Wydarzenia


Ekipa forum
Sala numer trzy
AutorWiadomość
Sala numer trzy [odnośnik]09.12.15 17:06
First topic message reminder :

Sala numer trzy

To chyba jedna z najprzestronniejszych i najładniejszych sal nie tylko na tym piętrze, ale i całym szpitalu. Do pomieszczenia wpada duża ilość światła, przez co nie wydaje się ono tak ponure jak pozostałe części Munga. Zazwyczaj sala pęka w szwach i ciężko znaleźć tu jakiekolwiek wolne łóżko - trafiają tutaj stali bywalcy oddziału na dłuższe leczenia lub podczas kolejnych, rutynowych pobytów. Dla komfortu i prywatności pacjentów zamocowano przy każdym łóżku zwiewne, białe kotary, natomiast na końcu sali stoi duży doniczkowy kwiatek - wszak odrobina zieleniny jeszcze nikomu nie zaszkodziła.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sala numer trzy - Page 3 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Sala numer trzy [odnośnik]06.09.16 15:48
Podła kreatura nie chciała mu odpowiedzieć. W sumie co miała ona lepszego do roboty? Bestia nie wyglądała teraz na zdatną do pojawiania się w socjecie, na gotową do pracy też nie, nie wiedziałby też kto chciałby spędzać czas w towarzystwie tej poczwary. Dlatego właśnie doszedł do wniosku, że to pokraczne stworzenie jakie miał przed sobą, nie miało żadnego wyjaśnienia na swoje milczenie. Odetchnął. Skoro stwór nie chciał wpółpracować, Cassian musiał radzić sobie sam. Teraz, kiedy Arsen opuścił ich towarzystwo, Morissonowi łatwiej dobierało się myśli i lepiej formułowało zaklęcia. Nie poddając się, wyciągnął przed siebie różdżkę, powtarzając uparcie:
Reparifarge!
Bo chociaż w życiu często się poddawał, praca nie należała do jednej z tych płaszczyzn, w których kapitulację traktowałby jako dozwolony środek zachowawczy. Z uporem maniaka starał się dokonac niemożliwego, próbując się w zaklęciach transmutacyjnych, w których przecież nie był ekspertem. Ostatecznie jednak cały czas myślał nad rozwiązaniem jego medycznego przypadku metodami innymi. Elisirami, czy czymś, co zahaczałoby chociaż o jego oddział magii pozaklęciowej. Żadne zaklęcie, które przychodziło mu do głowy, nie odwracałoby jednak skutku uroku tak potężnego, że zmienił człowieka w bezkształtną, zwierzęcą kreaturę. To był pierwszy taki przypadek w jego karierze i za to był całkiem wdzięczny losowi. Przynajmniej w Mungu lubił stawiać sobie wyzwania i testować swoje możliwości.
Wiesz, jak nie chcesz żebym Ci pomógł, mogę przestać próbować. Posiedzisz tu sobie samotnie. a jakiś miesiąc, czy dwa, może ktoś sobie o Tobie przypomni. Masz rodzinę?
No proszę, zabawa w: "Zgadnij kto?", zaczynała go trochę nawet bawić. Miał do wyboru całą zgraję zakonników, a o zaginięciu żadnego z nich na razie jeszcze nie słyszał.


I don't want to understand this horror
There's a weight in your eyes

I can't admit

Everybody ends up here in bottles



Cassian Morisson
Cassian Morisson
Zawód : UZDROWICIEL ODDZ. URAZÓW POZAKLĘCIOWYCH
Wiek : 33 LATA
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Wdowiec
I will not budge for no man’s pleasure, I
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t2183-cassian-t-morisson#33199 https://www.morsmordre.net/t2797-whisky#45280 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f225-blackhorse-lane-13-5 https://www.morsmordre.net/t3257-skrytka-bankowa-nr-618#55081 https://www.morsmordre.net/t2795-cassian-tobias-morisson#45256
Re: Sala numer trzy [odnośnik]06.09.16 15:48
The member 'Cassian Morisson' has done the following action : rzut kością


'k100' : 5
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sala numer trzy - Page 3 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Sala numer trzy [odnośnik]06.09.16 15:59
No dobra... tak nie chcesz działać — mruczał do siebie — to co powiesz na to? — uniósł różdżkę, decydując się na zaklęci dużo protsze w wykonaniu, bo z zakresu zaklęć z dziedziny magii leczniczej — Stillabunt!
Na pewno nie było to idealne rozwiązanie stanu zdrowia jego pacjenta, który wymagał będzie jeszcze dodatkowej opieki i przygotowania u specjalnych mikstur, ale skoro zaklęcie transmutacyjne nie chciało działać, należało spróbować czegoś nowego, być może takie rozwiązanie będzie bardziej owocne. Na pewno Cassian czuł się z nim pewniej. Przy odpowiednim działaniu wpółpracowników, możliwe, że nieznajomy zakonnik pod postacią szkaradnego stwora, w ciągu kilku dni dojdzie do siebie. Wtedy dowiedzą się o jego tożsamości i będą mogli powiadomić rodzinę o znalezieniu nieszczęśnika. Ewentualnie, czego nie życzył biedakowi, do końca życia będzie musiał pozstać w tej postaci. Lepiej więc żeby nauczył się z tym jakoś żyć.
W ramach nauki, opuścił salę pacjenta i wrócił z buteleczką eliksiru, który jak sądził, mógł pomóc na przypadlość tego stworzenia. Położył go jednak obok niego, pozwalając mu samemu zażyć specyfik. Splótł ręce na piersi, obserwując jego zmagania. Badał, czy kończyny uległy jakiejkolwiek poprawie, czy dalej pozostawały nieczłekokształtne. Spędził w tej sali znacznie za dużo czasu. Zanim sie zorientował, skończył się jego dyżur. Obiecał sobie jednak sprawdzić poprawę pacjenta następnego dnia, przejmując ten - co by nie było - ciekawy przypadek.

| zt


I don't want to understand this horror
There's a weight in your eyes

I can't admit

Everybody ends up here in bottles



Cassian Morisson
Cassian Morisson
Zawód : UZDROWICIEL ODDZ. URAZÓW POZAKLĘCIOWYCH
Wiek : 33 LATA
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Wdowiec
I will not budge for no man’s pleasure, I
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t2183-cassian-t-morisson#33199 https://www.morsmordre.net/t2797-whisky#45280 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f225-blackhorse-lane-13-5 https://www.morsmordre.net/t3257-skrytka-bankowa-nr-618#55081 https://www.morsmordre.net/t2795-cassian-tobias-morisson#45256
Re: Sala numer trzy [odnośnik]06.09.16 15:59
The member 'Cassian Morisson' has done the following action : rzut kością


'k100' : 71
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sala numer trzy - Page 3 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Sala numer trzy [odnośnik]09.03.17 19:59
/ jakoś początek kwietnia?

Lucinda nienawidziła bycia bezsilną. Kiedy postanowiła zapisać się do Klubu Pojedynków brała pod uwagę jej słabość jaką jest choroba. Brała pod uwagę to, że jedno zaklęcie może przeważyć, a ona zostać zdyskwalifikowaną. Jednak zawsze uważała ryzyko za swojego bardzo dobrego druha. Druha, którego nie tylko wyglądała, ale także, którego nie potrafiła od siebie odgonić. Kiedy spostrzegała, że jej dzisiejszym przeciwnikiem w Klubie Pojedynków był Alek z jednej strony ucieszyła się, że znowu będą mieli szansę by unieść różdżki w swoim kierunku z błyskiem zabawy w oku, ale z drugiej zmartwiła się, że jej sekret może wyjść na jaw. Nie chciała nikomu mówić o swojej chorobie. Nie łatwo jej było przyznać się nawet przed samą sobą. Była kobietą. W oczach wielu zawsze miała być tylko słabą, delikatną kobietą o niekończącej się liczbie wad. Wywalczyła sobie zawodem i umiejętności inne spostrzeganie. Bowiem niełatwo jest się wybić w zawodach przejętych przez mężczyzn. Większość kobiet woli zostać w swojej sferze komfortu. Zadowolone z własnego życia nie dostrzegają tego co mogą mieć. Lucinda doskonale je rozumiała chociaż sama dla siebie nigdy nie wybrałaby takiego życia. Już pierwsze zaklęcie powinno ją zdyskwalifikować i prawdopodobnie tak właśnie by było gdyby nie silne protego maxima, które udało jej się rzucić. Później przez chwile czuła, że ma przewagę i możliwe, że wygrałaby cały pojedynek gdyby nie kolejne bardzo silne zaklęcie przed którym już uchronić się nie zdołała. Na chwile straciła przytomność, a Alek zaniósł ją do skrzydła medycznego gdzie szybko udzielono jej pomocy. Niestety w związku z jej chorobą zaklęcie działało dłużej zapierając także dech w jej piersi. Zaniepokojeni medycy odesłali ją do św Munga by, któryś z pracujących tam uzdrowicieli zajął się nie tylko efektem zaklęcia, ale także uspokoił oddech, kołatające się wciąż serce i uzupełnił potrzebne do dojścia do siebie eliksiry. Lucinda niechętnie się na to zgodziła wiedząc, że kiedy wróci do domu i spojrzy na siebie w lustrze poczuje się jeszcze gorzej. Nienawidziła szpitali i nienawidziła uzdrowicieli. Rzadko zdarzali się tacy, którym Lynn mogła naprawdę zawierzyć życie i zaufać. Miała nadzieje, że będzie się nią opiekował Alan w końcu był chyba jedynym, którego chciała widzieć ze swoją kartą zdrowia. W głowie nadal jej się kręciło, a bąble na twarzy i rękach raniły jej skórę powodując okropne pieczenie. Jedno było pewne. Miała wielkiego pecha. To, że trafiła akurat na przyjaciela, to, że była chora, to, że musiała trafić do szpitala, którego szczerze nienawidziła i to, że właśnie… on musiał być jej uzdrowicielem.


Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Sala numer trzy - Page 3 Tumblr_on19yxR5PA1tj4hhyo2_500
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t3072-lucinda-lynn-selwyn https://www.morsmordre.net/t3145-sennett#51834 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t4137-skrytka-bankowa-nr-806#82308 https://www.morsmordre.net/t3214-lucinda-selwyn#55539
Re: Sala numer trzy [odnośnik]16.03.17 10:55
Gardziłem niezależnymi kobietami uważającymi, że potrafią umiejętnościami dorównać mężczyznom. Nie potrafiły, bez względu jak bardzo tupały nóżką chcąc postawić na swoim. Ewentualne sukcesy, jeśli takowe się pojawiały, były wynikiem jedynie sprzyjającego losu; czasem tak robił dla żartów, łaskawszym okiem patrząc na jednych, krytyczniejszym na drugich. Nie było w tym nic dziwnego, nawet głupcy dostępowali zaszczytu szczęśliwej fortuny; tylko czy to oznaczało, że mieli być mędrcami? Nie. Przeznaczenia nie dało się zmienić i nikt nie był w stanie mnie przekonać do zmiany zdania. Na szczęście nikt też nie próbował na nie wpłynąć. Pomijając krnąbrnych pacjentów nieskorych do współpracy lub takich, którzy uważali się za ósmy cud świata lub ludzi z pozjadanymi wszystkimi rozumami. Niestety zdarzali się i tacy, ale ja nie dam sobie wejść na głowę. Tak sobie postanowiłem jakiś czas temu i tego zamierzałem się trzymać bez względu na wszystko.
Nic się nie zmieniło podczas dzisiejszego dnia pracy. Nie miałem zbyt wielu pacjentów, głównie umówione wizyty na otrzymanie recept. Nic szczególnego, nawet piórem nie musiałem machać, bo samo pisało. Głównie więc uzupełniałem zaległą dokumentację, przeglądałem od dawna zakurzone teczki osób wyleczonych bądź zmarłych z powodu nierozwikłanych zagadek tyczących się chorób lub następstw po różnego rodzaju zaklęciach. Dzień jak każdy inny. Nie spodziewałem się dziś kolejnego pacjenta, który okazał się być Lucindą. Nie rozumiałem z początku powodu jej wizyty, choć zdążyłem zauważyć, że kobieta nie wyglądała zbyt dobrze… kiedy weszła, spojrzałem na nią lekko zdziwiony, bardzo starając się ukryć swoje zniesmaczenie jej aparycją. Czyżby w końcu jakaś klątwa ją dopadła? Zadziwiające; zawsze się zastanawiałem jak długo należy czekać nim ten bezsensowny zawód, który wybrała (zastanawiające, że jej nestor wyraził na to zgodę…), odbije jej się czkawką. Być może to był właśnie ten dzień. Trudno było tak na wstępie określić.
- Dzień dobry… – mruknąłem, każąc skinieniem głowy usiąść na łóżku. Szlachcianka wyglądała koszmarnie i chyba to sprawiło, że trudno było mi oderwać wzrok od jej twarzy. Na zasadzie fascynującej okropności. – Accio karta – rzuciłem chwytając różdżkę. Chwilę później przez uchylone jeszcze drzwi wleciała cała zdrowotna dokumentacja łamaczki klątw. Nie dało się ukryć, że była pokaźna. Pokręciłem zniesmaczony głową wgapiając się w kolejne, zapisane pergaminy. – Nadszedł czas dojrzewania? – spytałem, trochę mało profesjonalnie, trochę bardzo złośliwie, ale czasem pozwalałem sobie na podobne wybiegi. Głównie wtedy, kiedy nie odczuwałem żadnego zagrożenia oraz oceniających oczu, na których mogłoby mi zależeć.
Lupus Black
Lupus Black
Zawód : Uzdrowiciel na oddziale urazów pozaklęciowych
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Szedł podróżny w wilczurze, zaszedł mu wilk drogę.
"Znaj z odzieży - rzekł człowiek - co jestem, co mogę".
Wprzód się rozśmiał, rzekł potem człeku wilk ponury;
"Znam, żeś słaby, gdy cudzej potrzebujesz skóry".
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4105-lupus-black https://www.morsmordre.net/t4189-lupusowa https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t4464-skrytka-bankowa-nr-1060#95257 https://www.morsmordre.net/t4398-lupus-black#94303
Re: Sala numer trzy [odnośnik]21.03.17 10:09
/ przepraszam, że dopiero teraz, ale zabiegany tydzień miałam Sad

Szpital św Munga był zdecydowanie miejscem, do którego nie chciała przychodzić. Nie wiedziała czym to jest powodowane i dlaczego tak źle czuła się w tym miejscu, ale po prostu tak było. Każde wejście na oddział powodowało u niej szybsze bicie serca. Wystarczyło, że poczuła ten charakterystyczny zapach i już pragnęła stąd zniknąć. Czasem jednak nie dało się tego uniknąć chociaż zanim przetransportowano ją z Klubu Pojedynków do szpitala głośno protestowała. Nikt jednak jej nie słuchał. Patrzono tylko na nią jak na szaleńca. Bo niby dlaczego ktoś miałby się bać tak bardzo szpitala i uzdrowicieli? Ona się nie bała, ale zwyczajnie w świecie wolała nie ryzykować i nie wystawiać się na działanie własnej traumy. Tak właśnie to postrzegała. Jako traumę przez, którą musiała przejść. Siedziała teraz na łóżku czekając na pojawienie się uzdrowiciela. Był to oddział urazów pozaklęciowych dlatego nie miała nawet co liczyć, że spotka tutaj swojego uzdrowiciela. Westchnęła gdy drzwi się otworzyły i okazało się, że właściwie gorzej już być nie mogło. Lucinda była pogodną i dobrą czarownicą. Nigdy nie oceniała ludzi zbyt szybko, a ich możliwości często przeceniała widząc w nich więcej dobra niż tak naprawdę w ogóle w sobie mieli. Nie wiedziała skąd brały się w niej te pokłady zrozumienia i szalonej wiary, ale tak właśnie było i rzadko zdarzało się by Lucinda przekreśliła kogoś całkowicie. Oczywiście zdarzały się wyjątki, a tym wyjątkiem zdecydowanie był lord Black. Są typy ludzi, których po prostu nie da się odratować. Ich charakter prawdopodobnie dorównuje samemu diabłu, a złośliwość rzuca w ich stronę jest jak zapałka wrzucona w wiadro alkoholu. Blondynka zmarszczyła brwi krzywiąc się nieznacznie. W takim momencie wolałaby pewnie stać na nogach niż być na jego uzdrowicielskiej łasce. I chociaż to on miał tutaj przewagę ona nie miała zamiaru mu jej oddać tak łatwo. Nie odpowiedziała na jego przywitanie. Tak, zdecydowanie dobry dla ciebie. Nie wiedziała skąd wziął się u nich ten zatarg, ale po prostu był i nie dało się go niczym zmienić. Właściwie Lucinda nawet tego nie próbowała. Jej empatia kończyła się w momencie gdy musiała na niego patrzeć. Zaśmiała się słysząc jego uwagę dotyczącą dojrzewania, a jej dźwięczny śmiech rozszedł się po całej sali. Szybko jednak urwała przymykając oczy. - Tak, niestety niektórym nie jest to dane. - odparła spoglądając na mężczyznę, a jej uśmiech drgnął w złośliwym uśmiechu. - Niech zgadnę. Ku twej radości umrę za trzy dni? - zapytała gdy przeglądał jej dokumentacje. To nie była jej wina. Łatwo o skaleczenia  i obrażenia gdy się tyle podróżuje.


Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Sala numer trzy - Page 3 Tumblr_on19yxR5PA1tj4hhyo2_500
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t3072-lucinda-lynn-selwyn https://www.morsmordre.net/t3145-sennett#51834 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t4137-skrytka-bankowa-nr-806#82308 https://www.morsmordre.net/t3214-lucinda-selwyn#55539
Re: Sala numer trzy [odnośnik]22.03.17 21:05
Nietrudno było zauważyć, że obecność Selwyna i Blacka w jednym pomieszczeniu nie jest najszczęśliwszym pomysłem. Od samego początku atmosfera była gęsta oraz napięta. Widok Lucindy w progu sali, w której miałem dziś leczyć, wzbudził we mnie skrajną niechęć ocierającą się o uczucie odpychające od prób wyleczenia jej jako pacjentki. Zdławiłem w sobie ten irracjonalny lęk o własny komfort psychiczny, w końcu miałem być przede wszystkim profesjonalistą. Nawet jeśli w niektórych sytuacjach było to naprawdę trudne. Zebrałem się w sobie, starając się udawać, że podchodzę do niej jak do każdej innej pacjentki, ale jednak niektóre zadania przerastały nawet mnie, jak widać na załączonym obrazku. Stałem spokojnie, najpierw czekając na kartę, następnie ją dokładnie wertując. Zerkałem przy tym na samą kobietę, która obecnie wyglądała naprawdę nieciekawie. W jej stanie staropanieństwa niby niewiele mogło jej zaszkodzić, ale mimo to lepiej byłoby pozbyć się skutków zaklęcia. Przynajmniej miałbym poniekąd czyste sumienie. Westchnąłem powracając wzrokiem do szeregu literek zapisanych na kolejnych zwojach pergaminów. Przez to nie zauważyłem jej uśmiechu; dotarły do mnie jedynie jej słowa. Może gdyby zależało mi na jej opinii to bym się naprawdę przejął tym przytykiem, jednak ku mojemu zadowoleniu zabrzmiało to w moich uszach jak informacja na temat pogody.
- Nareszcie będziesz mogła zachowywać się dorośle i odpowiedzialnie, zgodnie ze swoim statusem społecznym. Mam nadzieję, że cię to cieszy? – dorzuciłem od siebie, wieńcząc wypowiedź pytaniem, na które szczerze mówiąc nie chciałem nawet znać odpowiedzi. Nie interesowała mnie ona; chyba po prostu poczułem się w obowiązku uświadomienia jej pewnej kwestii, a która ewidentnie do niej nie docierała sądząc po tym co robiła ze swoim życiem. Niby nie powinienem tego oceniać, ale… nie mogłem się powstrzymać. Trywialny powód.
- Od furnunculusa oraz obicia kości ogonowej? Nie sądzę, by dało się tak łatwo umrzeć – skwitowałem jej pytanie, postanawiając nie ingerować w jego strukturę. Nie dać się wmanewrować w słowne utarczki. Jako uzdrowiciel nigdy nie powinienem życzyć komukolwiek śmierci, ale od myśli do głośno wypowiadanych opinii na szczęście była daleka droga.
Przybliżyłem się do Lucindy, twarzą niemal dotykając jej twarzy, kiedy przyglądałem się jej bąblom szpecącym twarz. Nie omieszkałem na krótką chwilę spojrzeć jej w oczy, co było dość niecodziennym uczuciem; obserwować kogoś z tak bliska. W końcu się wyprostowałem oddalając się od kobiety.
- Od uderzenia zaklęciami czujesz się gorzej? Kołatanie serca, przyspieszony oddech, omdlenia, dezorientacja, zimne poty? Cokolwiek? – spytałem odcinając się powoli od naszej prywatnej scysji.
Lupus Black
Lupus Black
Zawód : Uzdrowiciel na oddziale urazów pozaklęciowych
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Szedł podróżny w wilczurze, zaszedł mu wilk drogę.
"Znaj z odzieży - rzekł człowiek - co jestem, co mogę".
Wprzód się rozśmiał, rzekł potem człeku wilk ponury;
"Znam, żeś słaby, gdy cudzej potrzebujesz skóry".
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4105-lupus-black https://www.morsmordre.net/t4189-lupusowa https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t4464-skrytka-bankowa-nr-1060#95257 https://www.morsmordre.net/t4398-lupus-black#94303
Re: Sala numer trzy [odnośnik]24.03.17 16:27
Niektórzy ludzie naturalnie wzbudzali w innych negatywne emocje. Żeby wzbudzić takie w Selwyn trzeba naprawdę się postarać chociaż jeżeli chodzi o nią i Blacka nie była w stanie powiedzieć skąd to tak naprawdę się wzięło. Ich rody nie były tak naprawdę niczym połączone, a nawet różniły się niemalże w każdym aspekcie. Jak widać aspekt ten nie dotykał tylko wychowania, ale także traktowanie innych. To było niezwykłe jak bardzo potrafił wyciągnąć z niej to co złe. Od razu pomyślała jak bardzo go ta sytuacja musiała bawić. Ona ze skutkami zaklęcia na całym ciele. Nie wiedziała czy mężczyzna jest profesjonalistą, tak naprawdę nawet nie wiedziała czy lubi swoją pracę. To w tym wszystkim było naprawdę najbardziej ciekawe. Fakt, że nic o sobie nie wiedzieli, a jednak tak łatwo powodowali w sobie negatywne emocje, że to aż zaskakiwało. Chociaż jak dla niej Lupus był jedną, całą, negatywną emocją. Na jego słowa prychnęła ni to śmiechem ni to irytacją. - Nawet sobie nie wyobrażasz jak bardzo. - odparła łącząc dłonie przed sobą. - Nie wiedziałam jednak, że tak bardzo interesuje cię moje zachowanie. Ufam, że otaczasz się ciekawszymi ludźmi, którzy rozpatrywanie ich życia chętnie docenią. - mruknęła. Nienawidziła tego u mężczyzn. Tego, że nie przejmowali się ludźmi, ale musieli okazywać kontrolę. Przecież nic go nie obchodziło to co się z nią działo, tak naprawdę nawet nie wiedział jak jej praca wyglądała. W jego mniemaniu nie miała prawa zajmować się tym co chciała. Dla niej to było płytkie i puste spostrzeganie, którego ona przyjąć nie miała zamiaru. Westchnęła. Śmierć? Była prosta. Chociaż od tych bąbli na pewno by nie umarła. Tym bardziej była wściekła, że musiała tutaj przyjść. Równie dobrze mogła się tym zająć w domu, albo poprosić o to Alexa. Przynajmniej nie musiałaby znosić obecności króla gburów. Czasami zapominała jak ludzie ją zaskakują. - Śmierć jest łatwa. - odparła spoglądając na mężczyznę gdy ten podniósł na nią spojrzenie. Przez myśl jej przeszło, że musi być takim uzdrowicielem dla wszystkim. A może właśnie nie jest? Może blondynka była wyjątkiem, który go irytował, a wszystkich innych traktował ze spokojem? Ku jej rozterce jakoś nie potrafiła wyobrazić go sobie ze szczerym uśmiechem na ustach, prowadzącym naturalną rozmowę bez kpiny w głosie. Te aspekty tak bardzo go określały, że bez nich niemalże przestawał być lordem Blackiem. Niemal stawał się kimś innym. Spuściła wzrok i spojrzała na swoje dłonie. Na jego pytanie pokręciła głową. - Teraz nie. Wcześniej kiedy odzyskałam przytomność przez jakiś czas dość szybko kołatało mi serce co pewnie jest normalne przy mojej… słabości. - odparła unosząc spojrzenie i znowu na niego patrząc. Skoro widział jej kartę to wiedział, że choruje. Był chyba ostatnią osobą, z którą chciała się podzielić tą wiadomością, ale chyba nie miała zbytniego wyjścia. Nie, żeby ktoś w ogóle pytał ją o zdanie.


Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Sala numer trzy - Page 3 Tumblr_on19yxR5PA1tj4hhyo2_500
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t3072-lucinda-lynn-selwyn https://www.morsmordre.net/t3145-sennett#51834 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t4137-skrytka-bankowa-nr-806#82308 https://www.morsmordre.net/t3214-lucinda-selwyn#55539
Re: Sala numer trzy [odnośnik]04.04.17 16:31
Miałem niebywały talent do zniechęcania do siebie ludzi. Na większości mi nie zależało, dlatego nie przeszkadzał mi taki obrót spraw. Oczywiście, że wolałbym leczyć jedynie lubianych, godnych moich umiejętności pacjentów, ale czy to nie byłoby zbyt proste? Trud w osiąganiu celów jest dobrym zjawiskiem. Kiedy coś przychodzi zbyt łatwo, nie doceniamy tego. I tak mogłem już całkiem sprawnie przebierać w przypadkach, którymi będę się zajmował. Niestety nie dotyczyło to ich większości, dlatego musiałem przełknąć własne uprzedzenia na tyle, na ile potrafiłem. Pewnie zdołałbym się powstrzymać przed kolejnymi, niewybrednymi uwagami gdybym bardzo się postarał. Tylko właściwie dlaczego? Nie podejrzewałem, by Selwyn miała na mnie donieść za kilka mało uprzejmych słów. Niestety były one prawdą; stanowiła karykaturę prawdziwej arystokratki, twór, który powinien poważnie zastanowić się nad swoją rolą w społeczeństwie i wreszcie dorosnąć oraz zmądrzeć. Była już starą panną, podejrzewałem, że tak już pozostanie, o ile nie zlituje się nad nią jakiś wdowiec lub inny upośledzony mężczyzna, który nie może przebierać w pełnowartościowych szlachciankach. Tak, trochę trąciło to hipokryzją patrząc na mój własny stan cywilny, ale to była tylko kwestia czasu kiedy go zmienię. Nie mogłem wiecznie uciekać w pracę; na dodatek będąc mężczyzną miałem większe prawo do rozwijania kariery niż kobieta, która powinna rodzić dzieci i zajmować się organizacją przyjęć, a nie hańbiącym zawodem. I tak, trochę mnie bolał zastany widok.
- Martwi mnie dobro arystokracji. Ty swoim zachowaniem kładziesz cień na jej dobre imię. To jest… takie pobożne życzenie – odparłem na jej zarzuty, ponownie omijając sedno sprawy, że owszem, jej los był mi obojętny. Choć nie dopóki nadal pozostawała w naszym kręgu, dopiero kiedy zostałaby wydziedziczona, przestając kalać swoje gniazdo, wtedy mógłbym bez wyrzutów sumienia popłynąć na fali obojętności. To zabawne, jak bardzo pozostawałem ślepy na szlachecką zgniliznę, jak bardzo parłem w zaprzeczenie; tak jednak uważałem, sądząc, że moja odpowiednia postawa wystarczy za wizytówkę wszystkich. Każdy na pewnym etapie jest naiwny.
- Nie aż tak łatwa – sprostowałem. Nie ma niczego bezwzględnie łatwego w życiu. Gdyby ludzie umierali od zwykłego zaklęcia, rasa czarodziejów prędko by się przetrzebiła. Niektórym wyszłoby to na zdrowie, nie musząc oglądać postępującego szaleństwa toczącego obecnych magicznych. Uniosłem różdżkę na wysokości wzroku Lucindy szeptając lumos. – Podążaj wzrokiem za światłem – poinstruowałem ją o oczywistości, chcąc sprawdzić czy funkcje wzrokowe oraz mózgowe wyglądały w porządku.
- To normalne po oberwaniu zaklęciem. Skoro teraz nie odczuwasz żadnych skutków ubocznych, to powinno być dobrze – rzuciłem obojętnie, myśląc od razu czym potraktować te paskudne bąble, które jeszcze widniały na jej twarzy, choć w znaczącym osłabieniu niż zapewne od razu po oberwaniu urokiem.
Lupus Black
Lupus Black
Zawód : Uzdrowiciel na oddziale urazów pozaklęciowych
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Szedł podróżny w wilczurze, zaszedł mu wilk drogę.
"Znaj z odzieży - rzekł człowiek - co jestem, co mogę".
Wprzód się rozśmiał, rzekł potem człeku wilk ponury;
"Znam, żeś słaby, gdy cudzej potrzebujesz skóry".
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4105-lupus-black https://www.morsmordre.net/t4189-lupusowa https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t4464-skrytka-bankowa-nr-1060#95257 https://www.morsmordre.net/t4398-lupus-black#94303
Re: Sala numer trzy [odnośnik]07.04.17 9:03
Lucinda doskonale zdawała sobie sprawę z tego ile mogła. Jej życie nie wyglądało tak jak życie typowej szlachcianki i nadal była bardzo zaskoczona tym, że jej rodzice wyrazili zgodę na takie odstępstwo o reguł panujących u nich już od wieków. To co widziała w oczach Blacka nie było niczym czego nie widziałaby już wcześniej i przyzwyczaiła się do patrzenia na nią w taki sposób. Ona jednak wiedziała, że na takie postrzeganie nie zasługuje. Owszem robiła coś innego niż wszystkie arystokratki. Zamiast zajmować się małżeństwem, wychowywaniem dzieci i podkreślaniem znaczenia swojego rodu wolała podróżować, znajdywać artefakty i stronić od wszystkiego co szlacheckie. Nie ukryła tego. Podczas swoich wypraw spędziła wystarczająco dużo czasu w towarzystwie mężczyzn by wiedzieć jakie mają zdanie o kobiecie, która robiła więcej. Nie były to słowa, które mogłyby ją zmotywować, a wbrew wszystkiemu właśnie to robiły. Nauczyła się, ze nigdy nikt nie będzie jej szanował, ale skoro tak to woli, żeby ją nie szanowano na najwyższym szczycie Alp niż na szlacheckim salonie. Ponoć nie da się być w życiu podwójnie nieszczęśliwym. Black sprawiał wrażenie bardzo poruszonego jej wyborem i w sumie chyba zawsze ją to zaskakiwało. Oczywiście tak naprawdę nawet przez rody znajdowali się po dwóch różnych stronach frontu, a poglądy jakie znaczyły ich krew zatrzymały się na późnym średniowieczu. Lucinda nigdy nie chciała nikogo zmuszać do myślenia takiego jak ona. To by było trudne zważywszy na to, że jej życie znacznie odbiegało od tego znanego przez jej koleżanki. Na słowa mężczyzny delikatnie się uśmiechnęła nie mając zamiaru tego więcej komentować. Udzielanie jej rad pod tytułem „jak być dobrą arystokratką” byłoby dla niego przyjemnością, a ona nie chciała mu tej przyjemności oddać. W końcu wcale nie musiała tego słuchać bo on jako uzdrowiciel na krew powinien patrzeć już chyba jako ostatnie. Czasami żałowała tylko, że jej rodzina tak otwarcie opowiadała o tym czym się zajmuje i chociaż nie chciałaby udawać to z drugiej strony była pewna, że każdy ma swoje tajemnice i rzeczy, którymi nie poszczyciłby się w arystokratycznej społeczności. Patrzyła na Blacka zastanawiając się czy jest już hipokrytą czy jeszcze ciągle udaje, że nim nie jest. Było wiele rzeczy, o których mogłaby mu powiedzieć i nawet nie zastanawiałaby się dwa raz gdyby nie fakt, że wchodził on już na arystokratyczne stosunki, a nie tylko na jej osobę. Podążała wzrokiem za światłem zgodnie z jego poleceniem. Czuła uporczywe pulsowanie w głowie, ale domyśliła się, że to normalne zważając na fakt, że dość mocno podczas upadku uderzyła się w głowę. Nie powiedziała nic na ten temat wiedząc, że to dolanie oliwy do ognia podczas tych badań, a ona już zwyczajnie miała iść dosyć. - W takim razie da się jeszcze coś z tym zrobić? - zapytała wskazując dłonią swoją twarz. - Wbrew pozorom nie mam ochoty na przechodzenie miesięcznego okresu dojrzewania i czekać aż samo zniknie. Wbrew temu co o mnie myślisz mam szlachetne obowiązki. - mruknęła opuszczając dłoń i złączając ją z drugą na udach. Na Merlina jak ona nienawidziła szpitali!


Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Sala numer trzy - Page 3 Tumblr_on19yxR5PA1tj4hhyo2_500
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t3072-lucinda-lynn-selwyn https://www.morsmordre.net/t3145-sennett#51834 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t4137-skrytka-bankowa-nr-806#82308 https://www.morsmordre.net/t3214-lucinda-selwyn#55539
Re: Sala numer trzy [odnośnik]11.04.17 13:50
Nie zamierzałem udzielać rad. Musiałbym wtedy wierzyć, że trafią na podatny grunt lub choćby pod rozwagę. W przypadku Lucindy nie mogłem być tego pewien, a nawet nie mogłem mieć cienia podejrzliwości, że coś takiego mogłoby się wydarzyć. Niestety jawiła się już jako stracony klejnot swojego rodu; skrupulatnie zakopywany pod ziemię, gdzie nikt go już nie ujrzy ani się nim nie zachwyci. Te wszystkie słowa wypowiedziane tutaj były jedynie igraszką, smutną ironią. Nawet jeśli faktycznie sprawa Selwyn trochę godziła w moje poglądy oraz uczucia, to niestety nie byłem nic w stanie z tym zrobić. Mogłem wypowiedzieć na głos kilka milionów słów bitej litanii, ale to niczego by nie zmieniło. I tak by nie posłuchała, i tak zamierzałaby żyć po swojemu, niwecząc wszystkie starania arystokratów na przestrzeni dziejów. Zadziwiająco lekko niektórym osobom przychodziło sprzeniewierzenie się tym odwiecznym wartościom, jak gdyby stały się już niemodne. To martwiło, tak jak postawa Lynn, należąca właśnie do tego nurtu. Niestety w tym wieku była już skazana na porażkę i nawet jeśli chciałbym coś na to zaradzić, nie potrafiłem. I nie mogłem. Nasze rody nie bez powodu ścierały się od dawien dawna, a ja nie należałem do rewolucjonistów, nie zamierzałem zmieniać swojego postępowania oraz hierarchii wartości wpojonych przez krewnych. Pozostało mi jedynie współczuć. Współczuć, a potem mieć nadzieję, że nestor Selwynów wreszcie oprzytomnieje i wyrzuci niepokorną kobietę poza margines społeczny, gdzie było jej miejsce. Blackowie już dawno wypaliliby jej podobiznę na gobelinie, nie mogąc znieść podobnych praktyk. I dlatego byliśmy szanowani; może czas podjąć odpowiednie kroki u lordów Essex? Szkoda byłoby skreślić tak imponujące dokonania rodu w przeszłości.
Niestety nie ja o tym decydowałem, co na pewno radowało siedzącą na kozetce kobietę. Nawet zwrot lady wydawał się być trudnym do przebrnięcia, a co dopiero pozytywne lub przynajmniej neutralne relacje. Na szczęście czasem mogłem odpowiednio dobierać swoich pacjentów, ale to nie był jeden z tych dni. Dzisiaj miałem pecha. Pomimo tych znacznych nieudogodnień starałem się profesjonalnie podejść do tematu stanu zdrowia szlachcianki. Wydawało się, że zagrożenie chorobą genetyczną ustało. Wszystkie odruchy były w normie. Kazałem Lucindzie też wykonać parę prostych ruchów jak przytknięcie palca do nosa, ale nic jej nie dolegało. To dobrze, jeżeli miałbym odłożyć swoje sprawy na bok.
- Da się. Nawet dojrzewanie nie trwa wiecznie – westchnąłem wreszcie, choć wiedziałem, że można nigdy nie dorosnąć. – Przepiszę ci eliksir wzmacniający krew, tak na wszelki wypadek. I maść z pijawek usunie pozostałości po bąblach – dodałem. Kilka razy machnąłem różdżką, by zmniejszyć natężenie wyprysków na twarzy, jednak ostało się ich jeszcze trochę. To były zbyt silne czary jak na zażegnanie ich kolejnymi urokami, za to maść bez problemów poradzi sobie ze skutkami. W celu spisania wszystkiego przysiadłem przy jednym ze stolików, sięgnąłem po papier oraz pióro zamoczone w atramencie, kreśląc na pergaminie kolejne wyrazy. Zarówno dla alchemika jak i samej Selwyn.
Lupus Black
Lupus Black
Zawód : Uzdrowiciel na oddziale urazów pozaklęciowych
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Szedł podróżny w wilczurze, zaszedł mu wilk drogę.
"Znaj z odzieży - rzekł człowiek - co jestem, co mogę".
Wprzód się rozśmiał, rzekł potem człeku wilk ponury;
"Znam, żeś słaby, gdy cudzej potrzebujesz skóry".
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4105-lupus-black https://www.morsmordre.net/t4189-lupusowa https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t4464-skrytka-bankowa-nr-1060#95257 https://www.morsmordre.net/t4398-lupus-black#94303
Re: Sala numer trzy [odnośnik]13.04.17 17:03
Lucinda nie szukała u nikogo zrozumienia. Doskonale wiedziała, że swoim zachowaniem różni się od tych wszystkich szlachcianek i szlachciców. Pomimo tego nie uważała, że robi to źle. Krew płynąca w naszych żyłach nie powinna być wyznacznikiem naszego życia, a jeśli nawet ingerowała w najważniejsze sfery naszego życia to w jakimś stopniu powinna pozwolić nam być po prostu sobą. Lucinda właśnie tak postrzegała świat. Jako coś z czego powinno się czerpać jak najwięcej. Możliwość ukształcająca nasze życie. Jeżeli nie żyli w świecie, w którym mieli prawo do własnego wyboru to w jakim żyli? W pełnym obłudy i kłamstwa? Pełnym egoizmu i pozorności? Może patrząc na mężczyznę przed sobą potrafiła powiedzieć, że tak chociaż tak naprawdę to co ich dzieliło było związane z wychowaniem jakie odebrali, z ludźmi jakich na swojej drodze spotkali i złości, którą potrafili w sobie skumulować. Nie miała zamiaru podkreślać jak bardzo to wszystko w jego oczach jest płytkie. Wszystko ma być takie jak zapisane na kartach historii. Wszystko ma być idealne. Z historią jednak jest taki problem, że nigdy nie można być jej w stu procentach pewnym. Może to być prawda przekazywana przez pokolenia, a może to być tylko zmyślona opowieść starca, który w życiu nie osiągnął nic, ale chciał by wyglądało, że osiągnął wszystko. Lucinda chciała już stąd wyjść. Nie chodziło tylko o towarzystwo mężczyzny, którego prawdziwie nie lubiła. Chodziło o to, że prawdziwie nie lubiła tego miejsca. Jak można było tu pracować? Codziennie patrzeć na cierpienie. Patrzeć na białe ściany, jasne światła, łóżka, na których często leżeli powykrzywiani bólem czarodzieje. Ona by nie potrafiła. Nie wiedzieć czemu to właśnie szpital przyprawiał ją o zawroty głowy. Uczucie niepokoju. Wewnętrznej ciasnoty. Wodziła wzrokiem za światłem ciesząc się w duchu, że to tylko skutki zaklęcia, a nie choroby. Prawdopodobnie gdyby jej choroba odezwała się prawdziwie musiałaby spędzić tutaj więcej czasu, a tego naprawdę nie chciała. Kiedy się dowiedziała o swojej słabości była wściekła, ale nie czuła strachu. To było dziwne zważywszy na fakt, że naprawdę powinna się bać tego co może przynieść jej choroba. Tak się nie stało, a jedyne uczucia jakie przyszło jej odczuwać to złość. Pod koniec lutego kiedy naprawdę dostała ataku, który mógł nawet ją zabić przestraszyła się. Teraz nie chciała, żeby to się powtórzyło. Właściwie już nigdy. Chociaż to było marzenie ściętej głowy to zrobiłaby wszystko by tego uniknąć. Skinęła głową słysząc jego zalecenia, które prawdopodobnie i tak miała trzy razy sprawdzić u alchemika czy aby czasem niczego jej tam dodatkowego nie zapisał. Podniosła się z łóżka trochę za szybko bo przez chwile świat jej zamigotał, ale po sekundzie już stała na nogach czekając by zniknąć stąd jak najszybciej. Podeszła do biurka przy którym Black wypisywał jej instrukcje dla alchemika i opierając się o ścianę czekała. - Pomimo twej niechęci do mnie… - i mojej do ciebie - … dziękuje za pomoc, lordzie Black. - powiedziała bo tego od niej wymagano. Bo wbrew temu co o niej myślał miała kulturę, którą obdarzała ludzi i to nie tylko tych, którzy na to zasłużyli.


Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Sala numer trzy - Page 3 Tumblr_on19yxR5PA1tj4hhyo2_500
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t3072-lucinda-lynn-selwyn https://www.morsmordre.net/t3145-sennett#51834 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t4137-skrytka-bankowa-nr-806#82308 https://www.morsmordre.net/t3214-lucinda-selwyn#55539
Re: Sala numer trzy [odnośnik]26.04.17 11:18
Dzieliło nas dosłownie wszystko i naprawdę ciężko było o tym nie myśleć. Nawet podczas rutynowej wizyty w szpitalu, podczas sprawdzania, czy wszystko z Lucindą w porządku pod kątem fizycznym. W psychikę kogoś, kto marnotrawi (co jeszcze gorsze, świadomie) swoje dziedzictwo nie potrafiłem uwierzyć. To właśnie wychowanie, przekonanie o naszej wyższości nad innymi, pozwalało mi wydawać osądy oraz nienawidzić wszystkich odstępstw od z góry przyjętych norm. Powinniśmy stanowić wzór dla innych, a zatem negować wszystkie formy odchyłów godzących w dobre imię czarodziejów najwyższej klasy. Stąd wynikają moje uprzedzenia, wręcz wrogość do osób jawnie okazujących brak szacunku do tych podstawowych wartości, które notabene powinni wynieść z domu. Świat idzie na zatracenie, skoro nawet arystokracja ugina się przed byle szlamami, zaprzepaszczając prawdziwe wartości. Byłem tym wszystkim przerażony, choć nie powinienem, nie w tej chwili. Moim zadaniem było wyleczenie Selwyn, bez względu na to jak mocno mi się to nie podobało. Starałem się jej nie dotykać oraz nie oddychać nadmiernie stojąc tak blisko niej; to mogłoby się wiązać z wieloma niedogodnościami, takimi jak zarażenie się wirusem odpowiedzialnym za brak rozsądku. Może to właśnie jakaś dziwna choroba trawiąca wyższe sfery? Nagle zdałem sobie sprawę z tego, że mógłbym zająć się szukaniem informacji oraz badaniem tych dziwnych prawideł. Wzdrygnąłem się na samą myśl o obcowaniu z osobami, które nie widziały nic złego w swoim zdradliwym zachowaniu, ale może nie tyle dla dobra nauki, co dla własnych korzyści rychłego awansu pod wykazaniem tej zależności oraz struktury szlacheckiej podołałbym temu niesmakowi oraz oburzeniu? Musiałem nad tym pomyśleć, w wolnej chwili.
Wolnej od badań, analizy dotyczącej stanu zdrowia czarownicy. Wolnej od przepisywania zaleceń spożywania konkretnych dawek eliksirów. Musiałem co chwilę zerkać do karty Lucindy upewniając się, że nic nie kolidowało z zaleceniami uzdrowiciela zajmującego się chorobami genetycznymi. Starałem się być przy tym opanowany oraz myśleć wyłącznie o dobru pacjentki, która chyba i tak już się niczego nie nauczy. Mogłem ją jedynie przestrzec przed braniem udziału w pojedynkach, ale podejrzewałem, że to i tak na nic się zda. Na pewno wielokrotnie słyszała oburzenie obranym przez nią zawodem, ale jak widać nadal narażała swoje życie.
Wreszcie odgłos szurającej końcówki pióra umilkł, a ja odłożyłem je do kałamarza. Spojrzałem na kobietę bez emocji. Chyba wszystkie moje frustracje wyparowały, kiedy dałem im ujście.
- Tu jest wszystko napisane. Druga część jest dla alchemika – powiedziałem sucho, rzucając jej tylko przelotne spojrzenie. – Pamiętaj o odpowiednich dawkach, a maści nie kładź grubymi warstwami, jeśli nie chcesz mieć po nich blizn – dodałem. I tak miała już wystarczająco trudno w życiu, choć nie sądziłem, by to mogło zaszkodzić jej bardziej. – Cienka w zupełności wystarczy. Sądzę, że sama trafisz do drzwi? – rzuciłem, ale sam odpowiedziałem sobie na to pytanie. Wróciłem jeszcze do uzupełniania nowych informacji o stanie zdrowia Selwyn, nie zauważając nawet kiedy wyszła. Dopiero uświadomiwszy sobie samotne siedzenie za biurkiem, pozwoliłem sobie na westchnięcie oraz opadnięcie maski. To był wyczerpujący dzień. A zaraz napłynęli nowi pacjenci.

z/t oboje
Lupus Black
Lupus Black
Zawód : Uzdrowiciel na oddziale urazów pozaklęciowych
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Szedł podróżny w wilczurze, zaszedł mu wilk drogę.
"Znaj z odzieży - rzekł człowiek - co jestem, co mogę".
Wprzód się rozśmiał, rzekł potem człeku wilk ponury;
"Znam, żeś słaby, gdy cudzej potrzebujesz skóry".
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4105-lupus-black https://www.morsmordre.net/t4189-lupusowa https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t4464-skrytka-bankowa-nr-1060#95257 https://www.morsmordre.net/t4398-lupus-black#94303
Re: Sala numer trzy [odnośnik]25.05.17 17:33
30 kwietnia, poranek

Tego dnia w całym Szpitalu Świętego Munga panował chaos; także poza jego murami było głośno o tajemniczym, czarnomagicznym pożarze, który zrównał z ziemią jeden z podejrzanych barów na Nokturnie i kilka okolicznych budynków. Plotki głosiły, że na niebie nad miejscem wypadku pojawiła się świetlista czaszka, z której ust pełznął złowrogi wąż.

Służby ministerialne wysłane na Nokturn w celu zbadania okoliczności pożaru jednogłośnie stwierdziły, że jego przyczyną było potężne czarnomagiczne zaklęcie; na miejscu znaleziono też kilka ciał. Z początku wszystkich uznano za zmarłych - wszak do czasu interwencji przeleżeli całą noc na Nokturnie - ale jeden z czarodziejów, któremu dopisała fortuna i przed całkowitym spłonięciem żywcem ochroniły go spadające belki oraz kamienie, wykazywał liche oznaki życia. Kolejny z uratowanych mężczyzn został uchwycony przez jednego z aurora z zamiarem przetransportowania go do Tower - tam miał czekać na osąd związany z domniemanymi czarnoksięskimi praktykami. Jego beznadziejny stan zdrowotny nie pozwolił jednak na zamknięcie go w celi; również trafił do szpitala, aby jeszcze przed wyrokiem mógł stanąć na nogi. Podobny los spotkał jedną z kobiet, choć jej stan nie był bardzo ciężki.

O okolicznościach zdarzeń zostali poinformowani uzdrowiciele wezwani do jednej z sal na piątym piętrze Munga; uzdrowicielem prowadzącym mianowano Adriena, który za zadanie miał przewodzić leczeniu poszkodowanych. Towarzyszył mu Lupus, któremu do pomocy przydzielono stażystkę - Jocelyn, która miała być posłuszna jego zaleceniom w celu zdobycia potrzebnego doświadczenia. W sali, na którą zostali wezwani, znajdowały się trzy osoby - dwóch mężczyzn i kobieta, choć w pierwszej chwili, przez wzgląd na ich poważne oparzenia całego ciała, ciężko było nawet zdefiniować ich płeć.

Pierwszym z poszkodowanych był Quentin Burke zaaresztowany za udział w tajnym czarnoksięskim spotkaniu. Nie był przytomny; mimo to co jakiś czas krzywił się z bólu. Według karty pacjenta cierpiał na traumę krwi, co dodatkowo utrudniało leczenie. Całe jego ciało pokryte były oparzeniami, także twarz; był zaczerwieniony i w niektórych miejscach, szczególnie tych najwrażliwszych na ciele, pojawiły się bąble z surowiczym płynem. Najpoważniejsze z oparzeń znalazły się na udach, stopach, plecach i rękach od łokci w dół; niektóre z tkanek zdawały się wręcz zwęglone. Quentin nieprzerwanie krwawił i przy niemal każdym ruchu jego krytyczne oparzona skóra pękała - nie było to najbezpieczniejsze przy jego aktualnym stanie zdrowia. Najpewniej doświadczył mocnego urazu głowy. Gdy oczekiwał na przybycie uzdrowicieli, zostały rzucone na niego zaklęcia stabilizujące; ich działanie znacznie osłabi się, kiedy medycy rozpoczną pracę. Jeżeli wszystko się powiedzie, Quentin zostanie wypisany ze szpitala dziesiątego maja; będzie czekał go jeszcze przeszczep świeżo wyhodowanej skóry.

Na drugim łóżku znalazła się Marianna Goshawk również oczekująca na wyrok; jej stan był znacznie lepszy, jednak także pozostawała nieprzytomna. Gwałtowniejsze działania mogły ją jednak wybudzić; pozostawała wrażliwa na ból. Całe jej ciało było zaczerwienione i obolałe od oparzeń. Najdotkliwsze oparzenia pełne pęcherzy z surowiczym płynem znajdowały się na klatce piersiowej, rękach, w okolicach kolan i stóp. Marianna zdawała się przy tym mocno poobijana - urazy dotyczyły także jej głowy. Jeżeli wszystko się powiedzie, zostanie wypisana ze szpitala siódmego maja.

W najgorszym stanie był Raiden Carter, przywieziony na salę dosłownie przed chwilą magiczny policjant, którego służby ministerialne odnalazły pod stertą belek i kamieni. W pierwszej chwili nie byli w stanie odgadnąć jego tożsamości; bardzo poważne i bolesne oparzenia szpeciły całe ciało mężczyzny, także jego twarz, całkiem rozmywając jej rysy. Pęcherze pękały, krwawiły, pękała także zaczerwieniona, pełna zakrzepłej krwi skóra. Plecy policjanta były całe zwęglone; tylko odpowiednio szybko rzucone zaklęcia pozwalały mu oddychać, bez nich zmarłby w ułamkach sekund. Można było domyślić się, że jego narządy wewnętrzne również były w krytycznym stanie; sam fakt, że wciąż pozostawał przy życiu, można było uznać za wielki cud. Oprócz tego walący się budynek połamał mu większość kości; już na pierwszy rzut oka widoczne było złamanie otwarte kości udowej, która na wylot przebiła skórę, powodując przy tym mocny obrzęk i intensywne zasinienie. Tętnica na szczęście nie została uszkodzona; krwawienie cudem ustało, choć przy nieostrożności wszystkie skrzepy mogą na nowo przestać chronić ranę. Raiden utracił bardzo dużo krwi, był skrajnie osłabiony, mógł w każdej chwili zginąć i naturalnie nie zachował przytomności; był jednak skrajnie wrażliwy na ból, który potencjalnie mógłby bardzo mu zaszkodzić. Wstrząs mózgu był oczywistością; ciężko było jednak na pierwszy rzut oka określić, czy uraz nie był znacznie poważniejszy. Nie dało się stwierdzić, jak długiej rekonwalescencji będzie potrzebował policjant - póki co priorytet stanowiło utrzymanie go przy życiu.

Zadaniem uzdrowicieli było ustabilizowanie stanu pacjentów; w przypadku Quentina i Marianny polegało to na ostatecznym wybudzeniu ich i podaniu wzmacniających wywarów (Quentin, chory na traumę krwi, potrzebował dodatkowych eliksirów i specjalnego traktowania), u Raidena musiało zostać zredukowane zagrożenie utraty życia - jednak do im stabilniejszego stanu zostanie doprowadzony policjant, tym lepiej i tym krótsza będzie jego rekonwalescencja.

| Informacje odnośnie potrzebnych chorób, w tym magicznych poparzeń, odnajdziecie w odpowiednim temacie. Nowy spis eliksirów nie jest jeszcze skończony, więc wyjątkowo możecie korzystać z dowolnych eliksirów leczniczych z aktualnego jeszcze, starego spisu; jeśli jednak nie zostały one uwarzone fabularnie, nie będą zwracać utraconych punktów żywotności, a jedynie posłużą za fabularny dodatek ewentualnie zapobiegający dalszej utracie PŻ. Pamiętajcie, że doustne podawanie eliksirów nieprzytomnym pacjentom nie jest najlepszym pomysłem - w szczególności wtedy, gdy nie znacie stanu ich narządów wewnętrznych. Jeżeli liczba punktów żywotności pacjentów spadnie poniżej zera, będzie... niedobrze.

W wątku wykorzystana zostanie nowa mechanika magii leczniczej. Jeżeli uznacie, że opisy zaklęć są niejasne i potrzebujecie konsultacji, bez obaw wysyłajcie mi wiadomości z pytaniami. Oparzenia są czarnomagiczne, więc wszystkie ST zaklęć, które je leczą, wzrastają o 10.

Możecie działać w dowolny sposób - skupić się na jednym poszkodowanym bądź podzielić się pracą. Podejmowane przez was akcje i czas, jaki wam to zajmie, może działać na korzyść lub niekorzyść pacjentów - leczyć obrażenia bądź zadawać kolejne. W postach możecie korzystać z pomocy postaci NPC, stażystów, jednak nie będą mogli oni używać zaklęć leczniczych: co najwyżej podawać potrzebne przyrządy, wykonywać proste polecenia lub podawać pacjentom eliksiry czy nakładać maści. Adrien i Lupus mogą wydawać im polecenia, wszyscy możecie opisywać ich działania. Jeżeli zaistnieje taka potrzeba i znajdziecie kolejnych graczy chętnych do gry, możecie posłać NPC po wsparcie. Pamiętajcie o hierarchii "ważności" waszych postaci, która została podkreślona w listach; może być to szczególnie istotne w momencie podejmowania decyzji.

Miejcie na uwadze, że wasze działania będą mieć konsekwencje - to one zadecydują o stanie zdrowia pacjentów, czasie, jaki spędzą w szpitalu i o ich potencjalnych bliznach. Wyniki podejmowanych przez was akcji będą co turę opisywane w postach mistrza gry. Uszy do góry i życzę wam miłej gry!

Na odpis macie 48h.


obrażenia Quentina:
obrażenia Marianny:
obrażenia Raidena:
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sala numer trzy - Page 3 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Strona 3 z 15 Previous  1, 2, 3, 4 ... 9 ... 15  Next

Sala numer trzy
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach