Sypialnia na piętrze
Strona 1 z 2 • 1, 2
AutorWiadomość
Sypialnia na piętrze
Jedna z trzech sypialni na piętrze, urządzona bez przepychu, utrzymana w ciemnej tonacji. Ciężkie zasłony szczelnie zakrywają okna, pozwalając na niezakłócony niczym sen o każdej porze dnia i nocy, a przykrywające obszerne łóżko futro szynszyli jest miękkie w dotyku i zaskakująco ciepłe. Zaczarowana figurka psa przedstawia Hortensjusza, mojego drogiego przyjaciela z okresu dzieciństwa, który nie dożył mojej wyprowadzki z rodzinnego domu - pamiątka, zamiast na stoliku, ulokowana jest na jednej z półek ze książkami. Opatrzony odpowiednimi zaklęciami sufit co noc mieni się jak rozgwieżdżone niebo z aktualnym układem konstelacji.
stars, hide your fires:
let not light see my black and deep desires.
let not light see my black and deep desires.
Och, rzeczywiście, nasze spotkanie w Ameryce i wszystko, co odbyło się później, mogę z pewnością nazwać romantycznym. Wszystko takie było dopóki nie wróciliśmy do Anglii, by oddać się własnemu życiu, ale skłamałabym mówiąc, że wszystko to, co razem mieliśmy po moim epizodzie z Cezarem, było czymś dla mnie niemiłym. Uwielbiałam spędzać z tobą czas, żałując, że posiadasz go dla mnie tak mało. Lubiłam jak do mnie mówiłeś tak ładnie i lubiłam też jak mi się śniłeś w nocy. Twoimi pocałunkami nigdy nie potrafiłam pogardzić, a z czasem nawet nauczyłam ci się je dawać sama. Nigdy ci tego nie powiedziałam, ale jesteś pierwszym mężczyzną, którego pocałowałam w ogóle.
- Jestem trzeźwa – warczę na ciebie. Dobrze wiesz jak rozjuszyć kobietę. - Jak zdradzę ciebie z Ceasarem to również porozmawiamy o tym nigdy – szepczę z jadem, po raz pierwszy przyznając się do mojej przeszłości. Gdy w herbaciarni dałeś mi do zrozumienia, że wiesz o tej sprawie chciałam ci wszystko wynagrodzić, ale teraz to tylko chcę cię zapewnić nie tylko o naszej przeszłości, lecz także i o niedalekich moich planach po nowym roku. Dlaczego ty możesz mnie zdradzać, a ja mam się tylko temu przyglądać? Wchodzę za tobą do twojego mieszkania i zdejmuję swoje buty przez które robię się osiem centymetrów niższa. Muszę podnosić swoją głowę jeszcze wyżej, by patrzeć w te twoje piękne oczęta pełne złości. - Może wtedy też posłuchasz o tym od niego jak ja od twojej kochanki – stoję w twoim mieszkaniu jak pijane dziecię we mgle. Zdenerwowanie miesza się z bólem. Jak tak na ciebie patrzę to nawet zaczynam się czuć winna twoim zdradą, to jednak wina eliksiru szczęścia lub alkoholu. Prowadzisz mnie do jednej z sypialni. Rzucam się na łóżko. - Wow, jak tu pięknie - zachwycam się, wskazując palcem na sufit. Mam uśmiech na facjacie i zapominam o wszystkim. Błogie połączenie eliksiru z magią.
- Jestem trzeźwa – warczę na ciebie. Dobrze wiesz jak rozjuszyć kobietę. - Jak zdradzę ciebie z Ceasarem to również porozmawiamy o tym nigdy – szepczę z jadem, po raz pierwszy przyznając się do mojej przeszłości. Gdy w herbaciarni dałeś mi do zrozumienia, że wiesz o tej sprawie chciałam ci wszystko wynagrodzić, ale teraz to tylko chcę cię zapewnić nie tylko o naszej przeszłości, lecz także i o niedalekich moich planach po nowym roku. Dlaczego ty możesz mnie zdradzać, a ja mam się tylko temu przyglądać? Wchodzę za tobą do twojego mieszkania i zdejmuję swoje buty przez które robię się osiem centymetrów niższa. Muszę podnosić swoją głowę jeszcze wyżej, by patrzeć w te twoje piękne oczęta pełne złości. - Może wtedy też posłuchasz o tym od niego jak ja od twojej kochanki – stoję w twoim mieszkaniu jak pijane dziecię we mgle. Zdenerwowanie miesza się z bólem. Jak tak na ciebie patrzę to nawet zaczynam się czuć winna twoim zdradą, to jednak wina eliksiru szczęścia lub alkoholu. Prowadzisz mnie do jednej z sypialni. Rzucam się na łóżko. - Wow, jak tu pięknie - zachwycam się, wskazując palcem na sufit. Mam uśmiech na facjacie i zapominam o wszystkim. Błogie połączenie eliksiru z magią.
Może później jeszcze kilka momentów mieliśmy prawie że romantycznych, jak na przykład nasze planowanie podróży poślubnej w trakcie raczenia się winkiem, po tym jak niemalże szturmem wypadłaś z herbaciarni, gdzie poruszyłem niewygodny temat, do którego teraz się przyznajesz po długich tygodniach zbywania i robienia uników. Nie miej jednak złudzeń, tamtego popołudnia u ciebie w salonie, choć było miło, nie zamydliłaś mnie oczu, a każdy twój słodki pocałunek był tylko potwierdzeniem tego, co już doskonale wiedziałem. Próbowałaś maskować swoje winy.
- Pozwoliłbym ci to udowodnić, ale twoja wartość rynkowa spadnie, jeśli się uszkodzisz. - odburkuję równie przyjemnie, kiedy jesteśmy już prawie przed progiem mojej kamienicy. - Żeby mnie zdradzić, musiałabyś najpierw zostać moją żoną. Niedoczekanie twoje. - odpowiadam, chociaż twoje słowa niemiło wbijają mi się w mózg, a krew zaczyna wrzeć, gdy pada imię Cezara w takim kontekście. Ty i on, jesteście ujmą na moim honorze, plamą na dobrym imieniu. Już nigdy więcej mnie nie ośmieszysz, przysięgam to solennie w myślach, prowadząc cię po schodach w górę. Wykrzywiam wargi w uśmiechu pozbawionym nawet cienia wesołości i pewnie gdyby nie to, że jesteśmy właśnie na ósmym stopniu, a sięgnięcie po różdżkę równałoby się z twoim upadkiem na sam dół, rzuciłbym na ciebie zaklęcie uciszające, żebyś przestała w końcu szargać moje nerwy.
- To nie pokój dla ciebie. - puściłem twoją rękę tylko dlatego, że byłem pewny, że na korytarzu już nie potkniesz się o własne nogi, a ty, zamiast iść grzecznie do sypialni gościnnej, rzucasz się na moje łóżko. Z miną prawie że zdegustowaną podążam za tobą i nagle już brzydnie mi i futro z szynszyli, na którym leżysz i zaczarowany sufit, w który się wpatrujesz. - Nie przyzwyczajaj się, jesteś tu pierwszy i ostatni raz. - popatrz więc jeszcze i naciesz swoje oczy przez całe trzy sekundy, zaraz zaprowadzę cię do pokoju, w którym miałaś się znaleźć od początku. Bo po raz pierwszy od dawna wizja spędzenia z tobą nocy w jednym łóżku nie kusi mnie ani troszeczkę.
- Pozwoliłbym ci to udowodnić, ale twoja wartość rynkowa spadnie, jeśli się uszkodzisz. - odburkuję równie przyjemnie, kiedy jesteśmy już prawie przed progiem mojej kamienicy. - Żeby mnie zdradzić, musiałabyś najpierw zostać moją żoną. Niedoczekanie twoje. - odpowiadam, chociaż twoje słowa niemiło wbijają mi się w mózg, a krew zaczyna wrzeć, gdy pada imię Cezara w takim kontekście. Ty i on, jesteście ujmą na moim honorze, plamą na dobrym imieniu. Już nigdy więcej mnie nie ośmieszysz, przysięgam to solennie w myślach, prowadząc cię po schodach w górę. Wykrzywiam wargi w uśmiechu pozbawionym nawet cienia wesołości i pewnie gdyby nie to, że jesteśmy właśnie na ósmym stopniu, a sięgnięcie po różdżkę równałoby się z twoim upadkiem na sam dół, rzuciłbym na ciebie zaklęcie uciszające, żebyś przestała w końcu szargać moje nerwy.
