Wydarzenia


Ekipa forum
Ogród przed domem
AutorWiadomość
Ogród przed domem [odnośnik]21.11.15 16:57
First topic message reminder :

Ogród przed domem

Domek znajduje się na przedmieściach, otoczony przez płot, który zdawałoby się został postawiony pospiesznie oraz tylko i wyłącznie dla formalności - i tak jest niezwykle słabym zabezpieczeniem, jeśli jakimkolwiek, ponieważ często można dostrzec na terenie posiadłości włóczące się dzikie zwierzęta. Niedaleko bowiem znajduje się las, więc widok saren, dzików czy zajęcy nie jest obcy w tej okolicy. Po majowym wybuchu ucierpiała roślinność otaczająca chatę, jednak wkoło konstrukcji szybko zaczęły pojawiać się wpierw chwasty, a później coraz większa roślinność wszelakiej maści. W ogrodzie również, tak jak w prawie że całej chacie, można spotkać małe, świetliste leśne stworzonka przypominające patronusy - niewątpliwie ktoś zakupił je na Festiwalu Lata i postanowił wypuścić w kwaterze Zakonu. Okolica jest spokojna i cicha, zdawałoby się, że temu miejscu towarzyszy jakieś przyjemne odosobnienie oraz swoboda.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ogród przed domem - Page 3 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Ogród przed domem [odnośnik]20.03.16 1:47
Biegł ile sił w nogach, aby znaleźć się jak najdalej od funkcjonariuszy. Nie oglądał się, aby nie daj boże, nie wpaść na coś lub na kogoś, bądź nie potknąć się, tym samym niwecząc swoje wszystkie starania. Wiedział, że los lubi płatać figle i bardzo nie chciał stać się celem jednego z nich. Nie w smak było mu ponowne odwiedzanie Tower of London. Nie chciał widzieć tego miejsca od środka już nigdy, ale życie ostatnimi czasy skutecznie udowadniało mu, jak przewrotne i zaskakujące potrafi być. Patrząc wstecz, Bennett miał wrażenie, że znacznie bardziej woli swoje spokojne, stateczne, a wręcz nudne i monotonne życie. Chciał do niego wrócić, cofnąć się do czasu wakacji, kiedy wszystko było w porządku. Ostatnio nieszczęścia zwalały się na niego niczym lawina. Nagła, niespodziewana, która zaskoczyła go na tyle, że początkowo znieruchomiał, zamiast przed nią uciekać. A teraz, gdy się ocknął, starał się to robić. Ale czy nie było za późno? Kto wie.
Przynajmniej udało mu się uciec. Kiedy stwierdził, że jest już bezpieczny, zatrzymał się, dysząc ze zmęczenia. Spacery i bieganina po Mungu nijak się miały do tego, co właśnie wykonał. Kiedy ostatnio tak biegał? Nie pamiętał, chyba w Hogwarcie. To znaczy, że było to wystarczająco dawno temu, by jego kondycja znacznie spadła. Westchnął, powoli prostując się i starając unormować oddech. No dobra... Uciekł policjantom, ale gdzie on do cholery był? Rozejrzał się dookoła, dostrzegając sylwetki jakichś ludzi. Początkowo przeraził się. Strach podsunął mu myśl, że nie są to ludzie przyjaźnie nastawieni, albo są to strażnicy. Szybko jednak zaczął rozpoznawać ów sylwetki, bowiem kilkoro z nich znał. Bartius i Megara. Podszedł nieco bliżej.
- Policjanci chyba postradali rozumy. - Odezwał się, licząc na jakiś odzew, na potwierdzenie, że nie tylko on tak uważa. Rozpoznał także osoby, które razem z nim były w restauracji i razem z nim z niej uciekli. Miał nadzieję, że reszcie też się to uda. Dopiero wtedy zwrócił uwagę na to coś, co formowało się na ramieniu Bartiusa. W pierwszym odruchu chciał krzyknąć ,,uważaj!", jednak powstrzymał się.
- Feniks? Możecie mi powiedzieć co się dzieje i o co chodzi z tymi feniksami? - Spytał w końcu, czując, że tak powinien zrobić.

Editłam, dodając część o zauważeniu feniksa, ponieważ wyjaśniono mi, że tak ma być :>



There are no escapes  There is no more world Gone are the days of mistakes There is  no more hope


Ostatnio zmieniony przez Alan Bennett dnia 20.03.16 12:20, w całości zmieniany 1 raz
Alan Bennett
Alan Bennett
Zawód : Uzdrowiciel - specjalista od chorób genetycznych
Wiek : 28 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Mądrego los prowadzi, głupiego - popycha.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t1283-alan-bennett https://www.morsmordre.net/t1333-poczta-alana https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f182-harley-street-11-3 https://www.morsmordre.net/t4011-skrytka-bankowa-nr-373 https://www.morsmordre.net/t1511-alan-bennett
Re: Ogród przed domem [odnośnik]20.03.16 11:51
Wright z chęcią przytaknął pomysłowi Alexandra, chociaż doprawdy nie widział powodu, by nie palić w i tak nie pierwszej świeżości kuchni. Wyjście na chłodne powietrze wydało mu się jednak sensowne z obydwu powodów: nawet krótki spacer wzmagał alkoholowy apetyt a w dodatku mogli spróbować rozpocząć rozmowę ze stojącymi pod chatą ludźmi. Obcymi? Przyjaciółmi? Doprawdy, Garrett powinien powiedzieć im nieco więcej - o ile sam cokolwiek wiedział, o czym Jaimie był stuprocentowo przekonany, uznając rudzielca za króla tego zakonowego dancingu - bo gdy Wright zeskoczył z ostatnich dwóch schodków, prowadzących z chylącego się ku upadkowi ganku, przez chwilę zastanawiał się nad tym, czy nie wyciągnąć różdżki. Postanowił jednak zaufać Herewardowi i w ręku trzymał jedynie kolejnego papierosa (ostatni dopalał się, trzymany między zębiskami, co nadawało Benowi wyglądu zakapiora spod ociemniałej intelektualnie gwiazdy). Ruszył za Alexandrem w kierunku Bartiusa, przy okazji zauważając dwie nowe osoby. Uniósł wysoko brwi, słysząc słowa o policjantach.
- Jacy policjanci? - mruknął do idącego obok Selwyna. - I nie sądzisz, że powinnyśmy spetryfikować tamtą dwójkę? Za dużo osób się kręci wokół domu jak na tę porę - kontynuował w kierunku nieznajomej Maisie i Alana, którego mętnie kojarzył z czasów szkolnych. Puchon? Chyba tak. Kobieta rozmawiała jednak z Herewardem, więc uznał, że minimum zaufania dobrze mu zrobi - zwłaszcza jeśli już takie zaufanie okazał Perseusowi z nadętego rodu Averych. - Coraz mniej mi się to podoba - dodał już ciszej, prawie do siebie, zaciągając się papierosem i podnosząc kołnierz skórzanej kurtki: wiało niemiłosiernie.

