Wydarzenia


Ekipa forum
Salon
AutorWiadomość
Salon [odnośnik]24.10.15 20:01

Urządzony w ciemnej tonacji salon stanowi centrum domu. To właśnie tutaj Crispin przyjmuje nielicznych gości albo odpoczywa czytając przez długie godziny z psem na kolanach. Płonący w kominku ogień wprowadza atmosferę przytulności w tym wyjątkowo męskim wystroju.


Thank you, I'll say goodbye now though its the end of the world, don't blame yourself and if its true, I will surround you and give life to a world thats our own
Crispin Russell
Crispin Russell
Zawód : Auror, opiekun testrali
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
sometimes we deliberately step into those traps
I was born in mine; I don't mind it anymore
oh, but you should, you should mind it
I do, but I say I don't
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
lets go have fun, you and me in the old jeep
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t1067-crispin-phillip-arthur-russell-iii https://www.morsmordre.net/t1442-kamelia https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f143-kornwalia-puddlemore-breeder-street-3 https://www.morsmordre.net/t1328-crispin-phillip-arthur-russell-iii#10195
Re: Salon [odnośnik]24.10.15 21:10
| 24 lipca

Krótki trzask przeciął powietrze, świadcząc o tym, że ktoś teleportował się w tę uroczą okolicę. Skrzywiła się, kiedy poczuła ocierające się o swoje nogi igiełkowate liście wrzosu. Świetnie, Dorea, możesz sobie pogratulować. Jesteś dzisiaj tak rozdrażniona i wytrącona z równowagi, że zamiast aportować się w jakieś pozbawione przeszkód miejsce, musiałaś trafić na sam środek wrzosowiska. Chociaż... no dobrze, można ci to wybaczyć, jesteś tutaj pierwszy raz.
Z oddali zobaczyła dom. Stał samotnie pośród pola pełnego fioletowych, kołyszących się na wietrze krzewinek. Ciekawiło ja to, co go łączyło z tym miejscem, no bo... chyba nie romantyczne zapędy, co?
Wzięła głęboki wdech, chwyciła poły sukienki do kolan i zaczęła wędrować po polu w kierunku owego domu, przy którym słuchać było psie ujadanie. Z jednego ramienia zsunął jej się szeroki, rozpinany sweter, który ukradła z tośkowej szafy. Być może po raz ostatni... a być może i nie.
Wciąż się wahała. Pójść do Charlusa? Nie pójść? Nie była do końca pewna tego, co to będzie dla niej znaczyć - rozczarowanie czy pełnię szczęścia? - dlatego wolała jeszcze posiedzieć w jednym miejscu, podumać nad całą tą sytuacją, jeszcze raz zacząć dopasowywać do siebie elementy starego i nowego życia. Miała do tego prawo, prawda?
Gdy doszła do płotu odgraniczającego posiadłość od wrzosowych pól, zatrzymała się. Spojrzała w stronę psa, który bacznie ją obserwował. Jeśli wejdzie dalej, rzuci się na nią. Zaczesała do tyłu włosy, bo tutaj wiatr był zdecydowanie silniejszy.
- Crispin! - wrzasnęła w stronę domu, rozglądając się po oknach. - Russell, złaź tu, bo twój pies mnie połknie, zanim dojdę do drzwi!
Gość
Anonymous
Gość
Re: Salon [odnośnik]28.10.15 17:47
Nie jestem ciepłym, gościnnym typem. Owszem, wydaję się raczej sympatyczny, a moja aparycja nie rani oczu na dłuższą metę i ludziom wydaje się, że chcą ze mną przebywać. Wydaje się, bo mnie nie znają. Pozory jednak mylą, szybko wyprowadzam naiwniaków z błędu. Jeśli nie chcę kogoś w towarzystwie to przekona się, że potrafię być równie przerażający, co czarujący. Cieszę się więc niewielkim gronem znajomych, ale za to takim, które toleruje mnie w całości, do końca. Nie jestem łatwym człowiekiem, ale chciałbyś mieć mnie za przyjaciela.
Z całym tym bagnem łączy się fakt, że rzadko przyjmuje gości. Ma to swoje plusy i minusy. Plusem jest to, że nie muszę sprzątać. Minusem jest to, że jak już ktoś przychodzi to muszę posprzątać i to już nie jest takie kolorowe zajęcie. Nawet z pomocą magii ogarnięcie mojego kawalerskiego bałaganu zajmuje sporo czasu i atłasu. Krzątam się więc od rana niczym rasowa pani domu. W rezerwacie testrali mnie dziś nie uświadczono, żyję nadzieją, że brak wiadomości to dobra wiadomość i moi pracownicy nie obrócili tego miejsca w perzynę. Biegam więc po salonie z różdżką wyganiając kurz z wszystkich kątów, zbieram porozrzucane ubrania, wyszorowałem nawet podłogę. Mojemu psu widocznie nie spodobał się dzień oczyszczenia, bo zdrajca porzucił mnie i wybiegł na wrzosowisko. Pewnie wróci ze świeżą porcją błota pod łapami.
Kończę powoli to mozolne zajęcie, gdy dochodzi mnie krzyk z zewnątrz. Mój długo wyczekiwany gość wreszcie się pojawił. Nie wstydzę się powiedzieć, że za nią tęskniłem, bo minęło cholernie wiele czasu i strasznie mi jej brakowało. Była jednym z niewielu pozytywnych promyków w moim życiu. Mam nadzieję, że przyjęcie nazwiska Potter i cały ten czas rozłąki jej nie zmienił. Ani mnie.
- Walczyłaś z typami spod ciemnej gwiazdy, a boisz się mojego pieska? - wołam ze szczerym rozbawieniem stając w progu domu. Przyglądam się jej z szerokim uśmiechem. To moja Dorea, tak ją zapamiętałem, jeśli nie liczyć długości włosów. - Bonheur nie skrzywdziłby muchy. Chodź tu babo! - Rozkładam szeroko ręce i czekam, nie ułatwię jej tego.


Thank you, I'll say goodbye now though its the end of the world, don't blame yourself and if its true, I will surround you and give life to a world thats our own
Crispin Russell
Crispin Russell
Zawód : Auror, opiekun testrali
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
sometimes we deliberately step into those traps
I was born in mine; I don't mind it anymore
oh, but you should, you should mind it
I do, but I say I don't
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
lets go have fun, you and me in the old jeep
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t1067-crispin-phillip-arthur-russell-iii https://www.morsmordre.net/t1442-kamelia https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f143-kornwalia-puddlemore-breeder-street-3 https://www.morsmordre.net/t1328-crispin-phillip-arthur-russell-iii#10195
Re: Salon [odnośnik]30.10.15 17:22
Dwudziesty czwarty lipca był dla niej zwyczajny, pozbawiony drugiego dna. Urodziny? Oh, tak, jest coś takiego. Tylko ostatni trzy urodziny spędzała samotnie, patrząc na dogasające drewienka w zaimprowizowanym palenisku, dogryzając ostatni kawałek marchewki, który został jej z ojcowskiego prezentu urodzinowego i siląc się okrutnie, by jej powieki nie opadły do końca. To zawsze kończyło się jednym - koszmarami - a tego wolała sobie oszczędzić w ten jeden, jedyny dzień w roku.
Mimo to teraz, teleportując się do Crispina, wiedziała, że tym razem rytuał ulegnie zmianie. Zamiast trzeszczącego łóżka z dziurawym materacem, może uświadczy u niego wygodnej kanapy? Niekoniecznie w celu położenia się na niej, tylko raczej odpoczęcia. Może zamiast marchewki, Crispin poczęstuje ją ciastkiem domowej roboty, a w drugą dłoń wsunie kubek z gorącym kakao albo... z ognistą? Była chyba w takim stanie, że wypiłaby wszystko, byleby tylko poprawił jej się humor.
Serce zabiło jej, kiedy usłyszała jak ze środka domu wypływają odgłosy wywołane szybkimi, ludzkimi krokami. Wzięła głęboki wdech. Nie panowała nad łzami, które pojawiły się, jak tylko zobaczyła szeroki uśmiech na twarzy swojego dawnego partnera, najbardziej charyzmatycznego aurora, jakiego kiedykolwiek widziała. Z jej ust wydobył się cichy szloch. Jej nogi ruszyły się z miejsca, stawiała kroki ostrożnie, powoli... aż w końcu doszła do Russella, zagłębiając się w jego sylwetce, ramionach i zapachu wody kolońskiej, który tak doskonale znała.
Ukryła twarz w materiale jego swetra na ramionach, płacząc z tęsknoty i żalu do tego, co się stało. Uścisnęła go mocno. Byli sami, nikt ich nie widział - oczywiście nikt prócz tego ogromnego psa, który zdawał się obserwować ich bardzo dokładnie.
- Nie jestem babą, kretynie! - powiedziała drżącym z natłoku emocji głosem.
To, o czym pisał w liście, nagle zaczęło mieć znaczenie. Jego zapach, jego silne ramiona, dotyk jego palców na jej plecach... pamiętała. W tej chwili chciała tylko to wspomnienie pogłębić.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Salon [odnośnik]02.11.15 23:40
Wiem, że to jej urodziny. Od kiedy ją spotkałem ta data pałęta się za mną w jakiś niewytłumaczalny sposób. Nie mogę już więcej sprawić mojej siostrze przyjemności prezentem urodzinowym, o czym przypomina mi bransoletka na nadgarstku, więc może to to? Czyżby jakaś irracjonalna część mnie odczuwała potrzebę obdarowywania kogoś i cieszenia się z faktu, że po prostu jest? Nigdy tego nie roztrząsałem, nie jestem romantykiem. Po prostu przyjąłem ten fakt do wiadomości. Dorea chyba nigdy nie narzekała.
Dziś jednak wszystko traci na znaczeniu, gdy widzę jak idzie w moją stronę przez podwórko. Jest taka drobna, gdy przed nią stoję, ale z daleka wydaje mi się, że jest kruszynką. Coś psuje ten sielski obrazek. Nie mam sokolego słuchu, chociaż z sokołami fantastycznie się rozmawia, ale do moich uszu dociera jej szloch. Serce mi staje, gdy słyszę ten dźwięk, a świat dookoła zamiera. Co. Się. Do. Jasnej. Cholery. Stało? Zapewne wyglądam niezbyt przystojnie stojąc tak z rozdziawioną gębą na środku ganku i patrząc na nią z niedowierzaniem. Przecież dopiero, co się pojawiła! Na słodkiego Salazara, nawet ja nie jestem w stanie zrazić kogoś w tak krótkim czasie.
