Wydarzenia


Ekipa forum
Salon
AutorWiadomość
Salon [odnośnik]11.09.15 18:28

Salon

Proste, skromne pomieszczenie, które wieczorem napełnia się magiczną atmosferą bijącą od ciepłego światła lamp i mlecznej księżycowej łuny przebijającej się przez nocne chmury. Salon znajduje się najbliżej kuchni, z której co obiad wędrują do niego cudne wonie i aromaty.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Salon Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Salon [odnośnik]23.09.15 21:46
#3, po Dor i Lao

Był dobrym bratem, prawda? Troszczył się o Charliego i chciał się upewnić, że się o wszystkim dowie z dobrego i przede wszystkim lojalnego źródła. No, w zasadzie to też się trochę obawiał, że braciak mógłby się dowiedzieć wszystkiego od kogoś innego i jeszcze by wyszło, że Finnick ma przed nim jakieś chore tajemnice, albo (co gorsze!) straciłby opinię naczelnej plotkary w Dolinie Godryka, a tego to by chyba nie przeżył. Nic więc dziwnego, że kiedy tylko ułożył sobie w głowie plan rozmowy z bratem, podjął decyzję o tym, żeby się do niego udać. I tak też zrobił, nie było sensu dłużej zwlekać. Pewnie dotarłby do Charliego jeszcze wcześniej, ale całe to dramatyczne oczekiwanie przedłużyły się przez to, że na jego drodze ponownie stanęła panienka Carrow. Bądź co bądź, nie potrafił sobie odmówić rozmowy z nią i chociaż doskonale wiedział, że ich relacje nigdy nie będą już takie same, ślepo łudził się, że uda mu się pozostać blisko niej. Za każdym razem kiedy próbował się z tego otrząsnąć, tak po prostu mu to nie wychodziło. I tym razem było podobnie. W każdym razie, aportował się w Dolinie Godryka i czym prędzej ruszył w stronę domu brata. Jak dobrze, że mieszkali tak blisko siebie, będzie mógł się później przejść do siebie na pieszo, bo cholernie nie lubił uczucia towarzyszącego teleportacji. - CHARLIEEEEEE - wrzasnął podniosłym tonem, popychając drzwi wejściowe, po czym, tak po prostu, wypierdolił się o próg.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Salon [odnośnik]23.09.15 22:38
/przed zadaniem i szlajaniem się po katakumbach.

W przeciwieństwie do Finna, Charlus nie miał tak ciekawego dnia. W pracy nic się nie działo, pewnie dlatego, że jeszcze nie dotarły do niego wieści z jednego ze szmatławców o tym, jakoby widziano gdzieś jego małżonkę. Po pracy jak zwykle skoczył do sklepu co by z głodu nie zdychać, bo teraz kiedy nie miał swojej żony to ktoś musiał mu gotować, nie? Jego sowa, która zresztą nosiła bardzo dumne imię Sowa, nie była skora do siedzenia przy garach, a sam Charlie nie miał ochoty na gotowaną sowę. W każdym razie dzisiaj jeszcze odwiedził cmentarz, co może nie było dobrym pomysłem, bo zawsze jak patrzył na wygrawerowany na pomniku napis "Klara Potter" to robiło mu się smutno, źle. Zupełnie jakby nadal obwiniał się o śmierć Klary, chociaż doskonale wiedział, że nie mógł nic na to poradzić. Znaczy mógłby, ale tylko gdyby miał rentgenowski wzrok i mógł używać magii. To nie była jego wina, ale ojciec tak długo wmawiał mu to, że w końcu uwierzył.
W każdym razie był w kuchni rozpakowywał zakupy, kiedy usłyszał otwierające się drzwi, głos brata, a później łoskot. Rzucił to co miał w ręku i pobiegł do wejścia. Jak się okazało, pełen gracji i powabu Finnick leżał jak długi na podłodze. Charlie parsknął śmiechem, ale oczywiście pomógł bratu wstać.
-Żyj Borsuczku, jasne?-rzucił. Tak nazywał Finna Borsukiem od kiedy trafił do Hufflepuffu. Straszy Potter chciał sobie zażartować z młodszego i podszedł do niego z groźną miną mówiąc "Przynosisz wstyd naszej rodzinie, ojciec się wścieknie", ale nie wytrzymał, parsknął smiechem podobnie jak towarzyszący mu Weasley i jedynie polecił bratu, aby za bardzo nie zborsuczał.
-Wchodź, co zdążyłeś się już stęsknić?-spytał. Udawanie beztroski całkiem nieźle mu szło, prawda? Po śmierci Klary udawał, że nic się nie stało. Po zniknięciu Dorei nadal uważa, że nic się nie stało. A tak naprawdę, to jakby nie patrzeć Potter cierpi, co widać chociażby po wystawionej butelce ognistej i szklance obok.
Charlus Potter
Charlus Potter
Zawód : auror
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
Baby you're all that i want, when you lyin' here in my arms.
I'm findin' it hard to believe. We're in heaven
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
.
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t798-charlus-potter https://www.morsmordre.net/t879-sowa-o-dumnym-imieniu-sowa#4044 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f128-west-country-dolina-godryka-74 https://www.morsmordre.net/t2779-skrytka-bankowa-nr-230#44919
Re: Salon [odnośnik]23.01.16 22:29
Kanapa była cholernie wygodnym meblem. Można było się na niej swobodnie położyć i powzdychać nad rzeczami prostymi. Można było poczytać na niej książkę albo album ze zdjęciami. Można było też zwyczajnie przysnąć, zdrzemnąć się.
Dorea nie czuła się dobrze od miesiąca, ale nie miała zamiaru tego po sobie pokazywać. Wstawała wcześniej od Charlusa, z prostego przyzwyczajenia, więc jakoś jego uwadze mogły umknąć nudności, które miała. Również to, że rano, kiedy zazwyczaj pijała kawę i jadła gofry, teraz zmieniła swoje poranne menu na herbatę. Tylko i wyłącznie. Nie dawała rady niczego przełknąć, ale żeby go nie martwić, mówiła po prostu, że nie ma apetytu i że stresuje się dopiero co odzyskanym stanowiskiem aurora. Jednak Charlie nie należał do ignorantów, którzy za nic mają sobie stan zdrowotny swojej żony i w końcu razem pojechali do Munga.
... gdzie dowiedzieli się, że Dorea jest w ciąży!

Westchnęła ciężko, kiedy razem pojawili się w swoim kominku podłączonym do sieci Fiuu. Bała się teleportować, więc ten środek transportu był jedynym właściwym w tej sytuacji. Otrzepała swoją spódnicę i kremową bluzkę, po czym stanęła prosto na dywanie. Obróciła się w kierunku Charlusa. Jej czarne włosy sięgały już ramienia. Zawinęła je za uszy, wzięła głęboki wdech.
- A może oni jednak się pomylili? - rzuciła do niego z miną skrzywdzonego dziecka. - A może... na Merlina...
Zerknęła w dół, na swój brzuch, ale natychmiast uniosła spojrzenie znów na Charlusa.
- Nie chce mi się w to wierzyć... - mruknęła.
Z jednej się bała, ale z drugiej strasznie cieszyła! I jak tu pogodzić te dwie tak skrajne emocje?
Gość
Anonymous
Gość
Re: Salon [odnośnik]24.01.16 0:46
Charlusowi można zarzucić bardzo wiele rzeczy. Był roztrzepany, czasem nawet dziecinny. Nieostrożny? Może raczej ryzykant. Ale tylko wtedy, kiedy najwyższą ceną za podjęcie ryzyka było jego życie czy też zdrowie. Jednakże nie można mu zarzucić braku zainteresowania się swoją małżonką. Od kiedy do niego wróciła, chyba jeszcze bardziej zwracał uwagę na stan jej zdrowia i samopoczucie. Cieszył się z tego, że się cieszyła, że odzyskała pracę. Ale z tego, że odzyskała pracę już mniej. Trochę bardziej skomplikowane. Może dlatego, że wiedział już jak to jest kiedy zaczynasz się godzić z myślą, że twoja ukochana nie wróci. Nie chciał jej ponownie stracić i to chyba był naturalny odruch. W końcu Dorea dała się zaprowadzić do św. Munga. Patrzcie jaki dobry mąż z niego.

Kiedy pojawił się w swoim salonie nadal w uszach dzwoniły mu słowa uzdrowiciela. Nie wierzył. Czuł się otępiały, ale z pewnością szczęśliwy. Nie mógł się doczekać kiedy radosna nowina rozejdzie się po rodzinie, po znajomych. Pewnie już teraz miał niezłe utrapienie, bo nie wiedział kogo mogliby wziąć na chrzestnych. Ba! On się już pewnie martwił o pieniądze na podręczniki i jakieś dodatkowe kursy po szkole, czy coś w tym stylu. Ojciec zawsze mu powtarzał, że trzeba myśleć przyszłościowo. No to się Charlie do tego stosował. No przynajmniej starał się. Na jego twarzy widniał głupkowaty uśmiech. Czyli w sumie norma. Sam nie wiedział co miał myśleć o reakcji swojej żony. On tam się cieszył. No, ale to jest facet. Facet zaślepiony wizją rodzicielstwa, że nie widział chociażby tego, że przez swoją pracę mógłby osierocić dziecko. Zmarszczył czoło, schodząc na ziemię. Podszedł do Dorei. Na jego twarzy pojawił się tak ciepły uśmiech, że roztopiłby nawet lodowiec.
-Wszystko będzie dobrze.-powiedział, całując ją w czoło. Trzy głupie słowa. Trzy głupie puste słowa, które w ustach Pottera nie były marną próbą podniesienia jej na duchu. To była obietnica. Tylko, że nagle i jego ogarnął jakiś dziwny niepokój. Głupie myśli a co jeśli będę złym ojcem?
-Boisz się?-wypalił, zanim jeszcze zdążył ugryźć się w język.
Charlus Potter
Charlus Potter
Zawód : auror
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
Baby you're all that i want, when you lyin' here in my arms.
I'm findin' it hard to believe. We're in heaven
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
.
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t798-charlus-potter https://www.morsmordre.net/t879-sowa-o-dumnym-imieniu-sowa#4044 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f128-west-country-dolina-godryka-74 https://www.morsmordre.net/t2779-skrytka-bankowa-nr-230#44919
Re: Salon [odnośnik]09.02.16 15:50
W jej sytuacji strach był normalnym czynnikiem, prawda? Był tak naturalny jak to, że każdego dnia ubierali inne ciuchy, jak to, że każdego poranku parzyli sobie kawę i jedli wspólnie śniadanie. Bała się. Bała się, że znajdzie się ktoś, kto będzie chciał im rzucić kłody pod nogi. Albo, że gdzieś w środku ciąży straci dziecko z jakiegoś bliżej nieokreślonego powodu. Teraz zdała sobie sprawę z tego, dlaczego mężczyźni tak bardzo dbali o swoje żony, kiedy te znajdowały się w stanie błogosławionym. Na pewno też bali się, że nawet najmniejsze potknięcie może pozbawić ich obojga dziecka.
Spojrzała mu w oczy, dając się porwać uśmiechowi, który zagościł na jego twarzy. W tej chwili on jedyny stanowił filar bezpieczeństwa, na którym mogła się spokojnie oprzeć. Objęła go pod bokami, z wdzięcznością przyjmując obecność jego ciepłych warg na swoim policzku. Wtuliła się w jego klatkę piersiową, uspokojona biciem jego serca... a może wręcz przeciwnie - zestresowana, bo biło zbyt szybko?
- Trochę - odparła szczerze, unosząc ramionami w cichym geście bezradności. - A raczej... nie, nie... nie wiem, jak to określić. Po powrocie do domu czuję się, jakby wszystko na powrót miało zaraz runąć... rozumiesz mnie, prawda?
Odchyliła się, by móc jeszcze raz na niego spojrzeć. Sięgnęła dłonią do jego palców.
- Nie mam wątpliwości co do tego, że ta ciąża to prezent dla nas, ale... co, jeśli coś się stanie? Jeśli nie donoszę jej do końca?
Zmarszczyła brwi, wzdychając przy tym cicho. Zacisnęła usta w wąską linię, zerknęła na swój brzuch, potem znów na Charlusa.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Salon [odnośnik]13.02.16 14:58
Bał się, bo to nieprzyjemne uczucie w żołądku, które ciążyło mu jak kamień to chyba strach. Nie powinien się bać. Młody ojciec, który czekał na dziecko tak długo nie powinien się bać. Jednak młode małżeństwo Potterów miało powód do strachu. Po akcji z ojcem Dorei, Charlus był w stanie uwierzyć w najgorsze. Mógłby nawet posądzić rodzinę swojej żony o zniknięcie dziecka, gdyby takowe nastąpiło. Poza tym pracowali jako aurorzy, na pewno w swoim życiu zebrali dostateczną ilość wrogów, ale skoro jego ojciec dał radę ochronić samego siebie, a przede wszystkim żonę i dzieci, to Charlus też powinien sobie z tym poradzić, a przynajmniej taką miał nadzieję. W tym momencie jednak nie powinien pokazywać swoich obaw. Musiał być wsparciem dla Dor, którym nie był przez trzy lata. Może nie ze swojej winy, ale gdyby jej wtedy nie zostawił. Dalej się oto obwiniał. Przecież mógł zostać w domu, mógł zabrać ją ze sobą. Chociaż to tak bardzo głupie się wydawało, bo przecież Potter nie miał zamiaru kontrolować swojej żony.
Cały czas uśmiechał się do pani Potter, bo jak się miał do niej nie uśmiechać! Charlus ujął w dłonie jej twarz, jednocześnie zmuszając ją do tego, aby na niego spojrzała. W jego spojrzeniu było coś dziwnego. Jakby obwiniał siebie oto wszystko. Jego spojrzenie wyrażało to, czego nie umiał ubrać w słowa. Trapiło go to, że nie umiał jej wtedy zatrzymać, że przez trzy lata jej nie znalazł i, że teraz nie mógł sprawić, żeby czuła się bezpiecznie. Ucałował jej czoło. A później powoli opuścił dłonie.
-Rozumiem. Nie wiem co mógłbym zrobić, żebyś się tak nie czuła.-wyznał. Nie nie miał do niej pretensji, chyba bardziej do siebie. Wolną dłonią odgarnął kosmyki jej włosów za jej ucho.
-Nie martw się tym teraz. Musimy być dobrej myśli.-powiedział. On chciał być. -Tylko co z pracą?- no to zaczynamy temat tabu?
Charlus Potter
Charlus Potter
Zawód : auror
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
Baby you're all that i want, when you lyin' here in my arms.
I'm findin' it hard to believe. We're in heaven
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
.
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t798-charlus-potter https://www.morsmordre.net/t879-sowa-o-dumnym-imieniu-sowa#4044 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f128-west-country-dolina-godryka-74 https://www.morsmordre.net/t2779-skrytka-bankowa-nr-230#44919
Re: Salon [odnośnik]28.02.16 22:58
Podniosła na Charlusa wzrok, gdy ten objął jej twarz swoimi dłońmi. Były ciepłe, jak zawsze. Ah... jak zawsze. Zawsze od momentu, kiedy kilka miesięcy temu spotkali się po trzyletniej rozłące czy zawsze od momentu ich pierwszego pocałunku, który pozostał dla pamięci Dorei tylko przebłyskiem podświadomości, faktem ukrytym pod grubą warstwą kurzu przykrywającego jej wspomnienia? Gdy ją dotykał, czuła, że znała ten dotyk lepiej, niż sama mogła to w tej chwili pamiętać. Kiedy się uśmiechał, czuła, że jej oczy widziały ten cudny gest, tak bardzo charakterystyczny dla Pottera, po raz setny, tysięczny, milionowy, że tych potterowych uśmiechów było więcej, niż gwiazd na niebie. To wszystko było tak proste... i jednocześnie tak skomplikowane.
Uśmiechnęła się łagodnie, bo jednak w tej chwili ogrom "problemu", przed którym oboje stali, zdawał się powoli niknąć pod perspektywą nowego członka rodzinny Potter, dumnego rodu Gryfonów. Jak się miała do tego oderwana gałązka rodu Blacków, którzy wierni byli ideom Ślizgonów? Czuła się dobrze, aż nazbyt dobrze, będąc tą, która zmieniła trajektorię lotu swojego życia.
Jej uśmiech nieco się poszerzył. Wstała na palcach, żeby na dłuższą chwilę zatonąć w ciepłych ustach swojego męża, poszukać w nich jeszcze odrobiny odwagi.
- Nie musisz nic robić. - szepnęła do niego, znów przyjmując prostą postawę i opierając ciężar swojego ciała na pełnych stopach. - Oh, praca... no...
Zmarszczyła delikatnie brwi.
- Na razie nie musimy się o nic martwić, prawda? Jak już będę w... bardziej zaawansowanej ciąży, to poproszę Rogersa, żeby nie wysyłał mnie na zadania, a posadził przy biurku z papierami. - skrzywiła się lekko, nieco zabawnie. - Nie cierpię tego, ale raz można się poświęcić. I Zakon... z tym też sobie jakoś poradzimy. Prawda?
Gość
Anonymous
Gość
Re: Salon [odnośnik]02.03.16 16:56
Może ktoś powiedziałby, że to naiwne z jego strony, albo lekkomyślne, ale naprawdę ten mężczyzna naprawdę starał się optymistycznie patrzeć w przyszłość. A może udawał? Przez trzy lata całkiem nieźle mu to szło. Uśmiechał się, chociaż wszystko przypominało mu o żonie, której nie miał wtedy obok siebie. Starał się cieszyć z wszystkiego, aby zagłuszyć głos krwawiącego serca. Nie było łatwo. Mimo iż miał wsparcie ze strony rodziny i przyjaciół czuł się samotnie jak nigdy wcześniej. Z jego strony to było okropne, naganne, ale szukał namiastki szczęścia u Hazel. Teraz wiedział, że było to niesprawiedliwe. Żałował, że ich stosunki się popsuły, ale wiedział, że jeżeli jego była przyjaciółka nie zniknie z jego życia to będzie tragiczne w skutkach.
Charlus już teraz wiedział, że będzie kochał to dziecko. Dlaczego? W końcu to jego marzenie. To właśnie zobaczyłby w zwierciadle Ain Eingarp. Święta, choinka w tle, Dorea siedziała na fotelu, podczas gdy Charlus biegał zgięty w pół za chłopcem latającym na dziecięcej miotełce. Chciał zostać ojcem, chociaż nie zastawiał się nigdy nad tym, ale zawsze miał dobry kontakt z dziećmi. Chociażby z mieszkającymi obok Jonesami. Ucieszył się z powodu ciąży, potem trochę przeraziła go myśl o tak wielkiej odpowiedzialności. No bo obydwoje mieli być odpowiedzialni za życie niewinnej istotki, która była kompletnie bezbronna i zdana na łaskę dorosłych. Kiedy poczuł na swoich ustach, usta ukochanej odwzajemnił jej pocałunek, a wszystkie negatywne emocje rozpłynęły się w mgnieniu oka. Kolejny ciepły uśmiech pojawił się na ustach Pottera. Westchnął, patrząc na brunetkę. Chyba nie musiał mówić, że najchętniej zamknąłby ją w domu już teraz, nawet jeżeli oznaczałoby to przejęcie jej obowiązków w biurze.
-Nie chcę żebyś się niepotrzebnie denerwowała. Martwię się, przecież wiesz.- powiedział z troską w głosie. W końcu Dorea była najważniejszą kobietą w jego życiu. A praca aurora była ciężka i stresująca. Nie chciał, aby jej i dziecku coś się stało. Raz już ją stracił, nie chciał przeżywać powtórki z rozgrywki.
-Damy radę. Jestem pewien, że nikt nie będzie miał nic przeciwko, jeżeli sobie odpuścisz.-powiedział. Dopiero po chwili doszło do niego jak bardzo cieszył się z tego wszystkiego. Miał żonę, dziecko w drodze. Pewnie w między czasie zdążył też zbudować dom i posadzić drzewo. Mógł czuć się i nazwać prawdziwym mężczyzną. Ogarnęła go nagła euforia w wyniku której nieoczekiwanie uniósł Doreę i okręcił się z nią wokół własnej osi. Pewnie cieszył się jak nienormalny. No, ale jak miał się nie cieszyć?
-Wyobrażasz to sobie? Takie małe, malutkie dzieciątko.-zaczął trajkotać trochę jak przekupa na rynku, ale to nic dziwnego. W końcu miał zostać ojcem, a widać, że cieszył się z tego, chociaż bał się, ale to chyba normalne, prawda?
Charlus Potter
Charlus Potter
Zawód : auror
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
Baby you're all that i want, when you lyin' here in my arms.
I'm findin' it hard to believe. We're in heaven
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
.
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t798-charlus-potter https://www.morsmordre.net/t879-sowa-o-dumnym-imieniu-sowa#4044 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f128-west-country-dolina-godryka-74 https://www.morsmordre.net/t2779-skrytka-bankowa-nr-230#44919
Re: Salon [odnośnik]11.03.16 20:00
Potrzebowała go. Naprawdę potrzebowała teraz Charlusa. Był jej jedyną ostoją w tej sytuacji, jedynym filarem, na którym mogła się oprzeć w razie problemów. Nie miała już rodziny, chociaż ta oficjalnie się jej nie wyrzekła; nie miała siostry ani matki, do której mogłaby udać się w poszukiwaniu rad co do ciąży, a męskie znajomości, które posiadała, nie zapewniłyby jej jasności w tej sprawie. Garrett raczej nie znał się na ciążach... Anthony pewnie też. Nie dziwota.
W dodatku coś było w ich "wspólnych" obrazach widzianych w zwierciadle. Oboje najwyraźniej dążyli do tego samego - do rodziny. Do jednej, wspólnej chwili spędzonej w swoim gronie, z dzieckiem na kolanach, którego śmiech roznosi się po całym domu. Ta wizja do końca pozwoliła jej się uspokoić, więc kiedy Charlus uniósł ją, zaśmiała się radośnie. Wiedziała jedno - da swojemu dziecko takie dzieciństwo, jakiego ona nigdy nie doznała. Dzieciństwo pozbawione presji i sztywno wyprostowanych pleców uginających się czasami pod karzącym wzrokiem ojca.
- Odpuszczę - odpowiedziała w końcu. - Ale wciąż będę w gotowości, jeśli będziecie potrzebowali mojej pomocy. Ale ty wspieraj Garretta, jasne?
Poczochrała go po włosach. Jej Potter. Jej jedyny w swoim rodzaju Potter.
Parsknęła śmiechem.
- Na razie nie potrafię sobie tego wyobrazić, ale... ale to na pewno będzie coś dobrego. Poza tym... będziemy rodzicami. Tata-potter! - jej usta rozszerzyły się w uśmiechu.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Salon [odnośnik]23.03.16 16:53
Nikt nie wiedział jak mocno Charlus cierpiał po zniknięciu Dorei. Robił dobrą minę do złej gry. Uśmiechał się najszerzej, kiedy bolało najmocniej. Potter nie był typem osoby, która obnosiła się ze swoim bólem. Nawet najbliższe mu osoby nie mogły powiedzieć, aby widziały kiedyś Charliego załamanego. Bo nie widziały. Nikt z wyjątkiem Hazel, ale próbował to wyprzeć ze swoich wspomnieć, bo to właściwie nie miało żadnego znaczenia. Nie dla Charlusa. W każdym razie nawet Garry nie widział Charlusa wtedy, gdy siedział w fotelu ze szklanką ognistej upijając się do nieprzytomności. A do tego posunął się Potter w swojej bezsilności.
Potter nie wiedział jakie dzieciństwo miała Dorea, mógł się tylko domyślać. On sam miał całkiem dobrą sytuacje w domu. Jasne, może było nieprzyjemnie po śmierci Klary, ale przecież to tylko jeden epizod, który z powodu powagi sytuacji zachwiał rodziną. W każdym razie chciał, żeby ich dzieci miały szczęśliwe dzieciństwo. Bez presji ze względu na krew, czy też dom w Hogwarcie. Dla Charliego nie miało to większego znaczenia. Miał nadzieję, że dla Dorei też nie miało. Wierzył, że mimo tego iż jej ojciec namieszał jej w głowie to ona sama nie zmieniła się. Na razie jego obawy były niepotwierdzone. Po raz kolejny już dzisiaj obdarzył swoją ukochaną uśmiechem.
-Oczywiście, że będę wspierał, jak zawsze.-obiecał. Znał się z Weasleyem nie od dzisiaj. Na pewno by mu pomagał. W końcu Garry to jego przyjaciel od bardzo dawna. On wytrwale pomagał Charlusowi w poszukiwaniach Dorei i nie pozwalał, aby ten nie stracił nadziei.
Teraz wyszczerzał zęby.
-Mama i tata Potter.-rzucił, starając to sobie wyobrazić. Małego brzdąca, którego uczy mówić mama i tata. Usiadł na kanapie, zaciągając Dor na swoje kolana. Wtulił policzek w jej plecy. -Wiesz co? Jeżeli byłaby to dziewczynka, chciałbym żeby nazywała się Klara.-powiedział po chwili milczenia, już nieco trochę spokojniej.
Charlus Potter
Charlus Potter
Zawód : auror
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
Baby you're all that i want, when you lyin' here in my arms.
I'm findin' it hard to believe. We're in heaven
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
.
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t798-charlus-potter https://www.morsmordre.net/t879-sowa-o-dumnym-imieniu-sowa#4044 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f128-west-country-dolina-godryka-74 https://www.morsmordre.net/t2779-skrytka-bankowa-nr-230#44919
Re: Salon [odnośnik]31.03.16 17:56
Musieli przejść przez to razem. Nie było na to innej metody. Może początku będą trudne, ale Dorea wiedziała, że warte tego, żeby je przetrwać. Nie chciała się teraz martwić, czy będzie to chłopiec, czy dziewczynka. Ważne, żeby urodziło się zdrowe i silne. Jej wszystkie marzenia zostały skumulowane do troski o tego małego członka ich rodziny, któremu jeszcze niespieszno było przychodzić na ten świat. Nawet to i dobrze. Może w ciągu tych dziewięciu miesięcy zawierucha w Londynie zwolni na tyle, że będą mogli wychowywać swojego potomka nie bojąc się każdego dnia o jego życie.
Przytuliła się do niego, kiedy usiedli razem na kanapie. Uśmiechnęła się z ulgą. Strach minął. Miała tylko nadzieję, że bezpowrotnie. Po prostu będzie musiała na siebie uważać, a to chyb nie powinno być trudne!
- Klara? - zastanowiła się, mrużąc powieki i muskając wargami jego skroń. - Na pewno byłaby przeszczęśliwa. Podoba mi się, mogłoby zostać. A jeśli chłopiec... Noah? Nie uważasz, że to całkiem urokliwe imię?
Miała wrażenie, że jeszcze przez kilka dni będzie miała mieszane uczucia co do tego, co się z nią działo (pewnie w głównej mierze za sprawą buzujących hormonów), ale nie zamierzała żałować. Zwłaszcza, że Charlus był taki szczęśliwy, kiedy o tym rozmawiali. Przyprawianie go o kolejny zawód czy ukłucie smutku były ostatnimi rzeczami, na jakie teraz mogła sobie pozwolić.
Żeby tylko taki stan utrzymał się jak najdłużej. Dość było już im problemów.

| zt x2
Gość
Anonymous
Gość
Re: Salon [odnośnik]11.08.16 21:06
| 10 luty, przed zadaniem zakonu

Od kiedy Dorea zniknęła Charlie czuł się trochę jak przed jej powrotem. Jego życie wypełniła monotonność. Wstawał rano, zaspany, na ślepo robił sobie kawę i coś do jedzenia, co często powinno być odrzucane przez jego żołądek, a potem na łeb na szyję biegł do pracy. Tam siedział bardzo długo, aby nie musieć wracać do pustego domu. Potem jeszcze często odwiedzał rodziców. Czasem szedł na cmentarz, odwiedzić Klarę. Potem wracał do domu, znowu coś jadł, zanim Dorea wróciła gapił się na poszlaki, które miały go doprowadzić do małżonki. Teraz? Zajmował się sprawą zniknięcia peleryny niewidki, to nie był dobry znak. Było mu ciężko. Chciał mieć Doreę przy sobie, ale wiedział, że zdecydowanie bardziej bezpieczna będzie u ciotki. Nawet wymienianie się listami było nazbyt ryzykowane, dlatego wiadomości były sporadyczne i to jeszcze wysyłane co rusz innymi sowami. Były krótkie i bez konkretów. A i tak za każdym razem drżał, kiedy wysyłał sowę w daleką podróż.
Dzisiejszy dzień nie różnił się od poprzednich. Był już późny wieczór, a Potter zmęczony pracą szedł ulicami Doliny Godryka, wymieniając uprzejmości z nielicznymi już przechodniami. Poprawił płaszcz i wszedł na teren posesji. W kieszeni prochowca wygrzebał pęk kluczy. Jeden z nich służył do otwierania drzwi. Wszedł do środka, powiesił płaszcz, zostawił torbę i wtedy zorientował się, że ktoś jest w środku. Sięgnął po różdżkę i ostrożnie wszedł do salonu, a tam...zamiast napastnika, złodzieja, czy kogokolwiek innego, na kogo powinien rzucić Drętwotę ujrzał Doreę. Nie wierzył swoim oczom. Jego usta mimowolnie wygięły się w zadowolonym uśmiechu. Nie wiedział co czuć. Coś z tyłu głowy mówiło mu, że powinien czuć radość. Cieszył się. Niewysłowione szczęście mieszało się z poczuciem niepokoju, co widać było na jego twarzy. Martwił się, bo przecież żona nie zapowiedziała swojego powrotu, jednak radował się, ponieważ mógł ją zobaczyć. Ją i ich synka. Podszedł do kobiety. Przyciągnął ją do siebie, różdżkę rzucając gdzieś tam na stolik. Chwilę nic nie mówił, a potem odsunął się, aby spojrzeć na twarz ukochanej.
-Coś się stało?-spytał, marszcząc brwi w charakterystyczny dla Pottera sposób. Martwił się, co było widać.
Charlus Potter
Charlus Potter
Zawód : auror
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
Baby you're all that i want, when you lyin' here in my arms.
I'm findin' it hard to believe. We're in heaven
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
.
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t798-charlus-potter https://www.morsmordre.net/t879-sowa-o-dumnym-imieniu-sowa#4044 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f128-west-country-dolina-godryka-74 https://www.morsmordre.net/t2779-skrytka-bankowa-nr-230#44919
Re: Salon [odnośnik]12.08.16 23:54
Do ucieczki można się przyzwyczaić. Do rwących mięśni, do zmęczonych stóp, do palców wiecznie na czymś się zaciskających, do płuc, które wybuchają od naładowania zimnym powietrzem, do oddechu, który gęstą kotarą przesłania świat w czasie biegu. Do ciepła, które czuje się za każdym razem, gdy nieco mocniej przyciska się do siebie brązowo-czarne zawiniątko.
To niewinne stworzenie już od maleńkości doświadczało przygód, których mógł pozazdrościć mu niejeden dorosły czarodziej. Od pieluszki zmagał się z chłodem podróży, które miały uchronić go przed złem, choć chwilowo, choć na krótki moment. Ciotka mówiła Dorei, że dobrze zrobiła wyjeżdżając z Londynu, zmniejszając strach o dziecko do minimum, pozwalając sobie na chwilę odpoczynku od angielskiego pośpiechu i niepewności. Mimo to wciąż wydawało jej się, że jest blisko problemów.
I za dużo się nie pomyliła.
Kiedy wszystko zaczęło się komplikować, ciotka pomogła jej się spakować, dobrze ubrać małego Jamesa i wysłać ją wprost do Londynu. Musiała poradzić sobie inaczej, bo teleportacja z dzieckiem w ramionach była zbyt niebezpieczna i wiązała się z ogromem niechcianych następstw. Rozszczepienie było jednym z nich. Dlatego tłukła się pociągami i promami, ostatnie pieniądze wydając na komunikację i jedzenie, byleby tylko jak najszybciej dotrzeć do stolicy Wielkiej Brytanii. Ze strachem utrudniającym przełykanie śliny i z kwilącym maleństwem, w końcu znalazła się przed drzwiami do domu Potterów. Ich domu. Gdy przekroczyła próg, niemal fizycznie poczuła, jak ten ogromny ciężar, który narastał w niej od momentu wyjazdu z Francji, nagle wyparował. Zapaliła światło w salonie i od razu zajęła się synkiem, rozwijając go z ochłodzonych materiałów i przebierając go w coś ciepłego, po cichu prosząc go, by już nie płakał. Nakarmienie, porządne ogrzanie go i ukołysanie do snu trochę jej zajęło, ale zmęczenie wciąż starała się odrzucać na bok. Tak naprawdę dało jej się ono we znaki, gdy usiadła na chwilę na kanapie, uspokojona rytmicznym oddechem, które poruszało malutkim ciałkiem Jamiego. Zasnęła tylko na krótką chwilę.
Obudziła się jednak, gdy usłyszała mechanizm zamka poruszający się w drzwiach. Wstała natychmiast, chwytając w dłoń różdżkę, ale gdy zamiast obcej sylwetki, zobaczyła w nich sylwetkę Charlusa, podbiegła do niego i objęła mocno. Jej świat znów złożony został w jedną całość, myśli znów znalazły ukojenie, krew zwolniła bieg, a serce przestało tłuc się w piersi.
- Pojawiły się pewne problemy, ciotka poprosiła, żebym wróciła wcześniej. Zdążyłam podjąć decyzję, zanim cokolwiek się stało. Oboje jesteśmy cali i zdrowi - uśmiechnęła się do niego, po czym skradła z jego ust długo oczekiwany pocałunek. - Chcesz go zobaczyć? Ma twoje oczy!


Ostatnio zmieniony przez Dorea Potter dnia 25.08.16 23:42, w całości zmieniany 1 raz
Gość
Anonymous
Gość
Re: Salon [odnośnik]18.08.16 1:45
Do ucieczki można się przyzwyczaić. Jednakże do pustego domu, w którym ciągle panuje względna cisza. Jedynie sowa skrzeczy, jeżeli domaga się posiłku, albo ogień w kominku skwierczy, jakby chciał dać znać, że on tu ciągle jest. Wiatr wali w okna. A jednak jest cicho. I pusto. Do tego nie idzie przywyknąć. Nie idzie pogodzić się z myślą, że miejsce obok ciebie jest zawsze puste, że kiedy wrócisz z pracy nikt na ciebie nie będzie czekał. Gdy żegnał swoją małżonkę i wtedy jeszcze nienarodzone dziecko myślał, że przez ten okres przyzwyczaił się do życia w osamotnieniu. Mylił się. Ogromnie się mylił. Do tego nie idzie się przyzwyczaić. Żył nadzieją, że nadejdzie ten dzień, w którym będzie mógł przycisnąć do siebie maleńkie zawiniątko, że będzie mógł zanurzyć nos w burzy kasztanowych włosów Dorei. Już raz ją stracił, nie pozwoli, aby tym razem wyślizgnęła mu się z rąk.
Nie spodziewał się jednak tego, że kiedy wejdzie dzisiejszego wieczoru do mieszkania...ona tam będzie. Dorea i mały, śpiący James. Jednakże czuł, że coś się stało. Ostatnimi czasu kłopoty trzymały się ich i nie chciały odpuścić chociażby na chwilę.  A szkoda, bo przecież każdemu przydałaby się chwila odpoczynku, prawda?
Przez dłuższą chwilę trzymał w objęciach panią Potter, czując się trochę jak wtedy na gangu, kiedy stojąc z kubkiem kawy zobaczył ją. Wtedy nie wierzył swoim własnym oczom. Teraz? Też to wszystko było ciężkie do ogarnięcia. Czuł ciepło jej ciała na swojej skórze. Czuł jej oddech na karku. To była naprawdę ona. Jednakże zanim przyjdzie czas na radość Charlus musiał dowiedzieć co się stało. Zmartwił się, słysząc o problemach ciotki Dorei. Miał nadzieję, że to nic poważnego i co najważniejsze, że to nie oni ją w to wciągnęli.
-Najważniejsze, że nic wam nie jest. -odparł. Naturalnie wiedział, że nie mogła go poinformować o wcześniejszym powrocie, dlatego też Potter nie miał jak pomóc żonie i synowi w tejże bardzo długiej i niezwykle męczącej podróży. Pozwolił na to, aby ich usta złączyły się w tak długo wyczekiwanym pocałunku. Jeszcze bardziej się rozpromienił. Oczywiście, że chciał go zobaczyć! -Naturalnie, że chcę. Naprawdę? Oby resztę miał po mamie.-rzucił żartobliwie, jednocześnie poprawiając okulary na nosie. Skoro mały spał to Charlie nie chciał go budzić, a jedynie ukucnął przy kanapie, przyglądając się maluchowi. -Cześć mały, duży chłopcze.-wyszeptał, pewnie delikatnie gładząc niemowlę po odsłoniętej rączce. Usta Charliego rozciągały się w szerokim uśmiechu. Obejrzał się na małżonkę. - Ma twój nos.-stwierdził przyglądając się to jednej twarzy to drugiej. Co ruszy poprawiał okulary, które jakby ze zdumienia zsuwały się na sam czubek nosa świeżo upieczonego tatusia Pottera. -Witaj w domu James.-zwrócił się ledwie słyszalnym szeptem do małego chłopca, tak bardzo nieświadomego tego, co działo się wokół niego.
Charlus Potter
Charlus Potter
Zawód : auror
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
Baby you're all that i want, when you lyin' here in my arms.
I'm findin' it hard to believe. We're in heaven
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
.
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t798-charlus-potter https://www.morsmordre.net/t879-sowa-o-dumnym-imieniu-sowa#4044 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f128-west-country-dolina-godryka-74 https://www.morsmordre.net/t2779-skrytka-bankowa-nr-230#44919

Strona 1 z 4 1, 2, 3, 4  Next

Salon
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach