Mniejsza sala
AutorWiadomość
First topic message reminder :
★★
[bylobrzydkobedzieladnie]
Mniejsza sala
"Biała Wiwerna" podzielona jest na mniejsze i większe salki służące spokojniejszym rozmowom, jak i większym popijawom, czasami nawet i nielegalnym interesom, lecz o tym się nie mówi, obsługa dyskretnie nie zwraca uwagi na podejrzane osoby tak popularne na wiecznie mrocznym Nokturnie. Mniejsza sala znajduje się w podpiwniczeniu o ostro ciosanych kamiennych ścianach i łukowatym stropie. Klimatu dodają jej wiecznie palące się świece na niewielkich, drewnianych stolikach.
Możliwość gry w kościanego pokera
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:44, w całości zmieniany 1 raz
Czy z powodu braku swojej bierności odczuwał dumę? Oczywiście, że nie. Podjęcie jednej, marnej próby nie sprawiało, że jego sumienie było czyste i nie mógł sobie niczego zarzucić. Dlatego milczał, wsłuchując się w opowieści innych Rycerzy, którzy mogli pochwalić się czymś więcej, a może zajmowali to samo miejsce w szeregu co Eddard. Odezwał się dopiero, kiedy Sigrun wywołała go do tablicy. Spodziewał się tego, dlatego pytanie skierowane w jego stronę nie spotkało się z żadnym zaskoczeniem ze strony Notta.
Już wcześniej, nim przekroczył próg sali, siedząc jeszcze w swoich komnatach w Ashfield Manor starał sobie przypomnieć kogoś, kto mógłby służyć pomocą Percivalowi w tym jakże trudnym okresie. - W czasach szkolnych Percival dzielił dormitorium Lycusem, który także sprzeciwił się wartościom wyznawanym przez szlachetny ród Malfoyów. W czasie szkoły łączyła ich zażyła przyjaźń, a zważywszy na to, że Percival wykazał się podobnymi...odchyleniami do wcześniej wspomnianego Lycusa, bardzo prawdopodobne iż to własnie u niego szukał pomocy po opuszczeniu Stonehenge - jego głos pozbawiony był jakiejkolwiek emocji. Z trudem powstrzymywał wykrzywiający twarz grymas, za każdym razem, gdy zmuszony był do wypowiedzenia imienia brata, a raczej zdrajcy, który kiedyś nim był. Przerwał na chwilę, gdy tylko odezwano się w sprawie Isabelle. - Co zaś tyczy się mojej byłej szwagierki, poczyniłem już pewne kroki w tym kierunku i wczoraj spotkałem się z lady Carrow. Isabelle mi ufa, a przynajmniej tak mi się wydaje. Podczas jej pobytu w Ashfield Manor udało nam się złapać nić porozumienia. Mam nadzieję, że wzbudzę w niej jeszcze większe zaufanie i uczynię z niej naszego sojusznika - czyż nie miał co do tego idealnej pozycji? Potrzebowała teraz poczucia bezpieczeństwa albo chociaż iluzji tego uczucia, a Eddard mógł je w pewnej części zaspokoić, wszakże miał co do tego naprawdę dogodną pozycję. Któż inny byłby w stanie zrozumieć ból, który narodził się w jej sercu razem z odejściem Percivala, odrzuceniem wszystkiego w co wszyscy do tej pory wierzyli. A przynajmniej w co do tej pory wierzył Eddard.
Już wcześniej, nim przekroczył próg sali, siedząc jeszcze w swoich komnatach w Ashfield Manor starał sobie przypomnieć kogoś, kto mógłby służyć pomocą Percivalowi w tym jakże trudnym okresie. - W czasach szkolnych Percival dzielił dormitorium Lycusem, który także sprzeciwił się wartościom wyznawanym przez szlachetny ród Malfoyów. W czasie szkoły łączyła ich zażyła przyjaźń, a zważywszy na to, że Percival wykazał się podobnymi...odchyleniami do wcześniej wspomnianego Lycusa, bardzo prawdopodobne iż to własnie u niego szukał pomocy po opuszczeniu Stonehenge - jego głos pozbawiony był jakiejkolwiek emocji. Z trudem powstrzymywał wykrzywiający twarz grymas, za każdym razem, gdy zmuszony był do wypowiedzenia imienia brata, a raczej zdrajcy, który kiedyś nim był. Przerwał na chwilę, gdy tylko odezwano się w sprawie Isabelle. - Co zaś tyczy się mojej byłej szwagierki, poczyniłem już pewne kroki w tym kierunku i wczoraj spotkałem się z lady Carrow. Isabelle mi ufa, a przynajmniej tak mi się wydaje. Podczas jej pobytu w Ashfield Manor udało nam się złapać nić porozumienia. Mam nadzieję, że wzbudzę w niej jeszcze większe zaufanie i uczynię z niej naszego sojusznika - czyż nie miał co do tego idealnej pozycji? Potrzebowała teraz poczucia bezpieczeństwa albo chociaż iluzji tego uczucia, a Eddard mógł je w pewnej części zaspokoić, wszakże miał co do tego naprawdę dogodną pozycję. Któż inny byłby w stanie zrozumieć ból, który narodził się w jej sercu razem z odejściem Percivala, odrzuceniem wszystkiego w co wszyscy do tej pory wierzyli. A przynajmniej w co do tej pory wierzył Eddard.
Eddard Nott
Zawód : quia nominor leo
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
So crawl on my belly 'til the sun goes down
I'll never wear your broken crown
I'll never wear your broken crown
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Wyczuwał w sali napiętą atmosferę. Nic dziwnego - nawalili i nikt nie powinien szukać wymówek. On sam nie zamierzał tego robić, zdawał sobie sprawę z błędów jakie popełnił. Spojrzał na Lyannę, kiedy wspomniała o ich misji. Nic dodać nic ująć, choć początek wyprawy poszedł im całkiem sprawnie, najważniejsza jej część zakończyła się fiaskiem. - Tak. Zabezpieczenia były zaskakująco proste do złamania, ale magia panująca wewnątrz okazała się zbyt silna lub nasze różdżki zbyt słabe - opisał pokrótce, dodając swoje trzy knuty do zwięzłego opowiadania Lyanny. Nie chciał w tej sytuacji milczeć jakby nie chciał przyznać się do porażki. Męczyła go, nigdy nie lubił przegrywać, ale to nie był czas na zgrywanie chojraka. Mógł tylko obiecać, że przy następnej misji zrobi wszystko, aby się powiodła.
Przeniósł wzrok na Morgotha, kiedy wspomniał o odwiedzeniu ich sąsiadów Longbottomów. Nienawiść do tych ludzi wypił wraz z mlekiem matki, tak samo jak reszta jego krewnych. Harolda nie cierpieli szczególnie, czego dowodem niech będzie zamach, który dla niego przygotowali. Wykaraskał się, bo jest jak karaluch, który przeżyje wszystko i ukryje się wszędzie. Jednak nawet karaluchy w końcu umierały - na niego również w końcu przyjdzie czas. - Oczywiście je uzyskasz - odpowiedział, w tym momencie wypowiadając oczywistość. Nie wyobrażał sobie, że mógłby tak po prostu odmówić swojemu pobratymcowi, szczególnie, kiedy cel Rycerzy łączył się z jego osobistymi pobudkami. - Tak samo jak pomoc, jeżeli tylko będziesz jej potrzebował - dodał, spoglądając przy tym na swojego kuzyna, kiedy zaoferował swoją różdżkę. Musiał czuć to samo co Edgar, łączyło ich to samo nazwisko.
Zerknął na Shafiqa, kiwając głową, pokazując w ten mało wylewny sposób swoją aprobatę. Miał okazję z nim współpracować i być świadkiem jego uzdrowicielskich umiejętności, które swoim okiem laika oceniał jako bardzo dobre. Każda osoba, która znała się na magii leczniczej, była na wagę złota. Następnie Edgar skupił się na słowach pozostałych, nie powtarzając interesujących go pytań, które już padły z ust innych. Co teraz?
Przepraszam, że tak na ostatnią chwilę
Przeniósł wzrok na Morgotha, kiedy wspomniał o odwiedzeniu ich sąsiadów Longbottomów. Nienawiść do tych ludzi wypił wraz z mlekiem matki, tak samo jak reszta jego krewnych. Harolda nie cierpieli szczególnie, czego dowodem niech będzie zamach, który dla niego przygotowali. Wykaraskał się, bo jest jak karaluch, który przeżyje wszystko i ukryje się wszędzie. Jednak nawet karaluchy w końcu umierały - na niego również w końcu przyjdzie czas. - Oczywiście je uzyskasz - odpowiedział, w tym momencie wypowiadając oczywistość. Nie wyobrażał sobie, że mógłby tak po prostu odmówić swojemu pobratymcowi, szczególnie, kiedy cel Rycerzy łączył się z jego osobistymi pobudkami. - Tak samo jak pomoc, jeżeli tylko będziesz jej potrzebował - dodał, spoglądając przy tym na swojego kuzyna, kiedy zaoferował swoją różdżkę. Musiał czuć to samo co Edgar, łączyło ich to samo nazwisko.
Zerknął na Shafiqa, kiwając głową, pokazując w ten mało wylewny sposób swoją aprobatę. Miał okazję z nim współpracować i być świadkiem jego uzdrowicielskich umiejętności, które swoim okiem laika oceniał jako bardzo dobre. Każda osoba, która znała się na magii leczniczej, była na wagę złota. Następnie Edgar skupił się na słowach pozostałych, nie powtarzając interesujących go pytań, które już padły z ust innych. Co teraz?
Przepraszam, że tak na ostatnią chwilę
We build castles with our fears and sleep in them like
kings and queens
kings and queens
Edgar Burke
Zawód : nestor, B&B, łamacz klątw
Wiek : 35
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Gdybym był babą, rozpłakałbym się rzewnie nad swym losem, ale jestem Burkiem, więc trzymam fason.
OPCM : 25 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 30 +1
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 9
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Na spotkaniu pojawili się jego kuzyni. Ród Avery również popierał sprawę co niezmiernie go cieszyło.
Mężczyzna miał na razie wiele pytań, jednak wiedział, że musi odłożyć je na dalszy plan. Dotąd żył w pewnej informacyjnej bańce. Temat anomalii oczywiście go nie minął. Temat Percivala również nie. Trudno nie słyszeć o jednym z głośniejszych wydziedziczeń podczas szczytu w Stonehenge. Rinnal bardzo szybko ulotnił się z miejsca zdarzenia, jednak niemal wszyscy o tym trąbili. Naprawdę straszna tragedia, nie sądził, że kiedykolwiek dojdzie do czegoś takiego.
Zamiast udzielać się bardzo w dyskusji, nasłuchiwał. Rozumiał, że temat anomalii musiał być w tej chwili naprawdę przegrany, powinni zmobilizować więcej sił. Ale czy nie po to właśnie mobilizowali więcej sił. Sam również musiał się tym zająć, teraz, skoro stał już po ich stronie. Na pewno dużym błędem było to, że niektórzy od razu przyznali się, że nie uczestniczyli w całym przedsięwzięciu.
O Zakonie Feniksa słyszał dzisiaj po raz pierwszy, ale z kilku informacji od razu pojął ideę, jaka za tym szła. Byli to po prostu fanatycy i rabusie, którzy chcieli zachować ideę brudnej krwi, co było zupełnie absurdalne. Poczuł na sobie wzrok Rosiera, który od razu oddał spokojnie. Nie było w nim krzty urazy o to, co się stało między ich rodami. Jeśli chciał uskutecznić silniejsze wpływy, musiał stare urazy schować w kieszeń i zostawić to za sobą. Poznał również uzdrowiciela z rodu Shafiq, naprawdę niezastąpionego, gdy nieraz przydarzały mu się wypadki związane z chorobami. Jeśli Zakonnicy rzeczywiście działali pod pieczą Longbottoma, Rinnal musiał postępować ostrożnie, ostrożnie dobierać słowa. Był pewien, że Alphard wie o pochodzeniu jego matki, jednak zarówno dla niej jak i dla samego lorda Busltrode nie miało to większego znaczenia. Clementina była kobietą, która całkowicie dostosowała się do nowego rodu, nowej rodziny i jej miała bronić.
Siedział i nasłuchiwał w spokoju, nieraz czując po sobie spojrzenia, różnych związanych z nim ludzi. Przesunął raz nawet wzrok po Edgarze, którego ziemie niedawno odwiedził w październikowe popołudnie.
Mężczyzna miał na razie wiele pytań, jednak wiedział, że musi odłożyć je na dalszy plan. Dotąd żył w pewnej informacyjnej bańce. Temat anomalii oczywiście go nie minął. Temat Percivala również nie. Trudno nie słyszeć o jednym z głośniejszych wydziedziczeń podczas szczytu w Stonehenge. Rinnal bardzo szybko ulotnił się z miejsca zdarzenia, jednak niemal wszyscy o tym trąbili. Naprawdę straszna tragedia, nie sądził, że kiedykolwiek dojdzie do czegoś takiego.
Zamiast udzielać się bardzo w dyskusji, nasłuchiwał. Rozumiał, że temat anomalii musiał być w tej chwili naprawdę przegrany, powinni zmobilizować więcej sił. Ale czy nie po to właśnie mobilizowali więcej sił. Sam również musiał się tym zająć, teraz, skoro stał już po ich stronie. Na pewno dużym błędem było to, że niektórzy od razu przyznali się, że nie uczestniczyli w całym przedsięwzięciu.
O Zakonie Feniksa słyszał dzisiaj po raz pierwszy, ale z kilku informacji od razu pojął ideę, jaka za tym szła. Byli to po prostu fanatycy i rabusie, którzy chcieli zachować ideę brudnej krwi, co było zupełnie absurdalne. Poczuł na sobie wzrok Rosiera, który od razu oddał spokojnie. Nie było w nim krzty urazy o to, co się stało między ich rodami. Jeśli chciał uskutecznić silniejsze wpływy, musiał stare urazy schować w kieszeń i zostawić to za sobą. Poznał również uzdrowiciela z rodu Shafiq, naprawdę niezastąpionego, gdy nieraz przydarzały mu się wypadki związane z chorobami. Jeśli Zakonnicy rzeczywiście działali pod pieczą Longbottoma, Rinnal musiał postępować ostrożnie, ostrożnie dobierać słowa. Był pewien, że Alphard wie o pochodzeniu jego matki, jednak zarówno dla niej jak i dla samego lorda Busltrode nie miało to większego znaczenia. Clementina była kobietą, która całkowicie dostosowała się do nowego rodu, nowej rodziny i jej miała bronić.
Siedział i nasłuchiwał w spokoju, nieraz czując po sobie spojrzenia, różnych związanych z nim ludzi. Przesunął raz nawet wzrok po Edgarze, którego ziemie niedawno odwiedził w październikowe popołudnie.
Rinnal Bulstrode
Zawód : ekonomista
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Nie wiem o czym myśleć mam,
żeby mi się przyśnił taki świat,
w którym się nie boję spać.
żeby mi się przyśnił taki świat,
w którym się nie boję spać.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Nie spodziewała się werbalnego uznania, lecz gdy padło ono z ust Sigrun i Deirdre, ego Caley zostało mile połechtane; nie siliła się wcale na fałszywą skromność, tym bardziej więc poczuła się doceniona.
- Służę pomocą przy nauce tej umiejętności – zaoferowała, rzucając swoją propozycję pomiędzy wszystkich zebranych Rycerzy. Gdyby któraś z obecnych tu osób zapragnęła nauczyć się posługiwania legilimencją, Goyle nie wahałaby się ani chwili, by ją wesprzeć.
Niestety, na spotkaniu trudno było o więcej pozytywów. Czarownica przysłuchiwała się w milczeniu każdemu, kto zdecydował się przemówić i z przykrością stwierdzała, że poprzednie miesiące nie sprzyjały realizowaniu zadań czy osiąganiu celów przez popleczników Czarnego Pana. Wiedziała już, że sama chętnie przyjrzy się z bliska jakiejś anomalii i spojrzała nawet wymownie na brata, gdy padały nazwy kolejnych lokacji, lecz nie odzywała się tej kwestii.
Słuchając, jak Ramsey opowiada o Cadanie, utkwiła czujne spojrzenie w niewymownym. Było jej wstyd, że członek rodziny zawiódł, a bezsilność rodziła frustracje. Nie zamierzała jednak wybielać brata na forum, ani też zapewniać, że postara się spełnić swoją rolę lepiej, niż on. Miała nadzieję, że temat jego niedyspozycji, podsumowany przez Caelana, zostanie zakończony już na dobre i nikt nie będzie roztrząsał spraw, na które nie mieli wielkiego wpływu. Przyjęła trunek od brata i upiła skromny łyk ze szklanki, odstawiając ją bezszelestnie z powrotem na stół.
Uwaga czarownicy skupiła się na wymianie zdań pomiędzy Amadeuszem i Alphardem; gdy ten pierwszy przyznał rację drugiemu, uśmiechnęła się pod nosem. A wiec wystarczył wspólny wróg, by Crouch zgadzał się z Blackiem w kwestii działania? Przytaknęła, gdy ten pierwszy wspomniał o wspólnym spotkaniu z norweską dyplomatką, a po chwili zdecydowała się wyartykułować swoje spostrzeżenia.
- Opozycja Wizengamotu stanowi problem, który możemy zwalczyć z dwóch stron – zauważyła spokojnym tonem, na moment odwracając głowę do Alpharda, a później spoglądając na Amadeusa – Od zewnątrz, używając siły perswazji w kontakcie z poszczególnymi sędziami, a także od środka. Jestem pewna, że wpływy obecnych przy tym stole lordów sięgają na tyle daleko, by możliwe były nominacje dla sprzyjających nam nazwisk. Stanowisko Starszego Podsekretarza Ministra Magii jest dla nas osiągalne, a to już jeden głos więcej w słusznej sprawie – wiedziała, że dla niej samej podobne zaszczyty pozostaną niedostępne, lecz nie odczuwała żalu. Potrafiła zadbać o siebie i swoje interesy.
Osoba Isabelle Carrow interesowała ją połowicznie, jednak w skupieniu wysłuchała Esther oraz jej propozycji, zastanawiając się w myślach, do czego pani Trelawney będzie zdolna się posunąć. Skoro była tu dziś z nimi, nie podejrzewała jej o posiadanie jakichkolwiek skrupułów co do wykonania zadania.
- Służę pomocą przy nauce tej umiejętności – zaoferowała, rzucając swoją propozycję pomiędzy wszystkich zebranych Rycerzy. Gdyby któraś z obecnych tu osób zapragnęła nauczyć się posługiwania legilimencją, Goyle nie wahałaby się ani chwili, by ją wesprzeć.
