Sypialnia Pana
Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Sypialnia Pana
Piekło urządzone w pięknym stylu Arts & Cratfs.
Rozbite szkoło pokrywa niemal całą podłogę. Piękna mozaika idealnie odwzorowuje jak właśnie wygląda teraz moje ciało, moja dusza, mój umysł. Brakuje już tylko jednego elementu . Odwróciłam się w stronę lustra, prezentu ślubnego od mojego drogiego kuzyna. Wzięłam pierwszą rzecz jaką miałam pod ręką i cisnęłam w zwierciadło. Setki małych drobinek rozsypały się po pokoju. Ciekawe czy każda z nich to kolejne siedem lat nieszczęścia. Niech i tak będzie…przecież teraz nie czeka mnie już nic poza powolnym umieraniem. W pewnym momencie coś zablokowało moje ruchy. Nie mogłam zrobić co się stało. Czy są te dźwięki wypowiedziane przez jakieś dziwne stworzenie. Ni to człowiek, ni to duch. Czemu wszystko wydaje się takie czarne? Co się właściwie stało? Czemu wszystko tak bardzo mnie boli? Nagle wracam do siebie. Obraz staje się wyraźniejszy a wspomnienia ranią jeszcze głębiej ranią. Słucham go. Powoli zmieniam dźwięki w litery a litery w całe słowa. Nie mogę uwierzyć w to co usłyszałam. Śmiał jeszcze mi rozkazywać. Uderzyłam go prosto w twarz zostawiając po swoich paznokciach sporą szramę. Już nic nie powiedziała, już nic nie zrobiłam. Wsłuchiwałam się tylko w odgłos miażdżonego szkła towarzyszący mi z każdym krokiem. Wyszłam z jego pokoju podtrzymując się o ścianę a gdy tylko znalazłam się na korytarzu dwie służące wyrosły jak spod ziemi. Wiedziały co się stało, musiały wiedzieć. Oparły moje dłonie o swoje ramionami i pomogły przedostać się do łazienki. Po drodze udało mi się spojrzeć w jedno z rozwieszonych luster. Nie mogłam rozpoznać tej opuchniętej i posiniaczonej twarzy. Gdy tylko zrobiłam kolejny krok tafla lustra zmieniła się w stertę odłamków. To samo spotkało wszystkie zwierciadła w Marseet. Traciłam panowanie nad swoją magią… Pozwoliłam się umyć i przebrać w świeże ubranie. Chciały mnie położyć i wezwać medyka. Odmówiłam nakazując by przyniesiono mi kilka butelek wina. Krzykiem wymusiłam na nich wykonane rozkazu dodając, że nie chce nikogo widzieć. Gdy tylko drzwi do mojej sypialni ostatecznie się zamknęły po całym Marseet rozniósł się huk przewracających się mebli.
/zt oboje
/zt oboje
Drugi już dzień spędza na spaniu. Jest nieprzytomny bo Cynthia podała mu jakieś leki, które wprowadziły go w spiaczkę. Równie dobrze mogłaby podać mu lek, który sprawiłby, że powiedziałby Megarze, że i on wie co się wydarzyło tamtej nocy. Ale nie wpadły na to, bądź Cynthia nie pozwoliła tak ingerować w prywatność przyjaciela. Czy wciąż się przyjaźnili? Na czym oparta była och relacja. Vanity dostawała pieniądze i non stop zaproszenia by go ratować. Mają inne poglądy polityczne, więc to już chyba tylko sentyment. Tak czy siak, ona przyjeżdża, z dobrym sercem czuwa i leczy, chociaż nie wie jakim jest potworem. Anioł i bestia, znów razem, a gdzie piękna Megara? Jej nie ma. Nie chce albo nie jest już zainteresowana swoim mężem. Oglądanie go śpiącego nie przypomni jej nic dobrego. A przecież ten wciąż ma minę jakby był cierpiący i ciągle marszczy brwi okropnie. Czy coś mu się śni? Czy można snic cokolwiek, mając nie zmęczenie a prochy za powód odpoczynku.
I nagle się wybudza, wcale nie czując się lepiej. Patrzy w sufit zrobiony rzeźbieniami. Jakby coś na niego skapywalo, czy to krople krwi. Kręci mu się w głowie, wydaje mu się, że łóżko kołysze się jak na statku. Nie podobne tak odpoczywać. Bo to nie odpoczynek, to koszmar. Koszmar a najgorszym jego aktorem jest on sam. Odwraca głowę i nie dziwi go, że nie ma tam gdzie patrzy żony.
I nagle się wybudza, wcale nie czując się lepiej. Patrzy w sufit zrobiony rzeźbieniami. Jakby coś na niego skapywalo, czy to krople krwi. Kręci mu się w głowie, wydaje mu się, że łóżko kołysze się jak na statku. Nie podobne tak odpoczywać. Bo to nie odpoczynek, to koszmar. Koszmar a najgorszym jego aktorem jest on sam. Odwraca głowę i nie dziwi go, że nie ma tam gdzie patrzy żony.
| z jaką datą ten wątek? :o
Anioł i bestia? – widziałam to zgoła inaczej. Siedziałam zapadnięta w fotelu, zmęczona po nocnej zmianie, zatroskana i oczekująca na deimosowe przebudzenie. Cały dzień w pracy myślałam jedynie o nim i to jedynie przy nim pragnęłam być, choć przecież inni również potrzebowali mojej pomocy… kiedy Deimos spał. Spał i nie byłam tu chwilowo potrzebna, a może byłam? A może niepowołanie się przebudził? A może nadal ból nie dawał mu spokoju…?
Umierałam ze zmartwienia. Teraz było podobnie, choć naszej relacji nie można było nazwać przyjaźnią, interesem czy chociażby miłością. Nie zastanawiałam się nad tym, bo to znowu nie zdawało się być dla mnie rzeczą istotną. Był. Po prostu był i potrzebował mojej pomocy. A spięcie…? Odetchnę dopiero wtedy, jak mi orzeknie, że czuje się już lepiej.
Zerwałam się więc czym prędzej, kiedy tylko się przebudził. Już chwilę później mógł narzekać na mnie zasłaniającą mu widok zasłonek.
– Deimosie? Jak się czujesz? Lepiej ci? – zapytałam, bez ostrzeżenia kładąc swą chłodną dłoń na jego czole, potem na policzku, następnie wyjęłam różdżkę, by sprawdzić mu tętno, i czekałam niecierpliwie na jego odpowiedź.
Anioł i bestia? – widziałam to zgoła inaczej. Siedziałam zapadnięta w fotelu, zmęczona po nocnej zmianie, zatroskana i oczekująca na deimosowe przebudzenie. Cały dzień w pracy myślałam jedynie o nim i to jedynie przy nim pragnęłam być, choć przecież inni również potrzebowali mojej pomocy… kiedy Deimos spał. Spał i nie byłam tu chwilowo potrzebna, a może byłam? A może niepowołanie się przebudził? A może nadal ból nie dawał mu spokoju…?
Umierałam ze zmartwienia. Teraz było podobnie, choć naszej relacji nie można było nazwać przyjaźnią, interesem czy chociażby miłością. Nie zastanawiałam się nad tym, bo to znowu nie zdawało się być dla mnie rzeczą istotną. Był. Po prostu był i potrzebował mojej pomocy. A spięcie…? Odetchnę dopiero wtedy, jak mi orzeknie, że czuje się już lepiej.
Zerwałam się więc czym prędzej, kiedy tylko się przebudził. Już chwilę później mógł narzekać na mnie zasłaniającą mu widok zasłonek.
– Deimosie? Jak się czujesz? Lepiej ci? – zapytałam, bez ostrzeżenia kładąc swą chłodną dłoń na jego czole, potem na policzku, następnie wyjęłam różdżkę, by sprawdzić mu tętno, i czekałam niecierpliwie na jego odpowiedź.
» Ratujmy Ziemię! «
To jedyna planeta, na której występuje czekolada.
Cynthia Vanity
Zawód : uzdrowicielka na oddziale wypadków przedmiotowych, cukierniczka, właścicielka Słodkiej Próżności
Wiek : 33
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
Dziś rano cały świat kupiłeś,
za jedno serce cały świat,
nad gwiazdy szczęściem się wybiłeś,
nad czas i morskie głębie lat.
za jedno serce cały świat,
nad gwiazdy szczęściem się wybiłeś,
nad czas i morskie głębie lat.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Przebudzenie wcale nie miało smaku szczęścia. Deimos patrzy jak jej ręka czuje gładzi policzek jego, tak jakby nie powinna tego robić, bo przecież miała tylko sprawdzić tętno i czoło, czy nie gorące. Ten gest go rozczula, na chwile kierując myśli w pogodnym kierunku, szybko niestety napotyka ścianę w postaci wspomnienia. Przymyka ciężkie powieki i charcze: - Cynthia - żeby zwrócić jej uwagę na siebie, żeby tym razem nie umknęło im światło powodów i jedyna prawda. Ktoś mówił, że prawda może oczyszczać, ale czy to nie jest naciągane?
- Cynthia, nie powinnaś mnie ratować - ale jak dobrze, że tu jest, prawda? Jej oczy są jedynymi oczami, które wyrażają do niego czyste uczucie. Chyba nic o nim nie wie, ma swój własny obraz jego i dlatego potrafi go tak bezgranicznie.. lubić? Bo lubi go, prawda? - Gdybyś wiedziała, jakim jestem potworem, nie ratowałabyś mnie - mówi cicho i dobitnie, powoli otwiera oczy i patrzy w jej stronę. Chyba wymownie, bo nie mówi nic więcej. Tak jakby to spojrzenie było jedyne i ostateczne.
A teraz Cynthio dobij go jeszcze. Powiedz, że Megara się wyprowadziła i że nawet jeżeli wyzdrowieje, to znów będzie tu sam.
- Cynthia, nie powinnaś mnie ratować - ale jak dobrze, że tu jest, prawda? Jej oczy są jedynymi oczami, które wyrażają do niego czyste uczucie. Chyba nic o nim nie wie, ma swój własny obraz jego i dlatego potrafi go tak bezgranicznie.. lubić? Bo lubi go, prawda? - Gdybyś wiedziała, jakim jestem potworem, nie ratowałabyś mnie - mówi cicho i dobitnie, powoli otwiera oczy i patrzy w jej stronę. Chyba wymownie, bo nie mówi nic więcej. Tak jakby to spojrzenie było jedyne i ostateczne.
A teraz Cynthio dobij go jeszcze. Powiedz, że Megara się wyprowadziła i że nawet jeżeli wyzdrowieje, to znów będzie tu sam.
Słuchałam go tylko dlatego, iż oczekiwałam jakiejkolwiek odpowiedzi na swe naglące pytanie. Czy wszystko porządku, Deimosie? Boli cię coś? Nadal źle się czujesz czy już ci lepiej? Chciałam wiedzieć, choć najwyraźniej nie musiałam oczekiwać odpowiedzi. Jego słowa same przez się mówiły, że ten mój Deimos leżący w tej chwili w łóżku, nie był tamtym, zdrowym Deimosem. Starałam się zachować czysty umysł, pozbawiony strachu o stan mężczyzny.
Prychnęłam, by poczuć się lepiej, wyluzować. By on sam poczuł się lepiej…?
– Deimosie, jesteś tylko człowiekiem. Jednym z moich ludzi… Powinnam cię ratować tym bardziej – odparłam stanowczo. Uparłam się. Nie było zmiłuj. – Jak się czujesz? Chociaż trochę lepiej? – zapytałam ponownie. – Może czegoś potrzbujesz? – dodałam jeszcze.
Prychnęłam, by poczuć się lepiej, wyluzować. By on sam poczuł się lepiej…?
