Stoliki w tylnej części herbaciarni
AutorWiadomość
First topic message reminder :
★★ [bylobrzydkobedzieladnie]
Stoliki w tylnej części herbaciarni
Różnią się od reszty herbaciarni tylko jedną rzeczą - stoliki ustawione są w głębszej jej części, tylko i wyłącznie wzdłuż ściany z obsadzonymi w niej kilkoma dużymi oknami, za którymi rozciąga się widok na taras.
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:33, w całości zmieniany 1 raz
Kolekcjonował cenne doświadczenia, także te nieprzyjemne, przyprawiającego go o gorący rumieniec lub gniewne drżenie, świadom pewnych nauk, jakie może wyłuskać z przeciwności przewrotnego losu. Nie uchylał się od edukacji, również w drastycznej formie: lekcje wyniesione z dzieciństwa wspominał w istocie stosunkowo miło; ślady rózgi zniknęły z umięśnionych, żylastych ramion, zaś w nawyk wbił się elegancki charakter pisma. Chociażby. Nabyty poprzez krew, drętwiejące ręce, niezdolne do trzymania pióra, zagryzanie języka, by przypadkiem nie wydobyć z gardła słowa skargi, skrajnie przykre eksperymenty finalnie owocowały umiejętnościami i wiedzą, jaką doceniał. Metody okrutne - sam nie zgotowałby takich tortur własnym dzieciom - lecz katalogował je dość neutralnie. Cel uświęcał środki, może powinien brutalnie wyryć makiawelistyczną sentencję na wierzchu swej skóry, by przypominała o konieczności poszanowania dla trudnych, życiowych lekcji. Po latach Magnus sam wchodził w rolę profesora, przywdziewając tę rolę naturalnie, jak drugą skórę, stając się mentorem i przewodnikiem po pełnym niebezpieczeństw świecie. Dla swoich córek, dla protegowanych oraz dla podwładnych, których wedle własnych możliwości starał się przygotowywać do odnajdywania się w realiach zdominowanych przez krew i pochodzenie. Był wymagającym mistrzem, oceniał surowo, lecz potrafił przymknąć oko na drobne błędy, popełniane przez niedoskonałych ludzi. Connor zyskał sobie status qou, Rowle przywykł do snującego się za nim jak cień młodziana; kilka miesięcy przyprawiło mu po prostu kolejnego naśladowcę, lecz wyjątkowo - kopię tragicznie marną, nie radzącą sobie z przyswojeniem pewnych oczywistych faktów. Stchórzył, uciekł, wybiegł jak rażony piorunem, z kredowobiałą twarzą i jękliwym grymasem na cichych ustach; edukacyjna zasada początkowego wywodu mogła więc sięgnąć jedynie chłopaka, dla Rowle'a, sytuacyjnie pozostając bez większego znaczenia. Żadnych wartościujących wniosków, błyskotliwych ripost kwitujących żenujący monolog jednego aktora antycznego teatru. Kobieta była jednocześnie widzem, podziwiającym upadek swojej idei z ogromnej sceny, Magnus zaś ze spokojem popijał herbatę, relaksując się w miękkim fotelu i żałując, że nie ma przed sobą jakiejś pufy (lub Connora), by wygodnie wyłożyć stopy. Bez chłopaka dalsze kontynuowanie farsy straciło sens, aczkolwiek finał był już znany. Oczywiście Magnus pozbędzie się młodzieńca, oczywiście wystawi mu wilczy bilet, spersonalizowany do potrzeb magicznej socjety, oczywiście doprowadzi go do stanu, że będzie na kolanach błagał o możliwość powrotu. Grzech, brutalna kara, pokuta, ewentualna łaska; wcielał się z upodobaniem w starotestamentowego Boga, z rozbawieniem snując apokryficzne dzieje narodu wybranego. W innych czasach, w innym wydaniu, lecz w oparciu o jeden schemat, stanowiący kulturową podstawę nowożytnej Europy. Dopił herbatę, otarł usta serwetką, którą złożoną w pół rzucił potem na stolik, wraz z uregulowaniem pokaźnego rachunku; mieszek złota dyskretnie wylądował obok wazonu z bukietem kolorowych kwiatów, za czas płaciło się jak za zboże, więc Rowle nie chciał go marnować na lenienie się w plebejskiej kawiarence.
-Zastawia pani przejście - rzekł złośliwie, okrywając się peleryną, jaką zostawił opodal na wieszaku - życzę powodzenia w uszczęśliwianiu innych uciemiężonych - dodał, uchylając kapelusza i z kpiącym uśmiechem zniknął, przeciskając się przez tłum czarodziejów.
zt Magnus
-Zastawia pani przejście - rzekł złośliwie, okrywając się peleryną, jaką zostawił opodal na wieszaku - życzę powodzenia w uszczęśliwianiu innych uciemiężonych - dodał, uchylając kapelusza i z kpiącym uśmiechem zniknął, przeciskając się przez tłum czarodziejów.
zt Magnus
Magnus Rowle
Zawód : reporter Walczącego Maga
Wiek : 35
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
O mój słodki Salazarze, o mój słodki
Powiedz mi, że warto
Że przejdziemy przez to wszystko gładko
Będzie wiosna dla mych dzieci przez kolejne tysiąc lat
Powiedz mi, że warto
Że przejdziemy przez to wszystko gładko
Będzie wiosna dla mych dzieci przez kolejne tysiąc lat
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Porażka ma smak goryczy i nawet słodka herbata nie są w stanie zmazać go z ust. Nieprzyjemny dźwięk dudniącego serca rozsadza uszy, trochę wykrzywiając dobiegające do niego dźwięki stłoczonej herbaciarni. Nikt nie zareagował, nikt. Tylko ja jedna, chociaż interwencja ta należy do najgorszych z możliwych, bez realnej możliwości poprawy. Wstydzę się tego - w przeciwieństwie do tamtego mężczyzny, zadowolonego ze swojego prostactwa, posiadam uczucia. I empatię. Dlatego nie mogę przetrawić tego, co się tutaj właśnie wydarzyło. Nie zgadzam się na taki scenariusz. Właściwie to szybko sięgam do kieszeni, układając na stoliku zapłatę za swój napój, chociaż nawet nie zdążyłam go wypić. Nieprzeczytaną książkę prędko pakuję do torebki, myśląc o tym, że może dogonię uciekiniera. Zakładając, że wiem w ogóle w którą stronę pobiegł i nie wypluję przy tym swoich płuc. Tracę zainteresowanie chamskim wozakiem, niesłusznie kierując ku niemu swą złość - zwierzęta są nierozumne, prawdopodobnie tamten nawet nie wie, że zrobił coś nie tak. Jego niewielki móżdżek pozbawiony jest myślenia, a tym bardziej myślenia abstrakcyjnego. Powinno się mu współczuć, być może okazując swą pobłażliwość - lub wręcz stosując twarde zasady dobrego wychowania. Gdyby poddać go tresurze, może wreszcie otrząsnąłby się ze swojego przeświadczenia o słuszności podejmowanych przez niego zupełnie irracjonalnych, nieprzemyślanych działań.
Może, może, może. Nie mam czasu na naprawianie świata - nie tego zepsutego, pozbawionego współczucia oraz innych pozytywnych znamion zwiastujących, że nie jest on jeszcze całkowicie stracony. Prowodyr zamieszania wychodzi, opuszczając bałagan jaki narobił. Klasyczny przykład zezwierzęcenia, pozbawionego nie tylko myśli jako takich, ale także świadomości konsekwencji swoich poczynań. Wewnętrzna sprzeczność pomiędzy tym, co wypada, a niechęcią do zniżania się do identycznego, pozbawionego wszelkich zasad poziomu, rozdziera moje wnętrzności. Wreszcie nie decyduję się na poprawność podszytą etykietą - nie robię nic, nie żegnam się z nim, gdyż on również tego nie uczynił. Nie można w końcu tak nazwać kpiące zdania, o dziwo niepodszytymi żadnymi przekleństwami godnymi rynsztoka, z którego pochodzi. Zastanawiające.
Wreszcie zrywam się, a kiedy opuszczam herbaciarnię, pozwalam wiatru na ochłodzenie moich zamiarów. Rozglądam się w poszukiwaniu sylwetki Connora, biegnę nawet jakiś czas skręcając w prawo, ale nigdzie go nie widzę.
Dlatego zniechęcona wracam do mieszkania.
zt.
Może, może, może. Nie mam czasu na naprawianie świata - nie tego zepsutego, pozbawionego współczucia oraz innych pozytywnych znamion zwiastujących, że nie jest on jeszcze całkowicie stracony. Prowodyr zamieszania wychodzi, opuszczając bałagan jaki narobił. Klasyczny przykład zezwierzęcenia, pozbawionego nie tylko myśli jako takich, ale także świadomości konsekwencji swoich poczynań. Wewnętrzna sprzeczność pomiędzy tym, co wypada, a niechęcią do zniżania się do identycznego, pozbawionego wszelkich zasad poziomu, rozdziera moje wnętrzności. Wreszcie nie decyduję się na poprawność podszytą etykietą - nie robię nic, nie żegnam się z nim, gdyż on również tego nie uczynił. Nie można w końcu tak nazwać kpiące zdania, o dziwo niepodszytymi żadnymi przekleństwami godnymi rynsztoka, z którego pochodzi. Zastanawiające.
