Morsmordre :: County of London :: Dalsze dzielnice :: Okolice :: Stara chata
Kuchnia
AutorWiadomość
First topic message reminder :
W tym pomieszczeniu znajduje się myślodsiewania
Kuchnia
Kuchnia po odbudowie stała się taka, jak kiedyś zapewne była i cała chata: niewielka, czysta, schludna, przytulna i utrzymana w jasnej kolorystyce, można rzec, że w typowo angielskim stylu. Zdecydowaną większość przestrzeni wypełnia pomalowany na ciepły, jasny kolor solidny, drewniany stół, otoczony wianuszkiem krzeseł - te jednak są ciemne i na pierwszy rzut oka widać, że pochodzą z dwóch niepełnych kompletów; razem tworzą jednak dość estetyczną całość. W kuchni znajduje się całe wyposażenie, które niezbędne jest do przygotowania posiłku. Szafki - zarówno wiszące jak i stojące - są w takim samym ciepłym, stonowanym kolorze co stół. Pierwsza z nich, znajdująca się przy drzwiach, mieści w sobie różnobarwne kubki. Każdy Zakonnik może znaleźć tam kubek opatrzony odrobinę koślawymi literami układającymi się w jego własne imię. Na drzwiach do malutkiej spiżarni przytwierdzone zostały haczyki, na których wiszą kolorowe ścierki kuchenne, niektóre z nich w dość fikuśne wzorki. Pod sufitem gdzieniegdzie przywieszone zostały suszące się zioła i kolorowe szkiełka, które wraz z zasłonami w kolorze przyjemnej dla oka żółci nadają kuchni domowej przytulności. Pomieszczenie oświetla zwisająca z jednej z sufitowych belek samotna lampa w kolorze butelkowej zieleni. Również tutaj, jak w prawie że całej chacie, można spotkać małe, świetliste leśne stworzonka przypominające patronusy - niewątpliwie ktoś zakupił je na Festiwalu Lata i postanowił wypuścić w kwaterze Zakonu. W
W tym pomieszczeniu znajduje się myślodsiewania
Wślizgnął się do kuchni, kiedy rozmowa miała się już w najlepsze. Musiał zwiedzić ogródek w celu odnalezienia odpowiedniego krzaczka do podlania. Przedzieranie się przez chaszcze trochę mu zajęło. Nie usłyszał pytania o herbatę, a z pewnością przygarnąłby jeden kubek. Nie chcąc robić specjalnych problemów stanął zaraz przy drzwiach w kącie, przysłuchując się wymianie zdań. Do jego uszu dobiegł brzęk szkła. Ognista. Garrett. Zakon. Kiedyś zostanie alkoholikiem. I wyrzucą go z roboty. A skoro przy tym jesteśmy.
- Wydaje mi się - wtrącił się cicho, - że mamy kogoś w Hogwarcie. Co więcej znam kogoś, kto zapewne powiększyłby to grono.
Przez chwilę zastanawiał się czy Eileen chciałaby dołączyć, a raczej, czy on zdecyduje się na zaryzykowanie jej życia. Po ostatniej rozmowie i wymianie listów raczej nie podejrzewał jej o miłość w stosunku do obecnego dyrektora Hogwartu. A te całe diabelskie sidła, które ją atakują mogłyby dla odmiany zaatakować kogoś o inicjałach G.G.
- Zajmiemy się Hogwartem - choć będziemy szpiegować lwa w jego jaskini. - I nazwijcie mnie tchórzem, ale ewentualne informacje wolałbym wysyłać szyfrem. Nie wiem, kto może przeczytać moje listy, a jest jedna osoba, której obawiam się szczególnie - wolał sobie nawet nie wyobrażać, co go czeka, jeśli Grindelwald dorwie jego sowę wysyłającą niebezpieczną przesyłkę.
- A co do drugiej potęgi - skrzywił się lekko - wolałbym się nią zająć jak już rozwiążemy nasz pierwszy problem. Miejmy ją na uwadze, pamiętajmy o niej, ale póki co naszym największym zagrożeniem jest Gellert Grindelwald, czarodziej, który zdołał zabić Dumbledore'a. Jak dla mnie to wystarczająco duży kłopot jak na razie.
W co on się wpakował? I z kim? Wszyscy są tu bohaterami, tylko nie on. Zabawne rzeczy dzieją się z jego życiem, nigdy by nie podejrzewał, że skończy w takim towarzystwie ratując świat. To historia dla każdego, tylko nie dla niego.
- Mogę się napić? - Jak nie upije się swoim bohaterstwem i dzielnością, to przynajmniej zostanie mu alkohol. Brzmi pocieszająco.
- Wydaje mi się - wtrącił się cicho, - że mamy kogoś w Hogwarcie. Co więcej znam kogoś, kto zapewne powiększyłby to grono.
Przez chwilę zastanawiał się czy Eileen chciałaby dołączyć, a raczej, czy on zdecyduje się na zaryzykowanie jej życia. Po ostatniej rozmowie i wymianie listów raczej nie podejrzewał jej o miłość w stosunku do obecnego dyrektora Hogwartu. A te całe diabelskie sidła, które ją atakują mogłyby dla odmiany zaatakować kogoś o inicjałach G.G.
- Zajmiemy się Hogwartem - choć będziemy szpiegować lwa w jego jaskini. - I nazwijcie mnie tchórzem, ale ewentualne informacje wolałbym wysyłać szyfrem. Nie wiem, kto może przeczytać moje listy, a jest jedna osoba, której obawiam się szczególnie - wolał sobie nawet nie wyobrażać, co go czeka, jeśli Grindelwald dorwie jego sowę wysyłającą niebezpieczną przesyłkę.
- A co do drugiej potęgi - skrzywił się lekko - wolałbym się nią zająć jak już rozwiążemy nasz pierwszy problem. Miejmy ją na uwadze, pamiętajmy o niej, ale póki co naszym największym zagrożeniem jest Gellert Grindelwald, czarodziej, który zdołał zabić Dumbledore'a. Jak dla mnie to wystarczająco duży kłopot jak na razie.
W co on się wpakował? I z kim? Wszyscy są tu bohaterami, tylko nie on. Zabawne rzeczy dzieją się z jego życiem, nigdy by nie podejrzewał, że skończy w takim towarzystwie ratując świat. To historia dla każdego, tylko nie dla niego.
- Mogę się napić? - Jak nie upije się swoim bohaterstwem i dzielnością, to przynajmniej zostanie mu alkohol. Brzmi pocieszająco.
Ocalałeś, bo byłeś pierwszy
Ocalałeś, bo byłeś
Ocalałeś, bo byłeś
ostatni
Hereward Bartius
Zawód : Profesor w Hogwarcie
Wiek : 33
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Na szczęście był tam las.
Na szczęście nie było drzew.
Na szczęście brzytwa pływała po wodzie.
Na szczęście nie było drzew.
Na szczęście brzytwa pływała po wodzie.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Nie żyjesz w tym świecie - świecie wielkich intryg i wielkich niebezpieczeństw, największe zagrożenie wiszące nad twoją głową to pijany jak bela marynarz, któremu nie podoba się noworodek. Swobodnie lawirujesz pomiędzy światem czarodziejów i mugoli, od dzieciństwa zawieszona pomiędzy różdżką a rowerem. Jesteś skromną dziewczyną i nie po drodze ci do wielkiej polityki, do domów wysoko urodzonych wchodzisz od tyłu, schodami dla służby przemykając do pokojów gdzie krzyczące matki wydają na świat swoje dzieci.
Więc co robisz tutaj?
Dobrze pamiętasz czasy szkolne, gdzie wytykano palcami takie jak ty i krzyczano „oddaj różdżkę”. Oddaj różdżkę, oddaj magię złodzieju. Wtedy to były tylko głupie zaczepki, teraz realne groźby. A jest w tobie ten gen odpowiedzialny za walkę z wiatrakami, ten nerw, który nie pozwala stać bezczynnie kiedy innym dzieje się krzywda.
- Dziękuję - uśmiechasz się lekko do spotkanego już kiedyś mężczyzny, o ile dobrze pamiętasz, niezwykle wysoko urodzonego. I gdzieś tam grzeje ci się w sercu, gdzieś tam przyznajesz, że się zawsze myliłaś myśląc, że ci z krwią podobno błękitną nie mają w głowie nic. Bo mają - są tutaj. Sama obecność też ma znaczenie.
Zalewasz herbatę gorącą wodą, każdy z kubków znajduje właściciela. Ty opierasz się o blat, podświadomie trzymając się Perseusza, połączyła was wspólna misja dostarczenia gorących napojów. Ognistej też możesz się napić, to zawsze rozluźnia - Czy nie istnieje ryzyko, że kiedy skupimy całą uwagę jedynie na Grindewaldzie, ta trzecia, tajemnicza siła zdąży urosnąć w siłę? - pytasz cicho, po krótkiej chwili zbierania odwagi. To zabawne. Na ulicach - jak to brzmi! - bez strachu podchodzisz do kilka razy większych od siebie łotrzyków, teraz boisz się odezwać. Dlaczego? Sama nie rozumiesz - Może… może jakoś podzielić się obowiązkami? Sama nie wiem, ja często jeżdzę po Nokturnie, trafiają do mnie różni ludzie, mogę słuchać. Podpytywać, nie trudno o gadatliwość podczas wizyty u uzdrowiciela - uśmiechasz się lekko. Ile to sekretów poznałaś, składając kości?
Szkoda, że teraz większość z nich wydaje się totalnie nieprzydatna.
Więc co robisz tutaj?
Dobrze pamiętasz czasy szkolne, gdzie wytykano palcami takie jak ty i krzyczano „oddaj różdżkę”. Oddaj różdżkę, oddaj magię złodzieju. Wtedy to były tylko głupie zaczepki, teraz realne groźby. A jest w tobie ten gen odpowiedzialny za walkę z wiatrakami, ten nerw, który nie pozwala stać bezczynnie kiedy innym dzieje się krzywda.
- Dziękuję - uśmiechasz się lekko do spotkanego już kiedyś mężczyzny, o ile dobrze pamiętasz, niezwykle wysoko urodzonego. I gdzieś tam grzeje ci się w sercu, gdzieś tam przyznajesz, że się zawsze myliłaś myśląc, że ci z krwią podobno błękitną nie mają w głowie nic. Bo mają - są tutaj. Sama obecność też ma znaczenie.
Zalewasz herbatę gorącą wodą, każdy z kubków znajduje właściciela. Ty opierasz się o blat, podświadomie trzymając się Perseusza, połączyła was wspólna misja dostarczenia gorących napojów. Ognistej też możesz się napić, to zawsze rozluźnia - Czy nie istnieje ryzyko, że kiedy skupimy całą uwagę jedynie na Grindewaldzie, ta trzecia, tajemnicza siła zdąży urosnąć w siłę? - pytasz cicho, po krótkiej chwili zbierania odwagi. To zabawne. Na ulicach - jak to brzmi! - bez strachu podchodzisz do kilka razy większych od siebie łotrzyków, teraz boisz się odezwać. Dlaczego? Sama nie rozumiesz - Może… może jakoś podzielić się obowiązkami? Sama nie wiem, ja często jeżdzę po Nokturnie, trafiają do mnie różni ludzie, mogę słuchać. Podpytywać, nie trudno o gadatliwość podczas wizyty u uzdrowiciela - uśmiechasz się lekko. Ile to sekretów poznałaś, składając kości?
Szkoda, że teraz większość z nich wydaje się totalnie nieprzydatna.
Gość
Gość
A od kiedy Garrett zamilknął, reszta wreszcie otworzyła usta - niemal odetchnął z ulgą, nie wiedząc już, czego mógłby dotyczyć jego dalszy monolog. Był beznadziejny w dobieraniu słów i miał wrażenie, że za każdym razem przekazuje dokładną odwrotność tego, co miał zamiar powiedzieć; dlatego zdziwił się, że zakonnicy chórem nie zarzekli się, że zmienili zdanie, że wcale nie chcą się w to angażować, ryzykować nie tylko swoje życia, ale też bezpieczeństwo całych rodzin. I dzięki temu zrobiło mu się jakoś lżej - oplótł palcami kubek parującej herbaty i upił jej łyk, kiwając lekko głową w stronę Bena (choć nie spodziewał się, że wie on więcej od pozostałych - w końcu, jak wspomniał, wciąż był na etapie gromadzenia informacji), potem wsłuchując się w słowa Dorei. A także patrząc na nią ze zdziwieniem, gdy zabrała się za sprzątanie - może rzeczywiście ratowanie świata należało zacząć od... uporządkowania własnego brudu, tego odkładającego się kurzem na szafkach i rzucającego ciemny cień na niepewne myśli? - Dał - rzucił krótko i z pozoru lekko w odpowiedzi na pytanie Dorei, co kontrastowało z powagą słów, które zaraz miały paść. Spojrzał na Luno, spodziewając się, że to on poruszy ten temat; wyczuwając jednak, że Skeeter nie spieszy się do opowieści, wziął głębszy oddech. - I może być to w jakiś sposób powiązane ze sprawą Carter. Albo inaczej - ze znakiem Insygniów Śmierci. Bo, hm, Dumbledore powiedział, że Grindelwald zaszedł dalej niż bracia ze znanej nam wszystkim opowieści. - Co oznacza, że jest jeszcze potężniejszym przeciwnikiem, niż moglibyśmy kiedykolwiek pomyśleć, przeszło mu przez myśl, gdy znów zatapiał usta w gorzkiej herbacie. Garrett po chwili skinął głową Alexowi i Cressidzie, którzy też zaoferowali gotowość do pomocy. - Samuel, jeśli już mamy szukać jakichś tropów, to powinniśmy rozejrzeć się za śladami - zawahał się, wbijając spojrzenie w kubek, który obracał w dłoniach - ...w sumie sam nie wiem, czego. Jakiejś zorganizowanej działalności? Ciężko walczyć z czymś, czego w ogóle nie znamy. I chociaż jestem daleki od ustępstw i wybierania mniejszego zła, wydaje mi się, że Barty ma rację. Samo odsunięcie Grindelwalda od władzy wydaje się awykonalne, a dopóki ta trzecia siła się nie wychyla - kto wie, co miał na myśli Dumbledore, może ona dopiero powstaje i mamy przewagę - to nie planujmy na zapas. Co nie zmienia faktu, że powinniśmy mieć oczy i uszy szeroko otwarte. - Bo każda informacja była na wagę złota. Czym miała być ta trzecia organizacja? Czy również wspierała dyktaturę, lecz nie tę pod wodzą Grindelwalda? Czy chociaż w tej walce okaże się sojusznikiem, czy już od początku będzie im wrogiem? Czy rozpoczęła już działalność, czy dopiero rodziła się - w cieniu, w ciszy, w niebezpiecznym milczeniu? - I nie jesteś tchórzem, Barty. Ryzykujesz z nas wszystkich najwięcej; możemy snuć plany unicestwienia Grindelwalda, ale to ty masz z nim do czynienia na co dzień. Rozumiem cię, że się boisz. Cholera, też się boję. Ale wierzę w to, że nam się uda. - Spojrzał z zachęcającym uśmiechem na Gwenny, z każdym kolejnym słowem coraz poważniej zastanawiając się, w co się wpakował. W co wpakował ich wszystkich. - Póki co pozostaje nam tylko czekać. I nasłuchiwać.
Ale to nie była ostatnia informacja, którą mieli im wyjawić. Garrett znów zerknął z ukosa na Luno, mając nadzieję, że to on przekaże im wieść (w końcu usłyszał ją z pierwszej ręki) - wtedy, gdy nadejdzie odpowiednia chwila.
| wybaczcie opóźnienie! i standardowo - piszcie w dowolnej kolejności, nie czekajcie też na posta Luno
Ale to nie była ostatnia informacja, którą mieli im wyjawić. Garrett znów zerknął z ukosa na Luno, mając nadzieję, że to on przekaże im wieść (w końcu usłyszał ją z pierwszej ręki) - wtedy, gdy nadejdzie odpowiednia chwila.
| wybaczcie opóźnienie! i standardowo - piszcie w dowolnej kolejności, nie czekajcie też na posta Luno
a gniew twój bezsilny niech będzie jak morze
ilekroć usłyszysz głos poniżonych i bitych
Prosta czynność, parzenie herbaty, okazała się być niesamowicie kojąca, gdy do robienia nie pozostawało mi nic innego, jak sterczenie jak palant pośrodku maciupkiej kuchni i słuchanie jak wszyscy po kolei błądzą we mgle. W podobnie beznadziejnych sytuacjach zawsze z pomocą przychodziło mi ratowanie się nikotyną i zajmowanie bezczynnych dłoni papierosem, teraz jednak sam pomysł dobycia używki i zatruwania powietrza dymem wydawał się być nieodpowiedni, gdy przez tłum w pomieszczeniu wizja skończenia się tlenu okazała się być boleśnie realna. Odpowiedziałem na uśmiech Gwendolyn wdzięcznym uniesieniem kącików ust, przyjmując tym samym na siebie rolę nieco zagubionego szlachciątka, które chce ratować świat, ale nie wie jak, więc zacznie od podboju kuchennych szafek i raczenia wszystkich nieśmiałymi uśmieszkami.
Słuchałem więc uważnie wszystkich wypowiedzi, dokonując przy tym handlu zamiennego w postaci kubków z herbatą za dwie szklanki ognistej, z których jedną wręczyłem w drobne dłonie Gwenny, a moje trzewia wypełniło wyjątkowo przyjemne uczucie ulgi, gdy zostałem utwierdzony w przekonaniu, że członkowie Zakonu nie mają absolutnie żadnych informacji o trzeciej sile. Uniosłem głowę, by spojrzeć na Garretta, gdy jego pytanie zawisło w powietrzu. Czy nie słyszałem może czegoś na ten temat?
- Jeśli ta trzecia siła ma się rodzić w wyższych sferach, musi być jeszcze w powijakach. Oczywiście, niektórzy przedstawiciele wiekowych rodów w otwarty sposób wyrażają swoje radykalne poglądy, ale czynili to od zawsze i raczej nie mają zamiaru skończyć. Ale postaram się mieć rękę na pulsie i będę informował, gdy coś zacznie się klarować. Czy to w towarzystwie, czy w pracy. - oznajmiłem, po czym uniosłem szklankę, by upić z niej dość spory łyk trunku i powrócić do wysłuchiwania innych. - Ostatnimi czasy zdarza się, że giną nawet sowy z Ministerstwa, więc szyfrowane listy to dobry pomysł. Naturalnie klucz trzeba będzie zmieniać dość często, ale wszystko jest do ustalenia. - wtrąciłem się jeszcze w kwestii bezpieczeństwa korespondencji. Później pozostało mi już tylko ponowne skwapliwe przytaknięcie Garrettowi.
Słuchałem więc uważnie wszystkich wypowiedzi, dokonując przy tym handlu zamiennego w postaci kubków z herbatą za dwie szklanki ognistej, z których jedną wręczyłem w drobne dłonie Gwenny, a moje trzewia wypełniło wyjątkowo przyjemne uczucie ulgi, gdy zostałem utwierdzony w przekonaniu, że członkowie Zakonu nie mają absolutnie żadnych informacji o trzeciej sile. Uniosłem głowę, by spojrzeć na Garretta, gdy jego pytanie zawisło w powietrzu. Czy nie słyszałem może czegoś na ten temat?
- Jeśli ta trzecia siła ma się rodzić w wyższych sferach, musi być jeszcze w powijakach. Oczywiście, niektórzy przedstawiciele wiekowych rodów w otwarty sposób wyrażają swoje radykalne poglądy, ale czynili to od zawsze i raczej nie mają zamiaru skończyć. Ale postaram się mieć rękę na pulsie i będę informował, gdy coś zacznie się klarować. Czy to w towarzystwie, czy w pracy. - oznajmiłem, po czym uniosłem szklankę, by upić z niej dość spory łyk trunku i powrócić do wysłuchiwania innych. - Ostatnimi czasy zdarza się, że giną nawet sowy z Ministerstwa, więc szyfrowane listy to dobry pomysł. Naturalnie klucz trzeba będzie zmieniać dość często, ale wszystko jest do ustalenia. - wtrąciłem się jeszcze w kwestii bezpieczeństwa korespondencji. Później pozostało mi już tylko ponowne skwapliwe przytaknięcie Garrettowi.
stars, hide your fires:
let not light see my black and deep desires.
let not light see my black and deep desires.
Poważne słowa wpadały jednym uchem, ustawiały nieliczne myśli w odpowiednim szeregu, po czym natychmiast opuszczały głowę Benjamina, niezbyt zmartwionego ową tajemniczą trzecią siłą, mrocznymi sprawkami i tym całym gellertowskim koszmarkiem, w jakim przyszło im żyć. Wielkie deklaracje, sensowne plany oraz polityczne gierki zostawiał osobom do tego kompetentnym. Pomimo niesamowitej arogancji oraz typowo samczej buty, często osiągającej niesamowite rozmiary, w sprawach wagi moralnej (a kwestia walki ze złem należała do takich bez wątpienia) Wright potrafił zachować się naprawdę odpowiedzialnie, z pokorą przyjmując odpowiednie miejsce w szeregu. Mityczni oni, zebrani przy kuchennym stole, mieli za zadanie ogarnąć ten cały burdel oraz rozkazać mu zająć się odpowiednią kwestią. W odpowiedni sposób, którego nie mógł się doczekać - rozkwaszenie mordeczek kilku czarodziejskich faszystów sprawiłoby mu przyjemność równą, bądź nawet większą, tej płynącej (dosłownie) z Ognistej. Jaką w milczeniu pił, zerkając na każdego, kto zajmował głos. Czekoladowe oczy śledziły ten mecz pingpongowy pomysłów oraz domniemań, zadziwiająco często powracając do szczupłej sylwetki Gwenny. Gadającej z jakimś pożal się Merlinie dzieciakiem, z filuterną fryzurką i spuchniętymi ustami nadętego szlachcica. Brwi Benjamina uniosły się wysoko do góry - z każdą chwilą coraz mniej lubił tego typka, czemu kulturalnie nie dawał upustu (jeszcze), będąc wyjątkowo grzecznym Benjaminkiem. Żadnej burdy, żadnego łypania spode łba albo obłapiania siedzącej obok Cressidy. Mrugnął tylko do niej wesolutko, po czym powrócił do jednostajnego bujania się na krześle, tym razem bez widowiskowych huśnięć grożących wystrzeleniem w stratosferę. Najchętniej dodałby coś odkrywczego, ale nic takiego nie pojawiało się (o dziwo) w jego głowie. Gellert głównym wrogiem, oczywiste, inna siła - do obserwacji. Zamierzał się do tego stosować, ufając całkowicie osądowi Weasley'a. I Herewarda. I Samuela. I Alexandra od Ognistej. I tej ładnej kobiety o dziwnie smutnych oczach. Reszta na razie była na cenzurowanym, nie przechodząc testu instynktu samozachowawczego Benjamina Wrighta.
Make my messes matter, make this chaos count.
Benjamin Wright
Zawód : eks-gwiazda quidditcha
Wiek : 34
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I wanna run against the world that's turning
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
OPCM : 37 +7
UROKI : 34
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 43
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Słowa, których początkowo brakło, teraz posypały z ust zebranych niemal lawinowo. Dobrze. Czuł nawet lekki posmak satysfakcji, wiedząc, że miał swój udział w przełamywaniu milczenia. A może, była to rola Ognistej, która przyjemnie drażniła język i kusiła do rozwinięcia. Gdyby jeszcze mógł zapalić, czułby się zdecydowanie..jak w barze? Chyba nie taki był cel, choć - rozluźnienie na ten początek był konieczny. Przesunął barkiem po ścianie czując, jak pozostałości farby czepiają się jego płaszcza niczym rzepy. Strząsnął białe okruchy ręką, akuratnie by usłyszeć słowa Herewarda a potem i Garreta. Choć słowa Averego do niego dotarły, nienaturalnie - przynajmniej na ten moment, nie mógł uwierzyć mu na słowo. Nawet jeśli roztaczał aurę zagubionego chłopczyka, tym mocniej irytując Samuela. Możliwe, że było to zwykłe uprzedzenie, ale do tej pory znał tylko jednego Averego, z którym się dogadywał. I bynajmniej nie był to Perseus. Pozostali jawili mu się jako drażniąca chmura, którą miał ochotę przegonić.
- Potwierdzam, że mamy wystarczająco duże zagrożenie ze strony Grindelwalda, ale ta trzecia siła wymaga sprawdzenia i do tego dążyłem. Skoro bowiem już się w takim gronie zebraliśmy, zapewne każdy chciałby mieć udział w działaniu? - dodał, podsumowując swoją wcześniejszą myśl. Widział w końcu, że niektórzy byli mocniej związani ze sprawą, a przynajmniej mieli styczność z elementami niebezpiecznej "gry" jaką prowadził aktualny dyrektor Hogwartu.
Skupił się znowu na trzymanej w reku szklanicy i jej bursztynowej zawartości. Nie mógł się tez powstrzymać, by nie posłać uśmiechu żeńskiej części zebranych. Tego uniknąć nie umiał, nawet, gdy schodzili się, by omówić plan działania...ratowania ich czarodziejskiego świata. W końcu, nawet tutaj nie byłby sobą, gdyby...nie był sobą.
- Potwierdzam, że mamy wystarczająco duże zagrożenie ze strony Grindelwalda, ale ta trzecia siła wymaga sprawdzenia i do tego dążyłem. Skoro bowiem już się w takim gronie zebraliśmy, zapewne każdy chciałby mieć udział w działaniu? - dodał, podsumowując swoją wcześniejszą myśl. Widział w końcu, że niektórzy byli mocniej związani ze sprawą, a przynajmniej mieli styczność z elementami niebezpiecznej "gry" jaką prowadził aktualny dyrektor Hogwartu.
Skupił się znowu na trzymanej w reku szklanicy i jej bursztynowej zawartości. Nie mógł się tez powstrzymać, by nie posłać uśmiechu żeńskiej części zebranych. Tego uniknąć nie umiał, nawet, gdy schodzili się, by omówić plan działania...ratowania ich czarodziejskiego świata. W końcu, nawet tutaj nie byłby sobą, gdyby...nie był sobą.
Darkness brings evil things
the reckoning begins
Proszę, mieli wtyczkę w Hogwarcie, to już coś. Czy uważał Herewarda za tchórza? Nie, uważał go za człowieka trzeźwo myślącego i rozsądnego. Niewątpliwie czekało ich bardzo trudne zadanie, które polegało na stałej czujności, która chyba już na zawsze stanie się jego życiowym mottem i sposobem na życie. Trzeba mieć zawsze oczy dookoła głowy i sprawdzać wszystko dwa razy, a potem jeszcze kolejne cztery. Szukać szczegółów w szczegółach.
Potter w między czasie zorganizował sobie coś do picia, co z całą pewnością nie było ognistą. W pełni zgadzał się z Samuelem. Każdy powinien mieć oczy szeroko otwarte, nie można było być głuchym i ślepym na żadne informacje.
-W takim razie nie pozostaje nam na razie nic innego jak zbieranie informacji zarówno o dyrektorze Hogwartu jak i trzeciej sile. Mogę popytać o Grindelwalda w Dolinie Godryka. Z tego co wiem Bathilda Bagshoot może coś wiedzieć, zobaczę, czy mi coś powie.-rzucił, chociaż szczerze w to wątpił. Ojciec Pottera zawsze przeklinał tę kobietę, twierdząc, że Gellert musiał rzucić na nią jakiś urok, ale trzeba spróbować prawda? Grindelwald miał zbyt wiele powiązań z Doliną Godryka, a Charlie miał zbyt wiele powiązań z insygniami śmierci. Nie mógł stać bezczynnie i nie robić kompletnie nic.
Potter w między czasie zorganizował sobie coś do picia, co z całą pewnością nie było ognistą. W pełni zgadzał się z Samuelem. Każdy powinien mieć oczy szeroko otwarte, nie można było być głuchym i ślepym na żadne informacje.
-W takim razie nie pozostaje nam na razie nic innego jak zbieranie informacji zarówno o dyrektorze Hogwartu jak i trzeciej sile. Mogę popytać o Grindelwalda w Dolinie Godryka. Z tego co wiem Bathilda Bagshoot może coś wiedzieć, zobaczę, czy mi coś powie.-rzucił, chociaż szczerze w to wątpił. Ojciec Pottera zawsze przeklinał tę kobietę, twierdząc, że Gellert musiał rzucić na nią jakiś urok, ale trzeba spróbować prawda? Grindelwald miał zbyt wiele powiązań z Doliną Godryka, a Charlie miał zbyt wiele powiązań z insygniami śmierci. Nie mógł stać bezczynnie i nie robić kompletnie nic.
Charlus Potter
Zawód : auror
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
Baby you're all that i want, when you lyin' here in my arms.
I'm findin' it hard to believe. We're in heaven
I'm findin' it hard to believe. We're in heaven
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Teraz już niezaprzeczalnie była częścią tej konspiracji. Nie wiedziała, co z tego wyjdzie. Nie wiedziała, czy szczęśliwie przeżyją, czy może jednak już jutro będą leżeli w rynsztoku w kałuży własnej krwi. Ale mimo to nie miała zamiaru zezwalać, by jakiekolwiek bezeceństwa szerzyły się na ulicach Londynu, w tym czarodziejskim skrawku świata, który każde z nich znało.
Sięgnęła po kubek z herbatą, słuchając przy tym każdego, kto miał coś do powiedzenia. Ochłodziła napój cienkim strumieniem powietrza i upiła niewielki łyk. Znów usiadła na krześle blisko Charlusa.
- Zaszyfrowane wiadomości to dobry pomysł... jedynym problemem jest tylko wymyślenie odpowiedniego szyfru, którego tak szybo nie da się odgadnąć. Niewidzialny tusz odpada, łatwo odkryć go zaklęciem. Układanie słów i zaklęcie, które porządkuje litery według określonego schematu? Co o tym sądzicie?
Uniosła brodę, by popatrzeć na swojego mówiącego męża. Wiedziała, że Charlie stanowił w jakimś stopniu epicentrum sprawy Insygniów. Co z peleryną niewidką, którą podarował mu jego ojciec?
- Pójdę razem z Charliem - uśmiechnęła się lekko. - W dwójkę jest zawsze... bezpieczniej.
Bo co dwie różdżki, to nie jedna! Jeśli od tego miało zależeć bezpieczeństwo czarodziejskiego świata, nieważne, że brzmiało to okrutnie patetycznie, to była w stanie dokonać wyboru. To było niebezpieczne przedsięwzięcie i wymagało ono poświęceń, ale w historii magii takie wydarzenia miały przecież miejsca. Za każdym razem musiał znaleźć się jednak ktoś, kto wykona ten pierwszy, najważniejszy krok.
Sięgnęła po kubek z herbatą, słuchając przy tym każdego, kto miał coś do powiedzenia. Ochłodziła napój cienkim strumieniem powietrza i upiła niewielki łyk. Znów usiadła na krześle blisko Charlusa.
- Zaszyfrowane wiadomości to dobry pomysł... jedynym problemem jest tylko wymyślenie odpowiedniego szyfru, którego tak szybo nie da się odgadnąć. Niewidzialny tusz odpada, łatwo odkryć go zaklęciem. Układanie słów i zaklęcie, które porządkuje litery według określonego schematu? Co o tym sądzicie?
Uniosła brodę, by popatrzeć na swojego mówiącego męża. Wiedziała, że Charlie stanowił w jakimś stopniu epicentrum sprawy Insygniów. Co z peleryną niewidką, którą podarował mu jego ojciec?
- Pójdę razem z Charliem - uśmiechnęła się lekko. - W dwójkę jest zawsze... bezpieczniej.
Bo co dwie różdżki, to nie jedna! Jeśli od tego miało zależeć bezpieczeństwo czarodziejskiego świata, nieważne, że brzmiało to okrutnie patetycznie, to była w stanie dokonać wyboru. To było niebezpieczne przedsięwzięcie i wymagało ono poświęceń, ale w historii magii takie wydarzenia miały przecież miejsca. Za każdym razem musiał znaleźć się jednak ktoś, kto wykona ten pierwszy, najważniejszy krok.
Gość
Gość
Ciepło promieniujące od porcelanowego, popękanego kubka z herbatą, w jakiś pokrętny sposób dodawało jej pewności siebie. Kiedy pierwsze zalążki młodzieńczej histerii – karmionej głównie niestworzonymi opowieściami Bena, za które obiecała sobie podziękować mu później – wybrzmiały, pozostała tylko czysta, niezmącona uprzedzeniami chwila obecna; a na tę składała się przytulna kuchnia, przesycone kurzem powietrze, zapach parzonych liści i grupa osób, skupionych nad wspólnym celem. Czy nie tego zawsze chciała? Wewnętrzna potrzeba walki o lepsze jutro, która lata temu skłoniła ją do wypruwania sobie żył na aurorskim kursie, budziła się w niej na nowo, póki co nieśmiało wychylając się zza potłuczonych resztek dawnego życia i barwiąc jej blade policzki lekkim rumieńcem, nie mającym nic wspólnego ani z ognistą whisky, ani z gorącym, parującym napojem.
Odsunęła prosty taboret nieco do tyłu, tak, żeby móc opierać się plecami o jedną z kuchennych szafek. Usiadła po turecku, znacznie swobodniej niż wcześniej, naciągając na dłonie zbyt długie rękawy męskiej kurtki i przez dłuższą chwilę po prostu wsłuchując się w niejednostajny szum ludzkich głosów. Pozwalała myślom błądzić po bezdrożach tylko połowicznie, wewnętrznie aż paląc się do działania (najlepiej już, zaraz, teraz; może należało dokładniej rozejrzeć się po nokturnie? upomnieć o spłatę starych długów? przełknąć wstyd i dumę, i wyjść poza bezpieczny i znajomy półświatek?), ale też uważnie śledząc tematy rozmów. Słuchała o trzeciej sile, o Grindelwaldzie, o rysujących się nieśmiało planach, wciąż nie potrafiąc się zdecydować, czy to wszystko brzmiało dla niej bardziej abstrakcyjnie, czy obiecująco, chociaż każde słowo wydawało się wyciągać z nieuchwytnych oparów coraz więcej, a tajemniczy zakon feniksa nabierał realnych kształtów.
Ponownie przesunęła wzrokiem po stłoczonych w pomieszczeniu sylwetkach, przez przypadek wyłapując uśmiech wysokiego, brodatego aurora i odwzajemniając go niemal bez zastanowienia. Odzyskała władzę nad własną mimiką dopiero po długiej, przeciągającej się sekundzie; opuściła szybko wzrok, zawieszając go gdzieś w opróżnionym do połowy kubku z herbatą, ale nieznaczny uśmiech błąkał się po jej ustach jeszcze przez jakiś czas.
Odsunęła prosty taboret nieco do tyłu, tak, żeby móc opierać się plecami o jedną z kuchennych szafek. Usiadła po turecku, znacznie swobodniej niż wcześniej, naciągając na dłonie zbyt długie rękawy męskiej kurtki i przez dłuższą chwilę po prostu wsłuchując się w niejednostajny szum ludzkich głosów. Pozwalała myślom błądzić po bezdrożach tylko połowicznie, wewnętrznie aż paląc się do działania (najlepiej już, zaraz, teraz; może należało dokładniej rozejrzeć się po nokturnie? upomnieć o spłatę starych długów? przełknąć wstyd i dumę, i wyjść poza bezpieczny i znajomy półświatek?), ale też uważnie śledząc tematy rozmów. Słuchała o trzeciej sile, o Grindelwaldzie, o rysujących się nieśmiało planach, wciąż nie potrafiąc się zdecydować, czy to wszystko brzmiało dla niej bardziej abstrakcyjnie, czy obiecująco, chociaż każde słowo wydawało się wyciągać z nieuchwytnych oparów coraz więcej, a tajemniczy zakon feniksa nabierał realnych kształtów.
Ponownie przesunęła wzrokiem po stłoczonych w pomieszczeniu sylwetkach, przez przypadek wyłapując uśmiech wysokiego, brodatego aurora i odwzajemniając go niemal bez zastanowienia. Odzyskała władzę nad własną mimiką dopiero po długiej, przeciągającej się sekundzie; opuściła szybko wzrok, zawieszając go gdzieś w opróżnionym do połowy kubku z herbatą, ale nieznaczny uśmiech błąkał się po jej ustach jeszcze przez jakiś czas.
I pray you, do not fall in love with me,
for I am f a l s e r than vows made in wine.
for I am f a l s e r than vows made in wine.
Cressida Morgan
Zawód : złodziejka, nokturnowa handlarka, kot przybłęda, niedoszły auror
Wiek : 23
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
she walked with d a r k n e s s dripping off her shoulders;
i’ve seen ghosts brighter than her s o u l.
i’ve seen ghosts brighter than her s o u l.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Trzecia siła, dwa słowa, które zasiały dziwny niepokój w sercach zgromadzonych w starym domku ludzi. Niejasne, mgliste przeczucie i podejrzenia w niesprecyzowanym kierunku. Żeby tylko nie przeniosły się na brak zaufania między nimi. To była podstawa, jeśli nie będą wierzyć w siebie wzajemnie z pewnością nie pomogą nikomu.
- Nie zrozumcie mnie źle, nie sugeruję, żeby o trzeciej sile zapomnieć, ale ona z pewnością nie dorównuje potędze Grindelwalda. Nie skupmy się za bardzo na tym, o czym nic nie wiemy, zbierajmy informacje, ale pamiętajmy, kto obecnie jest dla nas największym zagrożeniem - wziął głęboki wdech zanim zdecydował się kontynuować. - I nie pozwólmy, żeby nasza niewiedza prowadziła do narastających wątpliwości w stosunku do nas - zrobił dłonią okrężny ruch mający wskazać wszystkich. Odchrząknął lekko, jego przemowa zabrzmiała idiotycznie. Nie ma to jak zrobić dobre pierwsze wrażenie.
- Co do porozumiewania się, to zrobię nam wszystkim jakiś niewielki przedmiot, który będzie mógł przekazywać krótkie informacje do innej osoby posiadającej coś podobnego. Nie zastąpi to listów, ale ułatwi umawianie się na spotkanie. Jeśli zaś chodzi o jakąkolwiek bardziej zaawansowaną komunikację niezbędny będzie szyfr i to taki, żeby po przechwyceniu przesyłka nie wzbudzała podejrzeń. List musi wyglądać jak zwykła kartka do znajomego o błahych rzeczach z życia szkolnego.
Zachciało mu się płakać i się śmiać. Nie pasował do tego towarzystwa, nie trzymała go tu żadna wzniosła idea, tylko prośba przyjaciela. Nie pozbywał się Grindelwalda, bo tak miało być lepiej dla świata, ale dlatego że zabił ostatnią osobę, która w Herewarda uwierzyła i się o niego zatroszczyła. Był egoistą tak bardzo odcinającym się na tle wspaniałych rycerzy wolności. Bał się, myślał o tym, co zrobić, żeby nie dać się załapać, a nie o walce, nie rzuci się na nikogo z różdżką w szturmie, gotowy do ataku. Co on tu w ogóle robi?
- Nie zrozumcie mnie źle, nie sugeruję, żeby o trzeciej sile zapomnieć, ale ona z pewnością nie dorównuje potędze Grindelwalda. Nie skupmy się za bardzo na tym, o czym nic nie wiemy, zbierajmy informacje, ale pamiętajmy, kto obecnie jest dla nas największym zagrożeniem - wziął głęboki wdech zanim zdecydował się kontynuować. - I nie pozwólmy, żeby nasza niewiedza prowadziła do narastających wątpliwości w stosunku do nas - zrobił dłonią okrężny ruch mający wskazać wszystkich. Odchrząknął lekko, jego przemowa zabrzmiała idiotycznie. Nie ma to jak zrobić dobre pierwsze wrażenie.
- Co do porozumiewania się, to zrobię nam wszystkim jakiś niewielki przedmiot, który będzie mógł przekazywać krótkie informacje do innej osoby posiadającej coś podobnego. Nie zastąpi to listów, ale ułatwi umawianie się na spotkanie. Jeśli zaś chodzi o jakąkolwiek bardziej zaawansowaną komunikację niezbędny będzie szyfr i to taki, żeby po przechwyceniu przesyłka nie wzbudzała podejrzeń. List musi wyglądać jak zwykła kartka do znajomego o błahych rzeczach z życia szkolnego.
Zachciało mu się płakać i się śmiać. Nie pasował do tego towarzystwa, nie trzymała go tu żadna wzniosła idea, tylko prośba przyjaciela. Nie pozbywał się Grindelwalda, bo tak miało być lepiej dla świata, ale dlatego że zabił ostatnią osobę, która w Herewarda uwierzyła i się o niego zatroszczyła. Był egoistą tak bardzo odcinającym się na tle wspaniałych rycerzy wolności. Bał się, myślał o tym, co zrobić, żeby nie dać się załapać, a nie o walce, nie rzuci się na nikogo z różdżką w szturmie, gotowy do ataku. Co on tu w ogóle robi?
Ocalałeś, bo byłeś pierwszy
Ocalałeś, bo byłeś
Ocalałeś, bo byłeś
ostatni
Hereward Bartius
Zawód : Profesor w Hogwarcie
Wiek : 33
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Na szczęście był tam las.
Na szczęście nie było drzew.
Na szczęście brzytwa pływała po wodzie.
Na szczęście nie było drzew.
Na szczęście brzytwa pływała po wodzie.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Trzecia siła, trzecia siła. Słowa te go prześladowały. Od momentu, w którym Garrett mu o niej powiedział uparcie wracała do jego myśli. Chciał się tym zająć, zwłaszcza po słowach Avery'ego. Jednak zanim zebrał myśli zaczęli odzywać się kolejni, a natłok informacji nakładał się warstwami w jego głowie. Porozkładał wszystko odpowiednio, analizując słowa i propozycje wszystkich z zabierających głos.
- Pomysł Herewarda z małymi przedmiotami do komunikacji jest dobry. Musi to być jednak coś, co każdy może mieć w kieszeni - sięgnął ręką do tylnej kieszeni spodni, wyciągając z niej zapisaną karteczkę... zmięty bilet na pociąg... jednego złotego galeona i mugolską ćwierćpensówkę. - Moneta może? Nasza albo mugolska, żeby przypadkiem gdzieś nie wydać, mogę zdobyć więcej - uśmiechnął się ze swojego miejsca na szafce. - I rzeczywiście nie możemy pozwolić, by brak wiedzy nas poróżnił. Chciałbym jednak zaoferować się, że mógłbym skupić się bardziej na szukaniu informacji o tym, czego nazwać jeszcze nie umiemy. Też bowiem rozważałem, podobnie jak Perseus, że może mieć to źródło wśród czystokrwistych popleczników propagandy "Walczącego Maga". Jako adept magipsychiatrii umiem wyciągać z ludzi informacje, a i w dostaniu się w odpowiednie kręgi nie będę miał problemu. Coś trzeba robić, podług naszych umiejętności i możliwości. Chyba, że Garrett ma jakieś inne plany co do mojej osoby - powiedział, posyłając Weasley'owi wymowne spojrzenie. Alex nie wątpił w to, że jego umiejętności metamorfomagiczne i aktorskie są w tym wypadku bardzo cenne. Uniósł lekko brew przy wzruszaniu ramionami do rudzielca.
- Powinniśmy poznać siebie nawzajem i nasze uzdolnienia. Ułatwi to pracę i odciąży Gary'ego, można by też wzajemnie się uczyć różnych przydatnych rzeczy - dodał jeszcze, nie wiedząc dokładnie, jak zostaną przyjęte jego słowa. Czy zebrani są gotowi na rozpoczęcie trudnej nauki wzajemnego zaufania?
- Pomysł Herewarda z małymi przedmiotami do komunikacji jest dobry. Musi to być jednak coś, co każdy może mieć w kieszeni - sięgnął ręką do tylnej kieszeni spodni, wyciągając z niej zapisaną karteczkę... zmięty bilet na pociąg... jednego złotego galeona i mugolską ćwierćpensówkę. - Moneta może? Nasza albo mugolska, żeby przypadkiem gdzieś nie wydać, mogę zdobyć więcej - uśmiechnął się ze swojego miejsca na szafce. - I rzeczywiście nie możemy pozwolić, by brak wiedzy nas poróżnił. Chciałbym jednak zaoferować się, że mógłbym skupić się bardziej na szukaniu informacji o tym, czego nazwać jeszcze nie umiemy. Też bowiem rozważałem, podobnie jak Perseus, że może mieć to źródło wśród czystokrwistych popleczników propagandy "Walczącego Maga". Jako adept magipsychiatrii umiem wyciągać z ludzi informacje, a i w dostaniu się w odpowiednie kręgi nie będę miał problemu. Coś trzeba robić, podług naszych umiejętności i możliwości. Chyba, że Garrett ma jakieś inne plany co do mojej osoby - powiedział, posyłając Weasley'owi wymowne spojrzenie. Alex nie wątpił w to, że jego umiejętności metamorfomagiczne i aktorskie są w tym wypadku bardzo cenne. Uniósł lekko brew przy wzruszaniu ramionami do rudzielca.
- Powinniśmy poznać siebie nawzajem i nasze uzdolnienia. Ułatwi to pracę i odciąży Gary'ego, można by też wzajemnie się uczyć różnych przydatnych rzeczy - dodał jeszcze, nie wiedząc dokładnie, jak zostaną przyjęte jego słowa. Czy zebrani są gotowi na rozpoczęcie trudnej nauki wzajemnego zaufania?
Raz jeszcze obrócił w dłoniach kubek z herbatą, wbijając spojrzenie w kręcącą się powierzchnię ciemnego napoju; mimo to uważnie słuchał wszystkich słów, które padły - oczyma wyobraźni widział, jak małe domowe skrzaty siedzące w jego głowie pilnie pracują, układając zasłyszane informacje, porządkując myśli i każdej z nich nadając odpowiednią etykietkę. Zaraz Garrett uniósł spojrzenie i wysłał Perseusowi uśmiech; być może to dobrze, że wśród sojuszników mieli też osoby, po których ktoś spodziewałby się raczej aktywnej działalności w organizacji, w której wyznawano skrajnie odmienne wartości.
A świat zachichotał szaleńczo, gdy usłyszał optymistyczne myśli naiwnego Weasley'a.
Bądź co bądź - skinął Avery'emu głową w ramach milczącej podzięki. - Szyfr jest rzeczywiście dobrym pomysłem - przyznał, w duchu mając nadzieję, że ktoś za chwilę ochoczo uniesie rękę, oznajmiając wszem i wobec, że chętnie zajmie się wymyśleniem takowego... bo sam nie miał najmniejszego pojęcia, jak w ogóle się za to zabrać. - Dory, Charlie, dajcie znać, kiedy tylko się czegoś dowiecie - rzucił szybko, ale zawahał się, odkładając kubek na blat, o który się opierał i krzyżując zaraz ręce na piersi. Spojrzał na przyjaciół z niemal namacalną troską i zastanowieniem. - Ale uważajcie na siebie - dodał trochę ciszej.
Choć wiedział, że rozmawiają o rzeczach poważnych, nie mógł powstrzymać szerokiego, głupiego uśmiechu, który zaraz wykrzywił mu usta. - Jak zwykły list? - powiedział z widocznym rozbawieniem, patrząc na Herewarda, przy którym słowo stres wyglądało jak wielkie niedopowiedzenie - sam też się bał, o wiele bardziej, niż to po sobie pokazywał, ale miał nadzieję, że poza spokoju, którą przyjął, udzieli się też jego przyjacielowi. - Czyli od dzisiaj śniadanie było niedobre oznacza, że Grindelwald zachowuje się jakoś niecodziennie, w lochach coś śmierdzi to oznaka fermentu, jaki dyrektor sieje wśród uczniów, a dzisiaj postawiłem pięciu uczniom Trolla za zaklęcie zmniejszające powie nam, że sytuacja wymyka się spod kontroli i potrzebujemy natychmiastowego spotkania zakonu? - wysilił się na (nieśmieszny) żart, ale po krótkiej chwili na powrót spoważniał. - Pomysł z drobnym przedmiotem jest naprawdę dobry. Może to być, tak jak mówi Alex, moneta albo... nie wiem, nawet zegarek?
A dalsze słowa Alexandra sprawiły, że mimowolnie zmarszczył brwi. Chyba że Garrett ma jakieś inne plany co do mojej osoby? - Słuchajcie, nie zrozumcie mnie źle - rzucił szybko, z lekką paniką odsuwając od siebie ciężar odpowiedzialności. - Nie mam wobec nikogo żadnych planów; nie traktujcie mnie jak osobę, która o czymkolwiek będzie decydować sama. Wszystkie decyzje podejmiemy razem; nie ma tu miejsca na brak zaufania. - Jeszcze tego brakowało, żeby wszyscy byli gotowi zawierzyć mu swoje życie, całkowicie zdając się na jego umiejętności snucia planów i dowodzenia. Bo takowych nie posiadał; od zawsze miał zwierzchników, którzy dyktowali mu plan działania, a jeśli już podejmował decyzje - najczęściej te na tle moralnym - ich skutki dotykały tylko niego. Nie kilkunastu osób, które były mu najdroższe. Nie wiedział, czy był na to gotowy.
- Poznać siebie nawzajem? - zaśmiał się niedługo później, znów sięgając po kubek. - Cześć wszystkim, jestem Garrett, pracuję jako auror i umiem wygłaszać beznadziejne przemowy motywujące - dodał niezwykle poważnym głosem, ukrywając uśmiech za porcelaną, gdy brał łyk coraz zimniejszej herbaty.
Przelotem zerknął na zegarek.
- Szczerze mówiąc, robi się późno, a my wciąż nie powiedzieliśmy o najważniejszej rzeczy. O tym, jak właściwie możemy pokonać Grindelwalda. - Zatrzymał się na chwilę. - Gellert nie ma serca. To znaczy... o tym, że w przenośni go nie ma, wiemy wszyscy, ale mówię dosłownie - podobno zastąpił je sercem smoka. Trochę jak w baśni o włochatym sercu czarodzieja. Ale nie mam pojęcia, gdzie mógł je ukryć. - I czy to w ogóle prawda, dodał w myśli. - Podobno tylko odnalezienie go pozwoli nam pokonać Grindelwalda.
| słuchajcie, kochani, powoli docieramy do końca spotkania - jeśli chcecie jeszcze coś powiedzieć, to mówcie szybko, bo to najprawdopodobniej ostatnia kolejka <3
A świat zachichotał szaleńczo, gdy usłyszał optymistyczne myśli naiwnego Weasley'a.
Bądź co bądź - skinął Avery'emu głową w ramach milczącej podzięki. - Szyfr jest rzeczywiście dobrym pomysłem - przyznał, w duchu mając nadzieję, że ktoś za chwilę ochoczo uniesie rękę, oznajmiając wszem i wobec, że chętnie zajmie się wymyśleniem takowego... bo sam nie miał najmniejszego pojęcia, jak w ogóle się za to zabrać. - Dory, Charlie, dajcie znać, kiedy tylko się czegoś dowiecie - rzucił szybko, ale zawahał się, odkładając kubek na blat, o który się opierał i krzyżując zaraz ręce na piersi. Spojrzał na przyjaciół z niemal namacalną troską i zastanowieniem. - Ale uważajcie na siebie - dodał trochę ciszej.
Choć wiedział, że rozmawiają o rzeczach poważnych, nie mógł powstrzymać szerokiego, głupiego uśmiechu, który zaraz wykrzywił mu usta. - Jak zwykły list? - powiedział z widocznym rozbawieniem, patrząc na Herewarda, przy którym słowo stres wyglądało jak wielkie niedopowiedzenie - sam też się bał, o wiele bardziej, niż to po sobie pokazywał, ale miał nadzieję, że poza spokoju, którą przyjął, udzieli się też jego przyjacielowi. - Czyli od dzisiaj śniadanie było niedobre oznacza, że Grindelwald zachowuje się jakoś niecodziennie, w lochach coś śmierdzi to oznaka fermentu, jaki dyrektor sieje wśród uczniów, a dzisiaj postawiłem pięciu uczniom Trolla za zaklęcie zmniejszające powie nam, że sytuacja wymyka się spod kontroli i potrzebujemy natychmiastowego spotkania zakonu? - wysilił się na (nieśmieszny) żart, ale po krótkiej chwili na powrót spoważniał. - Pomysł z drobnym przedmiotem jest naprawdę dobry. Może to być, tak jak mówi Alex, moneta albo... nie wiem, nawet zegarek?
A dalsze słowa Alexandra sprawiły, że mimowolnie zmarszczył brwi. Chyba że Garrett ma jakieś inne plany co do mojej osoby? - Słuchajcie, nie zrozumcie mnie źle - rzucił szybko, z lekką paniką odsuwając od siebie ciężar odpowiedzialności. - Nie mam wobec nikogo żadnych planów; nie traktujcie mnie jak osobę, która o czymkolwiek będzie decydować sama. Wszystkie decyzje podejmiemy razem; nie ma tu miejsca na brak zaufania. - Jeszcze tego brakowało, żeby wszyscy byli gotowi zawierzyć mu swoje życie, całkowicie zdając się na jego umiejętności snucia planów i dowodzenia. Bo takowych nie posiadał; od zawsze miał zwierzchników, którzy dyktowali mu plan działania, a jeśli już podejmował decyzje - najczęściej te na tle moralnym - ich skutki dotykały tylko niego. Nie kilkunastu osób, które były mu najdroższe. Nie wiedział, czy był na to gotowy.
- Poznać siebie nawzajem? - zaśmiał się niedługo później, znów sięgając po kubek. - Cześć wszystkim, jestem Garrett, pracuję jako auror i umiem wygłaszać beznadziejne przemowy motywujące - dodał niezwykle poważnym głosem, ukrywając uśmiech za porcelaną, gdy brał łyk coraz zimniejszej herbaty.
Przelotem zerknął na zegarek.
- Szczerze mówiąc, robi się późno, a my wciąż nie powiedzieliśmy o najważniejszej rzeczy. O tym, jak właściwie możemy pokonać Grindelwalda. - Zatrzymał się na chwilę. - Gellert nie ma serca. To znaczy... o tym, że w przenośni go nie ma, wiemy wszyscy, ale mówię dosłownie - podobno zastąpił je sercem smoka. Trochę jak w baśni o włochatym sercu czarodzieja. Ale nie mam pojęcia, gdzie mógł je ukryć. - I czy to w ogóle prawda, dodał w myśli. - Podobno tylko odnalezienie go pozwoli nam pokonać Grindelwalda.
| słuchajcie, kochani, powoli docieramy do końca spotkania - jeśli chcecie jeszcze coś powiedzieć, to mówcie szybko, bo to najprawdopodobniej ostatnia kolejka <3
a gniew twój bezsilny niech będzie jak morze
ilekroć usłyszysz głos poniżonych i bitych
Słuchał wszystkich uważnie, bo chyba to miał właśnie robić. Charlie uśmiechnął się do przyjaciela. Oczywiście, że będą na siebie uważać. Poprawka. On będzie uważał na Doreę, bo na siebie pewnie nie, ale to znak rozpoznawczy Pottera, więc w sumie nikt nie powinien się dziwić. Wysłuchał żartu Garry'ego.
-Wbrew pozorom nie jest to głupi pomysł. Każdy szyfr z zamienianiem liter pozycjami i tak dalej, w końcu da się złamać, znajdując klucz. Ale jak udowodnisz, że "śniadanie jest niedobre" albo "zupa była za słona" to coś z "drugim dnem".-powiedział, wzruszając ramionami. No bo taka prawda. Chyba, że ktoś wymyśli niezawodny szyfr, to Potter będzie gotów się go nauczyć na pamięć tak, że wyrecytowałby go w środku nocy, jeżeli byłaby taka potrzeba. Z całym szacunkiem, ale Charlie nie widział Garry'ego, który rozkazuje im wszystkim i nie liczy się z ich zdaniem.
Poznać się? Potter nie byłby sobą, gdyby nie skorzystał z zaprezentowania się na większym forum. Dlatego pewnie posłał w stronę Garretta szeroki uśmiech.
-Nazywam się Charlus Potter, mam dwadzieścia siedem lat i jestem aurorem. Kiedyś mowy motywacyjne szły mi całkiem nieźle.-mruknął. Chyba każdy gryfon, który miał okazję chodzić do szkoły w jego towarzystwie i nie tylko gryfoni, mogli pamiętać Pottera, który wygłaszał przed meczami chwalebne mowy do swojej drużyny. Czy to w pokoju wspólnym, czy to w szatni, a nawet przy stole Gryffindoru w Wielkiej Sali. Kolejna wiadomość była dla niego naprawdę szokiem. Serio? Ale się porobiło. Ten człowiek musiał mieć naprawdę coś nie tak. I pomyśleć, że byłoby im o wiele łatwiej, gdyby Albus Percival Brian Wulfric Dumbledore nie dał się zabić.
-Wbrew pozorom nie jest to głupi pomysł. Każdy szyfr z zamienianiem liter pozycjami i tak dalej, w końcu da się złamać, znajdując klucz. Ale jak udowodnisz, że "śniadanie jest niedobre" albo "zupa była za słona" to coś z "drugim dnem".-powiedział, wzruszając ramionami. No bo taka prawda. Chyba, że ktoś wymyśli niezawodny szyfr, to Potter będzie gotów się go nauczyć na pamięć tak, że wyrecytowałby go w środku nocy, jeżeli byłaby taka potrzeba. Z całym szacunkiem, ale Charlie nie widział Garry'ego, który rozkazuje im wszystkim i nie liczy się z ich zdaniem.
Poznać się? Potter nie byłby sobą, gdyby nie skorzystał z zaprezentowania się na większym forum. Dlatego pewnie posłał w stronę Garretta szeroki uśmiech.
-Nazywam się Charlus Potter, mam dwadzieścia siedem lat i jestem aurorem. Kiedyś mowy motywacyjne szły mi całkiem nieźle.-mruknął. Chyba każdy gryfon, który miał okazję chodzić do szkoły w jego towarzystwie i nie tylko gryfoni, mogli pamiętać Pottera, który wygłaszał przed meczami chwalebne mowy do swojej drużyny. Czy to w pokoju wspólnym, czy to w szatni, a nawet przy stole Gryffindoru w Wielkiej Sali. Kolejna wiadomość była dla niego naprawdę szokiem. Serio? Ale się porobiło. Ten człowiek musiał mieć naprawdę coś nie tak. I pomyśleć, że byłoby im o wiele łatwiej, gdyby Albus Percival Brian Wulfric Dumbledore nie dał się zabić.
Charlus Potter
Zawód : auror
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
Baby you're all that i want, when you lyin' here in my arms.
I'm findin' it hard to believe. We're in heaven
I'm findin' it hard to believe. We're in heaven
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Na początku Lex zamilkł, śmiejąc się po cichu z łasicowego szyfru hasłowego, który był całkiem niezły. Niewtajemniczone osoby nie będą w stanie rozgryźć znaczenia ani pojedynczego hasła, ani ich kompletu - o ile nie będą zbyt oczywiste. Następnie natomiast milczał, mając ochotę zniknąć. Nie o to mu chodziło, Garrett nie do końca go zrozumiał. Nie miał jednak siły tłumaczyć wszystkiego i mu przerywać, bowiem tylko by jeszcze wszystko dodatkowo zagmatwał. Sama prezentacja Weasleya natomiast była rzeczywiście dość zabawna, trochę jak na spotkaniach terapeutycznych dla uzależnionych - w tym wypadku uzależnionych od dobrych chęci. Gdy i Charlus skończył się przedstawiać, postanowił także to zrobić. Ach, Lex, ty gaduło.
- To ja jestem Alexander Selwyn, mam dwadzieścia lat, jak wspomniałem jestem stażystą w Mungu, mów raczej nie wygłaszam, jestem za to metamorfomagiem. A, no i noszę szorty jak pogoda dopisuje - dodał dumnie. Teraz pewnie będą mieli go za dzieciaka, ale mówi się trudno. Nie będzie przecież nikogo tutaj zwodził.
Następna informacja, jaką przekazał im Garrett była bynajmniej... szokująca. Selwynowe brwi wystrzeliły do góry, a z ust wyrwało się tylko ciche "o cholera". Tego się nie spodziewał. Ich zadanie komplikowało się z minuty na minutę. Nie wiedział, co powiedzieć, toteż nie powiedział nic, przedłużając ciszę panującą w pomieszczeniu.
- To ja jestem Alexander Selwyn, mam dwadzieścia lat, jak wspomniałem jestem stażystą w Mungu, mów raczej nie wygłaszam, jestem za to metamorfomagiem. A, no i noszę szorty jak pogoda dopisuje - dodał dumnie. Teraz pewnie będą mieli go za dzieciaka, ale mówi się trudno. Nie będzie przecież nikogo tutaj zwodził.
Następna informacja, jaką przekazał im Garrett była bynajmniej... szokująca. Selwynowe brwi wystrzeliły do góry, a z ust wyrwało się tylko ciche "o cholera". Tego się nie spodziewał. Ich zadanie komplikowało się z minuty na minutę. Nie wiedział, co powiedzieć, toteż nie powiedział nic, przedłużając ciszę panującą w pomieszczeniu.
Jego mózg już gorączkowo myślał o przedmiocie, który mógłby posłużyć komunikacji. Moneta wydawała się dobrym pomysłem, zegarek też, podobnie pierścień albo medalik. Medalik z obrazem, na który zmienia swoje fragmenty w zależności od informacji? Nawet gdyby ktoś go zgubił, ewentualny znalazca miałby problem z rozgryzieniem, o co chodzi. Może Lyra zechciałaby namalować kilka miniaturek?
- Chodzi o to - mruknął, gdy Garrett wyskoczył z zasłoną zupą, - że jeśli ktoś będzie sprawdzał nasze wiadomości i zobaczy w jakiejś ciąg bezsensownych znaków, to wpadnie na to, że ma do czynienia z szyfrem, nawet jak go nie zrozumie. I wydaje mi się, że Grindelwald będzie w stanie wyciągnąć z nas wszystko, jeśli zechce. Utyskiwanie na potrawy raczej nie wzbudzi podejrzeń.
Wzruszył ramionami, i tak zrobią, co zechcą. W końcu to oni są bohaterami, nie on. Uśmiechnął się jednak blado, docenił żart, był całkiem zabawny, ale Barty nie był w nastroju do śmiechu. Czuł jak coś potężnego zgniata mu brzuch, miał szczerą nadzieję, że to nie jakieś zatrucie, po którym przez rok nie opuści łazienki. Tak, doskonale ujęte, stres był niedopowiedzeniem.
Miło, ze ludzie zaczęli się przedstawiać, choć jeszcze nie odezwał się Avery. A jego słowa interesowały Herewarda najbardziej. Ciągle nie za bardzo wiedział, co Perseus tu robi. Jego ród słynął raczej z uwielbienia dla czystej krwi, byli szlachtą, nie zadawali się z pospólstwem. Barty mu nie ufał, nie do końca przynajmniej. Miał problem, żeby powierzyć własne bezpieczeństwo, własne życie komukolwiek z tutaj zebranych, nie znał ich. Jednak nazwisko Avery wzbudzało dodatkową czujność.
- Hereward Bartius, nauczyciel transmutacji, który nie może zrozumieć, co taki miłośnik czystej krwi jak pan Avery robi w takim towarzystwie. Z całym szacunkiem, ale pańskie nazwisko nigdy nie było łączone z walką ramię w ramię z czarodziejami półkrwi lub mugolakami - nie silił się nawet, by ton jego głosu brzmiał miło. Irytowało go, że jest jedynym, który ma wątpliwości, że wszyscy są tacy pewni siebie, wiedzą, co tu robią i co chcą osiągnąć. Wszyscy, tylko nie on.
- Chodzi o to - mruknął, gdy Garrett wyskoczył z zasłoną zupą, - że jeśli ktoś będzie sprawdzał nasze wiadomości i zobaczy w jakiejś ciąg bezsensownych znaków, to wpadnie na to, że ma do czynienia z szyfrem, nawet jak go nie zrozumie. I wydaje mi się, że Grindelwald będzie w stanie wyciągnąć z nas wszystko, jeśli zechce. Utyskiwanie na potrawy raczej nie wzbudzi podejrzeń.
Wzruszył ramionami, i tak zrobią, co zechcą. W końcu to oni są bohaterami, nie on. Uśmiechnął się jednak blado, docenił żart, był całkiem zabawny, ale Barty nie był w nastroju do śmiechu. Czuł jak coś potężnego zgniata mu brzuch, miał szczerą nadzieję, że to nie jakieś zatrucie, po którym przez rok nie opuści łazienki. Tak, doskonale ujęte, stres był niedopowiedzeniem.
Miło, ze ludzie zaczęli się przedstawiać, choć jeszcze nie odezwał się Avery. A jego słowa interesowały Herewarda najbardziej. Ciągle nie za bardzo wiedział, co Perseus tu robi. Jego ród słynął raczej z uwielbienia dla czystej krwi, byli szlachtą, nie zadawali się z pospólstwem. Barty mu nie ufał, nie do końca przynajmniej. Miał problem, żeby powierzyć własne bezpieczeństwo, własne życie komukolwiek z tutaj zebranych, nie znał ich. Jednak nazwisko Avery wzbudzało dodatkową czujność.
- Hereward Bartius, nauczyciel transmutacji, który nie może zrozumieć, co taki miłośnik czystej krwi jak pan Avery robi w takim towarzystwie. Z całym szacunkiem, ale pańskie nazwisko nigdy nie było łączone z walką ramię w ramię z czarodziejami półkrwi lub mugolakami - nie silił się nawet, by ton jego głosu brzmiał miło. Irytowało go, że jest jedynym, który ma wątpliwości, że wszyscy są tacy pewni siebie, wiedzą, co tu robią i co chcą osiągnąć. Wszyscy, tylko nie on.
Ocalałeś, bo byłeś pierwszy
Ocalałeś, bo byłeś
Ocalałeś, bo byłeś
ostatni
Hereward Bartius
Zawód : Profesor w Hogwarcie
Wiek : 33
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Na szczęście był tam las.
Na szczęście nie było drzew.
Na szczęście brzytwa pływała po wodzie.
Na szczęście nie było drzew.
Na szczęście brzytwa pływała po wodzie.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Kuchnia
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: County of London :: Dalsze dzielnice :: Okolice :: Stara chata