Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Dorset
Zagajnik
Nieodłącznym elementem święta Lughnasadh pozostawała wszechstronna rywalizacja sportowa. Na Arenie czarodzieje zmagali się z różnego rodzaju fizycznymi konkurencjami, uprawiane były zapasy, w których prym wiódł jeden z potężnie zbudowanych lordów Macmillanów, przygotowywano aetonany na tradycyjny wyścig pod Durdle Door, urządzono sparingi Quidditcha, popisywano się męstwem i fizyczną sprawnością. W zdrowym ciele zdrowy duch, dało się słyszeć co jakiś czas z ust naganiaczy widowni. Na nieco chwiejnych drewnianych trybunach mogło się zmieścić kilkadziesiąt czarodziejów - był z nich doskonały widok na większość odbywających się na Arenie dyscyplin. Udeptane, wysuszone magią błoto stanowiło stabilne, miękkie i bezpieczne podłoże dla zmagań.
Aby przystąpić do jakichkolwiek zmagań wystarczy zgłosić taki zamiar jednemu z czarodziejów pilnujących w pobliżu porządku. Należy wówczas napisać posta, w którym postać deklaruje taką chęć jeszcze bez jakiegokolwiek rzutu kością (aby możliwe było zawarcie zakładu przez jakiegokolwiek gracza).
- Wyścigi:
- Skwerek na soczysto zielonej trawie przy namiotach służy wyścigom w jutowych workach i jest przeznaczony zarówno dla dzieci (których worki są fantazyjnie malowane), jak i dorosłych - z każdą grupą startującą osobno. Za zwycięstwo w swojej kategorii wręczane są drobne nagrody, które można odebrać u sędziego zaraz po ogłoszeniu wyników trzech pierwszych miejsc na podium dekorowanym sianem i kwiatami, oraz odznaczeniu kolorowymi wstążkami - czerwoną za miejsce pierwsze, niebieską za miejsce drugie i żółtą za miejsce trzecie.
W wyścigu biorą udział co najmniej trzy postaci (jeśli w wątku są dwie lub tylko jedna bierze udział w wyścigu należy dołączyć postaci NPC z przeciętnymi wartościami sprawności i zwinności 10). Wyścig trwa 3 tury. Postać w każdej turze rzuca kością k100, a do wyniku dodaje pojedynczą wartość sprawności i zwinności. Miejsca na podium zajmowane są według uzyskanych wyników.
Postać dorosła może wybierać między paczką papierosów niskiej jakości (20 sztuk), kawą zbożową (100g) i koszykiem owoców leśnych (30 sztuk).
Postać dziecięca może wybierać między małą paczką fasolek wszystkich smaków (15 sztuk), koszyczkiem dużych jabłek (4 sztuki) i słoiczkiem miodu (0.5l).
- Wspinaczka:
- Arenę rozłożono nieopodal wysokiego sękatego drzewa. Niegdyś było ono starą olchą, ale ponoć na skutek różnego rodzaju wyładowań magicznych drzewo powykręcało się i miejscami wyłysiało. Na czas zawodów na jego szczycie wiąże się czerwoną wstążkę - aby ją zerwać czarodziej musi wspiąć się na sam szczyt i musi uczynić to, nim piasek w klepsydrze pilnowanej przez jednego z czarodziejów przy pniu nie przesypie się w pełni. Zwycięzca daje w ten sposób dowód swojego męstwa, a tradycja stanowi, iż gdy podaruje zdobytą wstążkę pannie, ta nie może odmówić mu tańca przy ognisku.
Aby zdobyć wstążkę należy trzy razy rzucić kością k100, do każdego rzutu dodaje się statystykę zwinności przemnożoną przez 2. Postać zdobywa wstążkę, gdy wartość wszystkich wykonanych rzutów będzie równa lub wyższa od 250.
- Zapasy kornwalijskie:
- Postaci mogą mierzyć się ze sobą wzajemnie lub z wielkim mistrzem Macmillanem. Zasady są proste, zwycięża ten, kto powali przeciwnika na łopatki - wszystkie chwyty są dozwolone, lecz różdżki składa się przed walką czarodziejowi-sędziemu. Przed rozpoczęciem zawodnicy składają uroczystą przysięgę powtarzaną po sędziującym - złożona w dialekcie kornwalijskim stanowi, iż wojownicy przystąpią do zmagań uczciwie, nie sięgną po oszustwo, ani nie wykażą się przesadną brutalnością.
Zapasy odbywają się na zasadzie rzutów spornych na sprawność (sprawność mnoży się dwukrotnie dodając do rzutu k100). Zwycięża postać, która osiągnie wygraną trzy razy z rzędu lub trzykrotnie osiągnie wygraną dwa razy z rzędu.
Każdy może zmierzyć się z wielkim mistrzem Macmillanem. Pojedynek odbywa się na zasadach ogólnych, kośćmi za wielkiego mistrza rzuca wówczas partner w wątku, dobrane lusterko lub sam walczący. Wielki mistrz posiada sprawność równą 40. Postać, która z nim zwycięży, odbierze mu tytuł wielkiego mistrza i będzie mogła zostać wyzwana na kolejne pojedynki o ten tytuł.
Przegrana z wielkim mistrzem bywa bolesna. Mimo złożonej przysięgi mistrz Macmillan nie przebiera w środkach, uznając to za część sportowej rywalizacji. Co najmniej raz otrzymasz potężny cios w czaszkę. Skutkuje to zawrotami głowy przez trzy najbliższe dni i karą -20 do jakichkolwiek rzutów k100 na zwinność lub sprawność przez ten okres.
- Siłowanie na rękę:
- Na prowizorycznych stolikach zrobionych z pustych beczek po ognistej whisky urządzano pojedynki na rękę; otaczający siłaczy czarodzieje skandowali kolejne imiona, dopingując swoich ulubieńców. Ci ze skupieniem wymalowanym na twarzach, nabrzmiałymi żyłami i mięśniami rąk i czołami błyszczącymi świeżym potem skupiali się na rywalizacji.
Aby siłować się na rękę należy rzucić kością k10 i dodać do wyniku:
- Wartość statystyki sprawności podzieloną przez 3 (zaokrąglając wartość zgodnie z zasadami matematyki);
- +1 za każde 5 punktów wagi postaci powyżej 70 kg i -1 za każde 5 punktów wagi postaci poniżej 70 kg.
Rzuty są rozpatrywane na zasadzie rzutów przeciwstawnych. Zwycięża postać, która osiągnie wygraną trzy razy z rzędu lub trzykrotnie osiągnie wygraną dwa razy z rzędu.
Przy Arenie nieprzerwanie kręci się cwaniakowany półgoblin w połatanym cylindrze, który chętnie przyjmuje zakłady na każdego przystępującego do zmagań zawodnika. Pykając pachnącą ziołami fajkę inkasuje kolejne monety, z uśmieszkiem śledząc kolejne zmagania. Czasem można go znaleźć opartego biodrem o zagrodę lub ścianę trybun, innym razem przesiadywał na jednej z pobliskich ław, przecierając leniwie nieco wyszczerbionego na krańcach monokla. Do pasa przytroczonych miał kilka sakiewek, można było tylko podejrzewać, że wypełnione były złotem.
Aby postawić kwotę na konkretnego zawodnika należy napisać w temacie posta w momencie, w którym przystępuje on do zmagań (sam napisze wiadomość, w której deklaruje przystąpienie do zmagań). Można założyć pieniądze zarówno na jego wygraną, jak i przegraną. W przypadku trafienia końcowego wyniku postać zyskuje dwukrotność założonej kwoty. W przypadku postawienia na niewłaściwy wynik postać traci swoje pieniądze.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 31.01.23 19:09, w całości zmieniany 2 razy
- O nie, nie, nie, nie...- pomachałem protekcjonalnie palcem i nonszalancko się uśmiechnąłem. Choć wysłuchawszy słów jasnowidzącej mej siostry wprawiło mnie lekko w stan poddenerwowania. Nie przez wzgląd na przyszłość mnie czekającą, którą z taką pewnością mi zapowiedziała. Bardziej obawiałem się przegranej w zakładzie. - Jesteś pewna, że to jednak nie jest uliczna lampa? Popatrz tutaj, na to wygięcie...- Próbowałem przekonywać. - Swoją drogą, spójrz na sprawę okiem wspaniałomyślnej logiki. Wyobrażasz sobie mnie na jakichś dzikich densingach, wśród obcych, naćpanych ludzi? Mam przypomnieć, że ciągle mówimy o mnie? Może jeszcze powiesz, że spędzę noc w czyimś łóżku, co? Nie żebym miał coś przeciwko, jednak biorąc pod uwagę wyznawaną przeze mnie filozofię miłości musisz przyznać, że brzmi to co najmniej...absurdalnie. - Zauważyłem, po czym zamilkłem. Speszyłem się nieco, lekkie rumieńce oblały me poliki, lecz nie przeszkadzało mi to w świdrowaniu wzrokiem swej siostry, mając nadzieję, że udało mi się zasiać w siostrze choć szczyptę niepewności co do jej przeczucia.
Opatuliła się szczelniej bardzo urzędową marynarką - grała przecież dalej swoją małą rólkę, nie schodząc ze sceny nawet przy absolutnie pustej widowni - chociaż sierpniowy wieczór łaskawie otulał ją ciepłym, przyjemnym powietrzem. Nie, nie zadrżała z zimna, raczej z nietłumionego śmiechu, bo zgodnie z własnymi możliwościami interpretacyjnymi, kształt w wodzie przypominał różę. Symbol dość jednoznaczny, znany nawet tak zagorzałej wróżbiarskiej ateistce. Płatki, łodyga, liść, kolce - każdy element kwiatu wydawał się wręcz wyrysowany z pieczołowitą precyzją, nie dając Deirdre nadziei na dopisanie sobie jakiejkolwiek innej analizy woskowego zjawiska.
Nagłe rozbawienie trafnością wróżby wpłynęło na Dei na tyle mocno, że nie usłyszała w ogóle kroków za swoimi plecami, tłumionych i tak przez miękkie, trawiaste podłoże. Drgnęła nerwowo, kiedy poczuła męską dłoń na swojej talii, ale - na szczęście - nie zdążyła nerwowo zareagować. Barwę głosu Crispina rozpoznałaby wszędzie. Ciepłą, z słodkimi kryształkami kpiny i dziwnym, srebrzystym połykiem. Synestezja zmysłów bywała przydatna, kojąc nagłe spięcie Tsagairt niezwykle szybko. Nie odwróciła się jednak do mężczyzny, pozwalając mu zagarnąć się do siebie w platonicznym i przyjacielskim uścisku. Ostatnio w tej pozycji miewali ją różni mężczyźni, ale tamten świat także zostawiła za ścianą szemrzącego lasu, pomimo rozbawienia poddając się tej magicznej chwili.
Nie widzieli się przecież tak długo.
- Róża sugeruje mi spełnienie się w zawodzie ogrodniczki? - spytała niewinnym tonem, odbierając do Crispina wróżbę i chowając ją do kieszeni marynarki. Posłusznie przytrzymała Russellowi klucz, wpatrując się w wirujący na powierzchni wody wosk. - Ładnie pachniesz - dodała naturalnym tonem, zastanawiając się, jakim cudem przy zdecydowanie bardziej zagrażającym jej masce Crispinie czuje się swobodniej niż przy Harriett i Zaimie. - I...ładnie lejesz wosk w kształt... - zaczęła, przypatrując się kształtowi, przypominającemu włochatą kulkę. - ...cóż. W kształt sklątki tylnowybuchowej? - zasugerowała, śmiejąc się cicho i mimowolnie opierając się wygodniej o jego bark, tak, że mogła niemalże otrzeć się swoim policzkiem o jego. Z daleka mogliby stanowić idealny obrazek zakochanej pary, wróżącej sobie świetlaną przyszłość, ale w tym dziwnie mglistym zagajniku Deirdre czuła się bezpiecznie ukryta przed konwenansami. I ploteczkami. I własną, marną grą aktorską, teraz porzuconą na rzecz bycia prawdziwą Dei.
seven deadly sins
I'll lick your wounds
I'll lay you down
✦
Nie miał czasu zaczerpnąć powietrza. Nawet. Nie miał czasu pożegnać się, kiedy galopująca teraźniejszość wyrywała mu w ramion resztki skromnej przeszłości, o którą winien był walczyć. Walka natomiast brzmi dzisiaj nazbyt abstrakcyjnie, choć w tym świecie walka to czysta abstrakcja – jego dzieje toczą się bowiem odgórnie wyznaczonymi ścieżkami, ciągi tej samej historii opowiedzianej inaczej. Zawsze zaczynała się i kończyła w tym jednym punkcie – nieskończoności. Pojawił się jednak ktoś, kto zapragnął jej dotknąć. I to właśnie spotkania z nim wyczekiwał sam, prawie że podekscytowany, Caesar Lestrange.
Być ponad tym wszystkim, stać się ponad wszystkim.
Alkohol – miał wrażenie, że z każdym łykiem przyciągał go coraz bardziej do ziemi, utwierdzał go przy nim i nie pozwalał wzbić się wyżej, że tkwił w marnym, martwym wręcz punkcie wiecznych rozkoszy. Słowa – marna iluzja, narzędzie kłamstw. I dotyk – źródło doznań, bo nie musi być źle, nie musi być dobrze, przyjemność łaskocząca niczym puch mięciutki, nic zatem, z czego mógłby być dumny. Wiadomo jednak, że duma, ta arystokratyczna, to jedno z nielicznych co mu pozostało, bo dumę własną zgubił dawno w swej sypialni niespełnionych marzeń.
O niej, o zagubionym istnieniu.
Nie o niej, nie o tym kolcu przy boku – sen o niewinności, który prysł jak bańka mydlana w starciu z hedonistycznymi doznaniami. Z naturalną, dobrze znaną mu słabością. Lecz mówił sobie dalej, mówił sobie wciąż, że to czysty akt miłości, że nie ucisza bólu, krzyku zgotowanej duszy, że nie tkwi z ustami zatkanymi mokrą ścierą w próżni, z której nie ma ucieczki, że jakiekolwiek bodźce przyprawiające go o coś tak dalekiego od pożądania wywołują w nim paniczny niemal strach przekładany w tony złości i nienawiści.
Najbardziej w tej słodkiej chwili niewiadomej nienawidził jednak siebie.
-Czego się Panienka obawia? - zapytał swobodnie, niemal głośno, gdy stanął obok niej użyczając kulturalnie swego ramienia – Że przyszłość, która się Panience ukaże, jest prawdziwa?
Że przeżyjesz ją u boku niewłaściwego?
Może po prostu niewłaściwie?
A może to ty jesteś niewłaściwa?
-Swoją drogą: wspaniale wyglądałaś na stypie u Slughornów, chciałbym częściej Cię tak oglądać – szepnął jej na uszko z rozbawieniem, gdy zbliżali się do zagajnika, aby obejrzeć główną część przedstawienia – Potrzymaj klucz, proszę – rzekł w jej kierunku ciepło z kontrastującym do przed chwilą wypowiedzianych słów uśmiechem malującym się na przygaszonej twarzy, aby po chwili przelać przez otwór wosk.
Nie oczekiwał zbawienia.
Ani złudnego pocieszenia.
zegną się jak żelazo w ogniu
w owoc granatu martwy splot
'Wróżby' :
Inara wierzyła, że ma wpływ na swoje życie, na podejmowane decyzje, wybory. A wróżba, choć zazwyczaj bardzo ogólna, rzucała cień na jej postanowienia. Czy można było to nazwać strachem? czy może wciąż tkwiła w swej buntowniczej wierze? Była w końcu czarownicą, a wróżby, były tak naturalne, jak podarki na święta.
zanim podeszła do misy z wodą i woskiem - rozejrzała się po Zagajniku. Choć przybyła z zamiarem samotnego wypróbowania, nie zdziwiłaby się, gdyby dostrzegła znajome lica przyjaciół. Może nawet ojciec tu przyjdzie? pamiętała, że wspominał o tym dniu.
Mimo irracjonalnych obaw - podeszła do misy. Upojny zapach róż, choć nie tak przyjemny, jak bzowa aura podczas alchemicznego konkursu, to jednak sprawiał jej przyjemność. Uśmiechnęła się do przechadzającej się matrony, której urocze stokrotki we włosach - dodawały młodzieńczej aury.
Wosk wylała przez kluczyk, z zamkniętymi oczami.
The knife that has pierced my heart, I can’t pull it out Because if I do It’ll send up a huge spray of tears that can’t be stopped
'Wróżby' :
- Przestałam wierzyć we wróżby dawno temu. – Jeśli zaś one istnieją to dlaczego mam serce rozbite na dwa miliony jeden kawałeczków? Usłyszałam dawno temu, że życie mam wieść szczęśliwe u boku mężczyzny, którego kocham. I tak ty zrujnowałeś to wszystko. Zerwałam z tobą przez twoje zdrady, by raptem dwa dni temu dowiedzieć się, że ten, któremu próbowałam oddać swoje zranione serduszko i który mi tak mówił czule, odznacza się, zupełnie jak ty, skłonnościami do zdrad. Różnisz się od niego jedynie tym, że przynajmniej znajdywałeś dla mnie czas. I ty nigdy nie skosztowałeś moich ust ani nie podwinąłeś mojej sukieneczki na całe dwa centymetry, więc w żaden sposób nie czuję się przez ciebie wykorzystana. Żałuję jednak, że zaczęłam się w nim zakochiwać tak jak wtedy zakochałam się w tobie.
- Nie planuję w najbliższym czasie paradować publicznie w skąpym stroju – szepczę ci to do uszka, by nikt poza tobą nie usłyszał, że prawie proponuję prywatny pokaz ściągnięcia mojej sukieneczki o nienagannej długości. Na samym końcu i tak dostaniesz jedynie buziaczka w policzek na pożegnanie, ale czy to teraz ma jakiekolwiek znaczenie? Takich dziewczyn jak ja, a nawet piękniejszych stokroć bardziej, masz na pęczki – możesz z nimi robić, co chcesz, są całe twoje. Nie potrzebujesz ani mojego ciała ani moich ust. Nie rozumiem właściwie, czego ode mnie oczekujesz, ale chcę, abyś wciąż służył mi swym ramieniem. Przy tobie czuję, że nic złego nie może mnie spotkać, a jedyną osobą, która mnie może zranić jesteś ty sam. Zawsze tak było aż w końcu to uczyniłeś. Później tak samo czułam się z Perseuszem. Trwało to jednak dłużej niż z tobą, może dlatego do niego mam większe pretensje niż do ciebie. Albo może po prostu czas zatarł mi wszystko to, za co chciałam ciebie ukarać. I za to, że nie walczyłeś o mnie, gdy wróciłam do Perseusza. Możesz mieć dziś uśmiech na twarzy – karma mnie spotkała. - Próbowałam cię wtedy unikać – wyznaję ci - żebyś sobie o mnie źle nie pomyślał – przechodzę na ty, w końcu znamy się nie od dziś i nie pierwszy raz wyzbywamy się grzeczności, lecz nie takiej jakiej byś pragnął.
- To głupoty – prycham na twoją wróżbę, choć pogarda nie powstrzymuje mnie przed podaniem tobie klucza i przelania przez jego dziurkę wosku.
'Wróżby' :
na pustej drodze
tańczy mój czas
w strugach deszczu dni toną
'Wróżby' :
W głowie jednak powtarzało mu się jedno pytanie - Co w przypadku, jeśli to była prawda?
zt
na pustej drodze
tańczy mój czas
w strugach deszczu dni toną
- Właśnie tego się obawiam - przytaknął na jej słowa. Szczerze mówiąc aż tak by go nie zdziwiło, gdyby wszystko okazało się prawdą. Pod względem tego typu knucia, byli do siebie dość podobni... kto wie? Może to od długiego spędzania ze sobą czasu? Jeszcze trochę a scalą się w dwugłową, kąsającą wokół bestię. Ciekawa wizja swoją drogą.
Miłość do pieniądza... coś w tym było. Ile osób przyszło tu tylko po to, żeby dobrze się "sprzedać"? Wkupić w łaski kogoś bardziej znaczącego? Rozkochać w sobie drugą stronę w celu dorwania się do jej bogactw... materialnych? Jeśli kiedyś istniało coś takiego jak prawdziwa miłość, to już dawno opuściła czarodziejów (jak z tym było u mugoli, tego nie wiedział), traktujących związki jak lepsze lub gorsze transakcje, nic więcej.
Uśmiechnął się szerzej rozbawiony, kiedy wspomniała o odstraszaniu potencjalnych adoratorów.
- Myślę, że to nie zasługa sukienki, tylko tego twojego brytana - sprostował, rzucając okiem na psa. Osobiście nic nie miał do tych zwierząt, zawsze wydawały się radosne, ślepo zapatrzone w człowieka, nawet z nim potrafiły się witać jak z właścicielką, ale... było w nich coś, przez co nie potrafiłby ich obdarzyć całkowitym zaufaniem. Może to ta ich psia wierność, chęć służenia? Miał wrażenie, że to tylko udawane, tylko na pokaz, a jak przyjdzie co do czego, to rzucą mu się do gardła. Cóż, podczas pełni na pewno. Nie to co kot, który ma po prostu wszystko gdzieś i na nikim mu nie zależy. Wolał koty, wolał ich logikę, ich sposób bycia... był bardzo wygodny i bezpieczny.
Ponownie na dłużej zatrzymał wzrok na Loni... i uśmiechnął się szerzej już chwilę później.
- Ja tam lubię kontrasty - odparł szczerze - ...ale na mój widok pewnie wszystkie jednorożce by pouciekały - dodał znów z udawanym żalem, po czym wzruszył ramionami. No nic, będą musieli się obyć bez odwiedzania zagrody wcieleń niewinności i czystości.
Zamiast tego zabłądzili do cichego i spokojnego zagajnika. Wróżenie z wosku? Naprawdę? Cudownie! Przecież koniecznie trzeba się przekonać jaka głupota wyjdzie z wróżby.
- Mówiłaś, że powinienem się teraz modlić o śmierć, tak? - zapytał z szelmowskim uśmiechem. - Chodź, sprawdzimy, czy wyjdzie mi ponurak. A tobie jednorożec - dodał nabijając się z tej wielkiej i niesamowitej sztuki wróżbiarstwa tylko odrobinkę. Zaprowadził ich do jednego z wolnych stanowisk i nawet służył pomocą Loni, ot, będą mieli kolejny pretekst do kpin.
It’s too hot to sleep, time is running away
Feel like my soul has turned into steel
I’ve still got the scars that the sun didn’t heal
Obejrzałam się za siebie, dostrzegając, że podjada owoce z krzewu. Uśmiechnęłam się do siebie, gdyż przypomniałam sobie czasy, kiedy to zawsze chowałam się wśród jeżynowych krzewów, by je podjadać... i zostać nieuchwytną? Potem, niestety, każdy już świetnie znał moją kryjówkę oraz plamy na moich sukieneczkach.
– Nie bądź takim pesymistą, Garretcie – odezwałam się do niego, stanąwszy już przed misą z wodą. Niepewnie wzięłam kluczyk do ręki i zawahałam się. Bałam się, że moim oczom ukaże się kształt, który jednoznacznie wspomni mi to, o czym pragnęłam zapomnieć. Taki ponurak choćby. Nie zdziwiłabym się, gdyby mnie nawiedził. Bo one...
Zagryzłam wargę i spojrzałam z odwagą na trzymany kluczyk. Raz się żyło, prawda? A to była tylko zabawa. Przyszliśmy się tu świetnie bawić, zaś ja nie zamierzałam rozpamiętywać przeszłości i przewidywać na własną rękę przyszłości. Kształt z wosku? Pozostanie jedynie kształtem, ja zaś sobą do kolejnej pełni i nic nie mogło wskazać na to, że jestem wilkołakiem.
Uniosłam jakiś miedziany kluczyk nad wodę i patrzyłam ze strachem, ale również z ciekawością, co takiego ukaże się moim oczom.
Open your eyes, look up to the skies and see.
'Wróżby' :
Nie potrafiłem.
Nie byłem tchórzem. Chyba odnalazłem siłę, aby przeć do przodu. Przecież nikomu nie powiem, że się bałem, że straciłem cel w życiu. Miałem jednak ludzi, którzy kazali mi pchać cały ten bajzel do przodu. Na przykład Deirdre i jej listy. Brakowałoby mi jej. Może jej też brakowałoby mnie?
- Jesteś za delikatna na ogrodniczkę – odpowiadam trochę zamyślonym tonem, bo mojej myśli są dziś trochę bardziej obok mnie niż ze mną. Może to klimat tego miejsca? Odurzająca woń parafiny i wszędobylska magia trąca człowieka w każdy zmysł. Dlatego jeszcze bardziej odczuwam gładkość dłoni mojej przyjaciółki, gdy oddaję jej wróżbę czy miękkość jej ciemnych włosów na policzku. Moja egzotyczna piękność, wróżbiarska ateistka, a jednak udało nam się spotkać w tym miejscu. Mówią, że najciemniej jest pod latarnią i chyba coś w tym jest. Nie wiedziałem przecież jak bardzo za nią tęskniłem, dopóki jej nie zobaczyłem. Nie powinienem pojawiać się na tym całym festiwalu miłości, bo dopada mnie jakieś rozrzewnienie.
- Przesiąkłem wrzosowiskiem do kości – mówię rozbawiony przyglądając się jak wosk z wolna przekracza brzeg świeczki i z cichym pluskiem ląduje w wodzie. Nie wiedziałem, że można ładnie wykonywać tę czynność, ale komplement mile muska moje ego. Zwłaszcza z jej ust. – Nie, Dei. To małe nasionko bekonu. – Mój głos nabiera powagi, chociaż uśmiech coraz bardziej rozciąga moje wargi. – Jeśli będę je pielęgnował to pewnego dnia wyrośnie mi z niego pyszne śniadanie.
Moje zdolności interpretacyjne są dosyć wątpliwe, ale jestem prawie pewien, że to świnka. Doprawdy, tylko mnie mogło wyjść coś takiego wśród tak patetycznego i efemerycznego nastroju.
- To twoja wina, źle trzymałeś klucz – mruczę prosto do jej ucha, przy okazji dźgając palcami w żebra. Zapewne ktoś dałby sobie rękę uciąć, że jesteśmy parą, ale jesteśmy tylko cudaczną dwoją przyjaciół.
I was born in mine; I don't mind it anymore
oh, but you should, you should mind it
I do, but I say I don't
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Dorset