Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Dorset
Łąka przy plaży
Każdego dnia po zmroku czarodzieje oddają się tańcom i świętowaniu przy rozpalanych w lesie i na plaży ogniskach. Dziewczęta bawią się z chłopcami, którzy wyłowili ich wianki, pojawiają się zakochane pary, młodzież, a także dojrzali czarodzieje chcący nasycić się świąteczną atmosferą. Grają sprowadzeni przez organizatorów muzycy, wielu utalentowanych czarodziejów przynosi też własne instrumenty, a co jakiś czas wszyscy obecni śpiewają wspólnie zaintonowane przyśpiewki. Przy ogniskach świętują też pary, które zawarły małżeństwa w chabrowym rytuale - dziewczęta we wiankach z chabrów wita się entuzjastycznie, oklaskami.
W trakcie festiwalu przy ogniskach panuje radosna atmosfera, sprzyjająca nawiązywaniu nowych znajomości. Czarodzieje chętnie dzielą się otwartym alkoholem lub poczęstunkiem, dziewczęta mogą niespodziewanie zostać porwane do tańca.
Wśród świętujących czarodziejów krążą ceremonialne misy wypełnione pszenicznym piwem zmieszanym z fermentowanym kwiatowym miodem, tradycyjny napój Lughnasadh. Ze wspólnych mis pili wszyscy, przekazując je sobie z rąk do rąk. Naczynia zapełniały charłaczki w zwiewnych sukienkach noszące przy sobie duże miedziane dzbany.
W lokacji można opcjonalnie rzucić kością k6, by odnieść się do sytuacji losowej:
- sytuacje losowe:
- 1: Wpada na ciebie pijany młodzieniec, mocno popychając cię ramieniem. Spogląda na ciebie z zaskoczeniem i natychmiast zaczyna się kajać i przepraszać. Wyciągając w twoją stronę otwartą butelkę z ognistą whiskey, zachęca do wypicia wspólnej kolejki. Jeśli zdecydujesz się wznieść z nim toast, z radości wciśnie ci w ręce otwartą i pełną do połowy butelkę.
2: Jeśli jesteś kobietą - czujesz na sobie spojrzenie młodego chłopaka, który przez moment nie może oderwać od ciebie wzroku. W końcu podchodzi bliżej i wyciąga rękę, by poprosić cię do tańca. Wydaje się być lekko wstawiony i roztrzepany - zdaje się nie zauważać, czy jesteś w towarzystwie. Jeśli się zgodzisz, z entuzjazmu pocałuje cię w policzek.
Jeśli jesteś mężczyzną - czujesz na sobie spojrzenie ślicznej, jasnowłosej dziewczyny w wianku z dzikich kwiatów. Nieznajoma ma głęboki dekolt i krągłe biodra, a gdy tylko zerkniesz w jej stronę - puści ci perskie oko. Po chwili podchodzi w twoją stronę, by nagle chwycić cię za rękę i pociągnąć do tańca.
3: Rubaszny, rumiany czarodziej podchodzi do ciebie z butelką mocnego alkoholu. - Wypijmy brudzia! - proponuje, wznosząc toast. Wciska ci w rękę butelkę, a gdy się z nim napijesz - ściska cię serdecznie i soczyście całuje w obydwa policzki, na znak, że z nieznajomych zmieniliście się w przyjaciół.
4: Dziewczyna w zwiewnej spódnicy wiruje w samotnym tańcu, roześmiana i radosna, wpadając prosto na ciebie. Śmieję się do ciebie wesoło, przepraszająco ściska twoje ramię i odchodzi lekkim tanecznym krokiem.
5: Czujesz na skórze nogi coś mokrego, w pierwszej chwili wydaje ci się, że to po prostu fragment ubrania zamoczony w morzu lub ochlapany przez osobę, która z wody wyszła. Po chwili czujesz jednak wyraźnie, że to uczucie mknie w górę po twojej nodze, pod nogawką spodni lub pod płachtą spódnicy. To mała żaba, która wdarła ci się pod ubranie - i coraz trudniej będzie ci się jej pozbyć!
6: Podchodzi do ciebie niski młodzieniec o uśmiechu cwaniaczka. - Papierosy i skręty, w dobrej cenie. - proponuje szeptem, nachylając się do twojego ucha. Rozchyla torbę, w której widzisz paczki papierosów niskiej jakości (5 PM) i skręty z diablego ziela (5 PM/sztuka).
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 31.01.23 19:07, w całości zmieniany 2 razy
'Wianki - K' :
Żyjąc w świecie opanowanym przez anomalie powinna przywyknąć do nagłych zmian i wywrócenia się wszystkiego do góry nogami, a mimo to przybywając do Weymouth czwartego dnia Festiwalu czuła się lekko skonfundowana faktem, że miała tu dziś wystąpić w roli, jakiej się nie spodziewała. Oczywiście wiedziała, że pewnego dnia uplecie tu swój wianek, a jej narzeczony będzie zobligowany go wyłowić, jednak nie przypuszczała, że nastąpi to tak szybko, bo jeszcze przecież w tym samym roku, w którym ukończyła szkołę. Pierścień z zielonym turmalinem zdobił jej dłoń od trzech dni, a ona wciąż nie mogła się na niego napatrzeć; miała naprawdę wiele błyskotek, lecz ta była wyjątkowa pod wieloma względami. Symbolizowała umowę, obietnicę i całą nową rzeszę obowiązków do spełnienia, a jednocześnie dawała nadzieję i poczucie dziwnego spokoju. Dopiero co doszło do zaręczyn, Marine powinna więc żyć jeszcze na etapie lekkiego stresu, jednak miała pewność, że nestorzy rodów Lestrange i Yaxley wybrali dobrze. A łuska zatopiona w kamieniu zdobiącym jej pierścionek zaręczynowy jedynie utwierdzała ją w tym przekonaniu.
O ile nie odczuwała żadnych wątpliwości w związku z tym, że miała występować jako czyjaś narzeczona, o tyle towarzystwo, w jakim przyszło jej zbierać kwiaty na wianek, było tak samo mile widziane, co intrygujące. Nie poznała Lei bliżej nigdy wcześniej, choć nie dzieliła ich tak duża różnica wieku, by nie kojarzyła panny Yaxley choćby z widzenia; tym bardziej mogła pluć sobie w brodę, że w snach za nic nie rozpoznawała jej brata. Zaproszenie wystosowane poprzedniego dnia było szczere i podyktowane uprzejmością przeplataną z ciekawością. Marine cieszyła się, że siostra Morgotha wydobrzała już na tyle, by mogła pojawić się na Festiwalu; jedocześnie wyczuwała, jak ważną Leia jest dla niego osobą, dlatego zbliżenie się do niej i poznanie jej bliżej szybko znalazło się na liście spotkań do odbycia. Chciała spędzić z nią trochę czasu na neutralnym gruncie, dlatego bez wahania poprosiła, by panna Yaxley dołączyła do niej i Elise podczas plecenia wianków. Nie wiedziała o młodej dziewczynie zbyt wiele, a wszelkie braki chciała nadrobić.
Na łąkę odprowadził ją ojciec, który następnie udał się porozmawiać z lordem Prewettem o sprawach niecierpiących zwłoki; Marine nie podejrzewała nawet, by Theseus wziął później udział w łowieniu wianków – chociaż był wdowcem i na dobrą sprawę mógł wziąć sobie drugą żonę, nigdy tego nie zrobił. Lestrange zastanawiała się, co było tego przyczyną, skoro raczej nie wielka miłość, jaką darzył jej matkę. Dziś jednak – egoistycznie – to własny stan cywilny obchodził ją najbardziej. Wędrowała pomiędzy grupkami osób i wypatrywała twarzy Lei, będąc przekonana, że rozpozna ją od razu. I tak też się stało. Wygładziła materiał sukni, upewniła się, że różdżka jest sprytnie ukryta w jego fałdach i powolnym krokiem ruszyła na spotkanie siostry narzeczonego.
Uśmiechnęła się delikatnie jeszcze będąc w niewielkiej odległości od panny Yaxley, a gdy wreszcie się z nią zrównała, uśmiech ten nie zszedł jej wcale z twarzy, choć przyglądała się towarzyszce uważnie.
- Bardzo się cieszę, że będziemy miały okazję spędzić ze sobą trochę czasu – przyznała, gdy pierwsza wymiana uprzejmości już się odbyła – Czy masz już upatrzone kwiaty albo pomysł na kompozycję? – zagadnęła, gdy powolnym krokiem ruszyły przed siebie.
Oczywiście, że interesowało ją zdrowie Lei, jednak Marine nie chciała być jedną z miliona osób, które traktują pannę Yaxley niczym chodzący przypadek cudownego ozdrowienia; dziś były przecież młodymi damami spędzającymi czas na Festiwalu Lata. Nie zamierzała więc jeszcze zasypywać jej milionem pytań, a wprowadzenie rozmowy na neutralny grunt na pewno pomogłoby im obu czuć się swobodniej w swoim towarzystwie.
- Czy miałabyś coś przeciwko, gdyby dołączyła do nas później Elise Nott? To moja kuzynka, nie miałam jeszcze okazji podzielić się z nią wiadomościami o zaręczynach – spojrzała na swoją towarzyszkę przymilnie, lecz bez fałszu.
Odwróciła spojrzenie, podążając za znajomym głosem, już po chwili odnajdując spojrzeniem siostrę która właśnie dochodziła w ich kierunku. Zdawała sobie sprawę, że to Fantine zdecydowanie bardziej rozumie się z Evandrą, lepiej ją rozumiejąc i szybciej zdobywając jej serce. Ale nie przeszkadzało jej to, ona od zawsze lepiej dogadywała się z Tristanem, mając go blisko, zdawało się, że równowaga została zachowana. A jednak serce Melisande wypełniało się czasem drażniącym uczuciem, ostatnimi czasy jej brat nie miał wiele czasu, a właściwie nie posiadał go w ogóle. Nie rozmawiali już tak często jak wcześniej, teraz, gdy zajmował się ich domem, młodą żoną i rezerwatem. Rozumiała to, naprawdę, dlatego nie zabiegała o poświęcanie jej uwagi, nie prosiła o spotkania cierpliwie czekając na to, aż przyjdą. Jednak, mimo wszystko była człowiekiem i nie potrafiła wyzbyć się nutki zazdrości. Uwagi, której więcej poświęcał stojącym obok nich kobietom. Pytanie zadane przez siostrę sprawiło, że przez chwilę zaprzestała zbierania kwiatów i związywania ich razem przenosząc na nią spojrzenie z lekko uniesionymi brwiami, jakby owa kwestia dotarła do niej właśnie w chwili gdy słowa wypowiadane przez siostrę pomknęły w jej kierunku. Słowa, które szybko poparła kolejnym pytaniem Evandra stawiając Melisandę w ogniu krzyżowym jednego pytania. Pytania, na które nie miała odpowiedzi. Kto powinien złapać jej wianek? Poprawnie, ktoś godny tego, by w ogóle po niego chwycić. Ktoś kto zasługiwał na chwilę w jej obecności. Ktoś, kto nie sprawi, że resztę wieczoru w Dorset stanie się nieprzyjemnym, ciągnącym się w nieskończoność momentem.
Na pytanie Evandry miała odpowiedź, krótką, zawierającą jedynie jedno słowo. I przez chwilę zastanawiała się, czy winna udzielać jej z tak prawdziwą szczerością domyślając się jakie wywoła ona oblicza na twarzy jej sióstr. Ale też nie zależało jej na kłamstwie w ich stronę, nie miało to żadnego znaczenia.
- Żaden. - mruknęła lekko rozdrażniona, uznając, że będzie to odpowiednia odpowiedź zarówno dla Evandry jak i dla Fantine. Zmarszczyła lekko nos. Jakby zastanawiając się czy powiedzieć coś jeszcze. Sięgnęła po kolejny kwiat i na nim skupiła uwagę. - Większość z nich jedynie gra mi na nerwach. - dodała jeszcze nie podnosząc wzroku znad wianka, całkowicie skupiając się na tym, by poprawnie i odpowiednio spleść kwiaty.
You will crumble for me
like a Rome.
Gdy dowiedziała się, że przeleżała w łóżku dobrych kilka miesięcy, zdawała sobie sprawę z tego, że sporo ją ominęło. Nie sądziła jedynie, że ominie ją tak ważne wydarzenie, jak zaręczyny brata, dlatego nic dziwnego, że była zaskoczona, słysząc o tym. Żałowała, że nie było jej przy tym, ale nie miała innego wyboru, jak tylko pogodzić się z tym faktem. Jednakże wiele spraw musiała przyswoić sobie w jednym czasie, w związku z tym nie było to dla niej łatwe. Przyszłą żonę brata znała jedynie przelotnie, a przecież tak nie mogło być. Z drugiej strony odczuwała lęk przed jakimkolwiek kontaktem z drugim człowiekiem, który nie należał do jej rodziny, mimo że Marine niebawem miała się w niej znaleźć. Tak było jednak tylko podczas kilku pierwszych dni, później to minęło, a Leia poczuła się bardziej w swojej skórze. Teraz łatwiej było jej zrozumieć, dlaczego więźniowie Azkabanu tak szybko popadali w obłęd. Warunki, w których zmagała się z chorobą były oczywiście łagodniejsze niż tam, ale mimo wszystko w swoim cierpieniu była pozostawiona sama sobie, bo nie było innego wyjścia i przez cały ten czas nie miała możliwości porozmawiania z kimkolwiek. Gdy wróciły jej zmysły, potrzebowała dłuższej chwili, aby osiągnąć także trzeźwość umysłu, ale obecnie skupiała się głównie na tym, że najgorsze ma już za sobą. W każdym razie taką miała nadzieję, choć póki co nie mogła sobie wyobrazić czegoś gorszego od palącej choroby, której płomienie trawiły ją przez tak długi czas, a z którymi musiała walczyć każdego dnia, tak aby nie została przez nie strawiona.
Zaproszenie, które wystosowała odo niej lady Lestrange w związku z pleceniem wianków podczas Festiwalu Lata, było dla Lei przyjemnym zaskoczeniem. Nie spodziewała się go, ale przyjęła je bez wahania. Po pierwsze chciała poznać przyszłą żonę swojego brata, a po drugie pragnęła wziąć udział w tej tradycji, choć nie sądziła, by ktokolwiek wyłowił z wody jej wianek. Spodziewała się, że zostanie on oddany prądom morskim i nie miała nic przeciwko temu, ponieważ samo plecenie go było dla niej przyjemnością. Lubiła kwiaty, tak samo jak atmosferę panującą przy tworzeniu z nich czegoś bardziej złożonego, jak to miało miejsce podczas Festiwalu Lata i cieszyła się, że nie ominęło ją to w tym roku, a przecież było to bardzo prawdopodobne. Jej rodzice wciąż woleli, by większość czasu spędzała w pałacu, ale kiedy usłyszeli, że ma zamiar spotkać się z lady Lestrange, byli bardziej skłonni zgodzić się na to, by opuściła dom rodzinny. Dzięki temu Leia mogła cieszyć się świeżym powietrzem, a także atmosferą podczas tego wyjątkowego czasu w roku. Niemniej jednak jej organizm nie był jeszcze w pełni zdrowy, w związku z czym czasami odczuwała pewien dyskomfort z tym związany. Cieszyła się jednak, że Marine nie przyśpieszała kroku, tylko pozwoliła, by to Leia nadawała mu rytm.
— Ja również. Odkąd dowiedziałam się o zaręczynach, chciałam cię poznać — odpowiedziała, posyłając dziewczynie lekki uśmiech. Ktoś mógłby się spodziewać, że Leia będzie negatywnie nastawiona do przyszłej żony brata, ale nie należała do tego typu osób. Zależało jej na rodzinie, nie chciała wywoływać w niej niepotrzebnych sporów. Poza tym Marine nie dała jej żadnego powodu do tego, by jej nie lubić. — Wiesz, nie zastanawiałam się jeszcze nad tym. Myślę, że po prostu dam się ponieść inspiracji — odparła, jako że nigdy nie potrafiła planować tego typu rzeczy. Nie znała się zbyt dobrze na kwiatach samych w sobie, chyba że miały jakieś szczególne właściwości, które przydawały się w lecznictwie.
Była wdzięczna Marine za to, że ta nie wyraziła od razu swojego zadowolenia z powodu tego, że Leia wracała do zdrowia i nie zaczęła zadawać jej pytań na temat ostatnich kilku miesięcy. Większość osób to robiła, a ona była zmęczona mówieniem ciągle tego samego. Poza tym chciała jak najszybciej pozostawić ten etap swojego życia za sobą i skupić się na przyszłości. Te pytania w tym nie pomagały, niezależnie od tego czy były zadawane w dobrej wierze, czy nie.
— Ależ oczywiście, to żaden problem. Nie miałam jeszcze przyjemności jej poznać, ale kiedyś musi być ten pierwszy raz, prawda? — po raz kolejny uśmiechnęła się delikatnie, chociaż szczerze mówiąc, miała nadzieję, że będzie miała okazję porozmawiać z Marine sam na sam. Jednakże nie była to ich ostatnia możliwość na poznanie siebie nawzajem, więc nie poświęciła tej myśli większej ilości czasu. — Ty wybrałaś już jakieś kwiaty? — zapytała, jako że przypomniało jej się, że zapomniała to zrobić, gdy tak naprawdę powinna, a była naprawdę ciekawa odpowiedzi, bo może Marine byłaby jej w stanie pomóc w pleceniu wianka. Wtedy Leia po raz pierwszy zrobiłaby to z głową, nie tworząc kompozycji z przypadkowych kwiatów.
her mind is strong
Pierwszy Festiwal Lata po ukończeniu Hogwartu wydawał się jakiś inny. Może to kwestia niedawnych wydarzeń? Anomalie zachwiały światem wszystkich, także tych najwyżej urodzonych. Nawet w Hogwarcie mogła zaobserwować ich działanie i wcale jej się to wszystko nie podobało. Ale nawet jeśli świat się walił i wywracał do góry nogami, Elise nie zamierzała w tym uczestniczyć, woląc oddawać się płytkim rozrywkom damy. Ona miałaby nie pójść na sabat, swój debiutancki, na który czekała od dzieciństwa? Dobre sobie. Nie mogło jej tam zabraknąć, tak, jak nie mogło jej zabraknąć na Festiwalu. Jej rodzina mogła nie przepadać za Prewettami, którzy konkurowali z Nottami oraz przyjaźnili się z największymi zakałami szlacheckiego świata, ale Festiwal był dobrą okazją do pokazania się w towarzystwie. Tutejsze grono było mniej elitarne niż grono sabatów, gdzie nie wpuszczano nikogo, kto nie miał szlachetnego rodowodu, ale wiedziała, że będą tu jej bliscy i znajomi, z którymi chciała się zobaczyć.
Przybywszy do Weymouth od razu zaczęła rozglądać się w poszukiwaniu Marine. Festiwal był znakomitą okazją do spotkania krewnych ze strony matki, bo przez problemy z teleportacją i siecią Fiuu trudniej było się odwiedzać. Dawniej spędziła naprawdę dużo czasu na wyspie Wight. Jej matka często lubiła odwiedzać rodzinne strony, tęskniąc za miejscem, w którym się wychowała, i zazwyczaj zabierała ze sobą córki, by mogły spędzić trochę czasu z dziećmi jej braci, którzy pozostali w rodowym dworze. Elise wprost uwielbiała przebywać na wyspie, wpatrywać się w falujące morze i słuchać śpiewów syren.
Ubrana w zwiewną, zieloną suknię szła przez łąkę, wypatrując twarzy swojej kuzynki i rówieśniczki, która towarzyszyła jej przez siedem lat w Hogwarcie, czyniąc pobyt z dala od rodowego dworu bardziej znośnym. Od razu czuła się lepiej, mogąc ubrać się jak dama; na pewno nie zatęskni za czarnymi zgrzebnymi workami zwanymi dumnie szatami Hogwartu. To skandal, że szlachciankom kazano wyglądać tak samo jak szlamom, ale na szczęście te czasy dobiegły już końca i mogła już swobodnie demonstrować swoje znakomite pochodzenie.
Kiedy w końcu ją dostrzegła, ruszyła szybko w jej stronę, czując, jak wiatr od morza mierzwi jej włosy, wyciągając niektóre kosmyki ze starannego uczesania. Ale okazało się też, że przy Marine już ktoś był; Elise nie miała jednak nic przeciwko dodatkowemu szlachetnie urodzonemu towarzystwu, lubiła zawierać nowe znajomości.
- Marine – przywitała się z kuzynką. – Lady Yaxley – spojrzała na jej towarzyszkę, mgliście kojarzoną z korytarzy Hogwartu, ale nie miały jeszcze okazji się poznać, więc to mógł być dobry moment. – Piękny dzień na zbieranie kwiatów, prawda? – zaczęła, choć pogoda była zdecydowanie niesierpniowa i daleko jej było do „pięknego dnia”, choć Elise starała się patrzeć na to z entuzjazmem i nie zauważać tego, co niewygodne. Właściwie to było dość chłodno, co zapewne było dalszym ciągiem tych przeklętych anomalii. – Ciekawe, jacy przystojni młodzieńcy złowią nasze wianki. – Elise była bardzo ciekawa, skrycie marząc o tym, by był to jakiś przystojny, wysoko urodzony mężczyzna, z którym mogłaby później zatańczyć.
Spojrzała na Marine, nagle dostrzegając na jej palcu nową błyskotkę.
- Och, a co to takiego? – zaszczebiotała, wyraźnie zachwycona i wciąż jeszcze nieświadoma, że to coś więcej niż piękna ozdoba, że jej kuzynka rówieśniczka tak szybko się zaręczyła.
Z radością dostrzegła uśmiech na twarzy panny Yaxley; intuicja podpowiadała jej, że dziewczyna jest równie podekscytowana, co ona, a słowa towarzyszki szybko potwierdziły te przypuszczenia. Lestrange nie wyczuła w nich fałszu, uwierzyła więc, że Leia szczerze chciała ją poznać, a nie mówiła tego ze zwykłej uprzejmości.
- Będziemy miały ku temu jeszcze niejedną okazję – zapewniła, krocząc powoli po łące, zamiast na kwiatach skupiając się na dziewczynie obok siebie – Festiwal Lata to jak wypuszczenie nas na głęboką wodę, ale wierzę, że już niebawem spotkamy się także w spokojniejszych okolicznościach. Czy byłaś kiedyś na Wyspie Wight? – bardzo chciała zaprosić ją w swoje rodzinne strony i ukazać ich piękno.
Będąc na miejscu Lei chciałaby jak najczęściej wyrywać się z domu; biedna czarownica przeleżała w łóżku zbyt dużo czasu, by nie odbiło się to na jej samopoczuciu. Marine nie zamierzała być bezczelnie bezpośrednia, ale blada cera towarzyszki mówiła sama za siebie; skoro morska bryza wybrzeży Weymouth mogła dodać jej trochę rumieńców, na Wyspie Wight na pewno nabierze jeszcze więcej sił.
Ucieszyła się, gdy z ust panny Yaxley nie padło żadne złe słowo odnoście spaceru we trzy - w oddali już majaczyła jej sylwetka Elise, która we własnej osobie przystanęła przy nich chwilkę później. Przywitała się uprzejmie i nadała tempo ich wędrówce; powolne i spokojne, doskonałe do niezobowiązujących rozmów w kobiecym gronie.
- Myślałam nad wykorzystaniem białych frezji – przyznała się, odpowiadając na pytanie Lei, ale nawiązując także do słów Elise.
Rozglądała się po łące nienatarczywie; na uplecenie bukietu przyjdzie czas za moment, na razie należało wykorzystać daną im chwilę. Kilka kroków od nich dostrzegła frezje zrywane przez inną młodą pannę, dlatego nie miała wątpliwości, że jedne z jej ulubionych kwiatów znajdują się nieopodal. Planowała wykonanie skromnego wianka, nienachalnie reprezentującego jej osobę. Na wspomnienie o przystojnych młodzieńcach, uśmiechnęła się pod nosem rozbawiona. A gdy kuzynka dostrzegła wreszcie pierścionek zaręczynowy, nie mogła już dłużej utrzymać swojej tajemnicy.
- To obietnica – bo przecież nie zwyczajna błyskotka – Że wyłowienia mojego wianka jest godna tylko jedna osoba.
Spokój dnia zaręczyn udzielił się jej i teraz, choć na policzki wstąpił lekki rumieniec, wywołany mówieniem o lordzie Yaxleyu w obecności jego siostry. Patrzyła kuzynce dzielnie w oczy, oczekując na jej reakcję.
- Jestem zaręczona z bratem lady Yaxley – wyjaśniła, by formalności stało się zadość. Głos nie zadrżał jej ani przez chwilę, choć bycie zaręczoną było w jej życiu wielką nowością.
Przystanęła na moment, sięgając dłonią do rosnących nieopodal kwiatów; zerwała dwa białe goździki i obdarowała nimi swoje towarzyszki.
— Tak, to na pewno — zgodziła się ze swoją towarzyszką, jako że ten rozwój wydarzeń mogłoby przerwać jedynie zerwanie zaręczyn, a na to absolutnie się nie zapowiadało. Leia jednak nie żałowała, że rzeczywistość wyglądała tak, a nie inaczej, ponieważ póki co Marine zrobiła na niej jak najlepsze wrażenie. — Nie, nigdy tam nie byłam, ale wiele słyszałam o tym miejscu. Sugerujesz coś, lady Lestrange? — tytułu dziewczyny użyła w lekko zabawnym tonie, o czym mógł również świadczyć szczery uśmiech, który w tym momencie wymalował się na jej twarzy. Miała nadzieję, że dzięki temu Marine poczuje się jeszcze bardziej swobodnie w jej towarzystwie. Zupełnie inną sprawą było to, że ciekawość ciągnęła ją w stronę tego miejsca, zresztą, jak w stronę każdego, którego jeszcze nie zdążyła odwiedzić w swoim życiu, a było ich sporo.
Nigdy wcześniej nie miała okazji rozmawiać z Elise Nott, kojarzyła ją jedynie z widzenia, dlatego też nie od razu zorientowała się, że to właśnie ona zmierzała w ich stronę. Gdy jednak do nich dołączyła, uśmiechnęła się delikatnie i skinęła głową. — Tak, rzeczywiście piękny — zgodziła się z dziewczyną, bo co do tego akurat nie było wątpliwości. Jednakże Leia przede wszystkim cieszyła się z faktu, iż jest w stanie oddychać świeżym powietrzem i cieszyć się nim. Szczególnie w pobliżu morza przyjemnie było wziąć głęboki wdech, dlatego Leia z niczym się nie śpieszyła, tak naprawdę. Pozwoliła sobie na podziwianie tego krajobrazu, jego piękna i wyjątkowości. Już teraz zapragnęła tutaj wrócić w najbliższym czasie.
— Mój raczej zostanie oddany prądom morskim — odparła, gdyż nie spodziewała się, że ktokolwiek zanurkuje do morza po rzucony przez nią wianek. Myśl ta nie napawała ją jednak smutkiem ani niczym szczególnym, ponieważ ten aspekt Festiwalu Lata był jej zupełnie obojętny. Właściwie wolała, żeby nikt nie wpadł na pomysł wyławiania jej wianka z wody, bo wtedy czułaby, że jest coś winna temu mężczyźnie, a nie lubiła tego uczucia. — Tak, to prawda — wsparła słowa Marine swoimi własnymi, choć pewnie nie było to potrzebne, bo przecież dziewczyna nie miała powodu do tego, żeby kłamać. — Och, dziękuję — powiedziała chwilę później, przyjmując goździk od lady Lestrange. Przynajmniej miała coś, od czego mogła zacząć, choć póki co nie miała pojęcia, co jeszcze mogłoby się znaleźć w jej kompozycji. — Przyznaję, że chociaż znam się trochę na zielarstwie, to jednak z kwiatami mam czasami kłopot. Może mogłybyście mnie wesprzeć? — zapytała, jednocześnie zakładając sobie kosmyk włosów za ucho, który wymsknął się pod wpływem silnego wiatru.
her mind is strong
Ostatnio zmieniony przez Leia Yaxley dnia 14.06.18 20:46, w całości zmieniany 1 raz
Była młoda i niedoświadczona życiowo, a także dość płytka i skupiona na sobie i swoich potrzebach. Nikt nie nauczył jej innych wzorców, a rozpieszczanie przez matkę zepsuło ją. Początek jej dorosłości przypadł jednak na niełatwy czas, ale starała się o tym nie myśleć, teraz ciesząc się perspektywą spotkania kuzynki, która, jak się okazało, miała już towarzystwo. Ale Elise to nie przeszkadzało, entuzjastycznie przywitała się z lady Yaxley, zadowolona z nowej znajomości, która mogła okazać się interesująca.
Ruszyła razem z dziewczętami, poprawiając niesforne kosmyki i rozglądając się po otoczeniu, gdzie niektóre dziewczęta zbierały kwiaty, inne zaś szły już na wybrzeże z gotowymi wiankami. Elise mierzyła je oceniającym wzrokiem, mając nadzieję, że spod jej palców wyjdzie naprawdę olśniewający wianek. Bardzo by jej schlebiało, gdyby wyłowił go ktoś godny; gdyby połaszczył się na niego przedstawiciel plebsu, chyba popłakałaby się ze złości i zawodu. Tylko szlachetnie urodzeni mężczyźni byli godni jej osoby.
- Na pewno zrobimy najpiękniejsze wianki – rzekła, mając nadzieję, że inne dziewczęta nie wyzbierały im już najładniejszych kwiatów. Może powinny były przyjść tu wcześniej?
Ale jej uwagę bardzo szybko przykuł nowy, niewidziany wcześniej klejnot na dłoni Marine, który od razu ją zaintrygował. Podchwyciła jej spojrzenie i przez chwilą patrzyły sobie w oczy, po czym padło to wyznanie. Marine była zaręczona! Elise była w takim szoku, że przez kilka sekund wpatrywała się w nią ze zdumieniem.
- Ooooch, naprawdę? Gratulacje! – zachwyciła się. – Kiedy do tego doszło? Jak to wyglądało? Musisz mi wszystko opowiedzieć! – zaczęła szczebiotać z entuzjazmem. Wiedziała, że obok jest siostra owego Yaxleya, ale po prostu musiała wiedzieć wszystko o zaręczynach kuzynki, z którą spędziła siedem długich lat w Hogwarcie, która była dla niej prawie jak przyszywana siostra. Nie spodziewała się, że któraś z nich zostanie zaręczona tak szybko. Minęło niewiele ponad miesiąc odkąd opuściły Hogwart, a tymczasem na palcu lady Lestrange już lśnił kamień będący symbolem przyszłej przynależności do innego rodu, do jednego mężczyzny. Jej ojciec najwyraźniej postanowił się pospieszyć, podczas gdy ojciec Elise jeszcze nie poruszał tematu, więc Nottówna zakładała, że ma jeszcze rok, może dwa zanim i na jej palcu pojawi się pierścionek. To dobry moment, bo choć nie chciałaby wychodzić za mąż już teraz, przerażała ją myśl o tym, że za pięć lat miałaby być nadal panną. A staropanieństwo? To już w ogóle spędzało jej sen z powiek!
Była ciekawa, czy narzeczony Marine przyjdzie wyłowić jej wianek. Wciąż podekscytowana, przyjęła goździk i wsunęła go sobie w uczesanie; później może wykorzysta go do swojego wianka. Znów spojrzała z zaciekawieniem na swoje towarzyszki, podejrzewając, że właśnie wkradła się na spotkanie Marine z siostrą jej narzeczonego.
Prawdę mówiąc, zielarska wiedza Elise też była podstawowa, ale kojarzyła niektóre dekoracyjne kwiaty. Pytanie tylko, czy znajdą takie, które znała tutaj?
- Zaraz na pewno znajdziemy coś ładnego. Nazwy są nieistotne, ważne, by kwiaty pięknie się komponowały w wianku i wytrzymały po wrzuceniu do wody – powiedziała do Lei, posyłając jej ciepły uśmiech; także chciała wywrzeć dobre wrażenie. – Może pójdziemy tędy? – zaproponowała, wskazując jakąś dróżkę; tak naprawdę nie wiedziała, gdzie mogły znaleźć najwięcej kwiatów, musiały po prostu iść przed siebie i liczyć na szczęście.
Naszła ją konkluzja, że dzisiejszy wianek powinna zapleść dla Dougala. Za niego - za jego dobroć i poświęcenie, za jego przyszłość i za jego piękną żonę, która za jakiś czas z pewnością zajmie u jego boku jej miejsce. Ułoży sobie życie, była tego pewna. Ująwszy w drobnej dłoni ciasno spleciony, nieduży koszyk, przerzuciła przez jedno ramię pukiel jasnych włosów i pomknęła przed siebie, w poszukiwania najpiękniejszych kwiatów na najpiękniejszy wianek, który pewnego dnia dopłynie aż do Szkocji - prosto do rąk Dougala.
Na pamiątkę po radościach, które w dzieciństwie dzielili.
+
ostatni?
'Wianki - K' :
Zupełnie inne zasady tyczyły się rodziny i osób, którym Marine ufała. Przy nich mogła być sobą bez skrępowania; gdy czuła się zrozumiana, nie hamowała się, choć z drugiej strony nie była na tyle bezpośrednią osobą, by zaczęto widzieć to za wadę. Biorąc pod uwagę, że i Leia za jakiś czas miała stać się jej rodziną, śpiewaczka cieszyła się, że relacja między nimi zaczynała się w przyjemni, swobodny sposób.
- To nie tylko drobna sugestia, ale też zaproszenie – uśmiechnęła się figlarnie, na myśl o tych wszystkich zakątkach, które zamierzała pokazać pannie Yaxley; Wyspa Wight stanowiła prawdziwą inspirację dla artystów, ale dla osób mocniej stąpających po ziemi potrafiła być prawdziwym rajem – Elise, poprzyj mnie – poprosiła, zerkając na kuzynkę – Czyż Zatoka Syren nie jest piękna o tej porze roku? Albo Widmowy Las? – rozmarzyła się i w myślach obiecała sobie, że już niedługo odwiedzi oba te miejsca – Bardzo bym się ucieszyła z twojej wizyty i myślę, że nawet mimo problemów z teleportacją i transportem udałoby się jakoś taką wyprawę zorganizować. Czy mogę mieć twoje słowo, że rozważysz propozycję i postaramy się ustalić listownie dogodny termin? – spojrzała sarnimi oczami na swoją towarzyszkę, za chwilę jednak zdradzając się wesołym uśmieszkiem. Nie mogłaby za długo brać jej na litość.
Nie zamierzała być damą, która poza czubkiem własnego nosa widzi jedynie błysk pierścionka zaręczynowego na palcu, lecz siłą rzeczy zawiesiła spojrzenie na klejnocie, gdy Elise szczebiotała radośnie. Marine nie zamierzała dzielić się wszystkimi szczegółami z kuzynką ani na dobrą sprawę z nikim innym. Jeszcze nie teraz; chciała zatrzymać dla siebie chwilę zaręczyn i pielęgnować w pamięci, dopóki nie uzna, że czas podzielić się swoją radością.
- Kolacja odbyła się wieczorem pierwszego sierpnia, ale musisz mi wybaczyć, bo szczegółami zamierzam cieszyć się sama jeszcze przez jakiś czas – uśmiechnęła się enigmatycznie, bo przecież nie miała na myśli niczego złego. Leia na pewno wiedziała, że wszystko przebiegło pomyślnie, dlatego panna Lestrange nie obawiała się, że panna Yaxley może odebrać jej słowa negatywnie.
Wędrowały łąką, rozglądając się i szukając najlepszego miejsca na krótki spoczynek i splecenie swoich wianków. Marine nie była specjalistką i na dobrą sprawę znała nazwy tylko kilkunastu podstawowych rodzajów kwiatów, lecz trzymając się blisko Lei i Elise miała nadzieję, że nie wybierze takich, które okażą się później trujące lub złowróżebne.
- Niestety, Zielarstwo porzuciłam tuż po SUMach, dlatego kierować się będę jedynie względami estetycznymi. Sądzę, że według tradycji powinnyśmy się odrobinę od siebie oddalić, ale miejmy się w zasięgu wzroku, dobrze? - upewniła się, że obie młode damy nie zaplanują nagle wielkiej ucieczki z Weymouth; nie wybaczyłaby sobie, gdyby przez jej pomysł wspólnego spaceru stan Lei się pogorszył.
+
'Wianki - K' :
— Oczywiście. Z miłą chęcią cię tam odwiedzę. Naprawdę nie potrzebuję przekonywania — odparła, a poparcie tych słów można było chociażby odnaleźć w jej oczach, które zabłysnęły wesoło, gdy mówiła. Domyślała się, że przekonanie rodziców do tej podróży może nie być łatwe, ale miała nadzieję, że przekona ich to, iż na wyspę zapraszała ją właśnie Marine. Poza tym nie dało się zaprzeczyć, że morskie powietrze miało pozytywny wpływ na zdrowie, a więc był to kolejny argument, którego mogła użyć podczas rozmowy z nimi. Do głowy wpadło ich jej jeszcze kilka, dlatego liczyła na to, że dyskusja okaże się być jedynie formalnością. — Gdy tylko dostanę zgodę rodziców na tę podróż, od razu się do ciebie odezwę — zapewniła, już teraz wiedząc, iż jej entuzjazm nie pozwoli jej na zbyt długie czekanie. Nie umiała się oprzeć swojej ciekawości ani też jej stłumić. W związku z tym była pewna, że podczas swojego pobytu na Wyspie Wight nie spędzi zbyt wiele czasu wewnątrz, tylko będzie zachęcała Marine do częstych spacerów, wymawiając się tym, że przecież powinna korzystać z tak czystego powietrza, póki może.
Lei odpowiadało to, że lady Lestrange nie zamierzała zdradzać większej ilości szczegółów na ten moment. Nie zamierzała ciągnąć jej za język, ponieważ sama ceniła sobie swoją prywatność, a poza tym nie czułaby się komfortowo, gdyby teraz miała słuchać o swoim bracie z perspektywy osoby trzeciej. Nie rozmawiała jeszcze z Morgothem o jego narzeczeństwie. Chciała to zrobić najpierw z nim, a dopiero później z kimkolwiek innym. — Dobrze — przytaknęła, a kiedy posłała ostatnie spojrzenie Marine i Elise, ruszyła przed siebie w poszukiwaniu kwiatów, które byłyby odpowiednie do jej wianka. Prawda była taka, że nie miała pojęcia, które by się nadawały, ale miała nadzieję, że efekt końcowy nie będzie taki zły, jak zakładała. Jednakże dzięki temu, że Leia właściwie nie mogła się śpieszyć, miała sporo czasu, aby przyjrzeć się roślinom i zdecydować czy chce je dodać do swojego wianka, czy też nie. Często zdarzało się, że zatrzymywała swoje spojrzenie na horyzoncie i obserwowała morze. Dawno nie miała okazji cieszyć się jego widokiem, dlatego chciała skorzystać z tej okazji.
+
her mind is strong
'Wianki - K' :
Zawsze uważała Marine za sobie bliską, ponieważ w rodzinie to ona była jej najbliższa wiekiem, to z nią dzieliła dormitorium w Hogwarcie, choć początkowo była jeszcze inna kuzynka, siostra Flaviena, która niestety już na początku nauki została zabrana przez nieubłaganą serpentynę. Była to pierwsza tragedia kogoś bliskiego widziana z tak bliska, a parę lat później na traumę krwi umarła jej siostra Rosalind. Elise była blisko z rodziną ze strony matki, bo za sprawą Cassiopei bardzo często bywała na wyspie Wight, i miejsca o których mówiła Marine były też częścią i jej dzieciństwa.
- Wyspa jest cudowna – potwierdziła. – Wiele pięknych wspomnień z dzieciństwa kojarzy się właśnie z nią. Jestem pewna, że szybko przypadłaby ci do gustu – zapewniła Leię, chcąc jeszcze bardziej zachęcić ją do wizyty na ziemiach Lestrange’ów, które z pewnością były warte zobaczenia.
Szybko okazało się, dlaczego Marine tak usilnie chce zaznajomić się z Leią i zaprosić ją w swoje rodzinne strony, i dlaczego poświęcała jej więcej uwagi niż Elise. Nottówna naprawdę była w szoku, podziwiając piękny pierścionek zaręczynowy, który pojawił się na jej palcu naprawdę szybko, co znaczyło, że była bardzo pożądaną partią. Elise mimowolnie poczuła zazdrość – to Marine okazała się lepsza, to ją pierwszą zauważono. Nie żeby chciała już teraz się zaręczać, bo tak naprawdę wolałaby jeszcze trochę poczekać i nacieszyć się stanem panieńskim jeszcze rok czy dwa, ale mimo to poczuła łaskoczące ją iskierki zazdrości, że kuzynka ją wyprzedziła, a Elise nie lubiła, kiedy ktoś ją wyprzedzał – przynajmniej w sprawach naprawdę ważnych. Z Marine, mimo niewątpliwej przyjaźni, od dzieciństwa rywalizowały na wielu polach, co było naturalne biorąc pod uwagę to, że były w tym samym wieku i każda z nich chciała być damą idealną. Marine lepiej od niej śpiewała, ale Elise lepiej grała na fortepianie. Z nauką też radziła sobie lepiej, podczas gdy Elise wolała wykorzystywać innych, by odrabiali prace domowe za nią, a sama plotkowała w pokoju wspólnym lub spacerowała po błoniach.
Poczuła się też nieco dotknięta tym, że Marine nie chciała opowiedzieć o swoim wyjątkowym dniu, choć Elise tak czekała na szczegółową relację. Została zbyta, jakby była kimś obcym, co odrobinę ją ubodło i choć potrafiła panować nad wyrazem twarzy, przez jej twarz przemknął subtelny cień. A może tylko jej się zdawało, że Marine ją od siebie odsuwa, uznaje za niegodną podzielenia się sekretem? Ten błysk zniknął równie szybko, jak się pojawił, kiedy Elise ukryła swoje emocje za uśmiechniętą maską.
- Mam nadzieję, że nie będziesz długo trzymać mnie w niepewności? W końcu jesteśmy rodziną, cieszę się z twojego szczęścia i niezmiernie mnie ciekawi, jak to wygląda, bo liczę, że pewnego dnia i mnie ktoś podaruje tak piękny pierścień – mówiła, doskonale wiedząc, że Marine też lubiła czuć się wyjątkowa, być jedyna w swoim rodzaju i zapewne teraz się czuła, bo wyprzedziła w czymś Elise i mogła obnosić się z pięknym klejnotem od narzeczonego, podczas gdy dłoń Nottówny była pusta. Elise już zawsze będzie tą drugą w ich małej, wzajemnej rywalizacji toczonej od dzieciństwa. Nie chciała zostać starą panną, jak niektóre inne jej kuzynki, wolała raczej pójść w ślady Rosalind i Marine, które dawały najlepszy możliwy przykład młodym wstąpieniem w związki, choć oczywiście liczyła, że nie podzieli losu swojej siostry. Na szczęście nie cierpiała ani na serpentynę, ani traumę krwi, więc nie musiała się obawiać.
- Tak... Niech każda z nas poszuka pięknych kwiatów, a później znajdziemy się wszystkie na wybrzeżu, dobrze? Będę was wypatrywać – powiedziała, zanim obrała jedną ze ścieżek. Nawet dobrze, że miała to zrobić samotnie, mogła pomyśleć na spokojnie i spróbować zerwać takie kwiaty, które przyćmią wianki Marine i Lei.
| zt. x 3
+
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Dorset