Ale to chyba nie moja wina. Tak mi się wydaje, bo nie zarobiłem w twarz. Byłem przekonany, że przyłoży mi aż się przewrócę. Nawet bym się nie bronił, chciałbym się dowiedzieć, o co jej chodzi. Zaskakuje mnie jednak jak tylko ona potrafi. Obejmuję ją odruchowo jak tylko czuję jej ramiona zamykające się wokół mnie. To stare, dobrze znane uczucie, które automatycznie rozpala we mnie ukryte pokłady ciepła. Rzadko je wydobywam, ciężko to zrobić, ale niektórym się to udaje. Jej zwłaszcza łatwo, bo te trzy lata rozłąki zdołały skruszyć wszelkie bariery we mnie względem niej.
- Jeśli nie babą to kim? Wyrosło ci coś między nogami, od kiedy ostatni raz sprawdzałem? – mruczę przyciskając usta do czubka jej głowy. Palce automatycznie wplatam w jej włosy, bo potrzebuję czuć, że tu jest, że to nie tylko projekcja mojej wyobraźni, która zniknie wraz z polizaniem mnie po twarzy przez Bonheure.


Thank you, I'll say goodbye now though its the end of the world, don't blame yourself and if its true, I will surround you and give life to a world thats our own
Crispin Russell
Crispin Russell
Zawód : Auror, opiekun testrali
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
sometimes we deliberately step into those traps
I was born in mine; I don't mind it anymore
oh, but you should, you should mind it
I do, but I say I don't
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
lets go have fun, you and me in the old jeep
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t1067-crispin-phillip-arthur-russell-iii https://www.morsmordre.net/t1442-kamelia https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f143-kornwalia-puddlemore-breeder-street-3 https://www.morsmordre.net/t1328-crispin-phillip-arthur-russell-iii#10195
Re: Salon [odnośnik]05.11.15 23:03
Zacisnęła mocno powieki, czując jego ramiona na swojej drobnej sylwetce. Pamięć podsunęła jej wspomnienie tamtego pięknego dnia, kiedy postanowili "potrenować" swoje umiejętności. Na skórze rąk znów pojawiła się gęsia skórka, zgrabnie zasłonięta beżowym materiałem swetra, poczuła przyjemny dreszczyk wywołany jego palcami przeczesującymi jej włosy. Poczucie bezpieczeństwa, które dawały jej spotkania z dawnymi przyjaciółmi, było cudowne. Rozluźniało mięśnie i porządkowało myśli.
- Bardzo zabawne - z jej ust wydobył się cichy śmiech zniekształcony przez szloch, którego do końca nie potrafiła kontrolować. - Nic mi tam nie wyrosło, a poza tym baby są wstrętne, a mi nigdy nie zarzuciłeś bycia wstrętną, co?
Odsunęła się od niego, by osuszyć oczy naciągniętym na dłoń rękawem swetra. Dopiero potem jeszcze raz na niego spojrzała. Nie była już taka chuda jak w pierwszy dzień swojego powrotu. Skóra nie wyglądała jak cudem naciągnięta na kości, sukienka nie wyglądała jakby była niedbale zawieszona na sklepowym manekinie. Nabrała ciała i właściwej sobie postury - wciąż drobnej i może nieco szlacheckiej, ale z widocznymi, łagodnymi krągłościami.
Uśmiechnęła się do niego, do swojego starego przyjaciela, do kompana w doli i niedoli, do tego od tureckiej kawy i... łapania za udo za kolumną.
- Na brodę Merlina, nic się nie zmieniłeś... - parsknęła śmiechem, patrząc na niego. - Cały czas tak samo seksowny, kto by pomyślał.
Ah, takie droczenie się było absolutnie koniecznym punktem ich znajomości. Trzy lata temu, kiedy jeszcze wspólnie pracowali, nie było dnia, w którym jedno z nich nie dogryzłoby drugiemu. Ich dystans do siebie sprawiał, że ta zabawa coraz bardziej zaczęła im się podobać i... no, oboje wiedzą, jak to się skończyło.
- Zaprosisz mnie do środka czy będziemy tak stali jak te kołki?
Oplotła swoją ręką jego ramię, by poczuć się jeszcze pewniej. Ogromny pies nie robił już na niej takiego negatywnego wrażenia.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Salon [odnośnik]15.11.15 18:20
Dawno się tak nie czułem. Fale różnych emocji szargają mnie od środka. O dziwo, wszystkie są pozytywne, przynoszą niewypowiedzianą ulgę. Jak gdyby zdjętą ze mnie ciężar, o którym nie do końca nawet nie wiedziałem, że noszę. Dorea jest tutaj, cała i zdrowa, prawdziwa. Mimo, że sowa zapewniła mnie o prawdziwości listu to i tak czułem, że moje wnętrzności szarpią pazury niepewności. Jakby to było za piękne, żeby było prawdziwe. Mój pokaleczony życiorys jasno pokazywał, że nie ma szczęśliwych zakończenie. Jednak nie tym razem.
- Nigdy w życiu – mruczę, bo boję się, że jeśli będę mówić głośniej to ta chwila zniknie niczym bańka mydlana. – Gdybyś była wstrętna to nie tknąłbym cię nawet czubkiem różdżki. – Merlinie, jak cholernie mi jej brakowało.
Wzdycham bezwiednie, gdy odsuwa się ode mnie. Wcale nie mam ochoty jej puszczać, ale pozwalam jej wysunąć się z objęć. Pilnie obserwuję, gdy ociera kąciki zaczerwienionych oczu beżowym swetrem. Dlaczego płakała? To chyba pozostanie tajemnicą, ale na pewno nie jedną z wielu. Dziś chcę poznać prawdę. Może nie powinienem naciskać, wykazać się delikatnością, cierpliwością. Niestety żadna z tych cech nie należy do moich przymiotów. Zżerająca mnie ciekawość jest tak wielka, że to cud, że nie zacząłem jeszcze potrząsać jej za ramiona i zasypywać pytaniami.
- Sądziłaś, że pomarszczę się przez ten czas jak orzech włoski? – pytam ze śmiechem. Bezwiednie w odpowiedzi na jej pytanie szukam w niej znaków minionego czasu. Wydaje się szczuplejsza, na twarzy jakby wysmuklała, no i te włosy. Gdzie podziała się ta kaskada lśniących pukli?
- Coś ci się nie podoba w moim ganku? – pytam z udawanym przekąsem unosząc brew ku górze. Nie zostawiam jej jednak czasu na odpowiedź. Zamiast tego jedną ręką pewnie chwytam ją w pasie a drugą za kolanami. W następnej chwili trzymam Doreę w objęciach i przenoszę przez próg jak rasowy pan młody, którym nigdy nie będę. Ciekawe, czy szanowny pan Potter miał tyle krzepy, aby tak ją przenieść po ich ślubie. W salonie opadam na miękko na kanapę pozostawiając ją na moich kolanach. – Usatysfakcjonowana?


Thank you, I'll say goodbye now though its the end of the world, don't blame yourself and if its true, I will surround you and give life to a world thats our own
Crispin Russell
Crispin Russell
Zawód : Auror, opiekun testrali
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
sometimes we deliberately step into those traps
I was born in mine; I don't mind it anymore
oh, but you should, you should mind it
I do, but I say I don't
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
lets go have fun, you and me in the old jeep
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t1067-crispin-phillip-arthur-russell-iii https://www.morsmordre.net/t1442-kamelia https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f143-kornwalia-puddlemore-breeder-street-3 https://www.morsmordre.net/t1328-crispin-phillip-arthur-russell-iii#10195
Re: Salon [odnośnik]17.11.15 20:56
Dobrze jest go czuć przy sobie - tak ciepłego, żywego, pełnego tęsknoty tak wielkiej, jak ta jej, chowanej w głębokich kieszeniach swetra. Uśmiechnęła się na jego słowa. Jak zwykle szczery, jak zwykle rzucający słowami, które tak przyjemnie łaskotały jej godność, zmuszając, by odpowiedziała ripostą na ripostę. Tak się muskali od początku swojej kariery, coraz to mocniej wpływając na emocje. Był bodźcem, które kilka lat temu wybudziły ją ze szlacheckiego marazmu, w jakim ponuro tkwiła.
- Oh, tak, dokładnie tak sądziłam - odparła chichocząc przez nos i teatralnie przewracając przy tym oczami. - Miałam nadzieję, że zbrzydłeś i tylko ja będę cię akceptowała takiego, bez względu na to, jak wyglądasz. A co do twojego ganku - owszem, jest na nim chłodno i nie posiada wygodnych foteli, więc wolałabym się na nim nie rozkładać.
Pisnęła głucho, kiedy chwycił ją i uniósł w ramionach. Odruchowo oplotła rękami jego szyję, żeby zachować równowagę. Zapewne poczuł, jak jej mięśnie spinają się pod wpływem jego dotyku. Może to przez ojca i jego zdecydowany uścisk dłoni w momencie, gdy Dorea po raz kolejny chciała go uderzyć ze wściekłością rysującą się w jej czekoladowo brązowych oczach? Ot, nabyty odruch, którego mogła się już chyba oduczyć.
Spojrzała na niego, gdy, zamiast odstawić ją na kanapie i samemu usiąść obok, zajął z nią tylko jedno miejsce. Rozejrzała się po pokoju, jakby chciała znaleźć gdzieś twarze obserwujące ich z ukrycia. Dopiero wtedy, gdy nikogo nie odnalazła, ułożyła się na jego piersi, obejmując go pod bokiem, delektując się ciszą unoszącą się w powietrzu, pozbawioną skrzypienia starych desek w ścianach, świstu zimnego wiatru w jedynym oknie, ponurych kroków zbliżających się do drzwi chaty.
Uniosła lekko brodę, by znów móc na niego spojrzeć i uśmiechnąć się tak, jak tylko ona potrafiła.
- Usatysfakcjonowana - szepnęła.
Objęła go nieco mocniej, zamykając przy tym oczy. Jej Russell. Był tu, mówił do niej, patrzył na nią, obdarowywał ją uśmiechami, które były niczym plaster miodu na jej zranioną duszę.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Salon [odnośnik]25.11.15 21:36
Typowe. Kobiety są takie przewidywalne. Zawsze chcą mieć ostatnie słowo. Ich musi być na wierzchu, bo inaczej świat się przewróci, niebo spadnie, a ognista będzie ciepła. Fuj, to ostatnie byłoby prawdziwą klęską. Dlatego pozostawiam sytuację tak, jak jest. Pozwalam odnieść Dorei to malutkie zwycięstwo. W końcu wygrana w bitwie, nie oznacza wygranej wojny. Może uśpię teraz jej czujności swoim szarmanckim barytonem? Uśmiecham się więc tylko naprawdę uroczo, jak tylko ja potrafię. Poza tym ta obraza wymierzona w mój ganek jest doprawdy wysoce przekłamana. Chociaż oczywiście preferuję kanapę, jest o wiele wygodniejsza.
Jej pisk powiększa moje rozbawienie, a automatyczne objęcie przez nią mojej szyi sprawia, że namacalnie czuję zaufanie, jakim mnie obdarowała. Jestem tak zadowolony, że w czasie tej krótkiej drogi pogwizduję sobie. Mam nadzieję, że żadne ptaszki nie uznają tego za zaproszeni do rozmowy. Nie raz już się tak zdarzało. Chyba nie słyszą zza zamkniętych drzwi, bo bezpiecznie sadowię się z moim gościem na kanapie. To, co dzieje się po tym jest dla mnie swego rodzaju zaskoczeniem. Sądziłem, że Potterówna odskoczy ode mnie z rozbawieniem i trzepnie po łapach za takie zachowanie. Tym czasem moja dziewczynka przytula się zadowolona. Wyczuwam w niej zmianę. Ten czas coś zmienił. Coś musiała się tam stać, żeby potrzebuje bliskości.
- Cieszę się - odpowiadam tak cicho, że bardziej brzmi jak mruknięcie niż słowa. Oplatam ją ramionami przyciskając bliżej do siebie. Chcę ją tak tylko trzymać blisko siebie, upewniać się, że zaraz nie ucieknie lub, co gorsza, nie rozleci się. Chciałbym ją zasypać pytaniami, dowiedzieć się, gdzie do jasnej cholery się podziewała, ale wiem, że nie mogę. Po prostu jeszcze nie teraz. Teraz po prostu siedzę tam sobie z tym swoim debilnym uśmieszkiem na ustach i przeczesuję delikatnie jej króciutkie włosy palcami. Wolałem te długie, ale nie narzekam.
- Wszystkiego najlepszego, Doreo - mówię, bo jeśli dłużej będziemy sobie tak przyjemnie milczeć to zasnę. Sprzątanie jest serio męczące.


Thank you, I'll say goodbye now though its the end of the world, don't blame yourself and if its true, I will surround you and give life to a world thats our own
Crispin Russell
Crispin Russell
Zawód : Auror, opiekun testrali
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
sometimes we deliberately step into those traps
I was born in mine; I don't mind it anymore
oh, but you should, you should mind it
I do, but I say I don't
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
lets go have fun, you and me in the old jeep
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t1067-crispin-phillip-arthur-russell-iii https://www.morsmordre.net/t1442-kamelia https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f143-kornwalia-puddlemore-breeder-street-3 https://www.morsmordre.net/t1328-crispin-phillip-arthur-russell-iii#10195
Re: Salon [odnośnik]27.11.15 17:24
Dobrze było znów znaleźć się w jego ramionach, poczuć się bezpiecznie, odetchnąć zapachem wrzosów pomieszanym z ciekawym bukietem woni zamkniętych w buteleczce wody kolońskiej. Delikatnie zacisnęła palce na jego koszulce, wdychając dyskretnie ten cudny aromat. Jednak ten zachwyt nie mógł trwać zbyt długo. Życzenia urodzinowe wyrwały z niego Doreę i zmusiły, by podniosła się na jego kolanach całkiem zaskoczona jego słowami. Dopiero po chwili przypomniała sobie tę magiczną datę.
Dwudziesty czwarty lipca. Dwadzieścia siedem lat temu na świat przyszła mała Dorea Black, kwiląc i zawstydzając swoją matkę i ojca, którzy mieli nadzieję, że ich maleństwo wyrośnie na silną, zależną od ich woli kobietę mającą w głowie tylko myśli o dobrym zamążpójściu i urodzeniu nie-swemu wybrankowi piątkę dzieci.
NIC BARDZIEJ MYLNEGO.
Uśmiechnęła się do Crispina, kręcąc przy tym lekko głową.
- Dzięki. Prawie zapomniałam, że mam urodziny - sięgnęła dłonią do jego włosów, by poczochrać je w przyjacielskim odruchu. Zaśmiała się... ale ten śmiech niestety nie utrzymał się długo w powietrzu. Mimo to uśmiech został. Bledszy, nieco mniej wyraźny, ale wciąż pełen tęsknoty. - Porwał mnie. Ojciec. Tydzień po ślubie z Charlusem. Przetrzymywał mnie przez trzy lata w starej chacie. Przynosił mi jedzenie, kiedy miał lepszy dzień. A potem wdzierał się do mojego umysłu siłą legilimencji, mieszał i zamazywał wspomnienia.
Jej dłoń zsunęła się z jego włosów na policzek, który w zamyśleniu gładziła. Patrzyła na niego, chociaż jej myśli pognały gdzieś hen daleko.
- Nie mogłam się teleportować, bo postawił mnóstwo barier, zapieczętował chatę mnóstwem zaklęć. Moja różdżka była bezużyteczna. Niemal odzwyczaiłam się jej używać... - jej brwi drgnęły delikatnie ku pionowej zmarszczce nad nosem. Jej dłoń opadła na jego ramię, delikatnie gładziła kciukiem jego koszulkę. - A potem, całkiem niedawno, teleportował się do chaty, ale... był martwy. Leżał na trawie z pustymi oczami utkwionymi w szarym niebie. Wszystkie zaklęcia, którymi obciążył ten skrawek świata, puściły. W ścianie ukrył przejście do pokoju z kominkiem podłączonym do sieci Fiuu. Jakimś cudem udało mi się dostać przez niego do domu Anthony'ego. Po drodze był Mung i rekonwalescencja z użyciem wielu eliksirów... a teraz siedzę tu, na twoich kolanach, zastamawiając się, czy powinnam jeszcze czegoś się obawiać.
Kącik ust drgnął i uniósł się delikatnie ku górze.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Salon [odnośnik]29.11.15 23:29
Zapomniała.
No może prawie, tak przynajmniej mówi, ale i tak. Nie spodziewałam się. Kobiety pamiętają o takich rzeczach. Dorea zawsze pamiętała o takich rzeczach. Przecież zawsze pamiętała o moich urodzinach, kiedy razem pracowaliśmy. Wzmaga to moją czujność, a moje spojrzenie skupia się na jej wargach, z których wymknął się mało wesoły śmiech. Bezwiednie poddaję się jej dłoni, a gdy zaczyna mówić zamiera mi serce.
Jej słowa są spokojne, praktycznie pozbawione emocje, a wzrok, chociaż skierowany na mnie to zapewne widział zupełnie, co innego. Patrzę na Doreę, na moją piękną, zadziorną, pełną życia Doreę i serce, o ile jeszcze je mam, pęka mi jak sucha gałązka pod butem nieostrożnego piechura. Od kiedy na moich rękach umarła Luna jestem przewrażliwiony. Okropnie, cholernie przewrażliwiony na krzywdę wyrządzaną osobom, które są dla mnie ważne. Ich ból, cierpienie, odczuwam jak własne, ale jakby z jeszcze większym natężeniem. To głupi mechanizm, bo w żaden sposób nie sprawia, że temu komuś jest lżej, ale na pewno pomaga się z tym utożsamić. Dlatego teraz czuję jak przez mgłę delikatny dotyk jej dłoni. Wszystkimi moimi zmysłami przenoszę się w tamto miejsce. Moje myśli podsuwają mi te obrazy, które musiała widzieć, to wszystko, przez co musiała przejść. Bezbronna, samotna. Sama.
Jej końcowa reakcja rozkłada mnie na łopatki. Nie mogę uwierzyć w to, co widzę. Nie pojmuję tego. Jak można tak szybko pogodzić się z przeszłością? Merlinie, przecież to jeszcze nie jest przeszłość, to cholernie świeża rana. Moja goiła się prawie dziesięć lat, nie możliwe, żeby jej zrosła się tak szybko. Bezwiednie unoszę dłoń i kładę palec wskazujący na jej ustach. Moje kąciki ust mimo wszystko drgają zdradziecko w uśmiechu.
- Po tylu latach buzia nadal ci się nie zamyka, co? – mówię cicho delikatnie przesuwając opuszkiem po jej wargach. Wiem, że nie powinienem, ale jakoś mało mnie to obchodzi. Badam ją wzrokiem, szukam widocznych śladów, które pozostawiła na niej ta historia. – Nie chciałaś dać za wygraną, żebym to ja zadawał pytania. – Stwierdzam fakt uśmiechając się przekornie i zsuwając dłoń z jej ust na swoje kolano. Jednak zostały we mnie resztki przyzwoitości.


Thank you, I'll say goodbye now though its the end of the world, don't blame yourself and if its true, I will surround you and give life to a world thats our own
Crispin Russell
Crispin Russell
Zawód : Auror, opiekun testrali
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
sometimes we deliberately step into those traps
I was born in mine; I don't mind it anymore
oh, but you should, you should mind it
I do, but I say I don't
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
lets go have fun, you and me in the old jeep
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t1067-crispin-phillip-arthur-russell-iii https://www.morsmordre.net/t1442-kamelia https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f143-kornwalia-puddlemore-breeder-street-3 https://www.morsmordre.net/t1328-crispin-phillip-arthur-russell-iii#10195
Re: Salon [odnośnik]01.12.15 23:58
Drgnęła zaskoczona, kiedy poczuła na swoich wargach jego ciepły opuszek. Spojrzała na niego, łykając to dziwne opanowanie, które spłynęło na jej ciało, go tylko znalazła się w jego ramionach. Przez chwilę nie bolało, przez chwilę przestała myśleć o tym wszystkim, co przeżyła, a potem nagle to wszystko z niej zeszło, niczym powietrze z balonika. Na tym chyba polegało jej remedium. Na szybkim opowiedzeniu historii, streszczeniu jej najważniejszych elementów.
