Pracownie sztuk pięknych
Strona 4 z 4 • 1, 2, 3, 4
AutorWiadomość
First topic message reminder :
★★★ [bylobrzydkobedzieladnie]
Pracownie sztuk pięknych
W galerii znajduje się kilka pomieszczeń gospodarczych, większość z nich umiejscowiona jest w dalszej części budynku. Jednak to konkretne, w których zorganizowane została pracownia, mieści się zaraz za szatniami, przylegając do Sali Zachodniej z prawej strony. Umiejscowienie jest stricte strategiczne - do pomieszczenia można dostać się szybko, co jest ułatwieniem dla dusz ogarniętych artystycznym szałem. Artyści znajdą tu wszystkie niezbędne narzędzia, a przede wszystkim dużo dziennego światła, które zapewniają wysokie okna.
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 21:12, w całości zmieniany 2 razy
Elise wcale nie czuła się biedna ani skrzywdzona. Było dokładnie przeciwnie – była bogata i miała wszystko, czego mogłaby sobie zażyczyć, więc nie odczuwała w swoim życiu żadnych braków. Może poza obecnością przedwcześnie zmarłej siostry, za którą bardzo tęskniła.
To raczej ona mogłaby pomyśleć, że rudowłosa nieznajoma jest biedna, bo nie miała szczęścia wysoko się urodzić ani posiadać czystej krwi, ani tak dobrego startu w życie, jaki posiadały szlachcianki, od dziecka uczone niezbędnych na salonach umiejętności i przygotowywane do roli idealnych żon swoich przyszłych mężów. W większości przypadków nie musiały obawiać się samotności i staropanieństwa, chyba że byłyby wyjątkowo brzydkie albo cechujące się odrażającymi zapędami do szukania niezależności, co odstraszało mężczyzn, podobnie jak kobiety pracujące w zbyt męskich zajęciach. Elise nie rozumiała, jak kobiety, które z racji urodzenia nie musiały tego robić, mogły w ogóle chcieć brudzić sobie ręce lub wchodzić w męskie role. Nottówna prawdopodobnie prędzej by umarła niż zmieniła swoje poglądy, od zawsze była osobą konserwatywną i antymugolską. Nie marzyła także o wielkiej miłości, zależało jej tylko na tym, by jej narzeczony był bogaty i pochodził z wpływowego rodu oraz godnie go reprezentował, a jakby jeszcze był przystojny, to już w ogóle pełnia szczęścia. Miłość była dobra dla gminu, a dziewczęta takie jak ona wychodziły za mąż z powodów politycznych, dla wyższego dobra rodu. To była cena, którą płaciły za swoje piękne, wygodne życie.
Nie obchodził jej świat poza wyższymi sferami. To nie był jej świat, nie czuła z nim żadnej więzi ani ciekawości nim. Mugole także musieli mieć okropnie ubogie i nudne życie, skoro urodzili się bez magii. Lata temu prześladowali czarodziejów za ich odmienność, więc Elise nie umiałaby sobie wyobrazić, że ich światy mogłyby żyć ze sobą w pokoju.
Elise na co dzień raczej nie znajdowała się w podobnych sytuacjach. W rodowej posiadłości zawsze były domowe skrzaty, które można było wezwać i wydać im odpowiednie polecenia. W Ashfield Manor nie musiałaby robić z siebie idiotki, dobijając się do drzwi, bo wystarczyłoby wypowiedzieć imię któregoś ze skrzatów. Ale tutaj, w obcym miejscu, musiała liczyć na to, że ktoś ją usłyszy i ją wypuści, a potem starannie przeprosi za skandaliczne niedopatrzenie, jakim było zatrzaśnięcie się drzwi.
Kiedy ruda pannica się zbliżyła, Elise cofnęła się o parę kroków w bok. Wydęła pełne usteczka i skrzyżowała ramiona na piersi, obserwując jej poczynania. Ruda z pewnością nie miała tyle zahamowań, co Elise. Ale jej głośne krzyki miały dobry skutek, bo po chwili kogoś przywołały. Usłyszała dobiegający zza drzwi głos, a po chwili wejście się otwarło.
- Zróbcie coś z tymi drzwiami, bo to skandal, że zostałam tutaj zatrzaśnięta! – poskarżyła się pracownikowi galerii, egoistycznie myśląc tylko o swoim nieszczęściu. Powinien potraktować to poważnie, miał do czynienia z damą, a to szlachetnie urodzeni byli najważniejszymi gośćmi tego przybytku.
Rzuciła rudej szybkie spojrzenie, ale po chwili czym prędzej wypadła z pracowni, już nie oglądając się ani na nią, ani na zakłopotanego pracownika. Pobiegła z powrotem ku głównej części galerii, nie mając już ochoty oglądać żadnych obrazów. Chciała możliwie szybko odnaleźć swoją matkę i zapomnieć o tej krótkotrwałej, ale nieprzyjemnej sytuacji.
| zt.
To raczej ona mogłaby pomyśleć, że rudowłosa nieznajoma jest biedna, bo nie miała szczęścia wysoko się urodzić ani posiadać czystej krwi, ani tak dobrego startu w życie, jaki posiadały szlachcianki, od dziecka uczone niezbędnych na salonach umiejętności i przygotowywane do roli idealnych żon swoich przyszłych mężów. W większości przypadków nie musiały obawiać się samotności i staropanieństwa, chyba że byłyby wyjątkowo brzydkie albo cechujące się odrażającymi zapędami do szukania niezależności, co odstraszało mężczyzn, podobnie jak kobiety pracujące w zbyt męskich zajęciach. Elise nie rozumiała, jak kobiety, które z racji urodzenia nie musiały tego robić, mogły w ogóle chcieć brudzić sobie ręce lub wchodzić w męskie role. Nottówna prawdopodobnie prędzej by umarła niż zmieniła swoje poglądy, od zawsze była osobą konserwatywną i antymugolską. Nie marzyła także o wielkiej miłości, zależało jej tylko na tym, by jej narzeczony był bogaty i pochodził z wpływowego rodu oraz godnie go reprezentował, a jakby jeszcze był przystojny, to już w ogóle pełnia szczęścia. Miłość była dobra dla gminu, a dziewczęta takie jak ona wychodziły za mąż z powodów politycznych, dla wyższego dobra rodu. To była cena, którą płaciły za swoje piękne, wygodne życie.
Nie obchodził jej świat poza wyższymi sferami. To nie był jej świat, nie czuła z nim żadnej więzi ani ciekawości nim. Mugole także musieli mieć okropnie ubogie i nudne życie, skoro urodzili się bez magii. Lata temu prześladowali czarodziejów za ich odmienność, więc Elise nie umiałaby sobie wyobrazić, że ich światy mogłyby żyć ze sobą w pokoju.
Elise na co dzień raczej nie znajdowała się w podobnych sytuacjach. W rodowej posiadłości zawsze były domowe skrzaty, które można było wezwać i wydać im odpowiednie polecenia. W Ashfield Manor nie musiałaby robić z siebie idiotki, dobijając się do drzwi, bo wystarczyłoby wypowiedzieć imię któregoś ze skrzatów. Ale tutaj, w obcym miejscu, musiała liczyć na to, że ktoś ją usłyszy i ją wypuści, a potem starannie przeprosi za skandaliczne niedopatrzenie, jakim było zatrzaśnięcie się drzwi.
Kiedy ruda pannica się zbliżyła, Elise cofnęła się o parę kroków w bok. Wydęła pełne usteczka i skrzyżowała ramiona na piersi, obserwując jej poczynania. Ruda z pewnością nie miała tyle zahamowań, co Elise. Ale jej głośne krzyki miały dobry skutek, bo po chwili kogoś przywołały. Usłyszała dobiegający zza drzwi głos, a po chwili wejście się otwarło.
- Zróbcie coś z tymi drzwiami, bo to skandal, że zostałam tutaj zatrzaśnięta! – poskarżyła się pracownikowi galerii, egoistycznie myśląc tylko o swoim nieszczęściu. Powinien potraktować to poważnie, miał do czynienia z damą, a to szlachetnie urodzeni byli najważniejszymi gośćmi tego przybytku.
Rzuciła rudej szybkie spojrzenie, ale po chwili czym prędzej wypadła z pracowni, już nie oglądając się ani na nią, ani na zakłopotanego pracownika. Pobiegła z powrotem ku głównej części galerii, nie mając już ochoty oglądać żadnych obrazów. Chciała możliwie szybko odnaleźć swoją matkę i zapomnieć o tej krótkotrwałej, ale nieprzyjemnej sytuacji.
| zt.
Obserwowała zachowanie Elise z boku. Dziewczyna nie tylko była bardzo niemiła w stosunku do pracowników, ale też uciekła, jakby stała się jej olbrzymia krzywda. Cóż… Być może faktycznie była to dla niej trauma? Kto to może wiedzieć.
Gdy dziewczyna się oddaliła Gwen przeprosiła grzecznie pracowników galerii, przyznając jednak, że mogliby popracować nad zabezpieczeniami. Goście i osoby wynajmujące pomieszczenia nie powinni mieć szansy na zatrzaśnięcie się w pomieszczeniu bez szansy wyjścia.
Gdy Ci odeszli, Gwen jak najszybciej wyszła, aby odbyć (niepochlebną) wizytę w toalecie, z bólem serca zostawiając na chwilę swoje rzeczy. Nie lubiła tego robić: wolała zawsze mieć wszystko na oku. W końcu kto wie, czy przypadkiem nie zakradnie się tu jakiś złodziej? Albo dziecko, które postanowi sprawdzić, jak wykonany przez malarkę portret prezentuje się z domalowanymi włosami?
Dlatego wróciła najszybciej, jak to tylko możliwe, ponownie skupiając się na swojej pracy. Nie pozostało jej wiele do skończenia: plama koloru tu, i jeszcze tam. Dodała odrobinę cienia w okolicy szyi postaci. Przez dłuższą chwilę przyglądała się to ilustracji, to obrazowi, sprawdzając, czy wszystkie detale są takie, jakimi być powinny. Ostatecznie mimowolnie skinęła głową, zgadzając się w duchu sama ze sobą: wykonała całkiem zacny portret. Może nie wybitny i pewnie wymagający drobnych poprawek, jednak te wykona dopiero za kilka dni.
Zaczęła nieśpiesznie zbierać swoje rzeczy. Pierwszy do torby trafił magazyn. Najwięcej czasu zawsze zabierała jej paleta malarska: musiała wyjść do toalety, aby ją umyć i dopiero po dokładnym wytarciu jej, była w stanie ją schować. Gdy schowała wszystkie swoje rzeczy stanęła przy wyjściu, sprawdzając, czy o niczym nie zapomniała. Nie… wszystko wyglądało dobrze. Poza drobną, świeżą plamą na podłodze. Krzywiąc, się, wyciągnęła ze swoich rzeczy niewielką szmatkę, wycierając zabrudzenie. Rozejrzała się ponownie: no, teraz wszystko gra!
Zadowolona z siebie wzięła swoje rzeczy i wyszła z pracowni. Ciekawe, czy za kilka dni dalej będzie tak zadowolona ze swojej pracy? To zawsze stanowiło dla niej zagadkę.
| zt
Gdy dziewczyna się oddaliła Gwen przeprosiła grzecznie pracowników galerii, przyznając jednak, że mogliby popracować nad zabezpieczeniami. Goście i osoby wynajmujące pomieszczenia nie powinni mieć szansy na zatrzaśnięcie się w pomieszczeniu bez szansy wyjścia.
Gdy Ci odeszli, Gwen jak najszybciej wyszła, aby odbyć (niepochlebną) wizytę w toalecie, z bólem serca zostawiając na chwilę swoje rzeczy. Nie lubiła tego robić: wolała zawsze mieć wszystko na oku. W końcu kto wie, czy przypadkiem nie zakradnie się tu jakiś złodziej? Albo dziecko, które postanowi sprawdzić, jak wykonany przez malarkę portret prezentuje się z domalowanymi włosami?
Dlatego wróciła najszybciej, jak to tylko możliwe, ponownie skupiając się na swojej pracy. Nie pozostało jej wiele do skończenia: plama koloru tu, i jeszcze tam. Dodała odrobinę cienia w okolicy szyi postaci. Przez dłuższą chwilę przyglądała się to ilustracji, to obrazowi, sprawdzając, czy wszystkie detale są takie, jakimi być powinny. Ostatecznie mimowolnie skinęła głową, zgadzając się w duchu sama ze sobą: wykonała całkiem zacny portret. Może nie wybitny i pewnie wymagający drobnych poprawek, jednak te wykona dopiero za kilka dni.
Zaczęła nieśpiesznie zbierać swoje rzeczy. Pierwszy do torby trafił magazyn. Najwięcej czasu zawsze zabierała jej paleta malarska: musiała wyjść do toalety, aby ją umyć i dopiero po dokładnym wytarciu jej, była w stanie ją schować. Gdy schowała wszystkie swoje rzeczy stanęła przy wyjściu, sprawdzając, czy o niczym nie zapomniała. Nie… wszystko wyglądało dobrze. Poza drobną, świeżą plamą na podłodze. Krzywiąc, się, wyciągnęła ze swoich rzeczy niewielką szmatkę, wycierając zabrudzenie. Rozejrzała się ponownie: no, teraz wszystko gra!
Zadowolona z siebie wzięła swoje rzeczy i wyszła z pracowni. Ciekawe, czy za kilka dni dalej będzie tak zadowolona ze swojej pracy? To zawsze stanowiło dla niej zagadkę.
| zt
But I would lay my armor down if you said you’d rather
love than fight
love than fight
Strona 4 z 4 • 1, 2, 3, 4
Pracownie sztuk pięknych
Szybka odpowiedź