Kącik kawiarniany
Strona 14 z 15 • 1 ... 8 ... 13, 14, 15
AutorWiadomość
First topic message reminder :
★★ [bylobrzydkobedzieladnie]
Kącik kawiarniany
Zastawa z indyjskimi ornamentami, imbryczki latające wysoko nad sufitem, by móc uzupełnić herbatę w filiżance, pobrzękiwanie widelczyków o opróżnione talerzyki, aromat słodkich ciast i drobnych deserów, pachnąca para unosząca się nad głowami zakochanych w piciu herbaty czarodziejów. Czujesz ten klimat? Na pewno masz ochotę wejść i zamówić jedną filiżankę lub dwie. Wygodne, skórzane fotele i stoliki przykryte białymi obrusikami jeszcze cię do tego zachęcają. Usiądź, rozgość się i czekaj na gorący napar.
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:33, w całości zmieniany 1 raz
Niezależnie od tego, jakim teraz Londyn żył życiem, myśli Odetty uciekały gdzieś daleko. Wydawała się nie zauważać poruszeń – chociaż czasem z zastanowieniem wspominała wydarzenia, o których słyszała na placu Connaught, gdzie wiele rzezy chyba poszło nie tak, jak powinno, ale z drugiej strony, gdyby tam była, pewnie niewiele by pomogła – ani też nie zastanawiała się nad ponurymi plotkami na temat jakiś niezwykłych, ciemnych istot poruszających się po świecie. Żyła w swojej własnej bańce, klatce tak wygodnej, że nie myślało się nawet o tym, iż była to klatka, sumiennie ignorując świat za jej kratami. Teraz w końcu miała też plan dla siebie, realizując go krok po kroku. Nic wielkiego, nic przesadnego, ot chciała jedynie nieco głębiej wejść w założenia własnego domu mody (znaczy nie własnego, że jej własnego, tylko tego, który należał do całej rodziny, a w szczególności do lorda Parkinson), przydając się nie tylko jako lady stojąca na straży dobrej obsługi bajecznie bogatych klientów, ale również aby samej coś stworzyć, przynajmniej w kwestii projektu.
Dlatego poprosiła nie tylko o spotkanie, ale również o naukę stawiania kresek tak pięknie, by mogły przypominać rzeczywisty projekt, nie kilka przypadkowych pociągnięć ołówka. Było wśród szlachty wiele uzdolnionych lady, dlatego sięgnęła do paru z nich, gotowa ostrożnie acz stanowczo nauczyć się tego, jak szkicować nie tylko od jednej osoby. Nie, że komuś z nich ujmowała (czy też którejś, skoro mówiły o innych lady), ale lubiła dowiadywać się, jako oporna uczennica, kto może być najlepszą nauczycielką.
Zjawiła się na miejscu punktualnie – żałując, że nie wypytała wcześniej o potrzebne do tego spotkania akcesoria, dlatego zabrała ze sobą ledwie parę kartek i ołówków z pracowni projektantów. Tamto miejsce byłoby na pewno spokojniejsze dla wzajemnego towarzystwa i nauki, musiała jednak pamiętać, że nie bez powodu zabezpieczono je przed niepożądanymi w tamtym miejscu osobami. Znajdując odpowiednio oddalony od innych kącik, usiadła na jednym z miejsc, dłoń unosząc lekko aby przywołać obsługę, zamawiając swoją porcję niesłodzonej herbaty. W zamyśleniu potarła dłonie, rozglądając się po okolicy i wypatrując damy, z którą przyszło jej się dziś spotkać.
Odetta Parkinson
Zawód : ambasadorka Domu Mody Parkinson, alchemiczka
Wiek : 23 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
It’s a game of war
death, love
And sacrifice
death, love
And sacrifice
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Calypso nie lubiła się spóźniać, ale mężczyzna, który miał jej uszyć nowe rękawiczki, był dzisiaj strasznie opieszały. Lady Carrow niczego nie załatwiała krzykiem, czy poniżeniem, jednak dzisiaj miała wielką ochotę zwrócić sprzedawcy uwagę, że mógłby nieco przyspieszyć swoje ruchy. Opanowała się jednak — miała swoje ulubione miejsca w Londynie, gdzie kupowała drobiazgi, jak właśnie rękawiczki do jazdy konnej. Ostatecznie do kawiarni dotarła pięć minut po czasie — towarzysząca jej służka niosła torby, ale ogólnie pozostawała jedynie cieniem swojej pani.
- Lady Parkinson. - Powiedziała Calypso wyraźnie zawstydzona. - Odette, najmocniej cię przepraszam za spóźnienie. Sprzedawca w jednym z butików miał ruchy niczym ślimak, a że był równie wiekowy, co sam Hogwart nie miałam zbytnio jak go pospieszyć. - Sentymenty nie były w cenie. Liczyła się siła charakteru w trudnych czasach wojny. Jednak Calypso prędzej skrytykowałaby dziecko niż osobę starszą. Martwiło to nieraz jej matkę, tłumacząc, że powinna być już gotowa do tego, żeby samej zostać wkrótce mamą, jednak Calypso upierała się, że wciąż ma na to czas. Nawet jeśli wewnątrz miała swoje obawy.
- Moja służka Liliana nie będzie nam przeszkadzać, ma jednak ze sobą przyrządy, które uznałam za potrzebne, chociaż niektóre z nich możesz uznać za zaskakujące. - Powiedziała i skinęła na swoją służącą, która postawiła rzeczy przy ich stoliku i dyskretnie oddaliła się na boczną ławkę, gdzie musiały czekać inne dziewczęta będące na służbie u młodych lady.
- Zanim jednak zaczniemy, chciałabym się napić herbaty i wysłuchać tego, co najbardziej cię interesuje. Czy próbowałaś już kiedyś rysować lub malować? No i czy interesują cię jedynie stroje technicznie, czy np. chciałabyś tworzyć szkice wraz z modelkami. - Ubrania bowiem to jedno, natomiast narysowanie ciała pod nimi, to już zupełnie inna kwestia, bo należy mocno skupiać się na proporcjach. Natomiast rysowanie ubrań opiera się o rozbudowaną wyobraźnię, która pozwoli stworzyć projekt w rzutach, czyli z przodu, boku i z tyłu.
Wszystko było oczywiście do zrozumienia, ale pytanie bardziej polegało na tym, ile lekcji chciałaby przyjąć lady Parkinson. Jedna bowiem będzie zdecydowanie za mało.
Koło nich wylądował imbryk z parującą herbatą i dwoma filiżankami.
- Mam również nadzieję, że wszystko u ciebie w porządku i uważasz tegoroczny sabat za udany. - Powiedziała, sięgając po jedno z naczyń i odgiąwszy mały palec, upiła ciepły, przyjemnie rozgrzewający łyk.
- Lady Parkinson. - Powiedziała Calypso wyraźnie zawstydzona. - Odette, najmocniej cię przepraszam za spóźnienie. Sprzedawca w jednym z butików miał ruchy niczym ślimak, a że był równie wiekowy, co sam Hogwart nie miałam zbytnio jak go pospieszyć. - Sentymenty nie były w cenie. Liczyła się siła charakteru w trudnych czasach wojny. Jednak Calypso prędzej skrytykowałaby dziecko niż osobę starszą. Martwiło to nieraz jej matkę, tłumacząc, że powinna być już gotowa do tego, żeby samej zostać wkrótce mamą, jednak Calypso upierała się, że wciąż ma na to czas. Nawet jeśli wewnątrz miała swoje obawy.
- Moja służka Liliana nie będzie nam przeszkadzać, ma jednak ze sobą przyrządy, które uznałam za potrzebne, chociaż niektóre z nich możesz uznać za zaskakujące. - Powiedziała i skinęła na swoją służącą, która postawiła rzeczy przy ich stoliku i dyskretnie oddaliła się na boczną ławkę, gdzie musiały czekać inne dziewczęta będące na służbie u młodych lady.
- Zanim jednak zaczniemy, chciałabym się napić herbaty i wysłuchać tego, co najbardziej cię interesuje. Czy próbowałaś już kiedyś rysować lub malować? No i czy interesują cię jedynie stroje technicznie, czy np. chciałabyś tworzyć szkice wraz z modelkami. - Ubrania bowiem to jedno, natomiast narysowanie ciała pod nimi, to już zupełnie inna kwestia, bo należy mocno skupiać się na proporcjach. Natomiast rysowanie ubrań opiera się o rozbudowaną wyobraźnię, która pozwoli stworzyć projekt w rzutach, czyli z przodu, boku i z tyłu.
Wszystko było oczywiście do zrozumienia, ale pytanie bardziej polegało na tym, ile lekcji chciałaby przyjąć lady Parkinson. Jedna bowiem będzie zdecydowanie za mało.
Koło nich wylądował imbryk z parującą herbatą i dwoma filiżankami.
- Mam również nadzieję, że wszystko u ciebie w porządku i uważasz tegoroczny sabat za udany. - Powiedziała, sięgając po jedno z naczyń i odgiąwszy mały palec, upiła ciepły, przyjemnie rozgrzewający łyk.
Calypso Carrow
But he that dares not grasp the thorn
should never crave the rose
should never crave the rose
Calypso Carrow
Zawód : Malarka, Arystokratka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
I won't be silenced
You can't keep me quiet
Won't tremble when you try it
All I know is I won't go speechless
You can't keep me quiet
Won't tremble when you try it
All I know is I won't go speechless
OPCM : 10
UROKI : 5 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Umiała się wczuć w sytuację Calypso lepiej, niż by się mogło wydawać – i nie było w tym nic złośliwego, musiała jednak pamiętać, jak w zeszłym miesiącu spóźniła się, niechcący sprawiając, iż lord Burke musiał oczekiwać na jej towarzystwo. Oczywiście wina leżała po stronie wymagającego zamówienia, jednak sama do końca nie umiała mieć komukolwiek za złe to, że lekkie spóźnienie mogło się wydarzyć. Pozostawienie jej bez towarzystwa bez żadnej informacji było już sprawą niewybaczaną, ale nie wydawało się, aby panna Carrow również miała ją pozostawić w takim stanie.
- Naprawdę, nie ma o czym mówić! – Machnęła dłonią, wcale nie czując się zła ze względu na obecną sytuację. Rozumiała bardzo dobrze, zwłaszcza w momencie, kiedy niektórym mężczyznom wciąż wydawało się, że czas kobiet był mniej cenny od tego, który był ich czasem. W tym momencie też spojrzała z zaciekawieniem na to, co niosła ze sobą służka, chociaż jej sama siedziała akurat gdzieś na boku i wzbudzała w niej takie samo zainteresowanie co obecnie służka Calypso, a mimo to jej spojrzenie powędrowało w stronę przyborów. W Odettcie było zdecydowanie więcej z dziecka niż powinno w niej go być. W końcu sama wierzyła, że do innych należało się odnosić ze statusem jaki mieli, ale w zbyt dużo w niej było łagodności, ujawnianej w każdym wypadku. Rodzinę martwiła jej głupota i nieporadność – nie przetrwałaby w świecie, w którym mogłoby się okazać, że pozbawiona rodziny działałaby sama.
- Cóż, jestem gotowa na poznanie tego, co potrzeba, ale musisz mnie w tym momencie uświadamiać o wszystkim, ale w tym momencie przyjmę to, co będzie ci potrzebne do naszej lekcji. Zamówiłaś coś sobie? – Sama oczywiście przyjęła czarną herbatę bez odrobiny cukru – wiedziała, że zbytnie dogadzanie sobie na sabacie pod względem jedzenia musiało zostać odpokutowane aby utrzymać potem doskonałą linię i nie musieć martwić się zbytnio faktem, że trzeba będzie na nią poszerzać sukienki.
- Wystarczą mi same szkice – nie chcę poświęcać się skupianiu na modelkach, bo to oznaczałoby coś zupełnie innego, musiałabym się poświęcać temu na każdy pokaz. Od proporcji mamy już odpowiednich projektantów, ja bym chciała po prostu móc przelać swoje myśli na papier, nie martwiąc się skomplikowaną ilością detali dotyczących ludzkiego ciała. – Sięgnęła po swoje zamówienie, ostrożnie acz wciąż z pewną godnością siadając nieco w rozluźnieniu. Nie była to oficjalna wizyta, mogła więc rozluźnić się nieco, chociaż wciąż zachowywała się poważnie i z godnością przynależną damom. – Sama niezbyt próbowałam zrobić cokolwiek w sztukach plastycznych, dlatego bardzo chętnie dowiem się wszystkiego co można od absolutnych podstaw.
Gotowa była spotykać się na lekcjach regularnie, tak aby zyskać jakiekolwiek mistrzostwo, w którym mogłaby się odnaleźć, a w którym, chociaż na ten moment nie będzie mogła się tym zająć, tak obecnie była przekonana, że prędzej czy później uda jej się opanować to tak, by dorównać innym projektantom.
- Och tak, było niezwykle ciekawie, zwłaszcza na zagadkach! Nie spodziewałam się, że będę mogła skorzystać ze swojej umiejętności tańca, a jak u ciebie? Mam nadzieję, że minęło ci to dobrze? – Ciekawa była, jak minął on innym, zwłaszcza kiedy mimo wszystko ograniczała się do pewnego zakresu jeżeli o tym mowa.
- Naprawdę, nie ma o czym mówić! – Machnęła dłonią, wcale nie czując się zła ze względu na obecną sytuację. Rozumiała bardzo dobrze, zwłaszcza w momencie, kiedy niektórym mężczyznom wciąż wydawało się, że czas kobiet był mniej cenny od tego, który był ich czasem. W tym momencie też spojrzała z zaciekawieniem na to, co niosła ze sobą służka, chociaż jej sama siedziała akurat gdzieś na boku i wzbudzała w niej takie samo zainteresowanie co obecnie służka Calypso, a mimo to jej spojrzenie powędrowało w stronę przyborów. W Odettcie było zdecydowanie więcej z dziecka niż powinno w niej go być. W końcu sama wierzyła, że do innych należało się odnosić ze statusem jaki mieli, ale w zbyt dużo w niej było łagodności, ujawnianej w każdym wypadku. Rodzinę martwiła jej głupota i nieporadność – nie przetrwałaby w świecie, w którym mogłoby się okazać, że pozbawiona rodziny działałaby sama.
- Cóż, jestem gotowa na poznanie tego, co potrzeba, ale musisz mnie w tym momencie uświadamiać o wszystkim, ale w tym momencie przyjmę to, co będzie ci potrzebne do naszej lekcji. Zamówiłaś coś sobie? – Sama oczywiście przyjęła czarną herbatę bez odrobiny cukru – wiedziała, że zbytnie dogadzanie sobie na sabacie pod względem jedzenia musiało zostać odpokutowane aby utrzymać potem doskonałą linię i nie musieć martwić się zbytnio faktem, że trzeba będzie na nią poszerzać sukienki.
- Wystarczą mi same szkice – nie chcę poświęcać się skupianiu na modelkach, bo to oznaczałoby coś zupełnie innego, musiałabym się poświęcać temu na każdy pokaz. Od proporcji mamy już odpowiednich projektantów, ja bym chciała po prostu móc przelać swoje myśli na papier, nie martwiąc się skomplikowaną ilością detali dotyczących ludzkiego ciała. – Sięgnęła po swoje zamówienie, ostrożnie acz wciąż z pewną godnością siadając nieco w rozluźnieniu. Nie była to oficjalna wizyta, mogła więc rozluźnić się nieco, chociaż wciąż zachowywała się poważnie i z godnością przynależną damom. – Sama niezbyt próbowałam zrobić cokolwiek w sztukach plastycznych, dlatego bardzo chętnie dowiem się wszystkiego co można od absolutnych podstaw.
Gotowa była spotykać się na lekcjach regularnie, tak aby zyskać jakiekolwiek mistrzostwo, w którym mogłaby się odnaleźć, a w którym, chociaż na ten moment nie będzie mogła się tym zająć, tak obecnie była przekonana, że prędzej czy później uda jej się opanować to tak, by dorównać innym projektantom.
- Och tak, było niezwykle ciekawie, zwłaszcza na zagadkach! Nie spodziewałam się, że będę mogła skorzystać ze swojej umiejętności tańca, a jak u ciebie? Mam nadzieję, że minęło ci to dobrze? – Ciekawa była, jak minął on innym, zwłaszcza kiedy mimo wszystko ograniczała się do pewnego zakresu jeżeli o tym mowa.
Odetta Parkinson
Zawód : ambasadorka Domu Mody Parkinson, alchemiczka
Wiek : 23 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
It’s a game of war
death, love
And sacrifice
death, love
And sacrifice
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Odetchnęła z ulgą, gdy Odette nie wyraziła złości na jej przybycie. Nie zwykła się spóźniać, więc dodatkowo było jej nieco niezręcznie, gdyż było to pierwsze spotkanie poświęcone lekcji rysunku, a tu taka wpadka.
- Dziękuję za wyrozumiałość. - Powiedziała z wyraźną ulgą. Obie pod tym względem były jednak do siebie dość podobne — w obu była jakaś dziecięca radość, która być może sprawiła, że właśnie przez to potrafiły się porozumieć. Calypso co prawda próbowała to poskromić, starając się przebywać w poważniejszym towarzystwie, ale i tak wychodziła z niej czasem młódka, która chciała wiedzieć wszystko. O dziwo plotki najmniej ją interesowały — skupiała się na nowinkach ze świata sztuki i nauki. Mało osób wiedziało o tym, że Ares tak naprawdę nie był jedynie bawidamkiem, który miał pstro w głowie. Zamawiane przez niego czasopisma często przykuwały jej uwagę ciekawymi tytułami, a na szczęście w Sandal Castle nikt nigdy nie bronił jej dostępu do nauki. Mogła rozwijać się w dowolnym kierunku, jak długo była gotowa godnie reprezentować rodzinę. A czy można było zrobić to lepiej, niż będąc nie tylko ozdobą rodziny, jak zwykł mawiać jej ojciec, ale także towarzyszką rozmów i godnym rozmówcą? Oczywiście nie wszyscy mężczyźni byli gotowi na taką żonę i Calypso śmiała podejrzewać, że jej ojciec przesiewał kandydatów nieco bardziej, niż jej się do tego przyznawał. Ale może to było jedynie jej wrażenie?
Tak więc pomimo pozornego podobieństwa charakterów, miały ku temu nieco inne możliwości rozwoju. Nikt nie wątpił w Calypso — poradziłaby sobie bez rodziny, a nawet Ares zwykł żartować, że byłaby lepszym nestorem, niż on.
- Liliana zamówiła coś z pewnością dla mnie. - Odparła lekko, zupełnie nie zdając sobie sprawy, jak musiałoby to wyglądać dla kogoś, kto służby nie posiadał. Calypso zwykła pić bawarkę z jedną łyżeczką cukru. I takie zamówienie rzeczywiście niedługo później pojawiło się przed nią.
Wysłuchała tego, co miała do powiedzenia Odetta, raz po raz kiwając głową, a raz nawet biorąc do ust niewielki łyk ciepłego napoju. Na filiżance pojawił się na moment odcisk magicznej szminki, zaraz jednak zniknął, zupełnie jakby i na czyichś ustach miał nie zostawiać trwałego śladu.
- Powiem ci, że to nawet lepiej, że nie próbowałaś rysować z kimś innym. Nie, żebym żałowała ci nauki. Chodzi jedynie o to, że jak we wszystkim, nabrałabyś pewnej maniery, która niekoniecznie byłaby zgodna z tym, co ja chcę ci przekazać. - Cóż, najwyżej kolejny po niej nauczyciel, jeśli Odetta będzie zasięgać lekcji u kogoś innego.
- Zaczniemy więc od tego, że opowiesz mi strój z głowy — istniejący, czy też nie, a ja będę przy tobie szkicować. Zobaczysz pierwsze ruchy — już teraz ci powiem, że zacząć należy zawsze od ogółu, a potem przejdziemy do szczegółu. Będę prosiła, byś dokładnie obserwowała ruchy mojej ręki. Ale nie tylko to. Dostaniesz w tym czasie swój zestaw do szkicu i bez patrzenia na swoją kartkę, spróbujesz ciągnąć linie “na mój wzór”, jedynie na wyczucie. - Już dawno zaobserwowała tę technikę. Przydawała się do wykonywania szybkich szkiców, np. w drodze, żeby nie musieć tracić celu, chociażby na krótką chwilę z zasięgu wzroku.
Na wspomnienie sabatu, uśmiechnęła się lekko. Spędziła wspaniały czas — tańczyła i jadła same pyszności. Wdała się w ciekawą rozmowę z lordem Burke, ale co najważniejsze tańczyła z lordem Rosierem. A w godzinę jego urodzin, gdy już byli bez masek i uroczyście odśpiewano sto lat, on zatrzymał ją przy swoim boku, tak by zaraz po tym wszystkim ponownie porwać ją do tańca. Na samo wspomnienie czuła, że lekko się rumieni.
- Chyba najlepszy sabat, na jakim byłam. Nawet lepszy niż debiut. - Oznajmiła i zaczęła wyciągać z torby pozostawionej przez Liliannę ołówki i szkicowniki. - Gotowa? - Uśmiechnęła się, jeszcze jeden łyk herbaty upijając.
- Dziękuję za wyrozumiałość. - Powiedziała z wyraźną ulgą. Obie pod tym względem były jednak do siebie dość podobne — w obu była jakaś dziecięca radość, która być może sprawiła, że właśnie przez to potrafiły się porozumieć. Calypso co prawda próbowała to poskromić, starając się przebywać w poważniejszym towarzystwie, ale i tak wychodziła z niej czasem młódka, która chciała wiedzieć wszystko. O dziwo plotki najmniej ją interesowały — skupiała się na nowinkach ze świata sztuki i nauki. Mało osób wiedziało o tym, że Ares tak naprawdę nie był jedynie bawidamkiem, który miał pstro w głowie. Zamawiane przez niego czasopisma często przykuwały jej uwagę ciekawymi tytułami, a na szczęście w Sandal Castle nikt nigdy nie bronił jej dostępu do nauki. Mogła rozwijać się w dowolnym kierunku, jak długo była gotowa godnie reprezentować rodzinę. A czy można było zrobić to lepiej, niż będąc nie tylko ozdobą rodziny, jak zwykł mawiać jej ojciec, ale także towarzyszką rozmów i godnym rozmówcą? Oczywiście nie wszyscy mężczyźni byli gotowi na taką żonę i Calypso śmiała podejrzewać, że jej ojciec przesiewał kandydatów nieco bardziej, niż jej się do tego przyznawał. Ale może to było jedynie jej wrażenie?
Tak więc pomimo pozornego podobieństwa charakterów, miały ku temu nieco inne możliwości rozwoju. Nikt nie wątpił w Calypso — poradziłaby sobie bez rodziny, a nawet Ares zwykł żartować, że byłaby lepszym nestorem, niż on.
- Liliana zamówiła coś z pewnością dla mnie. - Odparła lekko, zupełnie nie zdając sobie sprawy, jak musiałoby to wyglądać dla kogoś, kto służby nie posiadał. Calypso zwykła pić bawarkę z jedną łyżeczką cukru. I takie zamówienie rzeczywiście niedługo później pojawiło się przed nią.
Wysłuchała tego, co miała do powiedzenia Odetta, raz po raz kiwając głową, a raz nawet biorąc do ust niewielki łyk ciepłego napoju. Na filiżance pojawił się na moment odcisk magicznej szminki, zaraz jednak zniknął, zupełnie jakby i na czyichś ustach miał nie zostawiać trwałego śladu.
- Powiem ci, że to nawet lepiej, że nie próbowałaś rysować z kimś innym. Nie, żebym żałowała ci nauki. Chodzi jedynie o to, że jak we wszystkim, nabrałabyś pewnej maniery, która niekoniecznie byłaby zgodna z tym, co ja chcę ci przekazać. - Cóż, najwyżej kolejny po niej nauczyciel, jeśli Odetta będzie zasięgać lekcji u kogoś innego.
- Zaczniemy więc od tego, że opowiesz mi strój z głowy — istniejący, czy też nie, a ja będę przy tobie szkicować. Zobaczysz pierwsze ruchy — już teraz ci powiem, że zacząć należy zawsze od ogółu, a potem przejdziemy do szczegółu. Będę prosiła, byś dokładnie obserwowała ruchy mojej ręki. Ale nie tylko to. Dostaniesz w tym czasie swój zestaw do szkicu i bez patrzenia na swoją kartkę, spróbujesz ciągnąć linie “na mój wzór”, jedynie na wyczucie. - Już dawno zaobserwowała tę technikę. Przydawała się do wykonywania szybkich szkiców, np. w drodze, żeby nie musieć tracić celu, chociażby na krótką chwilę z zasięgu wzroku.
Na wspomnienie sabatu, uśmiechnęła się lekko. Spędziła wspaniały czas — tańczyła i jadła same pyszności. Wdała się w ciekawą rozmowę z lordem Burke, ale co najważniejsze tańczyła z lordem Rosierem. A w godzinę jego urodzin, gdy już byli bez masek i uroczyście odśpiewano sto lat, on zatrzymał ją przy swoim boku, tak by zaraz po tym wszystkim ponownie porwać ją do tańca. Na samo wspomnienie czuła, że lekko się rumieni.
- Chyba najlepszy sabat, na jakim byłam. Nawet lepszy niż debiut. - Oznajmiła i zaczęła wyciągać z torby pozostawionej przez Liliannę ołówki i szkicowniki. - Gotowa? - Uśmiechnęła się, jeszcze jeden łyk herbaty upijając.
Calypso Carrow
But he that dares not grasp the thorn
should never crave the rose
should never crave the rose
Calypso Carrow
Zawód : Malarka, Arystokratka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
I won't be silenced
You can't keep me quiet
Won't tremble when you try it
All I know is I won't go speechless
You can't keep me quiet
Won't tremble when you try it
All I know is I won't go speechless
OPCM : 10
UROKI : 5 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Wiedziała, że gdyby spotkanie było oficjalne, że gdyby teraz musiała załatwić coś na linii pomiędzy rodami, spóźnienie się którejkolwiek ze stron bez poważniejszego powodu, albo z powodem dość trywialnym byłoby zdecydowanie nieprzyjemnością, klinem wbijanym pomiędzy relacje rodzin. To nie było jednak nic oficjalnego, a teraz spotykała się jak dama ze swoją przyjaciółką. Cóż, może to było zbyt wiele powiedziane jak na relacje pomiędzy Odettą a Calypso, ale panna Parkinson bardzo chętnie podchodziła do świata tak, jakby miała się z nim zaprzyjaźniać. Niemal jak jeszcze ufny jednorożec, gotowy podbiec do każdej osoby, którą widział.
- Żaden problem, nie ukrywajmy, w wielu wypadkach musimy starać się nadrabiać za kogoś innego aby w ogóle być na czas. – Czasem to była kwestia rękawiczek, czasem to była kwestia przeciągających się problemów z klientów.
- Cieszę się, mam nadzieję, że będzie to coś dobrego. Przepadam za niesłodzoną herbatą, czasem w ramach rozluźnienia wszystkiego dając tam ciut mleka. Ale chyba właśnie taka czysta, niesłodzona herbata jest moim ulubionym napojem. Za czym ty najbardziej przepadasz? – Nie wszyscy przepadali za takimi rozmowami, ale ona bardzo chętnie poznawała szczegóły o swoich rozmówcach. Pozwalało to nie tylko zorientować się, jakie są preferencje drugiej osoby, ale również, w wypadku ewentualnego ugoszczenia kogoś w Broadway Tower mogłaby zostać bardzo dobrym gospodarzem.
Wysłuchiwała się uważnie w każde słowa spływające z ust Calypso, ciekawa, jak miałyby tutaj podziałać wspólnie ze sobą. Teraz też ostrożnie obejrzała materiały papiernicze, przysuwając czystą i pustą kartkę kierując ją w swoją stronę, tak aby leżała w zasięgu jej dłoni. Wydawało się to dziwaczne, może dlatego, że nawet nie skorzystała jeszcze z możliwości narysować cokolwiek we własnym zakresie. Może też ostrożnie sięgając po przybory, nie przytykając ich jeszcze ani nic robiąc i czekać na wszystko.
- To nie tak, że nie ufam rysownikom od Domu Mody, ale w momencie kiedy jesteśmy w trakcie przygotowania nowej kolekcji, nie chciałam też zadowalać się kimś, kto niezbyt umiałby docenić i poświęcić mi czas. W końcu kiedy jestem z tobą, nie będę się martwić, że ktoś podejdzie do mnie tak, jakbym nie była kimś ze szlachty. – Nie pozwalała sobie na to, aby ktokolwiek podszedł do niej w jakiś negatywny sposób, ale nie raz i nie dwa dość jasno dostała do zrozumienia, że nie powinna kręcić się i nikomu nie przeszkadzać.
Słuchała uważnie kolejnych zadań, musząc przyznać, że podejście do tego było całkiem rozsądne. Nie było to coś, czego wykonać by nie mogła, a jednocześnie wyznaczało dość dobre podstawy pomiędzy nimi – osobą, która jeszcze nic nie umiała i kimś, kto spędził na tym długi czas. Na wspomnienie jeszcze o sabacie uśmiechnęła się lekko, nie spodziewając się, że sama będzie się tak dobrze bawić w tym roku.
- Doskonale rozumiem! Przepłynięcie gondolą było naprawdę udane! Otrzymałaś jakąś jagodę? – Zaciekawiona była, czy jakiś szczęściarz postanowił skorzystać z uroków i wdzięków Calypso. Odchrząknęła jednak, prostując się i od razu przechodząc do zadania, gotowa powtarzać ruchy lady Carrow. W papugowaniu była bardzo dobra.
- W takim razie, zacznijmy od góry, rysując sukienkę, najpierw z bufiastymi rękawami, które będą ciągnąć się aż do nadgarstków, z dekoltem łódką i guzikami ciągnącymi się do talii, oraz rozkloszowaną spódnicą z przodem ciut krótszym niż tyłem. – Starała się unikać nadmiernych odniesień do bardziej specjalistycznego słownictwa odzieżowego, tak aby Calypso nie musiała się zastanawiać nad tym, co miała zrobić.
- Żaden problem, nie ukrywajmy, w wielu wypadkach musimy starać się nadrabiać za kogoś innego aby w ogóle być na czas. – Czasem to była kwestia rękawiczek, czasem to była kwestia przeciągających się problemów z klientów.
- Cieszę się, mam nadzieję, że będzie to coś dobrego. Przepadam za niesłodzoną herbatą, czasem w ramach rozluźnienia wszystkiego dając tam ciut mleka. Ale chyba właśnie taka czysta, niesłodzona herbata jest moim ulubionym napojem. Za czym ty najbardziej przepadasz? – Nie wszyscy przepadali za takimi rozmowami, ale ona bardzo chętnie poznawała szczegóły o swoich rozmówcach. Pozwalało to nie tylko zorientować się, jakie są preferencje drugiej osoby, ale również, w wypadku ewentualnego ugoszczenia kogoś w Broadway Tower mogłaby zostać bardzo dobrym gospodarzem.
Wysłuchiwała się uważnie w każde słowa spływające z ust Calypso, ciekawa, jak miałyby tutaj podziałać wspólnie ze sobą. Teraz też ostrożnie obejrzała materiały papiernicze, przysuwając czystą i pustą kartkę kierując ją w swoją stronę, tak aby leżała w zasięgu jej dłoni. Wydawało się to dziwaczne, może dlatego, że nawet nie skorzystała jeszcze z możliwości narysować cokolwiek we własnym zakresie. Może też ostrożnie sięgając po przybory, nie przytykając ich jeszcze ani nic robiąc i czekać na wszystko.
- To nie tak, że nie ufam rysownikom od Domu Mody, ale w momencie kiedy jesteśmy w trakcie przygotowania nowej kolekcji, nie chciałam też zadowalać się kimś, kto niezbyt umiałby docenić i poświęcić mi czas. W końcu kiedy jestem z tobą, nie będę się martwić, że ktoś podejdzie do mnie tak, jakbym nie była kimś ze szlachty. – Nie pozwalała sobie na to, aby ktokolwiek podszedł do niej w jakiś negatywny sposób, ale nie raz i nie dwa dość jasno dostała do zrozumienia, że nie powinna kręcić się i nikomu nie przeszkadzać.
Słuchała uważnie kolejnych zadań, musząc przyznać, że podejście do tego było całkiem rozsądne. Nie było to coś, czego wykonać by nie mogła, a jednocześnie wyznaczało dość dobre podstawy pomiędzy nimi – osobą, która jeszcze nic nie umiała i kimś, kto spędził na tym długi czas. Na wspomnienie jeszcze o sabacie uśmiechnęła się lekko, nie spodziewając się, że sama będzie się tak dobrze bawić w tym roku.
- Doskonale rozumiem! Przepłynięcie gondolą było naprawdę udane! Otrzymałaś jakąś jagodę? – Zaciekawiona była, czy jakiś szczęściarz postanowił skorzystać z uroków i wdzięków Calypso. Odchrząknęła jednak, prostując się i od razu przechodząc do zadania, gotowa powtarzać ruchy lady Carrow. W papugowaniu była bardzo dobra.
- W takim razie, zacznijmy od góry, rysując sukienkę, najpierw z bufiastymi rękawami, które będą ciągnąć się aż do nadgarstków, z dekoltem łódką i guzikami ciągnącymi się do talii, oraz rozkloszowaną spódnicą z przodem ciut krótszym niż tyłem. – Starała się unikać nadmiernych odniesień do bardziej specjalistycznego słownictwa odzieżowego, tak aby Calypso nie musiała się zastanawiać nad tym, co miała zrobić.
Odetta Parkinson
Zawód : ambasadorka Domu Mody Parkinson, alchemiczka
Wiek : 23 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
It’s a game of war
death, love
And sacrifice
death, love
And sacrifice
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Podejście Odette nieco wpływało na nastrój samej Calypso. Ona może nie chciała zaprzyjaźnić się z całym światem, ale z pewnością nie miałaby problemu, żeby bliższą relację nawiązać z samą lady Parkinson. Przyjaciółkę miała bowiem tylko jedną jedyną, która na dodatek nie mogła być za szczególnie otwarta, ze względu na relacje rodów. Ona i Melisandre Rosier od lat już trwały w sekretnej komitywie, o której niemal nikt nie miał pojęcia. Nielicznymi wyjątkami byli bracia obu kobiet — Mathieu i Ares, którym obie kobiety ufały bezgranicznie, a oni nie uznawali tej przyjaźni za nic szkodliwego.
To Calypso stała się największą powierniczką lady Melisandre, gdy zginął lord Black i to właśnie z nią Melisandre nocami wykradała się jedynie po to, by móc odwiedzić miejsce jego spoczynku.
Czasem jednak, pośród tych wszystkich tajemnic brakowało Calypso takich zwykłych spotkań w kawiarni, jakie regularnie zdawały się zwyczajem panien z Londynu. Calypso może nie chciałaby uczestniczyć w herbatkach codziennie, znacznie przekładając aktywność fizyczną ponad takie wygody, ale jednak od czasu do czasu, takie spotkanie jak dzisiaj nikomu by nie zaszkodziło. Dlatego też czerpała ze spotkania z lady Parkinson w pełni sił.
- Dla mnie herbata z mlekiem oraz jaśminowa odmiana zielonej to pierwsze wybory. Liliana na szczęście jest ze mną na tyle długo, że nie wybrałaby nic, co mi nie pasuje. - Nie mogła narzekać na swoją służkę. Kobieta wywiązywała się ze swoich obowiązków wzorowo i dyskretnie. - A czy coś słodkiego do kawy, czy raczej unikasz takich połączeń? - W tej kwestii były do siebie podobne — Calypso też lubiła wiedzieć o ludziach możliwie najwięcej. Nigdy nie było wiadomo, kiedy dana wiedza może się do czegoś przydać.
Podobnie jak wiedza z zakresu rysunku. Nie każdy potrafił docenić artystów, a każdy chciał mieć w domu ładny portret, albo suknię uszytą z projektu w głowie. Calypso może i szyć nie potrafiła, ale mogła pokazać swoje projekty komuś, jak np. krawcowej, która już potrafiła wcielić jej plany w życie. I domyślała się, że właśnie o podobną niezależność chodziło lady Parkinson.
- Zaufanie do innych, zwłaszcza pracowników, należy mieć ograniczone, więc moim zdaniem robisz dobrze, chcąc się stać nieco bardziej niezależną w tej kwestii. - Przyznała szczerze. Pracownik był bowiem winien pracodawcy jedynie tyle, za ile został opłacony i lojalność ta była wyrażona tak długo, jak wypłata wpływała na odpowiednie konto. Z modą było tak, że należało być zawsze pierwszym, bo później należało liczyć się z tym, że w czyjejś opinii można się było inspirować pierwowzorem. Dlatego też im więcej projektów Odetta wykona sama, tym mniejsza szansa, że odchodzący pracownik ukradnie jej jakiś pomysł i odda konkurencji.
Oczywiście nie wątpiła, że Parkinsonowie dobierają pracowników dokładnie, ale ludzie to jednak tylko ludzie. Wizja galeonów i sławy niejednemu już zawróciła w głowie.
No ale już pomijając zupełnie tę kwestię, to sam rozwój Odetty mógł mieć znaczenie dla niej samej. Powinna poczuć się nieco pewniej, gdy zrozumie, jak ważną częścią domu mody jest.
- Spotykają cię takie sytuacje? Ktoś traktuje cię gorzej…? - Spytała szczerze zdziwiona. Czy ten ktoś na głowę z hipogryfem się zamienił, czy jak? - Mam nadzieję, ze wyprowadzasz ich z błędu w dosadny sposób? - Odetta wydawała się Calypso bardzo delikatną osobą, ale czasem nawet takie potrafiły walczyć o swoje.
- Jedną. - Przyznała. Ale do pocałunku nie doszło. Calypso nadal ją posiadała w swoim domu, gdzie czekała na powrót Mathieu z podróży. To było coś więcej niż tylko owoc. - A ty? - Spytała nieco ciszej. - I na czym polegały gondole, bo akurat nie brałam w tym udziału. - Przyznała.
Rozmowy przy rysowaniu były jak najbardziej wskazane, bo pomagały odstresować Odette. No i żadna z nich nie była modelem, wiec nie musiały siedzieć sztywno.
Calypso ujęła ołówek, którego musiała używać dość często, bo był zdecydowanie krótszy niż pozostałe. Przyłożyła jego czubeczek do pergaminu i najpierw nakreśliła szybki owal u samej góry, a potem w rzędzie jeden na drugim narysowała identyczne okręgi, sztuk 8.
- Według idealnej proporcji. - Zaczęła wyjaśnienie - Szkic człowieka to 7,5 długości jego głowy. Dla ułatwienia rysuje się 8. - Zgodnie z obietnicą nie miał to być model, ale jedynie figura, by Odetta mogła zobaczyć to, co opisuje na szkicu osoby. Dlatego Calypso nie wdawała się w szczegóły z dokładnym rysowaniem ciała, bo znała te proporcje na pamięć. Zaczęła od dekoltu opisanego przez Odette, żeby był równo po obu stronach, a potem rękawy. - Takie szczegóły jak wykończenie do szkicu dodajesz na końcu. - Rozrysowała górną część stroju, a potem zabrała się za spódnicę. - Tył jest tutaj zaznaczony przerywaną linią, ale możesz użyć też słabszej kreski. Na tył musisz przeznaczyć osobny model o identycznym proporcjach i wtedy cokolwiek jest z przodu, a nadal pozostaje widoczne, zaznaczasz w taki sam sposób, jak na pierwszym modelu tył — cieniej lub przerywaną linią. - Spojrzała na towarzyszkę, jakby upewniając się, że wszystko rozumie.
To Calypso stała się największą powierniczką lady Melisandre, gdy zginął lord Black i to właśnie z nią Melisandre nocami wykradała się jedynie po to, by móc odwiedzić miejsce jego spoczynku.
Czasem jednak, pośród tych wszystkich tajemnic brakowało Calypso takich zwykłych spotkań w kawiarni, jakie regularnie zdawały się zwyczajem panien z Londynu. Calypso może nie chciałaby uczestniczyć w herbatkach codziennie, znacznie przekładając aktywność fizyczną ponad takie wygody, ale jednak od czasu do czasu, takie spotkanie jak dzisiaj nikomu by nie zaszkodziło. Dlatego też czerpała ze spotkania z lady Parkinson w pełni sił.
- Dla mnie herbata z mlekiem oraz jaśminowa odmiana zielonej to pierwsze wybory. Liliana na szczęście jest ze mną na tyle długo, że nie wybrałaby nic, co mi nie pasuje. - Nie mogła narzekać na swoją służkę. Kobieta wywiązywała się ze swoich obowiązków wzorowo i dyskretnie. - A czy coś słodkiego do kawy, czy raczej unikasz takich połączeń? - W tej kwestii były do siebie podobne — Calypso też lubiła wiedzieć o ludziach możliwie najwięcej. Nigdy nie było wiadomo, kiedy dana wiedza może się do czegoś przydać.
Podobnie jak wiedza z zakresu rysunku. Nie każdy potrafił docenić artystów, a każdy chciał mieć w domu ładny portret, albo suknię uszytą z projektu w głowie. Calypso może i szyć nie potrafiła, ale mogła pokazać swoje projekty komuś, jak np. krawcowej, która już potrafiła wcielić jej plany w życie. I domyślała się, że właśnie o podobną niezależność chodziło lady Parkinson.
- Zaufanie do innych, zwłaszcza pracowników, należy mieć ograniczone, więc moim zdaniem robisz dobrze, chcąc się stać nieco bardziej niezależną w tej kwestii. - Przyznała szczerze. Pracownik był bowiem winien pracodawcy jedynie tyle, za ile został opłacony i lojalność ta była wyrażona tak długo, jak wypłata wpływała na odpowiednie konto. Z modą było tak, że należało być zawsze pierwszym, bo później należało liczyć się z tym, że w czyjejś opinii można się było inspirować pierwowzorem. Dlatego też im więcej projektów Odetta wykona sama, tym mniejsza szansa, że odchodzący pracownik ukradnie jej jakiś pomysł i odda konkurencji.
Oczywiście nie wątpiła, że Parkinsonowie dobierają pracowników dokładnie, ale ludzie to jednak tylko ludzie. Wizja galeonów i sławy niejednemu już zawróciła w głowie.
No ale już pomijając zupełnie tę kwestię, to sam rozwój Odetty mógł mieć znaczenie dla niej samej. Powinna poczuć się nieco pewniej, gdy zrozumie, jak ważną częścią domu mody jest.
- Spotykają cię takie sytuacje? Ktoś traktuje cię gorzej…? - Spytała szczerze zdziwiona. Czy ten ktoś na głowę z hipogryfem się zamienił, czy jak? - Mam nadzieję, ze wyprowadzasz ich z błędu w dosadny sposób? - Odetta wydawała się Calypso bardzo delikatną osobą, ale czasem nawet takie potrafiły walczyć o swoje.
- Jedną. - Przyznała. Ale do pocałunku nie doszło. Calypso nadal ją posiadała w swoim domu, gdzie czekała na powrót Mathieu z podróży. To było coś więcej niż tylko owoc. - A ty? - Spytała nieco ciszej. - I na czym polegały gondole, bo akurat nie brałam w tym udziału. - Przyznała.
Rozmowy przy rysowaniu były jak najbardziej wskazane, bo pomagały odstresować Odette. No i żadna z nich nie była modelem, wiec nie musiały siedzieć sztywno.
Calypso ujęła ołówek, którego musiała używać dość często, bo był zdecydowanie krótszy niż pozostałe. Przyłożyła jego czubeczek do pergaminu i najpierw nakreśliła szybki owal u samej góry, a potem w rzędzie jeden na drugim narysowała identyczne okręgi, sztuk 8.
- Według idealnej proporcji. - Zaczęła wyjaśnienie - Szkic człowieka to 7,5 długości jego głowy. Dla ułatwienia rysuje się 8. - Zgodnie z obietnicą nie miał to być model, ale jedynie figura, by Odetta mogła zobaczyć to, co opisuje na szkicu osoby. Dlatego Calypso nie wdawała się w szczegóły z dokładnym rysowaniem ciała, bo znała te proporcje na pamięć. Zaczęła od dekoltu opisanego przez Odette, żeby był równo po obu stronach, a potem rękawy. - Takie szczegóły jak wykończenie do szkicu dodajesz na końcu. - Rozrysowała górną część stroju, a potem zabrała się za spódnicę. - Tył jest tutaj zaznaczony przerywaną linią, ale możesz użyć też słabszej kreski. Na tył musisz przeznaczyć osobny model o identycznym proporcjach i wtedy cokolwiek jest z przodu, a nadal pozostaje widoczne, zaznaczasz w taki sam sposób, jak na pierwszym modelu tył — cieniej lub przerywaną linią. - Spojrzała na towarzyszkę, jakby upewniając się, że wszystko rozumie.
Calypso Carrow
But he that dares not grasp the thorn
should never crave the rose
should never crave the rose
Calypso Carrow
Zawód : Malarka, Arystokratka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
I won't be silenced
You can't keep me quiet
Won't tremble when you try it
All I know is I won't go speechless
You can't keep me quiet
Won't tremble when you try it
All I know is I won't go speechless
OPCM : 10
UROKI : 5 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Podczas kiedy lady i lordowie zawiązywali komitywy, Odetta bardzo dobrze wiedziała, że daleko jej do posiadania bliskiej przyjaciółki albo przyjaciela, z którym albo którą mogłaby dzielić swoje tajemnice albo powierzać sobie coś, co do uszu postronnych trafić nie powinno. Nie, żeby nie miała w ogóle znajomych i kolegów, ale Rigel, Evandra i Primrose trzymali się zazwyczaj siebie nawzajem, Aquilla wydawała się mieć sporą niezależność, Fantine zaś i Melisande były dla niej wciąż tajemnicą. Od dzieciństwa zresztą Odetta wybierała inne znajomości i innych, którzy mogliby pozwolić jej na wydostanie się z monotonii i smutków – jednorożce.
Delikatne, piękne, powabne. Były wszystkim, czym nie była ona, a przynajmniej nie w jej spojrzeniu. Kiedy wybrała ją różdżka, która zawierała w sobie róg zwierzęcia, Odetta cieszyła się mocno w swoim wnętrzu. Dla niej oznaczało to bycie godna tego, by znaleźć się bliżej istot, które podziwiała. Nie znaczyło to jednak, że gardziła towarzystwem ludzkim, wręcz przeciwnie – często wychodziła, a codziennie miała tak sporo zajęć, że ciężko było przegapić jej obecność, zwłaszcza jeżeli mowa była o Domu Mody Parkinson, gdzie spędzała większość swoich dni. Lubiła to. Gdyby nie lubiła, nie prosiłaby lady Carrow o naukę.
- Oh, jaśminowa…nie wiem, czy miałaś szansę spróbować ją z dodatkiem mleka i odrobiną czegoś słodkiego, cukru albo miodu. – W tym momencie mogło wydawać się to bardzo brytyjskie, gdyby jednak chciała, mogła odkryć, że smaki te miały dość dziwaczne ale wciąż bardzo dobre połączenie. Słodycz z łagodnością kwiatów, gdyby tak więcej z tych pięknych rzeczy dało się umieścić w jedzeniu…może wtedy jedzenie dla dam byłoby również radością? Kto by nie chciał móc cieszyć się pięknymi płatkami gotowymi do zjedzenia. – Do kawy…lubię dodawać coś, co mimo słodyczy, dalej pozostaje wyraźne, dlatego mniej sięgam po rzeczy słodkie typowo, a raczej po coś…o, coś jak ciemna czekolada. – Gorzkość która nie odpowiadała tej samej jak kawa, a jednak miała w sobie jeszcze słodycz, tak wielkie różnice, które pozwalały jej na odkrywanie siebie samej.
- Pracownicy się też zmieniają, jednego dnia ktoś może pracować u nas, następnego zaś okaże się, że wspiera buntowników i musiał uciekać. Nawet jeżeli ma się do nich sympatię i zaufanie… - zwłaszcza to drugie było niezwykle ważne, nie tylko w kwestii tego, że cała kolekcja wiosenna przygotowywana była w tajemnicy przed innymi, a więc i jakoś chroniona, ale również jeżeli chodziło o rezerwat jednorożców. Zdarzało już się znajdować te stworzenia martwe, widocznie zabite przez kogoś, dlatego potrzeba było wiedzieć, że zarówno stworzenia jak i projekty są bezpieczne. - …nie można im wierzyć tylko na słowo i trzeba się mieć na baczności.
Ciekawiło ją w sumie, czy Carrowowie mieli podobne podejście, ale nie chciała też wypytywać Calypso, mogąc być uznaną za zbyt wścibską. Niektóre rzeczy ze świata mody były wiadome, ale nawet Odetta nie chwaliła się wszystkim związanym z Parkinsonami, zwłaszcza, że część rzeczy wymagała właśnie tego, tej aury tajemnicy, która nie pozwalała postronnym dostrzec zbyt wiele. Musiał świat mieć na co czekać i spodziewać się czego jeszcze rozumieć nikt nie musiał.
- Nie nie, na szczęście nie! – Od razu chciała sprostować sytuację. Tak już było, często mówiła cokolwiek dziwnego, a potem musiała tłumaczyć co miała na myśli. Ale jej słowa biegły gdzieś przed jej myślami i gonienie ich potem okazywało się niezwykle trudne. – Po prostu ojciec nie byłby zadowolony, gdybym przeszkadzała w pracy nad nową kolekcją. Wszystko musiało być gotowe i nie mogli powstrzymywać się i pochylać nad działaniem z jedną lady która akurat potrzebowała kogoś, kto mógłby jej pomóc z rysowaniem. – Poza tym, nie każdy, kto jest urodzony nawet w czystokrwistej rodzinie jest dobrze wychowany, ale to inna sprawa. – Nie chciała tego rozważać, po prostu pozostała przy swoich słowach.
- Również jedną. Ale nawet nie wiem od kogo. – Spodziewała się, że już raczej się nie dowie, ale nic straconego. Nie wyglądał na lorda, więc nie było co płakać. – To chyba miał być wyścig, ale zamiast tego czekało mnie i Rigela przepłynięcie się kanałami przypominającymi te w Wenecji. – Wyszło chyba inaczej niż ktoś zakładał, ale nie miała nic przeciwko, bo mimo tego bawiła się bardzo dobrze tego wieczora.
Podążała dłonią za działaniami Calypso, nieco niepewnie ale wciąż ze staraniem przenosząc rysunki na swoją kartkę. Spoglądała ze staraniem jak cienki rysik kreował modele na papierze, co sama starała się robić, podążając za działaniami Calypso. Wydawała się naprawdę zafascynowana wszystkim, co robiła, ale starała się za bardzo nie odbiegać od zainteresowań.
- Czy w takim razie najlepiej zacząć od samej góry, czy od dołu, tak by odpowiednio jednak pomieścić się z rysunkiem? – Jej logika mogłaby podpowiadać coś oddzielnego co do tego, co powinno się zrobić, dlatego Odetta chciała dowiedzieć się tego, co mogła aby jak najwcześniej wyeliminować błędy, wciąż jednak podążając za lady Carrow. – Czy jeżeli model ma jeszcze ważne wzory albo szycia z boku, powinnam narysować coś oddzielnie czy jednak bok może być na szkicach ogólnych?
Delikatne, piękne, powabne. Były wszystkim, czym nie była ona, a przynajmniej nie w jej spojrzeniu. Kiedy wybrała ją różdżka, która zawierała w sobie róg zwierzęcia, Odetta cieszyła się mocno w swoim wnętrzu. Dla niej oznaczało to bycie godna tego, by znaleźć się bliżej istot, które podziwiała. Nie znaczyło to jednak, że gardziła towarzystwem ludzkim, wręcz przeciwnie – często wychodziła, a codziennie miała tak sporo zajęć, że ciężko było przegapić jej obecność, zwłaszcza jeżeli mowa była o Domu Mody Parkinson, gdzie spędzała większość swoich dni. Lubiła to. Gdyby nie lubiła, nie prosiłaby lady Carrow o naukę.
- Oh, jaśminowa…nie wiem, czy miałaś szansę spróbować ją z dodatkiem mleka i odrobiną czegoś słodkiego, cukru albo miodu. – W tym momencie mogło wydawać się to bardzo brytyjskie, gdyby jednak chciała, mogła odkryć, że smaki te miały dość dziwaczne ale wciąż bardzo dobre połączenie. Słodycz z łagodnością kwiatów, gdyby tak więcej z tych pięknych rzeczy dało się umieścić w jedzeniu…może wtedy jedzenie dla dam byłoby również radością? Kto by nie chciał móc cieszyć się pięknymi płatkami gotowymi do zjedzenia. – Do kawy…lubię dodawać coś, co mimo słodyczy, dalej pozostaje wyraźne, dlatego mniej sięgam po rzeczy słodkie typowo, a raczej po coś…o, coś jak ciemna czekolada. – Gorzkość która nie odpowiadała tej samej jak kawa, a jednak miała w sobie jeszcze słodycz, tak wielkie różnice, które pozwalały jej na odkrywanie siebie samej.
- Pracownicy się też zmieniają, jednego dnia ktoś może pracować u nas, następnego zaś okaże się, że wspiera buntowników i musiał uciekać. Nawet jeżeli ma się do nich sympatię i zaufanie… - zwłaszcza to drugie było niezwykle ważne, nie tylko w kwestii tego, że cała kolekcja wiosenna przygotowywana była w tajemnicy przed innymi, a więc i jakoś chroniona, ale również jeżeli chodziło o rezerwat jednorożców. Zdarzało już się znajdować te stworzenia martwe, widocznie zabite przez kogoś, dlatego potrzeba było wiedzieć, że zarówno stworzenia jak i projekty są bezpieczne. - …nie można im wierzyć tylko na słowo i trzeba się mieć na baczności.
Ciekawiło ją w sumie, czy Carrowowie mieli podobne podejście, ale nie chciała też wypytywać Calypso, mogąc być uznaną za zbyt wścibską. Niektóre rzeczy ze świata mody były wiadome, ale nawet Odetta nie chwaliła się wszystkim związanym z Parkinsonami, zwłaszcza, że część rzeczy wymagała właśnie tego, tej aury tajemnicy, która nie pozwalała postronnym dostrzec zbyt wiele. Musiał świat mieć na co czekać i spodziewać się czego jeszcze rozumieć nikt nie musiał.
- Nie nie, na szczęście nie! – Od razu chciała sprostować sytuację. Tak już było, często mówiła cokolwiek dziwnego, a potem musiała tłumaczyć co miała na myśli. Ale jej słowa biegły gdzieś przed jej myślami i gonienie ich potem okazywało się niezwykle trudne. – Po prostu ojciec nie byłby zadowolony, gdybym przeszkadzała w pracy nad nową kolekcją. Wszystko musiało być gotowe i nie mogli powstrzymywać się i pochylać nad działaniem z jedną lady która akurat potrzebowała kogoś, kto mógłby jej pomóc z rysowaniem. – Poza tym, nie każdy, kto jest urodzony nawet w czystokrwistej rodzinie jest dobrze wychowany, ale to inna sprawa. – Nie chciała tego rozważać, po prostu pozostała przy swoich słowach.
- Również jedną. Ale nawet nie wiem od kogo. – Spodziewała się, że już raczej się nie dowie, ale nic straconego. Nie wyglądał na lorda, więc nie było co płakać. – To chyba miał być wyścig, ale zamiast tego czekało mnie i Rigela przepłynięcie się kanałami przypominającymi te w Wenecji. – Wyszło chyba inaczej niż ktoś zakładał, ale nie miała nic przeciwko, bo mimo tego bawiła się bardzo dobrze tego wieczora.
Podążała dłonią za działaniami Calypso, nieco niepewnie ale wciąż ze staraniem przenosząc rysunki na swoją kartkę. Spoglądała ze staraniem jak cienki rysik kreował modele na papierze, co sama starała się robić, podążając za działaniami Calypso. Wydawała się naprawdę zafascynowana wszystkim, co robiła, ale starała się za bardzo nie odbiegać od zainteresowań.
- Czy w takim razie najlepiej zacząć od samej góry, czy od dołu, tak by odpowiednio jednak pomieścić się z rysunkiem? – Jej logika mogłaby podpowiadać coś oddzielnego co do tego, co powinno się zrobić, dlatego Odetta chciała dowiedzieć się tego, co mogła aby jak najwcześniej wyeliminować błędy, wciąż jednak podążając za lady Carrow. – Czy jeżeli model ma jeszcze ważne wzory albo szycia z boku, powinnam narysować coś oddzielnie czy jednak bok może być na szkicach ogólnych?
Odetta Parkinson
Zawód : ambasadorka Domu Mody Parkinson, alchemiczka
Wiek : 23 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
It’s a game of war
death, love
And sacrifice
death, love
And sacrifice
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Zdawało się więc, że obie młode Lady znajdowały przeciwne pocieszenie w spędzaniu czasu z koniowatymi. Te, z którymi czas spędzała Odetta były z pewnością zupełnie inne charakterem od aetonów hodowanych przez ród Carrow, ale Calypso szczerze wierzyła w to, że wśród koniowatych łatwiej znaleźć coś wartego uwagi, niż w większości ludzi, którzy z biegiem lat zaczynali zlewać się w przedziwną masę pełną drogich ubrań i złota. Oczywiście zdarzały się jednostki wybitne i to właśnie z nimi Calypso chciałaby spędzać czas. Nuda była jej wrogiem dlatego też nigdy nie chciała otaczać się ludźmi, którzy nie mieli na siebie pomysłu. Nie chodziło rzecz jasna o to, by musieli być w ciągłym ruchu. Raczej stosunek ogólny do życia i poznawania nowych rzeczy wydawał się grać pierwsze skrzypce, jeśli chodzi o to, czy Calypso spędzała z kimś takim czas bez przymusu. I lady Parkinson do takowych należała — przebywanie w jej towarzystwie było przyjemnością, a nie smutnym obowiązkiem.
- Przyznam, że nie… Piję jaśminową z domieszką zielonej, by się nieco pobudzić. Wydaje mi się, że mleko mogłoby mnie nieco uśpić. Ale skoro polecasz, to jeszcze dziś polecę, by służka podała mi właśnie taką. Wyślę ci sowę lub wyjca, w zależności od tego, czy będzie mi smakować, czy nie. - Zaśmiała się szczerze Calypso.
Jednak nie były jednakowe — Calypso tutaj nieco bardziej tradycyjnie podchodziła do sprawy herbaty, czekoladę stosując jako ewentualną przegryzkę. Samo dodanie do kawy wydało jej się przedziwną kombinacją, na którą by się nie zdecydowała, jeśli jej kubek nie zawierałby jakichś przynajmniej ¾ ciepłego mleka.
Na szczęście znów wróciły na podobne tory myślenia, gdy Odetta wspomniała o pracownikach. W jakimś stopniu ją rozumiała, bo przecież na każdego teraz spadło widmo tego, że nie do końca wiadomo, kto jest przyjacielem, a kto wrogiem, ale w stajniach Carrow nie było miejsca na buntowników. Od czasu wypadku, który niemal przytrafił się młodej Calypso, każdego pracownika prześwietlano Veritaserum dość często, aby zapewnić całej rodzinie stałe bezpieczeństwo. Może właśnie dzięki temu udało im się utrzymać tak ogromne tereny?
- Wojna potrafi zrzucić maski nawet tym, o których byśmy nie pomyśleli, że mogą grać w teatrze. - Przyznała Calypso. Sama bezpośrednio tego nie doświadczyła, ale słyszała, jak służące rozmawiają między sobą o tym, że ludzie nie do końca rozumieją tę wojnę, boją się (całkiem słusznie zdaniem Calypso) Czarnego Pana i wolą pozostać jak najdalej od niego. Gdzie był ród Carrow w tym wszystkim? Gdzieś balansujący pośrodku, z żaglem skierowanym w stronę Voldemorta. Paradoksalnie jak na obecne czasy, największy konflikt posiadali wciąż z rodem Rosier, który ciągnął się jeszcze od czasów wojny dwóch róż. Podczas gdy nawet z rodzinami, które otwarcie opowiedziały się po stronie Zakonu, ich stosunek pozostawał neutralny. Lady Carrow rzecz jasna była świadoma, że taki stan rzeczy nie może trwać wiecznie, ale była gotowa pójść za swoją rodziną zawsze. Nie skomentowała jednak tego, że nie wszyscy szlachetnie urodzeni mają w sobie dobre wychowanie. Słyszała pogłoski, że jedna Lady z rodu po stronie Zakonu straciła wszystkie zęby z przodu w czasie bójki. Ale ile w tym prawdy? Nie miała pojęcia. Dama w zwykłej bójce… Niesłychane. Na Sabacie nic nie było widać, bo tamte panie nie otrzymały rzecz jasna zaproszenia, a nie będzie podchodzić do każdej damy na mieście i zaglądać jej w zęby, jak darowanemu koniu. Zresztą, to mogła być tylko nieprawdziwa pogłoska roznoszona przez dziwnych ludzi, którzy bywali w dziwnych miejscach.
- Och, tajemniczy wielbiciel? - Temat bezzębnej lady jakoś umknął z jej świadomości, gdy mogła uśmiechnąć się do Odetty w sposób doprawdy zachwycony. - To w zasadzie bardzo romantyczne. Oczywiście nie musisz mi nic więcej mówić, ale… czy planowaliście się jeszcze spotkać, by mógł wyjawić ci, kim jest? - Zapytała, zaintrygowana.
Na szczęście potrafiła się skupić zarówno na rozmowie, jak i szkicowaniu, więc mogła skorzystać z tych chwil do odpowiedzenia na pytania.
- Zawsze od góry. Możesz stosować tyle kartek papieru do jednego projektu, ile chcesz. Ja sobie np. zazwyczaj wszystkie detale na przód rozrysowuje na jednej kartce, a każdy tył na osobnej. Takie rzeczy jak wzory, najpierw rozrysowuje osobno, żeby mieć szkic tego, co chce wykonać. Potem potwierdziłabym miejsce ułożenia na całościowym modelu i dała klientowi do zaakceptowania, niemniej na tym szkicu, raczej nie skupiałabym się na szczegółach, bo i tak będzie za małe. Chyba że wykonasz szkic w skali 1:1. - To by jednak zajęło zbyt dużo czasu. Skoro przy kolekcjach należy szybko działać, raczej Odetta nie zdecydowała się na takie wyjścia.
- Pokaż, co się nam tam udało narysować. - Rysowanie bez patrzenia nie było łatwym ćwiczeniem. Ba, nie było nawet specjalnie precyzyjnym. Wszystko jednak rozbijało się o to, że jej uczennica powinna zaznajomić się z ołówkiem. Nauczyć się ciągnąc lekkie, szybkie linie, które poprowadzą ją od ogółu do szczegółu. - Wygląda jak człowiek, a to już coś. - Pochwaliła ją Calypso, chociaż do składnego szkicu brakowało jeszcze trochę. Nie od razu jednak Hogwart zbudowano. - Chciałabym, żebyś ćwiczyła podobne rzeczy — w drodze, przez okno, gdzieś w jadalni czy w domu mody. Szkicuj bez patrzenia, każdą ruchomą scenę, która ci się trafi. Bo widzisz, tutaj, za mocno przycisnęłaś ołówek, a to już później trudno wymazać bez magii. A z jakiegoś powodu, jeśli mierzysz w płótno różdżką, to później ono zdaje się obrażone. - Może i brzmiało to dziwnie, ale Calypso nie znała wyjątku, by się to nie potwierdziło. - Jak masz jeszcze chwilę i chęć, to zaraz pokaże ci drugie ćwiczenie. Co ty na to? - Zapytała, upijając łyk swojej herbaty.
- Przyznam, że nie… Piję jaśminową z domieszką zielonej, by się nieco pobudzić. Wydaje mi się, że mleko mogłoby mnie nieco uśpić. Ale skoro polecasz, to jeszcze dziś polecę, by służka podała mi właśnie taką. Wyślę ci sowę lub wyjca, w zależności od tego, czy będzie mi smakować, czy nie. - Zaśmiała się szczerze Calypso.
Jednak nie były jednakowe — Calypso tutaj nieco bardziej tradycyjnie podchodziła do sprawy herbaty, czekoladę stosując jako ewentualną przegryzkę. Samo dodanie do kawy wydało jej się przedziwną kombinacją, na którą by się nie zdecydowała, jeśli jej kubek nie zawierałby jakichś przynajmniej ¾ ciepłego mleka.
Na szczęście znów wróciły na podobne tory myślenia, gdy Odetta wspomniała o pracownikach. W jakimś stopniu ją rozumiała, bo przecież na każdego teraz spadło widmo tego, że nie do końca wiadomo, kto jest przyjacielem, a kto wrogiem, ale w stajniach Carrow nie było miejsca na buntowników. Od czasu wypadku, który niemal przytrafił się młodej Calypso, każdego pracownika prześwietlano Veritaserum dość często, aby zapewnić całej rodzinie stałe bezpieczeństwo. Może właśnie dzięki temu udało im się utrzymać tak ogromne tereny?
- Wojna potrafi zrzucić maski nawet tym, o których byśmy nie pomyśleli, że mogą grać w teatrze. - Przyznała Calypso. Sama bezpośrednio tego nie doświadczyła, ale słyszała, jak służące rozmawiają między sobą o tym, że ludzie nie do końca rozumieją tę wojnę, boją się (całkiem słusznie zdaniem Calypso) Czarnego Pana i wolą pozostać jak najdalej od niego. Gdzie był ród Carrow w tym wszystkim? Gdzieś balansujący pośrodku, z żaglem skierowanym w stronę Voldemorta. Paradoksalnie jak na obecne czasy, największy konflikt posiadali wciąż z rodem Rosier, który ciągnął się jeszcze od czasów wojny dwóch róż. Podczas gdy nawet z rodzinami, które otwarcie opowiedziały się po stronie Zakonu, ich stosunek pozostawał neutralny. Lady Carrow rzecz jasna była świadoma, że taki stan rzeczy nie może trwać wiecznie, ale była gotowa pójść za swoją rodziną zawsze. Nie skomentowała jednak tego, że nie wszyscy szlachetnie urodzeni mają w sobie dobre wychowanie. Słyszała pogłoski, że jedna Lady z rodu po stronie Zakonu straciła wszystkie zęby z przodu w czasie bójki. Ale ile w tym prawdy? Nie miała pojęcia. Dama w zwykłej bójce… Niesłychane. Na Sabacie nic nie było widać, bo tamte panie nie otrzymały rzecz jasna zaproszenia, a nie będzie podchodzić do każdej damy na mieście i zaglądać jej w zęby, jak darowanemu koniu. Zresztą, to mogła być tylko nieprawdziwa pogłoska roznoszona przez dziwnych ludzi, którzy bywali w dziwnych miejscach.
- Och, tajemniczy wielbiciel? - Temat bezzębnej lady jakoś umknął z jej świadomości, gdy mogła uśmiechnąć się do Odetty w sposób doprawdy zachwycony. - To w zasadzie bardzo romantyczne. Oczywiście nie musisz mi nic więcej mówić, ale… czy planowaliście się jeszcze spotkać, by mógł wyjawić ci, kim jest? - Zapytała, zaintrygowana.
Na szczęście potrafiła się skupić zarówno na rozmowie, jak i szkicowaniu, więc mogła skorzystać z tych chwil do odpowiedzenia na pytania.
- Zawsze od góry. Możesz stosować tyle kartek papieru do jednego projektu, ile chcesz. Ja sobie np. zazwyczaj wszystkie detale na przód rozrysowuje na jednej kartce, a każdy tył na osobnej. Takie rzeczy jak wzory, najpierw rozrysowuje osobno, żeby mieć szkic tego, co chce wykonać. Potem potwierdziłabym miejsce ułożenia na całościowym modelu i dała klientowi do zaakceptowania, niemniej na tym szkicu, raczej nie skupiałabym się na szczegółach, bo i tak będzie za małe. Chyba że wykonasz szkic w skali 1:1. - To by jednak zajęło zbyt dużo czasu. Skoro przy kolekcjach należy szybko działać, raczej Odetta nie zdecydowała się na takie wyjścia.
- Pokaż, co się nam tam udało narysować. - Rysowanie bez patrzenia nie było łatwym ćwiczeniem. Ba, nie było nawet specjalnie precyzyjnym. Wszystko jednak rozbijało się o to, że jej uczennica powinna zaznajomić się z ołówkiem. Nauczyć się ciągnąc lekkie, szybkie linie, które poprowadzą ją od ogółu do szczegółu. - Wygląda jak człowiek, a to już coś. - Pochwaliła ją Calypso, chociaż do składnego szkicu brakowało jeszcze trochę. Nie od razu jednak Hogwart zbudowano. - Chciałabym, żebyś ćwiczyła podobne rzeczy — w drodze, przez okno, gdzieś w jadalni czy w domu mody. Szkicuj bez patrzenia, każdą ruchomą scenę, która ci się trafi. Bo widzisz, tutaj, za mocno przycisnęłaś ołówek, a to już później trudno wymazać bez magii. A z jakiegoś powodu, jeśli mierzysz w płótno różdżką, to później ono zdaje się obrażone. - Może i brzmiało to dziwnie, ale Calypso nie znała wyjątku, by się to nie potwierdziło. - Jak masz jeszcze chwilę i chęć, to zaraz pokaże ci drugie ćwiczenie. Co ty na to? - Zapytała, upijając łyk swojej herbaty.
Calypso Carrow
But he that dares not grasp the thorn
should never crave the rose
should never crave the rose
Calypso Carrow
Zawód : Malarka, Arystokratka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
I won't be silenced
You can't keep me quiet
Won't tremble when you try it
All I know is I won't go speechless
You can't keep me quiet
Won't tremble when you try it
All I know is I won't go speechless
OPCM : 10
UROKI : 5 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
- Czekam więc bardzo szczerze na sowę! - również się zaśmiała, oczywiście nie biorąc na poważnie słów, bo chyba nie miała tego na myśli, prawda? Wolała jak zawsze wszystko postrzegać jako żart, nie skupiając się na tych nieprzyjemnych elementach, które mogłyby być uwagą w jej stronę…o ile oczywiście nie wychodziły od jej ojca, bo tego bała się już najokrutniej.
Nie mieliby możliwości sprawdzać wszystkich pracowników eliksirami, wiedząc, że czasochłonne przygotowanie Veritaserum i wysokie koszty składników prędzej czy później doprowadziłyby ich do sporych wydatków, nie mówiąc o tym, że w momencie kiedy ktoś nieprzyjaźnie przedstawiłby takie informacje Ministerstwu, ktoś mógł za bardzo zainteresować się używaniem eliksiru poza pozwoleniem. Niby szlachcie wszystko było wolno, ale lepiej nie mieć wrogów po stronie rządu.
- W końcu każdy w chwili zagrożenia myśli głównie o sobie. – Wiedziała, że gdy przychodziło co do czego i miała usłyszeć trudne słowa od własnego ojca, tak w takich chwilach myślała po prostu o tym, że ona nie chciała tego słyszeć i wolała aby nikt jej nie gonił. Nie myślała wtedy o rodzeństwie, które mogło mieć lepiej bądź gorzej, a skupiała się na sobie. Może dzięki temu skupieniu na sobie Parkinsonowie, chociaż z dość sporymi niechęciami w stronę osób niemagicznych, wciąż mieli dość neutralne podejście, pilnując własnych interesów. Spodziewała się jednak, że to może niebawem się zmienić, kiedy Tristan zaczynał częściej rozmawiać z kuzynostwem, prawdopodobnie próbując wypytać Edwarda o jego zaangażowanie, a Odetta otrzymała wezwanie na spotkanie komisji wojskowej. Dlatego też kiedy tylko miała się starać, robiła to raczej dla siebie, dla rodziny, ostatecznie zaś dla mieszkańców ziem. Nie miała też nawet czasu słuchać plotek pochodzących od strony przeciwnej, uważając w swoim naiwnym podejściu, że każdy był niebezpieczny, a niektórzy to nawet byli wampirami.
- Ciężko chyba powiedzieć, sam wydawał się dość dziwacznie podchodzić do atmosfery sabatu, ciężko więc powiedzieć o nim jako o wielbicielu. Oczywiście, pocałunek nie był zły, ale przyznam, nie wiem, czy chciałabym spotkać go ponownie. Wydawało się z jego postury i zachowania, że chyba nie był szlachcicem, więc nie miałabym po co spotykać go ponownie. – Wydawała się o wiele bardziej podekscytowana zdobyciem jagody (ważnego składniku eliksirów) niż samym faktem mężczyzny, a jeżeli nie był kimś z ich środowiska, to czy na pewno był sens spotykać się wraz z nim na nowo, nie mówiąc już o tym, że miałaby się z nim spotkać sam na sam. Co to to to już zdecydowanie nie.
Na szybko zanotowała w rogu kartki „zawsze od góry”, tak by zapamiętać tę poradę już na dłużej.
- Czy w takim razie jakoś numerujesz wszystko, czy tworzysz sobie teczki gdzie wkładasz wszystkie kartki do jednego projektu? Tak żeby coś się nie popsuło ani nie zniszczyło, a potem można było odnaleźć wszystko. Czy może jest jakiś jednak inny sposób na to? – Odetta miała oczywiście wrażenie, że w tym momencie poznaje jakieś niesamowite tajemnice, chociaż wszystko oczywiście było raczej normalnym podejściem i nie było niczym aż tak niezwykłym, jakby się mogło wydawać. Mimo to, na jej twarzy pojawiały się lekkie wypieki z zainteresowania i czekała na dodatkowe informacje.
Przesunęła ostrożnie szkic w stronę Calypso z podekscytowaniem czekając na werdykt, wiedząc, że może i w pierwszym rzucie nie wyszło jej to idealnie albo może i nawet dobrze, ale bardzo cieszyła się, kiedy mogła nauczyć się czegoś nowego i początkowe trudności absolutnie jej nie zniechęcały. Możliwe, że to jej głupota i naiwność uczyniły ją jakoś odporne na słowa podszyte krytyką. W końcu skoro do ciebie nie docierały złośliwe uwagi, nie mogłeś się nimi przejąć, prawda?
- Rozumiem, że to nie jest ważne, co szkicuję, bylebym spróbowała się wyrobić? – Miała wrażenie, że to ważne pytanie, bo nie chciała wypracować sobie nawyków, które miałby w ogóle nie być pomocne. Na pytanie o kolejne ćwiczenie uśmiechnęła się, ciesząc się że lady Carrow zostawiła jej dziś nieco czasu, co pozwoliło im na zagłębienie się w jakiejś nowości.
- Oczywiście. Jak wygląda to drugie ćwiczenie?
Nie mieliby możliwości sprawdzać wszystkich pracowników eliksirami, wiedząc, że czasochłonne przygotowanie Veritaserum i wysokie koszty składników prędzej czy później doprowadziłyby ich do sporych wydatków, nie mówiąc o tym, że w momencie kiedy ktoś nieprzyjaźnie przedstawiłby takie informacje Ministerstwu, ktoś mógł za bardzo zainteresować się używaniem eliksiru poza pozwoleniem. Niby szlachcie wszystko było wolno, ale lepiej nie mieć wrogów po stronie rządu.
- W końcu każdy w chwili zagrożenia myśli głównie o sobie. – Wiedziała, że gdy przychodziło co do czego i miała usłyszeć trudne słowa od własnego ojca, tak w takich chwilach myślała po prostu o tym, że ona nie chciała tego słyszeć i wolała aby nikt jej nie gonił. Nie myślała wtedy o rodzeństwie, które mogło mieć lepiej bądź gorzej, a skupiała się na sobie. Może dzięki temu skupieniu na sobie Parkinsonowie, chociaż z dość sporymi niechęciami w stronę osób niemagicznych, wciąż mieli dość neutralne podejście, pilnując własnych interesów. Spodziewała się jednak, że to może niebawem się zmienić, kiedy Tristan zaczynał częściej rozmawiać z kuzynostwem, prawdopodobnie próbując wypytać Edwarda o jego zaangażowanie, a Odetta otrzymała wezwanie na spotkanie komisji wojskowej. Dlatego też kiedy tylko miała się starać, robiła to raczej dla siebie, dla rodziny, ostatecznie zaś dla mieszkańców ziem. Nie miała też nawet czasu słuchać plotek pochodzących od strony przeciwnej, uważając w swoim naiwnym podejściu, że każdy był niebezpieczny, a niektórzy to nawet byli wampirami.
- Ciężko chyba powiedzieć, sam wydawał się dość dziwacznie podchodzić do atmosfery sabatu, ciężko więc powiedzieć o nim jako o wielbicielu. Oczywiście, pocałunek nie był zły, ale przyznam, nie wiem, czy chciałabym spotkać go ponownie. Wydawało się z jego postury i zachowania, że chyba nie był szlachcicem, więc nie miałabym po co spotykać go ponownie. – Wydawała się o wiele bardziej podekscytowana zdobyciem jagody (ważnego składniku eliksirów) niż samym faktem mężczyzny, a jeżeli nie był kimś z ich środowiska, to czy na pewno był sens spotykać się wraz z nim na nowo, nie mówiąc już o tym, że miałaby się z nim spotkać sam na sam. Co to to to już zdecydowanie nie.
Na szybko zanotowała w rogu kartki „zawsze od góry”, tak by zapamiętać tę poradę już na dłużej.
- Czy w takim razie jakoś numerujesz wszystko, czy tworzysz sobie teczki gdzie wkładasz wszystkie kartki do jednego projektu? Tak żeby coś się nie popsuło ani nie zniszczyło, a potem można było odnaleźć wszystko. Czy może jest jakiś jednak inny sposób na to? – Odetta miała oczywiście wrażenie, że w tym momencie poznaje jakieś niesamowite tajemnice, chociaż wszystko oczywiście było raczej normalnym podejściem i nie było niczym aż tak niezwykłym, jakby się mogło wydawać. Mimo to, na jej twarzy pojawiały się lekkie wypieki z zainteresowania i czekała na dodatkowe informacje.
Przesunęła ostrożnie szkic w stronę Calypso z podekscytowaniem czekając na werdykt, wiedząc, że może i w pierwszym rzucie nie wyszło jej to idealnie albo może i nawet dobrze, ale bardzo cieszyła się, kiedy mogła nauczyć się czegoś nowego i początkowe trudności absolutnie jej nie zniechęcały. Możliwe, że to jej głupota i naiwność uczyniły ją jakoś odporne na słowa podszyte krytyką. W końcu skoro do ciebie nie docierały złośliwe uwagi, nie mogłeś się nimi przejąć, prawda?
- Rozumiem, że to nie jest ważne, co szkicuję, bylebym spróbowała się wyrobić? – Miała wrażenie, że to ważne pytanie, bo nie chciała wypracować sobie nawyków, które miałby w ogóle nie być pomocne. Na pytanie o kolejne ćwiczenie uśmiechnęła się, ciesząc się że lady Carrow zostawiła jej dziś nieco czasu, co pozwoliło im na zagłębienie się w jakiejś nowości.
- Oczywiście. Jak wygląda to drugie ćwiczenie?
Odetta Parkinson
Zawód : ambasadorka Domu Mody Parkinson, alchemiczka
Wiek : 23 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
It’s a game of war
death, love
And sacrifice
death, love
And sacrifice
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Calypso chyba nigdy nie wysłała jeszcze wyjca do nikogo. Nigdy też takowego nie dostała. Widziała kilkukrotnie w szkole, jak otrzymywali je inni, na szczęście nikt w jej rodzinie nie wpadł na to, by w taki właśnie sposób ją ukarać. Niby wiedziała, że zawsze musi nadejść ten pierwszy raz we wszystkim, ale wiedziała, że na świecie istnieją inni, którzy znacznie bardziej zasługują na taki właśnie list.
W każdym jednak razie Odetta nie musiała się obawiać niczego oprócz tego, że rzeczywiście otrzyma list o opinii Calypso. Gdyby też swoje obawy na temat ojca lady Parkinson zechciała opowiedzieć na głos, być może i tutaj wyraziłaby swoje zdanie — owszem znała swoje miejsce i swoją powinność wobec rodziny, ale też była oczkiem w głowie ojca i za nic w świecie nie potrafiłaby się sobie wyobrazić tego, jak bardzo Odetta musiała bać się swojego ojca. Czyżby nie wszyscy nestorzy pozwalali swoim córkom na zachowanie takie, jak zezwolone miała Calypso? Lord Aaron Carrow dbał o rodzinę silną ręką, ale nigdy nie podniósł na Calypso głosu, czy też nie krytykował za jej pasje. Co prawda na szczęście nie były one jakieś kontrowersyjne, ale jednak nigdy nie musiała walczyć o jego uwagę, czy atencję, żeby zyskać uznanie w jego oczach. Co więc takiego mogłaby poradzić lady Parkinson? W zasadzie wychodzi na to, że niewiele, bo nie znała takiej sytuacji. I dlatego też nie do końca rozumiała odpowiedź Odetty. Leciutko więc w zdumieniu uniosła brew.
- A co z rodziną? - Nie, nie oceniała. Chciała jedynie wiedzieć, czy nikt by o nią nie zadbał, żeby musiała się obawiać sama siebie. Na służbę, jak wiadomo, powinno się móc liczyć, ale z drugiej jednak strony, byli jedynie ludźmi opłacanymi za pieniądze. Oprócz lojalności na miarę ceny nie byli im winni nic więcej. Niestety. Wiedziała, że Ares i Icar nigdy nie wyszliby z zamku bez niej, a i ona nie ruszyłaby się z miejsca, bez upewnienia się, że również mogą iść ku bezpieczeństwu. - Na nich też trzeba się oglądać. - Dodała już nieco pewniej. W zasadzie miło było z kimś porozmawiać ot tak. Bez napięcia. To budowało relację, której Calypso chyba w życiu brakowało.
I jeszcze ta zupełnie normalna rozmowa o sabacie.
- Ja... to w zasadzie śmieszne, ale... nigdy się jeszcze nie całowałam. - Wyznała, sama nie wiedząc czemu. Otrzymała jagodę przed laty od lorda Traversa, ale tamten wtedy jedynie pocałował ją w policzek. W czasie tegorocznego sabatu, gdy Mathieu dał jej jagodę, obiecał pocałunek z dala od innych. Ich “związek” mógłby wzbudzić nieco zbyt wiele kontrowersji. Ostatecznie, według oficjalnej wersji i agend ich rodów, powinni się nienawidzić. - Ale skoro nie był szlachcicem... - Zaczęła nieco niepewnie. - Czy myślisz, że całował z tego powodu inaczej? - Nieco niemądre pytanie, ale ostatecznie ciekawość zwyciężyła i nie mogła się powstrzymać, przed zadaniem go, chociaż nieco przyciszonym głosem.
Czy powinno się myśleć o całowaniu kogoś więcej niż tylko swojego przyszłego męża? Flirty, które w zasadzie Calypso bardzo lubiła, to jedno, ale pocałunki? No cóż, miała nadzieję, że Odetta nie spłoszy się zbytnio jej pytaniami.
No, jeśli tak, to oczywiście nie musiała odpowiadać, skupiając się jedynie na tym, po co właściwie tu przyszła. Po lekcje rysunku.
- Wiesz, jeśli mogę być zupełnie szczera, to nie projektowałam zbyt wielu strojów. Głównie swoje suknie na sabat, więc nie miałam potrzeby, żeby stosować jakiś specjalny system. Myślę, że jak zaczniesz już projektować, to sama wyrobisz sobie jakiś nawyk, który będzie dla ciebie najwygodniejszy. - Uśmiechnęła się nieco zakłopotana, że akurat w tej kwestii nie umiała pomóc.
Zaraz jednak skinęła głową.
- Dokładnie. Szkicuj wszystko, wszystkich. Jeśli chcesz, możemy wysyłać sobie listy z rysunkami. Albo już gotowymi, albo każda z nas będzie dorysowywać fragment. - Ważne były ćwiczenia i stałość ich. Ale Odetta wydawała się zdecydowana na osiągnięcie sukcesu, a to zawsze dobry znak. Na to właśnie też wskazywał fakt, że chciała zobaczyć kolejne ćwiczenie.
- To chyba paradoksalnie jest nieco prostsze zadanie. Powiedz mi, czy zauważasz np. czasem pewne stałe we wzorach i proporcjach. Np. jak wygląda większość nosów albo z jakich kształtów składają się usta? - Dopytała, nie dając wciąż jasnej odpowiedzi, na czym kolejne zadanie miałoby polegać.
W każdym jednak razie Odetta nie musiała się obawiać niczego oprócz tego, że rzeczywiście otrzyma list o opinii Calypso. Gdyby też swoje obawy na temat ojca lady Parkinson zechciała opowiedzieć na głos, być może i tutaj wyraziłaby swoje zdanie — owszem znała swoje miejsce i swoją powinność wobec rodziny, ale też była oczkiem w głowie ojca i za nic w świecie nie potrafiłaby się sobie wyobrazić tego, jak bardzo Odetta musiała bać się swojego ojca. Czyżby nie wszyscy nestorzy pozwalali swoim córkom na zachowanie takie, jak zezwolone miała Calypso? Lord Aaron Carrow dbał o rodzinę silną ręką, ale nigdy nie podniósł na Calypso głosu, czy też nie krytykował za jej pasje. Co prawda na szczęście nie były one jakieś kontrowersyjne, ale jednak nigdy nie musiała walczyć o jego uwagę, czy atencję, żeby zyskać uznanie w jego oczach. Co więc takiego mogłaby poradzić lady Parkinson? W zasadzie wychodzi na to, że niewiele, bo nie znała takiej sytuacji. I dlatego też nie do końca rozumiała odpowiedź Odetty. Leciutko więc w zdumieniu uniosła brew.
- A co z rodziną? - Nie, nie oceniała. Chciała jedynie wiedzieć, czy nikt by o nią nie zadbał, żeby musiała się obawiać sama siebie. Na służbę, jak wiadomo, powinno się móc liczyć, ale z drugiej jednak strony, byli jedynie ludźmi opłacanymi za pieniądze. Oprócz lojalności na miarę ceny nie byli im winni nic więcej. Niestety. Wiedziała, że Ares i Icar nigdy nie wyszliby z zamku bez niej, a i ona nie ruszyłaby się z miejsca, bez upewnienia się, że również mogą iść ku bezpieczeństwu. - Na nich też trzeba się oglądać. - Dodała już nieco pewniej. W zasadzie miło było z kimś porozmawiać ot tak. Bez napięcia. To budowało relację, której Calypso chyba w życiu brakowało.
I jeszcze ta zupełnie normalna rozmowa o sabacie.
- Ja... to w zasadzie śmieszne, ale... nigdy się jeszcze nie całowałam. - Wyznała, sama nie wiedząc czemu. Otrzymała jagodę przed laty od lorda Traversa, ale tamten wtedy jedynie pocałował ją w policzek. W czasie tegorocznego sabatu, gdy Mathieu dał jej jagodę, obiecał pocałunek z dala od innych. Ich “związek” mógłby wzbudzić nieco zbyt wiele kontrowersji. Ostatecznie, według oficjalnej wersji i agend ich rodów, powinni się nienawidzić. - Ale skoro nie był szlachcicem... - Zaczęła nieco niepewnie. - Czy myślisz, że całował z tego powodu inaczej? - Nieco niemądre pytanie, ale ostatecznie ciekawość zwyciężyła i nie mogła się powstrzymać, przed zadaniem go, chociaż nieco przyciszonym głosem.
Czy powinno się myśleć o całowaniu kogoś więcej niż tylko swojego przyszłego męża? Flirty, które w zasadzie Calypso bardzo lubiła, to jedno, ale pocałunki? No cóż, miała nadzieję, że Odetta nie spłoszy się zbytnio jej pytaniami.
No, jeśli tak, to oczywiście nie musiała odpowiadać, skupiając się jedynie na tym, po co właściwie tu przyszła. Po lekcje rysunku.
- Wiesz, jeśli mogę być zupełnie szczera, to nie projektowałam zbyt wielu strojów. Głównie swoje suknie na sabat, więc nie miałam potrzeby, żeby stosować jakiś specjalny system. Myślę, że jak zaczniesz już projektować, to sama wyrobisz sobie jakiś nawyk, który będzie dla ciebie najwygodniejszy. - Uśmiechnęła się nieco zakłopotana, że akurat w tej kwestii nie umiała pomóc.
Zaraz jednak skinęła głową.
- Dokładnie. Szkicuj wszystko, wszystkich. Jeśli chcesz, możemy wysyłać sobie listy z rysunkami. Albo już gotowymi, albo każda z nas będzie dorysowywać fragment. - Ważne były ćwiczenia i stałość ich. Ale Odetta wydawała się zdecydowana na osiągnięcie sukcesu, a to zawsze dobry znak. Na to właśnie też wskazywał fakt, że chciała zobaczyć kolejne ćwiczenie.
- To chyba paradoksalnie jest nieco prostsze zadanie. Powiedz mi, czy zauważasz np. czasem pewne stałe we wzorach i proporcjach. Np. jak wygląda większość nosów albo z jakich kształtów składają się usta? - Dopytała, nie dając wciąż jasnej odpowiedzi, na czym kolejne zadanie miałoby polegać.
Calypso Carrow
But he that dares not grasp the thorn
should never crave the rose
should never crave the rose
Calypso Carrow
Zawód : Malarka, Arystokratka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
I won't be silenced
You can't keep me quiet
Won't tremble when you try it
All I know is I won't go speechless
You can't keep me quiet
Won't tremble when you try it
All I know is I won't go speechless
OPCM : 10
UROKI : 5 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Może i lubiła egzystencję, gdzie wszystko się działo szybko i wydarzenia spływały jedno za drugim, ale nigdy nie lubiła być na głównym widoku całej rodziny. O ile to było coś schlebiającego, to jeszcze można było pocieszyć się, że rodzina była z ciebie dumna. Jeżeli jednak stawało się pośmiewiskiem, rodzina bardzo chętnie była gotowa wypominać ci wszystko po wsze czasy. Poza Edwardem, Edward bardzo chętnie pomagał jej rozwiązywać problemy. Miał jeszcze cierpliwość do swojej głupiutkiej siostry, a ona, ona bardzo cieszyła się, że ma przy sobie kogoś takiego, kto mógłby ją pokierować. Kiedyś może jeszcze zostanie tak pewna siebie tak jak on.
Teraz zaś była w towarzystwie damy, która tak jak ona rozumiała, jak bardzo poważne jest spełnianie rodzinnego obowiązku i że wcale nie trzeba było martwić się opinią mniejszości dopóki ród i inni ze szlachty byli zadowoleni twoim zachowaniem. Czy w tym wypadku mogły teraz zastanawiać się, jaka czeka ich przyszłość? Raczej tak, w końcu sama Odetta nie wiedziała, jak to będzie wyglądać, jeżeli chodziło o jej zachowanie, ale była pewna, że nikt z rodziny nie wyda jej za kogoś niegodnego. Zwłaszcza jeżeli trzeba było brać pod uwagę to, że nieodpowiednie małżeństwo mogło kłaść się cieniem na całej relacji z obecnymi sojusznikami.
- Oh, Edward jest cudowny! Najlepszy brat, jakiego można jakkolwiek mieć! – Nie chciała mówić tego złośliwie, po prostu w ferworze zachowania zapominając taktownie ujmować, że Calypso również ma brata. Mimo to, nie wydawała się nawet zauważać swojego błędu, pochłonięta jeszcze kolejnymi kreskami na kawałku kartki, zafascynowana tym, jak piękna była to sztuka, kiedy od tak dawało radę się stworzyć coś nowego. Kilka pociągnięć, które dla kogoś nic nie znaczyły i nagle znajdowało się na papierze coś nowego, świeży pomysł. Niespodziankę.
- Mamy jeszcze czas, prawda? W końcu niedawno skończyłyśmy szkoły i orientowałyśmy się tym, jak wygląda rodzinna działalność, więc pewnie to jeszcze przed nami! – W jakiś sposób sama mogła powiedzieć, że nie miała wielkiego doświadczenia, i jakby miała teraz nagle o tym opowiadać, to chyba w sumie też nie powinna chwalić się, że wcale nie miała doświadczenia. Pierwszy pocałunek który nie był tym w policzek był właśnie od tego nieznajomego. I teraz, kiedy wspomniała o tym, Odetta lekko przechyliła głowę. – To bardzo dobre pytanie! Nie wiem, jak całują szlachcice, musiałabym spróbować porównać… - Podrapała się w policzek, zaraz jednak wzruszając ramionami.
Ostrożnie poklepała jeszcze kartkę, zastanawiając się nad projektowaniem kiedy słyszała od niej o projektowaniu sukien, zastanawiając się, gdzie Calypso uczyła się tego skoro tylko teraz projektowała. Może ktoś poza Domem Mody miałby również ochotę pouczyć Odetty? Wtedy mogłaby dobrze poznać wszechstronne możliwości projektowania.
- Bardzo chętnie będę wykorzystywać okazje do wymiany rysunkami i projektami. Oczywiście o ile czegoś nie postanowimy zrealizować! – Nie sądziła, aby zawsze było to możliwe, ale jeżeli miała liczyć na coś, to zdecydowanie na fakt, że wszystkie projekty, zanim ujrzało jej światło dzienne, trzymane były w sekrecie równym bankowi Gringotta i jego zasobom.
- To zawsze było ciekawe, nie powiem. Ale raczej zwracałam uwagę na wymiary ubrań, nie na ludzkie proporcje. – Wiedziała, że zdanie było ciekawe. Ale spędziły tu już i tak trochę chwil i w końcu zarówno Calypso jak i Odetta musiały się zebrać.
ztx2
Teraz zaś była w towarzystwie damy, która tak jak ona rozumiała, jak bardzo poważne jest spełnianie rodzinnego obowiązku i że wcale nie trzeba było martwić się opinią mniejszości dopóki ród i inni ze szlachty byli zadowoleni twoim zachowaniem. Czy w tym wypadku mogły teraz zastanawiać się, jaka czeka ich przyszłość? Raczej tak, w końcu sama Odetta nie wiedziała, jak to będzie wyglądać, jeżeli chodziło o jej zachowanie, ale była pewna, że nikt z rodziny nie wyda jej za kogoś niegodnego. Zwłaszcza jeżeli trzeba było brać pod uwagę to, że nieodpowiednie małżeństwo mogło kłaść się cieniem na całej relacji z obecnymi sojusznikami.
- Oh, Edward jest cudowny! Najlepszy brat, jakiego można jakkolwiek mieć! – Nie chciała mówić tego złośliwie, po prostu w ferworze zachowania zapominając taktownie ujmować, że Calypso również ma brata. Mimo to, nie wydawała się nawet zauważać swojego błędu, pochłonięta jeszcze kolejnymi kreskami na kawałku kartki, zafascynowana tym, jak piękna była to sztuka, kiedy od tak dawało radę się stworzyć coś nowego. Kilka pociągnięć, które dla kogoś nic nie znaczyły i nagle znajdowało się na papierze coś nowego, świeży pomysł. Niespodziankę.
- Mamy jeszcze czas, prawda? W końcu niedawno skończyłyśmy szkoły i orientowałyśmy się tym, jak wygląda rodzinna działalność, więc pewnie to jeszcze przed nami! – W jakiś sposób sama mogła powiedzieć, że nie miała wielkiego doświadczenia, i jakby miała teraz nagle o tym opowiadać, to chyba w sumie też nie powinna chwalić się, że wcale nie miała doświadczenia. Pierwszy pocałunek który nie był tym w policzek był właśnie od tego nieznajomego. I teraz, kiedy wspomniała o tym, Odetta lekko przechyliła głowę. – To bardzo dobre pytanie! Nie wiem, jak całują szlachcice, musiałabym spróbować porównać… - Podrapała się w policzek, zaraz jednak wzruszając ramionami.
Ostrożnie poklepała jeszcze kartkę, zastanawiając się nad projektowaniem kiedy słyszała od niej o projektowaniu sukien, zastanawiając się, gdzie Calypso uczyła się tego skoro tylko teraz projektowała. Może ktoś poza Domem Mody miałby również ochotę pouczyć Odetty? Wtedy mogłaby dobrze poznać wszechstronne możliwości projektowania.
- Bardzo chętnie będę wykorzystywać okazje do wymiany rysunkami i projektami. Oczywiście o ile czegoś nie postanowimy zrealizować! – Nie sądziła, aby zawsze było to możliwe, ale jeżeli miała liczyć na coś, to zdecydowanie na fakt, że wszystkie projekty, zanim ujrzało jej światło dzienne, trzymane były w sekrecie równym bankowi Gringotta i jego zasobom.
- To zawsze było ciekawe, nie powiem. Ale raczej zwracałam uwagę na wymiary ubrań, nie na ludzkie proporcje. – Wiedziała, że zdanie było ciekawe. Ale spędziły tu już i tak trochę chwil i w końcu zarówno Calypso jak i Odetta musiały się zebrać.
ztx2
Odetta Parkinson
Zawód : ambasadorka Domu Mody Parkinson, alchemiczka
Wiek : 23 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
It’s a game of war
death, love
And sacrifice
death, love
And sacrifice
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Odkąd Festiwal Lata dobiegł końca łatwość "przypadkowego" spotykania ludzi, których Nick chciał spotkać przestała być codziennością. Dla niego takie długie imprezy, na których wypada się pokazywać, mogłyby trwać w nieskończoność. Zapewne nie byłoby wtedy niczym szczególnym, ale... w marzeniach nie powinno się zwracać uwagi na takie szczegóły. Tym bardziej takich, na których realizację nie ma najmniejszych szans, a nie oszukujmy się nawet w czasie pokoju wieczne imprezowanie większości społeczeństwa (a przynajmniej tej części społeczeństwa, która się liczy) nie było możliwe. Niestety zakończenie zawieszenia broni nie było aktualnie największym problemem, który zaprzątał głowę Notta. Anglia, dzięki swojemu położeniu, niezbyt często była ofiarą katastrof naturalnych. Tym bardziej ostatnie wydarzenia związane z meteorytami zdawały się nieprawdopodobne i właściwie to Nott zaczynał wierzyć w pojawiające się teorie spiskowe. W Nottigham głośno było o tym, że to wina astronomów. Zapewne w całym kraju niedługo winą zostanie obarczona wybrana przez Sallowa grupa społeczna, ale gdzie była prawda? Nico nie uznawał tego w tym momencie za ważne. Kluczowym było zastanowienie się: "Co będzie następne" I chyba nie chciał odpowiedzieć sobie na to pytanie – nie tylko dlatego że kompletnie nie znał się na wróżbiarstwie. Nie znaczy to jednak, że Nick wyglądał tego dnia na zmartwionego. Przecież wtedy, gdy "ginie świat" najlepiej urządzić przyjęcia, a gdyby ktoś zapytał Notta, co zrobiłby, gdyby nastąpiła apokalipsa z pewnością odpowiedziałby, że pomagałby ciotce przy organizacji ostatniego sabatu. Jeśli ma zginąć to w dobrym ubraniu i z firmowym uśmiechem na twarzy. Dlatego do kawiarni wszedł w ciemnogranatowej szacie z najnowszej kolekcji Parkinsonów – mimo że nigdy nie poznał swojej matki to był dumny, z tego z której rodziny pochodziła. Idealnie ułożone włosy i delikatna nuta korzennych perfum. Już na wejściu rzucił zawadiacki uśmiech sprzątającej stolik kelnerce. Może nie była najpiękniejszą istotą na świecie, ale ostatnio naprawdę bardzo lubił blondynki. Zajął miejsce przy jednym ze stolików i poprawił sobie kołnierzyk koszuli.
– Jeszcze jedną kartę, poproszę – rzucił w kierunku obsługującej dziewczyny zanim jeszcze zdążyła cokolwiek powiedzieć. Od niechcenia zaczął przeglądać dostępne pozycje w menu, co chwila zerkając w kierunku wejścia, żeby uprzejmie wstać, gdy pojawi się jego towarzyszka.
Nicholas Nott
Zawód : Urzędnik w Międzynarodowym Urzędzie Prawa Czarodziejów
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Dwa są sposoby prowadzenia walki: jeden - prawem, drugi - siłą; pierwszy sposób jest ludzki, drugi zwierzęcy.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Spotkanie towarzyskie, herbatka w kawiarni?! Primrose aż kipiała, czytając zaproszenie pomiędzy kolejnymi listami z prośbą o wsparcie rodziny Burke w hrabstwie Durham. Nestor wraz ze swoją rodziną pracował dzień i noc, aby sprostać tragedii, na tyle na ile mogli. Pomoc z Ministerstwa Magii płynęła, a kraj był duży i każda ziemia wymagała pomocy. W przypływie złości chciała odpisać, że niestosowność tego zaproszenia powinna zszokować samą lady Nott. Od tego nieprzemyślanego działania odwiodła ją matka. Tłumaczyła, że nawet w obliczu katastrofy niezbędnym jest dbać o dobre stosunki między rodami, a te teraz będą bardziej niż potrzebne. Nie wiadomo kiedy będzie konieczne zwrócenie się o wsparcie do nestora Nottów, a wtedy, być może, tak małe spotkanie na herbacie będzie ich asem w rękawie.
Musiała matce przyznać rację. Mądrość przychodzi z wiekiem, a młodą lady Burke potrafiły jeszcze targać pierwsze odruchy. Zresztą, jak zauważyła lady Elvira Burke, to pozwoli odpocząć samej Primrose, która nic innego nie robiła, jak angażowała się w każdą możliwą pomoc. Ledwie dzień wcześniej przeglądała część opuszczonych budynków, które mieli zamiar rozebrać lub dostosować do życia dla poszkodowanych w katastrofie. Należała się czarownicy chociaż chwila wytchnienia. Nie było dla nikogo tajemnicą, że lord Nott należał to bardzo czarujących mężczyzn, który doskonale wiedział jak zachować się w towarzystwie, był równie elokwentny to ujmujący. Spotkanie takie mogło przynieść same wymierne korzyści.
Primrose doskonale wiedziała co kryło się za tymi pochlebstwami. Pomimo tego, że ród Burke nie naciskał nią, tak rozglądano się za potencjalnym mężem dla niej. Problem w tym, że sama czarownica nie spieszyła się do zamążpójścia. Do niebezpiecznego miana starej panny brakowało jej jeszcze dwóch lat, więc uznała, że ma jeszcze bardzo dużo czasu.
Ubrana w suknię w kolorze gołębiej szarości wkroczyła do kawiarni. Na głowie znajdował się kapelusz chroniący przed słońcem ale również pyłem jaki zdawał się osiąść gęstym całunem nad miastem. Całości eleganckiego stroju dopełniała biżuteria, składająca się z naszyjnika oraz kolczyków z pereł.
Dostrzegła czarodzieja zatopionego w przeglądaniu menu. Skierowała się w jego stronę. Pech chciał, że nie była blondynką.
-Dziękuję za zaproszenie. - Zwróciła się do mężczyzny uśmiechając się uprzejmie. Zajęła wolne miejsce na przeciwko przyjmując od pracownicy kartę. Londyn był zniszczony, dziw brał, że takie miejsca jeszcze funkcjonowały, ale być może to właśnie było samo sedno. Żyć dalej, starając się złapać normalność. Wojna już pokazała, że niezależnie do tego co się dzieje zawsze można przetrwać. Deszcz meteorytów, choć spustoszył kraj, był kolejną próbą jaką musieli przejść. -Dobrze jest wiedzieć, że takie miejsca jak Czerwony Imbryk przetrwały.
Musiała matce przyznać rację. Mądrość przychodzi z wiekiem, a młodą lady Burke potrafiły jeszcze targać pierwsze odruchy. Zresztą, jak zauważyła lady Elvira Burke, to pozwoli odpocząć samej Primrose, która nic innego nie robiła, jak angażowała się w każdą możliwą pomoc. Ledwie dzień wcześniej przeglądała część opuszczonych budynków, które mieli zamiar rozebrać lub dostosować do życia dla poszkodowanych w katastrofie. Należała się czarownicy chociaż chwila wytchnienia. Nie było dla nikogo tajemnicą, że lord Nott należał to bardzo czarujących mężczyzn, który doskonale wiedział jak zachować się w towarzystwie, był równie elokwentny to ujmujący. Spotkanie takie mogło przynieść same wymierne korzyści.
Primrose doskonale wiedziała co kryło się za tymi pochlebstwami. Pomimo tego, że ród Burke nie naciskał nią, tak rozglądano się za potencjalnym mężem dla niej. Problem w tym, że sama czarownica nie spieszyła się do zamążpójścia. Do niebezpiecznego miana starej panny brakowało jej jeszcze dwóch lat, więc uznała, że ma jeszcze bardzo dużo czasu.
Ubrana w suknię w kolorze gołębiej szarości wkroczyła do kawiarni. Na głowie znajdował się kapelusz chroniący przed słońcem ale również pyłem jaki zdawał się osiąść gęstym całunem nad miastem. Całości eleganckiego stroju dopełniała biżuteria, składająca się z naszyjnika oraz kolczyków z pereł.
Dostrzegła czarodzieja zatopionego w przeglądaniu menu. Skierowała się w jego stronę. Pech chciał, że nie była blondynką.
-Dziękuję za zaproszenie. - Zwróciła się do mężczyzny uśmiechając się uprzejmie. Zajęła wolne miejsce na przeciwko przyjmując od pracownicy kartę. Londyn był zniszczony, dziw brał, że takie miejsca jeszcze funkcjonowały, ale być może to właśnie było samo sedno. Żyć dalej, starając się złapać normalność. Wojna już pokazała, że niezależnie do tego co się dzieje zawsze można przetrwać. Deszcz meteorytów, choć spustoszył kraj, był kolejną próbą jaką musieli przejść. -Dobrze jest wiedzieć, że takie miejsca jak Czerwony Imbryk przetrwały.
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Utrzymywanie dobrych relacji z innymi rodami było ważne. Dla Nicholasa wręcz kluczowe, bo od dziecka był wychowywany jako ten, który ma przede wszystkim dbać o to, żeby być w dobrych stosunkach z innymi. W dodatku warto było wykazywać zainteresowanie sytuacją u innych rodzin. W końcu w tym byli lepsi od innych czarodziejów. Stawali po swojej stronie, i trzymali się razem w obliczu wszelkich przeciwności. Katastrofy naturalne zdecydowanie należały do jednych z większych zdarzeń, w których należało się wspierać. Jedni wysyłali listy, inni zakasywali rękawy i brali się za odbudowywanie strat – tym razem nie tylko wojennych. Nick natomiast wolał wypić herbatę w towarzystwie damy, którą zwykł spotykać jedynie na oficjalnych przyjęciach. A przecież Primose Burke, mimo że nie była klasyczną delikatną pięknością, była osobą intrygującą. Jak na Lady Burke przystało. Interesy tego rodu były jednocześnie odpychające i pociągające. Nie był znawcą artefaktów, ale z pewnością doceniał umiejętności rodziny, do której należała Primose. Udawanie, że jest normalnie było czymś zdecydowanie porządnym w czasie wojny, a tym bardziej w czasie klęski żywiołowej. A był w tym zdecydowanie dobry. Miał więc nadzieję, że Pannie Burke też dzisiejszym wieczorem doda odrobiny normalności i przypomni to "przedwojenne" życie.
Wstał widząc zbliżającą się do jego stolika czarownicę. Odłożył menu, którym już bardziej bawił się niż rzeczywiście przeglądał. Uśmiechnął się całkowicie szczerze w jej stronę. Naprawdę uwielbiał spędzać czas z kobietami, a czuł że dzisiaj kilka komplementów czy rozmowa o literaturze może nie wystarczyć, żeby zapewnić czarownicy należytą rozrywkę tego wieczora. Uwielbiał wyzwania. Odsunął jej krzesło, żeby mogła usiąść, a dopiero potem sam zajął znów swoje miejsce.
– Zaszczytem jest dla mnie, że znalazłaś dla mnie chwilę, Lady Burke – odpowiedział szybko mierząc wzrokiem swoją towarzyszkę. Przecież musiał najpierw zauważyć, co należy w tym momencie skomplementować – Przepięknie Pani dziś wygląda. Perły zdecydowanie podkreślają Pani urodę, Panno Burke – dodał po krótkiej chwili i otworzył po raz kolejny menu. – Zdecydowanie. Ciężkie mamy czasy, a żeby takie urocze miejsca przetrwały, trzeba je odwiedzać – uśmiechnął się dumny z siebie. W końcu w jakiś sposób przykładał się do rozwoju społeczeństwa. – Mają tu duży wybór herbat ale także domowe wino... jeśli miałabyś Pani rzecz jasna na nie ochotę – spojrzał pytająco na Primose. W końcu nie wyglądała na panienkę, która dobrze bawi się rzucając wymuskanymi uwagami przy porcelanowej filiżance herbaty. Trzeba przyznać, że do takich panien przywykł.
Wstał widząc zbliżającą się do jego stolika czarownicę. Odłożył menu, którym już bardziej bawił się niż rzeczywiście przeglądał. Uśmiechnął się całkowicie szczerze w jej stronę. Naprawdę uwielbiał spędzać czas z kobietami, a czuł że dzisiaj kilka komplementów czy rozmowa o literaturze może nie wystarczyć, żeby zapewnić czarownicy należytą rozrywkę tego wieczora. Uwielbiał wyzwania. Odsunął jej krzesło, żeby mogła usiąść, a dopiero potem sam zajął znów swoje miejsce.
– Zaszczytem jest dla mnie, że znalazłaś dla mnie chwilę, Lady Burke – odpowiedział szybko mierząc wzrokiem swoją towarzyszkę. Przecież musiał najpierw zauważyć, co należy w tym momencie skomplementować – Przepięknie Pani dziś wygląda. Perły zdecydowanie podkreślają Pani urodę, Panno Burke – dodał po krótkiej chwili i otworzył po raz kolejny menu. – Zdecydowanie. Ciężkie mamy czasy, a żeby takie urocze miejsca przetrwały, trzeba je odwiedzać – uśmiechnął się dumny z siebie. W końcu w jakiś sposób przykładał się do rozwoju społeczeństwa. – Mają tu duży wybór herbat ale także domowe wino... jeśli miałabyś Pani rzecz jasna na nie ochotę – spojrzał pytająco na Primose. W końcu nie wyglądała na panienkę, która dobrze bawi się rzucając wymuskanymi uwagami przy porcelanowej filiżance herbaty. Trzeba przyznać, że do takich panien przywykł.
Nicholas Nott
Zawód : Urzędnik w Międzynarodowym Urzędzie Prawa Czarodziejów
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Dwa są sposoby prowadzenia walki: jeden - prawem, drugi - siłą; pierwszy sposób jest ludzki, drugi zwierzęcy.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Rozumiała jak ważne są różne aktywności, a też, być może oderwanie się od codziennych obowiązków związanych z działalnością na rzecz mieszkańców Durham sprawi, że będzie lepiej spać w nocy. Koszmary wciąż były żywe i nie pozwalały zmrużyć oka. Noc zdawała się straszna, ale zmęczenie robiło swoje, zmuszało do zamknięcia oczu. Wtedy przesypiała około dwóch godzin nim budziła się zlana potem i zlękniona.
Zmęczenie starała się ukryć, a wszyscy wokół byli tak taktowni, że nie wspominali o tym, że wygląda na zmęczoną.
Choć z lordem Nottem znali się ledwie ze spotkań towarzyskich, sabatów i okazjonalnych pikników, odrzucenie zaproszenia mogło zostać źle potraktowane. Poza pomocą w hrabstwie do jej obowiązków jako młodej damy należało dbanie o dobrą opinię rodziny.
-Przyznaję, że byłam lekko zaskoczona zaproszeniem ze strony lorda. - Odpowiedziała zgodnie z prawdą. Raczej nie bywała zapraszana na takie spotkania, nawet w czasie sprzed wojny, a co dopiero teraz kiedy każdy miał inne problemy na głowie. Sięgnęła po menu, a potem uniosła znad niego szarozielone spojrzenie słysząc komplement. -Dziękuję. - Odpowiedziała przyjmując jego słowa ze spokojem, z uprzejmym uśmiechem. -Perły mają nieciekawą opinię. Mówi się, że przynoszą pecha. - Dodała jeszcze nim na powrót skupiła wzrok na menu, jednak ponownie jej uwaga została od niego oderwana przez słowa lorda Notta. -Chętnie skosztuję domowego wina. - Zwróciła się do kelnerki, która zaraz pojawiła się obok ich stolika celem zebrania zamówienia od gości. A tych nie było tego dnia wiele. Lady Burke nie spodziewała się tłumów. W zrujnowanym Londynie raczej mało kto miał czas na spotkania i rozmowy o niczym. Jej samej ciężko było skupić myśli i uwagę na rozmowie, która absolutnie niczego nie wnosiła. Nie wiedziała jednak jak mężczyzna siedzący naprzeciwko niej zareaguje na rozmowę o czymś innym niż pogoda. Chociaż ta teraz dawała do wiwatu więc mogła stanowić dobry początek.
Zresztą, o samym lordzie Nocie już krążyło wiele plotek. Między innymi ta, że upatrzył sobie osobę młodziutkiej Cordelii Malfoy. Co bardziej odważni sugerowali, że będzie można spodziewać się uni tych dwóch rodzin. -Wobec tego, o czym będziemy rozmawiać? Lokalnych wydarzeniach? Sztuce omijania gruzowiska po drodze do kawiarni czy może o malowniczych kraterach, na które padają promienie słoneczne przedzierające się przez ciężką pokrywę chmur? A może o winie? - Nie mogła się powstrzymać przed tą małą prowokacją, gdyż nadal wyjście na spotkanie w okolicznościach jakich się znajdowali wydawało się wręcz kuriozalne.
Zmęczenie starała się ukryć, a wszyscy wokół byli tak taktowni, że nie wspominali o tym, że wygląda na zmęczoną.
Choć z lordem Nottem znali się ledwie ze spotkań towarzyskich, sabatów i okazjonalnych pikników, odrzucenie zaproszenia mogło zostać źle potraktowane. Poza pomocą w hrabstwie do jej obowiązków jako młodej damy należało dbanie o dobrą opinię rodziny.
-Przyznaję, że byłam lekko zaskoczona zaproszeniem ze strony lorda. - Odpowiedziała zgodnie z prawdą. Raczej nie bywała zapraszana na takie spotkania, nawet w czasie sprzed wojny, a co dopiero teraz kiedy każdy miał inne problemy na głowie. Sięgnęła po menu, a potem uniosła znad niego szarozielone spojrzenie słysząc komplement. -Dziękuję. - Odpowiedziała przyjmując jego słowa ze spokojem, z uprzejmym uśmiechem. -Perły mają nieciekawą opinię. Mówi się, że przynoszą pecha. - Dodała jeszcze nim na powrót skupiła wzrok na menu, jednak ponownie jej uwaga została od niego oderwana przez słowa lorda Notta. -Chętnie skosztuję domowego wina. - Zwróciła się do kelnerki, która zaraz pojawiła się obok ich stolika celem zebrania zamówienia od gości. A tych nie było tego dnia wiele. Lady Burke nie spodziewała się tłumów. W zrujnowanym Londynie raczej mało kto miał czas na spotkania i rozmowy o niczym. Jej samej ciężko było skupić myśli i uwagę na rozmowie, która absolutnie niczego nie wnosiła. Nie wiedziała jednak jak mężczyzna siedzący naprzeciwko niej zareaguje na rozmowę o czymś innym niż pogoda. Chociaż ta teraz dawała do wiwatu więc mogła stanowić dobry początek.
Zresztą, o samym lordzie Nocie już krążyło wiele plotek. Między innymi ta, że upatrzył sobie osobę młodziutkiej Cordelii Malfoy. Co bardziej odważni sugerowali, że będzie można spodziewać się uni tych dwóch rodzin. -Wobec tego, o czym będziemy rozmawiać? Lokalnych wydarzeniach? Sztuce omijania gruzowiska po drodze do kawiarni czy może o malowniczych kraterach, na które padają promienie słoneczne przedzierające się przez ciężką pokrywę chmur? A może o winie? - Nie mogła się powstrzymać przed tą małą prowokacją, gdyż nadal wyjście na spotkanie w okolicznościach jakich się znajdowali wydawało się wręcz kuriozalne.
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Strona 14 z 15 • 1 ... 8 ... 13, 14, 15
Kącik kawiarniany
Szybka odpowiedź