Wydarzenia


Ekipa forum
Jarmark
AutorWiadomość
Jarmark [odnośnik]26.09.15 22:22
First topic message reminder :

Jarmark

★★
Na plaży ustawiono drewniane stragany z czarodziejskimi różnościami, ławy uginają się pod ciężarem różnokolorowych fiolek, szlachetnych kamieni, mis z kryształami oraz dzbanów wypełnionych ziołami, płatkami suszonych kwiatów lub owoców wykorzystywanych w alchemii. Wśród różności znajdują się zwoje, manuskrypty oraz inne czarodziejskie przedmioty - nie tylko dla zakochanych...
[bylobrzydkobedzieladnie]
Jarmark Lughnasadh

Jarmark w trakcie obchodów Lughnasadh ściągnął kupców z czterech stron świata. Pośród wielobarwnych straganów dało się znaleźć niemal wszystko, od pięknych sukien i materiałów, wyjątkowej jakości choć drogich tkanin, mioteł i kociołków, przez naczynia, tak rytualne, jak kuchenne, księgi i manuskrypty, nierzadko bardzo cenne, a nawet fantastyczne i nie tylko zwierzęta oferowane przez handlarzy, w końcu eliksiry, skończywszy na żywności pachnącej tak pięknie jak chyba nigdy dotąd. Wielu czarodziejów przybyło w tym roku na obchody nie po to, by zarobić, a po to, by pomóc. Niektóre ze straganów nie prowadziły sprzedaży, a wydawały ciepłe posiłki lub koce i ubrania, inne aktywizowały, ucząc gości prostych zawodów, praktycznych umiejętności lub prowadząc zbiórki pieniężne ukierunkowane przede wszystkim na poszkodowanych przez ostatnie działania wojenne.

Życie na jarmarku, jak wszędzie indziej, tak naprawdę rozpoczynało się po zmroku, gdy pomiędzy stolikami migotały jasne świetliki.  

Aby zakupić przedmiot ze sklepiku w jarmarku należy napisać w niniejszym temacie wiadomość i zalinkować ją jako uzasadnienie w temacie z rozwojem postaci.

Sklepik świąteczny

PrzedmiotDziałanieCena (PD)Cena (PM)
Ciekawskie okoMagiczne szkiełko w oprawie z ciemnego drewna. Jest w stanie precyzyjnie i kilkakrotnie powiększyć obraz. Nie grozi mu zarysowanie ani stłuczenie.3060
Czarna perłaTrzymana blisko ciała (może być w kieszeni, choć niektórzy wolą z nich robić wisiory, bransolety i broszki) dodaje męskiego wigoru (+3 do rzutów na sprawność).150-
Gogle "Tajfun 55"Lotnicze gogle oprawione solidną skórą. Słyną z magicznych właściwości opierających się pogodzie - producent gwarantuje, że nie zaparują i nie zamarzną, a do tego pozostaną zupełnie suche w deszczu.3060
Gramofon "Wrzeszczący żonkil"Przenośny gramofon ułożony w drewnianej ramie, którą zdobią kwietne żłobienia. Nie wymaga płyt. Wystarczy przytknąć kraniec różdżki do igły i pomyśleć melodię, jaka ma z niego rozbrzmieć, a ta natychmiast pomknie z niedużej tuby.1040
Jojo dowcipnisiaNiepozorne w rękach właściciela, użyte przez każdą inną osobę powraca do góry z takim impetem, by uderzyć w nos.1040
Konewka bez dnaJeśli tylko ma dostęp do pobliskiej studni lub innego źródła wody, pozostaje pełna niezależnie od częstotliwości użytkowania. Działa wyłącznie w przydomowych ogrodach.2050
Letnia edycja szachów czarodziejówDostosowana do okazji festiwalu plansza pokryta jest materiałem przypominającym trawę. Jej faktura jest jaśniejsza w miejscach odpowiadających klasycznej bieli i ciemniejsza - czerni. Ruchome figury przedstawiają zapisane w historii postaci ze świata czarodziejów, ustawione w hierarchii szachowej zgodnie z wagą historycznego zasłużenia.1040
Lusterko dobrej radyPozornie zwyczajne, ukazuje na swojej tafli proste odpowiedzi po zadaniu przed nim pytania. (Rzuć kością k3: odpowiada słowami: (1) "tak", (2) "nie" i (3) "nie wiem").1040
Magiczny albumDostępny w dwóch wariantach: fotograficznym i karcianym. Automatycznie sortuje umieszczone w nim zdjęcia względem chronologii ich wykonania, a karty z czekoladowych żab - układa zgodnie z wartością i rzadkością.1040
Magiczny zegarek na nadgarstekZminiaturyzowana wersja domowego zegaru, który za pomocą magicznej modyfikacji pokazuje miejsca pobytu członków rodziny lub przypomina o rutynowych czynnościach. Można z łatwością nosić go na nadgarstku. 3060
Medalion humoruW naszyjniku można umieścić zdjęcie wybranej osoby. Po dotknięciu różdżką srebrnej powierzchni medalionu, można wyczuć podstawowy nastrój, w którym znajduje się sportretowana osoba. By tak się stało, fotografia musi być podarowania właścicielowi dobrowolnie celem zamknięcia w medalionie. 3060
Mroźny wachlarzIdealny na upały albo powierzchowne oparzenia. Wachlowanie wznieca powiew mocniej schłodzonego powietrza bez obciążania nadgarstka. W ruch nie trzeba włożyć zbyt dużo siły, by zyskać ponadprzeciętne orzeźwienie.2050
Muszla CzaszołkiŚciśnięta w dłoni pozwala lepiej skupić myśli i wspomaga koncentrację (+3 do rzutów na uzdrawianie).150-
Muszla echaSporych rozmiarów morska muszla, w której można zamknąć wybraną piosenkę. Wystarczy przyłożyć kraniec różdżki do jej powierzchni i zanucić dźwięk do środka, lub wypowiedzieć krótką wiadomość. Po ponownym przyłożeniu różdżki, muszla odegra zaklętą w niej melodię.2050
Muszla magicznej skrępyNiewielka muszla w kształcie stożka, która epatuję ciepłą, dobrą energią (+3 do rzutów na OPCM)150-
Muszla przewiertki kameleonowejJej barwa zmienia się, dostosowując się do padającego światła, a kolce zdają się zmieniać swoją długość. Noszona na szyi zapewni +3 do rzutów na transmutację.150-
Muszla porcelankiZałożona jako biżuterię przez kilka sekund pozwala usłyszeć kojący szum morza, który pozwala skuteczniej skupić myśli (+3 do rzutów na uroki).150-
Muszla wieżycznikaJej ścianki są wyjątkowo wytrzymałe na działanie przeróżnych substancji, a jednocześnie pozostają neutralne magicznie. Alchemicy cenią sobie ich właściwości i używają ich jako pomocniczych mieszadeł (+3 do rzutów na alchemię).150-
Pan porządnickiStojący na czterech nogach, zaklęty wieszak, który wędruje po domu i samodzielnie zbiera rozrzucone ubrania, umieszczając je na swoich ramionach. Kiedy zostanie przeciążony, zastyga w miejscu i oczekuje na rozładowanie.1040
Poduszki zakochanychRozgrzewają się lekko, gdy osoba posiadająca drugą poduszkę z pary ułoży głowę na swoim egzemplarzu.1040
Pukiel włosów syrenyBransoleta z włosem syreny, noszona na nadgarstku lub kostce poprawia płynność ruchów (+3 do rzutów na zwinność).150-
Ruchome spinkiPara spinek w kształcie kwiatów lub zwierząt, które za sprawą magii samoistnie się poruszają. Zwierzęta wykonują proste, podstawowe dla siebie czynności, a kwiaty obracają się lub falują płatkami.1040
Terminarz-przypominajkaŁadnie oprawiony kalendarz, w który przelano odrobinę magii. Rozświetla się delikatną łuną światła w przeddzień zapisanego wydarzenia, a jeśli nie zostanie otwarty przed północą, zaczyna wydawać z siebie ciche bzyczenie.1040
Zaklęty fartuszekStworzony z materiału, którego wzory są magicznie ruchome i zmieniają się zależnie od nastroju noszącej go osoby. Samoistnie dopasowuje się do figury ciała.1040
Zwierzęca kostkaAmulet stworzony z zasuszonych i magicznie zaimpregnowanych kwiatów, koralików oraz pojedynczej kostki drobnego zwierzęcia. Ściśnięty w dłoni przywołuje postać duszka zwierzęcia, do którego należy kość. Zwierzę będzie obecne do całkowitego przerwania dotyku.3060


Kupcy ze zwierzętami
Na czas Festiwalu Lata wielu hodowców bydła i magicznej fauny przygotowało stoiska na świeżym powietrzu w handlowej części skweru. Drewniane lady skrywają w szufladach księgi rachunkowe, odgrodzone od słońca kolorowymi płachtami materiału rozwieszonymi ponad głowami sprzedawców. Większe zagrody zajęły krowy, świnie, kozy, owce czy osły, w mniejszych natomiast można obejrzeć kury, kaczki, gęsi i kolorowe dirikraki. Dzieci trudno jest odgonić od płotów - z zafascynowaniem przyglądają się zwierzętom, podczas gdy rodzice pogrążeni są w rozmowach i negocjacjach z handlarzami, którzy skorzy byli do oferowania okazyjnych cen.

W trakcie trwania Festiwalu Lata można zakupić zwierzęta gospodarskie z każdej kategorii (duże, średnie, małe) ze zniżką 10%.

Namiot wikliniarski
Pachnący żniwami skwerek pod jednym z większych namiotów jest miejscem zabawy przygotowanej z okazji Festiwalu Lata. Drewniane stoły przykryte kolorowymi obrusami uginają się tutaj od mnogości ingrediencji i elementów w wiklinowych koszykach, z których można własnoręcznie stworzyć coś na pamiątkę uroczystości. Podczas gdy gwar rozmów miesza się z szelestem i brzękiem, a dłonie pracują w hołdzie letniej kreatywności, doświadczone wiejskie gospodynie pokazują jak spleść ze sobą gałązki, liście kukurydzy, włóczkę, siano i kwiaty, by te przeistoczyły się w niedużych rozmiarów, proste lalki. Tak wykonane kukiełki - zaimpregnowane magicznie, by wzmocnić ich trwałość - można zabrać ze sobą, albo zostawić w drewnianej skrzyni ozdobionej polną roślinnością, skąd trafią do osieroconych dzieci, których rodzice zginęli na wojnie.

Szczęśliwa loteria
Symboliczny knut to nazwa loterii usytuowanej przy stoisku ręcznie rzeźbionym z drewna przyozdobionym sianem i malowanym farbami stoisku. Rzeźby na nim przedstawiają dwie postaci ubrane w dawne szaty, na skroniach których widnieją okazałe wianki. Wrzucenie monety do drewnianej skarbonki ukształtowanej na wzór słońca uprawnia do odebrania jednego losu z wiklinowego kosza doglądanego przez sympatyczne starsze panie: kuleczki złożone z nitek siana i przewiązane wstążkami skrywają w środku ilustracje przedstawiające drobne upominki przygotowane specjalnie z myślą o Festiwalu Lata. Nagrody wręczane są w koszyczkach ozdobionych polnymi kwiatami, a zysk z loterii ma wesprzeć poszkodowanych na wojnie.

Każda postać może wylosować małą festiwalową pamiątkę. Aby tego dokonać, wystarczy rzucić kością k10 i odpowiednio zinterpretować wynik.

Wyniki:


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 31.01.23 19:02, w całości zmieniany 4 razy
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Jarmark - Page 20 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Jarmark [odnośnik]26.11.18 23:56
6 sierpnia
Londyn ostatnimi czasy wydawał się być jeszcze bardziej przytłaczający niż dotychczas. Nawet mijani na ulicach niczego nieświadomi mugole zdawali się odczuwać, że nadchodzi niebezpieczne czasy. Znowu. Chociaż może była to tylko jej wybujała wyobraźnia. Otaczający ją obrazek zdawał się idealnie odzwierciedlać stan jej ducha. Coś nadchodziło. Niemalże mogła wyczuć to w powietrzu.
Ministerstwo ogłosiło stan wojenny.
Nieustanne poczucie zagrożenia nasilało się nocami, gdy koszmary budziły ją ze snu. Zimne kropelki potu przyprawiały o dreszcze rozgorączkowane emocjami ciało. Nie potrafiła sprecyzować co widziała, ni opisać w szczegółach swoich przerażających snów, ale mogła jasno co czuła – strach, głęboki, rozkładający na łopatki. Czy nie było nieco przewrotnym, że w takiej chwili poszukiwała obecności córki? Szła do drugiego pokoju i odnajdywała swoje miejscu u boku nieświadomej niczego Melanie. Powinno być odwrotnie. To ona powinna tulić do snu ciało córki po nocnym koszmarze. Szeptać zapewniania, że potwory z szafy są niegroźne. Jednak to nie stwory wyciągnięte z dziecięcej wyobraźni przerażały Roselyn najbardziej. To świadomość, że te potwory były prawdziwe. Skryte pod maskami ludzi, których mijała każdego dnia.
Gdy jednak odnajdywała bezpieczeństwo u boku swojego dziecka, zdawała sobie sprawę z tego, że strach był tylko jednym odcieniem z barwnego wachlarza emocji. Był tylko uczuciem – efektem dziennych zmartwień, które ujawniały się w nocy. Strach nie powinien jej paraliżować. Teraz musiała być odważna. Właśnie dla Melanie. W końcu na kogo innego miała liczyć jak nie na swoją matkę?
Rose nie chciała być kłębkiem nerwów. Jedną z tych kruchych emocjonalnie kobiet, które potrzebują nieustannej opieki czy silnego męskiego ramienia, w którym mogłyby się skryć ilekroć tylko przytłaczała je codzienność. Dlatego po wszystkim, wpatrując się w sufit wstydziła się samej siebie i swoich głupich odruchów.
Dni mijały, a powszedniość ukrywała symptomy nadchodzących zmian. Tego pragnęła się trzymać. Codziennych obowiązków, zobowiązań w Świętym Mungu. To sprawiało, że udawało jej się utrzymać na tej równi pochyłej, zapomnieć o nocnych lamentach.
Nie chciała opuszczać Londynu. Chociaż nie było to najbezpieczniejsze miejsce w świecie, czuła się pewniej właśnie tutaj, dlatego początkowo wahała się czy powinna przyjąć zaproszenie Jaydena. Dorset wydawało się być tak odległe, tak bardzo poza jej kontrolą.
Niemniej jednak ostatecznie postanowiła pojawić się na umówionym miejscu z pomocą świstoklika pożyczonego od znajomej z ministerstwa.
Powietrze tutaj było rześkie, pachniało ekscytacją. Rozglądając się za przyjacielem i mocno zaciskając palce na pelerynie dziewczynki, dało się poczuć wśród obecnych radosną atmosferę Festiwalu Lata.
Pozytywna myśl, że dobrze im to zrobi odwiedziła jej myśli, a Lyn postanowiła przyjąć ją tam gościnnie, porzucając na chwilę doczesne zmartwienia.
Usłyszała znajomy głos, wywołujący ją z tłumu. Chwilę zajęło jej zlokalizowanie go, ale gdy tylko na trafiła wzrokiem na twarzy przyjaciele na jej ustach zakwitł szeroki uśmiech ulgi. - Oczywiście, że jestem - odpowiedziała mu jak gdyby ponure myśli wcale nie odradzały jej pojawienia się tutaj. Dobrze było go widzieć, całego i zdrowego. Stąd też w ramach napływu tychże ciepłych uczuć uściskała go serdecznie.
Rozejrzała się wokół. - Jest tu coś co polecasz w szczególności? Nie wiem nawet od czego zacząć - powiedziała, chociaż Melanie wydawała się być znacznie bardziej zdecydowana w tej kwestii niż matka, bo już zaczęła ciągnąć ją za rękę w bliżej nieokreślonym kierunku.



what we have become but a mess of flesh and emotion - naked on all counts

my dearest friend


Roselyn Wright
Roselyn Wright
Zawód : Uzdrowiciel w leśnej lecznicy
Wiek : 31
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
the healer has the
b l o o d i e s t
hands.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
when will enough be enough?
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6412-roselyn-wright https://www.morsmordre.net/t6516-furia#166169 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f415-szkocja-highlands-knieja https://www.morsmordre.net/t6553-skrytka-bankowa-nr-1612#167244 https://www.morsmordre.net/t6551-r-wright#282514
Re: Jarmark [odnośnik]28.11.18 0:44
Kobieta tylko uśmiechnęła się do Floreana w odpowiedzi. Fakt, że był osobą niezwykle ugodową, taką wręcz do rany przyłóż, ale każdy miał jednak jakieś słabości. I w przypadku brata Florence zaliczały się do tego najczęściej kolorowe, pstrokate, a najlepiej jeszcze głośne rzeczy. Jarmak właśnie do takich rzeczy należał. Wiedziała, że jej brat będzie przeżywał to targowisko cudów nawet jeszcze długo po zakończeniu Festiwalu Lata. Ale w sumie to nawet dobrze. Dzięki temu Florean wniesie jeszcze więcej energii i radości do ich lokalu, kiedy będzie próbował zarazić klientów swoim uśmiechem i entuzjazmem.
Jeśli chodziło o kwestię szpargałów z przeszłości, Florence nie mogła się niestety zgodzić ze swoim bratem. Zarówno ten budzik jak i zegarek ojca były czymś, co łączyło ich z ich historią... ale czy musiało im to od razu ciążyć? Fakt, że kobieta nieco smutniała za każdym razem gdy wspominała rodziców - głównie przez wzgląd na to, jak tragiczny koniec spotkał ich dwójkę - ale jednak potrafiła przywoływać też pozytywne wspomnienia. Poza tym, źle było by całkowicie zapomnieć o tych wspomnieniach. Tak wiele w końcu oboje im zawdzięczali.
- Drzewo - odparła z prostotą, zupełnie pomijając temat Josepha - specjalnie bądź nie. Florean pytał ją w końcu o wróżby, a nie o jej osobę towarzyszącą! - Ponoć ma to symbolizować pomyślność, szczególnie w kwestii moich przyjaciół. Że mogę im ufać i nie obawiać się zdrady - wyjaśniła, przypominając sobie co Wright jej opowiadał o kształcie, który uformował się z wosku. To on się lepiej znał na wróżbiarstwie, musiała mu zawierzyć w tej kwestii. I jeśli miała być szczera, bardzo ją taka wróżba ucieszyła. Brzmiała dużo lepiej niż jakieś tajemnicze, głupie romanse.
- Chodź, tam widzę jeszcze kilka stoisk, których nie oglądaliśmy. A potem kupimy sobie po butelce piwa i kłębku waty cukrowej, co ty na to, braciszku? - zaproponowała, kierując Floreana we wskazanym przez siebie kierunku. Tak naprawdę pominęli jeszcze całą masę stoisk i straganów, ale nie żadne z nich nie miało już więcej pieniędzy, finalnie więc, z bólem serca, musieli opuścić teren jarmarku.

zt x2


What is my life?
Am I doing this right?
I just realized that I might

Not know what the hell is going on!

Florence Fortescue
Florence Fortescue
Zawód : Bezrobotna
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
If you can't see anything beautiful about yourself...
Get a better mirror
Look a little closer
Stare a little longer
OPCM : 5 +2
UROKI : 4 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 10
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 3
Genetyka : Czarownica
Jarmark - Page 20 Tumblr_p0ebmcr3Ki1wbxqk4o1_540
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t3964-florence-fortescue https://www.morsmordre.net/t3969-hiacynt#76587 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f278-pokatna-5-2 https://www.morsmordre.net/t3970-florence-fortescue#76622
Re: Jarmark [odnośnik]30.11.18 16:29
Oczywiście, że nie przejmował się kobiecymi trudnościami w dotrzymaniu mu kroku - na takie szczegóły zwracał uwagę wyłącznie podczas tańca, w innych okolicznościach niezbyt przejmując się niedogodnościami przedstawicielek płci pięknej i słabszej. Blaithin wytrąciła go z równowagi, ba, nawet obraziła, więc tym bardziej nie zamierzał pochylać się nad nią z ojcowską troską. Od tego miała nestora, starszych braci czy tam kuzynów, nieistotne: nigdy nie interesował się przesadnie otaczającymi ją lordami, święcie i naiwnie przekonany, że to on jest tym najważniejszym w jej krótkim, panieńskim życiu. Srodze się pomylił, tak samo jak w ocenie jej wychowania. Ciągle był oburzony tą pyskówką: spoglądał na lady Fawley z wyraźnym niezadowoleniem, cierpkim uśmiechem kwitując próbę obrony swej wypowiedzi. - Powinna lady już skończyć - uciął, unosząc jasne brwi. Wykopywała coraz głębszy dół dla własnej opinii, ale w momencie, w którym był przekonany, że właśnie - metaforycznie - zasypie się pod gruzem niegrzeczności, udało się jej uniknąć kary.
Słodkimi przeprosinami. Może wymuszonymi, może ironicznymi; nieistotne, liczył się gest, a Lysander uśmiechnął się do niej zwycięsko. - Z przyjemnością wybaczę ci te wywołane zdenerwowaniem słowa, moja lady. Wiadomo, że kobiety najpierw mówią a potem myślą - skwitował zachowanie Blaithin w swoim wielkopańskim stylu, porzucając nastroszony wyraz twarzy. Nie chował urazy zbyt długo, zwłaszcza wobec przedstawicielek arystokracji. Bywał miłosierny i łagodny, Fawleyówna powinna być mu wdzięczna, chociaż nawet przez różowe okulary miłości własnej Nott dostrzegł jej naburmuszenie oraz urazę.
Widoczną nawet w słowach, krótkich, zdawkowych, a jednak pełnych emocji. Westchnął lekko, aż złoty loczek, zawijający się mu uroczo nad czołem, podfrunął kilka cali wyżej. - Czymże jesteś zawiedziona, Blaithin? - spytał bez ironii, z autentyczną ciekawością, zupełnie nie poczuwając się do popełnienia jakichkolwiek błędów podczas ich kurtuazyjnej konwersacji. - Nie traktuję cię jak wroga - odparł, równie szczerze zdziwiony, że jego metody wychowawcze można było odebrać w tak mylny sposób. Swych wrogów ścierał na pył, wyzywał na pojedynki magiczne lub szermiercze: na pewno nie przytrzymywał ich smukłych dłoni ani nie przeprowadzał przyjemnej rozmowy w dyskretnym zaciszu festiwalowego lasku. Przytrzymał jej rękę, przenosząc wzrok ze smukłych palców na jej twarz. Bladą, drżącą, nakazywała mu, by ją puścił - ale przecież nie robił nic złego, wzmocnił uścisk na delikatnym nadgarstku, poszerzając uśmiech i pochylając się nad jej dłonią, by złożyć na niej pocałunek. Prześmiewczy, prowokujący - a może przepraszający? Wyprostował się z gracją, nagle wypuszczając ją ze swych przyzwoitych objęć. Blaithin wydawała się poruszona, obrażona, zdystansowana; gdzie podziało się nasze narzeczeństwo, moja droga? Kącik ust powędrował w górę, bawiła go ta konwersacja i oczywiste przeciwieństwa buzujących w nich uczuć. Próbował zgadnąć, co kieruje poruszoną Fawleyówną. Zazdrość? Zawiść? A może czysta uraza, ciągle rozjątrzona rana, zadana bezpardonowym rozstaniem. Już nie prowadził zakusów na jej dłoń, stał tuż przed nią, spoglądając na nią z rozbawieniem i jednocześnie rezygnacją. - Ciężko brać przykład z urody półwili, jeśli nie posiada się jej genów - zauważył zaskakująco trzeźwo, wcale nie negując urody Blaithin. Była urocza, lecz nic nie mogło równać się ze złotymi puklami magicznej syreny. - Ciągle masz mi to za złe? Nasze...niedoszłe zaręczyny? - spytał wprost, bezpardonowo - mogła odejść, jeśli chciała; on także bawił się coraz słabiej w tym dwuosobowym pokazie niezatartych uprzedzeń. Mimo zadufania wyczuwał prawdę; Blaithin wcale go nie komplementowała, a próbowała sprowokować go do gwałtowniejszej reakcji. - Naprawdę mam nadzieję, że niedługo zobaczę cię na ślubnym kobiercu, Blaithin - dodał poważniej, bez złych intencji, nie odrywając spojrzenia od jej wielkich, urażonych oczu.
Lysander Nott
Lysander Nott
Zawód : mistrz tańca
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Almost nobody dances sober, unless they are insane.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6435-lysander-nott#164145 https://www.morsmordre.net/t6486-cornelius#165528 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f236-nottinghamshire-ashfield-manor https://www.morsmordre.net/t6483-skrytka-bankowa-nr-1625#165520 https://www.morsmordre.net/t6484-lysander-nott#165521
Re: Jarmark [odnośnik]02.12.18 21:23
Miriam nie miała duszy rebeliantki, nie żądała przygód, które, według powszechnej opinii dzieci, można było spotkać poza bezpiecznymi murami swojego domu i tylko i wyłącznie bez opieki rodziców. Miała swoją wyobraźnię, dzięki której niebezpieczne wyprawy były w zasięgu jej dłoni i wystarczyło tylko sprawić, że w jej oczach korytarz stawał się rwącą rzeką, a schody – wodospadem, którym można było dostać się do magicznej krainy pełnej pachnących kwiatów, które wyjadał bardzo niegrzeczny niuchacz. I właśnie z tego powodu – rosnącego domatorstwa – i również z powodu anomalii, Miriam nie widziało się odchodzenie od najbliższych jej osób. Pani Picks była zawsze w zasięgu wzroku, papa kończył już rozmawiać z wujaszkiem, ale wciąż miała go na oku, a ciocia Solene była tuż obok, przecież szły ręka w rękę. Była pieszczochem i przylepą, ponad wszystkie fanaberie wieku dziecięcego wolała usiąść na kolanach papy i malować latające na smokach pasterki.
Solene mogła więc być o nią spokojna. Mimo to usta panienki Prewett rozchyliły się w szerokim uśmiechu, kiedy zauważyła wyciągnięty w jej kierunku mały palec. Ujęła go bez wahania swoim własnym, znacznie mniejszym, ale równie szczerym!
Obiecuję! – zawołała, potrząsając lekko ich dłońmi, by za chwilę je puścić i jeszcze raz skupić na chustkach. Spojrzała uważnie na tę wskazaną przez ciocię, stając wyżej na palcach, bo chociaż rosła w górę jak młoda fasola, to wciąż kramy były poza jej poziomem. Wzięła go do ręki, sprawdzając, czy szeleści, a jeśli tak – w jaki sposób słychać tulące się ze sobą skraje szalu. Obrastał czerwienią, choć nie był to jej odcień, który raził po oczach. Kojarzył jej się jednak z różą, ze świeżym pąkiem rozkwitającym w ogrodzie, który dotyka się z najwyższą ostrożnością, kojąc zmysły delikatną powłoczką jego płatków. Rozkwitające róże też posiadały swój własny dźwięk, niepowtarzalny, subtelny, prawie że nienamacalny, ale rzadko który człowiek był w stanie go usłyszeć. – Piękny – w jej uśmiechu wyczuwało się zadowolenie, ale nieco zmieszane z jakąś odmianą sentymentu. – Przepraszam! – wspięła się nieco na kramie, żeby dopatrzeć się sprzedawczyni. Ta nachyliła się do niej, na co Miriam odpowiedziała nieco szerszym uśmiechem. – Ja bym chciała kupić tę chustkę! – zawołała, wyciągając swoje ramię daleko przed siebie i kładąc galeona, którego dał jej tata, gdzie tylko mogła wyczuć. Umiała liczyć, ale nie wiedziała, ile kosztuje, dlatego zaufała swojemu dopiero kiełkującemu instynktowi. Kobieta wydała jej reszty i oddała chustkę w jej niewielkie dłonie. Ozdoba zaraz odnalazła Solene. – Proszę! Bardzo pasuje, bardzo, bardzo. Ale ja nie chcę, musimy kupić jeszcze mamusi, babci, cioci Julii i pani Picks! – niespieszno było jej do okupowania się takimi drobiazgami. Och, ale co by było, gdyby odnalazły stoisko z farbami! – Czy jest tu jakiś stołeczek? Bo ja nic nie widzę!
Nawet, jak stała na palcach.
To papa mi tak powiedział, to nie ja – pokręciła główką z rudymi lokami. – Bo papa powiedział, że to jakby on szybko robił obrazy – gestykulowała palcami, jakby robiła z nich zaciskające się kleszczyki. – Szybko-szybko! To ja bym bardzo chciała robić tak szybko obrazy. I ptaszkom bym robiła te obrazy. Mamy pliszkę w ogrodzie, na pewno pozwoliłaby mi się zobrazować. I gąsienice na kamieniach, cała rodzina! I papie bym zrobiła taki obraz, i mamusi, i pani Picks, i cioci, i drugiej cioci. Winniemu chyba nie, bo on jest szybki jak wiatr, nikt go nie dogoni! – zachichotała, wybierając wśród wzorzystych materiałów. Spojrzała do góry, na Solene. – Latarnię morską? Tak, dziadzio mi pokazywał. Powiedział nawet, że jak podrosnę, to tam ze mną wejdzie i pokaże mi statki i wszystko daleko za niebieskim morzem! Pójdzie ciocia z nami? Będzie fajnie! A podrosnę już niedługo!
Za kilka dni. Wystarczy, prawda?


Zgubiła swe kropki na łące
a może w ogródku na grządce

Molly Prewett
Molly Prewett
Zawód : żywe srebro Weymouth
Wiek : 8
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
in a world
where you can be
anything
be kind
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4347-miriam-prewett https://www.morsmordre.net/t4371-kremowka#93727 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f77-weymouth-siedziba-rodu-prewett https://www.morsmordre.net/t4551-miriam-prewett
Re: Jarmark [odnośnik]06.12.18 0:51
Bordowa sukienka wciąż lała się po jej ciele, jakby nieporuszona minionym dniem, nieporuszona wypełnioną tradycją, którą Jackie podjęła z kwaśnym grymasem na ustach. Tuż przy kramach płonęły pochodnie, nadając lśniącymi płomieniami łagodnej atmosfery budzącej się ze snu nocy. Tak, nocy – poświęciła jeden swój wieczór chłopcu, który tak ochoczo i z takim wilczym głodem zabiegał o jej względy, co z jednej strony teraz, po wszystkim, wydawało jej się śmieszne, a z drugiej tragiczne. Zacisnęła zęby, przewijając w głowie obraz jego twarzy, rozpamiętując moment, kiedy na oczach tłumu bezkarnie wciągnął ją w swoją zabawę.
W swój podły żart. Koszmarny, podły żart. Nieprzyzwyczajona do uwagi, czuła sie jak zwierzę złapane w sidła, tylko nie kwiliła i jęczała jak ono, pokornie znosząc niedogodności i dyskomfort związany z przebywaniem w okowach pułapki. Pułapki skonstruowanej przez cwane dziecko, które widziała po raz pierwszy na oczy, a które miało jednak w sobie cos okrutnie znajomego.
Dotarło to do niej nagle i wiedziała, ze nie może się mylić. Oczy Vincenta. Tak samo jasne, ale pozbawione tego osobliwego ugięcia, ułożenia powiek, które tak kojarzyło jej się z momentem, gdy Vincent decydował się na ucieczkę. Było w nich życie i fascynacja, dziecięca ciekawość. Coś, co jednocześnie potrafiła skojarzyć jako cechę charakterystyczną Rineheartom i coś zupełnie od nich odbiegającego. Nie potrafiła tego tak jasno sklasyfikować, nadać jednotorowy kierunek, ale gdyby mogła opowiedzieć o tym na około, powiedziałaby, że dostrzegła tam jakąś miękkość, blask, który podświadomie oddałaby opiece matki.
Zmarszczyła brwi, nieświadomie gniotąc wyciągnięty kraniec swetra, wpatrując się w jakąś drobnostkę wystawioną na jarmarcznym stole.
Panienko? – głos starca ściągnął ją z wysoka na ziemię.
Zazwyczaj jej umysł pozostawał twardo przytroczony do jej ciała, stanowił przecież jedyną barierę przed mocą czarnoksiężników, ale najwyraźniej poczuła się tutaj na tyle pewnie, że odlecenie swoich w rozmyślaniach okazało się prostsze niż myślała. Podniosła oczy, marszcząc brwi, przywołując na swoją twarz znajomy jej wyraz – ponurej, złej na wszystko dookoła Jackie.
Przepraszam – burknęła, patrząc na swoje dłonie, potem na kram.
Nie kupiła nic, ale wyglądała, jakby mocno się nad kupnem czegoś zastanawiała, być może o to chodziło. W gruncie rzeczy nie przyszła tu, żeby wydać swoje oszczędności, po to, żeby uspokoić skołatane nerwy, uporządkować myśli. Kiedy odchodziła od kramu, czuła się tylko nieco lepiej, ale wiedziała, że to na razie musi jej wystarczyć.
W tym miejscu Festiwal Lata miał dla niej swój koniec.

| zt



pora, żebyś ty powstał i biegł, chociaż ty nie wiesz,
gdzie jest cel i brzeg,
ty widzisz tylko, że
ogień świat pali
Jackie Rineheart
Jackie Rineheart
Zawód : auror
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
only now do i see the big picture
but i swear that
these scars are
fine
OPCM : 25+3
UROKI : 10+2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 12
SPRAWNOŚĆ : 14
Genetyka : Czarownica
Jarmark - Page 20 7sLa9Lq
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5414-jackie-rineheart#122455 https://www.morsmordre.net/t5418-kluska-jackie https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f205-opoka-przy-rzece-wye-walia https://www.morsmordre.net/t5423-skrytka-bankowa-nr-1349 https://www.morsmordre.net/t5424-jackie-rineheart
Re: Jarmark [odnośnik]06.12.18 15:39
Nie prosiła o jego wybaczenie, ale skoro już je uzyskała, kiwnęła głową w zrozumieniu. Przymknęła powieki na następujące po nich słowa. Metaforycznie, pobłażając jego kolejnej nieuprzejmości, w której niewinność widocznie naprawdę wierzył, oraz dosłownie, na chwilę pozwalając sobie odetchnąć od zbyt intensywnego spojrzenia chłodno-błękitnych oczu.
Czym mogła być zawiedziona? To było tak ogólne pytanie. Miała tak wiele powodów do zawodu. Wracając do niego spojrzeniem, widziała ich co najmniej dziesiątki. W odbiciu jego twarzy i w słowach, lustrzanie zbliżonych do jej własnych. Bezpiecznych, układanych w intencji bezbłędnej, grzecznościowej, szlacheckiej rozmówki. Widocznie obu im wydawało się, że nie wykazywali się względem siebie cynizmem i nieprzychylnością, a jednak oboje, ze wszystkich możliwych emocji, czuli się potraktowani właśnie tymi. Go, w przeciwieństwie do niej, sytuacja zdawała się bawić. Reagowali na nią w zupełnie odmienny sposób. Spojrzała za muśnięciem jego warg, w miejsce na jej bladej skórze, gdzie teraz pojawiła się gęsia skórka, przechodząc prądem aż do szczytu ramienia i wzdrygnęła się, rozjuszona, a może rozdarta jego triumfalnym uśmiechem i intencją, której nie potrafiła jednoznacznie odczytać.
Przemilczała wiele kwestii, unikając bezpośredniego, słownego ataku. Pokręciła głową ze zrezygnowaniem, dotychczas zachowując rezerwę i czujność, ale teraz przerzuciła wzrok na bok, utrzymując swoją zgnębioną jego rozrywką postawę.
Czy mam ci za złe, że pozwoliłeś mi wierzyć w szczere zaręczyny i szczere uczucie, a później złamałeś mi serce? Złamałeś mnie i złamałeś moją reputację, którą mogę wierzyć, że udało mi się odbudować, zawdzięczając to jedynie sobie.
Wróciła spojrzeniem do jego oczu, przenosząc je z jednej tęczówki na drugą. Obie wydawały się tak samo chłodne. Nieprzyjazne. Zupełnie inne niż je zapamiętała. Uśmiechnęła się słabo, zamiast cofnąć dłoń, unosząc ją do jego policzka. Ułożyła ją gładko na jego skórze. Na swoich zasadach. Bez towarzyszącej temu gestowi perfidii i chęci zdominowania go. Straciła przewagę w momencie, w którym pozwoliła swoim nerwom przejąć kontrolę nad zdyscyplinowaniem.
Nie masz pojęcia jak kruche jest kobiece serce, Lysander, prawda? Nie życzę ci, żeby ktoś kiedyś złamał twoje.
Opuściła dłoń, smagając ulotnie opuszkami jego szczękę, bez konkretnej przyczyny zapamiętując jej profil. Na przyszłość, w której nigdy nie powinno jej być to potrzebne.
Tak, długo miałam ci to za złe, mon chéri. Ale nie dlatego jestem na ciebie zła.
Cofnęła się o krok, unosząc kąciki ust w sardonicznym uśmiechu. Jak możesz chcieć się równać z urodą półwilli, Blaithin? No jak?. Zabawne, że tak to ujmował. Zaśmiała się, rozładowując swoje napięcie, odwracając uwagę od mechanicznego zaczesania zbyt krótkich włosów, które tak bardzo mu się nie podobały.
Jestem zła, że nie napisałeś do mnie, kiedy Finn umarł. Nie pomyślałeś, żeby spytać, jak się czuję. Jestem zła też na siebie, że nie potrafiłam sprawić, żebyś żywił do mnie jakiekolwiek uczucie, i na ciebie, że nawet teraz, nie potrafisz. To za dużo, żeby prosić, żebyś w takim razie nie zestawiał mnie z nią?
Przecież to było jasne, że bez żadnego uczucia, nikt nie może się równać wili, ani nawet pół, czy ćwierć. Po co więc o tym wspominać? O urodzie. Porozmawiajmy o intelekcie, Lys. Czy dało się go przekonać, że w odniesieniu do kobiet, to nie tylko mit?
To wszystko ta sama gra, co kiedyś? Z nową fabułą: zabawną konwersacją, ślubnym kobiercem. Z nowe pionkami: Alix, tobą, mną. Jak się bawisz, Lysander? Mam nadzieję dobrze?
Dobrze, że chociaż on.



Rodzimy się w jeden dzień. Umieramy w jeden dzień. W jeden dzień możemy się zmienić. I w jeden dzień możemy się zakochać. Wszystko może się zdarzyć w ciągu zaledwie jednego dnia.


Blaithin Fawley
Blaithin Fawley
Zawód : kuratorka i krytyk muzyczny
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Cofnęłabym się tysiąc razy i straciła go tysiąc razy, żeby tylko usłyszeć jego snute opowieści albo tylko głos. Albo nawet bez tego. Jedynie wiedzieć, że gdzieś tutaj jest. Żywy.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t6537-blaithin-fawley#166787 https://www.morsmordre.net/t6543-galahad#166862 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f117-cumberland-ambleside-dwor-fawleyow https://www.morsmordre.net/t6545-skrytka-bankowa-nr-1654#166865 https://www.morsmordre.net/t6544-blaithin-e-fawley#166863
Re: Jarmark [odnośnik]08.12.18 13:41
Cierpliwie znosił humorki nawet najbardziej kapryśnych dam, po prostu nie traktując ich nastrojów poważnie. Jednego dnia dąsały się, wysoko zadzierając maleńkie noski, udając, że nie zauważają go w kuluarach wystawnych Sabatów, drugiego zaś zerkały na niego przychylnie, chichocząc perliście z nadzieją na to, że dopyta, co wprowadziło je w tak szampański nastrój. Kobiety. Chodzące zagadki, których nie sposób było zrozumieć; misternie uplecione gry, zbyt skomplikowane, by zagłębiać się w ich zasady. Lysander wychodził z założenia, że nie musi pojmować przedstawicielek płci pięknej: prędzej czy później ich magiczne hormony wracały przecież do normy, a dzierlatki stawały się ponownie urocze, spełniając swoją funkcję estetyczną. Sądził, że podobnie jest w przypadku Blaithin, owszem, nieco obrażonej i urażonej - ale dlaczego trwało to tak długo?
Schlebiało mu ujęcie ich relacji w kontekście złamanego serca, lecz wyjątkowo nie chełpił się swym zwycięstwem: nie chciał przecież sprawiać jej przykrości, wyrósł już nieco ze szczenięcych porywów złośliwości, jakimi kierował się przed laty. - Moja droga Blaithin, jak zwykle przesadzasz - zbył ją tonem zbyt łagodnym, by mogła ponownie odebrać to jako obrazę - a przynajmniej taką miał szowinistyczną nadzieję. Naprawdę nie lubił słuchać kobiecych żali: marudzenie ślicznotek nie tyle łamało mu serce, co mocno go nudziło. I, podskórnie, irytowało, utrudniając uważanie się za najdoskonalszego czarodzieja wszech czasów. Drgnął zauważalnie, gdy dłoń Fawleyówny dotknęła jego policzka, ale nie odsunął się, spoglądając na nią trochę niecierpliwie. - Mówisz pięknie, Blaithin, jak na prawdziwą artystkę przystało, ale pod tymi poruszającymi wyznaniami nie kryje się prawda - odparł zdecydowanie; schlebiała mu słabość kobiety, lecz potrafił w lot wyczuć fałsz - lub tak mu się zdawało. - Twoje serce nigdy nie biło dla mnie tak mocno, jak powinno - oświecił ją wspaniałomyślnie w kwestii jej uczuć. Była zadurzona, owszem, zafascynowana, oczywiście, lecz nie dotknął jej głębiej, nie wpuściła go bliżej duszy, pod maskę idealnego quasi-narzeczeństwa.
Spodziewał się, że Bla powstrzyma emocjonalny słowotok, ale zamiast go uspokoić, tylko dolał oliwy do szatańskiej pożogi, płynnie przesuwającej się po nowych, łatwopalnych tematach. Wyrzuty, precyzyjne artykułowanie błędów, obarczanie ciężarem smutku i żałoby - Lysander aż się skrzywił. Nienawidził trudnych tematów i zobowiązań, uciekał przed nimi z podkulonym ogonem. - Lady Fawley, proszę się uspokoić - wszedł kobiecie w słowo, stanowczo, będąc wewnętrznie bliskim szybkiego odwrócenia się na pięcie i zniknięcia w lesie. Nie znosił takich sytuacji, nie znosił czuć się winnym. Prychnął, gdy kontynuowała wypowiedź, i obrzucił ją krytycznym spojrzeniem, pod którym czaiła się jednak nuta paniki. Kto jak kto, ale najmłodszy z Nottów unikał pretensji kobiet kiedy tylko mógł, nie dbając o konsekwencje. - Właśnie dlatego nie moglibyśmy być razem, Blaithin - rzucił szybko, gdy krótkowłosa nabrała tchu. - Poddajesz się kobiecym słabościom, jakimś dziwnym wizjom, wywołanym buzującymi hormonami - podsumował w swoim stylu, obronnie zaplatając ręce na piersi. Cóż z tego, że Fawleyówna miała rację - Lysander pozostawał ślepy i głuchy. - Bawiłbym się znacznie lepiej, gdybyś przestała zgrywać porzuconą i zrozpaczoną damę - sarknął, tracąc już kontrolę nad rosnącą irytacją. Uwielbiał się bawić, lecz tylko w momencie, w którym to on był inicjatorem rozrywki czyimś kosztem. Gdy role się odwracały, a to właśnie działo się tuż obok jarmarku, ciężko to odchorowywał. Czym innym było prowokowanie Blaithin, a czym innym ustawienie w roli agresora i obrzucanie smętnymi pretensjami, dotykającymi nawet kwestii śmierci. Aż wzdrygnął się na myśl o tym, co musiała czuć Fawley. Już otwierał usta, by jakoś skomentować jej wywód, ale ten zbyt mocno zapadł mu w pamięć i jeszcze nie złamane serce. Prychnął więc tylko i - jak na bohatera i lorda przystało - skłonił się lekko, ratując się ucieczką. - Ta rozmowa zeszła w zdecydowanie nieodpowiednią stronę, dlatego najlepiej będzie, gdy będziemy kontynuować zachwyt Festiwalem Miłości osobno - pożegnał ją z szacunkiem, tak, by postronne osoby nie otrzymały materiału do plotek, po czym odwrócił się i zniknął w gęstym lesie, przeklinając pod nosem cały kobiecy ród.

| lys zt
Lysander Nott
Lysander Nott
Zawód : mistrz tańca
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Almost nobody dances sober, unless they are insane.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6435-lysander-nott#164145 https://www.morsmordre.net/t6486-cornelius#165528 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f236-nottinghamshire-ashfield-manor https://www.morsmordre.net/t6483-skrytka-bankowa-nr-1625#165520 https://www.morsmordre.net/t6484-lysander-nott#165521
Re: Jarmark [odnośnik]12.12.18 7:55
Westchnęła, nie poczuwając się wcale do przesadyzmu. Mogła nieco ubarwić artystyczną wrażliwością towarzyszące jej uczucia, kiedyś i dziś, ale z pewnością miała podstawy do opinii, którą właśnie wydała. Obserwowała jak zaprzecza temu osądowi i wydaje własny, z nadzwyczajną łatwością wypierając z myśli słowa, z którymi się do niego zwróciła.
Ty znasz się na prawdzie? — podtrzymała jego wypowiedź cofając się, lokując smukłe palce na krawędzi spódnicy, oczekując wyraźnie odpowiedzi, której miała nie uzyskać. Nie mogła nie ulec wrażeniu, że od zawsze ją oszukiwał. Oszukiwał ją kiedyś, oszukał jej serce, a teraz oszukiwał ją, że to, co czuła i jaką czuła stratę po jego odejściu, ale też i po zrujnowaniu jej reputacji, to nie było prawdziwe. Kącik jej ust drgnął słabo. Nie miał stanowiska, żeby dyktować jej co do niego czuła… kiedyś. Teraz bez wątpienia była to mieszanka zawodu, zdystansowania i rezygnacji. Mogła mu powiedzieć, jak biło jej serce, bo w tamtym czasie biło mocniej dla niego niż  dla niej, ale Lysander wcale jej nie słuchał. Obserwowała, jak się wycofuje, jak dystansuje się tym razem on do niej swoimi następnymi słowami. Ale musiała mu powiedzieć jeszcze kilka słów. Tylko kilka, żeby zrozumiał, albo chociaż chciała dać mu szansę zrozumieć. Szansę, której najwyraźniej nie wykorzystał, decydując się zamiast tego uciąć jej… tyradę? Tym dla niego były jej słowa? Kiedy wszedł jej w słowo, podniosła na niego oskarżycielskie spojrzenie. Pierś unosiła jej się w szybszym oddechu, bo dopiero teraz zaburzył jej spokój. Przed chwilą dobierała komunikaty z pełnym opanowaniem.
Jestem spokojna. Nie zmuszaj mnie, żebym nie była.
Zarzut za zarzutem. Wyrzucał w jej stronę i ciskał w nią rugająco, chociaż starał się brzmieć łagodnie. Ton nie współgrał z treścią jego wypowiedzi. Wymawiał się jej kobiecą wrażliwością i… hormonami? Naprawdę? Przymknęła powieki, nie chcąc tego słuchać, ale siląc się na niepodniesienie głosu i nerwów, zwieńczyła jego podsumowanie własnym. Nie odnajdując w sobie więcej chęci, żeby się z nim o to kłócić.
Może dlatego, że jestem kobietą, ale dlaczego musi to brzmieć tak obraźliwie w Twoich ustach?
Nie musiała zgrywać ani porzuconej ani zrozpaczonej. Być może dziś daleka była do rozpaczy, a przynajmniej z powodu nieszczęśliwego zauroczenia, ale niegdyś… naprawdę ją zostawił i przeżywała tą stratę realnie. Tylko w wyobrażeniu Lysandera przybierało to formę fałszu i fasady, bo tym właśnie dla niego zawsze było ich narzeczeństwo i mogłaby o tym mówić dłużej, gdyby lord Nott całkowicie nie wyparł się tej rozmowy. Kiedy się skłonił, nie poczuła ulgi, nie czuła się wygrana z tej rozmowie, skoro bardzo wyraźnie dał jej do zrozumienia, że nie podjął jej wyzwania. Zbył każde jej słowo i zbywał nawet ją, kłaniając się, grzecznie, ale tylko przez wyraz wyuczonej kurtuazji i zostawił ją w miejscu, do którego sam ją zaciągnął, więc może dobrze, że zapamiętała do niego drogę… Pożegnała go adekwatnym, wymuszonym dygnięciem i kwitującymi słowami, parafrazującymi jego własne:
Tak. Poddaj się męskim słabościom. Uciekaj od poważnej rozmowy.
Powiedziała to szeptem, ale dostatecznie szybko, żeby miała pewność, że zdążył ją usłyszeć, choć oczywiście mógł udać, że nie.

| zt



Rodzimy się w jeden dzień. Umieramy w jeden dzień. W jeden dzień możemy się zmienić. I w jeden dzień możemy się zakochać. Wszystko może się zdarzyć w ciągu zaledwie jednego dnia.


Blaithin Fawley
Blaithin Fawley
Zawód : kuratorka i krytyk muzyczny
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Cofnęłabym się tysiąc razy i straciła go tysiąc razy, żeby tylko usłyszeć jego snute opowieści albo tylko głos. Albo nawet bez tego. Jedynie wiedzieć, że gdzieś tutaj jest. Żywy.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t6537-blaithin-fawley#166787 https://www.morsmordre.net/t6543-galahad#166862 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f117-cumberland-ambleside-dwor-fawleyow https://www.morsmordre.net/t6545-skrytka-bankowa-nr-1654#166865 https://www.morsmordre.net/t6544-blaithin-e-fawley#166863
Re: Jarmark [odnośnik]18.12.18 11:28
Obserwowała uważnie zachowanie małej lady z coraz bardziej poszerzającym się uśmiechem. Już dawno zresztą zauważyła, że towarzystwo Miriam było jak balsam na jej zbolałą duszę, bo dziewczynka miała w sobie coś, czego brakowało innym dzieciom i czego chyba nigdy nie widziała u dorosłych. Radość. Prawdziwą, szczerą, niewinną; życzyła dziewczynce wielokrotnie w myślach, by ta nigdy jej nie opuszczała i żeby mimo wielu okrucieństw na świecie nie traciła swojego pozytywnego usposobienia. Gdy chusta powędrowała w jej dłonie, zdziwiła się, bo była niemal pewna, że czerwony materiał zasili szafę Miriam, nie jej własną, jednak nie mogła odmówić przyjęcia prezentu. Przykucnęła na jedno kolano, pozwalając dziewczynce by ta po swojemu ułożyła chustkę na jej szyi i nim podniosła się z powrotem do pionu, w pieszczotliwym geście połaskotała rudowłosą opuszkiem palca w nos.
Mirciu, jesteś bardzo zdecydowanym kupcem – stwierdziła krótko, rzeczywiście będąc pod wrażeniem tak szybkiego podjęcia decyzji, podczas gdy ona sama zapewne stałaby tu kolejnych kilka minut, wpatrując się w kolorowe materiały. Ale to, czym się różniły, był fakt, że Francuzka zachowywała się jak ptak; jak papuga, gdy widziała ogrom kolorów łechczących jej poczucie estetyki i jak sroka, gdy widziała coś błyszczącego, coś, co mogłoby odnaleźć swoje miejsce na kolejnej sukni. – chodź, pomogę ci – zaśmiała się i bez większego problemu ponownie wzięła dziecko na ręce, usadzając ją asekuracyjnie na swoim biodrze. Przysunąwszy się do stoiska, obie miały dobry widok z góry na zawartość kramu.
Ta błękitna pasowałaby twojej mamie – wskazała podbródkiem na ostatni szal w tym odcieniu; pięknym, może nieco chłodnym, ale podkreślającym urodę Lorraine – a ta, żółta, nadałaby pani Picks trochę radości – żółta chusta wbrew pozorom nie była wcale krzykliwa i dało się ją dopasować do reszty garderoby, stąd też nie bała się swojej sugestii. Niemniej, nie namawiała Miriam do niczego – to przecież ona wybierała prezenty a te najlepsze zawsze były od serca i zgodnie z intuicją. Nawet nie spostrzegła, w którym momencie mimowolnie przechyliła głowę, spierając się bokiem o drobne ramię dziewczynki, jednak w jej przypadku nie obawiała się krzyków i oskarżeń ze strony rodziny o zbytnie spoufalanie się; w końcu była jej ciocią, niejednokrotnie ratującą z maskotkowej opresji i ubraniowej katastrofy.
Drugą rzeczą, której życzyła Miriam było to, żeby zawsze mówiła tyle, co teraz, bo i tu zauważyła, że znaczna część dzieci mówiła albo niewiele albo wcale i to niezmiernie ją dziwiło. Po raz kolejny uśmiech zagościł na jej wargach a w miarę upływu opowiadanej przezeń historii utwierdzała się w przekonaniu, że mała Prewettówna po prostu skradła jej serce i zagościła w nim na specjalnym miejscu. Wdając się z nią w rozmowę, przytakiwała i wyrażała ogromne zainteresowanie historią, zauważając, że ruchome obrazy na pewno są świetne i będą idealną pamiątką na przyszłość a na propozycję spaceru do latarni morskiej oczywiście się zgodziła, bo jak mogłaby jej odmówić?
Już niedługo, Mirciu, już niedługo. Ale pamiętaj, musisz dużo jeść. Wiesz? Brukselek też, niestety, ale brukselki są bardzo zdrowe i sprawią, że szybko urośniesz. A skoro mówimy o jedzeniu... czy mama pozwala ci jadać słodycze? – spytała cicho, dostrzegając w oddali stoisko z różnorakimi słodkościami.
Ostatecznie opuściły stoisko z kilkoma kolorowymi chustkami, koronując swoje spotkanie przy stoisku ze słodyczami i krótkim spacerem po łące, na szczęście bez większych wybuchów anomalii.

zt obie


don't want to give you up, there's never time enough (...) I'm running out of luck, promises
ain't enough.
Solene Baudelaire
Solene Baudelaire
Zawód : krawcowa, projektantka
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
She smelled like white roses and felt as fragile and satiny as her dress.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Jarmark - Page 20 Tumblr_oo7oyahdyU1v4h7k3o6_400
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4706-solene-baudelaire-budowa#100715 https://www.morsmordre.net/t4836-echo#103798 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f323-lavender-hill-100-domostwo-krewnych-baudelaire-ow https://www.morsmordre.net/t5563-skrytka-bankowa-nr-1212 https://www.morsmordre.net/t4775-solene-baudelaire
Re: Jarmark [odnośnik]02.01.19 2:26
Nie chciało mu się słuchać jej wykładu. Ojciec wielokrotnie powtarzał, że zabieranie czyjejś własności nie zawsze jest złe i mu wierzył. Za to jej nie wierzył - nie dość, że nie był z nią spokrewniony, to jeszcze nigdy wcześniej jej nie spotkał. Skrzyżował dłonie na piersi, a jego mina wyrażała ogromne znudzenie, kiedy patrzył na jej bez przerwy poruszające się usta. Jej kamień zaczynał mu ciążyć w kieszeni i miał ochotę się go pozbyć tylko dlatego żeby wreszcie mógł stąd odejść. - Jestem wystarczająco duży, żeby chodzić tutaj sam - obruszył się, bo nigdy nie lubił, kiedy podważano jego wiek. A robiono to dość często. Nie chciał mieć sześciu lat, chciał mieć lat szesnaście, a najlepiej siedemnaście, bo wtedy to podobno już wszystko można. A teraz nie mógł nic, nawet chodzić bez opieki, jakby był jakimś niemowlakiem! Poczerwieniał nieco na twarzy z tej złości, ale kiedy zobaczył w jej dłoniach swój mieszek z pieniędzmi to poczerwieniał bardzo. Skąd go miała? Jak śmiała go ukraść? Nie chodziło o to, że on też ukradł coś jej - wciąż wierzył, że akurat on miał do tego prawo, a ona w ogóle. - Tak - odpowiedział półgębkiem, mimo wszystko czując pewien opór przed wyrwaniem jej mieszka z ręki. Trochę się jej obawiał przez tę egzotyczną urodę i w ogóle wydawała się trochę dziwna. Taka jasna? Wyrazista? Na Nokturnie nikt taki nie był.
Nie odpowiedział na jej pytanie. Oczywiście, że nie chciałby być okradziony, ale nie potrafił jej przyznać racji. Uważał, że skoro udało mu się kogoś okraść, to ta rzecz nie mogła mieć dla tej osoby większego znaczenia. Nie pilnowała jej wystarczająco dobrze. A fakt, że ona zabrała mu mieszek... Cóż, uznał to za swoją nieuwagę, która już nigdy więcej się nie powtórzy. Patrzył na kobietę przez chwilę, zastanawiając się co począć, chociaż z drugiej strony wiedział, że przecież nie ma innego wyjścia jak pójść na tę ugodę. Niechętnie wyjął z kieszeni jej kamień i podał go - proszę - mamrocząc pod nosem, mając nadzieję, że dostanie z powrotem swój mieszek, który mimo wszystko wydawał mu się cenniejszy. Potem zniknął w tłumie.