– Deimosie, jesteś tylko człowiekiem. Jednym z moich ludzi… Powinnam cię ratować tym bardziej – odparłam stanowczo. Uparłam się. Nie było zmiłuj. – Jak się czujesz? Chociaż trochę lepiej? – zapytałam ponownie. – Może czegoś potrzbujesz? – dodałam jeszcze.
» Ratujmy Ziemię! «
To jedyna planeta, na której występuje czekolada.
Cynthia Vanity
Zawód : uzdrowicielka na oddziale wypadków przedmiotowych, cukierniczka, właścicielka Słodkiej Próżności
Wiek : 33
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
Dziś rano cały świat kupiłeś,
za jedno serce cały świat,
nad gwiazdy szczęściem się wybiłeś,
nad czas i morskie głębie lat.
za jedno serce cały świat,
nad gwiazdy szczęściem się wybiłeś,
nad czas i morskie głębie lat.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
- Cynthia, na prawdę... - z trudnością stara się usiąść w łóżku. Nie bardzo mu to wychodzi. Sapie i charczy. I dlaczego Cynthia zawsze musi go widzieć w takim stanie? Trzyma rękę na bolącym brzuchu. Już w sumie nie boli, ale i tak woli osłonić dłonią to miejsce. Pamięci. Niedługo pójdzie do Averego i dowie się, skąd ten ból tak na prawdę przyszedł. Bo chyba nie z przejedzenia? Już by przeszło.
Deimos łapie się kurczowo pościeli, a później dotyka ręki Cynthi. Gdzieś obok powinna byc jej ręka, prawda? W końcu jest jego pomocą szpitalną. Nie ma siły, czy odwagi unieść na nią spojrzenia, więc póki co patrzy jak jego wielka dłoń i jej piękna biała się ze sobą łączą. To ładny obrazek, szkoda, że go nie zachował.
- Muszę ci powiedzieć, co się stało - a ty musisz tego wysłuchać, chociażby ci serce umierało, pękało na polowę, a uszy więdły. Oblizuje wargi, bo wyschły. Jak jej powiedzieć? Ale powie jej, bo jest jedynąosobą, której faktycznie ufa i wie, że może powiedzieć co mu na duszy leży. Nawet tego najgorszego. On jej nawet o Rycerzach gotów jest wyśpiewać. Przecież do panna Cynthia Mucliber. Jego ukochana.
- Upiłem sie i znieważyłem własną żonę. To było dawno, ale zrobiłem to w najokrutniejszy ze sposobów, upokorzyłem ją przed nią samą... - wypluwa te słowa, widać jak mu z nimi było ciązko, spogląda na Cynthie, oczekując, że mu potwierdzi - Niepotrzebnnie mnie ratowałaś
Deimos łapie się kurczowo pościeli, a później dotyka ręki Cynthi. Gdzieś obok powinna byc jej ręka, prawda? W końcu jest jego pomocą szpitalną. Nie ma siły, czy odwagi unieść na nią spojrzenia, więc póki co patrzy jak jego wielka dłoń i jej piękna biała się ze sobą łączą. To ładny obrazek, szkoda, że go nie zachował.
- Muszę ci powiedzieć, co się stało - a ty musisz tego wysłuchać, chociażby ci serce umierało, pękało na polowę, a uszy więdły. Oblizuje wargi, bo wyschły. Jak jej powiedzieć? Ale powie jej, bo jest jedynąosobą, której faktycznie ufa i wie, że może powiedzieć co mu na duszy leży. Nawet tego najgorszego. On jej nawet o Rycerzach gotów jest wyśpiewać. Przecież do panna Cynthia Mucliber. Jego ukochana.
- Upiłem sie i znieważyłem własną żonę. To było dawno, ale zrobiłem to w najokrutniejszy ze sposobów, upokorzyłem ją przed nią samą... - wypluwa te słowa, widać jak mu z nimi było ciązko, spogląda na Cynthie, oczekując, że mu potwierdzi - Niepotrzebnnie mnie ratowałaś
Serce mi się kraje, kiedy widzę ból, który zniekształca jego szlachetną twarz, kiedy widzę strach i niepewność w jego oczach. W tym momencie pragnę przejąć jego ból na siebie. Zrobić coś, cokolwiek, byleby nie musiał sam przez to przechodzić. Deimos Carrow powinien być dumny, pewny siebie i na swój sposób głupiutki, a nie leżeć bezradnie w łożu. Niestety, już nie pierwszy raz widzę podobny obraz i niepowołanie zastanawiam się, czy kiedyś… Czy kiedyś… Czy kiedyś… Nie chcę, by to łoże stało się kiedykolwiek łożem jego śmierci.
Czuję jego dotyk. Jego ręka na mojej ręce. Dreszcze tęsknoty i strachu mieszają się ze sobą, kiedy mimowolnie siadam na łóżku, by nie musiał się nadwyrężać. Najwyraźniej to, co pragnie mi przekazać, musi wyjść z jego warg, nim pozwoli mi działać, nim powie mi, co mu dolega nadal, co ustąpiło, czy to nieznacznie, czy w całkowitym stopniu.
I słucham. Jakimś pokręconym cudem, którego sama nie rozumiem, nie jestem zaskoczona. Czyżbym znała Deimosa bardziej niż przypuszczam? Niż to przed samą sobą przyznaję? Jedyne, co mnie dziwi, to fakt, że nie patrzy mi w oczy.
Milczę, tylko dlatego bo nie wiem, co mam mu powiedzieć. Nie wiem, czy się przyznać, czy powiedzieć, że to nic takiego, skoro to poważna sprawa… Powinien szanować kobiety. Kobiety to delikatne kwiaty, które należy pielęgnować, nie zaś deptać. Serce kraje mi się bardziej, kiedy widzę, że żałuje. Kładę delikatnie wolną dłoń na jego karku i przyciągam nas do siebie. Tulę.
– Proszę cię, Deimos, ja cię proszę, byś nigdy, przenigdy nie mówił, że niepotrzebnie cię ratuję. Potrzebnie! Bardzo potrzebnie! Nigdy więcej dobrze? – przerwałam w końcu ciszę delikatnymi słowami. – Proszę również, byś spróbował być dla niej lepszy. Ja wiem, że możesz. Czy to trzeźwy, czy to upojony… A jeśli nie czujesz się na siłach, to zrób to w głównej mierze dla mnie, z mojej prośby do ciebie – dodaję bardziej stanowczym głosem, choć nadal lekko brzmiącym, z miłością i troską. Jak zwykle, powiedzmy. Przymknijmy oko na to, że czasami często bywam apodyktyczna i uparta. I na to, że ostatnio dostałam od niego już zbyt wiele. O wiele więcej niż przyjąć mi wypadało przez całe nasze dotychczasowe życie.
Czuję jego dotyk. Jego ręka na mojej ręce. Dreszcze tęsknoty i strachu mieszają się ze sobą, kiedy mimowolnie siadam na łóżku, by nie musiał się nadwyrężać. Najwyraźniej to, co pragnie mi przekazać, musi wyjść z jego warg, nim pozwoli mi działać, nim powie mi, co mu dolega nadal, co ustąpiło, czy to nieznacznie, czy w całkowitym stopniu.
I słucham. Jakimś pokręconym cudem, którego sama nie rozumiem, nie jestem zaskoczona. Czyżbym znała Deimosa bardziej niż przypuszczam? Niż to przed samą sobą przyznaję? Jedyne, co mnie dziwi, to fakt, że nie patrzy mi w oczy.
Milczę, tylko dlatego bo nie wiem, co mam mu powiedzieć. Nie wiem, czy się przyznać, czy powiedzieć, że to nic takiego, skoro to poważna sprawa… Powinien szanować kobiety. Kobiety to delikatne kwiaty, które należy pielęgnować, nie zaś deptać. Serce kraje mi się bardziej, kiedy widzę, że żałuje. Kładę delikatnie wolną dłoń na jego karku i przyciągam nas do siebie. Tulę.
– Proszę cię, Deimos, ja cię proszę, byś nigdy, przenigdy nie mówił, że niepotrzebnie cię ratuję. Potrzebnie! Bardzo potrzebnie! Nigdy więcej dobrze? – przerwałam w końcu ciszę delikatnymi słowami. – Proszę również, byś spróbował być dla niej lepszy. Ja wiem, że możesz. Czy to trzeźwy, czy to upojony… A jeśli nie czujesz się na siłach, to zrób to w głównej mierze dla mnie, z mojej prośby do ciebie – dodaję bardziej stanowczym głosem, choć nadal lekko brzmiącym, z miłością i troską. Jak zwykle, powiedzmy. Przymknijmy oko na to, że czasami często bywam apodyktyczna i uparta. I na to, że ostatnio dostałam od niego już zbyt wiele. O wiele więcej niż przyjąć mi wypadało przez całe nasze dotychczasowe życie.
» Ratujmy Ziemię! «
To jedyna planeta, na której występuje czekolada.
Cynthia Vanity
Zawód : uzdrowicielka na oddziale wypadków przedmiotowych, cukierniczka, właścicielka Słodkiej Próżności
Wiek : 33
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
Dziś rano cały świat kupiłeś,
za jedno serce cały świat,
nad gwiazdy szczęściem się wybiłeś,
nad czas i morskie głębie lat.
za jedno serce cały świat,
nad gwiazdy szczęściem się wybiłeś,
nad czas i morskie głębie lat.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Cynthia Mucliber. Nie Vanity, bo to nazwisko nigdy mu sie nie podobało, a jej męża nie znał i nie próbował poznać. Jeżeli już wtedy wadziło mu to, jeżeli wadziło mu to zawsze, czemu mógł się dopiero o tym przekonać, kiedy było za późno. Starzec umarł niedługo po ślubie. Wtedy mógł pójść do Cynthii i wyznać jej, że teraz mogłaby zostać jego kochanicą. Ale nie poszedł. Nie powiedział jej. Gdyby nie wyszła nigdy za tamtego mężczyznę, to chciałby może kiedyś wziąć ją za żonę. Ale czy prędko zrozumiałby, że to co do niej czuje to nie jest tylko wdzięczność i poczucie własności. Może dobrze, że mogła zakosztować trochę życia, nim on się ocknął.
Teraz ona go tuli i marszczą się jego brwi. Czy jest taka możliwość, że Cynthia kiedykolwiek go opieprzy? Jeżeli nawet po wyznaniu takiej winy, ona jest w stanie go przytulić, to czy jest ktoś, kto zapomniał go uderzyć w głowę i powiedzieć że HEJ PATRZ jakie masz złoto pod ręką, kiedy tak ją olewał całe życie?
- Byłoby lepiej, gdybyś nie pozwoliła mi na ten ślub - wyznaje jej, jest skołowany tą sytuacją. Oczywiście, że później rozważy wszystkie aspekty i dobrze wie, że dla Cynthi w tym momencie jest w stanie zrobić wszystko. Bo jest takim jego lekarstwem, lekarstwem na udręczoną duszę. Aniołem zesłanym w to piekło, który go uleczy. - Byłoby lepiej, gdybyś ty mogła zostać moją żoną - te słowa nie powinny paść, ale padły. I po nich Deimos jeszcze długo nie wiedział, że powiedział je na głos. Długo? No cóż, aż do jej odpowiedzi, która musi nastąpić!
Teraz ona go tuli i marszczą się jego brwi. Czy jest taka możliwość, że Cynthia kiedykolwiek go opieprzy? Jeżeli nawet po wyznaniu takiej winy, ona jest w stanie go przytulić, to czy jest ktoś, kto zapomniał go uderzyć w głowę i powiedzieć że HEJ PATRZ jakie masz złoto pod ręką, kiedy tak ją olewał całe życie?
- Byłoby lepiej, gdybyś nie pozwoliła mi na ten ślub - wyznaje jej, jest skołowany tą sytuacją. Oczywiście, że później rozważy wszystkie aspekty i dobrze wie, że dla Cynthi w tym momencie jest w stanie zrobić wszystko. Bo jest takim jego lekarstwem, lekarstwem na udręczoną duszę. Aniołem zesłanym w to piekło, który go uleczy. - Byłoby lepiej, gdybyś ty mogła zostać moją żoną - te słowa nie powinny paść, ale padły. I po nich Deimos jeszcze długo nie wiedział, że powiedział je na głos. Długo? No cóż, aż do jej odpowiedzi, która musi nastąpić!
Serce zabiło mi jeszcze mocniej. Nie wiem… ale to najwyraźniej ze strachu. Całe życie utrzymywałam, że mam je świetne, że wszystko, co się wokół mnie działo to szlak dobrych i tych gorszych rzeczy, które po prostu musiały się wydarzyć, zaś moim zadaniem było zamortyzowanie upadków. Nie tylko swoich, ale moich przyjaciół, znajomych, kompletnie obcych mi ludzi. Szukałam swojego miejsca na ziemi, zalewałam swoje życie miłością do innych… by uciec? Czy po prostu taka byłam? Czy po prostu to był mój sposób na życie, na osiągnięcie szczęścia? Na załatanie tej samotności, przed której obliczem nawet się nie okłamywałam, że nie istnieje?
Bałam się. Nie tego, że mogłabym okazać się mniej kochana w innym scenariuszu mojego życia. Myślę, że taka byłam od zawsze. Niegdyś może jeszcze bardziej szalona… Może powiedzmy, że nierozważna. Nadal pozostawałam szalona, ale teraz charakteryzowała mnie mniejsza nierozwaga, jeśli to w ogóle się liczyło. I w tym wszystkim, w tej całej plątaninie ciasteczek, lukru… i powiedzmy gorzkiej czarnej kawy, za którą nie przepadałam, był Deimos. Tak, ten mój Ślizgon. Oraz pytanie, w odpowiedzi na które miałam pełno marzycielskich wizji, ale nigdy nie brałam ich na poważnie. Wiedziałam aż zanadto z jakiego świata pochodzi… Ze świata, którego nie chciałam rozumieć, gdyż po prostu cechował się mnóstwem ograniczeń. Tak zwana arystokracja.
Teraz zaś wypowiedział te dwa krótkie zdania, na które nie miałam pojęcia… Bałam się. Każda z moich marzycielskich wizji mogła być rzeczywistością, a tydzień w Maarset wiecznością u boku Deimosa. Brzmiało jak pokusa, jak naprawdę dobre ciastko, najlepsze na świecie, którego nie dane mi było jeszcze skosztować. Deimos i ja, Cynthia Carrow… Brzmiało egzotycznie. Brzmiało niemożliwie. Jak niegdyś.
Wplotłam palce w jego potargane włosy, nieułożone jak zwykle z najwyższą pedanterią.
– Deimos, musiałeś wziąć z nią ślub. Pamiętasz? Straciłbyś stadninę – odpowiedziałam lekko, choć zastanawiałam się, czy w końcu załamie mi się głos. Zdawałam sobie sprawę z tego, że przy nim czułam się tak… nie wiem jak to określić, ale od samego początku. Może bezpieczna? Tak, pomimo że był znęcającym się nad młodszymi Ślizgonem. Moim Ślizgonem.
– Małżeństwo ze mną… To dopiero wymysł – starałam się zabrzmieć lekko i z humorem, ale nie udało mi się. Po prostu bardziej go do siebie przytuliłam. – Nie myśl o tym, Deimosie. Po prostu pokochaj swoją żonę – szepnęłam do niego, ścierając za jego plecami zagubioną łzę.
Jak już powiedziałam, jedne rzeczy były dobre, a inne gorsze. Wylądujemy lekko.
– I powiedz mi, jak się czujesz – dodałam, nie czując się jakoś na siłach, by go puścić i się odsunąć, ale w każdej chwili mogła wrócić jego żona. W końcu wrócić. Nie chciałam im tego utrudniać, więc wzięłam głęboki oddech i odsunęłam się uśmiechnięta lekko. – Lepiej? – zapytałam uparcie. Tego musiałam w końcu się dowiedzieć. Niezależnie od tego, co za żal siedział w naszych sercach.
Bałam się. Nie tego, że mogłabym okazać się mniej kochana w innym scenariuszu mojego życia. Myślę, że taka byłam od zawsze. Niegdyś może jeszcze bardziej szalona… Może powiedzmy, że nierozważna. Nadal pozostawałam szalona, ale teraz charakteryzowała mnie mniejsza nierozwaga, jeśli to w ogóle się liczyło. I w tym wszystkim, w tej całej plątaninie ciasteczek, lukru… i powiedzmy gorzkiej czarnej kawy, za którą nie przepadałam, był Deimos. Tak, ten mój Ślizgon. Oraz pytanie, w odpowiedzi na które miałam pełno marzycielskich wizji, ale nigdy nie brałam ich na poważnie. Wiedziałam aż zanadto z jakiego świata pochodzi… Ze świata, którego nie chciałam rozumieć, gdyż po prostu cechował się mnóstwem ograniczeń. Tak zwana arystokracja.
Teraz zaś wypowiedział te dwa krótkie zdania, na które nie miałam pojęcia… Bałam się. Każda z moich marzycielskich wizji mogła być rzeczywistością, a tydzień w Maarset wiecznością u boku Deimosa. Brzmiało jak pokusa, jak naprawdę dobre ciastko, najlepsze na świecie, którego nie dane mi było jeszcze skosztować. Deimos i ja, Cynthia Carrow… Brzmiało egzotycznie. Brzmiało niemożliwie. Jak niegdyś.
Wplotłam palce w jego potargane włosy, nieułożone jak zwykle z najwyższą pedanterią.
– Deimos, musiałeś wziąć z nią ślub. Pamiętasz? Straciłbyś stadninę – odpowiedziałam lekko, choć zastanawiałam się, czy w końcu załamie mi się głos. Zdawałam sobie sprawę z tego, że przy nim czułam się tak… nie wiem jak to określić, ale od samego początku. Może bezpieczna? Tak, pomimo że był znęcającym się nad młodszymi Ślizgonem. Moim Ślizgonem.
– Małżeństwo ze mną… To dopiero wymysł – starałam się zabrzmieć lekko i z humorem, ale nie udało mi się. Po prostu bardziej go do siebie przytuliłam. – Nie myśl o tym, Deimosie. Po prostu pokochaj swoją żonę – szepnęłam do niego, ścierając za jego plecami zagubioną łzę.
Jak już powiedziałam, jedne rzeczy były dobre, a inne gorsze. Wylądujemy lekko.
– I powiedz mi, jak się czujesz – dodałam, nie czując się jakoś na siłach, by go puścić i się odsunąć, ale w każdej chwili mogła wrócić jego żona. W końcu wrócić. Nie chciałam im tego utrudniać, więc wzięłam głęboki oddech i odsunęłam się uśmiechnięta lekko. – Lepiej? – zapytałam uparcie. Tego musiałam w końcu się dowiedzieć. Niezależnie od tego, co za żal siedział w naszych sercach.
» Ratujmy Ziemię! «
To jedyna planeta, na której występuje czekolada.
Cynthia Vanity
Zawód : uzdrowicielka na oddziale wypadków przedmiotowych, cukierniczka, właścicielka Słodkiej Próżności
Wiek : 33
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
Dziś rano cały świat kupiłeś,
za jedno serce cały świat,
nad gwiazdy szczęściem się wybiłeś,
nad czas i morskie głębie lat.
za jedno serce cały świat,
nad gwiazdy szczęściem się wybiłeś,
nad czas i morskie głębie lat.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
Sypialnia Pana
Szybka odpowiedź