Wydarzenia


Ekipa forum
[SEN] Red comes in many shades
AutorWiadomość
[SEN] Red comes in many shades [odnośnik]27.10.23 23:48
First topic message reminder :

Nie był w takim klubie od dawna, ale przecież nie mogło być tak źle, prawda?
Na prawdziwej randce też nie był od dawna, tak bardzo dawna. Przez pierwsze miesiące stronił od każdego, a sama perspektywa dotyku wydawała się odrealniona. Pogrążył się w czarnych myślach bez przyszłości, aż...
...aż terapia zaczęła działać. Małymi krokami do dawnego życia, z uwzględnieniem nowych słabości - mówili, a on desperacko próbował się do tego zastosować. Zaczął też działać eliksir tojadowy i było niemalże normalnie. Miał unikać silnych emocji i zbyt intensywnych bodźców, ale przygody we własnej kawalerce przecież do nich nie należały. Ba, magipsychiatra doradził mu - co prawda niechętnie - że bliskość i fizyczność, nawet przypadkowe, są lepsze od pokus samotności. Wpadł zatem w bezpieczną rutynę, niewinne flirty i namiętne wieczory. Jego mieszkanie było bezpieczne i brak zaangażowania emocjonalnego też był bezpieczny i wszystko toczyło się przewidywalnym, bezpiecznym rytmem.
Dopóki nie poznał Addy.
Miała śliczny uśmiech, który już na początku przykuł jego uwagę i świetne poczucie humoru. Była jedną z tych dziewczyn, które przywiązałyby go do siebie na dłużej gdy jeszcze był w pełni zdrowia; a fakt, że zainteresowała się nim teraz podbudowywał jego ego. Nie powiedział jej o własnej przypadłości, bo nie pytała i chciał jak najbardziej odwlec ten moment (mimo, że magipsychiatra doradzał szczerość), ale rok temu Ministerstwo huczało od plotek. Istniała niemiła możliwość, że może już wie. Niezależnie od tego, czy wiedziała, czy dopiero kiedyś się dowie, w ich kilkutygodniową relację zakradło się coś, czego nie czuł ani przed rokiem ani w niedawnych relacjach.
Lęk.
Że ją straci, że wyjdzie w jej oczach na frajera, że się nim znudzi.
To ostatnie było realną groźbą. Już kilka razy spotkali się w jego kawalerce, raz ugotował jej nawet kolację, ale z niewerbalnych sygnałów i werbalnych sugestii wychwytywał, że Adda pragnie więcej. A on - on nie miał serca jej odmówić. Zatraciwszy się w przypadkowych relacjach - jego słabość, o której wiedziano w Ministerstwie; nie miał nawet pojęcia kto się dowiedział i postanowił to wykorzystać - zapomniał jak to jest, gdy mu zależy. Nie dowiedział się też nigdy jak to jest, znowu czuć się niedoskonałym i nudnym i zakompleksionym. Ostatni raz czuł się tak w Hogwarcie, a wtedy lepiej to wypierał.
Dlatego, wbrew własnej rutynie i zasadom bezpieczeństwa, dał się Addzie namówić do wypad na tańce. Nie mogło być tak źle. Nie mogło. Pił eliksir i miał wszystko pod kontrolą.
Ale było... niedobrze. Zbyt duszno, a zapach potu wszystkich zebranych wdzierał mu się gwałtownie do nozdrzy. Zbyt ciemno, a podświadomość podpowiadała, że wilcze oczy odnalazłyby się tu lepiej. Zbyt ciasno, aż zaczynał czuć się klaustrofobicznie.
Już kilka razy, wbrew własnemu pragnieniu wydawania się atrakcyjnym i interesującym (a że to pragnienie było silne, to pragnienie odpoczynku musiało być stokroć silniejsze), prosił Addę o to, by wyszli na zewnątrz. Musiał zaczerpnąć świeżego powietrza i ochłonąć. Ona jednak wciąż prosiła go o kolejny taniec albo o drinka, a jej czerwona sukienka wirowała, a jego oszałamiał zapach frezji. Prawie chciał wyjść sam, tylko na chwilę, ale wtedy odwzajemniła uśmiech jakiegoś cwaniaczka, więc został, musiał zostać. Pomimo tego, że od papierosowego dymu łzawiły mu oczy i było mu niedobrze. Zakręciło mu się w głowie, gdy okręcał ją wokół siebie i gdy rozbrzmiały ostatnie takty wariackiej piosenki.
-Adda... - chciałby ją pocałować, ale czuł się źle. -Chodźmy na górę, na chwilę? - proszę.



Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
[SEN] Red comes in many shades - Page 2 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12118-michael-tonks#373099 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks

Re: [SEN] Red comes in many shades [odnośnik]06.11.23 23:35
Milczała przez długi czas, zastanawiając się nad tym, jak widzi swoją śmierć. Potrafiła wiele znieść, szczególnie jeśli chodziło o psychikę, ale czy dałaby radę umrzeć godnie, gdyby rzucił jej Lamino w plecy? Czy umiałaby się nie trząść, nie płakać i nie bełkotać bez sensu błagalnych próśb o litość, kiedy zaciśnie jej palce na gardle? Chciała myśleć o sobie jak o dumnej czarownicy, która odejdzie z tego świata na własnych warunkach, ale prawda była taka, że bała się bólu jak każdy normalny człowiek i chciała uniknąć go za wszelką cenę. Jednocześnie jednak… wiedziała, czuła, jak pod skórą rozlewa się nie tylko omdlewające zimno strachu, ale i pełna znużenia obojętność. Oba te uczucia wchodziły ze sobą w ostry kontrast; ciało ją zdradzało, dłonie drżały delikatnie, ale spojrzenie pozostawało puste. Obojętne.
Chciała rzucić mu w twarz, żeby zrobił z nią co chciał, skwitować to beznamiętnym “nie dbam o to”, ale to byłoby kłamstwo na które nie potrafiła się zdobyć. To byłoby kłamstwo, które rozpoznałby od razu, od pierwszej głoski, nawet bez wilkołaczych zmysłów.
Zabrnęłam za daleko ― wyznała cicho, na granicy szeptu. ― Jeśli ty mnie nie zabijesz, to zrobią to oni. ― Uniosła powoli drżącą dłoń i dotknęła szyby, przesunęła po niej opuszkami palców. Była tak osobliwie zimna, a faktura materiału absolutnie gładka i przyjemna… aż żałowała, że nie zainteresowała się tym wcześniej. Że nie dostrzegała takiej drobnostki w swoim życiu, że nie ucieszyła się nią należycie, że nie zwróciła uwagi. Co jeszcze jej tak przemknęło koło nosa? Na ile rzeczy ― mniejszych lub większych ― pozostała ślepa? Jakie doznania ją ominą? Miała przecież tyle planów…
Warknięcie wywołało zimny dreszcz obejmujący całą jej sylwetkę, wydusiło oddech z płuc. Adda odwróciła się powoli i opuściła ręce, czując nagle coś, co w jednej sekundzie wydawało jej się natłokiem wszystkich dopraszających się o uwagę emocji, a w drugiej kompletną pustkę. Chciała umrzeć. Chciała żyć. Chciała osunąć się na ziemię i płakać tak długo, aż opadnie z sił. Chciała jeszcze raz zasnąć w pościeli pachnącej górskim powietrzem i obudzić się do zapachu szarlotki.
Nie drgnęła nawet, gdy postąpił krok do przodu; zielone oczy błysnęły niepokojem i strachem, ale ciało odmówiło kolejnej reakcji.
Nie chcę… ― Głos ją zdradził, złamał się, jakby już zaczął ją dusić. ― Nie mam siły być męczennicą. Nie… nie wiem jak poradzę sobie z bólem. Chcę… chcę po prostu zasnąć ― szepnęła i odwróciła wzrok; w oczach zatańczyły łzy ― zasnąć i się nie obudzić. Chcę… żebyś był łagodny. Wiem, że potrafisz.


Mam niespełna trzydzieści lat
i jak kot muszę umrzeć
dziewięć razy


Adriana Tonks
Adriana Tonks
Zawód : podwójna agentka, rebeliantka
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
I can run away
I can try to hide
and pretend
OPCM : 8
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 30 +6
CZARNA MAGIA : 1 +2
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t11438-adriana-adda-de-verley https://www.morsmordre.net/t11442-rodzynka#353850 https://www.morsmordre.net/t12085-adriana-tonks#372538 https://www.morsmordre.net/f177-somerset-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t11444-skrytka-bankowa-nr-2503#353855 https://www.morsmordre.net/t11449-adriana-de-verley#353913
Re: [SEN] Red comes in many shades [odnośnik]07.11.23 0:19
Jej głos był inny niż zwykle. Ledwo słyszalny, jakby bała się, że zdradzi ją ton każdej sylaby. Odruchowo wsłuchał się w zgłoski, wychwycił jakąś zmianę w głosie. Uniósł wzrok na drżącą dłoń przy szybie — to ją zdradziło.
Niegdyś wydawała mu się ideałem, boginią o najcudowniejszym uśmiechu.
Potem — wyjątkowo niebezpieczną agentką.
Przed chwilą — bezwzględną Królową Śniegu, okrutną maską zdolnego zadawać ból posągu.
Ale teraz, gdy wreszcie okazała strach na dźwięk jego głosu i myśli o nieuniknionym — zdawała się tylko (i aż) kobietą, którą kiedyś kochał.
Zasnąć i się nie obudzić. Skinął powoli głową, tak jakby był gotów wykonać jej ostatnią prośbę. To potrafił. Nie potrafiłby pobić kobiety, ale potrafił zabijać, szkolono go do tego. Zerknął na własne dłonie, wiedząc w jaki sposób zacisnąć je na jej szyi tak, by odeszła szybko. Mógłby ją udusić, ale to wciąż chwila cierpienia, więc po prostu skręci jej kark. Może najlepiej nagle, tak, by się nie spodziewała? Wiedział też, że jego koledzy wręczali czasem brzytwę skazańcom i czekali, aż zasną, ale oczekiwanie wydawałoby się nie do zniesienia. Zaczął żałować, że nie wziął ze sobą trucizny, ale ona musiała je mieć w swoich zapasach. Na języku już tańczyło mu pytanie o to, czy nie chciałaby zażyć jednej przy nim, ale zdławiła go kilkoma krótkimi słowami.
Chcę, żebyś był łagodny. Wiem, że potrafisz.
Wziął prędki, drżący wdech.
-Potrafię. - przytaknął. Mówił cicho, ale tym razem bez cienia wątpliwości — jakby zwróciła mu coś bardzo cennego. -Ale ty potrafisz być odważna i zaradna. - była taka, skoro się z nim spotykała, skoro chciała zobaczyć potwora w tamtym pieprzonym klubie. Była taka nawet teraz, prosząc upokorzonego mężczyznę o łagodny wyrok. Wyciągnął rękę i ujął jej brodę w szorstkie, suche palce. Nie pozwoli jej odwrócić wzroku, nie teraz. Musiał widzieć, ile ryzykuje, by nieść ze sobą ten obraz jeśli instynkt zawiedzie. -A to, że zaszkodziłaś Sheridanowi, nie znaczy, że nie możesz już ochronić... prawdziwie pomóc... nikomu innemu. Miał rodzinę, dużą. - rodzeństwo rozsiane po Anglii. O Michaela nigdy nie dbała, ale krewnym przyjaciela była coś winna. -Nie wyręczysz się mną, dlatego, że boisz się ich. - tym razem to on zniżył głos do szeptu. -Ale jeśli zobaczę cię po ich stronie - a zobaczę - jeśli wróci do pracy, będzie ją ścigał jak jastrząb; a gdy wybuchnie wojna, wypatrzy wszędzie jej twarz. -...to zabiję cię od razu i brutalnie, bo tak też potrafię. - mocniej zacisnął palce na jej policzkach, pieczętując obietnicę, której nie chciał spełnić. Opuścił rękę i cofnął się o krok. -Słyszałem, że Francja jest śliczna o tej porze roku. - parsknął, bo choć była odważna, to w głębi duszy wciąż nie wierzył w jej szlachetność. Uciekaj, Adda. Zanim cię znajdą i zanim się rozmyślę.



Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
[SEN] Red comes in many shades - Page 2 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12118-michael-tonks#373099 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
Re: [SEN] Red comes in many shades [odnośnik]07.11.23 20:12
Ujął ją pod brodę, ale tym razem w geście nie było nawet śladu uczucia czy troski; palce miał szorstkie i sztywne, pozbawione wcześniejszej miękkości. Zapamiętała te dłonie inaczej, zapamiętała ten gest inaczej i przez jedną długą chwilę doszukiwała się podobieństw. Coś w głębi jej duszy tęskniło za tamtym dotykiem, za tamtą troską; za ciepłem drugiego ciała, za jasnymi kosmykami przemykającymi pod palcami, czy za spokojnym rytmem unoszącej się klatki piersiowej. Chciała poczuć to jeszcze raz, choćby nieszczerą namiastkę ― nakarmić się tym, zachować na dłużej, ale nie dał jej szansy. Boleśnie ścisnął za policzki, a Adda ― choć pokonana i słaba ― i tak uniosła się dumą. Wyrwała mu się z uścisku jednym szarpnięciem, cofnęła o pół kroku i ostentacyjnie musnęła palcami linię szczęki, potem policzek. Bolało, tylko tyle chciała mu powiedzieć. Tylko tyle i aż tyle.
To ty się wyręczasz nimi ― burknęła, zdradzając pierwsze oznaki buntu ― nie ja. Ja prosiłam o łagodną śmierć, nie o wystawienie na świecznik. Chciałam zakończyć to tu i teraz. ― Zmrużyła oczy i wycedziła lodowato: ― A nie odraczać wyrok do mitycznego “następnego razu”.
Cofnęła się jeszcze parę kroków, a potem ― zbierając w sobie wszystkie siły i resztki opanowania ― zaczęła powoli zapinać guziki bluzki. Ostentacyjnie ignorowała jego dalszą obecność, zupełnie jak gdyby wraz z tym gorzkim epilogiem całkiem zniknął z gajówki i z jej życia.
***
Wbrew temu, czego mógł się po niej spodziewać ― wcale nie uciekła z kraju. Zaszyła się w porcie, całkowicie dając się wchłonąć roli Szelmy, portowej zjawy handlującej przysługami, informacjami i nielegalnymi używkami. Czuła się tam na tyle bezpiecznie, by móc wcielać w życie własne plany, a duchy dawnego życia zostawiły ją w spokoju. Nie wiedziała, czy to jakiś niepisany układ, czy może zadziałała tu zasada “najciemniej pod latarnią”, ale nie zamierzała się nad tym zbyt długo rozwodzić. Starała się robić swoje, odnalazła nawet paru członków rodziny przyjaciela i pomogła im w ten czy inny sposób; bezimiennie, przez pośredników. Nie była pewna, czy mogłaby im spojrzeć w twarz, nie była pewna, co zobaczyliby w jej oczach. Skrawek wspomnienia, to jak go znalazła? Pobitego i zsiniałego wisielca? Wolała tego nie sprawdzać.
Przez pewien czas pozwoliła sobie nawet na nieśmiałą myśl, że jest dobrze. Że całkiem dobrze odnalazła się w starej-nowej roli, że nie potrzebuje wygód z Ministerstwa, nie potrzebuje dawnych kolegów i nie potrzebuje…
Na pewno nie potrzebuje o nim myśleć. Nasłuchiwać jednym uchem plotek o aurorach też nie powinna.
Spędziła w porcie dobry kwartał, nim miasto zaczęło przesiąkać dziwnym napięciem, a jej kontakty wspominały o tarciach w Ministerstwie. Jako dawny szpieg jednej ze stron ― wiedziała do czego miało to doprowadzić, a skoro skala niezgody była już namacalna, to oznaczało, że zostało jej mało czasu. Zdecydowanie zbyt mało czasu na sfinalizowanie planu tunelu w piwnicy Grubego Joe ― mieli nim uciec, wszyscy jak leci, i zabrać ze sobą choć część niewinnych ludzi. Przejście jednak nadal było niestabilne, a połączenie z kanałami ― kruche.
W nocy z 31 marca na 1 kwietnia okazało się, że tyle musi wystarczyć.
Wojna wybuchła niespodziewanie nawet dla niej. Wciąż łudziła się, że ma parę dni, może nawet parę tygodni, ale to przeświadczenie okazało się ledwie optymistycznym przekłamaniem. Nie miała czasu do stracenia, pierwsze co zrobiła, gdy jedno z zaklęć rozłupało drewnianą okiennicę w sklepie naprzeciwko, to złapanie różdżki i narzucenie na ramiona długiego płaszcza, zaraz potem ― animagia. W postaci czarnego kota uciekła czym prędzej z kamienicy i skierowała się prosto do piwnicy u Grubego Joe, prosto do miejsca, które miało pozostać tajemnicą i obietnicą bezpiecznego przejścia.
Ledwie pojawiła się na miejscu, w ciasnym korytarzu prowadzącym do właściwego pomieszczenia, a dopadła ją Lea ― żona Grubego ― cała zalana łzami i spanikowana. Bez ładu i składu wrzeszczała coś o tym, że ktoś ich wsypał, że zaraz przyjdą to Rycerze, że jeszcze chwila i zacznie się tu kaźń, że tunel się zablokował, bo zbyt dużo osób próbowało nim przejść w jednym momencie, że to koniec.
Nie znają tego terenu, więc nie przekreślałabym nas tak szybko ― odparła mrukliwie Lei i obróciła różdżkę w palcach. Ilu mieli tutaj ludzi zdolnych do obrony, biegłych w zaklęciach, a nie tylko bujaniu się łupiną po morzu? Dostrzegła Omyka i Victora, kawałek dalej mignęła jej ruda czupryna Echo, był też Żmurek i Bielik, a wraz z nimi cała bandyterka łasa na fanty i pierwsza do spierdalania.
Ej! ― gwizdnęła ostro w stronę Omyka. Bandzior obejrzał się przez ramię, wyszczerzył w wybrakowanej parodii uśmiechu, ale usłuchał wezwania. Zresztą, nie pierwszy to raz, kiedy okazywało się, że ma wśród zbirów całkiem solidną reputację. Może nawet nie pouciekają jak zacznie się robić gorąco.


Mam niespełna trzydzieści lat
i jak kot muszę umrzeć
dziewięć razy


Adriana Tonks
Adriana Tonks
Zawód : podwójna agentka, rebeliantka
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
I can run away
I can try to hide
and pretend
OPCM : 8
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 30 +6
CZARNA MAGIA : 1 +2
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t11438-adriana-adda-de-verley https://www.morsmordre.net/t11442-rodzynka#353850 https://www.morsmordre.net/t12085-adriana-tonks#372538 https://www.morsmordre.net/f177-somerset-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t11444-skrytka-bankowa-nr-2503#353855 https://www.morsmordre.net/t11449-adriana-de-verley#353913
Re: [SEN] Red comes in many shades [odnośnik]21.11.23 18:03
Inaczej zapamiętał ich interakcje, ich bliskość, ich dotyk. Musiała być naprawdę dobrą aktorką, skoro podczas tej swojej misji była w stanie kocio mrużyć oczy w odpowiedzi na ciepło jego dłoni, chętnie przytulać, odwzajemniać z pasją pocałunki. Teraz cofnęła się gwałtownie i otarła twarz z ostentacyjnym obrzydzeniem. Nie wyczuł własnej niedelikatności, owładnięty tylko myślą o tym, że wreszcie była z nim szczera, że wreszcie pokazywała swoją prawdziwą twarz.
Jak bardzo się mnie brzydziłaś?
Tej odpowiedzi nie chciał znać.
-Więc zakończ. - warknął, zaciskając mocno pięści. -Ale wygodniej znaleźć albo stworzyć - prawie wypluł to słowo, wspominając jak igrała z jego samokontrolą w tamtym klubie -sobie potwora niż stanąć oko w oko z własnym tchórzostwem, hm? - mogłaby skończyć to szybko, na własnych warunkach, ale śmiała robić wyrzuty jemu. Może to nic dziwnego, skoro widziała w nim tylko bestię. Jak wygodnie.
Obrócił się na pięcie i zniknął, choć w drzwiach obejrzał się jeszcze przez ramię i zderzył z jej ostentacyjnie opuszczonym wzrokiem. Zastanawiał się, czy mówiła prawdę i faktycznie ją znajdą? Albo czy odważy się sięgnąć po sztylet lub truciznę? Miał nikłą nadzieję, że posłucha głosu rozsądku — jego głosu, jakkolwiek by nim nie gardziła—i ucieknie do Francji, zdążyłaby przecież. Zamknął za sobą drzwi z przykrą świadomością, że nigdy się nie dowie i że widzą się po raz ostatni.

***

Wbrew własnym postanowieniom, spróbował się dowiedzieć. Nikt nie znalazł kobiecych zwłok w szkockim lesie, a zwerbowani przez Biuro Aurorów podwójni agenci nie dowiedzieli się o tym, by Adda wpadła. A zatem Francja - wmawiał sobie, choć nigdy się pewnie nie dowie. Jej los pozostał tajemnicą, a nierozwiązane tajemnice mogą doprowadzić człowieka, zwłaszcza śledczego, do obłędu.
Na szczęście, miał czym zająć myśli i ręce, a konkretne działania pomagały mu zachować równowagę. Najpierw w kwestii likantropii, potem... nieproszonych myśli.
Dzięki pozyskaniu informacji o planach wroga, zaczęli własne przygotowania, nie tracąc nadziei na to, że wojnę uda się powstrzymać. Bezksiężycowa Noc ich nie zaskoczyła - nieprzerwanie obserwowali wroga, z Ministerstwa pozyskując informacje skuteczniej niż z portu - ale przyszła szybciej niż na to liczyli. Priorytetem stała się ewakuacja cywili z terenów objętych walkami, potem mieli rozprawić się z wrogiem. Lotnicy i młodsi pracownicy Ministerstwa udali się do kamienic na Pokątnej i w centrum, on, dzięki doświadczeniu w walce, był w stanie przedrzeć się do portu, gdzie trwały najkrwawsze walki. Jeden z informatorów, aresztowany bandzior z doków, napomknął, że tamtejsza społeczność sprzyja mugolakom i jest dość zorganizowana - może miałby szansę przekonać ich do współpracy, wcisnąć świstokliki w ich ręce...?
Część drogi przebył na miotle, resztę przebiegł, wymieniając kilka Lamino z oddziałem szmalcowników. Gdy dotarł do drzwi kryjówki, buty miał we krwi.
Zabębnił w nie, mocno, w drugiej dłoni wciąż mocno ściskając różdżkę. Jeśli nikt nie otworzy mu w przeciągu sekund, bez wahania rzuci Porta Creare. Zaklęcie, które pomogła mu doszlifować ona, ale to nieistotne...
-BIURO AURORÓW, OTWIERAĆ! - wrzasnął jakże dyplomatycznie, ale po sekundzie refleksji dodał: -JESTEM SAM, CHCĘ POMÓC!



Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
[SEN] Red comes in many shades - Page 2 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12118-michael-tonks#373099 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
Re: [SEN] Red comes in many shades [odnośnik]03.12.23 13:10
W piwnicy nie było dużo miejsca, panował ścisk, w korytarzu było jeszcze gorzej. Sytuacja prezentowała się najlepiej na górze, gdzie wejścia do magazynu pilnowało paru oprychów. Stanowili ich pierwszą linię frontu, niechlubną obronę, która czatowała tam tylko dlatego, że uważali się za na tyle mocnych, by poradzić sobie z niektórymi Rycerzami i w ostateczności złupić ich ciała. Adda nie szukała w tym rozumowaniu luki, nie próbowała wytykać ewentualnych nieścisłości ― liczyło się tylko tyle, że byli.
Eee! ― zawołał ze szczytu schodów jeden z dryblasów, w tle odezwały się skrzypiące deski, dokładnie tak, jakby ktoś dobijał się do drzwi. Adda poderwała głowę, spojrzała w górę. Czy ona… czy się… to musiały być omamy słuchowe.
Nie potrzebujemy waszej pomocy ― warknął bandzior do drzwi. Świsnęła wyciągana różdżka, zaszurałą przesunięta beczka. ― Wynocha.
Adda szybko obejrzała się przez ramię. Jakie mieli szanse jeśli faktycznie zmierzali tu Rycerze? Tunel się zablokował, nie wiadomo czy nastąpiła katastrofa naturalna, czy już tam na nich czekali. Byli tu jak w pułapce, a auror… nawet jeden jedyny auror mógł im pomóc.
Pognała na górę, przeskakując po dwa stopnie, bezceremonialnie przepchneła się przez bandziorów, dopadła do drzwi. Musiała stanąć na palcach żeby spojrzeć przez wąskie, ryglowane okienko.
A jednak. Jednak nie miała omamów słuchowych.
Faktycznie jesteś sam?... ― udało jej się wydusić; panowanie nad własnym głosem okazało się nagle cholernie trudne. Nagle fakt, że przez okienko mógł zobaczyć jedynie jej oczy i parę loków błąkających się po czole wydawał jej się zbawienny.
Szczęknęła zasuwka rygla, okienko się zamknęło. W sumie ― nawet jeśli nie był tu sam, to raczej nie pojawił się w dokach tylko po to by bawić się w aresztowania. Nie było na to czasu. Na nic już nie było czasu.
Otwórz ― poleciła Omykowi. Bandzior nie wydawał się przekonany, ale jednym zaklęciem zmusił parę skrzyń i beczek do odfrunięcia spod drzwi. Szczęknął mechaniczny zamek, kliknęła klamka.
Nie miała wiele nadziei na szczęśliwe zakończenia; liczyła tylko na to, że nie pożałuje swojej decyzji. Nie tak, jak żałowała tamtego występu w gajówce i źle zagranych kart.


Mam niespełna trzydzieści lat
i jak kot muszę umrzeć
dziewięć razy


Adriana Tonks
Adriana Tonks
Zawód : podwójna agentka, rebeliantka
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
I can run away
I can try to hide
and pretend
OPCM : 8
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 30 +6
CZARNA MAGIA : 1 +2
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t11438-adriana-adda-de-verley https://www.morsmordre.net/t11442-rodzynka#353850 https://www.morsmordre.net/t12085-adriana-tonks#372538 https://www.morsmordre.net/f177-somerset-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t11444-skrytka-bankowa-nr-2503#353855 https://www.morsmordre.net/t11449-adriana-de-verley#353913
Re: [SEN] Red comes in many shades [odnośnik]08.12.23 19:44
Wynocha zagrało mu na już i tak kruchych nerwach i odpyskowałby coś równie inteligentnego—na przykład kazał bandziorowi spierdalać spod jego własnych drzwi—ale wtedy po drugiej stronie rozbrzmiał kobiecy głos, a jego echo było upiornie znajome. Na moment zastygł w bezruchu, jakby usłyszał ducha, ale potem pokręcił głową. To nonsensowne, on był przemęczony, a drzwi tłumiły dźwięki.
-Nie, kurwa, z całym oddziałem. - odparował tej babie, która na pewno nie była Addą. -Bylibyście wtedy najbezpieczniejszymi ludźmi w Londynie, ale nawet ze mną wasze szanse ros- - zaczął tłumaczyć, ale wtedy drzwi się otworzyły i stanął oko w oko z Adrianą.
-Ty żyjesz. - zamrugał, osłupiały, ale już ktoś wciągał go do środka za koszulę i ryglował z powrotem drzwi. Gruszki i frezje, nadal nimi pachniała, zapach unosił się w ciasnym pomieszczeniu. -Co tu robisz, czemu nie wyjechałaś? - syknął gniewnym szeptem, spoglądając jej prosto w oczy. Na usta cisnęło mu się jeszcze wiele różnych rzeczy, jak to, czy teraz współpracuje z bandziorami, ale chwilę później ziemia zadrżała, tynk sypnął z sufitu. Ktoś przycisnął palec do ust, obok ewidentnie trwała walka. Musieli przeczekać, w ciszy. Stał obok Addy, przez długie chwile słysząc jedynie jej oddech, podczas gdy kolejni cywile wchodzili wgłąb wąskiego tunelu, kierowani tam po kolei przez tego całego Omyka. Zaczynał rozumieć, że zebrani najwyraźniej pomagali mugolom nie tylko dzisiaj, to wszystko wyglądało na przemyślaną operację. Zerknął na Addę. Zdążą, może zdążą...
...nie zdążyli. Tupot kroków, błysk zaklęć, dudnienie drzwi.
-Idźcie, prędko, prędko! Wy też! Powstrzymam ich...! - wrzasnął do zebranych, organizatorzy też musieli - zasługiwali na to - uciec. -Clausana Foreno! - syknął, stając przy drzwiach. Magiczna bariera odbijała kolejne ciosy i zaklęcia, podtrzymywana dopóty, dopóki Mike będzie tutaj stał. Oglądał się przez ramię, ludzie w piwnicy przerzedzali się, ale...
-Zjeżdżaj! - warknął dziwnie gardłowo, bo Adda uparcie stała na swoim miejscu. Odepchnął ją wolną ręką, w stronę tunelu, byle prędzej—
—I wtedy Lamino wbiło się w drzwi, przecinając z zawrotną prędkością i drewno i barierę. Część noży odbiła się od Clausana, ale jeden wbił się w bok aurora.
Zatoczył się do tyłu, nozdrza zadrżały w odpowiedzi na metaliczny zapach krwi, tym razem własnej. A potem błysnęły zaklęcia. Kilka odbił tarczą, wyprowadził własny atak, ale kręciło mu się w głowie, krew płynęła coraz obficiej, a pomieszczenie było tak ciasne, tak ciasne jak tamten zatłoczony bar...
W powietrzu nadal czuć było zapach i frezji, teraz spleciony z ludzką krwią i potem i strachem, ale miał nadzieję, że jej już tu nie ma. Że nie usłyszy, jak krzyczy, dziwnie gardłowo UCIEKAJCIE I ZAWALCIE WEJŚCIE! - licząc na to, że obecność potwora i zawalone kamienie kupią tym w tunelach czas na ucieczkę. Że nie zobaczy owoców tego, czego kiedyś tak wyczekiwała - tego, jak przyparty do muru naprawdę zmienia się w potwora, by rozszarpać napastników na strzępy, jak prawdziwie dzikie zwierzę.

/mike zt (duchem) chlip



Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
[SEN] Red comes in many shades - Page 2 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12118-michael-tonks#373099 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
Re: [SEN] Red comes in many shades [odnośnik]11.01.24 18:31
Tak jak jeszcze chwilę temu czuła coś na kształt na nowo rozbudzonej tęsknoty, tak teraz po ciele rozlewała się jedynie irytacja. Ściągnęła chmurnie brwi na dźwięk jego syku i protekcjonalnych słów.
Chuj cię to obchodzi ― odgryzła się. Na przestrzeni ostatnich miesięcy przywykła do portowego języka i wszechobecnych wulgaryzmów, z łatwością wtopiła się w tłum, odrzucając w całości poprzednie życie i jego zasady.
Nim jednak mieliby chociaż okazję do skoczenia sobie do gardeł ― na ulicy i nad nimi rozległy się odgłosy walki. Świsty zaklęć, nawoływania, szybkie kroki. Adda zamarła w bezruchu, usiłując zlokalizować gdzie konkretnie teraz są intruzi i ile ich jest. Czy mieli szanse się wybronić? Obejrzała się przez ramię, na szybko szacując ilość wciąż tkwiących tu cywili. Nie zdążą. Nie ma szans…
Krzyk Michaela przywrócił ją do rzeczywistości i zmroził w miejscu jednocześnie. Była świadoma tego, co powiedział, chciała uciec, ale… ale nie potrafiła ruszyć się z miejsca, nie tak naprawdę. Zrobiła dwa chwiejne kroki w tył, pomieszczenie wypełniło się blaskiem rzuconego przez aurora zaklęcia. Dlaczego chciał tu zostać? Po co?... O wiele więcej zdziałałby z innymi aurorami, o wiele więcej mógłby zrobić z dala od portu, tam, gdzie ludzie byli najmniej przygotowani.
Odepchnął ją, bezmyślnie cofnęła się jeszcze trochę, ale to by było na tyle. Nerwowym gestem obróciła różdżkę w palcach, zacięła wargi w wąską kreskę.
Nie potrafię cię…zostawić. Słowo, ostatnie, niewypowiedziane, ugrzęzło jej w gardle, a potem rozpłynęło się po ciele przerażeniem i czystym szokiem. Lamino przebiło barierę, a co gorsza, trafiło Michaela w bok. Doskonale wiedziała, że nie mają żadnego medyka w pobliżu; sama znała podstawy pierwszej pomocy, ale co z tego? Nie da rady mu pomóc z ostrzem wbitym w bok…
Wdała się w walkę, naiwnie myśląc, że to kupi mu czas, pozwoli się wycofać, ale przecież znała go na tyle, by wiedzieć, że morze ewentualnie o tym pomarzyć, nic więcej. Zresztą, Michael zdawał się równie uparty w swoim dążeniu do obrony, co ona, choć z wyższą skutecznością. Czas nie grał na ich korzyść, zapach krwi stał się tak intensywny, że nawet ona go zaczęła czuć, a co dopiero likantrop. Zaniepokojona jego stanem, raz po raz zerkała w stronę aurora, doszukując się w jego twarzy pierwszych oznak utraty kontroli albo niemego sygnału o pomoc.
Nie doczekała się jednak.
Kolejny krzyk przeciął plątaninę zaklęć, bezładnych trzasków i chaosu napływającego z zewnątrz, Adda skontrowała jeszcze jedno zaklęcie, nim utkwiła zaklęcie w Michaelu. To było to. To, do czego próbowała go nakłonić w tamtym barze; przemiana wśród tłumów, rozlew krwi… W panice obejrzała się na zejście do tuneli. Budynkiem wstrząsnęło jakieś zaklęcie, w przejściu posypał się tynk, spadło parę cegieł. Wymieniła spojrzenia z Omykiem. Wiedziała, że zawalą przejście. Wiedziała, że nie zdąży jeśli będzie tak…
Protego! ― warknęła, wyskakując przed zataczającego się Michaela; wzniesiona naprędce tarcza z powodzeniem zablokowała zaklęcie. Ile miała czasu zanim… ile czasu…
Trzask pękających kości uświadomił jej, że nie ma już czegoś takiego jak czas, a drżąca podłoga i huk za plecami urzeczywistnił poprzednie obawy. Zaryzykowała szybkie szybkie spojrzenie przez ramię ― prawie ugięły się pod nią nogi na widok na wpół przemienionego wilkołaka ― wzniosła kolejną tarczę, ale ta pękła pod naporem zaklęcia.
Zaklęcia o szmaragdowej barwie.

|zt :<


Mam niespełna trzydzieści lat
i jak kot muszę umrzeć
dziewięć razy


Adriana Tonks
Adriana Tonks
Zawód : podwójna agentka, rebeliantka
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
I can run away
I can try to hide
and pretend
OPCM : 8
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 30 +6
CZARNA MAGIA : 1 +2
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t11438-adriana-adda-de-verley https://www.morsmordre.net/t11442-rodzynka#353850 https://www.morsmordre.net/t12085-adriana-tonks#372538 https://www.morsmordre.net/f177-somerset-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t11444-skrytka-bankowa-nr-2503#353855 https://www.morsmordre.net/t11449-adriana-de-verley#353913

Strona 2 z 2 Previous  1, 2

[SEN] Red comes in many shades
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach