Stoliki w głębi sali
AutorWiadomość
First topic message reminder :
★★
[bylobrzydkobedzieladnie]
Stoliki w głębi sali
Stoliki dla gości, przy których najtrudniej o miejsce wieczorami, gdy pomieszczenie wypełniają śmiechy, dźwięki rozmów, szelest stronic gazet, książek. Dziurawy Kocioł jest idealnym miejscem, by spotkać się ze znajomymi po pracy, bez obawy o spotkanie z jakimś uważnym mugolem.
Możliwość gry w czarodziejskie oczko, darta, gargulki, kościanego pokera
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:19, w całości zmieniany 3 razy
Nie wiedziała skąd siedzący naprzeciwko niej mężczyzna się urwał, ale bardziej przypomniał jej postać animacji niż normalnego człowieka. Skąd ten uśmiech i skąd ta radość w jego głosie? Czy naprawdę wszystko dokoła niej muszą nagle skakać z radości i obwieszczać to całemu światu? Czy nie lepiej… a na pewno czy nie rozsądniej byłoby zachować rezerwę i stopniowo dawkować sobie szczęście? Szczęście. Nie było bardziej ulotnej rzeczy niż szczęście. W jednej chwili czujesz, że dostajesz skrzydeł, a w drugim siedzisz w przeklętym pubie z duchem radości naprzeciwko. Przeszła już przez wszystkie fazy. Zaczynając od niedowierzania, przez wyparcie, smutek, aż doszła do złości. Została jej tylko akceptacja chociaż w akceptacje już nie wierzyła. Prawdopodobnie już do końca życia będzie zirytowaną lady, którą pod koniec życia ludzie zaczną nazywać tą smutną, czarną lady Selwyn. Nie przeszkadzało jej to teraz. Postanowiła przenieść uwagę na mężczyznę. Nie dlatego, że interesowało ją cokolwiek co ma jej do powiedzenia, ale dlatego, że nie chciała dłużej myśleć o powodzie jej przygnębienia. Gdyby ktoś ją teraz zobaczył po prostu by nie uwierzył. Ona siedząca sobie pubie to nic… ale ona patrząca na kogoś bez swojej uprzejmej sposobności? Tego nikt jeszcze nie widział. Tak młodym jak ona? Nie czuła się młodo. Czuła się tak jakby ktoś zabrał jej z dziesięć lat życia. Już teraz czuła się smutną, czarną lady Selwyn. - Tak – odparła unosząc kufel do ust. - Właśnie korzystam z tego co ma mi do zaoferowania. - powiedziała czując w gardle gorzki smak alkoholu. - Nie topię smutków. Nie wierzę w moc rozwiązywania problemów przez alkohol. - dodała bo coś czuła, że tak właśnie sobie w tym momencie o niej pomyślał. - Lucinda. - powiedziała podając mu dłoń. - Znaczy Lynn… wystarczy tylko Lynn. - nie musiała się kłaniać, zastanawiać się nad statusem nowego kolegi ani sztucznie się uśmiechać. Widząc nieschodzący z ust jej rozmówcy uśmiech pomyślała, że ma do czynienia z wariatem. Nie istniało żadne inne wyjaśnienie. No cóż… przecież nie mogła trafić na kogoś innego. Tacy ludzie zawsze trafiali pod jej adres. Może miała na czole napisane niewidoczne ogłoszenie? „Zniżka na terapie grupowe”? - Co Ci dało życie, że masz ochotę nosić je na rękach? - na Merlina jeżeli zacznie mówić coś od rzeczy to po prostu wyjdzie.
Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Zdjął płaszcz, który ograniczał jego ruchy i również marynarkę jak i kamizelkę. Za dużo warstw, a zdecydowanie było za ciepło. Został w samej koszuli i podwinął jej rękawy, mrucząc pod nosem jakąś melodię. Dość często mu się to zdarzało. Jego myśli na chwilę wróciły do Artis i zastanawiał się, kiedy znowu do niego wróci. Przecież powinna być dzisiaj lub jutro. Prawda? Ile może trwać wydziedziczanie? Chciał o to spytać dziewczynę naprzeciwko, ale może akurat nie wiedziała... Kto tam wie. Zresztą wolał jeszcze nie mówić o tym dookoła. Nie poradzili sobie na tę chwilę z Artis z przekazaniem do większej sfery społecznej faktu, że zostali rodzicami. Akurat oni. I tak musieli przez to przejść. Pytanie tylko jak. Nie mieli na to odpowiedzi. Jeszcze. I chociaż Raiden był mistrzem kombinowania, ta sytuacja wydawała mu się prosta - nie było co ukrywać. I tak prawda prędzej czy później wyjdzie na jaw. Przecież mogli wyjechać też na jakiś czas. Kto mówił, że muszą zostać w Londynie? Nie wiedział tylko co myślała o tym Macmillan. Macmillan... Lub właściwie niedługo zapewne kobieta bez nazwiska. Gdy myślał o jej rodzinie, która tak chciała ją skrzywdzić lub już to zrobiła, ogarniała go złość.
- Czemu mnie przy was nie ma? - spytał, uderzając lekko głową w ścianę. Powiedział swoją myśl zupełnie cicho i praktycznie nie do usłyszenia w tym gwarze. Wiedział jednak że Artis musiała to przejść sama i w pewien sposób chroniła go tym, że tak postąpiła. Ale martwił się o nią. Jak idiota. Zaraz jednak jego smutne myśli odeszły, gdy blondynka przedstawiła się. Uśmiechnął się szczerze w jej stronę. - Ładnie. Wybacz, że przerwałem ci korzystanie z darów świata, ale nie było nigdzie miejsca, a siedzenie samemu w naszych przypadkach jest niedopuszczalne - dodał, spuszczając ze szczęśliwego tonu i przechodząc na swój zwyczajny, zaczepny i raidenowy. Zaraz też zanurzył usta w alkoholu, pociągając dość spory łyk. Dał jej znak, by poczekała na odpowiedź, gdy był zajęty zalewaniem sobie gardła. Tego mu było trzeba! Przejechał dłonią we włosach i odwrócił się przodem do Lynn. - Wczoraj dowiedziałem się, że moje cudne geny zostały przekazane nienarodzonej istotce - powiedział, odchylając się nieco w tył i rozkładając ręce jakby opowiadał o tym, że właśnie pokonał tuzin smoków na raz. - I właśnie dlatego za to piję. A ty za co pijesz? - spytał i dodał jeszcze:
- Chociaż nie sądzę, żeby była to wygrana na miss Pocahontas.
- Czemu mnie przy was nie ma? - spytał, uderzając lekko głową w ścianę. Powiedział swoją myśl zupełnie cicho i praktycznie nie do usłyszenia w tym gwarze. Wiedział jednak że Artis musiała to przejść sama i w pewien sposób chroniła go tym, że tak postąpiła. Ale martwił się o nią. Jak idiota. Zaraz jednak jego smutne myśli odeszły, gdy blondynka przedstawiła się. Uśmiechnął się szczerze w jej stronę. - Ładnie. Wybacz, że przerwałem ci korzystanie z darów świata, ale nie było nigdzie miejsca, a siedzenie samemu w naszych przypadkach jest niedopuszczalne - dodał, spuszczając ze szczęśliwego tonu i przechodząc na swój zwyczajny, zaczepny i raidenowy. Zaraz też zanurzył usta w alkoholu, pociągając dość spory łyk. Dał jej znak, by poczekała na odpowiedź, gdy był zajęty zalewaniem sobie gardła. Tego mu było trzeba! Przejechał dłonią we włosach i odwrócił się przodem do Lynn. - Wczoraj dowiedziałem się, że moje cudne geny zostały przekazane nienarodzonej istotce - powiedział, odchylając się nieco w tył i rozkładając ręce jakby opowiadał o tym, że właśnie pokonał tuzin smoków na raz. - I właśnie dlatego za to piję. A ty za co pijesz? - spytał i dodał jeszcze:
- Chociaż nie sądzę, żeby była to wygrana na miss Pocahontas.
Hello darkness, my old friend
Come to talk with you again
Come to talk with you again
Lynn nie szukała rozmówcy. Właściwie wcale tutaj nie chciała być. To cholerne zlecenie przypominało jej tylko o tym, że prawdopodobnie sama jest przeklęta. Nie potrafiła patrzeć na to inaczej. W końcu ile razy jednej osobie mogą się zdarzać podobne rzeczy? Za każdym razem bardziej intensywne i za każdym razem utwierdzające ją w przekonaniu, że to wszystko nie jest dla niej. Szkoda tylko, że nie mogła zlokalizować własnej klątwy i szkoda, że nie mogła jej usunąć. Albo właściwie… idąc za ciosem to szkoda, że wszystkich uczuć nie mogła usunąć. I gdzie z tego wszystkiego skończyła? Siedząc w Dziurawym, pijąc piwo i patrząc na buchającego szczęściem szaleńca. Nie wiedzieć czemu nawet zainteresował ją powód jego szczęścia. Można przepuszczać, że wraca stara Lynn, która interesuje się wszystkim. Każdą dobrą rzeczą w życiu każdego człowieka oczywiście poza sobą. Prychnęła znad kufla. - A jakie są te nasze przypadki? - zapytała. Jej przypadek jest bardzo prosty. I choć bardzo dobrze wiedziała, że alkohol nie rozwiązuje problemów to dzisiejszego wieczoru był świetnym zapychaczem czasu. I żołądka zważywszy na to, że od kilku dni nie potrafi zjeść normalnego posiłku. Była zła, że to wszystko tak na nią działało. Nie chciała już więcej być słaba. Nie chciała być raniona. A jednak życie co chwile jej przypominało, że życie to nie koncert życzeń. A wręcz przeciwnie… możesz wybrać sobie to co się na pewno nie stanie. Słysząc, że mężczyzna zostanie ojcem pokiwała głową. Mogła się przecież domyślić. Nikt nie cieszy się jak głupi do sera jeżeli nie chodzi o miłość, albo chorobę psychiczną. - Gratuluje. - powiedziała szczerze i nawet lekko się uśmiechnęła. Przebłysk starej świadomości. - To gdzie wybranka serca? Nie świętujecie razem? - zapytała chociaż nie wyglądał jej na kogoś kto zabrałby kobietę w takie miejsce by uczcić przyszłe narodziny dziecka. Właściwie nie wiedziała w ogóle na jakiego człowieka jej wygląda. Wcześniej nie miała problemu z poznaniem ludzkich osobowości. Może to przez to, że zbyt wiele razy się po prostu pomyliła. Kufel pod jej palcami robił się ciepły. Upiła łyk i wzruszyła ramionami. - Czyli chcesz powiedzieć, że nie wyglądam jak stała bywalczyni? - zapytała unosząc brew. - Pije za wszystkie stracone szanse… - powiedziała w końcu odrywając się od kufla. - Ale przegrana w missce byłaby o wiele gorsza… - dodała wznosząc oczy. Też miał pomysły. Coś czuła, że wyjdzie stąd tylko bardziej przybita. Dzięki nieznajomy Raidenie.
Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Raiden nie pomyślał o jednej rzeczy, gdy szedł taki zadowolony przez życie. O tym że w tym momencie jego wolność się kończy i możliwe, że właśnie usiadł naprzeciwko kogoś z kim miał ostatni chwile wolności przeżyć. Nie bał się tego. Owszem. Stracenie wolności w sensie zakończenie hulanek i myśleniu jedynie o kolejnych odwiedzinach w barze i poznaniu nieznajomej, z którą można by spędzić przyjemnie czas. Cóż. Zrobił to po raz kolejny, ale na pewno nie interesowało go wypicie piwa i podstawienie się do jednej z ładnych panien. Patrzył na Lynn jak na smutnego towarzysza i swój kontrast. Zadziwiające, że jeszcze można było odczuwać negatywne emocje. On nie potrafił i nie chciał tego robić. Widząc minę swojej towarzyszki, nie była z tego faktu zadowolona. Cóż. Najwidoczniej w ogóle nie była zadowolona, więc towarzystwo Cartera nie mogło jej popsuć, aż tak humoru. Czasami niektórzy potrzebowali bodźca, by zrozumieć, że nie są mile widziani. Raiden im mocniej to odczuwał, tym silniej chciał zostać. Chyba było to pewne zboczenie nie tylko zawodowe, ale pochodzące również z czasów dzieciństwa. Gdy rodzice kazali mu odejść, zawsze znajdował sposób, by nie mogli się przed nim ukryć. Niekiedy przypłacał to szlabanem, jednak było warto. Bo który dzieciak nie lubił przygód? A niektórym dalej to pozostało najwyraźniej i nie mieli z tym problemu.
Gdy Lynn prychnęła, spojrzał na nią w pewien sposób ni to obojętny ni to tajemniczy, chociaż pewien uśmieszek kręcił sie gdzieś blisko prawego kacika ust.
- Ty pijesz, bo jesteś zła. Ja piję, bo świętuję. Proste - odparł, wzruszając ramionami i też popijając łyk piwa. Zaraz miał koniec, więc zaczepił przechodzącego kelnera i mruknął, że chciałby Ognistą. Butelkę Ognistej. Cóż. Była to ostatnia szansa na napicie się tego trunku, zanim każdy Macmillan zamierzał na niego polować. Już wyobrażał sobie minę Milesa na te wiadomości. Artis nie powiedziała mu jeszcze kiedy dokładnie zamierza im to powiedzieć. Może już dzisiaj to się działo? A może dopiero za tydzień? Raiden nie chciał czekać, ale nie zamierzał jej popędzać. Sam bał się reakcji Sophii, a co dopiero całego zastępu ludzi, którzy przeklną ją za to, co zrobiła. Zerknął na blondynkę, gdy pogratulowała i... O. Czyżby to był grymas uśmiechu? No, proszę! A jednak potrafiła coś z siebie wykrzesać. Skrzywił się jednak, gdy spytała o Artis. Wybranka serca... Co to za średniowiecze? Patrząc z punktu widzenia i siedzenia, Lynn miała chyba z sześćdziesiąt lat, a on dalej czuł się jak młody gówniarz, którym chyba wciąż był. Ten chłopiec zamknięty w ciele trzydziestolatka był aż nadto widoczny.
- Powiedzmy, że musiała powiedzieć rodzicom, a im się to raczej nie spodoba. Nie do końca zaakceptują moją... - Krew. - Osobę - odparł, uśmiechając się kwaśno. Oh, świętowali dzień wcześniej. I to o wiele intensywniej niż sądziła i chociaż alkoholu nie było w ogóle, czuli się jak pijani. Zamyślił się, znowu myśląc o biednej Macmillan. Chciał już ją z powrotem. - Stracone szanse nigdy jednak nie są niewykorzystane - odpowiedział nieco innym głosem niż dotychczas. Wytłumionym i jakby oddalonym. Odchylił się i wypił do końca swoje piwo. Odszukał spojrzeniem znajomej twarzy pracownika Dziurawego Kotła, jednak nie zobaczył go. Przeprosił na chwilę Lynn, zostawiając na krześle swoje ubrania i poszedł do baru po swoją Ognistą. Wrócił z butelką i dwoma szklankami.
Gdy Lynn prychnęła, spojrzał na nią w pewien sposób ni to obojętny ni to tajemniczy, chociaż pewien uśmieszek kręcił sie gdzieś blisko prawego kacika ust.
- Ty pijesz, bo jesteś zła. Ja piję, bo świętuję. Proste - odparł, wzruszając ramionami i też popijając łyk piwa. Zaraz miał koniec, więc zaczepił przechodzącego kelnera i mruknął, że chciałby Ognistą. Butelkę Ognistej. Cóż. Była to ostatnia szansa na napicie się tego trunku, zanim każdy Macmillan zamierzał na niego polować. Już wyobrażał sobie minę Milesa na te wiadomości. Artis nie powiedziała mu jeszcze kiedy dokładnie zamierza im to powiedzieć. Może już dzisiaj to się działo? A może dopiero za tydzień? Raiden nie chciał czekać, ale nie zamierzał jej popędzać. Sam bał się reakcji Sophii, a co dopiero całego zastępu ludzi, którzy przeklną ją za to, co zrobiła. Zerknął na blondynkę, gdy pogratulowała i... O. Czyżby to był grymas uśmiechu? No, proszę! A jednak potrafiła coś z siebie wykrzesać. Skrzywił się jednak, gdy spytała o Artis. Wybranka serca... Co to za średniowiecze? Patrząc z punktu widzenia i siedzenia, Lynn miała chyba z sześćdziesiąt lat, a on dalej czuł się jak młody gówniarz, którym chyba wciąż był. Ten chłopiec zamknięty w ciele trzydziestolatka był aż nadto widoczny.
- Powiedzmy, że musiała powiedzieć rodzicom, a im się to raczej nie spodoba. Nie do końca zaakceptują moją... - Krew. - Osobę - odparł, uśmiechając się kwaśno. Oh, świętowali dzień wcześniej. I to o wiele intensywniej niż sądziła i chociaż alkoholu nie było w ogóle, czuli się jak pijani. Zamyślił się, znowu myśląc o biednej Macmillan. Chciał już ją z powrotem. - Stracone szanse nigdy jednak nie są niewykorzystane - odpowiedział nieco innym głosem niż dotychczas. Wytłumionym i jakby oddalonym. Odchylił się i wypił do końca swoje piwo. Odszukał spojrzeniem znajomej twarzy pracownika Dziurawego Kotła, jednak nie zobaczył go. Przeprosił na chwilę Lynn, zostawiając na krześle swoje ubrania i poszedł do baru po swoją Ognistą. Wrócił z butelką i dwoma szklankami.
Hello darkness, my old friend
Come to talk with you again
Come to talk with you again
Pewnie gdyby była teraz po prostu sobą zrobiłoby jej się strasznie głupio za ten nieuprzejmy gest, prychnięcia, wpatrywanie się w kufel, a nie w oczy rozmówcy. Jednak nie była sobą, a wręcz przeciwnie… bardzo odbiegała zachowaniem od swojego normalnego stylu bycia. I to wszystko nie tylko przez mężczyznę co przez nasilenie się tego wszystkiego w ostatnich miesiącach. Bo ile można udawać, że wszystko je w porządku? Ile można radzić sobie samemu ze wszystkim i trzymać każde, pojedyncze uczucie pod kloszem? Tak się nie da. To musiało się w końcu skończyć. Nie wiedziała kim jest siedzący przed nią mężczyzna, ale po kilku minutach rozmowy mogła zobaczyć, że bardziej bawi go jej zachowanie niż razi. Nie żeby się tym w ogóle przejmowała, ale chyba jej lekko ulżyło. Nie miała ochoty słuchać kolejny raz jak powinna się zachowywać i co powinna robić. Nie miała zamiaru go wyrzucać ani ignorować. Wręcz przeciwnie… ta rozmowa choć pewnie nie miała wnieść nic do jej smutnego ostatnio życia to była oderwaniem, którego kto wie może właśnie potrzebowała. - Grunt to mieć powód – powiedziała odstawiając pusty kufel. Picie piwa w pubie przypominało jej te wszystkie wieczory daleko od domu. Jak to wszystko mogło się tak bardzo pokomplikować? Mogło się wydawać, że to wszystko wydarzyło się w innym życiu. Pewnie gdyby Lynn wiedziała kto jest jego wybranką serca dałaby mu jakieś wskazówki. Może gdzie się schować? Albo jak unikać pędzących mioteł? Znała ich rodzinę bardzo dobrze. W końcu łączyły ich pewne więzy krwi. Może jednak dobrze, że o tym nie wie. Chciała się oderwać od tego szlacheckiego życia, a nie słuchać o nadchodzących w tym światku dramach. - No nie mów. - powiedziała, a tym razem naprawdę na jej ustach zabłąkał się uśmiech. - Tak uśmiechnięty facet, szczęśliwy z przyszłych narodzin dziecka może się nie podobać rodzicom? - zapytała unosząc brew. - Gdybyś uciekł zostawiając kobietę samą mógłbyś się obawiać wielkiej obławy na twoją osobę, ale tak? - czy normalni ludzie też mieli takie problemy? Niezadowoleni rodzice? Zwykle myślała, że takie rzeczy dotykają tylko szlachciców. W końcu kobiety zwykle nie mają prawa same wybierać sobie mężczyzn. W końcu nie wiedziała, że wcale się w tym nie myli. Pokręciła głową. - I tu się mylisz, nowy przyjacielu. - powiedziała już bardziej pewnie. - Stracone są zawsze niewykorzystane. Te wykorzystane nie przyprawiają cię o ból mentalny i nie męczą wyobrażeniami „co by było gdyby”. - dodała wzruszając ramionami. Kiedy wrócił do stolika z butelką ognistej uniosła kącik ust w uśmiechu. Wiedziała, że nie powinna. To nie było rozwiązanie jej problemów. Jednak nie miała zamiaru się upić. Chciała po prostu to z siebie wyrzucić. Nie zwierzyć. Nie zanudzać problemami. Jedynie zapomnieć. Na ten jeden głupi wieczór. - Jeżeli będziesz miał córkę powinieneś jej powiedzieć, żeby unikała takich miejsc szerokim łukiem. - odparła.
Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
- Grunt to nie dać się ponieść - odparł, wiedząc o czym mówi. Ile razy już zalał i to bardziej niż zamierzał? Ile to razy wywoływał wtedy bójki bez powodu? Lub z powodem... Na przykład wtedy gdy ktoś nie szanował kobiet. Oj jako syn swojego ojca był bardzo pod tym względem wyczulony. Widząc jak William Carter traktował swoją matkę... To po prostu był wzór do naśladowania. I nie tylko pod tym względem. Raiden nie poszedł jego śladem jedynie wtedy gdy nie spotkał miłości swojego życia w Hogwarcie i nie wziął z nią ślubu w wieku osiemnastu lat. Nie miał żadnych przeciwwskazań do ślubu i małżeństwa, ale nie czuł się jeszcze gotowy. Mimo że Artis nie była mu obojętna, a dziecko rozwijające się pod jej sercem napawało go dziwnym ciepłem, nie potrafił sobie wyobrazić tego w przyszłości. Nie potrafił jakoś wyobrazić sobie siebie na ołtarzu i... Nie, nie, nie. To nie było dla niego. Na razie cieszył się z tego, że został ojcem czterotygodniowego szkraba, który nie przypominał jeszcze nawet człowieka. Gdyby Lynn wiedziała o tym, kto jest matką tego malucha może i mogłaby doradzić. Ale Raiden odparłby, że nie ucieka. Tylko tchórze tak robiły. Zamierzał zostać ze swoją rodziną tam gdzie się znajdował teraz. Koniec uciekania, koniec wyjazdów. To był jego dom i zamierzał tu zostać aż do śmierci. Na jej słowa o rodzicach i uśmiechniętym facecie szczerze się roześmiał. Pokręcił głową nie dowierzając w to co słyszał. Gdyby wiedziała o czym mówi na pewno inaczej by to ułożyła.
- Oj, uwierz mi, kochanie. Jestem typem, który nie spodobałby się większości rodziców. Obojętnie od urodzenia - odparł, unosząc charakterystycznie brew w górę, nadając swojej twarzy wyrazu niegrzecznego chłopca. - Do szczęścia potrzebna jest jedynie ta osoba, a rodzice w ogóle cię nie obchodzą. Nic cię nie obchodzi, bo widzisz tylko tego kogoś.
On widział tylko Artis i równocześnie swoje dziecko, bo myśląc o niej, myślał o tym mini Carterze. Za osiem miesięcy miało nadejść rozwiązanie. Odetchnął jakby to miało wydarzyć się już jutro.
- Czyli twoim zdaniem podjęcie próby walki jest niewykorzystaniem szansy? Nie - pokręcił głową. - Nie zgodzę się z tym. To tak jakbyś powiedziała, że każde niepowodzenie było porażką. A wcale tak nie jest.
Dał jej chwilę na przemyślenia, ale gdy wrócił, usłyszał coś, co poprawiło mu humor i przypomniało dlaczego tam był.
- Jeżeli będę miał córkę, powiem jej, że takie miejsca nie istnieją. No! Chluśnim, bo uśnim! - rzucił wesoło, po czym wziął swoje szkło i uniósł je w górę, czekając na swoją towarzyszkę. Uśmiechnął się zadziornie. - Miss Pocahontas. Za stracone szanse.
Gdy podążyła jego śladem i na raz wlał sobie bursztynową zawartość szklanki do gardła.
- Oj, uwierz mi, kochanie. Jestem typem, który nie spodobałby się większości rodziców. Obojętnie od urodzenia - odparł, unosząc charakterystycznie brew w górę, nadając swojej twarzy wyrazu niegrzecznego chłopca. - Do szczęścia potrzebna jest jedynie ta osoba, a rodzice w ogóle cię nie obchodzą. Nic cię nie obchodzi, bo widzisz tylko tego kogoś.
On widział tylko Artis i równocześnie swoje dziecko, bo myśląc o niej, myślał o tym mini Carterze. Za osiem miesięcy miało nadejść rozwiązanie. Odetchnął jakby to miało wydarzyć się już jutro.
- Czyli twoim zdaniem podjęcie próby walki jest niewykorzystaniem szansy? Nie - pokręcił głową. - Nie zgodzę się z tym. To tak jakbyś powiedziała, że każde niepowodzenie było porażką. A wcale tak nie jest.
Dał jej chwilę na przemyślenia, ale gdy wrócił, usłyszał coś, co poprawiło mu humor i przypomniało dlaczego tam był.
- Jeżeli będę miał córkę, powiem jej, że takie miejsca nie istnieją. No! Chluśnim, bo uśnim! - rzucił wesoło, po czym wziął swoje szkło i uniósł je w górę, czekając na swoją towarzyszkę. Uśmiechnął się zadziornie. - Miss Pocahontas. Za stracone szanse.
Gdy podążyła jego śladem i na raz wlał sobie bursztynową zawartość szklanki do gardła.
Hello darkness, my old friend
Come to talk with you again
Come to talk with you again
Grunt to nie dać się ponieść. Ona chyba nie miała problemu z hamulcami. A już na pewno nie jeśli chodziło o alkohol. Jej zachowanie bardzo często odstawało od tego szlacheckiego zachowania. Tylko, że nie był to problem hamulców, a poszerzonych możliwości. Pozwalała sobie na więcej bo taka już po prostu była. Nie wierzyła w te wszystkie ultimatum jakie rzucali jej pod nogi od najmłodszych lat. Wszyscy byliśmy tylko ludźmi. Bez względu na krew, wychowanie, majątek. Dla niej to nie miało znaczenia. Nigdy nie obnosiła się z tytułem bo co on tak naprawdę znaczył? Tylko tyle, że pierwsza myśl jaka mogła się pojawić w głowie jej rozmówców podkreślała jak nisko ją cenią. W końcu mogła osiągnąć wszystko mając zwykły tytuł. Tego nie chciała. Jeżeli chodzi o alkohol na pewno zdarzyło się jej przesadzić. Gdzieś dawno temu. Jeszcze kiedy nie potrafiła radzić sobie z niesprawiedliwością jaką miała w domu. Często po prostu zaszywała się u Alastaira, który później bez mrugnięcia okiem opowiadał historie o złodziejach wina i zagrożonej winnicy. Później wszystko jakoś się ulotniło, a ona nigdy nie myślała o alkoholu jako o wyjściu. Nie lubiła nie mieć nad sobą kontroli. Nie lubiła nie wiedzieć co robi i dlaczego to robi. Nawet jeśli było to przepełnione gniewem. Po prostu tego nie lubiła. Teraz też chciała pić. Gdyby tutaj nie przyszła pewnie znowu przechadzałaby się ulicami miasta aż w końcu kolejny denerwujący przechodzień zaproponowałby jej odprowadzenie do domu. Bohaterowie. Ciągle szukający dam w opałach. Koniec uciekania. Sama sobie to powtarzała jeszcze kilka tygodni temu. I przez jedną chwile naprawdę miała zamiar uciec, ale potem zdała sobie sprawę z tego, że już nie chce. Ma dość zaczynania od nowa. Ma dość zostawiania wszystkiego za sobą. Teraz miała być po prostu sobą. I to we własnym domu. We własnym mieście. Nawet jeśli to jeszcze nie do końca do niej docierało. Słysząc kochanie wydobywające się z jego ust zaśmiała się. - Uwierzę we wszystko, ale błagam… nigdy więcej nie mów do mnie kochanie. - kolejne jego słowa zbiły ją z pantałyku. Zabrzmiały bardzo szczerze i dotknęły tam gdzie nie powinny. W ranę, która jeszcze się nawet nie zasklepiła. - Niektórzy z nas nie mają takiego wyboru. - powiedziała choć to nie była prawda. Ona miała wybór. Wybrała dwa razy. I dwa razy nietrafnie. Nawet kiedy to ją wybrano to skończyło się to tragedią. - Albo już po prostu go nie chcą mieć. Ciesz się, że jest ktoś taki. Bo czasem nawet kiedy jest to go nie ma… - wzruszyła ramionami i przeniosła wzrok na stolik obok. Nie chciała znowu wracać do nostalgii. Odetchnęła i przejechała dłonią po włosach. Pokręciła głową. - Źle interpretujesz straconą szansę. Stracona jest wtedy, kiedy miałeś szansę po nią sięgnąć, ale tego nie zrobiłeś. Albo… sięgnąłeś, ale stchórzyłeś, a potem już nie miałeś na to szansy. - powiedziała przedstawiając mu swój punkt widzenia. - Nie możesz jej tak powiedzieć. Jeśli jej tak powiesz to na pewno je znajdzie. I to szybciej niż Ci się wydaje. Wiem coś o tym. - dodała sięgając po kieliszek. - Tylko jeden, nowy przyjacielu. I za kobietę, która podzieliła się z Tobą tą wiedzą. Widocznie odpowiedni z Ciebie człowiek. - kiedy trunek rozlał się jej po gardle skrzywiła się lekko. Na szczęście kolejny poszedł już lepiej. I kolejny chyba też. Później już trochę oszukiwała, bo piła po pół! W końcu jej szlachecka godność nie pozwalała na więcej.
Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Raidenowi szło dzisiaj wyjątkowo gładko picie w towarzystwie kobiety. Tak to zawsze próbował zachować jakiś umiar, ale teraz... W sumie ciągle w głowie mu szumiało od wspaniałych wieści i tak naprawdę był pijany zanim wszedł do Dziurawego Kotła i zamówił piwo. Odkąd powiedział też Sophii o ciąży, coś z niego uleciało, chociaż pewna obawa przed poznaniem całej prawdy o tożsamości matki jego dziecka przez siostrę wisiała nad nim. Ale nie w tym momencie. Nie odpowiedział na zdecydowanie za długą i zdecydowanie zbyt depresyjną wypowiedź Lynn, a rzucił jedynie:
- Może chcesz łyżeczkę do podcięcia żył?
Spojrzał na nią wymownie, okazując jej pełne niezrozumienie potoku słów, które padły z jej ust.
- Wybacz, ale od połowy nie słuchałem - odparł z nieobecnym spojrzeniem. No, tak. Powinna brać poprawkę na to, że Raiden był ciągle głową zupełnie w innym miejscu. Jeśli nie innych czasie i przestrzeni. Dlatego też nie odpowiedział na kolejną już wypowiedź dopiero co poznanej blondynki. Po prostu zwyczajnie nie potrafił usiedzieć i skupić się na czymś tak błahym, ale zarazem abstrakcyjnym jak słowa. Na szczęście nie musieli wdawać się w coś tak skomplikowanego jak dalszy dialog. Alkohol zrobił to za nich. Z uśmiechem na ustach zaczął polewać. Jedną, drugą, trzecią, a potem już nie liczył. Przecież dużo tych kieliszków w butelce nie mogło być. Do tego Ognista zapewne po raz ostatni miała gościć w jego dłoni. Koniec wspierania rodu, który wyrzucił swoją córkę na bruk za to, że chciała żyć po swojemu. Raiden wypiłby za to ponownie, ale wtedy okazało się, że butelka jest już pusta. Zmarszczył brwi i odstawił ją na stolik, po czym odwrócił się i wstał, by zacząć się ubierać. Narzucił kamizelkę i bez zapinania ubrał na to marynarkę. Potem płaszcz i był gotowy do wyjścia. Prócz leciutkiego dosłownie łaskotania z tylnej części mózgu, nie czuł nic. Najwyraźniej jeszcze kilka łyków i byłby w podobnym stanie co Lucinda.
- Tutaj już niczego nie znajdziemy. Ale znam pewne fajne miejsce. Idziesz? - spytał ją, stojąc i obserwując ją uważnie. No, przecież ich świętowanie nowego Cartera dopiero się rozpoczęło!
|zt x2
- Może chcesz łyżeczkę do podcięcia żył?
Spojrzał na nią wymownie, okazując jej pełne niezrozumienie potoku słów, które padły z jej ust.
- Wybacz, ale od połowy nie słuchałem - odparł z nieobecnym spojrzeniem. No, tak. Powinna brać poprawkę na to, że Raiden był ciągle głową zupełnie w innym miejscu. Jeśli nie innych czasie i przestrzeni. Dlatego też nie odpowiedział na kolejną już wypowiedź dopiero co poznanej blondynki. Po prostu zwyczajnie nie potrafił usiedzieć i skupić się na czymś tak błahym, ale zarazem abstrakcyjnym jak słowa. Na szczęście nie musieli wdawać się w coś tak skomplikowanego jak dalszy dialog. Alkohol zrobił to za nich. Z uśmiechem na ustach zaczął polewać. Jedną, drugą, trzecią, a potem już nie liczył. Przecież dużo tych kieliszków w butelce nie mogło być. Do tego Ognista zapewne po raz ostatni miała gościć w jego dłoni. Koniec wspierania rodu, który wyrzucił swoją córkę na bruk za to, że chciała żyć po swojemu. Raiden wypiłby za to ponownie, ale wtedy okazało się, że butelka jest już pusta. Zmarszczył brwi i odstawił ją na stolik, po czym odwrócił się i wstał, by zacząć się ubierać. Narzucił kamizelkę i bez zapinania ubrał na to marynarkę. Potem płaszcz i był gotowy do wyjścia. Prócz leciutkiego dosłownie łaskotania z tylnej części mózgu, nie czuł nic. Najwyraźniej jeszcze kilka łyków i byłby w podobnym stanie co Lucinda.
- Tutaj już niczego nie znajdziemy. Ale znam pewne fajne miejsce. Idziesz? - spytał ją, stojąc i obserwując ją uważnie. No, przecież ich świętowanie nowego Cartera dopiero się rozpoczęło!
|zt x2
Hello darkness, my old friend
Come to talk with you again
Come to talk with you again
To naprawdę nie była dobra chwila na spacerowanie po ulicy z kotem w pudełku. Wystraszony kociak, czujący zapewne za zewnątrz wilgoć, rozmiauczał się niesamowicie, przyciągając tym niechcianą uwagę. Lionell miał tylko nadzieję, ze w pubie będą mieli chociaż odrobinę mleka i uda mu się tym przekupić futrzaka, bo żałosne odgłosy jakie wydawał, poruszały w nim także tą wrażliwą strunę.
- Tam, tam jest miejsce- wskazał bratu ma pusty stolik w głębi zaciemnionego lokalu, do którego wpadli sekundę temu, czując niewypowiedzianą ulgę, że uciekli spod strumieni lodowatej wody przelewającej się tuż za progiem.
Sam także się tam skierował, od razu zrzucając z ramion przemoknięty płaszcz. Kiedy zajął miejsce, wziął pudło na kolana i otworzył je, chcąc aby zwierzaka chociaż trochę zajęło rozglądanie się po nowym otoczeniu.
- Ładnie mnie urządziłeś- mruknął w kierunku Tima, próbując delikatnie podrapać zdezorientowanego kociaka za uszami, którymi strzygł na wszystkie strony, po chwili o wiele lepszą rozrywkę odnajdując w rzucaniu się na jego palce nie bez użycia pazurów i kiełków oczywiście.- Idź zamów po ognistej i trochę mleka. Oby je tu mieli.
Sam raczej był unieruchomiony a i czuł, że nie będzie dane mu wypicie kufla w spokoju. Nie tym razem. Jak długo potrwa nim rudzielec znudzi się kiereszowaniem dłoni swojego nowego właściciela na rzecz próby wydostania się? Zakładał, że niewiele. Cóż, musiał jednak przyznać przynajmniej przed samym sobą, że nawet był zadowolony.
Zawsze to coś żywego będzie pałętało mu się pod nogami w mieszkaniu, na tyle samowystarczalne aby móc pozostawić je ma parę godzin w samotności. Lubił zwierzaki, jedyne co powstrzymywało go od zakupu to.. przyzwyczajenie się do nie myślenia o nabyciu jakiegoś.
Po stracie ostatniego z nich, obiecał sobie, że wstrzyma się aż do czasu wyprowadzki, z oczywistych powodów, potem jednak życie tak go pochłonęło, że ani mu to było w głowie. Odnalazł inne, mniej zobowiązujące przyjemności.
- Tam, tam jest miejsce- wskazał bratu ma pusty stolik w głębi zaciemnionego lokalu, do którego wpadli sekundę temu, czując niewypowiedzianą ulgę, że uciekli spod strumieni lodowatej wody przelewającej się tuż za progiem.
Sam także się tam skierował, od razu zrzucając z ramion przemoknięty płaszcz. Kiedy zajął miejsce, wziął pudło na kolana i otworzył je, chcąc aby zwierzaka chociaż trochę zajęło rozglądanie się po nowym otoczeniu.
- Ładnie mnie urządziłeś- mruknął w kierunku Tima, próbując delikatnie podrapać zdezorientowanego kociaka za uszami, którymi strzygł na wszystkie strony, po chwili o wiele lepszą rozrywkę odnajdując w rzucaniu się na jego palce nie bez użycia pazurów i kiełków oczywiście.- Idź zamów po ognistej i trochę mleka. Oby je tu mieli.
Sam raczej był unieruchomiony a i czuł, że nie będzie dane mu wypicie kufla w spokoju. Nie tym razem. Jak długo potrwa nim rudzielec znudzi się kiereszowaniem dłoni swojego nowego właściciela na rzecz próby wydostania się? Zakładał, że niewiele. Cóż, musiał jednak przyznać przynajmniej przed samym sobą, że nawet był zadowolony.
Zawsze to coś żywego będzie pałętało mu się pod nogami w mieszkaniu, na tyle samowystarczalne aby móc pozostawić je ma parę godzin w samotności. Lubił zwierzaki, jedyne co powstrzymywało go od zakupu to.. przyzwyczajenie się do nie myślenia o nabyciu jakiegoś.
Po stracie ostatniego z nich, obiecał sobie, że wstrzyma się aż do czasu wyprowadzki, z oczywistych powodów, potem jednak życie tak go pochłonęło, że ani mu to było w głowie. Odnalazł inne, mniej zobowiązujące przyjemności.
Gość
Gość
Wszedł do tego miejsca już drugi raz w jednym miesiącu i aż trochę go to rozbawiło. Nie samo miejsce, ale fakt, że Nell powinien być dumny z postępów jego "socjalizacji", jeśli można tak to nazwać. Poszedł z bratem do stolika i zdjął z siebie płaszcz, by zawiesić go na wieszaku niedaleko. Niech choć trochę przeschnie.
Przyglądał się chwilę, jak bliźniak zajmuje się małym, nieporadnym kotem, nie mogąc przy tym pojąć tej fascynacji ludzi tymi istotami. Nie od dziś jednak wiedział, że w zachowaniu osób dookoła bardzo często nie ma za wiele logiki. Poszedł więc zamówić whisky. Mógłby policzyć na palcach obu rąk, ile razy w ogóle pił względnie mocny alkohol. W ogóle go to nie pociągało, upił się raz z czystej ciekawości, ale i pociągu do tego stanu nie pojmował. Alkohol sam w sobie mu zwyczajnie nie smakował.
Ah i oczywiście nie miał problemów z główną przyczyną dla której ludzie piją: towarzystwem.
Mleko było, w końcu znajdowało się w niektórych drinkach i barman sprzedał mu porcję w niskim naczyniu, choć dziwnie na niego przy tym patrzył. Z nim i dwiema szklaneczkami ognistej wrócił do stolika.
- Nie udawaj niezadowolonego. - powiedział, siadając na przeciwko. Wziął do ręki swoją szklankę i trochę się napił. Skrzywił się przy tym lekko, nie przez palący alkohol, a gorzkość napoju. - Na prawdę ci to smakuje?
Wziął sobie to co bratu bez większego namysłu, ale nie mógł się temu wyborowi nadziwić. Powąchał trochę alkohol.
- Czy chcesz doprowadzić się do problemów z chodzeniem i mówieniem? - dodał i uśmiechnął się pod nosem. Nie sugerował jednak niczego mocniejszego, nie chciał już mocniej dzisiaj brata drażnić.
Przyglądał się chwilę, jak bliźniak zajmuje się małym, nieporadnym kotem, nie mogąc przy tym pojąć tej fascynacji ludzi tymi istotami. Nie od dziś jednak wiedział, że w zachowaniu osób dookoła bardzo często nie ma za wiele logiki. Poszedł więc zamówić whisky. Mógłby policzyć na palcach obu rąk, ile razy w ogóle pił względnie mocny alkohol. W ogóle go to nie pociągało, upił się raz z czystej ciekawości, ale i pociągu do tego stanu nie pojmował. Alkohol sam w sobie mu zwyczajnie nie smakował.
Ah i oczywiście nie miał problemów z główną przyczyną dla której ludzie piją: towarzystwem.
Mleko było, w końcu znajdowało się w niektórych drinkach i barman sprzedał mu porcję w niskim naczyniu, choć dziwnie na niego przy tym patrzył. Z nim i dwiema szklaneczkami ognistej wrócił do stolika.
- Nie udawaj niezadowolonego. - powiedział, siadając na przeciwko. Wziął do ręki swoją szklankę i trochę się napił. Skrzywił się przy tym lekko, nie przez palący alkohol, a gorzkość napoju. - Na prawdę ci to smakuje?
Wziął sobie to co bratu bez większego namysłu, ale nie mógł się temu wyborowi nadziwić. Powąchał trochę alkohol.
- Czy chcesz doprowadzić się do problemów z chodzeniem i mówieniem? - dodał i uśmiechnął się pod nosem. Nie sugerował jednak niczego mocniejszego, nie chciał już mocniej dzisiaj brata drażnić.
Gość
Gość
Nie miał zamiaru udawać niezadowolonego dłużej niż to konieczne, tylko dla podtrzymania pierwszego wrażenia, bo po zastanowieniu był nawet skłonny przyznać, że prezent trafiony. Zamierzał darować Tim’owi tym razem, nie wątpiąc, że ten dostarczy mu jeszcze nie jednej okazji do ustawienia go w pionie.
- Wiesz… patrzę i nie wierzę, że cię nasz ojciec spłodził i to jeszcze w tym czasie co mnie- stwierdził, po tym jak sam pociągnął zdrowego łyka ze szklanki. Napój był mocny i gorzki, palił lekko w gardle, ale to uczucie kiedy po jego wnętrzu przetoczyła się fala ciepła, było wspaniałe.
Z uniesioną sceptycznie brwią obserwował jak brat wącha trunek, mając ochotę pokręcić głową z rezygnacją. On doprawdy zachowywał się czasem, jakby wychował go jakiś dzikus poza cywilizowaną społecznością.
- To ma rozgrzewać a nie smakować- odparł i wziął spodek z mlekiem, ostrożnie wkładając go do pudełka.
Rudzielec, w ostatniej chwili powstrzymany przed staranowaniem go, umoczył sobie w nim jedynie nos, oblizał się i stracił nim całkowicie zainteresowanie. A nie taki był plan. Miał się najeść i pójść spać, chociaż na chwilę.
Zrezygnowany wziął go w końcu na ręce, razem z jego nieszczęsnym napitkiem i zamoczył w nim palca, podsuwając mu go pod pyszczek do oblizania. Nie podda się.
- Skoro jednak już pytasz.. owszem zamierzam, ale tą przyjemność zostawię sobie na wieczór. Teraz dzięki tobie mam dziecko na głowie- odparł, skupiając się na zachęceniu kociaka do samodzielnego picia. - No i chyba nie sądzisz, że jestem to w stanie zrobić tylko tym..
Wskazał znacząco na kufel. Można nie pić alkoholu i nawet to rozumiał, ale pewne podstawowe informacje, chociażby te o upajających ilościach, się nabywało czy się chciało czy nie. No, chociaż może nie kiedy się było nim.
- No dobrze, to pochwal się co u ciebie? Odwiedzałeś w ogóle ostatnio rodziców może?
- Wiesz… patrzę i nie wierzę, że cię nasz ojciec spłodził i to jeszcze w tym czasie co mnie- stwierdził, po tym jak sam pociągnął zdrowego łyka ze szklanki. Napój był mocny i gorzki, palił lekko w gardle, ale to uczucie kiedy po jego wnętrzu przetoczyła się fala ciepła, było wspaniałe.
Z uniesioną sceptycznie brwią obserwował jak brat wącha trunek, mając ochotę pokręcić głową z rezygnacją. On doprawdy zachowywał się czasem, jakby wychował go jakiś dzikus poza cywilizowaną społecznością.
- To ma rozgrzewać a nie smakować- odparł i wziął spodek z mlekiem, ostrożnie wkładając go do pudełka.
Rudzielec, w ostatniej chwili powstrzymany przed staranowaniem go, umoczył sobie w nim jedynie nos, oblizał się i stracił nim całkowicie zainteresowanie. A nie taki był plan. Miał się najeść i pójść spać, chociaż na chwilę.
Zrezygnowany wziął go w końcu na ręce, razem z jego nieszczęsnym napitkiem i zamoczył w nim palca, podsuwając mu go pod pyszczek do oblizania. Nie podda się.
- Skoro jednak już pytasz.. owszem zamierzam, ale tą przyjemność zostawię sobie na wieczór. Teraz dzięki tobie mam dziecko na głowie- odparł, skupiając się na zachęceniu kociaka do samodzielnego picia. - No i chyba nie sądzisz, że jestem to w stanie zrobić tylko tym..
Wskazał znacząco na kufel. Można nie pić alkoholu i nawet to rozumiał, ale pewne podstawowe informacje, chociażby te o upajających ilościach, się nabywało czy się chciało czy nie. No, chociaż może nie kiedy się było nim.
- No dobrze, to pochwal się co u ciebie? Odwiedzałeś w ogóle ostatnio rodziców może?
Gość
Gość
Uśmiechnął się pod nosem. Gdyby nie byli do siebie podobni, czy raczej identyczni jak dwie krople wody, pewnie trudno by im było przekonać kogokolwiek, że są rodziną. Pod każdym względem prócz wyglądu byli całkowicie, ale to absolutnie różni.
- Jak tam uważasz. - nie pociągało to uczucie rozgrzania, choć to już kwestia prywatnych upodobań. Niech Nell lubi co tam chce. Dalej jednak wywrócił oczami. Czy jego brat na prawdę ma go za skończonego idiotę? Zabawne, do tej pory Tim sądził, że tylko on miewa takie myśli o bliźniaku.
- Wiem, że to nie wystarczy, ale skąd mam wiedzieć, ile takich masz zamiar wypić? - odpowiedział mu tonem, jakim zazwyczaj mówi się do wyjątkowo opornego na wiedzę dziecka.
Trzymał w ręce swoją szklankę i zakręcił lekko płynem.
- Rodziców? Byłem z w lutym, jakoś na początku. - prawie ich nie odwiedzał. Czasem, jak się upomnieli, albo brat coś powiedział, choć była to raczej kwestia przyzwyczajenia i może jakiejś rozrywki raczej, niż faktycznej potrzeby. - Może za to za jakiś czas ci kogoś przedstawię.
Dodał bardzo, ale to BARDZO ciekaw, jak zareaguje Nell na taką rewelację. Przyglądał mu się ciekawsko przygotowany raczej na kompletne niedowierzanie, niż jakąkolwiek inną reakcję. Bardzo lubił patrzeć na swojego brata. Przez lata wydawało mu się, że wie czego się po nim spodziewać, ale faktycznie ten bardzo często wciąż go zaskakiwał.
- Jak tam uważasz. - nie pociągało to uczucie rozgrzania, choć to już kwestia prywatnych upodobań. Niech Nell lubi co tam chce. Dalej jednak wywrócił oczami. Czy jego brat na prawdę ma go za skończonego idiotę? Zabawne, do tej pory Tim sądził, że tylko on miewa takie myśli o bliźniaku.
- Wiem, że to nie wystarczy, ale skąd mam wiedzieć, ile takich masz zamiar wypić? - odpowiedział mu tonem, jakim zazwyczaj mówi się do wyjątkowo opornego na wiedzę dziecka.
Trzymał w ręce swoją szklankę i zakręcił lekko płynem.
- Rodziców? Byłem z w lutym, jakoś na początku. - prawie ich nie odwiedzał. Czasem, jak się upomnieli, albo brat coś powiedział, choć była to raczej kwestia przyzwyczajenia i może jakiejś rozrywki raczej, niż faktycznej potrzeby. - Może za to za jakiś czas ci kogoś przedstawię.
Dodał bardzo, ale to BARDZO ciekaw, jak zareaguje Nell na taką rewelację. Przyglądał mu się ciekawsko przygotowany raczej na kompletne niedowierzanie, niż jakąkolwiek inną reakcję. Bardzo lubił patrzeć na swojego brata. Przez lata wydawało mu się, że wie czego się po nim spodziewać, ale faktycznie ten bardzo często wciąż go zaskakiwał.
Gość
Gość
Już prawie zamoczył wargi w alkoholu, kiedy usłyszał ostatnią nowinę jakiej by się spodziewał od Timma. Odstawił szybko szklankę i spojrzał na niego w pełnym rozbawienia oczekiwaniu, zupełnie jakby spodziewając się, że ten wyciągnie sobie zaraz ze spodni białego królika i oznajmi, że żartuje.
- Wiesz.. gdybym miał coś w buzi, to to by się właśnie znalazło na tobie- stwierdził najzupełniej poważnie, mając wrażenie jakby ktoś mu właśnie oświadczył, że w tym roku będą dwie Gwiazdki.
To było po prostu niemożliwe. Nie wyobrażał sobie własnego brata z kimkolwiek, że o bliższych relacjach z kobietą to już w ogóle nie wspomni. On wie co się do nich mówi? I jak? Oczywiste, że nie był idiotą, ale tutaj akurat nie nauczy się wszystkiego od samego patrzenia na innych.
Może coś poczytał.. I widząc w myślach Tima z nosem w książce ‘Jak zrozumieć to co niezrozumiane- czyli jak uwieźć czarownicę’, zaśmiał się sam do siebie głośniej już, kręcąc głową z niedowierzaniem.
Zabrał podpite nieco mleko z pudełka i starając się zając zwierzaka swoją ręką, zwrócił w końcu swoją uwagę na uważnie obserwującego go mężczyznę. No jasne, że to robił, jak zwykle.
- Z chęcią poznam, z chęcią.. tylko powiedz. Gdzie tu jest haczyk co?- poufale pochylił się nad stolikiem.- Tylko bez wciskania mi bujd, że nagle znalazłeś tam gdzieś w środku serce, albo że postanowiłeś uradować rodziców. To jakaś forma porozumienia pomiędzy tobą a nią? Pomóż no- ponaglił go.- Bo w mojej głowie już mam chyba z dziesięć najbardziej szalonych, w twoim przypadku prawdopodobnych jednak, teorii.
Starał się opanować nieco, cierpliwie przytaknąć na wszystko co powie, by następnie dokopać się do sedna tego szaleństwa, jego brew jednak mimowolnie uniosła się do góry w pełnym ironii odruchu. Może gdyby go nie znał, przyjąłby to normalniej..
- Wiesz.. gdybym miał coś w buzi, to to by się właśnie znalazło na tobie- stwierdził najzupełniej poważnie, mając wrażenie jakby ktoś mu właśnie oświadczył, że w tym roku będą dwie Gwiazdki.
To było po prostu niemożliwe. Nie wyobrażał sobie własnego brata z kimkolwiek, że o bliższych relacjach z kobietą to już w ogóle nie wspomni. On wie co się do nich mówi? I jak? Oczywiste, że nie był idiotą, ale tutaj akurat nie nauczy się wszystkiego od samego patrzenia na innych.
Może coś poczytał.. I widząc w myślach Tima z nosem w książce ‘Jak zrozumieć to co niezrozumiane- czyli jak uwieźć czarownicę’, zaśmiał się sam do siebie głośniej już, kręcąc głową z niedowierzaniem.
Zabrał podpite nieco mleko z pudełka i starając się zając zwierzaka swoją ręką, zwrócił w końcu swoją uwagę na uważnie obserwującego go mężczyznę. No jasne, że to robił, jak zwykle.
- Z chęcią poznam, z chęcią.. tylko powiedz. Gdzie tu jest haczyk co?- poufale pochylił się nad stolikiem.- Tylko bez wciskania mi bujd, że nagle znalazłeś tam gdzieś w środku serce, albo że postanowiłeś uradować rodziców. To jakaś forma porozumienia pomiędzy tobą a nią? Pomóż no- ponaglił go.- Bo w mojej głowie już mam chyba z dziesięć najbardziej szalonych, w twoim przypadku prawdopodobnych jednak, teorii.
Starał się opanować nieco, cierpliwie przytaknąć na wszystko co powie, by następnie dokopać się do sedna tego szaleństwa, jego brew jednak mimowolnie uniosła się do góry w pełnym ironii odruchu. Może gdyby go nie znał, przyjąłby to normalniej..
Gość
Gość
Można się tego było spodziewać. Patrzył na swojego brata bez zdziwienia, czy rozbawienia, bo widział właściwie wszystko czego mógł oczekiwać. Zadowolenie wymieszane z zaskoczeniem. Braciszku, bywasz cholernie nudny. Uniósł brew, podpijając swojego drinka. Przez chwilę zastanawiał się, czy to źle, czy dobrze, że Nell tak łatwo go przejrzał, ale doszedł w końcu do wniosku, że musiałby być debilem, gdyby tego nie zrobił. A brata idioty Tim zdecydowanie mieć by nie chciał.
- Planuję zabić jej znajomego. Fajnie się poprzyglądać aurorom. - odpowiedział pewien, lub prawie pewien, że Nell weźmie jego słowa za żart. On sam aż prawie zaczął się śmiać, choć niestety sądził, że Lion tego dowcipu nie zrozumie a nawet, jeśli zrozumie to uzna za całkowicie nieśmieszny. Niestety pod względem poczucia humoru bracia całkowicie się nie rozumieli.
Nawet jeśli z czasem Lionell zrozumie, że jego brat nie żartował, nic z tym nie zrobi. Kto by mu uwierzył? Tim miał swoją opinię, ale na podstawie opinii publicznej nikogo się nie skazuje.
- Jestem ostatnio koszmarnie znudzony. Nawet zegary robią się nudne. - dodał. Jeśli Nell chce to traktować jako prawdziwą odpowiedź na swoje pytanie, niech to robi. a fakt był taki, że kiedy Tim pojął sztukę związaną z mechanizmami zegarów, te zaczęły go nudzić. I chyba właśnie wtedy wpadł na pomysł z całkowicie inną, niż dotychczas rozrywką.
To w sumie całkiem zabawne, ile elementów tej koszmarnej układanki ma pod nosem jedna osoba. A może to tylko spaczone poczucie humoru jego brata? Wszystko jest możliwe.
- Planuję zabić jej znajomego. Fajnie się poprzyglądać aurorom. - odpowiedział pewien, lub prawie pewien, że Nell weźmie jego słowa za żart. On sam aż prawie zaczął się śmiać, choć niestety sądził, że Lion tego dowcipu nie zrozumie a nawet, jeśli zrozumie to uzna za całkowicie nieśmieszny. Niestety pod względem poczucia humoru bracia całkowicie się nie rozumieli.
Nawet jeśli z czasem Lionell zrozumie, że jego brat nie żartował, nic z tym nie zrobi. Kto by mu uwierzył? Tim miał swoją opinię, ale na podstawie opinii publicznej nikogo się nie skazuje.
- Jestem ostatnio koszmarnie znudzony. Nawet zegary robią się nudne. - dodał. Jeśli Nell chce to traktować jako prawdziwą odpowiedź na swoje pytanie, niech to robi. a fakt był taki, że kiedy Tim pojął sztukę związaną z mechanizmami zegarów, te zaczęły go nudzić. I chyba właśnie wtedy wpadł na pomysł z całkowicie inną, niż dotychczas rozrywką.
To w sumie całkiem zabawne, ile elementów tej koszmarnej układanki ma pod nosem jedna osoba. A może to tylko spaczone poczucie humoru jego brata? Wszystko jest możliwe.
Gość
Gość
Uniósł brew wyżej, obdarzając brata zniesmaczonym spojrzeniem na jego ‘żarcik’. O ile można to tak w ogóle nazwać.
- Nie wiem czy ktoś już cię poinformował, ale żarty w założeniu powinny bawić. A tego nie mogę nawet nazwać czarnym humorem, ale spokojnie, rozumiem. Nie chcesz mówić to nie mów- wywrócił oczami i napił się ze szklanki, nie zamierzając go ciągnąć za język.
Może nawet lepiej żeby nie wiedział, jeżeli to jakiś kolejny dziwny eksperyment. Tylko szkoda tej dziewczyny. Czy wiedziała na co się pisze i z kim? Może powinien ją ostrzec? Jeżeli jest inteligentna, sama się szybko zorientuje, że z Timem jest coś nie tak, chyba, że to kolejna z tych wolontariuszek, zdeterminowana aby zostać jedyną bliską przyjaciółką samotnika nieprzystosowanego do życia z innymi. Ileż to już takich widział w szkole koło swojego bliźniaka?
Z początku nawet rozumiał je. Głowa wypełniona romantycznymi wyobrażeniami o tajemniczym chłopaku, który skrywa swoje wspaniałe, ciepłe ‘ja’ pod maska obojętności i chłodu. Nawet może on przez kilka krótkich chwil miał nadzieję, że tak jest i któraś obudzi w nim człowieka?
Szybko jednak zrozumiał, że nic z tego i na kolejne podchody patrzył jedynie ze współczuciem, czasem także z politowaniem, na te daremne wysiłki i marnowanie swojego czasu.
Teraz już z tego wyrósł i nie miał nawet cienia ułudy, że w Timie rozgorzała nagle jakaś namiętność czy pasja. Jedyne co go w życiu napędzały to niezdrowa ciekawość i obserwacje, nie inaczej mogło być wiec teraz.
- Rzuć to więc- poradził mu na wzmiankę o nudzie.- Poszukaj sobie innego zajęcia, nie wiem.. wyjeźdź gdzieś. Możesz nawet poszukać dla mnie wnuków Selby’ego. Zapłaciłbym ci.
Niestety nie było to coś co by go zainteresowało, więc się nie nastawiał nawet. Ot, wspomniał, bo i co mu szkodzi. Kobiety co prawda były fascynującymi istotami, skomplikowanymi, często nieprzewidywalnymi i absorbującymi, czyli spełniały wszystkie kryteria Tima, a mimo to nie wydawało się Lionell’owi aby i one miały zadowolić wypaczone gusta.
Gdyby było inaczej, obawiałby się w rodzinie fetyszysty, niekoniecznie z nieszkodliwymi zamiłowaniami, także akurat tutaj nie widział dużej straty w jego braku zainteresowania płcią przeciwną.
-A powiesz coś więcej w ogóle? Gdzie ją spotkałeś, jaka jest?- zapytał autentycznie zainteresowany, żałując, że nie mógł być świadkiem ich pierwszego spotkania.
- Nie wiem czy ktoś już cię poinformował, ale żarty w założeniu powinny bawić. A tego nie mogę nawet nazwać czarnym humorem, ale spokojnie, rozumiem. Nie chcesz mówić to nie mów- wywrócił oczami i napił się ze szklanki, nie zamierzając go ciągnąć za język.
Może nawet lepiej żeby nie wiedział, jeżeli to jakiś kolejny dziwny eksperyment. Tylko szkoda tej dziewczyny. Czy wiedziała na co się pisze i z kim? Może powinien ją ostrzec? Jeżeli jest inteligentna, sama się szybko zorientuje, że z Timem jest coś nie tak, chyba, że to kolejna z tych wolontariuszek, zdeterminowana aby zostać jedyną bliską przyjaciółką samotnika nieprzystosowanego do życia z innymi. Ileż to już takich widział w szkole koło swojego bliźniaka?
Z początku nawet rozumiał je. Głowa wypełniona romantycznymi wyobrażeniami o tajemniczym chłopaku, który skrywa swoje wspaniałe, ciepłe ‘ja’ pod maska obojętności i chłodu. Nawet może on przez kilka krótkich chwil miał nadzieję, że tak jest i któraś obudzi w nim człowieka?
Szybko jednak zrozumiał, że nic z tego i na kolejne podchody patrzył jedynie ze współczuciem, czasem także z politowaniem, na te daremne wysiłki i marnowanie swojego czasu.
Teraz już z tego wyrósł i nie miał nawet cienia ułudy, że w Timie rozgorzała nagle jakaś namiętność czy pasja. Jedyne co go w życiu napędzały to niezdrowa ciekawość i obserwacje, nie inaczej mogło być wiec teraz.
- Rzuć to więc- poradził mu na wzmiankę o nudzie.- Poszukaj sobie innego zajęcia, nie wiem.. wyjeźdź gdzieś. Możesz nawet poszukać dla mnie wnuków Selby’ego. Zapłaciłbym ci.
Niestety nie było to coś co by go zainteresowało, więc się nie nastawiał nawet. Ot, wspomniał, bo i co mu szkodzi. Kobiety co prawda były fascynującymi istotami, skomplikowanymi, często nieprzewidywalnymi i absorbującymi, czyli spełniały wszystkie kryteria Tima, a mimo to nie wydawało się Lionell’owi aby i one miały zadowolić wypaczone gusta.
Gdyby było inaczej, obawiałby się w rodzinie fetyszysty, niekoniecznie z nieszkodliwymi zamiłowaniami, także akurat tutaj nie widział dużej straty w jego braku zainteresowania płcią przeciwną.
-A powiesz coś więcej w ogóle? Gdzie ją spotkałeś, jaka jest?- zapytał autentycznie zainteresowany, żałując, że nie mógł być świadkiem ich pierwszego spotkania.
Gość
Gość
Stoliki w głębi sali
Szybka odpowiedź