zt <3

[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Antonin Dolohov dnia 02.01.19 2:26, w całości zmieniany 1 raz
Antonin Dolohov
Antonin Dolohov
Zawód : nicpoń, hultaj, urwipołeć
Wiek : 6
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Stała czujność!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4891-antonin-dolohov#120670 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f320-smiertelny-nokturn-27 https://www.morsmordre.net/t5246-antonin-dolohov#116631
Re: Jarmark [odnośnik]02.01.19 2:26
The member 'Antonin Dolohov' has done the following action : Rzut kością


'Anomalie - DN' :
Jarmark - Page 20 N2btFvL
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Jarmark - Page 20 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Jarmark [odnośnik]03.01.19 11:40
Ciężko oczekiwać całkowitej ufności od kogoś obcego. Bowiem niestety, tak właśnie było: ani ja nie znałem Charlotte, ani ona mnie. Żeby dojść do tego drugiego wniosku nie trzeba było nawet szukać zbyt daleko - jej ekspresja, lekko ściągnięte brwi, delikatnie przymrużone oczy i zaciśnięte usta świadczyła właśnie o niczym innym jak o nieufności i złości. Mimo tego jeszcze nie odeszła. Nie odwróciła się, nie obrzuciła inwektywami, nie odeszła w tłum, znikając z mojego pola widzenia i tym samym życia.
Kiedy jednak zaczęła mówić zrozumiałem, że po prostu szukała odpowiedzi. Spojrzałem na dziewczynę pod nowym kątem, z tej perspektywy, którą sam dobrze znałem. Szukała odpowiedzi i dlatego właśnie nadal stała obok i ze mną rozmawiała.
- Chodźmy gdzieś na bok - powiedziałem, zasępiwszy się lekko. - Nigdy nie wiesz kto akurat słucha - mruknąłem jeszcze podchodząc bliżej do Charlotte, po czym minąłem ją, pociągając przy okazji krótko za rękaw. Chodź. Przedarcie się przez ludzi na jarmarku zajęło tylko krótką chwilę, a z dala od ciekawskich uszu mogłem odetchnąć i przemyśleć wszystko zdecydowanie bardziej dokładnie. Uniosłem dłonie do skroni i lekko je potarłem, nie do końca będąc pewnym, czy w lewej za moment nie rozpęta się migrenowa reakcja na stres. - Nie mam pojęcia, co za ludzie wyrzekają się własnego dziecka. To faktycznie popieprzona sytuacja - powiedziałem, odejmując palce od głowy i odwracając się znów do Lotty. Byłem zdezorientowany. I zmartwiony. - Nie czuję do mojej rodziny zbyt dużego przywiązania emocjonalnego. A na pewno nie do Selwynów, bliżej mi do Prewettów - wyznałem, nie do końca wiedząc dlaczego. Chyba potrzebowałem to z siebie zwyczajnie wyrzucić. Przekrzywiłem lekko głowę, przyglądając się rudowłosej dziewczynie i chłonąc całą gamę pozytywnych uczuć, które we mnie budziła. Uśmiechnąłem się delikatnie, zauważając coś, co umknęło mi wcześniej. - Oglądałem stare zdjęcia i... jak tak teraz o tym myślę to jesteś podobna do.... naszej matki. Ona właśnie była z rodu Prewett. Miała Takie rude, kręcone włosy i piegi. I oczy - dodałem ka końcu, wiedząc, że nie mogła nie zauważyć, że patrzą na nią właśnie oczy o takim samym kształcie i barwie. Westchnąłem, odejmując od nie w końcu wzrok. - Pamięć straciłem w wyniku czarnomagicznej klątwy. Znalazłem się w złym miejscu o złym czasie - wyjaśniłem, decydując się na powiedzenie prawdy. Oszczędziłem jednak dalszych atrakcji jak klątwa Imperiusa, nie o to było w końcu pytanie.
- Masz na imię Charlotte, prawda? - zapytałem po chwili, rozumiejąc, że tak naprawdę nie miałem pewności czy aby na pewno jej nowa rodzina - kimkolwiek ci ludzie byli - została przy imieniu wybranym dla niej przez jej prawdziwych rodziców.


Alexander Farley
Alexander Farley
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 23
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

Alex, you gotta fend for yourself

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Jarmark - Page 20 9545390201fd274c78230f47f1eea823
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t927-alexander-farley https://www.morsmordre.net/t999-fumea https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t3768-skrytka-bankowa-nr-277 https://www.morsmordre.net/t979-a-selwyn#5392
Re: Jarmark [odnośnik]07.01.19 2:54
Czasem naprawdę wolałby nie mieć nic w sobie, nie mieć wnętrza, nie mieć organów, serca, duszy, pamięci oraz słów. Szczęścia zdawało się, nigdy nie miał, tak też jego nawet w owe ubytki nie wliczał, ale myślał, że tak by było łatwiej. Żyć, ale nie żyć wcale, patrząc jedynie z brwią uniesioną na wszelkie zamiary Zamiarów, skomplikowane linie przeznaczenia starające desperacko się z nim połączyć, na los potępieńczy wieszczący mu same przykrości, których przecież na co dzień doświadczał, więc co to właściwie za różnica? Ale jak tak patrzył na nieszczęsną pannę Hagrid, leżącą twarzą w ziemi, rozkoszującą się aromatem wilgoci oraz własnego bólu mógł stwierdzić, że na sobie w sensie cielesnym, nie zaś odzieżowym w takim wypadku też, by mieć nie wolał. Uśmiecha się jednak zaraz, jakoś tak łagodniej, gdy tak kuca i ręką sięga po ciemne kosmyki niewieścich włosów, które gładzi w jakimś takim pocieszającym geście. Jak szczeniaka, który pogubił raptem wszystkie łapy i upadł w zdziwieniu, że jak to mu tak podłoga bezczelnie uciekła. Prawdziwie rozkoszna wizja, nieprawdaż?
A jednak ma zaskakująco wielu zwolenników — przyznał Ernie, kiwając w zamyśleniu głową, całym sobą zgadzając się z jej zdaniem. Dlatego też pragnął tych wszystkich miłych panów oraz niektóre panie w szpiczastych kapturach przekonać, że nie ma co roztkliwiać się nad czernią oraz bielą, skoro najbardziej uniwersalnym kolorem jest szarość. Nikt go jednak nie chciał słuchać, bo jego nigdy się nie słucha, nawet jak ma naprawdę genialne pomysły. Niemniej pomógł Tangie powstać, zerwać się z okowów grawitacji i powrócić do życia w pionie, a kiedy przyciągnął ją do siebie mimo wszystko ostrożnie, myśli, że byłby w stanie tak postać jeszcze chwilę i spróbować zliczyć piegi usiane na twarzy o rysach wyraźnych oraz równie wyrazistych brwiach. Słyszał legendy, pogłoski i szepty ciche, jakoby właściciele brwi podobnych mogli się między sobą tak porozumiewać, tylko przy pomocy poruszania nimi! Intrygujące, totalnie będzie musiał o to zapytać, choć teraz opuszcza przestrzeń osobistą dziewczęcia, pozwala, by na nowo cieszyła się swoją strefą komfortu, a sam zajmuje się zakupami. Zerkał jednak co jakiś czas w stronę czarownicy, jakby pragnął się upewnić, czy aby panna wciąż stoi całkiem prosto. Chowając zakup do kieszeni, zwrócił się w jej stronę pytająco.
Hm? Och... — mruczy,ponownie kucając przy zranionym kolanie. Powstrzymuje się przed dotknięciem, patrząc od dołu prosto w błękitne tęczówki, jaśniejsze o kilka tonów od jego własnych. Nie miał dla niej raczej zbyt pozytywnych wieści — Powinnaś, ale wpierw musisz usiąść — oświadcza, podnosząc się z kucek — A sądząc po zawrotach głowy, to byłaby nader ciężka przeprawa, tak też, jeśli zaboli, to nie wiem, ugryź mnie czy coś. Tylko oszczędź moje włosy, proszę — starając się brzmieć pogodnie. Naprawdę nie bardzo wiedział, jak mógł przenieść dziewczę, oszczędzając jej większego bólu. Dlatego też wzdycha, bezradnie rozkłada ręce, by móc zaraz sięgnąć nimi po drobniejsze ciało i podnieść tak, jak podnosi się niesforne dziecko, pod pośladki tak, żeby twarz jej ponad jego głowę była. Co prawda miał dzięki temu całkiem intrygujący widok na wdzięki swej poszkodowanej towarzyszki, jednak bardziej skupiał się na powalonym pniu w zasięgu wzroku.
Przemyć trzeba będzie z pewnością, krew zatamować, jednak nie uciskać. Mam chusteczkę, wodę dostanę w którymś z kramów, ale nie sądzę, żeby eliksir przeciwbólowy można było tam znaleźć. Nie przy takiej ilości alkoholu sprzedawanego wokół — mówi, starając się jakoś odwrócić uwagę brunetki od chwilowej pozycji. W końcu jednak udaje mu się dojść na wyznaczone miejsce, gdzie z kolei ostrożnie — ale może nie wystarczająco, bo hej! Był tylko człowiekiem szarpiącym za kierownice, a nie noszącym worki z kartoflami — próbował posadzić Tangwystl na rzeczonym pniu. Jak mu się to jako tako udało, przyklęknął jeszcze, delikatnie sprawdzając poranioną skórę — Nie wygląda aż tak źle, ludowe podania głoszą, że jak się pocałuje, to boli nawet mniej, ale nie martw się Wysie, to będzie ostateczność — zapewnia towarzyszkę, odsuwając się. Wolałby jej nie zostawiać, lecz jednocześnie zakażenie to nie jest jakaś super miła sprawa — Zimno ci? — pyta więc jeszcze, gotów zarzucić na wąskie ramiona brązową kurtę skórzaną, która przynajmniej trochę mogłaby pomóc z potencjalnymi dreszczami. Tak mu się wydawało, chociaż przecież znowu tak chłodno nie było.


The risk I took was calculatedBut man, I'm so bad at math...

Ernie Prang
Ernie Prang
Zawód : kierowca Błędnego Rycerza, lep na kłopoty, twoje marzenie
Wiek : 26
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I don't do the right thing

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
nanananana Ernie!
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6139-ernest-prang https://www.morsmordre.net/t6223-keto https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t6224-skrytka-bankowa-nr-1526 https://www.morsmordre.net/t6225-ernest-prang
Re: Jarmark [odnośnik]08.01.19 12:54
Też nie spodziewałem się, że tak szybko się przed kimś obnażę. Z czegoś, co powinienem strzec najpilniej na świecie i do czego już od dawna dążyłem; z własnych myśli zahaczających niebezpiecznie o emocjonalne rejony. Może potrzebowałem potwierdzenia osoby trzeciej, może pragnąłem zrzucić z siebie niepotrzebny balast, a może kryło się za tym coś jeszcze innego. Lub nie kryło się absolutnie nic. Cokolwiek przyświecało mi w tamtej chwili, nie zgadzało się nijak z tym, co dostałem w zamian. Jednak nie miałem Aurelii tego za złe, na pewno martwiła się o mnie jak o swoją rodzinę, co było przyjemne. Czy wiedziała, że mogła liczyć na wzajemność? Miałem nadzieję, że tak. Ze świstem nabrałem powietrza w płuca, po czym zabrałem się za oglądanie kolejnych przedmiotów wystawionych przez kramarzy. Chciałem zająć czymś ręce i skupić się na czymś innym niż niezadowolenie spowodowane niewymarzonym obrotem spraw. Zerknąłem z ukradka na lady Carrow, próbując przy tym rozszyfrować jej działania. Mimikę, słowa płynące z ust.
- Masz wiele racji – zauważyłem. – Jednak to z arystokratką przyjdzie mi wziąć ślub – dodałem cierpko. Taka była smutna (czyżby?) prawda. Mogłem wziąć za żonę pierwszą lepszą, przedstawiając ją nestorowi lub czekając pokornie, aż on zrobi to samo za mnie; a mogłem spróbować odłowić prawdziwą perłę pośród mułu. Niestety, z większością wspaniałych kobiet albo byłem zbyt blisko spokrewniony, albo miały już one narzeczonych czy mężów, dlatego poszukiwania tym bardziej były utrudnione. Wydawało mi się jednak, że znalazłem tę, którą mógłbym uczynić szczęśliwą. Wciąż brakowało mi pewności. Tylko albo i aż.
- Ale dziękuję za twoją troskę – rzuciłem szczerze. Uśmiechnąłem się nawet. Lekko, ledwo widocznie, ale Aurelia znała mnie nie od dziś. Wiedziała, że naprawdę byłem wdzięczny. – Mam nadzieję, że i tobie się ułoży – dodałem. Zasługiwała na to. Na najlepsze. Nie tylko po tym, co przeszła, ale w ogóle. Chciałem, by o tym wiedziała. – Mam nadzieję, że właśnie miło się zaskoczysz – stwierdziłem ugodowo. Poniekąd ja również miałem taką nadzieję. Prawdopodobnie tylko tyle mogło na mnie czekać. – Nie zawiodę – powtórzyłem jak mantrę, chcąc przekonać do niej siebie, nie kuzynkę.
Wreszcie odłożyłem wszystkie przedmioty, nie decydując się na szalone zakupy. Chyba nic mi się aż tak nie spodobało. Za to podałem towarzyszce swoje ramię, byśmy mogli ruszyć na dalszą wędrówkę. Obfitującą w inne tematy do rozmów.

z/t


na brzeg
wpływają rozpienione treny
w morzu płaczą syreny,
bo morze jest gorzkie

Flavien Lestrange
Flavien Lestrange
Zawód : pomocnik dyrektora artystycznego rodowej opery
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
De la musique avant toute chose,
Te pour cela préfère l’Impair.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5559-flavien-lestrange#129850 https://www.morsmordre.net/t5572-jean-claude#130040 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f317-wyspa-wight-thorness-manor https://www.morsmordre.net/t5579-skrytka-nr-1373#130152 https://www.morsmordre.net/t5578-flavien-lestrange#130148
Re: Jarmark [odnośnik]11.01.19 14:18
Dała się odciąnąć, choć nie wiedziała kto miałby ich podsłuchiwać. Sporo sekretów ostatnio się dookoła niej porobiło, uważała więc na nie i z jakimś zrozumieniem traktowała kolejne, choć zrozumienia dla tego osobnika miała niewiele. Nie wiedziała czy może mu ufać. Nic o nim nie wiedziała, a przywykła do tego że ludzi dookoła niej nie ma za wiele. Od dość dawna była Neala, inny człowiek, inny świat, dziwne oderwanie od rzeczywistości. Była pani Peackle, trochę jakby przybrana mama. Był Titus, który obrócił jej świat do góry nogami. Był Ben, który dawał jej od jakiegoś czasu dach nad głową i poczucie bezpieczeństwa. To już całkiem spory tłumek jak na skromną ilość zaufania, którą miała, a tu oto pojawiał się brat, pojawiał się, znikał i tłumaczył.
I znów mówił jakby nie rozumiał sytuacji, jakby odcinał się od tego co już się stało, jakby był taki inny od tej swojej rodziny, która nie chciała być jej rodziną. I milczała uparcie w pozycji w pełni obronnej, z dłońmi ciasno splecionymi na chudej piersi, z ustami zaciśniętymi, oczy wbijając w niego, kiedy zaczął mówić o jej podobieństwie. Może coś w niej drgnęło, bo odwróciła wzrok. Może chciałaby zobaczyć takie zdjęcie. Zobaczyć inną kobietę, lepszą niż ta którą znała do której mogłaby być podobna. Cofnęła się jednak o krok, bo to pragnienie wydało jej się strasznie głupie i miała ochotę zamknąć się jeszcze bardziej.
- Musisz być strasznym pechowcem. - mruknęła, choć nie miała w sobie za wiele współczucia. Nigdy nie czuła potrzeby stawiania się na miejscu innych nauczona, że każdy niesie swój los i powinien sobie z nim radzić. I radzić, a nie myśleć za wiele bo myślenie nie prowadzi do rzeczy dobrych. Żałowała czasem ludzi najbliższych, jednak i to starała się ograniczać, bo wiedziała że i im to nie pomaga. - Jednak coś pamiętasz.
Znów spojrzała na niego uważnie.
- Większość osób mówi na mnie Lotta. - dodała po krótkiej chwili. - Mogę sobie pójść. - wzruszyła ramionami. - Skoro i tak nic nie pamiętasz to nic się nie zmieni. A ja sobie radzę.
Może wzbudził w niej jakiegoś rodzaju głupią nadzieję, tylko nawet nie wiedziała czego miałaby ona dotyczyć. Nie weźmie ją do Selwynów, to było raczej oczywiste. To wszystko i tak nic nie zmieniało, więc wygodniej dla niego gdyby tego wszystkiego nie było.

brak anomalii


One day
the Grave-Digger had been approached by the stranger, who asked the way to town. He seemed strangely familiar, although they had never met.
Charlotte Moore
Charlotte Moore
Zawód : Pracownica sklepu ze zwierzętami
Wiek : 16
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Altruiści i idioci umierają młodo.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Charłak
Jarmark - Page 20 Tumblr_mkp6pdRTLW1qbxi45o8_500
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3142-charlotte-moore-budowa https://www.morsmordre.net/t3147-poe#51864 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f287-smiertelny-nokturn-13-12 https://www.morsmordre.net/t3187-charlotte-moore#53052

Strona 20 z 34 Previous  1 ... 11 ... 19, 20, 21 ... 27 ... 34  Next

Jarmark
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach