Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Shropshire
Rzeka Severn
AutorWiadomość
First topic message reminder :
W tej lokacji obowiązuje bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Rycerzy Walpurgii i +10 dla Śmierciożerców.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Rzeka Severn
Rzeka Severn jest najdłuższą rzeką Wielkiej Brytanii. Jej koryto wije się przez setki kilometrów zarówno tworząc miejsca przystępne, doskonałe do letniej kąpieli, zimowej jazdy na łyżwach, jak i te całkowicie niedostępne, zarośnięte chaszczami, bardzo głębokie, unikane przez mugoli. Jej brzegi łączy wiele, najczęściej żeliwnych mostów. Jednakże w tej części biegu rzeki nie uświadczy się żadnego z nich w promieniu wielu kilometrów. Choć rzeka traci na przystępności podczas roztopów, w trakcie suchego lata jej nurt jest spokojny, mało rwący, przynajmniej na tyle, by nie utonąć. W tej części dorzecza nie pojawia się zbyt wiele osób, być może jest to spowodowane działaniem zaklęć antymugolskich, a może związane jest to z położeniem miejsca na terenach należących do rodu Averych, którzy słyną z przetrzymywania na swoich terenach groźnych trolli rzecznych. Mówi się, że przy odrobinie pecha można je tutaj spotkać. Dlatego, by uniknąć nieproszonych gości, pewne części rzeki i pobliskich lasów chronią przed czarodziejami zaklęciami uniemożliwiającymi teleportację.
W tej lokacji obowiązuje bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Rycerzy Walpurgii i +10 dla Śmierciożerców.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 08.01.19 7:45, w całości zmieniany 3 razy
Odebrał miotłę od kuzyna i obie zmniejszył tak, by zmieściły się w torbie, którą miał przy sobie. W niej kryły się również wszystkie eliksiry odebrane od alchemików na takie właśnie momenty. Potrzebowali ich, gdyby coś poszło nie tak, a z doświadczenie wiedział, że było wiele czynników, które mogły im przeszkodzić. Od wybuchu naprawianej anomalii przez pojawienie się ciekawskich Zakonników. Dlatego też pojawił się na miejscu z maską, którą zrobił mu Riddle. Kaptur już nie wystarczał. Nie chciał jednak kryć się przed wzrokiem przeciwników - po Stonehenge każde niepożądane spojrzenie w jego stronę niosło ryzyko. Wolał tego uniknąć. Zdecydował się poprosić o pomoc przy naprawie kolejnej anomalii nie bez powodu - to nie było zadanie dla jednej osoby. Zresztą był za słaby, żeby ją unieść w pojedynkę. Wybierając właśnie jego, kierował się analizowanie odpowiedniej racji. Musieli wzrastać w sile, musieli się rozwijać, musieli pomagać naprawiać swój kraj. Swój dom, o którym najwyraźniej dawny Minister Magii wolał nie pamiętać. Chłam, który rzucał wygłodniałym politykom i swoim psom śmierdział aż po dziś dzień, a jego odór wrzynał się w skórę czystej krwi czarodziejów. Dlatego słysząc o kolejnej niespokojnej części terenu, Yaxley nie zastanawiał się długo. Zwerbował drugiego chętnego i wspólnie przenieśli się właśnie tutaj. Ta część przy rzece zawsze miała złą opinię, a teraz trolle jedynie wzmogły swoją obecność wśród krzaków i ciemności. Obaj przyzwyczajeni do ponurego otoczenia, nie dostrzegali żadnych oznak normalności. Dokoła panował zaduch, a woda bulgotała przyciągając ku sobie najplugawsze z istot. Musieli skierować się ku przejściu, lecz było to błądzenie po ciemku. Z obawy przed wykryciem musieli poruszać się na oślep. W pewnym momencie Morgoth poczuł jak coś szarpnęło jego ciałem i po chwili jedynie spadał w dół, nie będąc w stanie zrobić nic więcej jak pochwycić różdżkę w palce i zacisnąć na niej dłoń. - Lento - wypowiedział, a metaliczny głos wydobył się zza maski. Miał nadzieję, że uda mu się rzucić zaklęcie poprawnie, a żadne turbulencje nie wystąpią. Szaleństwo.
They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Morgoth Yaxley' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 99
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 99
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Nie zastanawiał się długo, otrzymawszy od kuzyna informację o tym, że jest coś do zrobienia. Tak naprawdę nawet nie zadawał zbyt wielu pytań, ufając mu całkowicie w tej kwestii. Skoro potrzebna była pomoc w jakiejkolwiek formie, nie zamierzał się wycofywać, wszak dość już go ominęło pod jego nieobecność. Stanowczo zbyt dużo. Mając zatem w końcu okazję ku temu, by zrobić coś w sprawie którą wszak poparł, nie wahał się. To, co stało się w Stonehenge wpłynęło na nich wszystkich; ruiny miały im o tym dobitnie przypominać. Ofiary, które zostały złożone pod gruzami przez nieostrożność rzucanych zaklęć. A choć zmieniło to oblicze ich polityki, nie zmieniło niczego w kwestii rozszalałej magii, a wszak właśnie to sprowadziło ich dzisiejszego wieczoru na brzeg rzeki Severn.
