Kącik kawiarniany
Strona 2 z 15 • 1, 2, 3 ... 8 ... 15
AutorWiadomość
First topic message reminder :
★★ [bylobrzydkobedzieladnie]
Kącik kawiarniany
Zastawa z indyjskimi ornamentami, imbryczki latające wysoko nad sufitem, by móc uzupełnić herbatę w filiżance, pobrzękiwanie widelczyków o opróżnione talerzyki, aromat słodkich ciast i drobnych deserów, pachnąca para unosząca się nad głowami zakochanych w piciu herbaty czarodziejów. Czujesz ten klimat? Na pewno masz ochotę wejść i zamówić jedną filiżankę lub dwie. Wygodne, skórzane fotele i stoliki przykryte białymi obrusikami jeszcze cię do tego zachęcają. Usiądź, rozgość się i czekaj na gorący napar.
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:33, w całości zmieniany 1 raz
Czy słowa Seliny go aż tak pana ubodły?
Niczym szpada. Postanowił zostawić tą werbalną uwagę dla siebie i jedynie wykrzywił usta w smutną podkówkę widząc, że ogień z którym postanowił igrać coraz to bardziej ma chęć posmagać go językami płomieni. Nie żeby czerpał przyjemność z tej konfrontacji, lecz to czynił. A przynajmniej do póki nie zostali przyłapani na gorącym uczynku, czym kobieta zasugerowała kolejną reprymendą. Koniec śmieszkowania. Adrien westchnął i wywrócił oczami. Nie chciało mu się wracać do tej skóry marszczącego się czterdziestopięcioletniego czarodzieja. Podciągnął więc opowiastkę o ważkach, by zaraz widzieć, jak Selina wstała oburzona, a za nią Aaron z którym zdążył wymienić jedynie porozumiewające spojrzenie. Zagwizdał pod nosem. Czyżby przesadzili? Które to spośród ich słów zgasiło ogień w tym buchającym piecu?
Niczym szpada. Postanowił zostawić tą werbalną uwagę dla siebie i jedynie wykrzywił usta w smutną podkówkę widząc, że ogień z którym postanowił igrać coraz to bardziej ma chęć posmagać go językami płomieni. Nie żeby czerpał przyjemność z tej konfrontacji, lecz to czynił. A przynajmniej do póki nie zostali przyłapani na gorącym uczynku, czym kobieta zasugerowała kolejną reprymendą. Koniec śmieszkowania. Adrien westchnął i wywrócił oczami. Nie chciało mu się wracać do tej skóry marszczącego się czterdziestopięcioletniego czarodzieja. Podciągnął więc opowiastkę o ważkach, by zaraz widzieć, jak Selina wstała oburzona, a za nią Aaron z którym zdążył wymienić jedynie porozumiewające spojrzenie. Zagwizdał pod nosem. Czyżby przesadzili? Które to spośród ich słów zgasiło ogień w tym buchającym piecu?
Adrien Carrow
Zawód : Ordynator oddziału Zakażeń Magicznych
Wiek : 46
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wznosić się i upadać jest rzeczą ludzką. Ważne jest by nie bać się na nowo rozkładać swych skrzydeł i sięgać wyżej.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Właściwie sama potyczka słowna właściwie dla Seliny... zawsze była atrakcyjna. Mimo że emocje szybko w niej wzbierały, lubiła je wykorzystywać w odpowiedni sposób. Popychały ją do rzeczy, które sprawiały, że uzyskiwała swój cel. Wygrywała. Bo czy słowa, które wypowiedziała nie wywołały w końcu tego, że jej "przeciwnicy" zostawali obnażeni, a ona niejako miała przy okazji sprawić, że sprawna riposta zabolała nieco ich nadmiernie napompowane ego? Dzięki temu sama, mimo irytacji, mogła pławić się w samozadowoleniu.
Do czasu. Do czasu aż Aaron nie przywołał tematu Morgan. A raczej - ona go zaczęła, a ten postanowił to wykorzystać. I nie mogła słuchać już więcej o tej Harpii. Już sam fakt, że należała do tej drużyny ją przekreślał. Nie cierpiała jej. Nie od kiedy Auriga napiętnowała ją swoją obecnością. Automatycznie połączyło to wszystkich spowinowaconych z siostrą. Dwa, że sama Gwendolyn wykorzystywała konflikt między siostrami do tego, by jej dopiec. Trzy, była bezpośrednim powodem, dla którego... zapłakała za kimś tak mocno. Okazało się, że nie tylko ma serce, ale ono też do kogoś bije. Czy była jej wdzięczna za to odkrycie? Absolutnie nie. Bo ta suka postanowiła rozkochać w sobie obiekt jej uczuć. A cztery, najwyraźniej miała z nią rywalizować także o swojego kuzyna!
Nosz do jasnej cholery!
Zacisnęła usta, gdy poczuła uścisk i obróciła się gwałtownie, jakby mając nadzieję, że pozostanie w tej roli. Że będzie dalej zła. Bo o wiele łatwiej było emanować intensywną złością jak przyznać się do tego, że zostało się zranionym, prawda?
Rodzina była słabością. Każdego. Czy istniała osoba, która posiadałaby serce i nie miała miękkiego punktu dla własnej krwi? Dlatego ją tknęło. Czy chciała go całkiem od siebie odepchnąć? Pozbawić się jego ciepłego towarzystwa dla dumy?
Zawahała się. Czy widział to? Czy był w stanie ją przejrzeć? To wstrzymanie oddechu, jakby zatrzymywała w sobie sentencję, która miała wydać wyrok na ich dalszą relację?
-Nie bądź głupi.-parsknęła, odwracając wzrok, dopiero po chwili zdając sobie sprawę, że jej próba opóźnienia ewentualnego wyjaśnienia nie była dowodem najzgrabniej dobranych słów. Zdążyła już zapomnieć o ich towarzyszu, który wywołał iskry i wzbudził w niej ogień, którym sam się poparzył. Nie miała pojęcia czy był typem, który z zafascynowaniem wpatrywał się w gorące, czerwone języki. Wolała takie burzliwe relacje. Były wygodne. Opierały się na grze słów i na igraniu z bestią, która czaiła się w każdym. Lubiła to ryzyko. Ale wyłącznie, gdy startowała z tego piedestału. A dla drugiego Lovegooda? Nie, oni nie stawali nigdy na przeciwko siebie w ten sposób. Owszem, przekomarzali się, czasem kłócili o drobnostki, ale... mieli do siebie zaufanie na każdym kroku. W którym momencie ta taryfa ulgowa została zerwana? A może to Selina straciła jakąkolwiek wiarę w dobre intencje? Choć być może to kuzyn zapomniał, że osa atakuje pierwsza tylko dlatego, że w bezpośrednim zwarciu często okazuje się krucha i delikatna, gdy na chwilę przestaje się skupiać tylko na jej żądle. Zauważa się wtedy słaby chitynowy pancerzyk, który można zgnieść jednym trafnym ciosem.
Zacisnęła szczękę, milknąc.
-Jak możesz powiedzieć o niej jakiekolwiek dobre słowo?! O niej?!-ściszyła głos do szeptu, trochę desperacko, zbliżając się do niego, jakby wyjawiała mu sekret. Zaakcentowała fragment o Morgan, by dać mu do zrozumienia jak niedorzeczne to było. Jak mógł ją przywoływać w taki sposób? Czy nie wiedział, że w każdym kłamstwie jest ziarno prawdy? Czy na stolikach w jego herbaciarni nie leżały nowe numery Czarownicy, które naznosiły stałe klientki, zanosząc się chichotami nad gorącymi ploteczkami?
Do czasu. Do czasu aż Aaron nie przywołał tematu Morgan. A raczej - ona go zaczęła, a ten postanowił to wykorzystać. I nie mogła słuchać już więcej o tej Harpii. Już sam fakt, że należała do tej drużyny ją przekreślał. Nie cierpiała jej. Nie od kiedy Auriga napiętnowała ją swoją obecnością. Automatycznie połączyło to wszystkich spowinowaconych z siostrą. Dwa, że sama Gwendolyn wykorzystywała konflikt między siostrami do tego, by jej dopiec. Trzy, była bezpośrednim powodem, dla którego... zapłakała za kimś tak mocno. Okazało się, że nie tylko ma serce, ale ono też do kogoś bije. Czy była jej wdzięczna za to odkrycie? Absolutnie nie. Bo ta suka postanowiła rozkochać w sobie obiekt jej uczuć. A cztery, najwyraźniej miała z nią rywalizować także o swojego kuzyna!
Nosz do jasnej cholery!
Zacisnęła usta, gdy poczuła uścisk i obróciła się gwałtownie, jakby mając nadzieję, że pozostanie w tej roli. Że będzie dalej zła. Bo o wiele łatwiej było emanować intensywną złością jak przyznać się do tego, że zostało się zranionym, prawda?
Rodzina była słabością. Każdego. Czy istniała osoba, która posiadałaby serce i nie miała miękkiego punktu dla własnej krwi? Dlatego ją tknęło. Czy chciała go całkiem od siebie odepchnąć? Pozbawić się jego ciepłego towarzystwa dla dumy?
Zawahała się. Czy widział to? Czy był w stanie ją przejrzeć? To wstrzymanie oddechu, jakby zatrzymywała w sobie sentencję, która miała wydać wyrok na ich dalszą relację?
-Nie bądź głupi.-parsknęła, odwracając wzrok, dopiero po chwili zdając sobie sprawę, że jej próba opóźnienia ewentualnego wyjaśnienia nie była dowodem najzgrabniej dobranych słów. Zdążyła już zapomnieć o ich towarzyszu, który wywołał iskry i wzbudził w niej ogień, którym sam się poparzył. Nie miała pojęcia czy był typem, który z zafascynowaniem wpatrywał się w gorące, czerwone języki. Wolała takie burzliwe relacje. Były wygodne. Opierały się na grze słów i na igraniu z bestią, która czaiła się w każdym. Lubiła to ryzyko. Ale wyłącznie, gdy startowała z tego piedestału. A dla drugiego Lovegooda? Nie, oni nie stawali nigdy na przeciwko siebie w ten sposób. Owszem, przekomarzali się, czasem kłócili o drobnostki, ale... mieli do siebie zaufanie na każdym kroku. W którym momencie ta taryfa ulgowa została zerwana? A może to Selina straciła jakąkolwiek wiarę w dobre intencje? Choć być może to kuzyn zapomniał, że osa atakuje pierwsza tylko dlatego, że w bezpośrednim zwarciu często okazuje się krucha i delikatna, gdy na chwilę przestaje się skupiać tylko na jej żądle. Zauważa się wtedy słaby chitynowy pancerzyk, który można zgnieść jednym trafnym ciosem.
Zacisnęła szczękę, milknąc.
-Jak możesz powiedzieć o niej jakiekolwiek dobre słowo?! O niej?!-ściszyła głos do szeptu, trochę desperacko, zbliżając się do niego, jakby wyjawiała mu sekret. Zaakcentowała fragment o Morgan, by dać mu do zrozumienia jak niedorzeczne to było. Jak mógł ją przywoływać w taki sposób? Czy nie wiedział, że w każdym kłamstwie jest ziarno prawdy? Czy na stolikach w jego herbaciarni nie leżały nowe numery Czarownicy, które naznosiły stałe klientki, zanosząc się chichotami nad gorącymi ploteczkami?
I care for myself.
The more solitary, friendless, unsustained I am,
the more I will respect myself.
The more solitary, friendless, unsustained I am,
the more I will respect myself.
Selina Lovegood
Zawód : ścigająca Os, naczelna zołza, bywalczyni kolumn Czarownicy
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
pride
will be always
the longest distance
between us
will be always
the longest distance
between us
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Indie nie nauczyły go zaciętości w takiej walce słownej. Nauczyła go tego Selina. Jeśli chciało się mieć z nią dobry kontakt, to wypadało dorównywać jej kroku w tych wszystkich ripostach, docinkach i trafnych spostrzeżeniach. Jak to widać na załączonym obrazku - jeśli Selina i Aaron rozmawiali na osobności, było uroczo, przyjemnie i radośnie; kiedy dochodził ktoś jeszcze, rozmowa zamieniała się w istny wyścig szczurów. To nieważne, czy ktoś siedział obok, czy tylko został wspomniany jednym słowem.
Osoby trzecie były niepożądane.
Puścił ją i odetchnął spokojnie. Nie miał pojęcia, że Gwen może stanowić taką przeszkodę. Owszem, miał wrażenie, że coś nie grało między nimi, ale naprawdę nie sądził, że to może urosnąć do rangi nienawiści! "Czarownica" interesowała go o wiele mniej niż "Prorok Codzienny", więc być może dlatego ta informacja o ich niechęci do siebie do niego nie dotarła.
- Oboje zachowaliśmy się jak gówniarze, dobrze, w porządku - patrzył na nią, jakby oczekiwał zrozumienia w jej płonących żywym ogniem oczach, po czym kontynuował, ale bez tonu wskazującego na błaganie na kolanach: - Przepraszam, Selino. Wspominanie o Gwendolyn nie było dobrym pomysłem na uprzykrzenie ci życia. Na gacie Merlina, obiecuję poprawę. Tylko proszę, nie rób tutaj więcej takich scen. To miała być swobodna wymiana zdań, a nie kopanie po piszczelach i wypominanie nieprzyjemności przeszłości.
Nawet zrymował na koniec, no proszę. Najwyraźniej tłumaczenie czegoś na szybko potrafiło wzniecić w umyśle jakąś iskrę artyzmu.
Spojrzał w stronę samotnego Adriena. Miał nadzieję, że nie będzie miał mu za złe tego pozostawienia go samego przy stoliku. Dobra, tu nawet nie chodzi o sam stolik. Chodzi o Selinę i o to, jak trafnie zniesmaczyła im herbatę. Albo zrobiło to połączenie jej żądlącego charakteru z ich predyspozycjami do odmładzania się w ubarwianiu historii nieprawdopodobnymi wydarzeniami, które nigdy nie miały miejsca w ich życiu.
Osoby trzecie były niepożądane.
Puścił ją i odetchnął spokojnie. Nie miał pojęcia, że Gwen może stanowić taką przeszkodę. Owszem, miał wrażenie, że coś nie grało między nimi, ale naprawdę nie sądził, że to może urosnąć do rangi nienawiści! "Czarownica" interesowała go o wiele mniej niż "Prorok Codzienny", więc być może dlatego ta informacja o ich niechęci do siebie do niego nie dotarła.
- Oboje zachowaliśmy się jak gówniarze, dobrze, w porządku - patrzył na nią, jakby oczekiwał zrozumienia w jej płonących żywym ogniem oczach, po czym kontynuował, ale bez tonu wskazującego na błaganie na kolanach: - Przepraszam, Selino. Wspominanie o Gwendolyn nie było dobrym pomysłem na uprzykrzenie ci życia. Na gacie Merlina, obiecuję poprawę. Tylko proszę, nie rób tutaj więcej takich scen. To miała być swobodna wymiana zdań, a nie kopanie po piszczelach i wypominanie nieprzyjemności przeszłości.
Nawet zrymował na koniec, no proszę. Najwyraźniej tłumaczenie czegoś na szybko potrafiło wzniecić w umyśle jakąś iskrę artyzmu.
Spojrzał w stronę samotnego Adriena. Miał nadzieję, że nie będzie miał mu za złe tego pozostawienia go samego przy stoliku. Dobra, tu nawet nie chodzi o sam stolik. Chodzi o Selinę i o to, jak trafnie zniesmaczyła im herbatę. Albo zrobiło to połączenie jej żądlącego charakteru z ich predyspozycjami do odmładzania się w ubarwianiu historii nieprawdopodobnymi wydarzeniami, które nigdy nie miały miejsca w ich życiu.
Aaron Lovegood
Zawód : Właściciel herbaciarni "Czerwony Imbryk"
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
I'm just a man
I do what I can
Don't put the blame on me
I do what I can
Don't put the blame on me
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Być może faktycznie było coś w tym, że kontakty z Seliną wymagały wyłączności. Lubiła tą czujność i atencyjność, którą popisywali się ze swoimi rozmówcami. Doceniała dobrego obserwatora i inteligencję w rozmowie. Bo chyba tylko w ten sposób dawała się poznać. Gdy nie przykładało się uwagi do jej osoby... ciężko było zauważyć cokolwiek poza tym, że jest irytująca, arogancka i niegrzeczna. A było coś poza tym, prawda? I kto nie lubiłby mieć okazji do rozwinięcia pełnego wachlarza swoich możliwości? Jednak trzeba mieć też na uwadze, że powołana osoba wywoływała w zawodniczce skrajnie negatywne odczucia. Bo o ile rozmowę z Adrienem i Aaronem mogła przyjąć jako grę i możliwość odgryzienia się facetowi naładowanemu testosteronem - jak uważała - tak Morgan wywoływała w niej reakcję alergiczną.
Ogień w jej oczach jakby zelżał, gdy odpuścił, choć nie zniknął, gdy nazwał ją gówniarzem. Tylko i wyłącznie dlatego, że nie miała zamiaru się spierać o to, kto był gorszym dzieckiem, odpuściła sobie temat. Między innymi dlatego, że faktycznie nieco przesadziła. A nie chciała się tłumaczyć. A tym bardziej przepraszać. Jednak dalsze słowa kuzyna powoli zaczęły jej odbierać nadzieję, że obędzie się bez jej skruchy.
-Nie, wspominanie o Morgan nie jest dobrym pomysłem przy mnie.-zgodziła się, zaciskając lekko usta.-Scen?-powtórzyła, zdziwiona, by po chwili zmarszczyć nieco brwi.-Piszczel twój, faktycznie, mógł być oszczędzony.-zgodziła się, przyznając się do błędu tak, jakby stwierdzała naukowy fakt, a nie pokutowała.-Nie wiń mnie jednak za to, że brak mi kobiecej naiwności, kuzynie.-odparła, prostując się.-Wiesz, że moje słowa nie były kierowane do ciebie.-dodała, tylko na chwilę zwracając wzrok ku mężczyźnie, który teraz samotnie siedział przy jednym ze stołów.
Westchnęła, zakładając kosmyk włosów za ucho.
-To chyba nie był dla mnie dobry dzień na kubek herbaty.-zauważyła, neutralnym tonem, jakby rezygnując z dalszej utarczki.
Ogień w jej oczach jakby zelżał, gdy odpuścił, choć nie zniknął, gdy nazwał ją gówniarzem. Tylko i wyłącznie dlatego, że nie miała zamiaru się spierać o to, kto był gorszym dzieckiem, odpuściła sobie temat. Między innymi dlatego, że faktycznie nieco przesadziła. A nie chciała się tłumaczyć. A tym bardziej przepraszać. Jednak dalsze słowa kuzyna powoli zaczęły jej odbierać nadzieję, że obędzie się bez jej skruchy.
-Nie, wspominanie o Morgan nie jest dobrym pomysłem przy mnie.-zgodziła się, zaciskając lekko usta.-Scen?-powtórzyła, zdziwiona, by po chwili zmarszczyć nieco brwi.-Piszczel twój, faktycznie, mógł być oszczędzony.-zgodziła się, przyznając się do błędu tak, jakby stwierdzała naukowy fakt, a nie pokutowała.-Nie wiń mnie jednak za to, że brak mi kobiecej naiwności, kuzynie.-odparła, prostując się.-Wiesz, że moje słowa nie były kierowane do ciebie.-dodała, tylko na chwilę zwracając wzrok ku mężczyźnie, który teraz samotnie siedział przy jednym ze stołów.
Westchnęła, zakładając kosmyk włosów za ucho.
-To chyba nie był dla mnie dobry dzień na kubek herbaty.-zauważyła, neutralnym tonem, jakby rezygnując z dalszej utarczki.
I care for myself.
The more solitary, friendless, unsustained I am,
the more I will respect myself.
The more solitary, friendless, unsustained I am,
the more I will respect myself.
Selina Lovegood
Zawód : ścigająca Os, naczelna zołza, bywalczyni kolumn Czarownicy
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
pride
will be always
the longest distance
between us
will be always
the longest distance
between us
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Wszelkie teorie traktujące o tym, że Selina staje się absolutnie inną osobą, kiedy przestaje się strzępić jej nerwy, okazały się prawdziwe. Aaron przyglądał jej się bacznie, badając każdą jej emocje, która naruszała jej stałe rysy twarzy. Rzadko kiedy widział ją w takim stanie - chodzi o tę drastyczną zmianę, jaka w niej zaszła.
- Dobrze, dobrze, podarujmy sobie tego wszystkiego. To w ogóle nie było potrzebne... no wiesz, całe to zamieszanie - powiedział, po czym odetchnął spokojnie.
Jeszcze raz spojrzał w kierunku stolika, który zajmowany był przez Adriena. Czuł się rozerwany. Z jednej strony była Selina, jego droga kuzynka, której za wszelką cenę nie chciał zawieść, a z drugiej Adrien, najlepszy przyjaciel, który zasługiwał na choć chwilę uwagi ze strony Aarona.
- Wiem, wiem - mruknął.
Przeniósł wzrok na Selinę, po raz kolejny z resztą. Pomyślał, że dobrym zakończeniem tego krótkiego, ognistego pojedynku byłby rodzinny przytulas, no ale... tak w kawiarni? Kiedy obserwują ich czarodzieje mogący pracować w Proroku? Albo Czarownicy? Już widział te cudowne nagłówki mówiąc o romansie herbaciarza z zawodniczką Os, na samym środku publicznego miejsca, jakim była herbaciarnia "Czerwony Imbryk"! Poza tym, nie sądził, by Selina lubiła okazywać swoje uczucia przy takim tłumie gapiów. Wystarczyło już im to, że weszli ze sobą w utarczkę słowną.
Wsunął dłonie do kieszeni swoich spodni.
- Mogę wpaść dzisiaj do ciebie, jeśli chcesz. Wezmę herbatę, wypijemy ją na spokojnie. Już bez dodatkowych par oczu i drażliwych tematów. Hm, co ty na to? - uśmiechnął się lekko, żeby zachęcić ją do przyjęcia tej skromnej propozycji.
- Dobrze, dobrze, podarujmy sobie tego wszystkiego. To w ogóle nie było potrzebne... no wiesz, całe to zamieszanie - powiedział, po czym odetchnął spokojnie.
Jeszcze raz spojrzał w kierunku stolika, który zajmowany był przez Adriena. Czuł się rozerwany. Z jednej strony była Selina, jego droga kuzynka, której za wszelką cenę nie chciał zawieść, a z drugiej Adrien, najlepszy przyjaciel, który zasługiwał na choć chwilę uwagi ze strony Aarona.
- Wiem, wiem - mruknął.
Przeniósł wzrok na Selinę, po raz kolejny z resztą. Pomyślał, że dobrym zakończeniem tego krótkiego, ognistego pojedynku byłby rodzinny przytulas, no ale... tak w kawiarni? Kiedy obserwują ich czarodzieje mogący pracować w Proroku? Albo Czarownicy? Już widział te cudowne nagłówki mówiąc o romansie herbaciarza z zawodniczką Os, na samym środku publicznego miejsca, jakim była herbaciarnia "Czerwony Imbryk"! Poza tym, nie sądził, by Selina lubiła okazywać swoje uczucia przy takim tłumie gapiów. Wystarczyło już im to, że weszli ze sobą w utarczkę słowną.
Wsunął dłonie do kieszeni swoich spodni.
- Mogę wpaść dzisiaj do ciebie, jeśli chcesz. Wezmę herbatę, wypijemy ją na spokojnie. Już bez dodatkowych par oczu i drażliwych tematów. Hm, co ty na to? - uśmiechnął się lekko, żeby zachęcić ją do przyjęcia tej skromnej propozycji.
Aaron Lovegood
Zawód : Właściciel herbaciarni "Czerwony Imbryk"
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
I'm just a man
I do what I can
Don't put the blame on me
I do what I can
Don't put the blame on me
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Może była emocjonalnym kameleonem? Teatralna czy zwyczajnie wrażliwa? Perfidna czy nadostrożna? Stosująca mechanizmy obronne czy też po prostu wredna i sukowata? A może zdołała już przekroczyć bezpieczne linie tych dopuszczalnych zachowań i - niepowstrzymana - kroczy dalej, zapominając o granicach? Albo faktycznie miała po prostu dwie twarze - maskę i tą prawdziwą. Albo dwie osobowości, osobne jaźnie aktywowane za pomocą skomplikowanych, towarzyskich zachowań. Lub po prostu taki miała charakter? Analiza psychologiczna czasem bywa niesamowicie trudna, gdy sam zainteresowany nie jest do końca pewien swoich własnych przesłanek.
Obserwowała go. To on odwalał przepraszanie za ich dwójkę. Po części trochę czekała na jego potknięcie. Nie mogła przecież pozwolić na to, by wykorzystał jej moment słabości na przepuszczenie ataku, prawda? Ale wiedziała, że jej czujność była zbędna. Aaron zawsze mógł się pochwalić lepszym charakterem od jej własnego. Czasem nawet jego dobroć sprawiała, że go nie cierpiała. Bo chwilami nie zasługiwała na podobne traktowanie. I naprawdę nie podobało jej się to uczucie.
Zaciskała więc tylko palce na ażurowym swetrze, który zdjęła przed wejściem, a aktualnie trzymała zwiniętego w dłoniach. Milczała. Zupełnie jak w dzieciństwie, gdy bardzo przeholowała, a była zbyt dumna i uparta, by przyznać się do winy i choćby pokazać po sobie skruchę. Była jakby otępiała. Jakby puszczała to wszystko mimo uszu, mimo że uważnie słuchała.
-Po południu mam trening.-odparła zaraz, jakby nagle przebudzona, nieco mechanicznie.-Jutro o tej samej porze?-zaproponowała jednak, neutralnie.-Weź kilka próbek tych nowych wynalazków.-dodała, nie przestając na niego patrzeć.-Wracaj do pogromcy słoni. Jemu jesteś chyba bardziej potrzebny niż mi. Wygląda naprawdę żałośnie siedząc tak samotnie przy stoliku.-zaśmiała się cicho, musząc powiedzieć coś podobnego, bo inaczej nie byłaby sobą. Wyciągnęła rękę i właściwie położyła ją na chwilę na nadgarstku kuzyna, wysyłając mu jakiś blady uśmiech w geście pożegnania.-Będę czekać.-posłała mu ostatnie słowa, by w końcu się ewakuować z lokalu.
/zt
Obserwowała go. To on odwalał przepraszanie za ich dwójkę. Po części trochę czekała na jego potknięcie. Nie mogła przecież pozwolić na to, by wykorzystał jej moment słabości na przepuszczenie ataku, prawda? Ale wiedziała, że jej czujność była zbędna. Aaron zawsze mógł się pochwalić lepszym charakterem od jej własnego. Czasem nawet jego dobroć sprawiała, że go nie cierpiała. Bo chwilami nie zasługiwała na podobne traktowanie. I naprawdę nie podobało jej się to uczucie.
Zaciskała więc tylko palce na ażurowym swetrze, który zdjęła przed wejściem, a aktualnie trzymała zwiniętego w dłoniach. Milczała. Zupełnie jak w dzieciństwie, gdy bardzo przeholowała, a była zbyt dumna i uparta, by przyznać się do winy i choćby pokazać po sobie skruchę. Była jakby otępiała. Jakby puszczała to wszystko mimo uszu, mimo że uważnie słuchała.
-Po południu mam trening.-odparła zaraz, jakby nagle przebudzona, nieco mechanicznie.-Jutro o tej samej porze?-zaproponowała jednak, neutralnie.-Weź kilka próbek tych nowych wynalazków.-dodała, nie przestając na niego patrzeć.-Wracaj do pogromcy słoni. Jemu jesteś chyba bardziej potrzebny niż mi. Wygląda naprawdę żałośnie siedząc tak samotnie przy stoliku.-zaśmiała się cicho, musząc powiedzieć coś podobnego, bo inaczej nie byłaby sobą. Wyciągnęła rękę i właściwie położyła ją na chwilę na nadgarstku kuzyna, wysyłając mu jakiś blady uśmiech w geście pożegnania.-Będę czekać.-posłała mu ostatnie słowa, by w końcu się ewakuować z lokalu.
/zt
I care for myself.
The more solitary, friendless, unsustained I am,
the more I will respect myself.
The more solitary, friendless, unsustained I am,
the more I will respect myself.
Selina Lovegood
Zawód : ścigająca Os, naczelna zołza, bywalczyni kolumn Czarownicy
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
pride
will be always
the longest distance
between us
will be always
the longest distance
between us
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
- Wezmę, nie martw się - odpowiedział ocieplonym głosem. - I wpadnę do ciebie, kiedy klientów będzie mniej. Nie chcę zostawiać herbaciarni na głowie dziewczyn.
Kiedy wspomniała o Adrienie, uśmiechnął się kątem ust. Sporo było w tym prawdy.
- Do zobaczenia, Selino - pożegnał się z nią, patrząc, jak wychodzi z herbaciarni, jak drzwi zamykają się za nią, a dzwoneczek obwieszcza odejście kolejnego klienta.
Aaron stał jeszcze przez chwilę przy ladzie, myśląc nad tym, co się stało. Trochę był na nią wściekły, a trochę było mu żal, że akurat tak to się wszystko skończyło. Uległ jej. Pobiegł i dał się przekabacić jej pokrętnemu humorkowi. Mimo to nie żałował. Gdyby nie ona i jej wizyty, już dawno wpadłby w szał. Aurelia nie wracała do domu, nie pisała listów, nie dawała znaku życia. Rozdarcie spowodowane długą nieobecnością swojej siostry bliźniaczki, pogłębiało się, co bardzo negatywnie wpływało na jego odczuwanie świata dookoła niego.
To tak, jakby ktoś wyrwał ci jedną rękę i nogę, po czym kazał tak żyć w najlepsze.
Przetarł dłonią twarz i wrócił do stolika, przy którym wciąż siedział jego przyjaciel z Indii.
- Wybacz, Adrienie. Sprawa już jest załatwiona... tylko szkoda, że musiałeś być tego świadkiem. No więc... zacznijmy od początku - napił się herbaty z filiżanki. Imbryk znów ją napełnił w przypływie troski o swojego właściciela. - Próbki herbat dla twojego przyjaciela mam przygotowane w gabinecie, więc na koniec spotkania pójdę po nie i ci je oddam. Ale teraz opowiedz mi, co tam u ciebie słychać. Jak się miewa Inara? Prorok jakiś czas temu poświęcił jej niewielki skrawek swojego artykułu. Poszukują nauczyciela eliksirów w Hogwarcie.
Utkwił wzrok w twarzy czarodzieja. Ciekaw był, czy wiedział!
Kiedy wspomniała o Adrienie, uśmiechnął się kątem ust. Sporo było w tym prawdy.
- Do zobaczenia, Selino - pożegnał się z nią, patrząc, jak wychodzi z herbaciarni, jak drzwi zamykają się za nią, a dzwoneczek obwieszcza odejście kolejnego klienta.
Aaron stał jeszcze przez chwilę przy ladzie, myśląc nad tym, co się stało. Trochę był na nią wściekły, a trochę było mu żal, że akurat tak to się wszystko skończyło. Uległ jej. Pobiegł i dał się przekabacić jej pokrętnemu humorkowi. Mimo to nie żałował. Gdyby nie ona i jej wizyty, już dawno wpadłby w szał. Aurelia nie wracała do domu, nie pisała listów, nie dawała znaku życia. Rozdarcie spowodowane długą nieobecnością swojej siostry bliźniaczki, pogłębiało się, co bardzo negatywnie wpływało na jego odczuwanie świata dookoła niego.
To tak, jakby ktoś wyrwał ci jedną rękę i nogę, po czym kazał tak żyć w najlepsze.
Przetarł dłonią twarz i wrócił do stolika, przy którym wciąż siedział jego przyjaciel z Indii.
- Wybacz, Adrienie. Sprawa już jest załatwiona... tylko szkoda, że musiałeś być tego świadkiem. No więc... zacznijmy od początku - napił się herbaty z filiżanki. Imbryk znów ją napełnił w przypływie troski o swojego właściciela. - Próbki herbat dla twojego przyjaciela mam przygotowane w gabinecie, więc na koniec spotkania pójdę po nie i ci je oddam. Ale teraz opowiedz mi, co tam u ciebie słychać. Jak się miewa Inara? Prorok jakiś czas temu poświęcił jej niewielki skrawek swojego artykułu. Poszukują nauczyciela eliksirów w Hogwarcie.
Utkwił wzrok w twarzy czarodzieja. Ciekaw był, czy wiedział!
Aaron Lovegood
Zawód : Właściciel herbaciarni "Czerwony Imbryk"
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
I'm just a man
I do what I can
Don't put the blame on me
I do what I can
Don't put the blame on me
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
- Nie przejmuj się. Rodzinne przepychanki dobrze świadczą o kondycji relacji między jej członkami. Dobrze czasem pozasadzać sobie prztyczków w nos. Życie od razu nabiera barw, także nie masz za co przepraszać zwłaszcza, że niewątpliwie przysłużyłem się sprawie. - Wyjaśnił, czując, że dołożył do rodzinnej waśni kilka swoich groszy. Cóż, takie uroki bycia coraz to starszym człowiekiem!
- Dobrze. Ciągle żywy i niespokojny duch w niej drzemie. Mam nadzieję, że z tego nie wyrośnie i...tak wiem, że poświęcił. - Wydawał się nie być zadowolonym z tego ostatniego faktu. Bo nie był. - Boję się trochę, że ściągnie to na nią za dużo niepotrzebnej uwagi. Do tego ledwie co na nowo rozgościła się w naszym domu, a zaraz miałbym ją żegnać i widywać ją w święta, ferie, bądź wakacje. Naturalnie zdaję sobie sprawę, że ni mogę się zachowywać jak zaborczy, egoistyczny ojczulek. Powoli układa sobie własne życie, a ta praca, jeśli się jej uda...kto wie, może pozwoli rozwinąć jej skrzydła? - Po marudził, lecz skończył nad wyraz optymistyczną wizją. Naturalnie nie wspominał już o tym, że będzie zmuszony wówczas dość często odwiedzać swą dawną szkołę magii ze względów wiadomych, gdyż...Cóż, wspominał już przecież, że jest starym, zaborczym i egoistycznym ojczulkiem. W końcu gdzie by jego Skarbek się nie udał, zawsze będzie należał do niego!
- Zresztą polecam Ci nas odwiedzić któregoś dnia to sam się przekonasz co u mej córy słychać. Lato w rozkwicie to idealna więc pora na niezobowiązujące spotkanie. Gonitwę jakąś się urządzi, amatorsko możemy pograć w coś na miotłach, a potem ognia jakiegoś napalić...Jak chcesz możesz wziąć ze sobą Selinę, bądź jakiegoś przyjaciela, którego nie brzydzą mało szlacheckie obrządki. - zaproponował, zdając sobie sprawę, że to nie są rozrywki, którymi pała się szlachta, lecz takie, które może zaproponować tylko bliskim.
- Swoją drogą, wiesz może co tam słychać u Tośka? Jakoś kontakt mi się z nim urwał, choć to nie takie zaskakujące biorąc pod uwagę jego zawód.
- Dobrze. Ciągle żywy i niespokojny duch w niej drzemie. Mam nadzieję, że z tego nie wyrośnie i...tak wiem, że poświęcił. - Wydawał się nie być zadowolonym z tego ostatniego faktu. Bo nie był. - Boję się trochę, że ściągnie to na nią za dużo niepotrzebnej uwagi. Do tego ledwie co na nowo rozgościła się w naszym domu, a zaraz miałbym ją żegnać i widywać ją w święta, ferie, bądź wakacje. Naturalnie zdaję sobie sprawę, że ni mogę się zachowywać jak zaborczy, egoistyczny ojczulek. Powoli układa sobie własne życie, a ta praca, jeśli się jej uda...kto wie, może pozwoli rozwinąć jej skrzydła? - Po marudził, lecz skończył nad wyraz optymistyczną wizją. Naturalnie nie wspominał już o tym, że będzie zmuszony wówczas dość często odwiedzać swą dawną szkołę magii ze względów wiadomych, gdyż...Cóż, wspominał już przecież, że jest starym, zaborczym i egoistycznym ojczulkiem. W końcu gdzie by jego Skarbek się nie udał, zawsze będzie należał do niego!
- Zresztą polecam Ci nas odwiedzić któregoś dnia to sam się przekonasz co u mej córy słychać. Lato w rozkwicie to idealna więc pora na niezobowiązujące spotkanie. Gonitwę jakąś się urządzi, amatorsko możemy pograć w coś na miotłach, a potem ognia jakiegoś napalić...Jak chcesz możesz wziąć ze sobą Selinę, bądź jakiegoś przyjaciela, którego nie brzydzą mało szlacheckie obrządki. - zaproponował, zdając sobie sprawę, że to nie są rozrywki, którymi pała się szlachta, lecz takie, które może zaproponować tylko bliskim.
- Swoją drogą, wiesz może co tam słychać u Tośka? Jakoś kontakt mi się z nim urwał, choć to nie takie zaskakujące biorąc pod uwagę jego zawód.
Adrien Carrow
Zawód : Ordynator oddziału Zakażeń Magicznych
Wiek : 46
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wznosić się i upadać jest rzeczą ludzką. Ważne jest by nie bać się na nowo rozkładać swych skrzydeł i sięgać wyżej.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Zawsze traktował Adriena jako kogoś mądrzejszego od siebie. Kiedy jeszcze byli w Indiach, a ich wiek był niższy niż ten teraźniejszy, Aaron słuchał go z rozdziawionymi szeroko ustami. On przeżył to, czego jemu nie było dane. Doświadczył więcej i wiedział więcej. Należał mu się zatem szacunek.
- Może masz rację... - odparła, wciąż zastanawiając się nad tą minioną sytuacją. - W każdym razie obiecałem, że przyjdę do niej na herbatę. Może zareagowała tak ze względu na stres związany z meczami... sam nie wiem. - wzruszył lekko ramionami, czując oplatającą je bezradność. - Oboje się przysłużyliśmy, taka prawda. Ale nie martw się o to, porozmawiam z nią i wszystko sobie wytłumaczymy.
Nie miał pojęcia, jakich słów mógłby użyć w rozmowie z Seliną. To zawsze było dla niego zagadką, a pogawędki z nią wydawały się być chodzeniem po polu minowym. Ale to już musiał zostawić na później. Teraz powinien zająć się Adrienem, którego bezwstydnie zostawił samego na środku herbaciarni!
Upił nieco herbaty, by wyzbyć się nieprzyjemnych myśli i skupił swój wzrok razem ze słuchem, na przyjacielu. Po krótkiej chwili z jego ust wypadł cichy, chrypliwy śmiech.
- Takie są uroki dorosłego życia. Inara ma już swoje lata, potrafi podejmować odpowiedzialnie decyzje, które będą miały wpływ na jej dalsze życie. A tobie pozostaje mieć nadzieję, że odmówi, jeśli to jednak ją Grindelwald sobie upatrzy na swoją następną "ofiarę". Chociaż sądzę, że praca w Hogwarcie dałaby jej prawdziwego kopa doświadczeniowego.
Chwycił za jedno z tych małych ciasteczek z karbowanym brzegiem, które leżały niewinnie na talerzyku od samego początku ich rozmowy. Przełknął to, co miał w ustach i dopiero wówczas odpowiedział:
- Powiadasz? Z ogromną ochotą przystaję na tę propozycję. Najchętniej przyszedłbym z Aurelią, ale sam rozumiesz... nie wróciła jeszcze. Ani znaku życia mi nie dała. - jego twarz nieco spochmurniała. - Powinienem jej wysłać list, ale boję się, że Ajay jej nie znajdzie... albo zgubi się w jakiejś burzy śnieżnej, piaskowej... nigdy nie wiadomo, gdzie tym razem zawiało tę moją Aurę.
Tak, mówił o niej jako o swojej "własności". Oczywiście nie miał na myśli niczego złego! Aurelia była, jest i będzie drugą połową jego całości. Definicja bliźniąt właśnie na tym się opierała!
- Anthony? Nie wiem. Ćpa pewnie po kątach to swoje opium, jak to on. Ostatnio myśleliśmy nad opatentowaniem herbaty z la... - zamilkł i ściszył głos do minimum, by nikt nieproszony tego nie usłyszał. Chichotał pod nosem. - z laudanum... ale Tony chyba tonie we własnych obowiązkach i do mnie też przestał się odzywać. Trzeba mu zrobić jakiś włam na sklep.
- Może masz rację... - odparła, wciąż zastanawiając się nad tą minioną sytuacją. - W każdym razie obiecałem, że przyjdę do niej na herbatę. Może zareagowała tak ze względu na stres związany z meczami... sam nie wiem. - wzruszył lekko ramionami, czując oplatającą je bezradność. - Oboje się przysłużyliśmy, taka prawda. Ale nie martw się o to, porozmawiam z nią i wszystko sobie wytłumaczymy.
Nie miał pojęcia, jakich słów mógłby użyć w rozmowie z Seliną. To zawsze było dla niego zagadką, a pogawędki z nią wydawały się być chodzeniem po polu minowym. Ale to już musiał zostawić na później. Teraz powinien zająć się Adrienem, którego bezwstydnie zostawił samego na środku herbaciarni!
Upił nieco herbaty, by wyzbyć się nieprzyjemnych myśli i skupił swój wzrok razem ze słuchem, na przyjacielu. Po krótkiej chwili z jego ust wypadł cichy, chrypliwy śmiech.
- Takie są uroki dorosłego życia. Inara ma już swoje lata, potrafi podejmować odpowiedzialnie decyzje, które będą miały wpływ na jej dalsze życie. A tobie pozostaje mieć nadzieję, że odmówi, jeśli to jednak ją Grindelwald sobie upatrzy na swoją następną "ofiarę". Chociaż sądzę, że praca w Hogwarcie dałaby jej prawdziwego kopa doświadczeniowego.
Chwycił za jedno z tych małych ciasteczek z karbowanym brzegiem, które leżały niewinnie na talerzyku od samego początku ich rozmowy. Przełknął to, co miał w ustach i dopiero wówczas odpowiedział:
- Powiadasz? Z ogromną ochotą przystaję na tę propozycję. Najchętniej przyszedłbym z Aurelią, ale sam rozumiesz... nie wróciła jeszcze. Ani znaku życia mi nie dała. - jego twarz nieco spochmurniała. - Powinienem jej wysłać list, ale boję się, że Ajay jej nie znajdzie... albo zgubi się w jakiejś burzy śnieżnej, piaskowej... nigdy nie wiadomo, gdzie tym razem zawiało tę moją Aurę.
Tak, mówił o niej jako o swojej "własności". Oczywiście nie miał na myśli niczego złego! Aurelia była, jest i będzie drugą połową jego całości. Definicja bliźniąt właśnie na tym się opierała!
- Anthony? Nie wiem. Ćpa pewnie po kątach to swoje opium, jak to on. Ostatnio myśleliśmy nad opatentowaniem herbaty z la... - zamilkł i ściszył głos do minimum, by nikt nieproszony tego nie usłyszał. Chichotał pod nosem. - z laudanum... ale Tony chyba tonie we własnych obowiązkach i do mnie też przestał się odzywać. Trzeba mu zrobić jakiś włam na sklep.
Aaron Lovegood
Zawód : Właściciel herbaciarni "Czerwony Imbryk"
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
I'm just a man
I do what I can
Don't put the blame on me
I do what I can
Don't put the blame on me
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Uroki dorosłego życia...Adrien skrzywił się niczym dziecko nie chcące słuchać tego, że po kanapie nie można było skakać. Jednak przytaknął mu smętnie, by zaraz na nowo się ożywić. Nie nalżał w końcu do os,ob które smęciły!
- Powiadam. Lipy zaczęły mi kwitnąć, że aż żal nie pokręcić się wokół nich w wyrozumiałym towarzystwie. - Zachęcał. Lubił w końcu towarzystwo, zwłaszcza takie w którym mógł czuć się swobodnie i nie grać przykładnego szlachcica, co zresztą różnie mu wychodziło w praktyce. W końcu mimo wieku wciąż tkwiła w nim psotna dusza młodzieńca i jak na razi zapowiadało się, że ta będzie mu towarzyszyć aż do śmierci.
- Głowa do góry, drogi Aaronie. Ty ją znasz, ja ją znam i obaj wiemy, że prędzej on komuś na głowę weszła, niż ktoś jej. Nie martw się. Może wróci z jakąś fikuśną pamiątką. - Próbował podnieść na duchu młodszego. Wiedział wszak ile siostra dla niego znaczyła, zresztą - dla Adriena była również ważna. On jednak trzymał się kurczowo wiary, że w tym momencie podbija świat z uśmiechem na ustach, niż pakuje się w kłopoty.
- Młody, a jednak wciąż nieustannie głupi. - Pokręcił głową z dezaprobatą, lecz na ustach jego pojawił się szeroki, łobuzerski uśmiech podsycony jeszcze bardziej propozycją Aarona, która choć miała być prawdopodobnie tylko żartem została odebrana, jako propozycja spędzenia którejś z kolei letniej nocy.
- To kiedy masz czas? - Oczy mu zabłyszczały, a brwi podskoczyły zawadiacko.
- Powiadam. Lipy zaczęły mi kwitnąć, że aż żal nie pokręcić się wokół nich w wyrozumiałym towarzystwie. - Zachęcał. Lubił w końcu towarzystwo, zwłaszcza takie w którym mógł czuć się swobodnie i nie grać przykładnego szlachcica, co zresztą różnie mu wychodziło w praktyce. W końcu mimo wieku wciąż tkwiła w nim psotna dusza młodzieńca i jak na razi zapowiadało się, że ta będzie mu towarzyszyć aż do śmierci.
- Głowa do góry, drogi Aaronie. Ty ją znasz, ja ją znam i obaj wiemy, że prędzej on komuś na głowę weszła, niż ktoś jej. Nie martw się. Może wróci z jakąś fikuśną pamiątką. - Próbował podnieść na duchu młodszego. Wiedział wszak ile siostra dla niego znaczyła, zresztą - dla Adriena była również ważna. On jednak trzymał się kurczowo wiary, że w tym momencie podbija świat z uśmiechem na ustach, niż pakuje się w kłopoty.
- Młody, a jednak wciąż nieustannie głupi. - Pokręcił głową z dezaprobatą, lecz na ustach jego pojawił się szeroki, łobuzerski uśmiech podsycony jeszcze bardziej propozycją Aarona, która choć miała być prawdopodobnie tylko żartem została odebrana, jako propozycja spędzenia którejś z kolei letniej nocy.
- To kiedy masz czas? - Oczy mu zabłyszczały, a brwi podskoczyły zawadiacko.
Adrien Carrow
Zawód : Ordynator oddziału Zakażeń Magicznych
Wiek : 46
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wznosić się i upadać jest rzeczą ludzką. Ważne jest by nie bać się na nowo rozkładać swych skrzydeł i sięgać wyżej.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Na Aaronie te uroki nie robiły najmniejszego wrażenia. Był jeszcze zbyt młody, żeby martwić się o swoje dzieci, których notabene nie miał, albo o brak czasu, na który notabene nie narzekał. Jeszcze trochę minie zanim zaproponuje którejś urokliwej czarownicy zamążpójście, a jeszcze więcej zanim w ogóle spłodzi jakieś potomstwo.
- Nie wypada odmówić. Wyślę ci list, jeśli znajdę czas w któryś weekend. Idzie sierpień, końcówka sezonu, ludzi trochę ubędzie. - odparł beztrosko.
Albo i przybędzie, dodał w myślach. Nigdy nie wiedziała, jaka pogoda będzie akurat w tym roku. Ludzie czasami schodzili się stadami pomimo deszczu i silnego wiatru, a czasami wręcz przeciwnie. Czerwony Imbryk, choć zachęcał rozległą listą dostępnego asortymentu, był mocno uzależniony od warunków atmosferycznych nawiedzających Londyn.
- Mam nadzieję, niech to szlag. Jak mi niczego nie przywiezie, to będzie musiała odpracować cały mój stres w herbaciarni - zachichotał nieco chrypliwie, wyobrażając sobie minę Aury.
Jego siostra byłą burzą, co niekoniecznie szło w parze z dniem ich narodzin, który miał być proroctwem rzutującym na ich przyszłość. W gruncie rzeczy okazało się, że pogoda chyba pomyliła się względem nich. Może dni jej się pomieszały... albo raczej minuty. Ktoś jej podsunął pod nos zły scenariusz.
Spojrzał na Adriena zaskoczony. Aaron rzucił tą propozycją ot, na żarty, ale przyjaciel był najwyraźniej bardziej rozrywkowy.
Parsknął cichym śmiechem.
- Choćby i jutro - odparł konspiracyjnie.
- Nie wypada odmówić. Wyślę ci list, jeśli znajdę czas w któryś weekend. Idzie sierpień, końcówka sezonu, ludzi trochę ubędzie. - odparł beztrosko.
Albo i przybędzie, dodał w myślach. Nigdy nie wiedziała, jaka pogoda będzie akurat w tym roku. Ludzie czasami schodzili się stadami pomimo deszczu i silnego wiatru, a czasami wręcz przeciwnie. Czerwony Imbryk, choć zachęcał rozległą listą dostępnego asortymentu, był mocno uzależniony od warunków atmosferycznych nawiedzających Londyn.
- Mam nadzieję, niech to szlag. Jak mi niczego nie przywiezie, to będzie musiała odpracować cały mój stres w herbaciarni - zachichotał nieco chrypliwie, wyobrażając sobie minę Aury.
Jego siostra byłą burzą, co niekoniecznie szło w parze z dniem ich narodzin, który miał być proroctwem rzutującym na ich przyszłość. W gruncie rzeczy okazało się, że pogoda chyba pomyliła się względem nich. Może dni jej się pomieszały... albo raczej minuty. Ktoś jej podsunął pod nos zły scenariusz.
Spojrzał na Adriena zaskoczony. Aaron rzucił tą propozycją ot, na żarty, ale przyjaciel był najwyraźniej bardziej rozrywkowy.
Parsknął cichym śmiechem.
- Choćby i jutro - odparł konspiracyjnie.
Aaron Lovegood
Zawód : Właściciel herbaciarni "Czerwony Imbryk"
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
I'm just a man
I do what I can
Don't put the blame on me
I do what I can
Don't put the blame on me
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
- Trzymam za słowo! - Rzekł energicznie. Nie mógł się doczekać planowanego spotkania. Zależało mu na tym, by byli tam rówieśnicy jego córki. Chciał by ta mogła się bawić wraz z nimi bez skrępowani, choć doskonale wiedział, że w jej przypadku, tak samo jak w jego własnym, wiek nie miał większego znaczenia, a liczył się duch. Mógłby też więc zaprosić Bruka...Choć kto wie, gdzie go w tym momencie poniosło? Świat był duży, a on głupi i mały. Dlatego też propozycja Aarona choć absurdalna i żartobliwa wyjątkowo przemawiała do czarodzieja. Bo skoro stary przyjaciel nie zaprasza, to czemu by się samemu nie zaprosić się w progi jako czterech ścian? Może od tych prochów futro porosło jego łapy i od tego momentu wstydzi wychodzić się do ludzi? Tak! Dokładnie! Nie żeby przez Carrowa przemawiała jedynie przyjacielska troska, a nie jakaś chęć przygody, czy coś. O to to nie.
- Jutro...Jutro muszę ludziom przyszywać ręce co je sobie poodcinali podczas krojenia chleba...- Skrzywił się na myśl o jutrzejszym dyżurze na urazówce. - Ale pojutrze! Pojutrze razem możemy ruszyć na podbój Brukowej twierdzy! Myślę, że co do konkretnej pory to się jeszcze zmówimy. Poślę ci Notabene. Już odzyskała form po starciu z mym kuzynem. - Zapowiedział, po czym dopił herbaty. Porozmawiał potem jeszcze na tematy błahe z przyjacielem, by następnie odkleić się w końcu od krzesła i sięgnąć po zawieszoną na oparciu krzesła marynarkę.
- Nie będę ci już tu głowy dłużej zawracał. Spotkamy się w bardziej prywatnej atmosferze to sobie porozmawiamy jeszcze. - Uścisnął Aaronowi dłoń na pożegnanie. - I pamiętaj - pojutrze. - Uśmiechnął się konspiracyjnie, po czym odszedł w swoją stronę, nie mogąc się doczekać ich małej przygody.
- Jutro...Jutro muszę ludziom przyszywać ręce co je sobie poodcinali podczas krojenia chleba...- Skrzywił się na myśl o jutrzejszym dyżurze na urazówce. - Ale pojutrze! Pojutrze razem możemy ruszyć na podbój Brukowej twierdzy! Myślę, że co do konkretnej pory to się jeszcze zmówimy. Poślę ci Notabene. Już odzyskała form po starciu z mym kuzynem. - Zapowiedział, po czym dopił herbaty. Porozmawiał potem jeszcze na tematy błahe z przyjacielem, by następnie odkleić się w końcu od krzesła i sięgnąć po zawieszoną na oparciu krzesła marynarkę.
- Nie będę ci już tu głowy dłużej zawracał. Spotkamy się w bardziej prywatnej atmosferze to sobie porozmawiamy jeszcze. - Uścisnął Aaronowi dłoń na pożegnanie. - I pamiętaj - pojutrze. - Uśmiechnął się konspiracyjnie, po czym odszedł w swoją stronę, nie mogąc się doczekać ich małej przygody.
Adrien Carrow
Zawód : Ordynator oddziału Zakażeń Magicznych
Wiek : 46
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wznosić się i upadać jest rzeczą ludzką. Ważne jest by nie bać się na nowo rozkładać swych skrzydeł i sięgać wyżej.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
- W porządku, niech będzie, pojutrze - zapowiedział, wstając, by odprowadzić go do drzwi. - Tak, Adrien, stary knurze, będę pamiętał!
Bo herbaciarnia to tak naprawdę był jego drugi dom. Nigdzie nie spędzał tak dużo czasu jak właśnie tutaj, w Czerwonym Imbryku, wśród ludzi, których twarze codziennie wyrażały inne emocje, wśród herbat, które wydawały się za każdym razem zaskakiwać swoim aromatem, wśród latających imbryków i filiżanek, ręcznie malowanych, oczywiście.
Uścisnął Adrienowi dłoń i otworzył mu drzwi, żegnając go z uśmiechem. Niedługo znów się spotkają, przypominając sobie stare, dobre czasy w tośkowej pracowni albo w jego gabinecie. Może znowu będą ryczeć ze śmiechu wspominając historie opowiadane w tamten pamiętny wieczór, kiedy ojciec znalazł trójkę podróżników na plaży? Rad by był, gdyby jednak tak się stało. Jego myśli przestałyby krążyć w temacie Aurelii, przestałyby zamęczać go do upadłego. W ich towarzystwie na pewno poczułby się lepiej.
Uśmiechnął się do siebie i machnął różdżką, by sprzątnąć stolik i naszykować go dla innych klientów.
Zerknął w stronę swojego gabinetu. Sprzątnął spod lady i wyniósł się do niego, odgradzając się od herbacianego świata
| zt
Bo herbaciarnia to tak naprawdę był jego drugi dom. Nigdzie nie spędzał tak dużo czasu jak właśnie tutaj, w Czerwonym Imbryku, wśród ludzi, których twarze codziennie wyrażały inne emocje, wśród herbat, które wydawały się za każdym razem zaskakiwać swoim aromatem, wśród latających imbryków i filiżanek, ręcznie malowanych, oczywiście.
Uścisnął Adrienowi dłoń i otworzył mu drzwi, żegnając go z uśmiechem. Niedługo znów się spotkają, przypominając sobie stare, dobre czasy w tośkowej pracowni albo w jego gabinecie. Może znowu będą ryczeć ze śmiechu wspominając historie opowiadane w tamten pamiętny wieczór, kiedy ojciec znalazł trójkę podróżników na plaży? Rad by był, gdyby jednak tak się stało. Jego myśli przestałyby krążyć w temacie Aurelii, przestałyby zamęczać go do upadłego. W ich towarzystwie na pewno poczułby się lepiej.
Uśmiechnął się do siebie i machnął różdżką, by sprzątnąć stolik i naszykować go dla innych klientów.
Zerknął w stronę swojego gabinetu. Sprzątnął spod lady i wyniósł się do niego, odgradzając się od herbacianego świata
| zt
Aaron Lovegood
Zawód : Właściciel herbaciarni "Czerwony Imbryk"
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
I'm just a man
I do what I can
Don't put the blame on me
I do what I can
Don't put the blame on me
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Początek/sierpień
Gra w klubie za każdym razem wyczerpywała ją w ten sam sposób - nie miała już sił na nic. Jakby miała do czegoś to porównać, zaryzykowałaby stwierdzenie, że to orka na ugorze. Oczywiście nie miała pojęcia, czy orka jest dobrym porównaniem, nigdy nie pracowała na roli, ale to zajęcie kojarzyło się jej z ogromnym wysiłkiem.
Minęła noc, którą w połowie spędziła na mieszaniu mikstur, a w drugiej części próbowała zasnąć, a skończyło się jak zwykle. Wstała skoro świt i patrząc smętnie na panoramę Londynu, sączyła kawę. Zajęcie to trwało przez jakąś godzinę, nie dłużej, bo panna Boyle stwierdziła, że czas się czymś zająć produktywnym, a przynajmniej się ogarnąć. Poza tym zimna kawa, to paskudztwo.
Kiedy zegar wybił dziewiątą, zapakowała woreczki z ziołami do niedużej płóciennej torby i zarzuciwszy na szczupłe ramiona szary sweterek, wyszła na gwarną ulicę Fleet Street. Pora nie była wczesna, ale po porannych przepychankach, kto pierwszy trafi do pracy, tłum zelżał tylko odrobinę. Sabine dzielnie przepychała się przez zastępy mugoli, choć mogła spróbować jakiegoś wygodnego czarodziejskiego sposobu, by trafić w wybrane przez siebie miejsce. Nie chciała. Wolała zmusić się do spaceru, złapać w płuca powietrze i poczuć sens istnienia. Wyszło jak zwykle. Ludzie obijali się o nią albo ona o nich, nie zważała jednak na to i patrząc wprost przed siebie, szła raźno do przodu.
A potem gwałtownie skręciła. Stanęła przed ścianą z cegieł. Chwila ciszy i nagle ściana zaczęła tworzyć przejście i już była tam, gdzie chciała. Może nie od razu. Do Czerwonego Imbryka miała kawałek. Sabine przycisnęła torbę do boku i unosząc dumnie głowę, przymknęła na moment powieki.
Co za upadek! Ona, tancerka, idzie sprzedać zioła. Koszmar.
Do herbaciarni weszła krokiem już mniej pewnym i rozejrzała się wokół siebie, by upewnić się, że nikogo znajomego nie ma. Wstyd się przyznać - jeszcze nigdy tu nie była. Nigdy też nie pojawiła się okazja, a teraz...
Całe to zamieszanie z ziołami, to dzieło jej matki, która bardzo chciała, by córka miała jakieś zajęcie. A skoro ona hoduje ziółka, a rodzina Lovegood prowadzi z wielkimi sukcesami sklep herbaciany, to wszystko pięknie się układa, może robić za dostawcę.
- Przepraszam, jest tu gdzieś na horyzoncie sprzedawca? - zapytała pierwszą lepszą osobę czyli kobietę w szarym płaszczy i wyraźnie za dużym kapeluszu. Ta zmierzyła Sabine spojrzeniem pełnym niezadowolenia i wskazała na młodego, ciemnowłosego mężczyznę zatopionego w rozmowie z równie młodą kobietą.
Panna Boyle nie kojarzyła go oczywiście, nigdy nie miała okazji zamienić z rodziną matki choćby kilka słów. Z jednej sekundzie poczuła ogromne zdenerwowanie i przestąpiła z nogi na nogę. Zaczęła studiować jakąś rycinę na ścianie. Chciała udać, że bardzo się spieszy, bo ma sto spraw do załatwienia, choć tak naprawdę nie miała nic do roboty. Westchnęła ciężko i usiadła przy pierwszym wolnym stoliku.
Gra w klubie za każdym razem wyczerpywała ją w ten sam sposób - nie miała już sił na nic. Jakby miała do czegoś to porównać, zaryzykowałaby stwierdzenie, że to orka na ugorze. Oczywiście nie miała pojęcia, czy orka jest dobrym porównaniem, nigdy nie pracowała na roli, ale to zajęcie kojarzyło się jej z ogromnym wysiłkiem.
Minęła noc, którą w połowie spędziła na mieszaniu mikstur, a w drugiej części próbowała zasnąć, a skończyło się jak zwykle. Wstała skoro świt i patrząc smętnie na panoramę Londynu, sączyła kawę. Zajęcie to trwało przez jakąś godzinę, nie dłużej, bo panna Boyle stwierdziła, że czas się czymś zająć produktywnym, a przynajmniej się ogarnąć. Poza tym zimna kawa, to paskudztwo.
Kiedy zegar wybił dziewiątą, zapakowała woreczki z ziołami do niedużej płóciennej torby i zarzuciwszy na szczupłe ramiona szary sweterek, wyszła na gwarną ulicę Fleet Street. Pora nie była wczesna, ale po porannych przepychankach, kto pierwszy trafi do pracy, tłum zelżał tylko odrobinę. Sabine dzielnie przepychała się przez zastępy mugoli, choć mogła spróbować jakiegoś wygodnego czarodziejskiego sposobu, by trafić w wybrane przez siebie miejsce. Nie chciała. Wolała zmusić się do spaceru, złapać w płuca powietrze i poczuć sens istnienia. Wyszło jak zwykle. Ludzie obijali się o nią albo ona o nich, nie zważała jednak na to i patrząc wprost przed siebie, szła raźno do przodu.
A potem gwałtownie skręciła. Stanęła przed ścianą z cegieł. Chwila ciszy i nagle ściana zaczęła tworzyć przejście i już była tam, gdzie chciała. Może nie od razu. Do Czerwonego Imbryka miała kawałek. Sabine przycisnęła torbę do boku i unosząc dumnie głowę, przymknęła na moment powieki.
Co za upadek! Ona, tancerka, idzie sprzedać zioła. Koszmar.
Do herbaciarni weszła krokiem już mniej pewnym i rozejrzała się wokół siebie, by upewnić się, że nikogo znajomego nie ma. Wstyd się przyznać - jeszcze nigdy tu nie była. Nigdy też nie pojawiła się okazja, a teraz...
Całe to zamieszanie z ziołami, to dzieło jej matki, która bardzo chciała, by córka miała jakieś zajęcie. A skoro ona hoduje ziółka, a rodzina Lovegood prowadzi z wielkimi sukcesami sklep herbaciany, to wszystko pięknie się układa, może robić za dostawcę.
- Przepraszam, jest tu gdzieś na horyzoncie sprzedawca? - zapytała pierwszą lepszą osobę czyli kobietę w szarym płaszczy i wyraźnie za dużym kapeluszu. Ta zmierzyła Sabine spojrzeniem pełnym niezadowolenia i wskazała na młodego, ciemnowłosego mężczyznę zatopionego w rozmowie z równie młodą kobietą.
Panna Boyle nie kojarzyła go oczywiście, nigdy nie miała okazji zamienić z rodziną matki choćby kilka słów. Z jednej sekundzie poczuła ogromne zdenerwowanie i przestąpiła z nogi na nogę. Zaczęła studiować jakąś rycinę na ścianie. Chciała udać, że bardzo się spieszy, bo ma sto spraw do załatwienia, choć tak naprawdę nie miała nic do roboty. Westchnęła ciężko i usiadła przy pierwszym wolnym stoliku.
Ostatnio zmieniony przez Sabine Goyle dnia 18.11.15 9:40, w całości zmieniany 1 raz
Gość
Gość
Był w herbaciarni od rana, jak co dzień. W jego rozkładzie dnia od świtu widniał dumny napis "sprawy administracyjne", które zgrabnie zamykały się w przedziale między rozmowami z nowymi klientami a tymi starymi, zahaczając o uzupełnianie dokumentów przewozowych i potwierdzenia sprzedaży, delikatnie przypominając właścicielowi, że powinien zamówić kilka torebek białej herbaty, bo ostatnio schodziła wyjątkowo szybko. Czerwony Imbryk prosperował. Wyjątkowo mocno zakorzenił się w na ulicy Pokątnej, szyld znał już niemal każdy, zapach herbaty parzonej w imbryku przed wejściem był dobrze rozpoznawalny. Młody Lovegood już jakiś rok temu zauważył, że ta sława płynąca z rozpoznawalności jego herbaciarni, przestała go obchodzić. Ludzie przychodzili? Cudownie, interes się kręcił. Minister Magii przyszedł na filiżankę czarnej z malinami? Świetnie, niech przychodzi częściej. Tej obojętności nie można było jednak u niego wyczuć. Uśmiechał się do klientów tak, jak powinien robić to sprzedawca, któremu zależy na swoim biznesie, barwnie prezentował herbaty, doradzał, przedstawiał, reklamował. O tej obojętności wiedział tylko on sam. Nawet ojcu tego nie powiedział.
Zerknął w bok, gdy zobaczył, jak drzwi się otwierają. Rozpoznał ją. Jego kuzynka, która od dłuższego czasu sprzedawała im zioła do herbat. Nie zawiązał albo nie miał okazji zawiązać z nią silniejszej nici porozumienia. Była Sabine, kobietą, z którą dzieliły go rodzinne koligacje. Musiał sam sobie przyznać, że nie miał czasu, by zajmować się wszystkimi parantelami. Praca była jego żoną i kochanką, zachłanną, zazdrosną o jego czas i chęci... a on jej ulegał jak pierwszy lepszy młodzieniec.
Podziękował kobiecie, z którą rozmawiał i podszedł do stolika, przy którym siedziała jego klientko-kuzynka. Sprytnie!
- Witaj - wychylił się do niej z lekkim uśmiechem na ustach. - Wybacz, nie sądziłem, że przyjdziesz dzisiaj. Zazwyczaj przychodzisz w czwartki. Dzisiaj jest środa, o ile się nie mylę. Może wejdziemy do gabinetu czy wolisz zostać tutaj?
Chciał jej pozostawić wolną rękę w sprawie wyboru pomieszczenia. Może teraz uda mu się nawiązać z nią jakiś kontakt?
Zerknął w bok, gdy zobaczył, jak drzwi się otwierają. Rozpoznał ją. Jego kuzynka, która od dłuższego czasu sprzedawała im zioła do herbat. Nie zawiązał albo nie miał okazji zawiązać z nią silniejszej nici porozumienia. Była Sabine, kobietą, z którą dzieliły go rodzinne koligacje. Musiał sam sobie przyznać, że nie miał czasu, by zajmować się wszystkimi parantelami. Praca była jego żoną i kochanką, zachłanną, zazdrosną o jego czas i chęci... a on jej ulegał jak pierwszy lepszy młodzieniec.
Podziękował kobiecie, z którą rozmawiał i podszedł do stolika, przy którym siedziała jego klientko-kuzynka. Sprytnie!
- Witaj - wychylił się do niej z lekkim uśmiechem na ustach. - Wybacz, nie sądziłem, że przyjdziesz dzisiaj. Zazwyczaj przychodzisz w czwartki. Dzisiaj jest środa, o ile się nie mylę. Może wejdziemy do gabinetu czy wolisz zostać tutaj?
Chciał jej pozostawić wolną rękę w sprawie wyboru pomieszczenia. Może teraz uda mu się nawiązać z nią jakiś kontakt?
Aaron Lovegood
Zawód : Właściciel herbaciarni "Czerwony Imbryk"
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
I'm just a man
I do what I can
Don't put the blame on me
I do what I can
Don't put the blame on me
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Strona 2 z 15 • 1, 2, 3 ... 8 ... 15
Kącik kawiarniany
Szybka odpowiedź