszystko by przechylić szalę zwycięstwa na ich stronę.
Najpierw Tonks. Potem reszta.
Celowo trzymała go przy sobie, blisko, tak blisko jak się tylko dało i nie dała mu od siebie odejść, a męska zazdrość tylko ułatwiała jej zadanie. W klubie łatwo było wychwycić potencjalny kąsek, który mógłby się nią zainteresować gdyby została sama, a z niepewnym siebie czarodziejem u boku utkanie tej iluzji było nawet prostsze. Jeden uśmiech w inną stronę, a już zawrócił, porzucił zamiar wyjścia na chwilę na zewnątrz w obawie, że zniknie mu w tłumie i już nie wróci.
Ile jeszcze musiał spędzić czasu w tym tłumie, by stracić kontrolę? Jakie jeszcze bodźce mogłyby wyprowadzić go z równowagi? Przemiana w miejscu pełnym ludzi ― i zapewne śmierć części z nich ― brzmiała jak nagły zwrot ministerialnej narracji, jak utrata posady i ostracyzm społeczny. A wtedy… wtedy odpowiedni ludzie zainteresują się likantropami. Odpowiedni ludzie nastawią ich przeciwko nieczułemu Ministerstwu i głupiej masie. Odpowiedni ludzi nauczą ich, że mięso mugola to prosta droga do zaspokojenia swoich potrzeb; droga bez konsekwencji.
Już niedługo. Za parę tygodni…
Hm? ― mruknęła, niewinna jak wiosenny poranek. ― Och, Mike… ale zaraz będzie moja ulubiona piosenka-a… ― jęknęła smutno, a w zielone oczy zakradła się niema prośba. ― Jeszcze jeden? Proszę-ę… Nie chcesz mnie chyba zostawić z… kimś innym, prawda? Bo jeśli pójdziesz, to będę musiała znaleźć sobie kogoś innego do tańca, nie mogłabym przepuścić tego kawałka… ― Początek melodii wypełnił powietrze, Adda chwyciła go za ręce i pociągnęła dwa kroki w tył, jeszcze głębiej między ludzi. ― Słyszysz? No sam powiedz ― nie ma opcji, żeby stać w miejscu albo tym bardziej odejść gdzieś dalej! ― Zakręciła się zwinnie, materiał czerwonej sukienki zafurkotał wściekle i odsłonił na krótki moment jej nogi; zgrabne łydki, może nawet kolano, co zwabiło spojrzenie bruneta do której uśmiechała się chwilę wcześniej.
No dalej, Michael. Zostań ze mną, to tylko niewinna melodia.


Mam niespełna trzydzieści lat
i jak kot muszę umrzeć
dziewięć razy


Adriana Tonks
Adriana Tonks
Zawód : podwójna agentka, rebeliantka
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
I can run away
I can try to hide
and pretend
OPCM : 8
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 30 +6
CZARNA MAGIA : 1 +2
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t11438-adriana-adda-de-verley https://www.morsmordre.net/t11442-rodzynka#353850 https://www.morsmordre.net/t12085-adriana-tonks#372538 https://www.morsmordre.net/f177-somerset-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t11444-skrytka-bankowa-nr-2503#353855 https://www.morsmordre.net/t11449-adriana-de-verley#353913
Re: [SEN] Red comes in many shades [odnośnik]28.10.23 10:40
Nie wychwyciła jego niemej prośby ani desperacji w spojrzeniu, ale nie mógł jej za to winić. Było przecież zbyt głośno i ciemno, by mogła dostrzec takie sygnały, prawda? On za to zauważył, że jej zależy—na tej piosence, na dobrej zabawie, na normalnej randce. Poczuł ukłucie winy, a na policzki wpełzł mu rumieniec wstydu (udał, że to z gorąca; i tak było tu za gorąco, koszula przesiąkała potem). Jedna piosenka, prosiła go o jedną piosenkę. Chyba mógł jej tyle dać? Ona oddała mu swoje ciało, choć wydawała się taką miłą dziewczyną — jeśli nie na pierścionek (w swoim czasie), to zasługiwała chociaż na ulubiony taniec. Mogła zobaczyć, że zmiękł, po raz któryś tego wieczoru usiłując stłumić swoje obawy. Że zamyślił się na moment, wsłuchany w skoczne nuty, jakby chciał zapamiętać na zawsze jej ulubioną melodię.
-Ładna. - przyznał, choć bez szczególnego przekonania. W jasnych oczach widać było zmęczenie, nie był tak dobrym aktorem jak ona, a piosenka wydawała się w gruncie rzeczy banalna. Podobna do pięciu innych, które już dzisiaj słyszeli, ale każdy ma inny gust, a Addzie zależało. Zanim zdążył się obejrzeć, ciągnęła go zresztą na parkiet. Splótł razem ich palce, jej dłonie były tak gładkie i ciepłe; kotwica w faerii bodźców i zapachów. -Słyszę, słyszę... - próbował tchnąć we własny ton entuzjazm, bez szczególnego sukcesu. Zmusił usta do uśmiechu, próbował zogniskować spojrzenie na wściekle czerwonej sukni (podobno ten kolor był bodźcem i miał go unikać, ale nie każe przecież Addzie zmienić ulubionej sukienki...), ale cała sala zdawała się wirować. Podtrzymał Addę - czy przytrzymał się jej? - do kolejnego obrotu; jakaś inna para zawirowała obok, męski pot wdarł się mu do nozdrzy, było tak ciepło i pachniało - śmierdziało - cebulą i wódką i ten smród mieszał się z frezjami, a na Addę patrzył ktoś inny...
...wypuścił ją na moment z objęć, a chwilę później brunet już trzymał ją za rękę. Z oszołomieniem i przykrością zarejestrował tego bezczelnego odbijanego. Przed laty odbiłby ją równie bezczelnie, ale teraz poszukał tylko jej wzroku, smutno, jak zbity pies, jakby spodziewał się, że sama wpadnie z powrotem w jego objęcia. Gdy nie zrobiła tego po jednym takcie, wycofał się w stronę schodów, nie starając się nawet ukryć przykrości i roztargnienia. I nie tylko tego. Brunet objął ją śmielej, czerwona spódnica musnęła tamtego po udach, błysnęło światło z magicznych kul, a przez twarz Michaela przemknął zwierzęcy grymas zaborczej wściekłości.
I minął, bowiem zanim Adda zdążyłaby przytrzymać jego spojrzenie - odwrócił się na pięcie i wbiegł na górę, potrącając kogoś po drodze.
Miotany paroksyzmami bólu i uderzeniami ciepła, zatrzymał się dopiero w ciemnym zaułku za klubem. Śmierdziało szczynami i wilgocią, ale to przynajmniej dwa zapachy, a nie cała kakofonia. Krople potu i deszczu spływały mu po twarzy, gdy z całej siły walnął pięścią w ścianę, przerażony i rozedrgany i szukający jakiejkolwiek zakorzeniającego go w człowieczeństwie bodźca. Nowy ból splótł się z tym głębszym, promieniując od dłoni na przedramię, a on dyszał ciężko, drżąc już nie z preludium powstrzymywanej (skutecznie...?) przemiany, a z przerażenia.
Jak mało brakowało.
Jaki on był durny.



Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
[SEN] Red comes in many shades 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12118-michael-tonks#373099 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
Re: [SEN] Red comes in many shades [odnośnik]28.10.23 11:14
Chciał wyjść, ulotnić się, pewnie przez natłok bodźców i zapachów. Nie miała szerokiej wiedzy o likantropach, ale bazowała na doświadczeniu animaga ― ją takie miejsca w kociej postaci też przytłaczały, mnogość zapachów czasem sprawiała fizyczny ból, ale jej prościej było to kontrolować; kot nie próbował wygryźć człowieka w jej umyśle, zmiana kształtu była zawsze dobrowolna i w pełni kontrolowana. Wiedząc jednak co szkodziło jej, bez problemu wynajdywała kolejne okazje na to, by podsycić jego niepokój i osłabić kontrolę. Jeszcze jeden taniec, jeszcze jedno spojrzenie, jeszcze jedna prowokacja. Podobno kiedyś miał przerośnięte ego, podobno kiedyś nie dałby sobie odbić dziewczyny. Ile z tego w nim zostało? Będzie jak każdy facet i zeźli się, kiedy wpadnie w objęcia innego? Zaznaczy swój teren, zaznaczy swoją zdobycz?
Taniec okazał się być zwykłym odbijańcem, ale w sumie to jej nawet pasowało. Z dźwięcznym, wesołym parsknięciem wpadła w ramiona innego, pozorując doskonałą zabawę i spodziewając się szybkiej reakcji ze strony zazdrosnego wilka. Tej jednak nie było, a gdy się obejrzała przez ramię, Michael już wspinał się po schodach w stronę wyjścia. Zaklęła w duchu, diabelnie zirytowana swoim niepowodzeniem, ale nie dała tego odczuć swojemu partnerowi ― mógł jej się jeszcze na coś przydać, zwłaszcza teraz, kiedy pierwszy wariant planu zawiódł. Dokończyła z nim kawałek, a potem zmyślnie umknęła, mówiąc coś o tym, że musi przypudrować nos.
Wspięła się po schodach zwinnie i szybko, wypadła w czerń nocy i strugi ostrego deszczu. Burknęła znowu coś pod nosem, rozejrzała się, ale Tonksa nigdzie nie było. Uciekł? Wrócił do domu?... Nie. Myśl, myśl, myśl jak zwierzę. Jak przebodźcowany i skarcony szczeniak, jak…
Jeszcze raz powiodła spojrzeniem wokół, zmrużyła oczy i przesłoniła je dłonią, chcąc choć trochę osłonić się przed deszczem. Kosz na śmierci, droga, boczna uliczka… i ślepy zaułek. Pełen śmieci, ale na tyle pusty i bezpieczny, że często dokonywała tam przemiany. Może?...
Postąpiła krok do przodu, ale zaraz wpadła na kolejny pomysł ― musiała prezentować się żałośniej, biedniej, tak, jakby szukała go po tych wszystkich zakamarkach parę dobrych minut. Wysupłała z misternej fryzury parę pasm, wysunęła się głębiej w deszcz, pozwalając, by czerwona sukienka całkiem przemokła. Dopiero wtedy, przywoławszy na twarz wyraz prawdziwego smutku, wsunęła się w ciemny zaułek.
Bingo.
Michael… ― odezwała się cicho; ton wyszedł skruszony, smutny, pełen niewinnego rozczarowania. ― Tutaj jesteś… co się stało? Czemu zostawiłeś mnie tam samą? Przecież to była tylko zabawa… A bez ciebie… bez ciebie ten gość… ― Głos jej się złamał, Adda pokręciła głową, objeła się ramionami.
Zajmij się mną. Wróć ze mną. Wróć i daj mu w zęby za niewinność.


Mam niespełna trzydzieści lat
i jak kot muszę umrzeć
dziewięć razy


Adriana Tonks
Adriana Tonks
Zawód : podwójna agentka, rebeliantka
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
I can run away
I can try to hide
and pretend
OPCM : 8
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 30 +6
CZARNA MAGIA : 1 +2
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t11438-adriana-adda-de-verley https://www.morsmordre.net/t11442-rodzynka#353850 https://www.morsmordre.net/t12085-adriana-tonks#372538 https://www.morsmordre.net/f177-somerset-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t11444-skrytka-bankowa-nr-2503#353855 https://www.morsmordre.net/t11449-adriana-de-verley#353913
Re: [SEN] Red comes in many shades [odnośnik]28.10.23 12:00
Oparł się plecami o szorstą ścianę i osunął, pozwalając by kolana się pod nim ugięły. Mur był mokry, lewym butem wdepnął w kałużę, deszcz spadał za kołnierz i dobrze, dobrze, dobrze, musiał zabić gorąco chłodem, musiał ostygnąć i zebrać myśli. Znalazła go kucającego pod murem, dygotającego, ale nie z zimna. Na jej widok poderwał głowę i podniósł się momentalnie, choć Adda mogła dostrzec pewną sztywność mięśni, grymas bólu.
-Adda... co się stało? - od razu dostrzegł, że przemokła, ile musiała stać na deszczu i go szukać? Wydawało mu się, że minęło zaledwie kilka minut - uspokajał się powoli, a gorąco nadal szarpało jego mięśniami, czuł bolesne skurcze łydek i pleców - ale w takim razie musiał się mylić. Gdy wychodził, wciąż tańczyła i dobrze się bawiła, nie mogła go szukać aż tak długo. Ostatnio zresztą często się mylił, stał się zapominalski i przestał sobie ufać. Może to jakieś uboczne skutki tojadowego, a może dostał wadliwą dawkę? Miesiąc temu, chociażby, mógłby przysiąc, że wypił zaledwie sześć z siedmiu dawek tygodniowego zapasu eliksiru, ale znalazł siedem pustych fiolek. Pełnia była potem dziwna, gorączkowa i dziksza niż zwykle, ale może to nic takiego. Po kilku wizytach Addy zapomniał też nastawić mugolskiego budzika i prawie spóźnił się do pracy, ale to pewnie z przejęcia spowodowanego randką.
Wstał, podparł się o ścianę, postąpił kilka kroków do przodu. Twarz miał bladą, spojrzenie nieobecne, jakby przed chwilą intensywnie o czymś myślał - ale wzrok wyostrzył się prędko, skupił na jej zburzonej fryzurze i smutnej minie. W jej mowie ciała był jakiś trudny do uchwycenia dysonans, ale Mike nie ufał już własnym wrażeniem, a poza tym niegrzecznie stosować techniki z pracy podczas randek (ktoś mu to powiedział, ale kto? Chyba Adda na pierwszej randce, gdy pochwalił się, że jako auror zawodowo obserwuje i przesłuchuje ludzi...).
-Musiałem... świeżego powietrza, zaraz bym wrócił... - wykrztusił na swoje usprawiedliwienie, prawie wchodząc w jej słowo. Przez bladą twarz przemknął grymas zwątpienia - naprawdę by wrócił? Chyba nie, do niedawna trząsł się z przerażenia. Ale może zebrałby się w sobie. Chciał przecież... musiał... z nią porozmawiać. Zaraz też zaczął już kwestionować, najwyraźniej nie było go dłużej niż myślał. A to zły znak, bardzo zły. Tracenie kontroli nad sobą, tracenie poczucia czasu. Musiał unikać takich sytuacji, jak ognia, a tymczasem pozwolił żarowi zawrzeć we własnym ciele i umyśle.
Ponownie, bo otworzył szerzej oczy, a w jasnych oczach błysnęły płomienie, gdy przyznała, że...
-...co ci zrobił?! - warknął gardłowo, panicznie łapiąc ją za ramiona. Mocno, za mocno? Puścił ją, zdumiony, zatoczył się do tyłu.
-Nie mogę... nie mogę tam wrócić. - przypomniał sobie, desperacko, ze szczerym żalem. -Odprowadzę cię do domu, Adda. I zgłoszę go... komu trzeba. - kiedyś rozprawiłby się z nim sam, teraz... teraz... był bezużyteczny. Żałosny. Słaby.
Niebezpieczny.
-Nie powinniśmy się więcej spotykać. - rozbrzmiało cicho, bezbarwnie, w rytm kropel deszczu. -To... nie wiem, czy słyszałaś, ale... - potarł czoło dłonią, unikając jej wzroku - i myśli o tym, że właśnie zrywa z roztrzęsioną i przemoczoną kobietą. To nie tak miało być. To nie tak miało być. Miał z nią porozmawiać, ale potem. Albo zaraz...? W każdym razie, inaczej. -...jestem niebezpieczny. Najwyraźniej też dla ciebie, ja prawie... - odchrząknął, głos mu się załamał, likantropia nie przeszła przez usta. -Przepraszam. - że zmarnowałem twój czas. -Może lepiej wezwę Błędnego Rycerza?



Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
[SEN] Red comes in many shades 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12118-michael-tonks#373099 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
Re: [SEN] Red comes in many shades [odnośnik]28.10.23 15:39
Szukałam cię… ― szepnęła smutno i potarła kącik oka, jakby w strugach deszczu starała się ukryć łzy wywołane jego nagłym zniknięciem. Kolejna sztuczka, jedna z wielu, która miała ją przybliżyć o krok do celu. Jak blisko granicy się znalazł, że musiał wyjść? Jak szybko opadał wilczy gniew i adrenalina? Może powinna jednak skusić tamtego chłopaka, pociągnąć go za sobą i udać, że jej się narzuca, zmusić Tonksa do tego, żeby zobaczył na własne oczy… czy wtedy by się zmienił? Stracił kontrolę? Ostatnimi czasy udało jej się podkopać jego zaufanie wobec własnej osoby; porcja tojadowego wylądowała w toalecie, budzik milczał, niektóre akta spraw były pomieszane, jakby wkładał je do złych teczek, wywołując tym dezorganizację swoich kolegów w pracy… jak daleko powinna się jeszcze posunąć? Ile jeszcze drobnostek będzie w stanie znieść, nim straci całkiem zaufanie?... Ile jeszcze czasu musi upłynąć, by to zaufanie złożył w jej rękach? Zawsze przecież chciała dla niego jak najlepiej.
Warknięcie, niskie, gardłowe, było jak nagroda z rąk Ministra; świadczyła o tym, że jest blisko celu. Nie dała jednak odbić się satysfakcji w oczach, nie wypuściła jej poza obszar własnych myśli. Nie drgnęła nawet, gdy złapał ją mocno za ramiona, choć uścisk był zdecydowanie za mocny i nieprzyjemny, daleki od delikatnego.
Ile jeszcze? Ile jeszcze…
Nie chcesz o mnie walczyć?... ― spytała z niedowierzaniem podszytym czystym smutkiem, a w zielonych oczach mignęło rozczarowanie i zawód. ― On… zrobił mi krzywdę, Michael. I zanim go zgłosisz to już na pewno zdąży uciec… ― zasugerowała cała zlękniona, jakby faktycznie jegomość sprzed chwili zrobił jej coś, o czym bała się nawet mówić wprost. Miała go prawie na widelcu, wystarczyłoby żeby tam zszedł, żeby się jej poddał, żeby…
Mrugnęła. Co? Jak to “nie powinniśmy się więcej spotykać”? Słowa, choć wypowiedziane tonem cichym i bezbarwnym, zgaszone, ubodły ją do żywego, a sama Adda poczuła się tak, jakby ją uderzył. Cała misternie zaplanowana gra, wszystkie sztuczki, wszystkie karty wytrącił jej paroma słowami i rezygnacją z pięknego mirażu, który zdołała wokół nich utkać. Czy iluzja była zbyt słaba? Zbyt nudna? … A może ją przejrzał?
Nie potrzebuję Błędnego Rycerza, Tonks ― odparowała zanim zdążyła pomyśleć, zanim zdążyła złożyć kolejny plan, spróbować kolejnego fortelu. Wszystko w nim było sprzeczne, wszystko sugerowało, że chce tu zostać, że chce jej pomóc, że chce…
Jeszcze nikt nigdy jej nie rzucił. Ani na misji, ani na poważnie, a ten przypadek bolał tak, jakby klasyfikował się w oba te przypadki na raz. Uniosła się dumą ― głupio, bo nie powinna tego robić ― nie powinna tego tak spierdolić i dać mu się wyślizgnąć. Była tak blisko…
Nie dała mu tego przywileju by odszedł pierwszy; okręciła się na pięcie i po prostu ruszyła w objęcia nocy. Wróci do domu sama, bez niczyjej pomocy, a już na pewno nie jego. Poradzi sobie. Zawsze przecież sobie radziła.


Mam niespełna trzydzieści lat
i jak kot muszę umrzeć
dziewięć razy


Adriana Tonks
Adriana Tonks
Zawód : podwójna agentka, rebeliantka
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
I can run away
I can try to hide
and pretend
OPCM : 8
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 30 +6
CZARNA MAGIA : 1 +2
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t11438-adriana-adda-de-verley https://www.morsmordre.net/t11442-rodzynka#353850 https://www.morsmordre.net/t12085-adriana-tonks#372538 https://www.morsmordre.net/f177-somerset-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t11444-skrytka-bankowa-nr-2503#353855 https://www.morsmordre.net/t11449-adriana-de-verley#353913
Re: [SEN] Red comes in many shades [odnośnik]31.10.23 10:35
Nie chcesz o mnie walczyć?
Jej słowa powracały do niego wraz z gniewnym rytmem obcasów, gdy obróciła się na pięcie i odeszła - tak po prostu, przemoczona, skrzywdzona. Może i nie potrzebowała błędnego rycerza, ale jej krzywda też nie dawała mu spokoju. Wrócił do domu, ochłonął - a raczej skulił się w najciemniejszym kącie pokoju, usiłując ustabilizować oddech, opanować paroksyzmy mięśni, zagłuszyć jej głos we własnych myślach - i teleportował się do lasu, nie ufając sobie, nie ufając własnej samokontroli. Rzygał długo pod jakimś drzewem, usiłując wyrzucić z siebie nadmierne emocje i resztki alkoholu. Czuł się tak po raz pierwszy od dawna, nigdy nie tracił samokontroli, nie w ten sposób. Czy to przez to, co do niej czuł, czy raczej przez własną głupotę, wystawianie się na bodźce, tamto zamieszanie z tojadowym...? Nie wiedział, nie wiedział, miał w głowie zupełny mętlik i nie ufał już sobie—
—ale jeśli cokolwiek pomagało mu odciągnąć uwagę od własnych problemów, to praca. A choć napastowanie dziewczyny w klubie nie było być może zadaniem dla aurora, to miał znajomych w policji. Namierzyli tamtego bruneta, osobiście wziął udział w przesłuchaniu. I wtedy wszystko zaczęło się walić. Nie wierzył mu, na początku wcale, ale dwóch gliniarzy i dwóch aurorów - z cieniem upokorzenia poprosił o pomoc chłodnego i przenikliwego Evansa - nie może się przecież mylić. Wrobienie bruneta zasiało w nim pierwsze ziarna podejrzeń, taka złośliwość nie pasowała do jego (już nie jego…) Addy. Chciała wzbudzić w nim zazdrość? Przełamać nudę? Czy to dlatego tak prędko odeszła gdy nie wpasował się w scenariusz tej emocjonalnej scenki? Nie, to byłoby tak… głupie. A ona przecież nie była głupia.
Nie była głupia, ale nie mogła wiedzieć jak wrażliwy bywa wilkołaczy węch. Zwłaszcza rozbudzony przegapioną dawką tojadowego i przesadnymi bodźcami. Jej zapach stopniowo ulatniał się z mieszkania, aż wyczuł gruszki i frezje na odnalezionych pod łóżkiem zgubionych aktach. Myślał, że wariuje, że to z tęsknoty, ale—
—ale potem antymugolskie incydenty zaczęły się zaostrzać, a jego prześladować gruszki i frezje. Nie tylko na korytarzach i w ministerialnej kawiarni, gdzie starannie unikał spojrzeniem Addy - z każdym dniem nienaturalnie spokojny, przygaszony, pracujący z magipsychiatrą nad technikami opanowania i pieprzonej relaksacji - ale też w archiwach, w teorii pustych. Zapach, ledwo wyczuwalny, ale rozpoznawalny, nad teczką tamtego ścigającego Zjednoczonych, który zawsze ukrywał własne pochodzenie - ale którego i tak zlinczowano, opryszkowie w ciemnym zaułku, wisielec z napisem „szlama” wymalowanym na muskularnym ciele. Upirone podejrzenie, kto naprowadził ich na jego trop?
Wtedy zgłosił to Rineheartowi i teraz, po kilkumiesięcznym śledztwie, pozwolono mu zwieńczyć je samodzielnie. Po miesiącach faszerowania się eliksirami zrozumiał wreszcie, że jednak nic - poza likantropią - nie jest z nim nie tak; a każdy trop otwierał mu oczy na to, czemu czuł się przy Addzie tak beznadziejnie.
Powinien jej nienawidzić, ale mimo wszystko… nie chciał z nią walczyć.
Ale będzie musiał.
Do domu wślizgnął się pod osłoną nocy, wiedząc, że de Verley zostanie do późna w pierdolonym klubie. Zabezpieczenia złamał, a Cave Inimicum dostroił pod siebie, a nie gospodynię. Dało mu znać, gdy aportowała się pod gajówkę i wypił wtedy Kameleona. Fakt, że mieszkała w środku lasu zupełnie do niej nie pasował, ale ułatwiał mu zadanie i na początku wywołał w nim bezgłośny, gorzki śmiech.
Wróciła późno. Odłożyła różdżkę, a on odczekał aż zacznie się rozbierać i odwrócił wzrok i zabrał jej różdżkę z szafki nocnej.
Teraz była bezbronna. Odczekał aż Kameleon wygaśnie, na wszelki wypadek i tak kryjąc się w cieniu. Dopiero gdy się odezwał, wszedł w snop księżycowego światła, rzucając długi cień na samą Addę.
-Byłaś niezła. Naprawdę niezła. - przywitał się, sucho, ale bardziej gorzko niż planował. -Ale skoro tak wiele wiedziałaś o wilkołakach… mogłabyś częściej zmieniać perfumy. - postąpił o krok do przodu, jasne oczy błysnęły złowieszczo w świetle księżyca. -Archiwum, teczka Sheridana. To twoja jedyna ofiara śmiertelna - miało ich być więcej? - musiał wiedzieć czy to cholerny przypadek, czy…
…ale w sumie czy cokolwiek to zmieniało? Pogrywała z nim, chciała zrobić z niego wariata i…
-Tamten klub. Tam byłoby więcej ofiar gdybyś mnie sprowokowała. Czyli miało ich być więcej. - odpowiedział za nią i postąpił krok do przodu. -Jak zamierzałaś wtedy uciec? - gdzie uciekniesz teraz?



Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
[SEN] Red comes in many shades 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12118-michael-tonks#373099 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
Re: [SEN] Red comes in many shades [odnośnik]31.10.23 19:45
Zagranie przed klubem jeszcze długo wyrzucała sobie jako bezdenną głupotę i spalenie sprawy. Nie powinna unosić się dumą, nie powinna tracić panowania nad emocjami ― nie do tego ją wyszkolono, nie taki był plan, nie tak powinna działać agentka Wiedźmiej Straży. Sprawa Tonksa przepadła, więcej nie pozwolono jej się do niego zbliżyć, by nie spalić większego planu, większej sprawy.
Mijali się więc ― na mieście, w ministerialnej kawiarni, na korytarzu w pracy, w windzie. Kierowana niezdrową ciekawością, czasem zerkała w jego stronę, choć nie do końca wiedziała co nią wtedy kierowało. Czy to faktycznie była tylko i wyłącznie ciekawość? Sposób na kontrolę celu, nad którym nie miała już kontroli? A może coś innego, dotąd zdławionego i zepchniętego w głęboką otchłań zapomnienia? Bała się przyznać sama przed sobą, że czasem ― ale tylko czasem ― łóżko w nocy wydawało jej się zbyt puste i zimne, a jajecznica nigdy nie smakowała tak dobrze, jak w małej londyńskiej kawalerce.
To, co było niewygodne i nie współgrało z jej światopoglądem zostało zepchnięte na bok, a nic tak nie pozwalało zebrać myśli i wkroczyć na właściwe tory, jak praca. Adda chętnie się oddała kolejnym sprawom, zagadkom i wszystkiemu co tylko mieli dla niej przełożeni. Zajęcie pozwalało jej nie myśleć o głupotach i skupić na tym co ważne, aż… aż “to co ważne” także znalazło się w strefie sprzecznej z jej światopoglądem i wartościami. Lubiła sobie wmawiać, że nie zależy jej na ludzkim życiu, lubiła sobie tłumaczyć, że to w imię wyższego dobra, ale śmierć Sheridana odbiła się na niej zdecydowanie mocniej niż powinna. To był jej znajomy, jej kolega, o pochodzeniu zawodnika dowiedziała się dopiero z teczki i tym samym podpisała na niego wyrok śmierci.
Obrazek okaleczonego wisielca wciąż majaczył jej przed oczami, nawiedzał ją we śnie i pytał “dlaczego, Adda?”. Zaraz za nim pojawiał się Michael na tle tamtego pubu i zadawał jej to samo pytanie. A ona nie miała na nie odpowiedzi.
Do gajówki wróciła późno; zasiedziała się w biurze i nadrobiła zaległe papiery z myślą, że po powrocie po prostu utonie w wannie, rozluźni się i zapomni. Uparcie wierzyła w to, że niepokojące sny i dziwne wyrzuty sumienia są tylko efektem nawarstwiającego się zmęczenia, że to da się rozwiązać prostą chwilą odpoczynku.
Dom w Szkocji stał nieco na uboczu, rzadko zapraszała tu kogokolwiek, więc z reguły nie spodziewała się żadnych gości. Zabezpieczenia zresztą milczały, nie zdradziły niczyjej obecności, więc poczuła się bezpiecznie; różdżka trafiła na szafkę razem z torebką, a Adda leniwym ruchem zabrała się za rozpinanie guzików bluzki. Myślami odpłynęła do wanny, do wizji bąbelków o zapachu toffi i filiżanki aromatycznej herbaty, nawet pomyślała o odpaleniu gramofonu i już-już miała sięgnąć po różdżkę, kiedy zorientowała się, że wcale nie ma jej tam, gdzie powinna leżeć.
Zaklęła w duchu, odwróciła się gwałtownie, rozejrzała, ale nie, ani śladu zguby, a zanim zdołała złapać choćby nóż ― z cienia wyłonił się napastnik. W pierwszej chwili nie dowierzała własnym oczom, ale był tutaj, był naprawdę. Daleki od tej łagodnej wersji, od której dał jej się poznać, a w wydaniu śledczym. Zdecydowanym i zdecydowanie niepokojącym.
Nie mów o mnie jak o trupie ― odgryzła się, nim zdążyła właściwie pomyśleć nad własnym położeniem. Serce zatrzepotało w piersi, oddech przyśpieszył, krew zaszumiała w uszach. Cofnęła się instynktownie o parę kroków, doskonale pamiętając do czego zdolni byli aurorzy i do czego zdolne są wkurwione wilkołaki.
Czyli zaczął węszyć, szukać, zachował przytomność umysłu. Naprawdę zdradziły ją perfumy?... Powód zdemaskowania wydawał jej się żałośnie śmieszny i amatorski. Gdzie miała wtedy głowę? Gdzie przezorność, gdzie metoda dwóch kroków naprzód?
Sam sobie odpowiedziałeś ― cofnęła się jeszcze, aż w końcu uderzyła biodrami o komodę ― mam ci zdradzić wszystkie moje sekrety? ― W ton wślizgnęła się tajemnicza nuta, zielone oczy błysnęły w bladej smudze światła. ― Obawiam się, że będziesz musiał poprosić. Żądaniem nic nie wskórasz.
Część bluzki zsunęła się z ramienia, ale nawet nie drgnęła, nie wykonała żadnego ruchu, uważnie śledząc sylwetkę stojącego przed nią drapieżnika. Jakie miała szanse? Gdzie była nasączona jadem szpilka? Od okna dzieliło ją ledwo parę metrów, było uchylone, zawsze było uchylone…
Co teraz ze mną zrobisz? Aresztujesz? Zabijesz na miejscu? ― syknęła cicho, za wszelką cenę nie chcąc zdradzić po sobie ani strachu, ani gniewu, ani tego, że jego widok wytrącił ją z równowagi. ― ...Zagryziesz?


Mam niespełna trzydzieści lat
i jak kot muszę umrzeć
dziewięć razy


Adriana Tonks
Adriana Tonks
Zawód : podwójna agentka, rebeliantka
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
I can run away
I can try to hide
and pretend
OPCM : 8
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 30 +6
CZARNA MAGIA : 1 +2
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t11438-adriana-adda-de-verley https://www.morsmordre.net/t11442-rodzynka#353850 https://www.morsmordre.net/t12085-adriana-tonks#372538 https://www.morsmordre.net/f177-somerset-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t11444-skrytka-bankowa-nr-2503#353855 https://www.morsmordre.net/t11449-adriana-de-verley#353913
Re: [SEN] Red comes in many shades [odnośnik]31.10.23 20:42
Pachniała gruszkami i frezjami, tak jak zapamiętał. Tymi samymi perfumami, które prześladowały go podczas śledztwa i o których tak bardzo chciał zapomnieć, choć niegdyś z utęsknieniem wdychał je we własnej pościeli. Nie licząc bardziej zmęczonej niż zwykle twarzy, wyglądała dokładnie tak, jak kilka miesięcy temu. Idealnie dopasowana spódnica, którą tak irytująco się rozpinało. Fryzura prosząca się o rozburzenie. Guziki bluzki rozpięte, w bolesnej parodii tego, jaką oglądał ją w swojej sypialni. To chyba był przypadek, że zastał ją gdy się przebierała, ale kto wie? Nie mógł wykluczyć możliwości, że wciąż będzie się z nim drażnić.
Wwiercił w nią przenikliwe spojrzenie, wychwytując z miny i mowy ciała, że zdołał ją zaskoczyć. Ale co jeszcze? W półmroku, przy buzującej adrenalinie, czytało mu się ludzi trudniej niż w jasnej sali przesłuchań. Jej zresztą chyba nigdy nie potrafił czytać, wierząc w jej słodkie uśmiechy i gładkie słowa—tym bardziej był zdziwiony, że zezwolono mu samodzielnie doprowadzić tą misję do finału i tym bardziej zamierzał pozostać czujny. Uniósł brwi, zmuszając usta do wyjątkowo nieprzyjemnego uśmiechu—tego, którego nauczył się od brygadzistów, najpierw w barach, a potem gdy to jego pętali łańcuchami.
-Niezła albo martwa? Tak wysokie masz o sobie mniemanie? - zadrwił, choć w jej zdziwionych oczach dojrzał już odpowiedź. Nie byłoby go tutaj, gdyby nie popełniła błędów. Tak prostych i błahych, że gdyby nie wilkołacze przeczulenie to być może uszłyby jej na sucho. -Byłaś niezła, bo ci wierzyłem. Do czasu. Nie jesteś dobrą strażniczką ani podwójną agentką skoro tu jestem. - prychnął, oczywistości brzmiały w jego własnych ustach satysfakcjonująco. Prawie wypluł słowa o jej podwójnej przynależności - złożyła przysięgę Longbottomowi, a knuła by go obalić. Gardził tym. Gardził nią. Musiał nią gardzić. Prawda...? Dlaczego te myśli i emocje były jakieś bardziej zdecydowane w zaciszu jego biura lub domu, gdy złościł się na jej wspomnienie, dlaczego trudniej było stać przed nią - kobietą z krwi i kości?
Ona się cofnęła, a on postąpił o krok do przodu. Biodra stuknęły w komodę (opędził wspomnienie tego, gdy siedziała na jego komodzie, a jego własne biodra przesuwały się w tył i przód...), zapędził ją w kozi róg. Podszedł jeszcze bliżej, choć na tyle daleko, by nie wyrwała mu różdżek; chcąc przekonać się, jak wielki sprawi jej tym dyskomfort. Śpieszył się tu, jego koszula przesiąkła potem, jak wtedy, na tańcach. Był rozgrzany, jak wtedy, zanim prawie stracił kontrolę.
-Masz. - stwierdził wprost. -Obawiam się, że nie masz pola do negocjacji. Sekrety i współpraca to wszystko, co możesz nam teraz zaoferować i nie będę prosił o coś, co jest dla ciebie jedynym ratunkiem. - podsumował chłodno i stanowczo. Spojrzenie na moment ześlizgnęło się na jej ramię, ale szybko powrócił do jej zielonych oczu. Nie zamierzał dać się sprowokować tanimi sztuczkami...
...prawda?
Aresztujesz, zabijesz? - takie drwiny, przeciąganie struny, słyszał z ust wielu aresztowanych. Ale na zagryziesz? nie odważył się nikt, a z ust kobiety, która widziała w nim tylko zwierzę - i ofiarę okrutnej prowokacji - zabolało podwójnie. Zamrugał, ale nie zdążył się opanować - zobaczyła ten ból w jego oczach i grymasie, który przemknął po jego twarzy. Surowy i szczery, tak jak szczere było jego uczucie.
-Tak. - warknął, zniżając głos. Proszę bardzo, pobawmy się w piękną i bestię. To w nim widziała, potwora? -Przysłali mnie, bo jeśli nie zaczniesz śpiewać - to ma być wypadek. Wilkołak w lesie, to nie zaalarmuje twoich przełożonych, a tobie pozwoli się przekonać, jak bardzo niezła byłaś w prowokowaniu mnie, hmm? - syknął, zaciskając pięści, pozwalając gorącu rozlać się po ciele. Zaczął oddychać ciężej, pamiętając, że właśnie takiego widziała go pod klubem -I zrobię to bez wyrzutów sumienia - kłamstwo, tym bardziej, że nawet nie miał tego w planach, miał ją tylko zastraszyć, skłonić do współpracy -bo to samo zrobiłabyś mi, nieprawdaż? Tak samo jak Sheridanowi. - wściekle spojrzał jej w oczy, pamiętając śledztwo w jego mieszkaniu, pamiętając podążający za nim jak duch zapach. -Czułem twoje perfumy w jego domu. Jego też uwiodłaś, z nim też się kurwiłaś?



Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
[SEN] Red comes in many shades 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12118-michael-tonks#373099 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
Re: [SEN] Red comes in many shades [odnośnik]31.10.23 21:34
Jego uśmiech, zdecydowanie nieprzyjemny, niemalże wilczy, ale w jakiś inny, nienazwany sposób, wywołał w niej krótką, zimną falę dreszczy spływającą w dół kręgosłupa. Nie wzdrygnęła się jednak, włożyła całą swoją wolę w to, by nie zdradzić po sobie strachu, nie dać mu tej satysfakcji. Musiał wiedzieć, że ją zaskoczył, musiał się dobrze bawić zabierając jej różdżkę i miała złośliwą nadzieję, że ciemnofioletowe drewno zitanu, tak lubujące się w czarnomagicznych sztukach, poparzy mu palce.
Jesteś tu, bo ci na to pozwoliłam ― odparowała, do samego końca chcąc zatruwać myśli i mieszać mu w głowie. ― Jesteś tu, bo z ciebie zrezygnowałam pod tamtym klubem. Jesteś tu, bo straciłeś swoją wartość w mojej grze ― głos otuliła zjadliwa nuta, oczy ciskały gromy. Chciała go zranić, wytrącić z równowagi, a słowa były jej jedyną bronią. Słowa i zdolność odczytywania ludzkich emocji z mimiki, z oczu, z tego, co wypełniało powietrze…
Tylko, że Michael był pełen sprzeczności. Z pozoru szorstki i chłodny, otulony płaszczem profesjonalizmu, ale kiedy przypadkowo potrąciła komodę, kiedy wsparła się dłońmi o blat chcąc zachować równowagę, dostrzegła w jego oczach dawny ognik zainteresowania i wygasłe pożądanie. Pamiętał. Tak samo jak ona pamiętała, jak łatwo jest wślizgnąć się na taką komodę, że wystarczyłoby tylko lekko odbić się od ziemi, usiąść na blacie i pociągnąć go między uda…
Natychmiast odpędziła od siebie tę wizję i zmusiła się do myślenia o tym co tu i teraz, o tym jak wybrnąć z sytuacji.
Jesteś pewien? ― mruknęła, unosząc sugestywnie brew ku górze. ― Nie odkryłam przed wami całej talii, wciąż są niewiadome, które mogą kupić mi wolność. Nawet tu i teraz. ― Wychwyciła jego uciekające w bok spojrzenie, przyjemny gorąc rozlał się na jej policzkach i karku, uświadamiając, że to, co chwilę temu dostrzegła w jego oczach wcale nie było tak martwe i wygasłe, jak jej się początkowo wydawało. Sięgnęła dłońmi tych paru ostatnich guzików i najzwyczajniej w świecie rozpięła je.
Przeszkodziłeś mi w kąpieli ― wyjaśniła lekko, beztrosko, prawie jakby już szykował się do wyjścia, a potem zaatakowała o wiele mocniej i skuteczniej; widmo bólu kładące się w błękicie jego oczu było wystarczającą wskazówką, karą i nagrodą jednocześnie. Dlaczego zadawanie mu kolejnych ran bolało także ją? Co to była za przedziwna magia? Nie potrafiła tego pojąć, a czającej się na skraju świadomości odpowiedzi nawet nie brała pod uwagę.
Kolejny monolog, kolejna groźba. Warknięcie, cięższy oddech, zaciśnięte pięści. Adda napięła się jak struna, gotowa przemienić się w przeciągu sekund i wystrzelić jak torpeda w stronę okna, ale… moment, zaraz. Kłamstwo.
Zmrużyła oczy i postąpiła krok do przodu, potem jeszcze jeden, tak by zniwelować całkiem dzielącą ich odległość; uniosła głowę, hardo spoglądając mu w oczy.
Kłamiesz ― szepnęła z satysfakcją w głosie. ― Możesz być aurorem, śledczym i wilkołakiem, ale nigdy nie będziesz kłamcą. Słyszysz? Nigdy. ― Złapała jego spojrzenie, ale nim wycedziła kolejne słowa, tym razem to on zaatakował, on miał szansę dostrzec iskrę bólu przemykającą w oczach, nieme zaprzeczenie.
Gówno wiesz o Sheridanie ― syknęła, gotowa się cofnąć, osunąć w bezpieczne granice znanych kłamstw i sztuczek, ale wyciągnął kolejny argument, kolejny nietrafiony wniosek, na powrót przyciągając ją do siebie. Zielone oczy błyszczały hipnotyzująco, usta rozciągnął triumfalny, bezczelny uśmieszek. ― Jesteś zazdrosny ― szepnęła, wędrując dłonią po jego torsie, skupiając się na szeleście materiału pod palcami ― jak wilk broniący swojej zdobyczy i terenu. Nie wiem tylko czy zauważyłeś ― nagle zwinęła dłoń w pięść, złapała materiał i pociągnęła go do siebie ― nie jestem twoją zdobyczą ― kolejny szept rozległ się tuż przy jego uchu, ciepły oddech owionął szyję ― ale możesz to jeszcze zmienić.


Mam niespełna trzydzieści lat
i jak kot muszę umrzeć
dziewięć razy


Adriana Tonks
Adriana Tonks
Zawód : podwójna agentka, rebeliantka
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
I can run away
I can try to hide
and pretend
OPCM : 8
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 30 +6
CZARNA MAGIA : 1 +2
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t11438-adriana-adda-de-verley https://www.morsmordre.net/t11442-rodzynka#353850 https://www.morsmordre.net/t12085-adriana-tonks#372538 https://www.morsmordre.net/f177-somerset-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t11444-skrytka-bankowa-nr-2503#353855 https://www.morsmordre.net/t11449-adriana-de-verley#353913
Re: [SEN] Red comes in many shades [odnośnik]31.10.23 22:10
Pozwoliła mu? Zmrużył oczy, zaalarmowany, ale nic nie świadczyło o tym, by się go spodziewała. Wystarczyłoby nie odkładać różdżki, wszedłby tu i tak. Mogła zorganizować zasadzkę, zrobić cokolwiek, ale jej jedynym orężem zdawały się słowa—co udowodniła, mówiąc o tamtym klubie. Wtedy mu pozwoliła, no tak. Do dzisiaj dziwiło go, dlaczego wtedy odeszła, dlaczego nie drążyła dalej, nie wykorzystała rozchwiania jego organizmu i psychiki. Tak po prostu odpuściła. On, auror, stracił dla niej wartość? A Sheridan, ścigający, nie? Nie rozumiał, ale nie podjął tematu, czując, że chciała go podpuścić. Jak byle aresztowany na byle jakim przesłuchaniu. Rozczarowujące. Może po prostu traktowała go jak byle kogo.
Co prędko udowodniła, zarzucając go dalszym ciągiem prowokacji, aluzji, niejasnych gróźb lub obietnic. Nigdy nie były konkretne, nie podczas manipulacji. Próbował sobie przypomnieć, czy w trakcie ich romansu mówiła mu cokolwiek konkretnego, ale jakaś jego część wzdrygała się przed analizowaniem tamtych wspomnień i bolesnym rozwiewaniem iluzji. Pragnął je pogrzebać, głęboko. Wstrzymał oddech, gdy podeszła bliżej. Mocniej zacisnął palce na różdżce, żeby mu jej nie wyrwała, ale się nie cofnął. Prowokacyjnie podtrzymał jej spojrzenie, mimo przelotnego bólu. Prowokacyjnie i uparcie milczał, milczał, milczał, wiedząc, że to ich—przestępców—rozstraja.
Aż zadał własny cios. Sądząc po jej reakcji, cenny.
Uśmiechała się bezczelnie—ten rodzaj uśmiechu nie był atrakcyjny, był niepokojący i sztuczny—ale zdążył wychwycić ból i zaskoczenie w jej kocich oczach. Co ją zabolało, bo chyba nie to, że uznał ją za dziwkę? Przywiązała się do Sheridana bardziej niż powinna? Żałowała go, nie spodziewała się aż tak brutalnego linczu? Ciekawe, pociągnąłby za tą nitkę, pozwolił jej nawet dotknąć swojego ciała (choć odruchowo wstrzymał oddech), ale wtedy to ona przeciągnęła nagle strunę.
Nazwała go wilkiem, a siebie zdobyczą. I jeszcze—i to chyba zabolało go najbardziej—zachowywała się tak, jakby szczerze wierzyła, że to zadziała. Jakby uznała, że uzna to za atrakcyjne, że to zdobycz chciał w niej widzieć, że taka jest droga do uwiedzenia aurora.
Nie, nie aurora. Wilkołaka.
To w nim widziała. I udowodniła to teraz, gdy działała już wedle własnego instynktu, a nie wedle rozkazów. Wcześniej mógł się łudzić, że to była tylko gra. Teraz już wiedział.
Ciszę przeciął trzask rozdartej koszuli, gdy cofnął się tak gwałtownie, że mogła stracić równowagę. Wziął głęboki oddech, wycelował w nią różdżką. Jak auror, nie wilkołak.
-Myślisz, że to mnie przekona? - słowa wybrzmiały cicho, nie próbował nawet ukryć
zgorzknienia i smutku. -Już z tobą byłem, Adda. Jak mam cię zdobyć? Brutalnie, jak zwierzę? - zacisnął usta, jego spojrzenie wydało się bardzo, bardzo zmęczone. -Myślisz, że to lubię? - lubiłem, gdy byliśmy razem i gdy udawałaś, że nie wiesz. Westchnął i pokręcił głową. -Jestem smutny. - przyznał ciężko. -Że tak skończył. Nie znałem go, ale kibicowałem Zjednoczonym. Nie mieszał się w politykę, ukrywał pochodzenie, ale i tak skończył jak wypatroszone zwierzę. Pobity, torturowany. Jak frajer, którym byłbym ja, gdybyś wtedy nie zrezygnowała. Powinienem ci dziękować? - usta drgnęły w gorzkim grymasie. -Właściwie, dziękuję. Otworzyłaś mi oczy. Na to, że nie mogę udawać przed sobą ani przed dziewczynami o ślicznych uśmiechach, że jest normalnie. Na to, że już nigdy nie będę mógł iść do klubu. - że nie zaufam żadnej szczerej kobiecie, ale tak będzie lepiej. -Jesteś aresztowana. Masz prawo do zachowania milczenia. - wyrecytował sucho. -Incarcerere. - dodał, zamykając ich oboje w tym pomieszczeniu, upewniając się, że i drzwi i uchylone okna pozostaną przed nią zamknięte dopóki nie dopełni procedury.



Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
[SEN] Red comes in many shades 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12118-michael-tonks#373099 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
Re: [SEN] Red comes in many shades [odnośnik]31.10.23 23:21
Zachciała się, materiał poszedł z trzaskiem, pozostawiając rozdartą dziurę na jego piersi, ale nie upadła. Utrzymała pion i nie ruszyła się z miejsca nawet wtedy, gdy podniósł różdżkę. Nienawidziła być na muszce, nienawidziła bezbronności, nienawidziła momentów w których podjęte ryzyko okazywało się kompletnie nic nie warte.
Przewróciła oczami.
Może być brutalnie, w końcu inaczej nie potrafisz ― mruknęła, krzyżując ramiona na piersi. Kłamstwo, bezczelne, oczywiste, ale nie dbała już o pozory, chciała go tylko zranić. Odwinąć się za… za co właściwie? Co jej takiego zrobił? Przeniosła spojrzenie z najbliższego okna na jego twarz, zajrzała mu w oczy, bez trudu wychwytując ciążący mu smutek i zmęczenie. Nigdy nie uczynił jej krzywdy i zawsze starał się przestawić jej komfort ponad swój własny; dostrzegała to przecież w tamtym klubie, podczas leniwych poranków w pościeli czy na spacerach wzdłuż brzegu Tamizy. Robił co tylko było w jego mocy, zaufał jej i w zamian otrzymał tylko zdradę. Nóż w plecy. Za ciepło, za opiekę, za miękki szept tuż przy uchu i czule odgarnięty kosmyk z twarzy.
Potrafiła jeszcze robić coś poza łamaniem cudzego zaufania? Potrafiła sama ufać? Panicznie trzymała się własnych kart i ról, doskonale wiedząc, że w razie wpadki będzie zdana tylko i wyłącznie na siebie, na własny instynkt, na skłonności do ryzyka.
Odwróciła znowu spojrzenie, uciekła nim z powrotem do okna, do bladej poświaty sączącej się przez szkło, do kołyszącej się za oknem sosny.
Nie wiedziałam, że jest mugolakiem ― wyznała w końcu; cicho, na granicy szeptu zlewającego się z szumem drzew. ― Był moim kolegą. Smakoszem kawy, amatorem gry w magicznego pokera i świetnym ścigającym. Miał kumpli, dziewczynę i drużynę, miał przed sobą świetną karierę… i zabiła go ciekawość. Moja ciekawość. Chęć sprawdzenia czy nic mu nie grozi, kiedy zainteresował się nim inny wiedźmi strażnik.
Zaszeleścił materiał bluzki, kiedy przesunęła dłonią po własnym przedramieniu i złapała się za łokieć. Po co mu to właściwie mówiła? Dlaczego? Co to miało zmienić? Pytania kołatały się w jej głowie bez odpowiedzi, ale każde kolejne słowo sprawiało, że było jej w jakiś sposób lżej na sercu, na duszy. Każde słowo odkrywało okruch prawdy, prowadziło do kompletnego zdemaskowania, ale było w tym procederze coś przyjemnego, oczyszczającego, ale jednocześnie odkrywającego przedziwną, niepokojącą myśl. Chciała być zdemaskowana.
To ja go znalazłam ― kontynuowała, ale głos stał się wyprany z emocji, pusty i bezbarwny ― zakatowanego, ośmieszonego i martwego. ― Zignorowała oczywiste zagrożenie w postaci aurora i opieszale podeszła do uchylonego okna. Wiedziała, że nie ma szans przez nie uciec, zresztą, nie mogła się nawet zmienić, ale powiew nocnego wiatru na twarzy niósł jej ulgę.
Pachniało wilgocią i szyszkami, pachniało ściółką i listowiem. Pachniało rezygnacją i zobojętnieniem.
Otworzyłam ci oczy na przerysowaną gównoprawdę i w głębi ducha wiesz, że jesteś zdolny do wielu rzeczy. Do zaufania, do czułości, do troski. Do bezwzględności i chłodu służbisty. Do tego, żeby przepracować to wszystko razem z magipsychiatrą i przestać się biczować własną klątwą, wyjść do ludzi. ― Znów zawiało, chłodne powietrze rozbiło się o jej szyję, wywołało kolejną falę dreszczy. Adda podniosła nieśmiało wzrok na gwiazdy, na strzęp księżyca wyłaniający się zza chmur. ― Rób co musisz.


Mam niespełna trzydzieści lat
i jak kot muszę umrzeć
dziewięć razy


Adriana Tonks
Adriana Tonks
Zawód : podwójna agentka, rebeliantka
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
I can run away
I can try to hide
and pretend
OPCM : 8
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 30 +6
CZARNA MAGIA : 1 +2
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t11438-adriana-adda-de-verley https://www.morsmordre.net/t11442-rodzynka#353850 https://www.morsmordre.net/t12085-adriana-tonks#372538 https://www.morsmordre.net/f177-somerset-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t11444-skrytka-bankowa-nr-2503#353855 https://www.morsmordre.net/t11449-adriana-de-verley#353913
Re: [SEN] Red comes in many shades [odnośnik]31.10.23 23:50
Nonszalancja, z jaką przewróciła oczyma uwiarygodniła późniejszą wypowiedź—i choć w teorii mógł spodziewać się ciosów poniżej pasa, to nie przewidział tego. Ani tego, że uwierzy w jej słowa. Ani tego, jak bardzo zaboli. Wstrzymał oddech, pobladł, na moment opadła maska służbisty—wpatrywał się tylko w Addę z bezgranicznym niedowierzaniem. Przez moment widziała, jak jasne oczy mrużą się ze skupieniem, jak szuka w pamięci słów zaprzeczenia lub kontrprzykładów. Usta poruszyły się bezgłośnie, ale ostatecznie nie dobył z siebie głosu. Inaczej nie potrafisz. Po ugryzieniu rzucił się w wir przelotnych przygód, ale nigdy na dłużej, nigdy z kimś, kto zdążyłby zauważyć. Domyślić się, że kilka zbyt gorączkowych gestów to jego nowa przypadłość, a nie tylko zwykła namiętność, wyrazić sprzeciw, cisnąć mu prawdą w twarz. Prawdą. Wziął jej słowa za prawdę, przygarbił się lekko, w jasnych oczach odbijała się pustka, a przez policzki przemknął rumieniec wstydu. Próbował chwycić się myśli, że być może chciała go sprowokować po raz ostatni, ale nie czuł złości, tylko smutek i wstyd, a ona musiałaby być samobójczynią by wybrać wilkołaka ponad sprawiedliwy sąd.
-Przepraszam. - powiedział głucho, bo mimo wszystko, mimo świadomości, że to były jej rozkazy—nie chciał jej przecież wtedy krzywdzić. Ani teraz. -Daruj już sobie, proszę. - wychrypiał, bez poprzedniej stanowczości. -Nie jestem...nie byłem - nie wiedział już jaki jest, skutecznie zasiała w nim wątpliwości. Wiedział tylko, że nie chce jej karać zwierzęcym pożądaniem ani negocjować w ten sposób, nie gdy wciąż był człowiekiem -taki. A to poniżające, dla ciebie. - skoro uważała go za zwierzę, potwora w ludzkiej skórze, to jak bardzo musiała się brzydzić sobą? Ile jej uśmiechów było szczerych, a jęków udawanych? Czy potrafiła drżeć z rozkoszy na zawołanie, czy może dygotała wtedy ze strachu? Cofnął się i oparł o stół. Nie tracił czujności i nadal trzymał ją na muszce, ale zakręciło mu się w głowie.
-Wydałaś wyrok na człowieka, którego chciałaś ochronić. - skwitował cicho, jej smutne i słodkie słowa nie mogły zmienić faktów. -I ochroniłaś potwora, którego chciałaś poniżyć. - dodał martwo. -Jednak jesteś pełna sprzeczności, Adda. - zdrobnienie imienia uleciało z jego ust odruchowo, skrzywił się lekko, speszony.
Odwróciła się do niego plecami, nie mogła więc widzieć jak wzdryga się jak oparzony, jak patrzy na nią z iskrą gniewu i szczerym żalem.
-Uwodzenie ci nie wyszło, więc bawisz się w psychoanalizę? - syknął, zapiekło. -Nie, Adda, otworzyłaś mi oczy na to, że nie mogę do nich wychodzić. Że krzywdziłem nawet ciebie, jedyną kobietę, z którą byłem... dłużej.
Zapadła ciężka cisza.
-Przysięga Wieczysta i praca dla nas... też byłaby rozwiązaniem. - przyznał niechętnie. Miał na nie autoryzację od przełożonych, ale nie chciał jej go oferować. Trudno powiedzieć, co zmieniło jego zdanie - cień szczerości w opowieści o Sheridanie, czy chęć udowodnienia samemu sobie, że jednak dopilnuje wszystkich opcji i procedur, że wciąż jest myślącym aurorem, a nie miotanym emocjami wilkiem.



Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
[SEN] Red comes in many shades 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12118-michael-tonks#373099 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
Re: [SEN] Red comes in many shades [odnośnik]05.11.23 15:29
Wiedziała, że szpila była celna.
Iskra bólu przemknęła przez szarobłekitne oczy aurora, mignął w nich także cień niedowierzania, ale obie te emocje szybko utonęły w próbie skupienia; usta poruszały się bezgłośnie, jakby chciał wbić klin w tę wypowiedź, rozłamać ją na kawałki i tym samym udowodnić ― sobie, jej, całemu światu ― że nie jest tylko zdziczałym zwierzęciem w ludzkiej skórze. Obserwowała jego starania z beznamiętnym wyrazem twarzy i pustym spojrzeniem ― potrafiła zadawać celne rany, potrafiła pozostawiać po sobie głębokie szramy, ale fakt, że miała nad czyimiś emocjami tyle władzy oznaczał, że walczy obosiecznym mieczem. Ją też to bolało, smutek tlący się w jego oczach, w rysach twarzy, w całej postawie, atakował ją na innym, niedookreślonym poziomie. Starała się zdusić te emocje w zarodku, starała sobie racjonalizować i wyjaśniać na bieżąco: nic was nie łączy. Był tylko celem, jak wielu przed nim i jakim nie będzie już nikt więcej.
Przeprosiny wywołały rysę w beznamiętnej fasadzie; Adda uniosła nieznacznie brwi, autentycznie zaskoczona jego zachowaniem. To on ją przepraszał? Ale za co? Za to, że udało jej się go zmanipulować, że zamiast o śledztwie, zamiast o szpiegu w szeregach, myślał znów o tym, co było? Co udało jej się udać, w co uwierzył?
Pokręciła powoli głową.
W szpiegostwie nie ma poniżających akcji ― odpowiedziała cicho. ― Są tylko te, które niosą za sobą korzyść albo stratę. ― Czym w tym układzie był on? Tamte noce, ciepło ciała, dotyk na skórze i poczucie bezpieczeństwa? Szelest pościeli, szmer wody w wannie i iskra spojrzenia tak ciepła i szczera, że zdawała się topić jej szpiegowską fasadę? Był korzyścią? Stratą? …Obiema na raz?...
Odwróciła się, nie mogąc znieść już jego widoku. Palił i bolał, kłuł tak mocno, jakby tym razem rana po obosiecznym mieczu była zbyt głęboka, nieuleczalna. Oczy zapiekły, więc zamrugała szybciej, odpędzając od siebie duszące poczucie narastającej beznadziei; wzięła głębszy, chwiejny oddech.
Na słowa o psychoanalizie nie odpowiedziała; ten jeden raz próbowała zagrać kartę szczerości, ale najwidoczniej utonęła w talii kłamstw. Trudno. Była gotowa, cokolwiek by się miało teraz stać. Azkaban, pocałunek dementora, sąd lub bez sądu; sam przecież próbował nastraszyć ją na samym początku, że w razie komplikacji ma to wyglądać jak wypadek. Niech zatem wygląda.
Przez długi czas stała w bezruchu i spoglądała przez okno, usiłując nasycić się widokiem nocnego nieba usianego gwiazdami. Było dziś bezchmurnie, a z gajówki zawsze dobrze obserwowało się konstelacje. Ciekawe, czy jeszcze kiedyś będzie mogła legnąć w trawie i po prostu patrzeć, snuć senne fantazje o rzeczywistości, która nigdy nie nadejdzie.
Zatem śmierć ― mruknęła do okna; głos wybrzmiał pusto, jakby nie było jej stać na żadne emocje, jakby te wyparowały pozostawiając po sobie tylko pusta skorupkę ― tylko odroczona w czasie. Kto będzie Gwarantem? ― rzuciła przez ramię, doskonale pamiętając, że do tego unikalnego zaklęcia potrzeba trzeciej osoby, swoistego świadka przyrzeczenia.


Mam niespełna trzydzieści lat
i jak kot muszę umrzeć
dziewięć razy


Adriana Tonks
Adriana Tonks
Zawód : podwójna agentka, rebeliantka
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
I can run away
I can try to hide
and pretend
OPCM : 8
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 30 +6
CZARNA MAGIA : 1 +2
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t11438-adriana-adda-de-verley https://www.morsmordre.net/t11442-rodzynka#353850 https://www.morsmordre.net/t12085-adriana-tonks#372538 https://www.morsmordre.net/f177-somerset-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t11444-skrytka-bankowa-nr-2503#353855 https://www.morsmordre.net/t11449-adriana-de-verley#353913
Re: [SEN] Red comes in many shades [odnośnik]06.11.23 22:20
Miał wrażenie, że patrzy w marmurowy posąg. Puste oczy, zastygłe rysy twarzy. Rzeźby byłyby jednak bardziej litościwe, nieruchome i niezmienne. Przy niej—nieprzewidywalnej i żywej—poczuł się tak, jak przy żadnej innej kobiecie. Poczuł strach. Przed jej reakcją i pogardą, czy przed nią? Wolał o tym nie wiedzieć, odpowiedź była niewygodna. Nie chciał roztrząsać tego, czy kilka miesięcy temu, w klubie, bał się jej rozczarowania czy chłodnego zacięcia w pozorującym czułość spojrzeniu, czy bał się o nią czy jej. Żałosny frajer, wilkołak tracący kontrolę nad dawkami swoich lekarstw, naiwniak poszukujący zagubionych akt. Gdy uniosła brwi, skrzywił się mimowolnie, jak ktoś kto instynktownie spodziewa się kolejnego ciosu. Natychmiast pożałował tego odruchu. Umknął wzrokiem, zacisnął mocno szczękę. Nie był w stanie zapytać jej, czy był zyskiem czy stratą. Nie chciał znać odpowiedzi, nie chciał słuchać kolejnego poniżenia. Czy znów znalazłaby sposób, by zachwiać jego jestestwem, całym jego światem? Czy nadal chciała doprowadzić go do szaleństwa, jak wtedy gdy prowadziła go po krętych schodach do piekielnie dusznego klubu? Czy właśnie jej się udawało?
Wyrzucił z siebie jeszcze kilka gorzkich słów, a ostatecznie podsunął jej to, czego — jak sądził — mogłaby oczekiwać w tej beznadziejnej sytuacji. Przez myśl przemknęło mu nawet ponure podejrzenie, że może właśnie po to manipulowała jego emocjami, próbując wzbudzić w nim przekorną potrzebę pokazania służbisty pod maską potwora. Zakwitła w nim nawet jakaś irracjonalna nadzieja na…
…nieważne na co, wszystko rozprysło się na dźwięk jej gorzkiego podsumowania. Śmierć. Tym nazywała miłosierdzie?
-Nie chcesz tego? Aż tak nas nienawidzisz? – zapytał cicho, głosem pustym jak wydrążony bęben, uporczywie patrząc w białą ścianę. Z dala od cieni nocy, z dala od księżyca. Dotarło do niego, że w takim razie jej zarzuty wcale nie były ostateczną, rozpaczliwą manipulacją. Najwyraźniej naprawdę widziała w nim potwora.
Zawsze i na zawsze.
-Wolisz szybką śmierć? – wychrypiał gardłowo, szczekliwie. Lamino w plecy, to byłoby tak proste… -A może – wolisz zostać w ich oczach męczennicą, może chcesz mnie sprowokować do brutalności? – warknął, postępując krok do przodu, jakby w istocie był gotów spełnić groźbę urażonej dumy.
Ale nie wiedział nawet, jak mógłby zacząć, jakim gestem powinien ją nastraszyć. Wyobraźnia podsuwała dłonie na krtani albo palce mocno zaciśnięte na smukłych przegubach, ale stał w miejscu jak spetryfikowany, niezdolny do wcielenia fantazji w życie. Ten rodzaj przemocy nigdy nie przyszedłby mu naturalnie.



Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
[SEN] Red comes in many shades 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12118-michael-tonks#373099 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks

Strona 1 z 2 1, 2  Next

[SEN] Red comes in many shades
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach