Howl Street 5a/6
Strona 2 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Howl Street 5a/6
Jest to niewielki, porośnięty bluszczem domek na przedmieściach Londynu. Nie wyróżnia się niczym szczególnym. Zbudowany z czerwonej cegły, odrapany i wiekowy, czasy swej świetności ma już dawno za sobą. Chroniący prywatności domowników wysoki płot spróchniał, przez lata niekonserwowany - w niektórych miejscach rozpadł się zupełnie, nie stanowiąc już żadnej przeszkody dla jakichkolwiek nieproszonych gości, którzy tylko zechcieliby zjawić się w tej okolicy.
Ciężko dostrzec coś przez brudne, niewielkie okna, jednak każdego wieczoru we wnętrzu domu pali się światło. Powiadają, że zamieszkuje go sędziwa rodzina mugoli - podobno muzyków, a może nauczycieli?, którzy wprowadzili się tu przeszło pięćdziesiąt lat temu i dziś rzadko kiedy wynurzają nosy na zewnątrz, nieufni wobec nikogo. Kręta ścieżka prowadząca do drzwi wejściowych zarosła zielenią, a schodki na werandę zapadły się ze starości. Na drzwiach wciąż wisi bożonarodzeniowy wieniec, brzydki, zniszczony i wyblakły. Daremnie próbować dostać się do środka, daremnie wołać gospodarzy. Wygląda na to, jakby w tym miejscu zatrzymał się czas.
Ciężko dostrzec coś przez brudne, niewielkie okna, jednak każdego wieczoru we wnętrzu domu pali się światło. Powiadają, że zamieszkuje go sędziwa rodzina mugoli - podobno muzyków, a może nauczycieli?, którzy wprowadzili się tu przeszło pięćdziesiąt lat temu i dziś rzadko kiedy wynurzają nosy na zewnątrz, nieufni wobec nikogo. Kręta ścieżka prowadząca do drzwi wejściowych zarosła zielenią, a schodki na werandę zapadły się ze starości. Na drzwiach wciąż wisi bożonarodzeniowy wieniec, brzydki, zniszczony i wyblakły. Daremnie próbować dostać się do środka, daremnie wołać gospodarzy. Wygląda na to, jakby w tym miejscu zatrzymał się czas.
Niewiele zdążyliście się oddalić, kiedy znikąd pojawił przed wami mężczyzna z różdżką w dłoni. Mogliście rozpoznać w nim policjanta.
- Zgodnie z dekretem z dzisiaj jesteście aresztowani - powiedział i było to jedyne ostrzeżenie przed jego towarzyszami, którzy, jak spod ziemi, pojawili się przy was łapiąc was mocno. Ich palce wpiły się w wasze ramiona, kiedy trzymając was usiłowali jednocześnie przeszukiwać, by pozbawić was różdżek. Jedyną wolną osobą pozostawał Samuel, który miał ledwie chwilę na podjęcie decyzji. Policjanci nie wydawali się skłonni do żadnych dyskusji. Nie obchodziło ich ani kogo aresztują, ani czy faktycznie ma to sens. Wszystko, co w tym momencie się dla nich liczyło to odeskortowanie grupy do Tower. W końcu za to im płacono.
Kwatera Zakonu nie jest daleko. A w plątaninie uliczek można zgubić pościg. Sam musi podjąć decyzję, uciekać czy dać się zamknąć. W końcu tylko może ich zaprowadzić na miejsce właściwego spotkania.
|ST wyrwania się wynosi 25, Samuel kością rzuca na ucieczkę, na odpis macie 48h
- Zgodnie z dekretem z dzisiaj jesteście aresztowani - powiedział i było to jedyne ostrzeżenie przed jego towarzyszami, którzy, jak spod ziemi, pojawili się przy was łapiąc was mocno. Ich palce wpiły się w wasze ramiona, kiedy trzymając was usiłowali jednocześnie przeszukiwać, by pozbawić was różdżek. Jedyną wolną osobą pozostawał Samuel, który miał ledwie chwilę na podjęcie decyzji. Policjanci nie wydawali się skłonni do żadnych dyskusji. Nie obchodziło ich ani kogo aresztują, ani czy faktycznie ma to sens. Wszystko, co w tym momencie się dla nich liczyło to odeskortowanie grupy do Tower. W końcu za to im płacono.
Kwatera Zakonu nie jest daleko. A w plątaninie uliczek można zgubić pościg. Sam musi podjąć decyzję, uciekać czy dać się zamknąć. W końcu tylko może ich zaprowadzić na miejsce właściwego spotkania.
|ST wyrwania się wynosi 25, Samuel kością rzuca na ucieczkę, na odpis macie 48h
Szedł, wciąż pogrążony w myślach, zastanawiając się, dokąd to wszystko prowadzi. Oni, dziwna zbieranina przypadkowych osób, które najprawdopodobniej łączyły te same nocne omamy. Nadal nie potrafił wytłumaczyć tego dziwnego zjawiska i liczył że Skamander w końcu im powie, w końcu Michael nie lubił czegoś nie wiedzieć. Zwłaszcza w takiej sytuacji jak obecna: kiedy szedł nie wiadomo gdzie i nie wiadomo w jakim celu. To wszystko było takie dziwaczne!
Rozglądał się po twarzach współtowarzyszy. Wyglądali na podobnie zdezorientowanych i pełnych wątpliwości, ale jednak wszyscy podążali za młodym aurorem. Już miał znowu odezwać się do Magrit, bo ją z tej grupy kojarzył najlepiej, kiedy nagle sytuacja się skomplikowała.
Nagle tuż przed nimi zmaterializowali się magiczni policjanci. Tonks stanął jak wryty. Przecież nie byli w Hogsmeade ani na Pokątnej, objętych październikowym dekretem, a o żadnym nowym nic przecież nie wiedział.
- Co to ma znaczyć? Jaki znowu dekret? – zapytał, czując, jak czyjeś ręce zaciskają się na jego ramieniu.
Czyżby właśnie potwierdzały się żywione od końcówki października obawy, że coś się dzieje i dekret jest przejawem czegoś niepokojącego? Nie zamierzał jednak dać się nigdzie zabrać, i to nawet nie tylko dlatego, że wtedy mógłby stracić lubianą przez siebie pracę i pozostać z niczym. Po prostu uważał to za absurdalne, pokręcone i zupełnie nie na miejscu, więc natychmiast szarpnął się, zamierzając się wyrwać. Nie mógł pozwolić również na odebranie sobie różdżki, nie w takiej sytuacji. I co dalej? Wyrywając się, gorączkowo się zastanawiał nad ucieczką i tym, żeby ewentualnie z bezpiecznej odległości pomóc świeżo upieczonym „towarzyszom”. Teraz jeszcze nie sięgał po różdżkę, koncentrując się na odzyskaniu swobody ruchów oraz bezpiecznego dystansu od czarodziejów, którzy tak po prostu napadli na nich na ulicy i chcieli zamknąć w jakiejś paskudnej celi pod wyimaginowanymi zarzutami.
Rozglądał się po twarzach współtowarzyszy. Wyglądali na podobnie zdezorientowanych i pełnych wątpliwości, ale jednak wszyscy podążali za młodym aurorem. Już miał znowu odezwać się do Magrit, bo ją z tej grupy kojarzył najlepiej, kiedy nagle sytuacja się skomplikowała.
Nagle tuż przed nimi zmaterializowali się magiczni policjanci. Tonks stanął jak wryty. Przecież nie byli w Hogsmeade ani na Pokątnej, objętych październikowym dekretem, a o żadnym nowym nic przecież nie wiedział.
- Co to ma znaczyć? Jaki znowu dekret? – zapytał, czując, jak czyjeś ręce zaciskają się na jego ramieniu.
Czyżby właśnie potwierdzały się żywione od końcówki października obawy, że coś się dzieje i dekret jest przejawem czegoś niepokojącego? Nie zamierzał jednak dać się nigdzie zabrać, i to nawet nie tylko dlatego, że wtedy mógłby stracić lubianą przez siebie pracę i pozostać z niczym. Po prostu uważał to za absurdalne, pokręcone i zupełnie nie na miejscu, więc natychmiast szarpnął się, zamierzając się wyrwać. Nie mógł pozwolić również na odebranie sobie różdżki, nie w takiej sytuacji. I co dalej? Wyrywając się, gorączkowo się zastanawiał nad ucieczką i tym, żeby ewentualnie z bezpiecznej odległości pomóc świeżo upieczonym „towarzyszom”. Teraz jeszcze nie sięgał po różdżkę, koncentrując się na odzyskaniu swobody ruchów oraz bezpiecznego dystansu od czarodziejów, którzy tak po prostu napadli na nich na ulicy i chcieli zamknąć w jakiejś paskudnej celi pod wyimaginowanymi zarzutami.
The member 'Michael Tonks' has done the following action : rzut kością
'k100' : 92
'k100' : 92
Nagle to wszystko nie wydaje mi się już tak bardzo fascynujące. Szósty zmysł zawiódł, gwizdanie na konsekwencje okazało się wielką pomyłką, a ciekawość zastąpiło nagłe zdezorientowanie. Mocniej obejmuję ramię Roberta, posyłając mu nieco zaniepokojone spojrzenie. Dostrzeam w jego oczach zaskoczenie, w końcu to jego pobratymcy własnie bezceremonialnie postanowili nas zgarnąć, a on zdaje się nie mieć o niczym pojęcia. Wydymam w zdenerwowaniu usta, gwałtownie potrząsając głową, jakby w geście zgody, słysząc padające z ust Michaela pytanie.
- Co tu się do cholery wyprawia? Jakim prawem... - Urywam w połowie zdania, gryząc się w język. Jednak słowa wciąż bezwiednie cisną mi się na usta. - ... pojawiacie się tutaj znikąd, celując w naszą stronę różdżką? O ile mi wiadomo, to spotkania w większym gronie dotąd nigdy nie nosiły miana zakazanych?
Próbuję wyrwać się z ucisku jednego z policjantów. Szarpię się, równocześnie usiłując nie zagubić objęcia dłoni Roberta. Nigdy nie byłam zbyt silna, więc wypełnienie mojego zamiaru wcale nie okazuje się takim łatwym zadaniem. Zaciskam usta w wąską kreskę, drugą dłonią próbuję wygrzebać z kieszeni różdżkę. Przecież doskonale pamiętam, że brałam ją ze sobą! Jak na prawdziwą czarownicę przystało, nigdy nie ruszam się bez niej ani na krok. Usiłuję znaleźć ją zanim zrobi to jeden z zajmujących się mną magicznych policjantów. Jeśli tylko uda my się wyrwać z jego uścisku, nie gubiąc po drodze różdżki, to natychmiast rzucę się do ucieczki. Po krótkiej chwili decyduję się jednak uwolnić dłoń Roberta, dochodząc do wniosku, że to tylko ogranicza nasze ruchy. Najwięcej zdziałamy po prostu nie spuszczając się z oka, niż kurczowo trzymając się za ręce. Tak czy siak, gdyby przyszło co do czego, nie mogłabym cię tu zostawić. W końcu weszliśmy w to razem, nie? Rozglądam się na boki, odkrywając w sobie podobne odczucia względem reszty towarzyszy mej nagłej niedoli. Części z nich nawet nie znam, jednak fakt znalezienia się wspólnie w tarapatach, wyraźnie nas do siebie zbliża.
[bylobrzydkobedzieladnie]
- Co tu się do cholery wyprawia? Jakim prawem... - Urywam w połowie zdania, gryząc się w język. Jednak słowa wciąż bezwiednie cisną mi się na usta. - ... pojawiacie się tutaj znikąd, celując w naszą stronę różdżką? O ile mi wiadomo, to spotkania w większym gronie dotąd nigdy nie nosiły miana zakazanych?
Próbuję wyrwać się z ucisku jednego z policjantów. Szarpię się, równocześnie usiłując nie zagubić objęcia dłoni Roberta. Nigdy nie byłam zbyt silna, więc wypełnienie mojego zamiaru wcale nie okazuje się takim łatwym zadaniem. Zaciskam usta w wąską kreskę, drugą dłonią próbuję wygrzebać z kieszeni różdżkę. Przecież doskonale pamiętam, że brałam ją ze sobą! Jak na prawdziwą czarownicę przystało, nigdy nie ruszam się bez niej ani na krok. Usiłuję znaleźć ją zanim zrobi to jeden z zajmujących się mną magicznych policjantów. Jeśli tylko uda my się wyrwać z jego uścisku, nie gubiąc po drodze różdżki, to natychmiast rzucę się do ucieczki. Po krótkiej chwili decyduję się jednak uwolnić dłoń Roberta, dochodząc do wniosku, że to tylko ogranicza nasze ruchy. Najwięcej zdziałamy po prostu nie spuszczając się z oka, niż kurczowo trzymając się za ręce. Tak czy siak, gdyby przyszło co do czego, nie mogłabym cię tu zostawić. W końcu weszliśmy w to razem, nie? Rozglądam się na boki, odkrywając w sobie podobne odczucia względem reszty towarzyszy mej nagłej niedoli. Części z nich nawet nie znam, jednak fakt znalezienia się wspólnie w tarapatach, wyraźnie nas do siebie zbliża.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Magrit Lupin dnia 12.03.16 19:48, w całości zmieniany 2 razy
Gość
Gość
The member 'Magrit Lupin' has done the following action : rzut kością
'k100' : 15
'k100' : 15
Niby mieli iść, lecz nigdzie nie poszli bo pojawili się znikąd funkcjonariusze. Adrien w pierwszej chwili się zdziwił i w tym też geście uniósł brwi wysoko, marszcząc tym samym swe czoło. Potem z popatrzył na jednego z umundurowanych panów, gdy ten macał go po kieszeniach spodni.
- Proszę pana... - Zaczął spokojnie, lecz ten zignorował Carrowa i nerwowo sunął rękami wyżej wsuwając mu pewnym ruchem rękę pod marynarkę. Adrien uniósł ze spokojem i niedowierzaniem jedną z brwi ku górze. Chrząknął. I odchylił poły płaszcza, a zaraz potem marynarki torując dostęp do różdżki, której z takim zapałem prawdopodobnie ten poszukiwał. Carrow posłał pobłażliwy uśmiech policjantowi.
- Proszę pana...Jeśli ma pan brankę serca to z całego serca winszuję jej wyboru, jednak rad byłbym nie doznawać podobnych pieszczot jakimi ją pan obdarza na sobie. Byłoby bardziej...komfortowo. - Zamrugał niewinnie. Pan posterunkowy się chyba speszył, bo dość niepewnie ostatecznie po tą różdżkę w wewnętrznej kieszeni sięgnął. No cóż, trudno.
Carrow uciekać nie zamierzał. Był wszak człowiekiem dumnym, a dumni nie uciekają gdy sumienie czyste mają. Poza tym...nie powiem, w sumie to był bardzo ciekawy o co ta cała nieco ekscytująca wrzawa.
- Proszę pana... - Zaczął spokojnie, lecz ten zignorował Carrowa i nerwowo sunął rękami wyżej wsuwając mu pewnym ruchem rękę pod marynarkę. Adrien uniósł ze spokojem i niedowierzaniem jedną z brwi ku górze. Chrząknął. I odchylił poły płaszcza, a zaraz potem marynarki torując dostęp do różdżki, której z takim zapałem prawdopodobnie ten poszukiwał. Carrow posłał pobłażliwy uśmiech policjantowi.
- Proszę pana...Jeśli ma pan brankę serca to z całego serca winszuję jej wyboru, jednak rad byłbym nie doznawać podobnych pieszczot jakimi ją pan obdarza na sobie. Byłoby bardziej...komfortowo. - Zamrugał niewinnie. Pan posterunkowy się chyba speszył, bo dość niepewnie ostatecznie po tą różdżkę w wewnętrznej kieszeni sięgnął. No cóż, trudno.
Carrow uciekać nie zamierzał. Był wszak człowiekiem dumnym, a dumni nie uciekają gdy sumienie czyste mają. Poza tym...nie powiem, w sumie to był bardzo ciekawy o co ta cała nieco ekscytująca wrzawa.
Adrien Carrow
Zawód : Ordynator oddziału Zakażeń Magicznych
Wiek : 46
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wznosić się i upadać jest rzeczą ludzką. Ważne jest by nie bać się na nowo rozkładać swych skrzydeł i sięgać wyżej.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Nie była pewna tego, co miało się wydarzyć. W jej zamierze było dociekanie - gdzie mają iść, ale znała Samuela, ufała mu jak nikomu innemu i był jedną z dwóch osób, z którą bez zbędnego pytania poszłaby na koniec świata. Stał się jej niezwykle bliskim mężczyzną, choć nigdy nie łączyła ich fizyczność, a jedynie każda rozmowa owiana nutą flirtu i dwuznaczności upewniała parę aurorów, że są przyjaciółmi. To się wiązało zaś z brakiem możliwości przekraczania barier pomimo, że Skamander miał talent do tego, by najzwyczajniej w świecie zdobywać sobie miejsce, które nie zostanie przekazane nikomu innemu, ale Katya? Wzbraniała się przed bliskością fizyczną i emocjonalną, bo nie chciała być słaba, tak jak przy Percivalu kilka lat temu, ale dzisiaj wszystko zdawało się być przeszłością.
Chociaż czy na pewno?
Nie zdążyła zareagować na słów Margrit ani Adriena, bo już po chwili poczuła silne szarpnięcie, które zmusiło ją do próby ucieczki. Silne, męskie dłonie obłapiały wątłe ramiona dziewczyny, która zdawała się być jeszcze drobniejsza niż zwykle. Głos mężczyzny, który nagle wrył się w jej umysł sprawił, że uniosła wymownie brwi.
-Dekret... - skrzywiła się nieznacznie i spróbowała się wyswobodzić raz jeszcze, wszak była arystokratką i nie zamierzała godzić się na takie poniewieranie. Posłała Samuelowi porozumiewawcze spojrzenie, jakby chciała dostać potwierdzenie, że wszystko jest w porządku i nie okazał się zdradziecką szują. Zaraz jednak skarciła się za te myśli, a strażnik już powoli prześlizgiwał się brudnymi łapskami wzdłuż jej ciała, gdy próbował odnaleźć drogę do różdżki. Pech, wcale jej tam nie było; tkwiła za cholewką prawego buta. -A niby jaki? - zdążyła warknąć i zaraz po tych słowach spróbowała wyszarpnąć się raz jeszcze. Wierzyła, że ma dostatecznie dużo siły, ale w gruncie rzeczy... Nawet tego nie była pewna; z jej manią do wpadania kłopotów, wszystko było możliwe.
Chociaż czy na pewno?
Nie zdążyła zareagować na słów Margrit ani Adriena, bo już po chwili poczuła silne szarpnięcie, które zmusiło ją do próby ucieczki. Silne, męskie dłonie obłapiały wątłe ramiona dziewczyny, która zdawała się być jeszcze drobniejsza niż zwykle. Głos mężczyzny, który nagle wrył się w jej umysł sprawił, że uniosła wymownie brwi.
-Dekret... - skrzywiła się nieznacznie i spróbowała się wyswobodzić raz jeszcze, wszak była arystokratką i nie zamierzała godzić się na takie poniewieranie. Posłała Samuelowi porozumiewawcze spojrzenie, jakby chciała dostać potwierdzenie, że wszystko jest w porządku i nie okazał się zdradziecką szują. Zaraz jednak skarciła się za te myśli, a strażnik już powoli prześlizgiwał się brudnymi łapskami wzdłuż jej ciała, gdy próbował odnaleźć drogę do różdżki. Pech, wcale jej tam nie było; tkwiła za cholewką prawego buta. -A niby jaki? - zdążyła warknąć i zaraz po tych słowach spróbowała wyszarpnąć się raz jeszcze. Wierzyła, że ma dostatecznie dużo siły, ale w gruncie rzeczy... Nawet tego nie była pewna; z jej manią do wpadania kłopotów, wszystko było możliwe.
meet me with bundles of flowers We'll wade through the hours of cold Winter she'll howl at the walls Tearing down doors of time
Katya Ollivander
Zawód : Zawieszona w prawie wykonywania zawodu
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Mogę się oprzeć wszystkiemu z wyjątkiem pokusy!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Nieaktywni
The member 'Katya Ollivander' has done the following action : rzut kością
'k100' : 7
'k100' : 7
Zatrzymał się z chwilą, gdy usłyszał za sobą nieprzyjemne głosy, zdecydowanie nie należące do żadnego, jaki zdążył poznać lub rozpoznać w ciągu krótkiego, acz nietypowego spotkania. Coś na kształt nagłego grymasu, zagościło na jego twarzy, by odwrócić się i dostrzec zdecydowanie nie to, czego oczekiwał, ani tym bardziej się spodziewał. Podobno należało zawsze spodziewać się niespodziewanego, ale do wszystkich złośliwych bahanek, o tej porze, w takim miejscu magiczna policja? Zadźwięczał mu w uszach "dekret" i prawie zgrzytnął zębami. Znowu coś wymyślili? I czemu do cholery, żaden dokument nie dotarł do Biura aurorskiego?
- Zgodnie z dekretem z dzisiaj, to wy jesteście aresztowani - powtórzył za męskim głosem i odwrócił się gwałtowanie. Nie wiedział o jaki chodziło, ale nie miał zamiaru dać po sobie poznać, że da się wciągnąć w podobne wymysły (chociaż zapewne będzie musiał). Pojawił się tu zgoła w innym celu i nie chciał, by z tego powodu ktokolwiek został pokrzywdzony. Główny cel został chwilowo odsunięty, ale kiedy znał tożsamość osób, które się pojawiły, będzie mógł je w razie czegoś odnaleźć...
Wyprostowany, z pewnością siebie ruszył do funkcjonariuszy, jakby to on miał zamiar ich zaraz zabrać do Tower. na szczęście część zdołała uciec, Adrien...ze stoickim spokojem powoli na odebranie różdżki i byłby nawet się uśmiechnął, gdyby nie fakt, że jedyne dwie niewiasty, bez pardonu i bez delikatności przytrzymane, nie zwracając uwagi na próby wyszarpnięcia. I to mu się zdecydowanie nie spodobało.
- Puść ją - warknął już gniewnie, gdy jeden z milicjantów szarpnął Katyą - a w Tower będziecie się tłumaczyć za czynną napaść - złapał mężczyznę za ramię, starając się sprawić, by wypuścił dziewczynę i dać jej drogę wolną do ucieczki - znikaj - szepnął niemal niesłyszalnie młodej aurorce. Sam miał zamiar trafić do Tower, chociaż na nieco innych warunkach. Przynajmniej, taki miał zamiar. Bywał tam wielokrotnie, chociaż zazwyczaj w roli tego, który dostarczał podejrzanych. Nie odwrotnie. Znał tam wystarczająco duzo osób i strazników, by przynajmniej spróbowac wszystko odkręcić. W końcu...spotkał się tu tylko z przyjacielem.
Prawda Adrienie?
- Zgodnie z dekretem z dzisiaj, to wy jesteście aresztowani - powtórzył za męskim głosem i odwrócił się gwałtowanie. Nie wiedział o jaki chodziło, ale nie miał zamiaru dać po sobie poznać, że da się wciągnąć w podobne wymysły (chociaż zapewne będzie musiał). Pojawił się tu zgoła w innym celu i nie chciał, by z tego powodu ktokolwiek został pokrzywdzony. Główny cel został chwilowo odsunięty, ale kiedy znał tożsamość osób, które się pojawiły, będzie mógł je w razie czegoś odnaleźć...
Wyprostowany, z pewnością siebie ruszył do funkcjonariuszy, jakby to on miał zamiar ich zaraz zabrać do Tower. na szczęście część zdołała uciec, Adrien...ze stoickim spokojem powoli na odebranie różdżki i byłby nawet się uśmiechnął, gdyby nie fakt, że jedyne dwie niewiasty, bez pardonu i bez delikatności przytrzymane, nie zwracając uwagi na próby wyszarpnięcia. I to mu się zdecydowanie nie spodobało.
- Puść ją - warknął już gniewnie, gdy jeden z milicjantów szarpnął Katyą - a w Tower będziecie się tłumaczyć za czynną napaść - złapał mężczyznę za ramię, starając się sprawić, by wypuścił dziewczynę i dać jej drogę wolną do ucieczki - znikaj - szepnął niemal niesłyszalnie młodej aurorce. Sam miał zamiar trafić do Tower, chociaż na nieco innych warunkach. Przynajmniej, taki miał zamiar. Bywał tam wielokrotnie, chociaż zazwyczaj w roli tego, który dostarczał podejrzanych. Nie odwrotnie. Znał tam wystarczająco duzo osób i strazników, by przynajmniej spróbowac wszystko odkręcić. W końcu...spotkał się tu tylko z przyjacielem.
Prawda Adrienie?
Darkness brings evil things
the reckoning begins
Ostatnio zmieniony przez Samuel Skamander dnia 14.03.16 0:08, w całości zmieniany 3 razy
The member 'Samuel Skamander' has done the following action : rzut kością
'k100' : 45
'k100' : 45
Uszliśmy ledwie kawałek, kiedy to ni stąd ni zowąd wyskoczyła inna grupka czarodziejów, równie nieznanych co dotychczasowi "towarzysze" osobliwego spotkania. Nie miałem szans na zadanie jakichkolwiek pytań, nie miałem też czasu na zastanowienie się nad tym, czy nie powinienem przypadkiem się stąd zmyć; prawdopodobnie gdybym zrozumiał to wcześniej i z większym refleksem podszedł do sprawy, byłbym już daleko stąd. Niestety tajemniczy "przeciwnicy" przepuścili atak zasłaniając się jakimś dekretem, którego jako żeglarz i niezbyt ogromny pasjonat gazet nie znałem. Czy dekret ten zabraniał zbiorowisk w miejscach publicznych? Zapuszczania się czarodziejów do mało magicznych miejsc? Może to była godzina policyjna, o której nic nie wiedziałem? Szukałem sensu w tych działaniach, ale zaledwie przez ułamek sekundy, bo mimo wszystko akcja była dość szybka.
Daleko mi do ułożonego, eleganckiego i godnego szlachcica, dlatego poczuwszy ból spowodowany próbą pochwycenia mnie i tym samym pogwałcenia mojego prawa do nietykalności (tak sądziłem), w automatycznym odruchu chciałem się wyszarpnąć. Przysięgając sobie w myślach, że oddam napastnikowi z nawiązką, jak nie różdżką (wtedy mogliby faktycznie mnie oskarżyć o jej używanie, o ile rzecz jasna dowiedziałbym się wreszcie, że to o to chodzi) to pięścią. Oby tylko nie okazało się, że moje zaspanie źle wpływa na siłę i refleks.
Daleko mi do ułożonego, eleganckiego i godnego szlachcica, dlatego poczuwszy ból spowodowany próbą pochwycenia mnie i tym samym pogwałcenia mojego prawa do nietykalności (tak sądziłem), w automatycznym odruchu chciałem się wyszarpnąć. Przysięgając sobie w myślach, że oddam napastnikowi z nawiązką, jak nie różdżką (wtedy mogliby faktycznie mnie oskarżyć o jej używanie, o ile rzecz jasna dowiedziałbym się wreszcie, że to o to chodzi) to pięścią. Oby tylko nie okazało się, że moje zaspanie źle wpływa na siłę i refleks.
i'm a storm with skin
Glaucus Travers
Zawód : żeglarz
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Kiedy rum zaszumi w głowie cały świat nabiera treści, wtedy chętniej słucha człowiek morskich opowieści!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Glaucus Travers' has done the following action : rzut kością
'k100' : 66
'k100' : 66
( nie mam kompa, wiec napisze później posta ładnego, teraz chce rzucić żeby jakoś zarragowac )
Robert widzi, że jego żona nie zdołała umknąć. Jest zdeterminowany bo jedyną rzeczą, która go teraz zajmowała było jej bezpieczeństwo. Spogląda na kolegów z pracy (?) i bez wahania podchodzi do oprawcy Magrit. W tym samym momencie jednak i jego zaatakował ktoś. Odwraca się w szarpaninie i widzi twarz policjanta -Czy ja cię nie szkolilem przypadkiem?!- zdenerwował się, bo możliwe że było to prawdą. Nie chce się skupiać na swoim oprawcy (zastanawia się co to za dekret) i stara uciec żeby pomóc Magrit.
Robert widzi, że jego żona nie zdołała umknąć. Jest zdeterminowany bo jedyną rzeczą, która go teraz zajmowała było jej bezpieczeństwo. Spogląda na kolegów z pracy (?) i bez wahania podchodzi do oprawcy Magrit. W tym samym momencie jednak i jego zaatakował ktoś. Odwraca się w szarpaninie i widzi twarz policjanta -Czy ja cię nie szkolilem przypadkiem?!- zdenerwował się, bo możliwe że było to prawdą. Nie chce się skupiać na swoim oprawcy (zastanawia się co to za dekret) i stara uciec żeby pomóc Magrit.
+smoke rings of my mind+If you missed the train I'm on You will know that I am gone You can hear the whistle blow a hundred miles
Robert Lupin
Zawód : magiczny policjant
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
For somethin' that he never done.
Put in a prison cell, but one time he could-a been
The champion of the world.
Put in a prison cell, but one time he could-a been
The champion of the world.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Robert Lupin' has done the following action : rzut kością
'k100' : 80
'k100' : 80
Adrien nie miał okazji zobaczyć niczego, co się dalej działo. Policjant po zabraniu mu różdżki teleportował się z nim i odstawił do Tower.
Pozostali policjanci skupili się na Samuelu. Auror nie miał szans z tyloma na raz, którzy nie czekali nawet, by zdążył chwycić różdżkę. Obezwładnili go rzucając na ziemię, odebrali różdżkę i traktując w sposób zupełnie niegodny pełnionej przez Skamandera funkcji odtransportowali go do więzienia.
Cała reszta została na pustej ulicy. Nie wiecie, w którą stronę powinniście zmierzać. Samuel nie zdążył przekazać nikomu z was, w którym kierunku należy się udać. Gdzieś z lewej strony słyszycie jednak hałas. I jest to jedyny znak życia jaki możecie zauważyć w tej opustoszałej dzielnicy Londynu.
|w tej turze nie musicie rzucać kością, Adrien i Sam kontynuują pod podanymi linkami
Pozostali policjanci skupili się na Samuelu. Auror nie miał szans z tyloma na raz, którzy nie czekali nawet, by zdążył chwycić różdżkę. Obezwładnili go rzucając na ziemię, odebrali różdżkę i traktując w sposób zupełnie niegodny pełnionej przez Skamandera funkcji odtransportowali go do więzienia.
Cała reszta została na pustej ulicy. Nie wiecie, w którą stronę powinniście zmierzać. Samuel nie zdążył przekazać nikomu z was, w którym kierunku należy się udać. Gdzieś z lewej strony słyszycie jednak hałas. I jest to jedyny znak życia jaki możecie zauważyć w tej opustoszałej dzielnicy Londynu.
|w tej turze nie musicie rzucać kością, Adrien i Sam kontynuują pod podanymi linkami
Strona 2 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
Howl Street 5a/6
Szybka odpowiedź