Kącik kawiarniany
Strona 15 z 15 • 1 ... 9 ... 13, 14, 15
AutorWiadomość
First topic message reminder :
★★ [bylobrzydkobedzieladnie]
Kącik kawiarniany
Zastawa z indyjskimi ornamentami, imbryczki latające wysoko nad sufitem, by móc uzupełnić herbatę w filiżance, pobrzękiwanie widelczyków o opróżnione talerzyki, aromat słodkich ciast i drobnych deserów, pachnąca para unosząca się nad głowami zakochanych w piciu herbaty czarodziejów. Czujesz ten klimat? Na pewno masz ochotę wejść i zamówić jedną filiżankę lub dwie. Wygodne, skórzane fotele i stoliki przykryte białymi obrusikami jeszcze cię do tego zachęcają. Usiądź, rozgość się i czekaj na gorący napar.
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:33, w całości zmieniany 1 raz
Zmęczenie widniejące na jej twarzy nie umknęło spojrzeniu Nicka. Mężczyzna jednak nie tylko tego nie komentował, co... wręcz podziwiał. Sytuacja w kraju była trudna, a ona ewidentnie angażowała się i robiła, co mogła dla dobra społeczności. A przecież jako dama niekoniecznie była zmuszana do tego typu działań. Może i nie znał Burke'ów za dobrze, ale nie przesadzajmy, żeby zmuszali młode panny do przemęczania się. W jego oczach delikatnie widoczne cienie pod oczami dodawały akurat tej damie dostojności.
– Mam jednak nadzieję, że nie było ono Pani niemiłe... – spojrzał na nią pytająco, jednak nie było w tym jakiejś niepewności. Był pewny siebie, momentami nawet za bardzo, i przez to był przekonany, że Primose musi być zachwycona tym zaproszeniem. W końcu kto by nie był? – Byłem zaniepokojony ostatnimi wydarzeniami i sądzę, że w ich obliczu ważnym jest utrzymywanie dobrych relacji z innymi rodzinami. Tylko w jedności jesteśmy silni. Czy to zmagając się z terrorystami, czy z kataklizmem – wytłumaczył zasadność swojego zaproszenia. Może nie do końca tłumaczyło to dlaczego nie odezwał się chociażby do Xaviera, ale... to chyba oczywiste, że wolał spotkać się z damą. Chociaż Primose nie wyglądała na kobietę, którą kupi kilkoma nawet niezbyt wyszukanymi komplementami.
– Perły bywają też symbolem doskonałości i delikatności. Może w tę stronę powinna pójść interpretacja akurat tego egzemplarza biżuterii – uśmiechnął się zawadiacko przyglądając się uważnie twarzy rozmówczyni. Może i był to już z jego strony lekki flirt, ale przecież odrobina komplementów i delikatna gierką jeszcze nikomu nie zaszkodziły.
– Karafkę i dwa kieliszki, poproszę – dodał w kierunku kelnerki i odprowadził ją wzrokiem. Z zamyślenia wyrwał go głos Lady Burke. Już wiedział, że rozmowa "o niczym" i wymienianie uśmiechów raczej nie wchodzi w grę. Ale nie byłby sobą, gdyby nie podjął tego wyzwania.
– Hmmm... Widzę, że nie jesteś Pani wielbicielką small talku – zaśmiał się komentując jej wypowiedź. – Szczerze mówiąc, jeśli ma Pani jakieś na temat omijania gruzowiska to chętnie zahaczyłbym o ten temat, bo moje buty... - zerknął na rzeczywiście dość brudne obuwie – nie przeżyły najlepiej spaceru ulicą – dodał żartobliwie, ale wiedział, że czas zmienić temat, na taki, który w jego mniemaniu usatysfakcjonuje rozmówczynię.
– Jeśli bym mógł, zapytałbym o to czy Pani rodzina jest bezpieczna w obliczu kataklizmu oraz Pani przemyślenia dotyczące deszczu meteorytów. U nas Nestor cieszy się dobrym zdrowiem, a ciotka martwi się uprzątnięciem skutków tej sytuacji przed tegorocznym Sabatem. W Nottingham mówi się, że to wina astronomów, ale oczywiście wiem, że ta sprawa nie została jeszcze do końca zbadana, a narracja dopracowana. To naglące – nie chcemy, żeby doprowadziło to do jeszcze większej destabilizacji, także na arenie międzynarodowej, i zastanawiające jak na zamieszeniu będą chcieli zyskać terroryści – zerknął w stronę kelnerki przynoszącej im wino – ale oczywiście zawsze wato znaleźć czas na kieliszek dobrego wina.
– Mam jednak nadzieję, że nie było ono Pani niemiłe... – spojrzał na nią pytająco, jednak nie było w tym jakiejś niepewności. Był pewny siebie, momentami nawet za bardzo, i przez to był przekonany, że Primose musi być zachwycona tym zaproszeniem. W końcu kto by nie był? – Byłem zaniepokojony ostatnimi wydarzeniami i sądzę, że w ich obliczu ważnym jest utrzymywanie dobrych relacji z innymi rodzinami. Tylko w jedności jesteśmy silni. Czy to zmagając się z terrorystami, czy z kataklizmem – wytłumaczył zasadność swojego zaproszenia. Może nie do końca tłumaczyło to dlaczego nie odezwał się chociażby do Xaviera, ale... to chyba oczywiste, że wolał spotkać się z damą. Chociaż Primose nie wyglądała na kobietę, którą kupi kilkoma nawet niezbyt wyszukanymi komplementami.
– Perły bywają też symbolem doskonałości i delikatności. Może w tę stronę powinna pójść interpretacja akurat tego egzemplarza biżuterii – uśmiechnął się zawadiacko przyglądając się uważnie twarzy rozmówczyni. Może i był to już z jego strony lekki flirt, ale przecież odrobina komplementów i delikatna gierką jeszcze nikomu nie zaszkodziły.
– Karafkę i dwa kieliszki, poproszę – dodał w kierunku kelnerki i odprowadził ją wzrokiem. Z zamyślenia wyrwał go głos Lady Burke. Już wiedział, że rozmowa "o niczym" i wymienianie uśmiechów raczej nie wchodzi w grę. Ale nie byłby sobą, gdyby nie podjął tego wyzwania.
– Hmmm... Widzę, że nie jesteś Pani wielbicielką small talku – zaśmiał się komentując jej wypowiedź. – Szczerze mówiąc, jeśli ma Pani jakieś na temat omijania gruzowiska to chętnie zahaczyłbym o ten temat, bo moje buty... - zerknął na rzeczywiście dość brudne obuwie – nie przeżyły najlepiej spaceru ulicą – dodał żartobliwie, ale wiedział, że czas zmienić temat, na taki, który w jego mniemaniu usatysfakcjonuje rozmówczynię.
– Jeśli bym mógł, zapytałbym o to czy Pani rodzina jest bezpieczna w obliczu kataklizmu oraz Pani przemyślenia dotyczące deszczu meteorytów. U nas Nestor cieszy się dobrym zdrowiem, a ciotka martwi się uprzątnięciem skutków tej sytuacji przed tegorocznym Sabatem. W Nottingham mówi się, że to wina astronomów, ale oczywiście wiem, że ta sprawa nie została jeszcze do końca zbadana, a narracja dopracowana. To naglące – nie chcemy, żeby doprowadziło to do jeszcze większej destabilizacji, także na arenie międzynarodowej, i zastanawiające jak na zamieszeniu będą chcieli zyskać terroryści – zerknął w stronę kelnerki przynoszącej im wino – ale oczywiście zawsze wato znaleźć czas na kieliszek dobrego wina.
Nicholas Nott
Zawód : Urzędnik w Międzynarodowym Urzędzie Prawa Czarodziejów
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Dwa są sposoby prowadzenia walki: jeden - prawem, drugi - siłą; pierwszy sposób jest ludzki, drugi zwierzęcy.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Pragnęła, aby koszmary przestały ją nawiedzać, aby mogła dobrze się wyspać i wypoczęta ruszyć do działania. Jednak nic nie wskazywało na to, aby ten stan miał się w najbliższym czasie zmienić. Spojrzała uważniej na mężczyznę siedzącego na przeciwko niej. Przez chwilę przyglądała się jego twarzy analizując całą sytuację. Starała się odczytać jego intencje, co nie było proste. Jak większość ze szlachty został nauczony skrzętnie ukrywać własne myśli, nie zdradzać się gestem ani grymasem na twarzy.
-Zaskoczona byłam, nie ukrywam, że też na początku oburzona. - Wywodziła się z rodu Burke, a ten nie był mówcami. Nie to była ich zdolność, a słynęli wręcz z tego, że jako jedni z nielicznych mówili częściej co myślą. Choć przede wszystkim słuchali, tak tutaj nie mogła oczekiwać, że lord Nott będzie prowadził wiecznie monolog, ale być może, lubił słuchać własnego głosu i namówienie go do takiego zachowania nie byłoby trudne.-Kraj pogrążony przez kataklizm, stolica połowie w ruinie, ledwo odbudowana po działaniach wojennych, a pan, lordzie Nott, zaprasza mnie na spotkanie, jakby nic się nie wydarzyło. - Wyłożyła swoje myśli. -Jeżeli jednak, na sercu panu leżą dobre relacje poprzez oderwanie na chwilę od codziennych obowiązków i zapewnienie o wsparciu, to moje oburzenie zostanie całkowicie rozwiane. - Oznajmiła ostatecznie, tym samym dając mu szansę na rehabilitację w zaistniałych okolicznościach. Na komplement odpowiedziała nieznacznym uśmiechem, nie była na nie całkowicie obojętna. -Perfekcja jest mi bliska. - Nie miała nic przeciwko temu, że perły były uznawane za symbol nieszczęścia. Znała ich siłę w wytwórstwie talizmanów, wiedziała, gdzie ona się kryje, a przesądy w tej kwestii zaczęła już dawno ignorować. Każdy kamień miał swoich zwolenników i przeciwników; jedna i druga grupa tworzyła prawdy, jakie wspierały ich tezy. Uniosła nieznacznie brew widząc, że podejmuje rzucaną mu rękawicę. Zerknęła na wskazane buty, a w kącikach ust pojawił się uśmiech, ni to rozbawienie ni to lekka ironia. -Chłoszczyść powinno dać radę. - Nawet jeżeli było to pytanie retoryczne, to na nie odpowiedziała, byle tylko dolać oliwy do ognia. A on mówił dalej. Pewny siebie, sprawnie operujący słowem, wystawiający jej cierpliwość i maniery na próbę. Siedziała spokojnie, wyprostowana niczym struna i słuchała. Wyłapywała każde słowo, układając w głowie odpowiedź jakiej udzieli.
-Dziękuję za troskę, przekażę ją na ręce mojego ojca oraz matki. Lord nestor oraz lady doyenne, zapewne będą wdzięczni za ten wyraz sympatii. - Wypowiedziała słowa, tak często powtarzane, że nie musiała się zastanawiać nad ich znaczeniem. -Fakt, że nikt z rodziny Nottów nie został poszkodowany niesie nadzieję na przyszłość. - Nieobca jej była sztuka konwersacji, co nie znaczy, że czerpała z niej przyjemność. Zdecydowanie wolała rozmowy, które niosły ze sobą treść, ale wiedziała, że wymiana takich uprzejmości jest niezbędna. To pozwalało przełamywać lody, ułatwiało nawiązanie relacji z rozmówcą; stanowiło wstęp do dalej części spotkania. Reguły te, pomagały, a na pewno ułatwiały przemyślenie kolejnego ruchu. -Winą astronomów może być to, że zignorowali fakt wiszącej komety od dłuższego czasu nad naszymi głowami i nie zbadanie jej. - Odniosła się do słów swojego rozmówcy. -Nie wiem, czy gdyby ją zbadali i przewidzieli co się stanie, czy moglibyśmy się na to jakoś przygotować. Możliwe. Z drugiej strony, taka wiedza i informacja mogła wywołać niepotrzebną panikę. Teraz już nigdy się nie dowiemy. - W noc tysiąca gwiazd była na czuwaniu. Widziała co się wydarzyło, widziała cienie podążające za Tristanem Rosierem, widziała panikę, która sprawiała, że tłum stratował ludzi. Śmierć zaś zbierała krwawe żniwo przez kolejne dni. Zapewne nie mniejsze niż w trakcie działań wojennych. Odczekała, aż kelnerka postawił karafkę oraz kieliszki na stoliku. -Sądzi Lord, że kraje sąsiednie zaczną się bardziej interesować tym co dzieje się w Anglii i rozpoczną interwencję? - Miał rację, wybrał temat, który był stanowczo dla niej ciekawszy i o wiele bardziej interesujący.
-Zaskoczona byłam, nie ukrywam, że też na początku oburzona. - Wywodziła się z rodu Burke, a ten nie był mówcami. Nie to była ich zdolność, a słynęli wręcz z tego, że jako jedni z nielicznych mówili częściej co myślą. Choć przede wszystkim słuchali, tak tutaj nie mogła oczekiwać, że lord Nott będzie prowadził wiecznie monolog, ale być może, lubił słuchać własnego głosu i namówienie go do takiego zachowania nie byłoby trudne.-Kraj pogrążony przez kataklizm, stolica połowie w ruinie, ledwo odbudowana po działaniach wojennych, a pan, lordzie Nott, zaprasza mnie na spotkanie, jakby nic się nie wydarzyło. - Wyłożyła swoje myśli. -Jeżeli jednak, na sercu panu leżą dobre relacje poprzez oderwanie na chwilę od codziennych obowiązków i zapewnienie o wsparciu, to moje oburzenie zostanie całkowicie rozwiane. - Oznajmiła ostatecznie, tym samym dając mu szansę na rehabilitację w zaistniałych okolicznościach. Na komplement odpowiedziała nieznacznym uśmiechem, nie była na nie całkowicie obojętna. -Perfekcja jest mi bliska. - Nie miała nic przeciwko temu, że perły były uznawane za symbol nieszczęścia. Znała ich siłę w wytwórstwie talizmanów, wiedziała, gdzie ona się kryje, a przesądy w tej kwestii zaczęła już dawno ignorować. Każdy kamień miał swoich zwolenników i przeciwników; jedna i druga grupa tworzyła prawdy, jakie wspierały ich tezy. Uniosła nieznacznie brew widząc, że podejmuje rzucaną mu rękawicę. Zerknęła na wskazane buty, a w kącikach ust pojawił się uśmiech, ni to rozbawienie ni to lekka ironia. -Chłoszczyść powinno dać radę. - Nawet jeżeli było to pytanie retoryczne, to na nie odpowiedziała, byle tylko dolać oliwy do ognia. A on mówił dalej. Pewny siebie, sprawnie operujący słowem, wystawiający jej cierpliwość i maniery na próbę. Siedziała spokojnie, wyprostowana niczym struna i słuchała. Wyłapywała każde słowo, układając w głowie odpowiedź jakiej udzieli.
-Dziękuję za troskę, przekażę ją na ręce mojego ojca oraz matki. Lord nestor oraz lady doyenne, zapewne będą wdzięczni za ten wyraz sympatii. - Wypowiedziała słowa, tak często powtarzane, że nie musiała się zastanawiać nad ich znaczeniem. -Fakt, że nikt z rodziny Nottów nie został poszkodowany niesie nadzieję na przyszłość. - Nieobca jej była sztuka konwersacji, co nie znaczy, że czerpała z niej przyjemność. Zdecydowanie wolała rozmowy, które niosły ze sobą treść, ale wiedziała, że wymiana takich uprzejmości jest niezbędna. To pozwalało przełamywać lody, ułatwiało nawiązanie relacji z rozmówcą; stanowiło wstęp do dalej części spotkania. Reguły te, pomagały, a na pewno ułatwiały przemyślenie kolejnego ruchu. -Winą astronomów może być to, że zignorowali fakt wiszącej komety od dłuższego czasu nad naszymi głowami i nie zbadanie jej. - Odniosła się do słów swojego rozmówcy. -Nie wiem, czy gdyby ją zbadali i przewidzieli co się stanie, czy moglibyśmy się na to jakoś przygotować. Możliwe. Z drugiej strony, taka wiedza i informacja mogła wywołać niepotrzebną panikę. Teraz już nigdy się nie dowiemy. - W noc tysiąca gwiazd była na czuwaniu. Widziała co się wydarzyło, widziała cienie podążające za Tristanem Rosierem, widziała panikę, która sprawiała, że tłum stratował ludzi. Śmierć zaś zbierała krwawe żniwo przez kolejne dni. Zapewne nie mniejsze niż w trakcie działań wojennych. Odczekała, aż kelnerka postawił karafkę oraz kieliszki na stoliku. -Sądzi Lord, że kraje sąsiednie zaczną się bardziej interesować tym co dzieje się w Anglii i rozpoczną interwencję? - Miał rację, wybrał temat, który był stanowczo dla niej ciekawszy i o wiele bardziej interesujący.
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Uśmiechnął się naprawdę szczerze słysząc o oburzeniu. Starał się ukryć pobłażliwość w spojrzeniu, które sugerowało, że patrzy na Pannę Burkę, w taki sposób jakby jej pragmatyczne podejście do życia było czymś zdecydowanie gorszym niż jego postawa bon vivanta. Z jego perspektywy w zaproszeniu na herbatę nie ma nic, co mogłoby powodować oburzenie. Nawet w czasie wojny, kataklizmu, czy apokalipsy. W końcu był Brytyjczykiem, wszystko mogło poczekać, jeśli na stole pojawiła się herbata. Może to trochę stereotypowe podejście do brytyjskiej arystokracji, ale jednak skądś ten stereotyp się wziął. Nott nie do końca świadomie dbał o to, by takie spojrzenie na szlachtę nigdy nie umarło. Już bardziej oburzające mogło być to, że zamówili wino... Dla niego to był wyraźny sygnał, że spotkanie wchodzi na nieco inne tory.
– Pani pragmatyzm ciągle mnie zaskakuje, ale też zachwyca. To fascynujące, że nigdy nie spoglądałem na pielęgnowanie kontaktów towarzyskich od tej strony. Zawsze uznawałem to za, przyznaję dość przyjemny, ale jednak obowiązek – skinął głową w jej stronę, gdy wspominał o przyjemności płynącej ze spotkania. A właściwie to rzeczywiście rozmowa zaczynała mu się coraz bardziej podobać. Była inna niż zazwyczaj. Nie tylko przez nie poruszanie tematów błahych, które mają umilić czas poprzez prowadzenie small talku, ale także dlatego, że dawno nie miał do czynienia z kimś tak bezpośrednim jak Primose. Wśród arystokracji trudno było o szczere rozmowy, a tym bardziej o wyrażanie wprost swojego zdania. Ta zmiana była rzeczywiście odświeżająca. Jednoczenie odnosił wrażenie, że ze swoim podejściem do życia staje na dość kruchym lodzie. Nie chciał w końcu zamiar poprawić, pogorszyć swoich relacji z Burke'ami.
– Z pewnością chłoszczyść pomoże – odpowiedział z kąśliwym uśmiechem. Liczył, że ją chociaż trochę rozbawi tę troską o obuwie, ale jednak jeszcze był daleki od sukcesu. Chociaż być może pierwszy krok w tej przekomarzance został już postawiony. Chociaż był to krok w nie do końca czystych butach.
– Mam nadzieję, że również interesy rodziny nie ucierpiały w wyniku działań wojennych, czy też kataklizmu. Szczerze podziwiam kunszt z jakim Pani Rodzina zajmuje się artefaktami – kontynuował wymianę uprzejmości nie zauważając, że nie jest to ulubiona część rozmowy Panny Burke.
– Zignorować fakt zbliżającego się aż takie kataklizmu? – zmarszczył czoło i przez chwilę nawet zdjął maskę uroczego bawidamka i zaczął zastanawiać się nad tym faktem – I żaden z astronomów by tego nie wykrył, mimo że miało to miejsce na terenie całej Brytanii? Nie jestem naukowcem, ale jak dla mnie to mogło nie być do końca naturalne i ktoś mógł skutecznie ukryć sygnały zbliżającej się katastrofy. Terroryści? – uniósł jedną brew i spojrzał na nią pytająco. Właściwie to nawet zszedł mu z twarzy ten łobuzerski uśmieszek, bo rzeczywiście był bardziej zainteresowany tematem rozmowy niż pięknymi oczami rozmówczyni.
– Nie sądzę, żeby rozpoczynały jakąś interwencję. Ale na pewno interesują się naszą polityką, mimo że nieoficjalnie jeszcze nikt nie ogłosił swojego poparcia, ani nie rozpoczęto reform w innych krajach. Ten kataklizm utrudnia nam pokazanie się od dobrej strony. Drobna niedogodność – tak, nazwanie prawie że apokalipsy "drobną niedogodnością" też było bardzo w brytyjskim stylu.
– Pani pragmatyzm ciągle mnie zaskakuje, ale też zachwyca. To fascynujące, że nigdy nie spoglądałem na pielęgnowanie kontaktów towarzyskich od tej strony. Zawsze uznawałem to za, przyznaję dość przyjemny, ale jednak obowiązek – skinął głową w jej stronę, gdy wspominał o przyjemności płynącej ze spotkania. A właściwie to rzeczywiście rozmowa zaczynała mu się coraz bardziej podobać. Była inna niż zazwyczaj. Nie tylko przez nie poruszanie tematów błahych, które mają umilić czas poprzez prowadzenie small talku, ale także dlatego, że dawno nie miał do czynienia z kimś tak bezpośrednim jak Primose. Wśród arystokracji trudno było o szczere rozmowy, a tym bardziej o wyrażanie wprost swojego zdania. Ta zmiana była rzeczywiście odświeżająca. Jednoczenie odnosił wrażenie, że ze swoim podejściem do życia staje na dość kruchym lodzie. Nie chciał w końcu zamiar poprawić, pogorszyć swoich relacji z Burke'ami.
– Z pewnością chłoszczyść pomoże – odpowiedział z kąśliwym uśmiechem. Liczył, że ją chociaż trochę rozbawi tę troską o obuwie, ale jednak jeszcze był daleki od sukcesu. Chociaż być może pierwszy krok w tej przekomarzance został już postawiony. Chociaż był to krok w nie do końca czystych butach.
– Mam nadzieję, że również interesy rodziny nie ucierpiały w wyniku działań wojennych, czy też kataklizmu. Szczerze podziwiam kunszt z jakim Pani Rodzina zajmuje się artefaktami – kontynuował wymianę uprzejmości nie zauważając, że nie jest to ulubiona część rozmowy Panny Burke.
– Zignorować fakt zbliżającego się aż takie kataklizmu? – zmarszczył czoło i przez chwilę nawet zdjął maskę uroczego bawidamka i zaczął zastanawiać się nad tym faktem – I żaden z astronomów by tego nie wykrył, mimo że miało to miejsce na terenie całej Brytanii? Nie jestem naukowcem, ale jak dla mnie to mogło nie być do końca naturalne i ktoś mógł skutecznie ukryć sygnały zbliżającej się katastrofy. Terroryści? – uniósł jedną brew i spojrzał na nią pytająco. Właściwie to nawet zszedł mu z twarzy ten łobuzerski uśmieszek, bo rzeczywiście był bardziej zainteresowany tematem rozmowy niż pięknymi oczami rozmówczyni.
– Nie sądzę, żeby rozpoczynały jakąś interwencję. Ale na pewno interesują się naszą polityką, mimo że nieoficjalnie jeszcze nikt nie ogłosił swojego poparcia, ani nie rozpoczęto reform w innych krajach. Ten kataklizm utrudnia nam pokazanie się od dobrej strony. Drobna niedogodność – tak, nazwanie prawie że apokalipsy "drobną niedogodnością" też było bardzo w brytyjskim stylu.
Nicholas Nott
Zawód : Urzędnik w Międzynarodowym Urzędzie Prawa Czarodziejów
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Dwa są sposoby prowadzenia walki: jeden - prawem, drugi - siłą; pierwszy sposób jest ludzki, drugi zwierzęcy.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Stare matrony mówiły, że herbata jest dobra na wszystko, ale musiała być to słodka herbata. Dlaczego słodka, to nigdy się nie dowiedziała. Najwidoczniej chodziło o cały rytuał, który wyciszał i sprawiał, że człowiek mógł zebrać myśli w sytuacji kryzysowej; wyciszenie musiało grać tutaj kluczową rolę. Jako typowa brytyjka ceniła i lubiła dobrze zaparzoną herbatę. Aromat liści, zmieszany z odpowiednią dawką suszu owocowego lub dobrym dodatkiem - cytryną lub mlekiem, był dla niej przyjemnym doświadczeniem. Nic tak nie psuje humoru jak źle zaparzona herbata. Bywały jednak takie momenty, kiedy herbata to zdecydowanie za mało. I to był właśnie jeden z nich. Kiedy zmagając się z niedospaniem, zmęczeniem, oczekiwaniami ludzi i tymi własnymi jakie sobie narzuciła - nawarstwia się i niczym lawina groziły zawaleniem się, na kruchy i tak świat.
-Wszystko jest zależne od czasu, w jakim decydujesz się na taki ruch, lordzie Nott. - Spojrzała na niego uważnie. -Raz jest to narzędziem do tworzenia pozorów i budowania piętrowych relacji, na przyszłość. Innym razem zaś narzędzie służy do realnego wsparcia i ukazania swojej sympatii. Czym de facto jest, zależy wyłącznie od pana. - Śmiało wyrażała swoje zdanie badając reakcje odbiorcy, dzięki temu dowiadywała się z kim ma do czynienia. Pomimo tego, że się nimi nie interesowała żywo, to plotki do niej docierały. Ze skrupulatnością rzemieślnika, jakim była tworząc talizmany, sprawdzały ile jest w nich prawdy.
Roszada trwała dalej i widziała, że powoli z jego twarzy schodzi uśmiech bawidamka, jakim ją powitał. Ton głosu nabiera innej barwy, takiej, której była skłonna słuchać. Zorientowała się, że coraz lepiej jej szło wyłapywanie tych drobnych niuansów, choć nadal daleko było jej do mistrzów obserwacji. Nie raz samej stając się otwartą księgą dla innych. Z jednej strony ją to drażniło, ale z drugiej budowało motywację do samodoskonalenia się. Upór i pracoholizm rodowy jeszcze to pogłębiał. -Deszcz meteorytów odkrył wiele miejsc, do tej pory głęboko zakopanych. Starych świątyń, nieznanych nam ruin.W ich wnętrzu, jak łatwo się domyślić, znajduje się wiele artefaktów.- Wzięłą głębszy oddech, zmęczenie nie ułatwiało swobodnej konwersacji. -Niezbadanych artefaktów, a jest wiele miłośników poszukiwania skarbów, nie wiedząc z czym mają do czynienia, cóż… powiedzmy, że jest wiele… niefortunnych wypadków z ich udziałem. - Śmierć czasami zdawała się być wybawieniem, gdyż klątwa drążyła umysł i ciało nieszczęśnika. -Zakładam, że lord ma również wiele pracy od czasu tej nocy, kiedy kraj jest pełen gruzu. - Uniosła na niego szarozielone spojrzenie ciekawa odpowiedzi. Rodzina Nott związana była z polityką oraz Ministerstwem Magii, a w jego gmachu musiało teraz wrzeć jak w ulu. -Sądzisz, że wszyscy naukowcy są w spisku i działają na szkodę społeczności magicznej, lordzie Nott? - Zapytała unosząc nieznacznie brwi. Myśl ta była bardzo absurdalna, ale czy wykluczona? -Ponoć kometa to zawsze symbol zmian i to gwałtownych. Być może, wszyscy byliśmy ignorantami, zajęci innymi sprawami uznaliśmy, że wygodniej dla nas nie widzieć zbliżającego się problemu, a gdy ten się pojawił, z wielkim zdziwieniem zadajemy sobie pytanie: “Jak do tego mogło dojść?” -W głośnie rozbrzmiała ironiczna nuta okraszona tą szorstką, jaka była zawsze obecna w wypowiedziach lady Burke. Wino wypełniło kieliszki, rubinowy kolor zalśnił w świetle popołudniowego słońca, przebijającego się przez ciężką zasłonę chmur, jaka spowijała Londyn. -Ta… drobna niedogodność, jak to lord ujął - uśmiechnęła nieznacznie z dyplomatycznego nazewnictwa, tak bardzo pasującego do Nottów -może bardzo rzutować nie tylko na politykę, ale również ekonomię, gospodarkę oraz relacje społeczne. - Ujęła kieliszek za nóżkę i uniosła w górę. -Na naszą korzyść przemawia to, że był to kataklizm. Coś, na co nie mieliśmy wpływu, tak jak mieliśmy na przebieg wojny. Jako znawca, myśli lord, że to przemawia na naszą korzyść na arenie międzynarodowej?
-Wszystko jest zależne od czasu, w jakim decydujesz się na taki ruch, lordzie Nott. - Spojrzała na niego uważnie. -Raz jest to narzędziem do tworzenia pozorów i budowania piętrowych relacji, na przyszłość. Innym razem zaś narzędzie służy do realnego wsparcia i ukazania swojej sympatii. Czym de facto jest, zależy wyłącznie od pana. - Śmiało wyrażała swoje zdanie badając reakcje odbiorcy, dzięki temu dowiadywała się z kim ma do czynienia. Pomimo tego, że się nimi nie interesowała żywo, to plotki do niej docierały. Ze skrupulatnością rzemieślnika, jakim była tworząc talizmany, sprawdzały ile jest w nich prawdy.
Roszada trwała dalej i widziała, że powoli z jego twarzy schodzi uśmiech bawidamka, jakim ją powitał. Ton głosu nabiera innej barwy, takiej, której była skłonna słuchać. Zorientowała się, że coraz lepiej jej szło wyłapywanie tych drobnych niuansów, choć nadal daleko było jej do mistrzów obserwacji. Nie raz samej stając się otwartą księgą dla innych. Z jednej strony ją to drażniło, ale z drugiej budowało motywację do samodoskonalenia się. Upór i pracoholizm rodowy jeszcze to pogłębiał. -Deszcz meteorytów odkrył wiele miejsc, do tej pory głęboko zakopanych. Starych świątyń, nieznanych nam ruin.W ich wnętrzu, jak łatwo się domyślić, znajduje się wiele artefaktów.- Wzięłą głębszy oddech, zmęczenie nie ułatwiało swobodnej konwersacji. -Niezbadanych artefaktów, a jest wiele miłośników poszukiwania skarbów, nie wiedząc z czym mają do czynienia, cóż… powiedzmy, że jest wiele… niefortunnych wypadków z ich udziałem. - Śmierć czasami zdawała się być wybawieniem, gdyż klątwa drążyła umysł i ciało nieszczęśnika. -Zakładam, że lord ma również wiele pracy od czasu tej nocy, kiedy kraj jest pełen gruzu. - Uniosła na niego szarozielone spojrzenie ciekawa odpowiedzi. Rodzina Nott związana była z polityką oraz Ministerstwem Magii, a w jego gmachu musiało teraz wrzeć jak w ulu. -Sądzisz, że wszyscy naukowcy są w spisku i działają na szkodę społeczności magicznej, lordzie Nott? - Zapytała unosząc nieznacznie brwi. Myśl ta była bardzo absurdalna, ale czy wykluczona? -Ponoć kometa to zawsze symbol zmian i to gwałtownych. Być może, wszyscy byliśmy ignorantami, zajęci innymi sprawami uznaliśmy, że wygodniej dla nas nie widzieć zbliżającego się problemu, a gdy ten się pojawił, z wielkim zdziwieniem zadajemy sobie pytanie: “Jak do tego mogło dojść?” -W głośnie rozbrzmiała ironiczna nuta okraszona tą szorstką, jaka była zawsze obecna w wypowiedziach lady Burke. Wino wypełniło kieliszki, rubinowy kolor zalśnił w świetle popołudniowego słońca, przebijającego się przez ciężką zasłonę chmur, jaka spowijała Londyn. -Ta… drobna niedogodność, jak to lord ujął - uśmiechnęła nieznacznie z dyplomatycznego nazewnictwa, tak bardzo pasującego do Nottów -może bardzo rzutować nie tylko na politykę, ale również ekonomię, gospodarkę oraz relacje społeczne. - Ujęła kieliszek za nóżkę i uniosła w górę. -Na naszą korzyść przemawia to, że był to kataklizm. Coś, na co nie mieliśmy wpływu, tak jak mieliśmy na przebieg wojny. Jako znawca, myśli lord, że to przemawia na naszą korzyść na arenie międzynarodowej?
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Cukier i mleko dopełniały smak każdego herbacianego spotkania. W domu Nottów wszelkie zajęcia były przerywane, żeby wpić tradycyjną popołudniową herbatę. I tak działo się od wieków. Była to w końcu jedna z najbardziej brytyjskich tradycji, ale nawet mugolska Królowa nie była świadoma tego, że zwyczaj ten został zapoczątkowany przez czarodziejów. Jak wielkość tego, co dobre w tradycjach Wielkiej Brytanii. W końcu zyski z kolonii i wiara w imperializm nie byłaby tak potężna, gdyby nie działalność, o której mogolscy politycy, w większości, nie mieli pojęcia.
– Bardzo przenikliwe spostrzeżenia, Lady Burkę – odpowiedział widocznie zaintrygowana tonem młodej damy. Naprawdę przywykł do wychuchanych mimoz i rozmowa z Primose była czymś wręcz dla niego nowym. Nottów z Burke'ami łączyły pozytywne stosunki, i właściwie żałował, że częściej nie wykorzystywał tej sytuacji. Ale może te niezbyt przyjemne okoliczności, z którymi teraz się zmagali są idealnymi warunkami to zawarcia nowej przyjaźni? Tak, przyjaźń, bo wraz ze znikającym uśmiechem bawidamka zmieniało się jego podejście do towarzyszki tego wieczoru. Wydawała się dobrym partnerem do dyskusji i bardziej kumplem niż kolejną damą, którą umila sobie wieczór.
– Osoby niekompetentnie nie powinny w ogóle mieć dostępu do takich miejsc – pokręcił głową podkreślając swoje słów. Wszelkiego rodzaju szmalcownicy i inne pasożyty społeczne starały się wyciągnąć z tragedii jak najwięcej, ale jeśli ktoś się nie znał na artefaktach, nie powinien w ogóle wchodzić w takie miejsca. Dlatego Nott trzymał się od tego z daleka. No i dlatego że potencjalnie mogłoby to doprowadzić do zniszczenia butów, ale do tego to by się nawet sam przed sobą nie przyznał, a w razie konieczności nawet poświęcił nowiutką parę. – Najlepiej byłoby to uregulować prawnie, kto może znajdować się na terenach ruin. Oczywiście dla bezpieczeństwa tych niekompetentnych – drugie zdanie dodał szybko i uśmiechnął się, żeby dać znać, że oczywiście bardziej mu chodzi o to, żeby artefakty wpadały tylko w odpowiednie ręce – ręce Burke'ów. Jakoś nie dbał o życie plebsu. No nie licząc tej ładnej kelnerki, która podała im wino. Jej by bronił.
– Może nie jestem na pierwszej linii frontu, ale przyznam, że w tamtą noc zapanował niemały chaos. Współpracuję z Sallowem, żeby jakoś dojść do prawdy i moderować te nastroje społeczne, przedstawić sytuację w odpowiednim świetle – może i prawda nie miała przy tym zbyt wiele do rzeczy, ale przecież nie powie wprost, że stara się wymyślić jak najbardziej wiarygodną bajeczkę, którą kupią nie tylko Brytyjczycy, ale i zagranica.
– Nie jestem fanem teorii spiskowych, Lady Burke, ale uważam sytuację za wartą zbadania. Ewidentnie ktoś zasabotował działania naukowców. Osobiście stawiałbym na terrorystów, ale z drugiej strony... co miałoby im to dać? – przez chwilę się zamyślił i spojrzał na dziewczynę pytająco. Może ona miała jakiś pomysł w tej kwestii. – Byliśmy z Prewettem na jednym roku w szkole, może i zawsze był porywczy, ale nie nigdy nie był głupi - skrzywił się wymawiając najbardziej znienawidzone przez siebie nazwisko.
– Proszę mi wybaczyć, nigdy nie byłem przekonany do prawdziwości takich sygnałów jak kometa, czy w ogóle wróżbiarstwa. To zjawisko astronomiczne, w jaki sposób miałoby mieć wpływ na bieg historii? – lekko się skrzywił zastanawiając się na ten temat. Naprawdę tego nie kupował, ale po ironii w głosie uznał, że ona też nie.
– Zdecydowanie już zaczyna rzutować. Najpierw wojna, teraz to. Przyszło nam żyć w ciężkich czasach, ale uważam, że pięknych. Moja ekspercka opinia jest taka, że wszystko zależy od tego w jaki sposób i jakie informacje będą docierać zagranicę w najbliższych dniach – puścił do niej oczko i znów poczęstował ją zawadiackim uśmiechem, gdy podnosił kieliszek do góry.
- W takim razie, może za współpracę przy pokonywaniu przeciwności? – wzrósł toast.
– Bardzo przenikliwe spostrzeżenia, Lady Burkę – odpowiedział widocznie zaintrygowana tonem młodej damy. Naprawdę przywykł do wychuchanych mimoz i rozmowa z Primose była czymś wręcz dla niego nowym. Nottów z Burke'ami łączyły pozytywne stosunki, i właściwie żałował, że częściej nie wykorzystywał tej sytuacji. Ale może te niezbyt przyjemne okoliczności, z którymi teraz się zmagali są idealnymi warunkami to zawarcia nowej przyjaźni? Tak, przyjaźń, bo wraz ze znikającym uśmiechem bawidamka zmieniało się jego podejście do towarzyszki tego wieczoru. Wydawała się dobrym partnerem do dyskusji i bardziej kumplem niż kolejną damą, którą umila sobie wieczór.
– Osoby niekompetentnie nie powinny w ogóle mieć dostępu do takich miejsc – pokręcił głową podkreślając swoje słów. Wszelkiego rodzaju szmalcownicy i inne pasożyty społeczne starały się wyciągnąć z tragedii jak najwięcej, ale jeśli ktoś się nie znał na artefaktach, nie powinien w ogóle wchodzić w takie miejsca. Dlatego Nott trzymał się od tego z daleka. No i dlatego że potencjalnie mogłoby to doprowadzić do zniszczenia butów, ale do tego to by się nawet sam przed sobą nie przyznał, a w razie konieczności nawet poświęcił nowiutką parę. – Najlepiej byłoby to uregulować prawnie, kto może znajdować się na terenach ruin. Oczywiście dla bezpieczeństwa tych niekompetentnych – drugie zdanie dodał szybko i uśmiechnął się, żeby dać znać, że oczywiście bardziej mu chodzi o to, żeby artefakty wpadały tylko w odpowiednie ręce – ręce Burke'ów. Jakoś nie dbał o życie plebsu. No nie licząc tej ładnej kelnerki, która podała im wino. Jej by bronił.
– Może nie jestem na pierwszej linii frontu, ale przyznam, że w tamtą noc zapanował niemały chaos. Współpracuję z Sallowem, żeby jakoś dojść do prawdy i moderować te nastroje społeczne, przedstawić sytuację w odpowiednim świetle – może i prawda nie miała przy tym zbyt wiele do rzeczy, ale przecież nie powie wprost, że stara się wymyślić jak najbardziej wiarygodną bajeczkę, którą kupią nie tylko Brytyjczycy, ale i zagranica.
– Nie jestem fanem teorii spiskowych, Lady Burke, ale uważam sytuację za wartą zbadania. Ewidentnie ktoś zasabotował działania naukowców. Osobiście stawiałbym na terrorystów, ale z drugiej strony... co miałoby im to dać? – przez chwilę się zamyślił i spojrzał na dziewczynę pytająco. Może ona miała jakiś pomysł w tej kwestii. – Byliśmy z Prewettem na jednym roku w szkole, może i zawsze był porywczy, ale nie nigdy nie był głupi - skrzywił się wymawiając najbardziej znienawidzone przez siebie nazwisko.
– Proszę mi wybaczyć, nigdy nie byłem przekonany do prawdziwości takich sygnałów jak kometa, czy w ogóle wróżbiarstwa. To zjawisko astronomiczne, w jaki sposób miałoby mieć wpływ na bieg historii? – lekko się skrzywił zastanawiając się na ten temat. Naprawdę tego nie kupował, ale po ironii w głosie uznał, że ona też nie.
– Zdecydowanie już zaczyna rzutować. Najpierw wojna, teraz to. Przyszło nam żyć w ciężkich czasach, ale uważam, że pięknych. Moja ekspercka opinia jest taka, że wszystko zależy od tego w jaki sposób i jakie informacje będą docierać zagranicę w najbliższych dniach – puścił do niej oczko i znów poczęstował ją zawadiackim uśmiechem, gdy podnosił kieliszek do góry.
- W takim razie, może za współpracę przy pokonywaniu przeciwności? – wzrósł toast.
Nicholas Nott
Zawód : Urzędnik w Międzynarodowym Urzędzie Prawa Czarodziejów
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Dwa są sposoby prowadzenia walki: jeden - prawem, drugi - siłą; pierwszy sposób jest ludzki, drugi zwierzęcy.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Gdyby były to czasu pokoju, bardzo możliwe, że rozmowa ta wyglądałaby zupełnie inaczej. Gdyby to były dawne dzieje, w których nadal tkwili w posadach starych zasad, nie siedzieliby bez nadzoru w kawiarni. Młoda dama i kawaler, albo być może właśnie wzbudzali by powszechne oburzenie wśród starych matron.
Jedno byłoby pewne, Primrose nadal nie byłaby jedną z tych panien, którymi mężczyzna umila sobie czas. Nie miała nic w sobie z delikatnych i eterycznych dziewcząt, daleko jej było to piekności za którą oglądają się inni.
Skoro natura poskąpiła jej zgrabnego noska, długich nóg oraz ust wyciętych w pączek róży, skryła się za ścianą książek, kurtyną spokoju i oschłości, która tak bardzo pasowała do rodu Burke. Pochylając się na artefaktami i ich tajemnica zagłuszała w sobie kompleksy. Nie była brzydka, wiedziała o tym, ale też nie należała do ślicznotek, którym było zdecydowanie łatwiej.
Zmiana tonu i wypowiedzi ze strony lorda Notta dała jej sygnał, że oto zaczął ją traktować inaczej. Czułe swego rodzaju dumę i zadowolenie, że nie była w jego oczach już tylko chwilową zabawą oraz obowiązkiem narzuconym ze strony rodziny. On sam porzucił też jedną z masek pozwalając sobie na interesującą rozmowę, która realnie sprawiała przyjemność.
-W idealnym świecie tak by było. - Zgodziła się z czarodziejem. Uważała, że ciekawość ludzka oraz chciwość sprawia, że podejmują się ryzykownych działań, a potem oczekują pomocy kiedy nieznany im artefakt oraz klątwa narażają na szwank ich życie oraz tych, na których im zależy. -Obawiam się jednak, że Ministerstwo Magii nie dysponuje tyloma zasobami, aby zabezpieczać każde takie miejsce. My jedynie możemy to zrobić w Durham. Choć też nie jesteśmy w stanie dotrzeć wszędzie na czas. Czasami dowiadujemy się już po fakcie. - Listy napływały do zamku, a rodzina wraz z burmistrzami starała się działać najlepiej jak potrafili, ale nie dało się zbawić i uratować całego świata. Nawet tak małego jakimi były ziemie hrabstwa Durham. - To odpowiedzialne zadanie. - Zauważyła spoglądając uważniej na swojego rozmówcę. -Moderowanie opinią publiczną wymaga zapewne wielu umiejętności. - Nie była wielkim mówcą, nie porwałaby nikogo wielką mową. Nie posiadała takiej charyzmy, zdecydowanie lepiej jej szło działanie. -Też nie widzę sensu dla terrorystów, aby sabotować działania naukowców. Chyba, że dla propagandy, zrzucenia winę na Ministerstwo Magii, że nie przewidziało katastrofy i nie przygotowało kraju na zbliżającą się tragedię. - Zmarszczyła nieznacznie brwi. -Prosze sobie wyobrazić, że osoba, która nie jest zbyt lotna w pomyślunku, dowiaduje się, że ci, którzy są odpowiedzialni za bezpieczeństwo społeczności magicznej, nie podołali temu zadaniu. Skoro pracuje lord z panem Sallowem, to wie jaką siłę ma słowo i odpowiednio skonstruowany przekaz. - To jedyne jej się nasuwało jako możliwe działanie wroga. Poprzez przeinaczony przekaz, wskazanie, że aktualna władza jest tą złą i nie na swoim miejscu. Bardziej niż wojny obawiała się rozruchów społecznych.
Podobnie jak w przypadku przekazywania informacji w kraju, tak samo sprawa miała się zagranicą. Nie było w tym zaskoczenia, miała jedynie nadzieję, że kraje sąsiadujące nie zobaczą w nich wroga, a jedynie możliwości. Pokazali, że czarodzieje, choć zdecydowanie w mniejszości, potrafili zdominować cały kraj. Coś co wcześniej wydawało się niemożliwe, stało się prawdą. W Anglii nie było mugoli, a przecież to oni stanowili większość przed którą się ukrywali czarodzieje. -W takim razie pozostaje życzyć jedynie Ministrowi Magii powodzenia w rozmowach z innymi państwami. - Oni zaś na miejscu musieli robić wszystko, aby wyciągać kraj z kryzysu, to było ich obowiązkiem. W końcu noblesse oblige.
Uniosła kieliszek uśmiechając się przy tym nieznacznie. -Za współpracę przy pokonywaniu przeciwności. - Upiła łyk wina, a cała niechęć do osoby lorda Notta dawno gdzieś wyparowała, kiedy znalazła w nim towarzysza wspólnej rozmowy. Zaczynała doceniać spotkanie w jakim właśnie brała udział.
|Prim zt
Jedno byłoby pewne, Primrose nadal nie byłaby jedną z tych panien, którymi mężczyzna umila sobie czas. Nie miała nic w sobie z delikatnych i eterycznych dziewcząt, daleko jej było to piekności za którą oglądają się inni.
Skoro natura poskąpiła jej zgrabnego noska, długich nóg oraz ust wyciętych w pączek róży, skryła się za ścianą książek, kurtyną spokoju i oschłości, która tak bardzo pasowała do rodu Burke. Pochylając się na artefaktami i ich tajemnica zagłuszała w sobie kompleksy. Nie była brzydka, wiedziała o tym, ale też nie należała do ślicznotek, którym było zdecydowanie łatwiej.
Zmiana tonu i wypowiedzi ze strony lorda Notta dała jej sygnał, że oto zaczął ją traktować inaczej. Czułe swego rodzaju dumę i zadowolenie, że nie była w jego oczach już tylko chwilową zabawą oraz obowiązkiem narzuconym ze strony rodziny. On sam porzucił też jedną z masek pozwalając sobie na interesującą rozmowę, która realnie sprawiała przyjemność.
-W idealnym świecie tak by było. - Zgodziła się z czarodziejem. Uważała, że ciekawość ludzka oraz chciwość sprawia, że podejmują się ryzykownych działań, a potem oczekują pomocy kiedy nieznany im artefakt oraz klątwa narażają na szwank ich życie oraz tych, na których im zależy. -Obawiam się jednak, że Ministerstwo Magii nie dysponuje tyloma zasobami, aby zabezpieczać każde takie miejsce. My jedynie możemy to zrobić w Durham. Choć też nie jesteśmy w stanie dotrzeć wszędzie na czas. Czasami dowiadujemy się już po fakcie. - Listy napływały do zamku, a rodzina wraz z burmistrzami starała się działać najlepiej jak potrafili, ale nie dało się zbawić i uratować całego świata. Nawet tak małego jakimi były ziemie hrabstwa Durham. - To odpowiedzialne zadanie. - Zauważyła spoglądając uważniej na swojego rozmówcę. -Moderowanie opinią publiczną wymaga zapewne wielu umiejętności. - Nie była wielkim mówcą, nie porwałaby nikogo wielką mową. Nie posiadała takiej charyzmy, zdecydowanie lepiej jej szło działanie. -Też nie widzę sensu dla terrorystów, aby sabotować działania naukowców. Chyba, że dla propagandy, zrzucenia winę na Ministerstwo Magii, że nie przewidziało katastrofy i nie przygotowało kraju na zbliżającą się tragedię. - Zmarszczyła nieznacznie brwi. -Prosze sobie wyobrazić, że osoba, która nie jest zbyt lotna w pomyślunku, dowiaduje się, że ci, którzy są odpowiedzialni za bezpieczeństwo społeczności magicznej, nie podołali temu zadaniu. Skoro pracuje lord z panem Sallowem, to wie jaką siłę ma słowo i odpowiednio skonstruowany przekaz. - To jedyne jej się nasuwało jako możliwe działanie wroga. Poprzez przeinaczony przekaz, wskazanie, że aktualna władza jest tą złą i nie na swoim miejscu. Bardziej niż wojny obawiała się rozruchów społecznych.
Podobnie jak w przypadku przekazywania informacji w kraju, tak samo sprawa miała się zagranicą. Nie było w tym zaskoczenia, miała jedynie nadzieję, że kraje sąsiadujące nie zobaczą w nich wroga, a jedynie możliwości. Pokazali, że czarodzieje, choć zdecydowanie w mniejszości, potrafili zdominować cały kraj. Coś co wcześniej wydawało się niemożliwe, stało się prawdą. W Anglii nie było mugoli, a przecież to oni stanowili większość przed którą się ukrywali czarodzieje. -W takim razie pozostaje życzyć jedynie Ministrowi Magii powodzenia w rozmowach z innymi państwami. - Oni zaś na miejscu musieli robić wszystko, aby wyciągać kraj z kryzysu, to było ich obowiązkiem. W końcu noblesse oblige.
Uniosła kieliszek uśmiechając się przy tym nieznacznie. -Za współpracę przy pokonywaniu przeciwności. - Upiła łyk wina, a cała niechęć do osoby lorda Notta dawno gdzieś wyparowała, kiedy znalazła w nim towarzysza wspólnej rozmowy. Zaczynała doceniać spotkanie w jakim właśnie brała udział.
|Prim zt
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Strona 15 z 15 • 1 ... 9 ... 13, 14, 15
Kącik kawiarniany
Szybka odpowiedź