Niestety, na spotkaniu trudno było o więcej pozytywów. Czarownica przysłuchiwała się w milczeniu każdemu, kto zdecydował się przemówić i z przykrością stwierdzała, że poprzednie miesiące nie sprzyjały realizowaniu zadań czy osiąganiu celów przez popleczników Czarnego Pana. Wiedziała już, że sama chętnie przyjrzy się z bliska jakiejś anomalii i spojrzała nawet wymownie na brata, gdy padały nazwy kolejnych lokacji, lecz nie odzywała się tej kwestii.
Słuchając, jak Ramsey opowiada o Cadanie, utkwiła czujne spojrzenie w niewymownym. Było jej wstyd, że członek rodziny zawiódł, a bezsilność rodziła frustracje. Nie zamierzała jednak wybielać brata na forum, ani też zapewniać, że postara się spełnić swoją rolę lepiej, niż on. Miała nadzieję, że temat jego niedyspozycji, podsumowany przez Caelana, zostanie zakończony już na dobre i nikt nie będzie roztrząsał spraw, na które nie mieli wielkiego wpływu. Przyjęła trunek od brata i upiła skromny łyk ze szklanki, odstawiając ją bezszelestnie z powrotem na stół.
Uwaga czarownicy skupiła się na wymianie zdań pomiędzy Amadeuszem i Alphardem; gdy ten pierwszy przyznał rację drugiemu, uśmiechnęła się pod nosem. A wiec wystarczył wspólny wróg, by Crouch zgadzał się z Blackiem w kwestii działania? Przytaknęła, gdy ten pierwszy wspomniał o wspólnym spotkaniu z norweską dyplomatką, a po chwili zdecydowała się wyartykułować swoje spostrzeżenia.
- Opozycja Wizengamotu stanowi problem, który możemy zwalczyć z dwóch stron – zauważyła spokojnym tonem, na moment odwracając głowę do Alpharda, a później spoglądając na Amadeusa – Od zewnątrz, używając siły perswazji w kontakcie z poszczególnymi sędziami, a także od środka. Jestem pewna, że wpływy obecnych przy tym stole lordów sięgają na tyle daleko, by możliwe były nominacje dla sprzyjających nam nazwisk. Stanowisko Starszego Podsekretarza Ministra Magii jest dla nas osiągalne, a to już jeden głos więcej w słusznej sprawie – wiedziała, że dla niej samej podobne zaszczyty pozostaną niedostępne, lecz nie odczuwała żalu. Potrafiła zadbać o siebie i swoje interesy.
Osoba Isabelle Carrow interesowała ją połowicznie, jednak w skupieniu wysłuchała Esther oraz jej propozycji, zastanawiając się w myślach, do czego pani Trelawney będzie zdolna się posunąć. Skoro była tu dziś z nimi, nie podejrzewała jej o posiadanie jakichkolwiek skrupułów co do wykonania zadania.
Drag me down to the water and
hold me down until I'm full.
Until I struggle no longer,
until I've drowned in my
sinful will
Caley Goyle
Zawód : tłumaczka
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
but it's in my roots, it's in my veins, it's in my blood and I stain every heart that I use to heal
the pain
the pain
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Zignorował komentarz Magnusa, który zdaniem szatyna był co najmniej nie na miejscu zważywszy na ich ostatnią porażkę. Zakon Feniksa posiadał w swych szeregach doświadczonych czarodziejów, niejednokrotnie pokazali im swą moc – chociażby podczas ostatnich starć przy anomaliach – dlatego lekceważenie tudzież szeroko pojęte bagatelizowanie pewnych spraw mogło nieść za sobą wyjątkowo przykre konsekwencje. Zdawało się, iż byli na lepszej pozycji, mieli w końcu po swojej stronie samego Ministra Magii, jednak nie zmieniało to faktu, że wróg nie spał i nieustannie poszerzał swe horyzonty.
-Nawet jeśli jest ktoś jeszcze, to ona trzyma za stery. Jest ich dowódcą.- rzucił ignorując kwestię, czy aby na pewno „dowódca” było dobrym słowem, każdy jednak zrozumiał, a to było najistotniejsze. Słysząc pytanie Śmieciożercy powędrował w jego stronę wzrokiem i wolno skinął głową. -Mam pewność. Zrobiłem użytek z Veritaserum otrzymanym od Quentina.- dodał chcąc od razu podkreślić, iż nie są to informacje wyssane z palca tudzież zasłyszane w pobliskim barze. Nie robił sobie żartów – chyba tylko skończony idiota porwałby się na tak wielkie głupstwo. -Jestem gotów.- zawsze był jeśli chodziło o wyższy cel. Mógł ruszać nawet po zakończeniu spotkania, bowiem czas od dawien dawna nie jest już ich sojusznikiem. Złapanie jakiegokolwiek tropu i naprawienie popełnionego błędu było w końcu priorytetem.
-Wciąż jestem w jej posiadaniu.- odpowiedział Rookwood wiedząc, że miał z takowej zrobić użytek, jednak wpadł na inny plan i go zrealizował. Dokładnie wgłębił się w stare zapiski na manuskryptach i żadne z przekleństw nie spełniało jego oczekiwań pod kątem swej praktyczności. Informacje były znacznie cenniejsze niżeli krzywda bez żadnych profitów, dlatego też zdecydował się na podstępne podanie eliksiru.
Pytanie Morgotha sprawiło, że zamyślił się na moment. Selwyn nie wspominała o żadnym innym miejscu, a przecież nie byłaby w stanie w jakikolwiek sposób minąć się z prawdą. Być może Gospoda Pod Świńskim Łbem została stosunkowo niedawno wybrana? Lucinda nie mogła mieć długiego stażu, był o tym przekonany zważywszy na niewielką ilość posiadanych informacji. -Niestety nie wiem o żadnej innej lokalizacji.- rzucił spoglądając na Yaxleya.
Słuchał towarzyszów z pełną uwagą nie chcąc pominąć żadnego szczegółu. Dopiero wspomnienie Percivala sprawiło, że jego palce zacisnęły się nieco mocniej na kielichu, który uniósł w celu upicia znacznej ilości wina. Gardził zdrajcami, brakiem lojalności i tchórzostwem, a z relacji ze szczytu jasno wynikało, iż Nott nie pokazał sobą nic więcej. Mimowolnie powędrował wzrokiem do członka jego rodziny – czyżby nawet on nie wiedział, gdzie ukrył się ten szczur? To było niedorzeczne, jednakże karaluchy pokroju Tonks, czy Percivala zawsze najtrudniej było zdeptać. Esther miała rację, warto było wykorzystać ową damę jako narzędzie w walce, jednak należało zachować pełną uwagę i nie popełnić żadnego błędu, który może przekreślić szanse na triumf.
Słowa Zacharego sprawiły, że powędrował w jego kierunku wzrokiem, a następnie przeniósł spojrzenie na Tristana. -Wraz z lordem Rosierem skrzyżowaliśmy różdżki z wrogiem nieopodal mostu na rzece Wensum. Natknęliśmy się na nich w trakcie drogi do miejsca, w którym mieliśmy wzmocnić barierę. Finalnie obydwoje pozostali nieprzytomni i gdy zbliżyłem się do nich rozpoznałem Skamandera – a przynajmniej z takiego założenia wyszedłem biorąc pod uwagę wcześniejsze informacje, które padły na spotkaniu. Przeszkodzili nam mugole, więc mugolski szpital miałby sens. Nazwisko aurorki też pasuje, mam pewność, iż należy do Zakonu Feniksa.- rzucił starając się wszystko złożyć w sensowną całość. Nie zapewni im to żadnych nowych informacji, ale jeśli faktycznie walczyli z niejaką Carter to chociaż mogli już wiedzieć, jak owa dziewczyna wygląda.
-Archibald i Lorraine Prewett, Brendan Weasley, Charlene Leighton, Florean Fortescue, Frederick Fox, Hannah i Benjamin Wright, Kieran i Jackie Rineheart, Marcella Figg, Cyrus Snape, Hereward Bartius, Vera Leighton oraz oczywiście Alexander i Lucinda Selwyn, Justine Tonks, Samuel Skamander i wspomniana już Sophia Carter. Wszyscy są członkami Zakonu.- przesunął palcami wzdłuż kielicha, a następnie upił trunku licząc, że może ktokolwiek miał więcej informacji na temat owych osób, bowiem dla szatyna większość była anonimowa. Wypowiedzenie jednego z imion nie było dla niego niczym przyjemnym, a tym bardziej prostym – gdzieś w głębi siebie wciąż żywił nadzieję, że były dla dziewczyny jakiekolwiek szanse na powrót we właściwie miejsce. -Ponadto są jeszcze Constantine, Josephine, Anthony, Frances, Asbjorn, Malcolm, Eileen, Billy, Gabriel, Susanne oraz Julia. Niestety nie znam ich nazwisk.- dodał. Nie był pewien czy wymienił wszystkich lub nie przekręcił niektórych nazwisk – w końcu tamtego wieczora wszystko działo się wyjątkowo szybko.
-Nawet jeśli jest ktoś jeszcze, to ona trzyma za stery. Jest ich dowódcą.- rzucił ignorując kwestię, czy aby na pewno „dowódca” było dobrym słowem, każdy jednak zrozumiał, a to było najistotniejsze. Słysząc pytanie Śmieciożercy powędrował w jego stronę wzrokiem i wolno skinął głową. -Mam pewność. Zrobiłem użytek z Veritaserum otrzymanym od Quentina.- dodał chcąc od razu podkreślić, iż nie są to informacje wyssane z palca tudzież zasłyszane w pobliskim barze. Nie robił sobie żartów – chyba tylko skończony idiota porwałby się na tak wielkie głupstwo. -Jestem gotów.- zawsze był jeśli chodziło o wyższy cel. Mógł ruszać nawet po zakończeniu spotkania, bowiem czas od dawien dawna nie jest już ich sojusznikiem. Złapanie jakiegokolwiek tropu i naprawienie popełnionego błędu było w końcu priorytetem.
-Wciąż jestem w jej posiadaniu.- odpowiedział Rookwood wiedząc, że miał z takowej zrobić użytek, jednak wpadł na inny plan i go zrealizował. Dokładnie wgłębił się w stare zapiski na manuskryptach i żadne z przekleństw nie spełniało jego oczekiwań pod kątem swej praktyczności. Informacje były znacznie cenniejsze niżeli krzywda bez żadnych profitów, dlatego też zdecydował się na podstępne podanie eliksiru.
Pytanie Morgotha sprawiło, że zamyślił się na moment. Selwyn nie wspominała o żadnym innym miejscu, a przecież nie byłaby w stanie w jakikolwiek sposób minąć się z prawdą. Być może Gospoda Pod Świńskim Łbem została stosunkowo niedawno wybrana? Lucinda nie mogła mieć długiego stażu, był o tym przekonany zważywszy na niewielką ilość posiadanych informacji. -Niestety nie wiem o żadnej innej lokalizacji.- rzucił spoglądając na Yaxleya.
Słuchał towarzyszów z pełną uwagą nie chcąc pominąć żadnego szczegółu. Dopiero wspomnienie Percivala sprawiło, że jego palce zacisnęły się nieco mocniej na kielichu, który uniósł w celu upicia znacznej ilości wina. Gardził zdrajcami, brakiem lojalności i tchórzostwem, a z relacji ze szczytu jasno wynikało, iż Nott nie pokazał sobą nic więcej. Mimowolnie powędrował wzrokiem do członka jego rodziny – czyżby nawet on nie wiedział, gdzie ukrył się ten szczur? To było niedorzeczne, jednakże karaluchy pokroju Tonks, czy Percivala zawsze najtrudniej było zdeptać. Esther miała rację, warto było wykorzystać ową damę jako narzędzie w walce, jednak należało zachować pełną uwagę i nie popełnić żadnego błędu, który może przekreślić szanse na triumf.
Słowa Zacharego sprawiły, że powędrował w jego kierunku wzrokiem, a następnie przeniósł spojrzenie na Tristana. -Wraz z lordem Rosierem skrzyżowaliśmy różdżki z wrogiem nieopodal mostu na rzece Wensum. Natknęliśmy się na nich w trakcie drogi do miejsca, w którym mieliśmy wzmocnić barierę. Finalnie obydwoje pozostali nieprzytomni i gdy zbliżyłem się do nich rozpoznałem Skamandera – a przynajmniej z takiego założenia wyszedłem biorąc pod uwagę wcześniejsze informacje, które padły na spotkaniu. Przeszkodzili nam mugole, więc mugolski szpital miałby sens. Nazwisko aurorki też pasuje, mam pewność, iż należy do Zakonu Feniksa.- rzucił starając się wszystko złożyć w sensowną całość. Nie zapewni im to żadnych nowych informacji, ale jeśli faktycznie walczyli z niejaką Carter to chociaż mogli już wiedzieć, jak owa dziewczyna wygląda.
-Archibald i Lorraine Prewett, Brendan Weasley, Charlene Leighton, Florean Fortescue, Frederick Fox, Hannah i Benjamin Wright, Kieran i Jackie Rineheart, Marcella Figg, Cyrus Snape, Hereward Bartius, Vera Leighton oraz oczywiście Alexander i Lucinda Selwyn, Justine Tonks, Samuel Skamander i wspomniana już Sophia Carter. Wszyscy są członkami Zakonu.- przesunął palcami wzdłuż kielicha, a następnie upił trunku licząc, że może ktokolwiek miał więcej informacji na temat owych osób, bowiem dla szatyna większość była anonimowa. Wypowiedzenie jednego z imion nie było dla niego niczym przyjemnym, a tym bardziej prostym – gdzieś w głębi siebie wciąż żywił nadzieję, że były dla dziewczyny jakiekolwiek szanse na powrót we właściwie miejsce. -Ponadto są jeszcze Constantine, Josephine, Anthony, Frances, Asbjorn, Malcolm, Eileen, Billy, Gabriel, Susanne oraz Julia. Niestety nie znam ich nazwisk.- dodał. Nie był pewien czy wymienił wszystkich lub nie przekręcił niektórych nazwisk – w końcu tamtego wieczora wszystko działo się wyjątkowo szybko.
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Danger is a beautiful thing when it is purposefully sought out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag
Śmierciożercy
Odpowiedź na jego pytanie tak naprawdę nie została wypowiedziana, kolejni czarodzieje wypowiadający się o swoich porażkach nie lekceważyli swoich zadań - po prostu nie byli do nich dostatecznie przygotowani. Mieli za mało czasu i zbyt wiele do zrobienia, by to miało szansę się udać. Musieli próbować mocniej, bardziej, więcej. Musieli zadośćuczynić Czarnemu Panu tę porażkę. Musieli precyzyjnie wykonywać jego rozkazy i dopilnować, by wykonywali je również wszyscy pozostali. Przeniósł wzrok na Morgotha, kiedy Sigrun otwarcie nie zgodziła się z jego zdaniem; besztanie wyższego rangą śmierciożercy na oczach rycerzy, słuszne czy nie, osłabiało ich pozycję i podkopywało ich autorytet - nie było potrzebne - jednak wobec braku reakcji młodego lorda stracił zainteresowanie sprawą. Wsłuchiwał się w słowa śmierciożerców i choć jego twarz pozostała kamienna, serce zabiło mocniej, gdy wspomniane zostało imię Percivala. Ten przeklęty zdrajca miał pożałować wszystkiego, co zrobił, a jednak aktualnie wszystko wskazywało na to, że najwyżej zagra im na nosie. Wytropienie go po tym jak zniknął będzie jak odnalezienie igły w stogu siana, ale odszukanie jej bynajmniej nie było w rzeczywistości tak trudne, jak w starym powiedzeniu: wystarczyło przecież spopielić siano, by igła ostała się pośród popiołów. A z popieleniem - radził sobie dobrze. Zdrada Percivala była jego prywatną zadrą i zamierzał poradzić sobie z tym osobiście - a myśl, że na zamiarach wciąż się kończyło, zaczynała napawać go frustracją. Eshter mogła mieć rację, że kluczem do jego odnalezienia była Isabelle - nie odniósł się jednak do tych rewelacji, na dłużej zatrzymując wzrok na twarzy kobiety, zastanawiając się, czy gorsza była jej maniera, kiedy milczała, czy jednak wtedy, kiedy zabierała głos, jawnie lekceważąc polecenia.
- Co zatem zamierzasz zrobić, kiedy już się zjawisz u Isabelle? - zwrócił się do Eshter; jeśli uważała to spotkanie za istotniejsze od ułaskawienia strasznej anomalii, bez wątpienia zamierzała podjąć działanie na tym polu. Nie pytał jednak tylko dlatego, chciał znać te plany. Nie zareagował na słowa Eddarda, choć usłyszał je doskonale. Sam był przed spotkaniem z lady Carrow - i wiedział, że sam również wybada jej nastrój. Nie chciał jej krzywdzić, znacznie prościej byłoby zawrzeć współpracę. Musiała nienawidzić Percivala po wszystkim, co jej zrobił.
Pominął dyskusję o Bagshot, nie mieli informacji, które nie padłyby wcześniej. Wsłuchiwał się za to w jasne myśli Alpharda, do którego zwrócił się po chwili:
- Większość społeczeństwa to głupcy - stwierdził rzecz zupełnie oczywistą, większość magicznego społeczeństwa nie była taka jak oni - czysta - nie rozumiała zatem konieczności tej czystości. Nie była władna o sobie stanowić, bo nie dostrzegała swoich ograniczeń. Gdyby było inaczej, czarodzieje nie potrzebowaliby - obok demokratycznego ministerstwa - silnej władzy szarej eminencji pod postacią arystokratycznych wpływów. - Czy nadgorliwość aurorów im nie zaimponuje? Być może tu trzeba czegoś więcej - prowokacji. Opartej na prawdziwej ofierze, być może. - Podrzucenie trupa i opisanie go jako zamordowanego wciąż legalną dla nich avadą kedavrą; aurorzy byli czarodziejami mało przewidywalnymi a co gorsza często bystrzejszymi, niż można by się tego po nich spodziewać. Nie miał wątpliwości, że Black miał słuszność, zwracając uwagę na konieczność usunięcia ich z przestrzeni publicznej. Byli przeszkodą, a oni wystarczająco długo lekceważyli wroga.
Podobnie jak Zakonnicy. Wysłuchał nazwisk, z których żadne mu nic nie mówiło ponad tymi, które wcześniej były już im wiadome. Macnair wykonał kawał dobrej roboty wywiadowczej.
- Kim właściwie są ci ludzie? Ile o nich wiemy? - I choć zwrócił się do Drew, jego pytanie odnosiło się w zasadzie do wszystkich zgromadzonych czarodziejów. Czarodziejska społeczność była wąska, przypuszczał, że dla uczących się w Anglii powiązanie tych nazwisk z choćby cieniem wspomnienia nie byłoby wcale trudne. On obracał się w hermetycznym towarzystwie, w którym nie było miejsca dla podobnych - a pobieranie nauk poza granicami kraju skutecznie ucinało jego sieć kontaktów. - Wszyscy pośród nich to zdrajcy krwi lub szlamy? Aurorzy? - Rozpoznawał kilka nazwisk, Fox niegdyś był Lycusem, dziedzicem Malfoyów, Lucinda niezmiennie przynosiła wstyd nawróconym Selwynom, a Alexander był mu irytującą solą w oku, jednak oni wszyscy byli znani tu obecnym. Jacy byli Prewettowie - o tym też wiedział każdy. - Powinniśmy się nad tym pochylić, być może rozpracowując ich tożsamości, zdołamy dotrzeć do potencjalnych przyszłych kandydatów... - I pozbyć się ich, gdy będą jeszcze zbyt słabi, by stawić opór najsłabszym pośród nich - i uchronić ich przed podobnym błędem - tak, jak przed wszystkimi innymi, które mogliby podjąć w przyszłości. Aktywiści byli niebezpieczni, lubili się angażować, nawet gdyby zapłacić mieli najwyższą cenę. Może należało oddać im przysługę i przyśpieszyć ten proces.
- Co zatem zamierzasz zrobić, kiedy już się zjawisz u Isabelle? - zwrócił się do Eshter; jeśli uważała to spotkanie za istotniejsze od ułaskawienia strasznej anomalii, bez wątpienia zamierzała podjąć działanie na tym polu. Nie pytał jednak tylko dlatego, chciał znać te plany. Nie zareagował na słowa Eddarda, choć usłyszał je doskonale. Sam był przed spotkaniem z lady Carrow - i wiedział, że sam również wybada jej nastrój. Nie chciał jej krzywdzić, znacznie prościej byłoby zawrzeć współpracę. Musiała nienawidzić Percivala po wszystkim, co jej zrobił.
Pominął dyskusję o Bagshot, nie mieli informacji, które nie padłyby wcześniej. Wsłuchiwał się za to w jasne myśli Alpharda, do którego zwrócił się po chwili:
- Większość społeczeństwa to głupcy - stwierdził rzecz zupełnie oczywistą, większość magicznego społeczeństwa nie była taka jak oni - czysta - nie rozumiała zatem konieczności tej czystości. Nie była władna o sobie stanowić, bo nie dostrzegała swoich ograniczeń. Gdyby było inaczej, czarodzieje nie potrzebowaliby - obok demokratycznego ministerstwa - silnej władzy szarej eminencji pod postacią arystokratycznych wpływów. - Czy nadgorliwość aurorów im nie zaimponuje? Być może tu trzeba czegoś więcej - prowokacji. Opartej na prawdziwej ofierze, być może. - Podrzucenie trupa i opisanie go jako zamordowanego wciąż legalną dla nich avadą kedavrą; aurorzy byli czarodziejami mało przewidywalnymi a co gorsza często bystrzejszymi, niż można by się tego po nich spodziewać. Nie miał wątpliwości, że Black miał słuszność, zwracając uwagę na konieczność usunięcia ich z przestrzeni publicznej. Byli przeszkodą, a oni wystarczająco długo lekceważyli wroga.
Podobnie jak Zakonnicy. Wysłuchał nazwisk, z których żadne mu nic nie mówiło ponad tymi, które wcześniej były już im wiadome. Macnair wykonał kawał dobrej roboty wywiadowczej.
- Kim właściwie są ci ludzie? Ile o nich wiemy? - I choć zwrócił się do Drew, jego pytanie odnosiło się w zasadzie do wszystkich zgromadzonych czarodziejów. Czarodziejska społeczność była wąska, przypuszczał, że dla uczących się w Anglii powiązanie tych nazwisk z choćby cieniem wspomnienia nie byłoby wcale trudne. On obracał się w hermetycznym towarzystwie, w którym nie było miejsca dla podobnych - a pobieranie nauk poza granicami kraju skutecznie ucinało jego sieć kontaktów. - Wszyscy pośród nich to zdrajcy krwi lub szlamy? Aurorzy? - Rozpoznawał kilka nazwisk, Fox niegdyś był Lycusem, dziedzicem Malfoyów, Lucinda niezmiennie przynosiła wstyd nawróconym Selwynom, a Alexander był mu irytującą solą w oku, jednak oni wszyscy byli znani tu obecnym. Jacy byli Prewettowie - o tym też wiedział każdy. - Powinniśmy się nad tym pochylić, być może rozpracowując ich tożsamości, zdołamy dotrzeć do potencjalnych przyszłych kandydatów... - I pozbyć się ich, gdy będą jeszcze zbyt słabi, by stawić opór najsłabszym pośród nich - i uchronić ich przed podobnym błędem - tak, jak przed wszystkimi innymi, które mogliby podjąć w przyszłości. Aktywiści byli niebezpieczni, lubili się angażować, nawet gdyby zapłacić mieli najwyższą cenę. Może należało oddać im przysługę i przyśpieszyć ten proces.
the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Śmierciożercy
Wsłuchiwała się w rozmowy, przy większości tematów milcząc - nie miała wiele do powiedzenia; jej zdolności sprawdzały się na mniej widocznym polu, niż większości, z tego też powodu nie pojawiała się przy tym stole nazbyt często. Dziś zamierzała jednak osobiście przekazać informacje o sinicy - by mieć pewność, że dotarły do każdego, kto mógłby być nimi zainteresowany. Wiele wskazywało na to, że jej słowa nie padły jednak na podatny grunt, a Magnus najprawdopodobniej był ostatnią osobą, którą miała wziąć pod opiekę. Duszność w pomieszczeniu wciąż przytłaczała, potrzebowała powietrza. Oparła się wygodnie na krześle, bacząc, by nie złożyć dłoni na łonie - nie zależało jej na uwydatnieniu krągłości jej ciała. Uniosła lekko spojrzenie ponad stół, przeciągając wzrokiem po kolejnych twarzach wypowiadających się na temat anomalii. Każdy, kto się do niej zbliżał, miał szansę zaobserwować coś, co im umknęło poprzednio - nikt jednak nie podniósł informacji, które mogłyby być zarzewiem przełomu. Zdawało się, że stanęli w miejscu i nie wiedzieli, w którą stronę ruszyć. Informacje przekazane przez Drew sprawiły, że przez jej skórę przemknął mroźny dreszcz. Samuel był dobrym człowiekiem, pomógł jej, gdy była w kryzysowej sytuacji - nie wiedziała wcześniej o jego powiązaniach z Zakonem Feniksa. Szczęśliwie, nikt nie wiedział również o jej powiązaniach z nim samym - i tak powinno pozostać. Benjamin Wright, niegdyś jaskrawa persona na ulicach Nokturnu, ale jego zniknięcie z mrocznych zakątków alei oznaczało albo śmierć albo... albo to, co się wydarzyło, Benjamin objął swoją drogę. Frederick Fox, pamiętała to nazwisko - był obok Benjamina na kolacji weselnej jej kuzyna. Ramsey miał ich wtedy tak blisko na wyciągnięcie ręki. Justine Tonks, mugolaczka; pamiętała ją jak przez mgłę, jeszcze z czasów szkolnych. Dawno, dawno temu...
- Nie zapominajmy, że Bathilda wie, że mamy ją na uwadze. Zdołała zabrać dzieci zanim się u niej zjawiliśmy, wyprzedzając nas o krok. Jeśli to stara czarownica, jest też na tyle mądra, by zachować teraz szczególną ostrożność.
- Nie zapominajmy, że Bathilda wie, że mamy ją na uwadze. Zdołała zabrać dzieci zanim się u niej zjawiliśmy, wyprzedzając nas o krok. Jeśli to stara czarownica, jest też na tyle mądra, by zachować teraz szczególną ostrożność.
bo ty jesteś
prządką
prządką
Przysłuchiwał się wymianie zdań, wyciąganych wnioskach i kolejnych słowach uznania dla tych, którym udało się osiągnąć zamierzone cele, a przy tym dowiedzieć czegoś przydatnego. Nastała jednak też chwila, gdy w powietrzu zawisła dezaprobata i żądanie wytłumaczenia z braku działania.
Przesuwał wzrok na każdego, kto zabierał głos, zastanawiając się nad problemem z anomaliami. Bez wątpienia był to ich największy kłopot, zwłaszcza że część najwyraźniej nawet nie próbowała podjąć się wyzwania. Zrozumienie, że zajmowali się czymś innym, najpewniej nie zmieniała ani trochę powagi sytuacji. Wcześniej jego zainteresowanie anomaliami, poza krótkim czasem, gdy próbował pojąć, czym naprawdę są, było znikome. Uważał je jedynie za irytująco utrudniające większość czynności związanych z magią, a dodatkowo nie wydawały się czymś, czemu miałby poświęcić więcej czasu. Teraz jednak z chęcią zmieniłby obecny stan rzeczy i zamierzał pójść w tym kierunku z pomocą kogoś z większym doświadczeniem w tej kwestii lub bez niej.
Zerknął przelotnie na młodego mężczyznę, który mimo spóźnienia został wpuszczony do środka i po przedstawieniu się zajął miejsce. Nie skupił na nim większej uwagi, wracając do słuchania tego, co padało z każdej strony.
Spojrzał na blondynkę, stojącą u szczytu stołu, gdy podjęła temat; co nowi mogą zaoferować. Zastanowił się nad tym, trafne pytanie sprawiło, że nie odzywał się przez dłuższą chwilę, analizując pojęcie wartościowe umiejętności. Zbiegło się to również z tematem o polityce, którą podjęli, ci związani z Ministerstwem Magii.
- Wszyscy wiemy, jaka jest obecnie sytuacja w Ministerstwie, potrzebujecie jak najwięcej oczu i uszu, które idą za waszą sprawą. Może sojusznicy oraz ci którzy, na razie nie są jakkolwiek powiązani z wami w opinii opozycji, mogą być przydatniejsi? Logicznie nie zwracamy takiej uwagi, zadając pytania i szukając odpowiedzi, która strona jest tą „odpowiednią”. Zwłaszcza, gdy już udowodniono, że jednostka wcale nie musi iść za swoim rodem – nie wątpił w swoje słowa, chociaż wypowiadał je z cieniem ostrożności, mając wrażenie, że stąpa po niezbyt pewnym gruncie. Dziwne uczucie.- Postaram się zaoferować w najbliższym czasie informacje, może pojawi się coś, co pomoże wyprzedzić drugą stronę o krok. W końcu niewielkim problemem jest pociągnąć za język ludzi, którzy są niezadowoleni i sfrustrowani obecną sytuacją – wiedział, że takie osoby mówią łatwiej, wystarczy tylko zagrać na emocjach, rzucić kilka słów, które sprowokują lawinę.
Umilkł ponownie, nie wtrącając się w kwestie na których temat nie mógł powiedzieć nic konkretnego lub nie czuł, aby musiał zabierać głos, skoro wszystko było już wypowiedziane.
Przebiegł wzrokiem po kilku osobach, finalnie zatrzymując spojrzenie na lordzie Rosierze. Zaryzykował podjęcie tematu, krótką opinią.
- Ludzie w dłuższej perspektywie nie lubią nadgorliwości, można ich mylnie uświadomić, że działania aurorów mogą w końcu skupić się również na nich, aby przyspieszyć zniechęcenie. Jeśli szukają sobie wrogów, znajdą wszędzie – zaproponował, zabawy psychologiczne ze społeczeństwem były skuteczne, a Hesperos nie wątpił, że wśród zebranych tutaj był ktoś, kto byłby w stanie uświadomić w tym ludzi. Ewentualnie w dalszych znajomościach, mógł ktoś taki być.
Przesuwał wzrok na każdego, kto zabierał głos, zastanawiając się nad problemem z anomaliami. Bez wątpienia był to ich największy kłopot, zwłaszcza że część najwyraźniej nawet nie próbowała podjąć się wyzwania. Zrozumienie, że zajmowali się czymś innym, najpewniej nie zmieniała ani trochę powagi sytuacji. Wcześniej jego zainteresowanie anomaliami, poza krótkim czasem, gdy próbował pojąć, czym naprawdę są, było znikome. Uważał je jedynie za irytująco utrudniające większość czynności związanych z magią, a dodatkowo nie wydawały się czymś, czemu miałby poświęcić więcej czasu. Teraz jednak z chęcią zmieniłby obecny stan rzeczy i zamierzał pójść w tym kierunku z pomocą kogoś z większym doświadczeniem w tej kwestii lub bez niej.
Zerknął przelotnie na młodego mężczyznę, który mimo spóźnienia został wpuszczony do środka i po przedstawieniu się zajął miejsce. Nie skupił na nim większej uwagi, wracając do słuchania tego, co padało z każdej strony.
Spojrzał na blondynkę, stojącą u szczytu stołu, gdy podjęła temat; co nowi mogą zaoferować. Zastanowił się nad tym, trafne pytanie sprawiło, że nie odzywał się przez dłuższą chwilę, analizując pojęcie wartościowe umiejętności. Zbiegło się to również z tematem o polityce, którą podjęli, ci związani z Ministerstwem Magii.
- Wszyscy wiemy, jaka jest obecnie sytuacja w Ministerstwie, potrzebujecie jak najwięcej oczu i uszu, które idą za waszą sprawą. Może sojusznicy oraz ci którzy, na razie nie są jakkolwiek powiązani z wami w opinii opozycji, mogą być przydatniejsi? Logicznie nie zwracamy takiej uwagi, zadając pytania i szukając odpowiedzi, która strona jest tą „odpowiednią”. Zwłaszcza, gdy już udowodniono, że jednostka wcale nie musi iść za swoim rodem – nie wątpił w swoje słowa, chociaż wypowiadał je z cieniem ostrożności, mając wrażenie, że stąpa po niezbyt pewnym gruncie. Dziwne uczucie.- Postaram się zaoferować w najbliższym czasie informacje, może pojawi się coś, co pomoże wyprzedzić drugą stronę o krok. W końcu niewielkim problemem jest pociągnąć za język ludzi, którzy są niezadowoleni i sfrustrowani obecną sytuacją – wiedział, że takie osoby mówią łatwiej, wystarczy tylko zagrać na emocjach, rzucić kilka słów, które sprowokują lawinę.
Umilkł ponownie, nie wtrącając się w kwestie na których temat nie mógł powiedzieć nic konkretnego lub nie czuł, aby musiał zabierać głos, skoro wszystko było już wypowiedziane.
Przebiegł wzrokiem po kilku osobach, finalnie zatrzymując spojrzenie na lordzie Rosierze. Zaryzykował podjęcie tematu, krótką opinią.
- Ludzie w dłuższej perspektywie nie lubią nadgorliwości, można ich mylnie uświadomić, że działania aurorów mogą w końcu skupić się również na nich, aby przyspieszyć zniechęcenie. Jeśli szukają sobie wrogów, znajdą wszędzie – zaproponował, zabawy psychologiczne ze społeczeństwem były skuteczne, a Hesperos nie wątpił, że wśród zebranych tutaj był ktoś, kto byłby w stanie uświadomić w tym ludzi. Ewentualnie w dalszych znajomościach, mógł ktoś taki być.
Hesperos Crouch
Zawód : znawca prawa międzynarodowego, tłumacz
Wiek : 38 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Jeśli twoje marzenia zaczynają się nagle spełniać, strzeż się.
Bo wkrótce czeka cię bolesne rozczarowanie.
Bo wkrótce czeka cię bolesne rozczarowanie.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Skinął głową powtórnie, tym razem ciemnowłosemu mężczyźnie, który wskazał mu miejsce obok. Zajął je i dopiero wtedy skierował głowę w stronę bardziej znajomych twarzy, odwzajemniając nieme powitanie. Wciąż nie wiedział wszystkiego, a postaci, które powoli zaczynały wyciągać na światło dzienne zebrane informacje - wymagały jego uwagi. Zapamiętywał padające imiona i nazwiska - wspomnianych zakonników, bacząc, czy kogokolwiek rozpoznawał. Oczywiście, nie licząc sławetnego zdrajcy. Zdążył usłyszeć wystarczająco wiele, by móc zacisnąć usta w wąską linię gniewu. Żałował, że jeszcze nie mógł podzielić się sukcesami. Był tutaj nowy, ale chłonął oferowaną wiedzę bardzo skutecznie i nie miał zamiaru być biernym. Także w słowie - Jestem łowcą magicznych stworzeń. Posiadam stosowną do tego wiedzę w ich zakresie - zaczął ostrożnie, ale pewnie udzielając odpowiedzi, gdy padło polecenie przedstawienia swoich kwalifikacji - Specjalizuję się w magii transmutacyjnej - kontynuował - oferuję swoją różdżkę w kwestii napraw anomalii, ale poprosiłbym najpierw o naukę właściwej metody. Oczywiście w praktyce - towarzystwo kogoś doświadczonego w naprawach anomalii miało mu zagwarantować wiedzę na przyszłość. Jeśli chaos, który przeżerał Anglię był pokonywalny, a do tego - mogli czerpać z niego moc, nie widział innej drogi, którą miałby podążyć. Wciąż padało tu wiele kwestii, z którymi nie rozeznawał się wystarczająco, by zabierać głos, ale nie należał do biernych. Być może nie lawirował wśród politycznych i subtelnych sposobach pokonywania wroga, ale potrafił działać inaczej. Mimowolnie powędrował wzrokiem do brata, szukając chmurnego spojrzenia, ale ostatecznie, odezwał się powtórnie. Nieczęsto dzielił się umiejętnością, która posiadał, a którą wciąż musiał szlifować. Młodość miała swoje prawa i zalety, ale brak doświadczenia musiał nadrabiać - Jestem też animagiem. Niezarejestrowanym - dookreślił, tym razem odwracając wzrok od brata, a skupiając się na dwójce prowadzących. Wierzył, że trwali w zaufanym gronie i nikt nie wykorzysta oferowanej informacji pochopnie. Stwierdzał jednak konieczne fakty - Być może mógłbym dostać się w niektóre, mniej dostępne miejsca dla człowieka - bardziej niezauważony - uzupełnił i dopiero przerwał swoją wypowiedź. Był gotów wykorzystać nabytą umiejętność, w końcu to w działaniu mógł trenować jej wartość.
Zaplótł ukryte w skórzanych rękawiczkach dłonie przed sobą, układając je na stole. czekał na dalsze dyspozycje. Wierzył, że przy następnym spotkaniu, będzie mógł podzielić się własnymi sukcesami, tak w naprawach, jak i innych praktykach. Dziś, był przede wszystkim obserwatorem i słuchaczem wśród bardziej doświadczonych rycerzy. Powtórnie spojrzał na brata. Nie widzieli się długo i liczył, że po spotkaniu będą mieli chwilę na rozmowę.
Zaplótł ukryte w skórzanych rękawiczkach dłonie przed sobą, układając je na stole. czekał na dalsze dyspozycje. Wierzył, że przy następnym spotkaniu, będzie mógł podzielić się własnymi sukcesami, tak w naprawach, jak i innych praktykach. Dziś, był przede wszystkim obserwatorem i słuchaczem wśród bardziej doświadczonych rycerzy. Powtórnie spojrzał na brata. Nie widzieli się długo i liczył, że po spotkaniu będą mieli chwilę na rozmowę.
Dorian Avery
Zawód : Łowca magicznych stworzeń
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
And he'll brace for battle in the night
He'll fight because he knows he cannot hide
He'll fight because he knows he cannot hide
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Podobnie jak Cassandra milczał w chwili w której tematyka obrad zaczynała krążyć wokół tłumienia ich mocy czarną magią lub też czepiać się spraw brzmiących wyjątkowo politycznie. Te drugie w sposób szczególny sprawiały, że czuł się jeszcze bardziej bezużyteczny. Poświęcił się nauce, a ta wiązała z tkwieniem w swej alchemicznej jamie. To nie był też jego kraj, nigdy się nie czuł Anglikiem by przez lata młodzieńcze, czy też dorosłość zainteresować się losami kraju. Był imigrantem, który zaszył się na Nokturnie gdzie żadne ustawy, obostrzenia, prawa nie sięgały. Gry polityczne, intrygi - nie potrafił nic doradzić, nic zaproponował. Skinieniem głowy przyjął kilka posłanych ku niemu gestów zadowolenia ze swojej pracy.
Z braku laku słuchał mimowolnie uciekając spojrzeniem od jednego wyłapanego na stole ska do drugiego. To zaraz na pękaty brzuch Cassandry. Miał nadzieję, że spotkanie nie będzie wyjątkowo długie. Mieszkał w kamienicy ze szwagierka, która wydała już na świat jedno dziecko. Był świadomy, że na pewnym etapie przesiadywanie w jednej pozycji było obciążające dla matki. Nie mówił jednak nic zachowując troskliwe myśli dla samego siebie.
Powrócił pełną uwagą do spotkania kiedy pojawiło się krępujące pytanie dotyczące tego co dalej, skoro nie udało im się wyprzedzić przeciwnej frakcji w przedsięwzięciu. Krępującego tyle, ze to właśnie od nich, grupy badawczej, wypłynął pomysł wyjścia im na przeciw.
- Zgadzam się z Cassandrą, poszukiwanie starej wiedźmy która może być wszędzie będzie za pewne trudniejsze. Zamiast skupiać się na tym spróbowałbym zadać pytanie czy istnieje inny sposób na to by udaremnić ich zamiary. Nie wiemy gdzie może przebywać Bathilda, nie wiemy jak i gdzie skrywa dzieci, lecz wiemy, że tak czy owak będą próbowali dostać się do Azkabanu. To nie jest wycieczka którą się planuje z dnia na dzień. Do tego połączenie z więzieniem zostało zerwane, jeżeli wierzyć gazetom. Będą musieli stworzyć nowe lub zorganizować wiele zaprzęgów wyposażonych w silne konie pociągowe. Chcąc ich odnaleźć spróbowałbym wyłapać niecodzienne ruchy magii w powietrzu lub też prześledzić skupy magicznych dorożek oraz zwierząt pociągowych. Potem - spróbować wykorzystać ich przejście lub za sabotować podróż. Problem pojawiłby się gdyby pierwsza opcja była niemożliwa do wykonania... - zaczął bezwiednie gładzić swoją brodę myśląc nad tym co mogą, co nie mogą, a co mogliby uczynić by spróbować naprawić swój błąd starając się odpowiednio wylewnie odpowiedzieć na pytanie Craiga. Ale czy to co mówił faktycznie było jakimś pomysłem, propozycją podjęcia działania, zachętą do dyskusji - to leżało w gestii rycerzy
Z braku laku słuchał mimowolnie uciekając spojrzeniem od jednego wyłapanego na stole ska do drugiego. To zaraz na pękaty brzuch Cassandry. Miał nadzieję, że spotkanie nie będzie wyjątkowo długie. Mieszkał w kamienicy ze szwagierka, która wydała już na świat jedno dziecko. Był świadomy, że na pewnym etapie przesiadywanie w jednej pozycji było obciążające dla matki. Nie mówił jednak nic zachowując troskliwe myśli dla samego siebie.
Powrócił pełną uwagą do spotkania kiedy pojawiło się krępujące pytanie dotyczące tego co dalej, skoro nie udało im się wyprzedzić przeciwnej frakcji w przedsięwzięciu. Krępującego tyle, ze to właśnie od nich, grupy badawczej, wypłynął pomysł wyjścia im na przeciw.
- Zgadzam się z Cassandrą, poszukiwanie starej wiedźmy która może być wszędzie będzie za pewne trudniejsze. Zamiast skupiać się na tym spróbowałbym zadać pytanie czy istnieje inny sposób na to by udaremnić ich zamiary. Nie wiemy gdzie może przebywać Bathilda, nie wiemy jak i gdzie skrywa dzieci, lecz wiemy, że tak czy owak będą próbowali dostać się do Azkabanu. To nie jest wycieczka którą się planuje z dnia na dzień. Do tego połączenie z więzieniem zostało zerwane, jeżeli wierzyć gazetom. Będą musieli stworzyć nowe lub zorganizować wiele zaprzęgów wyposażonych w silne konie pociągowe. Chcąc ich odnaleźć spróbowałbym wyłapać niecodzienne ruchy magii w powietrzu lub też prześledzić skupy magicznych dorożek oraz zwierząt pociągowych. Potem - spróbować wykorzystać ich przejście lub za sabotować podróż. Problem pojawiłby się gdyby pierwsza opcja była niemożliwa do wykonania... - zaczął bezwiednie gładzić swoją brodę myśląc nad tym co mogą, co nie mogą, a co mogliby uczynić by spróbować naprawić swój błąd starając się odpowiednio wylewnie odpowiedzieć na pytanie Craiga. Ale czy to co mówił faktycznie było jakimś pomysłem, propozycją podjęcia działania, zachętą do dyskusji - to leżało w gestii rycerzy
Kiedy Rookwood napomknęła o naprawach niestabilnej mocy, wyciągnął spod płaszcza zwój zwinięty w ciasny rulon; nieco już wymięty, zużyty, wielokrotnie rozwijany przez wielu z obecnych.
— W tym zwoju znajduje się sposób w jaki będziecie radzić sobie z anomaliami. Został nam on przedstawiony przez Czarnego Pana. Ustabilizowanie anomalii za pomocą tego sposobu przyniesie nam wszystkim korzyści. — Podał zwinięty pergamin na prawo, Dorianowi, aby zapoznał się z procedurą i przekazał ją dalej. Każdy z nowych sojuszników i obecnych tu Rycerzy, którzy jeszcze z jakiegoś powodu nie pokwapili się, by wspomóc ich w naprawie, powinien zapoznać się ze schematem lub odświeżyć sobie pamięć. — Zdążyłem przed spotkaniem odwiedzić część miejsc odznaczających się wcześniej niestabilną magią, ale moc została ujarzmiona. Równowaga cząsteczek została przywrócona dzięki białej magii. Powinno was zainteresować, że miejsc naprawionych przez innych jest znacznie więcej niż tych, które zajęliśmy. Wielkie gratulacje, Rycerze Walpurgii— mruknął z dezaprobatą, ale zamiast grymasu na jego twarzy pojawił się uśmiech. Następnym razem na spotkaniu będą wysłuchiwać wzajemnych tłumaczeń, że wrogowie dziwnym trafem posiadali przewagę, stąd kolejne pasmo niepowodzeń. Powiódł wzrokiem wśród zgromadzonych, nie zatrzymując się jednak na tych, którym naprawy zarażonych miejsc poszły gładko. — Jesteśmy tak silni, jak silne jest nasze najsłabsze ogniwo. Czy jest ktoś, kto potrzebuje wsparcia? Śmiało, nie krępujcie się.— Indywidualiści i samotnicy, nie dziwił się wcale temu, że trudno im było przyznać się do porażki, ale trzeba było spojrzeć prawdzie w oczy. Ktoś zawinił i musieli jak najszybciej zlokalizować swoje słabe punkty, wyeliminować je lub naprawić. Zaburzona magia wciąż tętniła w wielu miejscach, a jak dotąd niewiele było owocnych prognoz.
Wysłuchał słów Alpharda. Choć nie udało im się zidentyfikować kobiet, które ich napadły, zamyślił się na moment nad czymś zupełnie innym. Przeciągnął palcem po brodzie, od lewej do prawej strony.
— Ten szczególny rodzaj patronusa bez wątpienia wymaga odpowiednich umiejętności, nie każdy z nich nim operuje, nie każdy z nich jest tak samo biegły w magii. To wyjątkowa modyfikacja.— Sam miał okazję się temu przyjrzeć. Nie miał wątpliwości, że tylko biegli we władaniu różdżką czarodzieje potrafili wykorzystać patronusa do takich celów. Nie mieli do czynienia z laikami, ktokolwiek pomógł im w rozwoju w tym kierunku musiał posiadać olbrzymią wiedzę magiczną. — Gwardia, czy coś wam to mówi?— spytał; być może komukolwiek to obiło się już o uszy. — Bathilda Bagshot może ich tak nazywać. Ta gwardia wymaga od nich szczególnego poświęcenia, rozlania własnej krwi. Być może to jakiś rodzaj rytuału.— Zerknął na Drew, być może spotkał się z czymś podobnym. Wątpił, by ten szczególny sposób gwarantował im podobne właściwości patronusa, ale byc może oferował inne możliwości, może do czegoś zobowiązywał, coś gwarantował. Vablatsky słusznie przypomniała o mądrości starej kobiety, zdołała ochronić dzieci. Z pewnością Bagshot odpowiadała częściowo za rozwój Zakonu Feniksa. Trafne spostrzeżenia lorda Blacka i lorda Croucha dotyczące aurorów powinny ich wszystkich skłonić do zbudowania planu na najbliższą przyszłość.
— Tacy jak Skamander, Weasley, czy Rineheart nie ugną się łatwo, będą uparcie dążyć do celu. Nie dziwiłoby mnie, gdyby na własną rękę próbowali kontynuować własne śledztwa.— A może od razu pchać to, co mają w Wizengamot, jeśli w ogóle istniała taka możliwość, tego nie wiedział. Czuł się pewnie, szczególnie przywrócony do pracy, szczególnie po nieudolnej i bezsensownej wizycie aurorów w jego własnym mieszkaniu. Był jednak pewien, że nie poprzestaną na tym, nie powinni ich lekceważyć. Kontynuując myśl Tristana dodał: — Niewinne ofiary, fałszywe oskarżenia, nieudolność i brak skuteczności. — Aurorzy powinni stracić publiczne zaufanie, szala winna się odwrócić — Walczący Mag z pewnością będzie to robił, ale to nie wystarczy, by ludzie w to uwierzyli.— Wiadome było, że gazeta będzie publikować treści, jakie zezwoli publikować jej Ministerstwo. — Warto byłoby spróbować puścić podobne informacje przez Proroka. I znaleźć świadków.— Którzy uwiarygodnią tezę. Aurorzy posiadający poparcie społeczeństwa byli niebezpiecznym narzędziem, musieli mieć to na uwadze.
Spostrzeżenie Morgotha przyjął za cenną uwagę. Wspomniane zaklęcie mogło nastręczyć problemów — jeśli działało na ich przemianę, nigdy tego nie doświadczył i nie chciał wcale tego sprawdzać, ale jesli lord Yaxley o nim wspominał jako czarodziej biegły w tej dziedzinie, nie śmiał poddawać jego słów żadnej wątpliwości. Jego propozycja sprawdzenia ziem Longbottomów wydawała się dobrym pomysłem.
— Longbottom zapadł się pod ziemię, ale na pewno da się dotrzeć do kogoś, kto wie, gdzie się ukrywa. Odszukam jego bliskich współpracowników— zadeklarował po chwili namysłu. Ollivanderowie wspomniani przez Deirdre wydali mu się już przegraną sprawą, ale Craig zdawał się uprzedzić jego wyjaśnienia. Wyjaśnienia Amadeusa Croucha i w nim wzbudziły lekkie ukłucie żalu, że nie podjął żadnej próby; zmierzył go więc wzrokiem, nie odzywając się jednak nic, po jego deklaracji zmiany tej przykrej sytuacji. Lord zgrabnie odszedł od tematu własnej porażki, przerzucając ją na ciężar nieobecnego Rycerza.
— Czy ktoś ma kontakt z Larsonem? — Oszczędził sobie osądów; Luke nie wydawał mu się kandydatem na zdrajcę, ale i Percival wydawał mu się niegdyś człowiekiem o bystrym i dostatecznie jasnym umysłem, tymczasem wykazał się wyjątkową głupotą. Powinni dowiedzieć się, gdzie podziewają się i co porabiają Rycerze zbyt zajęci by przybyć na dzisiejsze spotkanie.
Na pytanie Antonii uniósł brew, uznając je za mało poważne. Zawahał się z odpowiedzią, krótko licząc na to, że jedynie żartowała. Niestety.
— Naprawić swój błąd— odpowiedział jej krótko i w podobnym tonie. Nie zamierzał powtarzać, padło tu już wiele słów na ten temat. — Oczywiście, że nie jesteś bierna —przyznał, spoglądając w jej kierunku, wyłapując jej spojrzenie. — Dlatego z pewnością chętnie opowiesz, jak zamierzasz to zrobić. — Naprawić ten swój błąd. — Nie wiedział, nie stawił się już na ostatnim spotkaniu. — Co większość z nich zaalarmowało, ale były i głosy usprawiedliwiające jego nieobecność. Wciąż trudno było mu pojąć, jak jego brat, Eddard, nie zauważył zachodzącej w nim przemiany. Percival nie był aż tak dobrym aktorem, a to, co się stało, musiało kiełkować w nim już długo.
— Jak on się teraz nazywa?— spytał Eddarda; jego brat musiał przyjąć inne nazwisko. — Po tym, co zrobił w Stonehenge zainteresowanie się nim przez Zakon Feniksa jest kwestią czasu, a on zapewne chętnie przystanie na współpracę, jeśli znajdzie u nich schronienie. — Każdy kto kiedykolwiek obcował z Percivalem stanie się obiektem zainteresowania wrogów. — Pracował w ministerstwie magii, miał jakiś związek ze smokami. Możemy w ten sposób do niego dotrzeć?— Spojrzał na Tristana. Być może mogli wykorzystać jego pracę do tego, by go wywabić, zanim zrobią to przeciwnicy. Poznana na Nokturnie czarownica okazała się wróżbitką, co wzbudziło jego mimowolne zainteresowanie, ale nie większe niż znajomość byłej żony Percivala. Nie powtarzając zadanego przez Rosiera pytania z zainteresowaniem wyczekiwał jej odpowiedzi.
Kiedy Drew wymienił personalia znanych mu członków Zakonu postanowił uzupełnić jego listę, wraz z niektórymi nazwiskami. Większość z nich już wiedziała, z kim mieli do czynienia.
— Billy Moore, jest graczem quidditcha, podobnie jak Maxine Desmond, szlama— na tym jego wiedza o zawodnikach się kończyła, ale jeśli były to jakieś wschodzące gwiazdeczki komuś mogły się te nazwiska obić o uszy. — Josephine Fenwick, córka Amelii Abbott, odbywała staż aurorski zanim związała się z Zakonem Feniksa. Była pod imperiusem, miała zbierać informacje, ale zaginęła bez śladu.— Nie spotkał jej już na swojej drodze, nie widział jej już w Ministerstwie Magii. Nie byłby zaskoczony, gdyby padła ofiarą anomalii i wyzionęła ducha. — Prócz nich do Zakonu na pewno należą Pomona Sprout i Minerwa McGonagall, te druga pracuje w Wydziale Zwierząt. Oczywiście i Bertie Bott, ale to nie wszyscy, jest ich znacznie więcej. Frederick Fox jest aurorem, podobnie jak Brendan Weasley, Kieran Rineheart, Samuel Skamander. Eileen Wilde, obecnie żona Herewarda Bartiusa. Pracuje w Hogwarcie. Oboje pracują. On uczy transmutacji. Alexander Selwyn jest legilimentą, metamorfomagiem i uzdrowicielem. Wyjątkowo kiepskim, co prawda, ale jednak. Pracuje w Mungu, kiedyś był związany służbowo z Samaelem Avery. I padł ofiarą nemo, ale z tego, co słyszałem dobrze pamięta wydarzenia z Azkabanu — zerknął na Tristana. Byli świadkami, jak wskakiwał w przepaść i przeżył. — Znajduje się na topowej liście obok Percivala, Macmillana i Skamandera. Musi umrzeć. Justine Tonks — szlama, ale przeciąga na swoją stronę Tildę Fancourt. Mogłaby być przykładem kogoś, kto stoi na progu popełnienia błędu — typów osób, jakie werbują w swoje szeregi. Słabych, skrzywdzonych, poszukujących sprawiedliwości i drżących przed zmianami, które trzeba wprowadzić, by ocalić świat od brudu. Niewiele wiedział o pozostałych, ale chętnie wysłucha tego, co inni mają do powiedzenia. Powinni zebrać jak najwięcej informacji o nich, o ich umiejętnościach, powiązaniach, miejscach, które odwiedzają.— Samuel Skamander w towarzystwie Justine Tonks złożyli mi wizytę domową w październiku, przedstawiając mi kilka drobnych zarzutów. Ale ona nie była pod swoją postacią, poznałem ją po głosie.
Propozycja Valerija go zastanowiła.
— Obserwacja cząsteczek magii mogłaby być skuteczna, ale jest mnóstwo zmiennych, szczególnie przy anomaliach, które mogą fałszować odbiór. Chyba, że znajdziecie sposób na to, by odpowiednio to filtrować — większość obecnych tutaj ledwie wyczuwała źródła anomalii, a co dopiero rozróżnić nietypowe ruchy magii. To mogłoby się udać, gdyby mogli się ukierunkować. Nie stworzą świstoklików, nie będą w stanie się tam teleportować, ale musieli znać lokalizację. — Jeśli przebili się przez barierę z pewnością pozostał na niej lub po niej jakiś ślad, który wskaże jak utorowali sobie drogę na miejsce.— Jeśli przy tym wytyczyli ścieżkę to trzeba ją odszukać, pozostałości po magii muszą dać jakieś wyniki i odpowiedzi.
— W tym zwoju znajduje się sposób w jaki będziecie radzić sobie z anomaliami. Został nam on przedstawiony przez Czarnego Pana. Ustabilizowanie anomalii za pomocą tego sposobu przyniesie nam wszystkim korzyści. — Podał zwinięty pergamin na prawo, Dorianowi, aby zapoznał się z procedurą i przekazał ją dalej. Każdy z nowych sojuszników i obecnych tu Rycerzy, którzy jeszcze z jakiegoś powodu nie pokwapili się, by wspomóc ich w naprawie, powinien zapoznać się ze schematem lub odświeżyć sobie pamięć. — Zdążyłem przed spotkaniem odwiedzić część miejsc odznaczających się wcześniej niestabilną magią, ale moc została ujarzmiona. Równowaga cząsteczek została przywrócona dzięki białej magii. Powinno was zainteresować, że miejsc naprawionych przez innych jest znacznie więcej niż tych, które zajęliśmy. Wielkie gratulacje, Rycerze Walpurgii— mruknął z dezaprobatą, ale zamiast grymasu na jego twarzy pojawił się uśmiech. Następnym razem na spotkaniu będą wysłuchiwać wzajemnych tłumaczeń, że wrogowie dziwnym trafem posiadali przewagę, stąd kolejne pasmo niepowodzeń. Powiódł wzrokiem wśród zgromadzonych, nie zatrzymując się jednak na tych, którym naprawy zarażonych miejsc poszły gładko. — Jesteśmy tak silni, jak silne jest nasze najsłabsze ogniwo. Czy jest ktoś, kto potrzebuje wsparcia? Śmiało, nie krępujcie się.— Indywidualiści i samotnicy, nie dziwił się wcale temu, że trudno im było przyznać się do porażki, ale trzeba było spojrzeć prawdzie w oczy. Ktoś zawinił i musieli jak najszybciej zlokalizować swoje słabe punkty, wyeliminować je lub naprawić. Zaburzona magia wciąż tętniła w wielu miejscach, a jak dotąd niewiele było owocnych prognoz.
Wysłuchał słów Alpharda. Choć nie udało im się zidentyfikować kobiet, które ich napadły, zamyślił się na moment nad czymś zupełnie innym. Przeciągnął palcem po brodzie, od lewej do prawej strony.
— Ten szczególny rodzaj patronusa bez wątpienia wymaga odpowiednich umiejętności, nie każdy z nich nim operuje, nie każdy z nich jest tak samo biegły w magii. To wyjątkowa modyfikacja.— Sam miał okazję się temu przyjrzeć. Nie miał wątpliwości, że tylko biegli we władaniu różdżką czarodzieje potrafili wykorzystać patronusa do takich celów. Nie mieli do czynienia z laikami, ktokolwiek pomógł im w rozwoju w tym kierunku musiał posiadać olbrzymią wiedzę magiczną. — Gwardia, czy coś wam to mówi?— spytał; być może komukolwiek to obiło się już o uszy. — Bathilda Bagshot może ich tak nazywać. Ta gwardia wymaga od nich szczególnego poświęcenia, rozlania własnej krwi. Być może to jakiś rodzaj rytuału.— Zerknął na Drew, być może spotkał się z czymś podobnym. Wątpił, by ten szczególny sposób gwarantował im podobne właściwości patronusa, ale byc może oferował inne możliwości, może do czegoś zobowiązywał, coś gwarantował. Vablatsky słusznie przypomniała o mądrości starej kobiety, zdołała ochronić dzieci. Z pewnością Bagshot odpowiadała częściowo za rozwój Zakonu Feniksa. Trafne spostrzeżenia lorda Blacka i lorda Croucha dotyczące aurorów powinny ich wszystkich skłonić do zbudowania planu na najbliższą przyszłość.
— Tacy jak Skamander, Weasley, czy Rineheart nie ugną się łatwo, będą uparcie dążyć do celu. Nie dziwiłoby mnie, gdyby na własną rękę próbowali kontynuować własne śledztwa.— A może od razu pchać to, co mają w Wizengamot, jeśli w ogóle istniała taka możliwość, tego nie wiedział. Czuł się pewnie, szczególnie przywrócony do pracy, szczególnie po nieudolnej i bezsensownej wizycie aurorów w jego własnym mieszkaniu. Był jednak pewien, że nie poprzestaną na tym, nie powinni ich lekceważyć. Kontynuując myśl Tristana dodał: — Niewinne ofiary, fałszywe oskarżenia, nieudolność i brak skuteczności. — Aurorzy powinni stracić publiczne zaufanie, szala winna się odwrócić — Walczący Mag z pewnością będzie to robił, ale to nie wystarczy, by ludzie w to uwierzyli.— Wiadome było, że gazeta będzie publikować treści, jakie zezwoli publikować jej Ministerstwo. — Warto byłoby spróbować puścić podobne informacje przez Proroka. I znaleźć świadków.— Którzy uwiarygodnią tezę. Aurorzy posiadający poparcie społeczeństwa byli niebezpiecznym narzędziem, musieli mieć to na uwadze.
Spostrzeżenie Morgotha przyjął za cenną uwagę. Wspomniane zaklęcie mogło nastręczyć problemów — jeśli działało na ich przemianę, nigdy tego nie doświadczył i nie chciał wcale tego sprawdzać, ale jesli lord Yaxley o nim wspominał jako czarodziej biegły w tej dziedzinie, nie śmiał poddawać jego słów żadnej wątpliwości. Jego propozycja sprawdzenia ziem Longbottomów wydawała się dobrym pomysłem.
— Longbottom zapadł się pod ziemię, ale na pewno da się dotrzeć do kogoś, kto wie, gdzie się ukrywa. Odszukam jego bliskich współpracowników— zadeklarował po chwili namysłu. Ollivanderowie wspomniani przez Deirdre wydali mu się już przegraną sprawą, ale Craig zdawał się uprzedzić jego wyjaśnienia. Wyjaśnienia Amadeusa Croucha i w nim wzbudziły lekkie ukłucie żalu, że nie podjął żadnej próby; zmierzył go więc wzrokiem, nie odzywając się jednak nic, po jego deklaracji zmiany tej przykrej sytuacji. Lord zgrabnie odszedł od tematu własnej porażki, przerzucając ją na ciężar nieobecnego Rycerza.
— Czy ktoś ma kontakt z Larsonem? — Oszczędził sobie osądów; Luke nie wydawał mu się kandydatem na zdrajcę, ale i Percival wydawał mu się niegdyś człowiekiem o bystrym i dostatecznie jasnym umysłem, tymczasem wykazał się wyjątkową głupotą. Powinni dowiedzieć się, gdzie podziewają się i co porabiają Rycerze zbyt zajęci by przybyć na dzisiejsze spotkanie.
Na pytanie Antonii uniósł brew, uznając je za mało poważne. Zawahał się z odpowiedzią, krótko licząc na to, że jedynie żartowała. Niestety.
— Naprawić swój błąd— odpowiedział jej krótko i w podobnym tonie. Nie zamierzał powtarzać, padło tu już wiele słów na ten temat. — Oczywiście, że nie jesteś bierna —przyznał, spoglądając w jej kierunku, wyłapując jej spojrzenie. — Dlatego z pewnością chętnie opowiesz, jak zamierzasz to zrobić. — Naprawić ten swój błąd. — Nie wiedział, nie stawił się już na ostatnim spotkaniu. — Co większość z nich zaalarmowało, ale były i głosy usprawiedliwiające jego nieobecność. Wciąż trudno było mu pojąć, jak jego brat, Eddard, nie zauważył zachodzącej w nim przemiany. Percival nie był aż tak dobrym aktorem, a to, co się stało, musiało kiełkować w nim już długo.
— Jak on się teraz nazywa?— spytał Eddarda; jego brat musiał przyjąć inne nazwisko. — Po tym, co zrobił w Stonehenge zainteresowanie się nim przez Zakon Feniksa jest kwestią czasu, a on zapewne chętnie przystanie na współpracę, jeśli znajdzie u nich schronienie. — Każdy kto kiedykolwiek obcował z Percivalem stanie się obiektem zainteresowania wrogów. — Pracował w ministerstwie magii, miał jakiś związek ze smokami. Możemy w ten sposób do niego dotrzeć?— Spojrzał na Tristana. Być może mogli wykorzystać jego pracę do tego, by go wywabić, zanim zrobią to przeciwnicy. Poznana na Nokturnie czarownica okazała się wróżbitką, co wzbudziło jego mimowolne zainteresowanie, ale nie większe niż znajomość byłej żony Percivala. Nie powtarzając zadanego przez Rosiera pytania z zainteresowaniem wyczekiwał jej odpowiedzi.
Kiedy Drew wymienił personalia znanych mu członków Zakonu postanowił uzupełnić jego listę, wraz z niektórymi nazwiskami. Większość z nich już wiedziała, z kim mieli do czynienia.
— Billy Moore, jest graczem quidditcha, podobnie jak Maxine Desmond, szlama— na tym jego wiedza o zawodnikach się kończyła, ale jeśli były to jakieś wschodzące gwiazdeczki komuś mogły się te nazwiska obić o uszy. — Josephine Fenwick, córka Amelii Abbott, odbywała staż aurorski zanim związała się z Zakonem Feniksa. Była pod imperiusem, miała zbierać informacje, ale zaginęła bez śladu.— Nie spotkał jej już na swojej drodze, nie widział jej już w Ministerstwie Magii. Nie byłby zaskoczony, gdyby padła ofiarą anomalii i wyzionęła ducha. — Prócz nich do Zakonu na pewno należą Pomona Sprout i Minerwa McGonagall, te druga pracuje w Wydziale Zwierząt. Oczywiście i Bertie Bott, ale to nie wszyscy, jest ich znacznie więcej. Frederick Fox jest aurorem, podobnie jak Brendan Weasley, Kieran Rineheart, Samuel Skamander. Eileen Wilde, obecnie żona Herewarda Bartiusa. Pracuje w Hogwarcie. Oboje pracują. On uczy transmutacji. Alexander Selwyn jest legilimentą, metamorfomagiem i uzdrowicielem. Wyjątkowo kiepskim, co prawda, ale jednak. Pracuje w Mungu, kiedyś był związany służbowo z Samaelem Avery. I padł ofiarą nemo, ale z tego, co słyszałem dobrze pamięta wydarzenia z Azkabanu — zerknął na Tristana. Byli świadkami, jak wskakiwał w przepaść i przeżył. — Znajduje się na topowej liście obok Percivala, Macmillana i Skamandera. Musi umrzeć. Justine Tonks — szlama, ale przeciąga na swoją stronę Tildę Fancourt. Mogłaby być przykładem kogoś, kto stoi na progu popełnienia błędu — typów osób, jakie werbują w swoje szeregi. Słabych, skrzywdzonych, poszukujących sprawiedliwości i drżących przed zmianami, które trzeba wprowadzić, by ocalić świat od brudu. Niewiele wiedział o pozostałych, ale chętnie wysłucha tego, co inni mają do powiedzenia. Powinni zebrać jak najwięcej informacji o nich, o ich umiejętnościach, powiązaniach, miejscach, które odwiedzają.— Samuel Skamander w towarzystwie Justine Tonks złożyli mi wizytę domową w październiku, przedstawiając mi kilka drobnych zarzutów. Ale ona nie była pod swoją postacią, poznałem ją po głosie.
Propozycja Valerija go zastanowiła.
— Obserwacja cząsteczek magii mogłaby być skuteczna, ale jest mnóstwo zmiennych, szczególnie przy anomaliach, które mogą fałszować odbiór. Chyba, że znajdziecie sposób na to, by odpowiednio to filtrować — większość obecnych tutaj ledwie wyczuwała źródła anomalii, a co dopiero rozróżnić nietypowe ruchy magii. To mogłoby się udać, gdyby mogli się ukierunkować. Nie stworzą świstoklików, nie będą w stanie się tam teleportować, ale musieli znać lokalizację. — Jeśli przebili się przez barierę z pewnością pozostał na niej lub po niej jakiś ślad, który wskaże jak utorowali sobie drogę na miejsce.— Jeśli przy tym wytyczyli ścieżkę to trzeba ją odszukać, pozostałości po magii muszą dać jakieś wyniki i odpowiedzi.
pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ostatnio zmieniony przez Ramsey Mulciber dnia 21.05.19 16:22, w całości zmieniany 1 raz
Każda porażka odniesiona w starciu o anomalię była zawodem, dowodziła jedynie tego, że potrzebowali wzmocnienia – różdżek, własnych umiejętności i talentów. Musieli pracować nad sobą więcej, starać się bardziej. Wiedzieli już, że ich wróg nie był jedynie zgrają głupców. Niektórzy z nich byli potężnymi, utalentowanymi czarodziejami, nie mogli ich lekceważyć. Żałowała, że Alphardowi, Craigowi, czy Morgothowi nie udało się zidentyfikować przeciwników, wierzyła jednak, że to pozostanie jedynie kwestią czasu.
Czasu, którego im już brakowało. Wysłuchiwała z uwagą opowieści o próbach wzmocnienia bariery wokół Azkabanu. Tych zakończonych sukcesem było zbyt niewiele. Przegrali wyścig z Zakonem Feniksa, pozwolili, aby przedarli się przez nią – teraz musieli uczynić wszystko, by uniemożliwić wrogowi sfinalizowanie planu.
Deirdre wypowiedziała wiele prawdziwych i słusznych słów, nim jeszcze Sigrun zwerbalizowała własne myśli. – Zapamiętajcie dobrze te słowa – zawtórowała jej. Wypowiedź zasłużonej Śmierciożerczyni, zawsze gorliwie podejmującej działanie zakończone sukcesami nawet pomimo specyficznego stanu, winni byli wziąć sobie do serc zwłaszcza ci, których poparcie dla Czarnego Pana kończyło się wyłącznie na słowach rzucanych przy tym stole.
- Czarny Pan wszystkim powierzył zadanie naprawy anomalii, a na minionych spotkaniach wielokrotnie podkreślano jak istotne ma to znaczenie. Przez to zaniechanie, co podkreślam z niewysłowionym żalem, wróg przejął, tak jak wspominał Ramsey, znacznie więcej takich miejsc, niż my – powiedziała Sigrun, nie dowierzając, że znów musi powtarzać to samo, że do niektórych wciąż nie docierało jak istotne było przejęcie mocy anomalii. Czy Śmierciożercy w ubiegłych miesiącach nie wyrazili się dostatecznie jasno, skoro inne zajęcia wciąż wydawały się niektórym jako te wymagające więcej uwagi? - To dlaczego jeszcze tego nie zrobiłaś, skoro nie pozostajesz bierna, a mimo to nie miałaś okazji, by podjąć choć próbę i zadać sobie trud nauki? Nie widzę przy naszym stole żadnych Czechów – zwróciła się do Esther, która wydawała się lekceważyć rozkazy i nie widziała w tym nic złego. Przyznawanie się do własnych słabości i niemocy, mówienie: nie potrafię, zamiast chcę się nauczyć nie było mile widziane przy tym stole. Nie potrzebowali słabych, niezdecydowanych i milczących, którzy zamiast podjąć działanie, pragnęli jedynie szczycić się honorem służby dla Czarnego Pana. – Larson nie pracuje w Dziurawym Kotle? Zajdę tam – opowieść lorda Croucha o niepowodzeniu w Kumbrii przypomniało o niepozornym czarodzieju, który rzeczywiście umknął z jej myśli, gdy wymieniała nieobecnych.
- Jedynym słusznym sposobem jest ten opracowany przez samego Czarnego Pana, opisany jest na tym zwoju – odpowiedziała Mathieu; sądziła, że mężczyzna zajmował się smokami w rodzinnym rezerwacie, nie zaś numerologią i teorią magii, mogła się mylić, jednakże moc anomalii mieli przejmować zgodnie z Jego rozkazem.
Na pytanie Antonii co możemy zrobić? odpowiedziała uniesionymi brwiami. Naprawdę o to pytała?
- Twoje zdanie jest niezwykle cenne, Esther, jednakże to nie do ciebie należy ustalanie priorytetów – odrzekła surowo. Rozkaz naprawy anomalii padł o wiele miesięcy wcześniej, na długo przed zdradą Percivala. – Tu masz jednak słuszność. Powinniśmy Carrowównę wykorzystać. To dziecko też, jeśli zdąży się urodzić – stwierdziła Sigrun. Wierzyła jednak, że zdrajca nie dożyje momentu, w którym na świat przyjdzie jego pomiot. Była jednak ciekawa planu pani Trelawney, dlatego zamilkła, czekając na odpowiedź na pytanie zadane przez Tristana. Jak wróżbitka zamierzała wpłynąć na młodą lady? - Chyba nie pozostanie obojętny na krzywdę swojego dziecka. - Jeśli Percivalowi mimo wszystko uda się przeżyć, nie zawahają się.
Słowa Eddarda nie wniosły wiele nowego, choć trop Lycusa Malfoya należało sprawdzić.
– Potrzebujemy wiedzieć więcej. Gdzie bywa, gdzie ostatnio pracował, z kim się spotykał? – drążyła Sigrun, łudząc się wciąż, że brat Percivala wie więcej – nawet pozornie nieistotna informacja mogła okazać się kluczem do odnalezienia zdrajcy. Przeniosła spojrzenie na Tristana, jako wybitny smokolog i zarządca rezerwatu smoków w Kent, z pewnością posiadał szerokie znajomości wśród innych specjalistów od tych stworzeń - jeśli Percival nadał zamierzał się nimi zajmować, nie umknie to wiedzy Śmierciożercy.
Być może tożsamości i zajęcie wielu ich nowych sojuszników nie były dla niektórych tajemnicą, przy tym stole nie zasiadali jednak wyłącznie lordowie i lady, oczekiwała więc, że przybliżą innym swoje umiejętności. Lord Shafiq wyjawił, że jest magomedykiem, skinęła mu głową z uznaniem; dobrze, potrzebowali takiego wsparcia. Cassandra była wybitną uzdrowicielką, niezawodną, zawsze ratowała im skóry, ich grono powiększało się jednak znacznie, ona i lord Black potrzebowali wsparcia i odciążenia.
- Lordzie Bulstrode – zwróciła się bezpośrednio do Rinnala, spoglądając na niego z dezaprobatą – Rozumiem, że nie masz nam nic do zaoferowania ponad poparcie swojej rodziny? – W głosie Sigrun rozbrzmiała nuta zniecierpliwienia. Sądziła, że przy stole znaleźli się czarodzieje i czarownice zdecydowani by działać, a tymczasem tak wielu musiała zwyczajnie ciągnąć za język, by chociaż się przedstawili.
- Kogo przesłuchiwałeś? – spytała Drew z nieukrywaną ciekawością. – Jeśli miałeś okazję dolać Veritaserum do kielicha Zakonnika, spróbowałeś rzucić Imperio? – Wiedziała, że potrafił to zrobić. Uczynił to raz na jej oczach, gdy werbowali parobków ze Śmiertelnego Nokturnu, by posłużyli jako darmowa siła robocza podczas odbudowy Białej Wywerny. Była ciekawa szczegółów – z kim Drew miał do czynienia, jak doszło do tego spotkania? Czy udało mu się wzbudzić we wrogu zaufanie? – [ b]Rozumiem, że w najbliższym czasie zrobisz z niej użytek?[/b] – Nie rozumiała zwłoki runisty, dzięki niewielkiej fiolce mogli dostać Selwynównę w swoje ręce.
- Słuszna uwaga – odpowiedziała Morgothowi, marszcząc brwi w zamyśleniu; nie myślała dotąd o umiejętności przemiany we mgłę w ten sposób, uznając ją za pewnik. Powinni byli na to uważać, lecz zaklęcie samo w sobie było trudne – tak jak cała transmutacja, która z tegoż właśnie powodu nie cieszyła się popularnością.
Skupiła uwagę na Alphardzie i Amadeusie, którzy przybliżyli obecną sytuację w Ministerstwie Magii – niemal całe miało służyć już Czarnemu Panu. Niemal. Departament Przestrzegania Prawa był im solą w oku – zawsze.
– Co do Poroka… Trzeba znaleźć jego redaktorów, na tyle głupich, by wciąż wypisać jeszcze większe głupstwa. Alphardzie, Zachary, wierzę, że wasze wpływy są na tyle szerokie, by odnalezienie ich nie było dla was problemem. – Jedyny słuszny głos w mediach miał należeć jedynie do Walczącego Maga, lecz nawet żałosne popiskiwania rebeliantów należało uciszyć. – Prawo musi stać po naszej stronie. Czy jesteśmy w stanie wpłynąć na Ministra Magii, by zmienił je na naszą korzyść? Kto dokonuje wyboru szefa Biura Aurorów, nie Minister? Być może trzeba uciąć chociaż łeb w postaci Bones, by zaprowadzić tam porządek – zastanowiła się, pytanie kierując do Amadeusa, Alpharda, Caley, Hesperosa. Spojrzała także na Deirdre, która dawniej pracowała w Ministerstwie Magii i odnosiła w nim sukcesy. Dla samej Rookwood polityka była obca, a jej zawiłości niezrozumiałe.
- Jeśli możesz, sprawdź to, niech Goyle ci towarzyszy – zwróciła się do Śmierciożerczyni, której wsparcie zaoferował Caelan. – Troje może przyciągnąć niepotrzebną uwagę – powiedziała ostrożnie, gdy Mathieu wyraził chęć towarzyszenia im. Decyzję pozostawiała jednak stojącej wyżej w hierarchii Śmierciożerczyni. – Słyszałam podobne plotki. O spotkaniach w pubie w londyńskich dokach. Spróbuję się na nie dostać. Magnusie, mogę na ciebie liczyć?
Tristan głośno wyrzekł smutną prawdę – większość społeczeństwa była głupcami.
– Wśród tych głupców jest coraz więcej szaleńców, próbujących buntować się przeciwko słusznej władzy. Mogą spróbować przeniknąć na Nokturn. Drew, Edgarze, miejcie sytuację pod kontrolą. – Nestor rodu Burke, jako właściciel rodowego sklepu, był na tej ulicy człowiekiem najważniejszym, nikt nie powinien przemknąć po niej bez jego wiedzy, Macnair jako oszust i metamorfomag orientował się równie doskonale. Na słowa Morgotha o zamiarach sprawdzenia co miało dziać się na Cmentarzu Poległych oraz oferującej swoje wsparcie Antonii pokiwała głową. Sprawdzenie ziem należących do rodu Longbottom także było dobrym pomysłem. – Jako animag mógłbyś lordowi Yaxley towarzyszyć, Dorianie – zwróciła się do młodzieńca; kolejny łowca o nazwisku Avery nie wzbudził w niej zaskoczenia, ich rodzina słynęła z polowań na wilkołaki – młody lord podjął słuszną decyzję, by podążać tą ścieżką, do tego wyróżniał się niecodziennymi talentami. Musieli odnaleźć Harolda Longbottoma jak najprędzej. Mulciber zaoferował, że zajmie się przesłuchaniem jego najbliższych współpracowników, Sigrun skinęła głową. - Czy może mieć kontakt z Bones? Może ja trzeba przesłuchać? - zastanowiła się.
Spojrzała na Macnaira, gdy wymieniał nazwiska. Niektóre już znali, kilka było nowych, wiele nic Sigrun nie mówiło.
- Co do quidditcha… – Zawsze się nim interesowała, wymienione przez Mulcibera nazwiska nie były Sigrun obce, przywiodły jednak na myśl zupełnie inne, które w ostatnich dniach obiło jej się o uszy. – Dyrektor londyńskiego Muzeum Quidditcha otwarcie sprzeciwia się nowej władzy i podważa autorytet Ministra Magii. Wypadałoby złożyć mu wizytę, czyż nie? Lordzie Burke – spojrzenie Rookwood zatrzymało się na Craigu. – Przemówisz mu do rozsądku? Zabini niech pójdzie z tobą. – Czarownica była utalentowana, lecz wciąż bardzo młoda, a towarzystwo Śmierciożercy z pewnością wiele ją nauczy.
Tristan miał słuszność. Powinni byli więcej uwagi poświęcić rozpracowaniu tożsamości członków Zakonu Feniksa.
- Musimy uporządkować te informacje. Zapisać wszystkie nazwiska, które już znamy. Najlepiej sporządzić akta, do których dostęp będziemy mieć wszyscy. Nie mogą być już jedynie nazwiskami – musimy wiedzieć kim są i czym się zajmują. Dowiedzieć się nich więcej, poznać ich słabości. Selwyn pracuje w szpitalu świętego Munga. Lordzie Shafiq, jesteś uzdrowicielem, przyjrzyj mu się. Obserwuj go, sprawdź z kim się zadaje – powiedziała do Zacharego. – Amadeusie, Alphardzie, Hesperosie, Caley, czy będziecie w stanie dotrzeć do akt aurorów, których już znamy? Może jest coś z ich przeszłości, co udałoby się wyciągnąć na wierzch, co podkopałoby ich wiarygodność. Niesłusznie oskarżony? Ktoś komu zniszczyli karierę, cokolwiek? Musieli popełnić jakieś błędy. Jako metamorfomag mogę wcielić się w ten błąd i złożyć odpowiednie zeznania – zaoferowała się, gdy Ramsey wspomniał o świadkach. Mogła przybrać dowolną twarz, potrzebowała jedynie solidnych informacji, aby zbudować swoją wiarygodność. – Albo sami pociągnijcie za odpowiednie sznurki, by utrudnić im pracę. – Byli szanowanymi i wpływowymi pracownikami Ministerstwa Magii, utalentowanymi politykami, z pewnością będą wiedzieli jak to zrobić. – Czy Bertie Bott nie ma cukierni na Pokątnej? – Miała wrażenie, że nazwisko to obiło jej się o uszy.
Twarz Sigrun wykrzywił grymas, gdy Ramsey opowiedział o złożonej mu przez aurora i Tonks wizycie. – Szlama może być metamorfomagiem? – spytała z obrzydzeniem; w głowie jej się to nie mieściło, by robak zrodzony z mugoli miał tak magiczną cząstkę. - Jej brudny braciszek to wilkołak. Do tego auror. Będę go szukać w pełnię. Jeśli siostrzyczka przeżyje klątwę, w co wątpię, ruszy mu na ratunek. - Schwytanie szlamy, wilkołaka i brata Justine sprawi będzie wisienką na torcie. - Ich rodziny mogą posłużyć, by zastawić na nich pułapki - zasugerowała. To zwykle byli sentymentalni, słabi ludzi, wierzący w takie bzdury jak miłość.
Pokiwała głową, przyznając Cassandrze rację, minę miała jednak kwaśną na myśl, że odnalezienie Bathildy Bagshot będzie graniczyło z cudem. Uzdrowicielka miała rację, historyczka wiedziała już, że będą jej szukać. Mogła obłożyć własny dom silnymi zaklęciami, skorzystać z pomocy swoich piesków - aurorów, nie znajdą jej wtedy, choćby przytknęli nos do szyby salonu.
- Mogę prześledzić szlaki wiodące nad morze północne. Morskimi z pewnością zajmie się Goyle, czyż nie? – powiedziała po słowach Valerija i Ramseya – do obserwacji zmian energii odnieść się nie mogła, nie miała pojęcia o numerologii i teorii magii; wiele podróżowała jednak po całej Wielkiej Brytanii, szlaki, którymi podróżowały magiczne powozy ciągnięte przez skrzydlate konie były jej znane – przynajmniej dotąd, gdzie kończył się ląd. Przy stole siedział jednak doświadczony wilk morski, dlatego zerknęła w stronę Caelana, wierząc, że należycie zajmie się sprawą.
Ze strony niektórych padły już pewne propozycje. Wciąż było ich jednak zbyt niewiele. Powiodła spojrzeniem po tych, którzy milczeli, oczekując, że włączą się do dyskusji.
- Co jeszcze możecie zrobić? – spytała. Będą gorliwie szukać Harolda Longbottoma, Percivala, Skamandera i Macmillana, rozbiją siatkę buntowników, próbujących sprzeciwić się nowej, słusznej władzy, lecz czy to wystarczy, by wyciszyć gniew ich Pana? Wątpiła. Pragnął mocy anomalii, która wciąż tkwiła w Azkabanie – a z ich winy Zakon Feniksa mógł się do nich dostać. Nie mogła oprzeć się wrażeniu, że niektórzy oczekiwali znów konkretnych instrukcji, za którymi podążą jak owieczki – otrzymali je poprzednim razem i zawiedli. Nie miała dla nich gotowej recepty. Musieli opracować ją wspólnie, a głosów w dyskusji wciąż było niewiele – albo były zbyt ciche.
| czas na odpis to 48h.
Czasu, którego im już brakowało. Wysłuchiwała z uwagą opowieści o próbach wzmocnienia bariery wokół Azkabanu. Tych zakończonych sukcesem było zbyt niewiele. Przegrali wyścig z Zakonem Feniksa, pozwolili, aby przedarli się przez nią – teraz musieli uczynić wszystko, by uniemożliwić wrogowi sfinalizowanie planu.
Deirdre wypowiedziała wiele prawdziwych i słusznych słów, nim jeszcze Sigrun zwerbalizowała własne myśli. – Zapamiętajcie dobrze te słowa – zawtórowała jej. Wypowiedź zasłużonej Śmierciożerczyni, zawsze gorliwie podejmującej działanie zakończone sukcesami nawet pomimo specyficznego stanu, winni byli wziąć sobie do serc zwłaszcza ci, których poparcie dla Czarnego Pana kończyło się wyłącznie na słowach rzucanych przy tym stole.
- Czarny Pan wszystkim powierzył zadanie naprawy anomalii, a na minionych spotkaniach wielokrotnie podkreślano jak istotne ma to znaczenie. Przez to zaniechanie, co podkreślam z niewysłowionym żalem, wróg przejął, tak jak wspominał Ramsey, znacznie więcej takich miejsc, niż my – powiedziała Sigrun, nie dowierzając, że znów musi powtarzać to samo, że do niektórych wciąż nie docierało jak istotne było przejęcie mocy anomalii. Czy Śmierciożercy w ubiegłych miesiącach nie wyrazili się dostatecznie jasno, skoro inne zajęcia wciąż wydawały się niektórym jako te wymagające więcej uwagi? - To dlaczego jeszcze tego nie zrobiłaś, skoro nie pozostajesz bierna, a mimo to nie miałaś okazji, by podjąć choć próbę i zadać sobie trud nauki? Nie widzę przy naszym stole żadnych Czechów – zwróciła się do Esther, która wydawała się lekceważyć rozkazy i nie widziała w tym nic złego. Przyznawanie się do własnych słabości i niemocy, mówienie: nie potrafię, zamiast chcę się nauczyć nie było mile widziane przy tym stole. Nie potrzebowali słabych, niezdecydowanych i milczących, którzy zamiast podjąć działanie, pragnęli jedynie szczycić się honorem służby dla Czarnego Pana. – Larson nie pracuje w Dziurawym Kotle? Zajdę tam – opowieść lorda Croucha o niepowodzeniu w Kumbrii przypomniało o niepozornym czarodzieju, który rzeczywiście umknął z jej myśli, gdy wymieniała nieobecnych.
- Jedynym słusznym sposobem jest ten opracowany przez samego Czarnego Pana, opisany jest na tym zwoju – odpowiedziała Mathieu; sądziła, że mężczyzna zajmował się smokami w rodzinnym rezerwacie, nie zaś numerologią i teorią magii, mogła się mylić, jednakże moc anomalii mieli przejmować zgodnie z Jego rozkazem.
Na pytanie Antonii co możemy zrobić? odpowiedziała uniesionymi brwiami. Naprawdę o to pytała?
- Twoje zdanie jest niezwykle cenne, Esther, jednakże to nie do ciebie należy ustalanie priorytetów – odrzekła surowo. Rozkaz naprawy anomalii padł o wiele miesięcy wcześniej, na długo przed zdradą Percivala. – Tu masz jednak słuszność. Powinniśmy Carrowównę wykorzystać. To dziecko też, jeśli zdąży się urodzić – stwierdziła Sigrun. Wierzyła jednak, że zdrajca nie dożyje momentu, w którym na świat przyjdzie jego pomiot. Była jednak ciekawa planu pani Trelawney, dlatego zamilkła, czekając na odpowiedź na pytanie zadane przez Tristana. Jak wróżbitka zamierzała wpłynąć na młodą lady? - Chyba nie pozostanie obojętny na krzywdę swojego dziecka. - Jeśli Percivalowi mimo wszystko uda się przeżyć, nie zawahają się.
Słowa Eddarda nie wniosły wiele nowego, choć trop Lycusa Malfoya należało sprawdzić.
– Potrzebujemy wiedzieć więcej. Gdzie bywa, gdzie ostatnio pracował, z kim się spotykał? – drążyła Sigrun, łudząc się wciąż, że brat Percivala wie więcej – nawet pozornie nieistotna informacja mogła okazać się kluczem do odnalezienia zdrajcy. Przeniosła spojrzenie na Tristana, jako wybitny smokolog i zarządca rezerwatu smoków w Kent, z pewnością posiadał szerokie znajomości wśród innych specjalistów od tych stworzeń - jeśli Percival nadał zamierzał się nimi zajmować, nie umknie to wiedzy Śmierciożercy.
Być może tożsamości i zajęcie wielu ich nowych sojuszników nie były dla niektórych tajemnicą, przy tym stole nie zasiadali jednak wyłącznie lordowie i lady, oczekiwała więc, że przybliżą innym swoje umiejętności. Lord Shafiq wyjawił, że jest magomedykiem, skinęła mu głową z uznaniem; dobrze, potrzebowali takiego wsparcia. Cassandra była wybitną uzdrowicielką, niezawodną, zawsze ratowała im skóry, ich grono powiększało się jednak znacznie, ona i lord Black potrzebowali wsparcia i odciążenia.
- Lordzie Bulstrode – zwróciła się bezpośrednio do Rinnala, spoglądając na niego z dezaprobatą – Rozumiem, że nie masz nam nic do zaoferowania ponad poparcie swojej rodziny? – W głosie Sigrun rozbrzmiała nuta zniecierpliwienia. Sądziła, że przy stole znaleźli się czarodzieje i czarownice zdecydowani by działać, a tymczasem tak wielu musiała zwyczajnie ciągnąć za język, by chociaż się przedstawili.
- Kogo przesłuchiwałeś? – spytała Drew z nieukrywaną ciekawością. – Jeśli miałeś okazję dolać Veritaserum do kielicha Zakonnika, spróbowałeś rzucić Imperio? – Wiedziała, że potrafił to zrobić. Uczynił to raz na jej oczach, gdy werbowali parobków ze Śmiertelnego Nokturnu, by posłużyli jako darmowa siła robocza podczas odbudowy Białej Wywerny. Była ciekawa szczegółów – z kim Drew miał do czynienia, jak doszło do tego spotkania? Czy udało mu się wzbudzić we wrogu zaufanie? – [ b]Rozumiem, że w najbliższym czasie zrobisz z niej użytek?[/b] – Nie rozumiała zwłoki runisty, dzięki niewielkiej fiolce mogli dostać Selwynównę w swoje ręce.
- Słuszna uwaga – odpowiedziała Morgothowi, marszcząc brwi w zamyśleniu; nie myślała dotąd o umiejętności przemiany we mgłę w ten sposób, uznając ją za pewnik. Powinni byli na to uważać, lecz zaklęcie samo w sobie było trudne – tak jak cała transmutacja, która z tegoż właśnie powodu nie cieszyła się popularnością.
Skupiła uwagę na Alphardzie i Amadeusie, którzy przybliżyli obecną sytuację w Ministerstwie Magii – niemal całe miało służyć już Czarnemu Panu. Niemal. Departament Przestrzegania Prawa był im solą w oku – zawsze.
– Co do Poroka… Trzeba znaleźć jego redaktorów, na tyle głupich, by wciąż wypisać jeszcze większe głupstwa. Alphardzie, Zachary, wierzę, że wasze wpływy są na tyle szerokie, by odnalezienie ich nie było dla was problemem. – Jedyny słuszny głos w mediach miał należeć jedynie do Walczącego Maga, lecz nawet żałosne popiskiwania rebeliantów należało uciszyć. – Prawo musi stać po naszej stronie. Czy jesteśmy w stanie wpłynąć na Ministra Magii, by zmienił je na naszą korzyść? Kto dokonuje wyboru szefa Biura Aurorów, nie Minister? Być może trzeba uciąć chociaż łeb w postaci Bones, by zaprowadzić tam porządek – zastanowiła się, pytanie kierując do Amadeusa, Alpharda, Caley, Hesperosa. Spojrzała także na Deirdre, która dawniej pracowała w Ministerstwie Magii i odnosiła w nim sukcesy. Dla samej Rookwood polityka była obca, a jej zawiłości niezrozumiałe.
- Jeśli możesz, sprawdź to, niech Goyle ci towarzyszy – zwróciła się do Śmierciożerczyni, której wsparcie zaoferował Caelan. – Troje może przyciągnąć niepotrzebną uwagę – powiedziała ostrożnie, gdy Mathieu wyraził chęć towarzyszenia im. Decyzję pozostawiała jednak stojącej wyżej w hierarchii Śmierciożerczyni. – Słyszałam podobne plotki. O spotkaniach w pubie w londyńskich dokach. Spróbuję się na nie dostać. Magnusie, mogę na ciebie liczyć?
Tristan głośno wyrzekł smutną prawdę – większość społeczeństwa była głupcami.
– Wśród tych głupców jest coraz więcej szaleńców, próbujących buntować się przeciwko słusznej władzy. Mogą spróbować przeniknąć na Nokturn. Drew, Edgarze, miejcie sytuację pod kontrolą. – Nestor rodu Burke, jako właściciel rodowego sklepu, był na tej ulicy człowiekiem najważniejszym, nikt nie powinien przemknąć po niej bez jego wiedzy, Macnair jako oszust i metamorfomag orientował się równie doskonale. Na słowa Morgotha o zamiarach sprawdzenia co miało dziać się na Cmentarzu Poległych oraz oferującej swoje wsparcie Antonii pokiwała głową. Sprawdzenie ziem należących do rodu Longbottom także było dobrym pomysłem. – Jako animag mógłbyś lordowi Yaxley towarzyszyć, Dorianie – zwróciła się do młodzieńca; kolejny łowca o nazwisku Avery nie wzbudził w niej zaskoczenia, ich rodzina słynęła z polowań na wilkołaki – młody lord podjął słuszną decyzję, by podążać tą ścieżką, do tego wyróżniał się niecodziennymi talentami. Musieli odnaleźć Harolda Longbottoma jak najprędzej. Mulciber zaoferował, że zajmie się przesłuchaniem jego najbliższych współpracowników, Sigrun skinęła głową. - Czy może mieć kontakt z Bones? Może ja trzeba przesłuchać? - zastanowiła się.
Spojrzała na Macnaira, gdy wymieniał nazwiska. Niektóre już znali, kilka było nowych, wiele nic Sigrun nie mówiło.
- Co do quidditcha… – Zawsze się nim interesowała, wymienione przez Mulcibera nazwiska nie były Sigrun obce, przywiodły jednak na myśl zupełnie inne, które w ostatnich dniach obiło jej się o uszy. – Dyrektor londyńskiego Muzeum Quidditcha otwarcie sprzeciwia się nowej władzy i podważa autorytet Ministra Magii. Wypadałoby złożyć mu wizytę, czyż nie? Lordzie Burke – spojrzenie Rookwood zatrzymało się na Craigu. – Przemówisz mu do rozsądku? Zabini niech pójdzie z tobą. – Czarownica była utalentowana, lecz wciąż bardzo młoda, a towarzystwo Śmierciożercy z pewnością wiele ją nauczy.
Tristan miał słuszność. Powinni byli więcej uwagi poświęcić rozpracowaniu tożsamości członków Zakonu Feniksa.
- Musimy uporządkować te informacje. Zapisać wszystkie nazwiska, które już znamy. Najlepiej sporządzić akta, do których dostęp będziemy mieć wszyscy. Nie mogą być już jedynie nazwiskami – musimy wiedzieć kim są i czym się zajmują. Dowiedzieć się nich więcej, poznać ich słabości. Selwyn pracuje w szpitalu świętego Munga. Lordzie Shafiq, jesteś uzdrowicielem, przyjrzyj mu się. Obserwuj go, sprawdź z kim się zadaje – powiedziała do Zacharego. – Amadeusie, Alphardzie, Hesperosie, Caley, czy będziecie w stanie dotrzeć do akt aurorów, których już znamy? Może jest coś z ich przeszłości, co udałoby się wyciągnąć na wierzch, co podkopałoby ich wiarygodność. Niesłusznie oskarżony? Ktoś komu zniszczyli karierę, cokolwiek? Musieli popełnić jakieś błędy. Jako metamorfomag mogę wcielić się w ten błąd i złożyć odpowiednie zeznania – zaoferowała się, gdy Ramsey wspomniał o świadkach. Mogła przybrać dowolną twarz, potrzebowała jedynie solidnych informacji, aby zbudować swoją wiarygodność. – Albo sami pociągnijcie za odpowiednie sznurki, by utrudnić im pracę. – Byli szanowanymi i wpływowymi pracownikami Ministerstwa Magii, utalentowanymi politykami, z pewnością będą wiedzieli jak to zrobić. – Czy Bertie Bott nie ma cukierni na Pokątnej? – Miała wrażenie, że nazwisko to obiło jej się o uszy.
Twarz Sigrun wykrzywił grymas, gdy Ramsey opowiedział o złożonej mu przez aurora i Tonks wizycie. – Szlama może być metamorfomagiem? – spytała z obrzydzeniem; w głowie jej się to nie mieściło, by robak zrodzony z mugoli miał tak magiczną cząstkę. - Jej brudny braciszek to wilkołak. Do tego auror. Będę go szukać w pełnię. Jeśli siostrzyczka przeżyje klątwę, w co wątpię, ruszy mu na ratunek. - Schwytanie szlamy, wilkołaka i brata Justine sprawi będzie wisienką na torcie. - Ich rodziny mogą posłużyć, by zastawić na nich pułapki - zasugerowała. To zwykle byli sentymentalni, słabi ludzi, wierzący w takie bzdury jak miłość.
Pokiwała głową, przyznając Cassandrze rację, minę miała jednak kwaśną na myśl, że odnalezienie Bathildy Bagshot będzie graniczyło z cudem. Uzdrowicielka miała rację, historyczka wiedziała już, że będą jej szukać. Mogła obłożyć własny dom silnymi zaklęciami, skorzystać z pomocy swoich piesków - aurorów, nie znajdą jej wtedy, choćby przytknęli nos do szyby salonu.
- Mogę prześledzić szlaki wiodące nad morze północne. Morskimi z pewnością zajmie się Goyle, czyż nie? – powiedziała po słowach Valerija i Ramseya – do obserwacji zmian energii odnieść się nie mogła, nie miała pojęcia o numerologii i teorii magii; wiele podróżowała jednak po całej Wielkiej Brytanii, szlaki, którymi podróżowały magiczne powozy ciągnięte przez skrzydlate konie były jej znane – przynajmniej dotąd, gdzie kończył się ląd. Przy stole siedział jednak doświadczony wilk morski, dlatego zerknęła w stronę Caelana, wierząc, że należycie zajmie się sprawą.
Ze strony niektórych padły już pewne propozycje. Wciąż było ich jednak zbyt niewiele. Powiodła spojrzeniem po tych, którzy milczeli, oczekując, że włączą się do dyskusji.
- Co jeszcze możecie zrobić? – spytała. Będą gorliwie szukać Harolda Longbottoma, Percivala, Skamandera i Macmillana, rozbiją siatkę buntowników, próbujących sprzeciwić się nowej, słusznej władzy, lecz czy to wystarczy, by wyciszyć gniew ich Pana? Wątpiła. Pragnął mocy anomalii, która wciąż tkwiła w Azkabanie – a z ich winy Zakon Feniksa mógł się do nich dostać. Nie mogła oprzeć się wrażeniu, że niektórzy oczekiwali znów konkretnych instrukcji, za którymi podążą jak owieczki – otrzymali je poprzednim razem i zawiedli. Nie miała dla nich gotowej recepty. Musieli opracować ją wspólnie, a głosów w dyskusji wciąż było niewiele – albo były zbyt ciche.
| czas na odpis to 48h.
She's lost control
again
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am
r u i n a t i o n
ruined
I am
r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Czyżby osiedli na laurach? Zbytnio uwierzyli w swoje siły, nasycili się sukcesami, odurzyli triumfem, który odnieśli w spopielonym Ministerstwie Magii a później, na mrocznych korytarzach Azkabanu? Deirdre krótko świętowała fakt przetrwania, szybko wracając do pracy, do służby, wymagającej wiele, lecz równie wiele – oferującej. Mocy, władzy, znajomości; miała nadzieję, że zgromadzeni w Białej Wywernie zdają sobie z tego sprawę. Odbudowali to miejsce wspólnymi siłami, należało do nich, pamiętała jednak, że i wtedy nie wszyscy zaangażowali się w ten aspekt. Cieszyła jednak choć próba zaproponowania jakichś rozwiązań. Przeniosła wzrok na Esther, przez dłuższą chwilę zastanawiając się nad słowami czarownicy. – Moglibyśmy wypytać ją, zdobyć zaufanie, niezbędne informacje – a później wykorzystać. Skoro jest tak - według swoich, wypaczonych, standardów – honorowy, myślicie, że przybiegłby uratować swą niedawną ukochaną? – przeniosła spojrzenie na Eddarda. – Nie wiem jednak, czy większe zaufanie Isabelle wzbudzi w niej nieznajoma z Nokturnu. Czyż nie otworzy swego serca szerzej przed rodziną? Przed zaufanymi, którzy chcą ją ochronić? – rozważyła, żałując, że przy ich stole nie znajduje się żaden Carrow. Mieli do czynienia z damą, z brzemienną osobą, naiwną, lecz nie zupełnie głupią. Sądziła, że najlepiej prób wypytania jej a później użycia do celów ukarania zdrajcy podejmie się ktoś ze szlachty, kto wślizgnie się w zrozpaczone serce damy, pocieszy ją i być może pod pozorami troski o Percivala, zorganizuje spotkanie. Zostawiała jednak decyzję innym, znów zamieniając się w słuch.
- Myślę, że lord Malfoy na razie nie potrzebuje naszych wpływów. Jasno okazał swe stanowisko w Stonehenge, został poniekąd wybrany przez Czarnego Pana. To mądry, doświadczony czarodziej: czas upewni nas w tym, czy będzie rządził sprawiedliwie i zgodnie z naszą ideą, ale sądzę, że to więcej niż prawdopodobne – odpowiedziała powoli, czując na sobie spojrzenie Sigrun. Wpływanie na Malfoya nie było według niej w tym momencie potrzebne, powinien zachować (pozory?) samodzielnej władzy: nie on był problemem, a Bones. – Amelia to inna, skomplikowana sprawa. Jeśli będzie działać w ramach Ministerstwa, możemy mieć nad nią kontrolę, choćby przez dekrety Ministra i wpływy naszych polityków – skinęła głową w stronę Alpharda, ale także niezwykle wpływowych Crouchów oraz innych reprezentantów związanych z Ministerstwem rodów.- Z drugiej strony z pewnością należałoby ukrócić jej działania, mieć na nią oko – sprawdzić, czy spotyka się z Longbottomem i jakie rozkazy wydaje aurorom, niekoniecznie oficjalnymi drogami - zaproponowała. Poprawiła się nieco na krześle, niewygodne kopnięcia i przeciągnięcia tworzących się kończyn dziecka utrudniały skupienie na równi z milcząca, chmurną obecnością Tristana tuż obok. Zsunęła prawą rękę z podłokietnika, instynktownie zwiększając dzielący ich dystans, po czym przeniosła spojrzenie na Mathieu. Lorda Rosiera: nawet nie mrugnęła, gdy zaproponował wsparcie podczas misji, na którą zamierzała wybrać się razem z Caleanem. Propozycja Goyle’a zdziwiła ją mniej niż sugestia szlachcica; najwidoczniej nie był świadomy pewnego napięcia, które separowało ją od dziedziców Róży. Skinęła jednak głową – Omówimy szczegóły po spotkaniu – odpowiedziała mężczyznom. Zadowolona z towarzystwa Caleana, był doświadczonym i silnym czarodziejem: potrzebowała kogoś takiego u swego boku. Mathieu wzbudzał w niej dyskomfort – może była to jakaś pokręcona próba Tristana, by udowodnić jej niekompetencje? – ale i on był zaufanym sojusznikiem.
Propozycja utworzenia bazy wiedzy, dokumentów wzbudziła w niej mieszane uczucia, a dysponowanie takimi informacjami mogło być problematyczne. – Pergaminy powinny zostać obłożone zaklęciami zabezpieczającymi lub klątwami. Wiedza to potęga; lepiej, by druga strona nie miała pojęcia, ile wiemy na ich temat – zasugerowała delikatnie, spoglądając na osoby znające się na starożytnych runach. Wymienione przez Alexandra personalia Zakonników wzbudziły w niej niechęć; Selwyn powinien umrzeć jak najszybciej, odczuwała wobec niego personalną pogardę, silniejszą nawet niż wobec Notta. Nie odzywała się jednak, w milczeniu zgadzając się z propozycjami Rosiera, by docierać do tych przeklętych osób – i do tych, które potencjalnie mogą do nich dołączyć. Rycerze, którzy do tej pory nie mieli na swym koncie żadnych sukcesów, otrzymali pole do popisu: do dotarcia do Zakonników lub politycznego wykorzystania swych wpływów.
- Myślę, że lord Malfoy na razie nie potrzebuje naszych wpływów. Jasno okazał swe stanowisko w Stonehenge, został poniekąd wybrany przez Czarnego Pana. To mądry, doświadczony czarodziej: czas upewni nas w tym, czy będzie rządził sprawiedliwie i zgodnie z naszą ideą, ale sądzę, że to więcej niż prawdopodobne – odpowiedziała powoli, czując na sobie spojrzenie Sigrun. Wpływanie na Malfoya nie było według niej w tym momencie potrzebne, powinien zachować (pozory?) samodzielnej władzy: nie on był problemem, a Bones. – Amelia to inna, skomplikowana sprawa. Jeśli będzie działać w ramach Ministerstwa, możemy mieć nad nią kontrolę, choćby przez dekrety Ministra i wpływy naszych polityków – skinęła głową w stronę Alpharda, ale także niezwykle wpływowych Crouchów oraz innych reprezentantów związanych z Ministerstwem rodów.- Z drugiej strony z pewnością należałoby ukrócić jej działania, mieć na nią oko – sprawdzić, czy spotyka się z Longbottomem i jakie rozkazy wydaje aurorom, niekoniecznie oficjalnymi drogami - zaproponowała. Poprawiła się nieco na krześle, niewygodne kopnięcia i przeciągnięcia tworzących się kończyn dziecka utrudniały skupienie na równi z milcząca, chmurną obecnością Tristana tuż obok. Zsunęła prawą rękę z podłokietnika, instynktownie zwiększając dzielący ich dystans, po czym przeniosła spojrzenie na Mathieu. Lorda Rosiera: nawet nie mrugnęła, gdy zaproponował wsparcie podczas misji, na którą zamierzała wybrać się razem z Caleanem. Propozycja Goyle’a zdziwiła ją mniej niż sugestia szlachcica; najwidoczniej nie był świadomy pewnego napięcia, które separowało ją od dziedziców Róży. Skinęła jednak głową – Omówimy szczegóły po spotkaniu – odpowiedziała mężczyznom. Zadowolona z towarzystwa Caleana, był doświadczonym i silnym czarodziejem: potrzebowała kogoś takiego u swego boku. Mathieu wzbudzał w niej dyskomfort – może była to jakaś pokręcona próba Tristana, by udowodnić jej niekompetencje? – ale i on był zaufanym sojusznikiem.
Propozycja utworzenia bazy wiedzy, dokumentów wzbudziła w niej mieszane uczucia, a dysponowanie takimi informacjami mogło być problematyczne. – Pergaminy powinny zostać obłożone zaklęciami zabezpieczającymi lub klątwami. Wiedza to potęga; lepiej, by druga strona nie miała pojęcia, ile wiemy na ich temat – zasugerowała delikatnie, spoglądając na osoby znające się na starożytnych runach. Wymienione przez Alexandra personalia Zakonników wzbudziły w niej niechęć; Selwyn powinien umrzeć jak najszybciej, odczuwała wobec niego personalną pogardę, silniejszą nawet niż wobec Notta. Nie odzywała się jednak, w milczeniu zgadzając się z propozycjami Rosiera, by docierać do tych przeklętych osób – i do tych, które potencjalnie mogą do nich dołączyć. Rycerze, którzy do tej pory nie mieli na swym koncie żadnych sukcesów, otrzymali pole do popisu: do dotarcia do Zakonników lub politycznego wykorzystania swych wpływów.
there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down
✦
I'll lick your wounds
I'll lay you down
✦
OPCM : 45 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
Śmierciożercy
Nie mógł się nie zgodzić ze słowami Tsagairt — nie pojawiali się tam, by wiernie zapewniać o swoim oddaniu. Nie było im to potrzebne, gdyż sama obecność winna być odzwierciedleniem swojego zaangażowania, a słowa — istotne słowa — miały nieść za sobą kolejne stopnie oddania sprawie. Wiedział, że każdy mógł czuć się zagubiony w towarzystwie pełnym znających się wcześniej osób, lecz czasy Hogwartu już dawno minęły. Mimo że Morgoth stosunkowo niedawno opuścił mury szkoły, czuł jakby ostatni rok zdarzył się dekady wcześniej; wspomnienia tamtych dni były niczym obrazy z poprzedniego życia. Aktualne zachowania i działania były wszak odmienne, wyzbyte dziecięcej niewinności i nieznanych wcześniej paradygmatów. Patrząc po niektórych z zebranych, odnosił wrażenie, że nigdy nie opuścili szkolnych ławek. Powinni jednak przejrzeć. Byli dorosłymi czarodziejami deklarującymi oddanie większej sprawie. Bo tylko ona póki co się liczyła, nie wewnętrzne konflikty i spory między sobą. Niechęć musiała zostać oddalona i waśnie powstrzymane. Podobnie zresztą jak tępione powinno być lenistwo i deklaracja własnej nieudolności. Przeniósł spojrzenie po Borgin i Trelawney, które najwidoczniej za punkt honoru postawiły sobie udowodnienie wszystkim, jakie to niezbędne były w szeregach Rycerzy, chociaż nie dały powodu, dla którego ich oddanie miało być docenione.
- Wszyscy powinniśmy angażować się na równym stopniu. Niech ci, którzy uważają siebie za osoby zbyt słabe, czy tłumaczące się z własnej bierności - bierność najwidoczniej stała się ulubionym słowem tego spotkania - nie sądzą, że inni zrobią wszystko za nich. Jeśli ktoś nie czuje się na siłach, niech poprosi o pomoc w zdobywaniu nowej wiedzy, bo oddając silniejszym możliwość działania, nigdy nie wspomoże naszej sprawy, tłumacząc się własną nieudolnością. A czy robicie coś, by ów spektrum poszerzyć? - Nie mówił już tylko do dwóch kobiet, lecz do wszystkich, którzy czekali aż inni za nich posprzątają. Obowiązkiem każdego Rycerza był rozwój i Śmierciożercy mieli prawo wymagać tego od osób służących pod ich rozkazami. - Jak widzicie nasze szeregi są niewielkie, a wymienionych wrogów wielu. Nie znamy wszystkich; po Stonehenge na pewno ich przybyło, dlatego każdy ma być zaangażowany i nie marnować cennego czasu. Oferuję swój każdemu, kto wyrazi chęć sięgnięcia ku transmutacji lub czarnej magii - zakończył krótki wywód, przejeżdżając spojrzeniem po nowych twarzach i tych, które nie wyrażały większego zainteresowania we wcześniejszym pobycie w organizacji. Słysząc kolejne słowa panny Borgin, przeniósł na nią wolno spojrzenie, by pochylić głowę w geście akceptacji jej obecności na Cmentarzu Poległych. W pewnym stopniu był zadowolony z faktu, że ktoś bliżej mu nieznany zaoferował wsparcie, a po jej zapewnieniu o tym, że nie pozostawała bierna, jej skuteczność miała zostać odzwierciedlona. Puste słowa były niczym, to w działaniach można było dostrzec wartość człowieka. Morgoth nie znał wielu Rycerzy Walpurgii inaczej niż przez imię i nazwisko, dlatego przypatrzenie się ich umiejętnościom, miało być wyjątkowo ciekawe. Wiedział już na co było stać siedzącego obok niego Goyle'a; następna w kolejce była więc Borginówna. Milczał już, gdy kolejno głosy zabierały osoby debatujące nad sprawą szalonego Notta. Inaczej nie mógł nazywać zdrajcy, który nie zamierzał czuć się winny po porzuceniu rodziny i skazaniu żony na niechybne zniesławienie; człowieka, który doskonale zdawał sobie sprawę, że pościg za nim nie miał się skończyć nigdy. Spuszczone psy Rycerzy Walpurgii raz poczuły krew i nie zamierzały odpuszczać, rozszarpując wszystko, co miało stanąć im na drodze do celu. Ta bezwzględność nie wywoływała zadowolenia w lordzie nestorze, jednak uważał specjalnie przy pytaniu Tristana, które było skierowane ku przyjaciółce Czechów.
Yaxley skinął głową Edgarowi w podziękowaniu, który zapewnił go o swoim wsparciu. Nie wątpił w to, że ród Burke zrobi wszystko, by wspomóc go w działaniach. Jako wrogowie Longbottomów na pewno mieli odczuć wyraźną satysfakcję z takowych przedsięwzięć. - Oczekuję twojej sowy - powiedział, kierując swoje słowa do Craiga, który jako jedyny zadeklarował się jako gotowy do napraw. Śmierciożerca nie wątpił w to, że wspólnymi siłami mieli zapanować nad upatrzonymi przez siebie miejscami. Sigrun jako pierwsza wyjawiła na głos myśli Morgotha, by młody Avery towarzyszył mu w poszukiwaniach, dlatego nie odezwał się już, by ów pomysł poprzeć. Wydawało mu się to wręcz oczywiste. Równocześnie chciał wiedzieć jak silnym animagiem był Dorian i z jakim wsparciem miał się mierzyć. Można było wręcz powiedzieć, że zamierzał poddać go próbie. Jednak na razie spojrzenie młodego nestora pozostawało nieuchwytne i ani na moment nie padło na drugim z animagów. Którzy wyróżniali się najkrótszą metryką. Przywoływana postać Skamandera nie dawała Morgothowi spokoju, lecz nie zamierzał zabierać w tej sprawie głosu. Nocne mary były wszak jedynie marami, których nie był w stanie potwierdzić w żadne sposób, chociaż nie zamierzał równocześnie czekać na rozwój wypadków. Wiedział już, że senne połączenia bywały prorocze.
Gdy Tristan i Ramsey wspomnieli o fortelu, który miał oczernić aurorów, a Sigrun wspomniała o swoim darze metamorfomagii, Morgotha tknęło pewne przeczucie. Było co prawda zanurzone w, zdawać by się mogło, dalekiej przeszłości, lecz już zdążyli się przekonać, że milczenie nie było tolerowane. - Posiadam różdżkę Megary Carrow. Była stażystką w Ministerstwie i należała do Zakonu Feniksa. Wyjawiając mi miejsce ich spotkań na obrzeżach Londynu, straciła pamięć. Jeśli jej postać mogłaby się przydać, może warto po nią sięgnąć - zamilkł, wiedząc, że wykorzystanie takiego pionka mogło być równie dobrze zbyt trywialne. Lecz czy zeznania świadka, który był w stanie potwierdzić swoją tożsamość, nie mogły być też zastanawiające? Nigdy też nie miał żony Deimosa za osobę wielce światłą, a po śmierci męża mogła robić tak naprawdę wszystko. Miała wszelkie predyspozycje do wplątywania się w niepowołane zdarzenia.
- Wszyscy powinniśmy angażować się na równym stopniu. Niech ci, którzy uważają siebie za osoby zbyt słabe, czy tłumaczące się z własnej bierności - bierność najwidoczniej stała się ulubionym słowem tego spotkania - nie sądzą, że inni zrobią wszystko za nich. Jeśli ktoś nie czuje się na siłach, niech poprosi o pomoc w zdobywaniu nowej wiedzy, bo oddając silniejszym możliwość działania, nigdy nie wspomoże naszej sprawy, tłumacząc się własną nieudolnością. A czy robicie coś, by ów spektrum poszerzyć? - Nie mówił już tylko do dwóch kobiet, lecz do wszystkich, którzy czekali aż inni za nich posprzątają. Obowiązkiem każdego Rycerza był rozwój i Śmierciożercy mieli prawo wymagać tego od osób służących pod ich rozkazami. - Jak widzicie nasze szeregi są niewielkie, a wymienionych wrogów wielu. Nie znamy wszystkich; po Stonehenge na pewno ich przybyło, dlatego każdy ma być zaangażowany i nie marnować cennego czasu. Oferuję swój każdemu, kto wyrazi chęć sięgnięcia ku transmutacji lub czarnej magii - zakończył krótki wywód, przejeżdżając spojrzeniem po nowych twarzach i tych, które nie wyrażały większego zainteresowania we wcześniejszym pobycie w organizacji. Słysząc kolejne słowa panny Borgin, przeniósł na nią wolno spojrzenie, by pochylić głowę w geście akceptacji jej obecności na Cmentarzu Poległych. W pewnym stopniu był zadowolony z faktu, że ktoś bliżej mu nieznany zaoferował wsparcie, a po jej zapewnieniu o tym, że nie pozostawała bierna, jej skuteczność miała zostać odzwierciedlona. Puste słowa były niczym, to w działaniach można było dostrzec wartość człowieka. Morgoth nie znał wielu Rycerzy Walpurgii inaczej niż przez imię i nazwisko, dlatego przypatrzenie się ich umiejętnościom, miało być wyjątkowo ciekawe. Wiedział już na co było stać siedzącego obok niego Goyle'a; następna w kolejce była więc Borginówna. Milczał już, gdy kolejno głosy zabierały osoby debatujące nad sprawą szalonego Notta. Inaczej nie mógł nazywać zdrajcy, który nie zamierzał czuć się winny po porzuceniu rodziny i skazaniu żony na niechybne zniesławienie; człowieka, który doskonale zdawał sobie sprawę, że pościg za nim nie miał się skończyć nigdy. Spuszczone psy Rycerzy Walpurgii raz poczuły krew i nie zamierzały odpuszczać, rozszarpując wszystko, co miało stanąć im na drodze do celu. Ta bezwzględność nie wywoływała zadowolenia w lordzie nestorze, jednak uważał specjalnie przy pytaniu Tristana, które było skierowane ku przyjaciółce Czechów.
Yaxley skinął głową Edgarowi w podziękowaniu, który zapewnił go o swoim wsparciu. Nie wątpił w to, że ród Burke zrobi wszystko, by wspomóc go w działaniach. Jako wrogowie Longbottomów na pewno mieli odczuć wyraźną satysfakcję z takowych przedsięwzięć. - Oczekuję twojej sowy - powiedział, kierując swoje słowa do Craiga, który jako jedyny zadeklarował się jako gotowy do napraw. Śmierciożerca nie wątpił w to, że wspólnymi siłami mieli zapanować nad upatrzonymi przez siebie miejscami. Sigrun jako pierwsza wyjawiła na głos myśli Morgotha, by młody Avery towarzyszył mu w poszukiwaniach, dlatego nie odezwał się już, by ów pomysł poprzeć. Wydawało mu się to wręcz oczywiste. Równocześnie chciał wiedzieć jak silnym animagiem był Dorian i z jakim wsparciem miał się mierzyć. Można było wręcz powiedzieć, że zamierzał poddać go próbie. Jednak na razie spojrzenie młodego nestora pozostawało nieuchwytne i ani na moment nie padło na drugim z animagów. Którzy wyróżniali się najkrótszą metryką. Przywoływana postać Skamandera nie dawała Morgothowi spokoju, lecz nie zamierzał zabierać w tej sprawie głosu. Nocne mary były wszak jedynie marami, których nie był w stanie potwierdzić w żadne sposób, chociaż nie zamierzał równocześnie czekać na rozwój wypadków. Wiedział już, że senne połączenia bywały prorocze.
Gdy Tristan i Ramsey wspomnieli o fortelu, który miał oczernić aurorów, a Sigrun wspomniała o swoim darze metamorfomagii, Morgotha tknęło pewne przeczucie. Było co prawda zanurzone w, zdawać by się mogło, dalekiej przeszłości, lecz już zdążyli się przekonać, że milczenie nie było tolerowane. - Posiadam różdżkę Megary Carrow. Była stażystką w Ministerstwie i należała do Zakonu Feniksa. Wyjawiając mi miejsce ich spotkań na obrzeżach Londynu, straciła pamięć. Jeśli jej postać mogłaby się przydać, może warto po nią sięgnąć - zamilkł, wiedząc, że wykorzystanie takiego pionka mogło być równie dobrze zbyt trywialne. Lecz czy zeznania świadka, który był w stanie potwierdzić swoją tożsamość, nie mogły być też zastanawiające? Nigdy też nie miał żony Deimosa za osobę wielce światłą, a po śmierci męża mogła robić tak naprawdę wszystko. Miała wszelkie predyspozycje do wplątywania się w niepowołane zdarzenia.
They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Przez większość czasu milczał, przenosząc tylko wzrok między kolejnymi czarodziejami, odnotowując w myślach wymieniane przez nich nazwiska czy fakty. Jego uwadze nie umknęła nagana zebrana przez czarownice przyznające się do zlekceważenia rozkazów Czarnego Pana; naprawa anomalii była wymagająca, sam przekonał się o tym najlepiej, mimo to nie mogli przecież ignorować wypaczeń z nadzieją, że zajmie się nimi ktoś inny, inny Rycerz. Przez to właśnie zawodzili i na tej płaszczyźnie, czego nie omieszkał wypomnieć im Mulciber. Goyle skrzywił się, spoglądając to ku Esther, to ku Antonii; nie był szczególnie zdziwiony, że najsłabszym ogniwem okazywały się kobiety. Z drugiej jednak strony, również lord Crouch otwarcie przyznawał się do bierności, zaś niektórzy z dopiero co wcielonych milczeli niczym grób.
Kolejni czarodzieje relacjonowali przebieg swych ostatnich misji; choć większość miała to już za sobą, postanowił zabrać głos w tej sprawie. Lord Yaxley również nie poruszył tematu ich wyprawy do Norwegii, dlatego uznał, że powinien się tym zająć, choćby w kilku słowach.
- Wraz z lordem Yaxleyem udaliśmy się w okolice Hellesøy, do Norwegii. Udało nam się okiełznać część dusz - napomknął, próbując zachować przy tym kamienną twarz. Zastanawiał się, czy nie wspomnieć o tym drobnym szczególne, że to on zawiódł, że to jemu nie udało się niczego zdziałać, uznał jednak, że nie jest to na tyle istotna informacja, by musieć dzielić się nią ze wszystkimi, zaś Morgoth nie powinien mieć mu tego przemilczenia za złe.
Przez jakiś czas znów wysłuchiwał kolejnych tematów i ustaleń w ciszy; spoglądał niekiedy ku siedzącej obok Caley, wciąż nie czując się zupełnie komfortowo z myślą, że wcielił ją w szeregi Rycerzy. Wiedział jednak, że potrzebują utalentowanych sojuszników, że brakowało im czarodziejów oddanych sprawie. Temat ministerstwa nie był mu szczególnie bliski, lecz zgadzał się ze słowami Deirdre; wybrany w Stonehenge Malfoy zdawał się nie potrzebować ich wsparcia, a przynajmniej nie teraz. Mieli bardziej palące problemy, musieli zająć się sprawnym pokrzyżowaniem planów Zakonu, a do tego zweryfikować kolejne docierające do nich informacje, które mogły zwiastować kłopoty - jak chociażby ta młodzieżowa bojówka.
Odszukał wzrokiem lorda Rosiera, który zaoferował swą pomoc. Kiwnął mu krótko głową, nie odezwał się jednak. Zgadzał się z Sigrun, trzy osoby mogły wzbudzić niepotrzebne zainteresowanie, decyzję miała jednak podjąć Deirdre, która rozpoczęła ten temat. Skinął głową i jej, przystając na propozycję przedyskutowania tego po spotkaniu.
Z uznaniem słuchał słów Drew, gdy ten dzielił się kolejnymi istotnymi informacjami i potwierdzał, że udało mu się zrobić użytek z Veritaserum. Z zainteresowaniem czekał na odpowiedź druha w sprawie klątwy czy Imperiusa, którym mógł obłożyć swego informatora. Obserwował też oszczędną w słowach Cassandrę i Valerija, dumając nad problemem, jaki stanowiła dla nich wyprzedzająca ich o krok Bagshot. Badacze mieli rację, powinni spróbować udaremnić plany Zakonu w inny sposób, dotarcie do staruszki graniczyć musiało z cudem.
- Oczywiście - odpowiedział Rookwood, podchwytując jej spojrzenie. Dość dobrze odnajdowała się w roli prowadzącej spotkanie, nie szczędziła słów krytyki tym, którzy na to zasługiwali, ciągnęła za języki niechętnych do odkrycia się ze swymi umiejętnościami. Wciąż jednak nie mógł pozbyć się sprzecznych emocji, które towarzyszyły włączeniu jej w szeregi śmierciożerców. - Zajmę się szlakami morskimi, może uda mi się zauważyć coś niepokojącego. Spróbuję też skontaktować się z nieobecnym lordem Traversem, jego pomoc byłaby nieoceniona - dodał, już planując w myślach, w jaki sposób powinien podejść do tego zadania. Żałował, że nie mógł liczyć na Cadana, a irytacja spowodowana zdradą zaufania znów dała o sobie znać. Nie chciał zawieść, wolałby mieć wsparcie kogoś, kto znał się na żegludze, mimo to nie wątpił w swe doświadczenie i możliwości.
Kolejni czarodzieje relacjonowali przebieg swych ostatnich misji; choć większość miała to już za sobą, postanowił zabrać głos w tej sprawie. Lord Yaxley również nie poruszył tematu ich wyprawy do Norwegii, dlatego uznał, że powinien się tym zająć, choćby w kilku słowach.
- Wraz z lordem Yaxleyem udaliśmy się w okolice Hellesøy, do Norwegii. Udało nam się okiełznać część dusz - napomknął, próbując zachować przy tym kamienną twarz. Zastanawiał się, czy nie wspomnieć o tym drobnym szczególne, że to on zawiódł, że to jemu nie udało się niczego zdziałać, uznał jednak, że nie jest to na tyle istotna informacja, by musieć dzielić się nią ze wszystkimi, zaś Morgoth nie powinien mieć mu tego przemilczenia za złe.
Przez jakiś czas znów wysłuchiwał kolejnych tematów i ustaleń w ciszy; spoglądał niekiedy ku siedzącej obok Caley, wciąż nie czując się zupełnie komfortowo z myślą, że wcielił ją w szeregi Rycerzy. Wiedział jednak, że potrzebują utalentowanych sojuszników, że brakowało im czarodziejów oddanych sprawie. Temat ministerstwa nie był mu szczególnie bliski, lecz zgadzał się ze słowami Deirdre; wybrany w Stonehenge Malfoy zdawał się nie potrzebować ich wsparcia, a przynajmniej nie teraz. Mieli bardziej palące problemy, musieli zająć się sprawnym pokrzyżowaniem planów Zakonu, a do tego zweryfikować kolejne docierające do nich informacje, które mogły zwiastować kłopoty - jak chociażby ta młodzieżowa bojówka.
Odszukał wzrokiem lorda Rosiera, który zaoferował swą pomoc. Kiwnął mu krótko głową, nie odezwał się jednak. Zgadzał się z Sigrun, trzy osoby mogły wzbudzić niepotrzebne zainteresowanie, decyzję miała jednak podjąć Deirdre, która rozpoczęła ten temat. Skinął głową i jej, przystając na propozycję przedyskutowania tego po spotkaniu.
Z uznaniem słuchał słów Drew, gdy ten dzielił się kolejnymi istotnymi informacjami i potwierdzał, że udało mu się zrobić użytek z Veritaserum. Z zainteresowaniem czekał na odpowiedź druha w sprawie klątwy czy Imperiusa, którym mógł obłożyć swego informatora. Obserwował też oszczędną w słowach Cassandrę i Valerija, dumając nad problemem, jaki stanowiła dla nich wyprzedzająca ich o krok Bagshot. Badacze mieli rację, powinni spróbować udaremnić plany Zakonu w inny sposób, dotarcie do staruszki graniczyć musiało z cudem.
- Oczywiście - odpowiedział Rookwood, podchwytując jej spojrzenie. Dość dobrze odnajdowała się w roli prowadzącej spotkanie, nie szczędziła słów krytyki tym, którzy na to zasługiwali, ciągnęła za języki niechętnych do odkrycia się ze swymi umiejętnościami. Wciąż jednak nie mógł pozbyć się sprzecznych emocji, które towarzyszyły włączeniu jej w szeregi śmierciożerców. - Zajmę się szlakami morskimi, może uda mi się zauważyć coś niepokojącego. Spróbuję też skontaktować się z nieobecnym lordem Traversem, jego pomoc byłaby nieoceniona - dodał, już planując w myślach, w jaki sposób powinien podejść do tego zadania. Żałował, że nie mógł liczyć na Cadana, a irytacja spowodowana zdradą zaufania znów dała o sobie znać. Nie chciał zawieść, wolałby mieć wsparcie kogoś, kto znał się na żegludze, mimo to nie wątpił w swe doświadczenie i możliwości.
paint me as a villain
Caelan Goyle
Zawód : Zarządca portu, kapitan statku
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
I must go down to the sea again, to the lonely sea and the sky.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Mniejsza sala
Szybka odpowiedź