| nie wiem kto gdzie stoi i w jakiej odległości, więc jak coś źle zinterpretowałam, to piszcie Ogród przed domem - Page 3 2892830877


Make my messes matter, make this chaos count.
Benjamin Wright
Benjamin Wright
Zawód : eks-gwiazda quidditcha
Wiek : 34
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I wanna run against the world that's turning
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
OPCM : 37 +7
UROKI : 34
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 43
Genetyka : Czarodziej
Ogród przed domem - Page 3 Frank-castle-punisher
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t656-benjamin-wright https://www.morsmordre.net/t683-smok#2087 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f203-kornwalia-sennen https://www.morsmordre.net/t4339-skrytka-bankowa-nr-178#92647 https://www.morsmordre.net/t1416-jaimie-wright
Re: Ogród przed domem [odnośnik]20.03.16 12:28
Udało się! Uciekli. Ronan sam się sobie dziwił że nie padł po drodze. Wbiegł za dziewczyną w jakiś ogród, czy coś w tym stylu. Trudno mu było to określić. Szczególnie że na razie skupiał się na oddychaniu, by nie zemdleć. Papierosy i narkotyki raczej nie pomagają w utrzymaniu kondycji. -Tak...chyba..się...udało.- Powiedział, sapiąc. Potrzebował chwili na uspokojenie. Ponieważ miał problem z oddychaniem, a cały świat mu wirował. Serce powoli zwalniało. Oddech stawał się równiejszy, a Ronan już nie widział podwójnie. Wyprostował się i spojrzał na dziewczynie. Której tam już nie było. Podeszła do jakiegoś gościa. Chłopak rozejrzał się, niektórych kojarzył ze szkoły. Niektórych. Nie wiedział za bardzo co tu robi, i czy powinien tu być. Ale widocznie los tak chciał. Nasz chłopaczyna o dobrym sercu, dalej nie mógł sobie wybaczyć że uciekł, pozostawiając resztę na pastwę policjantów. Ale teraz może im pomóc. Albo przynajmniej, spróbować. Nie wiedział w sumie do kogo się zwrócić, więc postanowił powiedzieć to tak, żeby każdy usłyszał. -Hej! Przepraszam że przerywam, ale w restauracji Le Revenant mają kłopoty!- Krzyknął, podchodząc do reszty. Mając nadzieję że ktoś się tym przejmie. Nie chciał żeby niewinne osoby trafiły za kratki. No może nie aż tak niewinne, ale on też miał w tym swój udział, kiedy zaatakował policjanta. W każdym razie, przeciąganie sytuacji w niczym nie pomoże. Może nie powinien się tak wyrywać. Ale nie chciał tego przedłużać. Trzeba było powiedzieć wprost. Ronan sam się sobie dziwi. Nigdy tak nie "walczył" o drugiego człowieka. Co prawda był w Gryffindorze, ale uważał że tam nie pasuje. W każdym razie, był postawiony w bardzo, dla niego, dziwnej sytuacji. Przed sobą miał nieznajomych ludzi, wszystkich w jednym miejscu. W restauracji też byli nieznajomi. A Ronan z jakiegoś powodu chciał im pomóc. Spojrzał na mężczyznę który dopiero teraz wbiegł do ogrodu. Ktoś już uciekł. Ale reszta, pewnie dalej użerała się z policjantami, albo...siedzą w areszcie.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Ogród przed domem [odnośnik]20.03.16 12:45
Wiatr smagał, a listopadowe mroki dodawały całości scenerii dreszczyku emocji. Selwyn poszedł razem z Wrightem trochę okrężną drogą, żeby nie pojawić się niespodziewanie, zdradzając położenie starej chaty. Obeszli więc wzgórek z chatą, ostatecznie wyłaniając się z cienia kawałek za Herewardem. Można było myśleć, że przyszli zupełnie z innego miejsca. Jednak początkowo i tak nikt nie zauważył przybycia ich dwuosobowego, zabójczego składu (chociaż obaj do najniższych przecież nie należeli), bowiem całe zgromadzenie pochłonięte było rozmową, której urywki wiatr gnał prosto do uszu Bena i Alexa.
- Nie wiem o jakich policjantów chodzi, jednak wszystko co związane z Ministerstwem ostatnio mi śmierdzi - odparł półgłosem, w ustach trzymając jednocześnie papierosa. - Ale wiem, że co nagle to po diable, więc wstrzymajmy się z rękoczynami. Na razie. Alan pracuje ze mną, to porządny człowiek - dodał, bacznie obserwując obecnych, jak i przybywających. - Ale fakt, zbyt wielu nas tu jest - przyznał, jednocześnie podchodząc do obecnego wśród małego tłumku rudzielca.
- Hereward... - zaczął, jednak pojawienie się kolejnej osoby, którą był Ronan, zatrzymało Selwyna w pół słowa.
Zaciągnął się po raz ostatni szlugiem, po czym wyciągnął niedopałek z ust. Roztarł go między dwoma palcami, za nic mając żar dotykający jego skóry, patrząc wyczekująco na Bartiusa, co takiego powie w tej sytuacji.


Alexander Farley
Alexander Farley
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 23
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

Alex, you gotta fend for yourself

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Ogród przed domem - Page 3 9545390201fd274c78230f47f1eea823
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t927-alexander-farley https://www.morsmordre.net/t999-fumea https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t3768-skrytka-bankowa-nr-277 https://www.morsmordre.net/t979-a-selwyn#5392
Re: Ogród przed domem [odnośnik]20.03.16 14:49
Nie pozostało nic innego, jak tylko biec ile sił zostało w nogach po tym całym szalonym biegaj - stawaj - rzucaj. W mało obiecującym towarzystwie pana, co to lata z wyciągniętą różdżką i ją wszystkim pokazuje. Ekshibicjonista jeden. Nie zastanawiała się za bardzo nad kierunkiem, chciała po prostu umknąć przed policjantami. Bo, jakby nie patrzeć, jednego powaliła i to dość znacząco. Przypadkiem, bo przypadkiem, ale oskarżyć ją mogli, a ona naprawdę nie chciała spędzić reszty życia w Tower. A nawet jego cząstki. Dlatego biegła, dopóki rzucane za nimi zaklęcia nie ucichły całkowicie, a mrok stał się nieco przyjaźniejszy niż wcześniej.
Odruchowo zatrzymała się w pobliżu podejrzanego ludzkiego skupiska, w którym dostrzegała znajome twarze. Ci z restauracji. Pan uroczy, którego widok przypominał o gojącej się ręce. Blondynka, która nierozważnie odwiedzała Nokturn i trzeba było ją ratować. I jeszcze parę innych osobistości, które przywoływały na myśl lata szkolne, lecz w ciemnościach nie za bardzo ich rozpoznawała. Zresztą, nie miała do tego głowy. Jeden miał na ramieniu płomiennego feniksa. Może jednak dostała którymś z zaklęć i teraz sobie leży w celi z omamami?
Cisnęło się jej na usta pytanie, o co tu chodzi, do jasnej cholery, bo jakoś swoje wzburzenie wyrazić musiała, jednak natchnione spojrzenie padło na stojącego nieopodal pana ekshibicjonistę i słowa wydały się być o wiele za mało znaczącym środkiem przekazu.
- Ty idioto - warknęła, i nie zwracając uwagi na statyczność reszty towarzystwa rzuciła się w stronę nieszczęśnika. - przez ciebie oni trafią do Tower. - A w razie, gdyby była za mało przekonująca, dorzuca do tego jeszcze cios. Prawy sierpowy, bo przecież na zwykłego liścia to się nie kwalifikuje. W sumie to nie wiedziała, dlatego się tak na nim wyżywa, bo co on teraz mógł zrobić. A, mógł cierpieć z powodu wyrzutów sumienia i bólu szczęki. Ona przy okazji wyładuje napięcie. Całkiem sensowne.
Oczywiście pomijając dość nieciekawy sposób prezentacji tym, którzy jeszcze jej nie znali. Cornelia, miło mi.
Cornelia Mulciber
Cornelia Mulciber
Zawód : aktorka
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
Someday I'll wish upon a star,
wake up where the clouds are far behind me
Where troubles melts like lemon drops, high above the chimney top
That's where you'll find me
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
another story
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t1919-cornelia-mulciber https://www.morsmordre.net/t1944-odyseusz#27509 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f132-harley-street-10-4 https://www.morsmordre.net/t1945-cornelia-mulciber#27510
Re: Ogród przed domem [odnośnik]20.03.16 14:49
The member 'Cornelia Mulciber' has done the following action : rzut kością


'k100' : 2
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ogród przed domem - Page 3 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Ogród przed domem [odnośnik]20.03.16 15:46
Zmęczenie bardziej mu się udzielało, sygnalizowane w coraz głębszych, jakby - niemogących pokryć zapotrzebowania na tlen - oddechach. Dopiero po jakimś czasie zdołał się zatrzymać, czerpiąc powietrze łapczywie i ze znacznie zwiększoną częstością. Ogarniający półmrok coraz bardziej ciemniał; wokół niego postacie poruszały się jak majaki. Dopiero potem wzrok się wyostrzył, a ukazywane oczom szczegóły zaczynały być odbierane w miarę logicznie. Lekko drżąca ręka chciała natychmiast sięgnąć po paczkę papierosów; powstrzymał się jednak przez chwilę, gdy los znów zesłał nań błogosławieństwo choć odrobinę trzeźwego myślenia.
- MAISIE - nieomal wychrypiał, zobaczywszy wreszcie swoją siostrę we własnej osobie, siostrę, o którą się martwił - na szczęście, niepotrzebnie, gdyż wyglądała na całą i zdrową. Nie wiedział jednak, czy zdoła jej patrzeć w twarz z tą samą pewnością co przedtem; nie miał zamiaru się poddawać, jednak zdawał sobie sprawę z własnej porażki. Przez większość czasu była zdana tylko na siebie. Bo on nie umiał - jak jakiś nieudacznik! - uwolnić się z uścisku funkcjonariusza. Przewidzieć zagrożenie, zrobić cokolwiek, co przyniosłoby zamierzony skutek.
- Co, co... - zdezorientował się nagle, kiedy w połowie drogi zatrzymała go kobieta. - Cooo!?
Przyjrzał jej się uważnie. Oczywiście, że ją poznawał; zamroczony na moment, poczuł lekkie (na szczęście, czyżby nie zdołała dobrze wycelować?) uderzenie w twarz. Chodzić z fioletowym sińcem nie będzie. Niemniej jednak miejsce rozmasował, wpatrując się w nieznajomą z wnikliwą dezaprobatą.
- To ty próbowałaś nieudolnie uwieść pana szefa. Nic dziwnego, że się zdenerwował - odparł dość niemiłym tonem, w którym zaznaczało się poirytowanie. - Ja starałem się zapewnić bezpieczeństwo. Nawet pewnie nie wiesz, kim jestem.
Ignoranci, dodał jedynie w myślach. Postanowił nie roztrząsać tej sprawy dłużej; szukał sobie miejsca, nadal idąc w kierunku własnej siostry. Feniks przyprawiał go o zdumienie, przyglądał się jeszcze przez moment tej płomiennej kreacji.
- Mam rozumieć, że wszyscy znaleźliśmy się z tego samego powodu? - spytał nieco głośniej. - A może... TO PUŁAPKA? - mruknął, nadal decydując się być uważnym. To nie było odpowiednie miejsce dla Maisie.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Ogród przed domem [odnośnik]20.03.16 16:59
Szczęście w nieszczęściu, że nie ruszył od razu w kierunku chatki, tylko czekał nie wiadomo na co, ociągając się ze zrobieniem kolejnych kroków, wewnętrznie rozdarty pomiędzy niechęcią do Megary a potrzebą chronienia swojej rodziny? Chyba raczej nie, skoro gdy uszu trójki zebranej w ogrodzie dobiegły dźwięki zamieszania gdzieś w okolicy, Cressida momentalnie ruszyła w kierunku źródła hałasów, a Perseus, wykorzystując chwilę, chwycił lekko przedramię lady Carrow, chcąc chociaż przez chwilę mieć jej stuprocentową uwagę.
- Megaro, wiem, że nasze relacje pozostawiają wiele do życzenia, ale wciąż jesteśmy rodziną i twój los nie jest mi obojętny, dlatego błagam cię, przemyśl jeszcze raz swoją decyzję. Może na razie wszystko wygląda niewinnie, ale nie bądź w błędzie, zrobi się niebezpiecznie - zwrócił się do kuzynki przyciszonym, choć przepełnionym emocjami głosem, naiwnie licząc na to, że gest dobrej woli skłoni niepokorną blondyneczkę do przemyśleń i ostatecznie postanowi się nie pakować w sprawę z góry przegraną. Bo przecież za taką ją uważał Avery. I chociaż zazwyczaj czerpał satysfakcję z momentów, w których okazywało się, że miał rację, tak narastające zamieszanie wcale nie wzbudzało w nim chęci wyskoczenia z tekstem "a nie mówiłem?" z absurdalnie uradowanym uśmiechem rozciągającym usta. Wprost przeciwnie, zacisnął szczęki, rejestrując ruch jakiś postaci nieopodal i przestąpił krok do przodu, częściowo zasłaniając Megarę, a częściowo w celu szybszego zidentyfikowania osób, z różdżką uniesioną w pogotowiu. Chwilę później jednak opuścił dłoń wzdłuż tułowia, rozpoznając podejrzliwego profesora transmutacji i zakładając, że stopniowo napływające osoby to rozrastające się grono zakonne. Perseus zmarszczył brwi w konsternacji, przysłuchując się coraz to kolejnym wzburzonym wypowiedziom, w chaosie których ciężko było się przebić. I w całym tym zamieszaniu, feniks okazał się być w oczach Avery'ego najmniejszym zaskoczeniem. W ramach przywitania skinął głową Benjaminowi, traktując wspomnienie pojedynku dnia poprzedniego jako jedyną względnie przyjemną myśl, jaka nawiedziła jego głowę od początku pojawienia się w miejscu spotkania.
- Gdzie jest Luno? I Garrett? - rzucił pytanie w przestrzeń pomiędzy zebranymi, mając nadzieję na to, że ktoś będzie w stanie sensownie odpowiedzieć. Jeśli dobrze wywnioskował i wesoła czereda faktycznie uciekała przed jakąś obławą, znajdowali się w najgorszym możliwym miejscu, o ile więc nie zamierzali ruszać na odsiecz nie wiadomo komu i nie wiadomo dokąd, powinni zniknąć z widoku - w niepozornej chatce, niewidocznej nie tylko dla policjantów, lecz niestety bez obecności strażnika tajemnicy, także dla niewtajemniczonych osób. Takich jak Megara.


stars, hide your fires:
  let not light see my black and deep desires.
 
Perseus Avery
Perseus Avery
Zawód : wiedźmia straż
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
vicious
vengeful
victorious
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
nothing good ever stays with me
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t1103-perseus-julius-avery https://www.morsmordre.net/t1235-persowa-poczta#9205 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f177-shropshire-dwor-averych https://www.morsmordre.net/t2783-skrytka-bankowa-nr-318#44957 https://www.morsmordre.net/t1181-perseus-avery#8549
Re: Ogród przed domem [odnośnik]20.03.16 22:57
Biegła ile miała sił, wąskie uliczki, kręte drogi i jedyny cel sprawiający, że jeszcze wykrzesała z siebie jakiekolwiek chęci do tego by wciąż szukać. Udało jej się zgubić policjantów, jednak równie szybko zgubiła także całą resztę zbiorowiska. Nie miała zielonego pojęcia co stało się z ciemnowłosą dziewczyną. Nie słyszała niczego co przywoływałoby złe uczucia, ale nie słyszenie niczego również nie było najlepszą oznaką. Nie rozumiała dlaczego reakcja właściciela restauracji była aż tak nagła. Wciąż próbowała znaleźć inne rozwiązanie z sytuacji, na marne jednak jej myśli krążyły wokół tematu. Wszystko co wydarzyło się dzisiejszego przedpołudnia było schowane w cieniu wielkiego znaku zapytania. Verethe należała do osób nad wyraz dociekliwych i ciekawych, jednak nie była pewna, a może nawet nie zdołała przekonać samej siebie w stu procentach, że zgłębianie zaistniałych sytuacji było bezpieczne i warte świeczki.
Zwolniła kroku kiedy tylko przestała słyszeć za sobą odgłos butów goniących ich funkcjonariuszy. Z truchtu przeszła do wolnego chodu, w międzyczasie rozglądając się na boki. Nie wiedziała gdzie jest, a obserwacja otoczenia wcale nie zbliżała jej ku rozwiązaniu owej zagadki. Chwilę później do jej uszu dobiegły głosy rozmowy. Momentalnie zwróciła swoje kroki w kierunku ludzi, wciąż skrywając się za otaczającą tereny roślinnością, przyglądając się malującym w oddali sylwetkom. Rozpoznawała kilka z nich sprzed restauracji. Pośród nich stał mężczyzna z płonącym ramieniem, a oni zdawali się zupełnie nie przejęci zjawiskiem. A może to Catwright reagowała zbyt entuzjastycznie na tego rodzaju wydarzenia? Stała w cieniu roślin przysłuchując się rozmowie jeszcze przez chwilę, a potem dziewczyna spod Le Revenant przyłożyła „rycerzowi” i Verethe zwyczajnie nie mogła się powstrzymać.
Parsknęła śmiechem.
No nic, nie miała wyboru, nie mogła dłużej biernie obserwować, musiała dołączyć by nie wyjść na idiotkę, prawda? Postawiła kilka kroków w ich kierunku, mimowolnie wciskając zmarznięte dłonie w kieszenie beżowego płaszcza. Ciemne włosy okalały jej smukłą, nieco szarą twarz. Cóż, gdyby porównać ją do osoby którą była jeszcze kilka miesięcy temu można było stwierdzić, że zmarniała. Nie ważne, przecież ci ludzie nawet jej nie znali.
- Słyszeliście o nowym dekrecie? Zabrania stania w wejściu. - rzuciła na przywitanie, będąc już niemal częścią zbiorowiska. - Dobre uderzenie – rzuciła w stronę walecznego dziewczęcia – Sama miałam ogromną ochotę to zrobić, ale dzięki, że mnie wyręczyłaś. Jedyną formą przemocy jaką dzisiaj mogę jeszcze zdzierżyć jest chyba tylko Pięść Hagrida. - wyjaśniła. Zwróciła się z stronę rudowłosego mężczyzny z płonącym ramieniem, a właściwie wizualizacją ognistego ptaka. - To o to chodziło z piórem feniksa? - spytała bezpośrednio. Cóż, wolała wyjaśnić sprawę szybko. Zbyt długo głowiła się nad jej rozwiązaniem. Na prawdę zaczynała marzyć o dobrym napitku inaczej ten dzień zwyczajnie nie miał dla niej sensu. No, już, zróbmy sens.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Ogród przed domem [odnośnik]24.03.16 21:50
Otworzył oczy dopiero na dźwięk głosu Maisie. Uśmiechnął się blado ciskając papierosa na ulicę.
- Cieszy mnie, że to nie moja schizofrenia - machnął ręką w kierunku dziwnego ptaka, który zasiadł na jego ramieniu. Nie mógł na niego patrzeć. Był pewnie jedynym dzieckiem, które zawsze słuchało rodziców, kiedy mówili, żeby nie bawić się ogniem. Po prawdzie, to państwo Bartius nigdy nie musieli tego małemu Herewardowi mówić, jego awersja do płomieni była zbyt silna.
Dopiero, kiedy rozejrzał się obudzony głosem właścicielki jego ulubionej kawiarni zauważył, ile ludzi zdążyło się w okolicy zebrać. Prześlizgnął się wzrokiem po mniej lub bardziej znajomych twarzach, żeby zatrzymać się na chwilę na Megarze, której skinął uspokajająco głową. Cieszyło go jednak, że panna Malfoy, czy raczej pani Carrow trzyma rękę na pulsie.
Im dłużej patrzył i im więcej słuchał, tym większe ogarniało go zdumienie.
- Co oni z tymi dekretami - mruknął na rewelacje Alana. - Tym razem zabronili machać różdżką czy może oddychać?
W jego kieszeni spoczywały dokumenty wykradzione z więzienia, a w pamięci cały czas majaczyły mu kraty, piski szczurów i strażnicy zamieniani w krzesła.
- Chyba nie mieliśmy okazji oficjalnie się sobie przedstawić - podszedł do Alana zmuszając się do okazania chęci do życia. - Hereward Bartius, profesor transmutacji w Hogwarcie, dla przyjaciół Barty - wyciągnął dłoń uśmiechając się jak do starego znajomego. Poniekąd ta zresztą było. Wspólne uciekanie z murów Tower łączy ludzi nicią porozumienia, jakiej próżno szukać między zwykłymi znajomościami wynoszonymi na przykład ze szkoły. Hereward spoważniał jednak słysząc pytanie Benetta. Pokiwał głową zaznaczając, że wie, że słyszał i że zamierza odpowiedzieć. Zanim jednak zdążył odezwać się do wszystkich usłyszał trzy słowa Le Revenant i kłopoty. Czy Zakon już zawsze będzie się łączył z tą przeklętą restauracją?
- Póki co my też będziemy mieć kłopoty, jeśli znajdą nas tu policjanci - nie wiedział, o co tym razem chodzi, ale po ostatnim aresztowaniu utracił wiarę w czarodziejski wymiar sprawiedliwości i wszelkie organy z nim związane. Hereward nie znał czarnowłosego młodzieńca, który wypowiedział owe trzy alarmujące słowa. Uznał jednak, że na kolejne zapoznania będzie czas.
Z ulgą przyjął pojawienie się Bena i Alexa. Uniósł rękę w geście pozdrowienia, a przy okazji zwrócenia na siebie uwagi. Pomału tracił nadzieję, że sam ogarnie to, co się działo. Również dlatego że nie miał pojęcia, o co chodziło wokół. Wiedział jedno, każdego, kto ma pióro musi zaprowadzić do Kwatery. Wiedział jednak też drugie. Choćby chcieli, to się w niej nie zmieszczą.
- Nie wiem, co się dzieje - mruknął, kiedy zbliżył się do dwóch zakonników, - ale oni wszyscy powinni mieć pióra - spojrzał na nich z niepewnością w oczach. Selwyn był magipsychiatrą, który mógł Barty'ego zamknąć w Mungu na obserwację, jeśli uznałby, że ten ma jakieś problemy ze zdrowiem. Ale Bartiusowi wydawało się, że jednak nie robi z siebie schizofrenika. Oby.
- Nie wiem, o co chodzi z policjantami, ale lepiej tu nie stać. Każdego, kto ma pióro wezmę do środka, a wy poczekajcie tutaj, jakby ktoś jeszcze się pojawił. Sprawdźcie czy mają ze sobą pióra, jeśli nie, to uciekajcie do kwatery, a jeśli tak to... No, dajcie znać czy coś - dodał niewyraźnie, bo nie miał pojęcia, jak inaczej z tego wybrnąć. Gdzie Garrett? Czy on zamierza przyprowadzić jeszcze kogoś? A co jak ktoś się zgubił? Lepiej, żeby przed wejściem stał ktoś, kto będzie potrafił sobie poradzić z ewentualnymi nieproszonymi gośćmi. Benjamin i Alexander zdawali się być idealną parą do tego zadania. Każdy, kto zobaczy Wrighta dwa razy zastanowi się czy warto robić jakieś problemy.
- I uciekajcie przed policjantami - dorzucił odchodząc, sprawdzając resztę. Miał nadzieję, że mężczyźni nie będą mu mieli za złe tego rządzenia się, ale Hereward obawiał się, że jak on nie spróbuje opanować tego chaosu, to nie zrobi tego nikt. Tym razem wystąpienie przerwało mu nagłe wtargnięcie na scenę kobiety nieudolnie raczej próbującej uderzyć mężczyznę, którego Barty kojarzył z widzenia, niestety nie nazwiska. Wkroczył między nich uniemożliwiając kontynuowanie bójki i poczuł się jakby był a Hogwarcie tylko gorzej. W szkole wystarczyło, by się pojawił i wszelkie przepychanki ustawały, na dorosłych ludzi autorytet byle nauczyciela z płonącym feniksem na ramieniu najwyraźniej nie działał. Szkoda.
- Ej, spokojnie - włożył w głos tyle dezaprobaty, ile tylko potrafił, a dzięki nauczycielskiej praktyce umiał jej zmieścić w tym krótkim zdaniu dość sporo. - To nie miejsce ani czas na skakanie sobie do gardeł - spojrzał na gratulującą kobietę z wyrzutem.
- Nie ma Garretta ani Luno, za to jestem ja - zwrócił się do Perseusa starając się zamaskować swoją niechęć. Nie zapomniał o ich słownym starciu z ostatniego spotkania.
- Posłuchajcie - zaczął głośniej tak, by wszyscy. - Na pewno jesteście tu z jakiegoś powodu. Sądząc po waszych pytaniach nie za bardzo wiecie, co się dzieje, ale to nie jest dobre miejsce na rozmowy, zaufajcie mi, proszę - przełknął ślinę nabierając odwagi przed tym, co właśnie miał zamiar powiedzieć. - Pokażcie mi pióra i udamy się do miejsca, w którym będziemy mogli spokojnie porozmawiać - o ile się zmieścimy. Miał wrażenie, że wszystko, co powiedział zabrzmiało wybitnie głupio, ale trudno, stało się.
Kiedy przekroczył drzwi wprowadzając za sobą czarodziejów z piórami jego oczom ukazały się drzwi, których wcześniej z pewnością tu nie było. Zdumiony nacisnął klamkę i wszedł do pomieszczenia, jakie fizycznie nie mogło zmieścić się w tak niewielkiej chacie. Ukrywając zmieszanie tym niespodziewanym, magicznym zjawieniem się zbawienia, jakim okazał się być podobny pokój, przekroczył próg.
- Zapraszam w nasze skromne progi - spróbował nie dać po sobie poznać zdziwienia, jakie go ogarnęło. W swym zdumieniu nie zauważył nagle, że po wejściu do pokoju z jego ramienia zniknął feniks. Jego wzrok przyciągnęła za to ściana zaraz po prawej pełna zawieszonych na niej piór. Jeśli się nie mylił to... Naprawdę jest ich aż tylu?! Obiecał sobie przestudiować wszystko w tym pomieszczeniu (ze szczególnym zwróceniem uwagi na jego opierzoną część) gdy tylko spotkanie dobiegnie końca.
- Usiądźmy przy tym stole - wskazał długą ławę, która ciągnęła się przez cały pokój. Jakimś dziwnym trafem miejsc było przy niej tyle, ile osób w pomieszczeniu i coś Herewardowi cicho podpowiadało, ze wraz z pojawieniem się kolejnych czarodziejów, liczba krzeseł magicznie wzrośnie.

|W postach dajcie tylko znać, że macie pióra, bo inaczej Hereward nie zdradzi adresu i nie wejdziecie i kontynuujemy tutaj.


Ocalałeś, bo byłeś pierwszy
Ocalałeś, bo byłeś
ostatni

Hereward Bartius
Hereward Bartius
Zawód : Profesor w Hogwarcie
Wiek : 33
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Na szczęście był tam las.
Na szczęście nie było drzew.
Na szczęście brzytwa pływała po wodzie.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Zdarzyć się musiało
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t576-hereward-bartius-barty https://www.morsmordre.net/t626-merlin https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f222-hogsmeade-134-dom-bartiusow https://www.morsmordre.net/t2860-skrytka-bankowa-nr-20#45895 https://www.morsmordre.net/t1014-bartek-wsiakl
Re: Ogród przed domem [odnośnik]24.03.16 22:11
Perseus w momencie, w którym zbliżył się do drzwi kwatery poczuć mógł swąd spalenizny. Krótkie spojrzenie na magiczne pióro wystarczyło, by zauważył, że zaczyna się ono pomału tlić. Jeszcze chwila i całkiem się spali. Co gorsza, unosił się z niego coraz mocniejszy dym. Na dworze był on jeszcze trudny do wykrycia przez innych, ale charakterystycznej woni spalenizny nie da się ukryć w pomieszczeniu. Dodatkowo z każdą chwilą pióro żarzyło się coraz mocniej i prawdopodobnie kwestią sekund pozostawało, kiedy buchnie prawdziwym płomieniem, a wtedy już nie uda się go ukryć przed nikim. Poza Lordem Averym nikt nie miał podobnego problemu. Perseus musiał wybrać, ryzykować i wchodzić do Kwatery czy ratować swoje dobre imię, zdrowie, a może i życie i uciekać? Jako członek wiedźmiej straży powinien wiedzieć, że jego przykrywka jest już spalona.

Grupa czarodziejów, która przybyła z Garrettem pojawia się pod Kwaterą dopiero po zniknięciu ostatniej osoby z poprzedniej drużyny.
Wszyscy z pierwszej grupy powinni wejść z Herewardem, jeżeli w ciągu 48 godzin nie napiszecie posta, z którego jasno wynika, że nie wchodzicie do Kwatery uznaje się, że pokazaliście pióro i podążyliście za Bartiusem. Nie dotyczy to Perseusa, Alexandra i Benjamina, którzy wiedząc, gdzie Kwatera się znajduje nie potrzebują strażnika tajemnicy, by do niej wejść.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ogród przed domem - Page 3 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Ogród przed domem [odnośnik]25.03.16 12:34
/Z Howl Street

Nic nie rozumiała, a przecież każdy dobrze wie, że jak dawny krukon czegoś nie rozumie, to robi się drażliwy, prawda? Katya była niemal wyczulona na brak wiedzy, a im dłużej to trwało, tym stawała się ardziej cicha, bo musiała przeanalizować wszystko od początku do końca, a co za tym szło - skwitowała słowa Garretta krótkim uśmiechem, który wcale nie był potwierdzeniem, że da mu spokój. Na najbliższych kilka godzin zapewne, ale Ollivander miała swój plan na życie, a skoro Weasley z nią pracował, to musiał zdawać sobie sprawę z podejścia młodej aurorki i jej dość... Wybuchowego charakteru. Posłusznie jednak zgodziła się na podróż, która dla niej na ten moment przypominała zabawę w chowanego, bo jeżeli ktoś oprócz Sama i Adriena się zawieruszył, to cała akcja mogła mieć większego dno niż na początku zakładała.
Nie spodziewała się jednak, że znajdzie się w tym jednym miejscu aż tyle osób, które tak naprawdę były jej mniej lub bardziej obce. Przez lata zdążyła zapomnieć o wielu twarzach czarodziejów, których miała okazję spotkać w Londynie, bo życia z dala angielskiej arystokracji wydawało się bardziej absorbujące niż cokolwiek innego. Liczyła się jedynie z tym, że musi przyzwyczaić się do egzystencji w mieście, które kojarzyło jej się tylko z jednym, ale przecież - nie miejsce i nie czas na takie dywagacje.
-Dobrze, zatem... Jesteśmy tutaj i co dalej? - zapytała spokojnie i to z jawną ciekawością, wszak - co się miało teraz stać? Nie chciała wpaść w pułapkę, a jej myśli ciągle lawirowały przy osobie Samuela i Adriena, o których szczerze się martwiła. -Uratujesz ich, prawda? - spytała Garretta, gdy ich spojrzenia się skrzyżowały, bo przecież nie wyobrażała sobie zostawić tej dwójki w odmętach Tower, gdzie właściwie znaleźli się niesłusznie. -Mam nadzieję, że nikt się nie zgubił - mruknęła pod nosem i odwróciła się w tył, by dostrzeć czy Lilith jest gdzieś obok. Zrównała się z nią krokiem i zmrużyła lekko oczy. -To wszystko jest podejrzane - szepnęła do przyjaciółki i ujęła ją za dłoń, bo lepiej żeby trzymały się razem niż osobno, prawda?


meet me  with bundles of flowers We'll wade through the hours of cold Winter she'll howl at the walls Tearing down doors of time
Katya Ollivander
Katya Ollivander
Zawód : Zawieszona w prawie wykonywania zawodu
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Mogę się oprzeć wszystkiemu z wyjątkiem pokusy!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2039-celeste-ellsworth https://www.morsmordre.net/t2291-vesper#34826 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204
Re: Ogród przed domem [odnośnik]25.03.16 13:13
O tak, Michael zdecydowanie czuł się podobnie. Zwykle rzadko robił coś lekkomyślnie, nie dowiedziawszy się przed tym, po co i dlaczego miał to robić. Lubił wiedzieć jak najwięcej, to zapewniało mu pewien komfort oraz możliwość ukierunkowania swoich działań w konkretny sposób. Ale ta sytuacja była tak zagmatwana, że sam już się w tym wszystkim gubił.
Dotarli do rozlatującego się płotu, za którym rozciągał się zapuszczony ogród. Domku jeszcze nie widział. Miejsce wyglądało na od dawna nie użytkowane, ale jednak właśnie tu zostali doprowadzeni. Świat magii nauczył go, że wiele rzeczy wygląda zupełnie inaczej niż na pierwszy rzut oka, więc nie mógł wykluczyć możliwości, że i ten odludny zakątek skrywał jakąś fascynującą tajemnicę. Zerknął po twarzach obecnych, na dłużej zatrzymując się na tych, których znał: Cynthii, Magrit i Robercie. Ale na koniec znowu zerknął na rudego Weasleya, czując, że chwila prawdy zbliżała się coraz bardziej.
Póki co milczał jednak, stojąc nieco z boku i poprzestając na obserwacji otoczenia oraz starannym rozważaniu dziwacznej sytuacji, w której nadal się znajdował. Nieco machinalnie wsunął dłoń do kieszeni i wyciągnął czerwone pióro, które wciąż wyglądało tak samo jak wtedy, gdy znalazł je obok swojego łóżka po tamtym śnie.
Michael T. Tonks
Michael T. Tonks
Zawód : nauczyciel zaklęć
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Wdowiec
...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1856-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t2738-poczta-michaela https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f213-lavender-hill-124 https://www.morsmordre.net/t2884-skrytka-bankowa-nr-448 https://www.morsmordre.net/t2154-michael-tonks
Re: Ogród przed domem [odnośnik]25.03.16 15:37
przepraszamprzepraszaprzepraszam, nie bijcie


Oczywiście Cornelia po prostu nie chciała, żeby pan ekshibicjonista padł tutaj trupem. Właśnie dlatego nie przywaliła mu ani specjalnie celnie, ani przesadnie silnie. Tylko i wyłącznie z dobroci serca, może jeszcze miał na to niewielki wpływ szalony bieg w ucieczce przed policjantami.
Ale mogła poprawić, oczywiście, że mogła - i sam się prosił, gadając głupoty szalone, na które zareagowała zmrużeniem kocich oczu ze wściekłością - nawet dłoń ponownie zwijała się w pięść, by wymierzyć cios, ale wyrok został odroczony przez rudego mężczyznę. W innej sytuacji pewnie mało by ją to obeszło, ale wydawał się być obdarzony ponadprzeciętną dawką autorytetu. A może to kwestia tych włosów, może feniksa, trudno było ocenić - łypnęła więc na niego i ostentacyjnie zrobiła krok w tył, wyrażając odcięcie od sprawy. Ale jeśli ktokolwiek sądził, że jej uraza wyparowała, zdecydowanie się mylił.
Coraz bardziej docierała do niej irracjonalność całej sytuacji; ilość nieprawdopodobnych zjawisk zdecydowanie przekraczała normę, nawet jak na czarodziejów. I nagle dotarło do niej parę rzeczy. Konkretnie dwie, bardzo w tym momencie znaczące.
Po pierwsze - feniks; ptak bez wątpienia związany z żywiołem ognia, którego Cornelia szczerą miłością w żadnym stopniu nie darzyła (udawaną również). Jakieś pół miesiąca temu w umysł wgryzała jej się przepowiednia na ten temat - nie dało się jej zapomnieć - więc był to pierwszy niepokojący objaw, że cała ta afera jest mocno podejrzana. Po drugie zaś - oni byli zwyczajnie popierdoleni. Powiedziałaby im to bardzo chętnie, akcentując wyraźnie wszystkie dźwięczne głoski, rozciągając brzmienie słowa mocno niekulturalnego w błogą nieskończoność, napawając się własną wulgarnością wyrażającą całkowite potępienie ich działań. Przez chwilą dwójka ludzi związanych (najwyraźniej) z całą sprawą została aresztowana i nikt nie wydawał się być tym przejęty. Może to ona była nadwrażliwa, całkiem możliwe. Może w tych kręgach aresztowanie nie było niczym szczególnym (chociaż tamci chyba wcale tego poglądu nie podzielali). Tak czy inaczej - nie podobało jej się to. Ani płomienny feniks, ani brak empatii.
I właśnie dlatego, gdy wszyscy jak jeden mąż ruszyli za rudym, ona stała. Stała, czując się trochę głupio, trochę się wahając - ale nie ruszyła się, kiedy po kolei znikali w mroku, połączeni jakąś większą sprawą. Czuła się właściwie jak całkowita idiotka, zaciskając palce na schowanym w kieszeni piórze i wpatrując się w nieprzenikniony mrok, ale cóż mogła zrobić. Chyba tylko czekać na jakiś znak.

[bylobrzydkobedzieladnie]
Cornelia Mulciber
Cornelia Mulciber
Zawód : aktorka
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
Someday I'll wish upon a star,
wake up where the clouds are far behind me
Where troubles melts like lemon drops, high above the chimney top
That's where you'll find me
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
another story
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t1919-cornelia-mulciber https://www.morsmordre.net/t1944-odyseusz#27509 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f132-harley-street-10-4 https://www.morsmordre.net/t1945-cornelia-mulciber#27510
Re: Ogród przed domem [odnośnik]25.03.16 16:47
Nie zadaję pytań, nie mam wątpliwości. Jeżeli w tym wszystkim uczestniczy Weasley, to znaczy, że warto. Czy własnie o tym marzyłem, kiedy skostniałe rutyną życie małżeńskie dopadło mnie przed kilkoma miesiącami? I znów wychodzić mi się zachciało więcej i znów rozmów tysiące z ludźmi, których twarzy już nie pamiętam.
Magrit nie wie, ale miałem kryzys. Może to przeczuwała, wszak czasami wydaje mi się, że wie o mnie wszystko. Ale może nie miała pojęcia. I może żyła sobie nieświadomie, beztrosko u mego boku, a ja się denerwowałem, że wszystko jest zbyt idealne. A może poczuła coś w środku i tamtego dnia, kiedy zniknęła i lustro ją wciągnęło, może chciała zniknąć. I może nie chciała wrócić do mnie. Do tego świata, które z dnia na dzień traciło smak.
I czy to, ta nagła społeczność, czy to nada sens naszemu życiu? Mojemu? Miałem ostatnio dużo na głowie, przestałem się przejmować już takimi drobnostkami, musiałem  zajmować się nią. I jeszcze zwalił mi się na głowę. Weasley i jego ognisty ptak na ramieniu.
Lecz idę w ślady kolegi z Hogwartu i czuję obok siebie Magrit. I cieszy się we mnie wszystko, bo wiem, że to co robimy, będzie warte każdej chwili. Z nią u boku mógłbym przecież nawet kraść słonie z ZOO. I też miałoby to jak największy sens.
Zatrzymuję się obok Michaela, uśmiecham się do żony.
- Dobrze, że tu jesteś
Jeżeli umrzemy, to przynajmniej obok siebie.


+smoke rings of my mind+
If you missed the train I'm on You will know that I am gone You can hear the whistle blow a hundred miles
Robert Lupin
Robert Lupin
Zawód : magiczny policjant
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
For somethin' that he never done.
Put in a prison cell, but one time he could-a been
The champion of the world.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t2333-robert-lupin https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f237-abbey-road-13 https://www.morsmordre.net/t3834-robert-lupin#71624

Strona 3 z 10 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10  Next

Ogród przed domem
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach