Sala balowa
AutorWiadomość
Sala z nieodstępującym w tej posiadłości motywem kwiatowym na ścianach. Zwykle jest to sala służąca za pokój muzyczny. Kiedy nie odbywają się tu bale, na środku stoi piękny fortepian i kilka krzeseł wokół, zaś kiedy przychodzi co do bankietów, czy wystawnych bali, w pomieszczeniu pojawiają się wygodne krzesła, czy stoły. Fortepian przesuwany jest pod ścianę, zaraz obok podestu dla orkiestry, chociaż nie raz, na wszelkich uroczystościach, akompaniamentują również i sami Rosierowie.
Darcy Rosier
Zawód : hipnotyzerka w rodowym rezerwacie w Kent
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Jeśli ktoś uprawia ze znawstwem sztukę perswazji, powinien wpierw wzbudzić ciekawość, później połechtać próżność, by wreszcie odwołać się do sumienia lub dobroci.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Sala balowa została specjalne udekorowana przez skrzaty pod nadzorem Darcy Rosier. W rolę szczególnego gościa i doradcę wcieliła się Rosalie Yaxley. Świeżo wyrwane z oranżerii róże, trzymane nawet w tak chłodnych warunkach w idealnym stanie dumnie prezentowały się przyozdabiając ściany i wystawne stoły ulokowane przy ścianach. Pudrowe okrycia stołu dopasowane do ścian w pomieszczeniu i serwet nadawały pomieszczeniu szczególnej subtelności i ciepła, jakie powinno towarzyszyć przy okazjach takich spotkań. Na wieczorek towarzyski skrzaty specjalnie przygotowały swoje przekąski. Gotowa zastawa z różanym wzorem stała już na bocznym stole, czekając na przyjęcie gości. Na środku pomieszczenia znajdowały się jednak specjalnie zniesione tu z dobytku Rosierów miękkie, jasne sofy, fotele i krzesła o tym samym wzornictwie, oddzielone od siebie wystawną ławą, czekały na przybycie gości. Darcy Rosier ubrana w prostą suknię stała w drzwiach sali, witając każdą pojawiającą się osobę.
Czyli jak dotąd nikogo. Wpatrywała się w oczy Rosalie z niewielkiej odległości, przygładzając materiał sukni i posłała jej nieco wymowne spojrzenie. Albo to one się pośpieszyły, albo to zaproszeni goście się spóźniali. Wszystko było już gotowe, prócz przewidzianych dam, mających zasilić towarzystwo dzisiejszego wieczora.
— Posłać po Adama? Może ktoś się zgubił? — zakpiła spoglądając w kierunku skrzatów, obstawionych tacami. Zbliżała się pora podwieczorku, a wino marnowało się osamotnione na srebrnych tacach.
Czyli jak dotąd nikogo. Wpatrywała się w oczy Rosalie z niewielkiej odległości, przygładzając materiał sukni i posłała jej nieco wymowne spojrzenie. Albo to one się pośpieszyły, albo to zaproszeni goście się spóźniali. Wszystko było już gotowe, prócz przewidzianych dam, mających zasilić towarzystwo dzisiejszego wieczora.
— Posłać po Adama? Może ktoś się zgubił? — zakpiła spoglądając w kierunku skrzatów, obstawionych tacami. Zbliżała się pora podwieczorku, a wino marnowało się osamotnione na srebrnych tacach.
Darcy Rosier
Zawód : hipnotyzerka w rodowym rezerwacie w Kent
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Jeśli ktoś uprawia ze znawstwem sztukę perswazji, powinien wpierw wzbudzić ciekawość, później połechtać próżność, by wreszcie odwołać się do sumienia lub dobroci.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Zeszło nam trochę na dekoracji. Dyrygowanie służbą, aby ustawiła wszystkie stoliki i krzesła w odpowiednim miejscu, dbanie o to, aby zastawa stała jak należy, a róże pięknie zdobiły pomieszczenie, zajęło większość naszego czasu. Cud, że udało nam się zdążyć przed czasem i miałyśmy chwilę, aby móc się przygotować.
Darcy wystąpiła dzisiaj w pięknej, prostej, czerwonej sukni, ja więc postawiłam na na coś innego. Moja suknia była w ślicznym, liliowym kolorze. Była prosta, ze zwykłym dekoltem, na grubszych ramiączkach, ale za to ciekawie ozdobiona w jej górnej części, dlatego mimo swojej prostoty, wyglądała bardzo elegancko.
Stałam obok Darcy, trochę zdenerwowana obracając bransoletkę na ręce i również wpatrywałam się w oczy przyjaciółki. Ona była zmartwiona faktem, że nikt nie przyjdzie, ja bardziej z towarzystwa jakie ma się pojawić.
- Spokojnie, na pewno przyjdą. Może za bardzo się pośpieszyłyśmy - spojrzałam na zegarek licząc na to, że lada chwila wszystkie panie się zejdą.
Westchnęłam cicho, wyglądając lekko z za drzwi na korytarz, wróciłam ze zmarszczonym czołem. Kiwnęłam lekko głową do przyjaciółki.
- Poślij Adama, może ktoś się teleportował. Niech stoi i czeka na gości, w domu pokierują ich przecież skrzaty - stwierdziłam poddenerwowana.
Tak bardzo zależało mi, aby wszystko poszło zgodnie z planem kuzynki. Wiem jak wiele to dla niej znaczyło.
Darcy wystąpiła dzisiaj w pięknej, prostej, czerwonej sukni, ja więc postawiłam na na coś innego. Moja suknia była w ślicznym, liliowym kolorze. Była prosta, ze zwykłym dekoltem, na grubszych ramiączkach, ale za to ciekawie ozdobiona w jej górnej części, dlatego mimo swojej prostoty, wyglądała bardzo elegancko.
Stałam obok Darcy, trochę zdenerwowana obracając bransoletkę na ręce i również wpatrywałam się w oczy przyjaciółki. Ona była zmartwiona faktem, że nikt nie przyjdzie, ja bardziej z towarzystwa jakie ma się pojawić.
- Spokojnie, na pewno przyjdą. Może za bardzo się pośpieszyłyśmy - spojrzałam na zegarek licząc na to, że lada chwila wszystkie panie się zejdą.
Westchnęłam cicho, wyglądając lekko z za drzwi na korytarz, wróciłam ze zmarszczonym czołem. Kiwnęłam lekko głową do przyjaciółki.
- Poślij Adama, może ktoś się teleportował. Niech stoi i czeka na gości, w domu pokierują ich przecież skrzaty - stwierdziłam poddenerwowana.
Tak bardzo zależało mi, aby wszystko poszło zgodnie z planem kuzynki. Wiem jak wiele to dla niej znaczyło.
Za wilczym śladem podążę w zamieć
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamieńRozpalę usta smagane wiatrem
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamieńRozpalę usta smagane wiatrem
Ostatnio zmieniony przez Rosalie Yaxley dnia 29.03.16 18:22, w całości zmieniany 1 raz
Rosalie Yaxley
Zawód : doradczyni w zarządzie w Rezerwacie jednorożców w Gloucestershire
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Nienawidzę pająków... dlaczego to nie mogły być motyle?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
Dawno nie szykowała się na jakiekolwiek wyjście z takim zadowoleniem. Jej myśli, wciąż zbyt skołatane by mogła wysnuć z nich coś sensownego, po prostu..odsunęła. Zdecydowanie za dużo ostatnimi czasu skupiała się na nich, zamiast - zacząć działać. Przecież nigdy nie była użalająca się nad sobą istotą, wiecznie skupioną na swoich przeżyciach wewnętrznych. To nie byłaby Inara. Nie byłaby tez Carrow. Z tej racji, gdy tak niespodziewanie otrzymała list od Darcy, z szerokim uśmiechem odsyłała potwierdzenie swego przybycia. Może nie przepadała za typowo szlacheckimi, salonowymi spotkaniami, ale...w gronie kobiet, wyglądało to nieco inaczej.
Na miejscu pojawiła sie zgodnie z czasem, przynajmniej tak jej się wydawało. Stanęła przed drzwiami, poprawiając poły czarnej peleryny z gładkiego materiału, niemal całkowicie przysłaniającej kolor ciemnożółtej sukienki z czarną oblamówką tuż przy dekolcie.
Wiedziała, gdzie miała iść. Tak charakterystyczny dla domu Rosierów - zapach róż, bezbłędnie poprowadził pannę Carrow do sali balowej, w której - jak zauważyła, już czekała gospodyni wraz z Rosalie. Nie widziała innych gości, ale - widocznie przybyła wcześniej niż przewidywała. A może przybyła jako ostania?
- Mam nadzieję, że to nie powitanie dla spóźnionych gości? Byłabym wcześniej, ale wolałam nie wjeżdżać tu wierzchem - obdarzyła obie kobiety rozbrajającym, szerokim uśmiechem, posyłając Darcy wesołe spojrzenie spod przymkniętego na jedną chwilę oka. Właściwie - obu szlachcianek nie widziała dawno, z panną Rosier mając okazję do zamiany zaledwie kilku słów podczas polowania. Rosalie nie widziała jeszcze dawniej, dlatego w jej umyśle zakwitły kolejne pytania, których - chwilowo nie wypowiadała. Mniemała, że dzisiejszego wieczoru, będzie niejedna okazja do rozmów.
- Drobny podarek przekazałam skrzatom. Takie...ciche przypomnienie czasów i smaku Francji - na jej wargach raz błysnął uśmiech. W końcu..jedne z najlepszych win można dostać tylko we Francji.
Na miejscu pojawiła sie zgodnie z czasem, przynajmniej tak jej się wydawało. Stanęła przed drzwiami, poprawiając poły czarnej peleryny z gładkiego materiału, niemal całkowicie przysłaniającej kolor ciemnożółtej sukienki z czarną oblamówką tuż przy dekolcie.
Wiedziała, gdzie miała iść. Tak charakterystyczny dla domu Rosierów - zapach róż, bezbłędnie poprowadził pannę Carrow do sali balowej, w której - jak zauważyła, już czekała gospodyni wraz z Rosalie. Nie widziała innych gości, ale - widocznie przybyła wcześniej niż przewidywała. A może przybyła jako ostania?
- Mam nadzieję, że to nie powitanie dla spóźnionych gości? Byłabym wcześniej, ale wolałam nie wjeżdżać tu wierzchem - obdarzyła obie kobiety rozbrajającym, szerokim uśmiechem, posyłając Darcy wesołe spojrzenie spod przymkniętego na jedną chwilę oka. Właściwie - obu szlachcianek nie widziała dawno, z panną Rosier mając okazję do zamiany zaledwie kilku słów podczas polowania. Rosalie nie widziała jeszcze dawniej, dlatego w jej umyśle zakwitły kolejne pytania, których - chwilowo nie wypowiadała. Mniemała, że dzisiejszego wieczoru, będzie niejedna okazja do rozmów.
- Drobny podarek przekazałam skrzatom. Takie...ciche przypomnienie czasów i smaku Francji - na jej wargach raz błysnął uśmiech. W końcu..jedne z najlepszych win można dostać tylko we Francji.
The knife that has pierced my heart, I can’t pull it out Because if I do It’ll send up a huge spray of tears that can’t be stopped
Praktycznie rzecz biorąc zostałam wepchnięta do kominka. Mogłam mu nic nie mówić o tym zaproszeniu i przynajmniej nie miałam tylu problemów. Dałabym sobie rękę uciąć, że majstrował nawet przy wyborze sukienki. Czy robienie ze mnie lalki sprawia mu jakąś dziką przyjemność? Mrucząc pod nosem bardzo niewybredne komentarze w końcu sięgnęłam po proch i rzuciłam go na ziemie warcząc przez zaciśnięte zęby. -Dover, Dwór Rosierów.- zniknęłam otoczona zielonymi płomieniami. Zjawiając się na miejscu przykleiłam do twarzy wesoły uśmiech. Nikt nie był wstanie zauważyć, że właśnie zostałam przytargana przez całe Marseet wygłaszając bardzo niewybredne groźby i złorzeczenia. Teraz byłam słodką i wesołą lady Carrow. Moje pojawienie się zostało natychmiast zauważone przez służbę. Powierzyłam w ich ręce jedną z butelek wykradniętych z barku Deimosa poczym dałam się pokierować w stronę sali balowej. - Droga Darcy- - uśmiechnęłam się na widok lady Rosier witając się z nią w przyjazny sposób. - Tak się cieszę, z twojego zaproszenia. kłamstwo w wyjątkowo łatwy sposób przeszło mi przez gardło. Na starość chyba robię się podobna do Medei.- Mam nadzieję, że się nie gniewasz ale powierzyłam mały podarek w ręce służby. - Choć wchodząc nawet nie spojrzałam na Yaxley teraz posłałam jej jeden ze sowich najbardziej niewinnych uśmiechów. - Lady Yaxely, jak miło cię znowu widzieć - kiwnęłam nieznacznie głową w geście przywitania. Nie upadnę tak nisko by się przed nią kłaniać. Nie czekałam nawet na jej odpowiedź od razu witając się z Inarą. - Kuzynko- przytuliłam ją delikatnie szepcząc tak by tylko ona mogła to usłyszeć. - Tuzin szlachcianek zamkniętych w jednym pokoju. Robimy zakłady która zginie pierwsza? - wyprostowałam się posyłając jej lekko chochlikowaty uśmiech. Zara jednak trzeba było wrócić do roli niewinnego anioła którym przecież jestem.
Zaproszenie Darcy było dla Lyry bardzo miłą niespodzianką. Zaledwie parę dni temu z pewnym onieśmieleniem zwierzała się Rosalie ze swojego pragnienia zostania dobrą szlachcianką i godną narzeczoną Glaucusa, a teraz miała pojawić się w takim gronie! Oczywiście, szybko napisała list wyrażający chęć przyjścia i starannie się przygotowała, jednocześnie żywiąc obawy, czy wszystkie z obecnych dziewcząt zaakceptują obecność Weasleyówny.
Tego dnia założyła na siebie skromną, ale ładną sukienkę w delikatnym, złotawym kolorze, a długie, rude włosy starannie upięła. Jako, że był grudzień, nie mogła zapomnieć również o płaszczu. Specjalnie wybrała ten wyglądający na najmniej znoszony, ciemny i długi. Do posiadłości Rosierów teleportowała się, w ramach prezentu zabierając nieduży, ale urokliwy pejzaż. Obraz był starannie owinięty w papier i po wejściu do posiadłości został przekazany przyjmującym gości skrzatom, które wskazały Lyrze drogę do sali balowej, gdzie miały zbierać się dziewczęta.
Sala ta była naprawdę okazałym miejscem pełnym zdobień. Zwykle zapewne urządzano w niej przyjęcia, dziś została przygotowana na ich spotkanie. Na miejscu dostrzegła już Darcy oraz Rosalie, a także Inarę Carrow, którą ostatni raz widziała na przyjęciu Glaucusa i balu Averych, i Megarę, którą znała z widzenia z korytarzy Hogwartu. Wszystkie miały na sobie piękne suknie i wyglądały zachwycająco, więc Lyra natychmiast spojrzała po sobie, mając nadzieję, że nie odstaje zbytnio.
- Dziękuję za zaproszenie. Miło was znowu widzieć – powiedziała, prostując się lekko i zbliżając się do dziewcząt. Była najniższa spośród nich, więc musiała unieść lekko głowę. Uśmiech, który pojawił się na jej piegowatej buzi, był nieśmiały, ale szczery. – Jestem pewna, że to będzie wyjątkowy wieczór.
Jej powitanie i komplement były grzeczne, ale nie zdradzało nadmiaru ekscytacji i niedowierzania, że mogła znaleźć się w takim gronie. Starała się zachowywać tak, jakby zaproszenie jej było czymś sympatycznym, ale normalnym. Wciąż towarzyszyły jej jednak pewne obawy, a także ciekawość, jak potoczy się dzisiejszy wieczór.
Tego dnia założyła na siebie skromną, ale ładną sukienkę w delikatnym, złotawym kolorze, a długie, rude włosy starannie upięła. Jako, że był grudzień, nie mogła zapomnieć również o płaszczu. Specjalnie wybrała ten wyglądający na najmniej znoszony, ciemny i długi. Do posiadłości Rosierów teleportowała się, w ramach prezentu zabierając nieduży, ale urokliwy pejzaż. Obraz był starannie owinięty w papier i po wejściu do posiadłości został przekazany przyjmującym gości skrzatom, które wskazały Lyrze drogę do sali balowej, gdzie miały zbierać się dziewczęta.
Sala ta była naprawdę okazałym miejscem pełnym zdobień. Zwykle zapewne urządzano w niej przyjęcia, dziś została przygotowana na ich spotkanie. Na miejscu dostrzegła już Darcy oraz Rosalie, a także Inarę Carrow, którą ostatni raz widziała na przyjęciu Glaucusa i balu Averych, i Megarę, którą znała z widzenia z korytarzy Hogwartu. Wszystkie miały na sobie piękne suknie i wyglądały zachwycająco, więc Lyra natychmiast spojrzała po sobie, mając nadzieję, że nie odstaje zbytnio.
- Dziękuję za zaproszenie. Miło was znowu widzieć – powiedziała, prostując się lekko i zbliżając się do dziewcząt. Była najniższa spośród nich, więc musiała unieść lekko głowę. Uśmiech, który pojawił się na jej piegowatej buzi, był nieśmiały, ale szczery. – Jestem pewna, że to będzie wyjątkowy wieczór.
Jej powitanie i komplement były grzeczne, ale nie zdradzało nadmiaru ekscytacji i niedowierzania, że mogła znaleźć się w takim gronie. Starała się zachowywać tak, jakby zaproszenie jej było czymś sympatycznym, ale normalnym. Wciąż towarzyszyły jej jednak pewne obawy, a także ciekawość, jak potoczy się dzisiejszy wieczór.
come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Darcy najchętniej witałaby wszystkich z kieliszkiem wina w dłoni, tak dla rozluźnienia, bo niektórych panien wcale nie zaprosiłaby do swojego domu, gdyby nie wymagała tego grzeczność. Z innymi nie widziała się bardzo długo, więc prawdę mówiąc nie była pewna co mogły wnieść w progi tego domu i czy później nie będzie się wstydziła za poziom, jaki ze sobą wprowadziły w tą salę. Niemniej jednak swoich obaw nie wypowiadała głośno. Zawsze pozostawało jej kilka zaufanych osób. Jej kochana przyjaciółka, siostra, która miała nadzieję, ze znajdzie czas na wstąpienie na wieczorek pań, w razie wyjątkowego fiasku, w gotowości czekałaby pewnie i nawet sama Melady Rosier.
— Wiesz… ten Eagle to kręci się wokół, kiedy jest zupełnie zbędny, a jak raz jest potrzebny to nagle znika. Dość niecodzienny talent jak na charłaka — przyznała zgryźliwie na moment przed tym, jak przez próg przeszła Inara Carrow. Była w sumie wdzięczna, że właśnie ona. Jako dobra znajoma jej rodzeństwa wprowadzi tu na pewno lepszą energię niż druga lady Carrow, której szybkie przyjście mogłoby podkopać morale Rosalie. Tego nie chciały już od wejścia pierwszego gościa:
— Zdaje się, że jesteś jeszcze przed czasem, Inaro — uspokoiła ją, chociaż obie wiedziały, że uspokojenia wcale nie potrzebowała. Lekkie spóźnienie chyba nawet pasowałoby do jej usposobienia. — W takim razie chyba możemy Ci podziękować. U niektórych mogłoby to wywołać niemałą sensację.
Darcy przyznawała w myślach, ze wizja Inary wjeżdżającej do sali balowej na koniu z pewnością byłaby godna zapamiętania, niemniej, wolałaby tego uniknąć akurat tego wieczoru.
— Smak Francji…. — powtórzyła za dziewczyną, a kącik jej ust drgnął nieznacznie. Przynajmniej jeden gość, który wiedział co ze sobą przynieść, żeby zadowolić wybredne podniebienie Lady Rosier! — … na pewno wspólnie go skosztujemy. Usiądziesz? — wskazała sofy, fotele i kanapy rozstawione wokół ławy — Masz ten przywilej, że możesz pierwsza wybrać miejsce — cóż, Darcy polecała nie siadać tyłem do drzwi. Ze szlachciankami było niczym z bandytami w westernach, nigdy nie wiadomo było, która przejdzie przez drzwi i wbije komu nóż w plecy. O wilku mowa.
— Megaro… — odwzajemniła jej uprzejmy uśmiech — nam jest tak samo miło.
„Tak samo” znaczyło „co najmniej” w tym samym stopniu możemy zagrać aktorsko, żeby się przekonać czyja gra ostatnio weszła na wyższy poziom. Już od wejścia jakie uprzejmości i wyzwania stawiały sobie ambitne szlachcianki… Darcy prawdę mówiąc była zadowolona, ze Inara wraz z Megarą zdążyły wejść przed Lyrą, któr mogłaby onieśmielić śmiałość i bezczelność niektórych arystokratek. Na szczęście weszła jako trzecia. Rosier powitała ją przyjemnym uśmiechem. Trudno powiedzieć, czy zaprosiła ją z czystej złośliwości wobec Thibauda, czy po prostu zdążyła zapałać sympatią do tej młodej istoty. Nie dało jej się chyba nie lubić.
— Lyro, pięknie wyglądasz — dodała jej pewności siebie na wejściu, bo będzie jej w takim towarzystwie z pewnością potrzebne. — Może usiądziesz z innymi?
Wieczór dopiero się zaczynał, a Darcy miała nadzieję gościć więcej dam. Nie mogła się doczekać atrakcji, jakie na nie wszystkie czekały. A przynajmniej ona powinna się przy nich dobrze bawić.
— Wiesz… ten Eagle to kręci się wokół, kiedy jest zupełnie zbędny, a jak raz jest potrzebny to nagle znika. Dość niecodzienny talent jak na charłaka — przyznała zgryźliwie na moment przed tym, jak przez próg przeszła Inara Carrow. Była w sumie wdzięczna, że właśnie ona. Jako dobra znajoma jej rodzeństwa wprowadzi tu na pewno lepszą energię niż druga lady Carrow, której szybkie przyjście mogłoby podkopać morale Rosalie. Tego nie chciały już od wejścia pierwszego gościa:
— Zdaje się, że jesteś jeszcze przed czasem, Inaro — uspokoiła ją, chociaż obie wiedziały, że uspokojenia wcale nie potrzebowała. Lekkie spóźnienie chyba nawet pasowałoby do jej usposobienia. — W takim razie chyba możemy Ci podziękować. U niektórych mogłoby to wywołać niemałą sensację.
Darcy przyznawała w myślach, ze wizja Inary wjeżdżającej do sali balowej na koniu z pewnością byłaby godna zapamiętania, niemniej, wolałaby tego uniknąć akurat tego wieczoru.
— Smak Francji…. — powtórzyła za dziewczyną, a kącik jej ust drgnął nieznacznie. Przynajmniej jeden gość, który wiedział co ze sobą przynieść, żeby zadowolić wybredne podniebienie Lady Rosier! — … na pewno wspólnie go skosztujemy. Usiądziesz? — wskazała sofy, fotele i kanapy rozstawione wokół ławy — Masz ten przywilej, że możesz pierwsza wybrać miejsce — cóż, Darcy polecała nie siadać tyłem do drzwi. Ze szlachciankami było niczym z bandytami w westernach, nigdy nie wiadomo było, która przejdzie przez drzwi i wbije komu nóż w plecy. O wilku mowa.
— Megaro… — odwzajemniła jej uprzejmy uśmiech — nam jest tak samo miło.
„Tak samo” znaczyło „co najmniej” w tym samym stopniu możemy zagrać aktorsko, żeby się przekonać czyja gra ostatnio weszła na wyższy poziom. Już od wejścia jakie uprzejmości i wyzwania stawiały sobie ambitne szlachcianki… Darcy prawdę mówiąc była zadowolona, ze Inara wraz z Megarą zdążyły wejść przed Lyrą, któr mogłaby onieśmielić śmiałość i bezczelność niektórych arystokratek. Na szczęście weszła jako trzecia. Rosier powitała ją przyjemnym uśmiechem. Trudno powiedzieć, czy zaprosiła ją z czystej złośliwości wobec Thibauda, czy po prostu zdążyła zapałać sympatią do tej młodej istoty. Nie dało jej się chyba nie lubić.
— Lyro, pięknie wyglądasz — dodała jej pewności siebie na wejściu, bo będzie jej w takim towarzystwie z pewnością potrzebne. — Może usiądziesz z innymi?
Wieczór dopiero się zaczynał, a Darcy miała nadzieję gościć więcej dam. Nie mogła się doczekać atrakcji, jakie na nie wszystkie czekały. A przynajmniej ona powinna się przy nich dobrze bawić.
Darcy Rosier
Zawód : hipnotyzerka w rodowym rezerwacie w Kent
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Jeśli ktoś uprawia ze znawstwem sztukę perswazji, powinien wpierw wzbudzić ciekawość, później połechtać próżność, by wreszcie odwołać się do sumienia lub dobroci.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Im dłużej czekałyśmy, tym bardziej się stresowałam i z pewną ulgą odetchnęłam, kiedy na horyzoncie pojawiła się Inara Carrow. Uśmiechnęłam się do niej lekko. Nie miałyśmy zbyt bliskich relacji, obie chodziłyśmy do innych szkół i nie dane było nam później się lepiej poznać. Miałam nadzieję, że dzisiejszego wieczoru uda nam się to nadrobić.
- Witaj, Inaro - powitałam ją.
Nie spóźniła się, to myśmy się pośpieszyły. Prawdę mówiąc nie pogardziłabym, gdyby Inara robiła za dwójkę gości i kolejny z nich nie musiał przychodzić.
Obserwowałam Megarę uważnie, chociaż lekki uśmiech nie schodził mi z ust. Nie mogłam popsuć dzisiejszego wieczoru, dlatego starałam się najlepiej jak potrafiłam.
- Lady Carrow - również ledwo zauważalnie kiwnęłam jej głową na powitanie. - Mi również jest cię miło widzieć.
Ach te kłamstwa. Ciekawa byłam która z nas dłużej wytrzyma. A może Megara była dla mnie taka dobra, bo chciała przeprosić mnie za swoje zachowanie? Uśmiechnęłam się sama do siebie, w co ja wierzyłam.
Na szczęście od towarzystwa panien Carrow, a szczególnie jednej z nich, uwolniła mnie Lyra Weasley. Jeszcze dwa dni temu była u mnie, prosząc o pomoc, żebym jej pomogła być dobrą szlachcianką. Dzisiejszego dnia mogłam sprawdzić, z czym ma problemy.
- Lady Weasley - przywitałam ją ze szczerym uśmiechem. - Możesz usiąść obok mnie.
Wskazałam jej miejsce, na którym powinna usiąść, aby oddzielić mnie od reszty dziewczyn, bo wiadomo, że po drugiej swojej stronie miałam siedzieć obok Darcy.
- Poczekamy jeszcze trochę, prawda? Jak nikt się nie pojawi, to zaczniemy, aczkolwiek myślę, że zdąży przyjść jeszcze kilka pań - zwróciłam się do kuzynki.
Odwróciłam się następnie do dziewczyn, które już przybyły i przeskakując wzrokiem z jednej na drugą, właściwie z Inary na Lyrę, Megarę lekko olewając, posłałam im ciepły uśmiech.
- Musicie wiedzieć, że Darcy bardzo się postarała, aby ten wieczór był wyjątkowy. Mam nadzieję, że niespodzianka jaką przygotowała, przypadnie wam do gustu - zachichotałam lekko.
Chciałam tylko je zainteresować i podsycić ich ciekawość. Miałam nadzieję, że Darcy się nie pogniewa. W końcu nic nie powiedziałam!
- Witaj, Inaro - powitałam ją.
Nie spóźniła się, to myśmy się pośpieszyły. Prawdę mówiąc nie pogardziłabym, gdyby Inara robiła za dwójkę gości i kolejny z nich nie musiał przychodzić.
Obserwowałam Megarę uważnie, chociaż lekki uśmiech nie schodził mi z ust. Nie mogłam popsuć dzisiejszego wieczoru, dlatego starałam się najlepiej jak potrafiłam.
- Lady Carrow - również ledwo zauważalnie kiwnęłam jej głową na powitanie. - Mi również jest cię miło widzieć.
Ach te kłamstwa. Ciekawa byłam która z nas dłużej wytrzyma. A może Megara była dla mnie taka dobra, bo chciała przeprosić mnie za swoje zachowanie? Uśmiechnęłam się sama do siebie, w co ja wierzyłam.
Na szczęście od towarzystwa panien Carrow, a szczególnie jednej z nich, uwolniła mnie Lyra Weasley. Jeszcze dwa dni temu była u mnie, prosząc o pomoc, żebym jej pomogła być dobrą szlachcianką. Dzisiejszego dnia mogłam sprawdzić, z czym ma problemy.
- Lady Weasley - przywitałam ją ze szczerym uśmiechem. - Możesz usiąść obok mnie.
Wskazałam jej miejsce, na którym powinna usiąść, aby oddzielić mnie od reszty dziewczyn, bo wiadomo, że po drugiej swojej stronie miałam siedzieć obok Darcy.
- Poczekamy jeszcze trochę, prawda? Jak nikt się nie pojawi, to zaczniemy, aczkolwiek myślę, że zdąży przyjść jeszcze kilka pań - zwróciłam się do kuzynki.
Odwróciłam się następnie do dziewczyn, które już przybyły i przeskakując wzrokiem z jednej na drugą, właściwie z Inary na Lyrę, Megarę lekko olewając, posłałam im ciepły uśmiech.
- Musicie wiedzieć, że Darcy bardzo się postarała, aby ten wieczór był wyjątkowy. Mam nadzieję, że niespodzianka jaką przygotowała, przypadnie wam do gustu - zachichotałam lekko.
Chciałam tylko je zainteresować i podsycić ich ciekawość. Miałam nadzieję, że Darcy się nie pogniewa. W końcu nic nie powiedziałam!
Za wilczym śladem podążę w zamieć
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamieńRozpalę usta smagane wiatrem
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamieńRozpalę usta smagane wiatrem
Rosalie Yaxley
Zawód : doradczyni w zarządzie w Rezerwacie jednorożców w Gloucestershire
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Nienawidzę pająków... dlaczego to nie mogły być motyle?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
Na zaproszenie od Darcy nie mogła nie odpowiedzieć. Nie tylko dlatego że na balu organizowanym przez siostrę nie wypada się nie pojawić, nawet jeśli za podobnymi imprezami się nie przepada, nie tylko dlatego że Druella chciała się zobaczyć z najmłodszą z rodzeństwa Rosierów i absolutnie każdy pretekst jest dobry, żeby się spotkać, ale też dlatego że był to powód, by wyjść z domu i choć na chwilę odpocząć od krzyków, płaczów i niańczenia dzieci. Druella swoje córki kochała najbardziej na świecie, ale czasem nawet najmocniej kochająca matka musi sobie w spokoju przypomnieć, za co darzy tę zgraję potworków takim uczuciem. I to właśnie najlepiej robić w miejscu, w którym nie ma żadnych dzieci. A przynajmniej prawie nie ma, bo trudno o Lyrze Weasley czy Megarze Carrow powiedzieć, że są dorosłymi, poważnymi kobietami. Ale ich niewątpliwą zaletą było to, że nie miały czterech ani dwóch lat, a już z pewnością nie czterech miesięcy. I nie trzeba było się nimi zajmować.
Druella ubrała się w tradycyjnie czarną suknię. Odkąd została panią Black jej szafa systematycznie zaczeła wypełniać się podobnymi kreacjami. Często były prezentem od Cygnusa, kiedy indziej od rodziny, na ślub dostała całą kolekcję odpowiednich strojów od Blacków, którzy najwyraźniej ścierpieć nie mogli, że żona jednego z nich mogłaby nosić czerwono-złote róże Rosierów. Druella jednak była uparta, z róż nigdy nie zrezygnowała, a wśród biżuterii ciągle znaleźć można było spinki, kolczyki i naszyjniki w wzory tych pięknych kwiatów. W obliczu wizji pani Black noszącej spodnie kilka różnych ozdób zdawało się całkiem nieszkodliwe. A i Drualla podobnej akceptacji nie nadużywała. Na wieczorek organizowany jednak przez swoją siostrę nie zamierzała afiszować się swoim nowym nazwiskiem, wracała przecież do d o m u.
Nie zwróciła uwagi na lokaja przy drzwiach, całą rezydencję znała jak własną kieszeń, rozpoznawała nawet niektóre plamy na ścianach, które powstały, gdy jako dziecko bawiła się w bitwę na błotne śnieżki ze skrzatem, który rozpaczliwie starał się uratować boazerię. Nie zawsze mu się udawało, a niektórych śladów nie zauważył nikt poza małą Dru, która poczytywała je za osobisty sukces. Na szczęście Bella była grzeczniejszym dzieckiem niż jej mama.
Darcy spełniała się w roli gospodyni. Zachowanie pozorów, utrzymanie uśmiechu i życzliwego błysku w oczach wychodziło jej bardzo zgrabnie. Druella prawie uwierzyła, że siostra faktycznie cieszy się na widok kolejnych pań i panien.
- Darcy - uśmiechnęła się wchodząc do przestronnej sali. Stukot jej obcasów rozniósł się echem. Kiedy była mniejsza lubiła tu grać na skrzypcach albo krzyczeć i sprawdzać, kiedy dźwięk wróci do jej uszu. Rzadko jednak przebywała tu w towarzystwie ludzi na podobnych zabawach jak ta dzisiejsza. Ok kiedy się wyprowadziła chyba zdarzało jej się to częściej niż, gdy jeszcze zamieszkiwała w przestronnej rezydencji z pięknym ogrodem.
- Mam nadzieję, że nie spóźniłam się za bardzo - dodała przytulając siostrę. Dopiero potem przyjrzała się kolejnym twarzom.
- Witam - rzuciła, a w jej głosie zabrakło poprzedniej serdeczności, choć pozostawał miły. Uśmiechnęła się do Inary, z którą od dawna się nie widziała. Sporo czasu minęło odkąd wspólnie przemierzały korytarze Beauxbattons.
- Rose, Inara - przywitała szkolną przyjaciółkę i wilę. - Cieszę się, że się zjawiłyście - ze względu na siostrę jak i na siebie samą. Piękna wila, jej kuzynka i najlepsza przyjaciółka Darcy nie mogła się nie zjawić na podobnym wieczorku. Jej obecność cieszyła jednak Druellę.
- Megaro, Lyro - darowała sobie tytuły, w przeciwieństwie do poprzednich kobiet nie dlatego że w jakiś sposób się szczerze przyjaźniły, ale ze względu na sporą różnicę wieku między nimi. I dlatego że Druella nigdy specjalnie nie przywiązywała się do konwenansów, a etykietą zasłaniała się, kiedy było jej to na rękę bądź było absolutnie wymagane. W tym towarzystwie nikt nie powinien się jednak obrazić. Ani Darcy, na czym Dru akurat zależało, ani Inara, ani Rose, wiązały ich więzi nie tylko salonowe, lekkie odstępstw od przyjętej normy nie są więc czymś rażącym. Lyra i Megara już mniej zaprzątały umysł pani Black, ale nawet gdyby, obraza ta byłaby na tyle nieznacząca, że nikt się nią nie przejmie.
Druella ubrała się w tradycyjnie czarną suknię. Odkąd została panią Black jej szafa systematycznie zaczeła wypełniać się podobnymi kreacjami. Często były prezentem od Cygnusa, kiedy indziej od rodziny, na ślub dostała całą kolekcję odpowiednich strojów od Blacków, którzy najwyraźniej ścierpieć nie mogli, że żona jednego z nich mogłaby nosić czerwono-złote róże Rosierów. Druella jednak była uparta, z róż nigdy nie zrezygnowała, a wśród biżuterii ciągle znaleźć można było spinki, kolczyki i naszyjniki w wzory tych pięknych kwiatów. W obliczu wizji pani Black noszącej spodnie kilka różnych ozdób zdawało się całkiem nieszkodliwe. A i Drualla podobnej akceptacji nie nadużywała. Na wieczorek organizowany jednak przez swoją siostrę nie zamierzała afiszować się swoim nowym nazwiskiem, wracała przecież do d o m u.
Nie zwróciła uwagi na lokaja przy drzwiach, całą rezydencję znała jak własną kieszeń, rozpoznawała nawet niektóre plamy na ścianach, które powstały, gdy jako dziecko bawiła się w bitwę na błotne śnieżki ze skrzatem, który rozpaczliwie starał się uratować boazerię. Nie zawsze mu się udawało, a niektórych śladów nie zauważył nikt poza małą Dru, która poczytywała je za osobisty sukces. Na szczęście Bella była grzeczniejszym dzieckiem niż jej mama.
Darcy spełniała się w roli gospodyni. Zachowanie pozorów, utrzymanie uśmiechu i życzliwego błysku w oczach wychodziło jej bardzo zgrabnie. Druella prawie uwierzyła, że siostra faktycznie cieszy się na widok kolejnych pań i panien.
- Darcy - uśmiechnęła się wchodząc do przestronnej sali. Stukot jej obcasów rozniósł się echem. Kiedy była mniejsza lubiła tu grać na skrzypcach albo krzyczeć i sprawdzać, kiedy dźwięk wróci do jej uszu. Rzadko jednak przebywała tu w towarzystwie ludzi na podobnych zabawach jak ta dzisiejsza. Ok kiedy się wyprowadziła chyba zdarzało jej się to częściej niż, gdy jeszcze zamieszkiwała w przestronnej rezydencji z pięknym ogrodem.
- Mam nadzieję, że nie spóźniłam się za bardzo - dodała przytulając siostrę. Dopiero potem przyjrzała się kolejnym twarzom.
- Witam - rzuciła, a w jej głosie zabrakło poprzedniej serdeczności, choć pozostawał miły. Uśmiechnęła się do Inary, z którą od dawna się nie widziała. Sporo czasu minęło odkąd wspólnie przemierzały korytarze Beauxbattons.
- Rose, Inara - przywitała szkolną przyjaciółkę i wilę. - Cieszę się, że się zjawiłyście - ze względu na siostrę jak i na siebie samą. Piękna wila, jej kuzynka i najlepsza przyjaciółka Darcy nie mogła się nie zjawić na podobnym wieczorku. Jej obecność cieszyła jednak Druellę.
- Megaro, Lyro - darowała sobie tytuły, w przeciwieństwie do poprzednich kobiet nie dlatego że w jakiś sposób się szczerze przyjaźniły, ale ze względu na sporą różnicę wieku między nimi. I dlatego że Druella nigdy specjalnie nie przywiązywała się do konwenansów, a etykietą zasłaniała się, kiedy było jej to na rękę bądź było absolutnie wymagane. W tym towarzystwie nikt nie powinien się jednak obrazić. Ani Darcy, na czym Dru akurat zależało, ani Inara, ani Rose, wiązały ich więzi nie tylko salonowe, lekkie odstępstw od przyjętej normy nie są więc czymś rażącym. Lyra i Megara już mniej zaprzątały umysł pani Black, ale nawet gdyby, obraza ta byłaby na tyle nieznacząca, że nikt się nią nie przejmie.
Gość
Gość
Gdy nieduża sowa z impetem wpadła przez okno do kuchni (zbijając przy okazji kubek z kawą) prawdopodobnie ostatnim, czego Marcy mogła się od niej spodziewać, było zaproszenie na dzisiejszy wieczór. Stąd też wyjątkowe zdziwienie Marceliny, która przez ostatnie lata okazała się być mistrzynią w grze "Znajdź tysiąc wymówek na:spotkanie wysoko urodzonych". Jednakże tym razem poczuła, że, o dziwo, zwyczajnie ma ochotę pójść. Ba! Nawet postanowiła nie robić typowego dla siebie pokazania wszystkim obecnym, jak głęboko ma ich w nosie! Odpowiednio wcześniej zamówiła suknię w głębokim, butelkowo zielonym kolorze który podkreślał nie tylko bladość dziewczyny, ale przede wszystkim miedziane loki, które wyjątkowo postanowiła ujarzmić w wysokim upięciu. Srebrne kolczyki ze szmaragdami stanowiły jedyny dodatek do i tak bogatej w ozdoby kreacji.
Naprawdę chciała być punktualna. I wszystko wyszłoby dobrze, gdyby nie nagłe oświecenie: prezent! Zrezygnowała z sieci Fiuu na rzecz wstąpienia do rezydencji dawno nie widzianego ojca (dokładniej mówiąc, na rzecz odwiedzenia winnicy dawno nie widzianego ojca). Wybrała butelkę białego, półwytrawnego wina, które osobiście lubiła najbardziej. Zapakowała je ładnie i teleportowała się do dworu Rosierów.
Weszła do sali i z ulgą rozpoznała parę znajomych twarzy, pięknych i dumnych. Nieco martwił i krępował ją fakt, iż nie zna samej gospodyni, postanowiła jednak szybko to nadrobić. Dygnęła i wyciągnęła do niej dłoń, uśmiechając się na tyle naturalnie, na ile sytuacja pozwalała.
-Marcelyn Carrow, cieszę się mogąc w końcu Cię poznać. I dziękuję za zaproszenie.-obróciła głowę upewniając się, ze skrzaty sprawnie odstawiły butelkę wina na stół. I jak zauważyła, nie było to pierwsze. Morgano, jak dobrze, bez tego nie dałabym rady. Pomyślała, po czym podeszła przywitać się z resztą znajomych sobie panien. Do tych, które znała jedynie z widzenia, uśmiechnęła się i skłoniła głowę z daleka. Jak opróżnią wszystkie przygotowane wina, pewnie siłą rzeczy się poznają i będzie to nieporównywalnie bardziej naturalne.
Naprawdę chciała być punktualna. I wszystko wyszłoby dobrze, gdyby nie nagłe oświecenie: prezent! Zrezygnowała z sieci Fiuu na rzecz wstąpienia do rezydencji dawno nie widzianego ojca (dokładniej mówiąc, na rzecz odwiedzenia winnicy dawno nie widzianego ojca). Wybrała butelkę białego, półwytrawnego wina, które osobiście lubiła najbardziej. Zapakowała je ładnie i teleportowała się do dworu Rosierów.
Weszła do sali i z ulgą rozpoznała parę znajomych twarzy, pięknych i dumnych. Nieco martwił i krępował ją fakt, iż nie zna samej gospodyni, postanowiła jednak szybko to nadrobić. Dygnęła i wyciągnęła do niej dłoń, uśmiechając się na tyle naturalnie, na ile sytuacja pozwalała.
-Marcelyn Carrow, cieszę się mogąc w końcu Cię poznać. I dziękuję za zaproszenie.-obróciła głowę upewniając się, ze skrzaty sprawnie odstawiły butelkę wina na stół. I jak zauważyła, nie było to pierwsze. Morgano, jak dobrze, bez tego nie dałabym rady. Pomyślała, po czym podeszła przywitać się z resztą znajomych sobie panien. Do tych, które znała jedynie z widzenia, uśmiechnęła się i skłoniła głowę z daleka. Jak opróżnią wszystkie przygotowane wina, pewnie siłą rzeczy się poznają i będzie to nieporównywalnie bardziej naturalne.
Gość
Gość
Pewna mała część Inarowego charaktery pamiętała, że nawet przy pozornie uprzejmej atmosfery, na szlacheckich szalona może bywać różnie. Wiedziała też, że kobieca natura potrafi nieznośnie obrócić się przeciwko samej właścicielce, ale...to wciąż nie był wystarczający powód, by zachowywać dla siebie energię i pogodę, którą ze sobą przyprowadziła.
- Albo zawał serca - dopowiedziała w myślach, za panną Rosier, ale był to tylko żartobliwy niuans, którym nie dzieliła sie z ogółem.
- Tym bardziej cieszy mnie fakt, że zdecydowałam się na inną formę wejścia - wargi alchemiczki nieustannie kwitły w uśmiechu, ale - trudno byłoby doszukiwać się w nim sztucznej uprzejmości - i witaj Rosalie, Darcy - wdzięcznie pochyliła głowę w geście oficjalnego powitania.
- Trzymam za słowo moja droga - jasny ognik błysną w jej oczach, potwierdzając propozycję Darcy. Inara kochała Francję, a z tym - większość rzeczy, które się z krajem kojarzyły - Tak, dziękuję..w końcu muszę sprawdzić, czy są równie wygodne jak siodło do jazdy konnej - mrugnęła czarnymi rzęsami, wspominając maleńki fragment litu, który rozbawił Inarę, a Darcy przybył jej przychylności.
Nim jednak usiadła, w progu pojawiła się Megara, więc z brwiami uniesionymi ku górze, w czytelnym zaskoczeniu, przyjęła delikatny pocałunek w policzek. Nie było trudne wiedzieć, że pomiędzy żoną jej kuzyna, a lady Yaxley trwa cichy konflikt. Przygarnęła do siebie szlachciankę i równie cicho odpowiedziała - Boję się przyznawać rację, ale..wolałabym obstawiać, niż być osobą, na którą będzie się obstawiała - żart, żartem, ale w słowach młodziutkiej szlachcianki, było ciężkie ziarno prawdy, które - miała nadzieję - nie zakwitnie dzisiejszego wieczoru.
Pociągnęła dziewczynę za sobą, by usiadły obok siebie. Mimo wszystko wolała mieć ją w pobliżu, by łagodzić ewentualne...niejasności.
- Ta niespodzianka zdecydowanie coraz mocniej mnie intryguje - mówiła ku Rosalie, gdy opierała sie o gładką materię sofy. Tak, zdecydowanie wygodne. Zdążyła już z wejściu zauważyć, że gospodyni wieczoru włożyła w przygotowania wiele czasu. Przywitała się w międzyczasie z ognistowłosą malarką, którą już kilkakrotnie spotkała. Urocza istota, ujmująca swoją niewinną postawą i wiecznie zarumienionymi policzkami. Podniosła się z miejsca, gdy dostrzegła dawno nie widzianą przyjaciółkę - Dru - powitała ją, nie bacząc na konwenanse, by obdarzyć jej policzek pocałunkiem - Nawet nie wyobrażasz sobie, jak bardzo się cieszę widząc cię tutaj - szkolna przyjaciółka, miała teraz na głowie wiele spraw, które skutecznie odciągały ją od towarzyskiego życia...i każde z tych "spraw" albo biegało po jej domu, albo zapewne nie pozwalało przespać kolejnej noc - o ile guwernantki dbały, by wyręczać panią Black z takich niedogodności.
Niedługo w komnacie pojawiła się i kolejna dama i czarnowłosa mimowolnie uśmiechnęła się na widok znajomej twarzy kuzynki. Trzy panny z domu Carrow...to nie zdarzało się zbyt często.
- Witaj Marcelinko - zawołał wyciągając dłoń ku miedzianowłosej dziewczynie. Oczywiście, jak zwykle miała tendencję polszczenia imion swoich bliskich, chociaż - większość już zdążyła się do tego przyzwyczaić.
A teraz...kogo jeszcze przywieje w progi domu Rosier?
- Albo zawał serca - dopowiedziała w myślach, za panną Rosier, ale był to tylko żartobliwy niuans, którym nie dzieliła sie z ogółem.
- Tym bardziej cieszy mnie fakt, że zdecydowałam się na inną formę wejścia - wargi alchemiczki nieustannie kwitły w uśmiechu, ale - trudno byłoby doszukiwać się w nim sztucznej uprzejmości - i witaj Rosalie, Darcy - wdzięcznie pochyliła głowę w geście oficjalnego powitania.
- Trzymam za słowo moja droga - jasny ognik błysną w jej oczach, potwierdzając propozycję Darcy. Inara kochała Francję, a z tym - większość rzeczy, które się z krajem kojarzyły - Tak, dziękuję..w końcu muszę sprawdzić, czy są równie wygodne jak siodło do jazdy konnej - mrugnęła czarnymi rzęsami, wspominając maleńki fragment litu, który rozbawił Inarę, a Darcy przybył jej przychylności.
Nim jednak usiadła, w progu pojawiła się Megara, więc z brwiami uniesionymi ku górze, w czytelnym zaskoczeniu, przyjęła delikatny pocałunek w policzek. Nie było trudne wiedzieć, że pomiędzy żoną jej kuzyna, a lady Yaxley trwa cichy konflikt. Przygarnęła do siebie szlachciankę i równie cicho odpowiedziała - Boję się przyznawać rację, ale..wolałabym obstawiać, niż być osobą, na którą będzie się obstawiała - żart, żartem, ale w słowach młodziutkiej szlachcianki, było ciężkie ziarno prawdy, które - miała nadzieję - nie zakwitnie dzisiejszego wieczoru.
Pociągnęła dziewczynę za sobą, by usiadły obok siebie. Mimo wszystko wolała mieć ją w pobliżu, by łagodzić ewentualne...niejasności.
- Ta niespodzianka zdecydowanie coraz mocniej mnie intryguje - mówiła ku Rosalie, gdy opierała sie o gładką materię sofy. Tak, zdecydowanie wygodne. Zdążyła już z wejściu zauważyć, że gospodyni wieczoru włożyła w przygotowania wiele czasu. Przywitała się w międzyczasie z ognistowłosą malarką, którą już kilkakrotnie spotkała. Urocza istota, ujmująca swoją niewinną postawą i wiecznie zarumienionymi policzkami. Podniosła się z miejsca, gdy dostrzegła dawno nie widzianą przyjaciółkę - Dru - powitała ją, nie bacząc na konwenanse, by obdarzyć jej policzek pocałunkiem - Nawet nie wyobrażasz sobie, jak bardzo się cieszę widząc cię tutaj - szkolna przyjaciółka, miała teraz na głowie wiele spraw, które skutecznie odciągały ją od towarzyskiego życia...i każde z tych "spraw" albo biegało po jej domu, albo zapewne nie pozwalało przespać kolejnej noc - o ile guwernantki dbały, by wyręczać panią Black z takich niedogodności.
Niedługo w komnacie pojawiła się i kolejna dama i czarnowłosa mimowolnie uśmiechnęła się na widok znajomej twarzy kuzynki. Trzy panny z domu Carrow...to nie zdarzało się zbyt często.
- Witaj Marcelinko - zawołał wyciągając dłoń ku miedzianowłosej dziewczynie. Oczywiście, jak zwykle miała tendencję polszczenia imion swoich bliskich, chociaż - większość już zdążyła się do tego przyzwyczaić.
A teraz...kogo jeszcze przywieje w progi domu Rosier?
The knife that has pierced my heart, I can’t pull it out Because if I do It’ll send up a huge spray of tears that can’t be stopped
Nie spodziewała się listu od Darcy, a może raczej - nie spodziewała się listu, w którym zawarte byłoby zaproszenie na wieczorek poetycki. Ich ostatnie spotkanie zaiste nie należało do najprzyjemniejszych, lecz nie było to winą panny Rosier, a raczej okoliczności, które do niego doprowadziły, lecz czy w towarzystwie innych dam - urodzonych intrygantek z fałszywymi uśmiechami na ich pięknych licach - mogły naprawdę porozmawiać? I czy Darcy naprawdę tego chciała, czy była to jedynie wymuszona grzeczność wobec narzeczonej brata?
Nie wiedziała, nie mogła wiedzieć. Choć od porwania minęło kilka miesięcy, to zlewały się one w jedno wielkie oczekiwanie, oczekiwanie, aż poczuje się pewniej, bezpieczniej, aż wygra z koszmarami. Lecz nie mogła dłużej biernie oczekiwać cudu. Miała swoje obowiązki, musiała zacząć bywać na salonach, zaś zaproszenia panny Rosier nie mogła zignorować - czy to z uwagi na skrzętnie skrywaną chęć poznania jej bliżej, czy na nadchodzącą wielkimi krokami ceremonię, która miała sprawić, że zostaną jeszcze bliższą rodziną.
Dwór Rosierów znała od dawien dawna, toteż daleko jej było do onieśmielenia czy zagubienia w odległym Dover. Znała te korytarze, zaś salę balową pamiętała z wesela Marianne - tego samego, na którym przyszło jej poznać zarówno Tristana, jak i paskudną prawdę o nim i o kuzynce Adelajdzie. Duchy przeszłości wracały, wprawiając ją w zadumę, napawając smutkiem, lecz nie było na to czasu, nie teraz - arystokratki bywały dużo groźniejsze i bezwzględniejsze od lordów, musiała więc na powrót stać się wyniosłym i odpornym na ich ataki posągiem, nim pokaże się im na oczy.
Weszła krótko po Marcelyn, osamotniona, lecz wyprostowana i dumna, ubrana w długą, ciemnoniebieską suknię z ciężkiego materiału; wszak nadal była Lestrange'em i nawet ciążący na palcu pierścień nie mógł tego zmienić. Skierowała swe kroki ku zebranym już damom, z niezadowoleniem zauważając obecność niektórych z nich; mimo to jej usta wyginały się w uprzejmym uśmiechu. Jeśli Druella znów zacznie machać na nią różdżką, nie było tu nikogo, kto mógłby ją powstrzymać przed adekwatną odpowiedzią - a że lady Black już urodziła... Cóż.
- Darcy - powitała wpierw organizatorkę wieczorku, pozwalając sobie na tę drobną poufałość; wierzyła, że ich mała tajemnica, szczegóły dotyczące poprzedniego spotkania, pozostanie między nimi. Zaufała jej i miała nadzieję, że nie na darmo. - Dziękuję za zaproszenie, cieszę się, mogąc być twoim gościem.
Później zaś zwróciła się do reszty z obecnych już kobiet, wodząc uważnym wzrokiem po ich nieskazitelnych licach, szukając na nich pęknięć zdradzających prawdziwe zamiary. - Lady Carrow, miło panie widzieć - skinęła krótko głową Inarze, świeżo poślubionej Megarze oraz ledwo kojarzonej Marcelyn, tej, która nie cieszyła się najlepszą opinią na salonach. - Lady Yaxley. - Na Rosalie zatrzymała wzrok nieco dłużej, upatrując w niej wilej rywalki, ale i tej, która przypominała zamknięcie na bagnach, ratunek z rąk jej ojca. - Lady Weasley. - Jej głos nie zdradził kpiny, pozostał opanowany i idealnie uprzejmy, lecz nie było co udawać, spotkanie Weasleyówny na salonach Rosierów było nie lada zaskoczeniem. Czy to wysublimowany żart, Darcy? Czy ktoś cię do tego zmusił? Mimo to, musiała przyznać, że było w niej coś świeżego, coś urokliwego i tak niewinnego, że aż proszącego się o zniszczenie pozorów tego spotkania. Powinna wiedzieć, że znalazła się w gnieździe żmij. Zaś ona chciałaby zobaczyć wyraz jej piegowatej twarzy, gdy już to sobie uświadomi.
I, och, ostatnia z owieczek.
- Lady Black - przywitała Druellę jako ostatnią, nie siląc się nawet na zbędne uprzejmości, na udawanie, że niezwykle cieszy się z jej obecności i ma nadzieję, że trójka pociech czy inne szalone miotły nie każą jej opuścić spotkania przedwcześnie. Czuła się przez nią zagrożona, zagrożona o tyle, że była na jej terytorium, że Darcy była jej siostrą i w przypadku jakiegokolwiek konfliktu, z pewnością wzięłaby stronę Druelli. Gdyby jednak została zaatakowana, nie miałoby to jednak większego znaczenia.
Powiodła dookoła wzrokiem, podziwiając wystrój sali, wdychając zapach rosierowych róż; panny musiały się napracować, ciekawe co zaplanowały na później? Skupiła się na reszcie, mimowolnie bawiąc się przy tym pierścionkiem, ozdobą, która symbolizowała, że ona również nie jest tutaj przybłędą.
Nie wiedziała, nie mogła wiedzieć. Choć od porwania minęło kilka miesięcy, to zlewały się one w jedno wielkie oczekiwanie, oczekiwanie, aż poczuje się pewniej, bezpieczniej, aż wygra z koszmarami. Lecz nie mogła dłużej biernie oczekiwać cudu. Miała swoje obowiązki, musiała zacząć bywać na salonach, zaś zaproszenia panny Rosier nie mogła zignorować - czy to z uwagi na skrzętnie skrywaną chęć poznania jej bliżej, czy na nadchodzącą wielkimi krokami ceremonię, która miała sprawić, że zostaną jeszcze bliższą rodziną.
Dwór Rosierów znała od dawien dawna, toteż daleko jej było do onieśmielenia czy zagubienia w odległym Dover. Znała te korytarze, zaś salę balową pamiętała z wesela Marianne - tego samego, na którym przyszło jej poznać zarówno Tristana, jak i paskudną prawdę o nim i o kuzynce Adelajdzie. Duchy przeszłości wracały, wprawiając ją w zadumę, napawając smutkiem, lecz nie było na to czasu, nie teraz - arystokratki bywały dużo groźniejsze i bezwzględniejsze od lordów, musiała więc na powrót stać się wyniosłym i odpornym na ich ataki posągiem, nim pokaże się im na oczy.
Weszła krótko po Marcelyn, osamotniona, lecz wyprostowana i dumna, ubrana w długą, ciemnoniebieską suknię z ciężkiego materiału; wszak nadal była Lestrange'em i nawet ciążący na palcu pierścień nie mógł tego zmienić. Skierowała swe kroki ku zebranym już damom, z niezadowoleniem zauważając obecność niektórych z nich; mimo to jej usta wyginały się w uprzejmym uśmiechu. Jeśli Druella znów zacznie machać na nią różdżką, nie było tu nikogo, kto mógłby ją powstrzymać przed adekwatną odpowiedzią - a że lady Black już urodziła... Cóż.
- Darcy - powitała wpierw organizatorkę wieczorku, pozwalając sobie na tę drobną poufałość; wierzyła, że ich mała tajemnica, szczegóły dotyczące poprzedniego spotkania, pozostanie między nimi. Zaufała jej i miała nadzieję, że nie na darmo. - Dziękuję za zaproszenie, cieszę się, mogąc być twoim gościem.
Później zaś zwróciła się do reszty z obecnych już kobiet, wodząc uważnym wzrokiem po ich nieskazitelnych licach, szukając na nich pęknięć zdradzających prawdziwe zamiary. - Lady Carrow, miło panie widzieć - skinęła krótko głową Inarze, świeżo poślubionej Megarze oraz ledwo kojarzonej Marcelyn, tej, która nie cieszyła się najlepszą opinią na salonach. - Lady Yaxley. - Na Rosalie zatrzymała wzrok nieco dłużej, upatrując w niej wilej rywalki, ale i tej, która przypominała zamknięcie na bagnach, ratunek z rąk jej ojca. - Lady Weasley. - Jej głos nie zdradził kpiny, pozostał opanowany i idealnie uprzejmy, lecz nie było co udawać, spotkanie Weasleyówny na salonach Rosierów było nie lada zaskoczeniem. Czy to wysublimowany żart, Darcy? Czy ktoś cię do tego zmusił? Mimo to, musiała przyznać, że było w niej coś świeżego, coś urokliwego i tak niewinnego, że aż proszącego się o zniszczenie pozorów tego spotkania. Powinna wiedzieć, że znalazła się w gnieździe żmij. Zaś ona chciałaby zobaczyć wyraz jej piegowatej twarzy, gdy już to sobie uświadomi.
I, och, ostatnia z owieczek.
- Lady Black - przywitała Druellę jako ostatnią, nie siląc się nawet na zbędne uprzejmości, na udawanie, że niezwykle cieszy się z jej obecności i ma nadzieję, że trójka pociech czy inne szalone miotły nie każą jej opuścić spotkania przedwcześnie. Czuła się przez nią zagrożona, zagrożona o tyle, że była na jej terytorium, że Darcy była jej siostrą i w przypadku jakiegokolwiek konfliktu, z pewnością wzięłaby stronę Druelli. Gdyby jednak została zaatakowana, nie miałoby to jednak większego znaczenia.
Powiodła dookoła wzrokiem, podziwiając wystrój sali, wdychając zapach rosierowych róż; panny musiały się napracować, ciekawe co zaplanowały na później? Skupiła się na reszcie, mimowolnie bawiąc się przy tym pierścionkiem, ozdobą, która symbolizowała, że ona również nie jest tutaj przybłędą.
Evandra C. Rosier
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Smile, because it confuses people. Smile, because it's easier than explaining what is killing you inside.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
Pełzał. Pełzał po podłodze na piętrze, przystawiając ucho do zimnej powierzchni i próbując wyłowić każdy najcichszy szmer wydobywając się z dołu z sali balowej, która powoli zapełniała się kolejnymi gośćmi. Ale za to jakimi! Ada próbował, naprawdę próbował stawić czoło przeznaczeniu i nawet skierował się już ku schodom, gotów służyć i wielbić, ale zawsze przy pierwszym kroku coś go powstrzymywało. Nasz biedaczysko czuł bowiem tremę i to Tremę przez wielkie T, spowodowaną obecnością w jednym miejscu tak wielkiej liczby szlachcianek. Serce kołatało mu jak ptak w klatce (co wcale nie powinno dziwić), domagając się wypuszczenia na wolność i groziło zawałem w wieku zaledwie dwudziestu lat. Adam był jednakże zbyt dobrze wychowany, by paść trupem w środku tak ważnego przyjęcia i tym samym sprawić swojej pani wiele problemów (ze sprzątaniem po imprezie), dlatego trzymał się dzielnie, pokonując kolejne centymetry podłogi, nasłuchując, wzdychając i przewracając się od czasu do czasu na plecy, aby tęsknym wzrokiem wpatrywać się w ciemny sufit.
W końcu westchnął po raz ostatni, potężnie i boleśnie, niemalże piskliwie, użalając się nad swoim charłaczym losem i potoczył się do drzwi, wycierając w drogą, połyskującą czerwienią liberię wszelkie pyłki kurzu, które zebrały się na podłodze. Ileż by dał, by móc teraz spoglądać na całe to panieńskie zgromadzenie zza firanki albo chociaż przez dziurkę od klucza! By móc płaszczyć się przed każdą z niewiast, spoglądać im w szlacheckie oczy i fruwać ze szczęścia, gdyby tylko któraś raczyła odwzajemnić jego spojrzenie albo obdarzyła go u ś m i e c h e m! Byłoby to doświadczenie stokroć wspanialsze od tego, gdy po raz pierwszy w życiu zobaczył gwiazdozbiór Orła albo gdy wytyczył gwiezdny szlak asteroidalny na północnej półkuli.
Dotarł do drzwi i otworzył je pewnym ruchem, po czym jego pewność siebie zrobiła sobie wolne, ulatując w przestworza nad posiadłością Rosierów. Im bardziej się zapierał, tym mocniej jakaś dziwna siła pchała go na schody, które pokonywał krok za krokiem (z zamkniętymi oczami, wyobrażając sobie zapach płynu do czyszczenia, który zawsze go uspokajał), aż w końcu stanął na posadzce na parterze i zamarł z przerażenia, postawiony oko w oko ze swoim przeznaczeniem. Mrowie szlachcianek, mrowie młodych dam, panien i mężatek, mrowie szczęśliwie przyrzeczonych i nieszczęśliwie przyobiecanych - a w środku tego wszystkiego zagubione pisklę, z przerażeniem wpatrujące się w oblicze każdej z dam z nadzieją, że nie zostanie dostrzeżony i uda mu się chyłkiem wślizgnąć gdzieś pod ścianę, gdzie będzie mógł w końcu zemrzeć ze szczęścia (ktoś inny pozmywa). Zagubione pisklę nieświadomie wojen i batalii toczonych między szlachciankami, które z przyjemnością zapewne wydrapałyby sobie prędzej oczy, niż napiły się ze wspólnego kielicha.
W końcu westchnął po raz ostatni, potężnie i boleśnie, niemalże piskliwie, użalając się nad swoim charłaczym losem i potoczył się do drzwi, wycierając w drogą, połyskującą czerwienią liberię wszelkie pyłki kurzu, które zebrały się na podłodze. Ileż by dał, by móc teraz spoglądać na całe to panieńskie zgromadzenie zza firanki albo chociaż przez dziurkę od klucza! By móc płaszczyć się przed każdą z niewiast, spoglądać im w szlacheckie oczy i fruwać ze szczęścia, gdyby tylko któraś raczyła odwzajemnić jego spojrzenie albo obdarzyła go u ś m i e c h e m! Byłoby to doświadczenie stokroć wspanialsze od tego, gdy po raz pierwszy w życiu zobaczył gwiazdozbiór Orła albo gdy wytyczył gwiezdny szlak asteroidalny na północnej półkuli.
Dotarł do drzwi i otworzył je pewnym ruchem, po czym jego pewność siebie zrobiła sobie wolne, ulatując w przestworza nad posiadłością Rosierów. Im bardziej się zapierał, tym mocniej jakaś dziwna siła pchała go na schody, które pokonywał krok za krokiem (z zamkniętymi oczami, wyobrażając sobie zapach płynu do czyszczenia, który zawsze go uspokajał), aż w końcu stanął na posadzce na parterze i zamarł z przerażenia, postawiony oko w oko ze swoim przeznaczeniem. Mrowie szlachcianek, mrowie młodych dam, panien i mężatek, mrowie szczęśliwie przyrzeczonych i nieszczęśliwie przyobiecanych - a w środku tego wszystkiego zagubione pisklę, z przerażeniem wpatrujące się w oblicze każdej z dam z nadzieją, że nie zostanie dostrzeżony i uda mu się chyłkiem wślizgnąć gdzieś pod ścianę, gdzie będzie mógł w końcu zemrzeć ze szczęścia (ktoś inny pozmywa). Zagubione pisklę nieświadomie wojen i batalii toczonych między szlachciankami, które z przyjemnością zapewne wydrapałyby sobie prędzej oczy, niż napiły się ze wspólnego kielicha.
Gość
Gość
Darcy skrupulatnie przywitała się ze wszystkimi damami. Tymi jej znanymi i tymi, zaproszonymi przez zaproszonych gości. Wobec każdego pozostawał tak samo uprzejma, chociaż prawdę mówiąc, tak samo jak wszystkie damy, miała dziwne wrażenie, że to posiedzenie może się różnie skończyć. Miała jednak nadzieję, że nie pod jej pieczą. Posłała bardzo przerysowany uśmiech w kierunku Megary, bo chociaż na salonach pozostawały wobec siebie życzliwe, chyba obie pałały do siebie tego samego rodzaju „sympatią”, nie znaczyło to jednak, że jej nie doceniała. Wierzyła w jej umiejętności wstrzymania konfliktów w otoczeniu, dlatego tego wieczora jej oczy dość często miały spoczywać na tej z pozoru niewinnej dziewczynie, jednak chyba zbyt oczywistej w swoich działaniach, skoro każdy na nią uważał i nikt w jej pozę anioła nie wierzył. Darcy uniosła kącik ust do góry, szczerze rozbawiona tym, jak wszyscy z wyjątkowymi umiejętnościami aktorskimi przyjęli swoje towarzystwo. Napawało ją to pewnością, że do rodzaju rozrywki, jaką zaplanowała na ten wieczór to towarzystwo pięknych kobiet nadawało się najbardziej.
Jej uwadze nie mogła ulec obecność Adama. Dostrzegł go kątem oka. Tak, dokładnie w ten sposób w jaki robią to kobiety. Mężczyźni twierdzą, ze ponoć nie można patrzeć kątem. Określmy to wiec jako kobiecą intuicję. Dopiero pchana nią, zwróciła twarz w kierunku lokaja, rzucając:
— Pan Eagle! W końcu. Może Pan podać wino i herbatę.
Wskazała ponaglająco, aczkolwiek delikatnie, w kierunku stolików z zastawą do herbaty i butelkami wina, tymi, które sama przygotowała i drobnymi podarunkami przez przybyłe damy. Nie miała pojęcia, jaką sprawia niewątpliwą przyjemność lokajowi, pozwalając mu obcować ze szlachciankami bliżej, dając mu lepszą możliwość podziwiania ich wdzięku z bliska.
Poczekała aż mężczyzna odejdzie na bok i sama ruszyła w kierunku kobiet, zajmując miejsce przygotowane dla niej przez Rosalie, obok niej. Odgradzała w ten sposób Megarę od panienki Yaxley, z pewnością było to bardzo dobre rozwiązanie, przynajmniej na początek wieczoru. Tego, który zdążyła już zapowiedzieć Rosie. Darcy zerknęła na nią, wsłuchując się w jej komentarz w ciszy Uniosła ledwie dostrzegalnie kącik ust, ale nic nie dopowiedziała, popijając wino, w końcu podane przez Adama. Chwilę potem skinęła głową na skrzaty aby przyniosły jej przyszykowaną na dziś wieczór książkę.
— Myślę, że możemy już rozpocząć. Nie będę was już dłużej trzymać w niepewności. We Francji mieliśmy taką tradycję, od okazji do okazji, spotkać się i dywagować na temat literatury, a ten tomik w dużym stopniu zapozna wszystkich z tą tradycją. Nie przeciągając, ktoś chciałby wylosować swój tekst?
Każdy rzuca kością k6
Jej uwadze nie mogła ulec obecność Adama. Dostrzegł go kątem oka. Tak, dokładnie w ten sposób w jaki robią to kobiety. Mężczyźni twierdzą, ze ponoć nie można patrzeć kątem. Określmy to wiec jako kobiecą intuicję. Dopiero pchana nią, zwróciła twarz w kierunku lokaja, rzucając:
— Pan Eagle! W końcu. Może Pan podać wino i herbatę.
Wskazała ponaglająco, aczkolwiek delikatnie, w kierunku stolików z zastawą do herbaty i butelkami wina, tymi, które sama przygotowała i drobnymi podarunkami przez przybyłe damy. Nie miała pojęcia, jaką sprawia niewątpliwą przyjemność lokajowi, pozwalając mu obcować ze szlachciankami bliżej, dając mu lepszą możliwość podziwiania ich wdzięku z bliska.
Poczekała aż mężczyzna odejdzie na bok i sama ruszyła w kierunku kobiet, zajmując miejsce przygotowane dla niej przez Rosalie, obok niej. Odgradzała w ten sposób Megarę od panienki Yaxley, z pewnością było to bardzo dobre rozwiązanie, przynajmniej na początek wieczoru. Tego, który zdążyła już zapowiedzieć Rosie. Darcy zerknęła na nią, wsłuchując się w jej komentarz w ciszy Uniosła ledwie dostrzegalnie kącik ust, ale nic nie dopowiedziała, popijając wino, w końcu podane przez Adama. Chwilę potem skinęła głową na skrzaty aby przyniosły jej przyszykowaną na dziś wieczór książkę.
— Myślę, że możemy już rozpocząć. Nie będę was już dłużej trzymać w niepewności. We Francji mieliśmy taką tradycję, od okazji do okazji, spotkać się i dywagować na temat literatury, a ten tomik w dużym stopniu zapozna wszystkich z tą tradycją. Nie przeciągając, ktoś chciałby wylosować swój tekst?
Każdy rzuca kością k6
Darcy Rosier
Zawód : hipnotyzerka w rodowym rezerwacie w Kent
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Jeśli ktoś uprawia ze znawstwem sztukę perswazji, powinien wpierw wzbudzić ciekawość, później połechtać próżność, by wreszcie odwołać się do sumienia lub dobroci.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Darcy Rosier' has done the following action : rzut kością
'k6' : 1
'k6' : 1
Sala balowa
Szybka odpowiedź