Wydarzenia


Ekipa forum
Royal Opera House
AutorWiadomość
Royal Opera House [odnośnik]10.03.12 22:22
First topic message reminder :

Royal Opera House

★★★★
Royal Opera House to jeden z najważniejszych gmachów operowych w Londynie, znajdujący się w centralnej części miasta – w dzielnicy Covent Garden. Stanowi siedzibę Opery Królewskiej i Królewskiego Baletu. Pierwszy budynek teatru został otwarty w pierwszej połowie osiemnastego wieku, gdy wystawiono komedię autorstwa Williama Congreve'a – "The way of the world". Powstał on wówczas przy placu Covent Garden, który bierze swą nazwę od ogrodu klasztoru benedyktynów westminsterskich. Niegdyś mieścił się tu najważniejszy londyński targ kwiatów, owoców i warzyw. Na przestrzeni lat wystawiano tutaj opery, pantomimy, sztuki teatralne.
Zbudowany jest w stylu klasycystycznym oraz w typowym stylu teatru dworskiego. Do dziś Opera Królewska należy do najpiękniejszych i najznakomitszych budynków operowych świata, gdyż od początku istnienia teatr ściąga tłumy widzów z różnych krajów. Na scenie występowały największe gwiazdy opery i baletu, ale nie mniej ważny jest utalentowany zespół techników, projektantów i producentów, odpowiedzialnych za przygotowanie każdego przedstawienia.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Royal Opera House - Page 15 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Royal Opera House [odnośnik]05.11.22 17:53
Tłumacze nigdy nie mieli prostego zadania — gdy próbowano tworzyć przekłady dzieł, chociażby włoskich, niemieckich lub francuskich, spotykał ich często ten sam problem, co w przypadku dzisiejszej opery. Wtedy niuanse, które zamykały się w oryginalnych słowach, ich substancja, emocje, które miały przekazywać, musiały wymsknąć się wyłącznie sferze fonetycznej, przejść od słów do muzyki. Valerie znała to podejście aż za dobrze, przede wszystkim ze swego rodzinnego domu. Gdzie zawodzą słowa, tam przemawia muzyka, mawiał Leontius Vanity, ojciec śpiewaczki, mawiał też tak jego ojciec, i ojciec ojca przed nimi, maksyma ciągnęła się za ich rodziną od czasów normańskich, gdy księgi po raz pierwszy wspominały ich nazwisko. I to właśnie przyświecało dzisiejszej premierze, w trakcie której wszyscy muzycy robili wszystko, co w swej mocy, aby te różnice — zapisywane przez nich przez tygodnie na marginesach scenariusza — uwzględnić w swej kreacji, poruszanych tonach, mimice, ruchach i gestach.
Uczta trwała w najlepsze, słodki szczebiot Valerie niósł się po sali koncertowej, gdy Marfa wychwalała uczynność, odwagę i męstwo swego narzeczonego. Publika mogła przy tym obserwować, że z każdym uciekającym z ust śpiewaczki słowem i dłońmi o splecionych ze sobą palcach coraz mocniej przyciskanych przez panią Vanity do klatki piersiowej, aktor wcielający się w rolę strażnika carskiego nazwiskiem Griaznoj coraz wyraźniej okazywał swe niezadowolenie. Uczta trwała, radosne rozmowy z krańca stołu należnego Marfie i jej narzeczonemu bojarowi kontrastowały z knuciem Griaznoja i carskiego uzdrowiciela Bomelija. Pchany chorą zazdrością strażnik pragnął podać Marfie to, co w sztuce nazwane zostało amortencją, choć jedno spojrzenie w bok, na kobietę nerwowo przesuwającą karty książeczki starczyło Imogen, aby mogła dostrzec zakreślone słowo Амортенция.
Kurtyna opadła kilka chwil po tym, jak za knującymi mężczyznami prześlizgnęła się ciemnowłosa dziewczyna, spoglądająca na nich uważnie. Nie było wątpliwości, że usłyszała, o czym rozmawiali.
W następnym akcie przedstawienia ta sama dziewczyna — Lyubasha rozpoczynała swój lament mezzosopranem, wymuszając na carskim uzdrowicielu podanie jej kochankowi eliksiru, który sprawi, że ten przestanie kochać Marfę. Mężczyzna zgodził się, choć prędko, gdyż zaraz publiczność mogła usłyszeć wysokie tony, bez wątpienia czystego, wytrenowanego według najwyższych europejskich standardów sopranu. Valerie—Marfa pojawiła się w komnacie uzdrowiciela, opowiadając mu, że pragnie jak najpiękniej wyglądać w trakcie swej ceremonii zaślubin. Rozmarzona śpiewała arię o ogromie miłości, na której drodze nie może stanąć nikt i nic — podeszła też na kraniec sceny, zwracając się do niebios; wtedy jej oczy sunęły po pogrążonych w cieniu lożach honorowych, jakby z nadzieją, że dostrzeże w nich błysk czyichś zaciekawionych oczu, może jakąś konkretną magiczną aurę, która zwróci jej uwagę. Nie było sensu próbować wypatrywać postaci narzeczonego — Corneliusa zatrzymały sprawy państwowe, brzmiało to na tyle poważnie i nudno, że nie mogła narzekać na to wyjaśnienie.
W tym samym czasie Bomelij za plecami śpiewaczki przeczesywał szereg szaf i szafeczek, w poszukiwaniu wcześniej przygotowanej mikstury. Dopiero gdy Valerie zakończyła arię i zwróciła się do niego z szerokim, radosnym uśmiechem, podarował jej niewielką buteleczkę, którą wypiła od razu.
Mroczne akordy posłane w tamtej chwili przez orkiestrę zwiastowały jak na dłoni, że szczęście Marfy nie będzie mogło trwać długo.

Tymczasem siedząca obok Imogen kobieta zmarszczyła gniewnie brwi, a w trakcie przerwy między aktami zamknęła głośno książeczkę.
— Panienka wybaczy, nic z tego nie rozumiem... — szepnęła z odrobiną skruchy w głosie, wzdychając za chwilę dość ciężko. Jak widać, nie wszyscy przeznaczeni byli do odbioru sztuki wysokiej.




tradition honor excellence
Valerie Sallow
Valerie Sallow
Zawód : Celebrytka, śpiewaczka
Wiek : 30 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
sharpen your senses
and turn the knife
i know those
party games too
OPCM : 5 +1
UROKI : 7 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +3
ZWINNOŚĆ : 16 +3
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t10881-valerie-vanity#331558 https://www.morsmordre.net/t10918-andante#332758 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f452-shropshire-sallow-coppice https://www.morsmordre.net/t10921-skrytka-bankowa-nr-2362#332773 https://www.morsmordre.net/t10919-v-vanity#332759
Re: Royal Opera House [odnośnik]12.11.22 21:58
W jej żyłach brakowało płynnego poczucia hm, wyższości? Czegoś głębszego niżeli przyziemne sprawy i pragmatyczna decyzyjność. Była Traversem, zdecydowanie twardym, prostym i konkretnym. Artyści kochali morze, ale morze kochało prostych ludzi. Decydowało się na tych, którzy zamiast porywów serca byli w stanie pokonać porywy natury.
Nie umniejszało to możliwości jej oceny - wpływ wychowania odciskał piętno, wymagając na zapatrzonym w cel umyśle analizować i odczuwać. Niekiedy, emocje były racjonalizowane, tłumaczone i przetwarzane. Ale czasami, tak jak i teraz, rozpływały się naturalnie po młodziutkim ciele. Współodczuwała, choć uczucia, które wpływały z pięknie skrojonych ust i dźwięków śpiewaczki były jej naturalne obce - A może i nie? A może sama się oszukiwała?
Pochłaniała każdy szczegół sceny, niepewności aktorów i brylującą Valerie, choć co do jej personaliów nie była w stu procentach pewna. Imogen, wszakże, była świetną obserwatorką, nie tylko na żywo, ale i świata z gazet. Nie była zainteresowana plotkami i salonowymi gierkami - chciała po prostu wiedzieć, bo wiedza to władza. Świadomość rozmówcy i umiejętność wpływu na niego podnosiła szansę na udaną sprzedaż. Valerie zaś - jakże piękna, charakterystyczna twarz - zapadała w pamięć od razu. Niczym ciepło na wspomnienie kaligraficznego pisma matczynego listu.
Drobny uśmiech rozjaśnił młodą twarz, gdy ledwie na moment spojrzenia połączyły się, zaś oczy - jej zachwycone jakością, śpiewaczki wypełnione emocjami współdzielonymi z postacią - splotły się ledwie na moment.
Miała niesamowity talent.
Szum obok niej i podniesiony ton skupił uwagę wybitą z chwili konsternacji. Spostrzegła ledwie ruch obok siebie, gdy usłyszała słowa, ewidentnie skierowane do niej, choć nie ceniła sobie przykuwania uwagi. Przełknęła więc ślinę, obdarzając kobietę lekkim uśmiechem.
- Czy to istotne? Niech cieszy się Pani tym, co widzi. - Krótko, nie tyle ozięble, co z dozą dystansu. Nie należała do tych skrajnie uprzejmych, odzianych w ułudę i słodkie kłamstwa. Jeśli ktokolwiek za cokolwiek miałby ją cenić, to zdecydowanie wybrałby prostolinijność i szczerość. Wyjątkowo rzadką i cenną, bo jakże nieprzydatną w codziennym życiu klasycznej, niemalże kalki damy.
Kłamstwa ceniła te tutaj - na łamach teatru, na scenie odzianej fikcją z samej nazwy i zasady, poza nimi idąc ścieżką prawdy - przynajmniej tej jej znanej, która niekoniecznie współgrała z realiami.
Kobieta nie zdołała powiedzieć nic więcej, gdy zaczął się kolejny akt. Zielone spojrzenie zaczęło śledzić oryginalny tekst, wyłapując kolejne niuanse przekładu na jej ojczysty język. Momentami, tak jak na przykład teraz, wyjątkowo ubogi. Artyści jednak dorównywali wykonaniu, które wyobrażała sobie przy pierwszym czytaniu sztuki, choć było w nich coś ciepłego, co stanowiło rzadkość się w rosyjskich sztukach.
Rosja była szorstkością, bólem i buntem. Chłodem i biedą i skrajnym bogactwem, do którego na przestrzeni tysiącleci tak przywykli, że ich sztuki nie były barwne - one były przerysowane. Wyryte skrajnymi emocjami na twarzy, niezrozumiałym cierpieniem - niemalże egzystencjonalnym, nie pochodzącym od przeżywanych rozterek.
Każdy przekład był z roku na rok łagodniejszy - a ten tutaj, w delikatnym śpiewie i słodkiej urodzie głównej śpiewaczki - był ledwie skroplony oryginalnym cierpieniem, ale adekwatny do przesiąkniętego bólem wojny społeczeństwa. W punkt - i to musiała przekazać. Lekkim skinięciem palców zawołała do siebie ochronę, a chwilę później bezceremonialnie poprosiła o możliwość rozmowy z artystami.
Nie wnikała jak - oni wszyscy mieli przecież swoje sposoby, a jej przyszło spocząć na gotowym.



ogień, morze i kobieta - trzy nieszczęścia.
Imogen Yaxley
Imogen Yaxley
Zawód : dama, poliglotka, tłumaczka języka rosyjskiego
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
rozpalasz ogień, niech płonie
nie mógłby żaden z nich temu
zapobiec
OPCM : 2
UROKI : 2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2
TRANSMUTACJA : 9 +8
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Półwila
Royal Opera House - Page 15 A428b07e606913df291129e6d572399a
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11409-imogen-travers https://www.morsmordre.net/t11423-rusalka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t11713p15-komnaty-imogen#375795 https://www.morsmordre.net/t11714-skrytka-bankowa-2490#362359 https://www.morsmordre.net/t11457-imogen-n-travers
Re: Royal Opera House [odnośnik]13.11.22 18:09
Prąd zadowolenia przeszedł przez ciało śpiewaczki, bo w istocie rzeczy — ich spojrzenia spotkały się, jasna zieleń zetknęła się z jasnym błękitem i przez jedną krótką chwilę nie istniało nic ponad to. Ponad barwę morskiej toni w słoneczny dzień, toni, która łagodziła neurotyczne zmysły, toni, która porywała tych, co nie sprostali jej temperamentowi. I przez tę krótką chwilę Imogen mogła dostrzec w oczach swej obserwatorki błysk, błysk zrozumienia, zaproszenia do dalszego zanurzenia się w spektaklu. Ten zbliżał się powoli do punktu kulminacyjnego, do dwóch końcowych aktów, historia musiała toczyć się dalej.
Kurtyna wzniosła się raz jeszcze, przedstawiając publiczności widok sali tronowej pałacu carskiego. Na samym jego końcu, na wzniesieniu i tronie zasiadał ciemnowłosy mężczyzna o długiej brodzie i marsowej minie. Przed nim, w pełni skupienia, które rozpoznać łatwo mogły inne tancerki, a dla niedoświadczonych w tej sztuce nieuchwytnym, wypartym przez beztroskość i lekkość ruchów, tańczyły debiutantki, w tym Valerie—Marfa. Bledsza niż we wcześniejszej scenie, z ustami potraktowanymi głębszą czerwienią, poruszała się z wigorem równym innym kobietom, lecz to właśnie jej najmocniej przyglądał się aktor, który odgrywał rolę cara. Gdy muzyka balowa ucichła, a układ się zakończył, debiutantki uciekły na boki sceny, zanurzając sie w rozmowach między sobą. W tym samym czasie car wyśpiewał swą solową arię, w której zdradzał swemu sekretarzowi, że wybrał wreszcie kandydatkę na swą żonę i będzie nią oczywiście Marfa. Sekretarz podbiegł do wyraźnie zaskoczonej Valerie, podając jej rękę carowi, gdy kurtyna opadła, aby wznieść się tego wieczoru ostatni już raz.
Car w dalszym ciągu trzymał swą — już — żonę (dało się to poznać po bogato zdobionym ślubnym, rosyjskim kostiumie) za dłoń, lecz Valerie nie stała już przy jego boku, zamiast tego leżała w łóżku. Wyglądała na prawdziwie wyczerpaną i słabą, choć wciąż odznaczała się pięknem, które w historii Iwana Groźnego przyciągnęło go w pierwszej kolejności do swej branki. Na scenę wkroczył carski sekretarz, który poinformował cara o egzekucji byłego narzeczonego Marfy, bojara Lykowa, na co Valerie zaragowała gromkim płaczem, uspokojonym tylko basowymi nutami głosu cara, w piosence tłumaczącego wszystkie przewiny jej byłego narzeczonego, oskarżając go o jej otrucie, nim pieśń zostanie przerwana, przez pojawienie się carskiego lekarza.
Lekarz dołączył do pieśni, przyznając się do podania Marfie—Valerie trucizny na polecenie strażnika zakochanego w dziewczynie, przerywanej co chwilę przez zawodzącą, pogrążającą się w truciźnie rozpaczy carycy. Car cały czas trwał przy swej żonie, choć w drugim wejściu jego pieśń zabrzmiała groźniej, bardziej ponuro, a aktor wślizgnął się w język rosyjski zupełnie niespodziewanie, wydając wyrok śmierci na truciciela żony. W tym samym czasie drżąca dłoń śpiewaczki dotknęła policzka aktora, przyciągając jednocześnie jego czoło do własnego, gdy rozpoczęła pieśń finałową, pieśń smutną, o odchodzącej miłości. Marfa nie żegnała się jednak z carem.
Żegnała się z niedoszłym mężem, straconym na carski rozkaz. Wszak sama straciła zmysły, niedługo przyszło czekać, aż opadła bez życia na białe poduszki, a kurtyna opadła, zamykając przedstawienie.

Pojawili się na scenie jeszcze raz, dziękując całą obsadą opery za oklaski wyraźnie zadowolonej widowni. Valerie była niezwykle zadowolona z przebiegu tejże premiery, wiedziała, że każdy ze śpiewaków dał z siebie wszystko, a w oczach siedzących w pierwszych rzędach ludzi widziała malujące się zadowolenie. Pragnęła dojrzeć jeszcze raz jasną zieleń oczu, która przyciągnęła ją wcześniej, ale nie miała już tego samego szczęścia.
Gdy zeszła ze sceny, zaczepił ją jeden z elegancko ubranych mężczyzn pracujących w Royal Opera House.
— Madame, lady Travers zechciała z madame pomówić. Mógłbym zaprosić ją do...? — nie musiał kończyć, wypełniona euforią udanego w swym odczuciu spektaklu Valerie czuła, że miała jeszcze więcej energii niż z ranka. W dodatku lady Travers pragnęła się z nią spotkać! Cóż za udany wieczór!
— Oczywiście, proszę prosić do głównej garderoby — zaszczebiotała, choć zdecydowanie ciszej niż na scenie. Główna garderoba, którą zajmowała dziś Valerie, nie była może podobna do komnat w dworku szlacheckim, lecz była najbardziej wygodnym z pomieszczeń oferowanych przez operę. Poza toaletką znajdowało się jeszcze wydzielone do przebierania miejsce za parawanem, wygodna, czerwona kanapa, dwoje foteli i szklany stolik, na którym stała waza ze świeżymi kwiatami.




tradition honor excellence
Valerie Sallow
Valerie Sallow
Zawód : Celebrytka, śpiewaczka
Wiek : 30 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
sharpen your senses
and turn the knife
i know those
party games too
OPCM : 5 +1
UROKI : 7 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +3
ZWINNOŚĆ : 16 +3
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t10881-valerie-vanity#331558 https://www.morsmordre.net/t10918-andante#332758 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f452-shropshire-sallow-coppice https://www.morsmordre.net/t10921-skrytka-bankowa-nr-2362#332773 https://www.morsmordre.net/t10919-v-vanity#332759
Re: Royal Opera House [odnośnik]19.11.22 0:26
Niegdyś - gdy naiwność tkwiła w przepełnionym kaprysami ciele - wierzyła w historie miłosne, zjednanie dusz, poświęcenie w imię prawdziwości uczuć i przeznaczenie. Młodziutka twarz rozpływała się w niebotycznie wyolbrzymionych historiach, owianych słownictwem przystosowanym do młodocianej damy. Później, będąc najmłodszą wśród przyjaciół, słuchała o pierwszych miłościach, pocałunkach i zbliżeniach, na które oni - nieszlachetnie urodzeni, choć dalej spowici przemilczeniem w szerszym gronie - mogli sobie niejawnie pozwolić. W jej świecie, miłość mogła się pojawić u wytrwałych - matka mówiła o miłości wobec męża, bo to on podarował jej dzieci, stabilność i spokój. Ciotka, wżeniona w inny ród, mówiła, że każdego da się pokochać.
Imogen nie należała do kobiet buntowniczych - wbrew rodzącym się w głowie wymysłom i rozbudzonej na nowo rok temu zadziorności humorków, potrafiła trzymać wodze emocji i marzeń w absolutnym wstrzymaniu. Nie kpiła, nie zaprzeczała ani nawet nie rzucała topowego sloganu, że jej miłość nigdy nie spotka.
Akceptowała stan faktyczny wraz z każdą możliwą zmianą na przestrzeni lat. Może dlatego potrafiła współczuć i rozumieć, spoglądając w roziskrzone spojrzenie. Nie musiała zasmakować cierpienia Marfy, by teraz - w eterze emocji, muzyki, gry półcieni - współodczuwać każdym fragmentem skóry podniosłość i prawdziwość przedstawionych emocji. Choć oryginał sztuki przynosił na myśl intensywną woń cynamonu przemieszanego z pieprzem, to w brytyjskiej wersji słodkość wanilii
również przemieszała się z gorzkością łupin kawy.
Można było zawdzięczać to ogółowi artystów, lecz, w istocie, powinno tylko jednej artystce. Oryginalna Marfa trafiała do serca przerysowaniem - skrajnościami wylewającymi się spod każdego wersu jej gry; śpiewaczka dodała jej prawdziwości, jakby spływające po policzkach łzy odczuwała niegdyś głębiej, niż wczuwając się w rolę. I wtedy, fenomenalny koniec. Oklaski i słowa podziwu przepełniły salę, wśród której szczupłe palce również zbijały cichy wiwat.
W dłoni dzierżyła książeczkę z tłumaczeniem, wymijając wychodzących widzów. Sięgnęła za ramię, zlecając przesłanie artystce następnego dnia bukietu peoni w podziękowaniu za możliwość spotkania, by w bezszelestnym, lekkim kroku, trafić za pracownikami do głównej garderoby.
Nie była zawstydzona banalnością i prostotą swojego wyglądu, które nie zwykły cechować arystokratek. Nie potrzebowała dodatkowych ozdób, gdy cała przestrzeń wokół niej wypełniała się słodkością uroku - nadprzyrodzonego, niewybranego i mimowolnego.
Coś cenniejszego tkwiło w Valerie, do której podeszła pełnym gracji, choć pewnym krokiem. Blondynka była przepełniona naturalnym, niewymuszonym wdziękiem i słodkawą nutą emocji, które wzbudzała każdym swoim ruchem. Nie potrzebowała do tego przodkiń z puli magicznych istot ani kszty kłamstwa. Wydawała się wyjątkowo krucha, przy lodowatej na pozór Imogen, wręcz przesłodzona. Ale lady właśnie na to liczyła, widząc delikatny błysk oka na scenie.
- Niebywały występ, najszczersze gratulacje. Niezmiernie miło mi również poznać. - Mimo młodego wieku, głos wybrzmiał głębią dojrzałości. Delikatny uśmiech zagościł w kącikach ust, a dłoń sięgnęła do towarzyszącej jej artystki, by w niestosownym, acz wyjątkowym geście, delikatnie ją uścisnąć. Na osobności, w której pozostały, mogła pozwolić sobie na taki gest, sięgając głębiej niż mogłaby to robić umyślna manipulacja. Imogen, po prawdzie, wnikała do umysłów ludzi w nieświadomy i nieumyślny sposób bardziej, niż mogłaby to zwalać na urok półwili.
- Marfa, wybrzmiewając Pani emocjami, była bardziej sobą niż w pierwotnym utworze. - Odbiór pozostawiła Val, choć wyrok padł szybko i sprawnie. Blond kosmyk Travers wysmyknął się na moment z koka, trafiając z pomocą sięgnięcia dłoni za ucho arystokratki, a wypływająca spomiędzy palców niepoprawność kusiła niekiedy bardziej, niż jej własny urok.
- Przejdźmy na Ty, jeśli tylko Pani to odpowiada... Imogen.
Gilotyna opadła, uśmiech spowił całą młodą twarz, a chęć rozważania emocji musiała wyjść dalej, niż niuanse socjety.
Musiały być sobą, daleko od dam i pań, aby móc otworzyć się na prawdziwe, odbierające spektakl ja.


ogień, morze i kobieta - trzy nieszczęścia.
Imogen Yaxley
Imogen Yaxley
Zawód : dama, poliglotka, tłumaczka języka rosyjskiego
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
rozpalasz ogień, niech płonie
nie mógłby żaden z nich temu
zapobiec
OPCM : 2
UROKI : 2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2
TRANSMUTACJA : 9 +8
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Półwila
Royal Opera House - Page 15 A428b07e606913df291129e6d572399a
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11409-imogen-travers https://www.morsmordre.net/t11423-rusalka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t11713p15-komnaty-imogen#375795 https://www.morsmordre.net/t11714-skrytka-bankowa-2490#362359 https://www.morsmordre.net/t11457-imogen-n-travers
Re: Royal Opera House [odnośnik]29.11.22 18:27
Bukiet peonii zostanie zapamiętany na długo. Tak samo, jak niemalże lodowa sylwetka półwili, która swą obecnością zaskoczyła niespodziewającą się tego w pierwszej chwili śpiewaczkę. Jasny błękit spojrzenia roziskrzył się jednak nagłą radością, takie spotkania nie zdarzały się Valerie dość często, po części z jej własnej winy. Dbała o swoją prywatność, nie dopuszczała do garderoby wielu osób, ale dla lady Imogen mogła przecież zrobić wyjątek. W pamięci wciąż świeże było wspomnienie e l e k t r y c z n o ś c i, która połączyła je w chwili, gdy spotkały się spojrzeniem; przypadek połączył je dziś mocniej. Węzłem, który będzie tak silny, jak wspomnienie tego wieczoru w ich pamięci.
Jej pojawienie się było równie magiczne i niespodziewane, jak wszystko to, co prowadziło wreszcie do przekroczenia progu przez lady Travers. Może to jej urok, ten dziedziczny, niebędący jej świadomym życzeniem, będący zaś czymś, z czym żyć nauczyć się musiała, dodał tej chwili jeszcze więcej magii. Śpiewaczce zdawało się, że ta sama gęstniała w powietrzu, wypychając cząsteczki tlenu gdzieś na bok, pozostawiając równie życiodajną energię pośrodku, energię, względem której powinna przecież czuć się zazdrosna — piękno było w życiu kobiet tematem niezwykle wręcz drażliwym, lecz Valerie miała wystarczająco dużo lat, by wiedzieć, że była to walka z wiatrakami. Lady Imogen nie stanowiła wszak konkurencji. Nie miały wspólnych pól, na których mogłyby konkurować, konkurencja zresztą nie mogła przynieść im nic dobrego. Znacznie lepiej było okazać sobie wzajemne wsparcie; Imogen wydawała się młodą, ale mądrą i rozważną kobietą, a obracająca się wśród elit Valerie była dumna z tego, że dama zechciała się z nią spotkać. Pragnęła wywrzeć na niej najlepsze wrażenie, jakie tylko mogła. Wszak takie odwiedziny, słowa, które spłynęły z ust powściągliwej damy, były słodsze od wszystkich, nawet najlepszych recenzji, które zebrała od wielu krytyków w ciągu swej całej kariery.
Dłoń sięgnęła do dłoni, którą zamknęła w delikatnym uścisku. Serce Valerie przyspieszyło, na usta wystąpił ciepły, łagodny uśmiech.
— Cała przyjemność po mojej stronie, najdroższa lady. Gdybym mogła zrobić dla was cokolwiek, proszę nie krępować się ze swymi prośbami. Serce wzlatuje w przestworza, gdy uświadamiam sobie, że mogłam swym występem uczynić radość tak szlachetnemu sercu — słowa płynęły same i choć były wymuskane naukami szlacheckiej etykiety, która po latach trwania wśród ścisłej elity — najpierw niemieckiej, od miesięcy także angielskiej — stała się drugą naturą madame Vanity, były niewątpliwie szczere. Względem tego nie można było mieć nawet krzty wątpliwości. Ciepło dłoni Valerie, którą zetknęła się z jasną skórą Imogen, mogło wyłącznie potwierdzić to wrażenie. Bo choć była delikatnie zdziwiona taką zażyłością gestu, nie znały się wszak wcześniej wcale, w prywatności garderoby dwie rozsądne kobiety mogły pozwolić sobie na więcej, w niemym pakcie, że wszystko, co zdarzyło się w tychże czterech ścianach, na zawsze w nich pozostanie.
Wciąż pokryte intensywną, kostiumową czerwienią wargi rozchyliły się lekko w odpowiedzi na komplement. Krucha rama ciała Valerie zadrżała odrobinę, gdy nabierała oddechu, kąciki ust wzniosły się wyżej, formując przyjemny dla oka, szerszy uśmiech. Czujne spojrzenie naturalnie sięgnęło ku umykającemu upięciu kosmykowi. Musiała powstrzymać myśl o pomocy przy upięciu, widziała kobiety pracujące przy niej wielokrotnie, sama nabrała też kilku dobrych nawyków. Mogłaby poprawić upięcie tak, że nikt nie dostrzegłby, że kiedykolwiek zostało rozluźnione.
— Miała lady okazję usłyszeć oryginał? Prawdopodobnie w aranżacji Blumenfelda, nie mylę się? — Feliks Blumenfeld umarł dla świata mugoli ponad 20 lat wcześniej, ale magiczna socjeta wciąż mogła się cieszyć się jego talentem, przede wszystkim w magicznej Moskwie. — Ja miałam okazję widzieć ją tylko raz, w Poczdamie. Wielką szkodą jest, że rosyjskie dzieła nie znajdują się w zachodnim repertuarze częściej. Potrafią być... Och, nie chcę zabrzmieć pretensjonalne, ale bardziej żywe? Surowe tą żywotnością właśnie. Zupełnie różne od tego, co oferuje na przykład nasza kultura.
Co na ten temat sądziła Imogen? Czy mogła podzielić zdanie Valerie, a może miała na ten temat zupełnie inne przemyślenia? Śpiewaczka zsunęła na moment wzrok z przyciągającego spojrzenia lica, w dłoniach półwili wciąż tkwiła książeczka z tłumaczeniem.
Wzniosła je jednak równie prędko, dźwięk padającej propozycji splątał się z biciem serca. Jako starsza, rozsądniejsza, powinna teraz dopytać, czy lady Travers była tego kroku pewna, zapewnić, że mogą powrócić do wygodnych, zdystansowanych form w każdym czasie. Ale jako artystka była przede wszystkim wolną duszą, poszukującą nieoczywistości, niezwykłości w każdej dziedzinie życia. Lady Imogen Travers spadła jej z nieba, dosłownie.
— Valerie. Nie mogłabym wyobrazić sobie lepszego przebiegu dzisiejszego wieczoru — delikatnie ściszyła głos, dodając tym samym odrobinę swego czaru do kameralnej atmosfery. Znów nie kłamała, znów poczuła tamten prąd. Rzadko kiedy spotyka się kobiety równie elektryzujące, jak jej dzisiejsza towarzyszka.
Cofnęła się wreszcie o krok, szerokim gestem wskazując na kanapę i fotele.
— Cóż byłaby ze mnie za gospodyni, gdybym kazała ci stać — radosny, wciąż śpiewny chichot wypełnił garderobę. — Wybierz miejsce, w którym będzie ci wygodniej. Nie mogę niestety zaoferować do picia nic mocniejszego od kremowego piwa, czasy, gdy w operze pijało się szampan, odchodzą powoli do przeszłości — w głosie pobrzmiała nutka smutku, kryzys zaopatrzeniowy niestety nie opuszczał nawet instytucji kultury. — Aczkolwiek jeżeli preferujesz chociażby herbatę lub masz ochotę na posiłek, twoje życzenie będzie dla mnie rozkazem wypełnionym z przyjemnością.




tradition honor excellence
Valerie Sallow
Valerie Sallow
Zawód : Celebrytka, śpiewaczka
Wiek : 30 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
sharpen your senses
and turn the knife
i know those
party games too
OPCM : 5 +1
UROKI : 7 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +3
ZWINNOŚĆ : 16 +3
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t10881-valerie-vanity#331558 https://www.morsmordre.net/t10918-andante#332758 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f452-shropshire-sallow-coppice https://www.morsmordre.net/t10921-skrytka-bankowa-nr-2362#332773 https://www.morsmordre.net/t10919-v-vanity#332759
Re: Royal Opera House [odnośnik]11.01.23 13:06
Gościnność i ciepło Valerie przemawiało do Imogen w głębokim poczuciu słuszności własnych czynów. Choć jej ruch - kontrowersyjny - mógł sprowadzić krytyczne spojrzenia, to jeśli miały rozmawiać o sztuce, nie wyobrażała sobie granic - tak, jak i sama wyobraźnia ich nie miała.
Nie była znawcą, wiedziała więcej od absolutnego minimum, ale zdecydowanie nie mogła błyszczeć niesamowitą wiedzą swoich szlachetnych rówieśniczek. Czarne lata odebrały jej wyjścia towarzyskie, ochotę na naukę a już tym bardziej zgromadzenia przepełnione obcymi ludźmi. Porywała się na to tylko zmuszona przez matkę, aby nie sprawiać jej przykrości, wszakże rodzicielka była najszczerszą, najukochańszą osobą na świecie - nie powinna zwalać swojego bólu na nią, choć, jako dziecko, i tak to uczyniła swoim własnym bólem.
- Owszem, zapoznałam się przed laty z oryginałem. - Uśmiechnęła się, odpowiadając zdawkowo. Wolała słuchać, niż mówić, ale nie omieszkała napędzać tej rozmowy. Przecież po to przyszła.
- Rosyjski jest niebywale trudnym językiem, a kunszt wielkich poetów i pisarzy jest znany i stosunkowo zrozumiały dla absolutnej mniejszości. - Przytaknęła Valerie, zgadzając się co do surowości. Naród wychowywany na bezgranicach, surowości i uciśnieniu przelewał na papier to, co chcieli jego mieszkańcy - poczucie, że nie są sami w swoich emocjach.
- Nie dziwię się absolutnie niechęci do przekładania rosyjskich sztuk. Mówiąc szczerze, brakuje nam niekiedy słownictwa, aby móc przekazać wyrażone w oryginalne emocje. Wtedy niewyobrażalnie je spłaszczamy i odbieramy całą gamę kolorów... odcieni szarości. - Uniosła lekko brwi, w geście zastanowienia, po chwili ponownie spoglądając na piękną twarz solistki. - Ale dzisiaj, wyjątkowo, naprawdę było czuć oryginalne emocje. Ręce związane w niewypowiedzianym niematerialnym braku mocy. Zgubione spojrzenie z iskierką nadziei i basta... - nadążając za swoimi słowami, pstryknęła palcami i pogłębiając uśmiech.
- Koniec. W punkt, jakby sama Twoja mimika zwiastowała opuszczenie kurtyny. Wyjątkowe. - Komplementom nie było końca, ale czyż Valerie nie była tego świadoma? Momentami, w chwili rozemocjonowania pojawieniem się Imogen zdawała się niedowierzać - a półwila, mimo noszonego nazwiska, czuła się absolutnie zwyczajna i prozaiczna. Według Traversównej, to możliwość porozmawiania z tak wyjątkowo utalentowaną artystką było tutaj wyjątkowe, nie jej sama obecność - być może dlatego, nieświadomie, zawsze starała się zminimalizować bariery.
Szczególnie z tak przeuroczą osóbką, jaką teraz widziała w Val.
- Poproszę wodę, tak dla otrzeźwienia umysłu. - Uśmiechnęła się, zająwszy jedno z wygodniejszych, wyłożonych aksamitem krzeseł. Ułożywszy nogę na nogę wyprostowała je lekko, nadgarstki opierając o zaostrzony zarys kolana.
- Absolutnie dziękuję za cokolwiek więcej, Valerio. Zresztą, nie pijam alkoholu. - Poczekała, aż jej towarzyszka również zajmie miejsce, w międzyczasie odbierając wodę i sięgając po drobny łyk. Nie krępowała się, była jednak wyjątkowo stonowana, spokojna - gotowa słuchać tak, jak Valerie chciałaby być wysłuchana, jednocześnie, będąc równie merytoryczną w drugą stronę.
- Opowiedz mi, moja droga, co było dla Ciebie najtrudniejsze w tej roli... w tej karierze? - Spojrzała w pełni na piękność naprzeciwko niej, odziewając twarz delikatnym, ciepłym uśmiechem. Interesowało ją to - dało się to wyczytać niemalże z każdego fragmentu mimiki. Dlaczego? Sama jeszcze nie do końca rozumiała. Może chciała ujrzeć w personie aktorskiej - człowieczeństwo.


ogień, morze i kobieta - trzy nieszczęścia.
Imogen Yaxley
Imogen Yaxley
Zawód : dama, poliglotka, tłumaczka języka rosyjskiego
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
rozpalasz ogień, niech płonie
nie mógłby żaden z nich temu
zapobiec
OPCM : 2
UROKI : 2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2
TRANSMUTACJA : 9 +8
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Półwila
Royal Opera House - Page 15 A428b07e606913df291129e6d572399a
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11409-imogen-travers https://www.morsmordre.net/t11423-rusalka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t11713p15-komnaty-imogen#375795 https://www.morsmordre.net/t11714-skrytka-bankowa-2490#362359 https://www.morsmordre.net/t11457-imogen-n-travers
Re: Royal Opera House [odnośnik]02.02.23 12:49
Czy było coś piękniejszego od możliwości współdzielenia sztuki? W umyśle Valerie piękniejsza mogła być już chyba tylko prawdziwa, gorąca miłość. Bycie romantyczką, przez lata spętaną w okowach niechcianego, brutalnego małżeństwa (które samo z siebie było karą za wcześniejsze romantyczne wzniesienia) wyznaczało jej drogę, także tą zawodową. Może reżyserzy wszelkiego rodzaju i pochodzenia wyczuwali w niej to samo — tę tęsknotę za zrozumieniem i troską, którą karmiła w sobie przez dziesięć długich lat — i dlatego obsadzali ją ostatnimi czasy w rolach kobiet zakochanych bez pamięci, które w miłości znajdowały najwyższe honory, ale także swój koniec.
Czy życie nie toczyło się podobnymi torami? Gdyby uczyć się na błędach Marfy, Izoldy, Brunhildy... Czy dałoby się uniknąć nadciągającej tragedii?
— I jakie było to uczucie? — spytała niemal od razu, jasne oczy zalśniły ciekawością. Znów złapała się na tym, że niezwykle ciekawa była tego, co czuł odbiorca — odbiorczyni — sztuki. Zazwyczaj przecież była tym, który swe emocje przekazywał, znajdowała się po drugiej stronie lustra. Niewiele osób zresztą było w stanie odpowiedzieć na podobne pytanie zupełnie szczerze, często w obawie przed niezrozumieniem detali, wygłupieniem. Lady Travers posiadała wszystkie umiejętności, które pozwalały jej rozumieć, przynajmniej tak twierdziła śpiewaczka. I dlatego właśnie jej opinia była dla niej aż tak istotna.
— Od lat mówię sobie, że powinnam sięgnąć wreszcie po klasyki rosyjskiej literatury, ale przy takim zapracowaniu i tempie pomiędzy jednym występem a drugim nigdy nie mogę odnaleźć czasu... — westchnęła, chociaż w dalszym ciągu uśmiechała się ciepło; zawieszone w tęczówkach półwilich oczu spojrzenie szukało zrozumienia, może gdzieś na poziomie duszy. Nie znały się prawie wcale, dopiero plotły ze sobą swe losy, a jednak postawa Imogen, z pozoru kontrowersyjna, otworzyła jej i Valerie drzwi do relacji, której nie byłyby w stanie stworzyć pośród standardowych ram. Relacji, w której naturalnie płynęła szczerość, zaskakująco bliska duszy. Szczerość, która przychodziła najprościej z kimś, z kim nie można było się znać długo.
Zamilkła, wsłuchując się w słodycz komplementów płynących z ust arystokratki. I choć bywała wyczulona na fałszywe pochlebstwa, w tej sytuacji nie dostrzegała nawet ich grama. Ni okruszka. Wydawało się, że młoda jeszcze dama jest prawdziwie zadowolona z możliwości rozmowy, na moment zmieniając się w samą siebie. Bez herbu wiszącego nad głową, bez półwilich genów przyciągających spojrzenia. W tym konkretnym momencie była po prostu Imogen, młodą dziewczyną zafascynowaną językiem rosyjskim, przeżywającą dopiero co zakończoną sztukę. Ta realizacja z kolei złapała Valerie za serce, rozczulając do granic możliwości.
— Zatem woda dla nas obu — postanowiła, przelewając zawartość karafki stojącej na jednym ze stolików do dwóch wysokich szklanek. Podała jedną z nich Imogen, z drugiej upiła jeden łyk niedługo później. Gdy ponownie zajęła miejsce, skinęła głową na wyznanie Imogen o alkoholu. — Przyznam ci szczerze, że również z niego rezygnuję. O wiele lepiej jest zachować trzeźwość umysłu i nie męczyć się z opuchlizną z rana — uśmiechnęła się szerzej, odstawiając szklankę na stolik. Imogen oczekiwała odpowiedzi na ważne pytanie. Na pytanie skomplikowane, fundamentalne. Ale Valerie nie unikała tychże. Ostatnimi czasy wolała nawet wychodzić im naprzeciw.
— W roli Marfy najtrudniejsze było powrócić do niewinności — zniżyła nieco głos, aby oszczędzać struny głosowe, obolałe po intensywnym wysiłku. Przeniosła wzrok raz jeszcze na twarz swej rozmówczyni, chcąc czytać jej reakcje na tyle, na ile tylko jej pozwoli. — Niedługo kończyć będę trzydzieści lat, ciężko w to uwierzyć... — ząśmiała się krótko, odrzucając na chwilę głowę w tył. Jasne loki zafalowały miękko, ostatecznie wracając do swej wcześniejszej pozycji. — Ale życie z punktu widzenia dwudziesto i trzydziestolatki jest zupełnie różne. Wielu rzeczy nie dostrzega się, gdy jest się młodszym, a trudniej jest nie zwracać na nie uwagi po upływie czasu — Marfa mogła dostrzec, że zbliża się do swego końca, że spisek zatruwa jej krew. — W karierze natomiast... — kolejny łyk wody, dla orzeźwienia umysłu. — Rywalizacja, z pewnością. Tylko najlepsi z najlepszych osiągną cokolwiek, jedynie wybitni będą mogli być rozpoznani. To ciężki zawód, Imogen. W szczególności, gdy nie zna się ludzi i nie wie, do czego są zdolni, by wspiąć się na sam szczyt.
To nie jest życie dla lubiących spokój. To nie jest życie dla słabych, dla unikających poklasku.
— Opowiedziałabym ci więcej o kulisach, ale nie chciałabym zepsuć ci magii opery — puściła jej porozumiewawcze oczko, lecz w tym samym momencie drzwi od garderoby otworzyły się nagle, a młoda dziewczyna wsunęła głowę w szparę pomiędzy drzwiami a framugą.
— Madame Vanity? Pan reżyser chciałby zamienić z panią jeszcze kilka słów... — szepnęła sfrapowana, gdy tylko dostrzegła obecność Imogen. Valerie natomiast westchnęła krótko, choć uśmiech dalej rozciągał się na jej ustach. Przeniosła spojrzenie na swojego gościa, podnosząc się miękko z miejsca.
— I trzeba być na każde zawołanie reżysera — zażartowała, wygładzając suknię na sobie. — Pozwolisz, że wystosuję do ciebie zaproszenie na moją następną sztukę? Wydaje mi się, że przypadnie ci do gustu. Tymczasem... Niezwykle cieszę się z naszego spotkania. Dziękuję — odwróciła się do damy raz jeszcze, nim przekroczyła próg. — Do szybkiego zobaczenia?

| z/t :pwease:




tradition honor excellence
Valerie Sallow
Valerie Sallow
Zawód : Celebrytka, śpiewaczka
Wiek : 30 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
sharpen your senses
and turn the knife
i know those
party games too
OPCM : 5 +1
UROKI : 7 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +3
ZWINNOŚĆ : 16 +3
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t10881-valerie-vanity#331558 https://www.morsmordre.net/t10918-andante#332758 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f452-shropshire-sallow-coppice https://www.morsmordre.net/t10921-skrytka-bankowa-nr-2362#332773 https://www.morsmordre.net/t10919-v-vanity#332759
Re: Royal Opera House [odnośnik]12.02.23 1:46
Imogen daleko było do romantyzmu, przynajmniej w oficjalnej wersji przedstawianiej jej samej. W głębi serca dalej liczyła na szczęśliwy koniec własnego życia - że pokocha tego wybranego, kiedyś, kimkolwiek on będzie. Utonie w słodkich emocjach, które sama podarowywała innym swoim urokiem. Być może to blokowało ją przed prawdziwym rozumieniem sztuki - pragamtyczny racjonalizm; to, że wszystko chciała sobie tłumaczyć.
Co czuła, no właśnie?
- Przyznam się, że byłam zagubiona. Pierwotnie odbierałam to wręcz karykaturalnie. Przerysowane opisy, wylewające się wprost emocje. Ale wraz z poznawaniem nie tylko postaci, co samego słownictwa i kolokacji, które łączą się w konkretne, inne odczucia... zaczynało się to robić klarowne. - Była młoda, a emocje młodych osób dzieliły się na te, które które rozumiały przesyt jako minimum oraz te, które nie rozumiały absolutnego minimum w przesycie. Imogen wielu rzeczy nie zdołała doświadczyć - odczuć, słodko i niewinnie zrozumieć. Miłość wydawała się odległą wizją literacką, zauroczenie kojarzyła ze słabością i cierpieniem. Obawiała się, że w przeciwieństwie do doświadczonej już na swój sposób - ale dalej młodej - pani Sallow, wydawała się w tym absolutnie zielona. Czy zamknięta na własną socjetę miała możliwość kiedykolwiek to poczuć? Być może.
- Warto w takim razie odetchnąć i po nie sięgnąć. Chętnie polecę dodatkowe, nieznane ogólnej publice tytuły w godnym tłumaczeniu. - Odziała usta lekkim uśmiechem. Naprawdę, od pierwszych chwil, czuła się w obecności Valerie przyjemnie i spokojnie. Biło od niej ciepło, którego nie potrafiła opisać słowami - w pewien sposób siostrzane, w inny przepełnione kobiecymi możliwościami. Była piękna, elokwentna, inteligentna. I znów złapała się na tym, że pierwszym epitetem, był ten dotyczący urody.
Jak bardzo chciała to zmienić.
- Kiedyś chętnie wysłucham głębszych opowieści, moja droga. Nie żyję w bańce, zdaję sobie sprawę z tego co rządzi światem. Chociażby powód, dlaczego ja mogłam tu trafić, a inne zapatrzone w Ciebie widzki nie. - Ostre słowa padły, wręcz boleśnie. Niczym obdarte kolana Marfy opadającej na ziemię w przemykającym po kręgosłupie cierpieniu. - Ale to podziwiam, jakkolwiek absurdalnie to brzmi. Oddanie w imię celu, czy to pasji, czy konieczności. Wymaga się od ciebie całkowitego oddania, ale nie sądzę, by zawsze tyle samo oddawali. Szczególnie na początku kariery. - Nie stopowała, była boleśnie szczera, ale widziała w kobiecie obok zrozumienie. Może to właśnie chciała, by Valernie wyniosła z tej rozmowy - że widziała w niej artystkę, śpiewaczkę, ale przede wszystkim uzdolnioną, odczuwającą kobietę - człowieka, równie potrzebującego wsparcia i otuchy, ale także zauważenia - nie ważne jak wysoko by zaszła.
Komunikat był jasny, podziękowania również, którym odpowiedziała tym samym.
- W takim razie oczekuję, to będzie czysta przyjemność, pani Sallow. - Delikatny uśmiech zwiastował skrycie się na powrót za konwenansami. Po tym krótkim momencie ponownie miały być Panią i Lady. Ale bliżej, niż kiedykolwiek mogłyby myśleć.

/zt fluffy


ogień, morze i kobieta - trzy nieszczęścia.
Imogen Yaxley
Imogen Yaxley
Zawód : dama, poliglotka, tłumaczka języka rosyjskiego
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
rozpalasz ogień, niech płonie
nie mógłby żaden z nich temu
zapobiec
OPCM : 2
UROKI : 2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2
TRANSMUTACJA : 9 +8
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Półwila
Royal Opera House - Page 15 A428b07e606913df291129e6d572399a
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11409-imogen-travers https://www.morsmordre.net/t11423-rusalka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t11713p15-komnaty-imogen#375795 https://www.morsmordre.net/t11714-skrytka-bankowa-2490#362359 https://www.morsmordre.net/t11457-imogen-n-travers
Re: Royal Opera House [odnośnik]17.07.23 15:58
7 lipca 1985

Złoto komponowało się z czerwienią, podkreślało czerń – w zestawieniu odpowiednio rozstawionych świateł wybitnie się Dolohov podobało; nie dało się odmówić aurze Royal Opera House słodkiego elitaryzmu. Nie takiego dobitnie uderzającego w człowieka, a skrytego w krysztale i połyskujących ornamentach, delikatnego, wręcz z każdego kąta krzyczącego, że ma się do czynienia ze sztuką. Angielska była dlań miałka, pozbawiona często charakteru, choć ostatnio wybierano coraz ciekawsze tytuły sztuk, które w dramatyźmie nie bały się sięgać po egzaltacyjne rozwiązania podyktowane przedstawianiem brutalizmu i ludzkiego dramatu w dość naturalistycznej postaci.
Dość zabawnie było patrzeć na to z boku – na scenę promieniującą bólem, sztucznymi plamami krwi, wrzaskami aktorów – i zaraz potem na widownię, na rzędy sylwetek ubrane w najdroższe z szat, na piękne suknie stworzone z pogodnego snobizmu i nienaganne garnitury i fraki, klasyczne i bezprecedensowe.
Zabawnie także było móc wsiąknąć wewnątrz, zapuścić się w środek i niepostrzeżenie zapleść macki na rozległe korytarze Opery, nawet jeśli tylko metaforycznie; krocząc eleganckim korytarzem czuła się jak gdyby bardziej niż na spektaklu, była na polowaniu. Polowaniu pozbawionym jednak nadmiernego wysiłku, potrzeby ukrycia i działania z zaskoczenia – wszystko tutaj czekało na wyciągnięcie ręki, nieświadome, rozchichotane za sprawą bąbelków tańczących w wysokim kieliszku, przekonane o bezpieczeństwie, jakie oferowały wyższe sfery.
Lato nie było idealną porą na odwiedzanie tego typu miejsc, głównie z uwagi na temperatury panujące na zewnątrz i tym samym pozwalające na większą swawolę aktywności; ale w klimatyzowanej magią Operze, pełnej korytarzy przypominających rozległe aorty, czuła się swobodnie.
Burgund otulał smukłość sylwetki, ozdobne srebrne ornamenty dopełniały kamienie w strategicznych miejscach długiej sukni; włosom niecodziennie pozwoliła spływać swobodnie wzdłuż pleców, pojedyncze kosmyki zakładając za ucho, tym razem noszące długie kryształowe kolczyki.
W dłoni miast koperty niosła kieliszek szampana, wypijając go dopiero po przejściu przez ciemną kurtynę prowadzącą na balkon, na którym rozciągała się loża – kilka siedzisk obitych wygodną skórą oczekiwało; jedno z nich było już zajęte.
Kącik ust poszybował machinalnie do góry, szelest kotary oznajmił jej przyjście; z tej perspektywy mogła podziwiać całą główną salę opery, spoglądać na usadzonych niżej i wyżej ludzi, patrzeć wprost na scenę, na której stała śpiewaczka, obiekt całego jej zainteresowania tym miejscem – główna gwiazda, wybitna solistka, która oddawała emocje w szarpaninie tańca na desce sceny; Tatiana przeczytała jedynie pozornie fabułę wystawianego spektaklu, zrozumiała główny zarys wzniosłej opery mówiącej o bólu, stracie i żalu. Być może gdyby główna rola nie była odgrywana przez nad wyraz emocjonalną kobietę w wieku dalekim od słodkich lat osiemnastu, być może faktycznie zainteresowałaby się sztuką tak bardzo, jak znaczna część głównej sali.
Ciemne dywany wygłuszyły krok, który pokonał dystans od kotary po puste miejsce w loży; zajęła je w końcu, obok mężczyzny, sięgając znów po broszurę informującą o sztuce rozgrywanej na scenie, zupełnie jak gdyby po to się tu znalazła. Zamiast czytania wybrała swobodne wachlowanie rozgrzanego ciała.
Kilkanaście uderzeń serca później wzrok potoczył się w bok, by zakotwiczyć boku twarzy jej towarzysza; kilka smagnięć spojrzenia wystarczyło, by prędko odnalazła odpowiednie nazwisko w odmętach swojej pamięci.
- A sądziłam, że wszystko co ziemskie, jest dla lorda obce - Opera jak mało co trzymała się tradycji i stabilności, choć sztuki zmieniały się niemal co wieczór, budowała ją stabilność i przewidywalność - Choć z tego miejsca jest wybitny widok na lożę, którą zwykle zajmują świeżutkie debiutantki wraz z rodzinami - rzucone od niechcenia, z rozbawieniem drgającym w kąciku ust; czy śliczne, gładkie panienki mogły się równać z otwartym morzem i roziskrzonym horyzontem nieznanego?
Westchnęła ciężko, później dłoń na nowo uniosła operową broszurę, której lichy podmuch miał przynieść jakąkolwiek ulgę w okolicy dekoltu lnianej suknii.
- Gorący dzień.

Tatiana Dolohov
Tatiana Dolohov
Zawód : emigrantka, pozowana dama
Wiek : lat 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
wanderess, one night stand
don't belong to no city,
don't belong to no man
I'm the violence in the pouring rain
OPCM : 17
UROKI : 16 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 7 +3
ZWINNOŚĆ : 7
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8945-tatiana-dolohov#267430 https://www.morsmordre.net/t8948-ivan#267594 https://www.morsmordre.net/f312-smiertelny-nokturn-9 https://www.morsmordre.net/t9019-skrytka-bankowa-2104#271324 https://www.morsmordre.net/t8959-t-dolohov#267756
Re: Royal Opera House [odnośnik]19.07.23 9:06
| 07/07/1958 r.

Piękne wnętrza, piękne stroje, piękne kłamstwa.
Wbrew temu, co można byłoby sądzić o Cardanie, który gdyby mógł nie schodziłby w ogóle z pokładu statku, przepadał za operą. Była w tym spora zasługa jego matki; choć balet z reguły go nudził, przedstawienia operowe niosły ze sobą coś z syreniego powabu, na który nie był skory nabrać się z łatwością. Nawet jeżeli jedyną słuszną w jego odczuciu muzyką było brzmienie fal, gotowy powierzyć śpiewakom i śpiewaczkom swój kredyt zaufania, wsłuchiwał się z największą uwagą, nawet jeżeli miał raczej marne pojęcie o muzycznym kunszcie. Umiał za to bezbłędnie odtworzyć przynajmniej ze dwadzieścia obelżywych, marynarskich szant; nie sądził jednak, żeby była to w śmietance towarzyskiej specjalnie pożądana umiejętność.
Kontrastował z wnętrzem w szatach, w których dominującą barwą był cyjan; współgrał z jego oczami i nawet tutaj - wśród ociekających złotem luksusów opery - kojarzył się z morzem. Niekoniecznie tym angielskim, uderzającym w zielononiebieskie tony, a raczej którymś zgoła cieplejszym, choć nawet Wyspy Brytyjskie nie mogły ostatnimi czasy narzekać na nadmierny chłód. Zarówno w dosłownym, jak i metaforycznym znaczeniu, zrobiło się gorąco jak w kotle, a wojenne opary docierały w każdy zakamarek, nawet tutaj, choć można było odnieść zgoła inne wrażenie, gdy przechadzało się wśród elit odzianych w odświętne stroje. Zupełnie jakby za progiem nie szalała wojna; zupełnie jakby każda z obecnych osób nie gniła od środka przeżarta swoimi demonami, czego nie mogły ukryć nawet róż, puder, czy poważne, nieco nonszalanckie miny lordów.
Zanim udał się do swojej loży, zamienił parę słów z lordem Burke, by następnie wpaść na lady Crouch, której szmaragdową zieleń sukni postanowił pochwalić; dopiero po chwili uprzytomnił sobie, że odcień, na który się zdecydowała przypominał morskie glony. Poczęstował się kieliszkiem szampana, choć nie ubył z niego ani jeden łyk; bawił się naczyniem, co w każdym innym przypadku można byłoby poczytać za nerwowość. Gdyby ktoś tak jednak uważał, znaczyłoby to, że wcale nie zna Cardana Traversa.
Trunek pozostał nienaruszony nawet gdy czarodziej zajął swoje miejsce na loży. Przelotnie przejrzał wręczoną mu broszurę, obejmując wzrokiem aktorów w dzisiejszej sztuce; żadne z nazwisk niewiele mu mówiło, w związku z czym odłożył na bok ulotkę bez słowa. Miał poważne braki na takich podstawowych polach; zbyt mało ważne, by je po powrocie uzupełnić, a jednocześnie na tyle ważne, by nie móc całkowicie zignorować. Na szczęście improwizacja wychodziła mu całkiem dobrze, postanowił zatem robić to, co zwykle. Jego loża nie pozostała pusta zbyt długo; zgaszone rozmowy wskazywały na towarzystwo, ale wyjątkowo nie zamierzał się tym przejmować. Odpłynął myślami, z wzrokiem utkwionym gdzieś przed sobą; zachowanie tyleż do niego niepodobne, co od wiosny zdarzające się częściej, niż byłby gotów przyznać.
Z zamyślenia wyrwała go nie tak cicha obecność tuż obok.
– Jeśli odpowiednio długo patrzę na deski sceny, mogę sobie wyobrazić, że to pokład statku, panno Dolohov – a coś w jego oczach zdawało się głośno komunikować, że wyobraźni mu nie brakuje. Nie wydawał się zbity z tropu; przeciwnie, sprawiał niemal wrażenie, jakby obecność Tatiany była wyczekiwana. Dosyć dawno nie mieli okazji się widzieć, a ludzie - jak to ludzie - mieli w zwyczaju mówić. Czasem bez większego ładu i składu, co im ślina na język przyniosła. Z tego też względu nie umknęły traversowskiej uwadze wieści o zaręczynach panny Dolohov, która, jeśli Bogowie dadzą, miała stać się panią Karkaroff. Obrócił się ku niej, niestrudzenie błękitnym wzrokiem omiatając owal twarzy i pociągnięte szminką usta.
– Dzisiaj, ku mojemu ogromnemu rozczarowaniu, zajmuje ją stary lord Rowle z małżonką, mam więc doskonały widok na jego perukę – odparł z udawanym żalem, okraszając żartobliwe słowa krzywym uśmiechem. Wspomnienie o debiutantkach wybrzmiało w jego uszach fałszywą nutą; przypominało o tym, że w niedługim czasie istotnie mógł czekać go taki wybór, ale cieszył się chwilą, póki trwała - jak na razie nie zostały jeszcze przeprowadzone żadne rozmowy. W swojej głowie nie był najlepszą partią dla żadnego dziewczątka w wieku jego młodszej siostry, o ile jakiejkolwiek kobiety w ogóle. Myśl o małżeństwie była czymś kuriozalnym i abstrakcyjnym, nawet jeżeli w szczycie swoich możliwości zachowywał się względem panienek na wydaniu nonszalancko i charyzmatycznie niczym fircyk w zalotach. Nie wyobrażał sobie dzielić życia z osobą, której życie ktoś mu złoży w ręce jak prezent.
Upuszczał delikatne rzeczy na podłogę.
– Zaiste gorący – zgodził się. – Narzeczony dziś nieobecny? – Rzucił po chwili kurtuazyjnie, nie odmawiając sobie uważnej obserwacji wszelkich zmian w minie rozmówczyni na wspomniany temat.


I like to bet on myself whenever I can.
But usually with other people’s money.
Cardan Travers
Cardan Travers
Zawód : handlarz magicznymi artefaktami, podróżnik
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
underestimate me.
that will be fun.
OPCM : 5 +1
UROKI : 10 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11793-cardan-travers https://www.morsmordre.net/t11799-aneirin https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t11847-skrytka-bankowa-nr-2563#365869 https://www.morsmordre.net/t11800-cardan-travers#364495
Re: Royal Opera House [odnośnik]24.07.23 11:14
Cztery i pół uderzenia serca – dokładnie tyle zajęło przejście zza czerwonej kotary do wygodnego siedziska w środku loży, zebranie kilku spojrzeń zerkających z pobocznych balkonów, w końcu zamachnięcie się broszurą i lekkie pogniecenie jej. Przez moment – zaledwie chwilę, w której podniosła nieco długą suknie i zajęła miejsce – jej własny wzrok potoczył się po kaligraficznym piśmie na ozdobnym papierze, przestudiował nazwiska i zrewidował je z osobami wijącymi się na scenie – tyle wystarczyło, by straciła zainteresowanie.
Wchodząc do budynku opery posiadała jego strzępki – dużo ciekawszym od sztuki było samo lawirowanie wśród odświętnie ubranych grupek, tych z nazwiskiem wokół błękitu krwi i tych nieco mniej istotnych na angielskiej ławie uprzywilejowanych, podobnych do tego, które nosiła sama. Spoglądanie na rozciągnięte w uśmiechach usta, swobodne gesty i krótkie chichoty – świat jakże utopijny wobec tego, co znajdowało się na zewnątrz; lukrowa bańka, w której nie pamiętało się o rozgrywającej na wyspach wojnie, spychano na bok własnej świadomości stratę, ból, wieczną walkę o koneksje i niepokojące nastroje. W przyjemnych półmrokach opery zapomniano nawet o komecie – słyszała zaledwie strzępek rozmowy, dwóch starszych kobiet, lady lub kogoś, kogo szczycił zwrot madame, które rozprawiały nad astrologią dziwacznego zjawiska.
Widownia wewnątrz głównej sali spowita była w ciemnościach; jedynie drobne punkty rozjaśniało słabe światło żółtych latarni – dostrzegała sylwetki na balkonach i głowy w pierwszych rzędach, tuż pod sceną – współtowarzysze loży byli jednak dostatecznie widoczni, na tyle, by mogła lustrować spojrzenie swobodnie zasiadającego przy niej mężczyznę.
Przypadek czy wyważona finezja – nie to było istotne.
Zwłaszcza w obliczu czegoś na kształt subtelnego uśmiechu, który zdawał się gościć na jego wargach – odpowiedziała tym samym, w uniesionych brwiach i otwartym spojrzeniu zdradzając swoje zaciekawienie.
– Nawet taki splamiony krwią? – zapytała, podbródkiem wskazując na scenę, która teraz kąpała się w szkarłacie sztucznej posoki; dramatyczna scena, dramatyczna aria, śmierć i rozpacz kochanków – śpiewka stara jak ten świat. Nie oczekiwała odpowiedzi, wręcz przeciwnie – spojrzenie prędko spłynęło w kierunku sali, odnajdując lorda Rowle. Jej wujka, zabawna sprawa.
– Z wiekiem stracił swój urok, to prawda. I chyba dostrzegli to wszyscy, z wyjątkiem jego samego – starość miała różne oblicza, choć w przypadku arystokracji często objawiała się przekonaniem o własnej wielkiej nieomylności połączonym z peruką, laską, siwiejącym wąsem lub pomarszczoną twarzą – Jego żona, rzekomo, pokątnie i absolutnie zapewne oczerniająco, ponoć ma romans z lokajem. Dasz wiarę? – plotki na stół, tytuły na bok; da lord wiarę? utknęło w przełyku, zmielone na rzecz ciekawskiego spojrzenia i rozbawienia idącego w parze ze złośliwym szeptem.
– Niestety. Interesy nie śpią, czyż nie? – rzuciła, z teatralnością dorównującą tej, która otaczała sylwetkę głównej aktorki wystawianej sztuki – Wrócił do Anglii zaledwie kilka dni temu, wieści szybko się niosą – fakt, że wiedział, nie był niczym zaskakującym, jedynie delikatnie trącał rezon Dolohov – tak samo jak plotka o lady Rowle, tak samo informacja o powrocie Karkaroffa do kraju prędko docierała do uszu zainteresowanych.
– Całe szczęście, że na siebie wpadliśmy – ratowanie dam z opresji i inne tego typu idiotyczne mrzonki; mimo wszystko, nie mogła narzekać na brak towarzystwa. Na podszepty kobiet, które pojawią się ledwo opuszczą lożę w swoim towarzystwie – owszem – Dawno cię nie widziałam – z uwagi na własne przepracowanie, czy jego nieobecność, lub kombinację obydwu – Co ładnego przywiozłeś ze sobą tym razem? coś dla mnie? zadrgało na końcówce myśli, niewypowiedziane, zdradzane jedynie zuchwałym uśmiechem.

Tatiana Dolohov
Tatiana Dolohov
Zawód : emigrantka, pozowana dama
Wiek : lat 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
wanderess, one night stand
don't belong to no city,
don't belong to no man
I'm the violence in the pouring rain
OPCM : 17
UROKI : 16 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 7 +3
ZWINNOŚĆ : 7
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8945-tatiana-dolohov#267430 https://www.morsmordre.net/t8948-ivan#267594 https://www.morsmordre.net/f312-smiertelny-nokturn-9 https://www.morsmordre.net/t9019-skrytka-bankowa-2104#271324 https://www.morsmordre.net/t8959-t-dolohov#267756
Re: Royal Opera House [odnośnik]01.08.23 7:58
Ludzie potrzebowali odskoczni, zwłaszcza Ci, którym wygoda ignorancji założyła klapki na oczy. Być może dlatego sztuki i opery cieszyły się tak dużym powodzeniem, zwłaszcza odkąd zaczęła się wojna. Być może właśnie dlatego sam tutaj dzisiaj przyszedł, choć upatrywanie się w jego działaniu wzniosłych idei byłoby raczej bezcelowe. Marna ułuda normalności; marna, ale jakże przydatna, gdy spotykał się z potrzebą odzyskania kontroli nad tym, jak poruszał się na salonach. Tutaj najłatwiej było zweryfikować i zdobywać informacje. Nie każdy panował nad emocjami, nad mimiką; szepty w kuluarach rozbrzmiewały niespotykanie głośno, gdy trwała przerwa. W intymnej atmosferze loży padały plotki, sekreciki i kłamstwa, wystarczyło je jedynie podchwycić i oddzielić ziarna od plew. Czasem nawet to nie było konieczne; oszustwo potrafiło wyrządzić więcej szkód niż prawda. Cardan mógłby się nawet założyć (nie wykładając rzecz jasna swoich pieniędzy), że tuż obok sabatów, udział w tych wyjściach do opery w równym stopniu służył nie tyleż do obcowania ze sztuką, co w rozwoju kontaktów i kontakcików; lepszym orientowaniu się w tym, co działo się za zamkniętymi drzwiami rodowych rezydencji.
W Royal Opera House przedstawienia zwykle trwały dwutorowo; jedno rozgrywało się na deskach sceny, a drugie, niejednokrotnie znacznie bardziej dramatyczne i obfitujące w emocje - na widowni. Inaczej niż w teatrze szekspirowskim, gdzie aktorzy zręcznie lawirowali wśród zamarłych w ekscytacji widzów; tam dwa światy mieszały się, na krótki czas przedstawienia tworząc jeden. Tu odrębność dwóch rozgrywających się sztuk była wyraźna i namacalna, choć sądząc po wyglądzie scenografii otulonej mgłą szkarłatu, można było mieć inne zdanie na ten temat. Od pewnego czasu wszakże i angielskie ziemie suto podlewała krew, a w ich gestii mogło jedynie pozostać, by po tym wszystkim, wyrosło tu coś zgoła odmiennego niż to, co miało zamiar pierwotnie.
– Zwłaszcza taki – odparł niemalże absurdalnie lekko w zestawieniu z tym, jaki wydźwięk miały jego słowa. Przykładną damę chowaną pod kloszem mogłyby zgorszyć; były jednak takie granice pozorów, na których przekroczenie mógł sobie z panną Dolohov pozwolić. Uniósł kącik ust w niejednoznacznym uśmiechu, gdy wzrok z masakry odgrywanej na scenie przeniósł na Tatianę. Pokłady skąpane we flakach wbrew pozorom nie były zjawiskiem tak niecodziennym, jak mogłoby się wydawać; trwała wojna, równie zażarta na morzu, jak i lądzie. A choć młodszy Travers miał od czasu powrotu zbyt mało czasu, by wkręcić się w obroty machiny wojennej, wypełniając niejako lukę powstającą w problemach z zaopatrzeniem, nie znaczyło to, że nie miał jeszcze okazji do otwartej walki.
Życie imitowało więc sztukę, czy sztuka życie?
Nawet gdyby nie wiedział, że Tatiana jest spokrewniona z Rowlem, nie okazałby tego. Wszyscy byli ze sobą w jakiś dalszy lub bliższy sposób spokrewnieni; przy prowadzonym przez nich trybie życia było to nieuniknione, a mniej lub bardziej dające się we znaki skazy w postaci chorób wydawały się uczciwą ceną za utrzymanie czystości krwi. Nawet jeżeli i to było jedynie pobożnym życzeniem; nikt nie mówił na głos o tym, że na przestrzeni dziejów krew i tak miała tendencję do rozrzedzania się. Coś, nad czym kontrolę mogli przejąć dopiero teraz.
– Samoświadomość to klucz do sukcesu – mruknął wesoło, zupełnie jakby niebezpośrednio zarzucał komuś jego brak. Spojrzał na Tatianę z niedowierzaniem obliczonym na efekt, o kilka sekund za długo, by mogła to przegapić. Zdrady. Częstsze w ich kręgach, niż można byłoby to przyznać na głos, zwłaszcza gdy na forum śmietanki towarzyskiej mawiało się o kierowaniu konserwatywnymi zasadami i honorem.
– Doprawdy, nie spodziewałbym się – ton jego odpowiedzi wskazywał na coś dokładnie przeciwnego. – Ale z lokajem? – Cmoknął i pokręcił głową. Biedny Rowle.
– Szybko – zgodził się, kiwając głową. – To dobry czas dla przedsiębiorców, nic dziwnego, że z tego korzysta – wojna to pieniądz. Tylko głupiec by temu zaprzeczył. – Wprost promieniejesz szczęściem i dumą z tego powodu – dodał, a kącik ust znowu drgnął mu w niejednoznacznym uśmiechu. Jakby coś sugerował, choć przecież absolutnie tego nie robił. Poprawił się na fotelu, przyjmując całkowicie swobodną - może nawet za bardzo - pozycję.
– Istotnie, cóż za zrządzenie losu. I pomyśleć, że fortuna zwykle mi nie sprzyja – niejednoznaczny uśmiech przerodził się w znacznie szerszy, choć wiedzieli przecież oboje, że jedynym z czego mógł w tej chwili odratować Tatianę, to nudna rozmowa o pogodzie.
– Pomarańcze, oliwki, baklavę... Nie wiem, czy mieszczą się w Twojej definicji piękna – podchwycił w półmroku jej spojrzenie trochę tylko wyzywająco; wiedział jakie pytanie nie padło, wiedział, jakie mogło paść. Strzepnął nonszalancko pyłek, który osiadł mu na materiale szaty.
– Oprócz tego kilka drobiazgów.


I like to bet on myself whenever I can.
But usually with other people’s money.
Cardan Travers
Cardan Travers
Zawód : handlarz magicznymi artefaktami, podróżnik
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
underestimate me.
that will be fun.
OPCM : 5 +1
UROKI : 10 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11793-cardan-travers https://www.morsmordre.net/t11799-aneirin https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t11847-skrytka-bankowa-nr-2563#365869 https://www.morsmordre.net/t11800-cardan-travers#364495
Re: Royal Opera House [odnośnik]14.08.23 13:45
Orientowanie się w prostocie rzekomo nad wyraz złożonej natury ludzkiej było rozrywką z gatunku tych niemal wybitnych. Nieco rozbrajającą, czasem czysto złośliwą, innym razem konieczną bo prowadzącą do konkretnych wniosków i działań – i choć dzisiaj jej obecność nie była podszyta czyimś interesem, a kroki nie wystukiwały swoistej misji, oddawała się obserwacjom z dużą skwapliwością i skupieniem, dodatkową przyjemność odnajdując w fakcie, że swoje trywialne rozrywki mogła dzielić z kimś jeszcze.
Dzielić prostotę lichej plotki z konsekwencją narodzin kolejnej; nie musiała nawet zastanawiać się nad tym, że ledwo opuszczą wyłożoną szkarłatnym welurem lożę, po wyższych kondygnacjach operowej sali potoczą się szepty; nim jeszcze porozmawiają odrobinę w eleganckim holu, a później zgodnie z zasadami etykiety pożegnają w lobby, kilkanaście osób będzie kładło ciężar ich spojrzenia na dwóch pozornie przypadkowo spotykających się ze sobą osobach.
Na dźwięk jego słów jedynie uniosła kąciki ust, spojrzenie na kilka chwil spoczęło na broszurze, zupełnie niezainteresowane jej zawartością; zupełnie jak gdyby potrzebowała przerwy od teatralnych bodźców by wyobrazić sobie przywoływane słowami obrazy.
– Pod latarnią najciemniej – skandale szokowały najbardziej tam, gdzie nie były spodziewane; zdrady kwitły w czterech ścianach najbardziej ułożonych domostw, frenetyczne fantazje zjadały umysły pozornie pobożnych – wielka tragedia Rowlów interesowała Tatianę tyle, co wcale, a charakterystyczny błysk w oku zdradzał ogólną złośliwość, nie personalną w awersję w lorda czy też lady Rowle.
– Mamy wyborne lato, nie muszę narzekać na samotność, spotykam cię w jakże przyjemnych i eleganckich okolicznościach – czy to wszystko nie jest powodem do szczęścia? – Dimitryi Karkaroff był kamieniem uwierającym w bucie, żar lejący się z nieba i dziwna kometa irytowały każdego dnia coraz bardziej, jedynie jego towarzystwo faktycznie mogła zaliczyć do kategorii miłych niespodzianek – mimo to, uśmiech, który malował jej usta przywodził na myśl te z kategorii uprzejmych i niemal rozmarzonych.
Być może powinna rozważyć zastąpienie głównej aktorki sztuki własnym angażem?
– Rozkosznie – skomentowała, jedna strona ust znów zawędrowała w górę, podbródek uniósł się, a spojrzenie na chwilę powróciło na scenę, imitując żywą uwagę – Co to za drobiazgi? Coś absolutnie drogocennego? Skarby z grobowca Kleopatry? Najsmaczniejsze wino tego świata? – zapytała, a wzrok powoli powrócił na męski profil.
– Powinniśmy uczcić twój powrót. I przypadkowe spotkanie.

Tatiana Dolohov
Tatiana Dolohov
Zawód : emigrantka, pozowana dama
Wiek : lat 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
wanderess, one night stand
don't belong to no city,
don't belong to no man
I'm the violence in the pouring rain
OPCM : 17
UROKI : 16 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 7 +3
ZWINNOŚĆ : 7
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8945-tatiana-dolohov#267430 https://www.morsmordre.net/t8948-ivan#267594 https://www.morsmordre.net/f312-smiertelny-nokturn-9 https://www.morsmordre.net/t9019-skrytka-bankowa-2104#271324 https://www.morsmordre.net/t8959-t-dolohov#267756

Strona 15 z 15 Previous  1 ... 9 ... 13, 14, 15

Royal Opera House
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach