Wydarzenia


Ekipa forum
Wzniesienie
AutorWiadomość
Wzniesienie [odnośnik]11.11.15 21:32
First topic message reminder :

Wzniesienie

Skromna polana nieopodal plaży mieści się na niewysokim wzniesieniu, z którego roztacza się widok na falujące, bijące wilgocią morze. Upstrzona polnymi kwiatami za dnia jest mało uczęszczana. Nocą jest doskonałym punktem widokowym na niebo, brak koron drzew w promieniu przynajmniej kilkuset metrów pozwala podziwiać księżyc oraz gwiazdy. Początkiem sierpnia, podczas festiwalu lata, można zaobserwować sunące komety.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Wzniesienie - Page 14 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Wzniesienie [odnośnik]18.10.23 22:11
| 13 sierpnia '58

Dużo się wydarzyło przez te ostatnie dni. Pojawiła się tutaj w konkretnym celu, uzyskała informacje, które musiała teraz przekazać dalej. Sowa poleciała, a ona miała chwilę dla siebie, którą udało jej się dość dobrze wykorzystać. Miła noc przy ognisku, gdzie zioła i alkohol zrobiły swoje – powinna częściej spotykać na swojej drodze Michaela. Następnego dnia odnalazła swoją zaginioną zgubę, jej Celina nadal wydawała się jak ze snu i Huxley nie mogła uwierzyć, że naprawdę udało im się spotkać. Przyszłość wyglądała obiecująco. Niestety, na chwilę musiała opuścić swoją córkę, wrócić do rzeczywistości i zająć się tym, co w tym momencie było priorytetem.
Na miejsce umówionego spotkania szła z lekkim uśmiechem na ustach. Była naprawdę w dobrym humorze. Zmęczona, trochę wczorajsza. Jej włosy, jakby się ktoś dobrze przyjrzał, wyglądały, jakby nie widziały grzebienia od miesięcy, jej dzisiejszymi perfumami był zapach ogniska i słonego piasku z plaży, oczy miała lekko podkrążone, ale błyskały w nich radosne iskierki. To wszystko za sprawą dobrze toczących się ostatnich wydarzeń. Może ktoś dał jej do wypicia eliksir szczęścia? Albo rzucił na nią jakieś zaklęcie, dzięki czemu wszystko w ciągu ostatnich tygodni jej wychodziło? Szło idealnie? Wręcz było to zbyt dziwne i nierealne, że z taką łatwością przychodziło jej dosłownie wszystko. Powinna się nad tym dłużej zastanowić, ale cieszyła się z dobrze wykonanej roboty, ze spotkania z tą najbliższą i, być może później będzie tego żałować, ale nie miała zamiaru się tym teraz przejmować.
Na miejsce przywędrowała dość wcześnie, nie spodziewała się jeszcze Percivala i faktycznie nie zastała go tam jeszcze. Ciekawiło ją, czy znowu pojawi się z tym hipogryfem? Jak zareaguje na jej wiadomość, że Benjamin może tu gdzieś faktycznie być? Rain uważała, że ten miesiąc, podczas którego musiał czekać na informację od niej, był całkiem dobrym czasem. Tym bardziej że kobieta wyszła poza zakres miejsca, w którym miała go szukać. Zlecono jej sprawdzenie, czy Benjamin był lub jest, czy też ukrywa się, w porcie lub dokach. A ona zawędrowała aż do Dorset. Szaleństwo. Po za tym szukanie Benjamina było jak szukanie igły w stogu siana. Nie wiadomo było gdzie zacząć, o co zahaczyć, kogo pytać. Pytając nieodpowiednich ludzi, mogła narobić sobie problemów. Było to jednak związane z ryzykiem zawodowym, wiec zawsze brała to pod uwagę. Ale, myśląc logicznie, jakie było prawdopodobieństwo, że akurat tam był? Że w porcie go ktoś widział, o nim słyszał i fakty skojarzy? Niemal zerowe. Dlatego Rain też była tak bardzo zadowolona, że mimo upływającego czasu, udało jej się dowiedzieć czegokolwiek. Liczyła na to, że zostanie to docenione. I jeśli Benjamin tu był i był tu też Percival, miała ich dwóch pod nosem. I kto wie, ile jeszcze krążyło tu osób, które widniały na listach gończych wysłanych kiedyś przez Ministerstwo. Czy za ich głowy nadal była tak wysoka nagroda?
Lekko potrząsnęła głową, próbując otrząsnąć się z rozmyślań. I w odpowiednią porę, ponieważ rozglądając się po okolicy, dostrzegła zbliżającą się ku niej sylwetkę. Było ciepło, Huxley czekając na pojawienie się mężczyzny, usiadła na swoim płaszczu pod drzewem. Miała na sobie ciemną długą sukienkę, przy pasie wisiała sakiewka, a obok różdżka. Miała do niej łatwy dostęp, natomiast nie uważała, by była jej dzisiaj potrzebna. Cienki materiał długich rękawów, wręcz koronkowy, sprawiał, że Rain nie narzekała na nadmiernie doskwierające ciepło. Wstała z ziemi, dopiero gdy mężczyzna zbliżył się na tyle, aż była pewna, że to on. Utkwiła w nim swoje spojrzenie, na jeszcze przed chwilą radosnej twarzy pojawiło się skupienie, usta ułożyła w prostą linię. Spoważniała, bo i sprawy były poważne. Podczas interesów człowiek zawsze powinien być w pełni skupiony. Więc chcąc czy nie chcąc, Celinę oraz wirujące jej w głowie złote monety, musiała na chwilę usunąć na bok. Liczył się Percival i potwierdzenie obecności Benjamina w Dorset.


Why you think that 'bout nude?
'Cause your view's so rude
Think outside the boxThen you'll like it


Ostatnio zmieniony przez Rain Huxley dnia 20.11.23 19:03, w całości zmieniany 1 raz
Rain Huxley
Rain Huxley
Zawód : Portowa dziwka, informatorka
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Królowa nigdy nie opuszcza swojego królestwa i płonie razem z nim.
OPCM : 9 +1
UROKI : 21 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t5603-rain-huxley https://www.morsmordre.net/t5628-poczta-rain#131770 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f121-dzielnica-portowa-welland-street-5-12 https://www.morsmordre.net/t5630-skrytka-bankowa-nr-1380#131776 https://www.morsmordre.net/t5629-rain-huxley#131774
Re: Wzniesienie [odnośnik]12.11.23 22:02
Długo bił się z myślami, zastanawiając się, czy w ogóle powinien pojawić we wskazanym przez informatorkę miejscu. Czekał na wieści od niej od tygodni, i jeśli niosąca je płomykówka pojawiłaby się na jego parapecie kilka dni wcześniej, od razu popędziłby do Dorset. Przypadkowe spotkanie z Benjaminem zmieniło jednak wszystko, sprawiając, że wolałby, żeby ciemnowłosa kobieta całkowicie o nim zapomniała, nie odzywając się już nigdy. Z cichej nadziei stała się niewygodnym elementem, kimś, kto nie tylko wiedział o tym, że Percival Bena szukał – ale prawdopodobnie wszedł również w posiadanie informacji na temat jego aktualnego miejsca przebywania. Czy to właśnie dlatego wybrała Weymouth?
Mógł ją zignorować. Nie wiedziała, gdzie go znaleźć, adres, który podał jej w liście, był już nieaktualny; od ich krótkiej rozmowy zdążył znaleźć dla siebie bezpieczny kąt w Menażerii Woolmanów, a chociaż wciąż przyzwyczajał się do cienkich ścian i ciągłej obecności innych lokatorów, to zaczynał odnajdować w tej małej społeczności jakąś harmonię i spokój. Tam nikt nie pytał go o nazwisko, choć kilka osób rozpoznało jego twarz z plakatów; dla większości jego przeszłość pozostawała jednak tajemnicą, mógł być po prostu Percym – magizoologiem, właścicielem głośnego hipogryfa i paru wywołujących zamieszanie smoczogników. Nie byłym arystokratą, nie Rycerzem Walpurgii (choć mieszkający po sąsiedzku Ben Turner, auror, zawsze podejrzliwie mu się przyglądał), nie oczekującym osądzenia złoczyńcą. Ostatnim, czego chciał, było zburzenie tej kruchej jeszcze rzeczywistości, ale chociaż udawanie, że ciemnowłosa kobieta nigdy nie istniała, było wyjątkowo kuszące, to Percival wiedział już, że takie rozwiązania sprawdzały się tylko na krótką metę.
Musiał stawić czoła własnym decyzjom.
Poza tym – był ciekaw; z oczywistych względów nie potrzebował już kogoś, kto pomógłby mu w odnalezieniu Jaimiego, ale nie oznaczało to, że nie przygarnąłby z chęcią innych informacji. Jeżeli informatorka z Londynu wyśledziła go aż tutaj, to być może wiedziała, gdzie przebywał, nim odnaleźli go Lovegoodowie; może znała nazwisko jego oprawcy – lub mogła zaoferować mu coś, co on z kolei mógłby dać Benjaminowi. A nawet jeśli nie, nawet jeżeli miała powiedzieć mu tylko to, co już wiedział, to i tak musiał się upewnić, że w przyszłości nie miała być problemem: dla niego, dla jego przyjaciela i dla innych, których przypadkowo mógłby wciągnąć w kłopoty. Był to mu, im, winien; to – i wiele, wiele więcej.
Zjawił się na wzniesieniu samotnie, jedynie z różdżką przytroczoną do pasa – niemal od razu dostrzegając w oddali ubraną w ciemną suknię kobietę. On sam wciąż miał na sobie te same ubrania, w których był, gdy wpadł na Jaimiego; jasna koszula była nieco sztywna od morskiej wilgoci, spodnie wygniecione od siedzenia na ziemi, przydługie włosy nie zdążyły jeszcze wyschnąć po wodnym wyścigu. Nie odróżniał się znacząco od innych bawiących się na festiwalu czarodziejów, podobnie zresztą jak stojąca pod drzewem czarownica; przemknął po niej spojrzeniem, ona chyba również przebywała na obchodach już od jakiegoś czasu – a przynajmniej taką historię opowiadały splątane nieco włosy i odbijające się w rysach zmęczenie.
Skłonił jej się lekko, mgliście rejestrując, że wciąż nie znał jej imienia; podejrzewał, że nie przedstawiła mu się celowo, oraz że mimo iż on nie przedstawił się jej – doskonale wiedziała, z kim miała do czynienia. – Dostałem twoją wiadomość – oznajmił, zupełnie jakby nie było to oczywiste. Zatrzymał się jakieś pół kroku od niej, wsuwając dłonie do kieszeni spodni, w geście tylko pozornie swobodnym – w rzeczywistości czuł gromadzące się w ramionach napięcie, niepewny, jak miała przebiec ta rozmowa. Czy powinien po prostu odebrać od niej informacje i jej zapłacić? Nie miał jeszcze kwoty, na którą się umówili, a tego dnia chciał kupić więcej niż mu obiecała: chciał milczenia.
Odchrząknął cicho, nie pozwalając, by którakolwiek z przemykających przez umysł emocji odbiła się na jego twarzy; był oklumentą, potrafił zbudować barierę pomiędzy sobą a własnymi uczuciami – i wykorzystywał wszystko, czego się nauczył teraz, udając zupełny spokój. – Rozumiem, że coś dla mnie masz? – zapytał; póki co badając teren, nie mając zamiaru wspominać, że odnalazł Benjamina sam. Jeśli miałoby się okazać, że się mylił, i kobieta nie znała jeszcze miejsca jego przebywania – to musiał upewnić się, że tak pozostanie. A jeśli znała?
Nie miał pojęcia.




do not stand at my grave and weep
I am not there
I do not sleep

Percival Blake
Percival Blake
Zawód : duch Stonehenge
Wiek : 34
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler

kissing
d e a t h
and losing my breath

OPCM : 26 +5
UROKI : 40 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +1
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 18
Genetyka : Duch

Duchy
Duchy
https://www.morsmordre.net/t1517-percival-nott https://www.morsmordre.net/t1542-tatsu https://www.morsmordre.net/t12179-percival-blake#375108 https://www.morsmordre.net/f449-menazeria-woolmanow https://www.morsmordre.net/t3560-skrytka-bankowa-nr-416#62942 https://www.morsmordre.net/t1602-percival-nott
Re: Wzniesienie [odnośnik]19.11.23 20:53
Czuła w kościach, kiedy tylko zobaczyła go nadchodzącego na miejsce spotkania, że coś nie pójdzie po jej myśli. Miała złe przeczucia i chociaż bardzo starała się ich pozbyć, odepchnąć od siebie, to nie specjalnie jej się to udawało. Mimo wszystko starała się zachować powagę na twarzy. Był sam, nie było przy nim hipogryfa więc albo gdzieś go zostawił w okolicy, albo był na terenie festiwalu już od dłuższego czasu. I bardziej skłaniała się ku tej drugiej opcji, patrząc na jego wygląd. Wyglądał, prawdopodobnie tak jak ona, na lekko wczorajszego albo jakby przed chwilą skąpał się w wodzie. Pogniecione spodnie, wilgotne włosy i biała koszula. Gdyby nie był Percivalem Nottem, to byłby bardzo przystojny. Nie, żeby Rain miała w tej kwestii jakieś zasady, co za różnica czy to pracodawca czy osoba, której szukała. Ale jednak próba jego znalezienia, jak igły w stogu siana, przyniosła jej na tyle problemów, że ciężko było jej spojrzeć na niego pod jakimś innym kątem. Na razie, przynajmniej.
Mężczyzna zbliżał się niespiesznie, co Huxley skwitowała tylko lekkim przekręceniem głowy i delikatnym uniesieniem brwi. Wtedy, w Londynie, sprawiał wrażenie, jakby bardzo mu bardzo zależało. A teraz przyszedł, stanął obok niej i gdy się odezwał, w jego głosie nie słyszała nawet odrobiny ekscytacji. Było zainteresowanie, to fakt, ale nie ekscytacja. Przecież każdy, dostając wiadomość, że być może dowie się, gdzie jego zguba się znajduje, czułby się podekscytowany, zdenerwowany, byłby pełen nadziei. Tutaj tego nie czuła. A może mężczyzna tak dobrze umiał ukrywać swoje emocje? Trochę ją to wybiło, przez to minęła chwila, zanim odpowiedziała na jego pierwsze słowa.
Na informacje o otrzymaniu wiadomości jedynie kiwnęła głową, nie miała nic więcej do dodania. Było to oczywiste, że list otrzymał, skoro stał tutaj teraz przed nią. Obserwowała go uważnie. Czuła spokój, ogromny spokój. Opanowanie biło od niego na kilometr i była pod ogromnym wrażeniem, że jest w stanie utrzymać emocje na wodzy. Nie zdziwiła się, wiedziała o nim więcej, niż się spodziewał i wiedziała, że nie był zwykłym czarodziejem. Zwykłych czarodziei, nic nieznaczących ludzi, się nie szuka. A potem niekara się za brak postępów. Prawda? Przełknęła ślinę. Jakoś tak, zaschło jej w ustach.
- Tak, mam – odparła zdawkowo, na razie.
Czy zdać mu całą relację ze swoich poszukiwań? Oczekiwał pełnej wypowiedzi na temat czynów, które Huxley podjęła czy może wystarczyły mu suche fakty? Trudno wyczuć, niektórym zależało na posłuchaniu o każdym kroku. Innym wystarczyła tylko informacja, całej reszty nie chcieli słuchać. Patrząc na Percivala, trudno było go rozgryźć, więc Rain uznała, że lepiej będzie opowiedzieć mu wszystko. Najwyżej, jeśli nie będzie chciał jej słuchać, to jej przerwie. Proste, prawda?
- Zaczęłam od doków i portu, tam mam największe sieci. Nikt o nim nie słyszał, nikt go nie widział. Parę osób kojarzyło gdzieś z przeszłości, ale też nie potrafili powiedzieć niczego sensownego. Trochę to trwało, zanim się odezwałam, bo wyszłam też do Londynu, a tam normalnie nie działam – zaczęła opowiadać na spokojnie. – Ben nie pojawił się w Londynie, a przynajmniej nie spotkał na swojej drodze nikogo, kto mógłby go rozpoznać. Ale… to w sumie ciekawy zbieg okoliczności. Interesują cię szczegóły, czy przejść do konkretów?
Hux wyglądała i brzmiała na pewniejszą siebie niż jeszcze miesiąc temu, kiedy spotkali się w Londynie. Czy to spotkanie z Celiną podziałało na nią w aż tak lecznicy sposób? Czy naprawdę wystarczyło stanąć obok niej, ramię w ramie, opowiedzieć komuś zaufanemu co się wydarzyło i przeprosić główną poszkodowaną, żeby dusza i głowa Rain została uleczona? Czuła się dobrze, nie jak kiedyś, ale na tyle dobrze, żeby przypominała osobę, sprzed paru miesięcy. Jeszcze trochę czasu minie, nim całkowicie wróci do siebie. Potrzebuje miejsca na to, by rozkwitnąć. Nowe królestwo, którym będzie chciała rządzić. Kiedy tylko się takie trafi, kobieta wróci do dawnej siebie.


Why you think that 'bout nude?
'Cause your view's so rude
Think outside the boxThen you'll like it
Rain Huxley
Rain Huxley
Zawód : Portowa dziwka, informatorka
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Królowa nigdy nie opuszcza swojego królestwa i płonie razem z nim.
OPCM : 9 +1
UROKI : 21 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t5603-rain-huxley https://www.morsmordre.net/t5628-poczta-rain#131770 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f121-dzielnica-portowa-welland-street-5-12 https://www.morsmordre.net/t5630-skrytka-bankowa-nr-1380#131776 https://www.morsmordre.net/t5629-rain-huxley#131774
Re: Wzniesienie [odnośnik]25.11.23 1:02
Nic nie zapowiadało nadciągającego kataklizmu. Niebo eksplodowało feerią barw w chwili, kiedy słońce tonęło na linii horyzontu. Czerwienie przerodziły się w fiolety, a fiolety w granaty zalewając świat przyjemnym ciepłem, wieńcząc dzień słodkim wspomnieniem. Przyroda wydawała się szykować do snu w swym nieskończonym rytuale, by zbudzić wszystkich poranną mżawką i lekkim gradem. I tak miał wyglądać każdy następny dzień, gdyby nie wisząca od przeszło miesiąca na niebie kometa, w dziwny, niewyjaśniony sposób zastygła na nieboskłonie w jednym miejscu. Zwiastun Śmierci, od zarania dziejów uznawany przez wieszczów i jasnowidzów za przepowiednię nieszczęścia. I ta, wraz z początkiem wieczoru miała się ziścić.

Percival odczuł dziwny niepokój. Wokół nie było żadnych drzew, a ze wzniesienia doskonale widać było trwający poniżej wyścig wokół łuku Durdle Door. Konie gnały dziko w galopie, a tuż za nimi ruszyły aetonany. Pierwsi śmiałkowie spadli ze swoich rumaków już na początku, tylko nieliczni byli w stanie utrzymać się w siodle i ruszyć dalej. Wśród jeźdźców dostrzegł kogoś znajomego, kogoś szczególnego. Jego sylwetka wyróżniała się na tle innych, podobnie jak biały skrzydlaty rumak, którego dosiadał. Aż nagle ptaki wokół poderwały się gwałtownie do lotu. Nie dwa i nie sześć. Niebo pokryło się setkami wnoszących zwierząt — mew ciągnących znad morza, nurzyków, wydrzyków, które przysłoniły stalowoszare sklepienie. Ptaki uciekały od wody, lecąc w pośpiechu, chaotycznie i głośno w głąb lądu. Kiedy wyjątkowy spektakl kolorów zastąpiła szarówka nadchodzącej nocy, a niebo roziskrzyło się pierwszymi gwiazdami, wisząca na firmamencie kometa rozbłysła intensywnym, oślepiającym blaskiem — w tej samej chwili, gdy aetonany wzbiły się z jeźdźcami w powietrze. Światło było tak mocne, że zarówno Percival, jak i Rain musieli zasłonić na chwilę oczy. Pojawiło się znikąd, niespodziewanie i nagle. A kiedy już wszystko zgasło, musieli przywyknąć do matowej ciemności. Przyzwyczajeni do obecności komety na niebie ludzie z trudem upatrywali w niej źródła świata, a jednak każdy kto tylko spojrzał w górę mógł zrozumieć, że zabrakło na nim nieodłącznego elementu — długiego, błyszczącego warkocza. Pozostała tylko mała iskrząca kropka, znacznie jaśniejsza od gwiazd, ale ciemniejsza i mniejsza od wstającego po drugiej stronie księżyca. Ziemia pod stopami zaczęła wpierw wibrować a potem niespokojnie drżeć. Niskie trawy wokół falowały niespokojnie, a wydma osypywała się wyraźnie; piach toczył się w dół, ku plaży. Ptaki, które przysłoniły na chwilę niebo runęły w dół, spadając nawet na Rain — wszystkie co do jednego były martwe. Percival prędko dostrzegł ze wzniesienia cofającą się wodę, a kiedy Rain spojrzała ponownie w niebo, ujrzała dziesiątki połyskujących gwiazd, ale wśród nich zgubiła tę, która jeszcze chwilę wcześniej była wiszącą nad głowami kometą. Przedziwne zjawisko przyciągnęło uwagę na nieco dłużej, bo przecież wiedzieli, że nie tak wyglądało niebo każdej poprzedniej nocy. Dziesiątki, a może setki roziskrzonych gwiazd migały jak płomienie w oddali, ale wciąż patrząc i wsłuchując się nieruchomo w nachodzące przeznaczenie, czarodzieje mogli dostrzec, że niektóre z nich powiększają, a potem powiększają wszystkie ale jedne szybciej od innych. Czy to było złudzenie? Czy jakaś fatamorgana? Czy zwariowali, czy padli ofiarą paskudnej klątwy? Wiele myśli mogło przychodzić do głowy, kiedy błyszczące plamki na niebie stały się kulami, za którymi ciągły się dziesiątki, a potem setki warkoczy podobnych do tego, który wisiał od pamiętnej lipcowej nocy. Ciemne niebo pojaśniało od gwiazd i ciągnących się za nimi świetlistych smug.

I tak rozpoczęła się Noc Tysiąca Gwiazd.

Spadały, jedna po drugiej, pokrywając całe niebo, które mieli w zasięgu swojego wzroku. Piękny i niecodzienny widok potrafił zatrzymać w miejscu i zachwycić, ale musiał także przerazić, uświadamiając, że połyskujące gwiazdy bardzo szybko zwiększały swoje rozmiary, aż w końcu jedna z nich stała się wielka jak księżyc. Płonęła. Zdawała się być kulą ognia, za którą ciągnęły się dymiące smugi przypominające ogniste burze. Leciała prosto na plażę w Weymouth. Jakże potworny był dym, iskry, wyraźne eksplozje wewnątrz kotłujących się czarnych smug? Przez chwilę nie docierało do trójki czarodziejów nic. Tik tak. Tylko tykanie zegara. Tik tak. Jakby ktoś odmierzał wam czas. Tik tak. W sekundzie lub dwóch spadający meteor podwajał swoją wielkość, aż runął tuż przed wami. Impet uderzenia był tak silny, że zarówno Rain, jak i Percival runęli kilka metrów w stronę lądu, lecąc w piach i na kilka chwil niemalże tracąc przytomność. Kłęby kurzu objęły wszystko wkoło. Cisza. Świszcząca, okropna cisza i pisk w uszach. Tyle słyszeli, nie widzieli nic więcej, bo wszystko wokół utonęło w dziwnych oparach. Świat się trząsł, świat dygotał. Wokół znów wszystko zamarło.

To nie był koniec. Noc dopiero się rozpoczęła.

Kiedy kłęby dymu zaczęły się przerzedzać, po okolicy poniosły się krzyki, nawoływania i płacz. Wtedy też Percival i Rain, powoli dochodząc do siebie mogli spojrzeć w niebo raz jeszcze, z żalem doświadczając potwornego deja vu. Setki, dziesiątki a może tysiące identycznych gwiazd spadały na ziemię. Gdzieś w okolicy uderzyło coś mniejszego, nie wiedzieli jeszcze gdzie, ale jedno było pewne — nigdzie nie było bezpiecznie, a niebo dosłownie waliło się im na głowę. Obój byli ranni i potłuczeni, brudni, pokryci kurzem, który mieli nawet w płucach. Z trudem się ruszali, ale wiedzieli, że muszą zniknąć — od morza, widzieli to dokładnie, nachodziła wielka fala.

Mistrz Gry wita w nowym okresie deszczem meteorytów. Nie kontynuuje rozgrywki.

Przed podjęciem się jakiejkolwiek aktywności fabularnej w tym okresie należy dopełnić swojego obowiązku w tym temacie (każdą postacią osobno).

Percival - obrażenia tłuczone -30; obrażenia psychiczne -20; oparzenia -5
Rain - obrażenia tłuczone -20; obrażenia psychuczn -50; oparzenia -5

Ramsey Mulciber
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Wzniesienie - Page 14 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Wzniesienie [odnośnik]29.11.23 0:05
Wpatrywał się w nią z wyczekiwaniem, większość emocji nadal chowając za szczelną barierą opanowania. Nie chciał dać po sobie poznać, że jego zakończeniami nerwowymi szarpała nienaturalna nerwowość, ani że targało nim zniecierpliwienie – choć to drugie wyjątkowo trudno było mu ukryć; zwłaszcza, gdy po pierwszych słowach potwierdzenia kobieta zamilkła, jakby sprawdzając czy ją popędzi. Nie zrobił tego, kiwając jedynie lekko głową na znak, żeby kontynuowała, a później łowiąc uważnie każde jej słowo, analizując je w myślach i oglądając pod wszystkimi kątami. W londyńskim porcie nie było po Benie śladu, to go już nie dziwiło; w samym Londynie też nie – to również nie było zaskoczenie. Gdzie więc obracająca się głównie w obrębie stolicy informatorka natrafiła na jego ślad? – Zbieg okoliczności? – powtórzył z naciskiem, tym razem pozwalając, by między głoskami wybrzmiało poirytowanie. Miał wrażenie, że ciemnowłosa czarownica celowo dawkowała przekazywane informacje, nie wiedział jednak: po co. Czy planowała urwać opowieść w połowie i uznać, że nie powie nic więcej, dopóki jej nie zapłaci? – Interesuje mnie każda poszlaka. Od początku do… końca, chciał powiedzieć, ale zdanie rozpierzchło się nagle, a on sam zastygł w bezruchu, choć w pierwszej chwili nie miał pojęcia, dlaczego. Po plecach przebiegł mu dreszcz, w klatce piersiowej najpierw zakiełkował, a później bezceremonialnie rozepchał się niepokój; zmarszczył brwi, ruch na krawędzi pola widzenia zwrócił jego uwagę, odwrócił się więc, zadzierając spojrzenie ku górze – obserwując setki podrywających się do lotu ptaków, lecących od morza w stronę lądu – w wędrówce, która nie wydała mu się ani trochę naturalna. Śledził je przez chwilę, po czym omiótł wzrokiem wybrzeże, odruchowo szukając czegoś, co mogło ich wystraszyć – ale dostrzegł jedynie przecinające horyzont sylwetki aetonanów. No tak; trwał wyścig pod Durdle Door, jeźdźcy mknęli właśnie w górę, pokonawszy pierwszą część trasy…
A wśród nich był Ben.
Serce zadudniło mu gwałtownie, to musiał być on; rozpoznałby go wszędzie, nawet z tej odległości, znajomą sylwetkę pochyloną ponad grzbietem białego, wyróżniającego się wyraźnie wierzchowca. Był jednym z pierwszych, miał szansę na zwycięstwo; Percival prawie się uśmiechnął – ale dziwny lęk nadal szczelnie wypełniał jego płuca, a ułamek sekundy później wszystko przed nim zniknęło; obraz zalała fala jaskrawego światła, uniósł rękę, żeby osłonić twarz przedramieniem, nawet po zaciśnięciu powiek widząc rozbłyskując pod nimi iskry. Czuł już, że działo się coś niezrozumiałego, coś złego; wiedział, że zwierzęta jako pierwsze uciekały przed niebezpieczeństwem, ale umysł uparcie nie chciał pojąć tego, co widziały oczy. Nawet wtedy, gdy ziemia zaczęła drżeć i trząść się pod jego stopami, ani wtedy, gdy pierwsze ogniste smugi zaczęły przecinać niebo. Oderwał od nich wzrok jedynie na chwilę, żeby rzucić zdezorientowane spojrzenie w stronę stojącej obok niego kobiety, jakby spodziewał się, że to właśnie ona wyjaśni mu, co właśnie się działo – ale powiększająca się gwiazda przyciągnęła jego uwagę z powrotem bardzo szybko. Oddech zamarł mu w płucach, wstrzymał powietrze; kometa pędziła na nich. Nie – nie na nich, na plażę, dokładnie tam, gdzie jeszcze przed chwilą widział Bena.
Zrobił krok w przód instynktownie, choć zupełnie bez sensu, nie miał szans tam dotrzeć – nie miał szans zrobić niczego, bo gwałtowna siła uderzyła nagle w jego mostek, rzucając go na piasek z taką łatwością, jakby był pozbawioną ciężaru, szmacianą lalką. Osłonił głowę przed upadkiem w ostatniej chwili, wciąż czując jednak ból rozchodzący się wzdłuż łopatek, ramion, całego ciała. Czerń zalała go całego, oblepiła szczelnie niczym woda, a niosący się plażą huk odebrał mu słuch; na moment przestał słyszeć cokolwiek – muzykę znad ognisk, szum fal, krzyki mew; w głowie miał tylko pisk, niski, niekończący się, przeszywający go na wskroś. Stracił poczucie czasu i miejsca, nie był w stanie się ruszyć; nie odnajdywał własnego ciała, ogarnięty abstrakcyjnym wrażeniem, że wcale go nie miał – dopóki nie wstrząsnął nim kaszel, protestując gwałtownie, gdy do płuc wraz z powietrzem wdarł się gorący pył. Dopiero wtedy otworzył z trudem oczy, czując, jak zalewają je piekące łzy. – Psidwacza mać – wyrwało mu się pomiędzy kolejnymi odkaszlnięciami, dźwignął się do pozycji siedzącej z trudem; bolało go całe ciało. Świat dookoła zawirował, musiał podeprzeć się ręką; drugą otarł twarz, rozglądając się dookoła, powoli chłonąc widok, który rozciągał się dookoła niego i ponad nim, jakby dopiero teraz dostrzegł zaścielające wydmę truchła ptaków. Nie one jednak przerażały go najbardziej, a kolejne jaśniejące na niebie punkty.
To nie był koniec.
A gdzieś tam – poniżej, na wybrzeżu – wciąż znajdował się Ben. Przy namiocie z kolei pozostawił Wichroskrzydłego i Ognika, oboje musieli być przerażeni; musiał do nich wrócić – a później, później musiał odszukać przyjaciela.
Dźwignął się chwiejnie na nogi, kątem oka dostrzegając czarne włosy i równie ciemną sukienkę kobiety. Ją również fala uderzeniowa zmiotła z nóg, i spoglądając w jej stronę, zawahał się na moment; myśl, że mógłby ją tu po prostu zostawić i pozbyć się niewygodnego problemu zaświtała w jego głowie dokładnie przez sekundę, odepchnął ją jednak od siebie niemal od razu. Przecież nie był już taki; obiecał, przysięgał, że nie będzie taki. – Hej – odezwał się, słowo – choć krótkie – wybrzmiało słabo i charcząco, a Percivalem niemal od razu wstrząsnęła kolejna salwa kaszlu. Zasłonił usta dłonią, na drżących nogach pokonując dystans dzielący go od czarownicy. – Możesz chodzić? Musimy – musimy stąd uciekać – powiedział, wyciągając rękę, gotów pomóc jej podnieść się z ziemi, jeśli tej pomocy potrzebowała. Jeszcze nie wiedział, że powiększające się punkty na niebie nie były ich jedynym zmartwieniem – że poziomy, jasny pas, majaczący na razie na horyzoncie, miał wkrótce zmienić się w falę, która wedrze się głęboko w ląd, równając z ziemią wszystko na swojej drodze.

| 235/290 (-5 do kości) (30 - tłuczone; 20 - psychiczne; 5 - oparzenia)




do not stand at my grave and weep
I am not there
I do not sleep

Percival Blake
Percival Blake
Zawód : duch Stonehenge
Wiek : 34
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler

kissing
d e a t h
and losing my breath

OPCM : 26 +5
UROKI : 40 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +1
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 18
Genetyka : Duch

Duchy
Duchy
https://www.morsmordre.net/t1517-percival-nott https://www.morsmordre.net/t1542-tatsu https://www.morsmordre.net/t12179-percival-blake#375108 https://www.morsmordre.net/f449-menazeria-woolmanow https://www.morsmordre.net/t3560-skrytka-bankowa-nr-416#62942 https://www.morsmordre.net/t1602-percival-nott
Re: Wzniesienie [odnośnik]04.12.23 20:14
Jej górna warga delikatnie drgnęła ku górze. Poczuła pewnego rodzaju satysfakcję, że udało jej się wzbudzić w nim, chociaż odrobinę zainteresowania. Już mówił, że chce wiedzieć wszystko. Ze szczegółami, kiedy nagle ich rozmowa została absolutnie zepchnięta na dalszy plan. Pojawił się ogromny błysk światła. Nagle, mimo że zbliżała się noc, zrobiło się jasno jak za dnia. Albo nawet i jaśniej, ponieważ Huxley mimowolnie uniosła rękę do góry, próbując zasłonić oczy. Chciała się rozejrzeć, spojrzeć w niebo, czy to ta dziwna kometa, która wisiała nad ich głowami od miesiąca, była powodem tego światła? Przez jej ciało przeszedł dreszcz niepokoju i z każdą chwilą czuła to coraz bardziej. Tak samo szybko, jak się pojawiła jasność, tak samo szybko zniknęła. Rain przez chwilę musiała przyzwyczaić się do otaczającej jej ciemności, mimo wszystko jej głowa obróciła się w stronę nieba. Kometa zniknęła. Zamiast niej, pojawiła się jasna plamka. Odróżniała się od gwiazd, które ją otaczały. Poczuła wibracje. Spięła się cała, nie wiedząc, co się dzieje. Z niepokojem spojrzała w stronę swojego towarzysza, ale on w tym momencie wpatrywał się w plażę. Byli tam czarodzieje, festiwal trwał.
- Kurwa! – wrzasnęła, w pewnym momencie.
Nawet się nie zorientowała, że ptaki, które przed chwilą unosiły się w powietrzu, runęły w dół. Dopiero kiedy jednej z nich wleciał prosto w nią, zorientowała się, że każde żywe na świecie stworzenie zdawało sobie sprawę, że coś się dzieje. Nie było to nic dobrego. Stęknęła głośno, próbując rozmasować bolące miejsce od uderzenia. Znowu spojrzała w niebo, nie było już jednej jasnej plamki. Było ich mnóstwo. Może nawet tysiące? Powiększały się, jedna za drugą. Inne szybciej, inne wolniej, ale w pewnym momencie wszystkie były już dobrze dostrzegalne i sprawiały wrażenie, jakby się zbliżały.
- Chyba musimy ucie… - nie zdążyła dokończyć.
Urwała wpół słowa, kiedy swój wzrok utkwiła w obiekcie świecącym jak ogień i lecącym prosto w stronę plaży. Prosto w stronę tamtejszych czarodziejów. Ale wszystko działo się zbyt szybko, Huxley nawet nie zdążyła zareagować czy wyciągnąć różdżki. Ostatnie co pamiętała to ogromny huk, podmuch gorącego powietrza i uderzenie, kiedy walnęła plecami, odlatując na kilka metrów. Nie wiedziała jak długo leżała, miała wrażenie, że w pewnym momencie urwał jej się film. A z drugiej jakby widziała wszystko, bo słyszeć nie słyszała nic. Tylko pisk w uszach. Ocknęła się z kaszlem. Miała wrażenie, jakby całe jej płuca były wypełnione jakimś brudem. Bardzo ciężko jej się oddychało, a kaszel wcale nie pomagał. Ale nie tylko płuca miała w dziwnym pyle. Całe jej ubranie było brudne, twarz, włosy, ręce. Uniosła się lekko, trzęsła się cała z niepokojem, starając się zlokalizować cokolwiek. Spojrzała w niebo i poczuła, jak nagle jej ręce, na których się opierała, miękną. Prawie runęła w dół. Na niebie tych obiektów było więcej.
- Co… - charknęła, gdy próbowała powiedzieć cokolwiek, dostawała ataku kaszlu.
Widziała jak mężczyzna powoli, chwiejnym krokiem zbliża się do niej, a następnie wyciąga dłoń. Zamrugała kilkukrotnie, a następnie nie czekając na nic więcej, sięgnęła jego rękę i korzystając z jego pomocy, stanęła na nogach. Zachwiała się, ale chyba mogła chodzić. Wyciągnęła różdżkę.
- Gdzie? – zapytała cicho.
W tej samej chwili usłyszeli i poczuli kolejne uderzenie. Gdzieś dalej od nich, ale jednak na tyle blisko, że nie mogli czuć się tu bezpiecznie. Jednocześnie, jeżeli tylko wzrok powędrował ku górze, Rain mogła upewnić się, że nic się nie zmieniło. To nie było przewidzenie, efekt uderzenia. Faktycznie kolejne obiekty leciały ku ziemi. I jeszcze coś dziwnego działo się na morzu, na ten moment nie skojarzyła, co.
- Twój… Twój hipogryf! – uniosła głos, bo gdzieś w okolicy słychać było kolejne uderzenie. – Masz go tu? Myślisz, że… – zasłoniła usta, starając się powstrzymać kaszel – że mógłby ominąć te obiekty podczas lotu? Tu nie jest bezpiecznie, trzeba uciekać z Dorset…
Myślała, że dla niego, tak samo, jak dla niej, jest to równie oczywiste. Skoro podszedł do niej i podał jej dłoń, nie brała innej opcji pod uwagę jak wspólna ucieczka. Razem mieli większe szanse na przeżycie niż osobno, prawda? Po tym, co się ostatnio wydarzyło i gdy dowiedziała się, że dwie najbliższe jej osoby są całe i zdrowie, śmierć nie była jej teraz po drodze.


| 130/205 (obrażenia tłuczone -20; obrażenia psychuczn -50; oparzenia -5) -15 do kości


Why you think that 'bout nude?
'Cause your view's so rude
Think outside the boxThen you'll like it
Rain Huxley
Rain Huxley
Zawód : Portowa dziwka, informatorka
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Królowa nigdy nie opuszcza swojego królestwa i płonie razem z nim.
OPCM : 9 +1
UROKI : 21 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t5603-rain-huxley https://www.morsmordre.net/t5628-poczta-rain#131770 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f121-dzielnica-portowa-welland-street-5-12 https://www.morsmordre.net/t5630-skrytka-bankowa-nr-1380#131776 https://www.morsmordre.net/t5629-rain-huxley#131774
Re: Wzniesienie [odnośnik]05.12.23 13:18
Nie docierało to do niego, nie potrafił poskładać rzeczywistości w sensowną całość; oczy widziały oślepiający rozbłysk, jasne, powiększające się punkty na wieczornym niebie i potężny, płonący odłamek uderzający w plażę – ale umysł nie chciał przyjąć tego do wiadomości. Tego, że wisząca ponad nimi kometa rozpadła się na kawałki, że jej potężne fragmenty właśnie leciały w ich kierunku; nie był w stanie jeszcze wyobrazić sobie skali zniszczeń, ani tego, co to wszystko oznaczało – ale nie miał też na to czasu, choć nagląca potrzeba ucieczki wspinała się po jego ciele powoli, zbyt powoli. Czuł się ociężały, spowolniony; w uszach nadal mu dzwoniło, każdy haust powietrza smakował popiołem i dymem – przywołując z pamięci wspomnienie spopielonej przez żmijozęba peruwiańskiego wioski, wspomnienie, które – jak do tej pory sądził – pozostawił już za sobą. Przedzierające się przez gęste opary krzyki brzmiały jednak tak samo, pomiędzy głoskami dźwięczała rozpacz, strach, panika; wiedział, że on również powinien czuć to wszystko, ale zamiast tego ogarnęła go nienaturalna wręcz obojętność; gruba warstwa otępienia otoczyła jego zmysły, tłamsząc pod sobą emocje. Początkowy szok ustępował stopniowo, teraz jeszcze się go trzymając; sprawiając, że kiedy pytanie czarownicy do niego dotarło, przez moment tylko patrzył na nią w zdezorientowaniu.
Gdzie?
No właśnie – gdzie mieli uciekać? Uniósł dłoń, żeby przeczesać palcami wciskające się do oczu włosy, wzniecając przy tym chmurę szarego pyłu; drobny piasek (a może było to coś innego) zdawał się pokrywać go całego, szorstkie drobiny drażniły skórę, wdzierając się również do ust, oklejając język. Odkaszlnął znowu, bezskutecznie starając się pozbyć tego paskudnego uczucia; kolejny wstrząs mający źródło gdzieś niedaleko wprawił w drżenie ziemię, na której stali. Podniósł spojrzenie, zatrzymując je na twarzy kobiety, ponad jej ramieniem dostrzegając to, co chwilę wcześniej było jedynie wąskim pasem szarości; serce załomotało mu w klatce piersiowej, zbliżała się do nich fala – a chociaż z takiej odległości nie potrafił określić jej rozmiarów, to nie miał wątpliwości co do tego, że mogła bez trudu zmieść ich ze wzniesienia. – Stąd. Jak najdalej – odpowiedział przez zaciśnięte gardło. – Jak najdalej od wybrzeża – dodał, nie wiedząc do końca, co to oznaczało. Do Somerset? Do Kornwalii? Czy las wokół Sennen był bezpieczny? Jego myśli pomknęły w kierunku hodowli, miał nadzieję, że wciąż stała; że chroniące ją zaklęcia nie ugięły się pod naporem tego, co właśnie się działo, choć z drugiej strony – czy cokolwiek mogło powstrzymać gwiazdę spadającą z taką siłą?
Potrząsnął głową, to był problem na później; nie będzie w stanie nic z tym zrobić, jeżeli teraz zginą. – Tak – ale nie tutaj, bliżej namiotów, musimy do niego dotrzeć. Chodź – odpowiedział, raczej bezceremonialnie chwytając ją za nadgarstek. Ruszył szybkim krokiem w stronę obozowiska, a przynajmniej – tak mu się wydawało, unoszący się w powietrzu pył sprawiał, że nie rozpoznawał swojego otoczenia, trudno było mu odnaleźć się w przestrzeni. Naciągnął koszulę na usta i nos, chcąc przynajmniej trochę osłonić twarz, przestać wdychać rozgrzane, oklejające płuca powietrze. Piach nadal wdzierał mu się jednak do oczu, które piekły, swędziały i łzawiły. A im bardziej zbliżali się do głównego terenu festiwalu – tym większy otaczał ich chaos.
Mniejsze lub większe odłamki musiały spaść na ziemię i tutaj, minął dymiący krater – w ostatniej chwili popychając ich oboje w bok, żeby uniknąć nadepnięcia na osypującą się krawędź. – Uważaj – rzucił, tkanina naciągnięta na twarz stłumiła słowa; reszta – miał wrażenie – utonęła w ogólnym hałasie, ludzie wokół nich poruszali się we wszystkich kierunkach, ktoś go potrącił, gdzieś w niedalekiej odległości przebiegł spłoszony koń. Rozglądał się dookoła, poszukując charakterystycznych kształtów namiotów, ale większości z nich już nie było; zdmuchnięte przez falę uderzeniową albo stratowane, walały się pod nogami, podobnie jak najróżniejsze przedmioty codziennego użytku; pomiędzy nimi kręcili się czarodzieje, nerwowo przeszukując swój dobytek. Co oni wyprawiali? Czy nie wiedzieli, że lada moment wedrze się tu woda? – Nie widzę go – przyznał, zatrzymując się. Puścił rękę czarownicy, żeby przytknąć obie dłonie do twarzy i gwizdnąć przeciągle; nie było szans, żeby znaleźli hipogryfa w tej piaskowej zamieci, musiał go przywołać – o ile Wichroskrzydły w ogóle jeszcze znajdował się w zasięgu słuchu.




do not stand at my grave and weep
I am not there
I do not sleep

Percival Blake
Percival Blake
Zawód : duch Stonehenge
Wiek : 34
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler

kissing
d e a t h
and losing my breath

OPCM : 26 +5
UROKI : 40 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +1
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 18
Genetyka : Duch

Duchy
Duchy
https://www.morsmordre.net/t1517-percival-nott https://www.morsmordre.net/t1542-tatsu https://www.morsmordre.net/t12179-percival-blake#375108 https://www.morsmordre.net/f449-menazeria-woolmanow https://www.morsmordre.net/t3560-skrytka-bankowa-nr-416#62942 https://www.morsmordre.net/t1602-percival-nott
Re: Wzniesienie [odnośnik]06.12.23 22:31
Czy to był ten moment, kiedy powinna była zacząć panikować? Słyszała krzyki, niosły się po okolicy i docierały do niej stłumione. Adrenalina wypełniała jej ciało, każda część jej ciała wręcz krzyczała, że powinna się stąd wynosić jak najszybciej. Tylko, no właśnie, gdzie? Czy inne części kraju były bezpieczne? Czy to było lokalne zjawisko, czy może dosięgło też Londyn? Ile portów zostało zniszczonych? Ile domów zawalonych? Ile ludzi już umarło? Skoro fala po uderzeniu odrzuciła ich na taki kawałek i niemal pozbawiła przytomności, to co działo się z ludźmi, którzy byli bezpośrednio w zasięgu spadającego obiektu? Przełknęła ślinę. Jak najdalej od wybrzeża? Odwróciła się i spojrzała w morze. Widziała jakąś linię, miała wrażenie, że się ona porusza. Zbliża ku nim. Nie zdążyła się jednak przyjrzeć, nie zdążyła zareagować, kiedy mężczyzna chwycił ją za nadgarstek i pociągnął.
Szła za nim, uważnie rozglądała się po okolicy na tyle na ile była w stanie. Ciągle czuła popiół, czy też dziwny piasek, albo kurz, w ustach. Drażnił ją w gardle, czuła go w nosie i pod palcami. Pokryta była tym świństwem od stóp do głowy. Zewsząd buchał gorąc, ziarenka piasku unosiły się w powietrzu i ledwo była w stanie utrzymać oczy otwarte, ponieważ łzawiły i piekły strasznie. A gdy tylko je przymknęła, to czuła ziarenka piasku pod powiekami. Okropieństwo.
- Oh! – jęknęła, przysłaniając usta, jakby chciała ochronić się przed wdychaniem tego brudnego powietrza.
Krater przy kraterze, prawie do jednego wpadli i gdyby nie reakcja Percivala, zsunęli by się w dół. Tyle już obiektów spadło i uderzyło o ziemię, tylko na tym małym obszarze festiwalu. A gdy tylko na chwilkę spojrzała ku górze, widziała, że to nie koniec. Że ich ilość się nie zmniejsza, tak jakby te fragmenty co już spadły, były jedynie kroplą w morzu tego, co jeszcze miało do nich dotrzeć. Bała się, chyba to było zdrowe uczucie. W końcu ich życie, czy tego chcieli czy nie, wisiało teraz na włosku.
Dotarli do namiotów, rozglądała się uważnie szukając wzrokiem hipogryfa. Podejrzewała, że to tutaj mężczyzna go zostawił. Ten też rozglądał się nerwowo, usłyszała tylko, że go nie ma. Następnie Percival puścił jej rękę, a po okolicy rozniósł się gwizd. Został niestety stłumiony przez krzyki, szlochy i ogólne zamieszanie. Jej uwagę przyciągnęli czarodzieje, którzy zamiast rzucić się do ucieczki, próbowali pozbierać swoje rzeczy i zapakować do walizek i zabrać ze sobą. Ktoś inny przebiegł obok nich, gdzieś dalej płakało jakieś dziecko. Było kompletne zamieszanie.
- Kurwa... mógł uciec? Może ukrył się w lesie – powiedziała, podchodząc bliżej.
Nie powiedziałaby przecież, że nie warto go szukać i powinni znaleźć inny sposób na ucieczkę. Ale jak, na nogach? Huxley nie nosiła przy sobie miotły, nawet takiej nie posiadała. Mieli komuś ukraść. Jaka jest szansa, że gdzieś w tym zamieszaniu, znają jakieś miotły, na których mogliby odlecieć? Świstokliki? Nierealne. Nie pozostawało im nic innego jak albo skupić się na przywołaniu i znalezieniu wierzchowca lub znalezieniu tutaj miejsca gdzie uda im się przeżyć ten armagedon. Szybkie obliczenia oraz pamięć o tym, że od samego morza coś nadciągało, sprawiało, że korzystniejszym było jednak dla nich postawić wszystko na jedną kartę i znaleźć tego hipogryfa. Nie ma szans, że znajdą tu bezpieczne schronienie.
- Jak ci pomóc? – zapytała.
Na tę krótką chwilę stali się partnerami. Mogli odwrócić się do siebie plecami, kiedy tylko ocknęli się po uderzeniu. Ale oboje podjęli decyzje, aby tej drugiej osoby nie zostawić. Percival wyciągnął dłoń, Huxley ją chwyciła. Istotne było teraz, aby opuścić to miejsce bezpiecznie. I bez różnicy jej było z kim miała do czynienia. Więc skoro byli teraz tymi partnerami oraz mieli ten sam cel, to nie było w tym nic dziwnego, że Rain chciała pomóc. W końcu nie była złą kobietą, żadna z niej zimna suka, chociaż czasami mogła sprawiać takie wrażenie. Potrafiła zachować się fair. Chciała pomóc. Tylko, że na zwierzętach nie znała się w ogóle, a posiadanie własnego puszka pigmejskiego stanowiło dla niej nie lada wyzwanie. Dlatego jeśli miała jakoś pomóc, to liczyła na proste i dokładne instrukcje. I zrobi wszystko by tego hipogryfa znaleźć i stąd uciec. Nie chciała jeszcze umierać.


Why you think that 'bout nude?
'Cause your view's so rude
Think outside the boxThen you'll like it
Rain Huxley
Rain Huxley
Zawód : Portowa dziwka, informatorka
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Królowa nigdy nie opuszcza swojego królestwa i płonie razem z nim.
OPCM : 9 +1
UROKI : 21 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t5603-rain-huxley https://www.morsmordre.net/t5628-poczta-rain#131770 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f121-dzielnica-portowa-welland-street-5-12 https://www.morsmordre.net/t5630-skrytka-bankowa-nr-1380#131776 https://www.morsmordre.net/t5629-rain-huxley#131774
Re: Wzniesienie [odnośnik]08.12.23 13:02
Nocne niebo iskrzyło od ognistych kul i gwiazd, które ciągnęły za sobą dymiące warkocze. Z nieba sypał się popiół; meteory leciały spalając się w atmosferze — część z nich nie docierało do ziemi; część spalało się ostatecznie w chwili uderzenia, ale bywały odłamki na tyle duże, że wbijały się w ziemię, trzęsąc nią i wprawiając w drżenie całe najbliższe otoczenie.

Kłęby dymu i kurzu po uderzeniu meteorytu Rain i Percival zostawili za sobą, ale pomimo nocy rozjaśnionej spadającymi meteorami i walącym się na głowę niebem nie umknął im widok nadchodzącej fali. Para czarodziejów uciekała z okolic Durdle Door, przez łąki aż do namiotów na terenie festiwalu lata. Świadomi niebezpieczeństwa pośród ludzi szukali dla siebie drogi ucieczki. Ściana wody, która zwiększała się z każdą sekundą nie tylko zaleje cały festiwal, ale także wedrze się daleko w głąb lądu, napotykając budynki Weymouth. Zagrożenie było bliskie, nie pozostało im wiele czasu.

To tylko post uzupełniający od Mistrza Gry. Fala tsunami zaleje ten wątek za 2 tury. Do tej pory powinniście się ewakuować, a jeśli chcecie w wątku pozostać to należy wziąć pod uwagę, że fala liczyć będzie sześćdziesiąt metrów, porusza się z prędkością 700 kilometrów na godzinę. Ściana wody zaleje całe Weymouth - to na nim się załamie, ale jej siła już po opadnięciu przedrze się kilka kilometrów w głąb lądu, nim wycofa się z powrotem.

Ramsey Mulciber
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Wzniesienie - Page 14 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Wzniesienie [odnośnik]08.12.23 23:50
Ziemia się trzęsła, czuł wzmagające się raz po raz drżenie tuż pod stopami – po jakimś czasie będąc już w stanie skojarzyć je ze spadającymi z nieba fragmentami płonących skał. Świadomość tego, co właściwie się stało, rosła w nim stopniowo – wypełniając płuca najpierw lodowatą realizacją, a później rozpychającym się we wszystkich kierunkach przerażeniem – które tłumił uparcie, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że nie mógł jeszcze poddać się panice. Ta bulgotała pod warstwą opanowania, szarpiąc zakończeniami nerwowymi – sprawiając, że cieszył się z długich tygodni spędzonych na ćwiczeniach nad powściąganiem własnych emocji. Wciąż: to, co działo się w Weymouth, przekraczało wszelkie granice jego wyobraźni. Przeżył już wiele, widział wioskę spopieloną atakiem wściekłego smoka, brał udział w schwytaniu bestii przebudzonej przez anomalie, przetrwał potężny wybuch niestabilnej magii i eksplozję w fabryce kominków – ale nic z tego nie mogło się równać widokowi walącego się na nich nieba, płomieni z ogromną prędkością mknących prosto na nich. Mogli zostać nimi trafieni w każdej chwili, każda sekunda mogła być ich ostatnią – i chyba to właśnie to przekonanie pozwalało mu na stawianie kolejnych kroków, na parcie przed siebie mimo przeszkód. – Uciec – nie, hipogryfy to zbyt dumne stworzenia – powiedział z pewnością dźwięczącą między głoskami, Wichroskrzydły nie spłoszyłby się jak zwykły koń; musiał gdzieś tu być, może zwyczajnie się oddalił – starając się odsunąć od wybuchającego pomiędzy namiotami chaosu.
Gwizdnął raz jeszcze, licząc na to, że znajomy dźwięk go przywoła – hipogryfy miały bardziej wyczulony zmysł słuchu niż czarodzieje, były też w stanie słyszeć na innych częstotliwościach. – Trzymaj się blisko – odpowiedział jej, tylko tyle był w stanie wymyślić – zwłaszcza, gdy narastający szum, huk, zmusił go w końcu do odwrócenia wzroku w kierunku wybrzeża. Teraz nie było już żadnych wątpliwości, fala sunęła prosto na nich – i nie mieli wiele czasu, nim dotrze do lądu, wdzierając się na tereny festiwalu z siłą rozpędzonego buchorożca. Czy ci wszyscy ludzie dookoła nich tego nie widzieli? Czy miotali się tak samo, jak oni – szukając zagubionych krewnych, bliskich, zwierząt – nie wiedząc, co właściwie robić? – Uciekajcie – uciekajcie stąd natychmiast! – krzyknął, dostrzegając kobietę, która uparcie szukała czegoś w stercie przyprószonych popiołem szmat. Powinien im chyba jakoś pomóc, ale nie miał na to czasu – ani magicznej recepty, wobec sunącego prosto na nich żywiołu był bezsilny – tak bezsilny, jak nie czuł się od bardzo dawna.
Już miał zasugerować bieg w stronę jarmarku w poszukiwaniu mioteł, ale zanim myśl zdążyłaby do końca uformować się na jego ustach, po swojej lewej stronie dostrzegł ruch; charakterystyczne rżenie dotarło do jego uszu, odwrócił się – z zalewającą go od stóp do głów ulgą dostrzegając, jak spomiędzy pni wyłania się sylwetka Wichroskrzydłego. – Tutaj – wyrzucił z siebie na wydechu, do Rain, czy do wierzchowca – nie był pewien; pociągnął kobietę w stronę hipogryfa, już z daleka dostrzegając jego zdenerwowanie. Skrzydła miał uniesione, przednie nogi nerwowo ryły ziemię; szarpał potężnym łbem, z pewnością wyczuwał niebezpieczeństwo. – Zaczekaj moment – ostrzegł ją, hipogryfy były dumnymi stworzeniami – i nie pozwalały na zbliżanie się do siebie osobom, których nie szanowały; towarzysząca mu czarownica nie była Wichroskrzydłemu zupełnie obca, widział ją już w trakcie ich rozmowy na moście – Percival miał więc nadzieję, że łatwiej będzie go przekonać, by pozwolił jej się zbliżyć.
Spokojnie – odezwał się, naprawdę przywołując wszystkie pokłady opanowania i spokoju; odepchnął od siebie emocje, odseparował, ukrył za szczelną ścianą oklumencji – unosząc w górę dłonie i powolnym krokiem zbliżając się do hipogryfa. To ja, zdawała się mówić jego postawa; już się stąd zabieramy. – Wichroskrzydły – odezwał się, jednocześnie skłaniając głowę – spokojnie, ale stanowczo; obserwował przy tym wierzchowca uważnie, nie zrywając kontaktu wzrokowego – dopóki ten nie znieruchomiał wreszcie, opuszczając nieco skrzydła i ledwie zauważalnie skłaniając łeb.
Odwrócił się w stronę ciemnowłosej czarownicy, gdzieś w międzyczasie rejestrując, że nadal nie wiedział, jak miała na imię – i znów wyciągnął w jej stronę rękę. – Teraz, chodź. Pomogę ci – siądziesz z tyłu – powiedział. Zatrzymał się u boku hipogryfa, gotów pomóc jej wspiąć się jako pierwszej na jego grzbiet. – Uważaj na pióra – ostrzegł ją; Wichroskrzydły bywał nerwowy, gdy się go za nie ciągnęło.




do not stand at my grave and weep
I am not there
I do not sleep

Percival Blake
Percival Blake
Zawód : duch Stonehenge
Wiek : 34
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler

kissing
d e a t h
and losing my breath

OPCM : 26 +5
UROKI : 40 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +1
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 18
Genetyka : Duch

Duchy
Duchy
https://www.morsmordre.net/t1517-percival-nott https://www.morsmordre.net/t1542-tatsu https://www.morsmordre.net/t12179-percival-blake#375108 https://www.morsmordre.net/f449-menazeria-woolmanow https://www.morsmordre.net/t3560-skrytka-bankowa-nr-416#62942 https://www.morsmordre.net/t1602-percival-nott
Re: Wzniesienie [odnośnik]09.12.23 20:17
Nie mogła jeszcze zacząć panikować. Przede wszystkim musiała stąd uciec. I ta myśl trzymała jej nerwy na wodzy. Oczywiście była zdenerwowana, bała się i czuła jak jej serce bije szybko, natomiast potrafiła jeszcze w miarę trzeźwo myśleć. Nie to, co niektórzy ludzie, którzy ich otaczali. Co było teraz takiego ważnego w tej stercie spopielonych niemal ubrań, dodatków i walizek, które należało przeszukać. Nie ważniejsze było życie? Przecież nikt tu stąd niczego nie zabierze, jeśli tylko będzie taka możliwość, to każdy będzie mógł tu wrócić i poszukać swojego dobytku. Teraz należało uciekać, najszybciej jak tylko można było.
- Uciekajcie! Zostawcie to, uciekajcie! – też krzyknęła to jakiejś pary, która dopiero po tych słowach wypowiedzianych przez Rain, ocknęła się chyba i zaczęła uciekać w bliżej niesprecyzowanym kierunku. Huxley jeszcze nie wiedziała, że najprawdopodobniej nie uda im się uniknąć śmierci.
Ale ona i Percival mieli szansę. Wystarczyło znaleźć tego hipogryfa. Mężczyzna stwierdził, że stworzenie raczej nie uciekło. Było zbyt dumne, aby uciekać. Dla nich, w tym momencie, to i lepiej. Miała trzymać się blisko? Nie powiedziałaby, że była zadowolona z faktu, że nie może zrobić nic więcej. Ale nie powiedziała nic. Obdarzyła go zaufaniem i, można powiedzieć, że zawierzyła mu też swoje życie. Wzrokiem też za nim podążyła i również spojrzała w stronę wybrzeża. Ciągnęła ku nim wielka fala, teraz to dostrzegła, a z jej gardła aż wydobył się okrzyk strachu. Kilka głębszych wdechów, skupienie uwagi na mężczyźnie i znalezieniu hipogryfa. Rozglądała się nerwowo. Ile mieli czasu?
Nagle poczuła pociągnięcie, ruszyła za Percivalem i dostrzegła wierzchowca. Niemal poczuła, jak strach zastępowany jest uczuciem ulgi. Jeżeli tylko zwierzę jest całe i zdrowe, nie ma zranionych skrzydeł i nie boi się na tyle, by nie móc odlecieć, to chyba byli uratowani. Prawda? Nie zbliżyła się do zwierzęcia, stanęła tam, gdzie mężczyzna ją zostawił. Nie śmiała. Nie znała się na zwierzętach, nie wiedziała, co ma zrobić i jak do niego podejść, aby nie zrobić czegoś głupiego. Nigdy nie spotkała hipogryfa, dopóki nie spotkała się z Percivalem, wiedza na temat obchodzenia się z tymi stworzeniami, nie była jej do niczego potrzebna. Obserwowała, jak mężczyzna kłania się stworzeniu, a ten, po krótkiej chwili, też ugięło przed nim swoją głowę. Dopiero wtedy mogła podejść. Miała wysoko uniesione brwi ku górze, nie rozumiała tego, co się właśnie wydarzyło.
Chwyciła wyciągniętą dłoń i podeszła niepewnie do Wichroskrzydłego. Mocno ściskała jego rękę, zdenerwowanie brało górę, a ona sama tylko oglądała się za siebie, sprawdzając, czy woda wdziera się już w ląd, czy jeszcze nie? Chwyciła się hipogryfa, starała delikatnie trzymać pióra, aby nie zrobić mu krzywdy. Jednocześnie musiała znaleźć jakiś punkt zaczepienia, gdzieś chwycić się mocniej, by być w stanie się wspiąć. Nagle znalazła się na jego grzbiecie. Nie wiedziała, czy samej udało jej się podciągnąć, czy mężczyzna pomógł jej, podsadzając ją. Nie było to teraz najważniejsze. Grunt, że siedziała z tyłu.
- Wskakuj i uciekajmy stąd – rzuciła do mężczyzny, znowu nerwowo obracając się w stronę wybrzeża. – Nie mamy dużo czasu.
Nie mogła uwierzyć, że to wszystko tak się skończy. To miał być spokojny wieczór, noc. Miała załatwić swoje sprawy, może nawet wyruszyć w podróż powrotną do Londynu? I tak była tutaj bardzo długo, dłużej niż podejrzewała. A to miejsce, wszystkie te piękne lasy, polany i pagórki, zostaną całkowicie zalane wodą. Znikną z powierzchni ziemi. Zacisnęła mocno usta, czekając, aż Percival wskoczy na grzbiet swojego stworzenia i odlecą. Poczuła ścisk w brzuchu. Czy oni naprawdę mieli odlecieć?


Why you think that 'bout nude?
'Cause your view's so rude
Think outside the boxThen you'll like it
Rain Huxley
Rain Huxley
Zawód : Portowa dziwka, informatorka
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Królowa nigdy nie opuszcza swojego królestwa i płonie razem z nim.
OPCM : 9 +1
UROKI : 21 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t5603-rain-huxley https://www.morsmordre.net/t5628-poczta-rain#131770 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f121-dzielnica-portowa-welland-street-5-12 https://www.morsmordre.net/t5630-skrytka-bankowa-nr-1380#131776 https://www.morsmordre.net/t5629-rain-huxley#131774
Re: Wzniesienie [odnośnik]10.12.23 15:34
On również nie znosił bezsilności, dławiącego poczucia, że nie mógł kompletnie nic zrobić – ale czy którekolwiek z nich, czy ktokolwiek z obecnych na wybrzeżu ludzi, mógł mierzyć się z siłą sunącego w ich stronę żywiołu? Nie przychodziło mu do głowy ani jedno zaklęcie, które mogłoby zadziałać; nie znał żadnej magii zdolnej do zatrzymania grzmiącej fali czy spadających z nieba meteorytów. Chociaż stoczył w swoim życiu wiele walk i stawał oko w oko z najgroźniejszymi gatunkami smoków – to wobec tego, co działo się właśnie dookoła nich, był zupełnie bezradny. Dlatego uciekał, dlatego porzucał tymczasowo wszystkie inne myśli, skupiając się wyłącznie na tym jednym zadaniu: na wydostaniu stąd siebie i – co okazywało się zaskakującym obrotem wydarzeń – nieznajomą kobietę, tę samą, którą dopiero co planował oszukać. Los chyba znów z niego drwił, może naprawdę się zmienił; a może zwyczaje w obliczu kończącego się świata wszystko inne przestawało mieć znaczenie.
Usłyszał, jak krzyknęła, dostrzegając wreszcie zbliżającą się do nich falę – i nie tylko ona, coraz więcej czarodziejów i czarownic zaczynało odwracać się ku morzu, nieruchomiejąc w przerażeniu na widok tsunami. Jedni pokazywali na wodę palcami, być może jeszcze nie dowierzając, że miała do nich dotrzeć, inni rzucali się do ucieczki; jakaś para niedaleko musiała aktywować świstoklik, bo zniknęła nagle, jakby wessana przez wypełnione pyłem powietrze. Gęstniejące z każdą chwilą od gotującej się paniki; Percival wyczuwał ją prawie podskórnie, był już w podobnej sytuacji; wiedział, że lada moment chaos wokół nich miał wybuchnąć ze wzmożoną siłą.
Pomógł czarownicy wspiąć się na grzbiet wierzchowca, hipogryfy były znacznie większe od koni, wymagały siły i wprawy – po czym sam chwycił za wodze i mocno odbił się od ziemi, żeby wsunąć się w siodło tuż przed kobietą. Nie musiała mu dwa razy powtarzać, że nie mieli czasu – z wysoka widział to jeszcze wyraźniej, fala sięgała już niemal położonej kilkaset metrów dalej plaży. – Złap się mnie mocno – ostrzegł ją, chwytając mocniej za wodze i popędzając Wichroskrzydłego, żeby się wycofał; rozejrzał się dookoła, potrzebowali kawałka czystego terenu, żeby się rozpędzić i wzbić w powietrze, ale odnalezienie go z każdą chwilą stawało się trudniejsze. – Z drogi! – krzyknął, nie chciał zrobić nikomu krzywdy, ale nie mogli też czekać już dłużej; szczęśliwie widok szykującego się do biegu hipogryfa stanowił dla większości wystarczający sygnał, by nie zabiec mu drogi. Skierował go przodem do prowadzącej na wzniesienie ścieżki, tyłem do wybrzeża – po czym popędził go do przodu, pochylając się niżej nad jego porośniętą piórami szyją. Nim jeszcze dał mu sygnał do rozwinięcia skrzydeł, coś czerwonego mignęło mu przed oczami; zamrugał szybko, a charakterystyczny skrzek sprawił, że niemal zalała go ulga. – Ognik! – krzyknął, smoczognik musiał kryć się w pobliżu; Percival puścił na moment wodze, żeby wyciągnąć ku niemu rękę; uskrzydlona jaszczurka wspięła się po jego ramieniu, po czym uczepiła się koszuli, żeby następnie się w niej schować. – Uważaj, mocno szarpnie – zwrócił się znów do czarownicy, na powrót chwytając drugą ręką wodze i odwracając głowę w jej stronę. A później uniósł je wyżej. – Teraz, w górę! – krzyknął; hipogryf rozwinął potężne skrzydła, wzniecając tuman wszechobecnego pyłu – po czym odbił się szponami od ziemi, przechylił się nabierając wysokości – a oni razem z nim, zmuszeni do zapierania się nogami o silny grzbiet.
Zatoczyli pętlę ponad polem namiotowym, przez cały czas wznosząc się w górę – a kiedy obrócili się o pełne sto osiemdziesiąt stopni, Percival zrozumiał, że zrobili to w ostatniej chwili. Widok, jakiego stali się świadkami, zaparł mu dech; potężne masy wzburzonej wody zaczęły właśnie wdzierać się w ląd – a wszystko, czego dotykały, ginęło pod plątaniną szarości, znikało pod powierzchnią, gięło się i łamało. Festiwal lata zniknął pod falami, a Weymouth razem z nim – i pozostawało im tylko zgadywać, jak daleko sięgnie śmiercionośny żywioł.
Prawdy – nawet sobie nie wyobrażał.
Zawrócił hipogryfa, pochylając się niżej; bez zastanowienia kierując go na zachód, w stronę Kornwalii.

| zt x2, uciekamy i przenosimy się :pwease:




do not stand at my grave and weep
I am not there
I do not sleep

Percival Blake
Percival Blake
Zawód : duch Stonehenge
Wiek : 34
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler

kissing
d e a t h
and losing my breath

OPCM : 26 +5
UROKI : 40 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +1
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 18
Genetyka : Duch

Duchy
Duchy
https://www.morsmordre.net/t1517-percival-nott https://www.morsmordre.net/t1542-tatsu https://www.morsmordre.net/t12179-percival-blake#375108 https://www.morsmordre.net/f449-menazeria-woolmanow https://www.morsmordre.net/t3560-skrytka-bankowa-nr-416#62942 https://www.morsmordre.net/t1602-percival-nott
Re: Wzniesienie [odnośnik]18.05.24 23:48
30 września '58 ???
Dziwnie było znów tu być, chociaż wiedział, że prędzej czy później musiał wrócić. Zmuszony wyjechać, zostawił za sobą obowiązki i wojnę, która toczyła Anglię, ale nie mógł zostawić na zawsze. Tak się nie dało, a rodzina dosadnie mu to uświadomiła. Nawet setki kilometrów, nie powstrzymywało ich przed tym, by się o niego upomnieć. Okrzyknięty zdrajcą, wcale nim nie był i zamierzał to udowodnić, lecz najpierw miał do rozwiązania pewne sprawy. Dziś zamierzał dokończyć jedną z nich, idąc po sznurku, pozbywając się ludzi, którzy zachodzili mu za skórę. Pichard, który sprzedał go, jak rzecz i wystawił Macnairom, był pierwszy. Ledwie kilka dni temu, rozpoczął krwawą serię, która miała jeszcze chwilę potrwać. Od chaty w środku lasu dzieliło go maksymalnie kilka kilometrów spacerem, ale to tutaj postanowił poczekać. Tu umówił się z kuzynem, który niedawno zdradził mu swe zainteresowanie czarną magią. Nie był w niej biegły, często odmawiała mu posłuszeństwa i odciskała brutalny ślad, dając do zrozumienia, że nie mógł się mylić. Nie wybaczała błędów i nie była dla każdego, a jednak nęciła, by po nią sięgać. Dzisiaj miała nadarzyć się okazja, by sięgnąć po plugawą magię, ale i pokazać znane mu podstawy Mitchowi. Dać mu poczuć, jak to jest.
Wsunął dłonie w kieszenie spodni, opierając się barkiem o najbliższe drzewo. Spoglądał na krajobraz częściowo przeorany przez wydarzenia z sierpnia. Nie był na miejscu, gdy działo się to wszystko, a jedynie słyszał z pogłosek, plotek i opowieści mówionych drżącymi głosami. Nie dawał wiary słowom, lecz otoczenie mówiło to samo, powalone drzewa i kratery potwierdzały kataklizm. Fala, która uderzyła w Dorset, zostawiła wiele zniszczeń, których nie uprzątnięto nadal do końca. Patrząc na to, co działo się tutaj, zastanawiał się, jak wyglądał jego dom. Czy coś w niego uderzyło i po jego ostoi nie pozostała nawet jedna ściana? Musiał tam w końcu wrócić, bo od powrotu, nie zawitał do Gloucestershire, ale również nie spieszyło mu się do Suffolk. Pozostał w Londynie, korzystając z zarobionych za granicą pieniędzy. Zamierzał jednak wrócić do domu, gdy zamknie temat w Dorset.
Spojrzał w bok, kiedy w polu widzenia dostrzegł ruch.
- Mitch.- wypowiedział imię kuzyna, typowym dla siebie chłodnym tonem. Nic się w tej kwestii nie zmieniało, nadal emanował chłodem lub gniewem, rzadko czymkolwiek innym.- Trochę ci zeszło.- dodał, ale nie czepiał się.
- Na miejscu jest już Belby, obserwuje ich od paru godzin. Wolałbym uniknąć niespodzianek, chociaż jest tam tylko cel oraz jego mugolska żona i jakiś gówniarz. Nie spodziewam się dużych problemów, ale rzeczywistość lubi być straszną suką.- niby nie musiał go informować, a jednak lepiej było mieć pojęcie o tym, co zastaną tam.
Odepchnął się od drzewa i ruszył w odpowiednim kierunku.
- Nie znasz czarnej magii, ale zabiłeś kogoś kiedyś? – spytał z ciekawości, której nie zdradzał głos. Nie musiał, ale mógł. To zmieniało człowieka, zostawiało piętno mordercy, przełamywało jakąś granicę i tkwiło w pamięci zawsze.

[bylobrzydkobedzieladnie]


W głębokich dolinach zbiera się cień.
Ma barwę nocy…
lecz pachnie jak krew



Ostatnio zmieniony przez Cillian Macnair dnia 08.06.24 20:51, w całości zmieniany 2 razy
Cillian Macnair
Cillian Macnair
Zawód : Łowca magicznych stworzeń, szmugler
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Krok wstecz to nie zmiana.
Krok wstecz to krok wstecz
OPCM : 20 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 11
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8529-cillian-macnair https://www.morsmordre.net/t8563-dante#249835 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f199-gloucestershire-okolice-cranham https://www.morsmordre.net/t8564-skrytka-bankowa-nr-2018#249854 https://www.morsmordre.net/t8557-cillian-macnair
Re: Wzniesienie [odnośnik]19.05.24 14:55
Już od dłuższego czasu ta myśl chodziła mi po głowie. Jeszcze zanim wróciłem na stałe do kraju rozważałem naukę tego rodzaju magii. Niestety nie byłem w stanie znaleźć nikogo kto byłby chętny by mi z tym pomóc. Większość osób, w których gronie się obracałem unikała nawet wzmianki o czarnej magii, a ci, którzy się tego nie bali twierdzili, że jedynie liznęli tematu i w żadnym wypadku nie czują się na siłach by mnie nauczyć. Przez to właśnie od kilku lat trwałem w zawieszeniu, z czasem nawet zapominając o tym pomyślę, do momentu aż zamieszkałem w Suffokl. Wiedziałem doskonale, że każdy z domowników potrafi się posługiwać tym rodzajem magii w większym lub mniejszym stopniu. Drew na pewno miał to opanowane w najwyższym stopniu z nas wszystkich, jednak wiedziałem, że on akurat jest zbyt zajęty mnie uczyć. Wszyscy byli zawaleni robotą, jednak nie zmieniało to faktu, że im dłużej mieszkałem z nimi wszystkimi tym bardziej chciałem się nauczyć.
Jakby z nieba wtedy spadł mi Cillian. Nie znałem go wcześniej, nie mieliśmy w przeszłości sposobności by się poznać, zresztą był ode mnie trochę starszy, więc nie było w tym nic dziwnego. Kiedy ja zaczynałem szkołę, on już ją skończył. Teraz jednak, kiedy już w jakiś sposób udało nam się poznać, miałem wrażenie, że uda nam się nawiązać jakąś relację. Jakoś podświadomie miałem wrażenie, że reszta rodziny chyba nie za bardzo za nim przepada i vice versa w sumie. Nie miałem jednak zamiaru polegać na zdaniu innych w tej kwestii. Zwłaszcza, że zgodził się mnie uczyć, pokazać co i jak. Pod tym względem już miałem o nim dobre zdanie.
Tego dnia miała się odbyć nasza pierwsza lekcja. Co prawda wyobrażałem sobie ją kompletnie inaczej. Myślałem, że spotkamy się gdzieś i będzie mi pokazywał podstawy, a nie, że będę z nim starał się znaleźć kogoś, kto mu zaszedł za skórę. Nie narzekałem jednak, każda forma nauki to nauka, a przy okazji było możliwe, że dowiem się czegoś o kuzynie.
Pojawiłem się na miejscu chwilę przed czasem, a w każdym razie tak mi się wydawało. Finalnie jednak okazało się, że teleportowałem się kilkaset metrów od celu. Nie lubiąc się spóźniać prawie biegiem ruszyłem w kierunku miejsca spotkania i dotarłem tam kilka minut później. Cillian już na mnie czekał.
- Też sobie miejsce na spotkanie wymyśliłeś… - pokręciłem głową na jego słowa – Wywaliło mnie kawałek dalej. - dodałem nie po to by się usprawiedliwiać, ale po to by wiedział dlaczego się spóźniłem.
Ruszyłem za nim kiedy odepchnął się od drzewa i uważnie słuchałem jego słów.
- Mugolka nie stanowi zagrożenia, gówniarz raczej też nie. Ale tak jak mówisz, nigdy nic nie wiadomo. - pokręciłem głową, a słysząc jego pytanie lekko się spiąłem – Nie, ale miewam mordercze myśli czasami...zwłaszcza względem jednej osoby. - odparłem lekko zaciskając dłonie w kieszeni w pięści, na samą myśl o ojcu.


Mitch Macnair
Mitch Macnair
Zawód : Twórca magicznych budowli
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Czasem nie da się czegoś poskładać, trzeba wtedy sprzątnąć odłamki i zacząć budować od nowa.
OPCM : 5 +6
UROKI : 10 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 15 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t12141-mitchell-macnair#dogory https://www.morsmordre.net/t12216-listy-do-mitch-a#376210 https://www.morsmordre.net/t12217-mitch-macnair#376211 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t12219-skrytka-bankowa-2608#376217 https://www.morsmordre.net/t12218-mitch-macnair#376212
Re: Wzniesienie [odnośnik]22.05.24 23:34
Siedział na ganku w rozkroku. Obracał w dłoni obły sześcian z wystającymi czterema bolcami. Miała być to figurka baranka. Na razie twór nie przypominał niczego, jednak jeżeli poświęci temu jeszcze kilka godzin to tak nie będzie. Drewno z iglastych roślin było miękkie, plastyczne. Z łatwością ulegało pod naporem ostrza nożyka. Łatwo było odkroić za dużo. Musiał uważać. W pewnym momencie usłyszał za plecami skrzypnięcie frontowych drzwi, a potem namawiającą do wejścia do środka Alice. Obiad był gotowy. Nieśpiesznie zanucił, że zaraz przyjdzie. Gdy został sam tracił z ud resztki drobnych, zakręconych wiórków na ziemie. Kiedy wstał podeszwą buta zsunął z drewnianych stopni pozostałą część na ziemie. Postawił częściowo wystrugane zwierzątku na drewnianej balustradzie ganka. Przed wejściem do domu odwrócił się jeszcze za plecy i spojrzał w las. Miał jakieś dziwne wrażenie, lecz nie potrafił go opisać. Postanowił się tym nie przejmować.
Po przejściu przez sień skręcił w pierwsze drzwi na lewo pojawiając się w przestronnym salonie połączonym z kuchnią. Na stole były rozstawiona zastawa, a w centrum stał półmisek z potrawką z królika. Tego, którego dziś rano Gorge upolował. W kominku kołysał się niewielki ogień. Dopiero kiedy ciepłe powietrze szczypało poliki zdał sobie sprawę z tego, ze robi się chłodniej. Myśliwy siedział przy stole i pochylał się nad krzyżówką. Ściskał w ręce ołówek zbliżając i oddalając go od papieru. Wyraźnie się zastanawiał. Kompletnie nie pasowało to do jego osoby. Był dość kanciastym mężczyzną o surowym wyglądzie zahartowanym przez las. Alice postawiła na stole jeszcze dzbanek z kompotem. Wytarła dłonie w fartuch kierując Leonarda do łazienki by umył ręce. Zabawne, że oboje z Gorgem cicho wykonywali każdą jej prośbę. Stary czarodziej dobrowolnie wybrał takie życie, lecz chłopak pod wrażeniem był tego, że nie wiedzieć kiedy również dał się owinąć wokół kobiecego palca. Wcale mu to nie przeszkadzało.
Pokornie poszedł do łazienki umyć ręce.
Leonard Begmann
Leonard Begmann
Zawód : Myśliwy
Wiek : 19
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Łatwiej jest walczyć o wolność, niż doświadczać wszystkich jej przejawów.
OPCM : 7 +3
UROKI : 3 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 20
SPRAWNOŚĆ : 14
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t12288-begmann-budowa https://www.morsmordre.net/t12310-cuks#378233 https://www.morsmordre.net/t12312-leonard-begmann https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t12295-leonard-begmann#377985

Strona 14 z 15 Previous  1 ... 8 ... 13, 14, 15  Next

Wzniesienie
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach