Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Dorset
Łuk Durdle Door
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Łuk Durdle Door
Nieco oddalony od Weymouth rozległy piaszczysty brzeg plaży, na którym co jakiś czas wznoszą się ostre, niebezpieczne skały, spośród których największą jest wapienny łuk Durdle Door. Mnogość naturalnych przeszkód uczyniła to miejsce trudnym szlakiem konnym wytyczonym dla doświadczonych jeźdźców, którzy już od wieków pokonują się wzajemnie w pomysłach na ominięcie piętrzących się na plaży kamieni, dosiadając skrzydlatych rumaków.
Może to i lepiej, że mam silny instynkt przetrwania i zawsze wiem, kiedy nadchodzi moment, by się zbierać. W innym wypadku pewnie dokonałbym żywota przy pierwszym lepszym wypadzie na Nokturn albo, jeśli jakimś cudem dożyłbym festiwalu, wszedłbym prosto do zagrody rozjuszonych moim rozwiązłym trybem życia jednorożców, by zginąć marnie pod ich kopytami. Czy powinienem pocieszać się faktem, że kobiecie obok przytrafiły się poważniejsze urazy, skoro żyjemy w szowinistycznym świecie, każącym nam wierzyć w to, że kobiety są słabsze? Och cóż to by była za ujma na honorze - być w gorszym stanie niż panna z dobrego domu.
- Och Selino, według mnie jesteś piękna taka, jaka jesteś i nie potrzebujesz żadnej opalenizny, ale dbam o twój cenny czas wolny, niewątpliwie zaoszczędzisz go, opalając się szybciej w innym miejscu. - zaśmiałem się, przed oczami mając absurdalną wizję Lovegood wylegującej się w promieniach słonecznych pomiędzy oszalałymi rumakami galopującymi naokoło. Zdecydowanie pora się zbierać.
- Nie muszę ćwiczyć, ale dziękuję za troskę. - moglibyśmy porozmawiać, jeśli chciałabyś się zgłosić na ochotniczkę do ćwiczeń, chociaż dalej pamiętam piekący ślad na moim policzku, ślad po spotkaniu z twoją drobną dłonią. - Niestety zdaje się, że twój ogier nie jest już zainteresowany i jestem twoją jedyną opcją. Musisz się mną zadowolić. - naprawdę będziesz protestować, kiedy pierwszy raz w tym półroczu próbuję zrobić coś dobrego?
- Ktoś powinien sprawdzić czy nic ci nie jest - na przykład czy z twoją głową wszystko w porządku - jeśli będziesz szła równie skutecznie, co wstawała samodzielnie do pionu, to może za tydzień dojdziemy do mety, więc wybacz, jeśli nie uszanuję twojej prośby. - albo rozkazu, to nie ma znaczenia, będzie tak, jak mówię, bo przecież nie mogę cię zostawić samej w tyle. - Bez obaw, moja, pożal się Merlinie, wciąż narzeczona jest zbyt zajęta unikaniem mnie, by przejmować się tym wyścigiem. - a ja niedługo będę zbyt zajęty wykręcaniem się z tego mariażu. Bo chociaż niedokończenie wyścigu paliło nieprzyjemnie, to wciąż było nic w porównaniu z potwarzą, jaką sprawiła mi Linette. Masz chyba jednak pecha, Selino, bo nie obiłem się na tyle mocno, by mieć teraz krzepę stulatka; czułem się całkiem nieźle, więc gdy blondynka protestowała dobitnie i kręciła się niespokojnie, zacisnąłem nieco uścisk, jakby była niesfornym dzieckiem, tylko na ułamek sekundy tracąc równowagę w swoim bohaterskim przemarszu.
- Och Selino, według mnie jesteś piękna taka, jaka jesteś i nie potrzebujesz żadnej opalenizny, ale dbam o twój cenny czas wolny, niewątpliwie zaoszczędzisz go, opalając się szybciej w innym miejscu. - zaśmiałem się, przed oczami mając absurdalną wizję Lovegood wylegującej się w promieniach słonecznych pomiędzy oszalałymi rumakami galopującymi naokoło. Zdecydowanie pora się zbierać.
- Nie muszę ćwiczyć, ale dziękuję za troskę. - moglibyśmy porozmawiać, jeśli chciałabyś się zgłosić na ochotniczkę do ćwiczeń, chociaż dalej pamiętam piekący ślad na moim policzku, ślad po spotkaniu z twoją drobną dłonią. - Niestety zdaje się, że twój ogier nie jest już zainteresowany i jestem twoją jedyną opcją. Musisz się mną zadowolić. - naprawdę będziesz protestować, kiedy pierwszy raz w tym półroczu próbuję zrobić coś dobrego?
- Ktoś powinien sprawdzić czy nic ci nie jest - na przykład czy z twoją głową wszystko w porządku - jeśli będziesz szła równie skutecznie, co wstawała samodzielnie do pionu, to może za tydzień dojdziemy do mety, więc wybacz, jeśli nie uszanuję twojej prośby. - albo rozkazu, to nie ma znaczenia, będzie tak, jak mówię, bo przecież nie mogę cię zostawić samej w tyle. - Bez obaw, moja, pożal się Merlinie, wciąż narzeczona jest zbyt zajęta unikaniem mnie, by przejmować się tym wyścigiem. - a ja niedługo będę zbyt zajęty wykręcaniem się z tego mariażu. Bo chociaż niedokończenie wyścigu paliło nieprzyjemnie, to wciąż było nic w porównaniu z potwarzą, jaką sprawiła mi Linette. Masz chyba jednak pecha, Selino, bo nie obiłem się na tyle mocno, by mieć teraz krzepę stulatka; czułem się całkiem nieźle, więc gdy blondynka protestowała dobitnie i kręciła się niespokojnie, zacisnąłem nieco uścisk, jakby była niesfornym dzieckiem, tylko na ułamek sekundy tracąc równowagę w swoim bohaterskim przemarszu.
stars, hide your fires:
let not light see my black and deep desires.
let not light see my black and deep desires.
Faktycznie, znamy się. Chyba najzwyczajniej w świecie bardzo zależało mi na tym, aby udawać, że ta znajomość absolutnie nie istnieje. Nie wpisuje się w ramy mojego życia i tego, kim byłam, a kim jestem teraz. Co się stało: nie odstanie się. Co minęło, już nie wróci. Niby proste, niby o tym wiem, a jednak drzazga wciąż się chybocze pod skórą, zadając ból. Kiedy to się stało, że utraciłam bliskie mi osoby? Jak to zatrzymać, czy da się to odwrócić? Wiele pytań prześlizgnęło się przez mój umysł, a odpowiedź... odpowiedź zapisana była w niebie, szyfrem, którego nie umiem rozkodować. Najpewniej dlatego też milczałam, starając się nie patrzeć na Sorena (to zabawne, że z jego imieniem nie miałam już problemów). Całą swoją uwagę skupiłam na osobie Sylvaina, który pomimo wyczerpującego wyścigu, wciąż trzymał się bez zarzutów. Szczęśliwie nie odniosłam żadnych poważniejszych obrażeń. Nie zaprzeczę jednak, że najchęniej wróciłabym do domu, wzięła gorącą kąpiel, a później rzuciłabym się beztrosko w ramiona mojego łóżka. I ciepłej pościeli, na pewno Jowisz zadbał o jej temperaturę.
- To prawda, ale muszę przyznać, że ja się więcej strachu niż wesołości najadłam. Wolę polowania od wyścigów. Niestety, najpewniej do kolejnej konkurencji o tym zapomnę i znów się zgłoszę - odpowiedziałam, uśmiechając się nawet. Dobrze, że Crouch opanował się przed poruszaniem tematu wianków: w tym stanie nie mam pojęcia, co bym mu zrobiła. Z pewnością nie byłoby to nic przyjemnego!
- Trudno się nie zgodzić. I tak, wygrał swojego konia. Trzeba umieć się ustawić w życiu, cożeś myślał? - odparłam, mrugając do niego znacząco. Na ostatnie stwierdzenie mężczyzny pokiwałam jedynie głową na znak niemej zgody. Potem szybkim ruchem wskoczyłam na grzbiet Merkurego, aby dotrzeć do mety. Na której to przygotowana była już scena. Wysłuchałam uprzejmie przemowy jednego z organizatorów, odebrałam swoją nagrodę, zaraz ją zresztą ubierając (zimno!) i oddając pegaza w ręce Carrowów. To był smutny moment, zdążyłam polubić tego dzikusa!
Jak coś możesz dać nam z/t :D
- To prawda, ale muszę przyznać, że ja się więcej strachu niż wesołości najadłam. Wolę polowania od wyścigów. Niestety, najpewniej do kolejnej konkurencji o tym zapomnę i znów się zgłoszę - odpowiedziałam, uśmiechając się nawet. Dobrze, że Crouch opanował się przed poruszaniem tematu wianków: w tym stanie nie mam pojęcia, co bym mu zrobiła. Z pewnością nie byłoby to nic przyjemnego!
- Trudno się nie zgodzić. I tak, wygrał swojego konia. Trzeba umieć się ustawić w życiu, cożeś myślał? - odparłam, mrugając do niego znacząco. Na ostatnie stwierdzenie mężczyzny pokiwałam jedynie głową na znak niemej zgody. Potem szybkim ruchem wskoczyłam na grzbiet Merkurego, aby dotrzeć do mety. Na której to przygotowana była już scena. Wysłuchałam uprzejmie przemowy jednego z organizatorów, odebrałam swoją nagrodę, zaraz ją zresztą ubierając (zimno!) i oddając pegaza w ręce Carrowów. To był smutny moment, zdążyłam polubić tego dzikusa!
Jak coś możesz dać nam z/t :D
just fake the smile
Bellona Lovegood
Zawód : hodowca i treser chartów angielskich
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
Tygrys, tygrys w puszczach nocy
Świeci blaskiem pełnym mocy.
Czyj wzrok, czyja dłoń przelała
Grozę tę w symetrię ciała?
Świeci blaskiem pełnym mocy.
Czyj wzrok, czyja dłoń przelała
Grozę tę w symetrię ciała?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Czyżby Perseus ciągle zapominał z kim miał do czynienia? Poza tym to nie tak, że Selina nie posiadała instynktu przetrwania. Owszem, czasem (dosyć często) ignorowała jego istnienie, rzucając się w paszcze lwa, bo ten śmiał na nią ryknąć, ale... chyba zbyt dużo razy wychodziła z wielu sytuacji obronną ręką, posiadając coś na rodzaj dzikiej karty w formie swojej sławy, by się tym zrazić i nauczyć się, że czas zyskać nieco pokory. Rozwydrzyła się własną swobodą. No bo jakim cudem gwiazda Quidditcha miałaby zginąć w tragicznym wypadku poprzez wpadnięcie pod końskie kopyta? To by się kupy nie trzymało. To tak, jakby bohater wojenny miałby umrzeć przez złamanie przegrody nosowej. Trzeba było być doprawdy człowiekiem stworzonym do tego, by inspirować Darwina, by zapisać się w historii tak beznadziejną śmiercią. Można powiedzieć, że ego i duma Lovegood chroniła ją przed staranowaniem przez aetonany. A może jej brak obawy był raczej spowodowany kiedyś zasłyszanym stwierdzeniem, że te stworzenia robią wszystko, byleby nie nadepnąć na nieznaną im powierzchnię? Bo przed zanurzeniem rogu kopytowego w kałuży uciekały wzniesieniem się w powietrze, a przed zaplątaniem nóg w ciało człowieka nie próbowałyby podobnej sztuki?!
-W życiu nie spodziewałabym się od ciebie takiej dbałości o moje potrzeby.-przyjęła podobny do jego ton, z dziecinną zuchwałością naśladując go.-Poza tym, czy widać już moje rumieńce?-zakpiła, dotykając własnych policzków, jakby sprawdzając, czy bije od nich gorąco na dźwięk komplementu pod swoim adresem.-Najwyraźniej dbamy o siebie w ten sam sposób, Avery.-skomentowała jego kolejne zdanie, gdy dziękował jej za troskę. Sama chciałaby powiedzieć (i pewnie powie), że nie przypomina sobie podobnego zdarzenia. Bo jakże mogłaby się przyznać do tego, że pod wpływem upicia przez moment zapomniała się na tyle, by przekroczyć pewne nieprzekraczalne (dla siebie!) granice?-Z tego, co widziałam, Perseusie, to ty byłeś dosyć bezpośrednim powodem, dla którego mój ogier stracił mną zainteresowanie. Bo, uwierz mi, potrafiłam pobudzić go do współpracy.-oświadczyła bez cienia zażenowania, ciągle czując w kieszeniach lekki ciężar smakołyków, którymi przekupowała wierzchowca.
Oczywiście, że miała zamiar protestować. Nawet, jeśli ten uczynek przynosił jej korzyści. Straciłaby twarz, gdyby tak łatwo poddała się czyjejś woli.
-Doprawdy, twoja troska mnie rozczula.-wyznała, prawie że wzdychając ze wzruszenia, by potem przewrócić oczami.
Cóż, z jej głową było chyba całkiem nieźle, skoro artykulacja podobnych zdań wychodziła z niej z taką łatwością.
-Naprawdę, Avery. Zacznę myśleć, że chcesz mi coś wyznać.-uśmiechnęła się krzywo na jego kolejne słowa, niejako drwiąc z niego. Bo jakże inaczej mogła zareagować na jego szlachetne zachowanie? Było to dla niej równie nienaturalne co... dla niego.-Och? Więc jednak?-wyrwało jej się, zapominając o takcie, który i tak posiadała w znikomych ilościach.-Czyżby się dowiedziała o czymś o czym nie powinna?-zgadnęła, przechodząc na bardziej neutralny ton. Chyba w końcu coś, w czym czuła się pewniej i nie musiała zbywać tego drwiną, by przez to "przejść".-Zaproszenie na ślub jest więc anulowane? Czy będziesz kontynuować tą farsę?-nie ubierała wyrazów w ładną ramkę, bo nie było takiej potrzeby.
I nagle, abstrakcyjnie, zajęta myślą o czymś innym, dała się trzymać w ramionach tego jednodniowego, nadzwyczajnego bohatera.
-W życiu nie spodziewałabym się od ciebie takiej dbałości o moje potrzeby.-przyjęła podobny do jego ton, z dziecinną zuchwałością naśladując go.-Poza tym, czy widać już moje rumieńce?-zakpiła, dotykając własnych policzków, jakby sprawdzając, czy bije od nich gorąco na dźwięk komplementu pod swoim adresem.-Najwyraźniej dbamy o siebie w ten sam sposób, Avery.-skomentowała jego kolejne zdanie, gdy dziękował jej za troskę. Sama chciałaby powiedzieć (i pewnie powie), że nie przypomina sobie podobnego zdarzenia. Bo jakże mogłaby się przyznać do tego, że pod wpływem upicia przez moment zapomniała się na tyle, by przekroczyć pewne nieprzekraczalne (dla siebie!) granice?-Z tego, co widziałam, Perseusie, to ty byłeś dosyć bezpośrednim powodem, dla którego mój ogier stracił mną zainteresowanie. Bo, uwierz mi, potrafiłam pobudzić go do współpracy.-oświadczyła bez cienia zażenowania, ciągle czując w kieszeniach lekki ciężar smakołyków, którymi przekupowała wierzchowca.
Oczywiście, że miała zamiar protestować. Nawet, jeśli ten uczynek przynosił jej korzyści. Straciłaby twarz, gdyby tak łatwo poddała się czyjejś woli.
-Doprawdy, twoja troska mnie rozczula.-wyznała, prawie że wzdychając ze wzruszenia, by potem przewrócić oczami.
Cóż, z jej głową było chyba całkiem nieźle, skoro artykulacja podobnych zdań wychodziła z niej z taką łatwością.
-Naprawdę, Avery. Zacznę myśleć, że chcesz mi coś wyznać.-uśmiechnęła się krzywo na jego kolejne słowa, niejako drwiąc z niego. Bo jakże inaczej mogła zareagować na jego szlachetne zachowanie? Było to dla niej równie nienaturalne co... dla niego.-Och? Więc jednak?-wyrwało jej się, zapominając o takcie, który i tak posiadała w znikomych ilościach.-Czyżby się dowiedziała o czymś o czym nie powinna?-zgadnęła, przechodząc na bardziej neutralny ton. Chyba w końcu coś, w czym czuła się pewniej i nie musiała zbywać tego drwiną, by przez to "przejść".-Zaproszenie na ślub jest więc anulowane? Czy będziesz kontynuować tą farsę?-nie ubierała wyrazów w ładną ramkę, bo nie było takiej potrzeby.
I nagle, abstrakcyjnie, zajęta myślą o czymś innym, dała się trzymać w ramionach tego jednodniowego, nadzwyczajnego bohatera.
Selina Lovegood
Zawód : ścigająca Os, naczelna zołza, bywalczyni kolumn Czarownicy
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
pride
will be always
the longest distance
between us
will be always
the longest distance
between us
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Wyjątkowo w przegranej odnajdywał cień zwycięstwa – kolejny stopień w mozolnej i ciężkiej wędrówce do doskonałości. Dlatego nie przyznawał się do porażki, ponieważ według własnych kalkulacji doszedł do wniosku, że właściwie poszło mu niemal doskonale. Biorąc naturalnie pod uwagę fakt, że nie mógł pochwalić się tak wybitnymi umiejętnościami jeździeckimi jak Carrowowie, a jednego z nich udało mu się nawet prześcignąć! Udało? Nie był pewien, jeszcze rozemocjonowany z adrenaliną schodzącą z jego ciała bardzo, bardzo powoli i leniwie wręcz, jak gdyby jego umysł garnął się do większych wrażeń.
-Także nad tym ubolewam – odpowiedział ni to z żalem, ni to z sarkazmem, więc trudno było poznać, czy przeszkadza mu ów fakty czy też nie. Właściwie to niewiele go interesowało w danej chwili, był zmęczony i odrobinkę podekscytowany. Ale tylko odrobinkę.
Na wyzwanie (czyż tak?) odpowiedział śmiechem, dosyć serdecznym choć odrobinę nerwowym, ale to wina krążącego w jego żyłach napędu paliwowego, forąca i całej tej otoczki chaosu. Do jego narzeczonej, jakże ślicznej i delikatnej – potrafił wszak docenić kobiece niewyzywające piękno – posłał jedynie słaby uśmiech.
-Oczywiście, nie omieszkam się pojawić – następnie zwróciwszy się do jasnowłosej Megary, ukłonił się lekko – Panienko Malfoy – wyczuwał napięcie, choć narzeczona Deimosa niemal omdlewała mu w ramionach, między nią a nim, niewidzialne, aczkolwiek nieuniknione. I nie miał pojęcia, kto w tym niemym i niewidocznym dla gołego oka pojedynku toczy prym – Wspaniała – skomentował – jak perła, którą zamknąłbym w złotej szkatule i ukrył przed światem – rzucił odrobinę zbyt patetycznie, aby ostatni raz posłać Megarze uśmiech – na zawsze – och, Deimosie, nie będę już podsuwał Ci żadnych równie paskudnych pomysłów.
Gdy pojawił się Travers, uścisnął jego dłoń i przytaknąwszy na to, że rumaki faktycznie były wspaniałe, oddalił się zaraz, aby obejrzeć ceremonię, a chwilę po jej zakończeniu oddalić się pospiesznie i oddać bezlitosnemu sądowi, który miał nastąpić.
-Także nad tym ubolewam – odpowiedział ni to z żalem, ni to z sarkazmem, więc trudno było poznać, czy przeszkadza mu ów fakty czy też nie. Właściwie to niewiele go interesowało w danej chwili, był zmęczony i odrobinkę podekscytowany. Ale tylko odrobinkę.
Na wyzwanie (czyż tak?) odpowiedział śmiechem, dosyć serdecznym choć odrobinę nerwowym, ale to wina krążącego w jego żyłach napędu paliwowego, forąca i całej tej otoczki chaosu. Do jego narzeczonej, jakże ślicznej i delikatnej – potrafił wszak docenić kobiece niewyzywające piękno – posłał jedynie słaby uśmiech.
-Oczywiście, nie omieszkam się pojawić – następnie zwróciwszy się do jasnowłosej Megary, ukłonił się lekko – Panienko Malfoy – wyczuwał napięcie, choć narzeczona Deimosa niemal omdlewała mu w ramionach, między nią a nim, niewidzialne, aczkolwiek nieuniknione. I nie miał pojęcia, kto w tym niemym i niewidocznym dla gołego oka pojedynku toczy prym – Wspaniała – skomentował – jak perła, którą zamknąłbym w złotej szkatule i ukrył przed światem – rzucił odrobinę zbyt patetycznie, aby ostatni raz posłać Megarze uśmiech – na zawsze – och, Deimosie, nie będę już podsuwał Ci żadnych równie paskudnych pomysłów.
Gdy pojawił się Travers, uścisnął jego dłoń i przytaknąwszy na to, że rumaki faktycznie były wspaniałe, oddalił się zaraz, aby obejrzeć ceremonię, a chwilę po jej zakończeniu oddalić się pospiesznie i oddać bezlitosnemu sądowi, który miał nastąpić.
Caesar Lestrange
Zawód : sutener oraz brygadzista
Wiek : 30 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
pięć palców co po strunach chodzą
zegną się jak żelazo w ogniu
w owoc granatu martwy splot
zegną się jak żelazo w ogniu
w owoc granatu martwy splot
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Zdawała sobie sprawę, że jej zachowanie nie zawsze było mile widziane..przynajmniej przez te bardziej sztywne towarzystwo. Niemal czuła krzywe spojrzenie jej kuzyna, choć...możliwe, że był zbyt zajęty glorią, jaka aktualnie na niego spłynęła. W końcu - wygrany wyścig! Niezależnie od wszystkiego - miała zamiar dostać się do wyprawowego przyjaciela, zanim ten - umknie jej wśród krzątających się osób. W niepojęty sposób, nie mogła uwierzyć, że festiwal, tak niepodziewanie obdarzył ją spotkaniami osób - które silnie wrysowywały się w jej pamięci. Percival, na którego wspomnie, wciąż odczuwała dziwną lekkość, plasującą się gdzieś w okolicach mostka. Tristan, z którym nawet podczas wyścigu, zamienili zaledwie kilka słów. A teraz Ben, Smoku, który nieprzerwanie i przekornie, jak kiedyś nazywał ją Szlachcianeczką. Nie mogła ominąć jego ramion! I dopiero, gdy na powrót stanęła na własnych nogach, usłyszała wołanie Adriena. No tak! Obiecała!
- Spróbuj nie dotrzymać słowa, to się policzymy! - odezwała się, prowadząc pośpiesznie Sayuri w ręce koniuszego, a potem - biegiem pognała do swego ojca, szykując się do zadanie, które jej zlecił.
Przez chwilę wstrzymywała śmiech, gdy usłyszała słowa, wspominające jej osobę w przemowie tatki. Dla uspokojenia zerknęła na koszyczek i znajdujące się w nim chusty. Każdy musiał przyznać, że prezentowały się pięknie, iskrząc niewidzialną poświatą, jednorożcowego włosia, by - w odpowiedniej chwili sięgnąć po delikatny materiał, czując, jak niemal przelewał jej się przez palce.
Pierwsza powędrowała do Deimosa - i temu z wdzięcznym, gratulacyjnym, acz delikatnym ukłonem - złożoną - podała do ręki. Przesunęła się do - niepozornej dziewczyny - Alice, uplasowanej na drugim miejscu. Chustę założyła na jej ramiona, szeptając ledwie słyszalnie - cieszę się, że choć jedna kobieta jest na podium.
Tristan...zatrzymała się, przez dłuższą niż sekundę chwilę, spoglądając mu w oczy - gdybyś nie robił takiego wrażenia, prześcignęłabym cię - równie cichy głos co poprzednio, kierowany tylko do uszu adresata. Lśniący materiał owinęła wokół ręki, pozostawiając na nadgarstku mężczyzny.
Podobnie postąpiła w przypadku genetlmanów, których miała okazję spotkać kilka dni wcześniej
- Tym razem nie musisz jej łapać - uśmiechnęła się do Cezara, wspominając jej gonitwę, za uciekając chustą.
Zatrzymała się - kolejny dziś raz przed Benjaminem, ciskając w niego seria niekontrolowanych uśmiechów. Chustę zawiązała mu na szyi, odsłaniając przy okazji, łobuzerskie błyski w oczach. Swoje dłonie skierowała do Julka Notta, który - tak jak ostatnio wydawał się nieco odległy w spojrzeniu, które prawdopodobnie posłał jej, gdy stanęli naprzeciw. Nie miała jeszcze żadnych powodów, by być niegrzeczną, dlatego i jego obdarzyła uśmiechem, który - zapewne odbił się od jego twarzy, nie powodując wzajemności.
Bellony nie znała, ale nie przeszkadzało jej to wcale - gratulacje moja droga - zwiewny materiał opadł na jej ramiona, czekając, aż dziewczyna przytrzyma go dłońmi, by nie porwał go wiatr. Odwróciła się, by - powędrować do swego kochanego ojca - Ciebie to też nie ominie! - i tu, po prostu objęła rodziciela ramionami, całując go w policzek, a chustą okręciła mu głowę. Jedna, ostatnia jaka pozostała, wciąż migotliwa, na dnie koszyczka, trafiła w jej dłonie.
zt? chyba, że jeszcze ktoś coś zaczepia?
- Spróbuj nie dotrzymać słowa, to się policzymy! - odezwała się, prowadząc pośpiesznie Sayuri w ręce koniuszego, a potem - biegiem pognała do swego ojca, szykując się do zadanie, które jej zlecił.
Przez chwilę wstrzymywała śmiech, gdy usłyszała słowa, wspominające jej osobę w przemowie tatki. Dla uspokojenia zerknęła na koszyczek i znajdujące się w nim chusty. Każdy musiał przyznać, że prezentowały się pięknie, iskrząc niewidzialną poświatą, jednorożcowego włosia, by - w odpowiedniej chwili sięgnąć po delikatny materiał, czując, jak niemal przelewał jej się przez palce.
Pierwsza powędrowała do Deimosa - i temu z wdzięcznym, gratulacyjnym, acz delikatnym ukłonem - złożoną - podała do ręki. Przesunęła się do - niepozornej dziewczyny - Alice, uplasowanej na drugim miejscu. Chustę założyła na jej ramiona, szeptając ledwie słyszalnie - cieszę się, że choć jedna kobieta jest na podium.
Tristan...zatrzymała się, przez dłuższą niż sekundę chwilę, spoglądając mu w oczy - gdybyś nie robił takiego wrażenia, prześcignęłabym cię - równie cichy głos co poprzednio, kierowany tylko do uszu adresata. Lśniący materiał owinęła wokół ręki, pozostawiając na nadgarstku mężczyzny.
Podobnie postąpiła w przypadku genetlmanów, których miała okazję spotkać kilka dni wcześniej
- Tym razem nie musisz jej łapać - uśmiechnęła się do Cezara, wspominając jej gonitwę, za uciekając chustą.
Zatrzymała się - kolejny dziś raz przed Benjaminem, ciskając w niego seria niekontrolowanych uśmiechów. Chustę zawiązała mu na szyi, odsłaniając przy okazji, łobuzerskie błyski w oczach. Swoje dłonie skierowała do Julka Notta, który - tak jak ostatnio wydawał się nieco odległy w spojrzeniu, które prawdopodobnie posłał jej, gdy stanęli naprzeciw. Nie miała jeszcze żadnych powodów, by być niegrzeczną, dlatego i jego obdarzyła uśmiechem, który - zapewne odbił się od jego twarzy, nie powodując wzajemności.
Bellony nie znała, ale nie przeszkadzało jej to wcale - gratulacje moja droga - zwiewny materiał opadł na jej ramiona, czekając, aż dziewczyna przytrzyma go dłońmi, by nie porwał go wiatr. Odwróciła się, by - powędrować do swego kochanego ojca - Ciebie to też nie ominie! - i tu, po prostu objęła rodziciela ramionami, całując go w policzek, a chustą okręciła mu głowę. Jedna, ostatnia jaka pozostała, wciąż migotliwa, na dnie koszyczka, trafiła w jej dłonie.
zt? chyba, że jeszcze ktoś coś zaczepia?
The knife that has pierced my heart, I can’t pull it out Because if I do It’ll send up a huge spray of tears that can’t be stopped
Ostatnio zmieniony przez Inara Carrow dnia 24.11.15 15:19, w całości zmieniany 2 razy
Nikt nie zwracał zbytnio uwagi na Juliusa, nawet nie poświęcając mu dosłownie kilku sekund na odpowiedź na jego powitania. Dlatego Nott bez słowa więcej oddalił się od grupki wzajemnej adoracji i skierował swoje kroki ponownie do aetonana, który dzielnie doprowadził go na koniec wyścigów. Ciężko było w tym mężczyźnie wzbudzić jakieś cieplejsze uczucia, dlatego jedynie poklepał konia po grzbiecie, a potem oddał go Carrowom. Poczekał potem chwilę na ostateczne wręczenie nagród. Słuchawszy przemowy swego przyszłego-teścia-ale-o-tym-nie-wiem bujał się lekko na boki z założonymi do tyłu rękoma. Usłyszawszy swoje nazwisko, bez żadnego uśmiechu czy cienia dumy wypisanej na twarzy wlazł na scenę po to, aby odebrać ów przedmiot. Okazało się, że ryzykował życie dla jedwabnej chusty, która na pewno niesamowicie podkreśli jego nieskazitelną urodę. Z pewnością zrobił nietęgą minę, dostając przedmiot w swoje ręce, ale na szczęście nie powiedział nic na ten temat.
Wzburzony, czym prędzej zszedł na ziemię, aby być może z Lestrange'm, a być może samotnie oddalić się od Weymouth. I aby stamtąd móc bezpiecznie teleportować się do swego domu.
zt
Wzburzony, czym prędzej zszedł na ziemię, aby być może z Lestrange'm, a być może samotnie oddalić się od Weymouth. I aby stamtąd móc bezpiecznie teleportować się do swego domu.
zt
The devil's in his hole
Julius Nott
Zawód : łamacz klątw
Wiek : 33
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Into the sun the south the north, at last the birds have flown
The shackles of commitment fell, In pieces on the ground
The shackles of commitment fell, In pieces on the ground
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Podnosiła się tyle razy, z wody i z piasku, nie dawała za wygraną i cały czas walczyła o dobre miejsce, na dodatek utrzymując się w czołówce, by w efekcie nie przekroczyć nawet linii mety. Wszelkie tłumaczenia zdałyby się na nic i robienie dobrej miny do złej gry także nie mogło trwać zbyt długo – choć w zgryzocie damie nie do twarzy, Darcy musiała skrzywić się na wieść tego, kto dojechał pierwszy i tym samym wygrał cały wyścig. Całe szczęście, że wieść o znalezieniu się Tristana na podium zdołała jakoś ugłaskać jej budzące się poczucie niesprawiedliwości, w innym wypadku mogłaby wypowiedzieć o jedno słowo za dużo.
- Gratulacje! – uśmiechnęła się szeroko i szczerze, gdy brat zdejmował toczek z jej głowy i stawiał czoła potarganym włosom - Nie mogę się doczekać miny Carrowa, gdy zobaczy cię na podium – o szlamie nie wspomniała ni słowem, choć gdyby dowiedziała się, że ta nie była nawet Europejką, zapewne podarowałaby jej nieco ze swojej uwagi.
Obietnice ćwiczenia przed przyszłoroczną gonitwą zapowiadały więcej czasu spędzonego w doborowym towarzystwie i dni wypełnione dobrą zabawą, wiec nawet mimo bólu, Rosier musiała uśmiechnąć się po raz kolejny. A wzmianki o szalonym wierzchowcu nie mogła pozostawić bez komentarza.
- Prawda? – wyszeptała marszcząc brwi, niezmiernie zadowolona z faktu, że Tristan najwyraźniej podzielał jej teorię spiskową – Biedna Inara oberwała ode mnie tyle razy, że przeprosiłabym ją, gdyby koń nie należał do jej rodziny. A w stadninie w Dover opowiem, że ich konie są sto razy lepsze od tych tutaj, championów…
Oznaka niezadowolenia w postaci prychnięcia wyrwała jej się pod sam koniec rzucanych szeptem oskarżeń, ale czując na plecach uspakajający dotyk, Darcy darowała sobie kolejną porcję wyrażonej na głos irytacji. Skinieniem głowy potwierdziła, że da radę się przemieścić i ujęła brata pod ramię, po chwili docierając do namiotu magomedyków, gdzież to oddała się w ich ręce.
Tam Tristan musiał pozostawić ją samą, bo oto właśnie nadszedł moment wręczenia nagród, następujący po przemówieniu Adriena Carrowa. Panienka Rosier pospieszała uwijającą się dookoła niej pomoc, chciała bowiem nagrodzić brata oklaskami, a przy okazji dać znać reszcie zebranych, że pomimo upadku i przegranej, wciąż jest w stanie przechadzać się pomiędzy nimi z podniesioną głową. Gdy magia lecznicza dała już swoje efekty, ciemnowłosa powędrowała czym prędzej w stronę podium i zdążyła dołączyć do oklasków na cześć Tristana, przy okazji starając się wyłapać jego spojrzenie, by dać mu znać, że wszystko z nią już w porządku. Czarna perła była tylko minimum, na jakie zasługiwał.
A gdy fala oklasków przebrzmiała i flesze czarodziejskich aparatów przestały błyskać, Darcy przedarła się przez tłum, nagrodziła brata dodatkowymi całusami w policzek i przyjęła z jego rąk nagrodę pocieszenia w postaci chusty z włosiem jednorożca. Zabawa i świętowanie musiały poczekać, ktoś inny potrzebował teraz ich obecności i uwagi. Po pożegnaniu się z tymi, którzy na to zasługiwali, Rosierowie skierowali się do wyjścia i niebawem byli już u celu, u boku swojej siostry.
| Tristan i Darcy zt
- Gratulacje! – uśmiechnęła się szeroko i szczerze, gdy brat zdejmował toczek z jej głowy i stawiał czoła potarganym włosom - Nie mogę się doczekać miny Carrowa, gdy zobaczy cię na podium – o szlamie nie wspomniała ni słowem, choć gdyby dowiedziała się, że ta nie była nawet Europejką, zapewne podarowałaby jej nieco ze swojej uwagi.
Obietnice ćwiczenia przed przyszłoroczną gonitwą zapowiadały więcej czasu spędzonego w doborowym towarzystwie i dni wypełnione dobrą zabawą, wiec nawet mimo bólu, Rosier musiała uśmiechnąć się po raz kolejny. A wzmianki o szalonym wierzchowcu nie mogła pozostawić bez komentarza.
- Prawda? – wyszeptała marszcząc brwi, niezmiernie zadowolona z faktu, że Tristan najwyraźniej podzielał jej teorię spiskową – Biedna Inara oberwała ode mnie tyle razy, że przeprosiłabym ją, gdyby koń nie należał do jej rodziny. A w stadninie w Dover opowiem, że ich konie są sto razy lepsze od tych tutaj, championów…
Oznaka niezadowolenia w postaci prychnięcia wyrwała jej się pod sam koniec rzucanych szeptem oskarżeń, ale czując na plecach uspakajający dotyk, Darcy darowała sobie kolejną porcję wyrażonej na głos irytacji. Skinieniem głowy potwierdziła, że da radę się przemieścić i ujęła brata pod ramię, po chwili docierając do namiotu magomedyków, gdzież to oddała się w ich ręce.
Tam Tristan musiał pozostawić ją samą, bo oto właśnie nadszedł moment wręczenia nagród, następujący po przemówieniu Adriena Carrowa. Panienka Rosier pospieszała uwijającą się dookoła niej pomoc, chciała bowiem nagrodzić brata oklaskami, a przy okazji dać znać reszcie zebranych, że pomimo upadku i przegranej, wciąż jest w stanie przechadzać się pomiędzy nimi z podniesioną głową. Gdy magia lecznicza dała już swoje efekty, ciemnowłosa powędrowała czym prędzej w stronę podium i zdążyła dołączyć do oklasków na cześć Tristana, przy okazji starając się wyłapać jego spojrzenie, by dać mu znać, że wszystko z nią już w porządku. Czarna perła była tylko minimum, na jakie zasługiwał.
A gdy fala oklasków przebrzmiała i flesze czarodziejskich aparatów przestały błyskać, Darcy przedarła się przez tłum, nagrodziła brata dodatkowymi całusami w policzek i przyjęła z jego rąk nagrodę pocieszenia w postaci chusty z włosiem jednorożca. Zabawa i świętowanie musiały poczekać, ktoś inny potrzebował teraz ich obecności i uwagi. Po pożegnaniu się z tymi, którzy na to zasługiwali, Rosierowie skierowali się do wyjścia i niebawem byli już u celu, u boku swojej siostry.
| Tristan i Darcy zt
Gość
Gość
I kręciła się tak jeszcze przez jakiś czas, dochodząc do wniosku, że samotność w gronie samych nieznajomych wcale nie jest przyjemną rzeczą. Jeszcze przez chwilę mogła cieszyć się towarzystwem Mickeya, ale w końcu go zabrano, razem z pozostałymi końmi uczestniczącymi w zawodach. Później jednak nadszedł moment wręczenia nagród. Kiedy ją wywołano, wstąpiła na podwyższenie, świadoma, że teraz wszyscy ją widzą. Mimo pojawienia się na wyścigu z niezbyt wygórowanymi oczekiwaniami, bardziej dla frajdy niż z chęci faktycznego zwycięstwa, była z siebie dumna. Tym bardziej, gdy tylko jej oczy zatrzymywały się na twarzach niektórych czystokrwistych zawodników, wyraźnie niezadowolonych z faktu, że amerykańska szlama okazała się lepsza od większości z nich. W sumie dobrze im tak, mogli się przekonać, że kobieta, w dodatku mugolskiego pochodzenia, także mogła mierzyć się z tego typu wyzwaniami.
Tak naprawdę Alice miała po prostu dużo szczęścia, uporu i dobrego konia. Z uśmiechem odwzajemniła uścisk dłoni Adriena, przyjmując małe pudełeczko z zamkniętą w środku połyskującą perłą. Uśmiechnęła się również do młodej dziewczyny, która rozdawała chusty i która również uczestniczyła w zawodach, także dobrze sobie w nich radząc.
- Ja również. I dziękuję - posłała jej uśmiech. Myślała nawet o tym, by zagadać nieznajomą, jednak później dziewczyna zniknęła jej z oczu.
Pogratulowała również pozostałym; musiała przyznać, że rywalizacja stała na wysokim poziomie i była niezwykle emocjonująca. Po zakończeniu podsumowania wyścigu spora część towarzystwa zaczęła się rozchodzić. Także Alice uznała, że czas na nią, więc oddaliła się z tego miejsca, wciąż zadowolona i podekscytowana.
zt.
Tak naprawdę Alice miała po prostu dużo szczęścia, uporu i dobrego konia. Z uśmiechem odwzajemniła uścisk dłoni Adriena, przyjmując małe pudełeczko z zamkniętą w środku połyskującą perłą. Uśmiechnęła się również do młodej dziewczyny, która rozdawała chusty i która również uczestniczyła w zawodach, także dobrze sobie w nich radząc.
- Ja również. I dziękuję - posłała jej uśmiech. Myślała nawet o tym, by zagadać nieznajomą, jednak później dziewczyna zniknęła jej z oczu.
Pogratulowała również pozostałym; musiała przyznać, że rywalizacja stała na wysokim poziomie i była niezwykle emocjonująca. Po zakończeniu podsumowania wyścigu spora część towarzystwa zaczęła się rozchodzić. Także Alice uznała, że czas na nią, więc oddaliła się z tego miejsca, wciąż zadowolona i podekscytowana.
zt.
Widocznie modlił się całkiem nieźle. Albo fatum było dziś w dobrym humorze. Co prawda nie udał mu się spektakularny skok, ale patrząc na innych zawodników mógł spotkać go o wiele gorszy los. W pierwszej chwili upadku nie sądził, że skończy się to dobrze. Refleks, jak zwykle, uratował go, a raczej jego czaszkę przed spotkaniem z podłożem. Owszem, czuł się poobijany i wiedział, że zostaną siniaki, ale nie narzekał. Mógł skończyć gorzej.
Poza tym nie tylko jego spotkał taki los. Bliższe spotkanie z podłożem zaliczył także Perseus, widocznie Avery mają to we krwi, oraz, ku jego najszczerszej radości – Samael. Jego starszy brat zazwyczaj słynący z tego, że jest lepszy od innych tym razem wywinął naprawdę malowniczego orła. Nie wyglądał jednak tak dobrze jak ta akrobacja, co było miodem na serce Sørena, któremu usta odmówiły posłuszeństwa i wygięły się w pełnym satysfakcji uśmiechu. Oprócz tego najbliżej niego wylądował Sylvain. Cieszyła go jego obecność tutaj i jakoś nie czuł oporu, żeby publicznie z nim porozmawiać.
- W porządku, a ty? – odparł idąc w jego ślady i otrzepując się z pyłu. – Rzeczywiście, z konia też dawno nie spadłem. Nie to, co z miotły. – Nie zdążył nawet dobrze złapać wesoło patatającej i skubiącej trawkę Zamyślonej Ilony za uzdę, gdy na jego słonecznym niebie dobrego humoru pojawiła się nieprzyjemna, ciemna chmurka. W postaci nie kogo innego jak Greyback’ówny. Pamięć do twarzy to czyste przekleństwo. Chociaż szczerze mówiąc nie łatwo było zapomnieć kogoś, kto zalazł za skórę jego bliźniaczce. W milczeniu przysłuchiwał się ich rozmowie, jakoś nie bardzo mając ochotę na pogawędkę. W końcu gadulstwo nigdy nie było jego dobrą stroną. Zwłaszcza w towarzystwie obcych. Jednak, gdy ich dwójka ruszyła w kierunku stajni podążył za nimi. Zbyt lubił Sylvaina, żeby kaprysić z powodu niechcianego towarzystwa.
możesz dać Sylwuś zt razy trzy :v
Poza tym nie tylko jego spotkał taki los. Bliższe spotkanie z podłożem zaliczył także Perseus, widocznie Avery mają to we krwi, oraz, ku jego najszczerszej radości – Samael. Jego starszy brat zazwyczaj słynący z tego, że jest lepszy od innych tym razem wywinął naprawdę malowniczego orła. Nie wyglądał jednak tak dobrze jak ta akrobacja, co było miodem na serce Sørena, któremu usta odmówiły posłuszeństwa i wygięły się w pełnym satysfakcji uśmiechu. Oprócz tego najbliżej niego wylądował Sylvain. Cieszyła go jego obecność tutaj i jakoś nie czuł oporu, żeby publicznie z nim porozmawiać.
- W porządku, a ty? – odparł idąc w jego ślady i otrzepując się z pyłu. – Rzeczywiście, z konia też dawno nie spadłem. Nie to, co z miotły. – Nie zdążył nawet dobrze złapać wesoło patatającej i skubiącej trawkę Zamyślonej Ilony za uzdę, gdy na jego słonecznym niebie dobrego humoru pojawiła się nieprzyjemna, ciemna chmurka. W postaci nie kogo innego jak Greyback’ówny. Pamięć do twarzy to czyste przekleństwo. Chociaż szczerze mówiąc nie łatwo było zapomnieć kogoś, kto zalazł za skórę jego bliźniaczce. W milczeniu przysłuchiwał się ich rozmowie, jakoś nie bardzo mając ochotę na pogawędkę. W końcu gadulstwo nigdy nie było jego dobrą stroną. Zwłaszcza w towarzystwie obcych. Jednak, gdy ich dwójka ruszyła w kierunku stajni podążył za nimi. Zbyt lubił Sylvaina, żeby kaprysić z powodu niechcianego towarzystwa.
możesz dać Sylwuś zt razy trzy :v
okay, i hated you but even when you left, there was never a day that i’ve forgotten about you and even though i actually miss you, i’m gonna erase you now cause that’ll hurt way less
than blaming you
Soren Avery
Zawód : pałkarz Os z Wimbourne
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
jest szósta mojego serca
a po kątach trudno pozbierać wczorajszy dzień
a po kątach trudno pozbierać wczorajszy dzień
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Skinął głową na pytanie Sørena i uśmiechnął się do niego łobuzersko jak za starych, dobrych czasów. Absolutnie nic mu się nie stało i szczerze mówiąc Sylvain jeszcze by dzisiaj więcej pojeździł konno... wyścig nie należał do lekkich (szczególnie jeśli szło o ten fragment z lataniem), ale mimo to czuł niedosyt. Pewnie dlatego, że tak dawno nie podróżował na końskim grzbiecie.
- Skąpstwo arystokracji nie ma granic - podsumował "wygraną" Carrowa ze złośliwym uśmieszkiem na twarzy.
Z Belloną rozstali się gdzieś przy scenie właśnie. Sylvain tak jak zapowiedział, nie miał zamiaru słuchać kolejnych przemów i, choć pewnie było to niezbyt taktowne i dżentelmeńskie, nie został także by popatrzeć na wręczenie nagrody swej festiwalowej towarzyszce. Zamiast tego zabrał swego konia, żeby oporządzić go po wyścigu. Lubił to robić... poza tym w stajni bardziej niż pewne, że nie zastanie nikogo ze szlachty.
[Sylv, Bella, Sarenka x3 zt]
- Skąpstwo arystokracji nie ma granic - podsumował "wygraną" Carrowa ze złośliwym uśmieszkiem na twarzy.
Z Belloną rozstali się gdzieś przy scenie właśnie. Sylvain tak jak zapowiedział, nie miał zamiaru słuchać kolejnych przemów i, choć pewnie było to niezbyt taktowne i dżentelmeńskie, nie został także by popatrzeć na wręczenie nagrody swej festiwalowej towarzyszce. Zamiast tego zabrał swego konia, żeby oporządzić go po wyścigu. Lubił to robić... poza tym w stajni bardziej niż pewne, że nie zastanie nikogo ze szlachty.
[Sylv, Bella, Sarenka x3 zt]
Sylvain Crouch
Zawód : aktor
Wiek : 24 lata
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler
Shadows are falling and I’ve been here all day
It’s too hot to sleep, time is running away
Feel like my soul has turned into steel
I’ve still got the scars that the sun didn’t heal
It’s too hot to sleep, time is running away
Feel like my soul has turned into steel
I’ve still got the scars that the sun didn’t heal
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak
Nieaktywni
Nie tylko swoje ego i dumę ratowała Lovegood, skoro pojawienie się z nią na mecie, niechybnie w roli tego troskliwego, który w przeciwieństwie do całej reszty uczestników zainteresował się losem poobijanej kobiety, stawiało mnie w korzystnym świetle. Świetle zamazującym nieco porażkę, jaką było pożegnanie się z siodłem w momencie, w którym kopyta Nerona zaryły w miękki piach pod urwiskiem. Gdyby Selina podzieliła się ze mną swoimi przemyśleniami, oświadczyłbym z pełnym przekonaniem, że skoro są to konie Carrowów, nie ma co liczyć na ich delikatność. Kto wie, ilu ludzi już poturbowały, o ile nie stratowały na amen?
- Kto by się spodziewał tego, że jeszcze można cię czymś zaskoczyć! Do twarzy ci w rumieńcu. Chociaż nie jestem pewien czy to na pewno moja zasługa, czy jednak nie pali cię tak wstyd z powodu upadku. - oświadczyłem niefrasobliwym tonem, uśmiechając się zjadliwie, gdy blondynka dotknęła swoich policzków jak nieśmiała młódka, do której, cóż, było jej daleko. W kwestii niewinności, oczywiście, nie śmiałbym wytykać jej bycia w kwiecie wieku!
- Twój ogier tak łatwo dał się przekonać, że jego zainteresowanie już wcześniej musiało oscylować w okolicy zera. Chociaż nie wątpię, że w odpowiednich okolicznościach pobudzanie go do współpracy poszłoby ci z efektami godnymi odnotowania. - odpowiedziałem w podobnym tonie, dając się wciągnąć w stąpanie po cienkim lodzie przyzwoitości. Do mety jednak wciąż pozostawał nam kawałek do pokonania, a dookoła nie było żadnych nieporządanych uszu, więc hulaj dusza, piekła nie ma.
- Lovegood, od czasu meczu na moczarach to już moja druga przymiarka do wyznawania ci moich gorących i namiętnych uczuć, jak możesz być taka niedomyślna? - siliłem się na powagę, chociaż usta same układały mi się w krzywy uśmiech. Nieważne właściwie jakie słowa padały po drodze i jakimi sposobami próbowaliśmy zamaskować swoje ewentualne niewygody wywołane ową sytuacją, w której musieliśmy spędzić nieznośnie długie chwile, utrzymując stały kontakt fizyczny i wypadałoby przy tym jeszcze rozluźnić atmosferę niezobowiązującą pogawędką, cel mieliśmy wspólny, a było nim zakończenie wyścigu. Pieszo. Wykrzywiłem więc usta jeszcze odrobinę w czymś, co trudno już było nazwać uśmiechem, zdusiłem jednak w sobie odpowiedź na pytanie, odpowiedź, że owszem, sprawy nie układają się tak, jak powinny. - Och nic podobnego. Chociaż liczyłem na to, że uratujesz ten dzień i wystąpisz na moim ślubie w roli panny młodej, a nie gościa weselnego. Wiesz, wszystko już zaplanowane, szkoda by było odwoływać. Musisz więc o siebie zadbać, by w grudniu olśnić wszystkich swoją urodą, a nie trwałymi obrażeniami. - kontynuowałem kpiarską tyradę, wskazując głową namiot medyków w niedalekiej już odległości i wymigując się od spojrzenia prawdzie w oczy. Chociaż nie, właściwie prawdę znałem już od jakiegoś czasu, nie miałem po prostu zamiaru dzielenia się nią z Lovegood. Nawet w ten jeden, wyjątkowy dzień.
- Kto by się spodziewał tego, że jeszcze można cię czymś zaskoczyć! Do twarzy ci w rumieńcu. Chociaż nie jestem pewien czy to na pewno moja zasługa, czy jednak nie pali cię tak wstyd z powodu upadku. - oświadczyłem niefrasobliwym tonem, uśmiechając się zjadliwie, gdy blondynka dotknęła swoich policzków jak nieśmiała młódka, do której, cóż, było jej daleko. W kwestii niewinności, oczywiście, nie śmiałbym wytykać jej bycia w kwiecie wieku!
- Twój ogier tak łatwo dał się przekonać, że jego zainteresowanie już wcześniej musiało oscylować w okolicy zera. Chociaż nie wątpię, że w odpowiednich okolicznościach pobudzanie go do współpracy poszłoby ci z efektami godnymi odnotowania. - odpowiedziałem w podobnym tonie, dając się wciągnąć w stąpanie po cienkim lodzie przyzwoitości. Do mety jednak wciąż pozostawał nam kawałek do pokonania, a dookoła nie było żadnych nieporządanych uszu, więc hulaj dusza, piekła nie ma.
- Lovegood, od czasu meczu na moczarach to już moja druga przymiarka do wyznawania ci moich gorących i namiętnych uczuć, jak możesz być taka niedomyślna? - siliłem się na powagę, chociaż usta same układały mi się w krzywy uśmiech. Nieważne właściwie jakie słowa padały po drodze i jakimi sposobami próbowaliśmy zamaskować swoje ewentualne niewygody wywołane ową sytuacją, w której musieliśmy spędzić nieznośnie długie chwile, utrzymując stały kontakt fizyczny i wypadałoby przy tym jeszcze rozluźnić atmosferę niezobowiązującą pogawędką, cel mieliśmy wspólny, a było nim zakończenie wyścigu. Pieszo. Wykrzywiłem więc usta jeszcze odrobinę w czymś, co trudno już było nazwać uśmiechem, zdusiłem jednak w sobie odpowiedź na pytanie, odpowiedź, że owszem, sprawy nie układają się tak, jak powinny. - Och nic podobnego. Chociaż liczyłem na to, że uratujesz ten dzień i wystąpisz na moim ślubie w roli panny młodej, a nie gościa weselnego. Wiesz, wszystko już zaplanowane, szkoda by było odwoływać. Musisz więc o siebie zadbać, by w grudniu olśnić wszystkich swoją urodą, a nie trwałymi obrażeniami. - kontynuowałem kpiarską tyradę, wskazując głową namiot medyków w niedalekiej już odległości i wymigując się od spojrzenia prawdzie w oczy. Chociaż nie, właściwie prawdę znałem już od jakiegoś czasu, nie miałem po prostu zamiaru dzielenia się nią z Lovegood. Nawet w ten jeden, wyjątkowy dzień.
stars, hide your fires:
let not light see my black and deep desires.
let not light see my black and deep desires.
Najwyraźniej spadła mu z nieba. I prawie było to adekwatne, bo niejako przeleciała spory kawałek, w końcu spadając na ziemię. Ale, doprawdy, by nieść ją przez ten grząski piasek przez tyle czasu? Perseus faktycznie musiał być zdesperowany, by reperować swoją reputację. Albo po prostu złakniony miękkości kobiecego ciała, z której niejako Selina się nieco ograbiła przez sport.
Dla czystej polemiki uznałaby, że aetonany to nie bestie, a żarłoki, których najwyraźniej celem nadrzędnym było jedzenie. Nic więc dziwnego, że pozbywały się zbędnego balastu na drodze do stajni, w której już czekała na nie kolacja, prawda? Zaplątanie sobie w kogoś nóg tylko spowolniłoby proces. A ona pochwaliłaby się przy okazji nadzwyczajną wręcz dla siebie wyrozumiałością.
-Najwyraźniej potrzebuję takich wytrawnych bodźców, których mi dostarczasz.-kolejne dramatyczne westchnienie, jakby nagle przenieśli swoją rozmowę na deski teatru.-Uważaj, Perseusie, bo nie chciałbyś, gdybym przypadkiem zgniotła twoje ego, które chyba zapomniało, że też wracasz pieszo.-wytknęła mu, jakby nieco ostrzegawczym tonem.
Blondynka była ciągle młoda duszą. Czy to się nie liczyło już w tym świecie?
-Doprawdy, obrażasz mnie.-stwierdziła, wpatrując się w niego bez wstydu. Ups, powinna odwrócić wzrok?-Z chęcią udowodniłabym ci, że świetnie sobie z tym radzę w każdych warunkach, ale chyba zaczyna rozbolewać mnie głowa.-przytknęła palce do swojej skroni, uśmiechając się do niego krzywo. Och, no była trochę małą, perfidną mątwą, no co? Najwyraźniej podłapała swobodę, którą gwarantowało im odosobnienie.
-Chyba po prostu nie mogę uwierzyć w swoje szczęście, Perseusie!-zaświergotała w odpowiedzi, mrugając zacięcie oczami, podśmiewując się przy okazji. Och, dobrze pamiętała tamten wieczór. A także własne wnioski, które się chyba nieco zagalopowały pod wpływem alkoholu. Oczywiście nie dotyczyły one gorącego uczucia Avery;ego, bo nie śmiałaby nawet w nie wątpić!
-To już drugi raz.-zauważyła, nieco rozbawiona, mimo że była nieco może zdumiona jego zachowaniem. Ale w sumie nie powinna być.-Nie wyglądasz na przejętego.-oceniła, przyglądając się jego twarzy z uwagą, przez chwilę go skanując wzrokiem.-Aż każesz mi wątpić czy faktycznie pozycja twej małżonki jest tak reliktowa jak powinna być.-dodała, może nieco kpiąc.-Nie martw się, do kolejnego spotkania będę już wyglądać jak bóstwo. Bo do trzech razy sztuka, prawda?-zadrwiła, przewracając na koniec oczami.
W końcu zbliżyli się do namiotu medyka, który pewnie musiał być wzruszony bohaterskim czynem bruneta. Tam też się rozstali, pozbawiając się wzajemnego dotyku, którego - w ciągu tych kilku minut - mieli więcej niż w czasie całej znajomości. Lovegood jednak postanowiła zachować się dojrzale i nie udawała, że ten kontakt ją poparzył, próbując imitować wstręt.
-Może następnym razem to ja będę nosić cię na rękach.-rzuciła na koniec, siląc się na powagę.
/zt x2?
Dla czystej polemiki uznałaby, że aetonany to nie bestie, a żarłoki, których najwyraźniej celem nadrzędnym było jedzenie. Nic więc dziwnego, że pozbywały się zbędnego balastu na drodze do stajni, w której już czekała na nie kolacja, prawda? Zaplątanie sobie w kogoś nóg tylko spowolniłoby proces. A ona pochwaliłaby się przy okazji nadzwyczajną wręcz dla siebie wyrozumiałością.
-Najwyraźniej potrzebuję takich wytrawnych bodźców, których mi dostarczasz.-kolejne dramatyczne westchnienie, jakby nagle przenieśli swoją rozmowę na deski teatru.-Uważaj, Perseusie, bo nie chciałbyś, gdybym przypadkiem zgniotła twoje ego, które chyba zapomniało, że też wracasz pieszo.-wytknęła mu, jakby nieco ostrzegawczym tonem.
Blondynka była ciągle młoda duszą. Czy to się nie liczyło już w tym świecie?
-Doprawdy, obrażasz mnie.-stwierdziła, wpatrując się w niego bez wstydu. Ups, powinna odwrócić wzrok?-Z chęcią udowodniłabym ci, że świetnie sobie z tym radzę w każdych warunkach, ale chyba zaczyna rozbolewać mnie głowa.-przytknęła palce do swojej skroni, uśmiechając się do niego krzywo. Och, no była trochę małą, perfidną mątwą, no co? Najwyraźniej podłapała swobodę, którą gwarantowało im odosobnienie.
-Chyba po prostu nie mogę uwierzyć w swoje szczęście, Perseusie!-zaświergotała w odpowiedzi, mrugając zacięcie oczami, podśmiewując się przy okazji. Och, dobrze pamiętała tamten wieczór. A także własne wnioski, które się chyba nieco zagalopowały pod wpływem alkoholu. Oczywiście nie dotyczyły one gorącego uczucia Avery;ego, bo nie śmiałaby nawet w nie wątpić!
-To już drugi raz.-zauważyła, nieco rozbawiona, mimo że była nieco może zdumiona jego zachowaniem. Ale w sumie nie powinna być.-Nie wyglądasz na przejętego.-oceniła, przyglądając się jego twarzy z uwagą, przez chwilę go skanując wzrokiem.-Aż każesz mi wątpić czy faktycznie pozycja twej małżonki jest tak reliktowa jak powinna być.-dodała, może nieco kpiąc.-Nie martw się, do kolejnego spotkania będę już wyglądać jak bóstwo. Bo do trzech razy sztuka, prawda?-zadrwiła, przewracając na koniec oczami.
W końcu zbliżyli się do namiotu medyka, który pewnie musiał być wzruszony bohaterskim czynem bruneta. Tam też się rozstali, pozbawiając się wzajemnego dotyku, którego - w ciągu tych kilku minut - mieli więcej niż w czasie całej znajomości. Lovegood jednak postanowiła zachować się dojrzale i nie udawała, że ten kontakt ją poparzył, próbując imitować wstręt.
-Może następnym razem to ja będę nosić cię na rękach.-rzuciła na koniec, siląc się na powagę.
/zt x2?
I care for myself.
The more solitary, friendless, unsustained I am,
the more I will respect myself.
The more solitary, friendless, unsustained I am,
the more I will respect myself.
Selina Lovegood
Zawód : ścigająca Os, naczelna zołza, bywalczyni kolumn Czarownicy
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
pride
will be always
the longest distance
between us
will be always
the longest distance
between us
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Słońce chyliło się ku zachodowi, a orzeźwiająca bryza delikatnie muskała twarze, kiedy w półmroku na morski brzeg sprowadzono skrzydlate rumaki przeznaczone dla śmiałków zamierzających przebiec gonitwę ku chwale pięknej Caer - wnikliwy obserwator wśród wielkich zwierząt dostrzeże także jednego kucyka. Czarodzieje gromadzili się na plaży, przed linią startu. Wzdłuż brzegu rozciągała się nadmorska promenada, z której można było obserwować zmagania śmiałków. Punktualnie - równo z czasem - przed zgromadzonymi stanął czarodziej w jeździeckim stroju, odchrząkając kilkakrotnie, celując różdżką w swoje gardło, nim siła jego głosu okazała się satysfakcjonująco głośna.
- Panie, panowie, mam przyjemność powitać państwa na tym donośnym święcie. Nim zaczniemy, oddam głos przedstawicielowi rodzinie najsilniej związanej ze szlachetnym sportem jeździectwa. Prosimy o chwilę uwagi, oddaję głos naszemu gościowi specjalnemu, sir Adrienowi Carrowowi. - To mówiąc ukłonił się uniżenie i odstąpił miejsca prelegentowi, wzmacniając również jego głos.
- Panie, panowie, mam przyjemność powitać państwa na tym donośnym święcie. Nim zaczniemy, oddam głos przedstawicielowi rodzinie najsilniej związanej ze szlachetnym sportem jeździectwa. Prosimy o chwilę uwagi, oddaję głos naszemu gościowi specjalnemu, sir Adrienowi Carrowowi. - To mówiąc ukłonił się uniżenie i odstąpił miejsca prelegentowi, wzmacniając również jego głos.
Adrien zgodnie z obietnicą i zapowiedzią gdy tylko został wywołany wszedł na podest mający uczynić jego sylwetkę bardziej wyraźną dla innych. Ubrany był w odpowiedni dla jego statusu oraz sytuacji strój i chociaż ten był wyraźnie jeździecki najpewniej nie jednemu niżej sytuowanemu czarodziejowi przez myśl by to nie przeszło. Poczekał aż czarodziej po lewej zamanipuluje magią jego głos, a gdy tylko otrzymał sygnał zaczął mówić:
- Witam serdecznie wszystkich tu zebranych śmiałków mających zamiar dzisiejszego dnia podjąć wyzwanie łuku Durdle Door. Nim jednak to nastąpi pragnę prosić was wszystkich o to by poświęcić mi chwilę uwagi, która być może sprawi, że uda się wam wszystkim cało ukończyć wyścig. Zwierzęta które lada chwil dosiądziecie nie są zwykłe i obrazą będzie próba przyrównania bądź potraktowania je jak zwykłego konia - ostatnie słowo wypowiedział z pewną niechęcią - Mam nadzieję, że coś podobnego nikomu w tym momencie nie przegalopowało przez myśli – dodał z pewnym protekcjonalnym upomnieniem, przestrogą, a być może nawet i dobroduszną pogróżką – To stworzenia silne oraz dumne i to sprawia, że ważne jest by zachować przy nich ostrożność, jak i pewność siebie - tak, pewność siebie jest najważniejsza w relacji z aetonanem. Jeżeli zatem ktokolwiek z tu zebranych wątpi w siebie, a mimo to dalej pragnie wziąć udział w wyścigu, proszę by przynajmniej wykrzesał z siebie pozory tej cechy w którą uwierzy chociaż wierzchowiec. Niepewność, a co gorsze – strach jeźdźca, momentalnie zostaną odczytane jako zachęta do wypowiedzenia posłuszeństwa które potem może okazać się trudne do odzyskania. Stworzenia te, prowadzić trzeba pewną, silną ręką. Muszą czuć, że wy wiecie lepiej dokąd mają zmierzać i jak. Niedopuszczalna jest jednak brutalność. Bat nie służy do podkreślania waszej wyższości. Nim go nie wyegzekwujecie od stworzenia zdającego sobie sprawę z tego, że z waszej dwójki to nie ono jest tu bardziej kruche – podkreślił mając nadzieję, że udaje mu się dostać się do wyobraźni tu zebranych – Pewnie nie znaczy brutalnie. Mam nadzieję, że weźmiecie sobie tę radę do serca- miał za mało czasu by poruszyć więcej aspektów. Ten jednak wydał mu się najważniejszy, dlatego przeszedł dalej - Z kwestii technicznych to proszę nie wyrywać piór ze skrzydeł chyba że komuś bardzo zależy na stracie palców. Miejcie również na uwadze że skrzydła aetonanów mają nie małą rozpiętość – zwracajcie zatem uwagę na otoczenie. To chyba wszystko. Na koniec pragnę wyrazić nadzieję, że wszyscy cali spotkamy się na mecie. Powodzenia! - zakończył swój wywód schodząc z widoku i kierując się stronę swej córki.
- Witam serdecznie wszystkich tu zebranych śmiałków mających zamiar dzisiejszego dnia podjąć wyzwanie łuku Durdle Door. Nim jednak to nastąpi pragnę prosić was wszystkich o to by poświęcić mi chwilę uwagi, która być może sprawi, że uda się wam wszystkim cało ukończyć wyścig. Zwierzęta które lada chwil dosiądziecie nie są zwykłe i obrazą będzie próba przyrównania bądź potraktowania je jak zwykłego konia - ostatnie słowo wypowiedział z pewną niechęcią - Mam nadzieję, że coś podobnego nikomu w tym momencie nie przegalopowało przez myśli – dodał z pewnym protekcjonalnym upomnieniem, przestrogą, a być może nawet i dobroduszną pogróżką – To stworzenia silne oraz dumne i to sprawia, że ważne jest by zachować przy nich ostrożność, jak i pewność siebie - tak, pewność siebie jest najważniejsza w relacji z aetonanem. Jeżeli zatem ktokolwiek z tu zebranych wątpi w siebie, a mimo to dalej pragnie wziąć udział w wyścigu, proszę by przynajmniej wykrzesał z siebie pozory tej cechy w którą uwierzy chociaż wierzchowiec. Niepewność, a co gorsze – strach jeźdźca, momentalnie zostaną odczytane jako zachęta do wypowiedzenia posłuszeństwa które potem może okazać się trudne do odzyskania. Stworzenia te, prowadzić trzeba pewną, silną ręką. Muszą czuć, że wy wiecie lepiej dokąd mają zmierzać i jak. Niedopuszczalna jest jednak brutalność. Bat nie służy do podkreślania waszej wyższości. Nim go nie wyegzekwujecie od stworzenia zdającego sobie sprawę z tego, że z waszej dwójki to nie ono jest tu bardziej kruche – podkreślił mając nadzieję, że udaje mu się dostać się do wyobraźni tu zebranych – Pewnie nie znaczy brutalnie. Mam nadzieję, że weźmiecie sobie tę radę do serca- miał za mało czasu by poruszyć więcej aspektów. Ten jednak wydał mu się najważniejszy, dlatego przeszedł dalej - Z kwestii technicznych to proszę nie wyrywać piór ze skrzydeł chyba że komuś bardzo zależy na stracie palców. Miejcie również na uwadze że skrzydła aetonanów mają nie małą rozpiętość – zwracajcie zatem uwagę na otoczenie. To chyba wszystko. Na koniec pragnę wyrazić nadzieję, że wszyscy cali spotkamy się na mecie. Powodzenia! - zakończył swój wywód schodząc z widoku i kierując się stronę swej córki.
Adrien Carrow
Zawód : Ordynator oddziału Zakażeń Magicznych
Wiek : 46
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wznosić się i upadać jest rzeczą ludzką. Ważne jest by nie bać się na nowo rozkładać swych skrzydeł i sięgać wyżej.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Po słowach Adriena nastały oklaski, stojący tuż obok niego czarodziej również go nimi obdarzył - po czym przywrócił jego głos do naturalnej barwy i skłonił się z jednej strony z szacunkiem, z drugiej - w podziękowaniu.
- Dziękujemy za te mądre słowa oraz wskazówki, jakie każdy jeździec winien wziąć sobie do serca - zwrócił się w pół do niego, w pół do widowni. - Czerpanie z doświadczenia najzdolniejszych jest dla na nas wszystkich najcenniejszą nauką. Tymczasem, wszystkich zgromadzonych proszę do przygotowania się do rozpoczęcia gonitwy. Linia trasy została wyznaczona świetlnymi punktami. Szanowni państwo, proszeni są państwo o wybór konia i ustawienie się wraz z nim na linii startu. - To powiedziawszy ukłonił się raz jeszcze i wskazał dłonią na zgromadzonych opodal stajennych wraz z rumakami.
Jeden ze stajennych, ten, którzy trzymał skrzydlatego kucyka, podszedł wraz z nim do Heatha, wyłączając chłopca z wyboru.
Zasady - wstęp
Każdy koń posiada swoje ST okiełznania go. Każdy jeździec będzie w swojej turze rzucał dodatkową kością k100 na okiełznanie konia (rzut na jeździectwo). W przypadku sukcesu - koń wykazuje posłuszeństwo i zachowuje się zgodnie z wolą jeźdźca. W przypadku niepowodzenia koń odmawia posłuszeństwa. Jeździec ma prawo wówczas do powtórzenia swojego rzutu, jednak każdy nieudany daje karę -15 do szybkości w trakcie danej tury.
Obowiązuje zasada do trzech razy sztuka: rzut można powtórzyć maksymalnie trzykrotnie. Jeśli za trzecim razem rzut wciąż okaże się nieudany, jeździec zmuszony jest przez dany etap przeprowadzić konia pieszo. Rzut można powtórzyć niezależnie od tego, czy ST ujeżdżania zostało osiągnięte, czy nie (sens takiego zachowania zostanie rozjaśniony później), jednak do punktacji zawsze liczyć się będzie ostatni wykonany rzut.
W przypadku powtórzenia rzutu udanego kara -15 nie obowiązuje.
Konie mają również różne umiejętności. Trudniejsze konie są szybsze. Szybkość będzie zależała od trzech czynników: bonusu biegłości jeździectwa podzielonego na dwa, kości k20 oraz bonusu indywidualnego dla każdego konia.
Zgromadzonych zostało:
- 4 konie trudne (ST 70, +15 do szybkości)
- 6 koni upartych (ST 50, +10 do szybkości)
- 6 koni łagodnych (ST 35, +5 do szybkości)
- 4 konie złośliwe (ST 25, +10 do szybkości, w przypadku niepowodzenia osiągnięcia ST konie dodatkowo gryzą lub kopią konie znajdujące się za lub przed jeźdźcem, odbierając wszystkim zaangażowanym koniom - również sobie - dodatkowe 5 punktów).
- 1 kucyk (ST 10, -5 do szybkości) - dla Heatha, który zgłosił się jako jedyne dziecko.
Inara i Adrien wyruszyli na własnych koniach, toteż sami określają ich charakter (powinni wybrać jeden z powyższych rozpisanych - nie ograniczają ich żadne limity ilościowe).
Konie wybieramy zgodnie z zasadą kto pierwszy, ten lepszy. Jeżeli ktoś się pomyli (weźmie konia, którego już nie ma, ponieważ ktoś go ubiegł) koń zostanie takiej osobie przydzielony losowo z tych, które zostały. Swój wybór dla wygody współgraczy należy zaznaczyć powyżej posta w dodatkowej informacji.
Czas odpisu: 48h.
- Dziękujemy za te mądre słowa oraz wskazówki, jakie każdy jeździec winien wziąć sobie do serca - zwrócił się w pół do niego, w pół do widowni. - Czerpanie z doświadczenia najzdolniejszych jest dla na nas wszystkich najcenniejszą nauką. Tymczasem, wszystkich zgromadzonych proszę do przygotowania się do rozpoczęcia gonitwy. Linia trasy została wyznaczona świetlnymi punktami. Szanowni państwo, proszeni są państwo o wybór konia i ustawienie się wraz z nim na linii startu. - To powiedziawszy ukłonił się raz jeszcze i wskazał dłonią na zgromadzonych opodal stajennych wraz z rumakami.
Jeden ze stajennych, ten, którzy trzymał skrzydlatego kucyka, podszedł wraz z nim do Heatha, wyłączając chłopca z wyboru.
Zasady - wstęp
Każdy koń posiada swoje ST okiełznania go. Każdy jeździec będzie w swojej turze rzucał dodatkową kością k100 na okiełznanie konia (rzut na jeździectwo). W przypadku sukcesu - koń wykazuje posłuszeństwo i zachowuje się zgodnie z wolą jeźdźca. W przypadku niepowodzenia koń odmawia posłuszeństwa. Jeździec ma prawo wówczas do powtórzenia swojego rzutu, jednak każdy nieudany daje karę -15 do szybkości w trakcie danej tury.
Obowiązuje zasada do trzech razy sztuka: rzut można powtórzyć maksymalnie trzykrotnie. Jeśli za trzecim razem rzut wciąż okaże się nieudany, jeździec zmuszony jest przez dany etap przeprowadzić konia pieszo. Rzut można powtórzyć niezależnie od tego, czy ST ujeżdżania zostało osiągnięte, czy nie (sens takiego zachowania zostanie rozjaśniony później), jednak do punktacji zawsze liczyć się będzie ostatni wykonany rzut.
W przypadku powtórzenia rzutu udanego kara -15 nie obowiązuje.
Konie mają również różne umiejętności. Trudniejsze konie są szybsze. Szybkość będzie zależała od trzech czynników: bonusu biegłości jeździectwa podzielonego na dwa, kości k20 oraz bonusu indywidualnego dla każdego konia.
Zgromadzonych zostało:
- 4 konie trudne (ST 70, +15 do szybkości)
- 6 koni upartych (ST 50, +10 do szybkości)
- 6 koni łagodnych (ST 35, +5 do szybkości)
- 4 konie złośliwe (ST 25, +10 do szybkości, w przypadku niepowodzenia osiągnięcia ST konie dodatkowo gryzą lub kopią konie znajdujące się za lub przed jeźdźcem, odbierając wszystkim zaangażowanym koniom - również sobie - dodatkowe 5 punktów).
- 1 kucyk (ST 10, -5 do szybkości) - dla Heatha, który zgłosił się jako jedyne dziecko.
Inara i Adrien wyruszyli na własnych koniach, toteż sami określają ich charakter (powinni wybrać jeden z powyższych rozpisanych - nie ograniczają ich żadne limity ilościowe).
Konie wybieramy zgodnie z zasadą kto pierwszy, ten lepszy. Jeżeli ktoś się pomyli (weźmie konia, którego już nie ma, ponieważ ktoś go ubiegł) koń zostanie takiej osobie przydzielony losowo z tych, które zostały. Swój wybór dla wygody współgraczy należy zaznaczyć powyżej posta w dodatkowej informacji.
Czas odpisu: 48h.
Łuk Durdle Door
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Dorset