Sypialnia na piętrze
Strona 2 z 2 • 1, 2
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Sypialnia na piętrze
Jedna z trzech sypialni na piętrze, urządzona bez przepychu, utrzymana w ciemnej tonacji. Ciężkie zasłony szczelnie zakrywają okna, pozwalając na niezakłócony niczym sen o każdej porze dnia i nocy, a przykrywające obszerne łóżko futro szynszyli jest miękkie w dotyku i zaskakująco ciepłe. Zaczarowana figurka psa przedstawia Hortensjusza, mojego drogiego przyjaciela z okresu dzieciństwa, który nie dożył mojej wyprowadzki z rodzinnego domu - pamiątka, zamiast na stoliku, ulokowana jest na jednej z półek ze książkami. Opatrzony odpowiednimi zaklęciami sufit co noc mieni się jak rozgwieżdżone niebo z aktualnym układem konstelacji.
stars, hide your fires:
let not light see my black and deep desires.
let not light see my black and deep desires.
Poddawałam się każdym jego gestom, pozwoliłam by jego dłonie obłędnie wodziły po moim ciele a fala rozkoszy rozlewała się po nim, z każdym zetknięciem się ust Perseusa z moją nagą skórą. Moje palce wplecione w ciemne kosmyki jego włosów, delikatnie zaciskały się na nich z każdym kolejnym pocałunkiem a ciało drżało pod jego dotykiem. Zbliżył się do mnie, wpijając się łapczywie w moje wargi, by za chwilę cofnąć się gwałtownie zupełnie jak oparzony. Posłałam mu pytające spojrzenie, unosząc się delikatnie i podpierając na łokciach, ciągle jednak będąc pod nim. Zastanawiała mnie ta jego nagła reakcja, czyżby przypływ moralności? Głos rozsądku zdołał się przedrzeć do świadomości?
- Nie? - Powtórzyłam za nim głucho, ciągle wpatrując się w jego jasno niebieskie tęczówki, próbując wyczytać z nich coś więcej. Na mojej twarzy prawdopodobnie dalej gościł grymas zaskoczenia; nie byłam jednak zła, nie czułam się ani trochę zakłopotana, najzwyczajniej w świecie pragnęłam wiedzieć co go tak nagle ocuciło. Kolejne słowa zdawały się być wyjaśnieniem tego nagłego zachowania. Uciekłam od niego wzrokiem, może faktycznie miał rację, może nie powinniśmy się zachowywać tak skrajnie nierozsądnie. Ściągnęłam usta w wąską linię, po raz kolejny mając ochotę samą siebie udusić; że też nigdy nie potrafię pohamować swoich emocji, sprawiając tym samym, że to Perseus prawie zawsze musiał przejmować rolę rozsądnego i moralnego. Wzięłam głęboki oddech, ponownie odwracając się w jego stronę i przytakując jego słowom lekkim skinieniem głowy. Podniosłam się z łokci do pozycji siedzącej, palce prawej dłoni na powrót zatapiając w miękkim futrze a na moje policzki wpłynął zupełnie niepożądany rumieniec.
- I tak oto po raz kolejny wychodzę przy Tobie na tą niemoralną. - Rzuciłam, zdążając posłać mu przy tym złośliwy uśmieszek nim pocałował mnie po raz ostatni i oddalił się w kierunku garderoby. Odchyliłam głowę, zajmując swoją uwagę zaczarowanym sufitem przypominającym sklepienie niebieskie, zaledwie na tę krótką chwilę jaką zajęła Lordowi Averyemu wycieczka po piżamę.
- Chyba też muszę sobie coś takie sprawić. - Stwierdziłam krótko wskazując głową na sufit po czym odbijając się lekko od materaca stanęłam na podłodze, tuż obok mojego przyjaciela przyjmując od niego tylko górą część odzienia.
- Ty bierzesz dół, ja górę. - Zakomenderowałam, powoli wsuwając na siebie jedwabny materiał. - I nie chcę, żebyś nigdzie szedł. Zostań ze mną. - Szepnęłam, posyłając mu delikatny uśmiech a kiedy koszula okryła już prawie całe moje ciało zbliżyłam się do niego i stając na palcach, złożyłam na jego ustach czuły pocałunek. Cofnęłam się, jak gdyby nic się nie stało i zgrabnym ruchem wślizgnęłam się pod kołdrę, poklepując miejsce obok siebie w zachęcającym geście na który oczywiście nie mógł się nie skusić. Kiedy więc bez żadnych już oporów czy przejawów moralności położył się w łóżku, sprawnie wsunęłam się pod jego ramię, kładąc głowę na jego klatce piersiowej i wtulając się w niego resztkami sił. Było późno, nawet bardzo i nie trzeba było patrzeć na zegarek by wysnuć podobne wnioski. Nic więc dziwnego, że tak chętnie dałam się zapakować do łóżka a przylgnąwszy całym ciałem do Perseusa, pozwoliłam powiekom spokojnie opaść. Czułam się szczęśliwa, tak jak nigdy przedtem. Otoczył mnie swoimi silnymi ramionami, przytulił do siebie, to nie był sen ani żadne nieprzyzwoite wyobrażenia, nie było już mowy o jakimkolwiek nieporozumieniu. Klapki w końcu spadły mi z oczu, wreszcie mogłam dostrzec, że to czego od zawsze pragnęłam było tuż przede mną. Mój cały świat trzymał mnie w objęciach, teraz już była tego świadoma.
- Dziękuję. - Szepnęłam jeszcze mając nadzieję, że wiedział do czego piję. Jego ostatni gest znaczył dla mnie naprawdę wiele, ukazując mi jaką tak naprawdę miałam dla niego wartość. Na mojej twarzy pojawił się delikatny uśmiech po raz ostatni już tej nocy, odpłynęłam w objęcia Morfeusza (albo Perseusa, też pasuje hehe). Zabawne, jak szybko udaje nam się zasnąć przy osobach które kochamy.
- Nie? - Powtórzyłam za nim głucho, ciągle wpatrując się w jego jasno niebieskie tęczówki, próbując wyczytać z nich coś więcej. Na mojej twarzy prawdopodobnie dalej gościł grymas zaskoczenia; nie byłam jednak zła, nie czułam się ani trochę zakłopotana, najzwyczajniej w świecie pragnęłam wiedzieć co go tak nagle ocuciło. Kolejne słowa zdawały się być wyjaśnieniem tego nagłego zachowania. Uciekłam od niego wzrokiem, może faktycznie miał rację, może nie powinniśmy się zachowywać tak skrajnie nierozsądnie. Ściągnęłam usta w wąską linię, po raz kolejny mając ochotę samą siebie udusić; że też nigdy nie potrafię pohamować swoich emocji, sprawiając tym samym, że to Perseus prawie zawsze musiał przejmować rolę rozsądnego i moralnego. Wzięłam głęboki oddech, ponownie odwracając się w jego stronę i przytakując jego słowom lekkim skinieniem głowy. Podniosłam się z łokci do pozycji siedzącej, palce prawej dłoni na powrót zatapiając w miękkim futrze a na moje policzki wpłynął zupełnie niepożądany rumieniec.
- I tak oto po raz kolejny wychodzę przy Tobie na tą niemoralną. - Rzuciłam, zdążając posłać mu przy tym złośliwy uśmieszek nim pocałował mnie po raz ostatni i oddalił się w kierunku garderoby. Odchyliłam głowę, zajmując swoją uwagę zaczarowanym sufitem przypominającym sklepienie niebieskie, zaledwie na tę krótką chwilę jaką zajęła Lordowi Averyemu wycieczka po piżamę.
- Chyba też muszę sobie coś takie sprawić. - Stwierdziłam krótko wskazując głową na sufit po czym odbijając się lekko od materaca stanęłam na podłodze, tuż obok mojego przyjaciela przyjmując od niego tylko górą część odzienia.
- Ty bierzesz dół, ja górę. - Zakomenderowałam, powoli wsuwając na siebie jedwabny materiał. - I nie chcę, żebyś nigdzie szedł. Zostań ze mną. - Szepnęłam, posyłając mu delikatny uśmiech a kiedy koszula okryła już prawie całe moje ciało zbliżyłam się do niego i stając na palcach, złożyłam na jego ustach czuły pocałunek. Cofnęłam się, jak gdyby nic się nie stało i zgrabnym ruchem wślizgnęłam się pod kołdrę, poklepując miejsce obok siebie w zachęcającym geście na który oczywiście nie mógł się nie skusić. Kiedy więc bez żadnych już oporów czy przejawów moralności położył się w łóżku, sprawnie wsunęłam się pod jego ramię, kładąc głowę na jego klatce piersiowej i wtulając się w niego resztkami sił. Było późno, nawet bardzo i nie trzeba było patrzeć na zegarek by wysnuć podobne wnioski. Nic więc dziwnego, że tak chętnie dałam się zapakować do łóżka a przylgnąwszy całym ciałem do Perseusa, pozwoliłam powiekom spokojnie opaść. Czułam się szczęśliwa, tak jak nigdy przedtem. Otoczył mnie swoimi silnymi ramionami, przytulił do siebie, to nie był sen ani żadne nieprzyzwoite wyobrażenia, nie było już mowy o jakimkolwiek nieporozumieniu. Klapki w końcu spadły mi z oczu, wreszcie mogłam dostrzec, że to czego od zawsze pragnęłam było tuż przede mną. Mój cały świat trzymał mnie w objęciach, teraz już była tego świadoma.
- Dziękuję. - Szepnęłam jeszcze mając nadzieję, że wiedział do czego piję. Jego ostatni gest znaczył dla mnie naprawdę wiele, ukazując mi jaką tak naprawdę miałam dla niego wartość. Na mojej twarzy pojawił się delikatny uśmiech po raz ostatni już tej nocy, odpłynęłam w objęcia Morfeusza (albo Perseusa, też pasuje hehe). Zabawne, jak szybko udaje nam się zasnąć przy osobach które kochamy.
And on purpose,
I choose you.
.
I choose you.
.
Lilith Greengrass
Zawód : Auror
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Don't mistake my kindness for weakness,
I'll choke you with the same hands I fed you with.
I'll choke you with the same hands I fed you with.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Zaskoczenie. Niemalże odetchnąłem z ulgą, widząc, że na twarzy Lilith nie maluje się nawet cień urazy. Samo postępowanie zgodnie z tym wyjątkowo irytującym głosem rozsądku było już niemożliwie trudne, przy jakichkolwiek przejawach niechęci do współpracy ze strony blondynki powołanie się na wzniosłe powody do abstynencji graniczyłoby już z cudem. O niebiosa, niech moje męki zostaną kiedyś nagrodzone! Pokręciłem przecząco głową, nie mogąc się nadziwić, że to się dzieje naprawdę, że odmawiam pannie Greengrass odzianej tylko w delikatne koronki.
- Kocham twoją niemoralność - zaśmiałem się, nim nasze usta spotkały się po raz ostatni i nawet nie zarejestrowałem tego, jak może to zabrzmieć. Że może jednak pierwsze z moich słów powinno zostać na razie wciąż w zamkniętym na kłódkę słowniku. Ale może wypowiedź ta utonie w wypitym winie i magii chwili, by nie powrócić więcej do naszych świadomości? - To nic trudnego, mogę ci pomóc w wolnej chwili - stwierdziłem lekkim tonem, gdy po powrocie z garderoby wypłynął temat zaczarowanego sufitu. Zaśmiałem się, słysząc rozporządzenie Lilith, do którego bez szemrania się zastosowałem, zupełnie jakbym był Weasleyem i miał w domu tylko jedną godną piżamę. Moje usta po raz setny wygięły się w lekkim uśmiechu, gdy odruchowo objąłem blondynkę ramieniem, gdy wspięła się na palce, by mnie pocałować. Cofnięcie ręki znowu kosztowało mnie więcej niż ustawa przewiduje, lecz powstrzymałem się już od komentarzy, by wślizgnąć się pod kołdrę i troskliwie okryć szlachciankę szynszylowym futrem, noce wszak bywały już chłodne. Nie mogła już zobaczyć mojego uśmiechu, gdy ustami musnąłem czubek jej głowy, po raz ostatni już zachwycając się zapachem jej włosów. Nad nami Mars w otoczeniu plejad przemieszczał się w stronę gwiazdozbioru Lwa, a Orion zawisł nisko nad wschodnim horyzontem, lecz nie myślałem już wcale o konstelacjach, gdy trzymając Lil w ścisłych objęciach, po raz pierwszy od dawna zasnąłem niemalże natychmiast.
Pierwsze promienie słoneczne, niczym złodziej przedzierające się do wnętrza sypialni przez niedokładnie zaciągnięte zasłony okien przemknęły zupełnie niezauważone. Poranek trwał już zapewne w najlepsze, gdy ostatecznie opuściwszy krainę snów, otworzyłem oczy, by przez ułamek sekundy tkwić w charakterystycznym dla przebudzenia zdezorientowaniu. Wszystko zaczęło wracać, potok wspomnień niczym obrazki tłoczące się w głowie, świeże, zaledwie wczorajsze, składające się na odrobinę wybrakowaną retrospekcję ostatnich kilkunastu godzin, podświadomie wyginającą moje usta w uśmiechu. Czyż teraz już nie wszystko będzie jasne i proste? Chociaż usilnie starałem się zdusić w sobie kiełkujący niebezpiecznie idealizm, doprawiony chorą jak na moje standardy ilością optymizmu (a może naiwności?), twarde stąpanie po ziemi było niemalże niemożliwe, gdy przesunąłem opuszkami palców po karku znajdującej się tuż obok Lilith, by musnąć ustami odsłonięty kawałek skóry i wyszeptać najzwyczajniejsze na świecie dzień dobry.
- Mam nadzieję, że spałaś dobrze, księżniczko - dodałem po chwili wesoło, może tylko nieco żartobliwie artykułując ostatnie słowo, jednocześnie przywołując pstryknięciem palców skrzata ze świeżo zaparzoną kawą. I właściwie każdy poranek już mógłby się zaczynać w ten sposób.
- Kocham twoją niemoralność - zaśmiałem się, nim nasze usta spotkały się po raz ostatni i nawet nie zarejestrowałem tego, jak może to zabrzmieć. Że może jednak pierwsze z moich słów powinno zostać na razie wciąż w zamkniętym na kłódkę słowniku. Ale może wypowiedź ta utonie w wypitym winie i magii chwili, by nie powrócić więcej do naszych świadomości? - To nic trudnego, mogę ci pomóc w wolnej chwili - stwierdziłem lekkim tonem, gdy po powrocie z garderoby wypłynął temat zaczarowanego sufitu. Zaśmiałem się, słysząc rozporządzenie Lilith, do którego bez szemrania się zastosowałem, zupełnie jakbym był Weasleyem i miał w domu tylko jedną godną piżamę. Moje usta po raz setny wygięły się w lekkim uśmiechu, gdy odruchowo objąłem blondynkę ramieniem, gdy wspięła się na palce, by mnie pocałować. Cofnięcie ręki znowu kosztowało mnie więcej niż ustawa przewiduje, lecz powstrzymałem się już od komentarzy, by wślizgnąć się pod kołdrę i troskliwie okryć szlachciankę szynszylowym futrem, noce wszak bywały już chłodne. Nie mogła już zobaczyć mojego uśmiechu, gdy ustami musnąłem czubek jej głowy, po raz ostatni już zachwycając się zapachem jej włosów. Nad nami Mars w otoczeniu plejad przemieszczał się w stronę gwiazdozbioru Lwa, a Orion zawisł nisko nad wschodnim horyzontem, lecz nie myślałem już wcale o konstelacjach, gdy trzymając Lil w ścisłych objęciach, po raz pierwszy od dawna zasnąłem niemalże natychmiast.
Pierwsze promienie słoneczne, niczym złodziej przedzierające się do wnętrza sypialni przez niedokładnie zaciągnięte zasłony okien przemknęły zupełnie niezauważone. Poranek trwał już zapewne w najlepsze, gdy ostatecznie opuściwszy krainę snów, otworzyłem oczy, by przez ułamek sekundy tkwić w charakterystycznym dla przebudzenia zdezorientowaniu. Wszystko zaczęło wracać, potok wspomnień niczym obrazki tłoczące się w głowie, świeże, zaledwie wczorajsze, składające się na odrobinę wybrakowaną retrospekcję ostatnich kilkunastu godzin, podświadomie wyginającą moje usta w uśmiechu. Czyż teraz już nie wszystko będzie jasne i proste? Chociaż usilnie starałem się zdusić w sobie kiełkujący niebezpiecznie idealizm, doprawiony chorą jak na moje standardy ilością optymizmu (a może naiwności?), twarde stąpanie po ziemi było niemalże niemożliwe, gdy przesunąłem opuszkami palców po karku znajdującej się tuż obok Lilith, by musnąć ustami odsłonięty kawałek skóry i wyszeptać najzwyczajniejsze na świecie dzień dobry.
- Mam nadzieję, że spałaś dobrze, księżniczko - dodałem po chwili wesoło, może tylko nieco żartobliwie artykułując ostatnie słowo, jednocześnie przywołując pstryknięciem palców skrzata ze świeżo zaparzoną kawą. I właściwie każdy poranek już mógłby się zaczynać w ten sposób.
stars, hide your fires:
let not light see my black and deep desires.
let not light see my black and deep desires.
Dzień rozpoczął się już na dobre, więc raczej ciężko byłoby mówić tu o poranku gdy promienie słońcu leniwie przedzierały się przez niedokładnie zasłonięte zasłony błądząc po naszych twarzach i wpółnagich ciałach. Powoli zaczynałam wymykać się z objęć Morfeusza, powracając do świata realnego który tym razem miał się okazać dużo lepszy od tego wyśnionego. Wtuliłam się mocniej w moją poduszkę, którą naturalnie był Perseus, ciągle jednak nie otwierając oczu, licząc że właśnie w ten sposób uda mi się przeciągnąć błogą chwilę. Poczułam jak jego wargi delikatnie muskają odsłoniętą skórę mojej szyi a do moich uszu dobiegł przyjemny męski głos, nieco przyciszony, mruczący wprost do mojego ucha dzień dobry. Na moich ustach pojawił się delikatny uśmiech a głowa uniosła się by zaraz zwrócić się twarzą w stronę mężczyzny.
- Dzień dobry. - Wymruczałam w podobnej tonacji, przysuwając się bliżej niego w celu złożenia na jego ustach czułego pocałunku. A więc jednak, wszystko te obrazy które na przemian pojawiały się w mojej głowie były prawdziwe, wszystko to co wczoraj miało miejsce było prawdą. Ja. On. To co nas łączyło.
- Nigdy nie spałam równie dobrze. - Odpowiedziałam, posyłając mu przy tym ciepły uśmiech, kiedy jednak mój wzrok padł na skrzata idącego w naszą stronę z tacą, opatuliłam się nieco szczelniej futrem a na mojej twarzy pojawiły się czerwone wypieki. Czy ja właśnie zakłopotałam się na widok stworzenia służącego Lordowi Avery'emu? Przymknęłam powieki, przeciągając ten gest nieznacznie, dając sobie odpowiednią ilość czasu na skrytykowanie się w myślach za ten beznadziejny akt przejęcia się osobą skrzata domowego. Niby wiedziałam, jaką role pełnią i że dla większości czarodziei nie mają one większej wartości gdyż są czymś co się po prostu należy tak jak sofa w salonie czy butelka wina w piwniczce. Zapewne więc byłam jedyną szlachcianką na świecie która zatapiała się teraz w poduszkach, zastanawiając się co ów stworzenie mogło sobie pomyśleć. No bo weź tu takiemu wytłumacz, że to wszystko z miłości i że tak naprawdę nic się nie stało? Merlinie, chyba naprawdę potrzebowałam pomocy. Poczekałam więc aż stworzonko grzecznie odstawi tacę na pobliską etażerkę i w pośpiesznym ruchu opuści pokój, zanim ponownie zwróciłam się do Perseusa.
- Kawa do łóżka? -Spytałam, posyłając mu przy tym zadiorny uśmiech. - Na Twoim miejscu uważałabym z takimi gestami, bardzo szybko się przyzwyczajam. - Dodałam i nie czekając na jego odpowiedź, wysunęłam się spod kołdry by oczywiście całkiem przypadkiem przesunąć biodrem po jego brzuchu, kiedy sięgałam po napój bogów, codzienny rytuał bez którego niemożliwością byłoby dalsze funkcjonowanie.
- Dzień dobry. - Wymruczałam w podobnej tonacji, przysuwając się bliżej niego w celu złożenia na jego ustach czułego pocałunku. A więc jednak, wszystko te obrazy które na przemian pojawiały się w mojej głowie były prawdziwe, wszystko to co wczoraj miało miejsce było prawdą. Ja. On. To co nas łączyło.
- Nigdy nie spałam równie dobrze. - Odpowiedziałam, posyłając mu przy tym ciepły uśmiech, kiedy jednak mój wzrok padł na skrzata idącego w naszą stronę z tacą, opatuliłam się nieco szczelniej futrem a na mojej twarzy pojawiły się czerwone wypieki. Czy ja właśnie zakłopotałam się na widok stworzenia służącego Lordowi Avery'emu? Przymknęłam powieki, przeciągając ten gest nieznacznie, dając sobie odpowiednią ilość czasu na skrytykowanie się w myślach za ten beznadziejny akt przejęcia się osobą skrzata domowego. Niby wiedziałam, jaką role pełnią i że dla większości czarodziei nie mają one większej wartości gdyż są czymś co się po prostu należy tak jak sofa w salonie czy butelka wina w piwniczce. Zapewne więc byłam jedyną szlachcianką na świecie która zatapiała się teraz w poduszkach, zastanawiając się co ów stworzenie mogło sobie pomyśleć. No bo weź tu takiemu wytłumacz, że to wszystko z miłości i że tak naprawdę nic się nie stało? Merlinie, chyba naprawdę potrzebowałam pomocy. Poczekałam więc aż stworzonko grzecznie odstawi tacę na pobliską etażerkę i w pośpiesznym ruchu opuści pokój, zanim ponownie zwróciłam się do Perseusa.
- Kawa do łóżka? -Spytałam, posyłając mu przy tym zadiorny uśmiech. - Na Twoim miejscu uważałabym z takimi gestami, bardzo szybko się przyzwyczajam. - Dodałam i nie czekając na jego odpowiedź, wysunęłam się spod kołdry by oczywiście całkiem przypadkiem przesunąć biodrem po jego brzuchu, kiedy sięgałam po napój bogów, codzienny rytuał bez którego niemożliwością byłoby dalsze funkcjonowanie.
And on purpose,
I choose you.
.
I choose you.
.
Lilith Greengrass
Zawód : Auror
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Don't mistake my kindness for weakness,
I'll choke you with the same hands I fed you with.
I'll choke you with the same hands I fed you with.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Przyjemny dreszcz przebiegł wzdłuż mojego kręgosłupa, gdy włosy poruszającej się nieznacznie Lilith połaskotały odkrytą skórę, lecz prawdziwie rozbawiony uśmiech na mojej twarzy wywołała jej reakcja na nagłe pojawienie się w sypialni skrzata domowego. Nigdy nie sądziłem, że blondynka należała do dość wąskiego grona ludzi w jakichkolwiek skrępowanych stworzeniami, których przecież życiową rolą było służyć i które słynęły z wpojonego bezgranicznego oddania, wykluczającego przecież jakiekolwiek przebłyski oceniającej postawy, niedyskrecji czy innego zachowania mogącego wpędzić w zakłopotanie co wstydliwszą personę. Plotki głosiły, że podobno gdzieś na krańcu świata w mniej uprzywilejowanych kręgach kiełkowały idee wyzwoleńcze, twierdzące, że w życiu na skrzaty domowe czeka coś więcej niż spełnianie się w roli najlepszego służącego roku, lecz nigdy nie poświęcałem tym absurdalnym wymysłom więcej uwagi i automatycznie zakładałem, że panna Greengrass również tego nie czyni - chociaż może byłem w błędzie. Nie, żeby to miało jakieś ogromne znaczenie.
- Nie miałbym absolutnie nic przeciwko, gdyby działo się tak częściej - oznajmiłem, przyciągając ją do siebie zachłannym gestem i ledwie się powstrzymując, by odpowiedzieć równie niewinnym pocałunkiem. - Wysypianie się jest podstawą dobrego samopoczucia, tak twierdzą specjaliści - dodałem po chwili, tłumacząc w żartobliwym tonie swoje wcześniejsze słowa. Czy to już była najwyższa pora na to, by powrócić nieco na ziemię i nie sypać komplementami i pseudoromantycznymi tekstami jak z rękawa?
- Może właśnie na to liczę? - zapytałem, błyskając całym rządkiem zębów w fircykowatym uśmiechu. Bo tak faktycznie byłoby łatwiej, przyzwyczaić Lilith do tego stopnia, by jej podobno wolny wybór przestał być jakimkolwiek wyborem. Ale czy już oboje nie zrzekliśmy się praw do wyborów? Dzisiaj? Wczoraj? W momencie trafienia pod lupę nestora? W dniu narodzin opatrzonym piętnem rodowego nazwiska? - Czy nie możemy po prostu odwołać tego dnia? - zaproponowałem tonem już mniej nonszalanckim, gdy zgrabne ciało blondynki ponownie się o mnie otarło. Zacisnąłem nieco szczęki, wciąż siląc się na pogodny uśmiech i przechyliłem się przez łóżko oraz przez pannę Greengrass, której nagiego uda zupełnie niecelowo mogłem dotknąć przy tej operacji, by sięgnąć po parującą przyjemnie kawę. Ze wszystkich tortur świata celibat wydawał się być najokrutniejszy.
- Nie miałbym absolutnie nic przeciwko, gdyby działo się tak częściej - oznajmiłem, przyciągając ją do siebie zachłannym gestem i ledwie się powstrzymując, by odpowiedzieć równie niewinnym pocałunkiem. - Wysypianie się jest podstawą dobrego samopoczucia, tak twierdzą specjaliści - dodałem po chwili, tłumacząc w żartobliwym tonie swoje wcześniejsze słowa. Czy to już była najwyższa pora na to, by powrócić nieco na ziemię i nie sypać komplementami i pseudoromantycznymi tekstami jak z rękawa?
- Może właśnie na to liczę? - zapytałem, błyskając całym rządkiem zębów w fircykowatym uśmiechu. Bo tak faktycznie byłoby łatwiej, przyzwyczaić Lilith do tego stopnia, by jej podobno wolny wybór przestał być jakimkolwiek wyborem. Ale czy już oboje nie zrzekliśmy się praw do wyborów? Dzisiaj? Wczoraj? W momencie trafienia pod lupę nestora? W dniu narodzin opatrzonym piętnem rodowego nazwiska? - Czy nie możemy po prostu odwołać tego dnia? - zaproponowałem tonem już mniej nonszalanckim, gdy zgrabne ciało blondynki ponownie się o mnie otarło. Zacisnąłem nieco szczęki, wciąż siląc się na pogodny uśmiech i przechyliłem się przez łóżko oraz przez pannę Greengrass, której nagiego uda zupełnie niecelowo mogłem dotknąć przy tej operacji, by sięgnąć po parującą przyjemnie kawę. Ze wszystkich tortur świata celibat wydawał się być najokrutniejszy.
stars, hide your fires:
let not light see my black and deep desires.
let not light see my black and deep desires.
Słysząc słowa wypowiadane przez Perseusa, na mojej twarzy pojawił się uśmiech - szeroki, kontrolowany jednie emocjami jakie wzbudzał we mnie jego głos i znaczenie złożonych w całość paru liter. Moje palce zacisnęły się właśnie na filiżance, kiedy coś a raczej ktoś w dość delikatnym geście, musnął moje nagie udo przedłużając tym samym uśmiech goszczący na moich ustach. Zaledwie w przeciągu kilku ostatnich godzin, jego dotyk stał się bardziej niż pożądany i to w każdej możliwej postaci. Poczekałam więc aż się odsunie, po czym sama wróciłam do poprzedniej pozycji uważnie zakopując się w kołdrze, tak by przypadkiem nie wylać niczego. Upiłam łyk a przyjemna fala ciepła rozlała się po całym moim ciele, właśnie tego potrzebowałam i to całkiem miłe, że Perseus pomyślał o tym drobnym geście.
- Żebym się przyzwyczaiła? - Spytałam nieco zdziwiona, odsuwając od ust zdobioną porcelanę i chwilowo, opierając ją o swoje uda. - Mam więc rozumieć, że chciałbyś już każdego następnego ranka swego życia budzić się obok mnie? - Posłałam w jego stronę pytające spojrzenie, unosząc już nieco brwi ku górze, bowiem słowa jakie padały z jego ust były nieco... zaskakujące. Rozumiałam, że od wczoraj nasza relacja zrobiła obrót o sto osiemdziesiąt stopni ale naprawdę nie spodziewałam się takich wyzwań z jego strony. Nie żebym miała coś przeciwko, właściwie tylko podtrzymywał uśmiech błąkający się po mojej twarzy. - Bo właśnie tym skutkowało by przyzwyczajenie. - Dodałam, chcąc mieć pewność że moja poprzednia wypowiedź będzie dla niego przejrzysta i klarowna. Spoglądałam na niego i właściwie ja również nie miałabym nic przeciwko temu, żeby moje poranki wyglądały właśnie w ten sposób. Jego uśmiech sprawiał, że pytanie które ciągle krążyło po mojej głowie, stawało się tylko bardziej uciążliwe - Jak mogłam być tak ślepa?
Posłałam mu łobuzerski uśmiech, gdy w miejsce poprzedniej myśli pojawiła się następna a ta była już całkiem kusząca i przyjemna.
- Myślę, że możemy sobie na to pozwolić. - Rzuciłam nagle, w odpowiedzi na jego wcześniejsze, wypowiedziane niemal błagającym tonem, pytanie. Po raz kolejny przechyliłam się na nim, znów niechcący muskając go swoim nagim ciałem, w celu odstawienia filiżankę na tacę. Zaraz również i z jego dłoni delikatnie wysunęłam porcelanę, by w szybkim geście znaleźć jej miejsce obok koleżanki. Teraz nie było już niczego co mogło mnie powstrzymać przed tym zmierzonym gestem. Upewniwszy się, że oby dwie kawy spokojnie zajmują swoje miejsce na etażerce, powoli zbliżyłam się do Perseusa, tak że nasze twarze ponownie znajdywały się w odległości nie większej niż parę milimetrów.
- Chyba nawet wiem co będziemy robić. - Wymruczałam w jego stronę, by w następnym geście wpić się w jego wargi.
- Żebym się przyzwyczaiła? - Spytałam nieco zdziwiona, odsuwając od ust zdobioną porcelanę i chwilowo, opierając ją o swoje uda. - Mam więc rozumieć, że chciałbyś już każdego następnego ranka swego życia budzić się obok mnie? - Posłałam w jego stronę pytające spojrzenie, unosząc już nieco brwi ku górze, bowiem słowa jakie padały z jego ust były nieco... zaskakujące. Rozumiałam, że od wczoraj nasza relacja zrobiła obrót o sto osiemdziesiąt stopni ale naprawdę nie spodziewałam się takich wyzwań z jego strony. Nie żebym miała coś przeciwko, właściwie tylko podtrzymywał uśmiech błąkający się po mojej twarzy. - Bo właśnie tym skutkowało by przyzwyczajenie. - Dodałam, chcąc mieć pewność że moja poprzednia wypowiedź będzie dla niego przejrzysta i klarowna. Spoglądałam na niego i właściwie ja również nie miałabym nic przeciwko temu, żeby moje poranki wyglądały właśnie w ten sposób. Jego uśmiech sprawiał, że pytanie które ciągle krążyło po mojej głowie, stawało się tylko bardziej uciążliwe - Jak mogłam być tak ślepa?
Posłałam mu łobuzerski uśmiech, gdy w miejsce poprzedniej myśli pojawiła się następna a ta była już całkiem kusząca i przyjemna.
- Myślę, że możemy sobie na to pozwolić. - Rzuciłam nagle, w odpowiedzi na jego wcześniejsze, wypowiedziane niemal błagającym tonem, pytanie. Po raz kolejny przechyliłam się na nim, znów niechcący muskając go swoim nagim ciałem, w celu odstawienia filiżankę na tacę. Zaraz również i z jego dłoni delikatnie wysunęłam porcelanę, by w szybkim geście znaleźć jej miejsce obok koleżanki. Teraz nie było już niczego co mogło mnie powstrzymać przed tym zmierzonym gestem. Upewniwszy się, że oby dwie kawy spokojnie zajmują swoje miejsce na etażerce, powoli zbliżyłam się do Perseusa, tak że nasze twarze ponownie znajdywały się w odległości nie większej niż parę milimetrów.
- Chyba nawet wiem co będziemy robić. - Wymruczałam w jego stronę, by w następnym geście wpić się w jego wargi.
And on purpose,
I choose you.
.
I choose you.
.
Lilith Greengrass
Zawód : Auror
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Don't mistake my kindness for weakness,
I'll choke you with the same hands I fed you with.
I'll choke you with the same hands I fed you with.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Kiwnąłem głową krótko, zatapiając usta w ciemnym, parującym płynie. Bez zastanowienia, automatycznie, podświadomie, z rozbrajającą szczerością, która była tak charakterystyczna dla naszych relacji, a która wywołałaby donośne głosy sprzeciwu ze strony mojej familii, powtarzającej uparcie, że jakakolwiek bliskość z kimkolwiek spoza rodziny to słabość. I na nic zdałoby się oświadczanie, że Lilith, przy odrobinie dobrej woli, ma jak najbardziej realne szanse wejścia do rodziny - żona rodziną nie jest. Ciekawe, czy moja szanowna rodzicielka, wielka lady Septima Avery, pamięta o tym w chwili wygłaszania swoich życiowych mądrości. Ale przecież krew to nie wszystko. Zawsze wierzyłem w to, że powiązania płynące z genów stoją ponad wszystkim, lecz krew z mojej krwi zawodziła mnie raz za razem. Po prostu nie chciałem tego widzieć, tak samo jak wielu innych rzeczy.
W głowie jednak zapaliła się czerwona lampka i bynajmniej nie był to syndrom dnia wczorajszego, no chyba, że za taki można uznać myśli galopujące we wszystkich kierunkach, tym razem wybiegające już daleko poza otaczające nas cztery ściany i napad szalonego wręcz rozsądku, graniczącego - jak to zazwyczaj bywa - z pesymizmem.
- Nie chcę rujnować cudownej atmosfery - och, ale właśnie to robię - ale zbyt długo topimy się w idealizmie - oświadczyłem przyciszonym tonem, jakby ten zabieg modulacji głosu miał sprawić, że moje słowa będą w jakiś sposób mniej oschłe. Uśmiechnąłem się krótko, pozwalając Lilith odstawić i moją filiżankę na bok, pozwalając jej zbliżyć się do mnie po raz kolejny, pozwalając jej po raz kolejny skazać mnie na męczarnie nieznane innym śmiertelnikom (lub przynajmniej, w całym swoim egocentryzmie, w to właśnie wierzyłem). Moje usta nie były już tak miękkie ani ciepłe, gdy odwzajemniałem pocałunek, balansując na delikatnej granicy pomiędzy pragnieniami a obowiązkami i, niestety, skłaniając się ku drugiej stronie. - Moja droga, to nie przystoi uwodzić mnie tak okrutnie jeszcze przed pierwszą randką - zaśmiałem się, próbując obrócić wszystko w żart, z którego wciąż przebijała główna idea; jeśli w krótkim czasie nie opuścimy tego gniazda rozpusty, wszystko stanie się nieodwracalne. - Daj sobie czas. Wiem, że teraz wydaje się to - my - być świetnym pomysłem, ale nie chcę ci odbierać prawa wyboru. Wyjdźmy gdzieś razem, spędzajmy czas razem, sprawdź czy faktycznie tego chcesz - żarty się skończyły, droga Lilith, wypływamy na oceany powagi i dorosłego życia. Nim jednak to uczynimy, muszę mieć pewność, że umiesz pływać - i że chcesz pływać ze mną.
W głowie jednak zapaliła się czerwona lampka i bynajmniej nie był to syndrom dnia wczorajszego, no chyba, że za taki można uznać myśli galopujące we wszystkich kierunkach, tym razem wybiegające już daleko poza otaczające nas cztery ściany i napad szalonego wręcz rozsądku, graniczącego - jak to zazwyczaj bywa - z pesymizmem.
- Nie chcę rujnować cudownej atmosfery - och, ale właśnie to robię - ale zbyt długo topimy się w idealizmie - oświadczyłem przyciszonym tonem, jakby ten zabieg modulacji głosu miał sprawić, że moje słowa będą w jakiś sposób mniej oschłe. Uśmiechnąłem się krótko, pozwalając Lilith odstawić i moją filiżankę na bok, pozwalając jej zbliżyć się do mnie po raz kolejny, pozwalając jej po raz kolejny skazać mnie na męczarnie nieznane innym śmiertelnikom (lub przynajmniej, w całym swoim egocentryzmie, w to właśnie wierzyłem). Moje usta nie były już tak miękkie ani ciepłe, gdy odwzajemniałem pocałunek, balansując na delikatnej granicy pomiędzy pragnieniami a obowiązkami i, niestety, skłaniając się ku drugiej stronie. - Moja droga, to nie przystoi uwodzić mnie tak okrutnie jeszcze przed pierwszą randką - zaśmiałem się, próbując obrócić wszystko w żart, z którego wciąż przebijała główna idea; jeśli w krótkim czasie nie opuścimy tego gniazda rozpusty, wszystko stanie się nieodwracalne. - Daj sobie czas. Wiem, że teraz wydaje się to - my - być świetnym pomysłem, ale nie chcę ci odbierać prawa wyboru. Wyjdźmy gdzieś razem, spędzajmy czas razem, sprawdź czy faktycznie tego chcesz - żarty się skończyły, droga Lilith, wypływamy na oceany powagi i dorosłego życia. Nim jednak to uczynimy, muszę mieć pewność, że umiesz pływać - i że chcesz pływać ze mną.
stars, hide your fires:
let not light see my black and deep desires.
let not light see my black and deep desires.
Oderwałam się niechętnie od jego ust, zatapiając tym razem swój nieco zdziwiony wzrok w chłodnych tęczówkach Perseusa. Miałam wrażenie, że jego nastawienie i humor, zmieniły się nagle o sto osiemdziesiąt stopni. Zdał sobie sprawę, że wczorajszy wieczór był błędem czy może faktycznie rozsądek doszedł w końcu do głosu, czyniąc z Perseusa jedyną trzeźwo myślącą osobę w tym pokoju? Zamrugałam jeszcze parę razy jakby chcąc się upewnić, że te słowa naprawdę padły z jego ust, po czym wycofałam się powoli, siadając na kolanach w na tyle bezpiecznej odległości by nie być ani za blisko ani za daleko Lorda Avery'ego. Po raz kolejny wbiłam swój wzrok w mężczyznę, próbując skupić swoją uwagę na tym co mówi i odpędzić niemoralne myśli, które wciąż, pomimo upomnień Persusa (mających zapewne na celu sprowadzić nas na ziemię), krążyły po mojej głowie, nie bardzo śpiesząc się do jej opuszczenia. Musiałam wyglądać zabawnie siedząc tak, przygryzając wargę i próbując okiełznać swoją ciemną stronę natury, która przy nikim innym nie dawała o sobie tak boleśnie znać, jak właśnie przy nim.
- Przepraszam... - Szepnęłam udając zawstydzoną, bo przecież wcale nie byłam.- Następnym więc razem będę pamiętać, by najpierw nazwać nasze spotkanie randką a dopiero później zacząć Cie bezczelnie obłapiać. - Dodałam, już w całkiem normalnym dla siebie tonie, który przeszywała nuta arogancji i zbytniej pewności siebie, po czym wyszczerzyłam się do niego w łobuzerskim uśmiechu. Nie miałam mu tego za złe, przecież ktoś z naszej dwójki musiał przejąć role odpowiedzialnego a że padło akurat na Perseusa... cóż, więcej zabawy dla mnie.
Następne słowa jakimi mnie uraczył, brzmiały aż nadto poważnie. Może nawet przeszedł mnie lekki dreszcz kiedy wspomniał, że mam się zastanowić czego chce. Ciebie, oczywiście. Odpowiedziałam w myślach i nie zajęło mi to więcej, niż kilka sekund. Na Merlina, kiedy ostatni raz byłam czegoś tak pewna? Posłałam mu jednak ciepły uśmiech, kiwając przy tym głową w geście zrozumienia, po czym przegramoliłam się przez niego, stawiając swoje stopy na miękkim dywanie.
- Tak też zrobimy, mój odpowiedzialny i niezwykle moralny przyjacielu. - Odpowiedziałam, posyłając mu po raz kolejny uroczy uśmiech. Kiedy ostatni raz byłam taka uległa względem kogoś? - Na randkę możesz mnie zabrać później ale teraz, chętnie zjadłabym śniadanie. - Dodałam jeszcze, nie mogąc sobie darować nuty złośliwości i cienia drwiny w moim uśmiechu, który tak wyraźnie malował się na mojej twarzy. Chwilę jeszcze popatrzyłam jak gramoli się z łóżka a kiedy stanął przede mną nie mogłam nie obrzucić jego nagiego torsu przeciągłym spojrzeniem. Odwróciłam się więc od niego, zapewne w geście rozpaczy, że nie mogę wciągnąć go z powrotem pod futro z szynszyli i skierowałam się w stronę drzwi.
- Idziesz? - Rzuciłam jeszcze przez ramię, nim przekroczyłam próg i zniknęłam za ścianą
Chcesz pewności mój drogi? Dam Ci ją.
| ztx2
- Przepraszam... - Szepnęłam udając zawstydzoną, bo przecież wcale nie byłam.- Następnym więc razem będę pamiętać, by najpierw nazwać nasze spotkanie randką a dopiero później zacząć Cie bezczelnie obłapiać. - Dodałam, już w całkiem normalnym dla siebie tonie, który przeszywała nuta arogancji i zbytniej pewności siebie, po czym wyszczerzyłam się do niego w łobuzerskim uśmiechu. Nie miałam mu tego za złe, przecież ktoś z naszej dwójki musiał przejąć role odpowiedzialnego a że padło akurat na Perseusa... cóż, więcej zabawy dla mnie.
Następne słowa jakimi mnie uraczył, brzmiały aż nadto poważnie. Może nawet przeszedł mnie lekki dreszcz kiedy wspomniał, że mam się zastanowić czego chce. Ciebie, oczywiście. Odpowiedziałam w myślach i nie zajęło mi to więcej, niż kilka sekund. Na Merlina, kiedy ostatni raz byłam czegoś tak pewna? Posłałam mu jednak ciepły uśmiech, kiwając przy tym głową w geście zrozumienia, po czym przegramoliłam się przez niego, stawiając swoje stopy na miękkim dywanie.
- Tak też zrobimy, mój odpowiedzialny i niezwykle moralny przyjacielu. - Odpowiedziałam, posyłając mu po raz kolejny uroczy uśmiech. Kiedy ostatni raz byłam taka uległa względem kogoś? - Na randkę możesz mnie zabrać później ale teraz, chętnie zjadłabym śniadanie. - Dodałam jeszcze, nie mogąc sobie darować nuty złośliwości i cienia drwiny w moim uśmiechu, który tak wyraźnie malował się na mojej twarzy. Chwilę jeszcze popatrzyłam jak gramoli się z łóżka a kiedy stanął przede mną nie mogłam nie obrzucić jego nagiego torsu przeciągłym spojrzeniem. Odwróciłam się więc od niego, zapewne w geście rozpaczy, że nie mogę wciągnąć go z powrotem pod futro z szynszyli i skierowałam się w stronę drzwi.
- Idziesz? - Rzuciłam jeszcze przez ramię, nim przekroczyłam próg i zniknęłam za ścianą
Chcesz pewności mój drogi? Dam Ci ją.
| ztx2
And on purpose,
I choose you.
.
I choose you.
.
Lilith Greengrass
Zawód : Auror
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Don't mistake my kindness for weakness,
I'll choke you with the same hands I fed you with.
I'll choke you with the same hands I fed you with.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Strona 2 z 2 • 1, 2
Sypialnia na piętrze
Szybka odpowiedź