Wreszcie zrywam się, a kiedy opuszczam herbaciarnię, pozwalam wiatru na ochłodzenie moich zamiarów. Rozglądam się w poszukiwaniu sylwetki Connora, biegnę nawet jakiś czas skręcając w prawo, ale nigdzie go nie widzę.
Dlatego zniechęcona wracam do mieszkania.
zt.
( i need your teeth )
in me, slow and vicious, to tell me my armor is just skin, bones, only bones
Pomona Vane
Zawód : nauczycielka zielarstwa
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
ty jesteś tym co księżyc
od dawien dawna znaczył
tobą jest co słońce
kiedykolwiek zaśpiewa
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Filiżanka gorącej aromatycznej herbaty potrafiła pozwolić człowiekowi się odprężyć, a równie aromatyczny, wielobarwny smak zapomnieć chociaż na chwilę o nieprzyjemnościach dni codziennych. Cisza i spokój dawały okazję do złapania oddechu w tym zastygłym, powolnym miejscu - szczególnie w przypadku stolików na tyle lokalu, gdzie nie docierał gwar oraz hałasy z ulicy.
Florence doskonale wiedziała, że kilka łyków słodkiej herbaty potrafiło czasem zdziałać cuda - choć dziś na takowy nie liczyła. Wstąpiła do Czerwonego Imbryka chyba po to samo, po co wszyscy. Mętlik, który panował w jej głowie, już od dawna nie chciał się uspokoić, burze nie cichły, ból nie dawał się ukoić. Sama nie wiedziała już co powinna czuć. Z jednej strony wciąż była niezwykle podłamana, jej pewność siebie podkopana a chęci do życia tliły się słabo jak maleńki ogarek pośród ciemnej nocy. Choć próbowała oderwać swoje myśli od nieprzyjemnych wspomnień na różne sposoby, kiedy tylko powracała do nudnej codzienności, znów dopadały ją nieprzyjemne myśli.
Prawdziwym kołem ratunkowym okazała się jednak informacja, że jej zaginiona od dawna przyjaciółka odnalazła się - do tego cała i... cóż, względnie zdrowa. To było jak nieśmiały promyk słońca, uśmiech losu. Jak się okazało, nawet podczas sztormu dało radę odnaleźć na wzburzonym morzu tę maleńką wyspę, drobną ostoję i nadzieję na jutro. Florence bardzo tego potrzebowała, a odnalezionej przyjaciółki starała się teraz nie zostawiać samej na dłużej. Każdy jednak czasem potrzebuje chwili oddechu.
Wybrała jeden ze stolików - tych na tyłach lokalu, tam jednak było zdecydowanie mniej klienteli, było spokojniej, większa prywatność, miejsce wręcz idealne. Zamówiła sobie też duży dzbanek herbaty - taki, który normalnie serwowano dla co najmniej dwóch osób. Wiedziała, że spędzi tu dziś więcej czasu, nie czuła więc potrzeby by sobie odmawiać - a gdy wzięła do rąk pierwszą filiżankę, aż westchnęła. Zdecydowanie przyjemniej, choć nieco mniej skutecznie, było zapijać smutki herbatą, a nie alkoholem...
Florence doskonale wiedziała, że kilka łyków słodkiej herbaty potrafiło czasem zdziałać cuda - choć dziś na takowy nie liczyła. Wstąpiła do Czerwonego Imbryka chyba po to samo, po co wszyscy. Mętlik, który panował w jej głowie, już od dawna nie chciał się uspokoić, burze nie cichły, ból nie dawał się ukoić. Sama nie wiedziała już co powinna czuć. Z jednej strony wciąż była niezwykle podłamana, jej pewność siebie podkopana a chęci do życia tliły się słabo jak maleńki ogarek pośród ciemnej nocy. Choć próbowała oderwać swoje myśli od nieprzyjemnych wspomnień na różne sposoby, kiedy tylko powracała do nudnej codzienności, znów dopadały ją nieprzyjemne myśli.
Prawdziwym kołem ratunkowym okazała się jednak informacja, że jej zaginiona od dawna przyjaciółka odnalazła się - do tego cała i... cóż, względnie zdrowa. To było jak nieśmiały promyk słońca, uśmiech losu. Jak się okazało, nawet podczas sztormu dało radę odnaleźć na wzburzonym morzu tę maleńką wyspę, drobną ostoję i nadzieję na jutro. Florence bardzo tego potrzebowała, a odnalezionej przyjaciółki starała się teraz nie zostawiać samej na dłużej. Każdy jednak czasem potrzebuje chwili oddechu.
Wybrała jeden ze stolików - tych na tyłach lokalu, tam jednak było zdecydowanie mniej klienteli, było spokojniej, większa prywatność, miejsce wręcz idealne. Zamówiła sobie też duży dzbanek herbaty - taki, który normalnie serwowano dla co najmniej dwóch osób. Wiedziała, że spędzi tu dziś więcej czasu, nie czuła więc potrzeby by sobie odmawiać - a gdy wzięła do rąk pierwszą filiżankę, aż westchnęła. Zdecydowanie przyjemniej, choć nieco mniej skutecznie, było zapijać smutki herbatą, a nie alkoholem...
What is my life?
Am I doing this right?
I just realized that I might
Not know what the hell is going on!
Am I doing this right?
I just realized that I might
Not know what the hell is going on!
Ostatnio zmieniony przez Florence Fortescue dnia 15.01.18 1:39, w całości zmieniany 3 razy
Florence Fortescue
Zawód : Bezrobotna
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
If you can't see anything beautiful about yourself...
Get a better mirror
Look a little closer
Stare a little longer
Get a better mirror
Look a little closer
Stare a little longer
OPCM : 5 +2
UROKI : 4 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 10
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 3
Genetyka : Czarownica
Neutralni
|16 maja
Praca poza domem przynosiła jej sporo radości, szczególnie gdy nie mogła skupić się na swoim zajęciu. W domu zawsze znalazło się coś, co aż prosiło się o zrobienie natychmiast albo ktoś, w tym przypadku pod postacią dwóch kociąt, domagających się uwagi. Zauroczona nimi potrafiła tracić rachubę czasu na zabawę z puchatymi kulkami i nim zdołała się obejrzeć przez palce przelatywała jej godzina, dwie, czasem trzy. Po tym czasie traciła motywację i szansę na normalny sen - którego zresztą nie zaznała od dawna - kiedy wiedziała, że pracę znów musi przenieść na wieczór, bądź noc. Nie słuchała tłumaczeń wuja, z kolei herbatki, w których ciotka przemycała nasenne eliksiry, od pewnego czasu wylewała przez balkon. Nie mogła przecież już do końca życia zasypiać pod wpływem naturalnych mieszanek ziołowych, to było zbyt proste. Musiała sama uporać się z demonami przeszłości, niezależnie od poniesionej ceny.
Tego poranka wstała ledwo przytomna, jednak postanowiła, że chociaż chwilę spróbuje popracować w przyjemnej herbaciarni - szybko się przeliczyła, zauważając, że i w tym miejscu znajdowało się wiele rozpraszających bodźców. Od absurdalnej fryzury kelnerki, po kiepskie stroje zebranych wewnątrz osób i wreszcie po skwaszoną kobietę, siedzącą nieopodal. Przypatrywała się jej od dłuższej chwili, więc zdołała zauważyć, że nie czuła się najlepiej. Przypominała bardziej wrak, niźli człowieka, a własna ciekawość czasem potrafiła ją zaskoczyć. Nim zdołała przemyśleć swoją decyzję, wstała i podeszła do Florence ujmując w dłoni ciepłą filiżankę aromatycznej herbaty karmelowej.
- Wszystko w porządku? - Zagaiła, spoglądając nań z góry. Nie uśmiechała się zbytnio, nie mając szczególnie nastroju na obdarowywanie obcych uśmiechem; w tym przypadku podejrzewała, że powód złego nastroju był nic nie znaczącą błahostką, choć ciekawiły ją problemy zwykłych ludzi. Sama zwykłym ludziem nie była, lecz jej problemów ci zwykli nie potrafili zrozumieć. Czasem ktoś ją chciał porwać, czasem ktoś się oświadczał... przeważnie zawsze nienawidziła swojego wyglądu i piękna, czasem chciała być po prostu przeciętna.
Praca poza domem przynosiła jej sporo radości, szczególnie gdy nie mogła skupić się na swoim zajęciu. W domu zawsze znalazło się coś, co aż prosiło się o zrobienie natychmiast albo ktoś, w tym przypadku pod postacią dwóch kociąt, domagających się uwagi. Zauroczona nimi potrafiła tracić rachubę czasu na zabawę z puchatymi kulkami i nim zdołała się obejrzeć przez palce przelatywała jej godzina, dwie, czasem trzy. Po tym czasie traciła motywację i szansę na normalny sen - którego zresztą nie zaznała od dawna - kiedy wiedziała, że pracę znów musi przenieść na wieczór, bądź noc. Nie słuchała tłumaczeń wuja, z kolei herbatki, w których ciotka przemycała nasenne eliksiry, od pewnego czasu wylewała przez balkon. Nie mogła przecież już do końca życia zasypiać pod wpływem naturalnych mieszanek ziołowych, to było zbyt proste. Musiała sama uporać się z demonami przeszłości, niezależnie od poniesionej ceny.
Tego poranka wstała ledwo przytomna, jednak postanowiła, że chociaż chwilę spróbuje popracować w przyjemnej herbaciarni - szybko się przeliczyła, zauważając, że i w tym miejscu znajdowało się wiele rozpraszających bodźców. Od absurdalnej fryzury kelnerki, po kiepskie stroje zebranych wewnątrz osób i wreszcie po skwaszoną kobietę, siedzącą nieopodal. Przypatrywała się jej od dłuższej chwili, więc zdołała zauważyć, że nie czuła się najlepiej. Przypominała bardziej wrak, niźli człowieka, a własna ciekawość czasem potrafiła ją zaskoczyć. Nim zdołała przemyśleć swoją decyzję, wstała i podeszła do Florence ujmując w dłoni ciepłą filiżankę aromatycznej herbaty karmelowej.
- Wszystko w porządku? - Zagaiła, spoglądając nań z góry. Nie uśmiechała się zbytnio, nie mając szczególnie nastroju na obdarowywanie obcych uśmiechem; w tym przypadku podejrzewała, że powód złego nastroju był nic nie znaczącą błahostką, choć ciekawiły ją problemy zwykłych ludzi. Sama zwykłym ludziem nie była, lecz jej problemów ci zwykli nie potrafili zrozumieć. Czasem ktoś ją chciał porwać, czasem ktoś się oświadczał... przeważnie zawsze nienawidziła swojego wyglądu i piękna, czasem chciała być po prostu przeciętna.
don't want to give you up, there's never time enough (...) I'm running out of luck, promises
ain't enough.
ain't enough.
Solene Baudelaire
Zawód : krawcowa, projektantka
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
She smelled like white roses and felt as fragile and satiny as her dress.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
Smak herbaty był dokładnie taki, jakiego teraz potrzebowała. Na jej języku zatańczyła nieco gorzkawa, kwiatowa nuta - Florence nie była wcale ekspertem w tej kwestii, zwykle zaspokajała ją zwykła, czarna herbata, ewentualnie liście mięty, które często zaparzał jej brat. Te ceniła sobie szczególnie, bo były jedną z wielu drobnych oznak, świadczących o tym, jak bardzo brat się o nią troszczył. Ostatnio wypiła bardzo wiele takich herbatek - Florence nie miała pojęcia, czy mięta faktycznie miała jakieś właściwości kojące, ale musiała przyznać, że czuła się po nich ociupinkę lepiej. Niewiele, ale ociupinkę.
Zapatrzyła się na trzymaną w dłoniach filiżankę. Chociaż w obecnym stanie nie chciała do siebie dopuścić tej myśli, wiedziała, że prędzej czy później będzie musiała zadać sobie proste z pozoru pytanie: co dalej? Nie czuła się na siłach by stawić czoła nadchodzącym dniom. Zwykła, szara rzeczywistość wydawała jej się czymś nie do przeskoczenia... Lodziarnia majaczyła w jej myślach raczej jako ciężar niż przyjemność - praca nie sprawiała jej takiej frajdy jak zawsze, nawet nie miała siły bawić się smakami, a przecież to właśnie z tego czerpało się największą radość. Nie sądziła także, by kolejny wyjazd cokolwiek jej dał - przede wszystkim, nie ważne jak daleko by się nie udała, wszędzie goniłyby ją wyrzuty sumienia. Że znów ucieka, że nie potrafi stawić czoła swoim problemom - a przecież teraz było ich więcej niż kiedykolwiek. Musiała się jakoś zająć tym pęknięciem na swojej osobie tutaj, na miejscu.
Z początku nawet nie zarejestrowała, że ktoś coś do niej powiedział. Skupiona na własnych, niewesołych myślach, zapatrzona w filiżankę, Florence gwałtownie drgnęła, kiedy zorientowała się, że tuż przy jej stoliku stoi kobieta. I że - najwyraźniej przed chwilą coś do niej powiedziała. - Proszę? - zdołała jedynie wykrztusić, bo nie była pewna jaka była treść jej słów. Nie zdołała także jej odczytać z wyrazu twarzy kobiety. W następnej chwili przez jej głowę przemknęło krótkie stwierdzenie, o tym, że stojąca przed nią osoba jest nad wyraz piękna. Podłe samopoczucie Florence zaraz podsunęło jej kolejną myśl - Czy gdybym ja była tak urodziwa, ON by mnie nie zostawił?
- Przepraszam, nie dosłyszałam, co pani powiedziała. Mogłaby pani powtórzyć? - zapytała, już zdecydowanie przytomniej. Na Merlina, nie spodziewała się, że wygląda aż tak tragicznie, żeby zaczepiali ją ludzie!
Zapatrzyła się na trzymaną w dłoniach filiżankę. Chociaż w obecnym stanie nie chciała do siebie dopuścić tej myśli, wiedziała, że prędzej czy później będzie musiała zadać sobie proste z pozoru pytanie: co dalej? Nie czuła się na siłach by stawić czoła nadchodzącym dniom. Zwykła, szara rzeczywistość wydawała jej się czymś nie do przeskoczenia... Lodziarnia majaczyła w jej myślach raczej jako ciężar niż przyjemność - praca nie sprawiała jej takiej frajdy jak zawsze, nawet nie miała siły bawić się smakami, a przecież to właśnie z tego czerpało się największą radość. Nie sądziła także, by kolejny wyjazd cokolwiek jej dał - przede wszystkim, nie ważne jak daleko by się nie udała, wszędzie goniłyby ją wyrzuty sumienia. Że znów ucieka, że nie potrafi stawić czoła swoim problemom - a przecież teraz było ich więcej niż kiedykolwiek. Musiała się jakoś zająć tym pęknięciem na swojej osobie tutaj, na miejscu.
Z początku nawet nie zarejestrowała, że ktoś coś do niej powiedział. Skupiona na własnych, niewesołych myślach, zapatrzona w filiżankę, Florence gwałtownie drgnęła, kiedy zorientowała się, że tuż przy jej stoliku stoi kobieta. I że - najwyraźniej przed chwilą coś do niej powiedziała. - Proszę? - zdołała jedynie wykrztusić, bo nie była pewna jaka była treść jej słów. Nie zdołała także jej odczytać z wyrazu twarzy kobiety. W następnej chwili przez jej głowę przemknęło krótkie stwierdzenie, o tym, że stojąca przed nią osoba jest nad wyraz piękna. Podłe samopoczucie Florence zaraz podsunęło jej kolejną myśl - Czy gdybym ja była tak urodziwa, ON by mnie nie zostawił?
- Przepraszam, nie dosłyszałam, co pani powiedziała. Mogłaby pani powtórzyć? - zapytała, już zdecydowanie przytomniej. Na Merlina, nie spodziewała się, że wygląda aż tak tragicznie, żeby zaczepiali ją ludzie!
What is my life?
Am I doing this right?
I just realized that I might
Not know what the hell is going on!
Am I doing this right?
I just realized that I might
Not know what the hell is going on!
Florence Fortescue
Zawód : Bezrobotna
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
If you can't see anything beautiful about yourself...
Get a better mirror
Look a little closer
Stare a little longer
Get a better mirror
Look a little closer
Stare a little longer
OPCM : 5 +2
UROKI : 4 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 10
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 3
Genetyka : Czarownica
Neutralni
Najwidoczniej przerwała nieznajomej niezwykle ważną debatę myślową, skoro nie usłyszała jej za pierwszym razem, zaś samą obecność Solene zauważyła dopiero po dłuższej chwili. Ta jednak stała spokojnie, spoglądając nań z góry i zastanawiając się, co też podkusiło ją do zaczepiania obcych ludzi. Nigdy tego nie robiła, szczególnie w przypadku kobiet, za którymi nie przepadała, a dzisiaj przecież chciała pobyć sama ze sobą poza ścianami domu. Wstając od stolika zadziałała dość instynktownie, nie mogąc skupić się na swojej pracy - może potrzebowała inspiracji? Modelki? W końcu raz mogła zaprojektować smutną kreację, prostą i gładką, nieprzeplataną żadnymi połyskującymi nitkami, zdobieniami, kryształkami, czy cekinami. Uśmiechając się lekko, dała Florence moment na przeanalizowanie sytuacji.
- Zapytałam, czy wszystko w porządku. - Nie oczekując już odpowiedzi na zadane pytanie, bez słowa usiadła naprzeciwko, kątem oka co jakiś czas kontrolując swój stoliczek niecałe trzy metry dalej. - Wygląda pani na zdołowaną, ale nie tak, jak wszyscy dookoła. To jest specyficzny rodzaj smutku. - Postawiwszy filiżankę z herbatą na stoliku, ruchem dłoni wygładziła materiał sukienki. Nie wiedziała, co ta biedaczka mogła pomyśleć sobie o jasnowłosej, obcej kobiecie, która tak po prostu wygłaszała na głos poglądy wysnute na podstawie krótkiej obserwacji z boku. Sama pewnie posłuchałaby z czystej ciekawości, ale ludzie bywali przecież różni. Zawsze mogła na nią nakrzyczeć, uznając, że jest oszukaną wróżką żerującą na nieszczęściu młodych, łatwowiernych kobiet. Ale z kartami do tarota, kryształowymi kulami i kadzidłami miała tyle wspólnego, co smok z baletem. Nawet, jeśli interesowała się tą dziedziną. - Trzeba się cieszyć, że chociaż pogoda dopisuje. - Wzruszając ramionami, przeniosła wzrok na kilka sekund na okna herbaciarni. Słońce świeciło dłużej niż zwykle i było o wiele cieplej, niż wczoraj, pomimo śniegu, deszczu a potem burzy, czy nagłej wichury. Anomalie powoli zaczynały ją męczyć, sprawiając, że o wiele za dużo czasu przebywała w domu, a jak już z niego wychodziła nieświadomie spragniona kontaktu z ludźmi, to w efekcie zaczepiała obcych na ulicy. Tak jak teraz.
- W każdym razie, nie chciałam przeszkadzać. Była pani tak zamyślona, że filiżanka z wrzątkiem prawie spadła pani na kolana. - Ruchem głowy wskazała na kolorową porcelanę faktycznie znajdującą się zbyt blisko krawędzi stołu, uśmiechając się przy tym przyjaźnie. Spełniła dobry uczynek.
- Zapytałam, czy wszystko w porządku. - Nie oczekując już odpowiedzi na zadane pytanie, bez słowa usiadła naprzeciwko, kątem oka co jakiś czas kontrolując swój stoliczek niecałe trzy metry dalej. - Wygląda pani na zdołowaną, ale nie tak, jak wszyscy dookoła. To jest specyficzny rodzaj smutku. - Postawiwszy filiżankę z herbatą na stoliku, ruchem dłoni wygładziła materiał sukienki. Nie wiedziała, co ta biedaczka mogła pomyśleć sobie o jasnowłosej, obcej kobiecie, która tak po prostu wygłaszała na głos poglądy wysnute na podstawie krótkiej obserwacji z boku. Sama pewnie posłuchałaby z czystej ciekawości, ale ludzie bywali przecież różni. Zawsze mogła na nią nakrzyczeć, uznając, że jest oszukaną wróżką żerującą na nieszczęściu młodych, łatwowiernych kobiet. Ale z kartami do tarota, kryształowymi kulami i kadzidłami miała tyle wspólnego, co smok z baletem. Nawet, jeśli interesowała się tą dziedziną. - Trzeba się cieszyć, że chociaż pogoda dopisuje. - Wzruszając ramionami, przeniosła wzrok na kilka sekund na okna herbaciarni. Słońce świeciło dłużej niż zwykle i było o wiele cieplej, niż wczoraj, pomimo śniegu, deszczu a potem burzy, czy nagłej wichury. Anomalie powoli zaczynały ją męczyć, sprawiając, że o wiele za dużo czasu przebywała w domu, a jak już z niego wychodziła nieświadomie spragniona kontaktu z ludźmi, to w efekcie zaczepiała obcych na ulicy. Tak jak teraz.
- W każdym razie, nie chciałam przeszkadzać. Była pani tak zamyślona, że filiżanka z wrzątkiem prawie spadła pani na kolana. - Ruchem głowy wskazała na kolorową porcelanę faktycznie znajdującą się zbyt blisko krawędzi stołu, uśmiechając się przy tym przyjaźnie. Spełniła dobry uczynek.
don't want to give you up, there's never time enough (...) I'm running out of luck, promises
ain't enough.
ain't enough.
Solene Baudelaire
Zawód : krawcowa, projektantka
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
She smelled like white roses and felt as fragile and satiny as her dress.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
Jej zdumienie tylko jeszcze urosło, kiedy nagle kobieta postanowiła dosiąść się do jej stolika, bez chociażby pytania, czy Florence na nikogo nie czeka. Odpowiedź jasnowłosej również wprawiła ją w konsternację i tylko sprawiła, że w jej umyśle pojawiło się jeszcze więcej wątpliwości - czyli naprawdę wyglądała aż tak źle. Aż tak źle, że zaczepiali ją obcy ludzie, pytając się, czy wszystko było w porządku. Przecież jak się nad tym zastanowić, to w ostatnich czasach bardzo wiele osób zetknęło się z trudnościami - począwszy od anomalii pierwszomajowych, poprzez zniszczenie różdżek albo inne nieprzyjemne sytuacje. Powinna się była wstydzić. Zwykle wolała o sobie myśleć jako o osobie twardej, nieco już zahartowanej przez los. Skoro aż tak widać było, że jej ciężko, będzie musiała bardziej popracować nad swoją ekspresją.
Florence nie przyszło do głowy, że nieznajoma ma jakiś związek z tarotem i szklanymi kulami i pragnie ją naciągnąć na pieniądze w zamian za jakieś wróżby. Usiadła jednak nieco mocniej wyprostowana, istotnie mając się nieco bardziej na baczności. Ta sytuacja nie była codzienna, takich dobrych samarytanów nie spotykało się często. Fortescue pomyślała raczej o złodziejach, który wykorzystywali nieuwagę ludzi, by ukradkiem podebrać im monety z kiesy.
- Co to znaczy "specyficzny rodzaj smutku"? - Nie chciała wysnuwać pochopnych wniosków, dlatego też stwierdziła, że chwila rozmowy w sumie jej nie zaszkodzi, mimo że wolała uważać. Przesunęła swoją filiżankę bardziej na stół, by zapobiec jej ewentualnemu upadkowi na ziemię, natomiast później sięgnęła do swojej torebki, ułożonej na sąsiednim fotelu. Wyciągnęła z nie chusteczkę, lecz torby nie odłożyła - ot, dyskretne upewnienie się, że jej własność pozostanie w jej rękach.
- A jeśli chodzi o pani wcześniejsze pytanie... cóż, nie mogę powiedzieć, żeby wszystko było w porządku. Ale chyba nie jest to nic dziwnego w ostatnich dniach, prawda? - każdy miał problemy, nawet jeśli nie były one spowodowane anomaliami. Ale nikt raczej nie opowiadał o nich obcym osobom, Florence również więc nie zamierzała się dzielić szczegółami z nieznajomą. Tym bardziej, że ilekroć wracała wspomnieniami do sedna swoich kłopotów, robiło jej się ciężej na sercu - Ale dziękuję za troskę. I za ostrzeżenie o filiżance.
Florence nie przyszło do głowy, że nieznajoma ma jakiś związek z tarotem i szklanymi kulami i pragnie ją naciągnąć na pieniądze w zamian za jakieś wróżby. Usiadła jednak nieco mocniej wyprostowana, istotnie mając się nieco bardziej na baczności. Ta sytuacja nie była codzienna, takich dobrych samarytanów nie spotykało się często. Fortescue pomyślała raczej o złodziejach, który wykorzystywali nieuwagę ludzi, by ukradkiem podebrać im monety z kiesy.
- Co to znaczy "specyficzny rodzaj smutku"? - Nie chciała wysnuwać pochopnych wniosków, dlatego też stwierdziła, że chwila rozmowy w sumie jej nie zaszkodzi, mimo że wolała uważać. Przesunęła swoją filiżankę bardziej na stół, by zapobiec jej ewentualnemu upadkowi na ziemię, natomiast później sięgnęła do swojej torebki, ułożonej na sąsiednim fotelu. Wyciągnęła z nie chusteczkę, lecz torby nie odłożyła - ot, dyskretne upewnienie się, że jej własność pozostanie w jej rękach.
- A jeśli chodzi o pani wcześniejsze pytanie... cóż, nie mogę powiedzieć, żeby wszystko było w porządku. Ale chyba nie jest to nic dziwnego w ostatnich dniach, prawda? - każdy miał problemy, nawet jeśli nie były one spowodowane anomaliami. Ale nikt raczej nie opowiadał o nich obcym osobom, Florence również więc nie zamierzała się dzielić szczegółami z nieznajomą. Tym bardziej, że ilekroć wracała wspomnieniami do sedna swoich kłopotów, robiło jej się ciężej na sercu - Ale dziękuję za troskę. I za ostrzeżenie o filiżance.
What is my life?
Am I doing this right?
I just realized that I might
Not know what the hell is going on!
Am I doing this right?
I just realized that I might
Not know what the hell is going on!
Florence Fortescue
Zawód : Bezrobotna
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
If you can't see anything beautiful about yourself...
Get a better mirror
Look a little closer
Stare a little longer
Get a better mirror
Look a little closer
Stare a little longer
OPCM : 5 +2
UROKI : 4 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 10
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 3
Genetyka : Czarownica
Neutralni
Nie była złodziejem, do wróżki było jej po drodze co najmniej tak, jak do alchemika, a odruchy ludzkie zdarzały jej się niezwykle rzadko. Może dzisiaj po prostu nie chciała pić herbaty w samotności, chociaż taki był pierwotny zamiar? Szybko jednak dostrzegła jak kobieta kładzie torebkę na kolanach, pod pretekstem wyciągania chusteczki; skomentowała to krótkim, pobłażliwym uśmiechem. Gdyby faktycznie miała kogoś okraść lub pomóc komuś w kradzieży, to wybrałaby raczej inne miejsce i zamożnego lorda, niż herbaciarnię na Pokątnej i przeciętną kobietę, na której nie mogła nawet zastosować pięknego uśmiechu, słodkiego tonu i zalotnego trzepania rzęsami. Upiła swojej herbaty, po czym podniosła się z miejsca, nie chcąc dalej zawracać nieznajomej głowy, choć poczuła się nieco urażona tym, że potraktowała ją jak naciągaczkę, nawet, jeśli tego nie powiedziała wprost. Sama zorientowała się dopiero teraz, że faktycznie mogła tak wyglądać.
- To jest smutek, który znają tylko kobiety. - Problemy miłosne, problemy z ubraniami, chwila zadumania, złe samopoczucie i wyprowadzenie z równowagi byle błahostką; wszystko to było domeną kobiet, zaś podobnego wyrazu twarzy nie widziała nigdy dotąd u żadnego mężczyzny. - Proszę się nie obawiać, pracuję jako projektantka, nie jako złodziejka. - Wskazała podbródkiem na torbę Florence, a następnie zadecydowała się wrócić do swojego stolika.
Tam zajęła się szkicem kolejnego projektu, który przerwała w połowie, zaniepokojona postawioną na skraju stolika filiżanką z wrzącą herbatą. Zdawała się zapomnieć i o otoczeniu i o rozmowie, która miała przed chwilą miejsce, skupiając się na kreśleniu kolejnych kresek, wzorów i dopisków pod suknią projektowaną na sabat dla uroczej, młodej szlachcianki.
- To jest smutek, który znają tylko kobiety. - Problemy miłosne, problemy z ubraniami, chwila zadumania, złe samopoczucie i wyprowadzenie z równowagi byle błahostką; wszystko to było domeną kobiet, zaś podobnego wyrazu twarzy nie widziała nigdy dotąd u żadnego mężczyzny. - Proszę się nie obawiać, pracuję jako projektantka, nie jako złodziejka. - Wskazała podbródkiem na torbę Florence, a następnie zadecydowała się wrócić do swojego stolika.
Tam zajęła się szkicem kolejnego projektu, który przerwała w połowie, zaniepokojona postawioną na skraju stolika filiżanką z wrzącą herbatą. Zdawała się zapomnieć i o otoczeniu i o rozmowie, która miała przed chwilą miejsce, skupiając się na kreśleniu kolejnych kresek, wzorów i dopisków pod suknią projektowaną na sabat dla uroczej, młodej szlachcianki.
don't want to give you up, there's never time enough (...) I'm running out of luck, promises
ain't enough.
ain't enough.
Solene Baudelaire
Zawód : krawcowa, projektantka
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
She smelled like white roses and felt as fragile and satiny as her dress.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
To było interesujące, to co powiedziała jej kobieta. Florence nigdy nie zastanawiała się nad tym głębiej. W końcu wszyscy przeżywali czasem zawody miłosne, nawet mężczyźni potrafili być załamani, gdy ktoś złamał im serce. Oni również potrafili przejmować się ubraniami, czasem nawet bardziej niż kobiety! A mimo to, smutek ten różnił się na obu obliczach? Właściwie było to bardzo ciekawe zjawisko, chętnie porozmawiałaby o nim dłużej...! Chociaż jak się okazało, jej dyskretne środki ostrożności i tak zostały rozszyfrowane i odebrane za obrazę. Ale chyba nie można było jej winić? Ta sytuacja naprawdę była podejrzana.
Florence westchnęła cicho. Teraz czuła się winna, kiedy nieznajoma wróciła do swojego stolika i zajęła się swoimi sprawami. Postanowiła więc, że chociaż ją przeprosi, mimo że... na dobrą sprawę kobieta wcale nie musiała mówić prawdy. Faux pas zostało jednak popełnione, więc trzeba zaoferować przeprosiny. Wstała więc od stolika i podeszła do nieznajomej.
- Chciałam panią... przeprosić za to drobne nieporozumienie. Mam nadzieję, że nie ma mi pani za złe mojej reakcji, bo jednak sytuacja ta była dość... niecodzienna. Nieczęsto zagadują mnie obcy ludzie, a teraz zdecydowanie łatwiej jest doszukiwać się w ludziach tego, co najgorsze. - spróbowała się wytłumaczyć. Właściwie to chyba nawet nie powinna się przejmować, w końcu zupełnie nie znała tej kobiety i prawdopodobnie jej już nigdy nie zobaczy, jednakże... nie lubiła niewyjaśnionych spraw.
- Mogę zapytać, co pani projektuje? - nie mogła się powstrzymać przed zadaniem tego pytania, skoro już zdecydowała się na rozmowę. Zaciekawiła ją ta kwestia, tym bardziej że w sumie niedługo przecież Florence miała wybrać się na ślub. Jeśli tylko starczy jej pieniędzy, może nawet poprosiłaby ową kobietę o uszycie jakiejś sukienki? Florence nie lubiła tak naprawdę biegania po sklepach i szukania odpowiedniej kreacji. Zdecydowanie lepiej, choć zapewne i drożej, będzie zlecenie stworzenia ubioru od razu dopasowanego do jej ciała oraz przede wszystkim - gustu!
Florence westchnęła cicho. Teraz czuła się winna, kiedy nieznajoma wróciła do swojego stolika i zajęła się swoimi sprawami. Postanowiła więc, że chociaż ją przeprosi, mimo że... na dobrą sprawę kobieta wcale nie musiała mówić prawdy. Faux pas zostało jednak popełnione, więc trzeba zaoferować przeprosiny. Wstała więc od stolika i podeszła do nieznajomej.
- Chciałam panią... przeprosić za to drobne nieporozumienie. Mam nadzieję, że nie ma mi pani za złe mojej reakcji, bo jednak sytuacja ta była dość... niecodzienna. Nieczęsto zagadują mnie obcy ludzie, a teraz zdecydowanie łatwiej jest doszukiwać się w ludziach tego, co najgorsze. - spróbowała się wytłumaczyć. Właściwie to chyba nawet nie powinna się przejmować, w końcu zupełnie nie znała tej kobiety i prawdopodobnie jej już nigdy nie zobaczy, jednakże... nie lubiła niewyjaśnionych spraw.
- Mogę zapytać, co pani projektuje? - nie mogła się powstrzymać przed zadaniem tego pytania, skoro już zdecydowała się na rozmowę. Zaciekawiła ją ta kwestia, tym bardziej że w sumie niedługo przecież Florence miała wybrać się na ślub. Jeśli tylko starczy jej pieniędzy, może nawet poprosiłaby ową kobietę o uszycie jakiejś sukienki? Florence nie lubiła tak naprawdę biegania po sklepach i szukania odpowiedniej kreacji. Zdecydowanie lepiej, choć zapewne i drożej, będzie zlecenie stworzenia ubioru od razu dopasowanego do jej ciała oraz przede wszystkim - gustu!
What is my life?
Am I doing this right?
I just realized that I might
Not know what the hell is going on!
Am I doing this right?
I just realized that I might
Not know what the hell is going on!
Florence Fortescue
Zawód : Bezrobotna
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
If you can't see anything beautiful about yourself...
Get a better mirror
Look a little closer
Stare a little longer
Get a better mirror
Look a little closer
Stare a little longer
OPCM : 5 +2
UROKI : 4 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 10
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 3
Genetyka : Czarownica
Neutralni
Mężczyźni przeżywali smutek na swój sposób, przeważnie dobrze go maskując lub znajdując pocieszenie w innych rzeczach, tak, że bardzo szybko zapominali o powodzie złego nastroju. Kobiety zaś mogły mówić, że się nie przejmują, a jednak z natury rozdrapywały stare rany, zastanawiały się, rozważały i załamywały się, później było lepiej i wreszcie schemat powtarzał się od nowa przez jakiś czas. Część może - podobnie jak mężczyźni - maskowała swój smutek, ale stojący tuż obok okaz niestety tego nie zrobił. Podejrzewała nawet co było powodem nastroju Florence, wszak dobrze znała ten wyraz twarzy, oczu, bolesny grymas od nawracających myśli - sama przecież kilka lat temu zakochała się i poznała smak złamanego serca.
Zajęła się kolejnym projektem, dopiero po chwili odrywając wzrok i przenosząc go na kobietę.
- Nic się nie stało. - Nie poczuła się urażona; mogła nawet zrozumieć jej podejrzliwość, bo przecież nie myliła się, mówiąc, że w ostatnim czasie w ludziach można było doszukiwać się najgorszego. - Mnie również nie zdarza się zaczepiać obcych ludzi, filiżanka mnie do tego zmotywowała. Na szczęście się pani nie oparzyła, a to najważniejsze. - Nie kłamała. Uchroniła ją przecież od oblania się wrzątkiem, gdy porcelanowe naczynie znajdowało się niebezpiecznie na skraju stołu. Od dobrych uczynków przecież jeszcze nikt nie ucierpiał, prawda?
- Projektuję ubrania, właśnie kończę najnowszy projekt dla jednej z klientek. - Odparła spokojnie, gestem dłoni wskazując, by usiadła, skoro postanowiła zapytać ją o pracę. Nie podejrzewała, że za pytaniem kryła się prośba. - Przez tę pogodę wszyscy zapragnęli na powrót ciepłych ubrań, a najlepiej ciepłych i przewiewnych w razie nagłej zmiany. - Dodała, wzdychając ciężko i wreszcie odłożyła notatnik na stół, zajmując się swoim przestudzonym napojem. Przez moment zastanawiała się nad zamówieniem nowego, gdyby nie przelotne zerknięcie na delikatny zegarek owinięty wokół nadgarstka; swobodny czas na swobodne picie herbaty powoli dobiegał końca, zbliżając ją do kolejnych spotkań.
Zajęła się kolejnym projektem, dopiero po chwili odrywając wzrok i przenosząc go na kobietę.
- Nic się nie stało. - Nie poczuła się urażona; mogła nawet zrozumieć jej podejrzliwość, bo przecież nie myliła się, mówiąc, że w ostatnim czasie w ludziach można było doszukiwać się najgorszego. - Mnie również nie zdarza się zaczepiać obcych ludzi, filiżanka mnie do tego zmotywowała. Na szczęście się pani nie oparzyła, a to najważniejsze. - Nie kłamała. Uchroniła ją przecież od oblania się wrzątkiem, gdy porcelanowe naczynie znajdowało się niebezpiecznie na skraju stołu. Od dobrych uczynków przecież jeszcze nikt nie ucierpiał, prawda?
- Projektuję ubrania, właśnie kończę najnowszy projekt dla jednej z klientek. - Odparła spokojnie, gestem dłoni wskazując, by usiadła, skoro postanowiła zapytać ją o pracę. Nie podejrzewała, że za pytaniem kryła się prośba. - Przez tę pogodę wszyscy zapragnęli na powrót ciepłych ubrań, a najlepiej ciepłych i przewiewnych w razie nagłej zmiany. - Dodała, wzdychając ciężko i wreszcie odłożyła notatnik na stół, zajmując się swoim przestudzonym napojem. Przez moment zastanawiała się nad zamówieniem nowego, gdyby nie przelotne zerknięcie na delikatny zegarek owinięty wokół nadgarstka; swobodny czas na swobodne picie herbaty powoli dobiegał końca, zbliżając ją do kolejnych spotkań.
don't want to give you up, there's never time enough (...) I'm running out of luck, promises
ain't enough.
ain't enough.
Solene Baudelaire
Zawód : krawcowa, projektantka
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
She smelled like white roses and felt as fragile and satiny as her dress.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
- Przewiewne ubrania na zimową porę? - aż powtórzyła słowa nieznajomej, szczerze zadziwiona ale i zainteresowana tematem. Chociaż zapytała kobietę o jej pracę, nie sądziła, że zostanie zaproszona do stolika. Skoro jednak otrzymała zaproszenie, zdecydowała się na zgarnięcie dzbanka a także filiżanki na spodku i przyniesienie ich do stolika okupowanego przez półwilę (gdyby je zostawiła, jeszcze ktoś z obsługi stwierdziłby, że trzeba je uprzątnąć!). Potem pozwoliła sobie na zajęcie miejsca naprzeciwko projektantki. Ich rozmowa i tak nie zapowiadała się na długą, sądząc po tym zerknięciu na zegarek. Florence wiedziała, jak to zinterpretować, nie zamierzała więc zajmować kobiecie zbyt wiele czasu.
W sumie to podziwiała każdy rodzaj tworzenia. Do robienia takich rzeczy trzeba było mieć prawdziwy talent i pasję - podobnie z resztą było z lodami. Nie bez przyczyny lodziarnia należąca do niej i jej brata była jedną z najbardziej rozpoznawalnych na Pokątnej.
Na kilka chwil zupełnie zapomniała o swoich zmartwieniach. Nie spodziewałaby się, że rozmowa z nieznajomą, która zaczepiła ją w herbaciarni tak na nią podziała. A jednak, Florence żywo zainteresowała się kwestią projektowania ubrań. Sama miała niemal zerowe umiejętności manualne, gdyby spróbowała uszyć cokolwiek, zapewne prędzej spaliłaby to w kominku, niż pochwaliła się komukolwiek. Jeśli chodzi o rzeczy ładne, mogła chyba tylko wspomnieć o swojej umiejętności zdobienia lodów - kiedy już zabierała się za przyozdabianie pucharków, nie miała sobie równych! Nawet Florean tak pięknie nie stroił deserów jak ona.
- Mogłabym zobaczyć jakieś inne projekty? Ten jeden, który dojrzałam ukradkiem, wydawał się naprawdę interesujący - zagadnęła po pewnym czasie. Nic tak nie łechtało ego twórcy, jak pochwalenie jego pomysłów. Chociaż Florence wciąż obawiała się nieco o kwestię finansową. Sama kobieta wyglądała naprawdę elegancko a i strój, który rysowała w swoim notatniku wydawał się na niezwykle ekstrawagancki. No i te wymagania o których wspomniała nieznajoma! Takich dziwów wymagali chyba tylko ludzie nieprzyzwyczajeni do tego, by im odmawiać, a więc w grę wchodziła głównie szlachta. Florence zastanawiała się, czy miałaby dość pieniędzy, na sukienkę od właśnie tej projektantki.
W sumie to podziwiała każdy rodzaj tworzenia. Do robienia takich rzeczy trzeba było mieć prawdziwy talent i pasję - podobnie z resztą było z lodami. Nie bez przyczyny lodziarnia należąca do niej i jej brata była jedną z najbardziej rozpoznawalnych na Pokątnej.
Na kilka chwil zupełnie zapomniała o swoich zmartwieniach. Nie spodziewałaby się, że rozmowa z nieznajomą, która zaczepiła ją w herbaciarni tak na nią podziała. A jednak, Florence żywo zainteresowała się kwestią projektowania ubrań. Sama miała niemal zerowe umiejętności manualne, gdyby spróbowała uszyć cokolwiek, zapewne prędzej spaliłaby to w kominku, niż pochwaliła się komukolwiek. Jeśli chodzi o rzeczy ładne, mogła chyba tylko wspomnieć o swojej umiejętności zdobienia lodów - kiedy już zabierała się za przyozdabianie pucharków, nie miała sobie równych! Nawet Florean tak pięknie nie stroił deserów jak ona.
- Mogłabym zobaczyć jakieś inne projekty? Ten jeden, który dojrzałam ukradkiem, wydawał się naprawdę interesujący - zagadnęła po pewnym czasie. Nic tak nie łechtało ego twórcy, jak pochwalenie jego pomysłów. Chociaż Florence wciąż obawiała się nieco o kwestię finansową. Sama kobieta wyglądała naprawdę elegancko a i strój, który rysowała w swoim notatniku wydawał się na niezwykle ekstrawagancki. No i te wymagania o których wspomniała nieznajoma! Takich dziwów wymagali chyba tylko ludzie nieprzyzwyczajeni do tego, by im odmawiać, a więc w grę wchodziła głównie szlachta. Florence zastanawiała się, czy miałaby dość pieniędzy, na sukienkę od właśnie tej projektantki.
What is my life?
Am I doing this right?
I just realized that I might
Not know what the hell is going on!
Am I doing this right?
I just realized that I might
Not know what the hell is going on!
Florence Fortescue
Zawód : Bezrobotna
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
If you can't see anything beautiful about yourself...
Get a better mirror
Look a little closer
Stare a little longer
Get a better mirror
Look a little closer
Stare a little longer
OPCM : 5 +2
UROKI : 4 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 10
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 3
Genetyka : Czarownica
Neutralni
W swojej pracy cechowała się pomysłowością, dokładnością, ładnym wykonaniem, ale przede wszystkim dostosowaniem ceny do kupującego. Wiedziała, że nie może każdemu narzucić cen jak w domu mody Parkinsonów - na który i jej nie było stać od momentu, gdy uciekła od rodziców - a projekty droższe, najdroższe, zazwyczaj były z najlepszej jakości materiałów i dodatków, sprowadzanych przeważnie spoza Anglii. Poza szyciem zajmowała się również drobnymi poprawkami krawieckimi; do dzisiaj pamiętała jak w zeszłym miesiącu odwiedził ją pewien alchemik, twardo negocjujący cenę załatania pokaźnej dziury w trudnym w obyciu materiale. Pamiętała również uroczą rudowłosą pannę Pettigrew, której podarowała jedną z sukienek, by podbijała świat florystów i kwiaciarek w eleganckim stroju. W gruncie rzeczy od kiedy dorobiła się pewnej pozycji wśród krawieckiego świata, a szyte ubrania zaczęły przynosić sporo zysków, mogła pozwolić sobie na szycie dla większości, niźli tylko arystokracji - z takim również zamiarem nosiła się od dziecka. Dla każdego, byleby ulepszyć świat ładnymi strojami, ot.
Podsunęła kobiecie szkicownik z rozmaitymi pomysłami, projektami skończonymi, zaczętymi i w trakcie.
- Wszystko zależy od materiału i wykończenia. - Odparła spokojnie. - Dla pewnej panienki uszyłam płaszczyk przystosowany do zimna i ciepła. Miał odpinaną podszewkę, a jednocześnie materiał nie był ciężki, powodujący, że człowiek zalewa się potem. - Uśmiechnęła się lekko, spoglądając to na szkicownik, to na twarz Florence.
- Panią bym widziała w kremowej sukience we wzory, podkreślającej talię i sięgającej połowy łydki. - Nie każdemu było dobrze w podobnej długości, jednak zdołała zaobserwować mniej więcej sylwetkę kobiety. - Z krótkim rękawem lub do łokcia. - Narysowała na kartce szybki szkic, dopisując swój adres oraz imię i nazwisko. - Muszę już iść, jeśli jednak się zdecydujesz to odwiedź mnie w pracowni. O nic się nie martw, zrobimy wszystko tak, żeby było dobrze. - Zakończyła zachęcająco i przekonująco zarazem, następnie zaś podniosła się z miejsca i ubrała płaszcz. Po krótkim pożegnaniu opuściła herbaciarnię z przeczuciem, że jeszcze się spotkają.
zt
Podsunęła kobiecie szkicownik z rozmaitymi pomysłami, projektami skończonymi, zaczętymi i w trakcie.
- Wszystko zależy od materiału i wykończenia. - Odparła spokojnie. - Dla pewnej panienki uszyłam płaszczyk przystosowany do zimna i ciepła. Miał odpinaną podszewkę, a jednocześnie materiał nie był ciężki, powodujący, że człowiek zalewa się potem. - Uśmiechnęła się lekko, spoglądając to na szkicownik, to na twarz Florence.
- Panią bym widziała w kremowej sukience we wzory, podkreślającej talię i sięgającej połowy łydki. - Nie każdemu było dobrze w podobnej długości, jednak zdołała zaobserwować mniej więcej sylwetkę kobiety. - Z krótkim rękawem lub do łokcia. - Narysowała na kartce szybki szkic, dopisując swój adres oraz imię i nazwisko. - Muszę już iść, jeśli jednak się zdecydujesz to odwiedź mnie w pracowni. O nic się nie martw, zrobimy wszystko tak, żeby było dobrze. - Zakończyła zachęcająco i przekonująco zarazem, następnie zaś podniosła się z miejsca i ubrała płaszcz. Po krótkim pożegnaniu opuściła herbaciarnię z przeczuciem, że jeszcze się spotkają.
zt
don't want to give you up, there's never time enough (...) I'm running out of luck, promises
ain't enough.
ain't enough.
Solene Baudelaire
Zawód : krawcowa, projektantka
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
She smelled like white roses and felt as fragile and satiny as her dress.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
Gdyby tylko Florence usłyszała o tej rudowłosej panience Pettigrew, na pewno by się uśmiechnęła. Znała bowiem Stephanie, a nawet więcej - zatrudniała ową dziewczynę w lodziarni. W końcu praca przy sprzedawaniu lodów nie była wyjątkowo ciężka a dzięki dość luźnemu grafikowi, Pettigrew mogła połączyć swoją prawdziwą pasję z pracą, która przynosiła jej zawsze kilka dodatkowych gaelonów na otwarcie własnego biznesu.
Wysłuchała propozycji, którą jej przedstawiono z zainteresowaniem. A więc to prawda, że artysta potrafił ujrzeć oczami wyobraźni dzieło już w momencie, kiedy tylko dostrzegł odpowiednie płótno... mówiąc w przenośni oczywiście. Strój opisany jej przez nieznajomą brzmiał całkiem sensownie i akurat w jej stylu - Florence nie lubiła przesadzonych strojów, zdecydowanie bardziej lubiła wygodę. Od czasu do czasu można jednak się było zaprezentować z bardziej szykownej strony, prawda?
- Och. Dziękuję. Na pewno zajrzę! - zdołała jeszcze tylko zawołać za wychodzącą z herbaciarni projektantką. Jeszcze raz zerknęła na szybki szkic i uśmiechnęła się. Odwiedziny w pracowni na pewno nie zaszkodzą, a może Florence zyska jedną, naprawdę ładną sukienkę? Rozmyślała o tym jeszcze przez jakiś czas, jej naprawdę podły nastrój odszedł w niepamięć - dziwne spotkanie z nieznajomą oraz wizja nowego stroju na obecną chwilę całkowicie zajęły jej myśli. Wkrótce jednak i na nią przyszła pora - dopiła więc swoją herbatę, zapłaciła i opuściła lokal, powracając do szarej rzeczywistości.
zt
Wysłuchała propozycji, którą jej przedstawiono z zainteresowaniem. A więc to prawda, że artysta potrafił ujrzeć oczami wyobraźni dzieło już w momencie, kiedy tylko dostrzegł odpowiednie płótno... mówiąc w przenośni oczywiście. Strój opisany jej przez nieznajomą brzmiał całkiem sensownie i akurat w jej stylu - Florence nie lubiła przesadzonych strojów, zdecydowanie bardziej lubiła wygodę. Od czasu do czasu można jednak się było zaprezentować z bardziej szykownej strony, prawda?
- Och. Dziękuję. Na pewno zajrzę! - zdołała jeszcze tylko zawołać za wychodzącą z herbaciarni projektantką. Jeszcze raz zerknęła na szybki szkic i uśmiechnęła się. Odwiedziny w pracowni na pewno nie zaszkodzą, a może Florence zyska jedną, naprawdę ładną sukienkę? Rozmyślała o tym jeszcze przez jakiś czas, jej naprawdę podły nastrój odszedł w niepamięć - dziwne spotkanie z nieznajomą oraz wizja nowego stroju na obecną chwilę całkowicie zajęły jej myśli. Wkrótce jednak i na nią przyszła pora - dopiła więc swoją herbatę, zapłaciła i opuściła lokal, powracając do szarej rzeczywistości.
zt
What is my life?
Am I doing this right?
I just realized that I might
Not know what the hell is going on!
Am I doing this right?
I just realized that I might
Not know what the hell is going on!
Florence Fortescue
Zawód : Bezrobotna
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
If you can't see anything beautiful about yourself...
Get a better mirror
Look a little closer
Stare a little longer
Get a better mirror
Look a little closer
Stare a little longer
OPCM : 5 +2
UROKI : 4 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 10
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 3
Genetyka : Czarownica
Neutralni
| 16 września 1956
Była zestresowana. I to jeszcze jak! Jako młoda artystka regularnie sprzedawała swoje prace, ale rzadko kiedy dostawała zlecenia, szczególnie nie ze świata czarodziejów. Ten zamknięty świat wcale nie był otwarty na nowych artystów. A tu proszę: nijaka Blaithin Fawley, podobno kuratorka sztuki, prosi ją o spotkanie. Wprawdzie Gwen nie miała jeszcze pojęcia, czego kobieta będzie od niej chciała, ale… ale… nieważne! Ktoś się nią zainteresował i to się liczy najbardziej.
Na spotkanie szła prosto z pracy w muzeum, w której jednak miała chwilę, aby poprawić swój wygląd. Miała na sobie granatową, elegancką garsonkę spod której wystawała pasiasta, ale całkiem elegancka koszula oraz ołówkową sukienkę dopasowaną kolorystycznie do reszty stroju. Na spięte włosy położyła kapelusz. Niewielka torebeczka przepasała dziewczynę w poprzek, a w ręce Gwen niosła znoszoną aktówkę.
Weszła do kawiarni. Rozejrzała się: popołudniowa pora sprzyjała tłumowi, dlatego dziewczyna wcale się nie zdziwiła, widząc, że brakuje wolnych stolików. Na całe szczęście udało jej się znaleźć jeden, ukryty na samym końcu „Czerwonego Imbryka”. Gwen zajęła przy nim miejsce, kładąc aktówkę przy nogach krzesła. Zauważyła, że… właściwie to miejsce, choć nico ukryte, nie jest takie złe. Widoczny zza okien taras wyglądał całkiem ładnie.
Prędko zamówiła imbirową herbatę, która po dosłownie kilku minutach została przyniesiona do jej stolika. Czekając na panną Fawley uniosła filiżankę do ust, popijając nieco płynu. Zauważyła, że jej dłonie reagują na stres na swój sposób: drżały tak, że gdyby trzymała w nich teraz ołówek praktycznie na pewno nic dobrego by nie narysowała.
Wzdychając, odłożyła filiżankę. Wzięła głęboki oddech, przymykając oczy, To nic takiego, to nic takiego, przecież potrafisz malować, pokażesz się z jak najlepszej strony, prawda? Wiesz, co robisz – powtarzała sobie, ale wcale nie była tak pewna swoich myśli. Przecież swoim doświadczeniem nie mogła dorównywać wielu artystom, zarówno tym mugolskim, jak i czarodziejskim. Ale chyba każdy kiedyś zaczynał, prawda? Może ta kobieta właśnie dlatego się do niej zgłosiła? Może chce dać szansę nieznanym artystom?
Minęła godzina. Potem druga. Panna Fawley jednak się nie pojawiała. Gwen, zasmucona trochę takim obrotem sprawy, Wzdychając, opłaciła rachunek i wyszła z lokalu.
| z/t
Była zestresowana. I to jeszcze jak! Jako młoda artystka regularnie sprzedawała swoje prace, ale rzadko kiedy dostawała zlecenia, szczególnie nie ze świata czarodziejów. Ten zamknięty świat wcale nie był otwarty na nowych artystów. A tu proszę: nijaka Blaithin Fawley, podobno kuratorka sztuki, prosi ją o spotkanie. Wprawdzie Gwen nie miała jeszcze pojęcia, czego kobieta będzie od niej chciała, ale… ale… nieważne! Ktoś się nią zainteresował i to się liczy najbardziej.
Na spotkanie szła prosto z pracy w muzeum, w której jednak miała chwilę, aby poprawić swój wygląd. Miała na sobie granatową, elegancką garsonkę spod której wystawała pasiasta, ale całkiem elegancka koszula oraz ołówkową sukienkę dopasowaną kolorystycznie do reszty stroju. Na spięte włosy położyła kapelusz. Niewielka torebeczka przepasała dziewczynę w poprzek, a w ręce Gwen niosła znoszoną aktówkę.
Weszła do kawiarni. Rozejrzała się: popołudniowa pora sprzyjała tłumowi, dlatego dziewczyna wcale się nie zdziwiła, widząc, że brakuje wolnych stolików. Na całe szczęście udało jej się znaleźć jeden, ukryty na samym końcu „Czerwonego Imbryka”. Gwen zajęła przy nim miejsce, kładąc aktówkę przy nogach krzesła. Zauważyła, że… właściwie to miejsce, choć nico ukryte, nie jest takie złe. Widoczny zza okien taras wyglądał całkiem ładnie.
Prędko zamówiła imbirową herbatę, która po dosłownie kilku minutach została przyniesiona do jej stolika. Czekając na panną Fawley uniosła filiżankę do ust, popijając nieco płynu. Zauważyła, że jej dłonie reagują na stres na swój sposób: drżały tak, że gdyby trzymała w nich teraz ołówek praktycznie na pewno nic dobrego by nie narysowała.
Wzdychając, odłożyła filiżankę. Wzięła głęboki oddech, przymykając oczy, To nic takiego, to nic takiego, przecież potrafisz malować, pokażesz się z jak najlepszej strony, prawda? Wiesz, co robisz – powtarzała sobie, ale wcale nie była tak pewna swoich myśli. Przecież swoim doświadczeniem nie mogła dorównywać wielu artystom, zarówno tym mugolskim, jak i czarodziejskim. Ale chyba każdy kiedyś zaczynał, prawda? Może ta kobieta właśnie dlatego się do niej zgłosiła? Może chce dać szansę nieznanym artystom?
Minęła godzina. Potem druga. Panna Fawley jednak się nie pojawiała. Gwen, zasmucona trochę takim obrotem sprawy, Wzdychając, opłaciła rachunek i wyszła z lokalu.
| z/t
But I would lay my armor down if you said you’d rather
love than fight
love than fight
| 02.11
Charlie po pracy nie od razu wróciła do domu. Zamierzała zahaczyć jeszcze o Pokątną i zrobić małe zakupy w aptece, by uzupełnić składniki których jej już brakowało. Wyszła stamtąd z dość wypchaną torbą, bo warzyła wiele eliksirów, dlatego potrzebowała dużych ilości składników, a nie wszystko mogła sama gdzieś pozbierać. Przy takiej pogodzie zbieranie czegokolwiek byłoby zresztą trudne.
Kiedy weszła do apteki nie padało jeszcze tak mocno, ale jak wyszła, z nieba lunęła dosłownie ściana deszczu, a gdzieś niedaleko w budynek uderzył piorun. Huknęło na tyle głośno, że aż podskoczyła i czym prędzej postanowiła schronić się w najbliższym lokalu, żeby poczekać, aż deszcz choć odrobinę zelżeje, bo przy takiej jego ilości byłaby przemoczona do suchej nitki zanim nawet doszłaby do Dziurawego Kotła.
Była to herbaciarnia, którą czasem podczas wizyt na Pokątnej lubiła odwiedzać, zazwyczaj wtedy, kiedy spotykała się w celach towarzyskich bądź zawodowych; oprócz pracy dla Munga oraz Zakonu przyjmowała także inne zlecenia, i kilka razy spotkała się z zamawiającymi właśnie tutaj, by omówić warunki oraz przyjąć zadatek oraz ingrediencje. Było to też dobre miejsce do koleżeńskich pogawędek, zwłaszcza latem, choć i w zimniejsze miesiące herbaciarnia miała swój klimat. Kojarzyła jej się też z jednym bardziej wstydliwym spotkaniem – to tutaj poznała Anthony’ego Macmillana, który napatoczył się akurat wtedy, kiedy próbowała uwolnić się od kłopotliwego podarku w postaci cudzej bielizny, którą ktoś potraktował zaklęciem trwałego przylepca. Kto by pomyślał, że od tamtego dnia minęło kilka miesięcy, a ona i Macmillan zdążyli przeżyć razem jeszcze kilka innych dziwnych przypadkowych przygód?
Było tu jeszcze więcej ludzi niż zwykle; najwyraźniej nie tylko Charlie weszła tu, by schronić się przed pogodą. Burza trwała od wczoraj i nie wyglądało na to, żeby zbliżała się ku końcowi, więc szybko zaczęła podejrzewać, że to wina anomalii, tak jak śnieg w czerwcu i inne pogodowe kaprysy mające miejsce od maja. Póki co wciąż jednak łudziła się jeszcze, że to potrwa parę dni i minie.
Znalazła tylko jeden wolny stolik, położony w tylnej części herbaciarni. Skierowała się tam, a żeby nie siedzieć bezczynnie, zamówiła sobie filiżankę swojej ulubionej herbaty, by mieć się czym raczyć. Tuż obok znajdowało się jedno z okien wychodzących na taras, który obecnie był pokryty wodą z deszczu; widziała też, że nadal lało, ale zamierzała obserwować sytuację. Choć od czasu zaginięcia siostry mieszkała sama, wiedziała że nie mogła tu siedzieć do wieczora, w domu czekały na nią inne obowiązki i zdałoby się uwarzyć parę eliksirów.
Czekając na herbatę pogrążyła się w myślach, mimowolnie rozmyślając o tamtym czerwcowym dniu, kiedy przy jednym ze stolików w pobliżu wejścia zawarła tak niecodzienną znajomość.
Charlie po pracy nie od razu wróciła do domu. Zamierzała zahaczyć jeszcze o Pokątną i zrobić małe zakupy w aptece, by uzupełnić składniki których jej już brakowało. Wyszła stamtąd z dość wypchaną torbą, bo warzyła wiele eliksirów, dlatego potrzebowała dużych ilości składników, a nie wszystko mogła sama gdzieś pozbierać. Przy takiej pogodzie zbieranie czegokolwiek byłoby zresztą trudne.
Kiedy weszła do apteki nie padało jeszcze tak mocno, ale jak wyszła, z nieba lunęła dosłownie ściana deszczu, a gdzieś niedaleko w budynek uderzył piorun. Huknęło na tyle głośno, że aż podskoczyła i czym prędzej postanowiła schronić się w najbliższym lokalu, żeby poczekać, aż deszcz choć odrobinę zelżeje, bo przy takiej jego ilości byłaby przemoczona do suchej nitki zanim nawet doszłaby do Dziurawego Kotła.
Była to herbaciarnia, którą czasem podczas wizyt na Pokątnej lubiła odwiedzać, zazwyczaj wtedy, kiedy spotykała się w celach towarzyskich bądź zawodowych; oprócz pracy dla Munga oraz Zakonu przyjmowała także inne zlecenia, i kilka razy spotkała się z zamawiającymi właśnie tutaj, by omówić warunki oraz przyjąć zadatek oraz ingrediencje. Było to też dobre miejsce do koleżeńskich pogawędek, zwłaszcza latem, choć i w zimniejsze miesiące herbaciarnia miała swój klimat. Kojarzyła jej się też z jednym bardziej wstydliwym spotkaniem – to tutaj poznała Anthony’ego Macmillana, który napatoczył się akurat wtedy, kiedy próbowała uwolnić się od kłopotliwego podarku w postaci cudzej bielizny, którą ktoś potraktował zaklęciem trwałego przylepca. Kto by pomyślał, że od tamtego dnia minęło kilka miesięcy, a ona i Macmillan zdążyli przeżyć razem jeszcze kilka innych dziwnych przypadkowych przygód?
Było tu jeszcze więcej ludzi niż zwykle; najwyraźniej nie tylko Charlie weszła tu, by schronić się przed pogodą. Burza trwała od wczoraj i nie wyglądało na to, żeby zbliżała się ku końcowi, więc szybko zaczęła podejrzewać, że to wina anomalii, tak jak śnieg w czerwcu i inne pogodowe kaprysy mające miejsce od maja. Póki co wciąż jednak łudziła się jeszcze, że to potrwa parę dni i minie.
Znalazła tylko jeden wolny stolik, położony w tylnej części herbaciarni. Skierowała się tam, a żeby nie siedzieć bezczynnie, zamówiła sobie filiżankę swojej ulubionej herbaty, by mieć się czym raczyć. Tuż obok znajdowało się jedno z okien wychodzących na taras, który obecnie był pokryty wodą z deszczu; widziała też, że nadal lało, ale zamierzała obserwować sytuację. Choć od czasu zaginięcia siostry mieszkała sama, wiedziała że nie mogła tu siedzieć do wieczora, w domu czekały na nią inne obowiązki i zdałoby się uwarzyć parę eliksirów.
Czekając na herbatę pogrążyła się w myślach, mimowolnie rozmyślając o tamtym czerwcowym dniu, kiedy przy jednym ze stolików w pobliżu wejścia zawarła tak niecodzienną znajomość.
Best not to look back. Best to believe there will be happily ever afters all the way around - and so there may be; who is to say there
will not be such endings?
Stoliki w tylnej części herbaciarni
Szybka odpowiedź