Staw przy różanym ogrodzie
Strona 1 z 2 • 1, 2
AutorWiadomość
Mieści się przylegle do różanego ogrodu. Jest to dość spore oczko wodne, niemożliwe do obejścia. Podziwiać je można jedynie z trzech stron. Z czwartej wadzi w tym mur otaczający posiadłość. Nad wodą chylą się ku sobie wierzby, nadając temu miejscu dodatkowego uroku. Przy stawie, od strony ogrodu, ułożone są pniaki będące naturalną pozostałością po ściętych, zniszczonych przypadkowo przez wtedy jeszcze młode rodzeństwo drzewa. Oberwały one niekontrolowaną magią, wyniszczając zdrową korę dwóch okazałych wierzb. Nikt nie wie, co tak naprawdę się tu wydarzyło, ale nikt tych drzew nie żałuje, ponieważ był to jeden z licznych przejawów magii starszego rodzeństwa. Teraz, odpowiednio przygotowane, ścięte i wyrzeźbione pniaki służą za miejsce do siedzenia.
Darcy Rosier
Zawód : hipnotyzerka w rodowym rezerwacie w Kent
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Jeśli ktoś uprawia ze znawstwem sztukę perswazji, powinien wpierw wzbudzić ciekawość, później połechtać próżność, by wreszcie odwołać się do sumienia lub dobroci.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Siedziała na krześle podstawionym jej przez skrzaty, pod lekkim szkarłatnym kocem o złotych wykończeniach. Nostalgicznie wpatrywała się w pniaki drzew, ile to już lat minęło, od kiedy to wszystko się wydarzyło? Od kiedy urodził się Tristan. Darcy. Druella. Marianne... Od kiedy zmiażdżyli te drzewa niszczycielską mocą, pokazując, jak bardzo godni są swojego nazwiska. Czas minął tak szybko. Nie zdążyła nacieszyć się pierwszym dzieckiem, kiedy zabrano go do Beuxbatons. Nie zdążyła przelać wystarczająco dużo miłości na ostatnie, nim ono również wyjechało. Nim przeszli szkołę, skończyły – z doskonałymi wynikami. Nim dorosły.
Ale czy były dorosłe? Nie, żadne z nich jeszcze nie dorosło.
Westchnęła cicho, sama do siebie, rozkoszując się francuskim winem, jakim skrzaty wypełniły trzymany przez nią kielich. Ile czasu minęło, nim je straciła. Druella otarła się o wydziedziczenie, mogła stracić ją na zawsze – ale ta dziewczyna i tak była jej daleka. Zupełnie jakby nigdy nie rozumiała jej matczynej miłości. Darcy... Stracić Darcy? Wypuścić ją z domu, w ręce Bulstrode'ów? Isolda była miłą dziewczyną, ale Cedrina nie potrafiła tego samego powiedzieć o jej bracie. A może nie potrafiła powiedzieć tego teraz – teraz, kiedy zmuszono ją, by w milczeniu zniosła pierścień o fioletowym oczku na dłoni najmłodszej córki. Pozbędą się go. Jeszcze się go pozbędą... Tylko Marie odeszła na zawsze. I tylko Tristan zostanie na zawsze – ale czy na pewno? Czy ta wila piękność nie zamota mu w głowie zbyt mocno? Czekała ją detronizacja, po śmierci Corentina to Tristan będzie głową tej rodziny – a jego szyją Evandra Rosier. Już nie Cedrina. Miała w głowie mętlik, wciąż nie wiedziała, jak do tego podejść.
Powstrzymała gorycz, odbierając różę podaną jej przez Julie, przyjazd Thibauda tchnął w ten dom więcej życia. To maleństwo, jego siostra, przypominało jej młodość i dnie, które spędziła na opiece nad własnymi córkami. Była już późna noc, Julie dawno temu powinna leżeć w łóżku, ale Cedrina pozwoliła jej dzisiaj położyć się później spać. Chyba po raz pierwszy spotka całe swoje wujostwo od strony Rosierów, musiała się przecież z nimi przywitać.
Wszystkie jej dzieci uczestniczyły wszak w polowaniu, z którego miały udać się prosto do niej. Druelli przyda się odpoczynek po rozrywce, a wracając nocą nie powinna budzić swoich dziewczynek. Tristan zawsze był tutaj mile widziany.
Na kolanach miała gazetę oświetloną przez lewitujący nad nią świecznik – rozłożoną na twarzy małej Diany. Zniknęła, tak po prostu. Jak Marie. Jak zniknąć może Darcy, Druella. Świat był taki okrutny dla kochającego serca matki, jej brat wspominał, jak bardzo załamana jest jego małżonka. Czuła też, jak bardzo załamany był on sam. Pokręciła głową, myślała, że powita swoje dzieci z większą radością – tymczasem, nie miała pojęcia, czy w ogóle wiedzieli o tym strasznym wydarzeniu. Powinni się dowiedzieć. Powinni potraktować to jako ostrzeżenie. Diana mogła po prostu uciec, upokorzona narzeczeństwem z Weasleyem, ale to było... takie niepodobne do niej. Była piękną młodą czarownicą, choć czasem wydawała się zbyt zmęczona – pewnie męczyła ją choroba, którą brat Cedriny wolał kryć przed światem. Błękitna krew to okrutne i odpowiedzialne brzemię, nie każdy potrafi je nieść godnie.
Musiała im powiedzieć.
Ale czy były dorosłe? Nie, żadne z nich jeszcze nie dorosło.
Westchnęła cicho, sama do siebie, rozkoszując się francuskim winem, jakim skrzaty wypełniły trzymany przez nią kielich. Ile czasu minęło, nim je straciła. Druella otarła się o wydziedziczenie, mogła stracić ją na zawsze – ale ta dziewczyna i tak była jej daleka. Zupełnie jakby nigdy nie rozumiała jej matczynej miłości. Darcy... Stracić Darcy? Wypuścić ją z domu, w ręce Bulstrode'ów? Isolda była miłą dziewczyną, ale Cedrina nie potrafiła tego samego powiedzieć o jej bracie. A może nie potrafiła powiedzieć tego teraz – teraz, kiedy zmuszono ją, by w milczeniu zniosła pierścień o fioletowym oczku na dłoni najmłodszej córki. Pozbędą się go. Jeszcze się go pozbędą... Tylko Marie odeszła na zawsze. I tylko Tristan zostanie na zawsze – ale czy na pewno? Czy ta wila piękność nie zamota mu w głowie zbyt mocno? Czekała ją detronizacja, po śmierci Corentina to Tristan będzie głową tej rodziny – a jego szyją Evandra Rosier. Już nie Cedrina. Miała w głowie mętlik, wciąż nie wiedziała, jak do tego podejść.
Powstrzymała gorycz, odbierając różę podaną jej przez Julie, przyjazd Thibauda tchnął w ten dom więcej życia. To maleństwo, jego siostra, przypominało jej młodość i dnie, które spędziła na opiece nad własnymi córkami. Była już późna noc, Julie dawno temu powinna leżeć w łóżku, ale Cedrina pozwoliła jej dzisiaj położyć się później spać. Chyba po raz pierwszy spotka całe swoje wujostwo od strony Rosierów, musiała się przecież z nimi przywitać.
Wszystkie jej dzieci uczestniczyły wszak w polowaniu, z którego miały udać się prosto do niej. Druelli przyda się odpoczynek po rozrywce, a wracając nocą nie powinna budzić swoich dziewczynek. Tristan zawsze był tutaj mile widziany.
Na kolanach miała gazetę oświetloną przez lewitujący nad nią świecznik – rozłożoną na twarzy małej Diany. Zniknęła, tak po prostu. Jak Marie. Jak zniknąć może Darcy, Druella. Świat był taki okrutny dla kochającego serca matki, jej brat wspominał, jak bardzo załamana jest jego małżonka. Czuła też, jak bardzo załamany był on sam. Pokręciła głową, myślała, że powita swoje dzieci z większą radością – tymczasem, nie miała pojęcia, czy w ogóle wiedzieli o tym strasznym wydarzeniu. Powinni się dowiedzieć. Powinni potraktować to jako ostrzeżenie. Diana mogła po prostu uciec, upokorzona narzeczeństwem z Weasleyem, ale to było... takie niepodobne do niej. Była piękną młodą czarownicą, choć czasem wydawała się zbyt zmęczona – pewnie męczyła ją choroba, którą brat Cedriny wolał kryć przed światem. Błękitna krew to okrutne i odpowiedzialne brzemię, nie każdy potrafi je nieść godnie.
Musiała im powiedzieć.
Gość
Gość
Darcy wraz z pozostałymi członkami rodziny w końcu dotarła do granic posiadłości. Próbowała nie dać po sobie poznać zmęczenia, ale trudno było je ukryć. Suknię miała trochę zakurzoną, chociaż próbowała doprowadzić ją do porządku czarami, to przecież nie była skrzatem domowym, nie znała się na zaklęciach czyszczących. Kiedyś bardzo mocno wzięła sobie pewne słowa brata do serca, całkowicie lekceważąc wszystkie zaklęcia, których nie wypadało jej znać, w ten sposób zarówno proste Reparo, jak i Chłoczyść rzadko kiedy padało z pod jej dłoni. Dlatego właśnie, kiedy dotarła na miejsce, w pierwszej kolejności udała się przywitać matkę. Po właściwym powitaniu, poprosiła o czas na przebranie się z sukni do jazdy konnej na coś bardziej stosownego dla spotkania rodzinnego.
Dopiero wykąpana i przebrana, chociaż nie mniej zmęczona, zjawiła się przy stawie, po bardzo krótkiej kąpieli czując jak mięśnie bolą ją z przemęczenia. Dlatego przystanęła przy Tristanie, pozwalając sobie w pewnym stopniu zaprzeć się na jego ramieniu. Nie było to dla niego duże obciążenie, zaś jej taka pozycja sprawiała ulgę dla obolałych mięśni. Wcześniej nie miała okazji pogratulować Druelli czy Thibaudowi wyników wyścigu, dlatego teraz spytała w eter:
— Druella i Thibaud zdążyli się pochwalić swoimi zdobyczami z wyścigu?
Pytanie zadała matce, jako wstęp do rozmowy.
Przy okazji posłała krótkie, przeciągłe spojrzenie Thibaudowi. Czyżby jednak jej życzenia szczęścia przed wyścigiem jednak przyniosły mu dobrą passę?
Dopiero wykąpana i przebrana, chociaż nie mniej zmęczona, zjawiła się przy stawie, po bardzo krótkiej kąpieli czując jak mięśnie bolą ją z przemęczenia. Dlatego przystanęła przy Tristanie, pozwalając sobie w pewnym stopniu zaprzeć się na jego ramieniu. Nie było to dla niego duże obciążenie, zaś jej taka pozycja sprawiała ulgę dla obolałych mięśni. Wcześniej nie miała okazji pogratulować Druelli czy Thibaudowi wyników wyścigu, dlatego teraz spytała w eter:
— Druella i Thibaud zdążyli się pochwalić swoimi zdobyczami z wyścigu?
Pytanie zadała matce, jako wstęp do rozmowy.
Przy okazji posłała krótkie, przeciągłe spojrzenie Thibaudowi. Czyżby jednak jej życzenia szczęścia przed wyścigiem jednak przyniosły mu dobrą passę?
Darcy Rosier
Zawód : hipnotyzerka w rodowym rezerwacie w Kent
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Jeśli ktoś uprawia ze znawstwem sztukę perswazji, powinien wpierw wzbudzić ciekawość, później połechtać próżność, by wreszcie odwołać się do sumienia lub dobroci.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Czuła się wspaniale po jeździe na koniu, po pędzie, który rozwiewał jej włosy, adrenalinie, która ozdobiła jej policzki delikatną czerwienią. Była ubrana na czarno, na tle ciemnego stroju jej blada twarz odznaczała się wyjątkowo mocno. Miała na sobie spodnie, tak jak na miotłę nigdy nie wsiadłaby w sukience, tak i na polowaniu postanowiła zostawić suknie w szafie. Nie jeździło się w nich wygodnie, a upadki potrafiły stać się przyczyną różnych skandali. I choć Druelli nigdy podobne afery nie obchodziły, wolała nie chwalić się przed Czarownicą swoją bielizną. Jej strój po upadku nie prezentował się najlepiej. Lekko przykurzony z obłoconymi kolanami, miała rozczochrane włosy i była szczęśliwa, zupełnie jak wtedy, kiedy byli dziećmi. Dru niemalże czekała aż Cedrina uraczy ją karcącym spojrzeniem, przed którym będzie miała ochotę się schować za Tristanem. Tak łatwo było zapomnieć, że byli już dorośli. Jakby sama nie miała trójki dzieci i nie patrzyła na nie w ten sam sposób. Ale dobrze było jednak wrócić do domu, zawsze czuła się tutaj u siebie.
- Mamo? - Uśmiechnęła się na widok Cedriny. Jednak widziała wyraźnie, że matka była zmęczona. Z całego rodzeństwa miała z nią chyba najtrudniejsze relacje. Ale to nie miało znaczenia, wszyscy byli rodziną i kiedy coś się działo, trzeba było trzymać się razem.
- Cześć Julie - przywitała się radośnie z kuzynką. Na chwilę zmieniła swój nos w świński ryjek, to zawsze wywoływało u dzieci uśmiech na twarzy.
- Thibaud pokazał na polowaniu, kto jest najlepszym jeźdźcem w całej Europie, prawda? - Spróbowała zacząć rozmowę na jakiś luźny temat do czasu, gdy Darcy nie wróci przebrana. Druelli nie podobało się dziwne napięcie, które można było wyczuć przy stawie. Usiadła na jednym z pniaków. Gonienie za zwierzętami i adrenalina jednak trochę ją zmęczyły, z przyjemnością więc zajęła miejsce, które przynajmniej trochę pozwoli jej odpocząć.
- Udało nam się upolować graboroga - pochwaliła się rzucając kuzynowi krótkie spojrzenie, gdy dołączyła do nich już przebrana Darcy. Nie była pewna czy chwalenie się tym, że stanęła naprzeciw zwierzęcia, które mogło ją zabić było na pewno dobrym pomysłem, ale może wiedza, że Thibaud był tuż obok jednak zmniejszała rozmiar tej grozy. Listopadowe powietrze nie należało do najcieplejszych. Poprosiła więc skrzata o koc, na który rzuciła zaklęcie rozgrzewające, od którego zrobiło jej się przyjemnie ciepło. Dobrze, że pieńki nie były najwygodniejsze, przynajmniej nie zaśnie w ciągu rozmowy.
- Napijmy się może herbaty - rzuciła głośno. - Mocnej - dodała wiedząc, że usłyszy ją skrzat, który z pewnością spełni życzenie pani Black, która zapewne nieraz dała mu się we znaki będąc jeszcze panienką Rosier.
- Mamo? - Uśmiechnęła się na widok Cedriny. Jednak widziała wyraźnie, że matka była zmęczona. Z całego rodzeństwa miała z nią chyba najtrudniejsze relacje. Ale to nie miało znaczenia, wszyscy byli rodziną i kiedy coś się działo, trzeba było trzymać się razem.
- Cześć Julie - przywitała się radośnie z kuzynką. Na chwilę zmieniła swój nos w świński ryjek, to zawsze wywoływało u dzieci uśmiech na twarzy.
- Thibaud pokazał na polowaniu, kto jest najlepszym jeźdźcem w całej Europie, prawda? - Spróbowała zacząć rozmowę na jakiś luźny temat do czasu, gdy Darcy nie wróci przebrana. Druelli nie podobało się dziwne napięcie, które można było wyczuć przy stawie. Usiadła na jednym z pniaków. Gonienie za zwierzętami i adrenalina jednak trochę ją zmęczyły, z przyjemnością więc zajęła miejsce, które przynajmniej trochę pozwoli jej odpocząć.
- Udało nam się upolować graboroga - pochwaliła się rzucając kuzynowi krótkie spojrzenie, gdy dołączyła do nich już przebrana Darcy. Nie była pewna czy chwalenie się tym, że stanęła naprzeciw zwierzęcia, które mogło ją zabić było na pewno dobrym pomysłem, ale może wiedza, że Thibaud był tuż obok jednak zmniejszała rozmiar tej grozy. Listopadowe powietrze nie należało do najcieplejszych. Poprosiła więc skrzata o koc, na który rzuciła zaklęcie rozgrzewające, od którego zrobiło jej się przyjemnie ciepło. Dobrze, że pieńki nie były najwygodniejsze, przynajmniej nie zaśnie w ciągu rozmowy.
- Napijmy się może herbaty - rzuciła głośno. - Mocnej - dodała wiedząc, że usłyszy ją skrzat, który z pewnością spełni życzenie pani Black, która zapewne nieraz dała mu się we znaki będąc jeszcze panienką Rosier.
Gość
Gość
Tristan naprawdę uwielbiał polowania. Świetnie się czuł zarówno na grzbiecie skrzydlatych koni, kiedy wiatr smagał zimnem jego policzki, jak i z kuszą w ręku, celując do bezbronnych właściwie stworzeń; adrenalina, siła, emocje, lubił cała otoczkę towarzyszącą polowaniom i wszystkie uczucia, jakie były z nimi związane. W jego pamięci wciąż pozostawał początek polowania, kiedy zwrócił na siebie uwagę lwiej części zgromadzonych przy stajniach czarodziejów - czy jego parszywy naprawdę nastrój aż tak mocno rzucał się w oczy? Teraz - wydawał się nieco pogodniejszy, ukierunkowanie na cel zmusiło go do porzucenia kotłujących się myśli. Za swój osobisty sukces poczytywał fakt, że utrzymał się w siodle do samego końca - a zdobycz jaką był dzik wydawał się uprzejmym uzupełnieniem.
- Matko, Julie - powitał je obie chwilę po Druelli, kiedy Darcy zniknęła, żeby się przebrać. Był ubłocony i wygnieciony, choć miał nadzieję, że nie czuć od niego było wypitego alkoholu - to mogłoby być dla matki zbyt wiele. Wszyscy wciąż pozostawali jej dziećmi, irracjonalnie zlęknionymi przed rodzicielską srogością.
- Bezsprzecznie - przytaknął Druelli, spoglądając na kuzyna; na podium stanął jednak za Benem - czyżby coś go rozpraszało? Tristan pamiętał jego uciekające spojrzenie i nawet domyślał się, co było jego powodem, tę kwestię postanowił jednak przemilczeć. - Przy ognisku powitano go z wszelkimi honorami. - Przystanął nieopodal jednego z drzew, wspierając się o jego pień, czekając, aż pozostali usiądą - musiało starczyć miejsca dla Darcy i Julie, Thibaud również pozostawał tutaj gościem, i jemu jednak doskwierało zmęczenie. Galop był długi, a noc coraz późniejsza - dlatego z pewną ulgą przyjął propozycję Druelli, kiedy obok nich pojawiły się filiżanki z ciepłą herbatą przylewitowane tutaj przez nierzucającego się w oczy skrzata. - Największa bestia tego wieczoru - zachwalił garboroga, przenosząc wzrok na siostrę, wszyscy powinni być z nich dumni - Rosierowie niewątpliwie zabłysnęli na dzisiejszym polowaniu.
Powiódł wzrokiem za Darcy, kiedy objawiła się pośród nich, bez sprzeciwu przyjmując dodatkowy ciężar na ramieniu; Darcy musiała być obolała - i jego zmęczenie nieszczególnie miało teraz znaczenie.
- Matko, Julie - powitał je obie chwilę po Druelli, kiedy Darcy zniknęła, żeby się przebrać. Był ubłocony i wygnieciony, choć miał nadzieję, że nie czuć od niego było wypitego alkoholu - to mogłoby być dla matki zbyt wiele. Wszyscy wciąż pozostawali jej dziećmi, irracjonalnie zlęknionymi przed rodzicielską srogością.
- Bezsprzecznie - przytaknął Druelli, spoglądając na kuzyna; na podium stanął jednak za Benem - czyżby coś go rozpraszało? Tristan pamiętał jego uciekające spojrzenie i nawet domyślał się, co było jego powodem, tę kwestię postanowił jednak przemilczeć. - Przy ognisku powitano go z wszelkimi honorami. - Przystanął nieopodal jednego z drzew, wspierając się o jego pień, czekając, aż pozostali usiądą - musiało starczyć miejsca dla Darcy i Julie, Thibaud również pozostawał tutaj gościem, i jemu jednak doskwierało zmęczenie. Galop był długi, a noc coraz późniejsza - dlatego z pewną ulgą przyjął propozycję Druelli, kiedy obok nich pojawiły się filiżanki z ciepłą herbatą przylewitowane tutaj przez nierzucającego się w oczy skrzata. - Największa bestia tego wieczoru - zachwalił garboroga, przenosząc wzrok na siostrę, wszyscy powinni być z nich dumni - Rosierowie niewątpliwie zabłysnęli na dzisiejszym polowaniu.
Powiódł wzrokiem za Darcy, kiedy objawiła się pośród nich, bez sprzeciwu przyjmując dodatkowy ciężar na ramieniu; Darcy musiała być obolała - i jego zmęczenie nieszczególnie miało teraz znaczenie.
the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Śmierciożercy
Naturalnie oparła podbródek na ramieniu Tristana, spoglądając na resztę rodziny z nad barku brata. W rodzinie mogła sobie pozwolić na większą swobodę niż w towarzystwie, na salonach, czy wystawnych balach i innych arystokratycznych okazjonalnych spotkaniach. Jako najmłodsza i jeszcze niezamężna córka Rosierów cieszyła się bezkarnością tego gestu. Jedną ręką opierała się na plecach starszego brata, przechylając z zaintrygowaniem głowę na bok, wpatrując się w twarz jedynego syna Rosierów. Mięśnie miał napięte, wolała wierzyć, ze z przemęczenia bardziej niż z powodu trosk, jakie zajmowały mu głowę podczas polowania. Pokrzepiająco przejechała dłonią wzdłuż jego boku, tak subtelnie i niepostrzeżenie, żeby ten gest mocno nie rzucał się w oczy. Chciała jeszcze wyłapać wzrok Tristana, ale nic na siłę. Może sama możliwość przysłużenia się młodszej siostrze sprawi mu przyjemność, tak jak jej zwykle poprawiało nastrój dbanie o to, żeby i jego samopoczucie było jak najlepsze.
— Ty też nie masz sobie nic do zarzucenia — mruknęła do Tristana, bo przecież też upolował swoją zwierzynę i na pewno zrobił i więcej.
— Tristan uratował mnie przed dzikim kugucharem.
Co prawda Rosier wcale nie miał w tym wielkiego udziału, ale mimo wszystko, Darcy inaczej to zapamiętała. Była przekonana o heroizmie brata. Tak samo, jak i zakładała, że większość czasu, w którym biegali po lesie nie widziała go obok siebie, tylko dlatego, że Tristan wybił się do lepszej od niej grupy. Chwilę później jej wzrok padł na Druellę. Nie odpowiadała na jej słowa, ale uśmiechnęła się w zrozumieniu, kątem ust, jednocześnie odbierając lewitującą herbatę. Odsunęła się trochę od Tistana, chwytając filiżankę pomiędzy dłonie, ogrzewając o nią ręce, tylko chwilę, zanim upiła trochę łyków, odkładając porcelanę na lewitujący talerzyk.
— Chociaż wolałabym ten rodzinny sukces w przyszłości oglądać z boku — przyznała, zerkając z porozumieniem na Thibauda — jakkolwiek wielkim jeźdźcem w Europie nie byłby nasz kuzyn, nauczycielem w przyszłości raczej nie będzie.
Posłała mu słodki uśmiech, zaraz potem zaparzyła się na małą Julie, która najpewniej trochę już przysypiała przy Cedrinie.
— Ty też nie masz sobie nic do zarzucenia — mruknęła do Tristana, bo przecież też upolował swoją zwierzynę i na pewno zrobił i więcej.
— Tristan uratował mnie przed dzikim kugucharem.
Co prawda Rosier wcale nie miał w tym wielkiego udziału, ale mimo wszystko, Darcy inaczej to zapamiętała. Była przekonana o heroizmie brata. Tak samo, jak i zakładała, że większość czasu, w którym biegali po lesie nie widziała go obok siebie, tylko dlatego, że Tristan wybił się do lepszej od niej grupy. Chwilę później jej wzrok padł na Druellę. Nie odpowiadała na jej słowa, ale uśmiechnęła się w zrozumieniu, kątem ust, jednocześnie odbierając lewitującą herbatę. Odsunęła się trochę od Tistana, chwytając filiżankę pomiędzy dłonie, ogrzewając o nią ręce, tylko chwilę, zanim upiła trochę łyków, odkładając porcelanę na lewitujący talerzyk.
— Chociaż wolałabym ten rodzinny sukces w przyszłości oglądać z boku — przyznała, zerkając z porozumieniem na Thibauda — jakkolwiek wielkim jeźdźcem w Europie nie byłby nasz kuzyn, nauczycielem w przyszłości raczej nie będzie.
Posłała mu słodki uśmiech, zaraz potem zaparzyła się na małą Julie, która najpewniej trochę już przysypiała przy Cedrinie.
Darcy Rosier
Zawód : hipnotyzerka w rodowym rezerwacie w Kent
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Jeśli ktoś uprawia ze znawstwem sztukę perswazji, powinien wpierw wzbudzić ciekawość, później połechtać próżność, by wreszcie odwołać się do sumienia lub dobroci.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Czując na ramieniu podbródek Darcy, Tristan przechylił lekko głowę, stykając się z nią własną - lubił mieć ją obok. Jej bliskość uspokajała go, pomagała zebrać myśli, ukoić nerwy, odegnać natrętne myśli - takie jak te, które towarzyszyły mu tego dnia od samego rana. Jak dzień wcześniej. Tydzień. Jak ten krzyk - umierającej dziewczyny. To jej obecność pomogła się mu skupić w trakcie polowania, paradoksalnie, atak kuguchara i upadek Darcy pomogły przywrócić mu trzeźwość myśli. Był potrzebny tu i teraz: jako brat i jako syn. Jej delikatny dotyk rzeczywiście dał mu pokrzepienie, siostra mogła to wyczuć, kiedy napięcie stopniowo opadało z jego ciała, mięśnie zaczynały się rozluźniać. Wciąż unikał jej spojrzenia, z tej pozycji nie mogła go uchwycić - ale znała go przecież dość dobrze, by z łatwością odczytać język jego ciała. Dbanie o dobre samopoczucie Darcy w istocie pozostawało priorytetem i nic tak skutecznie nie odciągało jego myśli jak jej potrzeby. Uniósł dłoń, delikatnie otaczając nią talię siostry, pragnąc dać jej silniejsze oparcie, miała prawo być zmęczona po tym szaleńczym galopie. Przez jego twarz przemknął mdły cień uśmiechu, nie uratował Darcy, zrobił to Carrow. Tristan próbował - ale zawiódł i tylko Merlin może wiedzieć, jak by się to wszystko skończyło, gdyby Carrowa tam nie było. Ale był tam. A Darcy nic się nie stało. Sądził, że siostra jedynie chce mu poprawić nastrój - więc nie zaprzeczył.
- Trafiłem dzika - rzucił właściwie niechętnie, bo w ogóle mówił niechętnie. Kiedy zeskoczył z konia i opadła z niego adrenalina - powróciły troski i zniknęła radość z polowania. Kiedy siostra odsunęła się od niego i uchwyciła herbatę, Tristan zrobił to samo - upił łyk z lewitującej filiżanki, ogrzewając się ciepłem napoju.
- Bał się, że stworzy sobie konkurencję - zwrócił się pośrednio kuzyna, unosząc wzrok na Thibauda. - Nie wiń go, Darcy. - Brak talentu czy kiepska forma nie mogły być powodem. - Twój talent zwyciężył mimo to. - Bo przecież gnała prawie na przedzie, z najlepszymi jeźdźcami.
- Trafiłem dzika - rzucił właściwie niechętnie, bo w ogóle mówił niechętnie. Kiedy zeskoczył z konia i opadła z niego adrenalina - powróciły troski i zniknęła radość z polowania. Kiedy siostra odsunęła się od niego i uchwyciła herbatę, Tristan zrobił to samo - upił łyk z lewitującej filiżanki, ogrzewając się ciepłem napoju.
- Bał się, że stworzy sobie konkurencję - zwrócił się pośrednio kuzyna, unosząc wzrok na Thibauda. - Nie wiń go, Darcy. - Brak talentu czy kiepska forma nie mogły być powodem. - Twój talent zwyciężył mimo to. - Bo przecież gnała prawie na przedzie, z najlepszymi jeźdźcami.
the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Śmierciożercy
Darcy było wygodnie. Przymknęła na chwilę powieki, zapominając o tym, że nie powinna poddawać się swoim zmęczeniu. Trwanie u boku Tristana spuściło jej gardę. Najchętniej zamieniłaby się miejscem z małą Julie, której nikt nie powinien mieć nic do zarzucenia, gdyby teraz usnęła. Rosier ledwie powstrzymywała się od ziewnięcia. Dłoń, którą przytrzymywała się ramienia brata, zsunęła bezwładnie w dół, dopiero po kilku sekundach zdając sobie sprawę, ze pozwala sobie na zbyt duże rozluźnienie. Teraz, kiedy i napięcie mięśni Tristana ustąpiło, czuła się spokojniej.
Stojąc już z herbatą u jego boku, wsłuchała się w jego ton. Rozmowa jak na razie toczyła się pomiędzy ich dwojgiem. Nie dziwiła się ani Thibaudowi, ani Druelli, że nie udzielali ie w dyskusji. To musiał być dla nich wszystkich wyczerpujący dzień. Dla Cedriny również. Nie brała udziału w polowaniu. Posłała na nie natomiast wszystkie swoje dzieci. Kto wiedział, jak takie polowanie mogło się skończyć. Dzikich kugucharów, czy wściekłych garborogow nie widzi się na co dzień. Niecodziennie też jada się samodzielnie upolowaną dziczyznę. Tristan musiał być zadowolony ze swoich łowów. Darcy upolowała króliczka, który był wcześniej uśpiony, a teraz na pewno radośnie skakał po rosie rowskich ogrodach. Rosier wolała o tym nie wspominać matce. Przynajmniej dopóki nie było wiadomo, czy dziki zając, królik, czy co to było, nie zeżre długo pielęgnowanych róż, jeśli nie znajdzie sałaty. Na ten moment przemilczała jego istnienie.
— Więc jutro na obiad możemy oczekiwać dziczyzny — podsumowała temat polowania i chciała oddać się milczeniu. Słysząc o konkurencji, jaką sprawiała Thibaudowi, pokręciła lekko głowa na boki.
— Ach, to. Nie. Po prostu bardziej niż innym zależało mi na tym, żeby zbliżyć się ku końcowi pościgu, nawet bez naręcza zdobyczy, którymi mogłabym się pochwalić.
Odchodząc już całkiem od Tristana, otaksowała go wcześniej spojrzeniem, zanim uznała, że dość już mu się dzisiaj naprzykrzyła swoją obecnością. Wiedziała, że zadbałby o jej komfort nawet kosztem własnego, dlatego uznała, że zamiast opierać swój ciężar na nim, znajdzie sobie inne oparcie. Usiadła na jednym z konarów, przetransmutowanych na wygodne siedzisko.
— Miło czasem spędzić wieczór w rodzinnym gronie.
Miło czy niemiło, słowa te, miała nadzieję, poruszą innych do wzięcia udziału w rozmowie.
Stojąc już z herbatą u jego boku, wsłuchała się w jego ton. Rozmowa jak na razie toczyła się pomiędzy ich dwojgiem. Nie dziwiła się ani Thibaudowi, ani Druelli, że nie udzielali ie w dyskusji. To musiał być dla nich wszystkich wyczerpujący dzień. Dla Cedriny również. Nie brała udziału w polowaniu. Posłała na nie natomiast wszystkie swoje dzieci. Kto wiedział, jak takie polowanie mogło się skończyć. Dzikich kugucharów, czy wściekłych garborogow nie widzi się na co dzień. Niecodziennie też jada się samodzielnie upolowaną dziczyznę. Tristan musiał być zadowolony ze swoich łowów. Darcy upolowała króliczka, który był wcześniej uśpiony, a teraz na pewno radośnie skakał po rosie rowskich ogrodach. Rosier wolała o tym nie wspominać matce. Przynajmniej dopóki nie było wiadomo, czy dziki zając, królik, czy co to było, nie zeżre długo pielęgnowanych róż, jeśli nie znajdzie sałaty. Na ten moment przemilczała jego istnienie.
— Więc jutro na obiad możemy oczekiwać dziczyzny — podsumowała temat polowania i chciała oddać się milczeniu. Słysząc o konkurencji, jaką sprawiała Thibaudowi, pokręciła lekko głowa na boki.
— Ach, to. Nie. Po prostu bardziej niż innym zależało mi na tym, żeby zbliżyć się ku końcowi pościgu, nawet bez naręcza zdobyczy, którymi mogłabym się pochwalić.
Odchodząc już całkiem od Tristana, otaksowała go wcześniej spojrzeniem, zanim uznała, że dość już mu się dzisiaj naprzykrzyła swoją obecnością. Wiedziała, że zadbałby o jej komfort nawet kosztem własnego, dlatego uznała, że zamiast opierać swój ciężar na nim, znajdzie sobie inne oparcie. Usiadła na jednym z konarów, przetransmutowanych na wygodne siedzisko.
— Miło czasem spędzić wieczór w rodzinnym gronie.
Miło czy niemiło, słowa te, miała nadzieję, poruszą innych do wzięcia udziału w rozmowie.
Darcy Rosier
Zawód : hipnotyzerka w rodowym rezerwacie w Kent
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Jeśli ktoś uprawia ze znawstwem sztukę perswazji, powinien wpierw wzbudzić ciekawość, później połechtać próżność, by wreszcie odwołać się do sumienia lub dobroci.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Uśmiechnęła się – smutnym, melancholijnym uśmiechem, zaciskając białe palce na krańcach poszczępionej gazety. Delikatnie ucałowała czoło Julie, szeptem odsyłając ją do jej pokoju, kiedy wsłuchiwała się w słowa swoich najdroższych dzieci. Darcy prezentowała się doskonale, lecz na widok nieprzebranej Druelli Cedrina nawet się nie skrzywiła – musiało stać się coś strasznego, jeżeli zdawała się nie dostrzegać kolejnych faux pax swojej najmniej udanej córki.
- Przynieście wina – zwróciła się w przestrzeń, zapewne do skrzatów. – To nie jest wieczór odpowiedni nawet na mocną herbatę – odniosła się do słów Druelli. Byli w doskonałym nastroju, zmęczeni, ale zadowoleni ze swojej wyprawy. Nie wiedziała, jak odnieść się do wydarzeń, o których musiała im opowiedzieć. Diana była rodziną, niezależnie od tego, czy ojciec chciał ją oddać zubożonemu rodowi, czy nie. Była córką jego brata. Rzuciła krótkie spojrzenie wpierw Druelli, później Darcy, słysząc o garborogu i kugucharze, dobrze, że był z nimi jej jedyny syn. Przy nim jednym – zawsze były bezpieczne. Przygładziła dłonią koc rozłożony na swoich kolanach i oparła głowę o oparcie fotela, zamykając oczy, częściowo wsłuchując się w słowne przepychanki pomiędzy młodzieżą, a częściowo – dystansując się od nich. To nie był dzień jak co dzień.
- Usiądźcie wszyscy – poprosiła, kiedy zamilkli, nie otwierając oczu. – Muszę wam coś powiedzieć – dodała, oddając trzymaną gazetę najbliżej stojącej Darcy, ich kuzynka, Diana Crouch, smutnym subtelnym uśmiechem zdobiła okładkę ruchomym portretem. – Kiedy tylko zobaczyłam dzisiejszego Proroka, od razu napisałam do mojego brata. To wszystko prawda, Diany nie było w domu już od kilku dni. Nikt nie wie, co się z nią stało. – Jej dłoń drgnęła, jakby chciała uchwycić dłoń przechodzącej obok Darcy, swojej najmłodszej córeczki. Śmierci w ich rodzinie ostatnimi czasy było tak wiele, zbyt wiele – a Cedrina ponad własne dzieci nie miała nic cennego. Rodowe klejnoty, władza, najwyższa krew, wszystko było bez znaczenia wobec tego dziedzictwa. Wobec dzieci, w obronie których rzuciłaby się na pewną śmierć. A jednak – czasem pojawiały się sytuacje, których nikt nie mógł przewidzieć. Tak jak teraz, biedna dziewczyna.
- Przynieście wina – zwróciła się w przestrzeń, zapewne do skrzatów. – To nie jest wieczór odpowiedni nawet na mocną herbatę – odniosła się do słów Druelli. Byli w doskonałym nastroju, zmęczeni, ale zadowoleni ze swojej wyprawy. Nie wiedziała, jak odnieść się do wydarzeń, o których musiała im opowiedzieć. Diana była rodziną, niezależnie od tego, czy ojciec chciał ją oddać zubożonemu rodowi, czy nie. Była córką jego brata. Rzuciła krótkie spojrzenie wpierw Druelli, później Darcy, słysząc o garborogu i kugucharze, dobrze, że był z nimi jej jedyny syn. Przy nim jednym – zawsze były bezpieczne. Przygładziła dłonią koc rozłożony na swoich kolanach i oparła głowę o oparcie fotela, zamykając oczy, częściowo wsłuchując się w słowne przepychanki pomiędzy młodzieżą, a częściowo – dystansując się od nich. To nie był dzień jak co dzień.
- Usiądźcie wszyscy – poprosiła, kiedy zamilkli, nie otwierając oczu. – Muszę wam coś powiedzieć – dodała, oddając trzymaną gazetę najbliżej stojącej Darcy, ich kuzynka, Diana Crouch, smutnym subtelnym uśmiechem zdobiła okładkę ruchomym portretem. – Kiedy tylko zobaczyłam dzisiejszego Proroka, od razu napisałam do mojego brata. To wszystko prawda, Diany nie było w domu już od kilku dni. Nikt nie wie, co się z nią stało. – Jej dłoń drgnęła, jakby chciała uchwycić dłoń przechodzącej obok Darcy, swojej najmłodszej córeczki. Śmierci w ich rodzinie ostatnimi czasy było tak wiele, zbyt wiele – a Cedrina ponad własne dzieci nie miała nic cennego. Rodowe klejnoty, władza, najwyższa krew, wszystko było bez znaczenia wobec tego dziedzictwa. Wobec dzieci, w obronie których rzuciłaby się na pewną śmierć. A jednak – czasem pojawiały się sytuacje, których nikt nie mógł przewidzieć. Tak jak teraz, biedna dziewczyna.
Gość
Gość
Usadowiła się wygodniej na pieniku czując rozkoszne rozleniwienie, jak zwykle po intensywnym dniu. Teraz do szczęścia brakowało jej jedynie herbaty, łóżka, poduszki, kołdry, kąpieli, piżamy, mydła i ciszy. Warunki w sam raz, żeby słodko zasnąć. Czy Cygnus będzie miał jej za złe, jeśli zostanie na noc u rodziców? Mama na pewno znajdzie jakieś wolne łóżko dla swojej niegustownie ubranej córki. Fakt, że nie zaszczyciła obecnego stroju Druelli nawet słowem, wystarczył, by stwierdzić, że coś było nie tak. Unoszące się napięcie gęstło, zabijało każdą próbę nawiązania błahej rozmowy. Przecież nigdy nie mieli problemów ze wspólnymi tematami. Nie w swoim gronie. Wino. Nawet tu matka musi mieć ostatnie zdanie, w wyborze napojów na wieczór. Złość Druelli minęła jednak szybko wraz z kolejnymi słowami Cedriny. Ale to nie ich znaczenie powstrzymało ją od skrzywienia się w grymasie irytacji, to nie ono ostudziło rodzący się w niej gniew zanim zdążył w ogóle rozgorzeć na dobre. To ton, głos mamy. Nie słychać w nim było zachwytu nad osiągnięciami dzieci. Ani już w szczególności złości za zbytnie narażenie się. Czyli tego, czego Druella mogła się po nim spodziewać. Przyjęła wino dusząc w sobie pokusę, by poprosić o grzańca, udowodnić, że ostatnie słowo należy jednak do niej. Posłuchała nawet, gdy matka poprosiła, by usiedli. Spróbowała rozsiąść się jeszcze wygodniej, ale nie było to już możliwe. Patrzyła na Cedrinę z zainteresowaniem próbując ukryć napięcie. Czuła, że to, co zaraz usłyszy będzie ważne. To będzie miało znaczenie i nie będzie wesołe. Czy tato...? Przełknęła ślinę szykując się na najgorsze. Na początku nie rozumiała. Prorok? A co ona miał wspólnego z ojcem? Brat? Dopiero tuż przed tym, jak to usłyszała, udało jej się poskładać wszystko w całość. Prorok. Brat. Crouch. Diana. Ich kuzynka zaginęła. Nie było jej w domu? Od dawna. To znaczy od kiedy? Co to wszystko ma znaczyć? Czuła jak gdzieś w niej wzbiera pustka. Wypełnia ją w jakiś dziwny, niewyjaśniony i zupełnie pozbawiony logiki sposób. Ale tak się właśnie czuła. Rozrastała się od brzucha dalej, docierając do głowy, wypierając wszystkie myśli pozostawiając jedynie niezrozumienie.
- Diana - poruszyła bezdźwięcznie ustami nawet nie wiedząc, jak bardzo zbladła. Nie znowu ich rodzina. Nie, to nie może być prawda. Na pewno wszystko jest dobrze. Znajdzie się.
Okłamywała samą siebie. Nawet nie wiedziała, kiedy wstała z miejsca zrzucając na ziemię filiżankę, którą postawiła na siedzeniu obok siebie. Jej nogi same wybrały kierunek, podeszła do Cedriny, kucnęła przed nią chcąc popatrzeć w jej twarz. Kładąc dłonie na kolanie, ściskając, przypominając matce przez ten krótki dotyk, że nie jest sama. Nie myślała, nie była zdolna do myślenia.
- Mamo...?
Nie wiedziała, o co zapytać, nie wiedziała, co powiedzieć. Spojrzała w twarze rodzeństwa, najpierw Darcy, potem Tristana w rozpaczliwym poszukiwaniu właściwych pytań albo odpowiedzi.
- Diana - poruszyła bezdźwięcznie ustami nawet nie wiedząc, jak bardzo zbladła. Nie znowu ich rodzina. Nie, to nie może być prawda. Na pewno wszystko jest dobrze. Znajdzie się.
Okłamywała samą siebie. Nawet nie wiedziała, kiedy wstała z miejsca zrzucając na ziemię filiżankę, którą postawiła na siedzeniu obok siebie. Jej nogi same wybrały kierunek, podeszła do Cedriny, kucnęła przed nią chcąc popatrzeć w jej twarz. Kładąc dłonie na kolanie, ściskając, przypominając matce przez ten krótki dotyk, że nie jest sama. Nie myślała, nie była zdolna do myślenia.
- Mamo...?
Nie wiedziała, o co zapytać, nie wiedziała, co powiedzieć. Spojrzała w twarze rodzeństwa, najpierw Darcy, potem Tristana w rozpaczliwym poszukiwaniu właściwych pytań albo odpowiedzi.
Gość
Gość
Bez słowa, choć niechętnie, patrzył jak Darcy z wolna się do niego odsuwa, cofa; bliskość siostry sprawiała, ze ponure myśli zaczynało go opuszczać - oplótł dłońmi trzymaną szklankę ciepłej herbaty, wciąż opierając się o korę starego drzewa, otulała go ciemność i - niespodziewanie - samotność, choć znajdował się przecież wśród kobiet, które były mu najbliższe. I kobiet, przed którymi skrywał tajemnice, których wciąż nie potrafił wypowiedzieć na głos. Nie słyszał słów Darcy, nachodziły go jakby z daleka, z oddali, zanurzywszy się we własnych myślach z odrętwienia wytrącił go dopiero wstrząśnięty głos matki. Wciąż nie usiadł, choć podobne polecenie z jej ust mogło zwiastować coś strasznego - i coś, czego mógł się spodziewać. Szum w jego głowie przybrał na sile, matka mówiła o Dianie z troską, ze strachem, nieświadoma tego, co mogło się wydarzyć. Jak przez mgłę słyszał Druellę - pomimo ciemności dostrzegł, że zbladła równie mocno, co matka. Obserwował ją w milczeniu, kiedy kucała przy matce, kiedy poczuł na sobie jej spojrzenie, którego jednak nie odwzajemnił.
Okłamywał je. Nie powiedział im prawdy - ale czy istniała różnica? Narastająca sprzeczność zaczynała go przytłaczać, nie żałował tego, co jej zrobił - choć wciąż słyszał w głowie jej krzyk, przepełniony bólem wrzask, nieme błaganie o śmierć, choć wciąż miał przed oczyma jej krew zalewającą jego posadzkę, choć wciąż słyszał gruchot jej kości upychanych do starego kuferka Darcy. Choć wciąż słyszał jej śmiech - perlisty, śliczny śmiech - kiedy napadało go wspomnienie dawnych lat w Beuxbatons i ich wspólnej nauki muzyki, jej roziskrzone źrenice, kiedy z ratował ją z Nokturnu i oddawał w ręce jej starszego brata. Diana była mu bliska, nie dalsza niż każdemu z tutaj zgromadzonych, ale to, co zrobiła, zasługiwało na najgorszą karę. I tak był łaskawy - tylko dlatego, że Marie nie pochwalała brutalności. Była psem - suką - winien tak ją potraktować, wziąć na łańcuch, uwiązać w piwnicy i dać zdechnąć z głodu, najstraszliwszą z możliwych śmierci, ale wtedy miałaby szansę uciec. Wolał stracić ją od razu - bezlitośnie - w kilka chwil zadając jej tyle cierpienia, ile on odczuł, kiedy ujrzał martwe ciało najstarszej siostry.
Nie dało się tego porównać. Cierpiała za mało, za mało, za mało...
A jego matka - martwiła się o nią, żałowała jej. Jej, zdrajczyni krwi, zdrajczyni ich krwi, podłej morderczyni, wilczej suki. Nie zasługiwała nawet na wspomnienie jej imienia - powinno zostać wykreślone z drzewa rodowego Crouchów. Powinna zostać zapomniana. Okryta kurzem i hańbą, o której oni nigdy nie zapomną. Hańbą, o której powinni wiedzieć wszyscy. Rzucił krótkie spojrzenie na gazetę leżącą na kolanach matki, podobiznę Diany, wiernie odrysowaną na wiotkim papierze. Nie zasługiwała na to. Nie zasługiwała na pamięć.
Uniósł głowę, wpierw przenosząc wzrok gdzieś w bok, w nieprzepastną ciemność pośród różanych krzewów, dopiero po dłuższej chwili spoglądając na matkę, omijając wzrok obu sióstr. Odwagi, Tristanie. Nikt nie kochał Marie mocniej niż jej rodzona matka.
Jego usta drgnęły, nim wydobył się z nich jakikolwiek dźwięk.
- Nie żyje - wypowiedział cicho, ale stanowczo, bo pewien był zarówno czynu, jak i jego słuszności. Jeśli dopadł go jakikolwiek wyrzut sumienia, to jedynie taki, że zbyt późno się zorientował, że młoda Crouch jest bestią w ludzkim ciele. Że zataja ten fakt przed rodziną, i robił to wciąż, bo samo nie żyje nie mówiło całej prawdy. Nie tego uczono go całe życie, był lojalny. Lojalny i oddany krwi, to te zasady, najważniejsze zasady, sprzeniewierzyła Diana. - Zabiłem ją - dodał, nie opuszczając spojrzenia. Bez uczuć, bez skruchy, bez lęku. Wymierzył jej sprawiedliwość, choć żadne okrucieństwo nie mogłoby jej oddać w pełni.
Okłamywał je. Nie powiedział im prawdy - ale czy istniała różnica? Narastająca sprzeczność zaczynała go przytłaczać, nie żałował tego, co jej zrobił - choć wciąż słyszał w głowie jej krzyk, przepełniony bólem wrzask, nieme błaganie o śmierć, choć wciąż miał przed oczyma jej krew zalewającą jego posadzkę, choć wciąż słyszał gruchot jej kości upychanych do starego kuferka Darcy. Choć wciąż słyszał jej śmiech - perlisty, śliczny śmiech - kiedy napadało go wspomnienie dawnych lat w Beuxbatons i ich wspólnej nauki muzyki, jej roziskrzone źrenice, kiedy z ratował ją z Nokturnu i oddawał w ręce jej starszego brata. Diana była mu bliska, nie dalsza niż każdemu z tutaj zgromadzonych, ale to, co zrobiła, zasługiwało na najgorszą karę. I tak był łaskawy - tylko dlatego, że Marie nie pochwalała brutalności. Była psem - suką - winien tak ją potraktować, wziąć na łańcuch, uwiązać w piwnicy i dać zdechnąć z głodu, najstraszliwszą z możliwych śmierci, ale wtedy miałaby szansę uciec. Wolał stracić ją od razu - bezlitośnie - w kilka chwil zadając jej tyle cierpienia, ile on odczuł, kiedy ujrzał martwe ciało najstarszej siostry.
Nie dało się tego porównać. Cierpiała za mało, za mało, za mało...
A jego matka - martwiła się o nią, żałowała jej. Jej, zdrajczyni krwi, zdrajczyni ich krwi, podłej morderczyni, wilczej suki. Nie zasługiwała nawet na wspomnienie jej imienia - powinno zostać wykreślone z drzewa rodowego Crouchów. Powinna zostać zapomniana. Okryta kurzem i hańbą, o której oni nigdy nie zapomną. Hańbą, o której powinni wiedzieć wszyscy. Rzucił krótkie spojrzenie na gazetę leżącą na kolanach matki, podobiznę Diany, wiernie odrysowaną na wiotkim papierze. Nie zasługiwała na to. Nie zasługiwała na pamięć.
Uniósł głowę, wpierw przenosząc wzrok gdzieś w bok, w nieprzepastną ciemność pośród różanych krzewów, dopiero po dłuższej chwili spoglądając na matkę, omijając wzrok obu sióstr. Odwagi, Tristanie. Nikt nie kochał Marie mocniej niż jej rodzona matka.
Jego usta drgnęły, nim wydobył się z nich jakikolwiek dźwięk.
- Nie żyje - wypowiedział cicho, ale stanowczo, bo pewien był zarówno czynu, jak i jego słuszności. Jeśli dopadł go jakikolwiek wyrzut sumienia, to jedynie taki, że zbyt późno się zorientował, że młoda Crouch jest bestią w ludzkim ciele. Że zataja ten fakt przed rodziną, i robił to wciąż, bo samo nie żyje nie mówiło całej prawdy. Nie tego uczono go całe życie, był lojalny. Lojalny i oddany krwi, to te zasady, najważniejsze zasady, sprzeniewierzyła Diana. - Zabiłem ją - dodał, nie opuszczając spojrzenia. Bez uczuć, bez skruchy, bez lęku. Wymierzył jej sprawiedliwość, choć żadne okrucieństwo nie mogłoby jej oddać w pełni.
the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Śmierciożercy
Matka była wstrząśnięta. Darcy zerknęła na Proroka w dłoniach rodzicielki, dostrzegając kątem oka znajomą twarz kuzynki. Było prawie jak kiedyś, kiedy głos Cedriny rozbrzmiał w powietrzu, wibrując bardzo intensywnie i docierając do Darcy, jeszcze zanim naprawdę lady Rosier zdradziła treść słów, które chciała im przekazać. Gazetę, którą otrzymała w ręce, obróciła portretem do dołu, nie przekazując jej dalej. Żadne z nich nie potrzebowało patrzeć na facjatę bliskiej im osoby, nie powinno o tym czytać. Doświadczyli już zbyt wiele bólu, zbyt wiele bólu by mówić o nim znów. Ujęła dłoń matki, prostując się i wstrzymując oddech. Spodziewała się najgorszego. Kiedy padły słowa Cedriny, przymknęła powieki, wypuszczając to powietrze z wolna z płuc. Jednak nieszczęście. O ironio, mało ich w tej rodzinie? Pamięć o Marie odbijała się w nich wszystkich dużym echem, stan ojca spędzał sen z powiek. Kuzynki znikały bez śladu. Otworzyła powieki, słysząc szelest obok siebie. To Druella poderwała się z miejsca, docierając do matki. Kucnęła obok niej. Młoda Rosier obserwowała ich twarze, próbując zachować spokój. W ten sam sposób, w jaki wymuszała go po śmierci siostry. Tym razem było prościej, ale i tak za ciężko. W tej kwestii nie można było nabrać praktyki. Nie chciało się, to znaczyłoby, ze kolejne nieszczęście spada na tą rodzinę. Zacisnęła usta, gładząc kciukiem wierzch dłoni Cedriny. Wstała, ale tylko na chwilę, żeby przysiąść na krawędzi fotela matki i położyć dłoń na ramieniu Druelli. Wcześniej odgarnęła z jej bladej twarzy ciemny kosmyk i jeszcze na chwilę zwróciła twarz na matkę. Tristan stał daleko. Kontrolnie uniosła wzrok z nad ramienia Druelli, szukając jego spojrzenia, ale on nie patrzył na nich. Przez troskę matki i zszokowanie Dru, spodziewałaby się na tej twarzy dostrzec podobne emocje. Ale ta nie wyrażała ani jednego, ani drugiego. Jej brat nie wydawał się tą informacją zupełnie zdziwiony. Serce stanęło jej w miejscu na drżenie jego warg, kiedy wzrok skierował na mamę. Jej dłoń niekontrolowanie zacisnęła się mocniej na ramieniu siostry. To jeszcze nie był koniec, prawda?
Wahała się, nie wiedząc już kogo powinna pocieszać. Cedrinę wspierała Druella, ale matka była najbardziej poruszona. Diana była ich najbliższą rodziną, kuzynką, ale to z Cedriną wiązały ją najściślejsze więzy. To ona obserwowała jak młoda Di dojrzewa, jej mała bratanica. Bardziej niż strata bliskiej osoby, Darcy odczuwała stratę Cedriny. Śmierć czyniła ten dramat jeszcze podlejszym. Instynkt podpowiadał jej jednak, że to jeszcze nie wszystko. Wyczuwając, że Tristan nie skończył jeszcze wypowiedzi, uwalniła dłoń od splotu palców matki, przytrzymała ją jeszcze chwilę w bezruchu, przeciągając z wolna drugą ręką po plecach Druelli i wpatrzyła się w nie obie, dając Druelli wesprzeć mamę na jej sposób. Nawet w tym momencie uznając, że tak będzie najlepiej. Nic, jak strata bliskiej osoby, nie było w stanie poprawić ich relacji. Chociaż tyle, w tym całym nieszczęściu.
Dopiero pełne wyznanie Tristana poderwało Darcy w górę. Prawie z końcem jego słów, objęła go za szyję, wspinając się na palce, żeby jej sięgnąć.
Nie pytała dlaczego. Nie musiała. Ufała mu. Zrobił to, co konieczne. Na pewno. Dla rodziny. Musiał.
Co innego pchnęłoby go do podniesienia ręki na rodzinę z nazwiska ich matki?
Wahała się, nie wiedząc już kogo powinna pocieszać. Cedrinę wspierała Druella, ale matka była najbardziej poruszona. Diana była ich najbliższą rodziną, kuzynką, ale to z Cedriną wiązały ją najściślejsze więzy. To ona obserwowała jak młoda Di dojrzewa, jej mała bratanica. Bardziej niż strata bliskiej osoby, Darcy odczuwała stratę Cedriny. Śmierć czyniła ten dramat jeszcze podlejszym. Instynkt podpowiadał jej jednak, że to jeszcze nie wszystko. Wyczuwając, że Tristan nie skończył jeszcze wypowiedzi, uwalniła dłoń od splotu palców matki, przytrzymała ją jeszcze chwilę w bezruchu, przeciągając z wolna drugą ręką po plecach Druelli i wpatrzyła się w nie obie, dając Druelli wesprzeć mamę na jej sposób. Nawet w tym momencie uznając, że tak będzie najlepiej. Nic, jak strata bliskiej osoby, nie było w stanie poprawić ich relacji. Chociaż tyle, w tym całym nieszczęściu.
Dopiero pełne wyznanie Tristana poderwało Darcy w górę. Prawie z końcem jego słów, objęła go za szyję, wspinając się na palce, żeby jej sięgnąć.
Nie pytała dlaczego. Nie musiała. Ufała mu. Zrobił to, co konieczne. Na pewno. Dla rodziny. Musiał.
Co innego pchnęłoby go do podniesienia ręki na rodzinę z nazwiska ich matki?
Darcy Rosier
Zawód : hipnotyzerka w rodowym rezerwacie w Kent
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Jeśli ktoś uprawia ze znawstwem sztukę perswazji, powinien wpierw wzbudzić ciekawość, później połechtać próżność, by wreszcie odwołać się do sumienia lub dobroci.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Druella. Z zamkniętymi oczyma wyciągnęła dłoń i położyła ją na jej ręce, którą ściskała kolano matki. Ze wszystkich swoich dzieci to z nią miała najgorszy kontakt, to ona była jej czarną owcą odporną na nauki i wychowanie przystające do roli damy. To ona nigdy nie chciała jej słuchać. Ale gdyby coś jej się stało Cedrina gotowa byłaby przetrząsnąć niebo i ziemię, aby ukarać winnego, rzuciłaby się w ogień, aby je chronić… lecz cóż z tego, kiedy mogła nie być w stanie? Jak z Marianne… Czy jej brat nie myślał podobnie? Czy jej brat nie uczyniłby wszystkiego, by odnaleźć winnego zniknięcia jego córki? A jednak – stało się – dziewczyna zniknęła i nikt nie wiedział, gdzie ją znaleźć. Bliskość dzieci dodawała jej sił, były dzięki temu realniejsze, bliższe, nie musiała się o nie martwić – choć wisielczy nastrój Tristana nie pozostawał jej obojętny. Mała Diana, niezbyt urodziwa, ale wciąż urocza, jej przyszłość malowały ponure barwy, ale nie aż tak ponure. Nadchodziły niebezpieczne czasy, jeśli po raz kolejny ktoś ważył się podnieść rękę na spadkobierczynię krwi prastarego rodu – jednego z najstarszych, a na pewno najstarszego, który miał swoją siedzibę w Anglii. Niechętnie uniosła powieki, rzucając ruchomej podobiźnie Diany zlęknione spojrzenie. Gdyby tylko uciekała przed małżeństwem z Weasleyem jej los byłby im już znany, przecież nie uciekłaby daleko przed władzą swojego ojca. Zapatrzyła się w to zdjęcie tak mocno, że nie dostrzegła nawet, kiedy Darcy odeszła do swojego brata. Brata, z ust którego padły słowa tak okrutne.
Nie zdążyła zapytać, skąd wie o jej śmierci, choć kiedy uniosła wzrok, Tristan tak naprawdę nie musiał kończyć swojej wypowiedzi – znała go dość dobrze. Patrzył już na nie, nie uciekając wzrokiem, ze spojrzenia dziecka matka jest w stanie wyczytać wszystko. Smutek, żal, skruchę, gnębiący wyrzut sumienia – lecz czy którekolwiek z tych uczuć wyczuwała w głosie pierworodnego? Mocniej uścisnęła dłoń Druelli, wzięła głębszy oddech. Przekazując im informację o tej tragedii bynajmniej nie spodziewała się podobnego obrotu sprawy. Spodziewała się ich zaskoczyć, wszystkich, zmartwić straszliwą tragedią, tym czasem jej syn wiedział o tej tragedii więcej niż ona. Zabił córkę jej starszego brata, poważył się na życie, w którym płynęła ta sama krew, co jego. On, oddany rodzinie. Oddany im wszystkim. Czy mógłby ich zdradzić? Nie mógłby, a gdyby to zrobił, nie stałby pomiędzy nimi. Gdyby to zrobił, widziałaby u niego żal. Wzięła kielich wina z tacy, która zmaterializowała się obok i wychyliła jego zawartość jednym haustem.
- Tristan – szepnęła drżącym głosem, opierając ją na łokciu o oparcie krzesła. Ogrom tragedii zdawał się powiększać, doskonale wiedziała, że jej brat nie spocznie w poszukiwaniach winnego. W poszukiwaniach mordercy. W poszukiwaniach jej dziecka. – Nikt w to nie uwierzy… - mruczała pod nosem, szukając już dla niego ratunku, poszukując ochrony, pragnąc jego bezpieczeństwa. Jeśli na szalę mieli jej położyć życie jego i Diany, wyśmiałaby każdego, kto zapytałby, czy te życia są sobie równe. Jej pierworodny, dziedzic, jedyny syn. Niebawem ścigany przez zbyt długie macki Crouchów. – Jak zginęła? – zapytała, nie patrząc na syna. Pierwsze, co przyszło jej do głowy – że to dla igraszki. Fantazji. Znała Tristana dobrze, potrafił okazać brutalność i uwielbiał kobiety. Naraziłby się wtedy na gniew potężnych ludzi z najgłupszego możliwego powodu, ale Cedrina była jego matką. Cokolwiek się nie wydarzyło, będzie go chroniła.
Nie zdążyła zapytać, skąd wie o jej śmierci, choć kiedy uniosła wzrok, Tristan tak naprawdę nie musiał kończyć swojej wypowiedzi – znała go dość dobrze. Patrzył już na nie, nie uciekając wzrokiem, ze spojrzenia dziecka matka jest w stanie wyczytać wszystko. Smutek, żal, skruchę, gnębiący wyrzut sumienia – lecz czy którekolwiek z tych uczuć wyczuwała w głosie pierworodnego? Mocniej uścisnęła dłoń Druelli, wzięła głębszy oddech. Przekazując im informację o tej tragedii bynajmniej nie spodziewała się podobnego obrotu sprawy. Spodziewała się ich zaskoczyć, wszystkich, zmartwić straszliwą tragedią, tym czasem jej syn wiedział o tej tragedii więcej niż ona. Zabił córkę jej starszego brata, poważył się na życie, w którym płynęła ta sama krew, co jego. On, oddany rodzinie. Oddany im wszystkim. Czy mógłby ich zdradzić? Nie mógłby, a gdyby to zrobił, nie stałby pomiędzy nimi. Gdyby to zrobił, widziałaby u niego żal. Wzięła kielich wina z tacy, która zmaterializowała się obok i wychyliła jego zawartość jednym haustem.
- Tristan – szepnęła drżącym głosem, opierając ją na łokciu o oparcie krzesła. Ogrom tragedii zdawał się powiększać, doskonale wiedziała, że jej brat nie spocznie w poszukiwaniach winnego. W poszukiwaniach mordercy. W poszukiwaniach jej dziecka. – Nikt w to nie uwierzy… - mruczała pod nosem, szukając już dla niego ratunku, poszukując ochrony, pragnąc jego bezpieczeństwa. Jeśli na szalę mieli jej położyć życie jego i Diany, wyśmiałaby każdego, kto zapytałby, czy te życia są sobie równe. Jej pierworodny, dziedzic, jedyny syn. Niebawem ścigany przez zbyt długie macki Crouchów. – Jak zginęła? – zapytała, nie patrząc na syna. Pierwsze, co przyszło jej do głowy – że to dla igraszki. Fantazji. Znała Tristana dobrze, potrafił okazać brutalność i uwielbiał kobiety. Naraziłby się wtedy na gniew potężnych ludzi z najgłupszego możliwego powodu, ale Cedrina była jego matką. Cokolwiek się nie wydarzyło, będzie go chroniła.
Gość
Gość
Wyznanie Tristana zmroziło ją. Poczuła jak coś zimnego przebiega po jej plecach. Nie była pewna, co myśleć w pierwszej chwili. Obrzuciła go uważnym spojrzeniem. Od jakiegoś czasu sprawiał wrażenie, że coś go dręczy. Gdyby tylko wiedziała, kiedy się wcześniej widzieli. Śmierć. Zabójstwo. Myślała przez chwilę patrząc na brata, cały czas trzymając mamę. Myślała tak intensywnie, że Cedrina pewnie słyszała pracę mózgu swojej córki.
- Co ze zwłokami? Nikt ich nie znajdzie? - Zapytała o pierwszą rzecz, jaka przyszła jej do głowy. Trzeba było działać praktycznie, niezależnie od tego, co się działo. Jeżeli ktoś znajdzie ciało Diany, dowie się, jak zmarła, z pewnością zacznie szukać jej mordercy. A ze wszystkich rzeczy, jakie nie mogły jej spotkać w życiu, bliski w Azkabanie był pierwszą, najważniejszą i największą z nich. Nie pozwoli nikomu z nich trafić do więzienia. Postawi ich ponad prawem, ponad wszystkim, nad czym będzie trzeba, byle ich ocalić. Myślała, co można zrobić. Jeżeli jest taka potrzeba, zmieni się w Dianę. Na chwilę tylko, na tyle, by zobaczył ją ktoś, najlepiej jakiś reporter. To powinno odsunąć wszelkie podejrzenia od Tristana. Nikt nie wiedział, co się stało z ich kuzynką. Przed chwilą nawet dla mamy była po prostu zaginiona. Druelli nie obchodziło jak i czemu zginęła, Tristan miał powód i na pewno zrobił to odpowiednio, nie musiała się nad tym specjalnie zastanawiać, były ważniejsze rzeczy do zrobienia.
- Kiedy to się stało?
To było kolejne ważne pytanie. Dawno i już wszystko jest uprzątnięte czy może ledwo co i trzeba się dopiero zająć całym problemem. Rewelacje tego wieczoru zdecydowanie Druellę rozbudziły. I zaszokowały, to chyba przede wszystkim. Widziała artykuł w Proroku, chyba każdy się z nim zapoznał, ale nie przejęła się specjalnie. Wyszła z założenia, że gdyby coś się stało zostałaby poinformowana przez rodzinę. Poniekąd miała rację, ale tego się nie spodziewała. Przypomniała sobie Dianę, jej twarz, wychudzoną sylwetkę. Nie musiała w tym celu spoglądać na zdjęcie. Pamiętała ją dobrze. Ale nie czuła już żalu, obezwładniającego zimna, ciemnej pustki rosnącej w dole brzucha. Była teraz tylko na nią zła, że cokolwiek zrobiła, zrobiła to Trisowi. Od tylu dni coś go męczyło. A to była cały czas ona. Wystarczyła chwila, pełna niepewności, zwątpienia, negacji i akceptacji, by tak drastycznie zmienić swoje odczucia wobec, jakby nie było, członka rodziny. Faktem jest, że śmierć cały czas zdawała się być abstrakcyjna. Była tylko słowem, niczym konkretnym, świadomość, że nigdy więcej nie ujrzy kuzynki na oczy dojdzie do niej kiedyś później. I wtedy może nawet uroni łzę, może będzie potrafiła posmutnieć. Ale to wszystko zależało teraz od Tristana, od tego co zrobi, co powie. Była gotowa mu pomóc, teraz, jak stała, ruszyć, gdzie jej powie i zrobić cokolwiek, czego od niej oczekiwał. Czekając na jego słowa spojrzała na matkę, na to jak ona sobie z tym radziła. Była gotowa bronić brata, jak wtedy, gdy ona robiła jakąś głupią psotę jako dziecko i on bronił ją przed konsekwencjami. Ale nie ujrzała w oczach Cedriny wściekłości i chęci wymierzania sprawiedliwości. Wszystkie były po jego stronie, niezależnie co zrobił i dlaczego. Były jego, a on był ich i tylko tyle się liczyło.
- Co ze zwłokami? Nikt ich nie znajdzie? - Zapytała o pierwszą rzecz, jaka przyszła jej do głowy. Trzeba było działać praktycznie, niezależnie od tego, co się działo. Jeżeli ktoś znajdzie ciało Diany, dowie się, jak zmarła, z pewnością zacznie szukać jej mordercy. A ze wszystkich rzeczy, jakie nie mogły jej spotkać w życiu, bliski w Azkabanie był pierwszą, najważniejszą i największą z nich. Nie pozwoli nikomu z nich trafić do więzienia. Postawi ich ponad prawem, ponad wszystkim, nad czym będzie trzeba, byle ich ocalić. Myślała, co można zrobić. Jeżeli jest taka potrzeba, zmieni się w Dianę. Na chwilę tylko, na tyle, by zobaczył ją ktoś, najlepiej jakiś reporter. To powinno odsunąć wszelkie podejrzenia od Tristana. Nikt nie wiedział, co się stało z ich kuzynką. Przed chwilą nawet dla mamy była po prostu zaginiona. Druelli nie obchodziło jak i czemu zginęła, Tristan miał powód i na pewno zrobił to odpowiednio, nie musiała się nad tym specjalnie zastanawiać, były ważniejsze rzeczy do zrobienia.
- Kiedy to się stało?
To było kolejne ważne pytanie. Dawno i już wszystko jest uprzątnięte czy może ledwo co i trzeba się dopiero zająć całym problemem. Rewelacje tego wieczoru zdecydowanie Druellę rozbudziły. I zaszokowały, to chyba przede wszystkim. Widziała artykuł w Proroku, chyba każdy się z nim zapoznał, ale nie przejęła się specjalnie. Wyszła z założenia, że gdyby coś się stało zostałaby poinformowana przez rodzinę. Poniekąd miała rację, ale tego się nie spodziewała. Przypomniała sobie Dianę, jej twarz, wychudzoną sylwetkę. Nie musiała w tym celu spoglądać na zdjęcie. Pamiętała ją dobrze. Ale nie czuła już żalu, obezwładniającego zimna, ciemnej pustki rosnącej w dole brzucha. Była teraz tylko na nią zła, że cokolwiek zrobiła, zrobiła to Trisowi. Od tylu dni coś go męczyło. A to była cały czas ona. Wystarczyła chwila, pełna niepewności, zwątpienia, negacji i akceptacji, by tak drastycznie zmienić swoje odczucia wobec, jakby nie było, członka rodziny. Faktem jest, że śmierć cały czas zdawała się być abstrakcyjna. Była tylko słowem, niczym konkretnym, świadomość, że nigdy więcej nie ujrzy kuzynki na oczy dojdzie do niej kiedyś później. I wtedy może nawet uroni łzę, może będzie potrafiła posmutnieć. Ale to wszystko zależało teraz od Tristana, od tego co zrobi, co powie. Była gotowa mu pomóc, teraz, jak stała, ruszyć, gdzie jej powie i zrobić cokolwiek, czego od niej oczekiwał. Czekając na jego słowa spojrzała na matkę, na to jak ona sobie z tym radziła. Była gotowa bronić brata, jak wtedy, gdy ona robiła jakąś głupią psotę jako dziecko i on bronił ją przed konsekwencjami. Ale nie ujrzała w oczach Cedriny wściekłości i chęci wymierzania sprawiedliwości. Wszystkie były po jego stronie, niezależnie co zrobił i dlaczego. Były jego, a on był ich i tylko tyle się liczyło.
Gość
Gość
Ugiął się lekko, czując ciężar siostry, ciężar, czy to dobre słowo? Jej bliskość odejmowała wagi jego myślom, przejmowała część trosk na siebie za sprawą magicznego dotyku, ciepłego, kojącego, dla przeciwwagi w pierwszym oparł się mocniej za drzewo rosnące tuż za nim i w pierwszym odruchu przytulił twarz do jej włosów, wspierając brodą na jej wątłym ramieniu ciasno obejmującym jego szyję, nie była zła. Nie usłyszał nic, ani od niej, ani od Druelli, ani od matki, nie widział teraz ich twarzy, nie chciał widzieć - pewien, że dostrzeże zawód w oczach rodzicielki, która z nich wszystkich z Dianą musiała mieć więź najbliższą. Krew z krwi, była jej ciotką. Ale to wszystko nie miało znaczenia w obliczu tego, co Diana im wszystkim uczyniła, a co nie mogło wyjść mu przez gardło. Szept matki dobiegł go jak z daleka, choć bliski i drżący, choć podłamany, to jednak pozbawiony nuty zawodu, złości - ufały mu, tak jak on ufał im. Co sprawiło, że w to zwątpił?
Diana, Dianie też ufał.
Matka miała rację, nikt nie uwierzy, że to on był mordercą. Wuj, jej ojciec, dziad, bracia, wszyscy wiedzieli, jak bliskie łączyły ich relacje, lecz jak wielu z nich znało o niej prawdę? Wiedzieli - i pomagali ją kryć? Jeśli tylko tak było, są nie mniejszymi zbrodniarzami od niej samej.
Powoli uniósł wzrok na wciąż siedzące razem Druellę matkę, uniósł powoli dłonie, delikatnie obejmując najmłodszą sióstr, to jeszcze nie był koniec złych wiadomości. To na pytanie dlaczego powinny znać odpowiedź - Marie zmarła trzy lata temu, rozszarpana przez bestię pod dachem obcego mężczyzny, ich wszystkich ciskając w niekończącą się żałobę. Sama w czterech ścianach obcego domu wyła z bólu, błagając o śmierć dla siebie i swoich dzieci. Nikt nie dał jej szansy. Nikt nie trzymał jej za rękę. Nikt nie wysłuchał jej ostatniego tchnienia - oprócz niej, suczej zdrajczyni. Pytania, pytania, za dużo pytań - jak zacząć tę opowieść? Początek nie kleił się z końcem, o którym mówić już zaczął.
- Cierpiąc - odpowiedział matce, kiedy jego palce mocniej wbiły się w talię Darcy. - Błagając o śmierć. - Choć mógł zadać jej więcej bólu. Aż do śmierci nie była w stanie pojąć, jak wielkiej zbrodni dokonała, ile cierpienia zadała tym, którym kłamliwie patrzyła w oczy, jak fałszywą i zepsutą gnidą była. Jego źrenice przesunęły się na twarz Druelii, kiwnął głową przecząco. Nie, nikt nie miał szansy znaleźć ciała Diany. - Spłonęło smoczym ogniem - Najdoskonalszym ogniem, takim, które przetopić mogło wszystko. Zdziwiłby się, gdyby pozostał po niej choć skrawek ubrania. To, to ciało, Diana w jego oczach nie była już człowiekiem. - Przed balem u Averych - dodał lakonicznie. Tak było łatwiej: padało pytanie, można było odpowiedzieć. Krótko, bez wdawania się w drastyczne szczegóły, bez podkreślania i przeżywania na nowo tych wszystkich emocji, które mu tamtego dnia towarzyszyły.
Ale musiał im powiedzieć. Kochały Marie tak jak on, tak jak on pragnęły sprawiedliwości.
- Zdradziła - po dłuższej chwili milczenia wreszcie odważył się wypowiedzieć te słowa na głos. - Zdradziła krew, zdradziła nas. - Na wszystkie możliwe sposoby. - Była wilkołakiem. Była tym wilkołakiem. - Tym, który ją zabił. - Powiedziała mi, a ja... ja pamiętam te oczy. Cały czas była obok, cały czas nas okłamywała. Nie wiem jak to możliwe, że nikt... że nikt nie zorientował się wcześniej. - Jej rodzina musiała wiedzieć, bez tego nie ukryłaby się na tak długo - ale czy widziała o straszliwej zbrodni, jakiej Diana dokonała na ich rodzinie? Wybacz, matko, to twoja krew. Twoja krew zdradziła.
Gdyby tylko mógł, zabiłby ją raz jeszcze. Zabijałby ją bez końca, tak, by nigdy nie przestawała cierpieć. Napiął ramiona, w których wciąż obejmował siostrę, wspomnienie udręki Marie pozostawało ciężkie dla nich wszystkich.
Diana, Dianie też ufał.
Matka miała rację, nikt nie uwierzy, że to on był mordercą. Wuj, jej ojciec, dziad, bracia, wszyscy wiedzieli, jak bliskie łączyły ich relacje, lecz jak wielu z nich znało o niej prawdę? Wiedzieli - i pomagali ją kryć? Jeśli tylko tak było, są nie mniejszymi zbrodniarzami od niej samej.
Powoli uniósł wzrok na wciąż siedzące razem Druellę matkę, uniósł powoli dłonie, delikatnie obejmując najmłodszą sióstr, to jeszcze nie był koniec złych wiadomości. To na pytanie dlaczego powinny znać odpowiedź - Marie zmarła trzy lata temu, rozszarpana przez bestię pod dachem obcego mężczyzny, ich wszystkich ciskając w niekończącą się żałobę. Sama w czterech ścianach obcego domu wyła z bólu, błagając o śmierć dla siebie i swoich dzieci. Nikt nie dał jej szansy. Nikt nie trzymał jej za rękę. Nikt nie wysłuchał jej ostatniego tchnienia - oprócz niej, suczej zdrajczyni. Pytania, pytania, za dużo pytań - jak zacząć tę opowieść? Początek nie kleił się z końcem, o którym mówić już zaczął.
- Cierpiąc - odpowiedział matce, kiedy jego palce mocniej wbiły się w talię Darcy. - Błagając o śmierć. - Choć mógł zadać jej więcej bólu. Aż do śmierci nie była w stanie pojąć, jak wielkiej zbrodni dokonała, ile cierpienia zadała tym, którym kłamliwie patrzyła w oczy, jak fałszywą i zepsutą gnidą była. Jego źrenice przesunęły się na twarz Druelii, kiwnął głową przecząco. Nie, nikt nie miał szansy znaleźć ciała Diany. - Spłonęło smoczym ogniem - Najdoskonalszym ogniem, takim, które przetopić mogło wszystko. Zdziwiłby się, gdyby pozostał po niej choć skrawek ubrania. To, to ciało, Diana w jego oczach nie była już człowiekiem. - Przed balem u Averych - dodał lakonicznie. Tak było łatwiej: padało pytanie, można było odpowiedzieć. Krótko, bez wdawania się w drastyczne szczegóły, bez podkreślania i przeżywania na nowo tych wszystkich emocji, które mu tamtego dnia towarzyszyły.
Ale musiał im powiedzieć. Kochały Marie tak jak on, tak jak on pragnęły sprawiedliwości.
- Zdradziła - po dłuższej chwili milczenia wreszcie odważył się wypowiedzieć te słowa na głos. - Zdradziła krew, zdradziła nas. - Na wszystkie możliwe sposoby. - Była wilkołakiem. Była tym wilkołakiem. - Tym, który ją zabił. - Powiedziała mi, a ja... ja pamiętam te oczy. Cały czas była obok, cały czas nas okłamywała. Nie wiem jak to możliwe, że nikt... że nikt nie zorientował się wcześniej. - Jej rodzina musiała wiedzieć, bez tego nie ukryłaby się na tak długo - ale czy widziała o straszliwej zbrodni, jakiej Diana dokonała na ich rodzinie? Wybacz, matko, to twoja krew. Twoja krew zdradziła.
Gdyby tylko mógł, zabiłby ją raz jeszcze. Zabijałby ją bez końca, tak, by nigdy nie przestawała cierpieć. Napiął ramiona, w których wciąż obejmował siostrę, wspomnienie udręki Marie pozostawało ciężkie dla nich wszystkich.
the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Śmierciożercy
Strona 1 z 2 • 1, 2
Staw przy różanym ogrodzie
Szybka odpowiedź