- Musiałam to z siebie wyrzucić - odpowiedziała nagle, zupełnie cicho, jakby nie miała sił na więcej. - W gruncie rzeczy już mi lepiej. Spełniłam swój kobiecy obowiązek i po prostu się wygadałam.
Uśmiechnęła się cicho i objęła go za szyję, po drodze muskając jego policzek wargami. Nie mogła się powstrzymać, kiedy wiedziała, że i tym razem nie ma obok nich nikogo, kto mógłby ich obserwować z ukrycia. Od zawsze utrzymywali tę dziwną relację między nimi w tajemnicy. Głównie chodziło o nią samą. O plany jej rodziców wobec jej życia, o jej opinię krążącą wśród innych szlachetnie urodzonych, która i tak powoli coraz bardziej się pogarszała. Mimo to Dorea dalej w to brnęła. Dalej drażniła się z nim do granic możliwości, odpowiadała na dwuznaczne docinki, na te przyciągające jej uwagę uśmieszki... i było jej z tym dobrze. Chociaż nigdy nie zapytała go o zdanie w ich kwestii, bo wydawało jej się, że z jego gestykulacji i mimiki może wywnioskować wszystko.
Zawsze wiedziała.
- Wszyscy mówili mi, że mnie szukali. Pytania tak strasznie tłuką mi się po głowie - szepnęła do niego, schowana w przesiąkniętym wrzosami zapachu jego skóry. - Czemu nikt mnie nie znalazł w ciągu tych pieprzonych trzech lat, które tam spędziłam? Dlaczego ja tam musiałam być, Russell? Dlaczego akurat ja?
Na koniec załamał jej się głos, cicho pociągnęła nosem. To uczucie rozsadziło ją od środka i choć jakimś cudem nie rozryczała się przy nim jak małe dziecko, to wciąż przeżywała to na swój własny sposób, który kompromitował jej uzewnętrznianie się tylko w małym stopniu.
Owinęła mocniej ramiona wokół jego szyi. Dobrze było znowu się w nim schować i poczuć bezpiecznie.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Salon [odnośnik]06.12.15 2:02
To nie było opanowanie. To była maska, kaganiec, który utrzymywał wszystkie emocje na wodzy i nie pozwalał mi zacząć niszczyć w złości wszystkiego, co było pod ręką. Złość, nie, to za małe słowo, nieodpowiednie, nie odzwierciedlało tego, co czułem. Wszechogarniające uczucia zalewały mnie jedno za drugim. Poczucie niesprawiedliwości mieszało się z bulgoczącą wściekłością. Niech pieprzony pan Black cieszy się, że nie żyje, bo gdybym stanął na jego drodze to pożałowałby, że się urodził. Siedziałem jednak, nie dałem się ponieść destruktywnej fali, która mną szargała. Tylko jedno mnie przed tym powstrzymywało; ta drobna sylwetka na moich kolanach sprawiała, że wzburzone morze stawało się spokojną taflą.
- Czyli to, że dużo gadam czyni ze mnie w pewnym stopniu kobietę? – pytam uśmiechając się szeroko i czując jak atmosfera powoli się rozszerza. Nie ignoruję tego wszystkiego, co powiedziała, po prostu nie ma sensu w ciągłym rozpatrywaniu tematu, wypytywaniu o drobne, nieistotne szczegóły, które przyniosłyby jej tylko więcej bólu. Skupiam się więc na teraźniejszości, na tym, co dobre, na tym, co można by zamknąć w złotej ramie i oglądać bez końca, do końca świata. Jej uśmiech, ciepło ramion wokół mojej szyi, dotyk niedostępnych ust na moim policzku. Wiem, że nie mogę. Jesteśmy przyjaciółmi, zawsze nimi byliśmy, nawet, jeśli dawno temu skradliśmy sobie kilka pocałunków. Nigdy nie apelowałem o więcej, bo moje priorytety w życiu były zupełnie inne. Czy żałuję? I tak, i nie. Musiałem to zrobić, nie umiałbym spokojnie przejść do normalności po tylu latach skupionych na przygotowaniu do ostatecznego aktu zemsty. Jednak, jeśli istniał, chociaż cień szansy, że mógłbym mieć Doreę dla siebie, a ja go nie dostrzegłem tylko zdeptałem to nie chcę tego wiedzieć. Nie umiałbym żyć z tą świadomością. Jestem tylko przyjacielem.
Jej cichy głos przecina tę krótką ciszę jak nóż. Każe słowo to miniaturowy sztylecik, który sprawia mi ból. To nie powinna być ona, tak nie powinno być, nikt nie powinien być karany za to, że kochał. Uspokajająco głaszczę ją po plecach, nie chcę, żeby się rozpłakała, bo nigdy nie miałam do czynienia z płaczącą kobietą, ale nie wiem, czy moje wysiłki się na coś zdadzą.
- Bo nikt inny nie dałby rady, a ty dałaś. Bo jesteś teraz jeszcze silniejsza niż byłaś – mruczę bez ładu i składu. Nigdy nie był ze mnie filozof, a pytania zaczynające się, od dlaczego nadal w większości pozostają dla mnie bez odpowiedzi. Dlaczego Luna wybrała śmierć, a nie mnie? Nie wiem.


Thank you, I'll say goodbye now though its the end of the world, don't blame yourself and if its true, I will surround you and give life to a world thats our own
Crispin Russell
Crispin Russell
Zawód : Auror, opiekun testrali
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
sometimes we deliberately step into those traps
I was born in mine; I don't mind it anymore
oh, but you should, you should mind it
I do, but I say I don't
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
lets go have fun, you and me in the old jeep
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t1067-crispin-phillip-arthur-russell-iii https://www.morsmordre.net/t1442-kamelia https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f143-kornwalia-puddlemore-breeder-street-3 https://www.morsmordre.net/t1328-crispin-phillip-arthur-russell-iii#10195
Re: Salon [odnośnik]09.12.15 18:31
Uspokoił ją. Jej skołatane nerwy, demony szalejące w jej duszy niczym wściekłe psy, zdolne rozerwać swoimi szczękami wszystkie emocje, które zdołały schować się przed falą bólu zalewającą ją przez te trzy lata. Zgromadziła je w małej szkatułce i schowała na dnie serca, zabezpieczając je w ten sposób przed szorstkimi, niepożądanymi łapami tych, których od czasu powrotu nie chciała spotkać na swojej drodze. Jednak Russell do takich osób na pewno nie należał, dlatego pozwoliła sobie okazać mu nieco więcej ciepła, niż chciała. Ale to przecież nic, prawda? Nie było tu nikogo, kto mógłby ich obserwować. Nikogo, kto naskarżyłby Charlusowi, że jego żona właśnie wybrała nie tę stronę barykady, którą wybrać powinna.
Odsunęła się od niego, żeby znów móc na niego patrzeć.
- Zawsze wiedziałam, że masz w sobie pierwiastek kobiecy - zachichotała lekko, wciąż pociągając nosem, odganiając w ten sposób czarne chmury, które zaczęły zbierać się nad ich głowami. - Dzięki, Crispin. Potrzebowałam tego. Twoich słów i... twojego głupiego poczucia humoru.
Lekko otarła policzki rękawem swojego swetra i popatrzyła na niego, uśmiechając się przez łzy. Czuła się lżejsza. Mimo tego, że Russell o nic nie pytał, bo ona opowiedziała mu wszystkim wcześniej.
Właśnie zaaplikował jej sobą remedium, którego tak bardzo potrzebowała.
Teraz, kiedy jej wisielczy nastrój minął, nie miała zamiaru uwalniać się od Russella, dlatego zaczęła go wypytywać o wszystko, co miało czelność zniknąć z jej oczu na trzy lata. Dlatego do domu Anthony'ego teleportowała się dopiero koło północy.

| zt x2
Gość
Anonymous
Gość
Re: Salon [odnośnik]01.01.16 1:25
Nie masz takich tajemnic, o których istnieniu nie miałabym pojęcia. Dlatego też wiem, że żadna z tych panien nie odbierze mi Ciebie choćby na jedną noc. Naturalnie nie znam każdej (tajemnicy, nie panny, skarbie) z nich, nie wiem też, czego dotyczą, ale, można powiedzieć, mam do Ciebie wyczucie. I wiem również, kiedy wkraczamy w niebezpieczne rejony Twojego z pewnością bogatego życiorysu. Dlatego, by uniknąć komplikacji, chadzam ścieżkami dalekimi od Twych trosk, choć uwierz, chętnie poznałabym niejedną z nich, aby odrobinę ulżyć w cierpieniu. Taka już jestem, w głębi duszy przejęta, lecz nie pokazuję tego na co dzień, ale także strachliwa, że poruszę struny, które otworzą przed nami kilometrową przepaść lub skłonią Cię do odejścia. Czy może... sprawią naszą przyjaźń mniej tym, czym jest dzisiaj? Nie chciałabym z tego rezygnować, tak jest mi wygodnie, gdy nie muszę odpowiadać na pytania o tego czarującego chłopca, z którym tak często bywam, bo nie istnieje, a jeśli istnieje, to w najskrytszym sekrecie. I tylko dla mnie. Mam Cię na własność.
Teraz teleportujemy się do Twojego domu, jak zwykle wita nas wesołe szczekanie. Głaszczę Bonheur'a, choć wiem, że gdy pozwolę mu na odrobinę pieszczoty, nie da mi spokoju na resztę wieczoru, ale nie mogę się oprzeć. Zapewne znowu zastanawiasz się, czy będę marudzić, gdy będzie nam się pakował do łóżka w karze za moje matczyne rozczulenie, ale nie myślę teraz nad tym. Zdejmuję buty, torebkę odkładam tam skąd zwykle ją biorę, gdy wychodzę i siadam na sofie podkulając nogi pod brodę i opatulając się jak zwykle leżącym gdzieś nieopodal kocem.
-Opowiedz mi o swoim dzisiejszym dniu – proszę subtelnie o jakieś ciekawsze nowinki, bo przecież nie interesuje mnie, że dzisiaj wyprowadziłeś psa, rano zaparzyłeś czarną kawę bez cukru czy może... znów się spóźniłeś?, ale nie jestem zła czy poirytowana, nauczyłam się z tego śmiać. Czasem mnie to nawet rozczula – Jak Ci się dzisiaj podobałam? - znasz odpowiedź na to pytanie – I co podasz na kolację? Zakładając, że jestem głodna.
Gość
Anonymous
Gość

Strona 1 z 2 1, 2  Next

Salon
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach