Kącik kawiarniany
Strona 1 z 15 • 1, 2, 3 ... 8 ... 15
AutorWiadomość
Kącik kawiarniany
Zastawa z indyjskimi ornamentami, imbryczki latające wysoko nad sufitem, by móc uzupełnić herbatę w filiżance, pobrzękiwanie widelczyków o opróżnione talerzyki, aromat słodkich ciast i drobnych deserów, pachnąca para unosząca się nad głowami zakochanych w piciu herbaty czarodziejów. Czujesz ten klimat? Na pewno masz ochotę wejść i zamówić jedną filiżankę lub dwie. Wygodne, skórzane fotele i stoliki przykryte białymi obrusikami jeszcze cię do tego zachęcają. Usiądź, rozgość się i czekaj na gorący napar.
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:33, w całości zmieniany 1 raz
Szedł spokojnym krokiem pogwizdując pod nosem. Trzymaną w jednej ręce laseczką wystukiwał wesoło rytm niekoniecznie narzucany przez kroki. Pochylał lekko czoła, unosząc przy tym gustowny kapelusz, gdy napotkał znajomą twarz i uśmiechał się szeroko do tych, które widzieć go nie chciały. Co zrobić? Nie zrażony jednak niczym, bo wszak piorun go żaden nie strzelił, przekroczył progi Czerwonego Imbryka zgodnie z zapowiedzią, jaką poczynił jakiś czas temu. Zaraz po wejściu rozejrzał się i wciągnął w nozdrza aromatycznego powietrza mając nadzieję, że jedyne unoszące się tu opary są powiązane z herbatami. W końcu Indie były egzotycznym terenem, na którym nie tylko herbata dobrze prosperowała, a i kto wie czy jakiś bardziej psotny pracownik nie podmienił dostawy liści zielonej herbaty na równie zielone należące jednak do opium. Nie żeby wiedział to z doświadczenia.
Zawiesił laskę na ramieniu i zdjął nakrycie głowy, gdy gdzieś w głębi mignęła mu twarz Aarona. Posłał mu śmiech, kiedy tylko ich spojrzenia się skrzyżowały. Widząc, jednak, że jest zajęty, trzasnął obcasami swych butów i pozwolił sobie przedrzeć się przez salę lewitujących naparów i zająć upatrzony przez siebie stoliczek. Oczekując przyjaciela zawiesił na krześle marynarkę, laskę, kapelusz, a na stoliku ułożył zdjęte przez siebie rękawiczki. Był bowiem w całym dżentelmeńskim rynsztunku godnym szlacheckiego status. Nawet jeśli czasy powoli się zmieniały, a z nimi również moda to on jednak ciągle lubował się w tej przedwojennej elegancji. Pewnie zostanie tak już aż śmierci.
Zawiesił laskę na ramieniu i zdjął nakrycie głowy, gdy gdzieś w głębi mignęła mu twarz Aarona. Posłał mu śmiech, kiedy tylko ich spojrzenia się skrzyżowały. Widząc, jednak, że jest zajęty, trzasnął obcasami swych butów i pozwolił sobie przedrzeć się przez salę lewitujących naparów i zająć upatrzony przez siebie stoliczek. Oczekując przyjaciela zawiesił na krześle marynarkę, laskę, kapelusz, a na stoliku ułożył zdjęte przez siebie rękawiczki. Był bowiem w całym dżentelmeńskim rynsztunku godnym szlacheckiego status. Nawet jeśli czasy powoli się zmieniały, a z nimi również moda to on jednak ciągle lubował się w tej przedwojennej elegancji. Pewnie zostanie tak już aż śmierci.
Adrien Carrow
Zawód : Ordynator oddziału Zakażeń Magicznych
Wiek : 46
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wznosić się i upadać jest rzeczą ludzką. Ważne jest by nie bać się na nowo rozkładać swych skrzydeł i sięgać wyżej.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Adrien miał rację. Aaron miał w tej chwili zajęte ręce. Stał za ladą próbując dobrze opisać i poukładać puszki z herbatami, które chował w swoim gabinecie. Codziennie w nim eksperymentował. Do zielonych herbat dodawał suszu z mandarynek, do białych czarnych jagód, do czerwonych esencji z wanilii (co było istotnie kiepskim pomysłem), w czarnych lądowały kandyzowane papaje. Wszystkich herbat próbował sam, dziwiąc się, że jego język jeszcze się nie zbuntował, a kubki smakowe nie poddały.
Opisał kolejną puszkę zgrabnym pismem, po czym machnął lekko różdżką, a herbata wylądowała na najwyższej półce regału z brzozowych desek. Mimowolnie spojrzał w kierunku drzwi, kiedy dzwoneczek obwieścił wizytę kolejnego klienta, i uśmiechnął się szeroko na widok starego przyjaciela. Dawno się nie widzieli. Ucieszył się szalenie, kiedy zobaczył nazwisko Adriena na liście przyniesionym przez Ajaya.
Bez większej chwili zastanowienia zostawił na ladzie puszki i czmychnął do "kantorka", gdzie jego pracownice przygotowywały w imbrykach herbaty. Sam zaopiekował się jednym, zalewając czarną herbatę ze startą skórką pomarańczową wrzątkiem. Zaklęciem uniósł go i dwie filiżanki do góry, by Adrien nie musiał już tak samotnie siedzieć.
Sam zajął dołączył do niego po kilku chwilach, kiedy uporządkował sprawy przy ladzie. Obejrzał się ostatni raz na nią, a kiedy zobaczył, że jedna z jego pracownic przejmuje jego obowiązki, odetchnął z ulgą. Poprawił rozpiętą kamizelkę, ale nie odważył się już odpiąć mankietów koszuli. Mimo wszystko wciąż piastował odpowiedzialne stanowisko współwłaściciela tego uroczego miejsca!
- Szalenie dobrze cię widzieć po takim czasie, przyjacielu - uścisnął mu rękę na powitanie. - Spróbujesz mojej nowej mieszanki, co ty na to?
Zerknął na imbryk, który właśnie napełniał ich filiżanki gorącym naparem. Zgrabnie wyprofilowane łyżeczki leżały już przy podstawkach.
Opisał kolejną puszkę zgrabnym pismem, po czym machnął lekko różdżką, a herbata wylądowała na najwyższej półce regału z brzozowych desek. Mimowolnie spojrzał w kierunku drzwi, kiedy dzwoneczek obwieścił wizytę kolejnego klienta, i uśmiechnął się szeroko na widok starego przyjaciela. Dawno się nie widzieli. Ucieszył się szalenie, kiedy zobaczył nazwisko Adriena na liście przyniesionym przez Ajaya.
Bez większej chwili zastanowienia zostawił na ladzie puszki i czmychnął do "kantorka", gdzie jego pracownice przygotowywały w imbrykach herbaty. Sam zaopiekował się jednym, zalewając czarną herbatę ze startą skórką pomarańczową wrzątkiem. Zaklęciem uniósł go i dwie filiżanki do góry, by Adrien nie musiał już tak samotnie siedzieć.
Sam zajął dołączył do niego po kilku chwilach, kiedy uporządkował sprawy przy ladzie. Obejrzał się ostatni raz na nią, a kiedy zobaczył, że jedna z jego pracownic przejmuje jego obowiązki, odetchnął z ulgą. Poprawił rozpiętą kamizelkę, ale nie odważył się już odpiąć mankietów koszuli. Mimo wszystko wciąż piastował odpowiedzialne stanowisko współwłaściciela tego uroczego miejsca!
- Szalenie dobrze cię widzieć po takim czasie, przyjacielu - uścisnął mu rękę na powitanie. - Spróbujesz mojej nowej mieszanki, co ty na to?
Zerknął na imbryk, który właśnie napełniał ich filiżanki gorącym naparem. Zgrabnie wyprofilowane łyżeczki leżały już przy podstawkach.
Aaron Lovegood
Zawód : Właściciel herbaciarni "Czerwony Imbryk"
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
I'm just a man
I do what I can
Don't put the blame on me
I do what I can
Don't put the blame on me
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Gdy dostrzegł zbliżającego się do niego Aarona wstał z krzesła. Już z oddali posłał mu ciepły uśmiech, a oczy zaiskrzyły mu wesoło. Stary Adrien wciąż był duchem młody, kto wie czy nie bardziej niż właściciel herbaciarni.
- Zaiste, dobrze Cie znów widzieć. - Uścisnął mu dłoń, po czym przyciągnął ją do siebie zachęcając do przyjacielskiego uścisku. Znał Aarona od małego, na tyle by móc pozwolić sobie bez krępacji, a wręcz przyjemnością wyjść poza oficjalne ramy. - Zmężniałeś. - Zauważył trafnie, po czym pozwolił sobie ponownie się rozsiąść. - Rodzina już pewnie planuje swaty? Uważaj na te polujące na nazwisko lwice. - Mrugnął i choć co prawda zażartował, czaiła się w jego słowach doza ciekawości o los przyjaciela.
- I tak, bardzo chętnie. Widzę, że bazuje na czarnej. Nad jakimi odmianami eksperymentowałeś tym razem do tych mieszanek?- Zagaił. Może nie był szczególnym znawcą, lecz był Brytyjczkiem z krwi i kości! Nie wspominając nawet o pewnym ciekawym doświadczeniu Adriena związanym z indyjska plantacja herbaty o którym nikt nie wie lepiej niż sam Aaron.
- Zaiste, dobrze Cie znów widzieć. - Uścisnął mu dłoń, po czym przyciągnął ją do siebie zachęcając do przyjacielskiego uścisku. Znał Aarona od małego, na tyle by móc pozwolić sobie bez krępacji, a wręcz przyjemnością wyjść poza oficjalne ramy. - Zmężniałeś. - Zauważył trafnie, po czym pozwolił sobie ponownie się rozsiąść. - Rodzina już pewnie planuje swaty? Uważaj na te polujące na nazwisko lwice. - Mrugnął i choć co prawda zażartował, czaiła się w jego słowach doza ciekawości o los przyjaciela.
- I tak, bardzo chętnie. Widzę, że bazuje na czarnej. Nad jakimi odmianami eksperymentowałeś tym razem do tych mieszanek?- Zagaił. Może nie był szczególnym znawcą, lecz był Brytyjczkiem z krwi i kości! Nie wspominając nawet o pewnym ciekawym doświadczeniu Adriena związanym z indyjska plantacja herbaty o którym nikt nie wie lepiej niż sam Aaron.
Adrien Carrow
Zawód : Ordynator oddziału Zakażeń Magicznych
Wiek : 46
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wznosić się i upadać jest rzeczą ludzką. Ważne jest by nie bać się na nowo rozkładać swych skrzydeł i sięgać wyżej.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Selina chyba nie należała do tego, co można by zamknąć w ramach przedwojennej elegancji. Niekoniecznie więc byłaby obiektem dla Adriena, którym mógłby się lubować. Była nowoczesną kobietą, która spodnie z boiska przeniosła na styl codzienny. Była kobietą, która nie obawiała się stanąć na drodze mężczyźnie i nie znosiła ustępstw. Teraz jednak zdawało się nie być śladu po tej złośnicy, która wpadła do pomieszczenia, pozwalając dzwoneczkowi przy drzwiach obwieścić kolejnego gościa. Rozejrzała się po wnętrzu, nie poświęcając niczemu specyficznej uwagi, aż w końcu zadowolenie na jej twarzy zasygnalizowało, że napotkała wzrokiem to, czego szukała. Właściwie to wyglądała całkiem pogodnie i beztrosko. Bez żadnych obaw i środków ostrożności przecięła szybkim krokiem parkiet, ignorując lewitujące dzbanki, których tor lotu pewnie zakłóciła.
-Aaron!-nie siliła się na dyskrecję przy powitaniu, gdy uścisnęła serdecznie kuzyna. Pewnie gdyby niektóre persony ją ujrzały, zapewne miałyby problem z dopasowaniem jej do osoby, którą znały na co dzień. W końcu taka bez mała ciepła Lovegood była oksymoronem. Niestety ścigająca nie była osobą, która przejmowała się takimi drobnostkami. Ale dla swojego drogiego krewnego była właśnie takim małym, radosnym chaosem. Zapewne się cieszył, że właśnie pokrzyżuje mu wszystkie plany, żądając, by zajął się jej jestestwem, nie akceptując odmowy lub półśrodków. Na tym etapie kompletnie zignorowała jego towarzysza, niemalże popisując się arogancją. Przerwała im rozmowę? Cóż, nieważne!
Z jakiegoś powodu szatyn nie prowokował jej do złości. Może to te tygrysy tak jej zaimponowały w dzieciństwie?
-Nowa herbata?-to pierwsze, co zauważyła, gdy do jej nozdrzy dotarł nieznany, nowy zapach. Nachyliła się nad stolikiem, by powąchać napar, a potem bezczelnie upiła trochę, robiąc minę, jakby właśnie oceniała smakując. I dopiero w tym momencie szlachcic został obdarzony uwagą, gdy uniosła wzrok nad blatem. I momentalnie wyraz jej twarzy się ochłodził wraz z lekkim uniesieniem podbródka. Nieznajomy nie zasługiwał przecież na jej uśmiech. Przez chwilę się zastanawiała kim jest i czy powinna wziąć go pod uwagę podczas dalszej rozmowy. A może powinna go zignorować? Zawahanie było krótkie.
-Chyba nie muszę się do ciebie ustawiać w kolejce?-odezwała się, rozbawiona, bo przecież to był absurd, by panna Lovegood miała na cokolwiek czekać, a tym bardziej na czyjąś uwagę!
-Aaron!-nie siliła się na dyskrecję przy powitaniu, gdy uścisnęła serdecznie kuzyna. Pewnie gdyby niektóre persony ją ujrzały, zapewne miałyby problem z dopasowaniem jej do osoby, którą znały na co dzień. W końcu taka bez mała ciepła Lovegood była oksymoronem. Niestety ścigająca nie była osobą, która przejmowała się takimi drobnostkami. Ale dla swojego drogiego krewnego była właśnie takim małym, radosnym chaosem. Zapewne się cieszył, że właśnie pokrzyżuje mu wszystkie plany, żądając, by zajął się jej jestestwem, nie akceptując odmowy lub półśrodków. Na tym etapie kompletnie zignorowała jego towarzysza, niemalże popisując się arogancją. Przerwała im rozmowę? Cóż, nieważne!
Z jakiegoś powodu szatyn nie prowokował jej do złości. Może to te tygrysy tak jej zaimponowały w dzieciństwie?
-Nowa herbata?-to pierwsze, co zauważyła, gdy do jej nozdrzy dotarł nieznany, nowy zapach. Nachyliła się nad stolikiem, by powąchać napar, a potem bezczelnie upiła trochę, robiąc minę, jakby właśnie oceniała smakując. I dopiero w tym momencie szlachcic został obdarzony uwagą, gdy uniosła wzrok nad blatem. I momentalnie wyraz jej twarzy się ochłodził wraz z lekkim uniesieniem podbródka. Nieznajomy nie zasługiwał przecież na jej uśmiech. Przez chwilę się zastanawiała kim jest i czy powinna wziąć go pod uwagę podczas dalszej rozmowy. A może powinna go zignorować? Zawahanie było krótkie.
-Chyba nie muszę się do ciebie ustawiać w kolejce?-odezwała się, rozbawiona, bo przecież to był absurd, by panna Lovegood miała na cokolwiek czekać, a tym bardziej na czyjąś uwagę!
I care for myself.
The more solitary, friendless, unsustained I am,
the more I will respect myself.
The more solitary, friendless, unsustained I am,
the more I will respect myself.
Selina Lovegood
Zawód : ścigająca Os, naczelna zołza, bywalczyni kolumn Czarownicy
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
pride
will be always
the longest distance
between us
will be always
the longest distance
between us
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Aaron uścisnął przyjaciela bez cienia zawahania na twarzy. Dłonią poklepał go po plecach na znak wsparcia, które było mu u niego zagwarantowane. Szeroki uśmiech nie schodził mu z ust.
- Swaty? Nie, daj spokój. Praca to moja żona, bo przebywam w niej częściej niż... - odchrząknął, rozejrzał się po herbaciarni i wzruszył ramionami. - Moje nazwisko nic im nie da... chyba, że zależy im na byciu żoną współwłaściciela herbaciarni. Wydaje mi się, że w tych czasach takie wartości nie mają zbyt wielkiego znaczenia. Jak sądzisz?
Imbryk odleciał w kierunku kantorka, by jego wnętrze zostało dobrze wyczyszczone i wypełnione kolejny cudnym, gorącym naparem. Chciał kontynuować rozmowę i opowiedzieć Adrienowi trochę o ostatniej paczce z przyprawami, jaką dostał od ojca, ale... ktoś im w tym przeszkodził. Został poderwany do góry i przytulony przez swoją najbardziej radosną i temperamentną kuzynkę.
Selino Lovegood, oh, jak on za tobą tęsknił!
- Witaj, Selino - przywitał ją nieco rozchwianym tonem głosu. Podrapał się po karku. - Adrien, to jest Selina, moja kuzynka, ścigająca Os z Wimbourne. Selina, to jest Adrien. Mój drogi przyjaciel z Indii. To długa historia.
Na jego twarzy pojawił się kwaśny grymas zniesmaczenia, gdy patrzył, jak jego kuzynka brutalnie podrywa filiżankę do góry i, niczym troll, chłepta z niej herbatę. Co to miało być?! Gdzie ona jest?! W chlewie? To nie drink ani kawa, żeby tak ją pić!
- Droga Selino. Prosiłem cię, uczulałem... - westchnął ciężko. - Tak się nie pije herbaty.
Posłał Adrienowi przepraszające spojrzenie. Panna Lovegood wleciała do lokalu niczym prawdziwa osa i zrobiła tyle samo zamieszania, co owad bzycząco obijający się o szklane ścianki słoika.
- Możesz dosiąść się do nas, jeśli masz taką ochotę. Chętnie posłuchamy twojej opowieści o ostatnim meczu. Adrien, reflektujesz?
Machnął lekko różdżką i z kantorka przyleciała trzecia filiżanka. Miękko brząknęła o podstawkę. Imbryk z herbatą, którą podał wcześniej Carrowowi i której Selina tak agresywnie spróbowała, wrócił do nich niczym bumerang.
- Swaty? Nie, daj spokój. Praca to moja żona, bo przebywam w niej częściej niż... - odchrząknął, rozejrzał się po herbaciarni i wzruszył ramionami. - Moje nazwisko nic im nie da... chyba, że zależy im na byciu żoną współwłaściciela herbaciarni. Wydaje mi się, że w tych czasach takie wartości nie mają zbyt wielkiego znaczenia. Jak sądzisz?
Imbryk odleciał w kierunku kantorka, by jego wnętrze zostało dobrze wyczyszczone i wypełnione kolejny cudnym, gorącym naparem. Chciał kontynuować rozmowę i opowiedzieć Adrienowi trochę o ostatniej paczce z przyprawami, jaką dostał od ojca, ale... ktoś im w tym przeszkodził. Został poderwany do góry i przytulony przez swoją najbardziej radosną i temperamentną kuzynkę.
Selino Lovegood, oh, jak on za tobą tęsknił!
- Witaj, Selino - przywitał ją nieco rozchwianym tonem głosu. Podrapał się po karku. - Adrien, to jest Selina, moja kuzynka, ścigająca Os z Wimbourne. Selina, to jest Adrien. Mój drogi przyjaciel z Indii. To długa historia.
Na jego twarzy pojawił się kwaśny grymas zniesmaczenia, gdy patrzył, jak jego kuzynka brutalnie podrywa filiżankę do góry i, niczym troll, chłepta z niej herbatę. Co to miało być?! Gdzie ona jest?! W chlewie? To nie drink ani kawa, żeby tak ją pić!
- Droga Selino. Prosiłem cię, uczulałem... - westchnął ciężko. - Tak się nie pije herbaty.
Posłał Adrienowi przepraszające spojrzenie. Panna Lovegood wleciała do lokalu niczym prawdziwa osa i zrobiła tyle samo zamieszania, co owad bzycząco obijający się o szklane ścianki słoika.
- Możesz dosiąść się do nas, jeśli masz taką ochotę. Chętnie posłuchamy twojej opowieści o ostatnim meczu. Adrien, reflektujesz?
Machnął lekko różdżką i z kantorka przyleciała trzecia filiżanka. Miękko brząknęła o podstawkę. Imbryk z herbatą, którą podał wcześniej Carrowowi i której Selina tak agresywnie spróbowała, wrócił do nich niczym bumerang.
Aaron Lovegood
Zawód : Właściciel herbaciarni "Czerwony Imbryk"
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
I'm just a man
I do what I can
Don't put the blame on me
I do what I can
Don't put the blame on me
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
- Oj nie byłbym tego taki pewien...Teraz bardziej niż zwykle jestem na bieżąco w tej kwestii. Wiesz, kuzyn mój będzie się żenił. Deimos. - Dodał dosadniej, kiedy to się rozsiadł i zaplótł palce u dłoni. - I naciski z góry mam by znaleźć kogoś mej córce. Musiałem więc zaczerpnąć sporej wiedzy by kryć mój skarb sensownymi wymówkami i zgrabnymi sabotażami. Ojcostwo...- Wywrócił oczami i wyszczerzył zęby w uśmiechu, choć zapewne na myśl o potencjalnych kandydatach wchodzących w szranki z Adim serce pękało. Nie rozwodził się jednak nad tym tematem dłużej i przeszedł do rozmowy na temat herbaty. Wiedział, że temat ten sprawia radość Aaronowi toteż zamierzał go pociągnąć. Jak się szybko okazało - nie pociągnął. Nie miał okazji. Do pomieszczenia wparowała bowiem niespodziewanie burza w kobiecej postaci. Bardzo wyzwolonej i aroganckiej. Zapowiadało się wyjątkowo zabawie, a delikatny uśmiech wymalowany na twarzy Adriena tylko to zapowiadał.
- Miło mi. - Rzekł po czym zależnie od gestu powitalnego Seliny odwzajemnił go, by następnie z zainteresowaniem oraz pewnym rozbawieniem przyglądać się zachowaniu niewiasty, gdy wtem do głowy przyszedł mu całkiem głupi pomysł na zabawę.
- Nie zraża mnie ten widok drogi Aaronie. Sam często w ten sposób kosztuję się w herbacie po całym dniu pracy na plantacji Twego ojca. To przez to słońce, a przynajmniej tak sądzę, że to przez jego nieustanne działanie w człowieku budzą się pewne zwierzęce zachowania. - Na jego twarzy prócz wyrozumiałości zagościło ubolewanie. Czyżby swymi słowami sugerował, że jest jakimś robolem? Oczywiście! Czy jego eleganckie, a jednak przestarzałe odzienie mogło wskazywać, że próbuje kreować się na człowieka o wyższym statusie społecznym niżby to wynikało z metryki? Naturalnie! A czy przypadkiem więc, nie przyrównał w tym momencie sposobu picia herbaty przez Selinę do tego podobnego człowiekowi pracy za którego w tym momencie próbował się podsyć? Cóż...tak. Jakoś tak wyszło, że nie mógł się powstrzymać, po tym co zaprezentowała zawodniczka Os.
- Naturalnie, że reflektuję. Z całą mocą mej żarówki. - Wyszczerzył zęby w szerokim, nieco głupkowatym uśmichu, po tym jak splecione dłonie oparł na stoliku.
Aaron znał Adriena na tyle długo, by móc się domyślić iż ten w tym momencie zaczął, a przynajmniej próbował podjąć pwną grę. Czy mu się uda, czy toważysz się do niej przyłączy? Kto wie...
- Miło mi. - Rzekł po czym zależnie od gestu powitalnego Seliny odwzajemnił go, by następnie z zainteresowaniem oraz pewnym rozbawieniem przyglądać się zachowaniu niewiasty, gdy wtem do głowy przyszedł mu całkiem głupi pomysł na zabawę.
- Nie zraża mnie ten widok drogi Aaronie. Sam często w ten sposób kosztuję się w herbacie po całym dniu pracy na plantacji Twego ojca. To przez to słońce, a przynajmniej tak sądzę, że to przez jego nieustanne działanie w człowieku budzą się pewne zwierzęce zachowania. - Na jego twarzy prócz wyrozumiałości zagościło ubolewanie. Czyżby swymi słowami sugerował, że jest jakimś robolem? Oczywiście! Czy jego eleganckie, a jednak przestarzałe odzienie mogło wskazywać, że próbuje kreować się na człowieka o wyższym statusie społecznym niżby to wynikało z metryki? Naturalnie! A czy przypadkiem więc, nie przyrównał w tym momencie sposobu picia herbaty przez Selinę do tego podobnego człowiekowi pracy za którego w tym momencie próbował się podsyć? Cóż...tak. Jakoś tak wyszło, że nie mógł się powstrzymać, po tym co zaprezentowała zawodniczka Os.
- Naturalnie, że reflektuję. Z całą mocą mej żarówki. - Wyszczerzył zęby w szerokim, nieco głupkowatym uśmichu, po tym jak splecione dłonie oparł na stoliku.
Aaron znał Adriena na tyle długo, by móc się domyślić iż ten w tym momencie zaczął, a przynajmniej próbował podjąć pwną grę. Czy mu się uda, czy toważysz się do niej przyłączy? Kto wie...
Adrien Carrow
Zawód : Ordynator oddziału Zakażeń Magicznych
Wiek : 46
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wznosić się i upadać jest rzeczą ludzką. Ważne jest by nie bać się na nowo rozkładać swych skrzydeł i sięgać wyżej.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Usłyszała wyłącznie strzępki rozmów na temat swatów, jednak kompletnie nie poświęcała im uwagi i nie miała uznawać za punkt zaczepienia, bo mogło ją samą wpakować to w grząskie tematy. Choć, gdy chwila nastanie trwoga, z chęcią zacznie afiszować się ze swoim wyzwoleniem od sukien, od tego co przystoi i od małżeńskich kajdan. Jeszcze tego brakowało, by ktoś ją zamknął w domowym czterech ścianach, przykuwał do łóżka lub kuchni, zależnie od tego, czy był czas na reprodukcję i zadowolenia męża czy na przygotowanie obiadu, lub niemalże wystawiał na witrynie sklepowej, zupełnie tak, jakby przestała być człowiekiem, a jego wizytówką. A phi!
Wygięła usta w lekko niezadowolonym grymasie, gdy kuzyn zaczął ją przedstawiać. Oznaczało to więc, że jego uwaga będzie rozproszona na... jakiegoś rozwesołkowanego faceta, który był albo przygłupi albo próbował z niej kpić. Każda z tych opcji sprawiała, że ciężko było jej zmienić wyraz twarzy.
-Mam nadzieję, że faktycznie czymś sobie pan zasłużył na miano przyjaciela.-odezwała się słodkim głosem, który również powinien uczulić Aarona na to, że to oznaczało wypowiedzenie wojny w jej wydaniu. Wyciągnęła rękę nad stołem, mając zamiar uścisnąć adresatowi słów dłoń. Tak, jak to robiła na boisku z innymi przeciwnikami. Duch rywalizacji właśnie się w niej odezwał. Strzeżcie się obecni. Apokalipsa nadchodzi. A było to co najmniej niepożądane w miejscu wypełnionym po brzegu delikatną porcelaną. Jej maniery można było jednak przyrównać właśnie do słonia. Nie były zbyt zgrabne.
Wciągnęła powietrze, spoglądając w sufit, jakby miał jej przynieść ukojenie po zruganiu przez krewnego, po czym westchnęła.
-A co ja zrobię na to, że tak mi smakuje?!-zapytała, kierując te słowa do drugiego Lovegooda, by potem się roześmiać.-Tak lepiej?-odezwała się po chwili, znów siląc się na powagę i kompletnie ignorując w tym momencie Adriena, gdy nagle zaczęła naśladować królową angielską i jej gesty.
A potem znów z łatwością bliskiemu zdolności kameleona, zmieniła ten ciepły, roześmiany ton na oddech lodu, gdy przenosiła wzrok na drugiego blondyna.
-Zwierzęce instynkty budzą się we mnie definitywnie w innych momentach życia, panie przyjacielu mojego drogiego kuzyna. Nie żebym jakoś specjalnie potrzebowała pańskiego poparcia we własnych czynach.-i tu cmoknęła językiem, niemalże z żalem, jakby się w tym momencie reflektując.-Bo... chyba nie potrzebuję, prawda?-dopytała, jakby zagubiona, patrząc na oboje formułując usteczka w okrągłe "o". Czy ona też dobrze grała swoją rolę?
Zaraz się jednak uśmiechnęła, jakby zdmuchując tym gestem całą sytuację, gdy Aaron dopytał ją o ostatni mecz.
-Właściwie nic specjalnego, bardziej spotkanie towarzyskie.-stwierdziła luźno, wzruszając ramionami.-Oczywiście moja drużyna wygrała, nawet jeśli była skażona pewnymi niekompetentnymi zrzutkami z pewnej drużyny, która jest żartem dla Quidditcha.-mimo jadu w słowach, jej ton głosu był raczej życzliwie neutralny.-Także musisz poczekać na ważniejsze mecze, by usłyszeć bardziej emocjonujące relacje.-poruszyła brwiami, uśmiechając się. Tylko do niego.
Wygięła usta w lekko niezadowolonym grymasie, gdy kuzyn zaczął ją przedstawiać. Oznaczało to więc, że jego uwaga będzie rozproszona na... jakiegoś rozwesołkowanego faceta, który był albo przygłupi albo próbował z niej kpić. Każda z tych opcji sprawiała, że ciężko było jej zmienić wyraz twarzy.
-Mam nadzieję, że faktycznie czymś sobie pan zasłużył na miano przyjaciela.-odezwała się słodkim głosem, który również powinien uczulić Aarona na to, że to oznaczało wypowiedzenie wojny w jej wydaniu. Wyciągnęła rękę nad stołem, mając zamiar uścisnąć adresatowi słów dłoń. Tak, jak to robiła na boisku z innymi przeciwnikami. Duch rywalizacji właśnie się w niej odezwał. Strzeżcie się obecni. Apokalipsa nadchodzi. A było to co najmniej niepożądane w miejscu wypełnionym po brzegu delikatną porcelaną. Jej maniery można było jednak przyrównać właśnie do słonia. Nie były zbyt zgrabne.
Wciągnęła powietrze, spoglądając w sufit, jakby miał jej przynieść ukojenie po zruganiu przez krewnego, po czym westchnęła.
-A co ja zrobię na to, że tak mi smakuje?!-zapytała, kierując te słowa do drugiego Lovegooda, by potem się roześmiać.-Tak lepiej?-odezwała się po chwili, znów siląc się na powagę i kompletnie ignorując w tym momencie Adriena, gdy nagle zaczęła naśladować królową angielską i jej gesty.
A potem znów z łatwością bliskiemu zdolności kameleona, zmieniła ten ciepły, roześmiany ton na oddech lodu, gdy przenosiła wzrok na drugiego blondyna.
-Zwierzęce instynkty budzą się we mnie definitywnie w innych momentach życia, panie przyjacielu mojego drogiego kuzyna. Nie żebym jakoś specjalnie potrzebowała pańskiego poparcia we własnych czynach.-i tu cmoknęła językiem, niemalże z żalem, jakby się w tym momencie reflektując.-Bo... chyba nie potrzebuję, prawda?-dopytała, jakby zagubiona, patrząc na oboje formułując usteczka w okrągłe "o". Czy ona też dobrze grała swoją rolę?
Zaraz się jednak uśmiechnęła, jakby zdmuchując tym gestem całą sytuację, gdy Aaron dopytał ją o ostatni mecz.
-Właściwie nic specjalnego, bardziej spotkanie towarzyskie.-stwierdziła luźno, wzruszając ramionami.-Oczywiście moja drużyna wygrała, nawet jeśli była skażona pewnymi niekompetentnymi zrzutkami z pewnej drużyny, która jest żartem dla Quidditcha.-mimo jadu w słowach, jej ton głosu był raczej życzliwie neutralny.-Także musisz poczekać na ważniejsze mecze, by usłyszeć bardziej emocjonujące relacje.-poruszyła brwiami, uśmiechając się. Tylko do niego.
I care for myself.
The more solitary, friendless, unsustained I am,
the more I will respect myself.
The more solitary, friendless, unsustained I am,
the more I will respect myself.
Selina Lovegood
Zawód : ścigająca Os, naczelna zołza, bywalczyni kolumn Czarownicy
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
pride
will be always
the longest distance
between us
will be always
the longest distance
between us
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
- Deimos... Deimos Carrow? - spytał unosząc brwi do góry. - A właśnie, jak się miewa Inara? Niedawno widziałem o niej wzmiankę w Proroku Codziennym. Naprawdę aspiruje na nauczyciela eliksirów w Hogwarcie?
Ciężko jest prowadzić rozmowę, kiedy nagle w temat wskakuje osoba trzecia. Aaron, jak zwykle z resztą, zaskoczony był wizytą kuzynki, ale nie miał zamiaru mówić jej, żeby sobie poszła, bo psuje mu wszystkie szyki. Być może to będzie nawet zabawna pogadanka.
Spojrzał na Adriena i szybko zrozumiał, że ich myśli niezwykle płynnie się zgrały. W kącikach jego ust zawibrował cień uśmiechu.
- Czy zasłużył? Selino, gdybyś ty wiedziała... Adrien powalił słonia własnymi rękami. Mówię absolutnie poważnie. Pamiętasz, przyjacielu, moment, gdy chwyciłeś go za te olbrzymie kły i uratowałeś nasze herbaciane krzewy od bycia staranowanymi? To był pokaz nadludzkiej siły! - pokiwał głową w kierunku Seliny, na znak męskiej solidarności i pochwały dla przyjaciela. - Dlatego, tak, Selino, w pełni zasłużył sobie na miano mojego przyjaciela. Przeleciał też całe Indie na miotle i walczył z trollem. Takim olbrzymim. Sama rozumiesz.
Pojęcia bladego nie miał, dlaczego pomyślał akurat o trollu. Chyba nigdy żadnego nie widział, a przynajmniej nie takiego dzikiego. W każdym razie historyjka była przednia.
Poczekał, aż Selina zajmie miejsce przy ich stoliku i sam również przy nim usiadł. Uśmiechnął się z rozbawieniem, kiedy pokazała jego herbacianemu światu wszystkie swoje aktorskie umiejętności.
- Tak, tak może być. - odparł krytycznym głosem, jakby picie herbaty miało wpływ na teraźniejszy i przyszły kształt świata. - Herbata w tym miejscu to rzecz święta, proszę o tym pamiętać.
Chwycił filiżankę za jej uszko, po czym upił z niej łyk czy dwa. Nie musieli wiedzieć, że zachwycał się każdym łykiem, że zapach gnieździł się z ogromną przyjemnością w jego nozdrzach, że serce biło mu mocniej, kiedy stwierdzał gdzieś głęboko w sobie, że smak absolutnie mu odpowiadał. Czarna herbata ze startą skórką pomarańczową, którą pili, nie był jeszcze w sprzedaży, ale Aaron wiedział, że to kwestia kilku dni.
- Zrzutkami? O kim mówisz? - zainteresował się. Quidditchem pasjonował się od kiedy jego młodsza siostra oznajmiła, że chce zostań gwiazdą tego niebezpiecznego sportu. - Spotkania towarzyskie też mogą być pasjonujące. Prawda, Adrien?
Ciężko jest prowadzić rozmowę, kiedy nagle w temat wskakuje osoba trzecia. Aaron, jak zwykle z resztą, zaskoczony był wizytą kuzynki, ale nie miał zamiaru mówić jej, żeby sobie poszła, bo psuje mu wszystkie szyki. Być może to będzie nawet zabawna pogadanka.
Spojrzał na Adriena i szybko zrozumiał, że ich myśli niezwykle płynnie się zgrały. W kącikach jego ust zawibrował cień uśmiechu.
- Czy zasłużył? Selino, gdybyś ty wiedziała... Adrien powalił słonia własnymi rękami. Mówię absolutnie poważnie. Pamiętasz, przyjacielu, moment, gdy chwyciłeś go za te olbrzymie kły i uratowałeś nasze herbaciane krzewy od bycia staranowanymi? To był pokaz nadludzkiej siły! - pokiwał głową w kierunku Seliny, na znak męskiej solidarności i pochwały dla przyjaciela. - Dlatego, tak, Selino, w pełni zasłużył sobie na miano mojego przyjaciela. Przeleciał też całe Indie na miotle i walczył z trollem. Takim olbrzymim. Sama rozumiesz.
Pojęcia bladego nie miał, dlaczego pomyślał akurat o trollu. Chyba nigdy żadnego nie widział, a przynajmniej nie takiego dzikiego. W każdym razie historyjka była przednia.
Poczekał, aż Selina zajmie miejsce przy ich stoliku i sam również przy nim usiadł. Uśmiechnął się z rozbawieniem, kiedy pokazała jego herbacianemu światu wszystkie swoje aktorskie umiejętności.
- Tak, tak może być. - odparł krytycznym głosem, jakby picie herbaty miało wpływ na teraźniejszy i przyszły kształt świata. - Herbata w tym miejscu to rzecz święta, proszę o tym pamiętać.
Chwycił filiżankę za jej uszko, po czym upił z niej łyk czy dwa. Nie musieli wiedzieć, że zachwycał się każdym łykiem, że zapach gnieździł się z ogromną przyjemnością w jego nozdrzach, że serce biło mu mocniej, kiedy stwierdzał gdzieś głęboko w sobie, że smak absolutnie mu odpowiadał. Czarna herbata ze startą skórką pomarańczową, którą pili, nie był jeszcze w sprzedaży, ale Aaron wiedział, że to kwestia kilku dni.
- Zrzutkami? O kim mówisz? - zainteresował się. Quidditchem pasjonował się od kiedy jego młodsza siostra oznajmiła, że chce zostań gwiazdą tego niebezpiecznego sportu. - Spotkania towarzyskie też mogą być pasjonujące. Prawda, Adrien?
Aaron Lovegood
Zawód : Właściciel herbaciarni "Czerwony Imbryk"
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
I'm just a man
I do what I can
Don't put the blame on me
I do what I can
Don't put the blame on me
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
- Tak, dokładnie. Deimos. - Przytakną przyjacielowi. Nie zdążył jednak wypowiedzieć się na temat swej córki, gdyż swą obecnością zaszczyciła ich Selina. Carrow będąc świadkiem demonstracji próbki jej charakteru nie mógł się powstrzymać od rzucenia złośliwej zanęty na tę arogancką rybkę. Naturalnie nie ocenił nijak negatywnie kuzynki Aarona. Wręcz przeciwnie! Sęk w tym, że staruszek lubił wojować na słowa więc nie mógł przepuścić takiej okazji! Dosłownie, w uzdrowicielu momentalnie uruchomił się tryb rasowego trolla, a słodki głosik dźwięcznie połaskotał go po uszach. Zapowiadała się niewybredna herbatka.
- Oj nie było tak kolorowo z tym słoniem. Przez tydzień piłem eliksiry coby kość mi się zrosła. Bestia potrzaskała mi całe prawe ramię. Do dziś mi czasem mi coś pyknie w łokciu...lecz ja mu trzasłem kła. Z tej jego kości powstała herbaciana zastawa w postaci dwóch filiżanek ze podstawkami. Taka pamiątkowa. - Dopowiedział, po czym upił nieco herbaty, która miała dostatecznie dużo czasu by odpowiednio się zaparzyć. Wyborna. - Nie zapominajmy o żółwiach. Wielkich, morskich, takich będących w stanie na swym grzbiecie ponieść człowieka. - Wyjaśnił rzeczowo, po czym podniósł wzrok na Aarona z którego wyglądało jedynie oddanie. - Ten właśnie człowiek wyratował mnie, gdy dogorywałem na plaży po tym, jak na otwartym morzu z grzbietu takiego spłukał mnie sztorm. Zawdzięczam ci życie. I opalenizny której się potem nabawiłem. - Doopowiedział Selinie więcej, po tym jak uścisnął jej dłoń. Swoją drogą w tak bardzo męskim stylu, że aż nie mogło m to ujść uwadze. Uśmiechnął się jednak przyjacielsko wówczas, tak samo jak to czynił i teraz, gdy w ostatnich swych słowach zwrócił się bezpośrednio do Aarona. Później wsłuchał się w słowa rozmówczyni, pozwalając na to by jej chłód omiótł go niczym przymrozek sadzonki mandragory w '51. Potem
W innych momentach życia...
Panna Selina Lovegood okazywała zwierzęce instynkty w innych momentach życia...
Adrien nie mógł się powstrzymać coby szelmowsko si nie uśmiechnąć. Jedna z jego brwi uniosła się ku górze.
Nie wiedział czy ma przyklasnąć temu wyznaniu czy też dopytywać się szczegółów, jednak przez wzgląd na pewien takt ust nie otworzył. Ni chciał wszak kuksańca zarobić od Aarona. Niestety myśl ta wyryta była w jego ślepiach.
Iskrząc nimi i siorbiąc herbatkę słuchał o miotłowym sporcie. Ni był specjalnym kibicem, lecz uwielbiał widowisko. Pęd mioteł, wiatr, mocje...aż czuł się młodszy. Właściwie to przysłuchiwał się z żywszym zainteresowaniem, gdyż jego córka nie tak dawno brała udział w pewnym meczu...Zbieg okoliczności...? Nie sondzę.
- Naturalnie. Za czasów szkolnych czasem zdarzyło mi się na miotle siedzieć i przyjemnie wspominam te towarzyski mecze. Luźniejsza atmosfera często sprzyjała niecodziennym akcjom.
- Oj nie było tak kolorowo z tym słoniem. Przez tydzień piłem eliksiry coby kość mi się zrosła. Bestia potrzaskała mi całe prawe ramię. Do dziś mi czasem mi coś pyknie w łokciu...lecz ja mu trzasłem kła. Z tej jego kości powstała herbaciana zastawa w postaci dwóch filiżanek ze podstawkami. Taka pamiątkowa. - Dopowiedział, po czym upił nieco herbaty, która miała dostatecznie dużo czasu by odpowiednio się zaparzyć. Wyborna. - Nie zapominajmy o żółwiach. Wielkich, morskich, takich będących w stanie na swym grzbiecie ponieść człowieka. - Wyjaśnił rzeczowo, po czym podniósł wzrok na Aarona z którego wyglądało jedynie oddanie. - Ten właśnie człowiek wyratował mnie, gdy dogorywałem na plaży po tym, jak na otwartym morzu z grzbietu takiego spłukał mnie sztorm. Zawdzięczam ci życie. I opalenizny której się potem nabawiłem. - Doopowiedział Selinie więcej, po tym jak uścisnął jej dłoń. Swoją drogą w tak bardzo męskim stylu, że aż nie mogło m to ujść uwadze. Uśmiechnął się jednak przyjacielsko wówczas, tak samo jak to czynił i teraz, gdy w ostatnich swych słowach zwrócił się bezpośrednio do Aarona. Później wsłuchał się w słowa rozmówczyni, pozwalając na to by jej chłód omiótł go niczym przymrozek sadzonki mandragory w '51. Potem
W innych momentach życia...
Panna Selina Lovegood okazywała zwierzęce instynkty w innych momentach życia...
Adrien nie mógł się powstrzymać coby szelmowsko si nie uśmiechnąć. Jedna z jego brwi uniosła się ku górze.
Nie wiedział czy ma przyklasnąć temu wyznaniu czy też dopytywać się szczegółów, jednak przez wzgląd na pewien takt ust nie otworzył. Ni chciał wszak kuksańca zarobić od Aarona. Niestety myśl ta wyryta była w jego ślepiach.
Iskrząc nimi i siorbiąc herbatkę słuchał o miotłowym sporcie. Ni był specjalnym kibicem, lecz uwielbiał widowisko. Pęd mioteł, wiatr, mocje...aż czuł się młodszy. Właściwie to przysłuchiwał się z żywszym zainteresowaniem, gdyż jego córka nie tak dawno brała udział w pewnym meczu...Zbieg okoliczności...? Nie sondzę.
- Naturalnie. Za czasów szkolnych czasem zdarzyło mi się na miotle siedzieć i przyjemnie wspominam te towarzyski mecze. Luźniejsza atmosfera często sprzyjała niecodziennym akcjom.
Adrien Carrow
Zawód : Ordynator oddziału Zakażeń Magicznych
Wiek : 46
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wznosić się i upadać jest rzeczą ludzką. Ważne jest by nie bać się na nowo rozkładać swych skrzydeł i sięgać wyżej.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Znała Aarona od dziecka. Razem robili psikusy, nierzadko sobie nawzajem, potem próbowali wsypać się nawzajem za narozrabianie. I doskonale znała jego triki. Jednak ta cudowna umiejętność nie była jej potrzebna w momencie, gdy otworzył usta. Kpił z niej otwarcie i zaprosił do tego swojego cholernego przyjaciela!
Kopnęła swojego krewnego pod stołem w piszczel, podskakując delikatnie przy tym na krześle i zaciskając lekko usta. Jej oczy się zwęziły, a ona przypominała kota, który zaczął machać nerwowo ogonem i obserwował, czekając na idealny moment na uderzenie. Pozwoliła Adrienowi dokończyć historię.
Cmoknęła z żalem i zrobiła minę, jakby mu współczuła tego ramienia. W myślach zaś miała nadzieję, że ten zaraz zacznie się dławić tą herbatą. A żeby mu ten susz w gardle stanął!
-Och, a proszę mi powiedzieć jeszcze... Jest pan pewien, że ten kieł nie należał do... dzikiej świni?-zapytała, mrugając intensywnie, jakby zestresowana i zmieszana.-Mężczyźni często mają problem z ocenieniem wielkości. I czasem bestia okazuje się być zaledwie...-tu zmierzyła go wzrokiem jakby ze szczerym rozżaleniem.-...bezbronnym, zagubionym zwierzątkiem domowym.-dokończyła, udając, że te słowa jej ledwo przechodzą przez gardło, zupełnie jakby dzieliła się bardzo smutną nowiną.
Upiła w tym momencie herbaty, zakrywając pół twarzy filiżanką i przeniosła wzrok na kuzyna. Niezwykle niewinny wzrok. Czy widział jak się uśmiecha? Och, jak ciężko jej było w tym momencie się nie roześmiać!
-Niebywałe, jak ja się panu odwdzięczę? Bo przecież... mężczyźni są często tacy nieporadni... Tak się cieszę, że tak cudownie uzupełniacie sobie te braki, których wam brakuje.-pokręciła głowę, imitując wzruszenie i złapała za dłoń drugiego Lovegood, by ją ścisnąć. Wspierająco, oczywiście. Bo przecież nie ostrzegawczo, prawda?
Cóż, Selina miała dosyć niepoprawny styl bycia. I nauczyła się, że jej sugestie, choć początkowo niewinne, tak naprawdę miały dwuznaczny wydźwięk. I nie mogłaby się tym bardziej sycić, gdy nagle męskie spojrzenia nabierały tej iskierki i wwiercały się w jej twarz, nie mogąc już spuścić wzroku. Napawała się tym. Mimo że jeszcze dziesięć lat temu zapewne doszłoby do rękoczynów. Ale tak długo, jak trzymają ręce z daleka... miała cały wachlarz reakcji, zależnie od humoru!
-Oczywiście, kuzynie.-przytaknęła mu, jakże grzecznie, nie odpuszczając sobie wybitnej gry aktorskiej, gdy się wyprostowała i znów upiła nieco zawartości porcelany trzymanej w palcach.
-Och, naprawdę nie wiesz?-zdziwiła się, gdy młodszy członek jej rodziny zapytał o te zrzutki.-Dajmy na przykład Morgan. Smutna imitacja profesjonalnego gracza.-rzuciła jadowicie, na chwilę mrużąc oczy. Wzruszyła jednak szybko ramionami, by to zdmuchnąć, jakby nie zaistniało. Nie miała zamiaru nawet myśleć o tej abominacji.
-Niecodziennym akcjom?-podjęła, rozbawiona.-Co tym razem, wyścigi ze smokami?-zapytała, uśmiechając się jakże przymilnie. I wcale nie przypominała małej diablicy.
Kopnęła swojego krewnego pod stołem w piszczel, podskakując delikatnie przy tym na krześle i zaciskając lekko usta. Jej oczy się zwęziły, a ona przypominała kota, który zaczął machać nerwowo ogonem i obserwował, czekając na idealny moment na uderzenie. Pozwoliła Adrienowi dokończyć historię.
Cmoknęła z żalem i zrobiła minę, jakby mu współczuła tego ramienia. W myślach zaś miała nadzieję, że ten zaraz zacznie się dławić tą herbatą. A żeby mu ten susz w gardle stanął!
-Och, a proszę mi powiedzieć jeszcze... Jest pan pewien, że ten kieł nie należał do... dzikiej świni?-zapytała, mrugając intensywnie, jakby zestresowana i zmieszana.-Mężczyźni często mają problem z ocenieniem wielkości. I czasem bestia okazuje się być zaledwie...-tu zmierzyła go wzrokiem jakby ze szczerym rozżaleniem.-...bezbronnym, zagubionym zwierzątkiem domowym.-dokończyła, udając, że te słowa jej ledwo przechodzą przez gardło, zupełnie jakby dzieliła się bardzo smutną nowiną.
Upiła w tym momencie herbaty, zakrywając pół twarzy filiżanką i przeniosła wzrok na kuzyna. Niezwykle niewinny wzrok. Czy widział jak się uśmiecha? Och, jak ciężko jej było w tym momencie się nie roześmiać!
-Niebywałe, jak ja się panu odwdzięczę? Bo przecież... mężczyźni są często tacy nieporadni... Tak się cieszę, że tak cudownie uzupełniacie sobie te braki, których wam brakuje.-pokręciła głowę, imitując wzruszenie i złapała za dłoń drugiego Lovegood, by ją ścisnąć. Wspierająco, oczywiście. Bo przecież nie ostrzegawczo, prawda?
Cóż, Selina miała dosyć niepoprawny styl bycia. I nauczyła się, że jej sugestie, choć początkowo niewinne, tak naprawdę miały dwuznaczny wydźwięk. I nie mogłaby się tym bardziej sycić, gdy nagle męskie spojrzenia nabierały tej iskierki i wwiercały się w jej twarz, nie mogąc już spuścić wzroku. Napawała się tym. Mimo że jeszcze dziesięć lat temu zapewne doszłoby do rękoczynów. Ale tak długo, jak trzymają ręce z daleka... miała cały wachlarz reakcji, zależnie od humoru!
-Oczywiście, kuzynie.-przytaknęła mu, jakże grzecznie, nie odpuszczając sobie wybitnej gry aktorskiej, gdy się wyprostowała i znów upiła nieco zawartości porcelany trzymanej w palcach.
-Och, naprawdę nie wiesz?-zdziwiła się, gdy młodszy członek jej rodziny zapytał o te zrzutki.-Dajmy na przykład Morgan. Smutna imitacja profesjonalnego gracza.-rzuciła jadowicie, na chwilę mrużąc oczy. Wzruszyła jednak szybko ramionami, by to zdmuchnąć, jakby nie zaistniało. Nie miała zamiaru nawet myśleć o tej abominacji.
-Niecodziennym akcjom?-podjęła, rozbawiona.-Co tym razem, wyścigi ze smokami?-zapytała, uśmiechając się jakże przymilnie. I wcale nie przypominała małej diablicy.
Selina Lovegood
Zawód : ścigająca Os, naczelna zołza, bywalczyni kolumn Czarownicy
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
pride
will be always
the longest distance
between us
will be always
the longest distance
between us
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Przypatrywał się Adrienowi, kiedy ten pociągnął tę zmyśloną historyjkę. A kto im zabroni? Kiedy jadali razem śniadania, obiady i kolacje, spędzali ze sobą okrutnie dużo czasu na plantacji, więc mogli pozwolić sobie na takie niewinne odbieganie od rzeczywistości. Kąciki jego ust uniosły się machinalnie, bo naprawdę ciężko było mu powstrzymać chociażby ciche parsknięcie śmiechem! Miał nadzieję, że Selina ich nie wyczuje albo nie obrazi się i fuknie jak rozzłoszczona osa.
Jak to ktoś mądry kiedyś powiedział - nadzieja matką głupich. Selinowy kop w piszczel zatrząsnął całym jego ciałem. Prąd poszedł od samego dołu, aż do samego czubka włosa rosnącego na czubku jego głowy. Gdyby mógł, zawołał by teraz chłopca grającego na werblu i kazał mu uderzać pałeczkami w membranę dopóty, dopóki wzrok Aarona nie osiadł na Selinie łuną skrywanego bólu, który czuł już nawet w swoim żołądku. Gdy prąd ustał, przełknął ślinę i wziął głęboki wdech. Próbował okryć swoją twarz obojętnością, ale to nie do końca było możliwe! Dlatego przez chwilę w ogóle nie uczestniczył w rozmowie. Skupił się na ugaszeniu pożaru w swojej nodze.
Raz jeszcze spojrzał na Adriena, a potem znów na Selinę. Oh, oczywiście, że widział, jak się uśmiechała! Robiła to w sposób tak irytująco skryty, że aż można było dostać białej gorączki.
- Morgan? Gwen to świetna zawodniczka - powiedział, po czym upił nieco herbaty z filiżanki. - Ja sam nie znam się na sporcie tak dobrze, jak ty, ale ona całkiem świetnie sobie radzi. Miała mnie odwiedzić, o ile się nie mylę.
Wiedział, że pomiędzy nimi były jakieś zatargi, ale nie do końca chciał się w to mieszać. Chociaż w tym momencie miał przeogromną ochotę dopiec swojej kuzynce tak, jak jeszcze nigdy.
- Oh, nie. Nie smoki. Wściekłe osy. Tak, Adrien ścigał się ze wściekłymi, indyjskimi osami. A potem zaczęły gonić go te ogromne motyle. Nie masz pojęcia, Selino! Osy jednak były zdecydowanie gorszymi przeciwnikami. - zerknął w stronę przyjaciela z wysoko uniesionymi brwiami, jakby szukał u niego poparcia swoich słów.
Ah, dopieczmy jej! Dopieczmy jej tak, żeby jej w pięty poszło! Selina doskonale znała Aarona. Jeśli ktoś nadepnął mu na odcisk (albo kopnął w piszczel), oddawał ze zdwojoną siłą!
Jak to ktoś mądry kiedyś powiedział - nadzieja matką głupich. Selinowy kop w piszczel zatrząsnął całym jego ciałem. Prąd poszedł od samego dołu, aż do samego czubka włosa rosnącego na czubku jego głowy. Gdyby mógł, zawołał by teraz chłopca grającego na werblu i kazał mu uderzać pałeczkami w membranę dopóty, dopóki wzrok Aarona nie osiadł na Selinie łuną skrywanego bólu, który czuł już nawet w swoim żołądku. Gdy prąd ustał, przełknął ślinę i wziął głęboki wdech. Próbował okryć swoją twarz obojętnością, ale to nie do końca było możliwe! Dlatego przez chwilę w ogóle nie uczestniczył w rozmowie. Skupił się na ugaszeniu pożaru w swojej nodze.
Raz jeszcze spojrzał na Adriena, a potem znów na Selinę. Oh, oczywiście, że widział, jak się uśmiechała! Robiła to w sposób tak irytująco skryty, że aż można było dostać białej gorączki.
- Morgan? Gwen to świetna zawodniczka - powiedział, po czym upił nieco herbaty z filiżanki. - Ja sam nie znam się na sporcie tak dobrze, jak ty, ale ona całkiem świetnie sobie radzi. Miała mnie odwiedzić, o ile się nie mylę.
Wiedział, że pomiędzy nimi były jakieś zatargi, ale nie do końca chciał się w to mieszać. Chociaż w tym momencie miał przeogromną ochotę dopiec swojej kuzynce tak, jak jeszcze nigdy.
- Oh, nie. Nie smoki. Wściekłe osy. Tak, Adrien ścigał się ze wściekłymi, indyjskimi osami. A potem zaczęły gonić go te ogromne motyle. Nie masz pojęcia, Selino! Osy jednak były zdecydowanie gorszymi przeciwnikami. - zerknął w stronę przyjaciela z wysoko uniesionymi brwiami, jakby szukał u niego poparcia swoich słów.
Ah, dopieczmy jej! Dopieczmy jej tak, żeby jej w pięty poszło! Selina doskonale znała Aarona. Jeśli ktoś nadepnął mu na odcisk (albo kopnął w piszczel), oddawał ze zdwojoną siłą!
Aaron Lovegood
Zawód : Właściciel herbaciarni "Czerwony Imbryk"
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
I'm just a man
I do what I can
Don't put the blame on me
I do what I can
Don't put the blame on me
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Tak, Adrien lubił odrywać się od rzeczywistości zwłaszcza w towarzystwie mu bliskich osób. Popuszczał wówczas wodzę fantazji zgrywając staruszka, który to wyolbrzymiał i zdawać by się mogło, że wciskał kity, a jednak w tych absurdach zawsze kryła się po części prawda. Nie mówił o tym nigdy głośno pozostawiając słuchacza w krainie domysłów. Nie inaczej było i tym razem. Słysząc bowiem zarzuty Seliny nadął poliki w geście oburzenia. On? Zmyślać? Nie...Nigdy!
- Aronie dolałbyś kuzynce herbaty. Nie słyszysz, jak się krztusi? - Nie mógł wręcz nie skomentować sposobu w jaki to niewiasta się wypowiadała. Naturalnie ciągle trzymał się swej roli stoickiego pogromcy słoni. I szło m wręcz doskonale, dopóki Aaron nie syknął z bólu. Wówczas nie wytrzymał i wyszczerzył się złośliwie niczym gremlin żydowskiego pochodzenia, który dobił niezłego utargu. Właściwie bliski był nawet parsknięcia, lecz stłumił je przykładając dłoń do ust. Chrząknął, a iskrzące się w jego oczach łobuzerskie ogniki zerkały na przyjaciela. Zachowywali się niczym dzieciaki ze szkolnej ławki, a różnica wieku ich dzieląca stała się nieistotna, choć obecnie oscylowała wokół piaskownicy.
- Staramy się. - Zapewnił ją posyłając szeroki uśmiech i szturchając delikatnie Aarona łokciem. Ach te niebezpieczniej igraszki przy herbatce. A propo niej, właśnie stygła! Uchylił więc porcelanową filiżankę rozkoszując się naparem i przysłuchując się opowieściom swego towarzysza.
- Och Aaronie... - machnął niedbale ręką i wywrócił oczami. - Nie zapominaj o swej roli w tym całym zamieszaniu. Gdybyś nie przybył na tej wielkiej ważce, którą dosiadałeś pewniej niżeli niejeden Carrow swego aeontona to dziś by mnie tu nie było.
- Aronie dolałbyś kuzynce herbaty. Nie słyszysz, jak się krztusi? - Nie mógł wręcz nie skomentować sposobu w jaki to niewiasta się wypowiadała. Naturalnie ciągle trzymał się swej roli stoickiego pogromcy słoni. I szło m wręcz doskonale, dopóki Aaron nie syknął z bólu. Wówczas nie wytrzymał i wyszczerzył się złośliwie niczym gremlin żydowskiego pochodzenia, który dobił niezłego utargu. Właściwie bliski był nawet parsknięcia, lecz stłumił je przykładając dłoń do ust. Chrząknął, a iskrzące się w jego oczach łobuzerskie ogniki zerkały na przyjaciela. Zachowywali się niczym dzieciaki ze szkolnej ławki, a różnica wieku ich dzieląca stała się nieistotna, choć obecnie oscylowała wokół piaskownicy.
- Staramy się. - Zapewnił ją posyłając szeroki uśmiech i szturchając delikatnie Aarona łokciem. Ach te niebezpieczniej igraszki przy herbatce. A propo niej, właśnie stygła! Uchylił więc porcelanową filiżankę rozkoszując się naparem i przysłuchując się opowieściom swego towarzysza.
- Och Aaronie... - machnął niedbale ręką i wywrócił oczami. - Nie zapominaj o swej roli w tym całym zamieszaniu. Gdybyś nie przybył na tej wielkiej ważce, którą dosiadałeś pewniej niżeli niejeden Carrow swego aeontona to dziś by mnie tu nie było.
Adrien Carrow
Zawód : Ordynator oddziału Zakażeń Magicznych
Wiek : 46
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wznosić się i upadać jest rzeczą ludzką. Ważne jest by nie bać się na nowo rozkładać swych skrzydeł i sięgać wyżej.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Roześmiała się dobrodusznie na słowa Adriena. Krztusi się? Chyba on w środku, bo na pewno nie ona, phi!
-Moje słowa aż tak pana ubodły, że nie jest pan na nie nijak zareagować poza tym?-zapytała, momentalnie obracając kartę, której używała.
Była zirytowana. Mocno. A przy jej temperamencie nie oznaczało to wyłącznie iskry, ale też totalny chaos. Nie cierpiała gdy ktoś z nią igrał. Nie lubiła grać na czyichś zasadach gry.
Tylko głupiec otoczony dwoma gryzącymi głowami, nie dzieliłby uwagi na obie. Dlatego zauważyła uśmiech Carrow'a. Zmrużyła oczy, powstrzymując się od złowrogiego prychnięcia.
-Życzę panom, byśmy żyli w świecie, gdzie starania są wystarczające.-postanowiła raz jeszcze zepchnąć jej rozmówcę do parteru, dając mu przebłysk uśmiechu. Krótki.
Na wspomnienie o Morgan wciągnęła gwałtownie powietrze do ust i... zamilknęła. Zaciskała szczękę tak mocno, że bez wątpienia było to widać z zewnątrz. Aaron chyba nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, jakiego ruchu użył. Jak niskiego, śliskiego i ohydnego ruchu użył! Od kogo jak kogo, ale nie spodziewała się, że taki cios wystosuje jej właśnie on.
-W takim razie miłej herbatki, kuzynie. Oby nie zatruła ci jej smaku tak, jak jej osoba robi to mi-wycedziła, próbując ukryć żal w nagłej złości.
Wstała, unosząc wysoko brodę i patrząc na obu z góry. Miała nadzieję, że nie widzieli, jak faluje jej klatka piersiowa, a serce zaczęło z zdwojoną szybkością pompować ból i smutek do każdego skrawka jej ukrwionego ciała. Może niedługo jej żal będzie kapać na podłogę. I może właśnie tak wyglądało umieranie z żalu. Znajdował on ujście i był wydalany wraz z krwią. I chyba fantazje jej towarzyszy natchnęły do nowego spojrzenia na przeżywane emocje. I opcje radzenia sobie z nimi.
-I osy, drogi kuzynie... osy nigdy nie zaatakują nie sprowokowane.-powiedziała, spokojniej, po czym obróciła się napięcie.
Morgan. Wchodziła z butami w każdą sferę jej życia. Quidditch. Brand. Rodzina. Nie mogła po prostu zniknąć? Zupełnie tak, jak Selina za drzwiami herbaciarni.
-Moje słowa aż tak pana ubodły, że nie jest pan na nie nijak zareagować poza tym?-zapytała, momentalnie obracając kartę, której używała.
Była zirytowana. Mocno. A przy jej temperamencie nie oznaczało to wyłącznie iskry, ale też totalny chaos. Nie cierpiała gdy ktoś z nią igrał. Nie lubiła grać na czyichś zasadach gry.
Tylko głupiec otoczony dwoma gryzącymi głowami, nie dzieliłby uwagi na obie. Dlatego zauważyła uśmiech Carrow'a. Zmrużyła oczy, powstrzymując się od złowrogiego prychnięcia.
-Życzę panom, byśmy żyli w świecie, gdzie starania są wystarczające.-postanowiła raz jeszcze zepchnąć jej rozmówcę do parteru, dając mu przebłysk uśmiechu. Krótki.
Na wspomnienie o Morgan wciągnęła gwałtownie powietrze do ust i... zamilknęła. Zaciskała szczękę tak mocno, że bez wątpienia było to widać z zewnątrz. Aaron chyba nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, jakiego ruchu użył. Jak niskiego, śliskiego i ohydnego ruchu użył! Od kogo jak kogo, ale nie spodziewała się, że taki cios wystosuje jej właśnie on.
-W takim razie miłej herbatki, kuzynie. Oby nie zatruła ci jej smaku tak, jak jej osoba robi to mi-wycedziła, próbując ukryć żal w nagłej złości.
Wstała, unosząc wysoko brodę i patrząc na obu z góry. Miała nadzieję, że nie widzieli, jak faluje jej klatka piersiowa, a serce zaczęło z zdwojoną szybkością pompować ból i smutek do każdego skrawka jej ukrwionego ciała. Może niedługo jej żal będzie kapać na podłogę. I może właśnie tak wyglądało umieranie z żalu. Znajdował on ujście i był wydalany wraz z krwią. I chyba fantazje jej towarzyszy natchnęły do nowego spojrzenia na przeżywane emocje. I opcje radzenia sobie z nimi.
-I osy, drogi kuzynie... osy nigdy nie zaatakują nie sprowokowane.-powiedziała, spokojniej, po czym obróciła się napięcie.
Morgan. Wchodziła z butami w każdą sferę jej życia. Quidditch. Brand. Rodzina. Nie mogła po prostu zniknąć? Zupełnie tak, jak Selina za drzwiami herbaciarni.
I care for myself.
The more solitary, friendless, unsustained I am,
the more I will respect myself.
The more solitary, friendless, unsustained I am,
the more I will respect myself.
Selina Lovegood
Zawód : ścigająca Os, naczelna zołza, bywalczyni kolumn Czarownicy
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
pride
will be always
the longest distance
between us
will be always
the longest distance
between us
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
W którymś momencie ta rozmowa, która w rzeczywistości miała być niewinną grą słów i przyjacielskich prztyczek, zamieniła się w kłębowisko nieprzemyślanych słów i ukrytych docinek. Wzrokiem uciekł od Adriena, próbując zatrzymać go na dłużej na twarzy swojej kuzynki, która zdawała się zamieniać w powoli gotującą się w czajniku wodę. Zmarszczył brwi, nie rozumiejąc, o co jej tak naprawdę chodzi. Słodko-kwaśna historyjka o pogoni za osami, smokami, słoniami i motylami, straciła na swojej wartości.
Zawsze wydawało mu się, że herbata była idealnym narzędziem do łagodzenia ludzkich nastrojów. Tym razem pomylił się jak jasna cholera.
Kiedy ta farsa zdawała się dobiegać końca, posłał Adrienowi przepraszające spojrzenie i wstał prędko od stolika, żeby dogonić Selinę w korytarzu. Złapał ja lekko za ramię - tak, owszem, lekko, bo nie chciał już oddawać jej więcej za tego kopniaka, przez którego zapewne niedługo powstanie mu na nodze piękny, fioletowy siniak. Kobiece buty miały niesamowitą siłę rażenia.
- Hej, hej, co się dzieje? - spytał od razu, nie chcąc tracić czasu na niepotrzebne ceregiele i wstępy. - Nie mów, że obraziłaś się za to, co ci opowiadaliśmy?
Puścił ją, bo bał się, że po tym geście obrazi się jeszcze bardziej! Tego mu nie trzeba było.
Odkąd on i Selina przestali spotykać się tak często, jak to robili w przeszłości, kiedy byli jeszcze dziećmi, zerwali chyba tę nić przyjaźni. Starali się jeszcze zawiązać oba końce, ale... kiepsko im coś to szło. Ten konflikt nie polepszył sprawy. Pogorszył ją.
Poza tym coś mu mówiło, że powinien ratować sytuację, bo inaczej potem Selinie przejdzie ochota na przychodzenie do jego herbaciarni i zasypywanie jej nowinkami ze świata sportu. Na razie jednak nie miał w planach jej przepraszać, bo... no cóż, ona zaczęła!
Zawsze wydawało mu się, że herbata była idealnym narzędziem do łagodzenia ludzkich nastrojów. Tym razem pomylił się jak jasna cholera.
Kiedy ta farsa zdawała się dobiegać końca, posłał Adrienowi przepraszające spojrzenie i wstał prędko od stolika, żeby dogonić Selinę w korytarzu. Złapał ja lekko za ramię - tak, owszem, lekko, bo nie chciał już oddawać jej więcej za tego kopniaka, przez którego zapewne niedługo powstanie mu na nodze piękny, fioletowy siniak. Kobiece buty miały niesamowitą siłę rażenia.
- Hej, hej, co się dzieje? - spytał od razu, nie chcąc tracić czasu na niepotrzebne ceregiele i wstępy. - Nie mów, że obraziłaś się za to, co ci opowiadaliśmy?
Puścił ją, bo bał się, że po tym geście obrazi się jeszcze bardziej! Tego mu nie trzeba było.
Odkąd on i Selina przestali spotykać się tak często, jak to robili w przeszłości, kiedy byli jeszcze dziećmi, zerwali chyba tę nić przyjaźni. Starali się jeszcze zawiązać oba końce, ale... kiepsko im coś to szło. Ten konflikt nie polepszył sprawy. Pogorszył ją.
Poza tym coś mu mówiło, że powinien ratować sytuację, bo inaczej potem Selinie przejdzie ochota na przychodzenie do jego herbaciarni i zasypywanie jej nowinkami ze świata sportu. Na razie jednak nie miał w planach jej przepraszać, bo... no cóż, ona zaczęła!
Aaron Lovegood
Zawód : Właściciel herbaciarni "Czerwony Imbryk"
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
I'm just a man
I do what I can
Don't put the blame on me
I do what I can
Don't put the blame on me
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Strona 1 z 15 • 1, 2, 3 ... 8 ... 15
Kącik kawiarniany
Szybka odpowiedź