Wydarzenia


Ekipa forum
Większa sala boczna
AutorWiadomość
Większa sala boczna [odnośnik]21.09.15 22:40
First topic message reminder :

Większa sala boczna

★★
To największa spośród bocznych sal. Znajduje się tutaj duży kominek z dwoma zużytymi fotelami wokół, kilka stolików wraz z ławami z charakterystycznymi futrzanymi narzutami. Cztery skrzypiące schody prowadzą na podwyższenie, gdzie znajduje się kilka miejsc z doskonałym widokiem na salę. Całość sprawia zaskakująco przytulne wrażenie, wręcz należy mieć się na baczności, by nie zapomnieć, że to jednak wciąż Nokturn.

Możliwość gry w kościanego pokera
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:44, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Większa sala boczna - Page 20 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Większa sala boczna [odnośnik]03.05.21 13:33
Wkrótce spotkanie się rozpoczęło; w ciszy wysłuchał powitania Drew i dalszych słów Sigrun, utkwiwszy spojrzenie na jej twarzy. Pożegnanie Alpharda Blacka po raz kolejny wybrzmiało między nimi, pierwszy raz wyłącznie w ich gronie, podczas gdy właściwe uroczystości rozegrały się w dniu pogrzebu. W ostatnim słowie pożegnał go sam Czarny Pan, każdy spośród tu obecnych mógłby czuć się zaszczycony podobną śmiercią, podobną łaską. Problem pozostał jednak wśród żywych - nieprędko i niełatwo zastąpią Alpharda Blacka. Jego rodzeństwo mogło próbować ścigać się z jego renomą - ale czy byli w stanie? To Alphard przekonał go do porzucenia konfliktu między rodzinami, wobec krwawej wojny powinni stać murem. Zjednoczeni. Rozgrywając waśnie między sobą gotowi byli zapomnieć o właściwym wrogu, mniejszymi wojenkami mogli się zająć po tym, jak zapanuje porządek. W milczeniu wsłuchiwał się w raporty kolejnych rycerzy odnośnie prac nad zdobyciem poparcia wilkołaków. Niechętnie, Czarny Pan ich pragnął, więc dał z siebie wszystko, by wypełnić jego wolę - nie sprzeciwiłby się jej nigdy. Ale, czego nigdy i przed nikim nie przyzna, brzydził się sam sobą za te rozkazy. Wilkołaki powinny sczeznąć razem ze szlamami - może tak udałoby się na zawsze wyplewić tę zarazę. Klątwę.
- Zabrakło nam działań Alpharda - Pokręcił głową na wspomnienie wilkołaków, Melisande miała mu towarzyszyć, ale nie sądził, by była w stanie sama poprowadzić tę misję. - Lady Selwyn dostarczyła mi interesujące dokumenty odnośnie wymian pewnego markiza. Zarządzał nie do końca legalną siecią handlową na terenie kraju. Ufam, że jego przychylność, z której z pewnością nie zechce się wycofać, pozwoli zapanować nad dostawami w kraju. Nie tylko był wilkołakiem, ale i miał kontakty do wielu tych istot. - Powinni wiedzieć, ale to było za mało.
Przekierował spojrzenie na siedzącego obok Schmidta, kiedy przypomniał o swoich działaniach w Kencie. Mathieu o tym wspominał, skinął głową czarodziejowi. Zasadniczo wachlarz jego wyznań był zaskakująco ciekawy. Na dłużej zogniskował na nim spojrzenie.
- W Dover znajduje się opuszczona mugolska forteca. Nie znajdziemy lepszego miejsca - odparł, ciągnąc myśl, którą poruszał już wcześniej, a która musiała w ten czy inny sposób dobiegnąć Schmidta. Jego pierwotne plany uległy jednak zmianie - miał inne priorytety. Nie znaczyło to bynajmniej, że należało porzucić ten plan. Po prawdzie nie był do niego potrzebny. - Możesz ją zająć - oznajmił, z zainteresowaniem zastanawiając się nad tym, czy Schmidt miał granice sadystycznej brutalności. Było w tym coś intrygującego. Trochę obrzydliwego, ale z pewnością potrzebnego. - Trudno mi powiedzieć, jaki jest jej stan. Możliwe, że jej mury będą potrzebowały wzmocnień. Istnieje też pewne prawdopodobieństwo, że w wewnątrz wciąż ukrywają się szczury uciekające przed wojną, które będzie trzeba wcześniej wyłapać. Jeśli będzie ci potrzebna pomoc, mój ród posłuży wszystkim, czym będzie w stanie - zapewnił bez zawahania. Wojna wymagała działań na każdym froncie. I być może zamierzał powiedzieć coś jeszcze, gdy nagle uniósł spojrzenie na Edgara, który wstał od stołu. I... zmierzał do wyjścia?
- Edgarze? - zapytał, spoglądając na niego bez zrozumienia. Na jego twarzy malowało się coś dziwnego. Coś obcego. Nie zachowywał się jak on.



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Większa sala boczna - Page 20 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Większa sala boczna [odnośnik]04.05.21 0:29
Właściwie trochę mu ulżyło - byli w końcu dorosłymi ludźmi, a nie bandą przedszkolaków. Nikt nie gapił się na jego poroże z rozdziawionymi ustami. Ukradkowym spojrzeniom się nie dziwił, też pewnie nie mógłby się przed takowymi powstrzymać. Tym lepiej, przynajmniej mogli skupić się na sednie sprawy. Wysłuchał pozostałych rycerzy, zapamiętując co istotniejsze szczegóły. Choć sam wywiązał się ze swojego zobowiązania, jemu także nadal ciężko było uwierzyć, że bratali się z wilkołakami. Nie bez powodu bogin, który ukazałby się Craigowi, kiedyś przyjmował właśnie tę formę.
Zarówno Sigun jak i Drew doskonale wiedzieli, jak potoczyła się misja na mokradłach Salisbury. Uczestniczyli w niej przecież. Jako jednak, że dziś pełnili funkcję prowadzących, Craig wziął na siebie obowiązek podzielenia się z pozostałymi krótkim podsumowaniem przeprowadzonej akcji. Jak raz, mógł się pochwalić niemal całkowitym sukcesem - Razem z Sigrun oraz Drew mieliśmy za zadanie znaleźć Ludo Goldsteina - kiedyś znakomitego łamacza klątw i właściciela ogromnej ilości reliktów oraz artefaktów, dziś natomiast zapchlonego, wychudłego kundla. Oczywiście musiał się ukryć na bagnach - Craig już zdążył pomarudzić na ten temat swoim towarzyszom w trakcje wyprawy. Chociaż raz mogliby się wybrać w jakieś ciepłe, przyjemne miejsce, a nie brodzić po kostki w lodowatym, oślizgłym błocie - Sigrun go wytropiła. Okolica była pełna pułapek, ani chybi jego dzieło. Chwilę zajęło nam pozdejmowanie tych klątw. Zabiliśmy łowców, którzy go tropili, a ja nakłoniłem go do współpracy, kusząc jednocześnie możliwością powrotu do cywilizacji i cennym manuskryptem, który wynalazł mu Drew. - Goldstein był bardzo błyskotliwym człowiekiem, Craig prawie mu współczuł tego, co go spotkało - tym bardziej, że za normalnego życia, Ludo był znany ze swoich konserwatywnych poglądów i wyraźnej niechęci wobec mugoli. Wspaniały człowiek, którego spotkała prawdziwa tragedia. Nie łatwo było całej trójce przekonać podejrzliwego czarodzieja do zaufania im, ale wspólnymi siłami dali radę. I zrobili to zanim Zakon spróbował położyć na nim swoje łapy.
- Co się tyczy Caldera... - zaczął, jednak zaraz urwał, bo co innego zwróciło jego uwagę. Gdy wysłuchiwał opowieści pozostałych rycerzy, na krótki moment zapomniał pilnie zerkać na Edgara - i to oczywiście miało swoje konsekwencje. Gdy tylko nestor Burke'ów odsunął swoje krzesło i ruszył do wyjścia, Craig już wiedział, że to się znów dzieje. Najwyraźniej pech zadziałał dziś w przypadku ich obojga, dolegliwości, których nabawili się w podziemiach banku znów dały o sobie znać, po raz kolejny uprzykrzając im życie - obojgu na raz. Przez ułamek sekundy zastanowił się, czy może jest to jakoś ze sobą powiązane, ale prędko odrzucił tę myśl. Rzadko obaj z kuzynem miewali te dolegliwości jednocześnie, a poza tym - miał teraz ważniejsze rzeczy na głowie.
- Wybaczcie na sekundę - prędko wstał od stołu, podążając za Edgarem. Dogonił kuzyna już przy drzwiach - nie zamierzał od razu nakłaniać go do powrotu, to nie miało by sensu. Pozostali więc w pewnym oddaleniu od pozostałych rycerzy, a Craig spojrzał kuzynowi prosto w oczy. Że też musiał przemawiać dziś do niego z porożem starczącym z czoła, Edgar już wcześniej przecież miał go za nieboszczyka i przywidzenie. Czy i tak będzie tym razem? - Edgarze, proszę cię. Zatrzymaj się. Czy potrzebujesz by przypomnieć ci, gdzie się znajdujesz oraz co tutaj obaj robimy? - odzywał się do niego szeptem, nie chcąc przeszkadzać pozostałym w dalszej konwersacji - oraz nie chcąc by go usłyszeli - chociaż spodziewał się, że najprawdopodobniej i tak będą przyciągać wzrok. Zachowanie Edgara było przecież bardzo nienaturalne. Nic jednak nie mogli poradzić na jego chwilowe zaniki pamięci. Każdy przetrawiał traumę po Gringotcie na inny sposób. - Kuzynie?


monster
When I look in the mirror
I know what I see
One with the demon, one with the beast
The animal in me
Craig Burke
Craig Burke
Zawód : Handlarz czarnomagicznymi przedmiotami, diler opium
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
If I die today, it won’t be so bad
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
OPCM : 7 +1
UROKI : 13 +3
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 32 +3
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3810-craig-maddox-burke https://www.morsmordre.net/t3814-blanche#70697 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t6332-skrytka-bankowa-nr-965#159559 https://www.morsmordre.net/t3842-craigowe#71823
Re: Większa sala boczna [odnośnik]04.05.21 10:10
Spotkanie się rozpoczęło, Deirdre z powagą słuchała wstępnych słów prowadzących i pierwszych wypowiedzi, czując, że narasta w niej dziwne drżenie. Chciała je zignorować, zagłuszyć, szybko więc odezwała się, by opowiedzieć o misji, której się podjęli. - Razem z Ramseyem dotarliśmy do Caleba Warringtona, wpływowego w swym specyficznym środowisku wilkołaka, który niegdyś pracował w Departamencie Tajemnic - podjęła chcąc kupić się znów na rzeczowych informacjach. - Dzięki doświadczeniu i zdolnościom Mulcibera udało się nam przekonać go do współpracy. Zdobyliśmy dla niego cenny egzemplarz księgi od znanego handlarza artefaktami, przy okazji zyskaliśmy też źródło ważnej wiedzy oraz materiałów do badań. O szczegółach odkrytej biblioteki opowie pewnie sam Ramsey - zamilkła, w końcu zwracając się w stronę Ramseya, by dać mu przestrzeń do szerszego opowiedzenia o ich misji. Gdy tylko to zrobiła, by skinięciem głowy oddać mu szacunek, poczuła, że zalewa ją fala gorąca. Tak silna, niepowstrzymana i wroga, że właściwie przestała zauważać, co się wokół niej dzieje. Do pomieszczenia wszedł Tristan, a ona nawet na sekundę nie zwróciła się w jego stronę: nozdrza czarownicy rozszerzyły się jak u nundu, które wyczuło zagrożenie lub zalaną krwią ofiarę. Zapach Ramseya, jego widok, jego głos; wszystko zdawało się ją prowokować, budzić niezrozumiałą, gwałtowną agresję - z biegiem czasu konsekwencje tego, co przeżyła w Locus Nihil, stawały się nieco łagodniejsze, ale zawsze zaskakiwały pojawieniem się. I pomimo świadomości, która nadchodziła później, w danym momencie Deirdre nie potrafiła nad sobą zapanować: tak, jakby eksplozja nienawiści była ceną za błogą obojętność chroniącą ją na co dzień. Mulciber, będący przecież przy samym ołtarzu, sam dzierżący jeden z kamieni, zdawał się działać na nią jeszcze mocniej, spalając do cna resztki zdrowego rozsądku. Oddychała płytko, prawie głucha na rozpoczynające się rozmowy, wpatrzona w twarz śmierciożercy z nienawiścią wykrzywiającą jej orientalne rysy. Gwałtowna zmiana nie mogła ujść jego uwadze, zresztą, sekundę później, nie dbając o trwające spotkanie, magiczny gniew musiał znaleźć ujście. - Ty podły, obrzydliwy, plugawy sadysto - wywarczała głosem nawet nie wibrującym, a trzęsącym się z odrazy zmieszanej z furią, gdy jedną dłonią wbijała w jego udo paznokcie, a drugą unosiła do uderzenia. Nie wiedziała, co nią kierowało; czy wspomnienia z ich przeszłości, ministerialnej niechęci, osiągającej epicentrum w upokarzającym spotkaniu w Wenus, czy też po prostu powód nie miał znaczenia - pragnęła go skrzywdzić, zranić, rozbić na kawałki. Zanim zdążyłby zareagować, rzuciła się na niego, wbijając paznokcie w pierś, a potem okładając go pięściami, popychając do tyłu, tak, że krzesło, na którym siedział gwałtownie przechyliło się do tyłu. Równowaga została zachwiana, runęli na podłogę, a Deirdre nie przestawała atakować - nieudolnie, słabo, w szaleńczej furii, która nie przepuszczała logicznej myśli o tym, by marnować czas sięgając po różdżkę - rzucając się na Mulcibera, by rozorać mu twarz paznokciami, by zacisnąć dłonie na szyi, by sprawić mu ból. Otrzeźwienie przyszło dopiero później, nie była nawet świadoma dlaczego. Zamarła, powoli z jej twarzy znikała nienaturalna wrogość, rysy łagodniały, źrenice powracały do normalnego rozmiaru, a dzika wściekłość zamieniała się w szok, ustępujący miejsca prawdziwemu lękowi. Co ona najlepszego zrobiła? Zdrętwiała, orientując się, że siedzi na mężczyźnie okrakiem, z dłonią uniesioną tuż nad nim, zatrzymaną sprawnym uchwytem za nadgarstek. Krew odpłynęła z jej twarzy. - Ja...to się nie powinno wydarzyć- powiedziała beznamiętnym, na wpół martwym tonem, mrugając zawzięcie. Czuła na sobie wzrok innych zgromadzonych, ale to myśli dwojga wyżej postawionych śmierciożerców przerażały ją najbardziej. Czy uznają ją za wariatkę? Powoli wstała z ziemi, spoglądając na Ramseya więcej niż przepraszająco. Peleryna czarownicy rozpięła, obnażając domową, białą szatę, rozchełstaną na piersi; szybko zapięła zewnętrzny materiał i poprawiła nerwowym - tak, widocznie nerwowym; nie panowała nawet nad takimi drobiazgami - gestem jeszcze mocniej rozczochrane włosy. Musiała się odezwać, wytłumaczyć, wyjaśnić, ale warczący głos dalej ją zawodził. - To się nie powinno wydarzyć, wybaczcie- wychrypiała tonem dalej drżącym od opadającej niexnośnie powoli furii. - Po Locus Nihil zdarzają mi się nagłe, bezpodstawne wybuchy agresji - dodała już prawie swoim, beznamiętnym, lodowatym tonem, oddychając gwałtownie, wpatrzona w Ramseya, jakby spodziewała się, że zaraz pozbawi ją głowy. Spróbowała się podnieść, wstać z przewróconego czarodzieja i wrócić na miejsce: nienawidziła zamętu, a właśnie wprowadziła go na spotkanie w najprymitywniejszy ze sposobów.

| ech, siła ataku pazurami na ramseya


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 45 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Większa sala boczna [odnośnik]04.05.21 10:10
The member 'Deirdre Mericourt' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 37
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Większa sala boczna - Page 20 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Większa sala boczna [odnośnik]04.05.21 13:24
W pomieszczeniu zbierali się kolejni rycerze, a Lyanna w głębi duszy odczuwała brak przy stole konkretnej osoby. Jak na ironię, podczas poprzedniego spotkania była poirytowana widokiem Theo budzącego w niej tak sprzeczne emocje. Teraz mogła być poirytowana tym, że tęskniła za nim. A sentymenty były słabością, odwracały uwagę od spraw ważniejszych. Niemniej jednak żałowała, że nie miała go już nigdy ujrzeć. Brakowało jej też w pewien sposób obecności Alpharda Blacka, miała świadomość, że nie zdążyła spłacić długu wdzięczności, który wobec niego miała, bo to między innymi dzięki niemu poznała prawdę o swoim pochodzeniu i mogła zacząć nowe, lepsze życie jako czarownica czystej krwi. Ale teraz właśnie tych dwóch rycerzy, których najbardziej z całego tego grona ceniła, już tu nie było.
Siedziała przy stole wyprostowana i beznamiętna, dobrze panując nad wyrazem twarzy i nie zdradzając żadnym drgnieniem mięśnia targających nią wewnątrz emocji. Okazywanie emocji otwarcie też było słabością i często dawało innym broń do ręki. Już wystarczyło, że podczas misji w Locus Nihil popełniła kilka błędów, jak wtedy, kiedy pozwoliła, by obcy byt przejął nad nią kontrolę i kierował jej poczynaniami. Do tego przyznawać się nie chciała. Jeśli zaś chodzi o pertraktacje z wilkołakami, nie miała okazji w nich uczestniczyć, więc nie miała o czym opowiadać i podczas tej części spotkania milczała.
Najchętniej w ogóle by się nie odzywała, poprzestając na słuchaniu innych, ale niestety nie mogła zamilknąć do końca spotkania, kiedy prowadzący spotkanie oczekiwali informacji o przebiegu wydarzeń w podziemiach Gringotta. Nie byli razem cały czas, w pewnym momencie podziemia rozdzieliły ich i prawdopodobnie każdy spotkał na swojej drodze inne przeszkody. Próbowała wydobyć z pamięci jakieś szczegóły, choć najmocniej z tamtego dnia pamiętała błysk zielonego światła i życie gasnące w oczach Theo. Czarny Pan nie był z nich w pełni zadowolony, bo gdyby był, Theo nie musiałby zginąć. Coś musiało pójść nie tak. Ale co wydarzyło się wcześniej? Składała to wszystko w całość w swojej pamięci, próbując umiejscowić poszczególne zdarzenia na osi czasu. Zanim jednak zdążyła się odezwać, by opowiedzieć o tym, co działo się po przekroczeniu bram Locus Nihil i rozdzieleniu z pozostałymi rycerzami, była świadkiem wyrośnięcia poroża na głowie Craiga Burke’a oraz dziwnego zdarzenia spowodowanego przez Deirdre, która rzuciła się na Ramseya. Wydawało się to zupełnie niepodobne do obrazu poważnej, statecznej czarownicy, ale Locus Nihil najwyraźniej odcisnęło piętno i na niej. Wszyscy zapłacili jakąś cenę za to, by wypełnić powierzone im zadanie. Ze swoim sprawozdaniem postanowiła jednak chwilę poczekać.
Lyanna Zabini
Lyanna Zabini
Zawód : łamaczka klątw i zaklinaczka
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5959-lyanna-zabini https://www.morsmordre.net/t5962-ceres https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f276-okolice-guildford-samotnia-nad-rzeka-wey https://www.morsmordre.net/t5963-skrytka-bankowa-nr-1488 https://www.morsmordre.net/t5964-lyanna-zabini
Re: Większa sala boczna [odnośnik]04.05.21 18:39
Wszyscy obecni zdawali się być już na miejscu. Ci, którzy mieli być, jak dość sucho podsumował we własnych myślach, zastanawiając się nad tym, czy rzeczywiście było i tak niewielu, czy tylko ponieśli duże straty w podziemiach banku. Poruszył się niespokojnie na zajmowanym miejscu. Każdy z biorących udział w wyprawie zapłacił jakąś cenę. Jedni ją poznali, inni, on sam, jeszcze nie. Początek października przyniósł nowe obowiązki, którym musiał poświęcać się równie mocno jak szpitalowi; kosztem czasu poświęcanego sobie.
Słuchał innych, tego, co mieli do powiedzenia. Rzeczy ważnych, ważniejszych, czasami mniej. Wszystkie jednak Zachary traktował równie istotnie. Każdej sprawie przysłuchiwał się z uwagą, jednocześnie starając się wyciągnąć z wypowiedzianych słów tak wiele, jak tylko się dało wykorzystać. Jeśli nie tutaj i teraz, to przy pomocy lojalnych mu szeptaczy. A ci okazało się wyjątkowo użyteczni i dzień za dniem wyposażali Shafiqa w coraz to nowsze informacje, plotki czy domysły. Poświęcał im czasu znacznie więcej niż zapewne od niego oczekiwano. Swoją rolą przejął się jednak dostatecznie mocno. Przyjął odpowiedzialne zadanie z rąk ojca, nestora i króla Egiptu. Nie przestał być tym, który w imieniu rodu poparł Czarnego Pana. Zyskawszy więcej dostępnych środków, pragnął wykorzystać je w słusznym celu.
Nie zdołał jednak wypowiedzieć choćby jednego słowa. Palce zdawały się sztywnieć nieco zbyt mocno niż ostatnio. Stawy piekły ostrzegawczo, jedynie pogłębiając dziwne odczucia Zachary'ego wobec dzisiejszego spotkania. Spoglądał na Śmierciożerców uważnie, wpierw odnotowując rogi wyrastające z czoła Craiga; chwilę później agresywny wyczyn Deirdre, ale szczególnie mocno zwrócił uwagę na Edgara; tak jak pozostali. Zachowanie nestora Burke'ów było specyficzne, jakby posiadał kłopoty z pamięcią. Czy się mylił? Nie wiedział, tak jak nie miał całkowitej pewności w postawionej diagnozie. Kontrolnie spojrzał w kierunku Elviry, chcąc jedynie dowiedzieć się, że dostrzegła to samo. Czy mieli z tego powodu mieć jakieś problemy w planowaniu kolejnych działań?




Once you cross the line
Zachary Shafiq
Zachary Shafiq
Zawód : Ordynator oddziału zatruć eliksiralnych i roślinnych, Wielki Wezyr rodu
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
I am an outsider
I don't care about

the in-crowd
OPCM : 21 +1
UROKI : 4 +2
ALCHEMIA : 8
UZDRAWIANIE : 26 +5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Większa sala boczna - Page 20 MaPFNWM
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5831-zachary-shafiq#137692 https://www.morsmordre.net/t5852-ammun#138411 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f145-wyspa-man-siedziba-rodu-shafiq https://www.morsmordre.net/t5866-skrytka-bankowa-nr-1444#138736 https://www.morsmordre.net/t5865-zachary-shafiq#138732
Re: Większa sala boczna [odnośnik]04.05.21 19:18
Smętnym spojrzeniem przesuwał spojrzeniem po zgromadzonych. Nie pozostawił go na dłużej ani na porożu lorda Burke'a, ani na poplątanej w prezencji madame Mericourt, czy też Niemcowi ze zwierzęciem. To było niegrzeczne. Wlepił więc oczy w blat stołu i splutł pod nim dłonie opierając je na kolanach.
Z opóźnieniem przesunął spojrzenie w stronę rozentuzjazmowanego Mancaira. Ciekawe, czy ten nadmiar pasji wyssał ze wszystkich innych. Ale dobrze, że to wszystko się zaczęło. Uniósł ciemne brwi słysząc lakoniczne i niedbałe sprawozdanie młodego lorda Mathieu. W normalnych okolicznościach by go tak nie raziło. W pewnym sensie lokaj był przyzwyczajony, że taki też był wspomniany lord. Ostatnie wydarzenia sprawiły, że był trochę bardziej przewrażliwiony, a i fakt, że to sprawozdanie dotyczyło i jego samego jeszcze bardziej go mierziło.
- Komplikacje miały uosobień trzech czarodziei. Jak się domyślam Zakonnicy. Musieli również dowiedzieć się o miejscu, które przyszło nam sprawdzić. Używali zwielokrotnienia Salvi Hexy i mieli człowieka, który poruszał sie nad całym terenem na miotle z góry. Nawigował pozostałych. Upierdliwa technika walki dała im przewagę. Gdy tylko sobie zdaliśmy z tego sprawę, że nie będziemy przechylić szali na naszą korzyść próbowaliśmy zburzyć kaplicę zagrzebując pod nią potencjalne wilkołaki - o ile w ogóle faktycznie się tam znajdowały. Ani zaklęcie, ani eliksir jednak nie zdał sukcesu. Byliśmy już zbyt osłabieni, a czarodziej poruszający się na miotle miał zbyt bystre oczy i zwinne ręce - Nie dławiło go ego. Był lokajem. Umiał przełknąć gorzki posmak porażki - Chciałbym zaopatrzyć się w Oko Ślepego by uniknąć podobnej sytuacji w przyszłości - ...i wyciągnąć z niej wnioski. Miał nadzieję, że zgromadzeni przy tym stole handlarze artefaktami będą wstanie mu zaoferować pewne źródło nabycia podobnego przedmiotu. Nie wspominał o działaniach w samym Londynie w których brał udział z samą Sigrun. Zastanawiał się przez chwilę, czy powinien powiedzieć coś więcej ale zaraz kompletnie zapomniał co. Za bardzo zaoferowało go dziwne zachowanie lorda Edgara i... jeszcze mniej normalne Mericourt... Siedział i oniemiały wpatrywał się jedną, a potem drugą scenę. Czy to będzie eskalować...?
Claude Cunningham
Claude Cunningham
Zawód : lokaj
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8368-budowa#243098 https://www.morsmordre.net/t8512-do-rak-wlasnych#248065 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t8595-claude-cunningham#252888
Re: Większa sala boczna [odnośnik]04.05.21 19:41
W ciszy spoglądał na Sigrun, czekając na jej reakcję czy jakiekolwiek słowa dające odpowiedź, czy powinien skupić na niej uwagę na dłużej. Doczekał się, chociaż nie brzmiało to w żaden sposób zadowalająco. Nie zamierzał jednak dopytywać, nikomu nie było to potrzebne do szczęścia.- Może kiedyś.- odparł jedynie, chociaż wcale nie zamierzał tracić na to czasu, teraz ani nigdy.
Milczał, gdy wszyscy się zbierali, chociaż spojrzenie błękitnych tęczówek prześlizgiwało się krótko po każdym, kto znajdował się w zasięgu wzroku. Nie odwracał się jednak specjalnie, bo im więcej było osób w środku, tym bardziej miał ochotę wpatrywać się w blat długiego stołu. Nienawidził tego dziwnego niepokoju, jaki przeżerał się przez wszelkie inne emocje. Spojrzał uważniej na Multon, gdy usiadła idealnie naprzeciwko niego. Uniósł lekko brew, niewypowiedziane pytanie zawisło w powietrzu, ale ani myślał ubierać je w słowa. Zwłaszcza że chwilę później ktoś inny przyciągnął jego uwagę i to na dłużej. Uśmiechnął się nikle na widok przyjaciela, mimo wszystko dobrze było zobaczyć go w tej sali. Widział niezadowolenie i urazę odbijającą się na twarzy szwaba, mógł się domyślić, jaką piękną wiązankę przekleństw usłyszałby, gdyby znajdowali się w innym towarzystwie. Wiedział również, co mogło mu się nie spodobać w tej chwili, ale cóż, nie zamierzał nic z tym zrobić. Później najwyżej wyciągnie go na szklaneczkę ognistej, by szybciej załagodzić sytuację. Kolejne osoby nie przykuwały jego uwagi, chociaż Burke z bujnym porożem to niespotykany widok, ale jakoś nie było do śmiechu. Odpowiadał jedynie na krótkie skinięcia w ramach przywitania, ale i z tym był oszczędny. Nawet fakt, że Mulciber usiadł prawie naprzeciw niego i niestety znajdował się praktycznie cały czas w zasięgu wzroku, nie wywołał reakcji. Skrzywił się dopiero na zaczepkę ze strony kuzyna, mimo że najwyraźniej darował sobie słowne docinki, nadrabiał w inny sposób. Rzucił mu krótkie spojrzenie, lecz ugryzł się w język. Nie dziś, ten jeden raz wolał być cicho.
Kiedy spotkanie się rozpoczęło, nie wyrywał się pierwszy do wyjaśnienia, jak przebiegło odnalezienie wilkołaka i samo przekonywanie do współpracy. Słuchał za to innych, a przynajmniej do chwili, gdy głos zabrała Multon. Obserwował ją z uwagą, a kiedy zamilkła nieco się zdziwił, że nie dokończyła.- Elphias Runcorn w istocie, ukrywał się na Little Skellig, a dokładnie pod latarnią morską i nie starał się za bardzo zacierać za sobą śladów. Mimo że dotarliśmy do niego niedługo po zakończonej pełni, okazał się dość hardy, aby próbować uciec i sprawiać trochę problemów. Jednak udało nam się z nim porozumieć i uświadomić, że możemy mu pomóc, jeśli wykaże wystarczająco dużo chęci współpracy.- uzupełnił wypowiedź blondynki. Ponownie zamilkł, nie mając nic więcej do powiedzenia. Dziwne zachowanie Edgara Burke i nagły atak Mericourt na Mulcibera, okazały się dość interesującym urozmaiceniem, naruszającym niezbyt przyjemną atmosferę. Zwłaszcza druga sytuacja zaciekawiła go, budząc cień rozbawienia, który mógł odbić się jedynie w jasnych oczach.


W głębokich dolinach zbiera się cień.
Ma barwę nocy…
lecz pachnie jak krew

Cillian Macnair
Cillian Macnair
Zawód : Łowca magicznych stworzeń, szmugler
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Krok wstecz to nie zmiana.
Krok wstecz to krok wstecz
OPCM : 20 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 11
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8529-cillian-macnair https://www.morsmordre.net/t8563-dante#249835 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f199-gloucestershire-okolice-cranham https://www.morsmordre.net/t8564-skrytka-bankowa-nr-2018#249854 https://www.morsmordre.net/t8557-cillian-macnair
Re: Większa sala boczna [odnośnik]04.05.21 23:13
Multon przywitała go słodko. Pewnie była z siebie dumna, wspinając się na wyżyny kłamstwa i własnej dumy, nie dając publicznie żadnego wyrazu niechęci, po tym co uczynił. Mógłby odpowiedzieć jej tym samym, ale nie chciało mu się strzępić dziś języka. Deirdre zajęła miejsce obok niego od razu kierując do jego ucha ciche i uszczypliwe słowa. Jego wzrok już wcześniej spoczął na Craigu. Obserwował go krótko, z niepewnością — czy tylko on to widział, czy wiedzieli oni wszyscy? Wydawało mu się to dostatecznie niedorzeczne, by nie pytać o to głośno. Jej słowa poniekąd go uspokoiły skwitował je więc uśmiechem, zupełnie jakby miał drwić z imponującego poroża samego Burke’a. W gruncie rzeczy to jak wyglądał nie było wcale śmieszne. Dawno nie widział nic równie dziwacznego. Zdawał sobie sprawę, że niektórzy mogli nie być tak odporni, a Burke z porożem prezentował się dla nich strasznie. Nie wyraził ani ulgi ani zadowolenia faktem, że pies został wyprowadzony. Wcale nie cierpiał na żadne uczulenia, zrobił to dla kaprysu, nie miał ochoty spędzać tu wieczoru w towarzystwie pchlarza, niezależnie od tego, czyj był — a jak się okazało, był pupilem Frieda. Nie miał nic do człowieka, właściwie gdyby mógłby go darzyć sympatią, gdyby w ogóle darzył nią kogokolwiek.
Kiedy Sigrun napomknęła o wspomnieniach z banku Gringotta, zerknął w jej kierunku, powstrzymując się ledwie przed westchnięciem. O tym, że miał problemy z pamięcią wiedzieli nieliczni, ale była przy tym, wiedziała, co się działo. Nim się jednak odezwał, głos zabrał Schmidt, obrócił głowę w jego kierunku, rękę opierając na podłokietniku, a na dłoni brodę, którą palcami pogładził powoli, w zamyśleniu. Schwytanie Macmillana brzmiało dobrze, wróżył mu sukces, jeśli się powiedzie. Friedrich był zdolnym, zaufanym czarodziejem, doskonałym łowcą. Nie powinien mieć najmniejszych trudności ze schwytaniem i uporaniem się z terrorystą, kiedy już ich drogi się zejdą.
Nestor Burke wstał nagle, niespodziewanie z miejsca i ruszył w stronę drzwi. Nie odezwał się, powiódł tylko wzrokiem za Craigiem i kołyszącym się na jego głowie porożem.
— W biblioteczce Xenophiliusa Morgana znajduje się wiele interesujących pozycji czarnomagicznych. Także rzadkich. Tajemnice Najczarniejszej Magii, Sonety Czarnoksiężnika — Kącik ust mu drgnął. — Pierwsze wydanie. Gromadził także inne artefakty, Drew mógłby rzucić na nie okiem i oszacować ich wartość. — Nie chciał się nad tym rozwodzić zbyt obszernie. — Caleb Warrington zgodził się nas poprzeć, ale teraz czekać go będzie tylko śmierć. — Pertraktacje z wilkołakiem były obrzydliwe. Być może nie dał z siebie wszystkiego, może mógł zyskać pewność, że stanie po ich stronie i wesprze ich sprawę, ale nie postarał się tak, jak powinien. Wyjątkowo nie w smak było mu bratanie się z tymi potworami. Rozkaz był jednak rozkazem, który wykonał. Zamierzał dodać coś jeszcze na temat tego co widział w podziemiach zimeriusowanego handlarza artefaktami, ale przerwał mu ostry, cierpki głos Deirdre. Przerwał, spoglądając na nią, dostrzegając w niej zmianę — nagłą, niespodziewaną. WYjątkowo zaskakującą. Mając ją po swojej lewej stronie z łatwością uniósł lewą dłoń, broniąc się przed jej pierwszym atakiem. Nie spodziewał się kolejnego. Lodowate spojrzenie odbiło się od zwierciadła jej oczu, kiedy się na niego rzuciła z wściekłością, zwalając go z krzesła jak dzika bestia. Usiadła na nim — nie bacząc na powagę sytuacji, miejsce, ilość zgromadzonych osób. O ile jej słowa połechtały go przyjemnie, będąc dla niego najsłodszym z komplementów, tak jej furiackie zachowanie na moment zbiło z pantałyku. Jej ostre paznokcie podrapały mu twarz. Nie bronił się w pierwszej chwili, dopiero kiedy szkarłatna szrama przyozdobiła jasny policzek złapał ją za nadgarstki i podniósł do pozycji siedzącej, zbliżając do niej.
— Jeśli stęskniłaś się za tym mogłaś po prostu mi to powiedzieć przed wejściem — warknął nieprzyjemnie i puścił ją tylko po to, by złapać ją lewą ręką za włosy, kiedy próbowała się z niego podnieść, wstać. Nie, nie tak szybko. Nie uciekaj ode mnie, Deirdre. Nie w ten sposób. Zacisnął pięść na czarnych kudłach, odchylił jej głowę do tyłu. Miał gdzieś jej tłumaczenia, jej zdezorientowanie. Jego twarz, nawet jeśli przeć chwilę wyrażała zaskoczenie, znów była niemalże obojętna, tak samo pozbawiona wyrazu, jak jej. Wstał razem z nią, trzymając ją wciąż za włosy. Zdawało mu się, że znaleźli już przez ostatnich parę lat tę nić porozumienia, by teraz, w tej jednej chwili ją utracić. W tak głupi sposób, wiedział, że nad sobą nie panowała. Puścił ją agresywnym, odpychającym ruchem, prawą dłoń jednocześnie unosząc do własnego policzka, by opuszkiem środkowego palca, powoli przesunąć po skórze i zgarnąć jedną jedyną kroplę krwi, która zebrała się na świeżej ranie. Wytarł ją, pocierając o siebie palce i spojrzał na Mericourt. Locus Nihil. Wiedział doskonale, że to właśnie kamienie były problemem, odpowiadały za to wszystko. — Siadaj — odezwał się do śmierciożesrczyni tonem nieznoszącym sprzeciwu, unosząc na nią wzrok ponownie. Powinien jej wybaczyć ten bestialski atak na siebie. Gdyby nie fakt, że wokół było tyle par oczu nawet by się tym nie przejął. Może zakończyłoby się to inaczej. Wcale nie pozwoliłby jej wstać. Wcale nie patrzyłby jak zapina robświechtaną białą sukienkę, tylko zrobił to, co wiele lat temu. Wziął sobie to, na co miał ochotę.

| rzucam na wizję k100; chciałabym pod 1 zobaczyć ten wątek;



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Większa sala boczna - Page 20 966c10c89e0184b0eef076dce7f1f36cfb5daf71
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Większa sala boczna [odnośnik]04.05.21 23:13
The member 'Ramsey Mulciber' has done the following action : Rzut kością


#1 'k100' : 74

--------------------------------

#2 'k6' : 1
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Większa sala boczna - Page 20 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Większa sala boczna [odnośnik]06.05.21 0:33
Kiedy Sigrun przemówiła nie spoglądałem na nią, natomiast wodziłem wzrokiem od jednego czarodzieja do drugiego pragnąc wywnioskować, jak miewali się po trudach w podziemiach Gringotta. Zapewne nie tylko ja przywyknąłem już do tego, iż nikt w tym towarzystwie nie był nader wylewny, dlatego skupiłem się na wyrazie twarzy, gestykulacji oraz ogólnym stanie każdego z obecnych. Należało wspomnieć o śmierci Alpharda, jednak czas żałoby i zadumy już dawno minął. Każdy, kto tylko chciał, miał okazję pożegnać go na uroczystości pogrzebowej i choć jego oddanie sprawie było niepodważalne, wiedział jak wielkie podejmował ryzyko. Podobnie jak młodszy stażem Wilkes.
Dopiero w chwili, gdy głos zabrał ten bufon Mathieu, powędrowałem w jego kierunku znużonym wzrokiem. Naprawdę nie miałem ochoty nawet na niego patrzeć, podobnie jak na kuzyna, od którego zalatywało tanią wodą kolońską. Smród jak cholera. Nie mógł usiąść obok kogoś innego?
-Komplikacje?- dopytałem wyjątkowo skromnego w słowach Rosiera. Nim jednak usłyszałem od niego odpowiedź, Claude rozjaśnił nieco sytuację. -Skąd przypuszczenia, że byli to członkowie Zakonu Feniksa? Rozpoznałeś kogoś?- wizerunki niektórych wrogów były powszechnie znane, co potwierdziłoby tożsamość przeciwnika. -Macie jakieś podejrzenia, co do powodu ich przybycia w okolice Kaplicy?- może wcześniej coś słyszeli lub pozostali po pojedynku w ukryciu, aby przyjrzeć się ich dalszym poczynaniom. Opcji było wiele. Istotnym było zagłębienie się w tę kwestię, albowiem wątpiłem, żeby ich pojawienie się było przypadkowe.
-Zadbaliście o to, aby nikomu więcej o wilkołakach i spotkaniu z wami nie opowiedział?- rzuciłem kolejne pytanie, zaraz po tym jak Friedrich przybliżył sukces. Wykonał wraz z Iriną kawał dobrej roboty, lecz tego z pewnością był świadom. -Liczymy zatem na dobre wieści z Kent. Każdorazowe wytępienie buntowników, nim wypełzną z gniazda, podkopuje w ich szeregach pewność siebie- skinąłem mu głową doceniając wkład oraz zaangażowanie. Potrzebowaliśmy ludzi jego pokroju. Sposobność na schwytanie Macmillana również nie umknęło mej uwadze, ale wolałem nie chwalić słońca przed jego zachodem. -Załatwisz to sam, czy potrzebujesz wsparcia?- dopytałem gwoli  ścisłości. Wizja stracenia tego łajdaka, człowieka mającego czelność wyjść naprzeciw Czarnemu Panu w Stonehenge, z pewnością ucieszyłaby opinię publiczną.
Wsłuchałem się w słowa Elviry, a następnie niechętnie przeniosłem wzrok na kuzyna, który miał dokończyć raport z misji. Kolejny sukces cieszył, jednak było ich nader mało, aby osiągnąć zamierzony cel. Słowa Tristana mogły pomóc znaleźć przyczynę jednego z niepowodzeń, choć doskonale wiedziałem, że nie tylko działań Blacka w tym wszystkim zabrakło. -Hella oraz Belvina nie sprostały wyzwaniu. Jako, że ta druga zjawiła się w kręgu sojuszników za moją sprawą, osobiście się z nią rozmówię- powiedziałem spoglądając w kierunku siedzącego naprzeciw Tristana, po czym z szacunkiem skinąłem mu głową. Jak zawsze dobrze ubrany, potrafiący skupić wszystkich uwagę; poczułem przypływ palącej zazdrości, lecz opanowałem grymas.
Streszczenie działań, jakich podjęliśmy się wspólnie z Craigiem oraz Sigrun nie wymagały nic do dodania. Ludo był bezsprzecznie po naszej stronie, a jego motywy nie miały większego znaczenia. Ciekaw byłem jednak nieobecności Caldera, bowiem mając okazję walczyć z nim ramię w ramię oraz tworzyć runiczny krąg, wiedziałem, że był cenną jednostką. Nim jednak Burke zdążył go wytłumaczyć Edgar wstał od stołu. Co to miało znaczyć? -Czyżby lordowski tyłek uznał, że krzesła są mało wygodne? Czy może po prostu lorda nudzimy?- burknąłem układając dłoń na stole i zacząłem wybijać palcami tylko sobie znany rytm. Już wcześniej widziałem, że był nieobecny, ale nie posądziłbym go o opuszczenie murów Białej Wywerny bez żadnego, sensownego uzasadnienia. Ponadto nie udzielił odpowiedzi Sigrun, najzwyczajniej w świecie ją zignorował i dopiero ta myśl zmusiła mnie do spojrzenia na sprawę z innej perspektywy. Stracił rozum w podziemiach? Byłem jednak zbyt dumny, aby jakkolwiek zweryfikować swą zaczepkę, która i tak była wyjątkowo delikatna. Powiedziałbym to nawet znając sytuację, a raczej ten Drew by to zrobił.
Słyszałem pytania Craiga, jednakże przeniosłem spojrzenie na Deirdre, albowiem to co miała do powiedzenia było istotniejsze, niżeli tłumaczenie Edgarowi, z jakiego powodu znalazł się w tym miejscu. Byłem przekonany, że im się powiodło, nawet przez moment nie miałem wątpliwości. -Tak zrobię- odparłem, w chwili gdy Ramsey wspomniał o oszacowaniu wartości artefaktów. Nawet jeśli jego słowa nie były podszyte koniecznością, to nie wyobrażałem sobie ich zignorować.
Wydawałoby się, że już nic dziwnego dzisiejszego wieczora nie mogło się wydarzyć, a jednak po raz kolejny przyszło mi wygiąć twarz w niezrozumieniu. Płynąca nienawiść z ust Śmierciożerczyni przerodziła się w napad szału, furii o jaką bym ją nigdy nie podejrzewał. Na pozór stonowana – ileż razy stawiała mnie do pionu – poważna i skromna w wyrażaniu emocji, pokazała swą drugą twarz, stronę wykreowaną przez wpływ kamieni. Cholernego Locus Nihil. Czułem, że źródło problemu leżało właśnie w nim, a potężna magia odcisnęła trwałe piętno. Mimo to obserwując jak krzesło runęło, a wraz z nim dwójka popleczników Czarnego Pana, wygiąłem wargi w szerokim uśmiechu, naprawdę to było zabawne. -Przygotowalibyśmy jakieś przekąski, gdybyśmy wiedzieli, że odwiedzi nas cyrk- rzuciłem sięgając dłonią po wypełnione po brzegi szkło i upiłem spory łyk ognistej. Tłumaczenia Deirdre były zasadne oraz prawdziwe, byłem tego pewien, w końcu sam borykałem się z konsekwencjami.
Ramsey zdawał się wyrazić jasno i byłem mu za to wdzięczny, albowiem sam nie odezwałbym się w podobny sposób do kobiety. Respektowałem jej wyższą pozycję. -Myślę, że to odpowiednia pora na rozwinięcie tematu wyprawy do Podziemi Gringotta- zacząłem spokojnym tonem. Sigrun poprosiła o to wcześniej, ale prym wiódł temat wilkołaków. -Zapewne każdy z nas miewał wizje, wykazywał nietypowe zachowania, jednakże jest coś, co szczególnie wzbudziło waszą uwagę?- sprecyzowałem. Patrząc na to wszystko z perspektywy czasu nietrudno było wywnioskować, że za te wszystkie dziwactwa odpowiadała moc kamieni, albo samego Locus Nihil. -Odczuwacie jakieś konsekwencje do dziś?- niechętnie zadałem to pytanie, ale w końcu musiało ono paść, bowiem w pewnym sensie mogliśmy stanowić zagrożenie dla samych siebie.
Po wcześniejszej relacji Elviry wiedziałem, że Mulciber mocno odczuł działanie magii, dlatego powędrowałem wzrokiem w jego kierunku. Nie wiedziałem, czy zdecyduje się odpowiedzieć, jednakże liczyłem, że jeśli tak, to zaprzeczy. Mężczyzna był jednak zupełnie nieobecny, przez moment zwątpiłem i zacisnąłem mocniej palce na szkle. Nie miałem bladego pojęcia, co właśnie się działo – czyżby zachciał zaprezentować nam te skutki? Uniosłem wysoko brwi obserwując białka zamiast tęczówek, a także głowę wolno przechylającą się ku tyłowi. Deirdre spuściła mu taki łomot, że stracił przytomność? Przeniosłem pytające spojrzenie na Sigrun; zapowiadał się naprawdę długi wieczór.




The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair
Re: Większa sala boczna [odnośnik]07.05.21 22:18
Zamiast na Alpharda patrzyła jak Schmidt wyprowadza z sali psa, skupiła się na tym jak posłusznie stąpał tuż obok nogi właściciela i linii pyska, był wzorowym przedstawicielem swojej rasy - zapomnieć o Blacku jednak nie potrafiła, zwłaszcza, że pojawił się w niepożądanym momencie. Obrady Rycerzy Walpurgii były najmniej odpowiednią chwilą na halucynacje, co powtarzała sobie w duchu uparcie.
- Doskonale, Schmidt. Naprawdę dobrze spisałeś się w ostatnich miesiącach, Londyn stał się dzięki temu o wiele czystszym miejscem, oby tak dalej - odparła na słowa Austriaka. Friedrich wykazał się gorliwym zaangażowaniem w swą pracę, która przynosiła duże kości Rycerzom Walpurgii - to zasługiwało na pochwałę.
Skupiła wzrok na Elvirze, gdy odezwała się, zaczynając opowiadać o podjętych pertraktacjach z wilkołakami. Wysłuchała jej w milczeniu, z beznamiętną miną, po czym uwagę przeniosła na swojego kuzyna, Cilliana. Współczuła mu, że musiał użerać się z tą dziewuchą, lecz na całe szczęście na nim można było polegać, z pewnością zadbał, by oboje dołożyli wszelkich starań. Skinęła głową.
Opowieść Mathieu, uzupełnioną przez Claude, o kilku godzinach spędzonych przy kaplicy, znała już mniej więcej ze słów Caelana, rozmawiała z nim wcześniej, w cztery oczy. Wiedziała, że zrobili wszystko, co w ich mocy, musieli jednak przełknąć gorycz porażki. Bywało i tak, zwłaszcza, gdy ich wróg miał wśród swoich utalentowanych i silnych czarodziejów - musieli to przyznać szczerze. Ona także była jednak ciekawa, czy naprawdę był to Zakon Feniksa? Drew zwerbalizował pytanie jakie jej samej cisnęło się na usta.
Alphard spojrzał wymownie na Tristana, przewracając oczyma, gdy Rosier stwierdził, że zabrakło jego działań. Sigrun wiedziała, że miał działać wspólnie z siostrą Śmierciozercy, Melisande, lecz jako młoda dziewczyna, dama, nie mogła uczynić tego sama. Rosier z pewnością nie dopuściłby, by z winy jego krewnej zawiedli Czarnego Pana - odpowiedzialność za to ponosił Black. Blondynka zacisnęła jedynie usta, skinąwszy głową, skupiając się na kolejnych słowach. Wilkołak, którego odnalazł dzięki Wendelinie Selwyn, byłby głupcem, gdyby odmówił komuś takiemu jak Rosier.
- Mogę pomóc zabezpieczyć tę fortecę, jeśli zajdzie taka potrzeba - zaoferowała się, gdy z odpowiedzią na potrzebę Schmidta natychmiast pojawił się Tristan. Jej granice sadystycznej brutalności były tak samo daleko wysunięte jak i szmalcownika, miała wiec pewność, że w kwestii tej dojdą do pełnego porozumienia.
Westchnęła ciężko, kiedy Drew wspomniał o Helli Borgin i Belvinie Blythe. Czuła się niemal osobiście odpowiedzialna za tę porażkę. To ona pozwoliła, aby Hella znalazła się wśród nich. Miała krewną za mądrzejszą czarownicę. Tymczasem okazała się kompletną idiotką i to było mało powiedziane. Nigdy nie powinna wyruszyć z nimi ani do Gringotta, ani nie należało jej powierzyć pertraktacji z wilkołakami.
- Ukaraniem Helli zajmę się osobiście - powiedziała Sigrun, cedząc twardo każdą głoskę, a palce jej lewej dłoni zacisnęły się w pięść. Rysy twarzy na chwilę stężały. Borgin ją zawiodła - szczególnie w podziemiach Banku Gringotta.
Craig opowiedział innym o misji, jaką przyszło im wypełnić przed kilkoma tygodniami, mówiąc właściwie wszystko, co należało przekazać.
- Nie okazał się głupcem, obiecał wsparcie - uzupełniła jedynie. Pozostawili mu wszak czas na zastanowienie, miał się z nimi skontaktować, uczynił to. Wszyscy, jakich zdołali jednak wymienić, to było stanowczo za mało.
Deirdre i Ramsey nie zawiedli, tego była więcej niż pewna; dwójka Śmierciożerców wywiązała się z powierzonego zadania więcej, niż dobrze. Sigrun wydawała się zaintrygowana, kiedy Mulciber wspomniał o Sonetach Czarnoksiężnika - sama chciałaby je przejrzeć, skoro zawierały kolejne sekrety najczarniejszej magii. Nieustannie pragnęła więcej.
- Edgarze, usiądź, jeszcze nie skończyliśmy - wyrzekła beznamiętnie, w przeciwieństwie do Drew, który zabrzmiał dziwnie kąśliwie. Spojrzała na niego z ukosa. Sigrun była przy tym jak Edgar dotknął gołą dłonią innego kamienia, potrzebnego, aby zdobyć Locus Nihil - konsekwencje tego mogły dotykać go do dziś, dlatego w jej oczach nie było takiej przygany. Edgar Burke nigdy dotąd nie zawiódł Czarnego Pana, był mu wierny.
Rookwood, zaskoczona, choć może mniej niż inni, przeniosła wzrok na Deirdre, która nagle, ni stąd, ni zowąd rzuciła się na siedzącego obok Ramseya, obrzucając go obelgą (czy aby na pewno? właściwie to była szczera prawda...) i wbijając paznokcie w jego policzek. Podobne zachowanie było do niej absolutnie niepodobne - Tsagairt zawsze wyróżniała się opanowaniem, zimną krwią, nie poddawała się emocjom. Przywodziła Sigrun na myśl posąg wykuty z kamienia, bez uczuć i namiętności, tymczasem wściekłość malowała się na jej twarzy i płonęła w czarnych oczach. Tak jak wtedy, gdy rzuciła się na nią samą w Skale, ciągnąc za włosy i obarczając winą za śmierć Alpharda. Od razu pomyślała, że to może mieć z tym związek, dlatego nie drgnęła, przyglądała się temu w milczeniu - Mulciber poradził sobie sam. Brutalnie i bezwzględnie, zaznaczając swoją pozycję, którą Deirdre musiała uszanować, mimo że potraktował ją jak małą dziewczynkę usadzając na miejscu. Nie powinna była się w to wtrącać i nie zamierzała, ale Macnair najwyraźniej chciał jeszcze bardziej podgrzać atmosferę.
- Wyczarować ci buty i nos klauna? - spytała Drew retorycznie. Zawsze ceniła jego poczucie humoru i śmiała się z jego dowcipów, lecz teraz to nie był czas i miejsce na to. Powinni byli skupić się na tym, co ważne. - Uspokójmy się wszyscy - wyrzekła tylko - choć te słowa zabrzmiały w uszach samej Rookwood wyjątkowo dziwne.
- Zadałam pytanie - chcielibyśmy usłyszeć raporty z tego co działo się w podziemiach Gringotta. Edgarze, Zachary? Lyanno? Alphardzie? - wyrzekła zirytowanym tonem. Nie oczekiwała ich od Śmierciożerców, zwłaszcza od Mulcibera, który mało co pamiętał, a od Rycerzy - każdy z wymienionych znalazł się gdzieś indziej. Powiodła spojrzeniem od lorda Burke, stojącego wciąż przy drzwiach, poprzez lorda Shafiq, który mógł uzupełnić jego opowieść, później spojrzała na Lyannę i Alpharda, siedzącego obok Tristana. Na nim zawiesiła spojrzenie na dłużej, a gdy uświadomiła sobie co właśnie powiedziała pobladła i wypaliła. - Claude? Możesz o tym opowiedzieć?
Powinni byli też wiedzieć, czy mogą na sobie wzajemnie polegać i na jakie siły mieli mierzyć swoje zamiary. Wnet jednak uwagę od niej i Alpharda mógł odciągnąć Mulciber, którego oczy obróciły się tak, że widzieli jedynie jego białka.
- Ramsey? - spytała z niepokojem. Czy to Deirdre rzuciła na niego coś pod stołem? Nie, to nie było możliwe - może i dręczyła ją wciąż czarna magia Locus Nihil, lecz nie była głupią czarownicą, by świadomie atakować wyższego rangą Śmierciożercę. - Multon, rusz się, sprawdź jego puls. Tylko nie obwieszczaj zgonu za wcześnie - poleciła uzdrowicielce, która siedziała wszak tuż obok. Nie potrafiła sobie jednocześnie odmówić drobnej kąśliwości. - Możemy kontynuować? - upewniła się, gdy było po wszystkim. Dopiero po chwili wznowiła dyskusję. - Londyn stał się w pełni pod naszą kontrolą, dzięki wspólnym wysiłkom, to nasz sukces. Londyn to jednak za mało. Jak już pewnie słyszeliście - z inicjatywy rudego zdrajcy krwi Prewetta powstał jakiś... dziwny sojusz hrabstw na południu kraju. Niektóre rodziny zdradzają wciąż własną krew, a dzięki temu i buntownicy wciąż pozostają, niestety, silni. Nie możemy więc osiąść na laurach, musimy uderzać coraz dalej, mocniej, brutalniej. Większość rodów, jak rozumiem, obiecała wsparcie Ministerstwu Magii, nie mylę się, Tristanie? - Sigrun zawiesiła spojrzenie na lordzie Rosier, który z pewnością o wiele lepiej orientował się w zawiłościach polityki i mógł opowiedzieć o tym o wiele więcej - na kogo mogli liczyć, do kogo się zwrócić. - Pytanie brzmi - czy powinniśmy wzmocnić granice hrabstw, nad którymi pieczę sprawują rody wierne tradycjom, czy wyniszczyć południe? Odciąć ich od wszelkich zasobów? Jakieś pomysły, propozycje? - spytała Sigrun, licząc, że zachęci to zebranych do zajęcia głosu, podzielenia się jakąś ideą, po to wszak się tu zebrali. - Nie powinniśmy też zapominać o tym, by nawet ci czarodzieje, którzy mieszkają na półwyspie kornwalijskim nabrali przekonania, że Zakon Feniksa to strona przegrana i zagraża ich spokojowi, bezpieczeństwu. Wszyscy powinni tak myśleć.
O tym, że musieli zadbać o odpowiednią propagandę mówili już na ostatnim spotkaniu.


| czas na odpis 48h


She's lost control
again
Sigrun Rookwood
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am

r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
i n s a n e
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t5310-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/t5379-astrid#121534 https://www.morsmordre.net/t12476-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/f100-harrogate-skala https://www.morsmordre.net/t5380-skrytka-bankowa-nr-1330#121543 https://www.morsmordre.net/t5381-sigrun-n-rookwood#121544
Re: Większa sala boczna [odnośnik]08.05.21 11:24
Nie sądził, aby opisywanie całego przebiegu sytuacji, która miała miejsce w kapliczce, miało jakikolwiek większy sens. Komplikacje były ogólnym pojęciem, ale nie sądził, aby ktokolwiek z nich podejrzewał, że zwyczajowo upili się i do kapliczki nie dotarli… sprawa była oczywista, szczególnie w momencie kiedy sytuacja w Anglii była skomplikowana. Uniósł brew, patrząc na Drew, który najwyraźniej miał jakiś problem. Claude, rozjaśnił całą sytuację, dobrze, że nie musieli spowiadać się z kolejności rzucanych zaklęć i przyjmowanych obrażeń. Nie powiodło się, zrobili co mogli i tyle. Nie za każdym razem dopisywało im szczęście, ale może niektórym zawsze wszystko wychodziło.
- Nie mamy pewności, że to Zakon, bynajmniej ja nie rozpoznałem nikogo wśród nich. Równie dobrze mogli to być poszukiwacze przygód, skuszeni historiami o Kaplicy. – powiedział, kierując swoje słowa do Drew. Nie mogli stwierdzić tego jednoznacznie, nie mieli przecież szat przyozdobionych napisem „Zakon Feniksa”, nie nosili też żadnych specjalnych szarf. Mogli się jedynie domyślać, że podobnie jak oni postanowili przeważyć szalę na swoją stronę i sprawdzić trop. Sytuacja była dynamiczna.
Friedrich wspomniał o zadaniu, które Mathieu mu powierzył. Działania były oczywiste, szczególnie, że bunt uderzał w Kent i Rezerwat, a skoro wszyscy jednomyślnie popierali nową politykę, musieli również działać w celu utrzymania nowego porządku. – Postanowiłem sprawdzić plotki, które docierały do mnie w Rezerwacie, odnośnie osób, które publicznie opowiadają się po naszej stronie, a w rzeczywistości pomagają szlamom. Dlatego zleciłem Friedrichowi, aby je odnalazł. – wyjaśnił, aby rozwinąć temat rozpoczęty przez Schmidta. – Nie możemy pozwolić na bunt, dlatego chcę działać szybko i sprawnie, a odpowiedzialnych za ten proceder ukarać w odpowiedni sposób. – dopowiedział jeszcze. Oczywiście, że zamierzał doprowadzić tą sprawę do końca i jasno dać do zrozumienia wszystkim krzywoprzysięzcą, że każdy atak z ich strony będzie spotykał się z reakcją, skuteczną i szybką. Przygotowanie się do tego wymagało jednak odrobiny czasu, a uważając na słabą formę Mathieu po wydarzeniach z Bezimiennej Wyspy, sytuacja nie była dla niego korzystna.
- Locus Nihil wpłynęło chyba na każdego… Zanim rzuciłem Veritas Claro był moment, w którym nie wiedziałem po co tam jestem i jaki jest cel tego wszystkiego. Później nie odczuwałem już żadnych efektów. – odpowiedział na pytanie Drew o Gringotta, ciekawe był czy inni mieli jakieś długofalowe efekty i od czego one zależały tak w zasadzie.
Wysłuchiwał słów każdego. Podjęli działania i wiedzieli co powinno robić. Każdy tutaj czuł się zobowiązany do zrobienia czegoś dla większej sprawy. Nie wszystko było ogromnym sukcesem, ale z porażek można nauczyć się całkiem sporo. Miał nadzieję, że wszystko w jego sprawach przebiegnie pomyślnie i kiedy spotkają się ponownie będzie mógł opowiedzieć o efektach, które udało mu się osiągnąć. Nie znał się zbyt mocno na strategii, ale słowa Sigrun, sugerujące umocnienie granic hrabstw o różnych poglądach i całkowite odcięcie zasobów, były całkiem sensowne. W zasadzie powinni jego zdaniem rozważyć tą możliwość.
- Odpowiednio przygotowana i zorganizowana flota mogłaby odciąć im przyjmowanie dostaw i możliwość ucieczki, od strony Morza Celtyckiego i Kanału. – powiedział po chwili namysłu. Sądził, że te decyzje powinni jednak podejmować Ci, którzy posiadali większą strategiczną wiedzę i mogli powiedzieć dużo, dużo więcej na ten temat. Flota morska to sensowne rozwiązanie, aby zabezpieczyć obszary wodne wokół Kornwalii. – Z pewnością są wokół wyspy, które mogłyby posłużyć za punkty kontrolne dla nas. Z Tristanem w połowie października udało nam się przejąć wpływy na Bezimiennej Wyspie, to odpowiedni punkt strategiczny i kontrolny. – dopowiedział po chwili, nie patrząc w stronę kuzyna. Do tej pory odczuwał nieprzyjemne skutki tamtej wyprawy, ale było warto.



Mathieu Rosier


The last enemy
that shall be destroyed is

death
Mathieu Rosier
Mathieu Rosier
Zawód : Arystokrata, opiekun smoków
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Here’s the misery that knows no end
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
To, że milczę, nie znaczy, że nie mam nic do powiedzenia.
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7310-mathieu-rosier https://www.morsmordre.net/t7326-ehecatl https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t7421-skrytka-bankowa-nr-1782#202976 https://www.morsmordre.net/t7339-mathieu-rosier
Re: Większa sala boczna [odnośnik]08.05.21 12:59
Nie mieli powodu do wstydu, powierzona im w sierpniu misja przebiegła bez większych zakłóceń, udało jej się też utrzymać stały kontakt z Runcornem, dopełniając swojej obietnicy oferowania mu od czasu do czasu uzdrowicielskiej pomocy. Pozwoliła Cillianowi dokończyć opowieść, ponieważ była ona efektem ich wspólnego wysiłku - może gdyby mieli opowiedzieć o tym podczas wrześniowego spotkania, nie byłaby tak uprzejma, ale połączyła ich nić sympatii, pomagał jej więcej niż raz - nie zamierzała stawiać go w złym świetle. Z zainteresowaniem wysłuchiwała relacji pozostałych Rycerzy, podpierając brodę na nowo odtworzonej dłoni. Nikomu nie wtrącała się w słowo, nie miała nic do dodania; uniosła tylko z powątpiewaniem brew, gdy nestor rodu Burke'ów zdecydował się opuścić ich towarzystwo. Craig pobiegł za nim, a jej pozostało tylko domniemywać, że dziwaczne zachowanie było jakąś pozostałością wyprawy do Gringotta. Elvira czuła się dziś wyjątkowo dobrze, nietrapiona halucynacjami lub wyjątkowo perfidnymi koszmarami nocnymi. Tym bardziej obserwowanie ich wszystkich, niepewnych i rozchwianych, okazało się wyjątkowo fascynującym doświadczeniem.
Do czasu, aż do wybuchu chaosu nie doszło w jej bezpośredniej bliskości. Odważne słowa wybrzmiały z ust Deirdre, skierowała je do Ramseya - iskierka przyjemności nie umniejszała zaskoczeniu, jakie odczuła Elvira, gdy elegancka śmierciożerczyni rzuciła się na Mulcibera z pazurami. Czyżby uczynił jej coś pod stołem? Pozwolił dłoniom zabłądzić w nieodpowiednie rejony? Och, zgadzała się ze wszystkim, co powiedziała, był parszywym sadystą, ale środek spotkania nie był chwilą na wymierzanie sprawiedliwości, a już bez wątpienia na tarzanie się po ziemi. Odsunęła się instynktownie wraz z krzesłem, gdy dwójka czarodziejów wylądowała na podłodze - rzuciła przy tym długie spojrzenie Cillianowi, z ledwością powstrzymując się przed wymownym uśmiechem. Och, ludzie.
Dopiero, gdy Azjatka wstała, doprowadziła się do porządku i wytłumaczyła sytuację, Elvira przypomniała sobie o wybuchu agresji, którego celem stała się podczas niezapowiedzianej wizyty w domu śmierciożerczyni. Ramsey zasługiwał na tę wściekłość niepomiernie bardziej, ale zamiast epatować satysfakcją, Elvira zastanawiała się, ile jeszcze musi się wydarzyć, aby to spotkanie zamieniło się w piekło.
Westchnęła w milczeniu, kiedy Drew pozwolił sobie niewybrednie skomentować całą sytuację. Od niedawna bywał nie do wytrzymania, ale ostatnim, czego by się po nim spodziewała, była drwina z innych śmierciożerców. Istniała przecież hierarchia, zasada wzajemnego szacunku. W chwilach takich, jak te, Elvira okazywała go nawet wobec Rookwood, choć miała chęć kopnąć ją pod stołem, gdy odważyła się pociągnąć tę dziecinadę. Merlinie.
- Alphardzie - powtórzyła za nią cicho, na tyle cicho, by usłyszeli ją tylko najbliżsi sąsiedzi, a potem na krótki moment przyłożyła kciuk do nasady nosa.
Przez to nie zauważyła niepokojącego stanu Mulcibera, dopóki Rookwood nie zwróciła jej uwagi. Nie miała nawet chęci odpyskować, skupiła się na tym, by przyjrzeć się białym oczom mężczyzny. Krew mu mózg zalała? Przecież to uderzenie nie mogło być aż tak silne. Niechętnie, ale stanowczo wyciągnęła ręce, bo mimo złych doświadczeń była cholernie dobrym uzdrowicielem. Jedną dłoń oparła na jego nadgarstku, owijając palce pod mankietem koszuli w poszukiwaniu tętnicy promieniowej, drugą natomiast oplotła wokół jego szyi, szukając pulsu pod kołnierzem. To był prawidłowy sposób, by potwierdzić ewentualną centralizację krążenia. Z nim jednak wszystko było w porządku, tętno tylko skoczyło mu na ponad sto uderzeń. Może odrętwiał w wyniku szoku? Siedział prosto, jego mięśnie nie zwiotczały. Nie stracił przytomności.
- Rennervate - powiedziała cicho, a potem zmarszczyła brwi, dostrzegając czerwone rysy na policzku; niepokrwawione, ale spuchnięte. - Curatio Vulnera - dodała, żeby Rookwood nie przyszło do głowy dalej naśmiewać się z jej pracy.
Nie mogła uczynić więcej i liczyła, że tyle wystarczy. Drew zresztą zażądał od nich podsumowania trwałych efektów Locus Nihil. Odwróciła się lekko, aby przemawiać bezpośrednio do niego.
- Poza koszmarami, które nie sprawiają wielkiego problemu, wciąż zdarzają mi się halucynacje. Im więcej mija tygodni, tym rzadziej - powiedziała cicho, nie zamierzając wchodzić w szczegóły nawiedzających ją wizji. Nie sądziła, by było to potrzebne.
Kiwnęła głową do Sigrun, oczekującej potwierdzenia, a potem wsłuchała się w jej słowa, zawieszając spojrzenie na twarzy zamyślonego Drew. Patrzyła na niego, próbując wyczytać coś z piwnych oczu, dopóki nie padło pytanie dotyczące ich wszystkich. O tym, że Zakon rozbudzał sympatię południowych hrabstw słyszała już wcześniej, po raz pierwszy jednak miała okazję mówić o swoich ideach.
- Wydaje mi się, że całkowite odcięcie tych ludzi od zasobów może pogłębić wrogie nastawienie wobec Ministerstwa. Obrali stronę Zakonu dlatego, że są przekonani, że Zakon ma słuszność, dali się zmanipulować wizji fałszywej równości. Być może zamiast samego karania niesubordynacji, pora zacząć nagradzać właściwe postawy? Kryzys dostawczy dotyka wszystkie hrabstwa, a głodne psy nie będą lojalne - rzuciła krótkie spojrzenie Schmidtowi. - Zaoferujmy specjalne programy wsparcia ministerialnego miastom w tych hrabstwach, które opowiedzą się za naszą stroną wbrew woli swoich lordów. Podburzmy tych, którzy są biedni i zmęczeni wojną. Niech zaczną obwiniać za nią Zakon i sprzymierzoną im arystokrację. Bo my przecież jesteśmy w stanie zapewnić im byt. - Westchnęła, zaciskając na kolanach lekko spocone dłonie. - Czy to ma sens?


you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
unsteady
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t6546-elvira-multon https://www.morsmordre.net/t6581-kim https://www.morsmordre.net/t12162-elvira-multon#374517 https://www.morsmordre.net/f416-worcestershire-evesham-dom-nad-rzeka-avon https://www.morsmordre.net/t6632-skrytka-bankowa-nr-1656 https://www.morsmordre.net/t6583-elvira-multon
Re: Większa sala boczna [odnośnik]09.05.21 2:12
Wsłuchiwał się w rozmowy przy stole, kiedy jego uwagę odciągnął syk Deirdre; spojrzał na czarownicę z lekko uniesioną brwią, kiedy wyzwała Ramseya od sadystów i rzuciła się na niego... z pazurami? Tristan westchnął, opierając się wygodniej na tylnym oparciu, splatając dłonie przed sobą w kształt piramidki, wspierając łokcie o boki krzesła. Z zażenowaniem przyglądał się jej intensywnie, kiedy weszła mu na kolana, zastanawiając się, czy powinien sięgnąć po różdżkę - ostatecznie jednak tego nie zrobił, oczekując rozwoju wydarzeń. W napięciu, z zainteresowaniem, i z gniewem pulsującym we krwi, choć nie odznaczonym na surowej twarzy. Obserwował ich, kiedy Mulciber chwycił włosy Deirdre, kiedy wstał razem z nią i choć bystre spojrzenie dostrzegłoby zapewne ślad napięcia na mięśniach jego twarzy, to Tristan nie wypowiedział ani słowa i nawet nie drgnął, kiedy finalnie wybrzmiało jego krótkie polecenie. Porozmawiamy później, Deirdre.
I może wszystko byłoby w porządku, gdyby nie...
- Odsuń się od niego - zwrócił się do Elviry natychmiast, surowo, kiedy wstała, przenosząc spojrzenie na Drew i Sigrun, na dłużej zatrzymując je na twarzy tego pierwszego, wiedział, musiał wiedzieć. Tristan wychował się z Mulciberem jako bękartem wuja, potrafił rozpoznać ten wyraz twarzy, ten stan, cokolwiek się działo, nie wymagało ich interwencji. Miał tu wrócić, niebawem. Przeniósł spojrzenie ku jego sylwetce, kontrolnie, oczekując, odzyska jasność umysłu. Tymczasem, należało zając się czymś innym. Nie zamierzał żalić się z powodu tego, co odczuwał po wydarzeniach w locus nihil, nie przy wszystkich i nie w ten sposób, mógł jednak opowiedzieć o tym, czego nie widziały niczyje oczy.
- Pod naszą nieobecność tamtego dnia w Londynie pojawił się Zakon Feniksa - oznajmił, wyciągając z kieszeni płaszcza kopertę, była otwarta. Wyciągnął ze środka list, który podłożył przed sobą. - Napisał do mnie nowy naczelnik więzienia, poprzedni został zamordowany feralnej nocy...
Tristan odczytał list:

"Nad ranem, 20 września, grupa co najmniej sześciu osób przedostała się na teren Tower of London. Po zebraniu relacji od obecnych tego dnia strażników, udało nam się ustalić, że pośród nich znaleźli się poszukiwani listami gończymi: Kieran Rineheart, Hannah Wright oraz Anthony Skamander, a także dawny pracownik Biura Aurorów Frederick Fox. Towarzyszyły im dwie kobiety, których tożsamości nie udało się jednoznacznie ustalić. Dodatkowo, nasze systemy zabezpieczające wykryły, że tego dnia na terenie więzienia użyto magii korzystając z różdżek zarejestrowanych na Nathana Evansa oraz Emer Gauntier, nie mamy jednak pewności, czy którekolwiek z nich faktycznie znajdowało się wtedy w Tower, czy może ich różdżki zostały wcześniej skradzione.

Intruzi przedostali się do Białej Wieży oraz do samych podziemi Tower, korzystając ze starego i od dawna nieużywanego przejścia w mugolskim muzeum. Celem grupy, która zabarykadowała się w Białej Wieży, wydawał się być oskarżony o współpracę z Haroldem Longbottomem George Rowston - jeden z więźniów, którego buntownicy wyciągnęli z celi, a później zostawili, zeznał, że to właśnie nim interesowali się najbardziej. Oprócz Rowstona, z cel zniknęło czworo innych więźniów: oskarżona o współpracę z Zakonem Feniksa Jessa Diggory; czarodziej, w którym więzień rozpoznał aurora, Samuela Skamandera; oraz dwie czarownice bez żadnych znanych nam powiązań z buntownikami, które wydawały się zostać wyciągnięte z cel przypadkowo.

Druga z grup, która przedostała się do podziemi więzienia, włamała się w tym czasie do pomieszczenia, w których przetrzymywaliśmy różdżki zarekwirowane od więźniów. W trakcie próby zatrzymania ich, wysadzili wspomnianą komnatę, powodując zawalenie się prawie całego skrzydła - a uciekając, zamordowali kilku strażników, w tym Edwarda Murphy'ego, poprzedniego naczelnika Tower of London. Według zeznań strażników, pomogła im grupa więźniów uwolnionych w trakcie wybuchu, choć ze względu na to, że przynajmniej kilkanaście osób zginęło pod gruzami, nie jesteśmy w stanie jednoznacznie ocenić, jak liczna."

Zakończył, unosząc spojrzenie znad listu, z lekko uniesioną brwią; Zakon Feniksa poczyniał sobie śmiał, wkraczając do pilnie strzeżonego Londynu. Ktoś im pomógł? Ktoś ich przepuścił?
- Ktoś powinien sprawdzić te tereny - oznajmił. - Ludzie Ministerstwa Magii są za mało kompetentni, żeby nad tym zapanować. Nie utrzymamy władzy, jeśli nie potrafimy nawet zatrzymać więźniów za kratami. Gdzieś tam jest luka w obronie, w przejściach, należy się temu przyjrzeć i upewnić się, że podobna sytuacja nie będzie miała miejsca. Ktoś musi rozejrzeć się w okolicach Bramy Zdrajców, kto to zrobi? - zapytał, wyczekująco wodząc spojrzeniem po zebranych. - Najlepiej od razu - skonkretyzował myśl, bo nie mogli wiedzieć, kiedy nastąpi drugi atak. I musieli - umocnić ochronę. To była wojna, nie kabaret, wbrew temu, co działo się dzisiaj przy stole.
- Regiony są stabilne. Powinniśmy skupić się na Derbyshire, zanim Zakon Feniksa zechce się w nim umocnić. Sporne tereny są najmocniej pogrążone w chaosie, jeśli zepchniemy obronę Longbottoma do samego półwyspu, łatwo zapanujemy nad resztą kraju - podjął, zastanawiając się nad słowami Multon. Nie zamierzał bawić się w dobrą wróżkę, ale nie zamierzał też jej tego zabraniać. Praca u podstaw była ważna, zmiana narracji względem rebeliantów była bardziej konieczna. Trwała wojna, na wojnie umierali ludzie. Po obu stronach tak samo, właśnie dlatego nie było to wcale trudne. Propaganda miała ważne zadanie, nie można nie było nie doceniać nastrojów ludności, nawet jeśli zdaniem Tristana strach wygrywał silniejszą melodię niż nadzieja. - Organizacja oddolnych buntów będzie wymagała potężnej sieci kontaktów, ale to wysiłek, który przyniesie cenne plony - podjął słowa Elviry.



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Większa sala boczna - Page 20 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier

Strona 20 z 35 Previous  1 ... 11 ... 19, 20, 21 ... 27 ... 35  Next

Większa sala boczna
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach