Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Dorset
Polana w głębi lasu
W lasach Dorset palą się liczne, mniejsze ogniska, przy których zbierają się czarodzieje. Niektóre z nich są po prostu miejscem zapewniającym ciepło i rozmowę, ale przy innych uczestnicy oddają się też... innym rozrywkom. Na jednej z polan w lesie rozpalono kilkanaście mniejszych ognisk, przy których ustawiono kosze z suszonymi ziołami, używanymi do wytwarzania magicznych kadzideł. Niektóre z nich rosną w okolicznych lasach, inne sprowadzono z bardzo daleka, wiele z nich przywieźli handlarze przybyli zza granicy, zwłaszcza z Hiszpanii.
Zioła można wrzucić w ogień, uwalniając w ten sposób zapach, który odniesie efekt na wszystkich znajdujących się przy palenisku istot.
W jednym wątku można wykorzystać tylko jedną mieszankę ziół. Są to głównie substancje roślinne, zioła. Postać z zielarstwem na co najmniej II poziomie potrafi rozpoznać ich znaczenie i wybrać odpowiednie, wrzucając do ognia konkretne spośród rozpisanych na poniższej liście. Pozostałe postaci mogą próbować ich w sposób losowy - poprzez rzut kością k6:
1: Mieszanina żywicy i sosnowych igieł przepełniona jest też czymś, co pachnie jak świeże górskie powietrze. Bardzo orzeźwiająco, nieco otumaniająco. Zapach jest łagodny, koi zmysły, uspokaja nastroje, wzbudza zaufanie do rozmówców. Pobudza do szczerych wyznań i zdradzania sekretów, ale nie hamuje całkowicie naturalnych barier związanych z rozmową z osobami nieznajomymi lub takimi, przy których postać naturalnie czułaby się skrępowana.
2: Drzewny zapach musi mieć swoje źródło w niewielkiej ilości drzewa sandałowego, które zmieszano z rosnącymi w Dorset dzikimi kwiatami oraz sporą ilością ostrokrzewu. Kadzidło jest trochę duszne, głębokie, wprowadza w przyjemne odrętwienie, spowalnia zmysły i pozwala w pełni odprężyć ciało. Pod jego wpływem trudniej jest zebrać myśli. Wprowadza w przyjemne otępienie i relaksację, odpędza troski.
3: Słodki zapach bergamotki przebija się przez skromniejszy bukiet owoców, które prowadzi cytryna oraz nieznacznie mniej wyczuwalna porzeczka, zapach jest przyjemny, świeży, lekko cytrusowy, dodaje energii, poprawia nastrój. Dalsze nuty kadzidła lekko i przyjemnie otępiają. Czarodziej znajdujący się pod wpływem tego kadzidła staje się pobudzony do flirtu i trudniej mu usiedzieć w miejscu, korci go spacer lub taniec.
4: Gryzące zioła, pieprz, rozmaryn, tymianek i inne, które trudniej rozpoznać, przemykają do odrętwionego umysłu, wyciągając z niego cienie. Niektórzy twierdzą, że to kadzidło oczyszcza umysł: pobudza smutek, zmusza do sięgnięcia po problemy i uzewnętrznienia ich, do szczerych wyznań odnośnie tego, co ostatnim czasem trapi czarodzieja, co jest jego zmartwieniem. Wyciska z oczu łzy, ale dzięki temu pozwala zostawić najczarniejsze myśli za sobą i rozpocząć nowy etap życia bez obciążenia.
5: Zapach wiedziony przez silnego irysa w towarzystwie polnych kwiatów wywołuje wesołość, a przy dłuższej ekspozycji - niekontrolowany śmiech. Poprzez lekkie przytępienie zmysłów dodaje odwagi, skłania do czynów i wyznań, na które czarodziej nie miał wcześniej odwagi, a na które od zawsze miał ochotę.
6: Lawenda przeważnie koi zmysły, ale w towarzystwie czterolistnej koniczyny i konwalii odnosi podobny efekt na istoty, nie na ludzi. Czarodziejów zaczyna drażnić, roztrząsa najdawniejsze urazy. Pod jego wpływem niektórzy mogą stać się skorzy do drobnych złośliwości, a inni do kłótni lub nawet agresywni.
Skorzystanie z kadzideł przy ognisku zastępuje jedną wybraną używkę z osiągnięcia hedonista.
Wśród świętujących czarodziejów krążą ceremonialne misy wypełnione pszenicznym piwem zmieszanym z fermentowanym kwiatowym miodem, tradycyjny napój Lughnasadh. Ze wspólnych mis pili wszyscy, przekazując je sobie z rąk do rąk. Naczynia zapełniały charłaczki w zwiewnych sukienkach noszące przy sobie duże miedziane dzbany.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 31.01.23 19:07, w całości zmieniany 2 razy
Musiały zresztą zająć się zadaniem; tyle, że Maxine okazała się być absolutnie nieprzydatna. Pomimo usilnych starań nie zdołała wygrzebać z odmętów niepamięci odpowiednich informacji; na większości lekcji historii magii po prostu spała, były piekielnie nudne. W mugolskiej szkole także nie miała cierpliwości do tego przedmiotu. Może dlatego wciąż popełniała tyle gaf jako mugolaczka? Stała z boku z miną wyrażającą głębokie zamyślenie, lecz Ria wybawiła je z opresji - a także innych; mogły ruszyć więc dalej.
- Na razie - pożegnała się z innymi, machając do nich radośnie dłonią; razem z Rią podążyły w przód, wędrując zielonym labiryntem.
Sądziła, że zdarzenie z przed kilku chwil będzie wyjątkiem, że będą samotnie stawać naprzeciw zagadkom, lecz nie - znowu miały towarzystwo. Pomachała radośnie do Bojczuka, którego pamiętała z lat, kiedy to pracowała w Dziurawym Kotrze. Dostrzegła, ze Ayden Macmilan puścił do niej oczko; nie wiedziała cóż to miało znaczyć, uśmiechnęła się więc nieprzewrotnie - i uczyniła to samo. A niech myśli sobie co chce.
Zaraz po tym dźgnęła Rię łokciem i wskazała w stronę wystrojonej pary.
- W szpilkach do lasu? - spytała ze śmiechem; czuła się szczerze rozbawiona tą damulką z brzuchem wystrojoną w sukienkę i pantofelki tak, jakby wybierała się na przyjęcie. Do lasu to się szło w gumiakach, a nie takich bucikach. To musiała być jedna z tych lady. o których opowiadała jej Ria. - Spokojnie, ja umiem. Poprowadzę cię! - odparła rudej szeptem z niezachwianą pewnością w głosie. Miała jedynie nadzieję, że to nie będzie musiał być taniec balowy - tak biorąc pod uwagę ich towarzystwo.
Uważnie obserwowała jak damulka podchodzi do obcego mężczyzny i ćwierka do niego z prośbą o pomoc; to dziwne, bo przecież przyszła z kim innym.
- A pan to nie łaska żonie w ciąży pomóc, że po obcych po prośbie lata? Wstydź się pan - skomentowała Maxine, obdarzając mężczyznę pełnym dezaprobaty spojrzeniem; stoi jak ten słup soli, a damulka próbuje manipulować. Leń za męża to kara boska, tak powtarzała jej matka.
- Chodź Ria, ach, zatańczmy jakby to był nasz ostatni bal - rzuciła rozbawiona; teatralnym gestem odrzuciła gęste włosy na plecy, mającym naśladować egzaltowane ruchy złotowłosej kobiety, próbując powstrzymać śmiech, który cisnął się na usta.
Zakasał rękawy i podeszła do miejsca, nad którym lewitowały pantofle; starała się po nie podskoczyć jak najwyżej, aby capnąć jedną parę.
That girl with pearls in her hair
is she real or just made of air?
'k100' : 52
|spostrzegawczość II
'k100' : 48
Współpraca się opłaciła. Mogłaby dumać jeszcze długo nad rozmieszczeniem tabliczek i przypasowaniu ich do właściwej persony, ale pozostałym widocznie spieszyło się do kolejnego etapu. Musiała przyznać, że uporu nikomu nie brakowało, a zadanie zostało rozwiązane. Odetchnęła luźniej, odkładając na bok rekwizyty, które ostatecznie nie były już im potrzebne. Szczęście jednak uśmiechnęło się, pozostając wygięciem ust takę i an jej ustach - Popatrz, chyba nie będziemy musieli zdawać się tylko na los - ruchem dłoni wskazała na świetliki, które zaznaczyły dwie ścieżki. Te, którymi iść nie powinni. Gdzie zaprowadziłby ich fałsz, gdyby nie udało się odkryć kłamstwa? - Idziemy? - po czym nie czekając na odzew, lekko pociągnęła mężczyznę za rękaw, sugerując, że powinni ruszyć d drogę jeśli nie chcieli zostać w tyle. Mrugnęła jeszcze okiem i zniknęła w wyznaczonym korytarzu
Kolejny spotkany rozstaj przywitał niecodzienną gromadą, która w nieznanym jej języku dysputowała o czymś żywo. Inara widziała jeszcze że ktoś znikał w jednym z przejść, a potem z rozwidlenia wyłoniła się znajoma sylwetka szlachcica i jego partnerki - Lordzie Rowl - dygnęła lekko, posyłając także spojrzenie jego ciemnowłosej towarzyszce. Miała coś dziwnego w oku. Nieokiełznanego? Zerknęła jeszcze na uzdrowiciela, szukając potwierdzenia słów, które za chwilę miała wypowiedzieć - W porozumieniu stron mogłoby nam pójść szybciej zadanie - alchemiczka przechyliła głowę, przyglądając się goblinom. Coś mocno frasowało niewysokie sylwetki, Inarę zainteresowały nieznane głosy jakby intuicyjnie wyczuwała coś jej bliższego, znajomego. Podeszła bliżej rozprawiających, najpierw przysłuchując się głosom, potem zaznaczyła swoją obecność - Może, pomóc? - i tu wskazała gestem najpierw na siebie, potem na gromadkę. Liczyła na łut szczęści, bo nigdy w życiu nie poznała tajników języka, którym posługiwały się spotkane istoty - Ktoś wie, o czym mogą rozmawiać? - tym razem słowa posłała do towarzyszy (lub towarzysza).
1. Rzut na zdarzenie w przyszłej turze
2. I etap - bez biegłości na zrozumienie języka goblideguckiego
The knife that has pierced my heart, I can’t pull it out Because if I do It’ll send up a huge spray of tears that can’t be stopped
#1 'k10' : 9
--------------------------------
#2 'k100' : 31
– No… tam – wskazał przed siebie, ale dał się popchnąć w kierunku, który wybrał Ayden, jednocześnie słuchając jego tłumaczenie. – Nie no, nie piłem tyle… Nie pomyślałem o tym. Jakoś w stronę światła brzmi lepiej – westchnął. – Ale no dobrze – stwierdził, idąc za kuzynem prosto. – Przepraszam – dodał po chwili.
Skok po buty mu się udał. Aydenowi także, więc na twarzy Anthony’ego zawitał uśmiech. Przynajmniej to im dobrze wyszło. Pozostawała jeszcze kwestia co powinni zatańczyć. Macmillan myślał chwilę…
– Może taniec mieczy? – zapytał. – Tylko w wersji różdżkowej. Pamiętasz? Pradziadek Filib, jak jeszcze miał siły, to nas kiedyś uczył. To ten taniec, gdzie musisz skakać nad mieczem. – Już miał się szykować i zakładać swoje buty, kiedy usłyszał dość przyjemny głos nieznanej mu dotąd Evandry. W końcu wiele lat był za granicą.
Obrócił się w jej stronę i spojrzał to na nią, to na jej towarzysza. Nie wiedział, co się szykuje, choć zdawał sobie sprawę, że prawdopodobnie miał do czynienia z półwilą.
– Jasne, lady – odpowiedział automatycznie. W końcu grzecznie go o to poprosiła. Zrobiłby to nawet bez uroku, choć na pewno nie próbowałby ściągać butów dla Tristana, uznając tym samym, że szanujący lord powinien okazać się odrobiną męskości i lordowskiej godności. Macmillanowie i Rosierowie mieli najwyraźniej odmienną opinię co do tego co jest godne, a co nie jest. Tak czy siak, nie miał teraz wyboru. Prośba nieznanej lady wydawała się propozycją nie do odrzucenia. Zostawił swoje buty blisko Aydena, podszedł do drzewa i skoczył wpierw po buty dla niej. Zupełnie zignorował uwagę Rii, uznając że przecież jeżeli prosząca była w ciąży to tym bardziej należało jej pomóc.
|rzut na sprawność (bonus 2x5) po buty Evandry
да сам Богд'о сјеме твоје.
Ја бих знао гдје бих цвао,
мојој драгој под пенџере.
Кад ми драга иде спати,
каранфил ће мирисати,
моја драга уздисати
'k100' : 2
- Oh? I gdzie byś mnie zabrał? - Lunara także uśmiechnęła się pod nosem, czego jednak Anothony nie mógł zobaczyć z racji otoczenia, w którym się znajdowali. Odrobinkę bawiło ją to, jak Skamander wciąż powtarzał jej o "zmianie otoczenia", przecież nie tak dawno temu w chatce też coś o tym pobąkiwał. Niemniej jednak w tej kwestii też musiała mu przyznać odrobinę racji. Nawet jej kursowanie tylko na tracie dom-rezerwat-dom w końcu się nudził. Między innymi dlatego postanowiła przecież pojawić się na tym festiwalu. Miała tylko nadzieję, że Anthony nie wyskoczy z jakimś szalonym pomysłem zabrania jej w jakieś ekstremalne miejsce. Przeginanie w drugą stronę też nie było zbyt zdrowe.
Because the tears on your face,
They leak and leave a trace,
So just when you think the true love's begun, run!
'k100' : 46
Niestety Rhiannon nie wytrwała w swoim postanowieniu zbyt długo. Od razu wdała się w mało śmieszną dyskusję dotyczącą dwojga nadętych arystokratów. Nie lubiła takich, to prawda, ale chciała zachować mniej więcej jakieś minimum godności. Przy Max się nie dało. Harpia mimowolnie parsknęła śmiechem, zasłaniając usta. To prawda, ubrani byli jak na rewię mody, wręcz nawet wybieg, po którym półwila miała stąpać w szpilkach. Niepraktyczność niektórych osób wciąż zaskakiwała prostolinijną Rię, ale to nie tak, że chciała się z kogokolwiek naśmiewać. Zamierzała zawstydzić jegomościa, który nie był prawdziwym mężczyzną, to wszystko. Zniżyła się do ich poziomu grając brudno oraz niesympatycznie, choć czarownica uważała, że to blondwłosa szlachcianka wraz z rzekomym mężem zachowali się paskudnie. Weasley została zobligowana do reakcji widząc, że obiektem ataku został Tony. Żałowała, że nie mogła mu w jakikolwiek sposób pomóc, choć tak naprawdę nie działo się nic złego bądź strasznego. Prawdopodobnie.
Rudowłosa pokiwała głową z ulgą, po czym prychnęła lekceważąco zgadzając się ze słowami Desmond. Dobrze mu powiedziała. Jednak nie zamierzała kontynuować słownej przepychanki; Rhiannon wiedziała z doświadczenia, że na takich ignorantów to w ogóle nie działało. Pozostało im chwycić swoje buty, co też obie zgrabnie uczyniły.
- Dobra, to prowadź – mruknęła spanikowana stając na podeście i wsłuchując się w muzykę. Wybrały taniec współczesny, ponieważ był on Max znany, natomiast Ria nie czuła się dobrze w żadnym z gatunków. - To ten słynny rock’n’roll? - spytała, uważnie obserwując przyjaciółkę i próbując naśladować jej ruchy. Czuła się całkowicie zażenowana, że inni mają okazję obserwować nieudolne kroki kobiety, która powinna umieć w podstawowym stopniu tańczyć. Niestety, ani taniec balowy, ani współczesny, jakim się teraz raczyły, nie należał do koników Weasley. - Mam nadzieję, że nie wybiję ci oka - dodała jeszcze czując jak purpurowieją piegowate policzki. Niech ten koszmar się już skończy, naprawdę.
'k100' : 91
|Znowu skaczę po buty Evandry
|Bonus do sprawności: 2x5
да сам Богд'о сјеме твоје.
Ја бих знао гдје бих цвао,
мојој драгој под пенџере.
Кад ми драга иде спати,
каранфил ће мирисати,
моја драга уздисати
'k100' : 79
|Skaczę po buty dla Rosiera
|Bonus do sprawności: 2x5
да сам Богд'о сјеме твоје.
Ја бих знао гдје бих цвао,
мојој драгој под пенџере.
Кад ми драга иде спати,
каранфил ће мирисати,
моја драга уздисати
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Dorset