Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Dorset
Plaża
Na oświetlonej zachodzącym słońcem plaży rozpalano powoli pochodnie, które ustawiono przy niewielkich, okrągłych stolikach suto przykrytych wzorzystymi, kwiatowymi materiałami. W powietrzu unosił się zapach morskiej bryzy zmieszany ze słodkawym aromatem kwiatów, a te zebrane w bukiety rozwieszone wśród drzew, kołysane przez delikatny wiatr kusiły i zachęcały, aby zbliżyć się do plaży. Tutaj bowiem miał odbyć się rytuał oczyszczenia i odrodzenia, otwierający nowy rozdział, zamykający to co złe. Każdy czarodziej oraz czarownica, byli witani przez młodych i starszych mężczyzn ubranych w zwiewne, lniane szaty. Na ich piersi kołysały się woreczki przewiązane różnokolorowymi sznureczkami. Uśmiechami oraz przyjaznymi gestami zachęcali do zajęcia miejsc przy okrągłych stolikach, wokół których ułożone były poduchy. Na stołach zaś stały misy, jedne większe, a drugie mniejsze, w których mieściły się kamienie, rośliny suszone oraz świeże oraz wyryte runy na drewnianych krążkach.
Każdego wchodzącego w krąg stołów witano czarką miodu pitnego ze słowami: “Szczęśliwego Lughnasadh”. Miód, owoc pracy, dar natury symbolizował połączenie z Matką Ziemią, którą w czasie obchodów czcili, której zawdzięczali życie. Święto życia obchodzili wszyscy, zarówno starzy i młodzi, zatem w kręgu pochodni witano każdego kto się pojawił. Młodszym zamiast miodu pitnego, podawano szczodraki, miodowe ciasteczko, które symbolizowało pomyślność.
Rytuał oczyszczenia w ramach obchodów święta Lughnasadh właśnie się rozpoczął. Postaci mogą się gromadzić na plaży, zajmować miejsca przy stolikach. Stolików jest 6, przy każdym może usiąść max 5 osób. Proszę na samym końcu swojego posta napisać nr stolika.
Wydarzenie bez zagrożenia życia.
Sama ceremonia rozpocznie się wraz z postem Mistrza gry. Mistrzem Gry jest Primrose Burke, wszelkie pytania proszę kierować do niej.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 09.05.23 8:40, w całości zmieniany 3 razy
- Przyjemny urlop nigdy nie zaszkodzi. Masz jakieś wymarzone miejsca, które chciałbyś odwiedzić? – mrugnęła do niego radośnie. Sama w weekendy lubiła jeździć poza miasto. – Na ten moment chyba na dłużej. Zależy, jak będzie wyglądała sytuacja mojego ojca. Jest moją jedyną bliską rodziną, nie mogę teraz się od niego odwrócić i uciec – odpowiedziała. Naprawdę martwiła się o Thomasa w ostatnim czasie, czuła, że wielu rzeczy zwyczajnie jej nie mówił. A z sytuacji rodzinnej Samuela nie zdawała sobie sprawy, bo niby jak? Dopiero co się poznali. Ale ostatecznie... Mogło się okazać, że byli daleką rodziną. – Poszłam na staż do waszego ministerstwa. Urząd Łączności z Mugolami. Przyda się w doświadczeniu zawodowym, obojętnie, gdzie ostatecznie będę pracować... Tutaj czy w Ameryce. – Uśmiechnęła się lekko, po czym zapytała jeszcze: – A czym ty się zajmujesz, Samuelu? Też ministerstwo? Czy może coś innego?
Zerknęła na niego z ciekawością, poruszając lekko nogami w wodzie. Fale wciąż lekko rozbijały się o brzeg, przyjemnie ją chłodząc i łaskocząc.
- Oczywiście, od każdej reguły zdarzają się wyjątki. Życie wśród tylu sztywnych zasad i schematów musi być bardzo dołujące. Nie wiem, czy potrafiłabym żyć w taki sposób. Nie lubię żadnych ograniczeń – Sama też próbowałaby się wyrwać. O ile, oczywiście, nadal miała taką osobowość, jak obecnie. Bo kto wie, kim by dzisiaj była, gdyby przyszła na świat w innej rodzinie? Może teraz też byłaby wymuskanym dziewczątkiem w pięknej szacie, marzącej o dobrym zamążpójściu? Ale tego nie wie i się nie dowie. Tak czy inaczej, była szczęśliwa, że jej życie potoczyło się właśnie w taki, a nie inny sposób.
- Mam prawo jazdy, już od kilku lat. Ale sprzedałam swój samochód w Ameryce, po Anglii poruszam się tym należącym do ojca – odpowiedziała. Thomas ostatnio rzadko z niego korzystał, więc córka często podkradała mu kluczyki i brała pojazd wedle swojego uznania. – Mam nadzieję, że z twoim motocyklem uda się coś załatwić. Pogadam z ojcem, on nawiąże kontakt ze swoim znajomym... Zobaczymy, co się da zrobić. Mam nadzieję, że nie będzie ci przeszkadzać to, że on jest mugolem? Naprawdę zna się na rzeczy.
Także podniosła się z piasku, otrzepując spodnie. Znowu chwyciła w dłonie swoje buty.
- Może po prostu przejdźmy się wzdłuż plaży i zobaczmy, dokąd dojdziemy? – zaproponowała. Zawsze mogli po drodze napotkać na jakieś ciekawe atrakcje. Jeśli łażenie po plaży im się znudzi, zawsze mogą wrócić na teren festiwalu. Ale póki co, Alice nie mogła narzekać na swoje towarzystwo i nie spieszyła się tam.
Ruszyli więc dalej, przemieszczając się wzdłuż brzegu. Alice co jakiś czas rzucała jakąś opowiastką nawiązującą do amerykańskich realiów. Lubiła mówić o tej części swojego życia.
Dziś, uważał swój wybór za słuszny. Nie żałował. Praca bywała niebezpieczna, irytująca (szczególnie przy papierzyskach), ale satysfakcjonująca. Lubił swoje zajęcie i liczył się nawet z lądowanie od czasu do czasu w Mungu.
- Francja - odpowiedział niemal bez namysłu. Chodziło mu to po głowie od dłuższego czasu. Mierzył się z pomysłem już wcześniej, ale nigdy nie znajdował wystarczających argumentów. Przez długi czas, mieszkała tam Gabrielle. Zastanawiał się nad...odwiedzeniem jej siostry. Nie odzywał się tyle lat, że nie widział większego sensu, ale... - życzę ci w takim razie, by poszło po twojej myśli, a może się okaże, że będziesz we mnie miała kuzyna - chciał dodać "i to jakiego", ale ugryzł się w język, szczerząc się tylko wesoło.
- Rozumiem, ale wiążesz z tym swoje dalsze działania? - zapytał dość poważnie. Zanim on sam trafił do pracy aurora - absolutnie nie wiedział, gdzie chciał trafić. Ciekawe, czy inni mieli podobne wahania, czy to Skamander był takim lekkoduchem? - Ministerstwo, to jednak...specyficzna siedziba - zmarszczył brwi, by niedbale podrapać się po policzku. Biurokracja go męczyła, choć niestety niezbędność była potwierdzona. Wolał zdecydowanie pracę w terenie.
- Teoretycznie - Ministerstwo, ale działam w bardziej inwazyjny sposób - piękna definicja jego pracy. Zacisnął pace, w których jeszcze przed chwilą, znajdował się niedopałek papierosa - jestem aurorem - zerknął na zamoczone stopy dziewczyny. W dziwny sposób zauważył, że ostatnio, kobiety, które spotyka są dużo od niego niższe i drobniutkie. Tym bardziej odzywała się w nim, opiekuńcza natura.
- Skoro tyle czasu, ta szlachecka instytucja przetrwała, muszą być i tacy, którym takie ograniczenia odpowiadają. Nie każdemu widzi się wolność i wolą swoje złote klatki - żachnął się, w końcu ciemna chmura tego więzienia zawisła nad jego siostrą. Sam nie widział powodu, dla którego ktoś mógłby chcieć być pozbawionym wolności. Rzeczywistość widocznie, układała się zupełnie inaczej.
- Gratuluję wytrwałości - ożywił się bardziej - mi wystarczy prawo jazdy na motor. Choć nie mam większych uprzedzeń, to samochody wolę oglądać z daleka. Nie namówisz, nawet jakbyś mnie upiła - w końcu po pijaku zdarzało się mu się robić głupoty. Tyle, że Sam nie pił często. Jeśli już - w odpowiednim towarzystwie, które miało w zwyczaju pilnować siebie nawzajem, albo..uczestniczyć w tych samych burdach.
- Nie, o to się nie martw. W końcu także od mugola kupowałem motor. Jeśli tylko go postawi na nogi - będę niezwykle wdzięczny i jemu, i twemu ojcu i Tobie...- wymienił na palcach, po czym wykrzywił wargi - długa lista mi się zrobiła - mrugnął jednak do dziewczyny, sygnalizując żart. Nie chciał jej urazić, a nie znał wystarczająco, by pozwolić sobie na więcej.
Podniósł się całkowicie. Sypki piasek opadł na ziemię, pozostawiając po sobie wciąż wilgotne ślady.
- Pasuje. Nigdzie mi się dziś nie spieszy, ewentualnie później dotrzemy do ogniska. Naszym mokrym nogawkom, bardzo przyda się suszenie.
Ruszył powoli, by Alice mogła za nim nadążyć. szedł od strony wody, by w razie większej fali - woda skupiła swoją furię na nim. Nie wieszczył wielkich wzburzonych toni, ale mogła się zdarzyć większa, zabłąkana.
- Byłam tam kiedyś, kilka lat temu. Naprawdę piękny kraj, polecam – rzekła. Co prawda to było jeszcze przed wyjazdem do Ameryki, w jakieś wakacje z ojcem, ale sam fakt. - Też mam taką nadzieję, że wszystko zakończy się pomyślnie.
Chciałaby kiedyś odkryć swoje miejsce na świecie. Bo teraz nie mogła czuć się gdzieś w stu procentach przynależną, skoro spędziła większość życia w dwóch różnych krajach, plus różne wakacje i wyjazdy w inne miejsca. Mimo ogromnej sympatii do życia w Ameryce, gdzieś uwierała ją ta brytyjska domieszka, nieświadomość odnośnie matki.
- Sama nie wiem. Nie potrafię tak daleko wybiegać w przyszłość, bo zbyt często zmieniam zdanie. – Zwykle żyła raczej spontanicznie. Zresztą, jej plany miały to do siebie, że ulegały częstym zmianom. Lubiła też próbować różnych rzeczy. Skąd miała wiedzieć, co będzie robić za kilka lat? – Na ten moment myślę o ukończeniu tego stażu. Później mogę kontynuować pracę tutaj albo w Ameryce... Tam zresztą miałam za sobą ukończony staż w Departamencie Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów.
Możliwe, że ostatecznie wyląduje albo w Urzędzie Łączności z Mugolami, albo właśnie w Międzynarodowej Współpracy, tym bardziej, że odkąd jej ojciec przeszedł na wcześniejszą emeryturę, nikt nie będzie mógł jej zarzucić, że to on dał jej tę posadę. Oczywiście, to były obecne plany, które za jakiś czas mogły znowu się zmienić, bo nagle mogła stwierdzić, że jednak kręci ją coś zupełnie innego, i to niekoniecznie powiązane z żadnym z Ministerstw Magii.
- Aurorem? Naprawdę? – uniosła brwi, uśmiechając się szerzej. – Wow! Tam wcale nie tak łatwo się dostać. Musiałeś być naprawdę dobry.
Alice rzeczywiście wydawała się drobna i niepozorna. Była w końcu dosyć niska, ledwie przekraczała metr sześćdziesiąt wzrostu. Ale zdążyła się do tego przyzwyczaić. Jedynie czasami irytowało ją to, że rozmawiając z kimś często musiała patrzeć w górę. Przy Samuelu oczywiście też, w końcu był sporo wyższy.
- Tak... Pewnie tacy są. Nie do końca potrafię ich zrozumieć, ale to nie zmienia faktu, że dla niektórych to może wydawać się... łatwiejsze. Poddawać się ograniczeniom i podążać utartymi, pewnymi ścieżkami, zamiast szukać swoich własnych – podsumowała. – Lub po prostu to kwestia konsekwencji, które mogą ich spotkać za wyłamanie się.
Pomyślała o Glaucusie, który, gdyby wybrał ją, zostałby wyklęty przez rodzinę.
- I tak podziwiam, że w ogóle odważyłeś się zdecydować na jakikolwiek mugolski środek transportu. Wielu brytyjskich czarodziejów wydaje się ich niemal bać – powiedziała, jednocześnie przypominając sobie ten moment, kiedy jeden z takich właśnie czarodziejów wybiegł jej przed maskę, a po tym, jak zachęciła go, by wszedł do środka i pozwolił się podwieźć, był nieźle spanikowany. - Zna się na swoim fachu, jestem pewna, że pomoże przy zepsutym motorze.
Szli dalej. Jej dżinsy rzeczywiście były lekko wilgotne od piachu, ale że było bardzo ciepło, nie zwracała na to większej uwagi. Otrzepała je tylko.
- O tak, to dobry pomysł. O ile uda nam się tam dopchać – rzuciła lekko, chichocząc. Podejrzewała, że im bliżej wieczora, tym ogniska będą cieszyć się większym zainteresowaniem, bo każdy będzie chciał rozgrzać się przy ogniu.
- To trochę kojarzy mi się z czasami dzieciństwa. No wiesz, takie beztroskie chodzenie po plaży – zauważyła, pochylając się, by podnieść niewielką, jasnoróżową muszelkę. Obejrzała ją, po czym wsunęła do kieszeni dżinsów. Jak w dzieciństwie, kiedy razem z ojcem często zbierali małe muszelki, a potem wrzucali je do flakoników i robili ozdoby na kominek. – Czasami sobie myślę, jak cudownie byłoby wrócić do takich beztroskich czasów.
W jej kieszeni znalazło się kilka kolejnych muszelek. Może zrobi sobie dekorację do obecnego mieszkanka?
Zmagania alchemików nie interesowały blondynki na tyle, by miała przyglądać się ich poczynaniom. A szkoda, bo może po raz kolejny zadziałałby przypadek i spotkałaby swojego przyjaciela ze szkolnych lat. Choć może to i lepiej, że go nie widziała, bo wzrok, jakim obdarzał jedną z uczestniczek mógł ją wytrącić z równowagi. Kto chciałby się czuć zastąpiony? Kto nie poczułby zazdrości, że spojrzenie, które kiedyś czuło się na własnych barkach, nie było tak intensywne jak to i w końcu zatarło się?
Dlatego więc już w momencie, gdy piasek stykał się z trawą, zrzuciła ze stóp sandały, porzucając je przy pobliskiej kępie zarośli, i pozwoliła skórze zatopić się w grząskich, szorstkich ziarenkach. To podobno dobrze działało na miękkość tejże cielesnej powłoki. A gdy język był taki cięty, to choć jej ciało mogłoby rekompensować tą nieprzyjemność. Im bardziej zbliżała się do morza, tym podłoże było wilgotniejsze. Aż w końcu palce obmyła jej pierwsza fala. Nie zatrzymała się, brnąc do przodu, pozwalając sukience złapać ciężar wody. Czy ten lekki chłód nie był orzeźwiający?
Rozejrzała się wokół. Jeszcze nie dostrzegała nikogo w pobliżu, mimo że gdzieś w oddali majaczyły czyjeś sylwetki. Zignorowała jej, by zanurzyć się dalej, do pasa. A tam dała już nura do wody, czując nagły napływ euforii. Wykonała kilka ruchów pod taflą, pozostawiając oczy otwarte. Wynurzyła się dopiero po dłuższej chwili, oddalając się sporo od brzegu.
Zaśmiała się i plusnęła wodą. Czy istniało lepsze uczucie? Nie pamiętała kiedy ostatnio miała czas na podobną rozrywkę. Kiedyś zwykła spędzać całe dnie na plaży - wakacje u wujostwa czy też w późniejszym etapie - jej "dorosłe" podróże. A teraz? Teraz zwiedzała murawy kolejnych boisk. Choć nie mogła narzekać. Lubiła to życie w biegu. Obowiązek, ta monotonia, od której się tak wzbraniała, niosła za sobą korzyści. Miała cel. Ale, cóż, w tym momencie nie myślała o swojej karierze, oddając się tak kompletnie prozaicznej czynności jaką było pływanie.
Nie miała pojęcia ile czasu minęło zanim postanowiła wrócić do brzegu i stopami w końcu sięgnąć dna. Ciężar sukienki w pierwszym momencie pociągnął ją w dół. Utrzymała równowagę, łapiąc za rąbek materiału i poczęła wyżynać go w drodze. Różdżkę zostawiła przy butach, nie myśląc, że ktokolwiek połasi się na to kapryśne narzędzie.
Głosy, nagle tak bliskie, zwróciły jej uwagę. Para, która dopiero co była lekko zarysowaną sylwetką, teraz była całkiem wyraźna. To ona została pociągnięta w ich kierunku przez prąd czy też oni podążali w jej kierunku?
Zmarszczyła czoło, kompletnie ścierając uśmiech, który utrzymywał się na jej twarzy do tego momentu. Może to rumieniec od słońca, może od złości, ale zagościł na jej licu. Intruzi. Puściła czerwone sukno, pozwalając uderzyć mu na powrót z pluskiem o taflę wody, po czym ostentacyjnie (gdy już zwróciła na siebie uwagę hałasem, o ile wcześniej nie zainteresowali się wariatką, która postanowiła urządzić sobie kąpiel w morzu) odwróciła wzrok. Momentalnie napuszyła się jak paw, wyglądając najbardziej dumnie jak się dało z wodą skapującą po twarzy, całym ciele i z włosami przyklejającymi się do każdej powierzchni, z którą się zetkną.
Kompletnie nie znała dziwacznie (nie, nie chodziło o sam fakt spodni, ale ich materiał i krój!) ubranej blondynki, a po brunecie spojrzenie jedynie jej się prześlizgnęło. Jednak gdy już postawiła stopę na suchym lądzie, raz jeszcze się obejrzała na mężczyznę, kontrolnie. I zmrużyła brwi.
-Pan.-powiedziała tylko, zaciskając lekko usta i odwróciła się w ich stronę w całej swej okazałości, bezwstydnie. Założyła ręce na biodrach.
Może i aktualnie jej ciuchy obklejały ciasno jej ciało, jednak nie prześwitywały, by zdradzić coś więcej na jego temat.
The more solitary, friendless, unsustained I am,
the more I will respect myself.
will be always
the longest distance
between us
Czasem tylko dopadały go filozoficzne refleksje, które tłukły mu się po głowie, niczym dzwony w mnisich klasztorach. Myśli wiodły go po granicach umysłu, który na co dzień skrywał, bądź - świadomie wypierał.
Wierzył Alice, że Francja jest piękna, w końcu tam wychowała się Gabrielle. Kiwną więc tylko głową, nie próbując komentować. Pozostawił na ustach błądzący uśmiech.
- Chyba większość młodych kobiet tak ma - zerknął kątem oka na swoją prawdopodobną kuzynkę - Samuel też miał problem w młodości z podjęciem decyzji, ale w jego przypadku nie chodziło o ciągłe zmiany decyzji. Skamander nie potrafił po prostu, ulokować swej osoby w jakimkolwiek miejscu. Dopiero poznanie tej wybranej - zaznaczyło mu ścieżkę, która kroczył do dziś - myślę, że jesteś wystarczająco rezolutną osóbką, by poradzić sobie w Brytanii - szczególnie, jeśli rzeczywiście miała w sobie krew Skamanderów.
- Nawet nie wyobrażasz sobie jak trudno się dostać - zaśmiał się, choć przez jego twarz przemknął dawny cień. Doskonale pamiętał co się wtedy działo. I jak się czuł. Działam prawdopodobnie, jak na dopalaczach, albo w amoku. Mimo tamtejszego, skrywanego bólu - widział w końcu jakiś cel, do którego za wszelką cenę dążył. Nie ma jak porządna motywacja, prawda?...
- ...albo charakteru - dopowiedział zdawkowo, gdy tylko Alice skończyła mówić. W końcu - zachowań i reakcji na jedna i tę samą sytuację, było tyle, ile interesujących się tematem osób. Jedni się poddawali i dali się zamykać w klatki, kolejni zamykali te klatki, jeszcze inni uciekali lub swoje więzienie rozbijali. Ciekawe..kiedy jego przyjaciółka - Megara, opamięta się i dostrzeże, jak otaczają ją kraty. Tak dawno się się nie widzieli. Znowu. Znowu udawał, że się nie znają.
- Żebyś wiedziała ile masz racji! Kiedyś jeden myślał, że ujeżdżam jakąś bestię - parsknął, gdy przypomniał sobie sytuację. Śmiał się wtedy głośniej, niż ryk jego motoru.
Wydawało mu się, że na plaży pojawiły się kolejne sylwetki. Jedne pojedyncze, inne w parze. Na tyle jednak daleko, że nie próbował rozpoznawać w nich znajomych.
- Myślę, że się uda, chyba powoli dostrzegam uciekinierów - wskazał ruchem brody na rozmazane sylwetki przed nimi - i wierzę w umiejętności tak twego ojca, jak jego znajomego - kolejny raz poruszył głową na znak zgody. Może w końcu uda się ruszyć jego motor.
Zatrzymał się na chwile, gdy usłyszał szum fal, wymieszany z pluskiem. Choć Toń morska przebierała odcień coraz ciemniejszego granatu, dostrzegał niewyraźny zarys czegoś więcej, niż łagodne fale. Odwrócił jednak głowę na głos swojej towarzyszki i ruszył dalej.
- W moim wypadku większość beztroskiego dzieciństwa poświęcałem na drażnieniu rodziców swoim ubłoconym wyglądem, po meczach, jakie sobie przygotowywaliśmy. A właśnie - może wpadniesz na ten organizowany podczas festiwalu?... - zawiesił głos, dławiąc kolejne słowa, gdy dostrzegł wynurzającą się postać z wody. Umysł podesłał mu wizję nimfy, która niefortunnie zaplątała się w swoją sukienkę i teraz, majestatycznie wykręcała z chlupotem pozostałości słonych fal. Nie usłyszał kolejnych słów Alice, skupiając wzrok na ..zdecydowanie kobiecej sylwetce.
Moment, gdy rozpoznał właścicielkę mokrych włosów i klejącej się do ciała sukienki, stanowił niemałą, złośliwą radość. Źrenice błysnęły łobuzerską iskrą, tym większą, gdy Selinowe oczy zatrzymały się na jego twarzy.
Bez jakiegokolwiek skrępowania, dosyć ostentacyjnie, zlustrował całą jej postać, od długich, wilgotnych włosów, przez spływające po licach, słonych kroplach, po klejącą się do jej ciała materiał.
- Pani - skinął głową, absolutnie niezrażony lodowymi piorunami jej zwyczajowego powitania - jak zwykle urokliwy strój... - unosi brwi i zatrzymuje palce na swoich ustach, jakby zastanawiając się nad porównaniem - podkreśla kolor oczu - kontynuował niespiesznie z wciąż niegasnącym, zawadiackim uśmiechem. Przekręca głowę w stronę Alice.
- Panie się nie znają - raczej stwierdził, niż pytał. W końcu jest gentlemanem. - panna Lovegood - wskazuje gestem dłoni na przemoczoną kobietę. Dobrze, że nie nazwał jej, swoją "ulubioną złośnicą"- moja kuzynka, panna Elliot - z tym samym gestem, tym razem drugą dłonią, przedstawił dziewczynę.
Ostatnio zmieniony przez Samuel Skamander dnia 31.10.15 10:00, w całości zmieniany 1 raz
Idąc plażą, widzieli sylwetki kolejnych czarodziejów, którzy najwyraźniej opuścili teren festiwalu, szukając bardziej ustronnych zakątków. Jednak nie zwracała na nich większej uwagi, skupiona głównie na swoim towarzyszu i śmiejąc się z jego opowieści o czarodzieju przerażonym motorem.
- Samochodów też się boją. A przecież wcale nie są bardziej niebezpieczne niż teleportacja – zauważyła. – Naprawdę, niektórzy czarodzieje to bardzo dziwni ludzie.
Znowu podniosła kilka muszelek, które wsunęła do kieszeni spodni.
- Mój ojciec też miał ze mną spore utrapienie. Zamiast bawić się lalkami, jak większość dziewczynek w moim wieku, wolałam włóczyć się z okolicznymi chłopakami. Łaziłam po drzewach w parku i robiłam mnóstwo innych rzeczy, po których wracałam do domu cała umorusana i poobijana. Ale to były wspaniałe czasy, chciałabym móc do nich wrócić choć na jeden dzień – opowiedziała. Wychowywana przez samotnego ojca i pozbawiona kobiecych wzorców Alice była chłopczycą. Nigdy nie lubiła typowo dziewczyńskich zabaw, buntowała się także wszelkim próbom ubierania jej w sukienki i kokardki, więc ojciec szybko jej odpuścił. Nieco bardziej kobiecą część siebie odkryła dopiero w wieku nastoletnim, kiedy pierwszy raz zaczęła spotykać się z mężczyzną, kilka lat starszym mugolem poznanym w Nowym Jorku, z którym znajomość zakończyła się pod koniec tamtych wakacji i którego zresztą nigdy później już nie spotkała. Ale nadal bardzo wiele jej brakowało do bycia delikatnym, kobiecym dziewczątkiem. W Ameryce to może nie szokowało, jednak w Anglii często uchodziła za ewenement, szczególnie w świecie magicznym, gdzie już samo uwielbienie do mugolskich ubrań uchodziło za kontrowersyjne.
- Możliwe, że wpadnę. Na ten moment nie mam konkretnych planów na tamten dzień – powiedziała, jednak właśnie w tym momencie ich oczom ukazała się smukła, kobieca postać wynurzająca się z wody. Mokra sukienka i włosy przykleiły się do jej ciała. Alice mimo pewnych skłonności do dziwnych lub spontanicznych zachowań, raczej nie zdecydowałaby się na kąpiel w takim stroju (już pomijając fakt, jak wielką rzadkością było zobaczenie jej w sukience). Nieznajoma wyglądała na pewną siebie jak na te drętwe realia, wydawała się niezbyt speszona faktem, że właśnie wyłoniła się przed nimi z wody w przemoczonych ubraniach, i wyraźnie skupiła się przede wszystkim na młodym aurorze.
Samuel wydawał się ją znać. Alice jednak nie miała pojęcia, kim była owa kobieta, więc spojrzała pytająco na Skamandera, nie dociekając jednak, skąd się znali, bo przecież nawet Samuel był dla niej zupełnie nową znajomością. I prawdopodobnie nowo odkrytym krewnym.
- Alice Elliott – sprostowała pewnie, kiedy ją przedstawił, i znowu utkwiła spojrzenie w kobiecie, którą Samuel określił „panną Lovegood”. Ta już po samym akcencie oraz sposobie ubierania Alice mogła wywnioskować, że dziewczyna nie była do końca tutejsza.
Przy tych promieniach słonecznych powinna wyschnąć proporcjonalnie szybko do spontaniczności jej decyzji co do kąpieli - czyli w mig. Palcami zaczesała kosmyki z twarzy do tyłu, po czym złapała końcówki i położyła je na jednym ramieniu, zawijając w ciasny lok, by wycisnąć z nich nadmierne ilości wody. Nie ściągała przy tym wzroku z pary, lekko widocznie pokazując grymas niezadowolenia, gdy tylko w oku Skamandera błysnęła ta iskra.
Jakkolwiek jego wzrok na własnym ciele przyprawiał ją o irytujące łaskotanie w okolicach krzyża i karku, tak zdobyła się tylko na zaciśnięcie szczęki, dzielnie to znosząc. Nie podniosła alarmu tylko i wyłącznie przez towarzyszkę mężczyzny. Zazwyczaj bawił ją wzrok, którym obdarzali ją mężczyźni. Czasem przemożnie irytował. I to był jeden z tych momentów. I to z jednego, bardzo prostego powodu. Była usytuowana w gorszej pozycji!
-Och, zauważył pan moje starania?-odezwała się nieco ironicznie, łapiąc za rąbki materiału, by odkleić je od ciała.-Zakręciłabym się wkoło, by miał pan lepszy widok, ale chyba już dość pan zobaczył.-dokończyła, niejako krytykując go za to bezwstydne spojrzenie. Niech sobie nie myśli, że ujdzie mu to na sucho!
Uniosła nieco brew, gdy okazało się, że młódka obok to zaledwie jego kuzynka. A gdy odezwała się tym zachodnim akcentem, przyjrzała jej się uważniej i w końcu połączyła te kropki w całość. To tłumaczyło jej strój.
-Selina.-zwróciła się do niej uprzejmie, jakby na złość Skamanderowi, i uśmiechnęła się do niej przyjemnie, wyciągając nawet w jej kierunku dłoń na przywitanie.-Ścigająca Os. A pani?-zapytała, z nadmierną wręcz przyjemnością i tak absolutnie ostentacyjną arogancją, ignorując stojącego przy nich Samuela.-Pobyt tutaj to tylko odwiedziny u rodziny, zwabienie naszym cudnym festiwalem miłości...-tu powstrzymała się przed przewróceniem oczami, popisując się wręcz niemożliwą serdecznością w stosunku do dziewczyny.-...czy stała zmiana?-dokończyła, wykazując, kompletne i nieskażone jakąkolwiek podzielnością, zainteresowanie drugą blondynką.
The more solitary, friendless, unsustained I am,
the more I will respect myself.
will be always
the longest distance
between us
- Cóż - rzekł mrożąc oczy - w końcu dla mugoli magia, to też niecodzienny widok. To są po prostu dwa różne światy - z tego akurat zdawał sobie sprawę. Nie od parady tak dbano, by czarodziejski świat pozostawał przed zwykłymi ludźmi - zakryty. Szkoda, że często działało to w odwrotną stronę. Niektórzy czarodzieje, zakrywali przed sobą mugolski świat.
- Widać nie ma stereotypu, w którym chłopcy i dziewczynki się wychowują - było to zgodne z prawdą, ale w jakiś sposób wolał, żeby kobiety wykazywały więcej delikatności, niż siły, tak naturalnej płci męskiej. Oczywiście nie chodziło mu tylko o fizyczną naturę. Alice nie wydawała się, by zatraciła kobiecą urokliwość, choć nie można było jej odmówić butności i śmiałości.
- Zobaczysz mnie tam na pozycji pałkarza - powiedział z nieskrywaną nuta radości. Ostatnimi czasy, więcej swoich sił poświęcał pracy. Tylko kilka wyrwanych chwil pozwalało mu na krótkie treningi. najczęściej, gdy Józek znalazł dla niego czas między swoimi meczami. Cicho w duchu tęsknił za takim życiem, ale z drugiej strony...
Selina Lovegood. Najbardziej rozpoznawalna złośnica, jaką do tej pory poznał. A na pewno jedyna, która mimo upływu lat, wciąż ciskała w niego tabunem złośliwości, jakby stanowił strzelniczą tarczę. Blondynka, chyba nawet nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo była urocza w swoim zachowaniu. Mogła rzucać w niego sarkazmem, ironią, czy nawet - nieukrytymi obelgami, a Samuel z łobuzerskim uśmiechem, chwalił jej sukienkę. Tak jak teraz. Robił to z nieukrywana premedytacją. uwielbiał tę dziewczynę i podziwiał za talent, jaki wykazywała na boisku. na pewno spotkają się na najbliższym meczu. Ciekawe, czy los pchnie ich do przeciwnych drużyn?
- Ależ proszę, nie pogardzę dodatkową prezentacją - zignorował jej ton i wyraźna aluzję do jego niewybrednego spojrzenia. Założył ręce przed sobą, wciąż postukując wskazującym palcem o swoje wargi. Wyglądał niczym koneser sztuki, któremu przyszło oceniać dzieło artysty.
Pozostał w tej pozie niezrażony obojętnością panny Lovegood. Przechylił tylko głowę na bok, obserwując obie dziewczyny w milczeniu, ale z uśmiechem. Ciekawe kiedy Selina wybuchnie i popłynie cięta kwestia?
- Chętnie cię tam zobaczę. Będę miała pretekst, żeby wpaść – powiedziała. Z przyjemnością zobaczyłaby go w locie. Nie była szczególną pasjonatką quidditcha, jednak nie mogła odmówić Samuelowi pewnego zawadiackiego uroku, i gdyby nie fakt, że mogli być ze sobą spokrewnieni, mogłaby się nim zainteresować.
Nie wiedziała, jakie dokładnie stosunki łączyły Samuela i Selinę. Jednak sądząc po tym, jak kobieta do niego mówiła, odniosła wrażenie, że ich stosunki nie były całkowicie obojętne. Pokusiłaby się wręcz o stwierdzenie, że były raczej napięte i że czarownica niezbyt przepadała za młodym aurorem. Może mieli w przeszłości jakiś konflikt? Były to jednak tylko teorie wysnuwane przez nią, osobę z zewnątrz, która nie znała sytuacji. Nie wiedziała też, czego spodziewać się po swoich towarzyszach, szczególnie po kobiecie, która już na pierwszy rzut oka sprawiała wrażenie zadziornej i nieustępliwej.
Później jednak Lovegood zwróciła się w jej stronę, nagle jakby tracąc zainteresowanie Skamanderem.
- Jestem stażystką w Urzędzie Łączności z Mugolami – odpowiedziała, uśmiechając się nieznacznie. – Właściwie to nieco dłuższy pobyt, a na Festiwal postanowiłam zajrzeć przy okazji. Jak długi? Tego jeszcze nie wiem, dopiero się okaże. Życie w Anglii jest dosyć specyficzne i nie wiem, czy urzeknie mnie na tyle, bym postanowiła pozostać tu na stałe.
Wzruszyła lekko ramionami. Odkąd przyjechała do Anglii, dosyć często słyszała tego typu pytania dociekające, dlaczego i na jak długo tutaj przyjechała. Może rzeczywiście zagraniczni czarodzieje przyjeżdżający na dłużej byli tutaj na tyle rzadkim zjawiskiem, że budzili pewne zaciekawienie. A Alice sama jeszcze nie wiedziała, co dalej, żyła dniem dzisiejszym i zdawała się na spontaniczność. Niedawno przekonała się zresztą, że planowanie nie zawsze wychodziło, i tym sposobem, choć jakiś czas temu nawet nie myślała o przyjeździe do Anglii, teraz tutaj była.
I, niestety, do tej pory blondynka miała to w pamięci. Choć brzmienie jego nazwiska zostawiało ciągle w niej lekkie zaintrygowanie, które nie dało się pohamować niechęcią. I chyba doskonale rozpoznawała jego stanowisko, jakby słysząc myśli, bo niezwykle ją to złościło. Nie miała pojęcia co sobie wyobrażał, ale miała ochotę zetrzeć mu ten uśmiech z twarzy, jakkolwiek przystojnie by z nim nie wyglądał, o! Jego ciągłe stukanie palcem o wargi nakazywało spojrzeniu się na nich skupić. Kolejny element, który drażnił.
-Dodatkową?-powtórzyła, unosząc wzrok z jego ust, nie szczędząc złości w spojrzeniu.-Nie uważa pan, że powinien pan sobie zasłużyć na podobne luksusy?-zapytała, biorąc go pod włos, zupełnie nie mając problemu z tym, jak bardzo obnosiła się w tym momencie nieskromnością.
Przeniosła jednak w końcu wzrok na młodszą kobietę, jakby przypominając sobie, że to na niej miała skupić swoją uwagę. I nagle wydawała się jakaś taka cierpliwa i miła.
-Z mugolami?-powtórzyła, zaskoczona, unosząc lekko brwi.
Skaza w jej krwi nie była na tyle duża, by miała zwracać się ku niemagicznym. Ciągle odnajdywała się w świecie szlachty, do którego niejako jej praca była biletem wstępu, ale nigdy nie pogardzała mniej czystymi znajomymi. Ale mugole? Nie miała nigdy radykalnych poglądów. Jednak po wojnie definitywnie nie potrafiła znaleźć dla nich zrozumienia.
Nie powinna być w sumie zaskoczona, że to właśnie Amerykanka zajmuje się czymś równie liberalnym.
-To musi być ciekawa praca.-powiedziała zaraz, reflektując się, karmiąc ją niezobowiązującym kłamstwem. Nie miała czasu się zastanowić czy faktycznie jest to interesujące zajęcie. Być może było. Nigdy nie wchodziła w kompetencje urzędników, wydawało jej się to niesamowicie nudne i monotonne.-Specyficzne?-podjęła po nowej koleżance, nieco rozbawiona tym punktem widzenia, choć nie miała zamiaru z niej szydzić.-Potrafi być tu uroczo.-zauważyła, na krótki moment przenosząc wzrok na ich towarzysza.-Choćby festiwal lata. Czy to nie wystarczająca zachęta?-zapytała, trochę zdradzając się z własnym upodobaniem.-Niech pani poczeka do fajerwerków. Zaręczam, że nigdzie pani podobnego wydarzenia nie zobaczy.-uśmiechnęła się do niej i tylko do niej, jakby chcąc sprawić, by drugi rozmówca był zazdrosny o podobne względy. Karała go niejako, a co!
The more solitary, friendless, unsustained I am,
the more I will respect myself.
will be always
the longest distance
between us
Alice nie mogła wiedzieć, jaka relacja ich łączy, a właściwie, jakie wydarzenia sprawiły, że każde ich spotkanie tak wyglądało. W końcu swoją prawdopodobną kuzynkę, poznał niespodziewanie, jeszcze kilka chwil temu zaczepiając samotną postać na plaży.
- Bez pretekstu też możesz - zaśmiał się, kończąc jednocześnie ów temat. Choć gracze zawsze skupiali się na swoich zadaniach, przyjemnie było wiedzieć, że tam na trybunach * bądź prowizorycznym płotku, jak bywało w dzieciństwie* znajduje się jakiś pasjonat, który z otwartą buzią obejrzy podejmowane rozgrywki.
Skamander wcisnął dłonie w kieszenie, rozchlapując nogami wodę, po której stąpał. I tak miał zdecydowanie dużo więcej suchej powierzchni, niż wyłaniająca się z toni, złośliwa nimfa - Selina. Ach, miał zamiar jej o tym powiedzieć. Później. Gdyby Alice usłyszała ich standardową wymianę, mogłaby stwierdzić, że przynajmniej jedno z nich sięgnie w końcu po różdżkę. Oczywiście nigdy to nie miało miejsca, a jedyną krzywdę - według Samuela, wciąż niechlubną, ale zakończoną w fascynującą znajomość - było potraktowanie tłuczkiem panny Lovegood.
Był na lepszej pozycji, wiedział o tym i ona też z tego zdawała sobie sprawę. Nawet, gdy piorunowała go szarozielonymi tęczówkami, w których kryło się tyle piękna, ile wypowiedzianych, ostrych słów.
- Cóż, korzystam tylko z łaskawości twych słów, Moja Droga - odezwał się, jakby nie zdając sobie sprawy ze znaczenia kierowanych do niego słów. Wyraźnie też podkreślił ostatnią frazę - a zasługi...chyba wystarczająco ich się nazbierało? - i rzucił wyzwanie - ale spokojnie...może woda zbyt ciąży na sukience? - to mówiąc, z wciąż założonymi przed sobą rękami, obszedł blondynkę, by zatrzymać się tuż obok prawie-kuzynki. Pozostawał jednak wzrok na wysokości twarzy, hamując niewybredną, prowokację. Oh, może jeszcze nie przekroczył, żadnej granicy?
- Alice - nachylił się bliżej dziewczyny - teraz na pewno nie może cię zabraknąć na meczu - zawadiacki uśmiech zagościł na jego wargach i nie chciał zejść - to prawdziwa gwiazda - wskazał ruchem brody, na wciąż mokrą zawodniczkę. Niemal namacalnie podkreślając, w jakiej sytuacji się znalazła. Ileż by dał, by móc teraz uwiecznić tę scenę. Selina, chyba by go kiedyś za to, prawdziwie udusiła. A przynajmniej próbowała, a to - wydawało się niezwykle kuszącą wizją.
- Potwierdzam, potrafi być uroczo, szczególnie w takim towarzystwie - przytaknął Selinie, ale wzrok zatrzymał na Alice. Nie chciał, by zgubiła się w tak niecodziennym spotkaniu. Choć młoda Amerykanka, zapewne nie rozumiała sytuacji, w której się znalazła, Samuel miał nadzieję, że Selina, będzie kąsała złośliwościami, tylko jego, pozostawiając młodszą dziewczynę w uprzejmej nieświadomości, swoich zdolności.
W jej przypadku nie powinien dziwić taki wybór stażu. Alice była osobą niezwykle promugolską, co wymownie potwierdzał już sam jej wygląd: luźna koszula i dżinsy obcięte za kolanami zamiast sukni czy ozdobnej szaty. Był to zresztą ubiór budzący kontrowersje nie tylko w świecie magii, ale nawet w niektórych mugolskich kręgach, jako że spodnie, a tym bardziej dżinsy u kobiet nie były jeszcze bardzo mocno rozpowszechnione, zwłaszcza w Anglii. Alice musiała liczyć się z różnymi spojrzeniami i uwagami, jednak to, poza uwielbieniem do wygody i posiadania swojego stylu, było dodatkowym elementem robienia na przekór zastałym zwyczajom i podkreślania swojej niezależności.
Była zresztą dziewczyną z wielkiego miasta, większość swojej amerykańskiej części życia spędziła w dynamicznie rozwijającym się Nowym Jorku. W miastach takich jak to promugolskość nie była niczym niezwykłym i Alice nigdy nie spotkała się z dyskryminacją na punkcie swojego statusu krwi, z jaką niemal na każdym kroku stykała się w Anglii, gdzie wielu czarodziejów tak zwanej czystej krwi traktowało ją jako osobę niższej kategorii.
- Tak, z mugolami – potwierdziła, wcale nie uważając tego za powód do wstydu. – To dopiero początek stażu, ale podejrzewam, że wkrótce zrobi się ciekawiej.
Początki były nudnawe, fakt, ale przecież się do tego nie przyzna nowo poznanej osobie, która wydawała się podchodzić z lekkim dystansem do kwestii jej zajęcia. Musiała więc zachowywać się tak, jakby robiła coś naprawdę fascynującego.
- Jest dosyć staroświecko, czasami mam wrażenie, jakbym wkraczając w świat magii, cofała się w czasie – skwitowała, choć właściwie trudno jej było tak jednoznacznie określić, co myślała o życiu w Anglii, o tutejszej magicznej społeczności. - Ale festiwal rzeczywiście zapowiada się interesująco. Z pewnością obejrzę pokaz fajerwerków, zawsze lubiłam oglądać podobne wydarzenia. – W Ameryce widziała kilka takich pokazów, zrobiły na niej spore wrażenie. A co do festiwalu, póki co większość swojego pobytu na nim spędziła, wałęsając się po plaży, ale przecież jeszcze kilka dni przed nimi, prawda? Było dużo czasu, by odkryć jego kolejne uroki i dobrze się bawić. Na przykład, na tym meczu, do odwiedzenia którego tak kusił ją Skamander...
- Och, to teraz tym bardziej muszę odwiedzić ten mecz – stwierdziła. Czy przepychanki Samuela i Seliny na boisku będą równie interesujące, jak tutaj? A może będą nawet bardziej ekscytujące, skoro będą się ze sobą ścierać w powietrzu, podczas gry? Szykowało się niezłe widowisko.
Z jednej strony wiedziała, że Samuel jest niegroźny - może dlatego jej złośliwości w jego stronę były stonowane (w porównaniu do tych, których niedawno darzyła na przykład pewnego niewydarzonego dziennikarza). I pewnie sama by go w jakiejś sytuacji zaczepiła, byleby tylko zagrać w tą "grę". Choć, bez wątpienia, potrafił nadszarpnąć jej nerwy i mocno zirytować. Jednak jakoś tak zawsze zaczynali od nowa, gdy się spotykali. Ile to już trwało? Ta dziwna, elektryczna znajomość?
Zmrużyła oczy, gdy ten z taką bezczelnością napawał się swoją przewagą. Moja droga?! Pff!
-Może zechciałby pan wyjawić choć kilka z tych zasług?-zasugerowała jadowicie, próbując to przykryć uprzejmością.-Pańska kuzynka z przyjemnością pewnie posłucha czymże pan się zaszczycił u takiej kobiety jak ja.-zauważyła, już panując nad swoim tonem i mimiką, zwróciła na chwilę wzrok na Alice, wciągając ją w tą rozmowę.
Rozluźniła wargi, pozwalając im się rozstać ze sobą na moment w ekspresji nie dowierzania, gdy ten zaczął ją obchodzić. Wstrzymała oddech, dziwnie czując się pod jego spojrzeniem. Gdy już obchodził jej drugi bok, złapała jego wzrok i prawdopodobnie zmroziła własnym.
-Tworzy pan eksponat z kobiety, panie Skamander?-w pytaniu rzuciła obelgę, zaciskając lekko usta i dokładnie akcentując jego nazwisko, jakby mieląc je w ustach.-Ja z chęcią też obejrzałabym jak prezentuje się pan w nieco bardziej wilgotnej wersji. Nie zrobi mi pan tej przyjemności?-rzuciła zaraz, nie mogąc tak po prostu zostawić tej sprawy.
Zwróciła jednak w końcu wzrok na dziewczynę, co jednocześnie pozwoliło jej się nieco uspokoić.
-Bez wątpienia.-przyznała jej bez dbałości, krótko, ciągle przejęta niedawną wymianą zdań. Gdy jednak ta podzieliła się z nią swoim spostrzeżeniem, Lovegood rozciągnęła wolno wargi w uśmiechu. Nie miała pojęcia jak życie wygląda w innym społeczeństwie, w końcu sama wychowywała się w tym właśnie magicznym świecie i inny znała wyłącznie z biegu, ale mimo to sama odczuwała, że była zakuwana w swego rodzaju kajdany przez otoczenie.
-Przyzwyczaisz się. Można wywalczyć sobie nieco swobody, jeśli zna się podobne sposoby.-powiedziała, uśmiechając się szczerze. Czy nie właśnie w ten sposób działała zawodniczka?-Mugole...-zaczęła, jakby z lekkim wahaniem, sama nie wiedząc czy chce na pewno zacząć ten temat.-...są mniej konserwatywni?-zapytała niezobowiązująco, a przynajmniej to chciała przekazać swoją mową ciała.
-Ten jest wyjątkowy, Alice.-obiecała jej, rozpromieniona i wyprostowana. Tak, fajerwerki podczas Festiwalu Lata bez wątpienia różniły się od innych. Zwróciła wzrok na Samuela, gdy dorzucił swój komentarz i na chwilę utrzymała kontakt.
-Ma pan na myśli kogoś konkretnego?-zapytała niewinnie.
The more solitary, friendless, unsustained I am,
the more I will respect myself.
will be always
the longest distance
between us
Po ostatnich dniach pełnych niespodziewanych spotkań powinna sobie darować festiwal i zająć się poważniejszymi sprawami, jednakże nie potrafiła, w przedziwnym masochistycznym odruchu wciąż lgnęła do tego skupiska czarodziei różnej krwi. Kiedy tłum ludzi zaczął ją nieco przytłaczać, postanowiła, iż czas poszukać miejsca, gdzie choć na chwilę odetchnie od tego gwaru. Nie kierowała się jakimiś przeczuciami, po prostu szła tam, gdzie niosły ją stopy. Coraz bardziej ogarniało ją przekonanie, że naprawdę powinna wyjechać z kraju, choćby na te marne kilka dni. Musiała sobie wreszcie wszystko poukładać w głowie, gdyż jeśli miałaby być szczera sama ze sobą, gubiła się już nie tylko we własnych myślach, ale i uczuciach. Tutaj w całym tym wirze na pewno nie odnajdzie racjonalnego rozwiązania swoich piętrzących się problemów.
Czuła lekki wietrzyk, czule smagający jej blade policzki; przyjemny zapach nadmorskiej bryzy unosił się w powietrzu, toteż Cassio chciwie wciągała otrzeźwiające powietrze. Z zamyśleniem spoglądała w stronę morza, napawając sie jego bezmiarem i ogromem. Czymże była wobec tak wielkiej potęgi? Nic nie znaczącym pionkiem; rozmazaną plamą widoczną z oddali? Spokojnie kroczyła niemal przy samej wodzie, w ciszy kontemplując nad zdarzeniami z ostatnich kilku dni. Chciałaby zapomnieć; zacząć ten festiwal z czystą, niezapisaną ponurymi słowami kartą, aczkolwiek to było niemożliwe. Na dodatek niebezpiecznie zaczynało kręcić jej się w głowie, a przed oczami latały mroczki. I nagle straciła równowagę i nie widziała już nic, oprócz przeraźliwiej ciemności.
zwinięci razem wokół o d d e c h u, tak święci w swoim grzechu…
Ostatnio zmieniony przez Cassiopeia Black dnia 08.11.15 10:24, w całości zmieniany 1 raz
His hand upon your hand
His lips caress your skin
It's more than I can stand
-Panienko, Panienko, ocknij się, na litość boską....- zaczął po czym potrząsnął nią delikatnie, by po chwili przenieść ją odrobinę od wody i położyć na piasku. Może robienie usta-usta nie będzie tutaj koniecznością. Sprawdził jej puls, dotykając palcami jej tętnicy szyjnej. Był słaby, ale nadal był, to najważniejsze. Miał nadzieję, że dziewczę się ocknie.
Strona 2 z 23 • 1, 2, 3 ... 12 ... 23
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Dorset