23.09.58 - szczurza jama
Strona 1 z 2 • 1, 2
AutorWiadomość
Marcel i Neala idą docierają do Szczurzej Jamy w poszukiwaniu Jima, Steffena i Belli
Szafka zniknięć
I show not your face but your heart's desire
Nie pamiętał, ile czasu tak siedzieli i pili. Przez chwilę zbierał się na odwagę by powiedzieć Jimowi, że nie wie czy Belli nie płoszą aby takie okazje (wesołe i stosunkowo tłumne, gdy koniec świata spowił ich codzienność, a nawet Festiwal Lata zdawał się z nią melancholijny), ale postanowił napić się na odwagę i chwila jakoś uciekła i minęło jeszcze parę łyków i chwil.
- Jeśli będę miał kiedyś syna, to mógłby poślubić twoją córkę! - powiedział po jakimś czasie, całkowicie poważnie. Szumiało mu w głowie, więc nie pomyślał co na to jego mama. Jim został OJCEM, a Steff autentycznie się cieszył - choć trochę się zasiedział.
- Jeśli będę miał kiedyś syna, to mógłby poślubić twoją córkę! - powiedział po jakimś czasie, całkowicie poważnie. Szumiało mu w głowie, więc nie pomyślał co na to jego mama. Jim został OJCEM, a Steff autentycznie się cieszył - choć trochę się zasiedział.
intellectual, journalist
little spy
little spy
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Wcale nie chciał o tym myśleć. I nie chciał o tym gadać. Chciał dostać dowód na to, że będzie jak było, nic się nie zmieni, będą dalej bawić się, kochać, nie przytłoczą ich codzienne obowiązki, rutyna, nuda, nie przygniecie ponura rzeczywistość, w której tylko było trzeba, a nie można. Ale wypił już tyle, że zaczynało mu być wszystko jedno. Spojrzał na Steffena, kiedy go olśniło i choć wpierw patrzył na niego tępo i bez wyrazu, szybko wyszczerzył kły.
— Nauczy się grać na fujarce i będzie szczurołapką — odpowiedział mu z podobnym entuzjazmem i zaśmiał się w głos. — Wypijmy za to!
— Nauczy się grać na fujarce i będzie szczurołapką — odpowiedział mu z podobnym entuzjazmem i zaśmiał się w głos. — Wypijmy za to!
ay, Romale, ay, Chavale
Djelem, djelem, lungone dromensa
maladilem baxtale Romensa
maladilem baxtale Romensa
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Duchy świata, cyganie,
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 35
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
Zaśmiał się, dziwnie mało rozbawiony, gdy powtórzyła słowa Jima - te o podrywie, te o bani, ale szybko uciekł wzrokiem. Trochę wzdychał, trochę kiwał głową, rozumiał jej ból, po części potrafił usprawiedliwić ostrożność Eve, szczerze współczuł Neal, słuchał jej po drodze, starając się służyć wsparciem. Miał nadzieję, że uda się jej od tego uciec, zapomnieć, znów odnaleźć w tym radość - we wspólnej zabawie. Czy potrafili jeszcze bawić się wspólnie? Od dawna się to nie udawało, tak jak od dawna Eve już tego nie chciała. Miał nadzieję, że dziś będzie inaczej. Dziś, kiedy jasno zadeklarowała, że chce spędzić ten dzień z nimi wszystkimi.
Wzruszył też ramieniem, gdy zaczęła mówić o Belli, bo być może miała rację, być może, ale wiedziała też, że mieli powód czuć do niej niechęć. Że mieli powód nie chwytać tych wszystkich wymówek, nie kochali jej ślepo jak Steffen, widzieli jej błędy i nie znali ich przyczyn. Mówiła, że powinni porozmawiać, ale nie tego potrzebował, a wiadomości od Adriany. Nie był pewien, czy mogli jej ufać, a mieli ze sobą Nealę. Nie chciał o tym mówić, nie chciał jej straszyć, w szczególności, że uważała ją za koleżankę. Ale jak Adriana uzna, że Bella była czysta - pewnie miała rację. Tylko o rozmowie łatwiej było powiedzieć, że trzeba, niż faktycznie ją przeprowadzić. Czy Bella w ogóle miała ochotę z nim rozmawiać?
- Skończyłem z tym, Neala. Wszyscy widzieli, że mi to nie służy - stwierdził ponuro, miłość, śluby, dziewczyny chyba w ogóle, czas spędzony w Weymouth był koszmarem. Złamany nos to nic wobec bólu dwukrotnie złamanego serca. Nie chciał, żeby sądzili, że czuł się z tym w porządku. - Dzięki - dodał, za te słowa, za rady. Westchnął, kiedy w pobliżu zamajaczył dom Steffena.
- Tu - Kiwnął brodą, prowadząc ją bliżej. Zastany widok nie odbiegał od tego, którego się spodziewał. - Macie ten gramofon? Dziewczyny czekają na tańce - rzucił do chłopaków, stając nad nimi, wyciągając do Jima rękę po butelkę. - Bella dalej w środku?
Wzruszył też ramieniem, gdy zaczęła mówić o Belli, bo być może miała rację, być może, ale wiedziała też, że mieli powód czuć do niej niechęć. Że mieli powód nie chwytać tych wszystkich wymówek, nie kochali jej ślepo jak Steffen, widzieli jej błędy i nie znali ich przyczyn. Mówiła, że powinni porozmawiać, ale nie tego potrzebował, a wiadomości od Adriany. Nie był pewien, czy mogli jej ufać, a mieli ze sobą Nealę. Nie chciał o tym mówić, nie chciał jej straszyć, w szczególności, że uważała ją za koleżankę. Ale jak Adriana uzna, że Bella była czysta - pewnie miała rację. Tylko o rozmowie łatwiej było powiedzieć, że trzeba, niż faktycznie ją przeprowadzić. Czy Bella w ogóle miała ochotę z nim rozmawiać?
- Skończyłem z tym, Neala. Wszyscy widzieli, że mi to nie służy - stwierdził ponuro, miłość, śluby, dziewczyny chyba w ogóle, czas spędzony w Weymouth był koszmarem. Złamany nos to nic wobec bólu dwukrotnie złamanego serca. Nie chciał, żeby sądzili, że czuł się z tym w porządku. - Dzięki - dodał, za te słowa, za rady. Westchnął, kiedy w pobliżu zamajaczył dom Steffena.
- Tu - Kiwnął brodą, prowadząc ją bliżej. Zastany widok nie odbiegał od tego, którego się spodziewał. - Macie ten gramofon? Dziewczyny czekają na tańce - rzucił do chłopaków, stając nad nimi, wyciągając do Jima rękę po butelkę. - Bella dalej w środku?
jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali
- No. - potaknęłam. - Znaczy tak. - zgodziłam się wzdychając ciężko, spoglądając w niebo. - Z tym zakochiwaniem i miłością są same problemy. - orzekłam, wiedziałam to od początku samego, ale trochę (nawet bardzo) było jak Jim powiedział na nic nie miałam wpływu. Więc teraz w sumie do końca życia będę sama bo innej drogi nie było.
Nie było…
Zwolniłam się nad czymś myśląc, przenosząc spojrzenie na Marcela, a potem unosząc dłonie, by pięścią uderzyć w drugą otwartą. Zatrzymałam się w nagłej myśli łapiąc go za nadgarstek.
- Mam pomysł. - powiedziałam do niego. - Powinieneś wyjść za mnie. - orzekłam z całkowitą pewnością. Moja twarz się rozpromieniła a wargi zaraz wypuściły krótkie rozbawione parsknięcie. - Znaczy, nie teraz. - oczywiście, że nie. - Ale za kilka lat, jak pewnym będziesz tego kończenia. - puściłam go ruszając dalej. - To rozwiąże wszystkie problemy! - powiedziałam całkowicie ucieszona unosząc dłonie żeby klasnąć w nie dwa razy. - I twoje i moje. - dodałam spoglądając na niego przez ramię - cóż nie przemyślałam wielu rzeczy, ale w sumie pomysł nie był najgorszy, nie? Nikt się nie będzie czepiał, że stara panna czy coś. A jego zostawią też. Nie wymyśliłam też jak powiem o tym cioci i bratu, ale to tam za kilka lat dopiero tak czy siak by było. Na podziękowania machnęłam ręką. - Mówię co czuję. Jeśli coś z tego pomóc może komuś to się cieszę. - przyznałam spoglądając na wskazany dom. Rozejrzałam się po ich bokach ale gramofonu nie widziałam. - Cześć, Steff. - powiedziałam do niego spoglądając na wejście.
Nie było…
Zwolniłam się nad czymś myśląc, przenosząc spojrzenie na Marcela, a potem unosząc dłonie, by pięścią uderzyć w drugą otwartą. Zatrzymałam się w nagłej myśli łapiąc go za nadgarstek.
- Mam pomysł. - powiedziałam do niego. - Powinieneś wyjść za mnie. - orzekłam z całkowitą pewnością. Moja twarz się rozpromieniła a wargi zaraz wypuściły krótkie rozbawione parsknięcie. - Znaczy, nie teraz. - oczywiście, że nie. - Ale za kilka lat, jak pewnym będziesz tego kończenia. - puściłam go ruszając dalej. - To rozwiąże wszystkie problemy! - powiedziałam całkowicie ucieszona unosząc dłonie żeby klasnąć w nie dwa razy. - I twoje i moje. - dodałam spoglądając na niego przez ramię - cóż nie przemyślałam wielu rzeczy, ale w sumie pomysł nie był najgorszy, nie? Nikt się nie będzie czepiał, że stara panna czy coś. A jego zostawią też. Nie wymyśliłam też jak powiem o tym cioci i bratu, ale to tam za kilka lat dopiero tak czy siak by było. Na podziękowania machnęłam ręką. - Mówię co czuję. Jeśli coś z tego pomóc może komuś to się cieszę. - przyznałam spoglądając na wskazany dom. Rozejrzałam się po ich bokach ale gramofonu nie widziałam. - Cześć, Steff. - powiedziałam do niego spoglądając na wejście.
she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela, pomocnica w Sanatorium
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 15 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
Niespecjalnie przejął się wymaganiami. dziewczyny czekały na tance, powiedział. Spojrzał na niego z dołu z lekka niepewnością, nieco rozbawioną po chwili. Zerknął na Neale, a potem podał butelkę przyjacielowi.
- Belle boli głowa - odpowiedział, powstrzymując sie przed parsknięcie. - Macie papierosy? - spytał z nadzieja kładąc sie na przedramionach na wejściu. - Zgubiliscie sie? - spytał podejrzliwie. - Steff wlasnie snuł plany na przyszłość. Bedzie miał syna! - zawiwstowal wyraźnie.
- Belle boli głowa - odpowiedział, powstrzymując sie przed parsknięcie. - Macie papierosy? - spytał z nadzieja kładąc sie na przedramionach na wejściu. - Zgubiliscie sie? - spytał podejrzliwie. - Steff wlasnie snuł plany na przyszłość. Bedzie miał syna! - zawiwstowal wyraźnie.
ay, Romale, ay, Chavale
Djelem, djelem, lungone dromensa
maladilem baxtale Romensa
maladilem baxtale Romensa
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Duchy świata, cyganie,
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 35
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
Nim drzwiczki delikatnie zaskrzypiały, zdołałam jeszcze usłyszeć, że Bellę boli głowa. Uczyniłam ostrożny kroczek w stronę chłopca spoczywającego na schodkach. Dopiero później spojrzałam na przybyłych towarzyszy i wreszcie mojego męża.
– Miło was widzieć – przemówiłam milutko, wyraźnie ciesząc się, szczególnie na widok panienki Weasley. Plany na przyszłość? – Tylko ciasteczka – obwieściłam, stawiając przed Jimem koszyczek ze słodkością. – Świetnie sprawdzają się na ból głowy – zwróciłam się do Jamesa, zdobiąc usta uśmiechem. Potem płynnie przeszłam ten kawałeczek dalej, wprost do mojego Steffena. – A jeśli to będzie dziewczynka? Och, tak czuję, że pierwsza będzie dziewczynka… - obwieściłam z przejęciem, odruchowo przykładając dłoń do brzucha.
Czy Steffen pragnął bardziej chłopca? W mojej rodzinie kobiety były silne, kobiety tworzyły historię. Czy porzucenie dziedzictwa odmienić miało ten los? Czy Wendelina już na zawsze odwróciła ode mnie swe iskrzące oczy? Nie miałam pewności...
– Miło was widzieć – przemówiłam milutko, wyraźnie ciesząc się, szczególnie na widok panienki Weasley. Plany na przyszłość? – Tylko ciasteczka – obwieściłam, stawiając przed Jimem koszyczek ze słodkością. – Świetnie sprawdzają się na ból głowy – zwróciłam się do Jamesa, zdobiąc usta uśmiechem. Potem płynnie przeszłam ten kawałeczek dalej, wprost do mojego Steffena. – A jeśli to będzie dziewczynka? Och, tak czuję, że pierwsza będzie dziewczynka… - obwieściłam z przejęciem, odruchowo przykładając dłoń do brzucha.
Czy Steffen pragnął bardziej chłopca? W mojej rodzinie kobiety były silne, kobiety tworzyły historię. Czy porzucenie dziedzictwa odmienić miało ten los? Czy Wendelina już na zawsze odwróciła ode mnie swe iskrzące oczy? Nie miałam pewności...
Zawtórował Jimowi gromkim śmiechem.
- I będą żyli długo i szczęśliwie! - podsumował. - Nie mam - posmutniał prawie, bo choć rzadko palił to oddałby Jimowi ostatniego peta. Poweselał za to na widok Marcela i Neali. - Cześć! - jego nieobecny uśmiech i nieco szkliste oczy zdradzały, że zdążył się trochę napić z Jimem, ale nie za dużo. Jaki gramofon? Zerknąłby na Doe pytająco, ale z domu wyszła Bella. Uśmiechnął się cielęco, wyglądała pięknie.
- Promieniejesz! - zachwycił się żoną. Wydźwięk dłoni na brzuchu chwilowo mu umknął, ale od razu dał się ponieść fantazji o nowym pokoleniu. - Dziewczynka będzie…eee…. Najlepszą przyjaciółką córki Jima i Eve! - nie było to równie romantyczne jak ślub dwojga potomków, ale zawsze to coś. Nie wiedział, jak wychować dziewczynkę, ale na pewno nie zabrakłoby jej działu z poradami „Czarownicy” do lektury.
- I będą żyli długo i szczęśliwie! - podsumował. - Nie mam - posmutniał prawie, bo choć rzadko palił to oddałby Jimowi ostatniego peta. Poweselał za to na widok Marcela i Neali. - Cześć! - jego nieobecny uśmiech i nieco szkliste oczy zdradzały, że zdążył się trochę napić z Jimem, ale nie za dużo. Jaki gramofon? Zerknąłby na Doe pytająco, ale z domu wyszła Bella. Uśmiechnął się cielęco, wyglądała pięknie.
- Promieniejesz! - zachwycił się żoną. Wydźwięk dłoni na brzuchu chwilowo mu umknął, ale od razu dał się ponieść fantazji o nowym pokoleniu. - Dziewczynka będzie…eee…. Najlepszą przyjaciółką córki Jima i Eve! - nie było to równie romantyczne jak ślub dwojga potomków, ale zawsze to coś. Nie wiedział, jak wychować dziewczynkę, ale na pewno nie zabrakłoby jej działu z poradami „Czarownicy” do lektury.
intellectual, journalist
little spy
little spy
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Zaśmiał się na jej propozycję, kiwając głową na znak zgody.
- Umowa stoi. Spodoba ci się życie w cyrku, jest dużo ciekawsze od tego, co masz teraz - zapewnił ją z uśmiechem, nie do końca biorąc to na serio. Był pewien, że znajdzie sobie męża, który... będzie na innym poziomie niż on sam. Odebrał od Jima butelkę i wypił łyk alkoholu - po czym wepchnął ją w ręce Neali. - Za nas, Neala - postanowił toast. - Nie, szukamy gramofonu - odpowiedział Jimowi, gdy spytał, czy się zgubili. - Macie go? - Widział, że był już kompletnie pijany. Nie usłyszał go wcześniej? Pamiętał w ogóle, po co tu przyszedł? Eve go zabije.
Bąknął coś pod nosem na wieści o synu Steffena, kiedy w progu pojawiła się Bella z dłońmi złożonymi na brzuchu. Więc Steffen też? Jego przyjaciele poważnieli, zakładali rodziny, a on... A on dalej był sobą. I jeszcze planowali wspólną przyszłość swoich dzieci. Uśmiech mu zrzedł. Kiwnął głową Belli na powitanie, ale się nie odezwał. Ciekawe, czy dziś pamiętała jego imię. Wypadało pewnie pogratulować, ale nie pomyślał o tym.
- Na razie mamy dziewczynkę, pamiętacie? - postanowił przerwać tę utopię. - Nazywa się Gilly i na nas czeka. Zamierzacie tu tak siedzieć? Eve już skończyła oficjalną część.
- Umowa stoi. Spodoba ci się życie w cyrku, jest dużo ciekawsze od tego, co masz teraz - zapewnił ją z uśmiechem, nie do końca biorąc to na serio. Był pewien, że znajdzie sobie męża, który... będzie na innym poziomie niż on sam. Odebrał od Jima butelkę i wypił łyk alkoholu - po czym wepchnął ją w ręce Neali. - Za nas, Neala - postanowił toast. - Nie, szukamy gramofonu - odpowiedział Jimowi, gdy spytał, czy się zgubili. - Macie go? - Widział, że był już kompletnie pijany. Nie usłyszał go wcześniej? Pamiętał w ogóle, po co tu przyszedł? Eve go zabije.
Bąknął coś pod nosem na wieści o synu Steffena, kiedy w progu pojawiła się Bella z dłońmi złożonymi na brzuchu. Więc Steffen też? Jego przyjaciele poważnieli, zakładali rodziny, a on... A on dalej był sobą. I jeszcze planowali wspólną przyszłość swoich dzieci. Uśmiech mu zrzedł. Kiwnął głową Belli na powitanie, ale się nie odezwał. Ciekawe, czy dziś pamiętała jego imię. Wypadało pewnie pogratulować, ale nie pomyślał o tym.
- Na razie mamy dziewczynkę, pamiętacie? - postanowił przerwać tę utopię. - Nazywa się Gilly i na nas czeka. Zamierzacie tu tak siedzieć? Eve już skończyła oficjalną część.
jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali
- Umowa. - powiedziałam wyciągając rękę, by sfinalizować całość uściskiem dłoni. Wargi rozciągały mi się w uśmiechu. - No i ten z żonglerką sobie może poradzę. - zawtórowałam mu z rozbawieniem unosząc dłonie żeby udać że czymś żongluję nogi przez chwilę stawiając jedna przed drugą, jakbym szła po linie. Zaśmiałam się lekko, bo zrobiło mi się lżej. Chociaż, mówiłam całkiem serio.
- Za nas. - zgodziłam się z nim unosząc butelkę żeby przechylić ją i pociągnąć alkoholu. Odpowiedzieć nie zdążyłam, czując jak spinam się lekko. Ale Marcel nic nie wspomniał o tym moim fiasku z ucieczką. Wykrzywiłam wargi od płynu, unosząc rękę, żeby przetrzeć wargi. Podając butelkę Steffenowi, unosząc lekko brwi w zdziwieniu. Będzie miał syna? Co? Kiedy? Jak? Spojrzałam też zaraz na Bellę która mówiła coś o dziewczynce. - Co? - mimowolnie wypruło się ze mnie. - Znaczy… słucham? - poprawiłam się marszcząc brwi, spoglądając na brzuch Belle. - Nieważne. - podsumowałam się sama chwilę przed słowami Marcela. Wyciągnęłam obie dłonie w stronę Jima, żeby pomóc mu się dźwignąć. Ale spojrzenie przesunęłam na Steffena. - Jest tu? - zapytałam go, bo przecież powinien wiedzieć, zerknęłam zaraz na Belle może lepiej było zapytać jej. Wróciłam tęczówkami do Jima, coś mimowolnie ścisnęło mnie w sercu ale mimo wszystko rozciągnęłam wargi w uśmiechu, nie tak wyraźnym, ale łagodnym. Marcel mówił, że nas potrzebował i rację miał chyba, bo Jim nie wyglądał jakby chciał wracać gdziekolwiek czy pamiętał jaki miał cel. - Liczyłam na trochę Elvisa dzisiaj.
- Za nas. - zgodziłam się z nim unosząc butelkę żeby przechylić ją i pociągnąć alkoholu. Odpowiedzieć nie zdążyłam, czując jak spinam się lekko. Ale Marcel nic nie wspomniał o tym moim fiasku z ucieczką. Wykrzywiłam wargi od płynu, unosząc rękę, żeby przetrzeć wargi. Podając butelkę Steffenowi, unosząc lekko brwi w zdziwieniu. Będzie miał syna? Co? Kiedy? Jak? Spojrzałam też zaraz na Bellę która mówiła coś o dziewczynce. - Co? - mimowolnie wypruło się ze mnie. - Znaczy… słucham? - poprawiłam się marszcząc brwi, spoglądając na brzuch Belle. - Nieważne. - podsumowałam się sama chwilę przed słowami Marcela. Wyciągnęłam obie dłonie w stronę Jima, żeby pomóc mu się dźwignąć. Ale spojrzenie przesunęłam na Steffena. - Jest tu? - zapytałam go, bo przecież powinien wiedzieć, zerknęłam zaraz na Belle może lepiej było zapytać jej. Wróciłam tęczówkami do Jima, coś mimowolnie ścisnęło mnie w sercu ale mimo wszystko rozciągnęłam wargi w uśmiechu, nie tak wyraźnym, ale łagodnym. Marcel mówił, że nas potrzebował i rację miał chyba, bo Jim nie wyglądał jakby chciał wracać gdziekolwiek czy pamiętał jaki miał cel. - Liczyłam na trochę Elvisa dzisiaj.
she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela, pomocnica w Sanatorium
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 15 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
Żartował z dzieckiem, nie miał o tym zielonego pojęcia. Steffen snuł plany na przyszłość w lekkim tonie, sadził, że po tej butelce plótł juz trzy po trzy. Kiedy Bella pojawiła sie za jego plecami poczuł dreszcz przebiegający po plecach. Zerknął przeotnie przez ramie w jej stronę, by mimo swojego stanu, nie okazać jej braku szacunku. Trudno mu było zaakceptować to co sie stało, ale Steffen wydawał sie szczęśliwy. I powstrzymał sie przed uszczypliwymi komentarzem bo troche go to cieszyło, a troche ni tego zazdrościł.
-Czesc - powitał ja cicho, spoglądając znow przed siebie, na podchodzacych przyjaciol. Spojrzał na koszyczek ze słodkościami, ktory pojawił sie przed nim i nabrał powietrza w płuca. - Dzięki… - odpowiedział niepewnie; nie tak łatwo było go kupic. Ciastka to za mało, by zatrzeć złe wrazenie jakie na nim zrobiła zostawiajac Steffena. Z drugiej strony te ciasteczka wyglądały tak apetycznie…
Zerknął na dziewczynę gdy wskazywała na dziewczynkę, nie ominął go gest sięgający brzucha i co najdziwniejsze, Eve przedstawiła mu te informacje podobnie, dlatego od razu spojrzał na Steffena zszokowany.
- Czy ty, kurwa, mógłbyś sie podzielić jedna ważna i formacja jak kumpel?! - spytał z pretensja. - Jasna cholera! - Nie wiedział dlaczego przyjął ta informacje z entuzjazmem, moze dlatego, ze nagle okazało sie, ze nie bedzie w czarnej dupie sam. - Gratulacje - klepnął Steffena mocno w ramie i zerknął na Belle. W spojrzeniu czaiła sie niewypowiedziana groźbą jednak. Chyba teraz by go nie mogła zostawić? A potem jego uwagę przyciągnęła rozmowa Marcela i Neali. Zmarszczył brwi, twarz wygięła sie w dziwnym grymasie.
- Przeprowadzasz sie do cyrku? - spytał. Zerkając na Neale. Na jego miejsce? Teraz kiedy sie stamtąd wyniósł? Marcel szukał sobie juz zastępstwa za niego, wiedząc, ze nie bedzie w stanie poświecić najlepszemu przyjacielowi czasu teraz, kiedy wracał do Eve, do rodziny? Za nas? Co znaczył ten toast? Wrócili ze wspólnego spaceru, wyglądali na rozbawionych. A wiec byli na schadzce, opuścili towarzystwo dla wspólnego spaceru? Otwarte usta zamknął i zacisnął w wąska kreskę. - Leży pod krzakiem - odparł nie wysilając sie nawet by ruchem głowy wskazać miejsce. - a bo co? - spytał Marcela zaczepnie, z pijackim uśmiechem- Z policji jestes? - Ubiosl brew wyzywająco i częściowo położył sie na ostatnimi topniki, podpierając na łokciach. Wyraźnie dał do zrozumienia Neali i jej wyciągniętym dłoniom, ze nigdzie sie nie rusza. Spojrzał spod byka na nia, uśmiech mu zszedł. - Marcel ci zaśpiewa. I nawet zatańczy - odparł sucho i od razu spojrzał na Steffena. - Pij, nie spij.
-Czesc - powitał ja cicho, spoglądając znow przed siebie, na podchodzacych przyjaciol. Spojrzał na koszyczek ze słodkościami, ktory pojawił sie przed nim i nabrał powietrza w płuca. - Dzięki… - odpowiedział niepewnie; nie tak łatwo było go kupic. Ciastka to za mało, by zatrzeć złe wrazenie jakie na nim zrobiła zostawiajac Steffena. Z drugiej strony te ciasteczka wyglądały tak apetycznie…
Zerknął na dziewczynę gdy wskazywała na dziewczynkę, nie ominął go gest sięgający brzucha i co najdziwniejsze, Eve przedstawiła mu te informacje podobnie, dlatego od razu spojrzał na Steffena zszokowany.
- Czy ty, kurwa, mógłbyś sie podzielić jedna ważna i formacja jak kumpel?! - spytał z pretensja. - Jasna cholera! - Nie wiedział dlaczego przyjął ta informacje z entuzjazmem, moze dlatego, ze nagle okazało sie, ze nie bedzie w czarnej dupie sam. - Gratulacje - klepnął Steffena mocno w ramie i zerknął na Belle. W spojrzeniu czaiła sie niewypowiedziana groźbą jednak. Chyba teraz by go nie mogła zostawić? A potem jego uwagę przyciągnęła rozmowa Marcela i Neali. Zmarszczył brwi, twarz wygięła sie w dziwnym grymasie.
- Przeprowadzasz sie do cyrku? - spytał. Zerkając na Neale. Na jego miejsce? Teraz kiedy sie stamtąd wyniósł? Marcel szukał sobie juz zastępstwa za niego, wiedząc, ze nie bedzie w stanie poświecić najlepszemu przyjacielowi czasu teraz, kiedy wracał do Eve, do rodziny? Za nas? Co znaczył ten toast? Wrócili ze wspólnego spaceru, wyglądali na rozbawionych. A wiec byli na schadzce, opuścili towarzystwo dla wspólnego spaceru? Otwarte usta zamknął i zacisnął w wąska kreskę. - Leży pod krzakiem - odparł nie wysilając sie nawet by ruchem głowy wskazać miejsce. - a bo co? - spytał Marcela zaczepnie, z pijackim uśmiechem- Z policji jestes? - Ubiosl brew wyzywająco i częściowo położył sie na ostatnimi topniki, podpierając na łokciach. Wyraźnie dał do zrozumienia Neali i jej wyciągniętym dłoniom, ze nigdzie sie nie rusza. Spojrzał spod byka na nia, uśmiech mu zszedł. - Marcel ci zaśpiewa. I nawet zatańczy - odparł sucho i od razu spojrzał na Steffena. - Pij, nie spij.
ay, Romale, ay, Chavale
Djelem, djelem, lungone dromensa
maladilem baxtale Romensa
maladilem baxtale Romensa
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Duchy świata, cyganie,
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 35
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
Radość na twarzy Steffana, jego rozanielone oczy. Och, ależ był piękny. Gdyby nie towarzystwo, objęłabym go mocno. Nie mogłam jednak, nie wypadało dzielić się czułością w koleżeńskim kręgu.
– Będzie! Będą we trójkę wędrować razem przez świat, razem z córeczką albo synem Marcela. Czy nie tak? – przemówiłam pogodnie, ostatnie pytanie kierując właśnie do przywołanego młodzieńca. Zdaje się, że nie miał jeszcze potomstwa, a przynajmniej nic mi o tym nie było wiadomo, ale przyjemnie było roztoczyć podobną wizję o naszych… dzieciach. – Nealo? Wszystko w porządku? – spytałam, wyłapując jej zaskoczone spojrzenie. Być może ominęło mnie znacznie więcej, niż mogłam sądzić. Zdecydowanie zbyt wiele czasu zajęły mi przygotowania do wyjścia.
- Jamesie! – pisnęłam przestraszona, kiedy przemówił tak głośno i wulgarnie w stronę mojego ukochanego. Odruchowo poszukałam ręki Steffena i zasupłałam mocno nasze palce. Nie rozumiałam tego występu. Doe spoglądał na mnie… szorstko! Cóż mu takiego uczyniłam? – Co takiego się stało? Jaką informacją? Masz mi coś do powiedzenia, Steffenie? Co zrobiłeś? – Przecież jako żona powinnam dowiedzieć się pierwsza! Może miał nową pracę? Albo spotkało go inne dobro? Dlaczego nagle James składał mu gratulacje? Tylko jemu… Wbiłam w Cattermola natrętne, żądające odpowiedzi oczy. Nie wiedziałam, czego się spodziewać.
– Och, Gilly zdecydowanie nie powinna już więcej czekać. Chodźmy do niej! – zaproponowałam, schodząc z ostatnich dwóch schodków i wkrótce później kierując spojrzenie ku zgromadzonym. Pora udać się w drogę. Nie mogłam się doczekać, aż wreszcie ponownie ujrzę Eve i jej maleńką córeczkę. Wyglądało jednak na to, że nie wszystkim się spieszy...
– Będzie! Będą we trójkę wędrować razem przez świat, razem z córeczką albo synem Marcela. Czy nie tak? – przemówiłam pogodnie, ostatnie pytanie kierując właśnie do przywołanego młodzieńca. Zdaje się, że nie miał jeszcze potomstwa, a przynajmniej nic mi o tym nie było wiadomo, ale przyjemnie było roztoczyć podobną wizję o naszych… dzieciach. – Nealo? Wszystko w porządku? – spytałam, wyłapując jej zaskoczone spojrzenie. Być może ominęło mnie znacznie więcej, niż mogłam sądzić. Zdecydowanie zbyt wiele czasu zajęły mi przygotowania do wyjścia.
- Jamesie! – pisnęłam przestraszona, kiedy przemówił tak głośno i wulgarnie w stronę mojego ukochanego. Odruchowo poszukałam ręki Steffena i zasupłałam mocno nasze palce. Nie rozumiałam tego występu. Doe spoglądał na mnie… szorstko! Cóż mu takiego uczyniłam? – Co takiego się stało? Jaką informacją? Masz mi coś do powiedzenia, Steffenie? Co zrobiłeś? – Przecież jako żona powinnam dowiedzieć się pierwsza! Może miał nową pracę? Albo spotkało go inne dobro? Dlaczego nagle James składał mu gratulacje? Tylko jemu… Wbiłam w Cattermola natrętne, żądające odpowiedzi oczy. Nie wiedziałam, czego się spodziewać.
– Och, Gilly zdecydowanie nie powinna już więcej czekać. Chodźmy do niej! – zaproponowałam, schodząc z ostatnich dwóch schodków i wkrótce później kierując spojrzenie ku zgromadzonym. Pora udać się w drogę. Nie mogłam się doczekać, aż wreszcie ponownie ujrzę Eve i jej maleńką córeczkę. Wyglądało jednak na to, że nie wszystkim się spieszy...
- Jakby byli trójką chłopców to byliby jak my, ale jako, że jest dziewczynka to musimy mieć łącznie czwórkę! - uzupełnił radośnie słowa Belli, pijany i zadowolony. Jim dał się ponieść wodzom fantazji, a Steff zapomniał, że Marcel nie wypił może jeszcze na tyle, by i jego bawiła to wizja.
- Częstujcie się! - poprosił, spoglądając na Marcela i Nealę (przed Jimem już stał koszyk) i wpakował sobie ciasteczko do ust. - Mmm..gramofon wciąż jest przecież w mmm...! - oświeciło go z pełnymi ustami (cukier trochę pomógł w myśleniu), Marcel pytał o to przed chwilą. -... mmm, tam gdzie Jim mówi! - prawie zapomniał gdzie, ale się nie przyznał.
-Mmm? - prawie zakrztusił się okruszkami, gdy Jim klepnął go w ramię. -Jaką informacją? - brakowało mu doświadczenia z kobietami na tyle, by mógł wychwycić to, co przyjaciel. Zamrugał z konsternacją, czując na sobie wzrok wszystkich, a w szczególności żony. - Och nie wiem, w pracy wszystko w porządku... - mruknął przez zaschnięte gardło (bo przełknął ciasteczko za szybko), bo ostatnio tylko o pracy Bella nie wiedziała. Londyn wciąż pozostawał dla niej zamknięty — kolejna część jej przeszłości, którą straciła. Nie wiedziała też o tym, co robił jak jej nie było i o ryzykanckich akcjach, jakie podejmował, ale o tym chyba teraz nie rozmawiali... prawda? Z wdzięcznością przyjął od Jima butelkę i posłusznie się napił - od razu lepiej - i z wdzięcznością spojrzał na Marcela, który wybawił go od nieco dziwnej rozmowy. - Tak, chodźmy! - zawtórował, ale obejrzał się na Jima i uśmiech trochę mu zrzedł. -...albo posiedźmy jeszcze chwilę? - dodał solidarnie, nie rozumiejąc nastroju Doe, ale go wyczuwając.
- Częstujcie się! - poprosił, spoglądając na Marcela i Nealę (przed Jimem już stał koszyk) i wpakował sobie ciasteczko do ust. - Mmm..gramofon wciąż jest przecież w mmm...! - oświeciło go z pełnymi ustami (cukier trochę pomógł w myśleniu), Marcel pytał o to przed chwilą. -... mmm, tam gdzie Jim mówi! - prawie zapomniał gdzie, ale się nie przyznał.
-Mmm? - prawie zakrztusił się okruszkami, gdy Jim klepnął go w ramię. -Jaką informacją? - brakowało mu doświadczenia z kobietami na tyle, by mógł wychwycić to, co przyjaciel. Zamrugał z konsternacją, czując na sobie wzrok wszystkich, a w szczególności żony. - Och nie wiem, w pracy wszystko w porządku... - mruknął przez zaschnięte gardło (bo przełknął ciasteczko za szybko), bo ostatnio tylko o pracy Bella nie wiedziała. Londyn wciąż pozostawał dla niej zamknięty — kolejna część jej przeszłości, którą straciła. Nie wiedziała też o tym, co robił jak jej nie było i o ryzykanckich akcjach, jakie podejmował, ale o tym chyba teraz nie rozmawiali... prawda? Z wdzięcznością przyjął od Jima butelkę i posłusznie się napił - od razu lepiej - i z wdzięcznością spojrzał na Marcela, który wybawił go od nieco dziwnej rozmowy. - Tak, chodźmy! - zawtórował, ale obejrzał się na Jima i uśmiech trochę mu zrzedł. -...albo posiedźmy jeszcze chwilę? - dodał solidarnie, nie rozumiejąc nastroju Doe, ale go wyczuwając.
intellectual, journalist
little spy
little spy
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
- Poćwiczymy to - obiecał, kiedy Neala wspomniała o żonglerce, wciąż było mu głupio za tamtą butelkę. - Masz zadatki, nauczysz mnie tych swoich ruchów, ale popracujemy nad podstawami. Wystarczy... - Steffen poczęstował, więc wziął trzy ciasteczka, wpierw wyrzucił w górę jedno, potem drugie, na końcu dołączył i trzecie, coraz wyżej, tylko na chwilę skupiając wzrok na żonglerce łakociami, zaraz spojrzał na Nealę; powstrzymał chęć przerzucenia do niej słodyczy, tym razem w porę przypominając sobie jej trudności. - Nie myśleć za dużo - olśniło go rozwiązanie, gładko wchodzące wszak w to, o czym mówili poprzednio. Zatrzymał ciastka w dłoniach, ostatnie próbował złapać do ust.
Neala wydawała się podobnie jak on zaskoczona tym całym dzieckiem Steffena, tylko James reagował z entuzjazmem, no pewnie, czemu by nie miał? Wydało mu się to trochę dziwne, że siedzieli tu tyle czasu, a Jim dopiero teraz zaczął mu gratulować, ale widocznie wcześniej mieli inne ważne tematy. - Ta - dołączył się do Jamesa. - Gratulacje, stary - Ale nie dało się w tym usłyszeć nawet udawanego entuzjazmu. Przeniósł wzrok na Bellę, która wspomniała o jego dziecku, a jego mina rzedła jeszcze mocniej. Nie planował dzieci, nie był na to gotowy, nie myślał o tym, czy kiedykolwiek będzie. Celine go nie chciała. Był tak daleko od punktu, o którym mówili, jak daleko mógł być. - Planujecie już po dwójce? - spytał bez przekonania Steffena, nie nadążając za jego tokiem myślenia. Jedno dziecko musiało być dziewczynką, dlaczego? Miało być Bellą? Jim jej tak łatwo przebaczył? Przekupiła go tymi ciastkami?
- Postanowiła zostać naszą nową gwiazdą - odpowiedział Jamesowi, zanim zdążyła odpowiedzieć Neala, kąciki jego ust uniosły się z powrotem, rozjaśniając oczy. Tylko żartowali, ale naprawdę nie chciał, żeby martwiła się teraz tamtym wypadkiem. - Ćwiczy chodzenie po linie, ale na razie po gruncie. Ludzie cię pokochają za tamten numer, Neala - zapewnił, obserwując jej krok, tylko przez chwilę, bo - właśnie - przyszli tutaj po gramofon, Jima i Bellę. Sukces odnieśli częściowy, Bella była gotowa do drogi. Obejrzał się na krzaki, gdzie James wskazał - właściwie nawet nie wskazał - zguby, potem znów na niego, rozpartego wygodnie na schodach, poganiającego do picia Steffena, nie jego, i pytającego go, czy był z policji. - Może z policji. Dołączyłem, kiedy byłeś zajęty. Jim, co ty od... - co ty odpierdalasz, Jim, ale obok stały Bella i Neala. - Robisz? - spytał zatem kulawo, marszcząc brew. - Żebyś wiedział, że zatańczę - wbił m w słowo lodowato, bo się zdenerwował. - I zaśpiewam - dodał, równie stanowczo, choć śpiewać akurat nie potrafił. - Steff, ty też? Eve już skończyła oficjalną część - przeniósł wzrok na Bellę, szukając u niej wsparcia - nie było was tam, dziewczyny czekają na muzykę, a ty siedzisz tu z nim i nawet nie wiesz gdzie jest ten głupi gramofon, po który on tu przyszedł?! - Miał ochotę odwrócić się na pięcie i wrócić do reszty, ale wyglądało na to ze Steff był tak samo gównianym kumplem jak zawsze. - Idźcie! - zawołał za Steffenem, kiedy zawahał się, co robić. - I weźcie gramofon!
żonglerka I
Neala wydawała się podobnie jak on zaskoczona tym całym dzieckiem Steffena, tylko James reagował z entuzjazmem, no pewnie, czemu by nie miał? Wydało mu się to trochę dziwne, że siedzieli tu tyle czasu, a Jim dopiero teraz zaczął mu gratulować, ale widocznie wcześniej mieli inne ważne tematy. - Ta - dołączył się do Jamesa. - Gratulacje, stary - Ale nie dało się w tym usłyszeć nawet udawanego entuzjazmu. Przeniósł wzrok na Bellę, która wspomniała o jego dziecku, a jego mina rzedła jeszcze mocniej. Nie planował dzieci, nie był na to gotowy, nie myślał o tym, czy kiedykolwiek będzie. Celine go nie chciała. Był tak daleko od punktu, o którym mówili, jak daleko mógł być. - Planujecie już po dwójce? - spytał bez przekonania Steffena, nie nadążając za jego tokiem myślenia. Jedno dziecko musiało być dziewczynką, dlaczego? Miało być Bellą? Jim jej tak łatwo przebaczył? Przekupiła go tymi ciastkami?
- Postanowiła zostać naszą nową gwiazdą - odpowiedział Jamesowi, zanim zdążyła odpowiedzieć Neala, kąciki jego ust uniosły się z powrotem, rozjaśniając oczy. Tylko żartowali, ale naprawdę nie chciał, żeby martwiła się teraz tamtym wypadkiem. - Ćwiczy chodzenie po linie, ale na razie po gruncie. Ludzie cię pokochają za tamten numer, Neala - zapewnił, obserwując jej krok, tylko przez chwilę, bo - właśnie - przyszli tutaj po gramofon, Jima i Bellę. Sukces odnieśli częściowy, Bella była gotowa do drogi. Obejrzał się na krzaki, gdzie James wskazał - właściwie nawet nie wskazał - zguby, potem znów na niego, rozpartego wygodnie na schodach, poganiającego do picia Steffena, nie jego, i pytającego go, czy był z policji. - Może z policji. Dołączyłem, kiedy byłeś zajęty. Jim, co ty od... - co ty odpierdalasz, Jim, ale obok stały Bella i Neala. - Robisz? - spytał zatem kulawo, marszcząc brew. - Żebyś wiedział, że zatańczę - wbił m w słowo lodowato, bo się zdenerwował. - I zaśpiewam - dodał, równie stanowczo, choć śpiewać akurat nie potrafił. - Steff, ty też? Eve już skończyła oficjalną część - przeniósł wzrok na Bellę, szukając u niej wsparcia - nie było was tam, dziewczyny czekają na muzykę, a ty siedzisz tu z nim i nawet nie wiesz gdzie jest ten głupi gramofon, po który on tu przyszedł?! - Miał ochotę odwrócić się na pięcie i wrócić do reszty, ale wyglądało na to ze Steff był tak samo gównianym kumplem jak zawsze. - Idźcie! - zawołał za Steffenem, kiedy zawahał się, co robić. - I weźcie gramofon!
żonglerka I
jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali
Ostatnio zmieniony przez Marcelius Sallow dnia 13.05.24 13:09, w całości zmieniany 1 raz
The member 'Marcelius Sallow' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 13
'k100' : 13
Strona 1 z 2 • 1, 2
23.09.58 - szczurza jama
Szybka odpowiedź