Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Dorset
Łuk Durdle Door
Strona 1 z 60 • 1, 2, 3 ... 30 ... 60
AutorWiadomość
Łuk Durdle Door
Nieco oddalony od Weymouth rozległy piaszczysty brzeg plaży, na którym co jakiś czas wznoszą się ostre, niebezpieczne skały, spośród których największą jest wapienny łuk Durdle Door. Mnogość naturalnych przeszkód uczyniła to miejsce trudnym szlakiem konnym wytyczonym dla doświadczonych jeźdźców, którzy już od wieków pokonują się wzajemnie w pomysłach na ominięcie piętrzących się na plaży kamieni, dosiadając skrzydlatych rumaków.
Jak przygotować się do zawodów?
Przed rozpoczęciem wyścigu należy:
- opisać użycie własnych prywatnych akcesoriów, które mogą pomóc w zwycięstwie (należy taką czynność wyróżnić pogrubieniem);
- dookreślić w poście gdzie i kiedy postać miała już do czynienia z końmi (wyścig jest niebezpieczny, dlatego postać nie może siedzieć po raz pierwszy w siodle), przy czym uzasadnienie to nie musi mieć potwierdzenia w karcie postaci lub grze na forum, wystarczy, że będzie miało sens;
- wylosować konia, którego się otrzymało (kość „konie”);
- opisać otrzymanego konia po wylosowaniu, włączając w to nadanie mu imienia.
Wyścig rozpocznie się w środę 11.11., do tego czasu wszyscy zawodnicy powinni być już na miejscu.
Deimos Carrow cierpi katusze, pali jak smok i jeszcze denerwuje się, bo nie może za dużo pić przed otwarciem wyścigu. Zwykł stać obok brata starszego i swoją cierpką miną witać uczestników różnych, dziś zamiast tego musi rozproszyć się i zamiast skupić na wyścigu, musi skupić się na wypowiedzeniu kilku zdań do zgromadzonego tłumu. Występuje na lekkie wzniesienie, żeby jego głos się niósł. Przesuwa wzrokiem po zainteresowanych, na pewno w tłumie szuka trzech osób, lecz do kogo uśmiechnął się pod nosem, wie tylko ta osoba [LADY ROSIER CEDRINA HALO], po czym znów spogląda po twarzach szarych, czerwonych bądź bladych. Adrien podpowiedział mu, żeby nie był aż tak sztywny, podrzucił mu kilka (nie)zabawnych żarcików, starał się coś zmienić, ale Deimos beznamiętnym i nudnym tonem oznajmia: - Chciałem powitać państwa w imieniu całego mego rodu na piątym dniu, dorocznym zwyczajem poświęconemu wyścigowi konnemu. W tym roku przeznaczyliśmy tuzin wierzchowców, a każdy z nich jest inny i niepowtarzalny. Ustaliliśmy ponadto, że wygrany będzie mógł zatrzymać wierzchowca przy sobie. Mam nadzieję, że ta nagroda już zapaliła w Państwu ogień rywalizacji. Nim jednak rozpoczniemy zawody, przypomnę zasady: po pierwsze, uczestniczyć w wyścigu może każdy, kto jest pełnoletni, bowiem jest to bardzo niebezpieczny bieg. Co poniektórzy na pewno pamiętają wyścig z 1953, kiedy ucierpiały aż dwa atenonany. - poświęca chwilę na to, żeby po tłumie rozległ się szmer wspominek, natomiast ma najpewniej do czynienia z młodzieżą i niewielu z nich pamieta wyścig kilka lat temu. Deimos zaś pamięta go dobrze, bo idiota, przez którego umarły zwierzęta, dostał od niego karę osobistą. -Tak więc każdy z zapisanych za moment podejdzie do punktu przydzielania koni. Aby było sprawiedliwie, konie otrzymujecie losowo. Musicie pamiętać, że nie są to zwierzęta potulne, jednak dla ułatwienia oznaczyliśmy wstążkami z której strony będą gryźć albo kopać nieumiejętnych jeźdźców. Z racji tego, każdy z uczestników powinien mieć sie na baczności, zarówno podczas całego wyścigu, jak i samego oswajania się z wierzchowcami. Co dalej - ustawią się państwo na lini startu. Została ona zaznaczona długim pasmem wysypanych muszli. Przed startem, który zasygnalizują czerwone iskry, nie wolno przekraczać owej lini, gdyż grozi to dyskwalifikacją. Sam wyścig prowadzi brzegiem, trasa będzie jednakże wyznaczana przez światełka, przestrzegamy więc przed opuszczaniem głównego szlaku. Piękno atenonanów polega nie tylko na ich biegu, ale przede wszystkim na umiejętności latania. O zakazie i przyzwoleniu na latanie poinformują niebieskie iskry. - zanudziwszy kogo tylko mógł, dodał na koniec: -Jest to wyścig i wygrywa ten, który pierwszy dotrze na koniec. Świadomi niebezpieczeństw czyhających w jego toku, przyjmijcie moje życzenie, by wszystkim udało się dotrzeć na metę - tu śmiejąc się złowieszczo pod nosem, dał do zrozumienia, że to nie będzie najłatwiejszy z wyścigów. Następnie kłania się ledwo zauważalnie, dziękując za uwagę i przyjmuje nienaganną znudzoną minę i schodzi by znów dołączyć do Adriena i zmierzać do punktu w którym wylosuje sobie konia.
Neleus wysłuchał faktycznie nudej przemowy Deimosa Carrowa. Szlachcic był jednak do takich mów przyzwyczajony i sam wygłaszał ich już dość sporo. Taka już była rola tych szlachetnie urodzonych. Na pierwszym miejscu pokora i pokazanie siebie z jak najlepszej strony.
Gdy tylko nasz Travers usłyszał o konkursie i możliwości wygrania konia, od razu postanowił wziąć udział w konkursie. Pomysłał bowiem o Amarze i przypomniał sobie też o Cobalcie. Był wspaniałym i potężnym ogierem, Acetotanem o strasznie złośliwym charakterze. Jego majestat i status sprawiał, że był rozpuszczonym zwierzęciem. Neleus dostał go w prezencie od rodziców na swoje siódme urodziny. Uczył się jeździć od 5 roku życia, a po dwóch latach rodzice uznali że źrebak Pearl będzie nowym koniem Nela. Do 18 roku życia był on własnością Nela. Gdy jednak przebywał w Hogwarcie to nie mógł mu już poświęcać tak wiele uwagi jak wcześniej. W wakacje i w święta byli jednak nierozłączni. Kochał tego konia nad życie. Zmarł w wyniku choroby i nic nie dało się z tym zrobić. To na nim nauczył się perfekcji i miał swoje pierwsze upadki. Niektóre dość poważne. To z tego powodu postanowił wystąpić w tym wyścigu. Pragnął mieć ponownie własne zwierzę no i ostatnio już miesiąc nie siedział w siodle. Udał się do odpowiedniego punktu by tam wylosować konia na którym miał rozpocząć wyścig po zwyciężstwo.
Gdy tylko nasz Travers usłyszał o konkursie i możliwości wygrania konia, od razu postanowił wziąć udział w konkursie. Pomysłał bowiem o Amarze i przypomniał sobie też o Cobalcie. Był wspaniałym i potężnym ogierem, Acetotanem o strasznie złośliwym charakterze. Jego majestat i status sprawiał, że był rozpuszczonym zwierzęciem. Neleus dostał go w prezencie od rodziców na swoje siódme urodziny. Uczył się jeździć od 5 roku życia, a po dwóch latach rodzice uznali że źrebak Pearl będzie nowym koniem Nela. Do 18 roku życia był on własnością Nela. Gdy jednak przebywał w Hogwarcie to nie mógł mu już poświęcać tak wiele uwagi jak wcześniej. W wakacje i w święta byli jednak nierozłączni. Kochał tego konia nad życie. Zmarł w wyniku choroby i nic nie dało się z tym zrobić. To na nim nauczył się perfekcji i miał swoje pierwsze upadki. Niektóre dość poważne. To z tego powodu postanowił wystąpić w tym wyścigu. Pragnął mieć ponownie własne zwierzę no i ostatnio już miesiąc nie siedział w siodle. Udał się do odpowiedniego punktu by tam wylosować konia na którym miał rozpocząć wyścig po zwyciężstwo.
Gość
Gość
The member 'Neleus Travers' has done the following action : rzut kością
'Konie' :
'Konie' :
Szlachcice w czasie wolnym skupiali się jedynie na rozrywkach godnych wyższych sfer, za nic mając choćby pospolite dancingi, odbywające się w najpodlejszych londyńskich lokalach. Logiczne pozostawało, iż arystokratom nie wypada (zbyt często) bywać w miejscach dostępnych dla wszystkich i używać identycznych przyjemności, co kmiotkowie, mający tyle wspólnego z prawdziwymi czarodziejami, ile wiewiórki z Hyde Parku. Avery przywykł do dość ograniczonej puli zabaw, w jakich mógł brać udział, bynajmniej tego nie żałując. Błękitna krew zobowiązywała – tak do towarzyskich turniejów polo, łowów, czy również wyścigów – podobnych dzisiejszemu, okraszonemu wszak przemiłą perspektywą zdrowej rywalizacji. Samael nie bał się stanąć w szranki z nikim, choć odrobinę przeszkadzał mu widok prostactwa, nierozważnie kręcącego się wśród zawodników z elity społeczeństwa. Zachował oczywiście swą naturalną powściągliwość, nie odzywając się ni słowem i nie próbując wykluczyć pospólstwa z udziału w wyścigu. Dać im chleba i igrzysk, a względny spokój zapanuje przynajmniej do kolejnego festiwalu Prewettów.
Z uprzejmym uśmiechem wysłuchał inauguracyjnej przemowy Carrowa, jednocześnie rozglądając się po wytyczonej trasie. Sprawiała wrażenie dość trudnej, aczkolwiek nie niemożliwej do pokonania. Dostarczającej adrenaliny, lecz niekoniecznie wyzwania dla kogoś, kto od dziecka jeździł konno. Avery jak większość arystokratów był uczony jeździectwa i pomimo początkowej niechęci do zwierząt, nawet polubił ten sport. Dużą rolę w procesie jego edukacji odegrała Laidan oraz odbywane od czasu do czasu wspólne przejażdżki. Których nie zaprzestali, zmieniając je niemal w rytuał – jej umożliwiającym ucieczkę od męża, jemu zapewniającym rozkoszne godziny w towarzystwie matki.
Kontakt z aetonanami miał również nad wyraz pozytywny wpływ na rozwój Julienne, więc Samael był częstym bywalcem stadniny w pobliżu jego dworku – a od ostatnich sześciu miesięcy tej, należącej do ojca jego narzeczonej.
Posiadał doświadczenie, więc nie obawiał się przydzieleniem jakiejś chabety, doskonale zdając sobie sprawię, iż więcej zależy od umiejętności jeźdźca, aniżeli od wierzchowca. Czas spędzony w siodle zaś nigdy chyba nie był marnotrawstwem?
Z uprzejmym uśmiechem wysłuchał inauguracyjnej przemowy Carrowa, jednocześnie rozglądając się po wytyczonej trasie. Sprawiała wrażenie dość trudnej, aczkolwiek nie niemożliwej do pokonania. Dostarczającej adrenaliny, lecz niekoniecznie wyzwania dla kogoś, kto od dziecka jeździł konno. Avery jak większość arystokratów był uczony jeździectwa i pomimo początkowej niechęci do zwierząt, nawet polubił ten sport. Dużą rolę w procesie jego edukacji odegrała Laidan oraz odbywane od czasu do czasu wspólne przejażdżki. Których nie zaprzestali, zmieniając je niemal w rytuał – jej umożliwiającym ucieczkę od męża, jemu zapewniającym rozkoszne godziny w towarzystwie matki.
Kontakt z aetonanami miał również nad wyraz pozytywny wpływ na rozwój Julienne, więc Samael był częstym bywalcem stadniny w pobliżu jego dworku – a od ostatnich sześciu miesięcy tej, należącej do ojca jego narzeczonej.
Posiadał doświadczenie, więc nie obawiał się przydzieleniem jakiejś chabety, doskonale zdając sobie sprawię, iż więcej zależy od umiejętności jeźdźca, aniżeli od wierzchowca. Czas spędzony w siodle zaś nigdy chyba nie był marnotrawstwem?
And when my heart began to bleed,
'Twas death and death indeed.
'Twas death and death indeed.
Samael Avery
Zawód : ordynator oddziału magiipsychiatrii
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Szalony, niech ukocha swe samotne ściany
I nie targa łańcucha, by nie draźnić rany
I nie targa łańcucha, by nie draźnić rany
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Samael Avery' has done the following action : rzut kością
'Konie' :
'Konie' :
Być może zgłaszanie się do konnego wyścigu było błędem. A może doskonałym sposobem by zaprezentować swoją skromną (lecz wcale nie biedną) osobę zgromadzonym dookoła pannom i ich ojcom, którzy z marsowymi minami przyglądali się każdemu co odważniejszemu młodzieńcowi, który poważył się zapuścić wzrokiem w kierunku ich latorośli. Colin do nieopierzonych młodzieńców nie należał, ale nie oznaczało to, że nie lubił ryzyka związanego z zawodami - szczególnie tymi, które odbywały się na tak znamienitej imprezie. Zresztą po wczorajszych wydarzeniach z wiankami potrzebował chwili większych emocji i adrenaliny rozsadzającej serce i pulsującej gwałtownie w żyłach; bodźca, który pozwoliłby mu pobudzić się do działa i w końcu zająć się odpowiednio swoją dotychczasową narzeczoną. Dlatego jego zgłoszenie do zawodów było kierowane bardziej zwykłą spontanicznością, niż przemyślaną decyzją, lecz skoro już się tu znalazł, postanowił najlepiej jak umiał wykorzystać swoje jeździeckie talenta.
Jego pewność siebie zniknęła w jednej chwili, gdy nie dalej niż kilka metrów obok dojrzał Tego-Którego-Najchętniej-Utopiłby-W-Kociołku. Samael losował swojego konia, a Colin zgrzytał zębami, zastanawiając się, czy pokonanie szlachcica w zawodach byłoby wystarczającą ujmą dla jego męskiego ego. Rozważał, czy dotychczasowe nauki jazdy konno - pierw pobierane pod okiem troskliwej matki na zwyczajnym kucyku, potem stopniowo przechodzące w ujeżdżanie coraz poważniejszych zwierząt - będą wystarczające, by prześcignąć szlacheckiego dupka i upokorzyć go przynajmniej w takim samym stopniu, jakiego upokorzenia doznał on sam. Bluźniercze rozmyślania przerwało ciche chrząknięcie przypominające mu, że nadeszła jego pola na losowanie wierzchowca. Z rozrzewnieniem wspomniał swojego ulubionego konia, Gripa, na którym przemierzał nie tak dawno granice swojej szkockiej posiadłości, zanim potulne zwierzę nie wyzionęło ducha ze starości. Może i nie posiadał idealnego siodła, dopasowanych strzemion i magicznego wędzidła, a jego kilkuletnie doświadczenie z końmi nie mogło się równać z codziennymi lub prawie codziennymi przejażdżkami większości uczestników, ale czyż bez ryzyka nie ma zabawy?
Jego pewność siebie zniknęła w jednej chwili, gdy nie dalej niż kilka metrów obok dojrzał Tego-Którego-Najchętniej-Utopiłby-W-Kociołku. Samael losował swojego konia, a Colin zgrzytał zębami, zastanawiając się, czy pokonanie szlachcica w zawodach byłoby wystarczającą ujmą dla jego męskiego ego. Rozważał, czy dotychczasowe nauki jazdy konno - pierw pobierane pod okiem troskliwej matki na zwyczajnym kucyku, potem stopniowo przechodzące w ujeżdżanie coraz poważniejszych zwierząt - będą wystarczające, by prześcignąć szlacheckiego dupka i upokorzyć go przynajmniej w takim samym stopniu, jakiego upokorzenia doznał on sam. Bluźniercze rozmyślania przerwało ciche chrząknięcie przypominające mu, że nadeszła jego pola na losowanie wierzchowca. Z rozrzewnieniem wspomniał swojego ulubionego konia, Gripa, na którym przemierzał nie tak dawno granice swojej szkockiej posiadłości, zanim potulne zwierzę nie wyzionęło ducha ze starości. Może i nie posiadał idealnego siodła, dopasowanych strzemion i magicznego wędzidła, a jego kilkuletnie doświadczenie z końmi nie mogło się równać z codziennymi lub prawie codziennymi przejażdżkami większości uczestników, ale czyż bez ryzyka nie ma zabawy?
The member 'Colin Fawley' has done the following action : rzut kością
'Konie' :
'Konie' :
Adrenalina w każdej możliwej formie jest uzależniająca. Przekonał się o tym jeszcze będąc w Hogwarcie, gdy brał udział w swoich pierwszych meczach Quidditcha. Krew płonęła w żyłach i huczała w uszach, serce waliło jak gdyby oszalałe miało zaraz uskoczyć z jego piersi. To właśnie dla tych emocji chciał grać, chciał odczuwać to coraz częściej, coraz mocniej, coraz bardziej. Uzależniający jest również równomierny huk tłumu. Ogłuszający ryk tłumu skandującego nazwę drużyny czy nazwiska pojedynczych zawodników. Avery zawsze chciał usłyszeć swoje. Było coś jednak ponad te zaszczyty, wykraczające poza te fizyczne przymioty dające przyjemność z gry. Wolność. Niesamowite uczucie, totalne oczyszczenie, jakiego można doświadczyć jedynie siedząc na miotle wysoko w chmurach. Ucieczka w przestworza stała się jego wizytówką. Pozwalała mu oczyścić przeciążony niechcianymi myślami umysł. Swoiste katharsis
Właśnie takiej mieszanki oczekiwał po wyścigu organizowanym w piątym dniu festiwalu miłości. Dziwiło go, co prawda, jaki związek ma to metafizyczne uczucie z na pewno trudną i całkiem brutalną rywalizacją, ale nie zamierzał narzekać. Od dzieciństwa jak przystało na szlachcica jeździł konno. Ta forma uciekania od rzeczywistości również przypadła mu do gustu, ale nie można było tego porównać do latania na miotle. Ale aetonan? Połączenie idealne. Już kilka razy miał okazję zetknąć się z tym dostojnym zwierzęciem, więc teraz nie zamierzał przepuścić takiej okazji.
Mina zrzedła mu trochę, gdy wśród zebranych słuchających przemówienia Carrowa dojrzał swojego brata. Poprzednie dni festiwalu były o tyle udane, że ani razu nie musiał oglądać jego skrzywionej facjaty. Nie miał jednak zamiaru wycofywać się z powodu takiej niedogodności. Walka miała być czysta skoro wszystko odbywała się na widoku tłumów, ale wiedział, że musi być przygotowany na wszystko. Czyli nic nowego. Postanowił uniknąć niepotrzebnej konfrontacji z Samaelem i poczekał aż tamten odejdzie z koniem, aby móc wylosować swojego wierzchowca. Nie czuł strachu czy niepewności. Uważał swoje doświadczenie za wystarczające, aby się nie ośmieszyć, a lata spędzone na grze w Quidditcha tylko działały na jego korzyść. Adrenalina zaczynała krążyć w jego żyłach.
Właśnie takiej mieszanki oczekiwał po wyścigu organizowanym w piątym dniu festiwalu miłości. Dziwiło go, co prawda, jaki związek ma to metafizyczne uczucie z na pewno trudną i całkiem brutalną rywalizacją, ale nie zamierzał narzekać. Od dzieciństwa jak przystało na szlachcica jeździł konno. Ta forma uciekania od rzeczywistości również przypadła mu do gustu, ale nie można było tego porównać do latania na miotle. Ale aetonan? Połączenie idealne. Już kilka razy miał okazję zetknąć się z tym dostojnym zwierzęciem, więc teraz nie zamierzał przepuścić takiej okazji.
Mina zrzedła mu trochę, gdy wśród zebranych słuchających przemówienia Carrowa dojrzał swojego brata. Poprzednie dni festiwalu były o tyle udane, że ani razu nie musiał oglądać jego skrzywionej facjaty. Nie miał jednak zamiaru wycofywać się z powodu takiej niedogodności. Walka miała być czysta skoro wszystko odbywała się na widoku tłumów, ale wiedział, że musi być przygotowany na wszystko. Czyli nic nowego. Postanowił uniknąć niepotrzebnej konfrontacji z Samaelem i poczekał aż tamten odejdzie z koniem, aby móc wylosować swojego wierzchowca. Nie czuł strachu czy niepewności. Uważał swoje doświadczenie za wystarczające, aby się nie ośmieszyć, a lata spędzone na grze w Quidditcha tylko działały na jego korzyść. Adrenalina zaczynała krążyć w jego żyłach.
okay, i hated you but even when you left, there was never a day that i’ve forgotten about you and even though i actually miss you, i’m gonna erase you now cause that’ll hurt way less
than blaming you
Soren Avery
Zawód : pałkarz Os z Wimbourne
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
jest szósta mojego serca
a po kątach trudno pozbierać wczorajszy dzień
a po kątach trudno pozbierać wczorajszy dzień
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Søren Avery' has done the following action : rzut kością
'Konie' :
'Konie' :
Nie było łatwo utrzymać zdenerwowaną bestię - bo miły i potulny wierzchowiec z pewnością to nie był - zwłaszcza gdy kłapał zębiskami za każdym razem, gdy Colin choćby spróbował położyć rękę na jego chrapach. Westchnął więc nieco rozczarowany, że trafiła się mu właśnie taka zdobycz, ale nie zamierzał się poddawać z powodu byle przeciwności losu. Stanowczym ruchem pogładził magicznego konia po grzbiecie, ze zdziwieniem zauważając, że jak na takiego olbrzyma ma zastanawiająco delikatne cielsko. Gładził go przed dłuższą chwilę, aż zwierzę uspokoiło się wystarczająco, by mógł je podprowadzić do linii mety; trzymał je mocno, starając się nie zwracać uwagi na to, to działo się dookoła. Gdyby któryś z uczestników dostrzegł, że jego koń zachowuje się mało potulnie, z pewnością wykorzystałby tę okazję w wyścigu. Co prawda szczucie pędzących wierzchowców nie należało do czystych zagrywek, ale Colin z doświadczenia wiedział, że adrenalina i chęć zwycięstwa to wystarczające bodźce, by zapomnieć o zasadach uczciwej gry. Brązowa sierść zwierzęcia błyszczała lekko - najwyraźniej konie były w doskonałym stanie i pod tym względem nie mógł nic zarzucić Carrowom. Ktoś obok głośniej krzyknął i wierzchowiec zastrzygł oczami, ponownie zaniepokojony, ale silna dłoń Colina usadziła go na miejscu.
- Spokojnie, Sam - szepnął, zbliżając się do końskiego łba na bezpieczną odległość, wciąż pamiętając, że zwierzę nadal jest skore do gryzienia. - Mam nadzieję, że pomożesz mi prześcignąć twojego imiennika - ostrożnie położył dłoń na rzucającym się pysku, ale tym razem koń zareagował o wiele łagodniej. Wyszczerzył zęby, lecz najwyraźniej chęć pożarcia Colina w całości chwilowo mu minęła. Z podziwem patrzył na dumną sylwetkę zwierzęcia, zastanawiając się, jak fantastycznie będzie wyglądał w locie, z rozłożonymi wielkimi skrzydłami stanowiąc wyrazisty brązowy kontrast dla roziskrzonego nieba.
- Spokojnie, Sam - szepnął, zbliżając się do końskiego łba na bezpieczną odległość, wciąż pamiętając, że zwierzę nadal jest skore do gryzienia. - Mam nadzieję, że pomożesz mi prześcignąć twojego imiennika - ostrożnie położył dłoń na rzucającym się pysku, ale tym razem koń zareagował o wiele łagodniej. Wyszczerzył zęby, lecz najwyraźniej chęć pożarcia Colina w całości chwilowo mu minęła. Z podziwem patrzył na dumną sylwetkę zwierzęcia, zastanawiając się, jak fantastycznie będzie wyglądał w locie, z rozłożonymi wielkimi skrzydłami stanowiąc wyrazisty brązowy kontrast dla roziskrzonego nieba.
Wyścig konny był czymś, co zainteresowało Alice dużo bardziej niż niewinne plecenie wianków, dlatego piątego dnia festiwalu pojawiła się w wyznaczonym miejscu, odziana w dosyć amerykańskim stylu, czym niewątpliwie się wyróżniała. Nie wstydziła się jednak swojego pochodzenia ani sympatii do mugoli. Rozglądając się po otoczeniu, wspominała przelotnie te wszystkie okazje, kiedy miała możliwość dosiadać konia. Miało to miejsce w Stanach. Nowojorska część rodziny Elliottów posiadała także okazały dom na wsi, gdzie czasami wybierali się, by odpocząć od miejskiego zgiełku. Było tam także kilka koni, na których ojciec wraz ze swoim mieszkającym na stałe w Ameryce bratem uczyli ją jeździć jeszcze zanim skończyła jedenaście lat i rozpoczęła naukę. A później, w wakacje oraz po skończeniu szkoły, kiedy wyjechała do Stanów na długie pięć lat, także lubiła urządzać sobie przejażdżki, ilekroć odwiedzała dom na wsi. Zazwyczaj były to zwykłe konie mugolskie, ale parę razy miała też możliwość dosiadania latających wierzchowców u znajomego ojca, który był czarodziejem i pasjonował się skrzydlatymi rasami.
Panna Elliott z pewnością nie posiadała takiego doświadczenia i wprawy, jak inni czarodzieje, którzy pojawili się tutaj dzisiejszego dnia. Była zwykłą dziewczyną z miasta, dla której jazda była okazjonalną przyjemnością, ale nie czymś, z czym miała do czynienia na co dzień. Nie posiadała także żadnego magicznego wyposażenia, jednak przyszła tu przede wszystkim po to, by dobrze się bawić i przeżyć nową przygodę. Musiała zaufać własnym umiejętnościom, choć ostatni raz siedziała w siodle może dwa miesiące temu, zanim postanowiła wrócić do Anglii. I z charakterystyczną dla siebie przekorą liczyła na możliwość, by trochę utrzeć nosa tym czystokrwistym paniczykom, zapewne przekonanym, że kobieta nie ma z nimi żadnych szans. Alice nie była eteryczną damulką, uważała się za osobę zaradną i bezczelną, i z taką też pozą pojawiła się w miejscu, gdzie trwały już przygotowania i losowanie koni. Kto wie, może to będzie jeszcze lepsze niż szybka jazda samochodem po gładkiej autostradzie? Wiedziała, że to może być niebezpieczny wyścig, ale ekscytacja przyćmiła jej zdrowy rozsądek.
Panna Elliott z pewnością nie posiadała takiego doświadczenia i wprawy, jak inni czarodzieje, którzy pojawili się tutaj dzisiejszego dnia. Była zwykłą dziewczyną z miasta, dla której jazda była okazjonalną przyjemnością, ale nie czymś, z czym miała do czynienia na co dzień. Nie posiadała także żadnego magicznego wyposażenia, jednak przyszła tu przede wszystkim po to, by dobrze się bawić i przeżyć nową przygodę. Musiała zaufać własnym umiejętnościom, choć ostatni raz siedziała w siodle może dwa miesiące temu, zanim postanowiła wrócić do Anglii. I z charakterystyczną dla siebie przekorą liczyła na możliwość, by trochę utrzeć nosa tym czystokrwistym paniczykom, zapewne przekonanym, że kobieta nie ma z nimi żadnych szans. Alice nie była eteryczną damulką, uważała się za osobę zaradną i bezczelną, i z taką też pozą pojawiła się w miejscu, gdzie trwały już przygotowania i losowanie koni. Kto wie, może to będzie jeszcze lepsze niż szybka jazda samochodem po gładkiej autostradzie? Wiedziała, że to może być niebezpieczny wyścig, ale ekscytacja przyćmiła jej zdrowy rozsądek.
The member 'Alice Elliott' has done the following action : rzut kością
'Konie' :
'Konie' :
Trzymając wierzchowca za uzdę uśmiechał się ironicznie, jakby już był pewny swojego zwycięstwa. Koń parskał i prychał najwidoczniej niezadowolony z obcego dotyku oraz z nakładanych na niego ograniczeń. Wyglądał dziko, nieokiełznanie, bardzo dumnie i Avery poczuł do niego delikatną nić sympatii. Zastanawiał się, czy pozwoli mu się dosiąść – wiedział, że każde zwierzę można nagiąć według własnej woli. Na złamanie trzeba było czasu, jednak Samael nie dysponował nim w wystarczającej ilości. Pozostawało mu zatem zawarcie z aetonanem paktu o nieagresji, by w efekcie zatriumfować w wyścigu. Zwłaszcza, iż przyjdzie mu się mierzyć ze swym drogim uczniem, który wykazał się nad wyraz niekulturalnie zupełnie go ignorując (zapłaci za to) oraz młodszym bratem. Szukającym kolejnego upokorzenia? Wspaniale. Soren mógł być pewny, iż tym razem nie zostanie oszczędzony. Nie stała przy nim Allison, która na kolanach po raz kolejny wybłagałaby dla niego miłosierdzie.
Avery ostro pociągnął za uzdę, bez strachu spoglądając na szarpiącego się aetonana. Lekceważąco pogładził go po aksamitnych chrapach, aby uspokoić go przed rozpoczęciem wyścigu. Ukierunkowując negatywne emocje w stronę innych zawodników. Biała sierść, lśniąca w promieniach słońca przywodziła na myśl dokładnie oczyszczone kości – siwy koń a temu, który na nim siedzi było na imię Śmierć? Ponoć brakowało mu jeszcze trójki towarzyszy, lecz Samael wiedział, iż poradzi sobie doskonale i bez nich. Poprowadził wierzchowca na linię startu, gdzie mocniej zacisnął popręgi, nie zważając na jego gniewne rżenie.
- Cicho, Venomie – rzekł, klepiąc go po głowie, choć obnażone zęby ostrzegały przed wyciąganiem ręki w jego kierunku – zachowaj energię na czas wyścigu – przykazał, jakby mówienie do konia miało jakikolwiek sens. Aetonany niewątpliwie były zwierzętami majestatycznymi, jednakowoż z pewnością nie rozumiały owych komend, wypowiadanych spokojnym, stanowczym głosem. Tylko kategoryczny ton uzmysławiał Venomowi, iż lepiej, by wykazał się posłuszeństwem, ponieważ to Avery jest przywódcą w tym stadzie.
Avery ostro pociągnął za uzdę, bez strachu spoglądając na szarpiącego się aetonana. Lekceważąco pogładził go po aksamitnych chrapach, aby uspokoić go przed rozpoczęciem wyścigu. Ukierunkowując negatywne emocje w stronę innych zawodników. Biała sierść, lśniąca w promieniach słońca przywodziła na myśl dokładnie oczyszczone kości – siwy koń a temu, który na nim siedzi było na imię Śmierć? Ponoć brakowało mu jeszcze trójki towarzyszy, lecz Samael wiedział, iż poradzi sobie doskonale i bez nich. Poprowadził wierzchowca na linię startu, gdzie mocniej zacisnął popręgi, nie zważając na jego gniewne rżenie.
- Cicho, Venomie – rzekł, klepiąc go po głowie, choć obnażone zęby ostrzegały przed wyciąganiem ręki w jego kierunku – zachowaj energię na czas wyścigu – przykazał, jakby mówienie do konia miało jakikolwiek sens. Aetonany niewątpliwie były zwierzętami majestatycznymi, jednakowoż z pewnością nie rozumiały owych komend, wypowiadanych spokojnym, stanowczym głosem. Tylko kategoryczny ton uzmysławiał Venomowi, iż lepiej, by wykazał się posłuszeństwem, ponieważ to Avery jest przywódcą w tym stadzie.
And when my heart began to bleed,
'Twas death and death indeed.
'Twas death and death indeed.
Samael Avery
Zawód : ordynator oddziału magiipsychiatrii
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Szalony, niech ukocha swe samotne ściany
I nie targa łańcucha, by nie draźnić rany
I nie targa łańcucha, by nie draźnić rany
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Strona 1 z 60 • 1, 2, 3 ... 30 ... 60
Łuk Durdle Door
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Dorset