Atmosfera w tym miejscu nie należała zdecydowanie do najlżejszych. Jakkolwiek akurat ta dwójka nie miała problemu z szaroburym, mało przyjaznym otoczeniem, tutaj zdawało się to sięgać głębiej, przenikać aż do kości. Podmokły grunt, ciemności, wzmocnione dodatkowo oparami. Aura stęchlizny i zgnilizny. Arthyen zwiedził trochę świata, a jednak czegoś podobnego doświadczał po raz pierwszy. Byli niczym dzieci we mgle; jakiekolwiek próby wytropienia celu, wydawały się tutaj pozbawione sensu, a kaptur, który zasłaniał mu oblicze, tylko dodatkowo wszystko utrudniał. A potem stracił całkowicie grunt pod nogami, lecąc w dół na łeb na szyję. Na ustach zamarło przekleństwo, wywołane na poły szokiem, na poły irytacją, że tak łatwo przeoczyli urwisko. Gdzieś z ciemności usłyszał rzucane przez kuzyna zaklęcie, dzięki któremu zamiast ugrzęznąć w błotnistej mazi, łamiąc najpewniej jakieś kończyny, wylądowali miękko i bez szwanku. Yaxley stanął już pewniej na nogach upewniając się, że wszystko ma na swoim miejscu. Dalekie echo adrenaliny krążyło w żyłach, powołane do istnienia nagłym zjazdem, który zakończył się na szczęście dobrze. Wytykając sobie nieostrożność, upewnił się, że trzymana przez niego w ręku różdżka nie ucierpiała i poprawił na głowie głęboki kaptur. Sprawdził też, czy Morgoth jest cały, choć żadne pytanie z jego strony nie padło. Nasłuchiwał, jasnym spojrzeniem próbując przeniknąć ciemność. Para, nieznośne ciepło, śnięte ryby, rośliny, których zdecydowanie nie powinno tutaj być. Malowniczo.
Gość
Gość
Idealnie rzucone zaklęcie zaskoczyło go samego, chociaż zapewne był to wynik, który należało oddać dobremu nauczycielowi stojącemu już obok niego. Spadanie w dół nie zakończyło się brutalnym połamaniem, bo dzięki czarom Morgotha, obaj Yaxleyowie osiedli na ziemi bez większych problemów. Śmierciożerca wolał nie myśleć co by mogło się stać, gdyby żaden z nich nie zdołał się ocalić przed upadkiem z wysokości. Połamane kończyny mogłyby się nie zrosnąć do zbliżającego się szybkimi krokami ślubu, który miał stać się nie tylko zawiązkiem politycznym, lecz również i kolejnym etapem w życiu prywatnym młodego nestora. Świadomość zmian wcale go nie przytłaczała, chociaż mógł się wydawać nieobecny chwilami - szczególnie gdy trwał w gabinecie nad papierami i starał się zrozumieć jak najlepiej nowe obowiązki. Zaczytując się w dostępnych jedynie nestorom dokumentach, mógł odkryć wiele powiązań, wiele planów, wiele inspiracji jak i błędów taktycznych, które nie doszły do skutku. Z każdego z nich wyciągał nową naukę i lekcję na przyszłość. Umacnianie rodu było najważniejsze w czasach, kiedy tak wiele zła kryło się za rogiem. Zła, które chciało odebrać im magię. Dlatego nie siedział w domu, tylko skierował swoje kroki ku komnatom Arthyena, żeby poprosić go o pomoc. Wiedział, że kuzyn był chętny do działania i zapewne mógł pluć sobie w brodę, że ominęło go tak wiele, gdy zasadniczo spełniał w międzyczasie swoje zadanie. I wypełnił je bezbłędnie. Morgoth widział to i dlatego zwrócił się do najstarszego z braci, chcąc pokazać mu, co tak naprawdę wydarzyło się podczas jego nieobecności. By zobaczył z bliska anomalie, które uderzyły w jego córkę. By miał szansę na to, by spróbować zmierzyć się z jej siłą. Mimo że ani jeden, ani drugi z potomków Yaxleatha Srogiego nie odpowiadał za szalejącą po całej Wielkiej Brytanii nieujarzmioną magię. Lecz mogli jej przeciwdziałać i obrócić na swoją korzyść. Nie spojrzał w stronę kuzyna, wiedząc, że ten uważnie obserwował starszego stażem organizacji, by wraz z nim zająć się tą częścią. Musiało im się powieść. Pochwycenie za wędzidło oszalałej mocy było krokiem ku wyzwoleniu. Morgoth uniósł różdżkę i zaczął procedurę. Liczył na to, że tym razem również się powiedzie, chociaż ostatnio anomalia nie wydawała się być aż tak dzika.
|naprawiamy metodą rycerzy
|naprawiamy metodą rycerzy
They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Morgoth Yaxley' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 29
'k100' : 29
Arthyen miał do czynienia z anomalią w tej formie dopiero po raz pierwszy. A choć spodziewał się po niej gwałtowności co najmniej równie wielkiej, co nieobliczalnej jak w tej chwili mała Arlana, na miejscu zastali coś bardziej złowieszczego, leniwie bulgoczącego, roztaczającego wokół siebie fetor wilgoci, który mieszał się z podmokłym błotem i wszystko dusił. Yaxley nie byłby jednak sobą, gdyby cokolwiek tutaj zbagatelizował, a jeśli w ogóle czymkolwiek mógłby się cieszyć w obecnej sytuacji to bez wątpienia tym, że miał u swojego boku komuś, komu bez wahania powierzyłby swoje życie. Było tak zresztą już na długo przed tym, niż Morgoth objął nieoczekiwane, choć zaszczytne stanowisko nestora. Na długo przed tym, jak za jego sprawą wstąpił w szeregi Rycerzy. Ba, na długo przed tym, niż byłby w stanie konkretnie określić.
Zdawał sobie natomiast sprawę, że ze względu na zbliżający się wielkimi krokami ślub, w razie jakichkolwiek komplikacji, to Arthyen wolał brać je na siebie. Nie chciał nawet zastanawiać się, co stałoby się, gdyby celne zaklęcie jednak chybiło, bądź zostało zniekształcone poprzez szalejącą w pobliżu anomalię. Magia stała się kapryśna, nie dało się teraz stuprocentowo polegać na jej działaniu, co wzbudzało pewien rodzaj poirytowania u tych, którzy przywykli do sięgania po nią pełnymi garściami. Ciężko było jednak prowadzić jakiekolwiek rozważania w miejscu, które wydawało się tak niestabilne. Zupełnie, jakby ktoś wziął ostry nóż, wyciął fragment innego miejsca i bez powodzenia wkleił tutaj, nad rzeką Severn. Bywał tutaj; nierzadkim zjawiskiem w tym miejscu były trolle, o czym zresztą starał się cały czas pamiętać, nie chcąc dać się zaskoczyć czemuś, co wszak dobrze znał. W przeciwieństwie do samej anomalii.
Obserwował każdy ruch Morgotha, chcąc spostrzec, w jaki sposób zamierza sobie poradzić z galopującym problemem w postaci nieokiełznanej siły. Kimże byli, by próbować ją opanować? Miał jedynie nadzieję, że nie głupcami. Śmiało wycelował koniec różdżki w to samo miejsce, co młodszy Yaxley, oczekując jak najlepszych efektów. Mając nadzieję, że nie wywołają katastrofy.
Zdawał sobie natomiast sprawę, że ze względu na zbliżający się wielkimi krokami ślub, w razie jakichkolwiek komplikacji, to Arthyen wolał brać je na siebie. Nie chciał nawet zastanawiać się, co stałoby się, gdyby celne zaklęcie jednak chybiło, bądź zostało zniekształcone poprzez szalejącą w pobliżu anomalię. Magia stała się kapryśna, nie dało się teraz stuprocentowo polegać na jej działaniu, co wzbudzało pewien rodzaj poirytowania u tych, którzy przywykli do sięgania po nią pełnymi garściami. Ciężko było jednak prowadzić jakiekolwiek rozważania w miejscu, które wydawało się tak niestabilne. Zupełnie, jakby ktoś wziął ostry nóż, wyciął fragment innego miejsca i bez powodzenia wkleił tutaj, nad rzeką Severn. Bywał tutaj; nierzadkim zjawiskiem w tym miejscu były trolle, o czym zresztą starał się cały czas pamiętać, nie chcąc dać się zaskoczyć czemuś, co wszak dobrze znał. W przeciwieństwie do samej anomalii.
Obserwował każdy ruch Morgotha, chcąc spostrzec, w jaki sposób zamierza sobie poradzić z galopującym problemem w postaci nieokiełznanej siły. Kimże byli, by próbować ją opanować? Miał jedynie nadzieję, że nie głupcami. Śmiało wycelował koniec różdżki w to samo miejsce, co młodszy Yaxley, oczekując jak najlepszych efektów. Mając nadzieję, że nie wywołają katastrofy.
Gość
Gość
The member 'Arthyen Yaxley' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 82
'k100' : 82
Wiedział, że mógł liczyć na pomoc kuzyna, który władał różdżką lepiej niż większość znanych mu czarodziejów i czarownic. Pobyt poza granicami kraju nie stępił jego zmysłu i Arthyen wsparł go swoją mocą, która wystarczyła, by uspokoić szalejącą magię anomalii. Idąc przykładem młodszego Yaxleya, poradził sobie znakomicie, co na pewno miało zostać docenione wśród szeregów Rycerzy Walpurgii. Gdy tylko skończyli, mogli podziwiać efekty swojej pracy. Para buchająca z wód powoli zaczynała spowalniać, a nurt uspokoił się drastycznie, chociaż delikatny szum wciąż był wyraźnie słyszalny. Mgła ustępowała, chociaż Morgoth nie widział żadnej przeszkody, by jeszcze trochę pozostała, dając typowy dla ich ziem nastrój - już nie ciążący i odpychający. Z wyraźną ulgą zdjął z twarzy maskę, posyłając odprężony uśmiech kuzynowi. Najtrudniejsze było już za nimi i teraz musieli jedynie zmierzyć się z ostatnim etapem naprawy. Wraz z rozrzedzeniem się pary wodnej i wyjściem księżyca zza chmur oczom dwójki szlachciców ukazała się znajoma sylwetka. W sporym pomniejszeniu lecz od razu byli pewni tego, co zobaczyli. Przed nim znajdował się troll. Był mały i wyglądał na zagubionego. Śmierciożerca zerknął raz jeszcze w stronę kuzyna, niemo dając mu znak do tego, by nie opuszczał różdżki. Musieli zachować ostrożność, bo może i byli zaznajomieni z tym gatunkiem magicznych stworzeń to nie znajdowali się u siebie. Jeszcze niewyrośnięty troll mógł mieć dokoła siebie starsze osobniki, a w starciu z nimi mogło być naprawdę ciężko. Pierwszy zaczął wycofywać się Morgoth delikatnie i wolno stawiając krok za krokiem, lecz troll rzeczny nie spuszczał z niego spojrzenia i ruszył ku niemu. Gdy Yaxley zatrzymał się, istota zrobiła dokładnie to samo. Na co dzień nie zajmował się tymi stworzeniami, jednak wiedział wystarczająco dużo, żeby wiedzieć jak z nimi postępować. W razie czego miał u swego boku specjalistę od tych spraw, dlatego wysunął się w przód, by spokojnie i bez podnoszenia głosu spróbować odpędzić trollątko. Jeśli nie chcieli kłopotów, musieli być bardzo ostrożni.
|192/160 |III ONMS
|192/160 |III ONMS
They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Morgoth Yaxley' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 45
'k100' : 45
Nie mogło być inaczej. Yaxleyom udało się bez trudu odpędzić od siebie trollątko i odejść spokojnie z miejsca zdarzenia. Od tej pory to ustabilizowane za pomocą czarnej magii miejsce staje się terenem sprzyjającym rzucaniem czarów przez wszystkich Rycerzy Walpurgii. Sukces zagwarantował wszystkim poplecznikom Czarnego Pana bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Rycerzy Walpurgii i +10 dla Śmierciożerców podczas kolejnych gier w tej lokacji. Zostanie wam to zapamiętane.
| Możecie kontynuować rozgrywkę.
| Możecie kontynuować rozgrywkę.
Arthyena cieszył fakt, że kuzyn zdawał sobie sprawę, że czegokolwiek nie dotyczyłby problem, zawsze może się z nim do niego zwrócić, niezależnie od tego, jak bardzo byłoby to niebezpieczne bądź ryzykowne. Jak chociażby dzisiejszy wypad; każde z nich wiedziało wszak, co grozi za przyłapanie na naprawach anomalii na własną rękę. Było to coś, z czego ze swoimi wpływami w teorii mogli dość łatwo się wykaraskać, niemniej, na cóż kusić los? Wciągnął powietrze głębiej w płuca, gdy drgania powietrza się uspokoiły, a widok stał się bardziej przejrzysty. Bulgotanie nie zwiastujące niczego dobrego ustało, a stęchłe ryby ruszyły wraz z nurtem rzeki, niknąc w ciemnościach. Zdjął z głowy kaptur, ręką przeczesując zmierzwione włosy i odpowiedział na uśmiech Morgotha podobnym, choć różdżki wciąż nie opuszczał, jakby nie dowierzając w to, że udało im się załatwić tę sprawę bez żadnych przeszkód.
Wtedy dostrzegł znajomy zarys sylwetki; w ciemnościach bardzo łatwo było się pomylić, wziąć młodego trolla za głaz, czy skałę. Podobny błąd mógł drogo kosztować. Kto jak kto, ale Arthyen dowiedział się tego niestety możliwie najokrutniejszą drogą. Swoje życie poświęcił łowom na te stworzenia, nic więc dziwnego, że nie zbagatelizował młodego. Wystarczył jeden dźwięk wydany przez zagubione stworzenie, a mogło pojawić się stado z odsieczą. Byłoby to zdecydowanie ostatnie, z czym po udanej naprawie magii chcieli mieć do czynienia. Arthyen czujnie obserwował poczynania kuzyna, którzy wszak również nie był zielony w kwestii stworzeń, którym swoje życie poświęciła większa część ich rodziny. Był zatem gotów wspomóc jego działania, gdyby okazały się niewystarczające. Na szczęście młode szybko zrozumiało, że nie ma tu czego szukać, a skoro tylko mgła się rozrzedziła, mógł odnaleźć drogę powrotną do reszty stada.
Dopiero gdy zostali z Morgothem sami, wśród ciszy, przerywanej teraz już nie kotłującą się wodą, a dźwiękami wydawanymi przez owady, które mogły chcieć powrócić w to miejsce, dopiero wtedy pozwolił sobie na odprężenie, choć nie na utratę czujności. Nie odłożył różdżki. Skoro kręcił się tu troll, nie było żadnej gwarancji, że prędzej czy później nie wróci. Akurat na tym polu Arthyen był niemal przewrażliwiony. Spojrzał w miejsce, gdzie jeszcze prze chwilą aż kipiało od złej energii; teraz po tym miejscu nie było ani śladu, zupełnie jakby anomalia stanowiła tylko jakiś omam umysłu dręczonego bezsennością. Im się udało, ileż to jednak razy trzeba było przełknąć gorycz porażki?
- A zatem to są słynne anomalie - rzucił, ni to do kuzyna, ni to sam do siebie. Zszedł kilka kroków w kierunki rzeki, uważając, by nie poślizgnąć się na podmokłym zboczu. Powietrze w końcu stało się takie, jakim być powinno w miejscu takim, jak to. Rześkie, czyste. Choć strzępy mgły jeszcze unosiły się nad wartką powierzchnią wody, nie było w tym już niczego odbiegającego od normy.
Wtedy dostrzegł znajomy zarys sylwetki; w ciemnościach bardzo łatwo było się pomylić, wziąć młodego trolla za głaz, czy skałę. Podobny błąd mógł drogo kosztować. Kto jak kto, ale Arthyen dowiedział się tego niestety możliwie najokrutniejszą drogą. Swoje życie poświęcił łowom na te stworzenia, nic więc dziwnego, że nie zbagatelizował młodego. Wystarczył jeden dźwięk wydany przez zagubione stworzenie, a mogło pojawić się stado z odsieczą. Byłoby to zdecydowanie ostatnie, z czym po udanej naprawie magii chcieli mieć do czynienia. Arthyen czujnie obserwował poczynania kuzyna, którzy wszak również nie był zielony w kwestii stworzeń, którym swoje życie poświęciła większa część ich rodziny. Był zatem gotów wspomóc jego działania, gdyby okazały się niewystarczające. Na szczęście młode szybko zrozumiało, że nie ma tu czego szukać, a skoro tylko mgła się rozrzedziła, mógł odnaleźć drogę powrotną do reszty stada.
Dopiero gdy zostali z Morgothem sami, wśród ciszy, przerywanej teraz już nie kotłującą się wodą, a dźwiękami wydawanymi przez owady, które mogły chcieć powrócić w to miejsce, dopiero wtedy pozwolił sobie na odprężenie, choć nie na utratę czujności. Nie odłożył różdżki. Skoro kręcił się tu troll, nie było żadnej gwarancji, że prędzej czy później nie wróci. Akurat na tym polu Arthyen był niemal przewrażliwiony. Spojrzał w miejsce, gdzie jeszcze prze chwilą aż kipiało od złej energii; teraz po tym miejscu nie było ani śladu, zupełnie jakby anomalia stanowiła tylko jakiś omam umysłu dręczonego bezsennością. Im się udało, ileż to jednak razy trzeba było przełknąć gorycz porażki?
- A zatem to są słynne anomalie - rzucił, ni to do kuzyna, ni to sam do siebie. Zszedł kilka kroków w kierunki rzeki, uważając, by nie poślizgnąć się na podmokłym zboczu. Powietrze w końcu stało się takie, jakim być powinno w miejscu takim, jak to. Rześkie, czyste. Choć strzępy mgły jeszcze unosiły się nad wartką powierzchnią wody, nie było w tym już niczego odbiegającego od normy.
Gość
Gość
Nie byliby sobą, gdyby nie potrafili współpracować i wspólnie dążyć do tego, by ich rodzina stała się silniejsza niż kiedykolwiek. Yaxleyowie nie wypierali się siebie samych i w jedności odnajdywali motywację do dalszych działań. Morgoth również to widział - gdy patrzył na Leię, matkę, Arlanę, widział w każdej z nich wartość, którą należało chronić, a dzięki temu chciał spełniać się w roli opiekuna jak najlepiej. Ta sama zasada sprawdzała się również i w stosunku do męskiej części ich rodziny, bo chociaż ojciec, Cyneric i Arthyen należeli do Rycerzy Walpurgii, ich młody nestor nie chciał, by narażali się w tym samym stopniu co on sam. Mieli rodziny, którymi winni się zajmować i czuwać nad ich szczęściem. On, jako głowa rodziny, miał w obowiązku doglądanie również i najsilniejszych jednostek. Wiedział, że nie potrzebowali go jako strażnika, bo sami doskonale umieli o siebie zadbać, lecz to nie w tej idei miał nad nimi roztaczać opiekę i nie dopuszczać zewnętrznych czynników. Jakakolwiek krzywda, którą ponieśliby, będąc w organizacji lub poza nią, byłaby jego osobistą porażką. Ile już cierpienia najbliższych przeżył i ile go dopuścił? Musieli być w pełni sił, by razem, ramię w ramię, przeciwstawić się fali nieczystej krwi złaknionej dopuszczenia jej do tajników magii. Dlatego właśnie musieli się wzmocnić, a podjęcie ryzyka naprawienia jednej z szalejących anomalii było ku temu krokiem. Zaledwie małą kroplą w morzu, lecz istotną, by nurt trwał dalej. Widząc porozumiewawcze spojrzenie kuzyna, nie mógł się nie rozluźnić, chociaż, podobnie jak Arthyen, nie spuścił różdżki. I słusznie. Pojawienie się małego trolla było niespodziewane, lecz nie niebezpieczne. Wiedza, którą zdobywali, praktycznie samym urodzeniem, wystarczała, by umieli obejść się z tym stworzeniem. Morgoth nie znał języka trolli, lecz wiedział, że szybko miał zacząć przyswajać jego podstawy - plany, które snuł zaczynały nabierać tempa, a pierwszy etap był już w działaniu. Należało usunąć puste luki wiedzy. - Jest ich więcej - odpowiedział, obserwując jak starszy mężczyzna spróbował przyjrzeć się skrytej w ciemności rzece. Ich interwencja nie mogła udać się bardziej pomyślnie, lecz nie należeli do przesadnie nadkładających swoje sukcesy nad praktykę. Arthyen wiedział, że jego kuzyn nie mówił tego bez żadnego celu. Jako Rycerz Walpurgii, jako Yaxley, jako czarodziej mający przyszłość magicznego świata na uwadze, musiał zaangażować się w zdobyciu czarnej magii z jak największej ilości miejsc. Morgoth wysunął się w ślad za kuzynem, jednak tylko po to, by wyciągnąć ku niemu dłoń, nie chcąc, by ten wpadł do złudnie spokojnej rzeki. - Avery powinni pilnować swoich trolli - stwierdził lekko rozbawiony całą sytuacją. Czy nie była to wręcz idealna alegoria do historii Yaxleyów i miejsca, w którym mieszkali? Kto lepiej od nich miał zapanować nad zwalistymi, niebezpiecznym istotami? Gdy tylko drugi z Rycerzy znalazł się u jego boku, skierował się wzdłuż linii brzegu, oddalając się od miejsca wyciszonej anomalii, by znaleźć się jak najdalej. Nie potrzebowali zaciekawionych spojrzeń patrolu Ministerstwa Magii. Nieważne po której stronie stojącego. Przystanął po paru minutach na niewielkiej polanie, by wyciągnąć papierosy. Zaproponował jednego Arthyenowi, licząc na to, że w milczeniu oddadzą się tej skromnej przyjemności. Dawno nie mieli czasu, w którym mogliby po prostu pobyć razem - jak brat z bratem.
They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Świat wariował i jeżeli mieli to jakoś wszyscy przeżyć w dobrym zdrowiu, nie było wyjścia. Rzadko kiedy czas na spory był dobry, ale jeszcze nigdy nie był tak zły, jak obecnie. Nic zatem dziwnego, że w obliczu zagrożenia powinni tym bardziej zacieśnić łączące ich więzy krwi i nie pozwolić sobie na to, by stracili z oczu cel, którym było wywalczenie im wszystkim przyszłości, według której scenariusza nie będą musieli chować się z obawy przed represjami ze strony mugoli. Bo przecież w tę stronę to wszystko zmierzało i Arthyen nie potrafił pojąć, skąd to zaślepienie u niektórych rodów, które z taką ochotą zdeptały własne dziedzictwo i naraziły swoje rodziny na poważne niebezpieczeństwo. Najgorsze było to, że chcieli w ten obłęd wciągać innych, a w tym miejscu to oni, Cyneric, Morgoth, wuj, sam Arthyen nie zamierzali na to patrzeć bezczynnie. Mieli nad kim sprawować opiekę, ale nie mogli zapomnieć też o roztoczeniu jej wokół siebie nawzajem. Stać po słusznej stronie to jedno, nie chciał jednak przy tym nikogo stracić. Kwestią dyskusyjną była słuszność poświęcania się; prawdopodobnie każdy jeden z Yalxeyów uważał, że lepiej będzie, jeśli taka konieczność spadnie akurat na jego barki. Tak ich wychowano. Niemniej Morgoth nie powinien zapominać, że sam był o krok od założenia własnej rodziny, a wtedy wiele się zmieni. Była to rozmowa, którą będą musieli pewnego dnia przeprowadzić. Prawdopodobnie wówczas, gdy zostanie ogłoszone, że nestor spodziewa się potomka. Arthyen zdawał sobie wszak sprawę z tego, jak dalece sięga zaangażowanie kuzyna w sprawę nie tylko Czarnego Pana, ale ich wszystkich. Wiedział jednak z własnego doświadczenia, że dzieci potrafią przemianować priorytety.
Skinął jedynie głową gdy Morgoth się odezwał. Bez wątpienia było ich tutaj więcej, warunki sprzyjały, a i można było się zastanawiać, czy sama anomalia nie miała czegoś wspólnego z tym, że przybyły akurat tutaj, tak blisko koryta rzeki. Sięgnął po podaną rękę z wdzięcznością i wspiął się z powrotem na miejsce, które zajmował wcześniej. Uśmiechnął się krzywo.
- Wiele rzeczy powinni - odparł. Rywalizacja ich rodzin na tym polu była dość oczywistą. Jego małżeństwo miało być jednym z ogniw, które ową rywalizację zażegnają, złagodzą, przemianują poniekąd w nieco bardziej przyswajalną współpracę. Niestety wszystko bardzo szybko legło w gruzach, przynajmniej w jego oczach. Nikt mu nigdy nie zarzucił niczego wprost, a jednak ciążyło na nim poczucie winy za to, co spotkało Evangeline. A choć żaden z jej krewnych nie dał nigdy Yaxleyowi odczuć, że to akurat jemu przypisują spowodowanie tej tragedii w niebezpośredni sposób, sam czuł, że tak właśnie było. Bo była jego odpowiedzialnością. Której po prostu nie podołał.
Ruszył wolnym krokiem za kuzynem, częstując się papierosem. Dwa ogniki błysnęły w ciemności, musząc zapewne przywodzić na myśl świetliki, bądź inne owady. Faktycznie, w całym tym zawirowaniu, ferworze zmian politycznych i przygotowań przedślubnych młodszego Yaxleya, nie było nawet czasu na to, by spokojnie porozmawiać i nacieszyć się swoją obecnością zupełnie tak, jak dawniej. Gdy w latach szkolnych spacerowali po błoniach Hogwartu, obserwując z daleka jezioro skrzące się w popołudniowym słońcu. Teraz do dyspozycji mieli jedynie rzekę, a nad głowami światła gwiazd.
- Stresujesz się już? - Zapytał pomiędzy jednym zaciągnięciem się wonnym dymem, a drugim. Jego głos zawisł w ciszy przerywanej odgłosami wydawanymi przez owady. Nie musiał tłumaczyć, obchodzić tematu dookoła. Polityka polityką, ale wielkimi krokami zbliżał się ślub Morgotha. Stres nie był tu dobrym określeniem, ale Arthyen nie wiedział, jak ująć to lepiej. Wyczekiwanie. Świadomość nowych obowiązków. Zmiana pewnych schematów, do których przywykło się jako kawaler. Bohaterowie wszystkich narodów stawali przed tym samym wydarzeniem na pewnym etapie swojego życia i każdy w jakiś sposób to przeżywał. Nie sądził, by nawet skryty kuzyn był od tego wyjątkiem.
Skinął jedynie głową gdy Morgoth się odezwał. Bez wątpienia było ich tutaj więcej, warunki sprzyjały, a i można było się zastanawiać, czy sama anomalia nie miała czegoś wspólnego z tym, że przybyły akurat tutaj, tak blisko koryta rzeki. Sięgnął po podaną rękę z wdzięcznością i wspiął się z powrotem na miejsce, które zajmował wcześniej. Uśmiechnął się krzywo.
- Wiele rzeczy powinni - odparł. Rywalizacja ich rodzin na tym polu była dość oczywistą. Jego małżeństwo miało być jednym z ogniw, które ową rywalizację zażegnają, złagodzą, przemianują poniekąd w nieco bardziej przyswajalną współpracę. Niestety wszystko bardzo szybko legło w gruzach, przynajmniej w jego oczach. Nikt mu nigdy nie zarzucił niczego wprost, a jednak ciążyło na nim poczucie winy za to, co spotkało Evangeline. A choć żaden z jej krewnych nie dał nigdy Yaxleyowi odczuć, że to akurat jemu przypisują spowodowanie tej tragedii w niebezpośredni sposób, sam czuł, że tak właśnie było. Bo była jego odpowiedzialnością. Której po prostu nie podołał.
Ruszył wolnym krokiem za kuzynem, częstując się papierosem. Dwa ogniki błysnęły w ciemności, musząc zapewne przywodzić na myśl świetliki, bądź inne owady. Faktycznie, w całym tym zawirowaniu, ferworze zmian politycznych i przygotowań przedślubnych młodszego Yaxleya, nie było nawet czasu na to, by spokojnie porozmawiać i nacieszyć się swoją obecnością zupełnie tak, jak dawniej. Gdy w latach szkolnych spacerowali po błoniach Hogwartu, obserwując z daleka jezioro skrzące się w popołudniowym słońcu. Teraz do dyspozycji mieli jedynie rzekę, a nad głowami światła gwiazd.
- Stresujesz się już? - Zapytał pomiędzy jednym zaciągnięciem się wonnym dymem, a drugim. Jego głos zawisł w ciszy przerywanej odgłosami wydawanymi przez owady. Nie musiał tłumaczyć, obchodzić tematu dookoła. Polityka polityką, ale wielkimi krokami zbliżał się ślub Morgotha. Stres nie był tu dobrym określeniem, ale Arthyen nie wiedział, jak ująć to lepiej. Wyczekiwanie. Świadomość nowych obowiązków. Zmiana pewnych schematów, do których przywykło się jako kawaler. Bohaterowie wszystkich narodów stawali przed tym samym wydarzeniem na pewnym etapie swojego życia i każdy w jakiś sposób to przeżywał. Nie sądził, by nawet skryty kuzyn był od tego wyjątkiem.
Gość
Gość
Obaj zdawali sobie sprawę z tego, że ich rodzina była silna tak mocno jak oni. Pokładanie jednak wiary w samoutrzymanie się filarów było błędne i doskonale o tym wiedzieli. Nie wystarczyła jedynie czysta krew, tytuł i pochodzenie, by być ustawionym do końca życia i nie musieć się martwić o nic. Pracą musieli kontynuować rozpoczęte dzieło przodków i rozwijać je. dlatego właśnie Morgoth zdecydował się na rozpoczęcie nowego, własnego przedsięwzięcia, które mogło umocnić nie tylko samą pozycję, co pozwolić rodzinie z Cambrigdeshire na szerszą perspektywę. Chciał dać im coś, z czego będą mogli czerpać. Coś, co w jakimś sensie im go zastąpi, jeśli przyjdzie taki moment. Nie musiał tego mówić, ale między nim a jego kuzynami miało dojść jeszcze do wielu rozmów. Ważnych i istotnych dla przyszłości. Wiedział, o czym myśleli, jednak nie zdawał sobie sprawy z całości. Kiedy miało to nadejść - już wkrótce miał się dowiedzieć. Teraz byli wraz z Arthyenem pogrążeni w zawieszeniu ciemności, czerpiąc siłę z ujarzmionej anomalii. Każde wzmocnienie siły Rycerzy Walpurgii równało się z kolejnym krokiem bliżej celu, jaki im przyświecał.
- Nie, ale mam wątpliwości. Zbyt dużo się ostatnio zmieniło. - A wszyscy wiedzieli, że nakładające się zmiany były chaosem, którego nie potrzebowali. Musieli odnaleźć w tym jakiś system porządkowania, nad którym Morgoth starał się zapanować, chociaż nie było to takie proste. Obarczony wieloma zadaniami nestoratu, o których wcześniej nie miał pojęcia. Ojciec wspomagał go i instruował przy zarządzaniu, zaoferował się również przy prowadzeniu rodzinnych archiwów, które rozpoczął podczas własnej kadencji, a młody Yaxley z chęcią przystawał na każdą ofertę. Wiedział, że tak samo mógł liczyć na kuzynów, bliskich jak bracia. - Wracajmy - powiedział jedynie, puszczając niedopałek na ziemię i przygniatając go butem, by zgasł ostatni żar. Skończyli na dziś swoje zadanie i powinni iść dalej. Najgorsze z tego wszystkiego było to, że to nawet nie był początek.
|zt
- Nie, ale mam wątpliwości. Zbyt dużo się ostatnio zmieniło. - A wszyscy wiedzieli, że nakładające się zmiany były chaosem, którego nie potrzebowali. Musieli odnaleźć w tym jakiś system porządkowania, nad którym Morgoth starał się zapanować, chociaż nie było to takie proste. Obarczony wieloma zadaniami nestoratu, o których wcześniej nie miał pojęcia. Ojciec wspomagał go i instruował przy zarządzaniu, zaoferował się również przy prowadzeniu rodzinnych archiwów, które rozpoczął podczas własnej kadencji, a młody Yaxley z chęcią przystawał na każdą ofertę. Wiedział, że tak samo mógł liczyć na kuzynów, bliskich jak bracia. - Wracajmy - powiedział jedynie, puszczając niedopałek na ziemię i przygniatając go butem, by zgasł ostatni żar. Skończyli na dziś swoje zadanie i powinni iść dalej. Najgorsze z tego wszystkiego było to, że to nawet nie był początek.
|zt
They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Wątpliwości. Jakkolwiek świat, będący czarno-białym odbiciem rzeczywistości byłby irracjonalnie przyjemnym, wraz z dorosłością dochodziło się do przekonania, że nic podobnego nigdy nie będzie miało miejsca. Cała skala szarości, która występowała pomiędzy tymi dwoma barwami całkowicie uniemożliwiała łatwy i jasny osąd. Nic nigdy nie było łatwe; czyż nie właśnie tego uczono ich już od dziecka? Osobom postronnym łatwo było odnieść mylne wrażenie, że wrodzenie się w znamienity ród było niekończącym się źródłem szczęścia i czerpania korzyści pełnymi garściami. Mało kto prócz nich samych rozumiał, że to też nie było takie łatwe, a nazwisko niosło ze sobą pewne zobowiązania, których zignorowanie położyłoby się cieniem na reputacji każdego czarodzieja i czarownicy. Dlatego też nie zapewnił Morgotha, że to minie; byłoby to ładnym, choć całkowicie bezużytecznym kłamstwem. Fakt, że w duszę młodszego Yaxleya zakradło się zwątpienie nie był niczym dziwnym, choć wydawać by się mogło na pierwszy rzut oka, że niepożądanym. Był jednak człowiekiem, a wątpić było rzeczą bardzo ludzką. Brak jakiegokolwiek wahania zakrawałby już na fanatyzm, to z kolei prowadziło do zguby. Mógł ich ocalić tylko zdrowy rozsądek, a od czasu Stonehenge Arthyen wątpił coraz bardziej w jego powszechność wśród społeczności czarodziejów.
- A kto ich nie ma? - Zapytał retorycznie, pozwalając, by to pytanie stanowiło jedyny komentarz. Ani przez chwilę nie wątpił, że decyzja o obsadzeniu go na stanowisku nestora, była decyzją słuszną. Morgoth wiedział, że może liczyć na jego na jego pomoc, nawet jeśli miałby się znaleźć wiele kilometrów stąd, gdzie wpływy rodziny nie sięgały. A jednak on zawsze miał być przy nich sercem; niezależnie od tego, jak wiele miałoby go to kosztować. Nic nie było już pewne, a perspektywa kolejnego wyjazdu mogła majaczyć na horyzoncie. W związku z tym postanowił przedsięwziąć pewne środki, zaczynając od przekazania pewnej części nagromadzonych oszczędności.Wydawało się, że pieniądz nigdy nie stanowił w Fenland problemu. I nie stanowił. Jednak każde kolejne obostrzenie ministerstwa kładło się cieniem na ich przyszłości, a od tej zależało dobro jego córki. Człowiek nie był w stanie żyć samą ideą, niezależnie do tego, jak wzniosła by nie była. I ich młody nestor doskonale o tym wiedział, tak jak Arthyen wiedział, że nie ma potrzeby mu tego tłumaczyć.
- Chciałbym ci przekazać część funduszy - rzekł jedynie, gdy kierowali już swoje kroki z powrotem, a resztka papierosa zginęła rozgnieciona w błocie pod podeszwą buta. Na wypadek, gdybym musiał wyjechać. Tego jednak nie powiedział; pozwolił, by zrozumienie raz jeszcze roztoczyło nad nimi swój baldachim. A potem zniknęli, zostawiając za sobą rzekę Severn, która odzyskała swój dawny spokój.
| z/t
- A kto ich nie ma? - Zapytał retorycznie, pozwalając, by to pytanie stanowiło jedyny komentarz. Ani przez chwilę nie wątpił, że decyzja o obsadzeniu go na stanowisku nestora, była decyzją słuszną. Morgoth wiedział, że może liczyć na jego na jego pomoc, nawet jeśli miałby się znaleźć wiele kilometrów stąd, gdzie wpływy rodziny nie sięgały. A jednak on zawsze miał być przy nich sercem; niezależnie od tego, jak wiele miałoby go to kosztować. Nic nie było już pewne, a perspektywa kolejnego wyjazdu mogła majaczyć na horyzoncie. W związku z tym postanowił przedsięwziąć pewne środki, zaczynając od przekazania pewnej części nagromadzonych oszczędności.Wydawało się, że pieniądz nigdy nie stanowił w Fenland problemu. I nie stanowił. Jednak każde kolejne obostrzenie ministerstwa kładło się cieniem na ich przyszłości, a od tej zależało dobro jego córki. Człowiek nie był w stanie żyć samą ideą, niezależnie do tego, jak wzniosła by nie była. I ich młody nestor doskonale o tym wiedział, tak jak Arthyen wiedział, że nie ma potrzeby mu tego tłumaczyć.
- Chciałbym ci przekazać część funduszy - rzekł jedynie, gdy kierowali już swoje kroki z powrotem, a resztka papierosa zginęła rozgnieciona w błocie pod podeszwą buta. Na wypadek, gdybym musiał wyjechać. Tego jednak nie powiedział; pozwolił, by zrozumienie raz jeszcze roztoczyło nad nimi swój baldachim. A potem zniknęli, zostawiając za sobą rzekę Severn, która odzyskała swój dawny spokój.
| z/t
Gość
Gość
Rzeka Severn
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Shropshire