Wydarzenia


Ekipa forum
Sypialnia Colina
AutorWiadomość
Sypialnia Colina [odnośnik]31.12.15 18:01
First topic message reminder :

[...]


And when my heart began to bleed,
'Twas death and death indeed.
Samael Avery
Samael Avery
Zawód : ordynator oddziału magiipsychiatrii
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Szalony, niech ukocha swe samotne ściany
I nie targa łańcucha, by nie draźnić rany
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Doskonała rozpusta wymaga doskonałego odprężenia.
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t631-samael-marcolf-avery#1801 https://www.morsmordre.net/t1443-samaelowa-skrzynka-z-pogrozkami#12562 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f119-shropshire-peace-street-102 https://www.morsmordre.net/t2798-skrytka-bankowa-nr-160#45281 https://www.morsmordre.net/t972-ten-lepszy-avery

Re: Sypialnia Colina [odnośnik]31.12.15 18:17
Kim był, gdy dokonywał się ten fizyczny akt, znaczący go niezmywalnym piętnem dewianta? O czym myślał, kiedy dwa męskie ciała łączyły się w jedność? Czego się spodziewał po złamaniu po kolei każdego przykazania? Danego przez bogów, spisanego ludzką ręką, a teraz za jego sprawą obracającego się w perzynę. Żadnej wartościowości, najmniejszego znaczenia nie posiadały owe eks-tradycje, które poległy pod surową jurysdykcją Avery'ego. Uszlachetniającego co zdrożne, hańbiącego co słuszne, sakralizującego co grzeszne, minimalizującego co praworządne. Paradoksalna hierarchizacja pokrywała się z rzeczywistością, bynajmniej nie rozproszoną w lustrzanej tafli ułudy. Jęki Colina rezonansowały między nimi, mocne pchnięcia nadal odbijały się echem w percepcji Avery'ego, zakłócając każdą myśl, jaka nie oscylowała wokół księgarza.
Jego ciała. Spiętych mięśni, jakie wyraźnie wyczuwał, dotykając jego klatki piersiowej. Silnych ramion, wzdłuż których rysowały się błękitne żyły. Popękanych ust z kroplami zaschniętej krwi na dolnej wardze. Męskości, wciąż nienasyconej, wciąż oczekującej, wciąż pulsującej w palącym pragnieniu. Któremu nie zamierzał jeszcze pofolgować, obsesyjnie dążąc do dominacji całkowitej, w jakiej Fawley miał dosłownie wić się w męczarniach i dopraszać się tak nieprzyzwoitego dotyku. Tylko to powstrzymywało Avery'ego przed kolejnym wzięciem Colina w swoje posiadanie: nie zmęczenie, nie nagła bojaźń przed karzącym gromem z nieba, a chęć doświadczenia perwersyjnej przyjemności, gdy jego eromenos będzie domagał się spełnienia i błagał o więcej. Odnajdywał nieokiełznaną rozkosz w obserwowaniu spazmów jego ciała, wyginającego się ku niemu i szukającego bliskości. Nadaremno; Samael ograniczał kontakt, dopuszczając jedynie, by skrępowane dłonie Colina odnalazły jego barki i ramiona, by przesunęły się po torsie, aby księgarz zyskał pewność jego obecności. Zapewne mocno frustrującej, gdy milczeniem zbywał wszystkie jęki, kiedy nie obdarzał go nawet szczątkową pieszczotą, gdy unikał wysuwających się w jego kierunku bioder, wyłącznie obserwując jego starania i desperackie próby ściągnięcia na siebie uwagi. Niepowodzenie zostało jednak przekute na występek przeciw niemu i wkrótce Avery sycił oczy obrazem dotykającego się Colina. Nie czynił nic, by temu zapobiec, ponownie czując pożądanie budzące się w jego lędźwiach pod wpływem sugestywnego nieposłuszeństwa w bluźnierczym akcie autoerotyzmu. Doprowadzonym do ostateczności; w tej samej chwili Samael uwolnił skrępowane nadgarstki księgarza, muskając palcami zaczerwienioną, otartą niemalże do krwi skórę, jakby chcąc załagodzić fizyczny dyskomfort, którego doświadczył. Lub przygotować go na kolejny; z różdżki Avery'ego wystrzeliły pęta, przywiązując ręce praz nogi Colina do przeciwnych krańców łóżka. Miał go teraz przed sobą ślepego, niemego, nieruchomego do... Całkowitej dyspozycji? Samael zadrżał z podniecenia; lubieżna pozycja nie pozostawiała mu wiele do wyobraźni, eksponując mężczyznę w całej swej okazałości. Wespół z nieugaszonym widać pragnieniem, kiedy powoli go rozbudzał, błądząc dłonią po odkrytych barkach i obojczykach. Kusząc, a może nawet obiecując doświadczenie rozkoszy z jego rąk - jednak pod warunkiem posłuszeństwa absolutnego, jakie zamierzał na nim wymóc. Szantażem (emocjonalnym?); palce wybijały zaburzony rytm, z jakim serce tłoczyło krew, gdy muskał nimi gorące ciało. Z nasilającą się ekspresją badał klatkę piersiową, pieścił sutki i ocierał się o biodra, z pełną premedytacją prowadząc Colina wprost w objęcia szaleństwa. Niemającego absolutnie nic wspólnego z boskim odurzeniem, za to przypominające ekstatyczne doznania podczas bachanaliów. Hołdujących rozpuście i człowieczeństwu w jego najbardziej wyuzdanej i rozwiązłej postaci, niemal tej samej, w jakiej Avery pogrążał się w hedonistycznej pasji, znacząc Colina sobą, swym dotykiem, by finalnie zerwać z jego ust knebel i usłyszeć zdrożną przysięgę bluźnierczej uległości. Nagrodzoną intensywną pieszczotą, jaką pobudzał jego męskość, by chwilę później otoczyć ją językiem i wsunąć głęboko w usta, klnąc na wszystkie mityczne i prawdziwe bóstwa.


And when my heart began to bleed,
'Twas death and death indeed.
Samael Avery
Samael Avery
Zawód : ordynator oddziału magiipsychiatrii
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Szalony, niech ukocha swe samotne ściany
I nie targa łańcucha, by nie draźnić rany
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Doskonała rozpusta wymaga doskonałego odprężenia.
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t631-samael-marcolf-avery#1801 https://www.morsmordre.net/t1443-samaelowa-skrzynka-z-pogrozkami#12562 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f119-shropshire-peace-street-102 https://www.morsmordre.net/t2798-skrytka-bankowa-nr-160#45281 https://www.morsmordre.net/t972-ten-lepszy-avery
Re: Sypialnia Colina [odnośnik]31.12.15 18:17
Drwienie z Avery'ego, z jego niepohamowanej żądzy władzy, z jego pragnienia dominacji, było jak spacer po linie zawieszonej wysoko nad ziemią. Wyważone balansowanie ciała pozwalało się jeszcze utrzymać – złapać kilka sekund radosnej równowagi, gdy Colin posłusznie spełniał niewypowiedziane rozkazy Samaela, gdy poddawał się jego ciału wydzierającemu z niego rozkosz – ale wystarczył jeden zły krok, jedno niepozorne zachwianie się, by runąć w straszliwą otchłań potępienia. Gdzie czekał już Samael, gotów karać (słusznie?) każde nieposłuszeństwo, którego dopuścił się Colin lub którego właśnie się dopuszczał. Doprowadzając samego siebie na szczyt przyjemności, z rozkosznym drżeniem, z urywanym oddechem, z niewidzącymi oczami, które otulała słodka ciemność spełnienia, z zagryzionymi do krwi wargami, z których na siłę wyduszał kolejne metaliczne krople. Był odurzony przeżyciami, jakich doświadczał, gdy tłumione pragnienia wybuchły z gwałtownością wulkanu, wyrzucając z Colina wszystkie niespełnione fantazje, wszystkie marzenia, wszystkie oczekiwania, urzeczywistniające się w tym prostym, odwiecznym instynkcie spełnienia. Był odurzony i w tym odurzeniu ledwie rejestrował poczynania Samaela; ledwie wyczuwał swoje uwolnione dłonie, które chwilę później znów zostały spętane; ledwie rozumiał, że z jednej niewoli grzechu dostał się do innej, stokroć potężniejszej i groźniejszej, niepozostawiającej tym razem żadnego pola do manewru. Zdany na łaskę i niełaskę, uległy w każdym elemencie swojego człowieczeństwa, wbijał rozpaczliwy, błagalny wzrok w Avery'ego, gdy ten pochylał się nad nim, dotykając jego ciała; ciepła dłoń mężczyzny na barkach, obojczykach, klatce piersiowej, muskająca ją z jakąś wdzięczną delikatnością, która przemieniała się w piekielną torturę niespełnienia (znowu?). Niczym było szarpanie mocnych więzów przy klęsce obyczajów, która dokonywała się ich udziałem; otarta, zaczerwieniona skóra nadgarstków była nośnikiem prawdy, którą zamykali w zaciszu sypialni, prawdy niedostępnej dla innych, otulonej odtąd mgłą tajemnicy, wspólnego sekretu, który mieli ze sobą dzielić.
Zachłystywał się powietrzem, jakby każdy atom tlenu dawał mu nowe życie; odradzając go z popiołów grzechu do wiecznej szczęśliwości. Którą znajdował w dotyku Samaela na swojej męskości, w dotyku zwiastującym kolejne spełnienie – znów wyrwane siłą, czy tym razem dostarczone od razu, w prostym akcie łaskawości? - w dotyku pełnym obietnicy. W dotyku, który odebrał mu dech, gdy poczuł ciepłe, wilgotne usta zaciskające się wokół erekcji, obejmujące ją leniwie, pieszczące gorącym językiem; doprowadzającym go do furii z niecierpliwości, gdy ciało Colina wyginało się na dziesiątki różnych sposobów. Tylko po to, aby być bliżej, aby głębiej wsunąć się w oczekujące (?) usta, aby przez kilka cudownych sekund, które zostały mu zesłane przez bogów, poczuć się jak jeden z nich. Spijając ambrozję i posilając się słodkim nektarem spełnienia; na równi z bóstwom rządzącym światem; na równi z Samaelem, który po raz kolejny brał go w posiadanie. Tym razem w sposób tak nieoczywisty, tak niebanalny; w paradoksalnej ułudzie uległości, która była czystą władzą – nad Colinem, jego uczuciami i emocjami, pragnieniami rozdzierającymi drżące i niecierpliwe ciało, nad jego przyjemnością, która wzmagała się z każdym najmniejszym dotykiem języka, zaciśnięciem ust i z najdelikatniejszą pieszczotą. Ciche mruknięcie zadowolenia wyrwało się z jego ust za pierwszym razem, gdy Samael rozpoczął wygrywać niebiańskie takty; mruknięcie, które przerodziło się w niepohamowane jęki i westchnienia, nietłumione już żadną przeszkodą, kneblem, paskiem, będące najprostszym i najdosadniejszym dowodem rozkoszy, której właśnie doznawał. W tych jękach tonęły słowa posłuszeństwa; wypowiadane nieskładnie, urywanie, drżącym głosem przerywanym kolejnymi dźwiękami przyjemności, nad którą nie potrafił i nie chciał już panować. Poddawał się całkowicie woli Samaela, jego ustom i dłoniom, odnajdując w zniewoleniu najczystszą pierwotną potrzebę – zaspokajaną powoli, odrywaną kawałek po kawałku z nieboskłonu rozkoszy.
Colin Fawley
Colin Fawley
Zawód : Właściciel Esów&Floresów i własnej sieci ksiegarni
Wiek : 36
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Zasada pierwsza: nie angażować się
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
A co, jeśli wszyscy żyjemy w świecie, który nie ma końca?
Nieaktywni
Nieaktywni
http://morsmordre.forumpolish.com/t592-colin-fawley http://morsmordre.forumpolish.com/t1184-poczta-kociarza-colina https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f123-inverness-stuart-street https://www.morsmordre.net/t2778-skrytka-bankowa-nr-117#44918 http://morsmordre.forumpolish.com/t1185-colin-fawley
Re: Sypialnia Colina [odnośnik]31.12.15 18:19
Utopia. Kraina fantazji wyśniona z mar szaleńca. Świat idealny, perfekcyjny w każdym calu, n i e i s t n i e j ą c y. Teraz jednak wydawało się to niedorzeczne; w obliczu grzechu rozpusty, grzechu nieumiarkowania, grzechu pychy, jakiego się dopuścił. Jakiego dopuszczał się nieustannie, stwarzając podwaliny nowego, wspaniałego świata. Wyimaginowana utopia stawała się prawdziwa, namacalna. W momencie, gdy ich usta zetknęły się po raz pierwszy, przełamując starożytną pieczęć tabu. W chwili, gdy twarda, wyprawiona skóra ustąpiła mocnym linom, nie pozwalając na ich rozdzielenie. W sekundzie, gdy Colin wydał z siebie jęk, łączący się z jego własnym jękiem w pochwalnym hymnie na cześć orgiastycznego szału, jaki nim owładnął. Eviva l’arte; pochwała (nowoczesnej) sztuki, sztuki autorskiej, skondensowanej w nienaturalnie zbliżonych męskich ciałach. Avery ustanowił anty-kanon dla wszelkiej moralności, hołdując rozkoszy ekstremalnej i… nie cofając się przed niczym, byle ją osiągnąć. Burzył jeden po drugim wszystkie pomniki świetności wstrzemięźliwości, by na ich zgliszczach postawić piedestał ludzkich żądz. Pragnień, skrywanych głęboko w sercach, czyhających[/i[ na okazję, która zaprowadziłaby je do spełnienia. Namiętności najwstydliwszych, najprymitywniejszych, najbardziej [i]człowieczych, będących osobliwą konfesją, autobiograficznym rachunkiem sumienia. Pozostawał samotny wśród tych popiołów, samotny wśród wspaniałości, całkowicie poddany instynktowi. Proroczemu? Wieszczącego jawę Samaela, degradującego jego sny i stawiającego retoryczne pytanie. Na które odpowiedź nie padła ani z ust Avery’ego ani z ust Colina (wciąż chętnych, wciąż purpurowych krwią), lecz mimo tego wciąż wibrowała między ich napiętymi ciałami, unosząc się dokoła w cichej przestrzeni w niemym przyzwoleniu. Zgodzie na każdy występek i zbezczeszczenie ołtarza dawnej obyczajności. Avery nie hamował się więc wcale, szukając w swym Hiacyncie ukojenia najdzikszych z żądz szarpiących strunami jego pragnień. Próżno było dopatrywać się nieśmiałości i wstydu; apokryficznego wytłumaczenia (?) przyjemności, po jaką sięgał nieustannie, potrzebując gwałtowności i czując absolutną uległość wobec pragnienia, którym promieniowało całe jego ciało. Parząc skórę przy najmniejszym kontakcie z Colinem, jaki niemalże masochistycznie zmniejszał, dotykając go z żarłocznością i chciwością, wciąż nie potrafiąc się nim nasycić.
Tak wyuzdany.
Tak żądny jego obecności.
Tak błagalnie domagający się pieszczot.
Zdolny do zatracenia duszy dla samej tylko rozkoszy ciała.
Gotowy do zaprzedania siebie w zamian za osiągnięcie spełnienia.
Avery nie mógł potępiać Colina, również zatracony w obezwładniającym szale zaspokojenia fizycznych pragnień, których spektrum sięgnęło już do epicentrum jego silnej woli. Ponosił sromotną klęskę w nierównym pojedynku z samokontrolą, który jednak okazał się paradoksalnym zwycięstwem. Inspirującym doświadczeniem, gdy o ś m i e l a ł s i ę pieścić męskość Colina językiem i wsuwał ją głęboko w swoje usta. Smakując go z pełną świadomością i rozkoszując się tym poznaniem, gdy panował już nie tylko nad nim, ale i nad jego przyjemnością. Oraz własną rozkoszą, kiedy nieznośnie powoli prowadził go ponownie na sam szczyt. Pulsująca erekcja w ustach i bliskość tak skrajna, że przeradzająca się w spektakl utkany z urywanych jęków i desperackich błagań kuszonego ciała. Spektakl przeciągany w nieskończoność – były to męki, czy też wręcz przeciwnie, gdy delikatnie prześlizgiwał językiem po jego męskości? Odwlekane spełnienie jednak nadeszło, gdy Avery wbił dłonie w biodra Colina, przyciągając go do siebie i przyjmując jego rozkosz. Podkreślając tym absolutną przynależność; rozedrgany, drżącymi dłońmi rozwiązywał krępującego go sznury i odwiązywał przepaskę z jego oczu. Znowu sycąc się – nagłym lękiem odbijającym się w pociemniałych tęczówkach Colina, gdy przystawiał mu różdżkę do skroni.
-Pilnuj tego dobrze – szepnął cicho, kiedy podawał mu niewielką fiolkę z srebrzystymi pasmami myśli wirującymi w środku.

/zt aww


And when my heart began to bleed,
'Twas death and death indeed.
Samael Avery
Samael Avery
Zawód : ordynator oddziału magiipsychiatrii
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Szalony, niech ukocha swe samotne ściany
I nie targa łańcucha, by nie draźnić rany
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Doskonała rozpusta wymaga doskonałego odprężenia.
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t631-samael-marcolf-avery#1801 https://www.morsmordre.net/t1443-samaelowa-skrzynka-z-pogrozkami#12562 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f119-shropshire-peace-street-102 https://www.morsmordre.net/t2798-skrytka-bankowa-nr-160#45281 https://www.morsmordre.net/t972-ten-lepszy-avery

Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Sypialnia Colina
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach