Biuro Nicholasa Notta
Strona 2 z 2 • 1, 2
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Biuro Nicholasa Notta
Nieduży, ale bardzo gustownie urządzony gabinet, który od niedawna należy do Nicholasa Notta. Za bogato zdobionym, antycznym biurkiem (zazwyczaj zapełnionym różnego rodzaju papierami) stoi wygodny fotel pokryty brązową skórą. Pokój wypełniają regały pełne różnego typu książek.
Większość aurorów przedkładała czyny nad słowa i pewnie w tym był ich problem. Gorzej, że szef biura też tego nie pilnował, bo sam był bardziej aurorem niż urzędnikiem. Dlatego też ktoś inny musiał się zająć uzupełnianiem dokumentacji i ściganiem ich o pewne informacje. Nie wszystko było w porządku, a właściwie to większość dokumentów nie wyglądała tak, jak powinna wyglądać.
Gdy usłyszał pukanie odpowiedział tylko krótko, że zaprasza przybysza do środka i była to dokładnie ta osoba, której się spodziewał. Nawet uśmiechnął się lekko. Lubił zwracanie się do niego wraz z przysługującym mu tytułem. Nie wszyscy to robili, ale było to dla niego ważne. W końcu był Nottem i czuł się bardzo przywiazany do arystokratycznych manier.
- Witam, Lordzie Selwyn, proszę usiąść, to nam trochę zajmie - odpowiedział dalej się uprzejmie uśmiechając do niego i wskazując na krzesło na przeciwkojego biurka. Trochę bał się tego spojrzenia. Może nawet trochę bardziej niż trochę, bo w końcu należał do niebywałych tchórzy, a wyraz twarzy zaprzeczał uprzejmym słowom Wiliama Selwyna. Na szczęście aktorem też był dobrym i starał się ukryć niepokój jak tylko mógł. Jedynie wprawne oko mogłoby dotrzec ślady niepokoju w oczach Notta. - Zlecono mi przejrzenie dokumentacji biura aurorów i muszę z przykrością stwierdzić, że jest o ona w opłakanym stanie – zaczął i upił łyk kawy, która stała na jego biurku. - Chce Pan może kawy, Lordzie? – dopytał odwzajemniając się w odpowiednim tytułowaniu. Starał się jednak nie budować za dużego dystansu. Nie dobrze mieć wielu wrogów, tym bardziej wśród aurorów. - Są pewne braki formalne w Pańskiej dokumentacji – odpowiedział kładąc na stole odpowiednią teczkę. Następnie wstał i zaczął przeglądać pozostałe dokumenty. Na biurku pojawiły się kolejne teczki. - Tutaj też. Chyba będę musiał częściej do was zaglądać - dodał segregując te wszystkie dokumenty w taki sposób, żeby posprzątać to jak najszybciej.
Gdy usłyszał pukanie odpowiedział tylko krótko, że zaprasza przybysza do środka i była to dokładnie ta osoba, której się spodziewał. Nawet uśmiechnął się lekko. Lubił zwracanie się do niego wraz z przysługującym mu tytułem. Nie wszyscy to robili, ale było to dla niego ważne. W końcu był Nottem i czuł się bardzo przywiazany do arystokratycznych manier.
- Witam, Lordzie Selwyn, proszę usiąść, to nam trochę zajmie - odpowiedział dalej się uprzejmie uśmiechając do niego i wskazując na krzesło na przeciwkojego biurka. Trochę bał się tego spojrzenia. Może nawet trochę bardziej niż trochę, bo w końcu należał do niebywałych tchórzy, a wyraz twarzy zaprzeczał uprzejmym słowom Wiliama Selwyna. Na szczęście aktorem też był dobrym i starał się ukryć niepokój jak tylko mógł. Jedynie wprawne oko mogłoby dotrzec ślady niepokoju w oczach Notta. - Zlecono mi przejrzenie dokumentacji biura aurorów i muszę z przykrością stwierdzić, że jest o ona w opłakanym stanie – zaczął i upił łyk kawy, która stała na jego biurku. - Chce Pan może kawy, Lordzie? – dopytał odwzajemniając się w odpowiednim tytułowaniu. Starał się jednak nie budować za dużego dystansu. Nie dobrze mieć wielu wrogów, tym bardziej wśród aurorów. - Są pewne braki formalne w Pańskiej dokumentacji – odpowiedział kładąc na stole odpowiednią teczkę. Następnie wstał i zaczął przeglądać pozostałe dokumenty. Na biurku pojawiły się kolejne teczki. - Tutaj też. Chyba będę musiał częściej do was zaglądać - dodał segregując te wszystkie dokumenty w taki sposób, żeby posprzątać to jak najszybciej.
Nicholas Nott
Zawód : Urzędnik w Międzynarodowym Urzędzie Prawa Czarodziejów
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Dwa są sposoby prowadzenia walki: jeden - prawem, drugi - siłą; pierwszy sposób jest ludzki, drugi zwierzęcy.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Ciężko rzec, czy faktycznie to był problem. Zarówno przekładanie myśli nad czynami, i odwrotnie w skrajności były złymi zachowaniami. Sam Selwyn mimo wszystko był człowiekiem inteligentnym, i mimo wszystko zachowywał pewien umiar. Jednakże, jeśli mówiło się o człowieku czynu, to zdecydowanie ucieleśnieniem tego określenia był William. Lubił brać sprawy w swoje ręce i wykonywać wszystko z należytą dokładnością.
Chociaż pod pewnymi względami Will różnił się od wielu lordów, to jednak sam był bardzo przywiązany do szlacheckiej maniery. Mimo wszystko sam lubił odczuwać szacunek, sam też udzielał takowy innym jeżeli takowy dostawał w zamian. Jednak on sam się nie uśmiechał. Nawet w środku nie odczuwał głębszych emocji na tytułowanie lordem.
- Dziękuję, mój lordzie. Natychmiast zamieniam się w słuch. - Ruszył jeszcze kilka kroków do przodu i natychmiast usiadł na wyznaczonym miejscu. W eleganckim geście założył nogę na nogę. Czy zdawał sobie sprawę, że jego spojrzenie przeraża ludzi? Tak. Czy obchodziło go, czy przeraża Nicholasa? Nie. Nie odczuwał potrzeby straszenia go, ale to spojrzenie weszło mu w manierę. - Muszę lordowi wierzyć na słowo, bo moją pracą jest sprawienie, żeby była jakakolwiek rzecz do dokumentowania. Nie sprawdzanie owych dokumentów.
Tylko wyjątkowo wprawne oko zauważyłoby, że tak naprawdę te papierkowe sprawy aż tak go nie interesują. To nie tak, że nie obchodziły go dokumenty nic a nic, nie nie! Jednak i tak miał wrażenie, że tych papierów jest więcej niż powinno być. Na jego uprzejme pytanie, czy napije się kawy odrzekł:
- Poproszę i z góry dziękuję, lordzie Nott.
Co prawda nie był miłośnikiem kawy, ale trochę energii się przyda by urzędasa wysłuchiwać. A co do tytułowania - nie odczuwał wrogości względem kogoś, kto nie używał szlacheckiej tytulatury. Odczuwał jedynie niechęć, jak ktoś na siłę próbował okazać, jak bardzo ma gdzieś jego pozycję. Zazwyczaj tylko odpowiadał tym samym, nie przejmując się takowym rozmówcą. Jednakże stosowanie tych zwrotów grzecznościowych sam uznawał za miłe.
- Muszę wpierw wiedzieć, jakie to są konkretne braki. - Spojrzał na białe papiery z czarnym pismem. Jednak po chwili znowu wbił swoje zimne, trochę nieludzkie spojrzenie w Nicholasa. Wciąż nie czuł interesu wystraszenia go. Chociaż miał też nadzieję, że jego spojrzenie spowoduje, że ten nie będzie się tak ociągał. - Jeżeli zostanę poinformowany jak dokładnie mam te luki wypełnić, to natychmiast to uczynię. Dużo jest braków do wypełnienia?
Uniósł nieznacznie brew, żeby podkreślić pytający ton wypowiedzi. Miał nadzieję, że nie. Ostatecznie nie był fanem siedzenia nie wiadomo ile czasu nad dokumentami. Poza tym ostatecznie już czuł znudzenie. A można podejrzewać, że jak zostanie zrugany za te błędy to Nicholas dostanie niepełną, w pewnym stopniu jedynie pozorną atencję. Odgarnął eleganckim ruchem nasuwający się kosmyk włosów na twarz, co sprawiało wrażenie nieco wyczekującego gestu. Nott mógł odczuwać pewną presję, gdyż zdecydowanie miał dominującą i wymuszającą w pewien sposób respekt osobą. A jeśli ten odczuje ją... będzie to lekko ironiczne, gdyż to nie on jest na "dywaniku", tylko właśnie Selwyn.
- Proszę też o względnie zwięzłe przekazanie problemu. Zapewniam lorda, że wszystko bez problemu zrozumiem.
Po tym już skończył mówić, cały czas patrząc na Nicholasa. Jego wzrok wciąż wymuszał pewną presję, a mrugał tak rzadko, że każde mrugnięcie można było bez problemu wychwycić. Oparł się nieco wygodniej (ale wciąż zachowując elegancję) czekając na wyjaśnienie problemu.
Chociaż pod pewnymi względami Will różnił się od wielu lordów, to jednak sam był bardzo przywiązany do szlacheckiej maniery. Mimo wszystko sam lubił odczuwać szacunek, sam też udzielał takowy innym jeżeli takowy dostawał w zamian. Jednak on sam się nie uśmiechał. Nawet w środku nie odczuwał głębszych emocji na tytułowanie lordem.
- Dziękuję, mój lordzie. Natychmiast zamieniam się w słuch. - Ruszył jeszcze kilka kroków do przodu i natychmiast usiadł na wyznaczonym miejscu. W eleganckim geście założył nogę na nogę. Czy zdawał sobie sprawę, że jego spojrzenie przeraża ludzi? Tak. Czy obchodziło go, czy przeraża Nicholasa? Nie. Nie odczuwał potrzeby straszenia go, ale to spojrzenie weszło mu w manierę. - Muszę lordowi wierzyć na słowo, bo moją pracą jest sprawienie, żeby była jakakolwiek rzecz do dokumentowania. Nie sprawdzanie owych dokumentów.
Tylko wyjątkowo wprawne oko zauważyłoby, że tak naprawdę te papierkowe sprawy aż tak go nie interesują. To nie tak, że nie obchodziły go dokumenty nic a nic, nie nie! Jednak i tak miał wrażenie, że tych papierów jest więcej niż powinno być. Na jego uprzejme pytanie, czy napije się kawy odrzekł:
- Poproszę i z góry dziękuję, lordzie Nott.
Co prawda nie był miłośnikiem kawy, ale trochę energii się przyda by urzędasa wysłuchiwać. A co do tytułowania - nie odczuwał wrogości względem kogoś, kto nie używał szlacheckiej tytulatury. Odczuwał jedynie niechęć, jak ktoś na siłę próbował okazać, jak bardzo ma gdzieś jego pozycję. Zazwyczaj tylko odpowiadał tym samym, nie przejmując się takowym rozmówcą. Jednakże stosowanie tych zwrotów grzecznościowych sam uznawał za miłe.
- Muszę wpierw wiedzieć, jakie to są konkretne braki. - Spojrzał na białe papiery z czarnym pismem. Jednak po chwili znowu wbił swoje zimne, trochę nieludzkie spojrzenie w Nicholasa. Wciąż nie czuł interesu wystraszenia go. Chociaż miał też nadzieję, że jego spojrzenie spowoduje, że ten nie będzie się tak ociągał. - Jeżeli zostanę poinformowany jak dokładnie mam te luki wypełnić, to natychmiast to uczynię. Dużo jest braków do wypełnienia?
Uniósł nieznacznie brew, żeby podkreślić pytający ton wypowiedzi. Miał nadzieję, że nie. Ostatecznie nie był fanem siedzenia nie wiadomo ile czasu nad dokumentami. Poza tym ostatecznie już czuł znudzenie. A można podejrzewać, że jak zostanie zrugany za te błędy to Nicholas dostanie niepełną, w pewnym stopniu jedynie pozorną atencję. Odgarnął eleganckim ruchem nasuwający się kosmyk włosów na twarz, co sprawiało wrażenie nieco wyczekującego gestu. Nott mógł odczuwać pewną presję, gdyż zdecydowanie miał dominującą i wymuszającą w pewien sposób respekt osobą. A jeśli ten odczuje ją... będzie to lekko ironiczne, gdyż to nie on jest na "dywaniku", tylko właśnie Selwyn.
- Proszę też o względnie zwięzłe przekazanie problemu. Zapewniam lorda, że wszystko bez problemu zrozumiem.
Po tym już skończył mówić, cały czas patrząc na Nicholasa. Jego wzrok wciąż wymuszał pewną presję, a mrugał tak rzadko, że każde mrugnięcie można było bez problemu wychwycić. Oparł się nieco wygodniej (ale wciąż zachowując elegancję) czekając na wyjaśnienie problemu.
Gość
Gość
Wymienienie uprzejmości nigdy go nie nudziło. Miał to we krwi, nauczył go tego ojciec, dbała o to znana wszystkim ciotka. Nie mogło być inaczej. Wśród dworskich konwenansów czuł się jak ryba w wodzie, dlatego czuł się jednak nieco pewniej wiedząc, że Selwyn też kontynuuje te arystokratyczne zwyczaje. Mimo że ich rody nie bynajmniej nie prowadziły podobnej polityki, ani nie miały ze sobą zbyt wiele wspólnego wiedział, że należą do tej samej kliki. Miał tylko wrażenie, że niektóre rody nie wiedzą, że cała arystokracja jedzie na tym samym wózku i robiły sobie złą robotę same podkopując swoją pozycję w społeczeństwie. Był u siebie, a jedynie sama postawa Selwyna sprawiała, że wolałby mieć teraz swoją różdżkę w pogotowiu. Wiedział, że w sumie sam nie jest do końca czysty.
- Naturalnie rozumiem, że nie aurorom nie starcza już czasu na to, żeby jeszcze wszystkie działania dokumentować. Tym bardziej, że żyjemy w niespokojnych czasach. Wszyscy jesteśmy wam wdzięczni za waszą pracę, ale minimum formalności to konieczność – ostatnie zdanie dodał uprzejmie, acz stanowczo. Jasne, że nie rozumiał jak oni mogą żyć w takim papierologicznym bałaganie i zdawał sobie sprawę z tego, że to, co aurorzy muszą robić to nie jest „minimum formalności”, bo tacy urzędnicy jak on zasypywali ich milionem druczków, które tylko oni potrafili zrozumieć. Głupi nie był, wiedział, że z połowy tego można byłoby zrezygnować bez większego uszczerbku na czyimkolwiek interesie, ale nie miał zamiaru się wychylać. Prowadzenie dokumentacji z aurorskich interwencji to jego praca. Wcale nie chciał mieć jej mniej. Lubił to i czuł się przez to potrzebny w tym departamencie. Jako Nott mógł nie pracować wcale, ale ciągnęło go do polityki. Władza w końcu była tym, co osoby posiadające już pieniądze często lubiły najbardziej.
- Już za chwilę wszystko pokażę. Sądzę, że to zwykłe przeoczenia – uważał, że tak będzie najprościej, żeby jego druczki nie ucierpiały na pośpiesznym uzupelnianiu gdzieś w przerwie na lunch. - Proszę się przyjrzeć temu, daty się nie zgadzają – rzucił wstając od biurka i podając mu koszulkę z dokumentami i zaznaczonymi miejscami, w których coś się nie zgadza, a sam podszedł do drzwi, żeby poprosić sekretarkę o kawę dla swojego gościa. - Powinna ją przynieść za chwilkę, Lordzie Selwyn – skomentował wracając do stołu. Zdawał sobie sprawę, że powinni do zrobić jak najszybciej .
- W porównaniu do innych jest całkiem nieźle – stwierdził podając mu kolejną teczkę. - Tutaj też są problemy z datami, a tutaj brakuje załączników - w tym momencie podał kolejną teczkę. - Tutaj jeden dodatkowy podpis – dodał podając kolejną kartkę. No trochę tego było, ale to tylko dlatego że przyglądał się wszystkiemu bardzo szczegółowo szukając wręcz dziury w całym.
- Po prostu proszę w przyszłości zwracać uwagę na drobne druczki, może się to Panu wydawać zbędne, Lordzie, ale takie są procedury. Nic na to nie poradzimy – wyjaśnił a następnie zaprosił sekretarkę z kawą do środka. Lubił swoją pracę. Siedzenie za biurkiem z kawką w ręce. Aurorzy narażali swoje życie i kompletnie nie rozumiał tego poświęcenia.
- Naturalnie rozumiem, że nie aurorom nie starcza już czasu na to, żeby jeszcze wszystkie działania dokumentować. Tym bardziej, że żyjemy w niespokojnych czasach. Wszyscy jesteśmy wam wdzięczni za waszą pracę, ale minimum formalności to konieczność – ostatnie zdanie dodał uprzejmie, acz stanowczo. Jasne, że nie rozumiał jak oni mogą żyć w takim papierologicznym bałaganie i zdawał sobie sprawę z tego, że to, co aurorzy muszą robić to nie jest „minimum formalności”, bo tacy urzędnicy jak on zasypywali ich milionem druczków, które tylko oni potrafili zrozumieć. Głupi nie był, wiedział, że z połowy tego można byłoby zrezygnować bez większego uszczerbku na czyimkolwiek interesie, ale nie miał zamiaru się wychylać. Prowadzenie dokumentacji z aurorskich interwencji to jego praca. Wcale nie chciał mieć jej mniej. Lubił to i czuł się przez to potrzebny w tym departamencie. Jako Nott mógł nie pracować wcale, ale ciągnęło go do polityki. Władza w końcu była tym, co osoby posiadające już pieniądze często lubiły najbardziej.
- Już za chwilę wszystko pokażę. Sądzę, że to zwykłe przeoczenia – uważał, że tak będzie najprościej, żeby jego druczki nie ucierpiały na pośpiesznym uzupelnianiu gdzieś w przerwie na lunch. - Proszę się przyjrzeć temu, daty się nie zgadzają – rzucił wstając od biurka i podając mu koszulkę z dokumentami i zaznaczonymi miejscami, w których coś się nie zgadza, a sam podszedł do drzwi, żeby poprosić sekretarkę o kawę dla swojego gościa. - Powinna ją przynieść za chwilkę, Lordzie Selwyn – skomentował wracając do stołu. Zdawał sobie sprawę, że powinni do zrobić jak najszybciej .
- W porównaniu do innych jest całkiem nieźle – stwierdził podając mu kolejną teczkę. - Tutaj też są problemy z datami, a tutaj brakuje załączników - w tym momencie podał kolejną teczkę. - Tutaj jeden dodatkowy podpis – dodał podając kolejną kartkę. No trochę tego było, ale to tylko dlatego że przyglądał się wszystkiemu bardzo szczegółowo szukając wręcz dziury w całym.
- Po prostu proszę w przyszłości zwracać uwagę na drobne druczki, może się to Panu wydawać zbędne, Lordzie, ale takie są procedury. Nic na to nie poradzimy – wyjaśnił a następnie zaprosił sekretarkę z kawą do środka. Lubił swoją pracę. Siedzenie za biurkiem z kawką w ręce. Aurorzy narażali swoje życie i kompletnie nie rozumiał tego poświęcenia.
Nicholas Nott
Zawód : Urzędnik w Międzynarodowym Urzędzie Prawa Czarodziejów
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Dwa są sposoby prowadzenia walki: jeden - prawem, drugi - siłą; pierwszy sposób jest ludzki, drugi zwierzęcy.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
On sam może i by chciał, żeby arystokracja stanowiła jedność. Ale w innym stopniu, niż wstępowanie do Rycerzy Walpurgii. Jednak William miał taką mentalność... obrońcy i opiekuna. Może tego nie było po nim widać, ale sam uważał za swój obowiązek opiekować się słabszymi. A za takich... uważał mugoli. Dlaczego? Byli nieświadomi i nie byliby w stanie poradzić sobie najpewniej z czarodziejami. I był gotów zaryzykować życie, jeśli to będzie miało sens i jeśli to uratuje czyjeś życie. Jednak raczej arystokratyczna społeczność nie była w stanie za bardzo stwierdzić, po jakiej Will był stronie. Zawsze przy pytaniach o poglądy dawał takie odpowiedzi, że faktycznie ich nie udzielał. A co do różdżki w pogotowiu... William zawsze był czujny. I prawdopodobnie nawet teraz byłby w stanie się pojedynkować.
- O ile to nie jest mało powiedziane, lordzie Nott. Jednakże minimum każdy ma swoje, a jego dolną granicę zapewne każdy ma inną. - No okej... Selwyn nie był zwolennikiem bałaganu, ale był za to zwolennikiem minimalizmu. Według niego należało pozbyć się wielu dokumentacji, które nie były tak naprawdę potrzebne. Był wyjątkowo uporządkowanym, można rzecz, że nieco schematycznym człowiekiem. Unikał zbędnych wedle niego akcji, bo uważał, że nadmierny wysiłek nigdy nie popłaca.
- Nikt nie jest nieomylny, a każdy kto tak się zwie może zostać okrzyknięty osobą próżną. - Dawanie sentencji godnych książki pełnych złotych myśli było bardzo w jego stylu. Jednak to też sprawiało, że ciężej było go rozgryźć bo... jego zdania były takie bezosobowe. Nie było w nich czuć niczego personalnego.
- Ależ oczywiście.
Odparł, gdy jego rozmówca powiedział o dostarczeniu za niedługo kawy. Po chwili przyjrzał się dokumentom, robiąc to na spokojnie. Czytał je dość szybko, nie zamierzając podpisywać wszystkiego jak chłopi w XVII wieku, którzy nie byli w stanie przeczytać dokumentów, które musieli akceptować. Gdy ujmował dokumenty z niewłaściwymi datami, natychmiast korygował błędy. Tak samo z brakami załączników, które natychmiast uzupełniał. Gdzie był potrzebny podpis, tu się znajdowało jego nazwisko, podpisane w kształtny sposób atramentem. W tym czasie poruszał także jedynie nadgarstkiem, nie wykazując najmniejszego ruchu ręką.
- Procedury bywały różne, i jeśli chcielibyśmy rozpowiadać się o sensowności każdej, należało każdą wziąć by z osobna. - Odparł, i krótko podziękował, gdy dostał kawę. Ignorując fakt, czy była gorąca upił łyka. Nawet jeśli była, to nie okazał żadnego bólu. Nawet nie syknięcie, ani grymas. Chociaż nie można było odmówić elegancji mężczyźnie, to jednak nie był nawet trochę delikatny jak chodziło o charakter. A temperatura napoju była ostatnim, co go martwiło. - To są wszystkie wadliwe dokumenty, czy jeszcze inne wymagają mojego pióra?
Ponownie wbił swój zimny wzrok w Notta. Selwyn miał może nie tyle co pogardliwy, co protekcjonalny stosunek wobec urzędników. W względnie dopuszczalnej mierze lekceważył ich pracę. Nie oni ryzykują życie. - sam wychodził z założenia, ze w imię słusznej sprawy każdy prawdziwy mężczyzna powinien umieć zareagować. A zdecydowanie William był człowiekiem o silnym poczuciu sprawiedliwości. Człowiekiem walki, który w imię swoich idei byłby skłonny umrzeć.I umrze, bo rzecz jasna najwięksi bohaterowie giną pierwsi. Po chwili, gdy pierwszy raz od dłuższego już czasu mrugnął rzekł:
- Czasami dużo jest tej dokumentacji. Rozumiem, że dla Was liczy się szczegółowość w każdym calu? - Ponownie uniósł nieznacznie brew, pytanie zadając tonem nieznacznie pytającym. Różnice w jego tonie były bardzo subtelne, aczkolwiek Will starał się, by były odczuwalne. - Podejrzewam, że w tych jakże... gorączkujących czasach musi to być dość dużo pracy. Mylę się?
Sam co prawda uważał taką pracę za niewiele wartą przy pracy aurorów. Jednak nie dawał tego po sobie poznać, nie dawał po sobie poznawać wiele rzeczy. Na zewnątrz zdawał się być jak wielki posąg. Majestatyczny, budzący pewną pokorę i szacunek. Jednakże zarazem nie wyrażał emocji i ludzkich słabości. W środku jednak tliły się jakieś emocje, chociaż te były nierzadko słabsze niż u wielu innych ludzi. Przynajmniej zazwyczaj, bo i nad nim czasami przejmowały emocje kontrolę. Jednak nie teraz.
Czekał cierpliwie na informację, czy to wszystko, czy musi jeszcze coś zrobić. A im dłużej musiał czekać, tym dłużej Nicholas musiał znosić jego chłodne i pozbawione emocji spojrzenie. Od czasu do czasu upijał łyk kawy, jednakże wciąż nie odrywał od niego spojrzenia. Chociaż nie do końca powinien, to jednak czuł gdzieś tę satysfakcję jak widział zakłopotanie u ludzi. Jednak teraz się tego nie doszukiwał. Nie czuł wielkiego zawodu, ze być może lord Nott tego nie odczuwał. Albo nie chciał okazywać. Kto może wiedzieć?
- O ile to nie jest mało powiedziane, lordzie Nott. Jednakże minimum każdy ma swoje, a jego dolną granicę zapewne każdy ma inną. - No okej... Selwyn nie był zwolennikiem bałaganu, ale był za to zwolennikiem minimalizmu. Według niego należało pozbyć się wielu dokumentacji, które nie były tak naprawdę potrzebne. Był wyjątkowo uporządkowanym, można rzecz, że nieco schematycznym człowiekiem. Unikał zbędnych wedle niego akcji, bo uważał, że nadmierny wysiłek nigdy nie popłaca.
- Nikt nie jest nieomylny, a każdy kto tak się zwie może zostać okrzyknięty osobą próżną. - Dawanie sentencji godnych książki pełnych złotych myśli było bardzo w jego stylu. Jednak to też sprawiało, że ciężej było go rozgryźć bo... jego zdania były takie bezosobowe. Nie było w nich czuć niczego personalnego.
- Ależ oczywiście.
Odparł, gdy jego rozmówca powiedział o dostarczeniu za niedługo kawy. Po chwili przyjrzał się dokumentom, robiąc to na spokojnie. Czytał je dość szybko, nie zamierzając podpisywać wszystkiego jak chłopi w XVII wieku, którzy nie byli w stanie przeczytać dokumentów, które musieli akceptować. Gdy ujmował dokumenty z niewłaściwymi datami, natychmiast korygował błędy. Tak samo z brakami załączników, które natychmiast uzupełniał. Gdzie był potrzebny podpis, tu się znajdowało jego nazwisko, podpisane w kształtny sposób atramentem. W tym czasie poruszał także jedynie nadgarstkiem, nie wykazując najmniejszego ruchu ręką.
- Procedury bywały różne, i jeśli chcielibyśmy rozpowiadać się o sensowności każdej, należało każdą wziąć by z osobna. - Odparł, i krótko podziękował, gdy dostał kawę. Ignorując fakt, czy była gorąca upił łyka. Nawet jeśli była, to nie okazał żadnego bólu. Nawet nie syknięcie, ani grymas. Chociaż nie można było odmówić elegancji mężczyźnie, to jednak nie był nawet trochę delikatny jak chodziło o charakter. A temperatura napoju była ostatnim, co go martwiło. - To są wszystkie wadliwe dokumenty, czy jeszcze inne wymagają mojego pióra?
Ponownie wbił swój zimny wzrok w Notta. Selwyn miał może nie tyle co pogardliwy, co protekcjonalny stosunek wobec urzędników. W względnie dopuszczalnej mierze lekceważył ich pracę. Nie oni ryzykują życie. - sam wychodził z założenia, ze w imię słusznej sprawy każdy prawdziwy mężczyzna powinien umieć zareagować. A zdecydowanie William był człowiekiem o silnym poczuciu sprawiedliwości. Człowiekiem walki, który w imię swoich idei byłby skłonny umrzeć.
- Czasami dużo jest tej dokumentacji. Rozumiem, że dla Was liczy się szczegółowość w każdym calu? - Ponownie uniósł nieznacznie brew, pytanie zadając tonem nieznacznie pytającym. Różnice w jego tonie były bardzo subtelne, aczkolwiek Will starał się, by były odczuwalne. - Podejrzewam, że w tych jakże... gorączkujących czasach musi to być dość dużo pracy. Mylę się?
Sam co prawda uważał taką pracę za niewiele wartą przy pracy aurorów. Jednak nie dawał tego po sobie poznać, nie dawał po sobie poznawać wiele rzeczy. Na zewnątrz zdawał się być jak wielki posąg. Majestatyczny, budzący pewną pokorę i szacunek. Jednakże zarazem nie wyrażał emocji i ludzkich słabości. W środku jednak tliły się jakieś emocje, chociaż te były nierzadko słabsze niż u wielu innych ludzi. Przynajmniej zazwyczaj, bo i nad nim czasami przejmowały emocje kontrolę. Jednak nie teraz.
Czekał cierpliwie na informację, czy to wszystko, czy musi jeszcze coś zrobić. A im dłużej musiał czekać, tym dłużej Nicholas musiał znosić jego chłodne i pozbawione emocji spojrzenie. Od czasu do czasu upijał łyk kawy, jednakże wciąż nie odrywał od niego spojrzenia. Chociaż nie do końca powinien, to jednak czuł gdzieś tę satysfakcję jak widział zakłopotanie u ludzi. Jednak teraz się tego nie doszukiwał. Nie czuł wielkiego zawodu, ze być może lord Nott tego nie odczuwał. Albo nie chciał okazywać. Kto może wiedzieć?
Gość
Gość
Praktycznie rzecz biorąc każdy arystokrata był powiązany więzami krwi zresztą w mniejszym, czy większym stopniu. Nie wszystkie rody się nawzajem lubiły. Nie wszystkie chciały współpracować. Różnili się nie tylko nazwiskami i ziemią, która im podlegała ale i poglądami stylem bycia. Ale łączyło ich to, że czy tego chcieli czy nie stali najwyżej w drabinie społecznej. Nich należał do rodu o bardzo konserwatywnych poglądach, więc właśnie w takim poglądzie na świat został wychowany. Ale wiedział też, że arystokracja jako taka stanowi jedną całość. Przecież właśnie o tym przypominała ciotka, gdy byli gospodarzami corocznego sabatu. Od lat wyglądało to dokładnie tak samo, mimo że nie wszyscy byli mile widziani, wszyscy dostawali zaproszenie i raczej się pojawiali. Żeby się nie pojawić potrzebna była naprawdę dobra wymówka. To było wydarzenie, na którym wypadało być i które stanowiło centrum całego roku. Dla niego więc było to równie ważne.
- Proszę mi wierzyć, Lordzie, że zostało to już i tak bardzo uproszczone. Jednak potrzebujemy mieć to wszystko na piśmie, na wszelki wypadek. W rękach aurorów jest bardzo duża władza i trzeba przedsięwziąć wszelkie środki, by ta władza nie została nadużyta. A także potrzebujemy podkładki jeśli ktoś oskarży aurora o wyjście poza jego kompetencje. Stąd potrzeba dokumentacji – wyjaśnił nie do końca wyjaśniając cokolwiek. Potraktował go zwykłym politycznym bełkotem, który w jakimś stopniu usprawiedliwiał to jak wyglądają te procedury, ale nie do końca. Terminy goniły i czasami aurorom podtykano papierki do podpisu zanim udzieli im się jakiejś pomocy, jeśli stało się coś nieprzewidzianego podczas interwencji. Nick uważał, że jest od tego, by pilnować porządku w dokumentach, a nie dbać o to by aurorzy przeżyli i to było jak najbardziej widać. Jakoś nie wykazywał zainteresowania jeśli chodziło o ludzi, a jeśli chodzi o dokumenty to już coś innego.
- Rzecz jasna ma Pan rację, Lordzie Selwyn – odpowiedział dopijajac kawę, bo dostał już nową. To już chyba było uzależnienie od kofeiny w jego przypadku. Lekko drgnął, gdy Selwyn znów na niego spojrzał. Nie wiedział, co z nim jest nie tak, ale ewidentnie coś było. Nick założył nogę na nogę ale zachowywał spokój. Przecież nie może pokazać po sobie, że jest lekko zaniepokojony postawą rozmówcy.
- Wydaje mi się, że to wszystko – Nick pobieżnie przejrzał wszystkie swoje notatki, a następnie wyciągnął różdżkę, żeby zniszczyć je szepcząc jedno słówko. To było chyba wszystko.
- W razie jakichkolwiek problemów lepiej mieć wszystko na piśmie. W razie wątpliwości, co należy zrobić warto wiedzieć, co było wcześniej. Szczegółowość jest ważna. Od tego jesteśmy, żeby wszystko zostało należycie udokumentowane – odpowiedział na zadane pytanie z satysfakcją. Tak, właśnie to sprawiało mu satysfakcje. Nie wyobrażał sobie, że mógłby nastawiać własnego karku po to, żeby kogoś ratować. Swoje zdrowie i życie stawiał na pierwszym miejscu. Zawsze. Ryzykował tylko wtedy, gdy wiedział, że jeśli tego nie zrobi będzie jeszcze gorzej.
- Zazwyczaj zajmuję się absolutnymi błahostkami. Zwykłe nadużycia czarów. Ale ktoś to musi robić. W przyszłości będę częściej zaglądał do waszych dokumentów, to ciekawsze, a gdy zostawia się to na ostatnią chwilę jest tego za dużo – odpowiedział mając nadzieję, że właśnie to chciał usłyszeć Wiliam. - Czasy się stają coraz mroczniejsze. To nie jest… najłatwiejszy moment. Nie było mnie w Londynie dłuższy czas i muszę nadgonić pewne sprawy. W kuluarach słychć różne plotki, ale które z nich to prawda. Kwatera Głowna Aurorów ma może jakieś lepsze wieści niż kolejne zaginione osoby? – zagadnął, bo skoro już popijaja sobie kawkę, to może dowie się czegoś ciekawego. Ale właściwie to wątpił, żeby w czymś mu to pomogło. Selwyn wydawał się zbyt rozsądny, żeby sprzedawać ważne informacje za darmo.
- Proszę mi wierzyć, Lordzie, że zostało to już i tak bardzo uproszczone. Jednak potrzebujemy mieć to wszystko na piśmie, na wszelki wypadek. W rękach aurorów jest bardzo duża władza i trzeba przedsięwziąć wszelkie środki, by ta władza nie została nadużyta. A także potrzebujemy podkładki jeśli ktoś oskarży aurora o wyjście poza jego kompetencje. Stąd potrzeba dokumentacji – wyjaśnił nie do końca wyjaśniając cokolwiek. Potraktował go zwykłym politycznym bełkotem, który w jakimś stopniu usprawiedliwiał to jak wyglądają te procedury, ale nie do końca. Terminy goniły i czasami aurorom podtykano papierki do podpisu zanim udzieli im się jakiejś pomocy, jeśli stało się coś nieprzewidzianego podczas interwencji. Nick uważał, że jest od tego, by pilnować porządku w dokumentach, a nie dbać o to by aurorzy przeżyli i to było jak najbardziej widać. Jakoś nie wykazywał zainteresowania jeśli chodziło o ludzi, a jeśli chodzi o dokumenty to już coś innego.
- Rzecz jasna ma Pan rację, Lordzie Selwyn – odpowiedział dopijajac kawę, bo dostał już nową. To już chyba było uzależnienie od kofeiny w jego przypadku. Lekko drgnął, gdy Selwyn znów na niego spojrzał. Nie wiedział, co z nim jest nie tak, ale ewidentnie coś było. Nick założył nogę na nogę ale zachowywał spokój. Przecież nie może pokazać po sobie, że jest lekko zaniepokojony postawą rozmówcy.
- Wydaje mi się, że to wszystko – Nick pobieżnie przejrzał wszystkie swoje notatki, a następnie wyciągnął różdżkę, żeby zniszczyć je szepcząc jedno słówko. To było chyba wszystko.
- W razie jakichkolwiek problemów lepiej mieć wszystko na piśmie. W razie wątpliwości, co należy zrobić warto wiedzieć, co było wcześniej. Szczegółowość jest ważna. Od tego jesteśmy, żeby wszystko zostało należycie udokumentowane – odpowiedział na zadane pytanie z satysfakcją. Tak, właśnie to sprawiało mu satysfakcje. Nie wyobrażał sobie, że mógłby nastawiać własnego karku po to, żeby kogoś ratować. Swoje zdrowie i życie stawiał na pierwszym miejscu. Zawsze. Ryzykował tylko wtedy, gdy wiedział, że jeśli tego nie zrobi będzie jeszcze gorzej.
- Zazwyczaj zajmuję się absolutnymi błahostkami. Zwykłe nadużycia czarów. Ale ktoś to musi robić. W przyszłości będę częściej zaglądał do waszych dokumentów, to ciekawsze, a gdy zostawia się to na ostatnią chwilę jest tego za dużo – odpowiedział mając nadzieję, że właśnie to chciał usłyszeć Wiliam. - Czasy się stają coraz mroczniejsze. To nie jest… najłatwiejszy moment. Nie było mnie w Londynie dłuższy czas i muszę nadgonić pewne sprawy. W kuluarach słychć różne plotki, ale które z nich to prawda. Kwatera Głowna Aurorów ma może jakieś lepsze wieści niż kolejne zaginione osoby? – zagadnął, bo skoro już popijaja sobie kawkę, to może dowie się czegoś ciekawego. Ale właściwie to wątpił, żeby w czymś mu to pomogło. Selwyn wydawał się zbyt rozsądny, żeby sprzedawać ważne informacje za darmo.
Nicholas Nott
Zawód : Urzędnik w Międzynarodowym Urzędzie Prawa Czarodziejów
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Dwa są sposoby prowadzenia walki: jeden - prawem, drugi - siłą; pierwszy sposób jest ludzki, drugi zwierzęcy.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
William z natury bardziej zwracał uwagę na tych, którzy byli spokrewnieni bliżej niż dalej. Czy czuł przywiązanie do wszystkich arystokratycznych rodów? Nie. Poza tym tak naprawdę jakby musiał, to byłby w stanie wyrzec się szlachectwa. Jednak po ostatniej decyzji Fenwicka się upewnił, że nie będzie to w żadnym wypadku konieczne. A odnośnie sabatu... sam William wiedział, że niemile widziane byłoby niezważanie na sabat. I się zjawił! Chociaż jakoś szczególnie zadowolony nie był.
- Nadużycia komptencji zdarzają się w każdym możliwym przypadku. Aczkolwiek nie wydaje mi się, żeby wśród aurorów było to plagą. - Czy ten bełkot do niego przemówił? W sumie to jakoś niezbyt. Mimo, że lubił jak ktoś dbał o język, to... w niektórych przypadkach modlił się, by ktoś powiedział coś dosadnie. Nawet, jeśli miałyby do tego zostać użyte wulgaryzmy. Miewał dość takiego bełkotu. A biurokracja go zawsze irytowała. Mogliby zamiast tego nie wiem... poprawić system pomocy? Bywały niespodziewane wypadki, i wtedy Selwyn miał bardziej niż gdzieś wszelakie papiery. Zawsze liczyło się dla niego bardziej życie towarzyszy. I nie przełożyłby dokumenty nad ich życia. W żadnym wypadku.
W następnym ciągu dał się Nicholasowi wypowiedzieć do końca. Musiał się nieco wytężyć, żeby nie wywrócić oczami na te słowa. Szło się zorientować, że ta paplanina sprawiała mu zadowolenie. Jednak William był za dobrze wychowany, żeby jakkolwiek przekazać lekkie podirytowanie. Od czasu do czasu lekko przytakiwał, jakby się zgadzając. To nadmierne zainteresowanie tymi papierami jest bluzgiem na śmierć wielu dobrych ludzi, którzy nie powinni byli skonać. - powiedział sam do siebie w myślach. Gdy usłyszał jego pytanie udał zamyślenie. Uznał lorda Notta za zbyt naiwnego, jeśli ten myślał, że cokolwiek mu powie.
- Zostawianie spraw na ostatnią chwilę może okazać się drętwotą wymierzoną ku własnej osobie. Dla zdrowia lorda zalecam unikać takich praktyk. - odrzekł na to wyrażenie o zostawianiu spraw na ostatnią chwilę. Z kolei to, że Nicholas miał zamiar bardziej się przyczepić do aurorów puścił mimo uszu. - Plotkarze mają to do siebie, że przez im większą takowych ilość plotka przejdzie, tym bardziej ona się zmienia. I tak z połowy jej zawartości, która jest prawdą, może stać się ona jedynie ziarenkiem wśród wysypiska absurdu. - Podzielił się konkretną sytuacją. Szło jednak w tym odkryć jeden przekaz: nie ma co wierzyć plotkom. By odkryć prawdę w plotkach należało być w tym nieźle wprawionym, a czy William był? Raczej nie, zresztą nie odczuwał za często do tego chęci. A wracając do jego pytania odparł. - W zależności od czasów gama konkretnych spraw może się zupełnie zmieniać. A poza tym pozwolę przypomnieć sobie, że aurorzy mają szersze kompetencje niż szukanie zaginionych. Jakie to, to powinien pan w pewnym chociażby stopniu wiedzieć.
W tym Nicholas miał rację. Lord Selwyn był nazbyt rozsądny, żeby pozwalać sobie na rozdawanie jakichkolwiek poufnych informacji. W sumie nawet niepoufne informacje ciężko było od niego wyciągnąć, właściwie normalnymi sposobami byłoby to niemal niemożliwe. Zazwyczaj w zamian dostawało się życiowe cytaty, wymijające odpowiedzi a czasami dość nagłe zmiany tematu. Will nie był książką, w której można było na spokojnie czytać. A na pewno nie był księgą napisaną prostym językiem.
- Z drugiej strony jeśli ma pan zamiar przyłożyć więcej ręki do spraw aurorów, zapewne dowie się pan bez problemu. Czegokolwiek pan by nie szukał. - Przerwał, upijając łyk kawy. Zrobił na chwilę pauzę, jakby się zastanawiając. Tu jego wzrok ponownie skupił się na Nicholasie. - A może uznaje pan nasze sprawy za na tyle interesujące, że stąd pan jest bardzo zainteresowany naszymi poczynaniami?
Ta zbytnia chętka na dowiadywanie się poufnych informacji lekko go zaalarmowała. A jeśli Nott zacznie się tłumaczyć, to lord Selwyn tego nie skomentuje. I tak takie zachowanie byłoby dość dobrą odpowiedzią.
- Nadużycia komptencji zdarzają się w każdym możliwym przypadku. Aczkolwiek nie wydaje mi się, żeby wśród aurorów było to plagą. - Czy ten bełkot do niego przemówił? W sumie to jakoś niezbyt. Mimo, że lubił jak ktoś dbał o język, to... w niektórych przypadkach modlił się, by ktoś powiedział coś dosadnie. Nawet, jeśli miałyby do tego zostać użyte wulgaryzmy. Miewał dość takiego bełkotu. A biurokracja go zawsze irytowała. Mogliby zamiast tego nie wiem... poprawić system pomocy? Bywały niespodziewane wypadki, i wtedy Selwyn miał bardziej niż gdzieś wszelakie papiery. Zawsze liczyło się dla niego bardziej życie towarzyszy. I nie przełożyłby dokumenty nad ich życia. W żadnym wypadku.
W następnym ciągu dał się Nicholasowi wypowiedzieć do końca. Musiał się nieco wytężyć, żeby nie wywrócić oczami na te słowa. Szło się zorientować, że ta paplanina sprawiała mu zadowolenie. Jednak William był za dobrze wychowany, żeby jakkolwiek przekazać lekkie podirytowanie. Od czasu do czasu lekko przytakiwał, jakby się zgadzając. To nadmierne zainteresowanie tymi papierami jest bluzgiem na śmierć wielu dobrych ludzi, którzy nie powinni byli skonać. - powiedział sam do siebie w myślach. Gdy usłyszał jego pytanie udał zamyślenie. Uznał lorda Notta za zbyt naiwnego, jeśli ten myślał, że cokolwiek mu powie.
- Zostawianie spraw na ostatnią chwilę może okazać się drętwotą wymierzoną ku własnej osobie. Dla zdrowia lorda zalecam unikać takich praktyk. - odrzekł na to wyrażenie o zostawianiu spraw na ostatnią chwilę. Z kolei to, że Nicholas miał zamiar bardziej się przyczepić do aurorów puścił mimo uszu. - Plotkarze mają to do siebie, że przez im większą takowych ilość plotka przejdzie, tym bardziej ona się zmienia. I tak z połowy jej zawartości, która jest prawdą, może stać się ona jedynie ziarenkiem wśród wysypiska absurdu. - Podzielił się konkretną sytuacją. Szło jednak w tym odkryć jeden przekaz: nie ma co wierzyć plotkom. By odkryć prawdę w plotkach należało być w tym nieźle wprawionym, a czy William był? Raczej nie, zresztą nie odczuwał za często do tego chęci. A wracając do jego pytania odparł. - W zależności od czasów gama konkretnych spraw może się zupełnie zmieniać. A poza tym pozwolę przypomnieć sobie, że aurorzy mają szersze kompetencje niż szukanie zaginionych. Jakie to, to powinien pan w pewnym chociażby stopniu wiedzieć.
W tym Nicholas miał rację. Lord Selwyn był nazbyt rozsądny, żeby pozwalać sobie na rozdawanie jakichkolwiek poufnych informacji. W sumie nawet niepoufne informacje ciężko było od niego wyciągnąć, właściwie normalnymi sposobami byłoby to niemal niemożliwe. Zazwyczaj w zamian dostawało się życiowe cytaty, wymijające odpowiedzi a czasami dość nagłe zmiany tematu. Will nie był książką, w której można było na spokojnie czytać. A na pewno nie był księgą napisaną prostym językiem.
- Z drugiej strony jeśli ma pan zamiar przyłożyć więcej ręki do spraw aurorów, zapewne dowie się pan bez problemu. Czegokolwiek pan by nie szukał. - Przerwał, upijając łyk kawy. Zrobił na chwilę pauzę, jakby się zastanawiając. Tu jego wzrok ponownie skupił się na Nicholasie. - A może uznaje pan nasze sprawy za na tyle interesujące, że stąd pan jest bardzo zainteresowany naszymi poczynaniami?
Ta zbytnia chętka na dowiadywanie się poufnych informacji lekko go zaalarmowała. A jeśli Nott zacznie się tłumaczyć, to lord Selwyn tego nie skomentuje. I tak takie zachowanie byłoby dość dobrą odpowiedzią.
Gość
Gość
Władza miała to do siebie, że jeśli raz się jej zasmakowało ciągle chciało się więcej. Była jak narkotyk i to ten najbardziej szkodliwy. Stąd nadużycia zdarzały się na każdej pozycji w Ministerstwie i dlatego kontrola była potrzebna we wszystkich stronach. Nikt nie powinien przekraczać swoich kompetencji, bo zachwiałoby to całą machinę jaką był ten system władzy. A cała konstrukcja już i tak była niestabilna i chwiała się coraz bardziej. Właściwie pracownicy Ministerstwa tylko udawali, że wszystko jest ok.
- Na szczęście nie jest to plagą. Ma Pan rację, Lordzie – potwierdził, ale nie był do końca przekonany. W takich czasach kompetencje aurorów mogą gwałtownie wzrosnąć i Nott wolałby do tego nie dopuszczać. - To tylko profilaktyka. Powinniśmy trzymać się procedur i tyle. Po to one powstały, żeby ułatwiać, a nie utrudniać nam życie, nieprawdaż? – doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że jego pytanie retoryczne nie było retoryczne do końca. Wiedział, że aurorzy mają te procedury jak najbardziej za utrudniające, a nie ułatwiające ich pracę, ale Nott wolał jednak stać murem za ministerialną biurokracją, bo w końcu w tym momencie nie siedział za tym biurkiem prywatnie, a był pracownikiem Ministerstwa, więc musiał stać po jego stronie i bronić wszelkich, nawet najbardziej bezsensownych, procederów.
- Dziękuję za radę, Lordzie. W tym wypadku nie było innej możliwości. Miałem sporo spraw do załatwienia zagranicą, a nikt nie chciał się zająć dokumentacją aurorów z wiadomych względów. Zawsze jest ona najmniej starannie prowadzona – odpowiedział ukrywając swoją irytację. Uznał to za bezczelne, że dostaje rady on gościa, który kompletnie się nie zna na archiwizacji dokumentów a woli biegać po mieście ścigając czarnoksiężników czy jakieś inne ropuchy i czarne koty. Absolutnie nie na miejscu. To było oczywiste, że gdyby miał czas, zająłby się tym wcześniej, a nie zostawiał tę pracę na koniec miesiąca. Był osobą niezwykle poukładaną i nie lubił, gdy ktoś odmawia mu tego atutu.
- Nie mógłbym się nie zgodzić, Lordzie. Nie ma co ufać plotkom – usmiechnął się delikatnie. Już wiedział, że nie dowie się niczego konstruktywnego, nawet jeśli zadba o przyjazną atmosferę. Mógł tylko próbować czytać między wierszami, ale i to nie wiele obiecywało. Wiliam mógł dostrzec w jego oczach, że jest lekko rozczarowany, ale właściwie własne tego spodziewał się Nick. Co by nie mówić o Selwyna czy o aurorach głupio to oni nie byli.
- Jestem zwykłym urzędnikiem. Szukam tylko nieścisłości nic więcej - odpowiedział unosząc ręce w geście bezbronności, a następnie sięgnął po kolejny łyk kawy. Nie chciał wyjść na kogoś, kto jest po prostu wścibski. Był po prostu odpowiedzialny za to, co robi i chciał wykonywać swoją pracę jak najlepiej.
- Chyba źle mnie Pan zrozumiał, Lordzie – zaczął i skierował w stronę rozmówcy, tak bardzo charakterystyczne dla Nicka, przenikliwe spojrzenie. - Interwencje aurorów są po prostu bardziej interesujące niż kolejny przypadek użycia czarów przez nieletniego czarodzieja. To tyle – odpowiedział wyglądając na ewidentnie znudzonego tym, że zazwyczaj trafiają mu się dokładnie takie same przypadki. W dodatku nie wymagające od niego niczego poza napisaniem kolejnego listu upominającego taką osobę. I tyle.
- Na szczęście nie jest to plagą. Ma Pan rację, Lordzie – potwierdził, ale nie był do końca przekonany. W takich czasach kompetencje aurorów mogą gwałtownie wzrosnąć i Nott wolałby do tego nie dopuszczać. - To tylko profilaktyka. Powinniśmy trzymać się procedur i tyle. Po to one powstały, żeby ułatwiać, a nie utrudniać nam życie, nieprawdaż? – doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że jego pytanie retoryczne nie było retoryczne do końca. Wiedział, że aurorzy mają te procedury jak najbardziej za utrudniające, a nie ułatwiające ich pracę, ale Nott wolał jednak stać murem za ministerialną biurokracją, bo w końcu w tym momencie nie siedział za tym biurkiem prywatnie, a był pracownikiem Ministerstwa, więc musiał stać po jego stronie i bronić wszelkich, nawet najbardziej bezsensownych, procederów.
- Dziękuję za radę, Lordzie. W tym wypadku nie było innej możliwości. Miałem sporo spraw do załatwienia zagranicą, a nikt nie chciał się zająć dokumentacją aurorów z wiadomych względów. Zawsze jest ona najmniej starannie prowadzona – odpowiedział ukrywając swoją irytację. Uznał to za bezczelne, że dostaje rady on gościa, który kompletnie się nie zna na archiwizacji dokumentów a woli biegać po mieście ścigając czarnoksiężników czy jakieś inne ropuchy i czarne koty. Absolutnie nie na miejscu. To było oczywiste, że gdyby miał czas, zająłby się tym wcześniej, a nie zostawiał tę pracę na koniec miesiąca. Był osobą niezwykle poukładaną i nie lubił, gdy ktoś odmawia mu tego atutu.
- Nie mógłbym się nie zgodzić, Lordzie. Nie ma co ufać plotkom – usmiechnął się delikatnie. Już wiedział, że nie dowie się niczego konstruktywnego, nawet jeśli zadba o przyjazną atmosferę. Mógł tylko próbować czytać między wierszami, ale i to nie wiele obiecywało. Wiliam mógł dostrzec w jego oczach, że jest lekko rozczarowany, ale właściwie własne tego spodziewał się Nick. Co by nie mówić o Selwyna czy o aurorach głupio to oni nie byli.
- Jestem zwykłym urzędnikiem. Szukam tylko nieścisłości nic więcej - odpowiedział unosząc ręce w geście bezbronności, a następnie sięgnął po kolejny łyk kawy. Nie chciał wyjść na kogoś, kto jest po prostu wścibski. Był po prostu odpowiedzialny za to, co robi i chciał wykonywać swoją pracę jak najlepiej.
- Chyba źle mnie Pan zrozumiał, Lordzie – zaczął i skierował w stronę rozmówcy, tak bardzo charakterystyczne dla Nicka, przenikliwe spojrzenie. - Interwencje aurorów są po prostu bardziej interesujące niż kolejny przypadek użycia czarów przez nieletniego czarodzieja. To tyle – odpowiedział wyglądając na ewidentnie znudzonego tym, że zazwyczaj trafiają mu się dokładnie takie same przypadki. W dodatku nie wymagające od niego niczego poza napisaniem kolejnego listu upominającego taką osobę. I tyle.
Nicholas Nott
Zawód : Urzędnik w Międzynarodowym Urzędzie Prawa Czarodziejów
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Dwa są sposoby prowadzenia walki: jeden - prawem, drugi - siłą; pierwszy sposób jest ludzki, drugi zwierzęcy.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Chociaż dobrze czułby się jako lider, to nie był stworzeniem bardzo łaknącym władzy. Właściwie byłaby mu ona... obojętna. Chociaż czasami chciałby mieć nad nią kontrolę, gdy widział, co się dzieje najlepszego. Można było jak najbardziej przyznać, że ta machina zwana ministerstwem się chwiała. Jednak William panował nad niepokojem. Chociaż w sumie nie odróżniał się tutaj pod jednym względem od wielu innych pracowników owej instytucji. Tak naprawdę jedynie udawał, że wszystko jest w porządku. Bo nie było. Prędzej istne pandemonium! Pytanie tylko, co można zrobić?
- To co dla jednej osoby okaże się zbawienne, dla drugiej okaże się katastrofalne. Nie należy generalizować, lordzie Nott. - Jak zwykle poczęstował go swoim cytacikiem, który był oczywistą oczywistością. Nie twierdził, że procedury są zbędne. Jednak... mogłoby być ich mniej. Mimo wszystko jednak w przeciwieństwie do większej części aurorów miał pewne poszanowanie dla biurokracji. Jednak nie dla niej w całej swej okazałości. Czy Nott personalnie uważał, że biurokracja była potrzebna? William nie był w stanie tego stwierdzić. Dla niego Nicholas był typowym urzędnikiem. Więc brał pod uwagę, że pod kątem osobistym mógł uważać niektóre procedury za absurdalne. Jednak nawet jeśli, to ten by się nie przeciwstawił.
- Chcąc nie chcąc praca aurorów jest najmniej zależna od dokumentów i najmniej na nich się opierająca. Aczkolwiek rozumiem, że lord był zajęty. Takie sytuacje się zdarzają i są niewątpliwie zrozumiałe. - Gdyby urzędniczek uznał go słownie za bezczelnego, to Selwyn miałby to... gdzieś. Może się nie znał na archiwizacji dokumentów, ale to było i tak niczym w porównaniu do ryzykowania życiem. A poza tym fakt, żeby nie zostawiać nic na ostatnią chwilę sprawdzał się no nie wiem... w każdej sytuacji? Ewentualnie prawie każdej, jednakże sens ten sam lub podobny.
- Jakże szkoda, że są sytuacje, gdzie plotki są jedynymi informacjami. Czasami trzeba złoto szukać wśród sterty bezwartościowych metali. - Nawet jak miało się z nim względnie przyjazne relacje, to ciężko było od niego coś wyciągnąć. A tym bardziej nie zrobi tego Nicholas Nott. Z powodu ich oficjalnego stanowiska wobec mugoli brał pod uwagę, że być może zobaczą się kiedyś nie w biurze, ale na polu bitwy.
Gdy ten wspomniał, że jest tylko urzędnikiem to w duchu powiedział sam do siebie - nic tylko wywracać oczami. Przynajmniej wedle jego oceny Nick był nieco wścibski. Może nie aż tak bardzo, ale i tak. To wtykanie nosa wszędzie, gdzie się da! Ach, jakie irytujące!
- Jeśli młodzież dostałaby absolutnie wolną rękę, to używanie czarów w ich wieku mogłoby osiągnąć apogeum. Dodatkowo zwłaszcza szczególnie dla nas niebezpieczne używanie ich w obecności mugoli. Więc i to jest tez ważne, nie tylko dokumentacja poczynań aurorów. - Postanowił nie okazać zrozumienia i ostentacyjnie pokazać, jak bardzo ma jego znudzenie gdzieś. Upił głębszego łyka kawy. Hm, dużo nie zostało. Ale nie zamierzał tu dłużej zostawać. - Chyba, że ma pan oddzielne zdanie?
Uniósł nieznacznie prawą brew w pytającym geście, po czym dopił ostatecznie napój. Splótł swoje dłonie, patrząc cały czas swoim typowym spojrzeniem na Notta. Po chwili odrzekł.
- Zakładam, że moja osoba jest w tej chwili już lordowi niepotrzebna. Zatem mogę się udać w swoją stronę?
Spytał, nie chcąc dłużej tego przeciągać. I Nicholas się niczego nie dowie, i William nie musi więcej dokumentów wypełniać. Raczej nie. Oby nie.
- To co dla jednej osoby okaże się zbawienne, dla drugiej okaże się katastrofalne. Nie należy generalizować, lordzie Nott. - Jak zwykle poczęstował go swoim cytacikiem, który był oczywistą oczywistością. Nie twierdził, że procedury są zbędne. Jednak... mogłoby być ich mniej. Mimo wszystko jednak w przeciwieństwie do większej części aurorów miał pewne poszanowanie dla biurokracji. Jednak nie dla niej w całej swej okazałości. Czy Nott personalnie uważał, że biurokracja była potrzebna? William nie był w stanie tego stwierdzić. Dla niego Nicholas był typowym urzędnikiem. Więc brał pod uwagę, że pod kątem osobistym mógł uważać niektóre procedury za absurdalne. Jednak nawet jeśli, to ten by się nie przeciwstawił.
- Chcąc nie chcąc praca aurorów jest najmniej zależna od dokumentów i najmniej na nich się opierająca. Aczkolwiek rozumiem, że lord był zajęty. Takie sytuacje się zdarzają i są niewątpliwie zrozumiałe. - Gdyby urzędniczek uznał go słownie za bezczelnego, to Selwyn miałby to... gdzieś. Może się nie znał na archiwizacji dokumentów, ale to było i tak niczym w porównaniu do ryzykowania życiem. A poza tym fakt, żeby nie zostawiać nic na ostatnią chwilę sprawdzał się no nie wiem... w każdej sytuacji? Ewentualnie prawie każdej, jednakże sens ten sam lub podobny.
- Jakże szkoda, że są sytuacje, gdzie plotki są jedynymi informacjami. Czasami trzeba złoto szukać wśród sterty bezwartościowych metali. - Nawet jak miało się z nim względnie przyjazne relacje, to ciężko było od niego coś wyciągnąć. A tym bardziej nie zrobi tego Nicholas Nott. Z powodu ich oficjalnego stanowiska wobec mugoli brał pod uwagę, że być może zobaczą się kiedyś nie w biurze, ale na polu bitwy.
Gdy ten wspomniał, że jest tylko urzędnikiem to w duchu powiedział sam do siebie - nic tylko wywracać oczami. Przynajmniej wedle jego oceny Nick był nieco wścibski. Może nie aż tak bardzo, ale i tak. To wtykanie nosa wszędzie, gdzie się da! Ach, jakie irytujące!
- Jeśli młodzież dostałaby absolutnie wolną rękę, to używanie czarów w ich wieku mogłoby osiągnąć apogeum. Dodatkowo zwłaszcza szczególnie dla nas niebezpieczne używanie ich w obecności mugoli. Więc i to jest tez ważne, nie tylko dokumentacja poczynań aurorów. - Postanowił nie okazać zrozumienia i ostentacyjnie pokazać, jak bardzo ma jego znudzenie gdzieś. Upił głębszego łyka kawy. Hm, dużo nie zostało. Ale nie zamierzał tu dłużej zostawać. - Chyba, że ma pan oddzielne zdanie?
Uniósł nieznacznie prawą brew w pytającym geście, po czym dopił ostatecznie napój. Splótł swoje dłonie, patrząc cały czas swoim typowym spojrzeniem na Notta. Po chwili odrzekł.
- Zakładam, że moja osoba jest w tej chwili już lordowi niepotrzebna. Zatem mogę się udać w swoją stronę?
Spytał, nie chcąc dłużej tego przeciągać. I Nicholas się niczego nie dowie, i William nie musi więcej dokumentów wypełniać. Raczej nie. Oby nie.
Gość
Gość
Tu się owi panowie różnili bardzo. Nick miał w sobie ogromną rządzę władzy, mimo że sam raczej nie byłby wstanie stać na czele jakiejś większej organizacji. Wolał doradzać, być blisko centrum, ale na pewno nie mógłby być na samej górze. Będąc na świeczniku jest się celem wszelkich ataków. A on wolał unikać problemów niż się w nie pakować. Był nadwyraz ostrożny. Sam chyba nawet zdawał sobie sprawę z tego, że tak naprawdę jest po prostu tchórzem, który zmienia stronę w zależności od tego, z której strony wieje wiatr. Wprawdzie został wychowany w nienawiści do szlam i mugoli, ale czy naprawdę nie wyrzekłby się tych przekonań, gdyby sytuacja się zmieniła i za takie poglądy można byłoby oberwać niejednym nieprzyjemnym zaklęciem? Teraz trudno to stwierdzić, bo sytuacja była zgoła odmienna, ale jego ród popierał to, co popierał i zgodnie z tym, że był posłuszny nestorowi rodu miał poglądy takie jakie miał. Może to wyglądać jakby nie miał własnego rozumu, ale czasami cięzko zmienić sposób myślenia wpajany od wczesnego dzieciństwa. Tym bardziej, że on w ogóle nie próbował tego zmieniać. Szanse na wewnętrzną przemianę spadały do zera.
- Taka jest rzeczywistość, że musimy czynić naszą powinność i nie ma co się nad tym zastanawiać – odpowiedział starając się nie przewrócić oczami po kolejnej frazie rodem z księgi cytatów, która nie wnosiła niczego do rozmowy, ale była wyjątkowo ładną łatką pomiędzy wypowiedziami. Nie, żeby go to wcale nie męczyło. Właściwie miał nadzieję, że mężczyzna wkrótce skończy pić kawę i będzie mógł zająć się resztą, tudzież pomęczyć resztę aurorów.
- Zależna czy niezależna, dokumenty muszą być odpowiednio zarchiwizowane i nie mieć żadnych braków formalnych, bo inaczej są nieważne. Więc bardzo proszę w przyszłości lepiej się przykładać do pisania raportów – odpowiedział wzruszając ramionami. Miał już trochę dość tego marudzenia na biurokrację, która była dla niego ważna i stanowiła dużą część jego pracy. A jako, że przez wzgląd na swoje urodzenie pracować wałaściwie nie musiał i robił to tylko dla satysfakcji oraz prestiżu jakim cieszył się także dzięki stanowisku w Departamencie Przestrzegania Prawa oczywistym było, że uważał wszelkie kwestie papierologiczne za nie tylko potrzebne, co wręcz niezbędne i zajmowanie się nimi z dbałością uważał za swój pierwszy obowiązek.
- Nie musi się Pan obawiać, Lordzie, że ktokolwiek da młodzieży wolną rękę. Sztab ludzi dba o to, żeby wszystkie prawa były przestrzeganie – odpowiedział krótko, uprzejmie acz stanowczo. Chciał już uciąć tę niewygodną dyskusję. - Moją pracą jest dbanie o dokumentację, działaniem zajmuje się ktoś inny. Każda praca dla naszego wspólnego dobra jest ważna i potrzebna – odpowiedział wytartym frazesem. Jasne, że aurorzy myśleli, że to oni tak naprawdę są tutaj najwazniejsi, a to wcale nie była prawda. Polityka mogła związać im ręce i Nick myślał, że niedługo tak się stanie. Coraz więcej zwolenników dawnego porządku dochodziło do władzy.
- Naturalnie, skończyliśmy wszystko, co trzeba było poprawić – stwierdził i zaczął pospiesznie składać porozkładane po biurku dokumenty. - Gdyby Lord mnie kiedyś potrzebował, proszę czuć się zaproszonym do mojego gabinetu o każdej porze dnia – dodał wstając i wyciągając rękę na pożegnanie. Już nie lubił gościa, nie tylko przez nazwisko. Ale to nie znaczy, że mógł odpuścić sobie etykietę.
/zt
- Taka jest rzeczywistość, że musimy czynić naszą powinność i nie ma co się nad tym zastanawiać – odpowiedział starając się nie przewrócić oczami po kolejnej frazie rodem z księgi cytatów, która nie wnosiła niczego do rozmowy, ale była wyjątkowo ładną łatką pomiędzy wypowiedziami. Nie, żeby go to wcale nie męczyło. Właściwie miał nadzieję, że mężczyzna wkrótce skończy pić kawę i będzie mógł zająć się resztą, tudzież pomęczyć resztę aurorów.
- Zależna czy niezależna, dokumenty muszą być odpowiednio zarchiwizowane i nie mieć żadnych braków formalnych, bo inaczej są nieważne. Więc bardzo proszę w przyszłości lepiej się przykładać do pisania raportów – odpowiedział wzruszając ramionami. Miał już trochę dość tego marudzenia na biurokrację, która była dla niego ważna i stanowiła dużą część jego pracy. A jako, że przez wzgląd na swoje urodzenie pracować wałaściwie nie musiał i robił to tylko dla satysfakcji oraz prestiżu jakim cieszył się także dzięki stanowisku w Departamencie Przestrzegania Prawa oczywistym było, że uważał wszelkie kwestie papierologiczne za nie tylko potrzebne, co wręcz niezbędne i zajmowanie się nimi z dbałością uważał za swój pierwszy obowiązek.
- Nie musi się Pan obawiać, Lordzie, że ktokolwiek da młodzieży wolną rękę. Sztab ludzi dba o to, żeby wszystkie prawa były przestrzeganie – odpowiedział krótko, uprzejmie acz stanowczo. Chciał już uciąć tę niewygodną dyskusję. - Moją pracą jest dbanie o dokumentację, działaniem zajmuje się ktoś inny. Każda praca dla naszego wspólnego dobra jest ważna i potrzebna – odpowiedział wytartym frazesem. Jasne, że aurorzy myśleli, że to oni tak naprawdę są tutaj najwazniejsi, a to wcale nie była prawda. Polityka mogła związać im ręce i Nick myślał, że niedługo tak się stanie. Coraz więcej zwolenników dawnego porządku dochodziło do władzy.
- Naturalnie, skończyliśmy wszystko, co trzeba było poprawić – stwierdził i zaczął pospiesznie składać porozkładane po biurku dokumenty. - Gdyby Lord mnie kiedyś potrzebował, proszę czuć się zaproszonym do mojego gabinetu o każdej porze dnia – dodał wstając i wyciągając rękę na pożegnanie. Już nie lubił gościa, nie tylko przez nazwisko. Ale to nie znaczy, że mógł odpuścić sobie etykietę.
/zt
Nicholas Nott
Zawód : Urzędnik w Międzynarodowym Urzędzie Prawa Czarodziejów
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Dwa są sposoby prowadzenia walki: jeden - prawem, drugi - siłą; pierwszy sposób jest ludzki, drugi zwierzęcy.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Strona 2 z 2 • 1, 2
Biuro Nicholasa Notta
Szybka odpowiedź