- To nie pokój dla ciebie. - puściłem twoją rękę tylko dlatego, że byłem pewny, że na korytarzu już nie potkniesz się o własne nogi, a ty, zamiast iść grzecznie do sypialni gościnnej, rzucasz się na moje łóżko. Z miną prawie że zdegustowaną podążam za tobą i nagle już brzydnie mi i futro z szynszyli, na którym leżysz i zaczarowany sufit, w który się wpatrujesz. - Nie przyzwyczajaj się, jesteś tu pierwszy i ostatni raz. - popatrz więc jeszcze i naciesz swoje oczy przez całe trzy sekundy, zaraz zaprowadzę cię do pokoju, w którym miałaś się znaleźć od początku. Bo po raz pierwszy od dawna wizja spędzenia z tobą nocy w jednym łóżku nie kusi mnie ani troszeczkę.
stars, hide your fires:
let not light see my black and deep desires.
let not light see my black and deep desires.
Przecież to nie była żadna namiastka romantyczności lub jej zalążek. Jeśli mówiłam tobie rzeczy miłe to te rzeczy miłe naprawdę zazwyczaj czułam. Szkoda jednak, że i ty nie możesz powiedzieć tego samego o sobie. Nie wiem, musiałam naprawdę nagrzeszyć tymi kłamstwami do ciebie i kłamstwami w ogóle, że mnie karma dopada w postacie twojego skurwielstwa. Chciałabym móc oczy zasłonić i uszy zatkać, gdy Helena mi mówiła o tobie prawdę. Wolałabym żyć w bańce już na zawsze, bo wiem, jak takie nagłe przekłucie bańki może dobijać powoli; dobijać do dna, by później choć na chwilę mnie z niego wyciągnąć. Niestety tylko po to, by jeszcze z większym impetem uderzyła głową o beton. Czy kiedykolwiek miałeś tak w życiu? Wątpię. Patrzę na ciebie i widzę same powodzenia, a jeśli miałeś w swojej egzystencji jakiekolwiek porażki to szybko robiłeś sobie z nich zabawę, lamentując na swój los, którego i tak w najgorszym momencie życia, zazdrościłoby ci wiele osób, nie mających tak dobrze.
- Rynkowa? – prycham i nawet nie robię och. - Nie jestem żadnym towarem, Avery – patrzę na ciebie z przerażeniem, bo co ty właśnie do mnie powiedziałeś. Czy mnie obraziłeś. - Twój kuzyn Samael ma lepsze maniery od twoich. Powinieneś się uczyć od niego obycia z kobietami – mądrzę się jak nigdy. - To cię zdradzę zaraz, póki jeszcze nasze rody mają w planach ślub – grożę, chociaż tak naprawdę to bym tego nie zrobiła. Wbrew temu, co mówiła Venus, seks nie służy do osiągania własnych celów.
- Och, jak nie dla mnie – patrzę wciąż w sufit. - Przecież ja tu śpię – siadam na łóżku i wpatrują się w ciebie i mi się nagle przypomina. - Masz pergamin i pióro? To napiszę od razu do Ceasara – zwracam się do ciebie przemądrzałym tonem.
Trochę palce w prawej ręce mi drętwieją, więc próbuję je sobie rozmasować drugą dłonią.
- Rynkowa? – prycham i nawet nie robię och. - Nie jestem żadnym towarem, Avery – patrzę na ciebie z przerażeniem, bo co ty właśnie do mnie powiedziałeś. Czy mnie obraziłeś. - Twój kuzyn Samael ma lepsze maniery od twoich. Powinieneś się uczyć od niego obycia z kobietami – mądrzę się jak nigdy. - To cię zdradzę zaraz, póki jeszcze nasze rody mają w planach ślub – grożę, chociaż tak naprawdę to bym tego nie zrobiła. Wbrew temu, co mówiła Venus, seks nie służy do osiągania własnych celów.
- Och, jak nie dla mnie – patrzę wciąż w sufit. - Przecież ja tu śpię – siadam na łóżku i wpatrują się w ciebie i mi się nagle przypomina. - Masz pergamin i pióro? To napiszę od razu do Ceasara – zwracam się do ciebie przemądrzałym tonem.
Trochę palce w prawej ręce mi drętwieją, więc próbuję je sobie rozmasować drugą dłonią.
Czułaś naprawdę czy te uczucia napędzała chęć utrzymania mnie w szarej sferze niedomówień, żeby nie dać mi tak dosadnych jak na festiwalu powodów do zerwania zaręczyn i przyczynienia się do twojego wydziedziczenia? Jeśli spotyka nas karma, to ciebie spotyka za bycie zmienną jak chorągiewka na wietrze i brak cierpliwości, a mnie za rozwiązłość i sentymenty, których wciąż nie potrafię się wyrzec. Do pasma powodzeń jest mi daleko, ale nie masz prawa przecież tego wiedzieć, skoro najwięcej gorzkich porażek w moim życiorysie widnieje w rubryce relacji międzyludzkich. Unieważnione przez nieporozumienie małżeństwo z Heleną, rozbite w puch zaręczyny z Evandrą, zrujnowana przez nasz podobno przyszłościowy związek przyjaźń z Venus, a teraz i nasze relacje rozpadają się w moich oczach, a ja nienawidzę ciebie za to, że poświęciłem dla ciebie tak wiele, a ty tylko wszystko psujesz. Ty. Nie ja.
- Zdaje się, że nikt tak nie uważa. - nawet twoja familia, która handluje tobą jak klaczą. Z dobrym rodowodem, ale jednak klaczą. - Samael na pewno jest niebywałym dżentelmenem. Z pewnością poproszę go o lekcję radzenia sobie z kobietami. - mówię i nie wiem sam o umiłowaniu mojego kuzyna do temperowania dziewczyn takich jak ty, nie wiem też o tym, że na festiwalu odbywaliście miłą pogawędkę. Chociaż szczerze, teraz i tak bardziej interesuję się tym, żeby wyeskortować cię do innego pomieszczenia.
- Śmiało. Ucałuję cię w rękę z wdzięczności za otwarcie mi wyjścia awaryjnego z tego małżeństwa. - proszę, zrób to choćby i teraz, pokoi ci u mnie dostatek, zrujnuj się w kilka chwil i cierp przez całe życie. Nie mogłoby mnie to obchodzić mniej. - Nie możesz spać w mojej sypialni. - robię kilka kroków w twoim kierunku i najchętniej po prostu podniósłbym cię z łóżka i przetransportował w inne miejsce, ale zaraz zaczęłabyś krzyczeć, alarmując całą ulicę o tym, że nie wiadomo co się dzieje. - Och, ekwipunek korespondencyjny w pokoju obok. - nie, nie przyniosę ci go, wstań i przejdź się sama i już tam zostań. Może gdyby nie paliła mnie aktualnie złość, zwróciłbym uwagę na to, że już od jakiegoś czasu często rozcierasz palce, jakby brakowało ci w nich czucia i może zmartwiłbym się, że to symptom czegoś poważniejszego. Ale nie dziś.
- Zdaje się, że nikt tak nie uważa. - nawet twoja familia, która handluje tobą jak klaczą. Z dobrym rodowodem, ale jednak klaczą. - Samael na pewno jest niebywałym dżentelmenem. Z pewnością poproszę go o lekcję radzenia sobie z kobietami. - mówię i nie wiem sam o umiłowaniu mojego kuzyna do temperowania dziewczyn takich jak ty, nie wiem też o tym, że na festiwalu odbywaliście miłą pogawędkę. Chociaż szczerze, teraz i tak bardziej interesuję się tym, żeby wyeskortować cię do innego pomieszczenia.
- Śmiało. Ucałuję cię w rękę z wdzięczności za otwarcie mi wyjścia awaryjnego z tego małżeństwa. - proszę, zrób to choćby i teraz, pokoi ci u mnie dostatek, zrujnuj się w kilka chwil i cierp przez całe życie. Nie mogłoby mnie to obchodzić mniej. - Nie możesz spać w mojej sypialni. - robię kilka kroków w twoim kierunku i najchętniej po prostu podniósłbym cię z łóżka i przetransportował w inne miejsce, ale zaraz zaczęłabyś krzyczeć, alarmując całą ulicę o tym, że nie wiadomo co się dzieje. - Och, ekwipunek korespondencyjny w pokoju obok. - nie, nie przyniosę ci go, wstań i przejdź się sama i już tam zostań. Może gdyby nie paliła mnie aktualnie złość, zwróciłbym uwagę na to, że już od jakiegoś czasu często rozcierasz palce, jakby brakowało ci w nich czucia i może zmartwiłbym się, że to symptom czegoś poważniejszego. Ale nie dziś.
stars, hide your fires:
let not light see my black and deep desires.
let not light see my black and deep desires.
Naburmuszam się, bo mi już brak argumentów, by wywołać twoją złość. Czemu nie jesteś zazdrosny o Cezara tak jak ja jestem zazdrosna o te twoje inne dziewczęta?
- Nie odzywaj się do mnie – mówię i chcę się kłaść już spać, ale moja sukieneczka nie ma służyć mi do spania, więc jednak powiedz do mnie coś jeszcze. - Idź stąd i daj mi coś do przebrania – wszystko jest w odwrotnej kolejności, więc musisz sobie uporządkować to sam – zrobić mi z czegoś piżamkę, iść stąd i nie odzywać się do mnie przez lat pięćdziesiąt. Może wtedy ci wybaczę, że moje serce na milion kawałeczków potłukłeś. Nie obchodzi mnie to, że to niby twoja sypialnia. Jestem Linette Greengrass i mogę robić, co chcę, podążać ścieżkami, które sama obiorę nawet jeśli spotkam się z falą krytyki. Może i moje wybory nie do końca są trafne i potrzebuję kogoś, kto mnie poprowadzi przez życie i podejmie za mnie decyzje nawet w takich błahych sprawach jak co będę robić po południu aż po poważne strasznie takie typu, kiedy mam dziecko urodzić. Jak sama zaczynam podejmować decyzję to one robią się pasmem niepowodzeń. Albo może tylko dziś tak myślę przez eliksir szczęścia, czymkolwiek on jest.
Kładę się z powrotem na łóżku. Masz je takie miękkie.
- Uratowaliśmy tego jednorożka? – pytam na wpół senna. - Bo naprawdę już nie pamiętam. - Mam nadzieję jednak, że postąpiliśmy słusznie. Jakaż to byłaby strata, gdyby ów jednorożek stracił swoje życie z czyiś rąk. - Czy po ślubie kupisz mi wyspę albo jednorożka? – już nawet nie pamiętam, że mam się na ciebie gniewać i w ogóle jakąś kłótnie prowadziliśmy. Właściwie to nie pamiętam jak się tu znalazłam. - Albo wyspę i jednorożka. Mogłabym tam żyć z nim i z tobą i nigdy nie opuścić wyspy – marzę sobie jak jakiś schizofrenik. Wciąż rozmasowuję palce. - Chyba coś chciałam od ciebie, ale całkowicie nie pamiętam, co – Chociaż wydaje mi się, że poprosiłam cię o to raptem przed chwilą i było to związane z moim pójściem spać. Podniosłam nawet głowę na chwilę, by spojrzeć w twoje oczy, ale niezbyt mi to wychodziło, więc runęłam na miękko pościel, ponownie w niej się zatapiając. - Mam chyba jakieś zaniki pamięci - śmieję się cicho, bo mnie to śmieszy bardzo.
- Nie odzywaj się do mnie – mówię i chcę się kłaść już spać, ale moja sukieneczka nie ma służyć mi do spania, więc jednak powiedz do mnie coś jeszcze. - Idź stąd i daj mi coś do przebrania – wszystko jest w odwrotnej kolejności, więc musisz sobie uporządkować to sam – zrobić mi z czegoś piżamkę, iść stąd i nie odzywać się do mnie przez lat pięćdziesiąt. Może wtedy ci wybaczę, że moje serce na milion kawałeczków potłukłeś. Nie obchodzi mnie to, że to niby twoja sypialnia. Jestem Linette Greengrass i mogę robić, co chcę, podążać ścieżkami, które sama obiorę nawet jeśli spotkam się z falą krytyki. Może i moje wybory nie do końca są trafne i potrzebuję kogoś, kto mnie poprowadzi przez życie i podejmie za mnie decyzje nawet w takich błahych sprawach jak co będę robić po południu aż po poważne strasznie takie typu, kiedy mam dziecko urodzić. Jak sama zaczynam podejmować decyzję to one robią się pasmem niepowodzeń. Albo może tylko dziś tak myślę przez eliksir szczęścia, czymkolwiek on jest.
Kładę się z powrotem na łóżku. Masz je takie miękkie.
- Uratowaliśmy tego jednorożka? – pytam na wpół senna. - Bo naprawdę już nie pamiętam. - Mam nadzieję jednak, że postąpiliśmy słusznie. Jakaż to byłaby strata, gdyby ów jednorożek stracił swoje życie z czyiś rąk. - Czy po ślubie kupisz mi wyspę albo jednorożka? – już nawet nie pamiętam, że mam się na ciebie gniewać i w ogóle jakąś kłótnie prowadziliśmy. Właściwie to nie pamiętam jak się tu znalazłam. - Albo wyspę i jednorożka. Mogłabym tam żyć z nim i z tobą i nigdy nie opuścić wyspy – marzę sobie jak jakiś schizofrenik. Wciąż rozmasowuję palce. - Chyba coś chciałam od ciebie, ale całkowicie nie pamiętam, co – Chociaż wydaje mi się, że poprosiłam cię o to raptem przed chwilą i było to związane z moim pójściem spać. Podniosłam nawet głowę na chwilę, by spojrzeć w twoje oczy, ale niezbyt mi to wychodziło, więc runęłam na miękko pościel, ponownie w niej się zatapiając. - Mam chyba jakieś zaniki pamięci - śmieję się cicho, bo mnie to śmieszy bardzo.
- Nie marzę o niczym innym. - burczę pod nosem bez śladu nadziei na to, że jednak zamkniesz w końcu usta i wytrwasz w takim stanie dłużej niż sekund pięć. Zaciskając szczęki ze złości, kieruję się do garderoby, do której wejście prowadzi przez sypialnię i przynoszę ci jedwabną piżamę. - Nie mam niczego z mniejszym rozmiarze. - oznajmiam oschle, wręczając ci strój do przebrania i zamykam drzwi do garderoby odrobinę gwałtowniej niż wymaga tego sytuacja. Przez chwilę liczę jeszcze na to, że skoro kochasz swojego wybranka miłością tak szaloną, ochoczo pobiegniesz do sąsiedniego pokoju pisać list, jak widać jednak twoja miłość do niego jest równie ulotna, co do mnie, a ty szybko zapominasz o swoich zamiarach.
- Zasmucił się bardzo, że jesteś w tak niegodnym stanie i szybko uciekł do rezerwatu. - opowiadam historię jednorożka spotkanego w centrum miasta i przypominam sobie, że sam również potrzebuję piżamy, powtarzam więc swoją wycieczkę do garderoby, zwieńczoną trzaskaniem drzwiami. Taki już ze mnie teraz wybuchowy chłopak, popatrz tylko, co ze mną robisz. - Jeśli miałbym ci kupić wyspę, byłaby to wyspa bezludna. I mieszkałabyś tam cały rok na okrągło. - beze mnie oczywiście i bez jednorożków. Może z takiego położenia nie męczyłabyś mnie tak bardzo, może spokorniałabyś trochę na wygnaniu, kto wie. Nie poświęcam temu zbyt wiele uwagi, bo przecież żadnej wyspy nigdy ci nie kupię i żadnego ślubu nie będzie, ignoruję więc twoje dalsze słowa i niecierpliwie rozwiązuję muszkę i rozpinam guziki koszuli, której chcę się pozbyć jak najprędzej, nie przejmując się wcale tym, że powinienem wyjść. Jestem w swojej sypialni i to ty powinnaś wyjść.
- Zaniki kręgosłupa moralnego również. - bardzo ciężka choroba, nie ma z nią żartów.
- Zasmucił się bardzo, że jesteś w tak niegodnym stanie i szybko uciekł do rezerwatu. - opowiadam historię jednorożka spotkanego w centrum miasta i przypominam sobie, że sam również potrzebuję piżamy, powtarzam więc swoją wycieczkę do garderoby, zwieńczoną trzaskaniem drzwiami. Taki już ze mnie teraz wybuchowy chłopak, popatrz tylko, co ze mną robisz. - Jeśli miałbym ci kupić wyspę, byłaby to wyspa bezludna. I mieszkałabyś tam cały rok na okrągło. - beze mnie oczywiście i bez jednorożków. Może z takiego położenia nie męczyłabyś mnie tak bardzo, może spokorniałabyś trochę na wygnaniu, kto wie. Nie poświęcam temu zbyt wiele uwagi, bo przecież żadnej wyspy nigdy ci nie kupię i żadnego ślubu nie będzie, ignoruję więc twoje dalsze słowa i niecierpliwie rozwiązuję muszkę i rozpinam guziki koszuli, której chcę się pozbyć jak najprędzej, nie przejmując się wcale tym, że powinienem wyjść. Jestem w swojej sypialni i to ty powinnaś wyjść.
- Zaniki kręgosłupa moralnego również. - bardzo ciężka choroba, nie ma z nią żartów.
stars, hide your fires:
let not light see my black and deep desires.
let not light see my black and deep desires.
Jak powtarzasz swoją wycieczkę do przymierzalni to szybko przebieram się w piżamkę. Zdecydowanie nie idę już na żadne disco lub prywatkę.
- Och – prawie płaczę jak mi mówisz tak brzydko o moim jednorożku. - Przeze mnie? – chcę upewnić się w tym fakcie. - Wydawało mi się, że jednorożki by mnie polubiły jakby jakiegoś w końcu spotkała – wyznaję ci, przeczesując palcami włosy. Twoje łóżku jest naprawdę wygodne nawet jeśli na nim się tylko siedzi. Przez myśl mi przechodzi, co jak się robi inne rzeczy, ale szybko to wyrzucam daleko od siebie. Przecież moje kolanka nie rozsuwają się łatwo! - Ej, ale skoro tylko dziewice widzą jednorożki to dlaczego ty je również widzisz? – wytrzeszczam na ciebie oczęta swoje. Pewnie myślałeś, że nie wybadam twojego kolejnego kłamstwa przebrzydłego, a tu cię mam jednak, ofermo.
- Przecież to ty mnie zdradzasz – krzyczę w twoją stronę na znak tego, że chyba to ty jednak nie masz kręgosłupa moralnego. Patrzę sobie aż ściągasz koszulę, ale jeśli to dostrzegasz to szybko zakrywam oczy dłońmi. Nawet po eliksirze szczęścia krępuję się ciebie. Trochę mnie jednak korci, żeby przez palce zobaczyć jakie masz mięśnie brzucha, ale zamiast tego z powrotem kładę się na plecach i podziwiam widok nade mną. - A w kosmos – nie daję za wygraną. - W kosmos mnie zabierzesz? – Jeśli będę cokolwiek pamiętać to mi przywal w twarz. - Chciałabym dotknąć gwiazd. Wiedziałeś, że chmurki są z waty cukrowej? – pytam całkiem poważnie. - Jak pójdę do nieba to będę się nimi opychać notorycznie – wyznaję ci sekret życia.
- Och – prawie płaczę jak mi mówisz tak brzydko o moim jednorożku. - Przeze mnie? – chcę upewnić się w tym fakcie. - Wydawało mi się, że jednorożki by mnie polubiły jakby jakiegoś w końcu spotkała – wyznaję ci, przeczesując palcami włosy. Twoje łóżku jest naprawdę wygodne nawet jeśli na nim się tylko siedzi. Przez myśl mi przechodzi, co jak się robi inne rzeczy, ale szybko to wyrzucam daleko od siebie. Przecież moje kolanka nie rozsuwają się łatwo! - Ej, ale skoro tylko dziewice widzą jednorożki to dlaczego ty je również widzisz? – wytrzeszczam na ciebie oczęta swoje. Pewnie myślałeś, że nie wybadam twojego kolejnego kłamstwa przebrzydłego, a tu cię mam jednak, ofermo.
- Przecież to ty mnie zdradzasz – krzyczę w twoją stronę na znak tego, że chyba to ty jednak nie masz kręgosłupa moralnego. Patrzę sobie aż ściągasz koszulę, ale jeśli to dostrzegasz to szybko zakrywam oczy dłońmi. Nawet po eliksirze szczęścia krępuję się ciebie. Trochę mnie jednak korci, żeby przez palce zobaczyć jakie masz mięśnie brzucha, ale zamiast tego z powrotem kładę się na plecach i podziwiam widok nade mną. - A w kosmos – nie daję za wygraną. - W kosmos mnie zabierzesz? – Jeśli będę cokolwiek pamiętać to mi przywal w twarz. - Chciałabym dotknąć gwiazd. Wiedziałeś, że chmurki są z waty cukrowej? – pytam całkiem poważnie. - Jak pójdę do nieba to będę się nimi opychać notorycznie – wyznaję ci sekret życia.
Jak na to, że na ulicy ruchy miałaś co najmniej nieskoordynowane, wyjątkowo szybko poszło ci przedzierzgnięcie się w strój do spania. Marszczę lekko brwi, widząc, że krzywo zapięłaś guziki, ale nie komentuję tego w żaden sposób.
- Twoje kochane jednorożki były na festiwalu, ale może byłaś zbyt zajęta Cezarem, żeby trafić w ich pobliże. - mówię, ciskając moją koszulę i twoją sukienkę gdzieś w kąt, żeby czekały tam na pranie aż najdzie mnie lepszy humor, a dziś z pewnością to nie nastąpi. Myśl sobie co chcesz o tym łóżku i o tym, co się w nim robi, zapewniam cię, że nie mam najmniejszego zamiaru nakłaniać się do rozchylania kolan ani dzisiaj, ani jutro, ani kiedykolwiek. - Może zbyt pochopnie mnie oceniłaś. - nie będę ci wmawiał, że trzymam cnotę do ślubu, ani zagłębiał się w kwestie tego, że może jestem wystarczająco dobrym człowiekiem, by jednorożce uznały mnie za godnego i mi się objawiły.
- A wiesz to, bo powiedział ci o tym twój niedoszły mąż i półwila, która próbuje się wżenić w arystokrację? - pytam niecierpliwie, bo chociaż dość oczywista jest moja wina, nie podoba mi się wcale, że tak mnie oskarżasz bez szczerej rozmowy na pierwszym miejscu. Otrząśnij się więc, Lineta i zobacz, na jak absurdalnych podstawach opierasz swoje domysły. Właśnie w ten sposób umierają w cierpieniach nasze zaręczyny. - Nie. - jedno, zbiorcze słowo, odpowiadające na wszystkie twoje pytania. Dość już mam tej psychodeli, chwytam więc swoją piżamę i krzywię się ponownie, widząc jak przywłaszczasz sobie moje królestwo.
- Idę się kąpać. Przemyśl jeszcze raz wybór sypialni, bo mam zamiar dzisiaj spać w tym łóżku. - oznajmiam, kierując się w stronę wyjścia na korytarz prowadzący do łazienki i liczę na to, że kiedy ja będę zażywał kąpieli, zdążysz zasnąć i tym samym unikniemy dalszej męczarni, jaką jest nasza konwersacja.
- Twoje kochane jednorożki były na festiwalu, ale może byłaś zbyt zajęta Cezarem, żeby trafić w ich pobliże. - mówię, ciskając moją koszulę i twoją sukienkę gdzieś w kąt, żeby czekały tam na pranie aż najdzie mnie lepszy humor, a dziś z pewnością to nie nastąpi. Myśl sobie co chcesz o tym łóżku i o tym, co się w nim robi, zapewniam cię, że nie mam najmniejszego zamiaru nakłaniać się do rozchylania kolan ani dzisiaj, ani jutro, ani kiedykolwiek. - Może zbyt pochopnie mnie oceniłaś. - nie będę ci wmawiał, że trzymam cnotę do ślubu, ani zagłębiał się w kwestie tego, że może jestem wystarczająco dobrym człowiekiem, by jednorożce uznały mnie za godnego i mi się objawiły.
- A wiesz to, bo powiedział ci o tym twój niedoszły mąż i półwila, która próbuje się wżenić w arystokrację? - pytam niecierpliwie, bo chociaż dość oczywista jest moja wina, nie podoba mi się wcale, że tak mnie oskarżasz bez szczerej rozmowy na pierwszym miejscu. Otrząśnij się więc, Lineta i zobacz, na jak absurdalnych podstawach opierasz swoje domysły. Właśnie w ten sposób umierają w cierpieniach nasze zaręczyny. - Nie. - jedno, zbiorcze słowo, odpowiadające na wszystkie twoje pytania. Dość już mam tej psychodeli, chwytam więc swoją piżamę i krzywię się ponownie, widząc jak przywłaszczasz sobie moje królestwo.
- Idę się kąpać. Przemyśl jeszcze raz wybór sypialni, bo mam zamiar dzisiaj spać w tym łóżku. - oznajmiam, kierując się w stronę wyjścia na korytarz prowadzący do łazienki i liczę na to, że kiedy ja będę zażywał kąpieli, zdążysz zasnąć i tym samym unikniemy dalszej męczarni, jaką jest nasza konwersacja.
stars, hide your fires:
let not light see my black and deep desires.
let not light see my black and deep desires.
Ostatnio zmieniony przez Perseus Avery dnia 23.10.15 23:40, w całości zmieniany 1 raz
Może to i dobrze, że nie widzę tych guzików źle zapiętych. Przy tobie bym się zapewne krępowała wyglądać nieschludnie. Swoim niechlujnym zachowaniem przeczę i burzę cały obraz mnie jaki z pewnością miałeś gdzieś tam wykreowany, jednak tym będę martwić się, kiedy swe oczy otworzę, a suchość w ustach i złe samopoczucie będzie nakłaniało mnie do zaszycia się w pokoju z zasłoniętymi żaluzjami. Na razie łudzić się jedynie mogę, że to, co teraz widzisz dalekie jest od tego, co widziałeś uprzednio i jak mnie sobie wyobrażałeś, gdy spuszczałeś mnie ze smyczy. Chociaż nie wiem do końca, czy mogę użyć tego określanie, w końcu tak naprawdę nigdy nie należałam jeszcze do ciebie. Nie mówię, że w tym wszystkim byłam w porządku. Czasem też próbowałam tobą manipulować i chociaż nigdy mi to pewnie nie wychodziło to same zamiary się liczyły, a nie powodzenie moich planów. Zbyt jednak byłam cnotliwa, by posłuchać rad Venus i owinąć sobie ciebie w kół palca. Teraz, usłyszawszy o twoich zdradach, żałowałam tego niemało. Część mnie wiedziała, mimo wszystko, że gdybym zrobiła to, co ma droga przyjaciółka mi polecała, ty na pewno odszedłbyś ode mnie, pozostawiając mi jedynie wstyd i zbrukanie.
Wzruszam ramionami na to, co mi wszystko mówisz i nie wiem, czy przykro mi się zrobiło tak strasznie, że mnie okłamujesz czy może, że uwierzyłam im i teraz ponoszę konsekwencję nie ufania tobie. Później jednak wychodzisz, a ja przekręcam się na drugi bok, przykrywam ciepłą kołdrą i oddaję się w objęcia Morfeusza. Nie zachwycam się już więcej widokiem rozgwieżdżonego nieba. Zasypiam szybko, nierównomiernie oddychając.
Wzruszam ramionami na to, co mi wszystko mówisz i nie wiem, czy przykro mi się zrobiło tak strasznie, że mnie okłamujesz czy może, że uwierzyłam im i teraz ponoszę konsekwencję nie ufania tobie. Później jednak wychodzisz, a ja przekręcam się na drugi bok, przykrywam ciepłą kołdrą i oddaję się w objęcia Morfeusza. Nie zachwycam się już więcej widokiem rozgwieżdżonego nieba. Zasypiam szybko, nierównomiernie oddychając.
Modły moje zostały w końcu wysłuchane, a ty milkniesz, pozwalając mi rozkoszować się błogą ciszą. Wolę się nią jednak rozkoszować w samotności, dlatego czym prędzej znikam w łazience, by zażywać kąpieli niczym Afrodyta. Ciepła woda rozluźnia spięte mięśnie, a złość powoli opuszcza moje ciało, dając do głosu dojść tylko potwornemu zmęczeniu. Właściwie mógłbym spać w tej wannie, jednak wiem, że woda wystygnie szybko i niemiłe to będzie przebudzenie, dlatego wycieram się z wody, przywdziewam piżamę i kieruję się do pokoju. Jakież więc ogromne jest moje rozczarowanie, gdy na miejscu odkrywam, że pozostałaś głucha na moje prośby i postanowiłaś nie ruszać się z mojego łóżka. Nie mam jednak zamiaru ci ustępować, ani teraz, ani nigdy w przyszłości, dlatego tylko krzywię się paskudnie i kładę się po drugiej stronie materaca, przykrywając się lekką pościelą. Z pewnością inaczej wyobrażałem sobie zawsze naszą pierwszą wspólnie spędzoną noc, niż czysto platoniczne egzystowanie w tym samym pomieszczeniu, połączone z byciem co chwila przez ciebie budzonym, bo a to masz przypływ energii i musisz się przewrócić z boku na bok po raz tysięczny, a to wydaje ci się, że jedna z gwiazd z sufitu na ciebie spada, a to śnią ci się jakieś psychodeliczne mary. Jestem już naprawdę bliski kapitulacji i przemieszczenia się do innej sypialni, gdy w końcu spada na mnie zmęczenie przewyższające twoją hiperaktywność, a ja zasypiam twardo jak kamień, dzielnie ignorując twoją obecność tuż obok.
stars, hide your fires:
let not light see my black and deep desires.
let not light see my black and deep desires.
| przybywamy z salonu
Palce Perseusa błądziły pomiędzy kosmykami moich włosów, wolno wędrując coraz niżej, by w końcu zacisnąć się ponownie, na blond pasmach i w stanowczym, niemal zwierzęcym geście, odciągnąć głowę do tyłu, tym samym eksponując moją szyję. Pomimo pragnienia, które z pewnością już zalało całe jego ciało i kompletnie zmąciło w głowie, ciągle zachowywał nutę delikatności w każdym swoim geście, którym mnie obdarzał. W momencie zetknięcia się ust mężczyzny z moją skórą, po moim ciele rozszedł się przyjemny, ciepły dreszcz a z ust wydobyło się ciche jęknięcie, które mogło jedynie utwierdzić mojego przyjaciela w słuszności działania. Przymknęłam oczy, moje myśli nie błądziły już nigdzie dalej, niż za ściany pomieszczenia w którym się znajdywaliśmy, liczył się tylko on. Zupełnie tak, jakby wszystkie moje utrapienia zniknęły, dając mi odrobinę intymności i zezwalając tym samym na skupienie całej swojej uwagi na Lordzie Averym; tego zresztą chciałam teraz najmocniej, by nasza mała gra mogła trwać i żadne gorzkie myśli, nie zaprzątały mi swoją nieproszoną obecnością głowy. Nie tu. Nie teraz. Nie kiedy jestem z nim.
Usta Perseusa sunęły po mojej odsłoniętej szyi, składając na niej coraz więcej żarliwych, pełnych pożądania pocałunków; wargi wpijały się w delikatną skórę coraz mocniej, powodując że z moich ust wydobyło się jeszcze kilka jęków, uciszanych jedynie lekkim przygryzaniem dolnej wargi. Dominował a ja byłam mu całkowicie uległa, bez protestów podążałam za każdym ruchem jego dłoni, za każdym pocałunkiem, delikatnym szarpnięciem za włosy. Nie mogłam sobie wyobrazić, żeby moje ciało i umysł współgrały z kimś tak harmonijnie jak z nim, żeby reagowały na czyjś gest tak posłusznie. Zabawne, jak szybko sprawy potrafią przybrać zupełnie inny obrót, niż na początku zakładaliśmy - na szczęście dla nas, tego obrotu żadne z nas (takie mam wrażenie) nie żałuje. Dobrze wiedziałam, że przezłóżko życie Perseusa przewinęło się kilka kobiet, do których przywiązywał mniejszą lub większą wagę, o ile w ogóle. Wiedziałam, w końcu znałam go jak nikt inny. W gruncie rzeczy mogłabym się nazwać jego spowiednikiem a on moim - czyż nie znaliśmy wszystkich swoich małych grzeszków? Małych i dużych, każdego przewinienia jakiego dokonaliśmy na przestrzeni naszego krótkiego życia. Wiedziałam o nim wszystko, wiedziałam co sprawia mu radość, ból, znałam jego najczarniejsze myśli, a on moje. I właśnie stąd wiedziałam, że nie będę jedną z tych kobiet, które jedynie przemkną przez jego życie - ja zawsze byłam i będę. Darzył mnie szacunkiem, troszczył się o mnie odkąd pamiętam, nigdy nie zrobiłby mi krzywdy a już na pewno nie w ten sposób, nie wykorzystałby mnie tak podstępnie, opierając się na szumiącym w żyłach alkoholu i tym, że czułam do niego coś więcej, to nie byłby on, nie dla mnie. Jeśli kiedykolwiek ktoś zaznał podobnego uczucia, był przekonany że ufa komuś w stu procentach, był go pewny, nieważne czego dotyczyła sytuacja, wie o czym mówię.
Dopiero w momencie, kiedy Lord Avery oderwał się ode mnie z powrotem otworzyłam oczy a nim zdążyłam mrugnąć parę razy, by pozbyć się podszytych winem przemyśleń i złapać obraz rzeczywistości, Perseus w zgrabnym i szybkim ruchu, objął moje ciało i dźwignął je delikatnie, swoje kroki kierując w stronę wyjścia z salonu a następnie do sypialni. Objęłam rękami jego szyję, przytrzymując się go delikatnie; wtuliłam się w niego, korzystając z chwili a rozpalony policzek, przytknęłam do jego klatki piersiowej. Było mi dobrze, tak błogo w jego ramionach i choć mój transport z jednego pomieszczenia trwał zaledwie chwilę, miałam wrażenie, że tkwię w jego ramionach znacznie dłużej i wcale, nie miałabym nic przeciwko, gdyby pozwolono mi w nich już zostać. Zamiast jednak w jego objęciach, wylądowałam miękko na łóżku, zatapiając delikatnie swoje ciało w futrze z szynszyli, po którym zresztą tak ochoczo wodziłam teraz palcami. Nie wiem czy kiedykolwiek czułam coś równie przyjemnego - no mogły się z tym równać jedynie pocałunki Perseusa, więc skoro już o tym mowa. Wyciągnęłam swoje ręce w kierunku jego twarzy i dopiero w momencie kiedy palce jeden dłoni, zetknęły się z jego skórą a drugie powędrowały ku włosom, wplątując się w nie, otworzyłam usta, żeby mu coś szepnąć.
- Chodź do mnie. - Zachęciłam go a mój głos, pomimo że cichy brzmiał bardzo zmysłowo. Utkwiłam wzrok w jego jasnych tęczówkach, odruchowo przygryzając wargę a dłonią wplecioną w jego włosy, lekko kierując go w swoją stronę. Nie było na świecie rzeczy, ni osoby, której pragnęłabym teraz bardziej.
może być taka
Palce Perseusa błądziły pomiędzy kosmykami moich włosów, wolno wędrując coraz niżej, by w końcu zacisnąć się ponownie, na blond pasmach i w stanowczym, niemal zwierzęcym geście, odciągnąć głowę do tyłu, tym samym eksponując moją szyję. Pomimo pragnienia, które z pewnością już zalało całe jego ciało i kompletnie zmąciło w głowie, ciągle zachowywał nutę delikatności w każdym swoim geście, którym mnie obdarzał. W momencie zetknięcia się ust mężczyzny z moją skórą, po moim ciele rozszedł się przyjemny, ciepły dreszcz a z ust wydobyło się ciche jęknięcie, które mogło jedynie utwierdzić mojego przyjaciela w słuszności działania. Przymknęłam oczy, moje myśli nie błądziły już nigdzie dalej, niż za ściany pomieszczenia w którym się znajdywaliśmy, liczył się tylko on. Zupełnie tak, jakby wszystkie moje utrapienia zniknęły, dając mi odrobinę intymności i zezwalając tym samym na skupienie całej swojej uwagi na Lordzie Averym; tego zresztą chciałam teraz najmocniej, by nasza mała gra mogła trwać i żadne gorzkie myśli, nie zaprzątały mi swoją nieproszoną obecnością głowy. Nie tu. Nie teraz. Nie kiedy jestem z nim.
Usta Perseusa sunęły po mojej odsłoniętej szyi, składając na niej coraz więcej żarliwych, pełnych pożądania pocałunków; wargi wpijały się w delikatną skórę coraz mocniej, powodując że z moich ust wydobyło się jeszcze kilka jęków, uciszanych jedynie lekkim przygryzaniem dolnej wargi. Dominował a ja byłam mu całkowicie uległa, bez protestów podążałam za każdym ruchem jego dłoni, za każdym pocałunkiem, delikatnym szarpnięciem za włosy. Nie mogłam sobie wyobrazić, żeby moje ciało i umysł współgrały z kimś tak harmonijnie jak z nim, żeby reagowały na czyjś gest tak posłusznie. Zabawne, jak szybko sprawy potrafią przybrać zupełnie inny obrót, niż na początku zakładaliśmy - na szczęście dla nas, tego obrotu żadne z nas (takie mam wrażenie) nie żałuje. Dobrze wiedziałam, że przez
Dopiero w momencie, kiedy Lord Avery oderwał się ode mnie z powrotem otworzyłam oczy a nim zdążyłam mrugnąć parę razy, by pozbyć się podszytych winem przemyśleń i złapać obraz rzeczywistości, Perseus w zgrabnym i szybkim ruchu, objął moje ciało i dźwignął je delikatnie, swoje kroki kierując w stronę wyjścia z salonu a następnie do sypialni. Objęłam rękami jego szyję, przytrzymując się go delikatnie; wtuliłam się w niego, korzystając z chwili a rozpalony policzek, przytknęłam do jego klatki piersiowej. Było mi dobrze, tak błogo w jego ramionach i choć mój transport z jednego pomieszczenia trwał zaledwie chwilę, miałam wrażenie, że tkwię w jego ramionach znacznie dłużej i wcale, nie miałabym nic przeciwko, gdyby pozwolono mi w nich już zostać. Zamiast jednak w jego objęciach, wylądowałam miękko na łóżku, zatapiając delikatnie swoje ciało w futrze z szynszyli, po którym zresztą tak ochoczo wodziłam teraz palcami. Nie wiem czy kiedykolwiek czułam coś równie przyjemnego - no mogły się z tym równać jedynie pocałunki Perseusa, więc skoro już o tym mowa. Wyciągnęłam swoje ręce w kierunku jego twarzy i dopiero w momencie kiedy palce jeden dłoni, zetknęły się z jego skórą a drugie powędrowały ku włosom, wplątując się w nie, otworzyłam usta, żeby mu coś szepnąć.
- Chodź do mnie. - Zachęciłam go a mój głos, pomimo że cichy brzmiał bardzo zmysłowo. Utkwiłam wzrok w jego jasnych tęczówkach, odruchowo przygryzając wargę a dłonią wplecioną w jego włosy, lekko kierując go w swoją stronę. Nie było na świecie rzeczy, ni osoby, której pragnęłabym teraz bardziej.
może być taka
And on purpose,
I choose you.
.
I choose you.
.
Lilith Greengrass
Zawód : Auror
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Don't mistake my kindness for weakness,
I'll choke you with the same hands I fed you with.
I'll choke you with the same hands I fed you with.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Cudowne było to, że nie potrzebowaliśmy już tak naprawdę żadnych dodatkowych słów. Zawsze uważałem, że ludzie zbędnymi wypowiedziami niepotrzebnie psują ciszę, jakby uważali ją za niezręczną - a przecież w odpowiednim towarzystwie równie ważna co rozmowa, jest milczenie, nienaznaczone żadnymi śladami dziwności. W tym wypadku cudowna harmonia gestów i niezaprzeczalna kompatybilność w każdym calu była wymowniejsza od wszystkich słów świata lub może tak tylko mi się wydawało, a w rzeczywistości zbyt wiele sobie dośpiewywałem, traktując zarzucone na moją szyję ramiona Lilith za przyzwolenie na niewielką wycieczkę krajoznawczą. Albo przynajmniej wycieczkę po moim londyńskim mieszkaniu, uściślając, na trasie salon-sypialnia na piętrze. Każdy, kto próbował kiedyś nieść kogoś po schodach i zachowywać przy tym godność, urok osobisty i może trochę wizerunku samca alfa, wie jak trudne może być to przedsięwzięcie. Dodajmy do tego krążące w żyłach wino w ilości hurtowej i pozostaje tylko zastanowić się, jakim cudem wyprawa w górę schodów nie zakończyła się fiaskiem, a znalazła swój finał właśnie w odpowiednim miejscu. Albo załóżmy, że odpowiednim, bo początkowo moim celem była inna sypialnia, ulokowana drzwi dalej, ale całe szczęście koniec końców i tak znaleźliśmy się w pokoju bardziej zdatnym niż, dajmy na to, łazienka czy garderoba, skończmy więc dywagacje na etapie stwierdzenia, że taki był plan.
Rozluźniłem swój uścisk dopiero, gdy pochylając się nad łóżkiem, pozwoliłem blondynce zsunąć się z moich ramion i wylądować miękko w poziomie. Oparłem dłoń na zapadającym się nieco pod naciskiem materacu tuż na wysokości barku Lilith, wpatrując się w nią z tym samym absurdalnie zadowolonym uśmiechem, opuszkami drugiej dłoni kreśląc niewidzialną ścieżkę po krzywiźnie jej szczęki i szczycie kości policzkowej. Czy jakakolwiek z kobiet kiedykolwiek cieszyła się aż tak zabójczą ilością mojej atencji nakierowanej na rejony inne niż hedonistyczne zaspokajanie swoich potrzeb, okupionych niezbędną ilością mydlenia oczek i przepisowym okraszeniem komplementami działającymi cuda?
- Nie musisz powtarzać dwa razy - wyszeptałem w odpowiedzi, gdy w głosie panny Greengrass zadźwięczała nieznana mi dotąd sensualna nuta, która w połączeniu z jej całokształtem, bezwstydnym spojrzeniem, zagryzioną różaną wargą i przyciągającymi mnie dłońmi rozpalała moje zmysły do czerwoności. W żadnym razie nie zamierzałem się opierać, po raz kolejny zmniejszyłem dzielącą nas odległość do zera, by wpić się w jej usta tak zachłannie, jakby od przerwanych pocałunków w salonie minęło parę dekad, a nie parę minut. Sam nie wiem ile czasu minęło, nim przesunąłem swoją dłoń w okolice talii Lilith, by nie odrywając się od jej słodkich ust ani na chwilę, powieść palcami w górę kręgosłupa i zlokalizować wszelkie możliwe zapięcia trzymające w miejscu czarną sukienkę, która zdawała się nam już tylko zawadzać. - Chcę tylko ciebie - kolejne słowa wypowiadane przejmującym szeptem skierowałem już prosto do ucha Lilith, mimowolnie muskając jego płatek przy każdej kolejnej sylabie. Gdy ostatnia przeszkoda została rozbrojona, zdecydowanym ruchem pociągnąłem krawędź ciemnego materiału, by ten odsłonił skryte dotąd przed moim wzrokiem połacie alabastrowej skóry, którą teraz obsypywałem żarliwymi pocałunkami, napawając się każdą ulotną chwilą, każdym nieartykułowanym dźwiękiem wydobywającym się z gardła, każdym przyspieszonym uderzeniem serca. Jak to możliwe, że byliśmy ślepi aż tak długo?
Rozluźniłem swój uścisk dopiero, gdy pochylając się nad łóżkiem, pozwoliłem blondynce zsunąć się z moich ramion i wylądować miękko w poziomie. Oparłem dłoń na zapadającym się nieco pod naciskiem materacu tuż na wysokości barku Lilith, wpatrując się w nią z tym samym absurdalnie zadowolonym uśmiechem, opuszkami drugiej dłoni kreśląc niewidzialną ścieżkę po krzywiźnie jej szczęki i szczycie kości policzkowej. Czy jakakolwiek z kobiet kiedykolwiek cieszyła się aż tak zabójczą ilością mojej atencji nakierowanej na rejony inne niż hedonistyczne zaspokajanie swoich potrzeb, okupionych niezbędną ilością mydlenia oczek i przepisowym okraszeniem komplementami działającymi cuda?
- Nie musisz powtarzać dwa razy - wyszeptałem w odpowiedzi, gdy w głosie panny Greengrass zadźwięczała nieznana mi dotąd sensualna nuta, która w połączeniu z jej całokształtem, bezwstydnym spojrzeniem, zagryzioną różaną wargą i przyciągającymi mnie dłońmi rozpalała moje zmysły do czerwoności. W żadnym razie nie zamierzałem się opierać, po raz kolejny zmniejszyłem dzielącą nas odległość do zera, by wpić się w jej usta tak zachłannie, jakby od przerwanych pocałunków w salonie minęło parę dekad, a nie parę minut. Sam nie wiem ile czasu minęło, nim przesunąłem swoją dłoń w okolice talii Lilith, by nie odrywając się od jej słodkich ust ani na chwilę, powieść palcami w górę kręgosłupa i zlokalizować wszelkie możliwe zapięcia trzymające w miejscu czarną sukienkę, która zdawała się nam już tylko zawadzać. - Chcę tylko ciebie - kolejne słowa wypowiadane przejmującym szeptem skierowałem już prosto do ucha Lilith, mimowolnie muskając jego płatek przy każdej kolejnej sylabie. Gdy ostatnia przeszkoda została rozbrojona, zdecydowanym ruchem pociągnąłem krawędź ciemnego materiału, by ten odsłonił skryte dotąd przed moim wzrokiem połacie alabastrowej skóry, którą teraz obsypywałem żarliwymi pocałunkami, napawając się każdą ulotną chwilą, każdym nieartykułowanym dźwiękiem wydobywającym się z gardła, każdym przyspieszonym uderzeniem serca. Jak to możliwe, że byliśmy ślepi aż tak długo?
stars, hide your fires:
let not light see my black and deep desires.
let not light see my black and deep desires.
Zanim nasz usta zwarły się w kolejnej fali zachłannych pocałunków, zdążyłam posłać mu zadziorny uśmiech w odpowiedzi na jego słowa; nie protestował, posłusznie zbliżył się do mnie i wpił się w moje usta, zupełnie tak jak gdyby od ich ostatniego spotkania minęły znacznie więcej czasu, niż kilka minut jakie zajęła nam droga z parteru na górę mieszkania. Swoją drogą, dopiero teraz uświadomiłam sobie, że Perseus przeniósł mnie bez żadnego problemu przez tak spory kawałek drogi, mający w swoich atrakcjach schody a przecież obydwoje byliśmy już mocno pod wpływem rubinowego trunku. Ile tak właściwie to było butek? Jedna? Dwie? I w jakim tempie zdążyliśmy je opróżnić? Mam wrażenie, że była to zaledwie chwila, kiedy oby dwie butelki zaprezentowały nam obraz pustego dna. Chyba jeszcze nigdy nie zdawaliśmy się być tak nierozsądni jak teraz - ale - kto by się tym przejmował?
Pozwoliłam, by dłonie Perseusa sunęły po mojej talii; jego dotyk był bardziej niż pożądany a z każde zetkniecie się opuszków jego palców z moją nagą skórą, powodował falę przyjemnego dreszczu, przechodzącego przez całe moje ciało. Dźwięk jego słów sprawił, że kąciki moich ust niemal automatycznie powędrowały ku górze, tworząc tym samym na mojej twarzy delikatny uśmiech. Wplotłam palce prawej dłoni w ciemne kosmyki przyciskając mocniej jego usta do swoich, całują go coraz zachłanniej; w końcu delikatnie przygryzłam jego dolną wargę i oderwałam się od jego ust, odchylając głowę do tyłu a filigranowe ciało wyginając w lekki łuk, by ułatwić mu zadanie rozpięcia czarnej sukienki. Lord Avery jednym ruchem ręki zsunął ze mnie aksamitny materiał, ciskając go (zapewne) gdzieś w okolice podłogi by w następnym geście móc badawczo przesuwać opuszkami palców po mojej nagiej skórze, składając na niej przy tym coraz to gorliwsze pocałunki. Jego gesty sprawiały, że przez moje ciało raz po raz przechodziła kolejna fala dreszczy. Czy zastanawiałam się nad konsekwencjami naszych czynów? Nad każdym kolejnym pocałunkiem? Nad tym gdzie i w jaki sposób jego dłonie wędrują po moim ciele? Nie. A jeśli nawet, to myśl ta nie zagrzała w miejsca w mojej głowie, zniknęła bowiem równie szybko jak się pojawiła, nie zostawiając po sobie ani śladu. Uczucie pożądania jakie przepełniało moje ciało i umysł, było silniejsze od jakichkolwiek zakazów i powszechnie przyjętych norm szlacheckich. Zresztą, nigdy bym nie pomyślała, że można pragnąć kogoś tak mocno. Pożądać go tak bardzo, by odrzuć od siebie wszelakie głosy rozsądku, które resztkami sił przedzierały się do naszych, zamroczonych chwilą umysłów i całą swoją uwagę skupić na czerpanej obopólnie przyjemności.
Perseus nie musiał zmuszać mnie do niczego. Chciałam tego. Chciałam każdego jego gestu, słowa, pocałunku. Chciałam czuć, że należę do niego a on do mnie. Nie miałam pojęcia, dlaczego broniłam się przed tym uczuciem tak długo, dlaczego za każdym razem kiedy jego osoba przeszywała mój umysł w sposób inny, niż ten czystko przyjacielski, dostawałam duszności, bojąc się, że faktycznie mogę zacząć postrzegać go w inny sposób, niż ten znany nam dotychczas. Ręce mężczyzny wodziły po moim ciele w sposób zachłanny, co jakiś czas zahaczając o koronkową bieliznę. Delikatnie ujęłam jego twarz w dłonie, odrywając tym samym jego usta od mojej skóry i skierowałam go w swoja stronę tak, że teraz z powrotem wpatrywałam się w jego błękitne tęczówki, posyłając mu przy tym zadziorny uśmiech a dłonie kierując w stronę guzików jego koszuli, która dziwnym trafem wciąż przylegała do swojego właściciela, zamiast pałętać się gdzieś w towarzystwie mojej sukienki. Z niebywałą łatwością odpinałam kolejne zabezpieczenie, w dalszym ciągu wbijając w niego swój wzrok; jedynie uśmiech zamieniłam na przygryzanie wargi.
- Chyba nie myślałeś, że pozwolę Ci w niej pozostać? - Wymruczałam cicho, zsuwając powoli materiał, z ramion mężczyzny przysuwając tym samym przybliżając swoją twarz do jego, tak że odległość między nami znów wynosiła nie mniej niż parę milimetrów.
Pozwoliłam, by dłonie Perseusa sunęły po mojej talii; jego dotyk był bardziej niż pożądany a z każde zetkniecie się opuszków jego palców z moją nagą skórą, powodował falę przyjemnego dreszczu, przechodzącego przez całe moje ciało. Dźwięk jego słów sprawił, że kąciki moich ust niemal automatycznie powędrowały ku górze, tworząc tym samym na mojej twarzy delikatny uśmiech. Wplotłam palce prawej dłoni w ciemne kosmyki przyciskając mocniej jego usta do swoich, całują go coraz zachłanniej; w końcu delikatnie przygryzłam jego dolną wargę i oderwałam się od jego ust, odchylając głowę do tyłu a filigranowe ciało wyginając w lekki łuk, by ułatwić mu zadanie rozpięcia czarnej sukienki. Lord Avery jednym ruchem ręki zsunął ze mnie aksamitny materiał, ciskając go (zapewne) gdzieś w okolice podłogi by w następnym geście móc badawczo przesuwać opuszkami palców po mojej nagiej skórze, składając na niej przy tym coraz to gorliwsze pocałunki. Jego gesty sprawiały, że przez moje ciało raz po raz przechodziła kolejna fala dreszczy. Czy zastanawiałam się nad konsekwencjami naszych czynów? Nad każdym kolejnym pocałunkiem? Nad tym gdzie i w jaki sposób jego dłonie wędrują po moim ciele? Nie. A jeśli nawet, to myśl ta nie zagrzała w miejsca w mojej głowie, zniknęła bowiem równie szybko jak się pojawiła, nie zostawiając po sobie ani śladu. Uczucie pożądania jakie przepełniało moje ciało i umysł, było silniejsze od jakichkolwiek zakazów i powszechnie przyjętych norm szlacheckich. Zresztą, nigdy bym nie pomyślała, że można pragnąć kogoś tak mocno. Pożądać go tak bardzo, by odrzuć od siebie wszelakie głosy rozsądku, które resztkami sił przedzierały się do naszych, zamroczonych chwilą umysłów i całą swoją uwagę skupić na czerpanej obopólnie przyjemności.
Perseus nie musiał zmuszać mnie do niczego. Chciałam tego. Chciałam każdego jego gestu, słowa, pocałunku. Chciałam czuć, że należę do niego a on do mnie. Nie miałam pojęcia, dlaczego broniłam się przed tym uczuciem tak długo, dlaczego za każdym razem kiedy jego osoba przeszywała mój umysł w sposób inny, niż ten czystko przyjacielski, dostawałam duszności, bojąc się, że faktycznie mogę zacząć postrzegać go w inny sposób, niż ten znany nam dotychczas. Ręce mężczyzny wodziły po moim ciele w sposób zachłanny, co jakiś czas zahaczając o koronkową bieliznę. Delikatnie ujęłam jego twarz w dłonie, odrywając tym samym jego usta od mojej skóry i skierowałam go w swoja stronę tak, że teraz z powrotem wpatrywałam się w jego błękitne tęczówki, posyłając mu przy tym zadziorny uśmiech a dłonie kierując w stronę guzików jego koszuli, która dziwnym trafem wciąż przylegała do swojego właściciela, zamiast pałętać się gdzieś w towarzystwie mojej sukienki. Z niebywałą łatwością odpinałam kolejne zabezpieczenie, w dalszym ciągu wbijając w niego swój wzrok; jedynie uśmiech zamieniłam na przygryzanie wargi.
- Chyba nie myślałeś, że pozwolę Ci w niej pozostać? - Wymruczałam cicho, zsuwając powoli materiał, z ramion mężczyzny przysuwając tym samym przybliżając swoją twarz do jego, tak że odległość między nami znów wynosiła nie mniej niż parę milimetrów.
And on purpose,
I choose you.
.
I choose you.
.
Lilith Greengrass
Zawód : Auror
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Don't mistake my kindness for weakness,
I'll choke you with the same hands I fed you with.
I'll choke you with the same hands I fed you with.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Z mojego gardła wydobył się nieco przytłumiony śmiech, gdy Lilith wypowiadała te kompletnie niemoralne słowa, radząc sobie podejrzanie dobrze z wojowaniem z guzikami mojej koszuli. Przez głowę jednak nie przemknęła mi ani jedna myśl nakazująca zastanowić się nad powodem, dla którego pod zaledwie lekkim naciskiem palców Lilith wszystkie guziki ustąpiły bez większych oporów i czy wskazywało to na to, że w przeszłości panna Greengrass toczyła podobne batalie z odzieniem typowo męskim. Uniosłem wpierw jedną, a następnie drugą rękę, umożliwiając rękawom zsunięcie się z moich ramion, po czym odrzuciłem wzgardzoną część garderoby w losowo wybranym kierunku, by dołączyła do czarnej sukni. Jakże mógłbym poświęcać uwagę zapomnianej już kreacji Lilith, kiedy tuż przed moim nosem roztaczały się widoki o niebo lepsze? Powiodłem roziskrzonym spojrzeniem po smukłym ciele, okrytym już tylko i wyłącznie w zmysłowe koronki, a niecierpliwe, zachłanne dłonie podążyły za nim, wodząc z uczuciem w górę zgrabnej nóżki panny Greengrass, badając kształt kości biodrowej i falujące przy każdym oddechu żebra z pasją najzacieklejszego artysty, który właśnie stanął twarzą w twarz z dziełem sztuki, lecz miał tylko limitowaną ilość czasu, by poznać wszelkie jego tajemnice, nim ten ponownie rozpłynie się w eterze. Palce zahaczyły o drażniący brzeg koronki, lecz nie powtórzyły aktów barbarzyństwa, jakim została poddana suknia. Po raz kolejny obsypując obojczyki i szyję Lilith żarliwymi pocałunkami, rękom wciąż pozwalając błądzić po jej ciele w sposób coraz mniej poprawny, powróciłem do jej ust, które zdawały się być jeszcze czerwieńsze niż zazwyczaj, gdy twarz szlachcianki zdobił tylko młodzieńczy blask.
Limitowany czas. Ta kwestia wypłynęła z odmętów mojej świadomości niczym topielec, chociaż tym razem dryfowała na powierzchni, poruszając odmienne aspekty. Czy pośpiech, który niewątpliwie kierował każdym naszym ruchem, na pewno był wskazany? Z jednej strony oczywistym było, że dokonanie odkrycia tak przełomowego jak to, że pasujemy do siebie również na innej, nie do końca przyjacielskiej płaszczyźnie życia, w obliczu dwóch dekad trwania znajomości, w połączeniu z winem skutecznie wypłukującym z organizmów większość zahamowań, zachęci nas do nie tracenia ani chwili czasu i realizowania niespisanego planu, który niektórzy mogliby nazwać wzniośle mianem przeznaczenia, lecz czy tędy droga? Dłuższa chwila przerwy we wlewaniu w siebie kolejnych porcji zabijającego skrupuły alkoholu sprawiła, że w mojej głowie krew nie huczała już tak szalenie, pozwalając tym samym na rozbrzmienie głosu, o zgrozo, rozsądku. I chociaż nigdy bym siebie o to nie podejrzewał, spadło na mnie otrzeźwienie.
- Nie - wychrypiałem, zapewne ku zdziwieniu Lilith, od której niespodziewanie się odsunąłem na dystans większy niż zaledwie parę cali. - Nie chcę, żeby to tak wyglądało - dodałem już odrobinę bardziej elokwentnie, tym razem ku mojemu własnemu zdziwieniu. Od kiedy to mówiłem nie w okolicznościach bardziej niż kuszących? - Za bardzo cię szanuję, żeby to tak wyglądało - wyjaśniłem jeszcze, by panna Greengrass w żadnym wypadku nie czuła się urażona lub, nie daj Merlinie, padła ofiarą absurdalnych wyobrażeń, w których to z jakiś równie absurdalnych powodów jej nie chcę. Chociaż każda komórka mojego ciała płonęła żywym ogniem, gdy składałem na ustach Lilith ostatni już pocałunek, wycofałem się zdecydowanie, by postawić bose stopy na podłodze i zanurkować do garderoby w poszukiwaniu miękkiej w dotyku, ciemnogranatowej, jedwabnej piżamy. - Jeśli chcesz, pójdę spać do sąsiedniej sypialni - oznajmiłem, powracając w okolice przepastnego łoża, by podać blondynce piżamę w usłużnym geście. I zaczekać na jej decyzję.
Limitowany czas. Ta kwestia wypłynęła z odmętów mojej świadomości niczym topielec, chociaż tym razem dryfowała na powierzchni, poruszając odmienne aspekty. Czy pośpiech, który niewątpliwie kierował każdym naszym ruchem, na pewno był wskazany? Z jednej strony oczywistym było, że dokonanie odkrycia tak przełomowego jak to, że pasujemy do siebie również na innej, nie do końca przyjacielskiej płaszczyźnie życia, w obliczu dwóch dekad trwania znajomości, w połączeniu z winem skutecznie wypłukującym z organizmów większość zahamowań, zachęci nas do nie tracenia ani chwili czasu i realizowania niespisanego planu, który niektórzy mogliby nazwać wzniośle mianem przeznaczenia, lecz czy tędy droga? Dłuższa chwila przerwy we wlewaniu w siebie kolejnych porcji zabijającego skrupuły alkoholu sprawiła, że w mojej głowie krew nie huczała już tak szalenie, pozwalając tym samym na rozbrzmienie głosu, o zgrozo, rozsądku. I chociaż nigdy bym siebie o to nie podejrzewał, spadło na mnie otrzeźwienie.
- Nie - wychrypiałem, zapewne ku zdziwieniu Lilith, od której niespodziewanie się odsunąłem na dystans większy niż zaledwie parę cali. - Nie chcę, żeby to tak wyglądało - dodałem już odrobinę bardziej elokwentnie, tym razem ku mojemu własnemu zdziwieniu. Od kiedy to mówiłem nie w okolicznościach bardziej niż kuszących? - Za bardzo cię szanuję, żeby to tak wyglądało - wyjaśniłem jeszcze, by panna Greengrass w żadnym wypadku nie czuła się urażona lub, nie daj Merlinie, padła ofiarą absurdalnych wyobrażeń, w których to z jakiś równie absurdalnych powodów jej nie chcę. Chociaż każda komórka mojego ciała płonęła żywym ogniem, gdy składałem na ustach Lilith ostatni już pocałunek, wycofałem się zdecydowanie, by postawić bose stopy na podłodze i zanurkować do garderoby w poszukiwaniu miękkiej w dotyku, ciemnogranatowej, jedwabnej piżamy. - Jeśli chcesz, pójdę spać do sąsiedniej sypialni - oznajmiłem, powracając w okolice przepastnego łoża, by podać blondynce piżamę w usłużnym geście. I zaczekać na jej decyzję.
stars, hide your fires:
let not light see my black and deep desires.
let not light see my black and deep desires.
Strona 1 z 2 • 1, 2
Sypialnia na piętrze
Szybka odpowiedź