Apteka Sluga i Jiggersa
AutorWiadomość
First topic message reminder :
★★
W tej lokacji obowiązuje bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Zakonników i +10 dla Gwardzistów.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Apteka Sluga i Jiggersa
Apteka prowadzona od stuleci przez rodzinę czystej krwi, wydającą na świat świetnych alchemików. Sklep cieszy się powodzeniem nawet w dzisiejszych, mrocznych czasach; w niewielkim pomieszczeniu wypełnionym ziołami, butelkami, słojami zawsze można dostrzec klientów poszukujących odpowiednich, najlepszej jakości ingrediencji do swych mikstur. Oczywiście tych legalnych; po te o wątpliwej zgodności z prawem lepiej pytać w aptece pana Mulpeppera, zlokalizowanej na Nokturnie.
W tej lokacji obowiązuje bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Zakonników i +10 dla Gwardzistów.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:20, w całości zmieniany 3 razy
Trochę czasu upłynęło nim Skamander mógł się cieszyć faktyczna swobodą, nie czuć nienaturalnego zmęczenia, paraliżującego oddech ścisku w płucach. Wspominając to ostatnie - wypełnił je wiosennym powietrzem wymieszanym z niepokojem oraz drapiącą gardło wojną. Kto by przypuszczał, że wciągu swojego krótkiego życia przyjdzie mu zetknąć się z kolejną. Czy tak właśnie wyglądała oczami dorosłych poprzednia...?
Zmrużył powieki przemierzając się między kolejnymi uliczkami i choć nie musiał przemykać pomiędzy cieniami kamienic z powodu zarejestrowanej pod fałszywymi danymi różdżki to jednak nie chciał zwracać nadmiernej uwagi tutejszego patrolu na swoją osobę w obawie przed rozpoznaniem. Miał się spotkać z Gabrielem oraz Kieranem, a następnie udać się do Apteki Sluga i Jiggersa. Próba dojścia do porozumienia z właścicielem była istotna z punktu widzenia coraz to odważniej rozpościerającej nad Anglią swe skrzydła wojny. Dostęp do ingrediencji, jak i medykamentów tak jak teraz bywał utrudniony, tak za kilka miesięcy mógł się okazać wręcz rozpaczliwie trudny. Musieli myśleć i działać zawczasu.
Ubrany w wygodne, pozwalające na dużą swobodę ruchów szaty oraz okuty w ciężkie skórzane buty o wysokiej cholewie pojawił się w umówionym miejscu. Ledwie jednak zdążył wymienić się z pozostałą dwójka powitalnymi skinieniami, a powietrze przecięło echo dobrze mu znanej, wyjątkowo niszczycielskiej inkantacji - bombarda maxima. Ziemia momentalnie zadrżała, tak jak fundamenty pobliskiego budynku. Nie minęło jedno uderzenie serca, Tony nie zdążył nawet wznieść wzroku na przysłaniającą niebo i pochylającą się nad nim sypiącą się w gruz płytę budynku. Mieszająca się z kakofonią tragedii inkantacja totalum której autorem był Rineheart zajaśniała przed nimi migotliwą poświatą - zbyt słabą by stanowić jednak osłonę o czym pierwszy przekonał się najstarszy z nich. Zdecydowanie to nie było coś co mogli przewidzieć. Skamander zacisną zęby wiedząc, że nie może zrobić nic ponad próbę uniknięcia sypiącego się mu na głowę gruzu. Rzucił się więc momentalnie susem w bok chcąc znaleźć się poza niebezpiecznym obszarem.
|pierwsze k100 na unik (zwinność 5), drugie k100 na potencjalne złamanie
Zmrużył powieki przemierzając się między kolejnymi uliczkami i choć nie musiał przemykać pomiędzy cieniami kamienic z powodu zarejestrowanej pod fałszywymi danymi różdżki to jednak nie chciał zwracać nadmiernej uwagi tutejszego patrolu na swoją osobę w obawie przed rozpoznaniem. Miał się spotkać z Gabrielem oraz Kieranem, a następnie udać się do Apteki Sluga i Jiggersa. Próba dojścia do porozumienia z właścicielem była istotna z punktu widzenia coraz to odważniej rozpościerającej nad Anglią swe skrzydła wojny. Dostęp do ingrediencji, jak i medykamentów tak jak teraz bywał utrudniony, tak za kilka miesięcy mógł się okazać wręcz rozpaczliwie trudny. Musieli myśleć i działać zawczasu.
Ubrany w wygodne, pozwalające na dużą swobodę ruchów szaty oraz okuty w ciężkie skórzane buty o wysokiej cholewie pojawił się w umówionym miejscu. Ledwie jednak zdążył wymienić się z pozostałą dwójka powitalnymi skinieniami, a powietrze przecięło echo dobrze mu znanej, wyjątkowo niszczycielskiej inkantacji - bombarda maxima. Ziemia momentalnie zadrżała, tak jak fundamenty pobliskiego budynku. Nie minęło jedno uderzenie serca, Tony nie zdążył nawet wznieść wzroku na przysłaniającą niebo i pochylającą się nad nim sypiącą się w gruz płytę budynku. Mieszająca się z kakofonią tragedii inkantacja totalum której autorem był Rineheart zajaśniała przed nimi migotliwą poświatą - zbyt słabą by stanowić jednak osłonę o czym pierwszy przekonał się najstarszy z nich. Zdecydowanie to nie było coś co mogli przewidzieć. Skamander zacisną zęby wiedząc, że nie może zrobić nic ponad próbę uniknięcia sypiącego się mu na głowę gruzu. Rzucił się więc momentalnie susem w bok chcąc znaleźć się poza niebezpiecznym obszarem.
|pierwsze k100 na unik (zwinność 5), drugie k100 na potencjalne złamanie
Find your wings
The member 'Anthony Skamander' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 22, 3
'k100' : 22, 3
Czekał, czujnym okiem skanując teren. Nie chciał dać się złapać jednemu z patroli, starając się wyglądać jak najmniej podejrzanie. Mocniej zaciskał palce na różdżce z białego drzewca, za każdym razem, gdy wydawało mu się, że kątek oka zauważył jakiś ruch tudzież skupiony słuch pochwycił szmer. Starał się odrzucić wszystkie troski, zmartwienia dnia codziennego. Miał wiele czasu na pogodzenie się z faktem, że jego rodzeństwo ryzykowało własnym życiem, łudził się, że być może najmłodsza z tonksowego rodzeństwa usłucha i odsunięta od piekła rozgrywającego się w Londynie zdoła przeżyć ten czas w spokoju. Prawda była jednak inna - poza tym wojna też pokazywała kogo mogli zwać rodziną mimo braku więzów krwi. Tak było między innymi z nim i Vincentem, którego niezależnie od lat rozłąki Gabriel przyjął ponownie do swego życia, jako przyjaciela, brata, którym był mu przez długi czas. Wiedział, że w rodzinie Kierana nie układało się najlepiej, ale czy jego rolą było zostać mediatorem? Czy nie lepiej akurat tym razem pozostać neutralnym? Odrzucił te zmartwienia na bok, Rineheart siedział bezpiecznie w domu Michaela i tak miało pozostać. Tonksowi nie podobała się wizja wyprowadzki przyjaciela, w końcu teraz nikt nie był bezpieczny, ale będąc w jednym miejscu mieli większe szanse na przetrwanie, prawda? Jeżeli jedno zniknie, następne podniesie alarm.
Ledwo zdążył mruknąć słowa przywitania, a następną rzeczą, którą usłyszał była inkantacja zaklęcia. Zaklął pod nosem, już przygotowując się do uskoczenia przed opadającym budynkiem. Czy był głupcem, licząc na to, ze wszystko pójdzie gładko? Najwyraźniej nadziej naprawdę była matką głupców. Uskoczył w bok, nie mając czasu na wyciągnięcie różdżki i podjęcie próby obrony przed opadającym murem budynku. Kto postanowił im przeszkodzić? Nie to było teraz najważniejsze. Nie miał zamiaru oddać swego życia za darmo. Niezależnie od powodzenia uskoku, rozejrzał się dookoła, szukając swych towarzyszy. - Jesteście cali? - zagadnął, próbując dostrzec coś przez kurzową mgłę.
rzucam na zwinność (I) i ewentualne uszkodzenie (II)
Ledwo zdążył mruknąć słowa przywitania, a następną rzeczą, którą usłyszał była inkantacja zaklęcia. Zaklął pod nosem, już przygotowując się do uskoczenia przed opadającym budynkiem. Czy był głupcem, licząc na to, ze wszystko pójdzie gładko? Najwyraźniej nadziej naprawdę była matką głupców. Uskoczył w bok, nie mając czasu na wyciągnięcie różdżki i podjęcie próby obrony przed opadającym murem budynku. Kto postanowił im przeszkodzić? Nie to było teraz najważniejsze. Nie miał zamiaru oddać swego życia za darmo. Niezależnie od powodzenia uskoku, rozejrzał się dookoła, szukając swych towarzyszy. - Jesteście cali? - zagadnął, próbując dostrzec coś przez kurzową mgłę.
rzucam na zwinność (I) i ewentualne uszkodzenie (II)
Gabriel X. Tonks
Zawód : zagubiony w wojennej zawierusze
Wiek : 30
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
I've got a message that you can't ignore
Maybe I'm just not the man I was before
Maybe I'm just not the man I was before
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Gabriel Tonks' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 88, 47
'k100' : 88, 47
Mógł zobaczyć zalążek świetlistej łuny budującej się nad ich głowami i był już prawie pewien, że próba wyczarowania potężnej bariery okaże się skuteczna. Ostatecznie powstająca tarcza rozmyła się i nic już nie mogło powstrzymać ciężkich elementów konstrukcji ciągniętych przez siłę grawitacji w dół. Rineheart nie miał już czasu na to, aby w jakikolwiek sposób zareagować, jedynie zakrył rękoma głowę, próbując uchronić chociaż jedną istotną część ciała przed poważnym urazem. Udało mu się minimalnie przechylić ciało, wówczas metalowa belka potężnych rozmiarów uderzyła z impetem w jego lewą nogę, posyłając go tym samym na bruk. Cios wydusił z niego odgłos, jedno przydługie charknięcie wypełnione boleścią, które zdołał w końcu stłamsić. Przynajmniej nie był to krzyk. Dopiero po odzyskaniu trzeźwego spojrzenia spojrzał po towarzyszach, którzy wcześniej znajdowali się bliżej niego. Obaj najwidoczniej próbowali odskoczyć, ale tylko Gabrielowi udało się wyjść z całego zdarzenia bez odniesienia uszczerbku na zdrowiu.
Kieran wiedział, że jego noga jest złamana, choć leżąc pod metalowym elementem mogła równie dobrze zostać całkowicie zmiażdżona. W tym całym nieszczęściu miał jednak odrobinę szczęścia, zaledwie jego resztki. Nawet najmniejsze poruszenie lewą nogą sprawiło mu ból, jednak nie chciał dać tego po sobie poznać, musiał zapomnieć o własnym cierpieniu i skupić się na konkretach. Przede wszystkim musiał rozważyć różne opcje dalszego działania i pytanie zadane przez Tonksa znacząco mu w tym pomogło. – Mam złamaną lewą nogę – oznajmił zduszonym głosem, w międzyczasie ściągając z nogi metalową konstrukcję i o własnych siłach, nieco chybotliwie, powstając, ciężar ciała opierając na zdrowej nodze. – Anthony, a ty? – spytał zaraz Skamandera, wcześniej udało mu się zauważyć, że i jemu załatwiło jedną nogę. Obaj potrzebowali natychmiastowej pomocy uzdrowicielskiej, nie mogli kontynuować swojej misji. – Gabriel, musisz sobie poradzić bez nas – w takim stanie nie mieli żadnych szans na to, aby udzielić mu odpowiedniego wsparcia. Kieran ścisnął mocniej w prawej dłoni różdżkę, posyłając kolejne spojrzenie Skamanderowi. – Do lecznicy Farleya? – upewnił się jeszcze, nim zdecydował się teleportować do wspomnianego miejsca.
| z tematu
Kieran wiedział, że jego noga jest złamana, choć leżąc pod metalowym elementem mogła równie dobrze zostać całkowicie zmiażdżona. W tym całym nieszczęściu miał jednak odrobinę szczęścia, zaledwie jego resztki. Nawet najmniejsze poruszenie lewą nogą sprawiło mu ból, jednak nie chciał dać tego po sobie poznać, musiał zapomnieć o własnym cierpieniu i skupić się na konkretach. Przede wszystkim musiał rozważyć różne opcje dalszego działania i pytanie zadane przez Tonksa znacząco mu w tym pomogło. – Mam złamaną lewą nogę – oznajmił zduszonym głosem, w międzyczasie ściągając z nogi metalową konstrukcję i o własnych siłach, nieco chybotliwie, powstając, ciężar ciała opierając na zdrowej nodze. – Anthony, a ty? – spytał zaraz Skamandera, wcześniej udało mu się zauważyć, że i jemu załatwiło jedną nogę. Obaj potrzebowali natychmiastowej pomocy uzdrowicielskiej, nie mogli kontynuować swojej misji. – Gabriel, musisz sobie poradzić bez nas – w takim stanie nie mieli żadnych szans na to, aby udzielić mu odpowiedniego wsparcia. Kieran ścisnął mocniej w prawej dłoni różdżkę, posyłając kolejne spojrzenie Skamanderowi. – Do lecznicy Farleya? – upewnił się jeszcze, nim zdecydował się teleportować do wspomnianego miejsca.
| z tematu
We can make it out alive under cover of the night; Trees are burning, ravens fly, smoke is filling up the sky,
WE ARE RUNNING OUT OF TIME
Kieran Rineheart
Zawód : Rebeliant, auror
Wiek : 54
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec
I have a very particular set of skills, skills I have acquired over a very long career. Skills that make me a nightmare for people like you.
OPCM : 40 +5
UROKI : 30 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20 +3
Genetyka : Czarodziej
Zakon Feniksa
To było jak grom z jasnego nieba. Jego myśli wybiegały dalej i szybciej niż było wstanie poruszać się jego własne ciało. Uskocz - krzyczały myśli, lecz ciało tkwiło dalej w miejscu. Teraz jednak powalone, przygwożdżone przez gruz. Szumiąca we krwi adrenalina omamiła zmysły sprawiając, że dopiero po dłużącej się chwili dotarło do niego to, że wcale nie udało mu się uciec przed zagrożeniem, a znalazł się w samym jego centrum. Powalony zaciągnął się powietrzem. Wznoszący się w powietrzu pył i kurz oblepiły płuca powodując duszący kaszel. Kiedy huk tragedii rozszedł się po okolicy i ucichł usłyszał głos Tonksa, a potem Rinehearta. - Chyba... - mruknął starając się podnieść by zaraz przez zaciśnięte zęby wydać stłumiony jęk bólu - ...a nie, też mi noga poszła w drzazgi - dokończył przekręcając się ostrożnie na plecy. Czuł okropny, wręcz powodujący drętwienie ból w lewej nodze, lecz gdy był w stanie określić powód zrobiło mu się lżej po tym, jak po odgarnięciu kolejnych zwałów gruzu mógł stwierdzić, że jest jedynie połamana. Wyjątkowo makabrycznie i boleśnie, jednak połamana, a nie zmiażdżona. Chyba nauczyłby się chodzić na rękach jakby wyszło na to, że przez następny miesiąc miałby siedzieć w miejscu w oczekiwaniu na to aż eliksir odtworzenia by go ozdrowił. Odetchnął z ulgą. Połowiczną, bo gdy się wyczołgiwał dostrzegł, że Kieran również jest nie byle jak ranny. jedynie Tonks się ostał i to ku niemu Tony wyciągnął dłoń tak by chwiejnie wstać do pionu i przykuśtykać w stronę stojącej, niewalącej się kamienicy w której cieniu znalazł podparcie o ścianę. Sytuacja była beznadziejna. Nie mogli tak pokazać się przed właścicielem w takim stanie przekonując go o tym, że zapewnią mu bezpieczeństwo. Zaśmiał się na wyobrażenie tej groteskowej sceny, by zaraz na nowo się skrzywić z bólu. Kieran miał rację - obaj do niczego się już nie nadawali - Wiem, kto może chcieć ci pomóc. Dam mu znać, lecz nie czekaj na niego zbyt długo - działaj jeśli uznasz za stosowne. Nie trać czasu. Z myślą tą zaraz potem skinął Rineheartowi głową i podążył za nim uprzednio posyłając patronusa do Nobbego.
|k100 na przywołanie patronusa pocztowego, st 35
|zt
|k100 na przywołanie patronusa pocztowego, st 35
|zt
Find your wings
The member 'Anthony Skamander' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 76
'k100' : 76
| stąd i muzyka
Prawie tam wyzionął ducha. Choć nastąpił maj, nocami bywało trochę chłodno, a nieprzyjemnie się biega, kiedy otacza kogoś chłodne powietrze. Pokątna nie była też teraz przyjemnym miejscem. I choć zdecydowanie było chłodno i prawie zwiało mu kaszkiet z głowy, a palce lekko skostniały, nie umknęło jego uwadze, że nagle zrobiło się... Jeszcze chłodniej. Ziemia pod jego nogami zaczęła dziwnie kostnieć, a z ust zamiast normalnego oddechu zaczęła wydobywać się para. To nie było normalne, nagle zaczęło robić się zimno jak w środku naprawdę bezlitosnego stycznia. Na chwilę zwolnił, by rozejrzeć się, co właściwie się dzieje, ale szybko dostrzegł te sylwetki... Wprawdzie nigdy wcześniej nie miał z nimi do czynienia, jednak mając choćby niewielkie pojęcie o magii, jakiejś historii, czymkolwiek magicznym można było zrozumieć, czym są te potworzyska, które momentalnie sprawiły, że cała radość z otoczenia zupełnie zniknęła. - O na złote gówno testrala... - Palnął, ale na więcej złotoustych uwag nie miał czasu. Zwinął się z tego miejsca w trybie natychmiastowym, prawie ścierając podeszwy swoich pięknych lakierków, biegnąc czym prędzej. I rozglądał się nerwowo za odpowiednim szyldem sklepu, do którego musiał trafić. Nie wiedział od kiedy stał się takim sprinterem, ale chyba wystarczyła odpowiednia motywacja z resztą jak widać. Do Apteki wpadł niemal w biegu, zamykając drzwi czym prędzej, a dwa wielkie dementory tylko zajrzały przez jej okna, zostawiając na nich ślad białego szronu, a Leach, no cóż. Prawie wypluwał własnie płuca. Odwrócił w stronę kontuaru i zobaczył kompletnie zszokowanego pana właściciela apteki i mężczyznę z majestatyczną szczeciną, którego kojarzył z widzenia z czasów gdy pracował jeszcze dla Departamentu Przestrzegania Prawa. Wyprostował się nagle i zdjął kaszkiet z głowy, po czym lekko skinął w ich stronę głową. - Witam serdecznie dżentelmenów. Norbert Leach. - Mruknął, poprawiając marynarkę przy tym i wygładził jej materiał lekko. - Przepraszam najmocniej za mój stan, trochę się spieszyłem... Ale warto dla takich przemiłych spotkań.
Więc chodziło o przekonanie mężczyzny do wspierania Zakonu paczkami z ingrediencjami? Naprawdę szczytny cel. On wierzył, że każdego można przekonać, jeśli tylko trochę się chce i umie ubrać swoje chęci w słowa. Powolnym krokiem podszedł do kontuaru i przywitał się z panem właścicielem, wyciągnął do niego dłoń, zupelnie nieuzbrojoną, jego różdżka ciągle spoczywała ukryta. - Chciałbym zaproponować panu niebanalny układ. Widzi pan te stworzenia, prawda? - Spytał, pokazując na witrynę sklepu, na której zostały jeszcze odciski obecności tych paskudnych stworów. - Dementorzy. Paskudztwa, które odbierają wszelką radość. Któregoś dnia, mogą nie odbić się od tego szkła... Ale bez obaw. Chcemy panu pomóc. - Powiedział po czym spojrzał na Gabriela. - Ten mężczyzna jest aurorem. Z jego pomocą możemy zabezpieczyć pański sklep w taki sposób, że żaden rabuś ani żaden dementor nie wsadzi tu nawet końcówki swojego paznokcia. Ale my również potrzebujemy pomocy. Pańska apteka mogłaby pomóc nam, wysyłając paczki do miejsca, w którym ukrywa się więcej potrzebujących czarodziejów. Chciałby pan pójść na taki układ? - Spytał grzecznie. Jednak decyzja należała do mężczyzny.
| retoryka - IV (+100)
Prawie tam wyzionął ducha. Choć nastąpił maj, nocami bywało trochę chłodno, a nieprzyjemnie się biega, kiedy otacza kogoś chłodne powietrze. Pokątna nie była też teraz przyjemnym miejscem. I choć zdecydowanie było chłodno i prawie zwiało mu kaszkiet z głowy, a palce lekko skostniały, nie umknęło jego uwadze, że nagle zrobiło się... Jeszcze chłodniej. Ziemia pod jego nogami zaczęła dziwnie kostnieć, a z ust zamiast normalnego oddechu zaczęła wydobywać się para. To nie było normalne, nagle zaczęło robić się zimno jak w środku naprawdę bezlitosnego stycznia. Na chwilę zwolnił, by rozejrzeć się, co właściwie się dzieje, ale szybko dostrzegł te sylwetki... Wprawdzie nigdy wcześniej nie miał z nimi do czynienia, jednak mając choćby niewielkie pojęcie o magii, jakiejś historii, czymkolwiek magicznym można było zrozumieć, czym są te potworzyska, które momentalnie sprawiły, że cała radość z otoczenia zupełnie zniknęła. - O na złote gówno testrala... - Palnął, ale na więcej złotoustych uwag nie miał czasu. Zwinął się z tego miejsca w trybie natychmiastowym, prawie ścierając podeszwy swoich pięknych lakierków, biegnąc czym prędzej. I rozglądał się nerwowo za odpowiednim szyldem sklepu, do którego musiał trafić. Nie wiedział od kiedy stał się takim sprinterem, ale chyba wystarczyła odpowiednia motywacja z resztą jak widać. Do Apteki wpadł niemal w biegu, zamykając drzwi czym prędzej, a dwa wielkie dementory tylko zajrzały przez jej okna, zostawiając na nich ślad białego szronu, a Leach, no cóż. Prawie wypluwał własnie płuca. Odwrócił w stronę kontuaru i zobaczył kompletnie zszokowanego pana właściciela apteki i mężczyznę z majestatyczną szczeciną, którego kojarzył z widzenia z czasów gdy pracował jeszcze dla Departamentu Przestrzegania Prawa. Wyprostował się nagle i zdjął kaszkiet z głowy, po czym lekko skinął w ich stronę głową. - Witam serdecznie dżentelmenów. Norbert Leach. - Mruknął, poprawiając marynarkę przy tym i wygładził jej materiał lekko. - Przepraszam najmocniej za mój stan, trochę się spieszyłem... Ale warto dla takich przemiłych spotkań.
Więc chodziło o przekonanie mężczyzny do wspierania Zakonu paczkami z ingrediencjami? Naprawdę szczytny cel. On wierzył, że każdego można przekonać, jeśli tylko trochę się chce i umie ubrać swoje chęci w słowa. Powolnym krokiem podszedł do kontuaru i przywitał się z panem właścicielem, wyciągnął do niego dłoń, zupelnie nieuzbrojoną, jego różdżka ciągle spoczywała ukryta. - Chciałbym zaproponować panu niebanalny układ. Widzi pan te stworzenia, prawda? - Spytał, pokazując na witrynę sklepu, na której zostały jeszcze odciski obecności tych paskudnych stworów. - Dementorzy. Paskudztwa, które odbierają wszelką radość. Któregoś dnia, mogą nie odbić się od tego szkła... Ale bez obaw. Chcemy panu pomóc. - Powiedział po czym spojrzał na Gabriela. - Ten mężczyzna jest aurorem. Z jego pomocą możemy zabezpieczyć pański sklep w taki sposób, że żaden rabuś ani żaden dementor nie wsadzi tu nawet końcówki swojego paznokcia. Ale my również potrzebujemy pomocy. Pańska apteka mogłaby pomóc nam, wysyłając paczki do miejsca, w którym ukrywa się więcej potrzebujących czarodziejów. Chciałby pan pójść na taki układ? - Spytał grzecznie. Jednak decyzja należała do mężczyzny.
| retoryka - IV (+100)
Nobby Leach
Zawód : radca prawny
Wiek : 47
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
Krzyk dusznej dojrzałości
zwalił mnie na kolana
ja jestem białym śniegiem
który do morza spada
zwalił mnie na kolana
ja jestem białym śniegiem
który do morza spada
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Nobby Leach' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 58
'k100' : 58
Nie było czasu do stracenia - jemu udało się uskoczyć przed walącymi się pozostałościami po budynku, ale Kieran i Anthony nie mieli tyle szczęścia. Mógł jedynie zakląć pod nosem, co ostatecznie zrobił, otrzepując się z kurzu. Wiedział, jak ważne było przejmowanie punktów strategicznych w Londynie, dlatego chociaż wolałby upewnić się, że z towarzyszami wszystko w porządku, musiał podjąć próbę przekonania aptekarza do przejścia na ich stronę. Nie był zbyt dobrym mówcą, dlatego ulżyło mu nieco, kiedy Skamander wspomniał iż zna kogoś, kto z pewnością będzie w stanie wspomóc go w zadaniu. Przyda się każda para rąk, prawda? - Trzymajcie się, odezwę się, jak tylko opuszczę Londyn - zapewnił nim obydwaj zniknęli mu z pola widzenia. Otrzepał płaszcz z kurzu i nie zwlekając zbyt długo skierował swoje kroki do apteki. Jeżeli wsparcie miało nadejść później, znajdzie go już w środku, jeżeli osoba, o której wspominał Anthony się nie zjawi to nie było ani chwili do stracenia. - Witam pana - przywitał aptekarza, widocznie zszokowanego i zestresowanego pojawieniem się wysokiego, barczystego mężczyzny z dosyć okazałym zarostem. Na pierwszy rzut oka nie wyglądał zbyt sympatycznie, ale uśmiech majaczący na jego twarzy mówił coś innego. Nie zdążył jednak powiedzieć nic więcej. Obejrzał się za siebie, szron pokrywał szyby, a do środka wpadł mężczyzna, który lata swej młodości miał już za sobą, ale nie można jeszcze było go nazwać sędziwym starcem. Kojarzył go, jeden z bardziej znośnych urzędasów pracujących kiedyś w Departamencie Przestrzegania Prawa. Skinął mu delikatnie głową na powitanie. Przynajmniej nie będę musiał gadać, pomyślał z przekąsem auror, który jak większość jego kolegów po fachu wolał działać, a nie mówić, chociaż czasem było to niezbędne. Niemniej jednak nie posiadał zachwycających umiejętności merytorycznych, dlatego postanowił oddać pałeczkę przybyłemu Leachowi i co by nie mówić poradził on sobie z zadaniem bardzo dobrze. Gabriel uśmiechnął się, błysnął bielą zębów. - Tak jak będzie, proszę pana? - zagadnął spokojnym, ciepłym głosem.
Gabriel X. Tonks
Zawód : zagubiony w wojennej zawierusze
Wiek : 30
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
I've got a message that you can't ignore
Maybe I'm just not the man I was before
Maybe I'm just not the man I was before
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
W tym był możliwie najlepszy - w gadaniu. Nie było chyba żadnego czarodzieja, który potrafił stanąć z nim do równej dyskusji - uwielbiał podważać teorie, wcinać się komuś w słowo i co najważniejsze - zawsze mieć to ostatnie na swoim. Jego rozbrajający uśmiech mówił jednak nawet więcej niż całe jego długie, skomplikowane wywody. Właściciel apteki mógł się o tym przekonać na własnej skórze, Nobby osobiście czuł się wygrany w stu procentach. Czuł, że to jego dzień i jego racja będzie na górze. Nie przyszedł tutaj brać jeńców. Żadnych półśrodków.
W końcu spojrzał w stronę Gabriela. Kiwnął do niego pogodnie głową. - Zacznijmy, młody człowieku. Doskonale wiesz, co. - Powiedział. Nie był w końcu tylko gadatliwym staruchem, prawda? Wyciągnął swoją różdżkę, dotkniętą już duchem czasu podobnie jak on sam, z pięknym, choć lekko przygaszonym jabłoniowym drewnem. Podszedł do drzwi i skierował swoją różdżkę na klamkę. Nie znał się do końca na całym podłożu magii. Numerologia to dla niego czarna magia, nigdy tego nie ukrywał. Choć wcale czarną magią nie była i jego myśl była zdecydowanie niepoprawna. Wiedział, że niektóre zaklęcia są bardziej skomplikowane niż tylko machnięcie różdżką i wypowiedzenie odpowiedniej inkantacji z odpowiednim akcentem. To coś większego, jakaś ważniejsza sprawa. Ale no cóż, pułapki nie były mu nieznanym tematem. Dlatego delikatne poruszanie różdżką, które wydawało się nieco zmieniać temperaturę w przedmiocie wskazywanym przez niego nie sprawiało mu aż takich problemów, jakby się mogło wydawać. Bo często słyszał, że jest tylko trochę wyszczekanym gościem. No i owszem, był, ale nie tylko trochę. Nawet jeśli jego kumpel, Kieran, próbował zaznaczyć, że jest inaczej. - Na co czekasz, panie aurorze? Może sam również zabrałbyś się do pracy. Chyba, że pozwolisz starszemu panu żeby pokazywał Ci, jak radzić sobie z Obroną? - spytał i może pozwolił sobie na delikatnie zbyt dużą zażyłość jak na ich poziom znajomości, ale no cóż... Był zestresowany, jeszcze przed chwilą goniły go te paskudne dementory. I nie wiedział jeszcze jak wyjaśni żonie to wszystko co się działo.
| przepraszam za poślizg czasowy
nakładam Nierusz na klamkę apteki
W końcu spojrzał w stronę Gabriela. Kiwnął do niego pogodnie głową. - Zacznijmy, młody człowieku. Doskonale wiesz, co. - Powiedział. Nie był w końcu tylko gadatliwym staruchem, prawda? Wyciągnął swoją różdżkę, dotkniętą już duchem czasu podobnie jak on sam, z pięknym, choć lekko przygaszonym jabłoniowym drewnem. Podszedł do drzwi i skierował swoją różdżkę na klamkę. Nie znał się do końca na całym podłożu magii. Numerologia to dla niego czarna magia, nigdy tego nie ukrywał. Choć wcale czarną magią nie była i jego myśl była zdecydowanie niepoprawna. Wiedział, że niektóre zaklęcia są bardziej skomplikowane niż tylko machnięcie różdżką i wypowiedzenie odpowiedniej inkantacji z odpowiednim akcentem. To coś większego, jakaś ważniejsza sprawa. Ale no cóż, pułapki nie były mu nieznanym tematem. Dlatego delikatne poruszanie różdżką, które wydawało się nieco zmieniać temperaturę w przedmiocie wskazywanym przez niego nie sprawiało mu aż takich problemów, jakby się mogło wydawać. Bo często słyszał, że jest tylko trochę wyszczekanym gościem. No i owszem, był, ale nie tylko trochę. Nawet jeśli jego kumpel, Kieran, próbował zaznaczyć, że jest inaczej. - Na co czekasz, panie aurorze? Może sam również zabrałbyś się do pracy. Chyba, że pozwolisz starszemu panu żeby pokazywał Ci, jak radzić sobie z Obroną? - spytał i może pozwolił sobie na delikatnie zbyt dużą zażyłość jak na ich poziom znajomości, ale no cóż... Był zestresowany, jeszcze przed chwilą goniły go te paskudne dementory. I nie wiedział jeszcze jak wyjaśni żonie to wszystko co się działo.
| przepraszam za poślizg czasowy
nakładam Nierusz na klamkę apteki
Nobby Leach
Zawód : radca prawny
Wiek : 47
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
Krzyk dusznej dojrzałości
zwalił mnie na kolana
ja jestem białym śniegiem
który do morza spada
zwalił mnie na kolana
ja jestem białym śniegiem
który do morza spada
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Tak bardzo skoncentrowaliście się na próbie nałożenia trudnych, skomplikowanych zaklęć, że dopiero w ostatnim momencie usłyszeliście złowrogie pokrzykiwania dobiegające z końca ulicy. Zbliżały się wraz z krokami dziesiątek ludzi: najwidoczniej w tej okolicy pojawił się zaalarmowany patrol. Mogliście bez problemu zorientować się, że macie do czynienia z przeważającymi liczebnie siłami zwolenników rządów Malfoya oraz czystego Londynu. Musieliście się więc jak najszybciej ewakuować: udało wam się zbiec tuż przed kontrolą licznego patrolu, któremu z pewnością nie moglibyście podołać.
| Przypominamy, że w wątkach dotyczących nakładania na lokację zabezpieczeń obowiązuje limit czasowy i kolejnych postów nie powinno dzielić więcej niż 24h.
Możecie kontynuować wątek w innym temacie - tutaj ZT.
| Przypominamy, że w wątkach dotyczących nakładania na lokację zabezpieczeń obowiązuje limit czasowy i kolejnych postów nie powinno dzielić więcej niż 24h.
Możecie kontynuować wątek w innym temacie - tutaj ZT.
Mając w pamięci ostatnią swoją próbę znalezienia się w okolicy apteki wiedział którędy iść by ominąć okolice zgliszczy po kamienicy, która nie tak dawno dosłownie zwaliła się na głowę mu, jak i Kieranowi. Aż mu noga ścierpła na samą myśl, lecz nie wpłynęło to na wciąż utrzymujący się, jednostajny marsz. Ruch w tym momencie był jedynym możliwym, bezpiecznym stanem - Próbowaliśmy już raz dość do porozumienia z właścicielem. Nim jednak udało nam się zajść pod drzwi ktoś próbował miotnąć w nas bombardą, a potem resztę rozgonił patrol. Wyjątkowo liczny - przekaz podprogowy był w tym momencie oczywisty - miejcie oczy szeroko otwarte - Spróbuję przekonać właściciela do współpracy. Nie wydaje mi się to mimo wszystko niemożliwe - był to w końcu aptekarz czyli domyślnie człowiek, który prócz ingrediencjami w jakimś stopniu zwyczajnie nie mógł być obojętny na ludzki los. Mogli to wykorzystać - jeżeli się nie uda będziemy musieli sami rozejrzeć się za tutejszym patrolem. Może wówczas właściciel poczuje się bardziej przekonany co do naszych intencji - dzielił się myślami spoglądając kolejno na jednego, a następnie drugiego towarzysza tak by mieli na uwadze podobną ewentualność. Następnie, kiedy znaleźli się już przed budynkiem Skamander nacisnął na klamkę apteki po to by z kolejnym krokiem znaleźć się w jej wnętrzu. Spojrzeniem zielonych tęczówek przeciągnął po regale tajemniczych słoi by znaleźć ostatecznie za kontuarem właściciela. Zsuną z głowy kaptur tak, by ten mógł dostrzec serdeczny, uprzejmy uśmiech będącej wstępem, śmiałym zaproszeniem do rozmowy, która obaj mieli przeprowadzić - Od tygodni staram się do pana dotrzeć... - zaczął chcąc by poczuł się istotny oraz także po to by nie znalazł skrupułów w zignorowaniu człowieka, który zadał sobie tyle trudu po to by stanąć na przeciwko niego - Anthony Skamander. Chciałbym z panem porozmawiać o potrzebach czarodziei odciętych od ingrediencji niezbędnych do ich leczenia, jak i o pańskim bezpieczeństwie. Myślę, że wspólnie, jeszcze dziś będziemy w stanie znaleźć zadowalające wszystkich rozwiązanie dla obu tych kwestii jeżeli tylko poświęci nam pan chwilę swojego czasu, jak i uwagi - W zamian za paczki z ingrediencjami przekazywanymi tak, by człowiek ten miał z nimi jak najmniej kontaktu byli wstanie zabezpieczyć budynek odpowiednimi zaklęciami przed wizytą niechcianego patrolu, niebezpieczeństwa. Wszystkie propozycje i zapewnienia Skamander miał jednak przekazać w chwili w której właściciel poczuje się w ogóle skory do ich wysłuchania. Przynajmniej powinien. Nie była to chyba wygórowana prośba, prawda...?
|ścieżka pokojowa, perswazja (retoryka) II +30
|ścieżka pokojowa, perswazja (retoryka) II +30
Find your wings
The member 'Anthony Skamander' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 25
'k100' : 25
Zza rogu wyłoniły się dwie sylwetki, ta jedna, której skinął głową na powitanie - już mu znana; i ta druga, o twarzy osłoniętej szalikiem - na której zatrzymał spojrzenie o kilka chwil za długo. - Nie miało być niepozornie - nie przywykł do pochwał, zinterpretował więc komentarz jako przyganę; on jednak pewniej czuł się witając ich z różdżką w ręku. Może - gdyby do zaułka skręcił ktoś inny - dałby radę konkurować szybkością reakcji z przewagą liczebną. Czasem kilka sekund i trochę szczęścia potrafiło całkowicie zmienić podział sił.
Schował z powrotem różdżkę, tym razem do kieszeni peleryny, i podał prawą dłoń nieznajomemu. - Keaton - krótki, pewny uścisk; mogli ruszać.
Nasunął kaptur na twarz, ubierając się w anonimowość - choć na chwilę, nim pokonają dzielący ich od apteki dystans, w tych warunkach mogący stanowić tor licznych przeszkód, nawet jeśli wyblakły szyld był widoczny już stąd. - Nikomu nic się wtedy nie stało? - nie miał pojęcia, z kim był Anthony, ale to, o czym wspomniał, brzmiało jak porządny zastrzyk adrenaliny. Mieli wtedy cholernego pecha, może dzisiaj obędzie się bez patroli. A przynajmniej bez bombard z zaskoczenia.
Już przed sklepem przystanął, zaglądając do środka przez zakurzoną witrynę, za którą majaczyła sylwetka właściciela. - Trzeba go będzie przekonać, że nie narazimy go na dodatkowe niebezpieczeństwo, jeśli zgodzi się nam pomóc - co było oczywistym kłamstwem, ale liczył na to, że auror poradzi sobie bez trudu z przedstawieniem tej propozycji w odpowiednim świetle. Przepuścił w drzwiach swoich towarzyszy, a sam wsunął się do środka na końcu, zrzucając również z głowy kaptur. Jeśli handlarz miał im zaufać, powinien móc dostrzec ich twarze. Spojrzeć im w oczy.
Spokojnym głosem przywitał się, pozwalając, by Anthony popisał się swoimi perswazyjnymi zdolnościami, umiejętnie wygrywając najpierw na próżności aptekarza, a potem zarysowując propozycję i obietnicę zapewnienia właścicielowi bezpieczeństwa. To w obecnych czasach było cenniejsze niż złoto. - Keaton Burroughs - przedstawił się po chwili, kiedy Skamander skończył zarzucać przynętę. - Będziemy wdzięczni za chwilę rozmowy - lepiej, żeby to auror grał pierwsze skrzypce, lecz Burroughs uznał, że jako milcząca obstawa nie będzie wzbudzał zaufania. Przywołał na twarz uśmiech, nawiązując kontakt wzrokowy z ich rozmówcą, starając się pokazać, że nie mieli złych zamiarów. Różdżka wciąż schowana była w kieszeni płaszcza.
Schował z powrotem różdżkę, tym razem do kieszeni peleryny, i podał prawą dłoń nieznajomemu. - Keaton - krótki, pewny uścisk; mogli ruszać.
Nasunął kaptur na twarz, ubierając się w anonimowość - choć na chwilę, nim pokonają dzielący ich od apteki dystans, w tych warunkach mogący stanowić tor licznych przeszkód, nawet jeśli wyblakły szyld był widoczny już stąd. - Nikomu nic się wtedy nie stało? - nie miał pojęcia, z kim był Anthony, ale to, o czym wspomniał, brzmiało jak porządny zastrzyk adrenaliny. Mieli wtedy cholernego pecha, może dzisiaj obędzie się bez patroli. A przynajmniej bez bombard z zaskoczenia.
Już przed sklepem przystanął, zaglądając do środka przez zakurzoną witrynę, za którą majaczyła sylwetka właściciela. - Trzeba go będzie przekonać, że nie narazimy go na dodatkowe niebezpieczeństwo, jeśli zgodzi się nam pomóc - co było oczywistym kłamstwem, ale liczył na to, że auror poradzi sobie bez trudu z przedstawieniem tej propozycji w odpowiednim świetle. Przepuścił w drzwiach swoich towarzyszy, a sam wsunął się do środka na końcu, zrzucając również z głowy kaptur. Jeśli handlarz miał im zaufać, powinien móc dostrzec ich twarze. Spojrzeć im w oczy.
Spokojnym głosem przywitał się, pozwalając, by Anthony popisał się swoimi perswazyjnymi zdolnościami, umiejętnie wygrywając najpierw na próżności aptekarza, a potem zarysowując propozycję i obietnicę zapewnienia właścicielowi bezpieczeństwa. To w obecnych czasach było cenniejsze niż złoto. - Keaton Burroughs - przedstawił się po chwili, kiedy Skamander skończył zarzucać przynętę. - Będziemy wdzięczni za chwilę rozmowy - lepiej, żeby to auror grał pierwsze skrzypce, lecz Burroughs uznał, że jako milcząca obstawa nie będzie wzbudzał zaufania. Przywołał na twarz uśmiech, nawiązując kontakt wzrokowy z ich rozmówcą, starając się pokazać, że nie mieli złych zamiarów. Różdżka wciąż schowana była w kieszeni płaszcza.
from underneath the rubble,
sing the rebel song
sing the rebel song
Keat Burroughs
Zawód : rebeliant
Wiek : 24
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
some days, I feel everything at once, other - nothing at all. I don't know what's worse: drowning beneath the waves or dying from the thirst.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Apteka Sluga i Jiggersa
Szybka odpowiedź